Dama do towarzystwa - Anne Ashley - ebook

Dama do towarzystwa ebook

Anne Ashley

3,6
14,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Panna Ruth Harrington jest damą do towarzystwa lady Beatrice Lindley. Razem ze swoją pracodawczynią prowadzą spokojne życie i tylko od czasu do czasu przyjmują gości. W dniu jednej z proszonych kolacji nagła zamieć śnieżna zatrzymuje w posiadłości podróżującego pułkownika Prentissa. Lady Beatrice chętnie przyjmuje nieznajomego i prosi, by dołączył do gości. Kolację kończy rozmowa o niewyjaśnionym morderstwie sprzed lat, którego świadkiem była pani domu. Następnego dnia lady Beatrice zostaje znaleziona martwa. Ruth w tajemnicy prosi pułkownika o pomoc w wyjaśnieniu śmierci, która tylko jej wydaje się podejrzana...

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 256

Oceny
3,6 (29 ocen)
7
8
10
3
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
wioolcia

Nie oderwiesz się od lektury

Super
10

Popularność



Podobne


Anne Ashley

Dama do towarzystwa

Tłumaczenie:

ROZDZIAŁ PIERWSZY

– Doprawdy, moje drogie dziewczę, wydajesz się przemarznięta do szpiku kości! Wejdź natychmiast i dołącz do mnie przy kominku.

Zerknąwszy na karafkę z wyborną maderą, panna Ruth Harrington przyjęła zaproszenie. Chociaż nie miała w zwyczaju raczyć się trunkami o tak wczesnej porze, zapragnęła czegoś, co postawi ją na nogi, po spacerze do miasta przy nader niesprzyjającej pogodzie. Natomiast lady Beatrice przed lunchem zawsze wypijała kieliszek lub dwa.

Ruth rozsiadła się w fotelu przy kominku i skosztowała trunku. Nie po raz pierwszy doszła do wniosku, że bardzo lubi towarzystwo pracodawczyni. Dla obserwatora z zewnątrz sprawiały wrażenie spokrewnionych, tymczasem Ruth przyjechała do Dunsterford Hall zaledwie dekadę wcześniej i zajęła stanowisko skromnie opłacanej damy do towarzystwa. Mimo to ani przez moment nie czuła się służącą i nikt w domu nie traktował jej z wyższością. Lady Beatrice zachowywała się niemal jak troskliwa matka chrzestna. Miewała jednak gorsze dni, gdy odnosiła się do otoczenia niedelikatnie i nieżyczliwie.

Ruth wiedziała jednak, że nie powinna się temu dziwić, wziąwszy pod uwagę nieszczęśliwe małżeństwo lady Beatrice z okrutnym lordem Charlesem Lindleyem. Przy kimś takim łatwo było zapomnieć, czym jest życzliwość.

– Wydajesz się niezwykle zamyślona, moja droga – zauważyła lady Beatrice, gdy Ruth nie odzywała się, ze smutkiem wpatrując się w ogień. – Dowiedziałam się dzisiaj rano od Whittona, że mimo pogody wybrałaś się na codzienny spacer. Takie chłody są nietypowe na początku października. Można by pomyśleć, że mamy środek zimy.

Tylko dramatyczne załamanie pogody zmusiłoby Ruth do pozostania w Dunsterford Hall i rezygnacji z przechadzki. Nie chodziło wcale o niechęć do domu, choć nie należał on do najwybitniejszych osiągnięć architektury. Wzniesiony z szarego kamienia ponury budynek z jakiegoś powodu przypominał o nieuchronności śmierci. Potwierdzali to ci, którzy po raz pierwszy mieli okazję rzucić okiem na otoczone wysokimi drzewami gmaszysko. Inna sprawa, że mało kto odwiedzał mieszkającą na skraju rozległego wrzosowiska wdowę. Z zasady nie zapraszała gości. Nie licząc pastora i lekarza, jak również kilku sąsiadek w zbliżonym wieku, nikt nie pojawiał się w majątku i dlatego właśnie Ruth niemal codziennie spacerowała do małego targowego miasteczka, oddalonego o dobre półtora kilometra.

– W istocie, jest wyjątkowo zimno – przyznała. – Dan Smethers uważa, że przed wieczorem spadnie śnieg.

Lady Beatrice pytająco uniosła brwi.

– A kimże to jest ów pan Smethers, jeśli wolno spytać? – wycedziła z nieskrywaną wyższością.

Ruth nie udało się ukryć uśmiechu. Wiedziała, że jej odpowiedź nie przypadnie do gustu pracodawczyni.

– To syn kowala, lady Beatrice – wyjaśniła.

– Doprawdy, moja droga – zaczęła lady Beatrice, starannie dobierając słowa. – Życzyłabym sobie, żebyś zapanowała nad skłonnością do fraternizowania się z pospólstwem. Młodej damie, bądź co bądź szlachetnie urodzonej, najzwyczajniej w świecie nie przystoi zadawać się z osobami z niższych sfer. Pozwolę sobie przypomnieć ci, że takie zachowanie jest źle widziane i rodzi niepotrzebne domysły.

– Ależ, lady Beatrice, wcale nie uważam się za bardziej wartościową od tych, którzy zarabiają na życie ciężką pracą. W rzeczy samej, często czuję się gorsza – odparła Ruth szczerze. – Korzystam z rozlicznych przywilejów, zarezerwowanych raczej dla dam o wyższej pozycji w towarzystwie.

Dla zilustrowania swoich słów uniosła kieliszek drogiej madery.

– Moja droga, w kwestii swojego pochodzenia nie masz się czego wstydzić – zaoponowała lady Beatrice. – Przypomnę ci tylko, że twoim dziadkiem po mieczu był generał sir Mortimer Harrington, a twoja matka wywodziła się z Worthingów. Naturalnie, próżno by doszukiwać się dziedzicznych tytułów u twoich przodków, niemniej oba rody są stare i godne szacunku. Wielka szkoda, że twojemu dziadkowi po kądzieli brakowało smykałki do interesów i przez nietrafione inwestycje przywiódł swoją gałąź rodziny Worthingów na skraj ruiny. Ale cóż ja będę ci mówić, skoro sama to wiesz najlepiej. – Odetchnęła głęboko i pokręciła głową. – W dzieciństwie przyjaźniłam się z twoją matką. Była cudowną dziewczyną, zarówno z urody, jak i z charakteru. Gdyby pojawiała się w towarzystwie w londyńskim sezonie, mogłaby przebierać w atrakcyjnych kawalerach jak w ulęgałkach.

Ruth nie miała najmniejszych wątpliwości, że to prawda. Jej matka w istocie była oszałamiająco piękną dziewczyną, o czym świadczył wiszący w sypialni portret, namalowany przez ojca Ruth.

– Nie przypominam sobie, by mama kiedykolwiek narzekała, że nie bywa na salonach, lady Beatrice – zauważyła. – Z jej słów wynikało, że zakochała się w moim ojcu od pierwszego wejrzenia, podobnie jak on w niej. To prawdziwa tragedia, że umarł w pierwszym roku małżeństwa. Mama nigdy nawet nie spojrzała na innego mężczyznę.

– Przynajmniej pod tym względem wykazała się rozsądkiem – oświadczyła lady Beatrice cierpko, a Ruth nie pierwszy raz pomyślała, że jej pracodawczyni ma wyjątkowo niskie mniemanie o całej płci brzydkiej. – Och, nie jest moim zamiarem uwłaczanie pamięci twojego ojca, naturalnie – dodała pośpiesznie dama. – Jakkolwiek patrzeć, prawie go nie znałam. Spotkaliśmy się bodaj dwakroć i muszę przyznać, że był najprzystojniejszym mężczyzną, jakiego miałam okazję poznać. Cóż, poza tym trudno powiedzieć o nim cokolwiek dobrego. Podobnie jak większość przedstawicieli swojej płci, był bezgranicznie samolubny i całkowicie nieobliczalny. Na wieść o ciąży twojej matki wyjechał cieszyć się rozkoszami słonecznej Italii. No tak, był uzdolnionym malarzem, wręcz wybitnie uzdolnionym. Gdyby pożył nieco dłużej, być może zyskałby należne mu uznanie. I chyba dobrze się stało, że twojej biednej matki nie było przy nim, gdy zapadł na tę chorobę, która go zabiła. Tak czy inaczej, pozostawił rodzinę praktycznie bez środków do życia. Mało tego, wydziedziczył go nawet własny ojciec! Moim zdaniem generał był słusznie oburzony faktem, że jego syn nie chciał podjąć solidnej pracy.

– Wszystko to prawda – potwierdziła Ruth. – Ale dziadek próbował pogodzić się z moją mamą na wieść o śmierci taty, choć od początku był przeciwny małżeństwu. Lubił mamę, lecz uważał, że jego syn nie jest w stanie utrzymać żony.

– I ani trochę się nie pomylił! Trzeba uczciwie przyznać, że to twoja matka nie chciała jego pomocy, a do tego otwarcie odrzuciła moje zaproszenie! A przecież chciałam, by przybyła tutaj z tobą. Zamieszkałybyśmy razem.

– Chyba uniosła się dumą – wyjaśniła Ruth. Doskonale wiedziała, że jej matka była zdecydowana samodzielnie zadbać o utrzymanie siebie i córki. – Poza tym z biegiem czasu przywykła do życia na plebanii i do roli gospodyni wielebnego Stephena. Traktował nas bardzo życzliwie, podobnie jak dziadek Harrington. Przecież zapisał mi coś w testamencie.

– Owszem, ale tę sumę otrzymasz dopiero po ślubie lub po ukończeniu trzydziestego roku życia. Jak rozumiem, uznał, że wtedy całkiem stracisz szansę na znalezienie męża. – Lady Beatrice pogardliwie machnęła ręką. – Zadbałam o to, byś nigdy nie musiała wychodzić za mąż, moja droga. Właściwie nie planowałam wtajemniczać cię w te sprawy już teraz, ale skoro temat wypłynął, nie ma co zwlekać. Otóż podczas niedawnego spotkania z Pearce’em, moim prawnikiem, wprowadziłam zasadnicze zmiany w testamencie. Po pierwsze, zapisałam to i owo na rzecz służby, a po drugie, uczyniłam cię główną spadkobierczynią mojego majątku.

Ruth rozchyliła usta ze zdumienia.

– Ależ, lady Beatrice, nie chciałabym wydać się niewdzięczna, lecz przecież ma pani rodzinę – przypomniała damie, z trudem zbierając myśli. – A pani siostry i ich dzieci?

Lady Beatrice ponownie machnęła ręką.

– Doprawdy, moi bliscy są dobrze sytuowani – podkreśliła. – Obie moje siostry znalazły zamożnych mężów i zawarły z nimi stosowne umowy małżeńskie, więc nic nie zagraża przyszłości ich dzieci. Za to nie da się tego powiedzieć o twojej przyszłości, moja droga. A poza tym stałaś mi się bliska jak córka. Pieniądze, które ode mnie otrzymujesz, to nie wynagrodzenie, lecz kieszonkowe. Tak naprawdę nigdy nie uważałam cię za damę do towarzystwa.

– Wiem o tym dobrze, lady Beatrice – powiedziała Ruth cicho, nadal przytłoczona nieoczekiwaną hojnością swojej dobrodziejki. – Niemniej trzeba przyznać, że uciekła się pani do nadzwyczaj przebiegłego fortelu, bym z panią tutaj zamieszkała.

– Szczwana ze mnie lisica, prawda? – odparła lady Beatrice chełpliwie. – Obawiałam się, że odziedziczyłaś po matce nieznośny upór i nie zechcesz zamieszkać tu bez pracy. Trzeba przyznać, że doskonale dbasz o mój dom. – Z aprobatą rozejrzała się po schludnym wnętrzu. – Jestem świadoma, że służba posłusznie wykonuje twoje polecenia, bardzo zresztą roztropne. Cóż, zawsze uważałam domowe obowiązki za nużące, a dzięki tobie nie muszę nawet przejmować się jadłospisem, gdy przyjeżdżają goście!

Ruth pomyślała z rozbawieniem, że przyjmowanie gości nie wiązało się ze specjalnym wysiłkiem, skoro prawie nikt nie odwiedzał Dunsterford Hall.

Jak na ironię, w tej samej chwili ktoś załomotał kołatką do drzwi.

– A któż to taki? – zdziwiła się Ruth, pośpiesznie wstając. – Czyżbyśmy spodziewały się gości?

– Bez wątpienia to doktor. Przyjmę go tutaj.

Ruth natychmiast się zatroskała.

– Czyżby, nie daj Boże, ponownie coś pani dolegało, lady Beatrice? – spytała zaniepokojona.

– Nie cieszę się przesadnie dobrym zdrowiem – westchnęła lady Beatrice. – Ale jeśli Bóg pozwoli, pozostanę z tobą jeszcze przez wiele lat… Któż jednak może wiedzieć, co przyniesie przyszłość? A teraz zechciej wreszcie wprowadzić doktora.

Ruth posłusznie udała się po pana Maddoxa, zostawiła go przed salonem, po czym udała się na piętro, do swojej sypialni, gdzie zastała pokojówkę i zarazem swoją najlepszą przyjaciółkę. Mieszkały pod jednym dachem od dziewięciu lat.

Agatha Whitton oderwała się od układania świeżo wypranych ubrań i uśmiechnęła się życzliwie.

– Panienko, najwyższa pora sprawić sobie nowe stroje – oznajmiła. – Nie pamiętam, kiedy to ostatni raz panienka kupiła choćby wstążkę do czepka!

Ruth musiała przyznać, że to prawda. Stać ją było na materiał i uszycie nowych sukien, jednak zawsze uważała, że powinna ubierać się skromnie, odpowiednio do swojej pozycji w domowej hierarchii. Biorąc jednak pod uwagę to, czego właśnie się dowiedziała od lady Beatrice…

– Tak, masz słuszność, Aggie – przytaknęła nieoczekiwanie. – Jeszcze dzisiaj przejdziemy się do miasta i zajrzymy do pasmanterii, o ile lady Bea nie będzie miała nic przeciwko temu.

– Ha! Niech panienka wyjrzy przez okno!

Ruth spodziewała się pogorszenia pogody, lecz widok białych płatków nieco ją zaskoczył.

– Wielkie nieba! – zawołała. – Nigdy nie widziałam śniegu o tej porze roku.

– Ma się rozumieć, ale się zdarza – zauważyła Agatha. – Pamiętam, że jak byłam mała, to padało i we wrześniu!

Ruth podeszła do okna i popatrzyła na urokliwy, dziki pejzaż. Uwielbiała włóczyć się po wrzosowisku i podziwiać zmieniające się w zależności od pory roku barwy okolicy.

– Muszę przyznać, Aggie, że tu jest naprawdę pięknie – westchnęła z zachwytem. – Nie kusi cię jednak, by czasem wyjechać i zwiedzić inne części kraju?

– Ależ, panienko! – Pokojówka popatrzyła na Ruth z czułością. – Jak panienka tak mówi, to od razu widać, żeśmy z innych sfer. Panienka ma to pewnie we krwi, ale ze mną jest całkiem inaczej. Nigdy nie pragnęłam nigdzie jeździć, a moi bliscy od pokoleń żyją i mrą tu, wedle wrzosowiska. Większość to się nawet na kilka metrów nie ruszyła! Jakby londyńska garderobiana jaśnie pani potrafiła przywyknąć do tutejszego życia, nigdy nie zostałabym pokojówką u lady Beatrice. Panienka wie tak dobrze jak ja, że jaśnie pani już nigdzie nie podróżuje, ale mnie nie wadzi, że jestem w domu przez okrągły rok. Takie życie znam i więcej mi nie trzeba. Panienka to co innego. – Agatha wyraźnie spochmurniała. – Jakby mnie kto pytał, to lady Beatrice jest samolubna, że tak panienkę tu trzyma z dala od ludzi. Taka śliczna panna od dawna powinna być przy mężu.

– Gdyby żyła mama, pewnie wzięłabym ślub już jakiś czas temu – zauważyła Ruth. Dobrze pamiętała, że jej matka od czasu do czasu bywała na przyjęciach, nie stroniła od życia towarzyskiego i była szanowana przez okolicznych mieszkańców. – Lady Bea ma swoje zdanie na temat małżeństwa.

Ruth poniewczasie uświadomiła sobie, że ostatnią myśl wypowiedziała na głos. Niespokojnie podniosła wzrok na Agathę, która nagle zrobiła zaciętą minę, jakby straciła resztki zrozumienia i współczucia dla lady Beatrice.

– Aggie, bardzo cię proszę, nie myśl o niej źle! – poprosiła Ruth cicho. – Co prawda nie byłyśmy świadkami tego, co się tutaj wydarzyło, ale obie sporo wiemy o nieudanym małżeństwie lady Beatrice. Doprawdy, trudno się dziwić, że unika towarzystwa mężczyzn. Powinnyśmy się cieszyć, że utrzymuje relacje z poczciwym doktorem Maddoxem.

– Jaśnie pani woła doktora, bo lubi ponarzekać – zauważyła chłodno Agatha. – Tak między nami mówiąc, to pewnie jest zdrowa jak koń i tylko udaje.

Ruth żywiła znacznie więcej współczucia dla swojej pracodawczyni, niemniej musiała przyznać, że lady Beatrice często wzywała lekarza. Przyjeżdżał rozklekotanym powozem praktycznie co tydzień.

Taktownie wstrzymała się od komentarza i znowu skupiła uwagę na widoku za oknem. Miała nadzieję, że śnieg wkrótce przestanie padać i bez przeszkód będzie mogła udać się na zakupy.

Późnym popołudniem stało się jasne, że pogoda się nie poprawi i wyprawa do miasta nie dojdzie do skutku. Opady śniegu nasilały się z godziny na godzinę, a w niektórych miejscach zaczęły powstawać zaspy.

Zapatrzona w krajobraz za oknem Ruth w pewnej chwili ze zdumieniem dostrzegła dwóch jeźdźców na koniach, powoli zbliżających się ku domowi. Pełna złych obaw skierowała wzrok na lady Beatrice, która tkwiła w fotelu przed kominkiem i zabijała czas robótką na drutach. Nieproszeni goście byli ponad wszelką wątpliwość mężczyznami, więc jakie powitanie mogła im zgotować osoba czująca odrazę do płci brzydkiej?

– Lady Beatrice, obawiam się, że dwóch niefortunnych podróżników zechce szukać schronienia pod naszym dachem – oznajmiła niepewnie.

– Doprawdy? – Dama wydawała się nieco zaskoczona, lecz nie poirytowana. – Wiesz może, kim są?

– Nie, lady Beatrice. Mają starannie zasłonięte twarze. Prowadzą luzaka, zapewne do transportu bagażu. To chyba świadczy o tym, że przybywają z daleka, nieprawdaż?

Lady Beatrice przez dłuższą chwilę biła się z myślami.

– Mniemam, że udzielenie im schronienia, dopóki najgorsze nie minie, jest naszą chrześcijańską powinnością – przyznała w końcu z niechęcią. – Wiem, że poradzisz sobie z tą sprawą. Idź zatem, moja droga, i sprawdź, jak możemy pomóc tym dwóm nieszczęśnikom. Jako że podróżują wierzchem, a nie w powozie, zapewne parają się handlem. Jeśli potrzebują noclegu, sugeruję, by nasz stajenny ulokował ich obu w swoim pokoju nad stajnią.

Ruth niezwłocznie udała się do holu i otworzyła drzwi akurat w chwili, gdy wyższy, potężnie zbudowany jeździec zeskoczył z rosłego gniadosza i ruszył ku kamiennemu gankowi, powiewając obszerną peleryną. Wydawał się władczy i pewny siebie, jednak gdy zdjął kapelusz i ściągnął szal z twarzy, oczom Ruth ukazało się miłe i łagodne oblicze, choć nieco zdeformowane blizną, która ciągnęła się od kącika prawego oka niemal do nosa.

Nieznajomy z zainteresowaniem skierował wzrok na Ruth, a na jego ustach pojawił się sympatyczny, niewymuszony uśmiech.

– Przepraszamy za najście – odezwał się. – Czy moglibyśmy prosić o chwilowe schronienie dla mnie, mojego sługi i naszych koni?

Przyjemnie niski i kulturalny głos świadczył o tym, że przyjezdny jest człowiekiem wykształconym. Był ubrany w odzież najwyższej jakości, co dowodziło, że nie pochodził z niższych sfer i na pewno nie parał się handlem. Ruth pomyślała, że to komplikuje jej sytuację, gdyż prośbę handlarza spełniłaby bez wahania, lecz człowiek szlachetnego pochodzenia zasługiwał na większą uwagę.

Czując, że nie ma wyjścia, zaprosiła go do holu, a następnie zerknęła na młodą podkuchenną, która przypatrywała się gościowi, i nakazała jej odprowadzenie służącego dżentelmena do stajni.

– Nasz stajenny się nim zajmie – zapewniła przybysza, przyjmując od niego kapelusz i pelerynę.

Położyła je na krześle, zapamiętując, aby później przenieść przemoczone okrycie do kuchni, żeby wyschło.

– To niesłychanie miło z pani strony – odparł gość. – Nie każdy ulitowałby się nad nieznajomym. – Wyciągnął rękę. – Hugo Prentiss, do usług.

Chociaż smukłe palce Ruth całkiem zniknęły w jego wielkiej dłoni, nie czuła się zagrożona ani niepewna. Przeciwnie, odniosła wrażenie, że dotyk tego mężczyzny jest krzepiący i bezpieczny.

– Ruth Harrington, jaśnie panie – odrzekła. – I nie mnie jest pan winien wdzięczność. Proszę za mną.

Poprowadziła go do salonu, gdzie Hugo pokłonił się nisko przed lady Beatrice i się przedstawił.

– Czy może wywodzi się pan z rodu Prentissów zamieszkałych w Hampshire? – spytała lady Beatrice, marszcząc brwi w zadumie.

Oczy gościa rozbłysły.

– Nie przeczę, jaśnie pani – odparł. – Swego czasu zasłynąłem jako hultaj i hulaka co się zowie. W młodości ja i mój brat bulwersowaliśmy całe hrabstwo swoimi uczynkami.

Nikt nigdy nie podejrzewał lady Beatrice o poczucie humoru, lecz ten niewinny żart sprawił, że nieoczekiwanie zachichotała.

– O tej sprawie nic nie wiem. – Na jej ustach pojawił się nader rzadki uśmiech. – Pamiętam jednak, że pańska siostra narobiła sporo zamieszania przy okazji swojego debiutu. – Ponownie spoważniała. – To było w roku śmierci mojego męża, więc pamiętam tamte chwile… szczególnie dobrze.

Chociaż w głosie lady Beatrice nie pobrzmiewał żal, uważny słuchacz mógł odnieść wrażenie, że ów rok był dla niej wyjątkowo bolesny. Naturalnie, Ruth znała prawdę – jeśli lady Beatrice czegokolwiek żałowała w związku ze swoim mężem, to tylko tego, że nie wybrał się na spotkanie ze Stwórcą wiele lat wcześniej. Chcąc zaoszczędzić sympatycznemu panu Prentissowi marnowania czasu na kondolencje, których nikt nie doceni, Ruth pośpiesznie wskazała mu fotel.

– Czy słusznie podejrzewam, że służył pan w wojsku w randze pułkownika? – spytała lady Beatrice, gdy Ruth poczęstowała ją i gościa winem.

– Jak najbardziej, jaśnie pani – odparł i z aprobatą pokiwał głową, delektując się zacnym burgundem. – Niestety, służba w czasach pokoju nie sprawia mi żadnej satysfakcji, więc przeszedłem w stan spoczynku.

– A cóż pana sprowadza w te rejony? – drążyła pani domu.

Jej wyraźne zainteresowanie gościem coraz bardziej zdumiewało Ruth.

– Przeprowadzam gruntowny remont domu w Dorsetshire, który niedawno nabyłem. Uznałem, że nadarza się świetna okazja, by odwiedzić starych przyjaciół, mieszkających nieopodal Lynmouth. W drogę powrotną wyruszyłem bladym świtem, zaopatrzony w precyzyjną mapę wrzosowisk, dzięki której zamierzałem skrócić wędrówkę o kilka godzin i uniknąć nużącej trasy nadmorskiej. Jak się nietrudno domyślić, dosiedliśmy koni przy dobrej pogodzie. Gdybym przewidział śnieg, z pewnością trzymałbym się wygodniejszej trasy.

– W istocie, pogoda na wrzosowiskach bywa zdumiewająco kapryśna. Może pan jednak z nami zostać, jak długo pan zechce, panie pułkowniku. – Lady Beatrice skierowała wzrok na Ruth. – Czy byłabyś łaskawa zarządzić przygotowanie pokoju dla naszego gościa? Błękitna sypialnia doskonale się nada, nieprawdaż?

Co za wyróżnienie, pomyślała Ruth, ukrywając uśmiech. Dygnęła uprzejmie i wyszła na korytarz, gdzie spotkała Agathę.

– Panienka się wydaje jakoś dziwnie zadowolona – odezwała się pokojówka. – Pewnie dlatego że dla odmiany ma towarzystwo.

– Po części – przyznała Ruth. – Pułkownik Prentiss jest bardzo przystojnym dżentelmenem, a do tego zauroczył lady Beatrice. Dasz wiarę? Jaśnie pani z pewnością wie to i owo o jego rodzinie, a w dodatku kazała mi przyszykować mu nocleg w błękitnej sypialni. Agatha zrobiła wielkie oczy.

– Proszę, proszę! – wykrzyknęła. – Musi być to nie byle kto, skoro tak się wkradł w łaski jaśnie pani, że dała mu najlepszą sypialnię dla gości!

– Albo też lady Bea myśli praktycznie – zauważyła Ruth. – Pułkownik Prentiss jest wysoki – moim zdaniem liczy sobie zdecydowanie powyżej metra osiemdziesięciu. Lady Bea mogła dojść do całkiem słusznego wniosku, że naszemu gościowi najwygodniej będzie w wielkim łożu, a takie właśnie znajduje się w błękitnej sypialni. Zajmij się przygotowaniami, Aggie, a ja spróbuję przebrnąć przez podwórze. – Zmarszczyła brwi. – Wiesz, czuję, że pan pułkownik nie będzie mógł nacieszyć się komfortem domu, jeśli uzna, że jego sługa cierpi niedostatek. Dlatego najlepiej będzie, jeśli sama sprawdzę, co słychać w stajni.

Włożyła wygodne buty i owinęła się grubą peleryną, a po otwarciu drzwi z przyjemnością skonstatowała, że pogoda znacznie się poprawiła. Ludzie, których lady Beatrice zatrudniła do pracy w ogrodzie i opieki nad zwierzętami, już przystąpili do uprzątania śniegu, dzięki czemu do stajni prowadziła całkiem wygodna ścieżka.

Służący pułkownika zajmował się końmi, kiedy Ruth weszła, przedstawiła się i spytała, czy niczego mu nie potrzeba.

– Benjamin Finn. – Ukłonił się. – Dziękuję za troskę, panienko, ale całkiem mi tu wygodnie. Razem z pułkownikiem nocowałem już w znacznie mniej przytulnych miejscach niż stajnia.

Ruth natychmiast się domyśliła, że jej rozmówcę i pułkownika łączy serdeczna relacja. Niewykluczone, że byli sobie równie bliscy, jak ona i Agatha Whitton.

– Nie wątpię – odparła. – Niemniej jestem pewna, że pan pułkownik nie byłby w pełni ukontentowany, gdybyś musiał znosić niewygody.

Ben Finn wyraźnie się zdumiał.

– A niech mnie… – mruknął z nieskrywanym podziwem. – Panienka już go przejrzała na wylot, dobrze mówię? Nie będę ukrywał, że ma panienka rację. Pułkownik Prentiss to sól tej ziemi i jeden z najlepszych wojaków. Oddałbym za niego życie, ot i co.

Ruth przestąpiła z nogi na nogę. Nie zamierzała ciągnąć Bena za język, żeby opowiedział jej o pułkowniku. Co więcej, nie chciała sprawiać wrażenia szczególnie zainteresowanej gościem. Jakkolwiek patrzeć, był dla niej kompletnie obcym człowiekiem. I wcale nie takim znowu przystojnym! – dodała w myślach.

Nieco zdeprymowana uważnym spojrzeniem Bena, opuściła wzrok na torby podróżne gości.

– Czy to rzeczy pana pułkownika? – zapytała.

– A jakże, panienko. Zaniosę je do domu, kiedy tylko skończę z końmi.

– Oszczędzę ci kłopotu, Ben. – Chwyciła obie torby. – Powiem w kuchni, żeby przyniesiono ci miskę gorącego bulionu na rozgrzewkę. To powinno ci wystarczyć do kolacji, którą zjesz w domu, wraz ze służbą – o ile zechcesz, naturalnie.

Bagaże okazały się znacznie cięższe, niż zakładała, więc z trudem dowlokła je do domu, zadyszana i zarumieniona z wysiłku. Trudno się dziwić, że nie była zadowolona z nieoczekiwanego spotkania z pułkownikiem, który wyszedł z salonu akurat w chwili, gdy z ulgą kładła torby na krześle w holu.

– Panno Harrington – odezwał się z przyganą w głosie. – Jestem pani zobowiązany za wpuszczenie mnie pod ten dach, niemniej nie oczekuję, by traktowała mnie pani jak gościa honorowego. Nie należę do ludzi, którzy oczekują, że inni będą dźwigali ich bagaże. Robię to od lat.

Ruth poczuła się jak upomniana za drobne przewinienie uczennica. Jeśli nie liczyć Agathy Whitton, a sporadycznie także i lady Beatrice, od śmierci matki nikt nigdy jej nie karcił. Co zdumiewające, słowa pułkownika bardziej ją rozbawiły, niż zdeprymowały, lecz mimo to nie zamierzała potulnie znosić krytyki.

Chociaż nad nią górował, odważnie popatrzyła mu w oczy.

– A ja nie należę do ludzi, którzy stronią od pomagania innym, proszę pana – oświadczyła dobitnie, lecz bez wrogości w głosie. – Chyba nie do końca pan rozumie moją rolę w tym domu.

– Może i nie rozumiem – przyznał. – Niemniej jestem prawie pewien, że pani nie jest służącą.

Ruth natychmiast zaczęła się zastanawiać, co takiego odkrył pułkownik podczas jej krótkotrwałej nieobecności. Lady Beatrice z zasady nie plotkowała. Najwyraźniej jednak otworzyła się przed nieoczekiwanym gościem. Pułkownik ewidentnie budził zaufanie nawet najbardziej powściągliwych rozmówców, co skłaniało ich do zwierzeń i niedyskrecji.

Przyglądała mu się z narastającym szacunkiem, coraz bardziej przekonana, że za pogodnym spojrzeniem łagodnych oczu kryją się silny charakter, bogata osobowość i wnikliwy umysł. Przypomniała sobie, że nigdy nie należy oceniać ludzi na podstawie ich powierzchowności, bo pewne cechy ujawniają się dopiero z biegiem czasu.

Z trudem maskując nieco cierpki uśmiech, odwróciła się i ponownie skierowała wzrok na torby.

– Bez obaw, panie pułkowniku – mruknęła. – Nie mam zamiaru dalej dźwigać pańskich rzeczy. I na pańskim miejscu zostawiłabym je tutaj. Wątpię, by sypialnia była już przygotowana.

– W takim razie, panno Harrington, czy zechciałaby pani łaskawie wskazać mi drogę do stajni? Muszę zamienić słowo ze swoim sługą.

Już po chwili przemierzał podwórze, kierując się ku budynkom stajennym. Na miejscu przekonał się, że Ben prowadzi radosną pogawędkę z kuchenną dziewką. Pułkownik głośno odchrząknął, żeby powiadomić ich o swojej obecności. Dziewczę zaczerwieniło się po uszy i pośpiesznie umknęło, a zachwycony sobą Ben wyszczerzył zęby w chytrym uśmiechu.

– Finn, jesteś niepoprawnym flirciarzem – oświadczył Hugo. – Bądź łaskaw pamiętać, że nie bawimy już w Hiszpanii.

– Na całym świecie dziewki są jednakie, panie pułkowniku. Jedne chętne, drugie nie.

– Możesz sobie flirtować, ile chcesz, Finn, ale nic ponadto, rozumiesz? – powiedział Hugo bez ogródek. – Pamiętaj, że przy takiej pogodzie być może będziemy musieli zabawić tu dłużej. Nie życzę sobie problemów z miejscową służbą.

– Ma się rozumieć, panie pułkowniku, bez obaw. – Ben z uwagą przyglądał się Hugonowi. – Pan pułkownik to jakoś chyba niezadowolony, żeśmy tu utkwili. Ta roztrzepana dziewka wspomniała, że mało kto tutaj gości.

– Sam już doszedłem do tego wniosku – przyznał Hugo. – Wygląda na to, że po śmierci męża lady Beatrice stała się prawdziwą pustelniczką, i to z wyboru, nie z konieczności.

– Pan pułkownik ją zna?

– Ze słyszenia. Siódmy książę Chard był jej szwagrem, wyszła za jego młodszego brata. O ile pamiętam, nie wylewał za kołnierz, ale nic więcej nie wiem, gdyż przy okazji wizyt w stolicy nie bywałem na salonach. Tak się składa, że zupełnie w tym nie gustuję. Lady Beatrice zna jednak moją siostrę.

Ben zerknął na budynek.

– Ponure to gmaszysko, nie ma co – mruknął. – Zupełnie inne niż nowy dom pana pułkownika. Źle bym się czuł, jakbym miał tu tkwić przez okrągły rok.

– Ja również – westchnął Hugo. – Od razu da się wyczuć, że temu miejscu brakuje przyjaznej atmosfery.

– Panna Harrington wydaje się przyjazna – zauważył Ben, lecz Hugo nie zareagował. – Nie dość, że miła, to jeszcze bardzo ładna… ze ślicznym uśmiechem… I te rozkoszne, niebieskie oczy…

– Ma brązowe oczy – sprostował Hugo, wpatrzony w bramę wjazdową na teren posiadłości.

– A więc jednak pan pułkownik ją zauważył! – zatriumfował Ben. – A już zaczynałem wątpić.

– Naturalnie, że ją zauważyłem. Bardzo urodziwa młoda kobieta. Tyle tylko że w przeciwieństwie do ciebie nie zamierzam flirtować tu z kim popadnie. Wątpię też, by miała czas na takie rozrywki. Spójrz, czeka ją sporo nowych obowiązków. – Hugo wskazał Benowi grupę przemokniętych i wyraźnie zmęczonych podróżnych, którzy kierowali się prosto ku domowi.

Tytuł oryginału

An Ideal Companion

Pierwsze wydanie

Harlequin Mills & Boon Ltd, 2014

Redaktor serii

Dominik Osuch

Opracowanie redakcyjne

Dominik Osuch

Korekta

Lilianna Mieszczańska

© 2014 Anne Ashley

© for the Polish edition by Harlequin Polska sp. z o.o., Warszawa 2016

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wydanie niniejsze zostało opublikowane w porozumieniu z Harlequin Books S.A.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Znak firmowy wydawnictwa Harlequin i znak serii Harlequin Romans Historyczny są zastrzeżone.

Wyłącznym właścicielem nazwy i znaku firmowego wydawnictwa Harlequin jest Harlequin Enterprises Limited. Nazwa i znak firmowy nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone.

Harlequin Polska sp. z o.o.

02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25

www.harlequin.pl

ISBN 978-83-276-1985-3

Konwersja do formatu EPUB: Legimi Sp. z o.o.