Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
41 osób interesuje się tą książką
Fenomen Wattpada. Sześćdziesiąt dwa miliony odsłon!
W Damianie tkwiło coś bardzo niepokojącego i osiemnastoletnia Padme zawsze o tym wiedziała. W jego przymrużonych oczach, postawie i obojętności czaił się mrok, coś, czego nikt poza nią nie zauważał.
Obserwowała go od dzieciństwa, byli sąsiadami. Dogłębnie analizowała każdy szczegół na jego temat i nikt nie znał jej tajemnicy, nawet najbliższa przyjaciółka. Wszyscy myśleli, że taka grzeczna dziewczynka jak ona nie ma żadnych sekretów. A jednak miała.
Kiedy po dziewięciu miesiącach nieobecności chłopak wrócił do szkoły, nie był już taki sam. Padme oczywiście od razu to zauważyła. Wyglądał zupełnie inaczej: zaczął nosić skórzaną kurtkę i ciemne dżinsy oraz sprawiał wrażenie, jakby planował coś bardzo złego.
Gdy chłopak zgubił dowód, Padme po raz pierwszy postanowiła wyjść z cienia i nawiązać z nim kontakt. Nie miała pojęcia, jak w ciągu paru krótkich chwil jej spokojne życie diametralnie się zmieni.
Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej osiemnastego roku życia. Opis pochodzi od Wydawcy.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 711
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Tytuł oryginału: Damián
Copyright © Alex Mírez 2022
Copyright © for Polish edition by Wydawnictwo NieZwykłe Zagraniczne, Oświęcim 2024
All rights reserved· Wszystkie prawa zastrzeżone
Redakcja: Kamila Recław
Korekta: Katarzyna Chybińska, Daria Raczkowiak, Martyna Janc
Skład i łamanie: Michał Swędrowski
Oprawa graficzna książki: Weronika Szulecka
Autorzy okładki: @eliasmejianoa, @tylerevelynrood, @lulybot
ISBN 978-83-8362-729-8 ·Wydawnictwo NieZwykłe Zagraniczne ·Oświęcim 2024
Grupa Wydawnicza Dariusz Marszałek
Wspieramy czytelnictwo w Polsce razem z Fundacją Powszechnego Czytania
Ta historia powstała w 2016 roku jako próba stworzenia czegoś nowego po science fiction. Moi lojalni czytelnicy chcieli otrzymać ją w formie fizycznej i niniejszym ją tutaj prezentuję, z dużym wysiłkiem i miłością, głównie dla nich i, oczywiście, dla każdego, kto chce dać jej szansę. Niniejsza wersja różni się od tej, którą można przeczytać na Wattpadzie, ale obie są ważne. Wszystko opisane w tej powieści jest fikcją i nie odnosi się do żadnej realnej osoby, miejsca, przekonań ani faktów. Zawiera przemoc, drażliwe tematy, nieodpowiedni język, obrazowe przedstawienie morderstwa i odniesienia do niepokojących tematów. Jeśli jesteś niepełnoletni lub wrażliwy na tego rodzaju lekturę, ta książka może nie być dla Ciebie. W żadnym momencie ta historia nie próbuje odzwierciedlać rzeczywistości ani wywierać jakiegokolwiek wpływu. Jej jedynym celem jest rozrywka. Mam nadzieję, że będzie rozrywką dla tych, którzy lubią mroczne historie.
Na zakończenie, proszę, nie naśladuj żadnej z opisanych tutaj postaw lub wiar. Lubię pisać wszelkiego rodzaju historie i nie ograniczam się do jednego gatunku. Mam nadzieję, że jeśli chcesz dowiedzieć się więcej o mnie i jeśli jesteś zainteresowany moimi innymi książkami, spodobają Ci się one tak samo jak ta. Moi czytelnicy są całym moim światem, jestem szczęśliwa i zaszczycona, że mogę wkraczać w ich życie. A teraz dziękuję za powrót ze mną i wszechświatem Damiána w 2016 roku. Pobudźmy naszą wyobraźnię!
To miasteczko nazywa się Asfil. Tutaj każdy skrywa jakieś tajemnice.
I wszyscy pilnują sekretów tego miejsca.
Robią, co się da, by wydawało się normalne. Mówią, że odbywa się tu wiele jarmarków, że jest otoczone ogromnym i cichym lasem prowadzącym do jeziora, że pełno tu restauracji w tradycyjnym stylu, pięknych, wyasfaltowanych ulic, sklepów znanych marek, przystojnych chłopaków chodzących do szkoły średniej oraz pięknych dziewczyn, które przechadzają się ulicami, uśmiechając się i witając każdego.
Nikt nie powie ci, że może ci się tu przytrafić coś złego. Nikt cię nie ostrzeże, że grozi ci jakiekolwiek niebezpieczeństwo.
Nikt nie zdradzi, że na wspomnianych jarmarkach w Asfil gubią się dzieci, a babcie zawsze powtarzają swoim wnukom, by nigdy nie chodziły do lasu. Nikt się nie przyzna, że kiedyś wydarzyło się coś strasznego w jeziorze i że nigdy więcej o tym nie wspomniano. Nikt nie ostrzeże, że restauracje przygotowują potrawy, którym warto bacznie się przyjrzeć, ani że ulice mogą się zamienić w ślepy zaułek. I nikt nawet nie wspomni, że przystojni chłopcy skrywają przerażające sekrety, a piękne dziewczyny w szortach mają zupełnie inny, mroczny świat w swoich głowach.
W Asfil od wieków pulsuje coś złego. Coś złowrogo oddziałuje na każdy kilometr. Coś skrywa się pośród drzew, czając się łakomie i bezlitośnie.
To nie jest dobre miejsce do odwiedzin, a co dopiero do życia.
Tutaj nie wiesz, czy się obudzisz i zdasz sobie sprawę, że coś jest nie tak, czy też pozostaniesz zaślepiony do końca życia.
Nie wiesz, co może ci się stać, jeśli pójdziesz na tę fajną imprezę.
Nie wiesz, kto od miesięcy ukrywa się, wpatrując uparcie w twój dom. Nie wiesz, kim – lub czym – może być twój atrakcyjny sąsiad.
A nawet jeśli odkryjesz wielki sekret – w jakiś niewytłumaczalny sposób – możesz zapomnieć, kim jesteś…
Albo co było prawdziwe.
– Musisz zdradzić nam swój najmroczniejszy sekret.
Mogło to zabrzmieć makabrycznie. Mogło to zabrzmieć groźnie. Ale w rzeczywistości była to jedynie zabawna prośba, która wyszła z ust Alicii, jednej z moich najlepszych przyjaciółek. I chociaż tego nie zauważyła, poczułam się nieswojo, bo jaki niby sekret mogłam mieć ja, zwykła osiemnastoletnia dziewczyna, uczennica ostatniej klasy liceum? Jaki sekret mogłaby mieć spokojna, słodka, zupełnie normalna Padme?
Jej odpowiedź prawdopodobnie brzmiałaby: nie ma takiego.
Ale był jeden. Bardzo mroczny.
Oczywiście nie zamierzałam tego powiedzieć, zwłaszcza że tego popołudnia grałyśmy w prawdę albo wyzwanie przy jednym ze stolików naszej ulubionej Ginger Café.
– Znacie wszystkie moje sekrety – powiedziałam, śmiejąc się beztrosko. – Zawsze wam wszystko opowiadam.
Alicia westchnęła i mrużąc oczy, spojrzała na mnie, jakby czekała na coś niespodziewanego. – Tak się nie bawimy – powiedziała. – Powinnaś powiedzieć coś, czego o tobie nie wiemy.
– Ale na serio, nie mam niczego takiego. – Znów się zaśmiałam i przechyliłam głowę na bok. – No chyba że chcesz mi powiedzieć, że myślisz, że mam ciemną stronę.
– Ciemną nie, ale może ukrytą.
Ostatnie zdanie wypowiedziała Eris. Rude włosy, piegi i emanująca groźnym spojrzeniem; była trzecią osobą przy stole. Czytała książkę, podczas gdy Alicia i ja postanowiłyśmy trochę pograć, by zabić czas do rozpoczęcia fajerwerków. Na zewnątrz właśnie świętowano hucznie sierpniowy festyn w Asfil, z różnymi słodkościami, straganami z pamiątkami i muzyką.
To byłoby najlogiczniejsze, bo wtedy wszystko w moim życiu było całkiem normalne: kończyłam ostatni rok liceum, wydawałam pieniądze na nowe ciuchy, myślałam o zbliżających się imprezach i spędzałam popołudnia po szkole wraz z moimi przyjaciółkami gdziekolwiek, gdzie mogłyśmy plotkować, albo po prostu nic nie robić.
Ale nie. Nie miałam żadnej pikantnej tajemnicy do opowiedzenia, mój sekret nie miał nic wspólnego z tym, co ukrywało większość dziewczyn. A przynajmniej nie grzeczne dziewczynki, za jaką uważała mnie Alicia. Pozostała mi więc tylko jedna opcja.
– Nie mam żadnego mrocznego sekretu – skłamałam z pewną obojętnością. – Same wiecie, że jestem tak nudna, na jaką wyglądam.
– Eh, nie możesz dalej tego ciągnąć. – Eris sprzeciwiła się niespodziewanie. – Masz tajemnicę i ja wiem, jaką.
Zastygłam ze słomką truskawkowego koktajlu w połowie drogi do ust. Popatrzyłam na nią zdumiona. Wydawała się bardzo pewna swoich słów, a moje serce mocniej zabiło. Co dokładnie wiedziała? I skąd?
Przez prawie minutę męczyła mnie niepewność.
– Sekretem jest to, że to mnie uważa za swoją najlepszą przyjaciółkę – stwierdziła. Potem wskazała na Alicię trzymającą w ręce swój koktajl czekoladowy. – A ty jesteś na drugim miejscu, więc bardziej mi ufa niż tobie i dlatego nie powie ci nic.
W głębi duszy poczułam ogromny przypływ ulgi. Nic nie wiedziała. Wszystko było w porządku.
Eris zaśmiała się szyderczo. Pomyślałam, że Alicia zrobi małe halo, ponieważ obie zazwyczaj irytowały się nawzajem, więc szybko postanowiłam zmienić temat, obracając butelkę, która stała na środku stołu. Kiedy jej czubek zatrzymał się, wskazując Eris, zauważyłam, że w rzeczywistości Alicia nie odezwała się, bo patrzyła w inny punkt kawiarni z wyrazem niezadowolenia na twarzy.
– O, nie. Znów Beatrice – westchnęła. – Dlaczego, do diabła, ciągle za nami chodzi?
Rzuciłam okiem. Dziewczyna szukała wolnego stolika, co wydawało się trudnym zadaniem, bo wszystkie były zajęte.
Oczywiście, nikt nie chciał ustąpić jej miejsca, ponieważ Beatrice była osobliwa, cicha i nie miała ani jednego przyjaciela.
To był bardzo dziwny przypadek. Zawsze wydawała się przestraszona, chodziła zgarbiona, jakby chciała się zrobić jak najmniejsza, i nosiła kilka warstw szarych ubrań, które zupełnie jej nie pasowały. Jej włosy były jak słoma, rozczochrane i rozpuszczone, a duże, wyłupiaste oczy patrzyły we wszystkie strony z nutką ostrożności, jakby czekała na coś strasznego.
To prawda, że często pojawiała się w miejscach, które odwiedzałyśmy, co bardzo irytowało Alicię. Twierdziła, że nas śledzi, że robi to, żeby nas obserwować, ale znałyśmy Beatrice od zawsze i ja byłam już przyzwyczajona do jej obecności w większości miejsc. Tylko dwa razy podjęłam próbę rozmowy z nią, a za każdym razem kończyło się to jej jąkaniem i szybkim znikaniem.
– Jesteśmy na festynie, na który może przyjść każdy – zaczęła tłumaczyć Eris. – Ma prawo być, gdzie chce. Nie bierz do siebie zwykłych zbiegów okoliczności.
– Po raz kolejny mówisz mi, że to ja mam problem, zamiast przyznać, że to ona jest wariatką – zaprzeczyła Alicia, wyraźnie poirytowana. – Serio tego nie widzisz? Kupuje te same ciuchy, co my, i ciągle się na nas gapi na korytarzu. Bezczelnie mnie kopiuje, wiem to, bo ma takie same buty, jakie nosiłam w zeszłym miesiącu. Heloł? Stalkerka… – zaakcentowała ostatnie słowo oczywistym tonem, co sprawiło, że Eris zmarszczyła brwi z irytacją. Zawsze miała poważny i wyzywający wyraz twarzy.
– Już ci to mówiłam – kontynuowała Eris, znużona. – Nigdy nie udało się jej dopasować, próbuje się więc na tobie wzorować, bo z jakiegoś głupiego i nielogicznego powodu cię podziwia.
– Wzorować się? – Alicia prychnęła z irytacją. – Ta dziewczyna, gdyby mogła, ściągnęłaby ze mnie skórę, włożyłaby ją jako maskę i przejęłaby moją tożsamość.
Eris zrobiła głęboki wydech, aby nie stracić cierpliwości, i ponownie skupiła się na swoim telefonie, kończąc tym samym temat. W mgnieniu oka Alicia zaczęła kolejny. Z czystej ciekawości ponownie odwróciłam się, aby sprawdzić, czy Beatrice nas obserwuje.
Ale między dwoma czerwonymi balonami, które były przywiązane do wejścia do stołówki, zobaczyłam go.
Cały mój świat się zatrzymał. To był on. Znowu.
Potrzebowałam chwili, by w to uwierzyć. Głos głęboko w tle powiedział nawet: „Nie, to nie on”, ale jego sylwetka, krocząca jakby miała rozpłynąć się w ciemności, była dla mnie nie do pomylenia. Nic się nie zmieniło: apatyczne, ponure spojrzenie, z lekko opadającymi powiekami, jakby był niezmiernie śpiący lub bardzo obojętny na wszystko wokół, zaniedbane, kruczoczarne włosy, czarne oczy i ten nieznośny brak wyrazu na jego twarzy; jednak niektóre jego detale uległy zmianie, na lepsze, bo już nie był tym samym dziwnym, chorowitym chłopcem, którego znałam. Teraz był wysoki i w swoim enigmatycznym stylu – czarna skórzana kurtka, plecione buty i ciemne dżinsy – wyglądał, jakby miał coś bardzo złego w planach.
Chwileczkę. Nie widziałam go od dziewięciu miesięcy. Dokładnie dziewięć miesięcy. To był ten dzień, gdy nie pojawił się już w szkole. Pamiętałam to dobrze, bo kiedy wróciłam do domu, godzinami stałam przy oknie, czekając, aż wejdzie lub wyjdzie ze swojego domu, ale nie stało się to ani tego dnia, ani w kolejnych.
Moje ręce zrobiły się zimne, a serce przyspieszyło. Czułam mieszankę szoku, podniecenia i dezorientacji. W tym momencie prawdziwy głos Alicii, który wciąż rozbrzmiewał, ucichł, a w mojej głowie odbijało się echem to, co powiedziałam chwilę wcześniej o zdradzeniu mojego sekretu.
To był on.
To był chłopak, którego jednocześnie znałam i nie znałam.
Chłopak, o którym myślałam, że dla mojego dobra nie powinnam go nigdy więcej widzieć.
Moja obsesja z dzieciństwa. Moja ulubiona tajemnica. Mój najmroczniejszy sekret. Damián.
W rzeczywistości Damián i ja nie mieliśmy ze sobą nic wspólnego.
Wszystko nas różniło, od stylu bycia po zainteresowania. Nie byliśmy nawet przyjaciółmi i nigdy nie zamieniliśmy ze sobą ani słowa.
Wszystko zaczęło się w dniu, w którym zaczęłam podejrzewać, że ten nieznany mi chłopak, który mieszkał dwa domy ode mnie, coś ukrywa i że w jego życiu dzieje się coś „złego”.
To było, gdy miałam osiem lat. Byłam chuda jak szczapa, miałam krótkie włosy i dużo energii, zupełnie normalnie jak na ten wiek, ale on, pod stertą czarnych włosów, był tak blady i wynędzniały, że wyglądał, jakby cierpiał na jakąś chorobę. Miał też słaby i smutny wyraz twarzy. Zawsze wyglądał na przygnębionego i zmęczonego, jakby był bliski załamania.
Zaintrygowana, zaczęłam obserwować go podczas zajęć i analizować w wolnym czasie. Zdałam sobie sprawę, że podczas gdy ja chodziłam po okolicy i zachowywałam się dziecinnie, on nawet nie wyglądał przez okno. W szkole z nikim nie rozmawiał, odmawiał jakiegokolwiek gestu z czyjejkolwiek strony, a czasami znikał na chwilę i nagle pojawiał się ponownie. Był cichy. Nigdy nie odrabiał lekcji w grupach, jadł przy osobnym stole, bez towarzystwa, a gdy tylko zadzwonił dzwonek, znikał, jednak nigdy nie widziałam, by wracał do domu. Pewnego dnia zobaczyłam nawet siniaki na jego ramionach, mimo że przeważnie nosił bluzy.
Mój umysł generował setki pytań związanych z tym wszystkim. Z jednej strony te normalne: Co mogło być przyczyną? Czy padł ofiarą czegoś? Czy potrzebował pomocy? Z drugiej strony te dziwne: Co, jeśli to nie było normalne? Co, jeśli wokół niego działo się coś niebezpiecznego? Co mogłoby się stać, gdybym to rozszyfrowała? Brak odpowiedzi nie pozwalał mi zasnąć przez wiele nocy, więc ta niepewność, wiele różnych możliwości, wszystko stopniowo stało się grą umysłową, która bawiła mnie i hipnotyzowała godzinami.
Gra, w którą nie powinnam grać, ponieważ nie była dla mnie zdrowa.
I to właśnie był mój sekret.
Jako dziecko miałam obsesję na punkcie tajemniczości, którą widziałam w Damiánie, a najgorsze było to, że nigdy się z tym nie pogodziłam. Chociaż bardzo starałam się wyrzucić go z pamięci i skoncentrować na swoim zwykłym życiu, czasami kusiło mnie, by zerknąć na niego w nadziei, że coś się w nim zmieni lub że zdołam coś odkryć.
Oczywiście jego świat był zamknięty i zrozumienie powodu jego wyglądu czy zachowania było dla mnie niemożliwe. Poza tym nic się nie zmieniło. Damián nigdy nie przestał się izolować. Nigdy się z nikim nie zaprzyjaźnił ani nie nawiązał kontaktu. Dorastał jako ten sam ponury i tajemniczy chłopak, który nawet nie spoglądał na nikogo, kto przechodził obok niego. Stawiał swoje własne mury, dając całkowicie do zrozumienia: „Nie chcę, żebyś się do mnie zbliżał”, czego zresztą nikt nie miał zamiaru robić.
Nikt oprócz mnie.
– A co to za chłopak, na którego się gapisz? – zapytała nagle Alicia.
Jej głos wyrwał mnie z moich myśli i sprowadził z powrotem do naszego stolika. Byłam wewnętrznie wzburzona i drżałam, a dodatkowo wpatrywałam się w Damiána tak wyraźnie, że zwróciłam na siebie jej uwagę. Teraz czekała na odpowiedź, rozbawiona, a ja nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Przestraszyłam się, że zaraz wszystko się wyda, że przed całym okresem z nimi spędzałam czas, obserwując dom Damiána z mojego okna.
– Nie zamierzasz mi powiedzieć? – zapytała ponownie Alicia, naprzemiennie spoglądając na nas.
– To nikt – odpowiedziałam szybko.
– To Damián – powiedziała Eris w tym samym czasie co ja.
– Damián czy nikt? – zaśmiała się Alicia.
Eris spojrzała na mnie zaskoczona tą różnicą w naszych odpowiedziach. W tym momencie Damián zaczął iść naprzód. Jak głupia myślałam, że podąża w naszą stronę, ale on minął nasz stolik, nie zwracając zupełnie uwagi na nasze istnienie, przeszedł przez drzwi kawiarni i podszedł do lady, przy której zamawiano kawy.
– Dlaczego chcesz wiedzieć? – zapytała ją Eris.
– Nie wiem, jest słodki – odpowiedziała Alicia z typowym dla siebie uśmiechem pod tytułem: „Wszyscy faceci to gra, którą ja mogę wygrać”. – Czy on właśnie się tu przeprowadził?
– Damián był tu całe życie i chodził do tej samej szkoły co my – odpowiedziała Eris, skupiając się teraz na swoim koktajlu mlecznym.
Byłam trochę zaskoczona, że coś o nim wiedziała, mimo że w Asfil nie było innych szkół. Wszyscy byliśmy skazani na tę samą podstawówkę, gimnazjum i liceum.
Alicia zmrużyła oczy, podejrzewając, że Eris kłamie tylko po to, by ją zdenerwować.
– Naprawdę? Ale ja nie zapominam twarzy, a tej nie ma w moich aktach.
– Jesteś pewna, że twoje akta nie są posortowane według rozmiaru prezerwatywy? – Eris odparła udawanym przyjaznym tonem.
Ta trafiona strzała zmieniła wyraz twarzy Alicii, więc Eris uśmiechnęła się triumfalnie i podniosła koktajl mleczny, jakby wznosiła za coś toast.
– Zamknij się, nie spałam z tyloma facetami, co myślisz – odpowiedziała Alicia i przewróciła oczami. – Powiesz mi, kto to jest, czy sama mam się dowiedzieć?
Zastanawiałam się, czy komuś takiemu jak Alicia, kto był odważny, bezpośredni i niczym nieskrępowany, uda się dowiedzieć czegoś więcej niż mnie udało się podczas wszystkich moich prób, czyli niczego. Moje podejrzenia były zawsze takie same, ale pozostały tylko podejrzeniami, które doprowadziły mnie do rezygnacji.
– Cóż, Damián – zaczęłam mówić, czując się trochę nieswojo w głębi duszy. – Był w naszej klasie aż do zeszłego roku, kiedy rzucił szkołę średnią. Myślałam, że się wyprowadził, ale skoro znów tu jest, to chyba nie.
– Więc zauważyłaś go wcześniej – odpowiedziała Alicia, marszcząc brwi. – Dlaczego nigdy go nie zauważyłam?
– Ponieważ jest bardzo cichy i odizolowany.
– I dlatego, że nigdy nie zabiegał o twoją waginę jak reszta chłopaków – dodała Eris, bardzo technicznie. Alicia zignorowała kpiący komentarz i uśmiechnęła się z niesmakiem.
– Czy on jest jednym z tych dziwaków uczulonych na ludzkość? – Już miałam odpowiedzieć, ale Eris mnie uprzedziła.
– Zawsze miał doskonałe oceny. – Potrafiła rozpoznać, kiedy ktoś był mądrzejszy od innych. – Prawdopodobnie wie więcej od nas i nie lubi tracić czasu na rozmowy z gorszymi od siebie.
– Wcale nie jestem gorsza. – Alicia uniosła brew. – Wszyscy mnie znają.
– Cóż, najwyraźniej Damián nie – stwierdziła jednoznacznie Eris. Alicia chciała jej odpowiedzieć, ale Eris pospiesznie dodała: – Przeszedł niecały metr od tego stolika i w ogóle na ciebie nie spojrzał. Czyli żyje na tym świecie chłopak, który nie jest tobą zainteresowany. Zaakceptuj to i nie rób z tego wielkiej sprawy.
Alicia rzuciła Eris spojrzenie: „Nienawidzę, gdy ciągle to robisz”, a Eris odpowiedziała: „Wiem, ale uwielbiam się z tobą drażnić”.
Zastanawiałam się, co by powiedziały, gdybym przyznała się, że go śledziłam i wymyślałam na jego temat różne absurdalne teorie. Możliwe, że byłyby rozczarowane. Lub też zaczęłyby mnie oceniać.
– To oczywiste, że nie wszyscy muszą cię lubić – wtrąciłam, a ponieważ Alicia nic nie odpowiedziała i wpatrywała się w pustkę, poczułam, że muszę dodać coś pozytywnego: – Ale nie martw się, większość ludzi cię lubi.
– Nieważne, nie lubię dziwaków – mruknęła Alicia i z uśmiechem uniosła podbródek.
Zakończyły temat i przeszły do kolejnego: imprezy, którą organizował Cristian, jeden z chłopaków ze szkoły. Dzięki temu przestały zwracać uwagę na Damiána. Udawałam, że słucham rozmowy, ale ukradkiem zerkałam w stronę okna, przez które widać było sporą część wnętrza kawiarni.
Z naszego miejsca widać było, że wciąż czeka przy ladzie. Byłam zaskoczona jego zmianą. Nie wydawał się już niezgrabny. Na jego ciele widać było oznaki ćwiczeń, a jego spojrzenie pozostawało chłodniejsze i zdystansowane. Nadal był nieco blady i miał ten dziwny, mroczny wyraz twarzy, ale nie było widać już śladu dziwnego nastolatka.
Przypomniałam sobie, że kiedy miałam dziewięć lat, kilka razy poszłam do jego domu, żeby zapytać jego matkę, czy mógłby się ze mną pobawić, ale jej odpowiedź była zawsze taka sama:
– Przykro mi, Damián jest zbyt chory, by wyjść na zewnątrz.
Moja mama powiedziała mi, że na jednym ze spotkań sąsiedzkich matka Damiána wyjaśniła, że miał on jakiś rodzaj anemii, przez którą był zmuszony przebywać w domu. To tłumaczyłoby też jego wygląd, ale nigdy w to nie uwierzyłam. Zawsze podejrzewałam, że to kłamstwo i że wcale nie był chory.
Wziął podany mu kubek i skierował się do wyjścia równie spokojnie jak wszedł. Alicia i Eris więcej na niego nie spojrzały, więc tylko ja zauważyłam, co się stało.
Gdy wkładał portfel do tylnej kieszeni spodni, upuścił dowód osobisty. Niczego nieświadomy szedł dalej w kierunku chodnika, chcąc wmieszać się w tłum ludzi na jarmarku.
O nie.
Jeśli moja obsesja na punkcie Damiána byłaby przełącznikiem, to właśnie znowu się włączyła.
Pomysł przyszedł mi do głowy w jednej chwili, tak nagle, że może był wynikiem mojego zdenerwowania i podekscytowania. Uznałam to za pierwszą świetną okazję, by podejść do niego z uzasadnionym powodem. Mogłam mu powiedzieć: „Hej, zgubiłeś dowód”, a potem dodać: „Swoją drogą wiesz, że jesteśmy sąsiadami od dziecka? Masz ochotę pójść dziś na imprezę?”, choć nie byłam pewna, czy Damián lubi imprezy. Ale skoro prawdopodobnie nikt go na nie nigdy nie zaprosił, nie zaszkodziło spróbować.
Jeśli przeszedł tak drastyczną zmianę fizyczną w ciągu zaledwie jednego roku, być może zmienił również swoje zachowanie. Czy to było możliwe?
Czy to było ryzykowne?
Dlaczego drżałam, czy to z niecierpliwości?
Moja gęsia skórka, zabawa teoriami, moje pytania bez odpowiedzi, wszystko od nowa?
Nie, Padme, nie.
Albo tak. Może. Tak.
Ściągnęłam plecak z oparcia krzesła.
– Muszę wracać do domu – oznajmiłam.
Obie przerwały rozmowę i spojrzały na mnie zaskoczone.
– Ale przecież mamy iść na sztuczne ognie – przypomniała mi Alicia.
– Tak, wrócę wcześniej, obiecuję – odpowiedziałam szybko, żeby żadna z nich nie zdążyła zaprotestować. – Muszę tylko iść po coś.
Eris złapała mnie za przedramię, by mnie powstrzymać.
– Po co?
– Po pieniądze – skłamałam. – Obiecałam mamie, że kupię jej jedno z tych ciast, które robią tylko na jarmarkach. Uwielbia je i jeśli go nie kupię, będzie bardzo zła. Wrócę!
Odeszłam od stolika i schyliłam się w momencie, gdy do kawiarni wchodziła kobieta z dwójką dzieci. Ukradkiem podniosłam dowód osobisty i ruszyłam chodnikiem, starając się zorientować, w którą stronę poszedł Damián.
Nie mogłam okłamywać samej siebie, znów poczułam ten przypływ adrenaliny, który pobudzał mnie do tworzenia teorii i snucia absurdalnych przypuszczeń. Serce biło mi równie szybko i niespokojnie jak wtedy, gdy miałam dziesięć lat. Nie mogłam pozwolić mu znowu zniknąć bez rozmowy z nim. Musiałam przynajmniej raz zamienić z nim słowo, by zamknąć ten krąg. Musiałam go w końcu poznać.
Nie było łatwo go odnaleźć, bo stragany z jedzeniem i zabawkami były porozstawiane wszędzie, a ulica zamieniła się w morze ludzi bawiących się na jarmarku. Omijałam ich i starałam się nie wpadać na rozstawione stragany ani dzieci, aż udało mi się dostrzec jego ciemne ubranie i kosmyk czarnych włosów kilka metrów przede mną, tuż za zakrętem.
Poruszałam się tak szybko, by nie stracić go z oczu, że nie zwracałam uwagi na drogę, którą podążałam. Nie wiedziałam nawet, dokąd zaprowadzi mnie kilka na wpół rozłożonych i nieużywanych pawilonów festiwalowych, które mijałam…
Aż wreszcie znalazłam się naprzeciw alei.
W Asfil było wiele takich zaułków. Były wąskie, a na końcu nieasfaltowe, łączyły się tym samym z terenami ogromnego lasu, który otaczał miasto. Przez chwilę nie widziałam tam ani śladu Damiána, więc pomyślałam, że pomyliłam drogę, ale kiedy dotarłam do końca, dostrzegłam jego sylwetkę w oddali. Szedł dalej przez trawę i przechodził przez wysadzane drzewami pobocza, które wyznaczały wejście do lasu.
Zaczęłam się zastanawiać dlaczego. Nie było żadną tajemnicą, że las był bardzo niebezpieczny. Wszyscy w Asfil słyszeli o nim i się go bali. Jako dzieci byliśmy ostrzegani, aby nie wchodzić do niego bez opieki kogoś, kto go zna, ponieważ miała istnieć w nim granica, której nikomu nie wolno było przekraczać, nawet licencjonowanym myśliwym.
Punkt zaczynał się przy ogromnym starym dębie. Dalej było już zakazane terytorium, gdyż wokół jeziora zaczynały się gęste, rozległe i pełne labiryntów tereny, tym niebezpieczniejsze, że potrafiące zmylić.
„Las połyka ludzi” – wciąż pamiętałam słowa mojej nieżyjącej już babci.
Damián wiedział o tym, a mimo to wszedł do środka. Znów wzbudziło to we mnie lekkie podejrzenia – co mógłby tam robić? Przypuszczałam dwie rzeczy: albo coś dziwnego, albo spotkanie z przyjaciółmi. Zważając na dziwny charakter Damiána, to drugie wydawało się mało prawdopodobne, a poza tym byłam pewna, że każdy chłopak z Asfil wolałby inne miejsce niż to, więc…
Byłam świadoma, że to, co właśnie przyszło mi do głowy, było złe. Oczywiście, mogłam się mylić i nic nie znaleźć, ale nie mogłam przezwyciężyć pokusy i chęci ustalenia, co zrobi. Żeby jednak nie być taką głupią, wyjęłam komórkę i napisałam wiadomość do Eris, która jako jedyna z całej dwójki nie zrobiłaby afery.
Jeśli nie napiszę do Ciebie ponownie w ciągu 20 minut, powiadom policję, że jestem w lesie.
Następnie skierowałam się w stronę drzew. Zachodzące słońce było właśnie w swojej najpiękniejszej fazie, w jasnym, czerwonawym kolorze z żółtą otoczką. Nadal było wystarczająco jasno, by rozpoznać twarze, ale i tak przyszły mi do głowy dwie inne rzeczy: po pierwsze, że to nie potrwa długo i że jeśli nic nie będę widzieć, wrócę; po drugie, żeby zostawić po sobie ślad, który pomógłby mi wrócić. I akurat miałam w plecaku idealną rzecz, by to zrobić: mnóstwo białych gumek, które Alice zostawiała na biurku i które zawsze dla niej trzymałam. Nie będzie jej ich brakować.
Wyciągnęłam gumki i pocięłam je na małe kawałki, które stopniowo rzucałam na ziemię, wchodząc do lasu. Pachniało ziemią i drewnem. Wokół przeplatały się grube drzewa, które stały w niewielkiej odległości od siebie.
Mijałam krzaki, liczne formacje skalne, zwalone gałęzie i suche kłody. Ani jednej osoby w zasięgu wzroku. Odwróciłam się kilka razy, aby nie zgubić drogi powrotnej, ale też nie widziałam nic dziwnego.
Zatrzymałam się w pobliżu ostatniego kawałka gumki na ziemi. Nie udało mi się nawet wyczuć zapachu koktajlu mlecznego Damiána. Gdziekolwiek poszedł, nie mogłam go już zlokalizować.
Poczułam gorycz porażki i znowu zrobiło mi się trochę głupio, że myślałam, że znajdę odpowiedź. Narzekałam na siebie, że próbuję kontynuować coś, co już się skończyło, i przekonałam siebie, że muszę wrócić do miasteczka, zanim się ściemni, więc zaczęłam podążać ścieżką z powrotem.
Nagle jednak usłyszałam coś dziwnego.
Zatrzymałam się i przerwałam swoje rozważania. Rozejrzałam się, wytężając słuch. Nade mną śpiew ptaków. W dole króliki depczące liście. Mnóstwo leśnych odgłosów, ale to, co usłyszałam, było… było… może to był… głos?
Nie do końca rozumiałam, co mówi, ale byłam pewna, że słyszę mocno zaakcentowane sylaby.
Zaintrygowana, ostrożnie zaczęłam wychodzić zza gęstych drzew, aż nagle dostrzegłam dwójkę ludzi. Ostrożnie, by nie szeleścić liśćmi, zbliżyłam się do jednego z pni, schowałam się za nim i obserwowałam scenę.
Było to dwóch mężczyzn, ale żaden z nich nie okazał się Damiánem. Musieli być kilka lat starsi ode mnie, ale ich nie znałam. Pierwszy miał na sobie fioletowy trencz, a drugi brązowy skórzany płaszcz. Z ich postawy i gniewnych wyrazów twarzy wynikało, że pierwszy z nich skarżył się na coś, ale z mojej odległości nie mogłam wyraźnie usłyszeć powodów.
Cóż, dyskusja wyglądała bardzo interesująco, ale to nie była moja sprawa. Znów chciałam wrócić…
Zanim jednak zdążyłam się oddalić, nastąpiła całkowita zmiana sytuacji. Mężczyzna w fioletowym trenczu gwałtownie popchnął drugiego na jedno z drzew, a żeby go przytrzymać, przycisnął przedramię do jego szyi.
Od tego momentu wszystko działo się w tempie, które mnie sparaliżowało: z imponującą, niemal nienaturalną zwinnością mężczyzna wyciągnął nóż z kurtki i z ogromną siłą wbił go w prawe oko drugiego mężczyzny.
Na krzyk bólu, który rozległ się w lesie, grupa ptaków poderwała się do lotu. Strugi krwi spłynęły po twarzy mężczyzny, od oczodołu aż po skórę szyi. Myślałam, że zaraz umrze, że ostrze przebiło mu mózg, ale on próbował walczyć z napastnikiem, pragnąc się wydostać. Zadawał ciosy, zadrapania, uderzenia, które choć były silne, nie ogłuszały przeciwnika. Próbował go nawet kopnąć, ale bez skutku. Napastnik był silniejszy, wyższy i miał potężniejszą postawę, więc obracał ostrzem noża zawzięcie i bezlitośnie.
Moje ręce pokrył zimny pot, a umysł był przytłoczony tym, co właśnie zobaczyłam. Mimo to nie krzyknęłam. Pierwszą moją reakcją było schowanie się tyłem do pnia drzewa. Czy to mądre posunięcie? Nie wiedziałam, ale nie chciałam, żeby napastnik mnie złapał, bo przecież stojąc tam, byłam jedynym świadkiem i, co logiczne, kolejną ofiarą.
Pomyślałam.
Jeśli zacznę biec, zauważy mnie.
Gdybym narobiła hałasu, też by mnie zobaczył.
Oddychając szybko, przechyliłam głowę na bok, by przeanalizować sytuację. Ofiara leżała nieruchomo, jej twarz była nierozpoznawalna i zalana krwią. Zabójca wyrwał nóż z oka i upuścił ciało na ziemię, powodując łomot. Następnie gwałtownym ruchem, niczym zwierzę, niemal bezgłośnie, odwrócił się w moim kierunku.
Szybko schowałam się za pniem. Serce waliło mi w uszach. W głowie powtarzałam: „Cholera, cholera, cholera”. Zastanawiałam się, czy mnie zauważył i czy jeśli dotrę na policję i wszystko im opowiem, to mi uwierzą. Przesłuchaliby mnie i chcieli wiedzieć, co robiłam w lesie bez przewodnika lub licencji łowieckiej, a ja musiałabym im powiedzieć, że tak naprawdę śledziłam mojego sąsiada.
I brzmiałoby to głupio. Wzięliby mnie za wariatkę.
Nagle zauważyłam, że mój ostatni kawałek gumki zniknął. Wydałam z siebie ciche, przerażone sapnięcie. Ani skrawka gumki w zasięgu wzroku.
Jak, u licha… Jak miałam wrócić? Rozglądałam się wszędzie. W oddali nie było widać żadnych zarysów miasta.
Zanim zdążyłam cokolwiek wymyślić, usłyszałam szelest liści. Myślałam, że potrwa krótko, ale dźwięki sugerowały, że zabójca stawiał powolne, drapieżne kroki.
Zdesperowana, rozejrzałam się po otoczeniu w poszukiwaniu czegoś, czym mogłabym się obronić. Nie znalazłam niczego, co mogłoby uratować mi życie, jednak kilka metrów dalej dostrzegłam zbocze i przyszło mi do głowy, że być może, jeśli udałoby mi się przykucnąć i dotrzeć do niego, mogłabym zsunąć się w dół i zniknąć z pola widzenia. Było to dość ryzykowne, ale w tym momencie opcje zawęziły się do zrobienia czegoś lub zostania zadźganą na śmierć, tak jak to miało miejsce w przypadku nieznajomego.
Szelest ustał.
Czekałam. Moja klatka piersiowa unosiła się i opadała.
Zdecydowałam się podjąć ryzyko i ruszyć.
Lekko się skuliłam, wciąż przylegając do pnia. Nabrałam odwagi i ruszyłam do przodu w tej ograniczonej pozycji. Zrobiłam to szybko, przytłoczona silnym i zatrważającym uczuciem, że mężczyzna pobiegnie w moją stronę i mnie złapie. Kiedy dotarłam do krawędzi zbocza, pomyślałam, że na pewno do tego nie dojdzie, bo może niezbyt wysoki wzrost pomógł mi pozostać niezauważoną?
Ale wtedy usłyszałam głos:
– Hej, ty!
A mój wewnętrzny głos krzyknął: „Biegnij”!
Po pierwszym kroku prędkość świata nagle dla mnie wzrosła. Upadłam na ziemię na tyłek i zsunęłam się w dół zbocza. Kiedy dotarłam na sam dół, natychmiast wstałam i zaczęłam biec bez żadnego konkretnego celu. Może nie miałam jak się bronić, ale starałam się nie dać złapać.
Gdy biegłam, widziałam białe kropki w powietrzu. Wciągałam powietrze przez usta wielkimi haustami. Wokół mnie przemykały drzewa, wszystkie takie same, wszystkie potencjalnie niebezpieczne. Próbowałam wyciągnąć telefon komórkowy, aby wezwać pomoc, ale starając się jednocześnie obserwować drogę i sięgać do kieszeni, potknęłam się i upadłam twarzą na ziemię.
Czułam się, jakby ktoś uderzył mnie kamieniem w podbródek. Gorzki smak krwi wypełnił moje usta. Pieczenie sygnalizowało mi, że zadrapałam sobie również nogę. Próbując wstać, zauważyłam, że mój plecak utknął w plątaninie korzeni otoczonych kawałkami kłód. Szarpałam go, ale gdy nie udało mi się go odczepić, postanowiłam go zostawić. Chwyciłam telefon i biegłam dalej.
Nie minęło wiele czasu, gdy zobaczyłam coś w oddali. Podchodząc bliżej, zauważyłam, że to Chata. Drewno było matowe, a okna nienaruszone. Otaczała ją góra skał i głazów, które sprawiały wrażenie pułapki. Przy drzwiach wisiała drewniana tabliczka z napisem: „Przewodnik łowiecki”.
Dotarłam do drzwi i zaczęłam w nie walić. Nie chciałam krzyczeć, żeby zabójca mnie nie usłyszał, więc po prostu waliłam bez opamiętania. Nie zdawałam sobie nawet sprawy, że drewno jest stare i spróchniałe, dopóki moja pięść nie przebiła go na wylot, a drzwi rozwaliły się, uwalniając chmurę drobinek kurzu i trocin.
Nie wiedziałam, czy wejść. Wahałam się tak bardzo, że obejrzałam się za siebie z zamiarem obrania innej ścieżki. Wtedy zobaczyłam sylwetkę stojącą na szczycie jednego z głazów. Promienie słońca z tyłu sprawiały, że była ona niemożliwa do rozpoznania i złowieszcza. Czy to był on? Czy mnie widział?!
Kierując się instynktem przetrwania, weszłam do Chaty.
Moja nadzieja na znalezienie pomocy zniknęła w jednej sekundzie.
W środku nie było nikogo, jedynie strużki światła wpadające przez okna i zniszczony dach. Pachniało pleśnią i wilgotnym drewnem. Stare, podarte i pokryte kurzem meble wyglądały jak rozkładające się zwłoki. Wnętrze było opustoszałe.
Spojrzałam na swój telefon. Trzęsły mi się ręce. Wybrałam alarmowy dziewięćset jedenaście, ale gdy tylko przyłożyłam telefon do ucha, połączenie zostało przerwane. Nie było zasięgu. Z nadzieją zaczęłam szukać odpowiedzi na wiadomość, którą wcześniej wysłałam do Eris.
Jeśli nie napiszę do Ciebie ponownie w ciągu 20 minut, powiadom policję, że jestem w lesie.
Wiadomość nie dotarła ze względu na brak zasięgu.
Ruszyłam korytarzem z zamiarem znalezienia jednego z tylnych okien, by wyjść drugą stroną. Kiedy wchodziłam do jednego z pokoi, pod moimi stopami zaskrzypiała drewniana podłoga. Łóżko nie miało materaca, wszędzie były pajęczyny, a gruba, poplamiona i zakurzona zasłona zakrywała jedyne okno. Kiedy ją odsunęłam, zobaczyłam solidną kamienną ścianę. Nie dało się wydostać.
Weszłam do drugiego pokoju. Tam sytuacja się powtórzyła. Tym razem okno było zablokowane przez skały otaczające Chatę.
Próbowałam coś wymyślić, choć zachowywałam się chaotycznie i kręciło mi się w głowie, dyszałam, czoło miałam zlane lodowatym potem, ręce mi się trzęsły.
Wzięłam głęboki wdech, próbując się uspokoić.
Nagle jednak usłyszałam skrzypienie zawiasów drzwi. Ktoś właśnie je otwierał.
Wyszłam z pokoju i rozejrzałam się we wszystkich kierunkach. Pierwszą rzeczą, która pojawiła się w moim polu widzenia, były drzwi do piwnicy. Tak, najgorsze miejsce w horrorach, które oglądałam, ale jedyne dostępne w tym momencie, więc udałam się w tamtym kierunku.
Ruszyłam w dół po schodach. Echo odbijało się pod moimi pospiesznymi krokami, jakby stopnie miały się zawalić. Było tam bardzo ciemno i śmierdziało zgnilizną, ale wszystko, czego potrzebowałam, to się ukryć. Albo cóż, gdybym znalazła coś do obrony, to też by wystarczyło. Problem polegał na tym, że nie wiedziałam, jak używać czegokolwiek jako broni. Mogłabym zaatakować, by spróbować się obronić, ale nie chciałam być do tego zmuszona…
Nie było tam jednak żadnej broni ani ostrych przedmiotów, nawet śrubokrętu. Gdy tylko włączyłam latarkę telefonu komórkowego, zobaczyłam kilka rzędów półek z puszkami farby i pustymi pudełkami. W tle stare, zniszczone drzwi. Przyszło mi do głowy, że może to być wyjście do innego miejsca, a może ślepy zaułek. Jeśli to drugie, to było już po mnie, ale nie traciłam nadziei, dopóki nie miałam noża wbitego w oko.
Podeszłam do drzwi i otworzyłam je.
Lodowaty prąd przeszył moją skórę.
A potem zobaczyłam tylko ciemność.
To, co zaczęło się jak koszmar, zamieniło się w najdziwniejszy moment w moim życiu.
Wystarczyło włączyć latarkę w telefonie, by się przekonać, że mam przed sobą tylko dość wąski i zimny korytarz. Jedyne, co mogłam zrobić, to podążać nim. Po przejściu zaledwie kilku kroków wygląd ścian zmienił się z naśladującego drewno Chaty na coś w rodzaju gładkiego kamienia przypominającego tajemne, piwniczne przejście. Szłam dalej, aż na dole znalazłam schody. Pokonując je, zauważyłam, że ściany znów się zmieniły, tym razem na jasne i idealnie pomalowane.
Przeszłam przez kolejny korytarz. Im dalej szłam w górę, tym dziwniej się czułam, a odległy szum przerodził się w wiele głosów. Miałam dziwne przeczucie, ale wracać tam, gdzie mógł być szaleniec z nożem? Nie, dzięki. Najlepiej było znaleźć kogoś, kto mi pomoże.
Szłam dalej, aż w końcu widok się rozszerzył i moim oczom ukazało się miejsce inne niż Chata i las. Ogromny hol z wysokim, oświetlonym sufitem, jak lobby hotelu, klubu, a może mieszanka obu? Elegancki, ale nowoczesny. Ściany były ozdobione bardzo dziwnymi obrazami, których w tamtym momencie nie byłam w stanie do końca rozszyfrować, chociaż wydawało mi się, że widzę jakiegoś potwora, który kogoś pożera. Podłoga rozciągała się w wielu kierunkach, sprawiając wrażenie, że to miejsce, czymkolwiek było, wychodziło poza moje pole widzenia i miało więcej korytarzy.
I było pełne ludzi, twarzy, których nie znałam.
Otrząsnęłam się ze zdumienia tylko dlatego, że ktoś w fioletowym trenczu przeszedł obok mnie, a to przypomniało mi o mężczyźnie wbijającym nóż w oko przeciwnika. Potem zobaczyłam kolejny trencz i kolejny, i kolejny, i w zasadzie prawie wszyscy tam byli ubrani w tym stylu. Dziwne, to było przeciwieństwo tego, co nosiło się na co dzień w gorącym Asfil.
Czułam się zagubiona i zdezorientowana, umieszczona w miejscu, którego nie potrafiłam zidentyfikować. Ponownie spojrzałam na telefon. Co gorsza, ekran był pełen kolorowych linii. Nie działał. Czyżby się zepsuł? Nie mogłam nigdzie zadzwonić.
Odważyłam się zrobić kilka kroków z wahaniem, czy powinnam zapytać kogoś, gdzie jestem, czy po prostu poszukać wyjścia. Ale najbliższa twarz była zbyt onieśmielająca, więc nie mogłam się do nikogo odezwać.
Nie rozumiałam, jak z lasu trafiłam… tutaj. Czy to było sekretne miejsce?
Nagle ktoś złapał mnie za ramię i obrócił do siebie:
– Padme? – usłyszałam męski głos, którego nie mogłam zidentyfikować. Może to przez przytłoczenie sytuacją, ale kilka sekund zajęło mi skojarzenie go z twarzą, którą miałam tuż przed sobą.
To był Damián. Patrzył na mnie ze zdziwieniem. Przez kilka sekund byłam zszokowana faktem, że wpatruję się w kosmyki kruczoczarnych włosów opadające na jego czoło, gęste zmarszczone brwi i oczy, które wyglądały na całkowicie czarne i zbyt głębokie, by można było patrzeć w nie dłuższy czas.
Nareszcie! Znajoma twarz, ktoś, kto mógłby mi pomóc.
– Damián, potrzebuję pomocy – powiedziałam szybko i nerwowo, rozglądając się wokół z ostrożnością. – Ktoś mnie goni, a teraz się zgubiłam. Musisz pożyczyć mi swój telefon, żeby zadzwonić na policję, lub powiedzieć mi, jak wrócić do miasta, bo…
Nie pozwolił mi powiedzieć nic więcej. Szarpnął mnie mocno za ramię, nie wyjaśniając, dlaczego. Ponieważ nadal nic nie rozumiałam i wciąż byłam na wpół przerażona i zszokowana, pozwoliłam mu się stamtąd prowadzić pod ramię. Omijaliśmy ludzi, aż przeszliśmy przez rozsuwane drzwi i weszliśmy do małego pokoju oddzielonego od reszty.
Było tam ciszej i pusto, tylko kilka sof, kilka stolików i minilodówka. Wydawało się, że to idealna przestrzeń, by odpocząć lub usiąść i porozmawiać, bez tych wszystkich ludzi na zewnątrz. Coraz mniej rozumiałam, co to za miejsce.
– Jak się tu dostałaś? – zapytał ostro, gdy już zostaliśmy sami. – Ktoś cię tu przyprowadził?
– Nie, mówiłam ci…
– Ktoś ci powiedział o tym miejscu? – przerwał mi.
– Nie!
– To jak się tu dostałaś?!
Musiałam przyznać, nie wyglądał na zadowolonego z mojej obecności. Mimo to czułam, że kłamstwo nie wchodzi w grę w tym momencie. Nie szukałam uciechy, tylko pomocy.
– Szłam za tobą, żeby ci to dać – wyznałam. Wyciągnęłam dowód osobisty z tylnej kieszeni jeansów i podałam mu go drżącą ręką. – Ale to teraz nie jest ważne, bo ktoś mnie gonił i mam tylko szczęście, że mnie nie złapał, a to, co zobaczyłam…
– Co widziałaś? – Chciał wiedzieć, ale ponieważ było oczywiste, że mam trudności z wyjaśnieniem, Damián naciskał na mnie, bym wyrzuciła to z siebie: – Mów, do jasnej cholery!
– Byłam świadkiem morderstwa.
Zapadła cisza. Część mnie pomyślała, że to trochę dziwne, że nawet nie uniósł brwi ze zdziwienia lub nie okazał przerażenia, ale założyłam, że to mój strach zaczyna graniczyć z paranoją.
– Widziałaś też twarz osoby, która cię goniła?
– Tak, myślę też, że on również widział moją – powiedziałam, brzmiąc na bardziej zmartwioną niż wcześniej. – Byłam szybka, ale mógł zobaczyć, że się tu dostałam, chociaż nie wiem jak, po prostu znalazłam coś w rodzaju przejścia i… Co to za miejsce? Dlaczego tu jesteś?
Damián przez chwilę nic nie mówił. Po prostu analizował mnie tymi surowymi, ciemnymi oczami. Świetnie, pewnie nie uwierzył w żadne morderstwo, zaraz powie, że jestem szalona, że za nim chodzę, że wymyśliłam coś tak strasznego i że pytam go, co tam robi, jakbym miała jakiekolwiek prawo wiedzieć.
Znowu nie było tak, jak się spodziewałam.
– Zaprowadź mnie tam, gdzie wszystko widziałaś – poprosił.
Spojrzałam na niego, jakby zwariował.
– Nie ma mowy! Po co?! Nawet nie wiem, czy powinniśmy stąd wychodzić przy tych wszystkich osobach na zewnątrz!
– Po prostu mnie tam zaprowadź.
Czy mówiliśmy w tym samym języku? Nie rozumiałam, dlaczego prosi mnie o coś tak absurdalnego i dlaczego nie był zaskoczony, tylko stał nieruchomo, jakby chciał urwać mi głowę.
– Damián, psychopata z nożem zabił chłopaka, a potem zaczął mnie gonić – sprecyzowałam. – Chciał mnie złapać! Musiałam uciekać i tak właśnie się tu znalazłam! Musimy zadzwonić na policję!
– Przestań zachowywać się jak przestraszony dzieciak – ostrzegł mnie z pewną twardością i chłodem. – I rób, o co cię proszę.
– Jak mogę się nie bać? – wymamrotałam zdezorientowana. – Ty też powinieneś!
Damián ponownie chwycił mnie za ramię i próbował zawlec w kierunku wyjścia.
– Co ty wyprawiasz? – jęknęłam. Na pewno udałoby mu się mnie pociągnąć, bo miał więcej siły ode mnie, ale nagle ktoś otworzył drzwi i wszedł do środka, zanim zdążyliśmy wyjść.
Pierwszą rzeczą, jaką zobaczyłam, była para błękitnych oczu, które mnie sparaliżowały.
– Przepraszam, nie wiedziałem, że jesteś zajęty – usprawiedliwił się.
Miał na sobie fioletowy trencz.
Wspomnienie powtórzyło się w mojej głowie: drzewo, kłótnia, nóż, atak, krew, ofiara z prawie oszpeconą twarzą i zabójca.
To był on. Stał przede mną. Jego wyraz twarzy był spokojny, niegroźny. Jego głos był bardzo czysty, ale o głębokim tonie. Jego włosy były brązowe i starannie zaczesane do tyłu. Skórę miał tak nieskazitelną, że sprawiał wręcz wrażenie eleganckiego i schludnego, jakby nigdy nie pobrudził sobie rąk cudzym życiem, jakby nie był zdolny do wbijania noży w oczy. Cofnęłam się automatycznie, aż Damián dyskretnie położył dłoń na środku moich pleców, by mnie powstrzymać. Chciałam mu powiedzieć, że to zabójca, ale lekko mnie ścisnął, co zinterpretowałam jako ostrzeżenie: „Nie rzucaj się w oczy”. Nie ruszyłam się więc, chociaż nie miałam pojęcia, która opcja jest bezpieczna.
Być posłuszną czy uciekać? Zrobić krok czy nie?
– Właśnie wychodzimy – poinformował go Damián obojętnym, spokojnym głosem. – Więc możesz tu zostać, Nicolas.
Zamarłam, gdy usłyszałam, jak zwraca się do niego po imieniu, które nie brzmiało tak strasznie, jak to, co widziałam wcześniej w lesie.
– Jesteś pewien? Bo mogę iść do innego pokoju – powiedział Nicolas, a potem dodał, lekko rozbawiony. – Nie musisz uciekać za każdym razem, gdy się pojawiam.
– Nie uciekam, gdy się pojawiasz – powiedział cierpko. – Po prostu nie lubię dzielić z tobą przestrzeni.
To go bardziej rozbawiło.
– Och, Damián, zawsze taki okrutny i złośliwy…
Przez chwilę patrzyli sobie w oczy i pojawiło się coś w rodzaju napięcia między dwoma drapieżnikami gotowymi do ataku. Nie wiedziałam, co niepokoi mnie bardziej: to czy raczej fakt, że Damián może być znajomym zabójcy.
Nagle spojrzenie Nicolasa przeniosło się na mnie.
– To, co rzadko się zdarza, to fakt, że ktoś ci towarzyszy – powiedział z zaciekawieniem. – Ktoś, kogo chyba nie widziałem wcześniej w twojej grupie czy na korytarzach.
Czyli nie widział mnie w lesie? Wydawało mi się to niemożliwe.
Musiał kłamać. Drgnięcie jego ust mnie w tym upewniło.
Damián ścisnął mnie jeszcze raz ręką, którą wciąż trzymał na moich plecach. Odczułam to jako drugie ostrzeżenie, jako „nic nie mów”, więc starałam się zachować spokój, żeby się nie zdradzić.
– Pamiętasz wszystkich ludzi, których widujesz każdego dnia? – zapytał Damián, zdziwiony. – To świetna umiejętność. Gratulacje, a teraz zejdź mi z drogi, nie mamy ochoty rozmawiać.
Ale Nicolas się nie odsunął. Zastanawiałam się, czy udawał, że mnie nie zna, ponieważ był cwany i chciał się ze mną droczyć, dopóki nie przestraszy mnie na tyle, bym zaczęła błagać o życie. Trzymałam się jednak myśli, że w obecności kogoś innego nie może nic zrobić.
– Nie, nie mam takiej zdolności, bywam trochę roztargniony – powiedział Nicolas. – Chodzi o to, że zwykle nie przeoczam takich twarzy.
Takich twarzy? To znaczy: przestraszonej, bladej, zdenerwowanej?
– Może i ona też cię nie pamięta. – Damián wzruszył ramionami.
– Naprawdę? Szkoda. – Nicolas przybrał zamyśloną minę, po czym rzucił komentarzem prosto we mnie: – Ale mógłbym przysiąc, że twoja twarz coś mi mówi. Czy nie byliśmy razem na Polowaniu?
Polowanie? W lesie? Zaczęło mi się kręcić w głowie, ale ręka Damiána lekko nacisnęła na moje plecy.
Musiałam odpowiedzieć.
– Nie – udało mi się wykrztusić.
Nicolas skinął głową. Potem zwęził nieco oczy, analizując mnie. – I dlaczego jesteś taka zdenerwowana? Przecież nie gryzę. Może ktoś ze stada Damiána tak robi.
Z jakiego stada?
– Przestań zadawać jej głupie pytania – uciął Damián. – Jeśli się nudzisz, idź zrobić coś innego.
– Przecież widać, że jest niespokojna i trochę zaczerwieniona – kontynuował z lekkim rozbawieniem – i nie sądzę, byś wywołał to w pozytywny sposób. Nie jest tajemnicą, że masz alergię na kontakt z innymi.
To była wyraźna kpina. Damián lekko się napiął, poczułam to.
– Odczep się, Nicolas – zażądał Damián, ale on tylko spojrzał w dół i wskazał na moją nogę. Na moje podarte spodnie.
– Co ci się stało? Pokłóciłaś się z kimś?
– To nie twoja sprawa – mruknął Damián, mając coraz bardziej dość.
– Dziewczyna w tarapatach to sprawa każdego z nas – odpowiedział natychmiast Nicolas.
– Ona nie jest w tarapatach. – Damián zacisnął zęby. – Dlaczego miałaby być? A może po prostu każdego oskarżasz o bzdury?
Nicolas uniósł brwi ze zdziwieniem.
– Nie wiem, ale tylko ona może potwierdzić, czy się mylę, czy nie – powiedział i ponownie skupił się na mnie. – Jeśli twierdzisz, że nie, to z przyjemnością ustąpię, ale jeśli jest odwrotnie...
Nie rozumiałam nawet, dlaczego myślał, że powiem, że mam jakiś problem. Podejrzewałam, że chciał zostać ze mną sam na sam, żeby mnie zabić.
Wszystko, czego chciałam, to wydostać się stamtąd, więc nie chciałam tracić ani chwili na odpowiedź.
– Nie. Nie jestem w tarapatach.
– Cóż, to by było na tyle – podsumował Damián. – Teraz wychodzimy.
Nie pozwolił, by rozmowa się przeciągnęła i gdy tylko Nicolas odsunął się na bok, delikatnie mnie popchnął, byśmy oboje mogli wyjść. Tuż przed tym, z jakiegoś głupiego powodu zdarzyło mi się odwrócić. Spojrzenie Nicolasa spotkało się z moimi. Odebrałam to jako ostrzeżenie przed czymś. Bałam się go.
Damián i ja przeszliśmy przez rozsuwane drzwi i minęliśmy ogromny pokój pełen ludzi. Ominęliśmy kilka osób i poszliśmy dalej korytarzem.
Kiedy nikogo tam nie było, puścił mnie i zaczął iść przede mną, w pośpiechu.
Stamtąd ścieżka wydawała się nierozpoznawalna i długa, ale kilka minut później znajdowaliśmy się już poza tym miejscem, z powrotem w lesie. Niebo wciąż było bezchmurne. Słychać było śpiew ptaków, a biały królik wąchał jakieś jagody, ale czułam, że coś było nie tak…
Czy tylko mi się zdawało, czy też upał charakterystyczny dla Asfil zmalał? Teraz wyczuwałam w powietrzu coś dziwnego, jakby lekki zimny wiatr, który nagle sprawił, że zadrżałam.
– Czy to Nicolas cię widział? – Damián zapytał mnie szorstko. Ton jego głosu sprawił, że zareagowałam.
– Skąd go znasz?
– Czy to był on, Padme? – zapytał ponuro.
– Ale to twój przyjaciel, nie dogadujecie się? – Byłam zdezorientowana. Damián westchnął i przeczesał dłonią włosy, zirytowany.
– Cholera, to nie miało się wydarzyć – mruknął.
Niczego nie rozumiałam. Instynkt podpowiadał mi, że powinnam jak najszybciej wydostać się z tego lasu. Czułam się tam nieswojo. Poza tym postawa Damiána stawała się coraz dziwniejsza. Dlaczego złościł się na mnie, skoro ten niebezpieczny człowiek był jego znajomym? To też mnie irytowało.
W porządku, wystarczy.
– Powiesz mi, co się, do cholery, dzieje i dlaczego ignorujesz to, co do ciebie mówię? – wyrzuciłam z siebie, już poirytowana. – I nie łap mnie znowu tak jak tam.
– Zabierz mnie do miejsca, gdzie to się wydarzyło – zażądał.
Nie mogłam w to uwierzyć. Co, do cholery, było z nim nie tak?!
– Chcę wrócić do miasta – powiedziałam zdeterminowana.
– Padme – odparł, jakby ostrzegając, że jest na skraju wybuchu gniewu. – Zabierz mnie tam, a potem możesz wrócić.
– Po prostu nie rozumiem, dlaczego chcesz tam iść!
– Chcesz wracać czy nie?!
Zawahałam się. Przypomniałam sobie, że Alicia porównała Damiána do dziwaka, a ze sposobu, w jaki zachowywał się w tej chwili, jej słowa nie wydawały się aż tak absurdalne. Może lubił te wszystkie ciemne i krwawe miejsca. Może chciał zobaczyć to konkretne z czystej, chorobliwej ciekawości. Nie wiem. Wszystko wokół niego zawsze wydawało się owiane tą niezwykłą, mroczną aurą.
Ale w porządku, w tym momencie był jedyną osobą, z którą mogłam podzielić się tym, co się stało.
– Pomożesz mi się dostać do wioski? – Chciałam się najpierw upewnić.
Przytaknął.
– Dobrze – westchnęłam niechętnie.
Próbowałam przypomnieć sobie ścieżkę. Było to trudne, biorąc pod uwagę, że wcześniej biegłam jak głupia, ale Damián pomógł mi, mówiąc, że liście były bardziej zmiażdżone tam, gdzie nadepnęłam. Sugerowało to, że dużo wie o lesie. Musiał spędzać tam dużo czasu. Kolejna rzecz, która zwiększyła głośność moich wewnętrznych alarmów.
Nie minęło wiele czasu, zanim dotarliśmy na miejsce zdarzenia. Właściwie nie było żadnego odniesienia, które wskazywałoby, że to było to miejsce, ale wiedziałam to z niepokojącą i niewytłumaczalną pewnością. Tyle że ciało zniknęło. A ja czułam się bardziej szalona, zagubiona i zdezorientowana niż kiedykolwiek. Zbliżyłam się do jednego z drzew i wskazałam na ziemię.
– To było tu – powiedziałam.
Damián analizował to miejsce, jakbyśmy byli na miejscu zbrodni. Przykucnął, obserwował, czekał, a potem przesunął palcami kilka liści. Kiedy odsunął je na bok, pojawiły się małe, ukryte plamy krwi.
Przynajmniej to było potwierdzenie, że to się wydarzyło naprawdę.
– Czy mogę w końcu wiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi? – zapytałam. – Możemy zadzwonić na policję? Morderca jest wolny w tym… – nie mogłam znaleźć słów na określenie terenu, na którym się znajdowałam, więc powiedziałam tylko: – …dziwnym miejscu.
– Nie możemy. – Damián zaprzeczył ruchem głowy.
Powtórzył to z naturalnością w słowach, bez troski czy strachu.
– Powiedziałam ci, że kogoś zabili, a nawet zabrali ciało – powtórzyłam, zdumiona jego obojętnością wobec powagi sprawy. – Logiczną rzeczą byłoby wrócić do miasteczka i powiedzieć wszystko policji, zanim stanie się coś gorszego.
– Logiczną rzeczą byłoby też, gdybyś za mną nie szła, ale i tak to zrobiłaś, więc logiczne działanie nie wchodzi w grę – powiedział bez najmniejszego śladu empatii.
– Więc nie powinnam iść na policję? – zapytałam z niedowierzaniem.
– Oni niczego nie rozwiążą – zapewnił mnie. – Nikt tego nie rozwiąże, bo prawda jest trudna do zrozumienia.
Prawda.
Mój wewnętrzny alarm włączył się tak głośno, że zamrugałam zdezorientowana.
– O czym ty mówisz? Jaka prawda?
– To, co się tutaj wydarzyło, było normalną rzeczą, wyrównaniem rachunków między jednym Dziewiątym a drugim – powiedział. – Pewnie mieli jakiś konflikt lub jeden z nich zrobił coś przeciwko swojej grupie i doszło do starcia.
Znowu pojawiło się słowo „grupa”, którego użył Nicolas.
Uśmiechnęłam się nerwowo.
– To mroczne poczucie humoru do ciebie pasuje, ale nie wydaje mi się…
– Nie mam poczucia humoru, Padme – przerwał.
To prawda, nie sposób się w nim dopatrzeć radości. W jego oczach były chłód i powaga ważnego objawienia.
Zapytałam go, choć bałam się odpowiedzi.
– Kto to jest Dziewiąty?
– Zabójca – wyznał. – Oto, kim jestem.
Chociaż słowa były jasne, chcąc otrząsnąć się z szoku, próbowałam znaleźć normalne wyjaśnienie.
– Czy to jakiś kult albo coś związanego z religią?
Potrząsnął głową.
– Nie wyznajemy żadnej religii. Rodzimy się dziewiątego dnia dziewiątego miesiąca i od najmłodszych lat czujemy potrzebę zabijania. Tak więc nie jest to nic podobnego do tej absurdalnej koncepcji morderców.
Moja automatyczna reakcja nie miała większego sensu. Po prostu odwróciłam się ze słowami: „Idę” i pospieszyłam naprzód z zamiarem zostawienia go tam. Ale on mi na to nie pozwolił. Chwycił mnie za ramię, zatrzymał i zmusił do odwrócenia się w jego stronę.
– Nie możesz teraz odejść – ostrzegł mnie. Gdy staliśmy tak twarzą w twarz, wydawał się jeszcze wyższy i groźniejszy.
– Dlaczego nie? – Otrząsnęłam się, nie chcąc być mu posłuszna. – Powiedziałeś, że mi pomożesz! A jeśli zgrywasz mrocznego dowcipnisia, to nie jest w porządku!
– Zamknij się i słuchaj mnie uważnie – mruknął, walcząc z moim oporem. – Nie możesz przecież uciec i narobić zamieszania.
– Grozisz mi? – brzmiałam na bardziej zaniepokojoną, niż zamierzałam.
– Ostrzegam cię – poprawił mnie – bo weszłaś do jaskini rozpruwaczy, a jeśli inni się o tym dowiedzą, użyją cię jako steku do filetowania.
– Damián, muszę już iść, puść mnie… – szamotałam się, próbując uwolnić. – Po prostu kłamiesz.
Miał dość i złapał mnie za ramiona, żebym się nie ruszała i zrozumiała raz na zawsze:
– Wszyscy ci ludzie, których widziałaś, to Dziewiąci, którzy za wszelką cenę chronią ten sekret. Jeśli choć jeden z nich dowie się, że wkroczyłaś na nasz teren, że widziałaś jedno z ich morderstw, że znasz prawdę, zabiją cię. Taki jest nasz świat: każdy, kto nie jest taki jak my, jest tylko zdobyczą, na którą polujemy; każdy, kto nie jest taki jak my, nadaje się tylko do zabicia.
Zabicia.
Nasz świat.
Dokąd chodził po szkole? Dlaczego z nikim się nie zadawał? Dlaczego zniknął na tak długo? Nigdy się nie myliłam. Intuicja ciekawskiego dziecka, które wierzyło, że wokół tego czarnowłosego chłopca o zapadniętych oczach dzieje się coś dziwnego, mnie nie zawiodła. A teraz, w obliczu tego objawienia, moje serce przyspieszyło, naładowane nerwową adrenaliną.
– Czy ty też jesteś taki jak Nicolas? – zapytałam, starając się wyjść z szoku.
– Nie. – Damián spoważniał. – Jestem gorszy.
Zaczęło mi się kręcić w głowie, ale starałam się zachować spokój dla własnego dobra.
Poszukaj wyjścia… Poszukaj wyjścia…
– Okej, wierzę ci, ale teraz puść mnie – poprosiłam. – Będę cicho, nie powiem nikomu, co widziałam. Nie pójdę na policję, nikt się nie dowie.
– Myślisz, że to takie proste: wypuścić cię? – zapytał Damián z irytacją. – Zabierając cię stamtąd, złamałem pierwszą zasadę, a ich łamanie jest niewybaczalne.
Oni w ogóle mieli jakieś zasady?
– Nie powinnam była za tobą iść, rozumiem! – Próbowałam się z nim zgodzić, na wypadek, gdyby dało mi to przewagę. – Ale nie miałam zamiaru...
– Jeśli nie zabiję cię teraz, kiedy wszystko widziałaś i wszystko wiesz, to oni zabiją mnie – przerwał mi. – Czy to też rozumiesz?
Musiałam uciec. Byłam zbyt przytłoczona. Próbowałam coś wymyślić, ale zdałam sobie sprawę, że jestem słaba w porównaniu z nim i że nie mogę odpuścić, bez względu na to, jak bardzo się staram. Poza tym co mogłabym mu zrobić, gdyby wyciągnął nóż? Podrapać go paznokciami opiłowanymi do perfekcji przez Alicię? Czułam się bezużyteczna i głupia, nie wiedziałam nawet, jak zadać odwracający uwagę cios.
Nie zdążyłam jednak nic zrobić, a on nie zdążył mnie zaatakować, bo nagle odwrócił głowę w inną stronę lasu, jakby usłyszał coś gdzieś w pobliżu. Jego spojrzenie zmieniło się z grożącego mi na skanujące okolicę, czujne i defensywne.
Patrzył… Szukał… Czekał… Aż jednym szybkim ruchem pchnął mnie na jedno z drzew.
– Nie ruszaj się – zażądał.
Próbowałam go odepchnąć, ale unieruchomił mnie, chwytając za nadgarstki i przytrzymując moje nogi. Z daleka wyglądało to tak, jakby próbował mnie zabić, ale kiedy usłyszałam trzask gałęzi, zrozumiałam, że tak naprawdę ukrywa nas przed kimś. Ale nie mogłam zobaczyć przed kim, bo tak mnie zablokował, że nie mogłam nawet ruszyć głową.
– Czy to Nicolas? – zapytałam, jeszcze bardziej przerażona.
– Cicho bądź.
Z jakiegoś powodu Nicolas wydawał mi się dwa razy niebezpieczniejszy niż Damián. Nawet gdy byłam tam uwięziona, myśl o tym, że on się pojawi, była gorsza. Ale, do diabła, dlaczego nie miałam siły, by kopnąć go między nogi, uwolnić się i uciec?
Nagle przypomniałam sobie, że widziałam w jakimś programie, że próba przypomnienia zabójcy, że jesteś osobą i masz tożsamość, może pomóc. Wiedziałam, że jestem w tej ryzykownej sytuacji, w której mogą nas usłyszeć, ale instynkt podpowiadał mi, żeby spróbować.
– Damián, znasz mnie – powtórzyłam błagalnie, nie zważając na niebezpieczeństwo. – Znasz mnie, odkąd byliśmy mali, pamiętasz? Byłam u ciebie kilka razy, chciałam się do ciebie zbliżyć, być twoją przyjaciółką.
– Zamknij się – zażądał ponownie.
– Nie powiem nic o Dziewiątych – zapewniłam go szybko, próbując go przekonać. – Nie powiem ani słowa. Będę milczeć.
– Zacznij już teraz.
Nadal ściskał moje nadgarstki. Mrowienie zaczęło rozchodzić się po moich palcach.
– Musi być inny sposób, inna opcja, jak podjęcie ryzyka i zaufanie mi – nalegałam. – Nie zabijesz mnie…
– Przestań hałasować, bo nas usłyszą, do cholery! – wymamrotał, zanim zdążyłam dokończyć. – Może Nicolas udawał podczas rozmowy i wie, że nie jesteś taka jak my, i teraz nas szuka.
Miałam zamiar znowu błagać, ale zauważyłam kilka rzeczy. Po pierwsze, sposób, w jaki przesunął nasze ciała po drzewie, aby ukryć nas jeszcze bardziej; po drugie, jak skanował otoczenie swoim drapieżnym spojrzeniem; po trzecie, że w tym samym czasie przełknął ślinę z napięciem.
Chwileczkę, czy on…?
– Ty też się boisz, bo może cię zabić? – zapytałam z niedowierzaniem. Damián stłumił swoje gniewne uczucia w reakcji na to pytanie. Dał do zrozumienia, że nie, ale dalej myślałam, że w takim razie może nie jestem aż tak bardzo w gorszej sytuacji. Spojrzenie jego czarnych oczu pozostało jednak ostrzegawcze.
– Widziałaś, co zrobił Nicolas, prawda? Chcesz, żeby to samo zrobili tobie?
– Tak, rozumiem, to był błąd – powiedziałam, nie chcąc pogarszać sytuacji. – Ale jeśli mnie puścisz, może wymyślimy coś razem…
– Przestań błagać i przepraszać! – Miał już wyraźnie dość.
– A co niby mam według ciebie zrobić? – Ogarnęło mnie poczucie bezradności i paniki. – Ciągle tylko powtarzasz, że mnie zabijesz! Nie ułatwiasz mi tego!
– Nie muszę ci niczego ułatwiać, bo w ogóle nie powinno cię tu być!
– Więc przestań mi grozić i zabij mnie natychmiast! – rzuciłam mu wyzwanie.
Nawet nie rozumiałam, skąd mi się to nasunęło, może ze strachu, który był już intensywny, albo z adrenaliny. Nawet tego żałowałam, bo myślałam, że zrobi to bez wahania, ale kolejna gałąź skrzypnęła, a on ponownie przeskanował otoczenie, ostrożnie. Potem, gdy nic nie znalazł, wpatrywał się we mnie przez chwilę. Z sekundy na sekundę jego gniew malał i mieszał się z zaciekawionym wyrazem twarzy, jakbym była czymś, co go intrygowało. To była dziwna zmiana, która sprawiła, że zdenerwowałam się dwa razy bardziej, ponieważ przez chwilę nie wydawał się zdolny do zabicia mnie.
– Wiem, kim jesteś – powiedział nieco łagodniej. – Wiem, że mieszkamy na tej samej ulicy, i wiem, że nie skrzywdziłabyś muchy ani nie złamała żadnych zasad. A przynajmniej tak mi się wydaje. Więc dlaczego tak naprawdę mnie śledziłaś? Tylko dla legitymacji?
Nie, ale skłamałam:
– Tak.
– Bo jesteś tą „grzeczną” dziewczynką, którą wszyscy znają?
Wymówił „grzeczną”, jakby to było coś śmiesznego i fałszywego.
– Tak – powiedziałam. – Nie pakuję się w kłopoty i nie opowiadam wszystkim o rzeczach, które wiem, więc jeśli spróbujesz mi tylko zaufać…
– Nie, Padme, grzeczne dziewczynki nie śledzą innych ludzi – przerwał podejrzliwym szeptem. – I grzeczne dziewczynki też nie błagają o inną opcję. Wolą umrzeć tak, jak teraz prosisz, niż milczeć. Nie sądzisz?
Opuściły mnie siły. Miał rację. Tak bardzo, że aż się przestraszyłam.
– To prawda, ale boję się i… nie mogę uwierzyć w to, co mówisz – powiedziałam, biorąc nerwowy oddech – Nie mogę uwierzyć, że to ty.
Że moja ulubiona zagadka z dzieciństwa okazała się mordercą. Że to właśnie był jego wielki sekret.
Damián zmrużył oczy, jakby mnie rozgryzł. W jego oczach odbijał się cały mroczny wszechświat.
– Nie boisz się tak bardzo, jak mówisz – wyszeptał. – Nie mnie.
To sprawiło, że zrobiło mi się zimno. Czy mógł to zobaczyć? Bo właśnie to czułam. Jeśli chłopak, którego tak bardzo starałam się poznać, był tylko moim wyidealizowanym wyobrażeniem, powinnam się go całkowicie bać, ale w głębi duszy coś mi mówiło, że mnie nie skrzywdzi. Może się myliłam, a może właśnie w to chciałam wierzyć. Może straciłabym przytomność, zanim pogodziłabym się z tym, że mnie zabije.
– Chcę po prostu stąd iść. – Te słowa wydobyły się z moich ust niemal na jednym wdechu. Moje oczy zamknęły się automatycznie, desperacko szukając czegoś, co mogłoby wszystko zmienić. – Po prostu nie chcę, żeby to było realne.
– To jest realne, ale może możesz iść – powiedział niespodziewanie. – Może istnieje inna opcja.
Otworzyłam oczy i spojrzałam na niego zaskoczona. Każda część mnie drżała. Byłam oparta o pień, moja klatka piersiowa falowała, usta były otwarte, a płuca ciężko pracowały, by nabrać powietrza.
– Naprawdę? – zapytałam. – Jaka opcja?
– Po pierwsze, zamierzasz znowu krzyczeć? – sprawdził mnie.
– Nie – odpowiedziałam, kierując się instynktem przetrwania.
– Czy jesteś w stanie się nie ruszać, żeby nie zamienić tego w zabawę „biegnę i złap mnie”, którą oczywiście bym wygrał?
Mogłabym spróbować…
– Tak. – Przełknąłam ślinę. – Słucham. Jaka jest inna opcja?
Damián nie odpowiedział od razu. Przez kilka sekund po prostu mi się przyglądał. Wydawało mi się, że dostrzegłam w nim nutkę wątpliwości. Subtelny błysk wahania, to powietrze, które otacza cię, zanim zrobisz krok na moście, o którym wiesz, że będzie się niebezpiecznie kołysał, gdy po nim przejdziesz. Ale potem to zniknęło. A on powiedział:
– Będziesz musiała stać się jednym z nas, na zawsze.
Instrukcje Damiána były jasne po zwolnieniu mnie:
„Idź prosto do domu, nie rozmawiając z nikim. Nie odpowiadaj na pytania. Nie oddalaj się i nie próbuj niczego dziwnego”.
Tak właśnie zrobiłam. Dotarłam na miejsce i zamknęłam się w swoim pokoju. Roztrzęsiona, spocona i z zawrotami głowy pobiegłam do łazienki i zwymiotowałam do toalety. Potem, kiedy już mogłam wstać, weszłam pod prysznic. Oparłam się o ścianę i powoli zsunęłam się w dół, obejmując nogi. Pozwalałam zimnej wodzie spływać po mnie i zmywać ślady brudu na moim ciele.
W mojej głowie Nicolas siłą wbijał nóż w czyjeś oko. W innym ułamku mojego umysłu głos Damiána powtarzał: „Zabójca – oto, kim jestem”.
Ironia losu, że po tym, jak usilnie pragnęłam rozumieć, co się wokół niego dzieje, tak bardzo mnie to przerażało. To znaczy, tak, tysiące nocy wyobrażałam sobie, że odkrywam jakąś tajemnicę, jak w filmach. Damián z moich wyobrażeń mówił: „Jestem wampirem!” albo: „Tak naprawdę umarłem wiele lat temu i jestem duchem”, „Należę do świata czarodziejów i jestem wybrańcem”, „Jestem zombie z zachowaną świadomością”; fantazyjne, na wpół mroczne, ale bardzo romantyczne rzeczy, które w końcu połączyłyby nas na zawsze, ponieważ zaakceptowałabym to z jednoczesnym podziwem i spokojem.
Jak naiwne byłoby myślenie, że mnie okłamał i że wszystko związane z Dziewiątymi nie było prawdziwe? Tego właśnie chciałam. Chciałam wymazać z głowy każdy ślad po tym, co się stało, bo stało się to tak szybko. Ale widziałam morderstwo… Widziałam wszystko…