Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
101 osób interesuje się tą książką
CZEŚĆ, JESTEM KSIĘŻNICZKĄ…
LUKIER I PACIORKI, RÓŻ, SŁODYCZ, INSTAGRAM I KORONKI.
W relacjach Aresa i Niny zachodzi znacząca zmiana. Do tej pory można je było określić jednym słowem: skomplikowane. Teraz stały się bardzo skomplikowane. A nawet bardziej niż bardzo.
Świat nie jest czarno-biały. To, kto jest dobry, a kto zły, często zależy tylko od miejsca i czasu, w którym się akurat znalazł.
Brutalna zagadka kryminalna znowu łączy losy Niny i Aresa. Niebezpieczna tajemnica, która nigdy nie powinna ujrzeć światła dziennego, przewróci do góry nogami ich życie, które przecież i tak trudno było nazwać spokojnym i ustabilizowanym.
Kiedy do głosu dochodzą skrajne emocje, pewne jest tylko jedno: nic już nie będzie takie, jakie było. Albo przynajmniej jakim się wydawało…
Wiele lat temu w tajemniczych okolicznościach w całej Polsce znikają atrakcyjne dziewczyny. Czy śmierć młodej celebrytki ma z tym jakiś związek? Jak bardzo trzeba się zagłębić w mroczne tajemnice przestępczego świata, żeby dotrzeć do prawdy? I czy aby na pewno wszystkim zależy na tym, żeby ją ujawnić.
(…) Nie byłam naiwna i nie byłam dzieckiem. Wiedziałam, jaki jest koszt zdobycia sławy drogą na skróty. A raczej wydawało mi się, że wiem… Po pięciu latach ta cena ewidentnie okazała się zbyt wysoka. W zasadzie to… dziś wydawała mi się zbyt wysoka (…).
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 223
Projekt okładki: Joanna Sobota
Redaktor prowadzący: Grażyna Muszyńska
Redakcja techniczna: Sylwia Rogowska-Kusz
Skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski
Korekta: Marta Stochmiałek, Renata Jaśtak
Zdjęcie na okładce:
© pl.freepik.com
© by Paulina Świst
© for this edition by MUZA SA, Warszawa 2024
ISBN 978-83-287-2917-9
MUZA SA
Wydanie I
Warszawa 2024
–fragment–
W.!
W podziękowaniu za pomoc w załatwieniu w pół roku czegoś, co wydawało się niemożliwe
Ja piłem już z każdą, piłem za wszystko,
To miał być nasz rok i nam nie wyszło.
Pamiętam twój wzrok i jak to wszystko prysło,
Dałem się zrobić w chuj, będę pamiętał na przyszłość, że
Karma nie wraca, nawet jak otwarte drzwi,
A co tobie się opłaca, to się nie opłaca mi.
Porcelana Freestyle, Bardal, Rów Babicze
„Cześć. Jestem księżniczką”… Szłam niespiesznie korytarzem ekskluzywnego hotelu, a w uszach nieustająco dźwięczały mi te słowa. Moje słowa. Debilne słowa, głupiej małolaty.
Tymi słowami nieświadomie rozpoczęłam swoją karierę. Karierę, którą obecnie wszystkie plotkarskie media w tym kraju nazywały bajkową. Jak bardzo to pasowało… Lukier i paciorki, róż, słodycz, Instagram i koronki.
Nie byłam naiwna i nie byłam dzieckiem. Wiedziałam, jaki jest koszt zdobycia sławy drogą na skróty. A raczej wydawało mi się, że wiem… Po pięciu latach ta cena ewidentnie okazała się zbyt wysoka. W zasadzie to… dziś wydawała mi się zbyt wysoka…
Niestety wyszło na to, że moje obowiązki, nawet teraz, wykraczały daleko poza dopasowanie bucika… O początkach nawet nie wspomnę. Ale o tym nie wiedzieli. Nigdy się nie domyślili, mimo iż bałam się tego każdego poranka, gdy odpalałam portale plotkarskie… Obserwatorom też nie przyszło to do głowy. Nikomu nie chciało się sprawdzić, czy naprawdę miałam kontrakt w Paryżu, czy chodziłam po wybiegach, czy rzeczywiście robiłam w tym Paryżu cokolwiek, za co można by przytulić takie pieniądze, jakimi dysponowałam. Nikt nie krzyknął, jak w znanej bajce, że król, albo raczej księżniczka – jest naga. Naga dosłownie i w przenośni.
Początkowo bardzo mnie to dziwiło. Do czasu. Pewnego dnia obejrzałam program dokumentalny… W tym reportażu znany redaktor wypunktował dziewczynę, która przez kilka lat oszukiwała cały kraj, że jest gwiazdą Bollywoodu. Jej też nikt nie sprawdził. Ale ja, w przeciwieństwie do niej, nie miałam zamiaru podpadać prominentnym redaktorom. Teoretycznie mogłam już przestać się bać. Praktycznie zaczęłam bać się jeszcze bardziej. Zwłaszcza że tamtej lasce mogli zarzucić najwyżej mitomanię, a mnie o wiele gorsze rzeczy…
Czy jednak rzeczywiście byłam odpowiedzialna za każdą z nich? Czy każda była moim wyborem? Co z tymi, których nie mogłam uniknąć? Bo to właśnie one odcisnęły na mnie piętno, którego nie dało się wymazać. Mogłam tylko zakryć je świecidełkami, butami, torebkami i ubraniami znanych projektantów. Pociągnęłam nosem, czując, jak zażyte przed chwilą narkotyki spływają mi gorzkim „spływem” po gardle. Wykonywanie mojej PRAWDZIWEJ pracy zawsze lepiej wychodziło mi z odpowiednim wsparciem używek. Nie za dużo, nie za mało. Ale dziś było jakoś inaczej… bardziej kolorowo… bardziej bajkowo… Czy to przez to, co się ostatnio wydarzyło? Co się dokonało? Czy to coś z tym towarem było nie tak? Miałam za dużo dziwnych myśli… A może właśnie coś nareszcie było tak? Czułam się znów sobą i… Miałam ochotę stąd odlecieć…
Dobrze wiedziałam, kto czeka na mnie za drzwiami pokoju numer 1872, przed którymi właśnie stanęłam… Stary, totalnie obrzydliwy zwyrol. Bardzo wielu takich poznałam, niczym nie mógł mnie zaskoczyć, ale dziś nagle znów wydało mi się to… ohydne. Nieprawdopodobne! Tak jakbym wraz z DOKONANIEM tego wróciła do swojej postaci sprzed pięciu lat.
Powinnam zrobić jeszcze jedną rzecz. Obiecałam i chciałam pomóc. Ale w zasadzie… czy nie zrobiłam już dość? Będzie musiała sobie poradzić… Ja sobie poradziłam, a Bóg mi świadkiem, że było to nieomal niemożliwe.
W tym właśnie momencie światło na końcu korytarza zaczęło przyciągać mnie jak magnes. Było ciepłe, roziskrzone… Nic złego się nie stanie, jeśli na chwilę tam podejdę… Muszę sprawdzić, co jest nie tak z tym światłem…
Podeszłam do końca korytarza i zobaczyłam tysiące błyszczących promyczków… To hotelowy żyrandol. Ogromny, majestatyczny. Wisiał zaraz naprzeciw mnie. Powoli zbliżyłam się do barierki, wychyliłam się i spojrzałam na ogromny hol. Dziesięć metrów pode mną zobaczyłam piękną mozaikę na podłodze, na którą żyrandol rzucał ogromny, złowrogi cień… A dalej kilka osób, które mimo późnej pory meldowały się w hotelu. Obok rodziców, jak mniemam, stała dziewczynka, na oko pięcioletnia. Potarła oczy. Chyba była zmęczona… A potem uniosła wzrok w górę, spojrzała na żyrandol i uśmiechnęła się szeroko…
Popatrzyłam na ten niewinny uśmiech i poczułam, jak w oczach stają mi łzy.
– Nie chcesz być księżniczką – powiedziałam cicho.
A potem, nie zastanawiając się nawet sekundy, przełożyłam nogę przez barierkę i skoczyłam. Nareszcie!
Aleksander
– Jesteś na miejscu? – W słuchawce rozległ się seksowny, choć nieco ochrypły głos pani prokurator.
– Właśnie zaparkowałem. – Wyjąłem z kieszeni blachę i wrzuciłem ją do samochodowego schowka.
– AŻ minutę przed czasem – rzuciła zgryźliwie. – Czemu tak wcześnie? Zdążyłbyś jeszcze zaru…
– Nie zdążyłbym – przerwałem jej. – Mylisz mnie z jakimś swoim byłym…
– Odwal ty się od moich byłych – oburzyła się. – To fajne chłopaki.
– Taaa? – Uśmiechnąłem się pod nosem. – A to dziwne, bo słyszałem od twoich przyjaciółek, że takich popaprańców i pojebów to ze świecą szukać.
Trzymanie mordy na kłódkę, kiedy w grę wchodziły plotki, nigdy nie było moją najmocniejszą stroną. A jej przyjaciółki naprawdę mnie polubiły i opowiedziały mi wiele ciekawych rzeczy…
– No i co ci się nie zgadza, Ares? – zdziwiła się Nina. – Skoro ty jesteś w moim typie, a nie będę udawać, że nie, to chyba wiadomo, że taki właśnie mam gust. Popaprańcy i pojeby.
Boże, jakie to jest wredne!
– To, że moje kumpele dały się nabrać na twoją słodką minkę, to nie znaczy, że ja nie wiem, co w tobie siedzi – kontynuowała. – A teraz możesz łaskawie zabrać się do roboty, zamiast rozmyślać o mojej przeszłości?
Niby mogę, ale po co, skoro tu ciekawiej?
– Po pierwsze, to mam pewność, że jestem „better than your ex, and next”[1] – przybrałem profesorski ton. – A po drugie, to nie ja zacząłem gadkę o ruchaniu… Co się dzieje, Nino? Za długo już jesteś grzeczna? Zbereźne myśli po głowie chodzą? Pomóc ci jakoś? Przecież wiesz, że umiem…
Czy tylko mi się wydawało, czy usłyszałem stłumioną obelgę… Brzmiało to, jakby zasłoniła mikrofon ręką i powiedziała „arogancki”… no umówmy się, że „wuj”.
– Aleksandrze, nawet jeśli rzeczywiście brakuje mi seksu…
– A brakuje – stwierdziłem pewnie.
– To nie znaczy, że jestem tak zdesperowana, żeby się zabrać za takiego BOA jak ty – wyzłośliwiła się.
BOA to był kryptonim tej akcji. Obiecała, że wytłumaczy, skąd ta nazwa, jeśli uda mi się zdobyć jakiekolwiek informacje. Zasadniczo jednak nie byłem pewny, czy chcę wiedzieć… Znałem jej złośliwy charakterek i meandry jego wykwintnych pojazdów.
– Xeno, ranisz moje wrażliwe serduszko – rzuciłem, zakładając kurtkę. – Kusisz mnie, a potem odtrącasz, to naprawdę toksyczne zachowanie… Nie mówię, że nieskuteczne, ale… myślałem, że jesteś ponad to.
Głupie teksty zawsze były naszym sposobem na walkę ze stresem. A teraz stawka była wysoka i wiedzieliśmy, jak wiele zależy od tej akcji… Pewnie dlatego zachowywaliśmy się jak dzieci. I pewnie dlatego gadaliśmy przez prywatne telefony, a nie drogą oficjalną.
– Wiesz, jakie jest moje najbardziej toksyczne zachowanie? – Dla odmiany zapytała słodko.
– Nie wiem, zdradź – rzuciłem natychmiast.
Tak naprawdę nie była ani trochę toksyczna. Miała swoje odpały, miała swoje za uszami, ale toksyczność kojarzyła mi się z czymś śliskim i fałszywym, a tych cech akurat była totalnie pozbawiona.
– Powtarzanie ci bardzo często, że jesteś dobrym policjantem – wdarła się w moje rozmyślania – mimo iż oboje doskonale wiemy, że codziennie stanowisz poważne zagrożenie dla społeczeństwa.
Parsknąłem śmiechem. Rzeczywiście. Nie wiem, jakim cudem dostrzegała dobro w takim skurwysynu jak ja. A jeszcze bardziej dziwiło mnie to, że bardzo nie chciałem zawieść jej oczekiwań w tej materii i miałem zamiar sprostać tej szalonej wizji.
– A ty nie jesteś takim zagrożeniem, Jolene[2]? – odbiłem piłeczkę. – Wykazujesz „jawną pogardę dla instytucji małżeństwa, a wręcz z niego kpisz” – zacytowałem fragment donosu, który kiedyś mi pokazała, a przez który wyleciała ze Śląska i rozpoczęła karierę w stolicy. – A przecież „Instytucja małżeństwa jest niezwykle ważna, a kobiety, które tak lekko podchodzą do uwodzenia cudzych mężów…”.
– Tiaa, uwodzenia… – przerwała mi. – Kijem się od tego jej męża nie dało opędzić, ale oczywiście wina jest tylko moja. No przecież nie jej kochanego Misia! Poza tym wykończy mnie ta twoja pamięć absolutna, dobrze, że przynajmniej w robocie się przydaje – westchnęła teatralnie. – Nadal nie wiem, czy to dobry pomysł, byś szedł tam sam – spoważniała.
– Wyrosłem już z chodzenia do burdelu z kumplami. – Wrzuciłem gnata pod siedzenie. – Przyznaj, że się o mnie martwisz, będzie ci lżej.
– Tylko o to, że będziesz się tam za dobrze bawił – wyzłośliwiła się. – Ale uważaj, bo wiesz doskonale, że ten rozjebus, który dał nam cynk, nie jest najmądrzejszym kotkiem w tym miocie.
Pokręciłem głową z niedowierzaniem. Jej teksty powinny być kopiowane i sączone na papierki. Zażywałbym to jak LSD.
– Moja droga, w tym miocie nie masz niestety mądrych kotków. Każdy z tych kapusiów ma jeden zwój mózgowy więcej od konia. Dokładnie tyle, żeby myjąc podłogę, nie pili wody z wiadra… Miodu z tych zeznań nie będzie.
– Wiem – przyznała od razu. – Dlatego musisz dla mnie zdobyć coś mocnego. Na podstawie jego zeznań nie skleiłabym listy zakupów, nie mówiąc już o akcie oskarżenia…
– I’m your man – rzuciłem tonem Lindy z Sary. – A teraz bywaj, kochana. Idę do jaskini miłości. – Rozłączyłem się.
Nacisnąłem przycisk w zegarku, który włączał podsłuch i kamerę, wysiadłem z auta i nieco chwiejnym krokiem, sugerującym, że nie jestem trzeźwy, ruszyłem w stronę klubu. Było to o tyle zabawne, że od dziewięciu miesięcy nie polizałem nawet kapsla od piwa.
Nina
– Operator na obiekcie? – Wpakowałam się do dostawczaka, w którym siedziała grupa policjantów ogarniająca podsłuch i nagranie.
– I to jak. – Podkomisarz Dominik Sroka wskazał ręką na ekran monitora.
Widzieliśmy świat z perspektywy kamery zamieszczonej w klamrze paska Aleksandra. Na monitorze pojawiła się młoda śliczna ruda kobieta, która wykonywała przed Aresem bardzo, ale to bardzo sensualny taniec go-go… Trzeba było uczciwie przyznać, że dziewczyna świetnie się ruszała i miała naprawdę epickie ciało.
– Co trzeba zrobić, żeby dostawać takie zadania na akcjach, jak Ares? – Dominik popatrzył na mnie i uniósł wysoko brew.
Następny cwaniak. Kiedyś wyrośnie na coś „Aresopodobnego”, ale na razie był gówniarzem, na dodatek bezczelnym. Nigdy nie przyzwyczaję się do tego, że ludzie jedenaście lat młodsi ode mnie za trzy lata będą po trzydziestce, więc w świetle prawa są dorośli i na dodatek mogą pracować w tak poważnej instytucji jak policja.
Umieć ruchać i umieć słuchać. Tak brzmiała najprostsza i najprawdziwsza odpowiedź. Ale miałam całkiem rozsądne obawy, że mogłaby być niewłaściwie zrozumiana przez towarzystwo.
– Szybko się uczyć, błyskawicznie reagować i przekonać do siebie prokuratora. – Wspięłam się na wyżyny dyplomacji.
Zerknęłam dyskretnie na pozostałych trzech policjantów. Dwóch nieudolnie udawało, że nie słucha, choć uszy mieli aż purpurowe. Szlawc, jak zwykle przy mnie, przyglądał się namiętnie swoim butom. Beznadziejny przypadek skrajnej nieśmiałości.
Kogo, jeśli nie Aleksandra, miałam tam wysłać? Chyba rzeczywiście tylko Dominika. Ale dopiero wtedy, kiedy nauczy się też milczeć, a nie zapowiadało się, żeby miało to nastąpić niedługo.
– Ares się szybko uczy i błyskawicznie reaguje? – brnął dalej. Wprost ku przepaści. – Bo prokuratora chyba do siebie przekonał, no nie? – Kiwnął głową z domyślnym uśmiechem na ustach.
I po co ci to było, dziecko? Mój dziadek w takich momentach zawsze mówił: „Jak osłowi jest za dobrze, to idzie na lód tańczyć”.
– Dominik, wiesz, co tam majaczy w górze? – Wskazałam palcem na rozgwieżdżone niebo widoczne przez szyberdach auta.
Spojrzał w górę ze zdziwieniem. Kątem oka dostrzegłam, że pozostali policjanci również.
– Yyy, gwiazdy?
– Tak – ucieszyłam się, jakby udzielił prawidłowej odpowiedzi w teleturnieju Milion w rozumie. – I patrząc na to, jaki jesteś hej do przodu, to mogę podejrzewać, że jedną z takich pięknych, jasnych gwiazd będziesz niebawem na komendzie powiatowej policji w Gołdapi…
– Gołdapi? – Popatrzył na mnie zbaraniały.
– Nie wiesz, gdzie leży Gołdap? – Pokręciłam głową z dezaprobatą. – Wygoogluj sobie. Zaraz obok granicy z ruskami.
– A co ja mam z tym wspólnego? – Nadal nie trybił.
– To, że jak jeszcze raz zakwestionujesz moją decyzję, to właśnie tam załatwię ci etat. – Uśmiechnęłam się do niego promiennie. – Chyba że wolisz moje rodzinne strony, to może być jeszcze Knurów na Śląsku. Ja wybrałabym Knurów, bo blisko do Gliwic, ale w Gołdapi czystsze powietrze i lepsze widoki. I jeszcze jedno, najważniejsze – dodałam. – Jak chcesz dzielić zadania na realizacjach zamiast mnie, to zapierdalaj na prawo, potem na aplikację, a potem miej dziesięć lat doświadczenia w zawodzie. Tyle. Proste jak jebanie. I wtedy możesz sobie nawet swoją starą wysłać, nie moja sprawa.
Młody popatrzył na mnie z uznaniem.
Nie wiedział, że potrafię się odpalić? Naprawdę jest tu nowy.
– Przepraszam, pani prokurator – rzucił tonem, który nie wskazywał na specjalny żal, ale jednak gwarantował, że następnym razem dwukrotnie się zastanowi, zanim zacznie podskakiwać.
– Proszę bardzo. – Wpatrzyłam się w monitor.
– „Znam ją, chociaż jest obca, trochę proszka, sprawa jest prostsza… Jej ślina jest od ścierwa gorzka, kiedy kładzie mi na zębach dropsa…”[3] – leciało z głośnika… Ruda dziewczyna obniżyła się w rytm muzyki i seksownie przeciągnęła całym ciałem po ciele Aresa, a potem cofnęła o krok i wyjęła coś z leżącej na stoliku torebki. Niestety nie widziałam co, ale to bez znaczenia, mogłam się domyślić.
– Chcesz? – rzuciła namiętnym tonem.
– Nie walę ścierwa – usłyszałam głos Aleksandra. – Wolę koks. I wybacz, kochanie – zobaczyłam jego rękę przejeżdżającą po jej biodrze – jesteś cudowna, ale chcę poznać twoją szefową.
– Pfff. – Dziewczyna prychnęła znacząco. – Dlaczego? Nie podobam ci się? Czyżbyś wolał starsze?
Przejechała mu cyckami po twarzy. Nie widziałam tego, ale miałam plastyczną wyobraźnię… I umiałam mniej więcej ocenić, gdzie był jej biust, skoro dobrze widziałam jej uda.
– Bardzo mi się podobasz, niunia – pojechał warszawskim określeniem. Powaga, zanim przeprowadziłam się do Warszawy, nigdy nie słyszałam, by ktoś mówił tak do kobiety. Na Śląsku to określenie nie występowało. I chwała Bogu. – Ale…
Zamarłam. To ten moment, wóz albo przewóz.
– Co „ale”? – dopytała ruda, nadal nadąsanym tonem.
– Powiedz jej, że przyszedłem do Nocnej Damy i że mam dary.
* * *
koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji
[1] Lepszy niż twój były i następny.
[2] Bohaterka piosenki Dolly Parton Jolene.
[3] Pro8l3m, Ground Zero.
Warszawskie Wydawnictwo Literackie
MUZA SA
ul. Sienna 73
00-833 Warszawa
tel. +4822 6211775
e-mail: [email protected]
Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl
Wersja elektroniczna: MAGRAF sp.j., Bydgoszcz