Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Tylko miłość może dać ci siłę, by napisać swoją historię na nowo
Były żołnierz, Max Brown, wraca po trudnej misji do rodzinnego Londynu. Rozpoczyna pracę w wydawnictwie swojego ojca i próbuje wieść normalne życie, mimo że wojenne traumy wciąż nie dają mu spokoju. Zgorzkniały i sfrustrowany, jedyne pocieszenie znajduje w alkoholu. Gdy pewnego dnia na jego drodze staje Julia Song, niepokorna kobieta sukcesu, Max robi wszystko, by zachować pozory obojętnego i nieczułego mężczyzny po przejściach. Problem w tym, że z każdym kolejnym spotkaniem iskrzy między nimi coraz bardziej… Czy miłość sprawi, że odważą się zburzyć mur, jaki każde z nich przez lata budowało wokół siebie?
Jak to możliwe, że między nienawiścią a pożądaniem jest tak cienka linia? Przecież ja go nie znoszę, on działa na mnie jak płachta na byka, a mimo to pozwoliłam mu się pocałować. Odkąd Max pojawił się w wydawnictwie, już nic nie jest takie samo. Prawda jest taka, że totalnie nie przypadła mi do gustu jego osobowość, ale jeśli chodzi o wygląd – bardzo mnie pociąga. Przez ostatnie lata nie zwracałam uwagi na mężczyzn, unikałam ich. Samuel miał być tym jedynym i koniec kropka. Wyszło, jak wyszło, dlatego dałam sobie spokój z facetami. Jestem pewną siebie kobietą sukcesu i doskonale radzę sobie sama!
Patrycja Różańska
Ukończyła studia pedagogiczne. Obecnie pracuje w urzędzie skarbowym. Swoją przygodę z pisaniem zaczęła na portalu Wattpad, gdzie podbiła serca wielu Czytelników. Zadebiutowała powieścią Walcz o mnie, a obecnie pracuje nad kolejnymi utworami. W wolnym czasie lubi czytać, oglądać seriale i podróżować – jej upragnionym celem są Stany Zjednoczone. Największą przyjemność sprawia jej przelewanie swoich myśli na papier i tworzenie z nich nowych historii.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 358
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Wpatruję się w swoje odbicie w lustrze. Jestem blada, a moje ciało drży ze zdenerwowania. Gdyby ktoś teraz przyjrzał się moim oczom, ujrzałby czyste przerażenie. Próbuję się uspokoić, przecież muszę wrócić do pracy i nikt nie może zauważyć mojego poruszenia. Przemywam twarz zimną wodą i biorę głęboki oddech. Wszystko będzie dobrze, Julio, będzie dobrze – wmawiam to sobie w duchu, lecz sama w to do końca nie wierzę. Zbieram się w sobie i wychodzę z łazienki, zmierzając prosto do swojego gabinetu. Na szczęście nikt nie kręci się na korytarzu.
Siadam za biurkiem i próbuję skupić się na pracy. Doskonale wiem, że dziś już nic sensownego nie zrobię. Z rozmyślań wyrywa mnie dzwoniący telefon. To Rachel. Moja przyjaciółka wybrała sobie świetną porę na rozmowę. Od razu wyczuwa, że coś jest nie tak – jeszcze gotowa będzie przyjechać do mnie na drugi koniec kraju.
− Halo? − Silę się na radosny głos.
− Hej, kochana, właśnie mam przerwę na lunch i mogę trochę poplotkować!
Och, ależ ja za nią tęsknię! Odkąd wyjechała, często dzwoni w porze lunchu, abyśmy mogły choć przez telefon wypić razem kawę.
− Julio?
Cholera! Nie ma szans, abym jej nie powiedziała, co się dzieje. Nerwy po raz kolejny biorą nade mną górę.
− Wrócił − mówię drżącym głosem, a po drugiej stronie zapada cisza. Moja przyjaciółka właśnie próbuje rozgryźć, o co mi chodzi.
− Wrócił?
Biorę kilka głębokich oddechów, walcząc ze łzami. Dlaczego to musi wciąż tak boleć? Przecież minęło tyle czasu.
− Max wrócił.
Cisza.
− O, cholera!
3 lata wcześniej
Julia
Cholera! Cholera! Cholera!
Czy tylko ja mam tak ciężkie poniedziałki? Za pół godziny muszę być w pracy, a jak na razie udało mi się tylko wyłączyć budzik, który dzwonił już chyba dziesiąty raz. Zrywam się z łóżka i czym prędzej gnam do łazienki. Nie mam czasu na prysznic. Przemywam twarz zimną wodą i myję zęby, makijaż zrobię w pracy. Wkładam czarne rurki, a z wieszaka ściągam pierwszą lepszą koszulę – wypadło na granatową. Nurkuję na dno szafy i pospiesznie wyciągam również granatowe szpilki. To, że zaspałam, nie oznacza jeszcze, że moje ubranie będzie niedopasowane. Jeśli więc mam odpowiednie buty do tej koszuli, to nie zawaham się ich założyć. Odkąd zaczęłam pracę w wydawnictwie, wysokie obcasy są nieodłączną częścią mnie. Zresztą zawsze lubiłam je nosić. Jestem bardzo poukładana i z reguły mam wszystko zaplanowane – jak widać, dotyczy to nawet ubioru.
Natomiast poniedziałki… Och! Poniedziałkowe poranki to moja słabość, później jakoś leci.
Podbiegam do mojego dużego lustra w sypialni i oceniam swój stan. Moje długie blond włosy nie wyglądają najlepiej. Upinam je szybko w ciasny kok na czubku głowy. Pod moimi dużymi, niebieskimi oczami widnieją ciemne kręgi od niewyspania. Ale co się dziwić? Rachel wpadła wczoraj z dwiema butelkami wina. Możecie się tylko domyślać, co się z nimi stało. Zakładam szybko okulary w grubych, czarnych oprawkach, dobry kamuflaż to podstawa.
Zgarniam szybko telefon oraz torebkę i wybiegam z mieszkania prosto do windy. Z mojego apartamentu do pracy mam jakieś dwadzieścia minut spacerkiem. Dziś jednak nie mogę sobie na niego pozwolić. Pospiesznie przemierzam hol na parterze budynku i przez szklane drzwi prowadzące na zewnątrz dostrzegam taksówkę, która już na mnie czeka. Nawet nie musiałam dzwonić. Dozorca tylko kiwa do mnie ręką na powitanie i głową wskazuje na czekające auto.
− Dziękuję, Sam, jesteś najlepszy!
Sam to starszy mężczyzna, z którym zaprzyjaźniłam się niemal od razu. Bardzo o mnie dba. Pracuje na zmianę z Robertem, którego z kolei nie darzę zbytnią sympatią. Dzięki Bogu, dziś jest mój przyjaciel i zamówił mi transport. Zna mnie na wylot.
Dwie minuty przed czasem jestem na miejscu. Wbiegam do budynku, na tyle szybko, na ile jest to możliwe w tak wysokich szpilkach. Już chcę się kierować w stronę łazienek, kiedy woła mnie moja asystentka Meg:
− Dzień dobry, Julio, szef na ciebie czeka.
Mój szef to mężczyzna po sześćdziesiątce, jednak całkiem dobrze się trzyma jak na swój wiek.
− Cześć, Meg. Jest szansa, że zdążę zrobić makijaż? – Sonduję sytuację z nadzieją.
− Niestety nie, pytał o ciebie już dwa razy.
Niedobrze. Nie mam pojęcia, o co może chodzić. Z reguły nie jest taki niecierpliwy.
− Dobrze, już idę.
Kieruję się prosto do jego gabinetu. Możliwe, że nie wystraszy się mojego wyglądu. Pukam delikatnie do drzwi, niemal natychmiast zaprasza mnie do środka.
− Dzień dobry, szefie − witam się z uśmiechem, lubię i szanuję Thomasa. Dzięki niemu rozwinęłam skrzydła. Moja kariera nabiera tempa, a on mnie w tym wspiera.
− Witaj, Julio. Proszę, usiądź.
Siadam naprzeciw niego i jak zawsze rozglądam się po gabinecie. Lubię jego wystrój, jest przytulny, a zarazem surowy. Utrzymany w kolorze ciemnego brązu. Za biurkiem jest wielkie okno z widokiem na miasto. Na całej ścianie po lewej stronie ustawiony jest ogromny regał z książkami. To pomieszczenie ma klasę.
− Co się dzieje? – Nie czekam na to, aż odezwie się pierwszy. Wiem, że szef nie lubi owijać w bawełnę i od razu przejdzie do konkretów.
− Mój syn wrócił − mówi po prostu, a ja już domyślam się, w czym rzecz.
− To chyba dobra wiadomość?
Thomas bardzo martwi się o syna, który jest żołnierzem i od kilku lat bierze czynny udział w misjach. Cały czas ma nadzieję, że on wreszcie z tym skończy i przejmie po nim stery. Jak na razie nie zapowiadało się na to. Odkąd tu pracuję, czyli jakieś dwa lata, nigdy go nie widziałam w firmie ani nie miałam okazji go poznać. Jego życiem było i zapewne nadal jest wojsko, przynajmniej tak wynika z opowieści ojca.
− Tak i nie, ale mniejsza o to. Wezwałem cię do siebie, aby ci przekazać, że od teraz Max będzie pracował razem z nami. Przynajmniej mam taką nadzieję. Jak wiesz, jego siostra Camilla kompletnie nie nadaje się do zarządzania firmą. Liczę na mojego syna, aczkolwiek nie jestem pewien, czy zostanie.
Uśmiecham się uprzejmie. Nie żebym się cieszyła z tego, że od dziś będę miała dwóch przełożonych, ale spełnia się marzenie pana Browna, aby jego syn zaczął powoli zajmować się wydawnictwem; pozostaje mi więc tylko trzymać kciuki. A co do Camilli… Pozwólcie, że nawet tego nie skomentuję.
− Z pewnością pana nie zawiedzie.
Mężczyzna wzdycha i przeczesuje dłonią siwiejące włosy.
− Tak, tak − mówi z roztargnieniem. − Max to niespokojny duch. Ciągnie go do wojska, to jego życie. Kocha adrenalinę, przez co ja i moja żona nie możemy żyć spokojnie, bo ciągle się o niego zamartwiamy. Nie jestem pewien, czy usiedzi na miejscu…
Nie mam szans na odpowiedź, bo do gabinetu ktoś wchodzi, nie sili się nawet na to, aby zapukać.
− Dzień dobry, ojcze. − Słyszę głęboki, ochrypły głos. Na sam jego dźwięk moje ciało przechodzi delikatny dreszcz. A to ciekawe…
− Cześć, synu. − Mężczyźni witają się uściskiem dłoni. − Pozwól, że ci przedstawię Julię Song, moją prawą rękę. − W głosie Thomasa słyszę dumę, co sprawia mi przyjemność. Cieszę się, że docenia moją pracę. W końcu zbieram się w sobie i wstaję, aby się przywitać z przybyłym mężczyzną, który, jak się okazuje, góruje nade mną dość sporo. Aby spojrzeć mu w oczy, muszę zadrzeć głowę do góry. W momencie, kiedy nasze oczy się spotykają, odczuwam jakieś dziwne wrażenie, nie wiem, jak to opisać, ale chyba po prostu czuję się nieswojo. Nie wiem, skąd to się wzięło, jestem pewną siebie kobietą, a przynajmniej w towarzystwie mężczyzn. Przede mną stoi wysoki, dobrze zbudowany facet. Jego włosy wydają się niesforne, ale mimo wszystko są staranie zaczesane do góry. Kwadratowa ogolona szczęka i dołeczek na środku brody – nie powiem, apetyczny widok. Bez wątpienia jest bardzo atrakcyjnym mężczyzną. Do tego ubranym w elegancki czarny garnitur. W ogóle cały jest czarny, ciemna karnacja, ciemne oczy, ciemne włosy. Taki trochę diabeł w ludzkiej postaci.
− Julio?
Z zamyślenia wyrywa mnie Thomas. Moje policzki automatycznie robią się czerwone, a ja cała dosłownie palę się ze wstydu. Za bardzo analizowałam jego osobę, co jest do mnie niepodobne. Gdzie mój profesjonalizm?
− Bardzo mi miło pana poznać. − Sprawnie odzyskuję rezon i witam się z przybyłym, wyciągając w jego stronę rękę.
Mężczyzna patrzy na mnie z lekkim grymasem na twarzy. Kiwa mi tylko głową, lekceważąc moją dłoń i odwraca się w stronę swojego ojca. Zachował się tak, jakbym nie zasługiwała na jego uwagę. Czuję się głupio.
− Szefie, pójdę do siebie. – Wypowiadam te słowa i czym prędzej wychodzę.
W gabinecie siadam z roztargnieniem na swoim miejscu. Co to miało być, do cholery? Nie dość, że facet mnie kompletnie zlekceważył – dawno nie czułam się tak znieważona – to na dodatek jestem teraz przez niego rozkojarzona. Żenująca sytuacja. Może i synuś szefa jest przystojny, ale jak widać, kompletnie brak mu dobrego wychowania. Jestem pewna, że nasza współpraca nie będzie przebiegała zbyt sprawnie. No cóż, nie jest on wart moich dalszych rozmyślań. Z torebki wyciągam kosmetyczkę i idę do damskiej toalety zrobić sobie makijaż. Moja skóra jest delikatna i jasna, dlatego nie używam zbyt wielu kosmetyków. Nakładam podkład w minimalnej ilości, maluję rzęsy czarnym tuszem oraz usta błyszczykiem. Kiedy jestem gotowa, wychodzę i po drodze wpadam do małej kuchenki, aby zrobić sobie kawę. Włączam ekspres i czekam na moje ukochane latte. Przeważnie to Meg wykonuje tę czynność, jednak gdy jest zawalona robotą, nie mam serca jeszcze o to jej prosić. Zabieram ze sobą parujący napój i wracam do siebie, aby zająć się pracą. W połowie drogi wyczuwam na sobie czyjś intensywny wzrok. Rozglądam się po korytarzu, a moje oczy napotykają przeszywające spojrzenie Maxa.
− Również poproszę – mówi.
Patrzę na niego pytająco, czego on ode mnie chce?
− Również poproszę kawę, do mojego gabinetu – powtarza i wskazuje skinieniem głowy odpowiednie drzwi, po czym wchodzi do pomieszczenia i zamyka je za sobą. Że co, proszę?! Ja nie jestem tu od parzenia kawy! Biorę głęboki, uspokajający oddech i idę do swojego gabinetu. Stawiam z impetem kubek z kawą na biurku i kieruję się z powrotem w stronę kuchni. Och, tak! Zrobię mu tę cholerną kawę! Normalnie poprosiłabym o to asystentkę, ale nie ma jej na stanowisku pracy. Podchodzę do ekspresu i, z irytacją wykonuję odpowiednie czynności. Robię mu mocny, czarny napój, nie obchodzi mnie, czy taki lubi, czy nie. Gdy kawa jest już gotowa, idę w stronę odpowiednich drzwi, pukam i nie czekając na zaproszenie, wchodzę. Mam zamiar postawić granice! W bojowym nastroju przechodzę przez próg i omal nie potykam się o własne nogi. Mężczyzna siedzi wygodnie rozparty na fotelu przy biurku, jednocześnie rozmawiając przez telefon. Za jego plecami, przez dużą oszkloną ścianę, widać tętniący życiem Londyn. Ten widok za oknem w połączeniu z Maxem na jego tle mógłby zrobić na mnie naprawdę onieśmielające wrażenie… gdyby nie to, że jestem nim totalnie zniesmaczona i mnie on w ogóle nie rusza. Gdy tylko mnie zauważa, kończy rozmowę.
− Do zobaczenia wieczorem – mówi, a ja jestem niemal pewna, że rozmawia z kobietą.
− Postaw na biurku – mruczy oschle, jednocześnie wpatrując się we mnie. Wyraz jego twarzy jest surowy. Siedzący przede mną człowiek wydaje się nieokiełznany, jakby zamknięto go w klatce, a on się w niej dusił.
Zaciskam usta w wąską linię, aby nie odpyskować. Bądź co bądź, on również jest teraz moim szefem. Stawiam kubek, prostuję się i zwijam dłonie w pięści. Ten facet to bezczelny skurczybyk. Nie wiem, czy specjalnie mnie prowokuje, czy też z natury jest taki gburowaty. Mam zamiar powiedzieć mu swoje, aczkolwiek w kulturalny sposób. Nie chcę wdawać się z nim w konflikty. Jego ojciec wydaje się zadowolony z tego, że on tu jest. Moim obowiązkiem jest to uszanować. Już mam zamiar się odezwać, kiedy wchodzi mi w słowo.
− Makijaż działa cuda, co?
W pierwszej chwili nie rozumiem, co do mnie mówi, dopiero po chwili dociera do mnie jego przytyk. Rano widział mnie bez makijażu… Co za bezczelny facet! Co jest z nim nie tak?
− Udam, że tego nie słyszałam − odpowiadam twardo. − Od tej chwili, kiedy będzie pan sobie życzył kawy, proszę o nią poprosić moją asystentkę bądź recepcjonistkę. Tego typu rzeczy nie należą do moich obowiązków.
Jestem z siebie dumna, ani razu nie zacięłam się, a mój głos brzmiał pewnie. Odwracam się na pięcie i wracam do swojej pracy. Cholera. Przeczuwam kłopoty.
Julia
Max Brown w wydawnictwie zjawia się w różnych porach i nie każdego dnia. Jest obecny przez cały dzień albo nie pokazuje się wcale. Gdy się już jednak pojawi, zawsze uważnie mnie obserwuje. Staram się go unikać jak mogę, ale nie zawsze mi się to udaje. Krąży wokół mnie jak jastrząb, przez co czuję się nieswojo. Staram się nad tym panować i udaję, że mnie to nie rusza. Sama nie wiem, co chcę tym ugrać. Z jego twarzy trudno coś wyczytać, zawsze ma poważną minę, niewyrażającą żadnych emocji.
Od jego pojawienia się w firmie minęły dwa tygodnie i przez ten cały czas siedzę tam jak na szpilkach. Boję się do tego przyznać, ale ten mężczyzna w jakiś sposób mnie fascynuje. Jego mroczna natura przyciąga mnie do niego. I wiem, doskonale wiem, że to nic mądrego z mojej strony. Dlatego gdy nie muszę, nie pojawiam się w tym samym pomieszczeniu co on.
− Julio. − Podskakuję wystraszona na dźwięk jego zachrypniętego głosu. Właśnie robię sobie kawę, jest piątkowy poranek, a ja jestem wykończona po intensywnym tygodniu w pracy. Gdy wydajemy nową książkę i terminy gonią, jest tu czyste szaleństwo.
− Tak, panie Brown?
Nim zdążyłam się obejrzeć, on stoi tuż za mną. W malutkim pomieszczeniu, jakim jest kuchnia, czuję intensywny zapach tego mężczyzny i jest to bardzo przyjemny zapach. Stoi teraz naprzeciwko mnie i jak zawsze przeszywa mnie wzrokiem. Jego ciemnobrązowe oczy robią piorunujące wrażenie. Staram się na tym nie skupiać, tylko zająć się robieniem kawy.
− Możesz dostarczyć mi teraz kosztorys książki, którą wydajemy w przyszłym tygodniu? − Kładzie nacisk na słowo „teraz”, a po moim ciele przechodzą niechciane dreszcze, przy tym człowieku czuję się niezręcznie. Z jednej strony czasem sama nie mogę oderwać od niego wzroku, a z drugiej czuję do niego niechęć i wolę trzymać się jak najdalej.
− Oczywiście, szefie. − Tym razem ja położyłam nacisk na słowo „szefie”, co nie uszło jego uwadze. Nawet wydaje mi się, że kąciki jego ust nieznacznie drgnęły, jednak nie jestem pewna. On się nigdy nie uśmiecha.
Zabieram gotową już kawę i mijam go pospiesznie. Biorę odpowiednie dokumenty z półki i czym prędzej idę dostarczyć je na jego biurko w nadziei, że jeszcze nie dotarł do swojego gabinetu.
Niestety.
Max siedzi w swoim fotelu, ręce ma założone za głową, a jego klatka piersiowa porusza się w rytmie jego oddechu. Jasna cholera, czy ta koszula musi się na nim tak opinać? I co najgorsze, czy jego ciało musi mi się tak podobać? Speszona i zarazem zdziwiona swoją reakcją opuszczam wzrok i kładę teczkę na biurko.
− Dokumenty, o które pan prosił. − Kiwa mi nieznacznie głową w odpowiedzi. Zaciskam dłonie w pięści, czując na sobie jego palący wzrok.
− Dlaczego mi się pan tak przygląda? − Zanim zdążyłam się zastanowić, czy ta dyskusja jest mi potrzebna, kieruję w jego stronę pytanie. Przez moment jakby wszystko zamiera, a ja czuję się dość niezręcznie. W końcu mężczyzna opuszcza ręce zza głowy i, patrząc mi prosto w oczy, powoli się podnosi (zaczynam naprawdę żałować, że się odezwałam) i podchodzi do mnie; znacznie nade mną góruje wzrostem. Przy nim wydaję się bardzo krucha i nieśmiała, choć w rzeczywistości jestem żywiołową i pewną siebie kobietą. Unoszę odważnie głowę i również się w niego wpatruję. Max pochyla się i ku mojemu zdziwieniu trąca nosem moje włosy, jakby wdychał mój zapach. O mój Boże, on to naprawdę robi! Moje ciało drży pod wpływem tego gestu. Mimo że w ogóle mnie nie dotyka, ja zaraz chyba i tak zemdleję z wrażenia.
− Co… − próbuję się odezwać, ale on mi przerywa, przytykając palec do moich ust. Staje za mną, delikatnie się o mnie ocierając. Dłonie układa na moich ramionach i odwraca mnie w stronę drzwi.
− Lepiej będzie, jak wrócisz do pracy.
Że co?! Robi takie rzeczy, a potem po prostu mnie odprawia? Co ten facet sobie wyobraża? Jestem w lekkim szoku, przez co nie ruszam się z miejsca.
− Zrób to. − Wypowiada te słowa swoim niskim głosem i popycha mnie w stronę drzwi.
W końcu udaje mi się ocknąć i, nie oglądając się za siebie, wychodzę z pomieszczenia. Wpadam do swojego gabinetu i zdenerwowana siadam na fotelu.
Co to w ogóle było? Ten mężczyzna wprowadzi w moje życie zamęt, wiem to.
***
Około siedemnastej jestem w domu, rzucam swoją torbę i pędzę do lodówki po coś zimnego do picia. Lato daje popalić, z butelką zimnej wody idę do salonu i wykończona padam na sofę. Z grymasem na twarzy rozglądam się po swoim mieszkaniu, koniecznie muszę je posprzątać. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że jest tu czysto, ale doskonale wiem, że na moim ogromnym regale z książkami zebrał się kurz, którego muszę się pozbyć. Jeśli chodzi o takie sprawy, to nie jestem perfekcjonistką. Lubię porządek, oczywiście, że tak, ale sprzątam, kiedy mam po prostu na to czas. Przede wszystkim to mieszkanie jest dla mnie za duże, niestety moi rodzice lubią obnosić się ze swoim bogactwem. Kupili mi ten apartament z okazji ukończenia studiów, moja matka wynajęła projektantkę, aby mi go urządziła. Na szczęście młoda kobieta, która się tym zajęła, konsultowała wszystko ze mną, dlatego też moje cztery kąty są w miarę przytulne. W głównym pomieszczeniu na środku stoi ogromna narożna sofa w kolorze butelkowej zieleni, do tego czarny stolik i elektryczny kominek naprzeciwko. Ściana, na której wisi ogromny telewizor, pokryta jest imitacją czerwonej cegły, a naprzeciwko znajduje się ogromne okno, z widokiem na Londyn. Wszystko dopełnia regał pełen książek i dodatki, które nadają wnętrzu ciepło. Salon połączony jest ze średniej wielkości kuchnią w ciemnym kolorze. Schody prowadzą na górę, gdzie znajdują się trzy sypialnie i łazienka. Mieszkanie jest naprawdę piękne, jednak co z tego, skoro czuję się tu samotna.
Idę wziąć szybki prysznic i ubieram się w wygodne ubranie. Sięgam po swoją torbę, szukam w niej swojego iPhone’a i pełna nadziei dzwonię do mojej mamy. Odbiera po piątym sygnale, nigdy się jej nie spieszy.
− Dzień dobry, mamo.
− Witaj, Julio, dzwonisz po coś konkretnego? Nie za bardzo mam teraz czas rozmawiać.
Beznamiętny ton mojej matki jak zwykle sprawia mi smutek. Można by pomyśleć, że po tylu latach powinnam już się przyzwyczaić. Nieprawda. Za każdym razem, kiedy do niej dzwonię, mam nadzieję, że będzie inaczej. Moi rodzice to zapatrzeni w siebie bogacze; odkąd pamiętam, nie okazywali mi czułości. Mają jedną córkę, którą interesowała się tylko niania. Gdy podjęłam studia w Londynie, było im to na rękę, prawie w ogóle mnie nie odwiedzali. Sama musiałam fatygować się do domu, aby ich zobaczyć. Całe dzieciństwo obsypywali mnie prezentami, jakby to miało zastąpić mi brak ich uwagi. Nigdy to na mnie nie działało, oddałabym wszystko, aby poczuć ich miłość. Mimo tego, że mam dwadzieścia dziewięć lat, nadal łaknę ich czułości jak małe dziecko.
− Nie… W sumie to nie, chciałam zapytać, co u was słychać.
− Och, córeczko, przecież wiesz, że u nas w porządku. Nie musisz dzwonić tak często.
I po co się łudziłaś, Julio? Karcę samą siebie, zawsze jest to samo. W delikatny sposób daje mi do zrozumienia, że niepotrzebnie zawracam jej głowę, jednak próbuję dalej.
− No dobrze, mamo, czy tata jest w pobliżu?
− Jest w klubie, gra w golfa z panem Jacksonem.
Mój tata uwielbia grać w golfa, gdy to robi, nic się dla niego nie liczy.
− W porządku. Słuchaj, mamo, co ty na to, żebym przyjechała na weekend? Mogłybyśmy wybrać się na zakupy.
− Cały weekend mamy gości, skarbie. Nie mielibyśmy dla ciebie czasu, nie fatyguj się – przerywa mi nazbyt przesłodzonym głosem. Co jest z tą kobietą nie tak? Po co decydowała się na dziecko, skoro tak naprawdę go nie potrzebuje? Postanowili zostać rodzicami na pokaz, bo tak było trzeba. Wiem to.
Chyba wszystko się we mnie skumulowało, bo po moich policzkach spływają łzy. Nie chcą mnie w domu.
− Dobrze, jeżeli tak uważasz. Nie przeszkadzam ci w takim razie, ucałuj tatę ode mnie.
− Tak zrobię, Julio − odpowiada i rozłącza się.
W tym momencie nie mam już ochoty na sprzątanie, opadam z powrotem na sofę i kulę się na niej. Co z tego, że mam piękne mieszkanie, pieniądze i dobrą pracę, jeśli nie mam z kim tego dzielić. Nie ma nic gorszego niż samotność.
Julia
Dalsza część dostępna w wersji pełnej
Droga Czytelniczko,
serdecznie zapraszamy Cię do polubienia naszego profilu WydawnictwoAMARE. Dzięki temu jako pierwsza dowiesz się o naszych nowościach wydawniczych, przeczytasz i posłuchasz fragmentów powieści, a także będziesz miała okazję wziąć udział w konkursach i promocjach.
Przyłącz się i buduj z nami społeczność, która uwielbia literaturę pełną emocji!
Zespół
Do utraty tchu
ISBN: 978-83-8219-817-1
© Parycja Różańska i Wydawnictwo Amare 2022
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt
jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu
wymaga pisemnej zgody wydawnictwa Novae Res.
Redakcja: Aneta Miklas
Korekta: Anna Jakubek
Okładka: Mateusz Rękawek
Wydawnictwo Amare należy do grupy wydawniczej Zaczytani.
Zaczytani sp. z o.o. sp. k.
Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia
tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]
http://wydawnictwo-amare.pl
Publikacja dostępna jest w księgarni internetowej zaczytani.pl.
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Katarzyna Rek