Dobry zwyczaj, nie pożyczaj - Agniesza Kowalska-Bojar - ebook

Dobry zwyczaj, nie pożyczaj ebook

Agniesza Kowalska-Bojar

4,4

Opis

Lekkie, zabawne, o fabule prostej jak drut i oparte na pomyśle zużytym jak gacie prababci, wakacyjne opowiadanie o miłości.

Wartka akcja, soczyste opisy seksu i dynamiczne dialogi.

Olka jedzie na ślub swojego eks. Przyjaciółka namawia ją na "narzeczonego na niby". Ma nim być wymuskany pan prokurator, ale przed domem Olki zjawia się nieco nieokrzesany, emanujący seksem i pyskaty Krzysiek, detektyw z wydziału kryminalnego. Już od samego początku między bohaterami zaczyna iskrzyć, lecz w bardzo negatywnym znaczeniu. Olka nie toleruje "bucefała", a Krzysiek co chwila płata wredne psikusy "damulce".

I jak to w takich wypadkach bywa - od nienawiści do miłości jeden krok...

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 109

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,4 (495 ocen)
313
114
47
15
6
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Sandra5

Nie oderwiesz się od lektury

Ja w każdej poprzedniej humor pierwsza klasa. Mam nadzieję na więcej książek tej autorki bo zostały mi tylko dwie do przeczytania z dostępnych na stronie.
10
DankaOlek

Nie oderwiesz się od lektury

Świetnie się bawiłam, polecam👍
10
agusia3126

Całkiem niezła

Pełna humoru, fajna
00
julitapi

Nie oderwiesz się od lektury

uwielbiam dziewczyny super pióro zawsze jak zaczynam książkę to nie zostawiam na kolejny dzień muszę znać zakończenie tego samego dnia !!!mega
00
Katka8802
(edytowany)

Nie oderwiesz się od lektury

Rewelacja. Krótkie, treściwe, z humorem i akcją.. Takie lubię.
00

Popularność



Podobne


Agniesza Kowalska-Bojar

Dobry zwyczaj, nie pożyczaj

Copyright © Agnieszka Kowalska-Bojar

Wydanie I

Poznań 2019ISBN 978–83–66352–02–5

Wszelkie prawa zastrzeżone. Rozpowszechnianie i kopiowanie całości lub części publikacji zabronione bez pisemnej zgody autora.

motyleWnosie

[email protected]

www.motylewnosie.pl

www.sklep.motylewnosie.pl

Konwersja do epub i mobiA3M

W eleganckiej kawiarni, przy okrągłym stoliku, siedziała samotna kobieta. Wyglądała na przygnębioną, ale jeśli ktoś zadałby sobie trochę trudu, aby przyjrzeć się jej dokładniej, od razu zauważyłby, że to nie przygnębienie, a złość.

Tak. To zdecydowanie nie był dobry dzień.

Olka była nie tylko zła. Była wściekła! Na samą siebie, na eksfaceta, na cały świat.

Na złośliwy los, na własną ślepotę, bo przecież pewne rzeczy mogła dostrzec znacznie wcześniej. Mogła też nie przyjmować tego cholernego zaproszenia. Miała pół roku, aby wymyślić znakomitą wymówkę, ale nie, ona oczywiście uniosła się honorem i teraz będzie musiała robić dobrą minę do złej gry. Mogła też ze spokojem wyjaśnić, że nie powinna być wśród zaproszonych gości.

– Kłamczucha ze mnie – mruknęła, popijając zamówionego drinka. – I tchórz. Przebrzydły tchórz!

– Co tam mamroczesz pod nosem? – Przy stoliku pojawiła się kobieta o oszałamiająco czerwonych włosach. Prawie że świeciły w półmroku panującym w pomieszczeniu.

– O, Irka! – ucieszyła się niemrawo Olka. – Wiedziałam, że spóźnisz się dokładnie dwanaście minut.

– Panno dokładna, nie patrz tyle na zegarek, tylko doceń, że wyrwałam się z domu na nasz babski wieczór. Zgaduję, że potrzebujesz pocieszenia? – Z gracją zajęła miejsce naprzeciwko przyjaciółki.

– Potrzebuję szczerej rozmowy.

– Faktycznie, na co dzień raczej nie tym się zajmujesz.

– Jeśli masz na myśli, że każdy prawnik łże jak najęty – westchnęła Olka – to trochę racji w tym jest. Z tym że my to nazywamy dyplomacją.

– Wiesz… Jak tylko pomyślę, jakie studia wybrałaś i że w ogóle je skończyłaś, chce mi się śmiać.

– Uhm – przytaknęła Olka. Nie było co się oburzać. W liceum robiła za czarną owcę. Rozrabiała, powtarzała jedną klasę, buntowała się i nawet raz uciekła z domu. Było co wspominać z niechęcią. Potem, po dwudziestce, zmądrzała. Dostała się na studia i to nie byle jakie, skończyła je i kilka lat później pracowała w znanej korporacji na wysokim stanowisku. Mało kto poznałby teraz w tej wymuskanej damulce tamtą dziewczynę. Ona sama czasami się nie poznawała.

– Kiepsko wyglądasz, więc pewnie chodzi o Gabriela?

– Poniekąd – odpowiedziała markotnym głosem Olka.

– Jeszcze się nie otrząsnęłaś? Zdaje się, że byliście ze sobą pięć lat? – Przyjaciółka pocieszająco poklepała ją po plecach. – Może za szybko poszliście do łóżka?

– To była piąta randka…

– No tak, zapomniałam o liście twoich żelaznych zasad.

– Wiesz co jest najgorsze? – chlipnęła Olka. – Za dwa tygodnie hajta się z moją kuzynką!

– Z Anką?

– Nie, z nadobną Małgosią.

– Nieeee!!! – ryknęła od serca Irka. – Z tą Małgosią?!

– Tak, z tą! Rzucił mnie, bo nakryłam ich w razem w łóżku! Dwa dni przed naszym ślubem! A teraz się z nią hajta!

– O kurwa! – powiedziała z nabożnym zdumieniem Irka. – Dlaczego nic wcześniej nie powiedziałaś? Co za łajdak! Sukinsyn! Skurwysyn!

– Fiut prawoskrętny – dodała z zacięciem Olka.

– Że co?

– Fiut prawoskrętny.

– A tego to nie słyszałam – zaciekawiła się Irka. – Fiuta rozumiem, ale dlaczego prawoskrętny?

– Bo jak mu sterczał, to trochę na prawo…

Spojrzały na siebie, wybuchając nieopanowanym śmiechem. Lecz bardzo szybko minęła im ta wesołość.

– Coś czuję, że przyjęłaś zaproszenie na ślubną imprezę, prawda?

– Tak – westchnęła żałośnie Olka. Po czym bez zastanowienia dała solidnego łyka prosto z trzymanej w ręku butelki. – W końcu nasze matki były przyrodnimi siostrami.

– I pójdziesz sama?

– Mogłabym wziąć ciebie.

– Czekaj, czekaj… Mam pomysł! – Irka aż podskoczyła na swoim miejscu.

– Niech zgadnę. Mariusz zorganizuje jakiegoś swojego kolegę, napakowanego testosteronem twardziela, który będzie udawał śmiertelnie we mnie zakochanego. Będę się rzucać w jego ramiona, czyniąc mętne aluzje do mega odjazdowego seksu, wielkości jego członka i ilości numerków zaliczonych podczas jednej nocy?

– Jak ty mnie jednak dobrze znasz.

– Aha. Z żalem, ale muszę odmówić.

– Uważasz, że lepiej będzie siedzieć gdzieś w kącie, odpowiadać na natrętne pytania starych ciotek, kiedy ślub i z miną zbitego psa gapić się na tego palanta i ulubioną kuzyneczkę?

– Na nich akurat nie muszę się gapić.

– Olka! Pozwól sobie pomóc!

– Przecież to numer stary jak świat. – Olka wykrzywiła twarz i czknęła. Alkohol nigdy jej nie służył. Albo zasypiała już na samym początku, albo wpadała w nieopanowaną wesołość. Była jeszcze obowiązkowa czkawka – nie do pozbycia się, nie do pokonania.

– Ten z wynajęciem faceta, który ma zgrywać narzeczonego? Pewnie, że stary! Ale z dobrych pomysłów się korzysta, a nie je odrzuca.

– Wpakujesz mnie w kłopoty.

– Marudzisz.

– Dostaniemy wspólną sypialnię.

– Pewnie z dużym łóżkiem.

– Na którym będziemy musieli wspólnie spędzić noc.

– Ciesz się, że tylko jedną.

– Wkurzasz mnie!

– To jak? Zgadzasz się, prawda? – rozpromieniła się Irka. – Nawet wiem, kogo ci załatwimy.

– Wcale się nie zgodziłam.

– No to patrz! – Przyjaciółka przez chwilę grzebała w telefonie, a potem podetknęła go pod nos kiwającej się niemrawo Olki.

– No nie wiem! – wyszeptała ta po dłuższej chwili. – Niby niezły, ale jako konkurencja do Gabriela kiepski.

– Na żywo prezentuje się znacznie lepiej – zapewniała ją z zapałem Irka. – Będzie trochę wyższy od ciebie i przede wszystkim to typ mózgowca, a nie mięśniaka. W mięśniaka Gabryś by nie uwierzył.

– Mózgowca, hę? – Olka jeszcze raz nieufnie przyjrzała się mężczyźnie ze zdjęcia. Dość wysoki, szczupły, ubrany w elegancki garnitur, modnie ostrzyżony. Niczego sobie, gdy się lubi takie wymuskane typy. A ona lubiła. – On pracuje w policji?

– A gdzie tam! To pan prokurator.

– Prawdziwy?

– Najprawdziwszy! Klnę się na mą duszę!

– Czasami mam wrażenie, że jako przedstawicielka piekieł, nie masz duszy. I teraz nagabujesz mi swego wspólnika.

– Chcesz od razu na imprezę, czy może herbatka zapoznawcza?

– Powiesz mu?

– No pewnie. A coś ty myślała? Ma u mnie dług wdzięczności, pójdzie na układ.

– Aż boję spytać się jaki, skoro twierdzisz, że zgodzi się na taką hupcę.

– Obroniłam go kiedyś przed taką jedną harpią, robiąc za jego narzeczoną. To teraz niech on robi za twojego narzeczonego.

– Pan prokurator? – spytała Olka, przyglądając się jej z nieufnością. Coś tutaj zdecydowanie nie pasowało. Irka nie raz wpakowała ją w kłopoty, w dodatku potrafiła kłamać tak przekonująco, że nie dałby jej rady nawet wykrywacz kłamstw.

– Oj, kobieto! Nie marudź! Podam mu twój adres, a kiedy się zjawi, razem ruszycie na pełen szaleństwa weekend.

– Moja intuicja mówi „nie”.

– Ale twoja przyjaciółka mówi „tak”!

– No dobrze… – zgodziła się z oporami Olka. – Niech będzie. Ale pamiętaj! Jak mi wywiniesz jakiś numer, to osobiście wytargam cię za te rude kudły! Zrozumiałaś?

Irka wybuchła śmiechem, po czym zamówiła całą butelkę szampana.

– Świętujemy wasze przyszłe spotkanie – oświadczyła, a wtedy, nie wiadomo dlaczego, Olka nabrała podejrzeń, że z pewnością coś pójdzie nie tak.

***

Mężczyzna nie przypominał tego, którego pokazała jej Irka w swoim telefonie. Był wysoki, doskonale zbudowany, śniady, o krótkich, ciemnych włosach i oczach, które teraz patrzyły na nią niechęcią. Rysy twarzy miał dość surowe, energicznie zarysowany podbródek i kształtny nos. Do tego dwudniowy zarost, pokryte tatuażami przedramiona, spluwę zatkniętą za pasem i usta, na widok których Olka poczuła się nieswojo. Harmonijne, o wyrazistym wykroju, teraz mocno zaciśnięte.

– To ty? – spytała ostrożnie.

– Ja. A czego się spodziewałaś? Księcia na białym rumaku?

– Pana prokuratora…

– Sorry złotko, zabukował sobie inną pannę na lato.

– Ale…

– Ja pierdolę! – syknął. – Po pierwsze wiszę Mariuszowi przysługę. Po drugie, to mój przyjaciel i partner, więc spełniam jego prośbę. I tej stukniętej baby, Irki. Idziesz na to, czy nie? Bo jak nie, to też mam zabukowaną pannę na wieczór.

Co miała odpowiedzieć? Nawet się nie znali, a on już ją wkurzył i zirytował. Na dodatek kompletnie nie był w jej typie. Szanowana pani prawnik z wielkiej, znanej korporacji i ten… troglodyta? Ten buraczany prostak?

Jasny gwint! Irkę chyba kompletnie pokręciło! Już wcześniej podejrzewała, że przyjaciółka wywinie jej jakiś numer. Poza tym kto uwierzy, ze spotyka się z takim facetem? Z takim zarośniętym chamem! Złotko? Też coś!

– Jestem zaskoczona, bo Irka nic mi nie wspomniała o zmianie planów – powiedziała powoli Olka.

– Ta, pewnie… Krzysiek. – Wyciągnął w jej kierunku dłoń, którą uścisnęła z wahaniem.

– Olga. Ale wszyscy mówią do mnie Olka.

– Mała różnica. Ja mogę mówić dupeczko – dodał złośliwie.

– Lepiej nie – odparła słabym głosem. – Dupeczka odpada.

– A pizdeczka?

– Jesteś kolegą z pracy Mariusza? – upewniła się.

– Tak.

– A co tam robisz? Sprzątasz toalety? Pucujesz fugi szczoteczką do zębów? Wiesz, to takie włochate na plastikowym trzonku.

Zmrużył oczy.

– Aha! Panna zadziorna. Na co dzień nic nie warte, ale w łóżku nawet nieźle się pieprzą.

– Hyyy! – wydobyło się ze ściśniętego gardła Olki. – Czyli piwa nie podadzą, stópek nie wymasują i jeszcze będą zmuszać do codziennej kąpieli?

– Wolę, aby kobieta masowała mi coś innego.

– Erotoman gawędziarz – mruknęła, coraz bardziej przekonana, że to wszystko nie ma sensu. Facet ewidentnie do niej nie pasował. Jak wyskoczy w towarzystwie z tymi pizdeczkami… Niebiosa! Spaliłaby się ze wstydu!

– Dobra, koniec konwersacji zapoznawczej. Spakowałaś się?

– Niby tak – odpowiedziała ostrożnie. Jak tu się wycofać, nie wywołując gniewu tego bucefała? I nie narażając się na utyskiwanie Irki? – Walizka jest w bagażniku.

– Walizka? – Nie wiadomo dlaczego, wyglądał na rozbawionego. – W bagażniku? Tego pierdzidła w kolorze turkusowym, co stoi przed blokiem?

– Wygodny, mały samochodzik. W sam raz dla mnie – Olka uznała za słuszne udać lekko obrażoną.

– To ją przepakujesz. – Rzucił jej pod nogi coś, co od samego początku trzymał w ręce.

– Plecak?

– Jedziesz ze mną.

– Aż się boję spytać o twój samochód, skoro każesz mi zrezygnować z eleganckiej, podróżnej walizeczki.

– Motocykl. Pojedziemy motocyklem. Walizka byłaby nieco kłopotliwa – dodał, obserwując z rozbawieniem wyraz jej twarzy.

– Nie ma mowy!

– Nie ma mowy, żebym się wycofał – wyszczerzył zęby. – To dopiero będzie widok! Ty, sztywna jak kołek, w tej wąskiej spódnicy i szpilkach…

– Nie pojadę z tobą! – wycedziła coraz bardziej rozsierdzona Olka. – Zabieraj swój motor i samego siebie! Rezygnuję. To od początku był głupi pomysł, a teraz jest po prostu kompletnie idiotyczny.

– Ze względu na mnie?

– Tak. Wracaj, skąd wypełzłeś.

– Ach tak? – Znów zmrużył oczy. Przez chwilę miała wrażenie, że się na nią rzuci, ale w końcu spasował. Wzruszył ramionami, rzucił krótkie „cześć” i wyszedł z mieszkania. Pełna ulgi Olka dopadła okna, aby ujrzeć w nim wsiadającego na motocykl Krzyśka. Założył kask, ruszył z kopyta i tyle go widziała.

– Bogu dzięki – wymruczała. A z Irką to ona sobie porozmawia! Co ta zołza myślała, przysyłając jej tego potomka neandertalczyka? Że przyjmie go z uśmiechem, zamieni elegancką sukienkę na podarte spodnie i wyciągnięty podkoszulek, po czym odjedzie ze spoconym, wytatuowanym wybrankiem w stronę zachodzącego słońca? Idiotka!

Nie zadzwoniła jednak do Irki, karczemną awanturę odkładając na później. Na razie musiała potrenować szeroki, pełen entuzjazmu uśmiech, który chciała zaprezentować rodzinie i państwu młodym. Niech nie myślą, że cierpi! Zresztą…

Pół roku temu miała lecieć służbowo do Dubaju. Usiłowała się wykręcić, bo za dwa dni ślub, bo zajęta jest przygotowaniami, ale szef twardo oświadczył, że to nie prośba, a polecenie. Prywatny odrzutowiec już czekał, kontrahent również, wyleci rano, wróci późnym wieczorem, a kolejnego dnia dostanie wolne. Niezbyt zadowolona Olka zgodziła się, spakowała i czule pożegnała z narzeczonym.

Pech chciał, że kontrahenta złożyła dziwna niemoc i sam odwołał spotkanie. Wróciła więc po dwóch godzinach do domu i zastała w nim Gabriela baraszkującego z jakąś babą. Tą babą okazała się najbardziej znielubiona kuzynka, Małgosia.

Olka nie straciła zimnej krwi. Nie wpadła w szał. Stanęła w drzwiach sypialni i głośno chrząknęła.

Efekt był piorunujący.

– Już wieczór kawalerski? – spytała obojętnym tonem, chociaż w środku bulgotała niczym garnek z ukropem. – Tak od rana?

– Kochanie…

– Nic nie mów! – Uniosła rękę. – Ułatwiłeś mi podjęcie decyzji. Ślubu nie będzie!

– Ale kochanie!… – Gabriel wyskoczył z łóżka, nagi, ze sterczącym przyrodzeniem. Nadobna Gosieńka siedziała pod pierzyną, tylko jej ciekawskie oczy wystawały.

– Macie zielone światło. Jakby co, zaproście mnie na ślub, z pewnością przyjadę – dodała drwiąco Olka. – A teraz wynocha z mojego mieszkania! Ale już!

– Nie. – Gabriel jak widać szybko odzyskał rezon. – Skończymy, a potem się spakuję…

Tym razem Olka nie dała rady ukryć emocji. Miotnęło ją na korytarz, gdzie w schowku, nie wiadomo dlaczego, trzymała sporych rozmiarów siekierę. Chwyciła ją oburącz i z głośnym okrzykiem bojowym oraz żądzą mordu w oczach ruszyła na niewiernego kochanka.

Trzeba przyznać, że śmigał, aż miło! Umykał niczym spłoszony jeleń, świecąc gołym zadkiem na ulicy i budząc zgorszenie przechodniów. Olka przegoniła go jeszcze z dwie przecznice, po czym odpuściła i biegiem ruszyła w kierunku domu. Rywalkę też chciała postraszyć, ale ta wykazała się rozsądkiem i w międzyczasie opuściła lokum. Olka wyrzuciła jeszcze przez okno dobytek eksnarzeczonego, po czym zamknęła drzwi, wyciągnęła z szafki butelkę koniaku i urżnęła się na smutno.

Ale ten podlec zapamiętał jej słowa i w obecności całej rodziny, zaprosił ją na swój ślub.

Nie odmówiła, unosząc się honorem.

A szkoda. Mogła olać honor, Gabriela, Gosię i całą rodzinę. Mogła polecieć na Malediwy, albo wybrać się na wycieczkę do Chin. Ale nie! Jak ostatnia kretynka, zgodziła się i teraz miała w perspektywie trzy dni na jakimś zadupiu i to w samotności, bo prócz niej były same pary. Już nie wspominając o pełnych politowania spojrzeniach…

– Trudno, przeżyję – stwierdziła filozoficznie. Jednak ani przez moment nie pożałowała, że przepędziła tego troglodytę, którego naraiła jej Irka.

Dworek, a w zasadzie pałacyk wynajęty na imprezę, otoczony był rozległym parkiem. Ładny, stwierdziła niechętnie Olka. Ciężko jej było przyznać przed samą sobą, że ślub w tak urokliwym miejscu stanowił i jej skryte marzenie. A jednak Gabriel się nie zgodził. Wtedy, bo teraz jak widać spełnił życzenie Gosi.

– Powinnam była przyłożyć mu tą siekierą – mruknęła, parkując przed budynkiem. Oczywiście na ganku czekał już komitet powitalny, bo w drodze zadzwoniła do matki, przekazując jej, że będzie punkt dwunasta. A jak wszystkim było wiadomo, Olka nigdy się nie spóźniała.

Wysiadła z ciężkim sercem. Ile by dała, żeby znaleźć się daleko, daleko stąd… Ale pamiętała też pełną satysfakcji minę Gabriela, gdy wręczał jej zaproszenie. Jego pełne fałszu i złośliwej radochy „oczywiście zrozumiem, jeśli odmówisz”. Nic z tego! Już ona udowodni temu żołędnemu bubkowi, sobie i całemu światu, że w pojedynkę też można się świetnie bawić!

– Córeczko, jakaś ty blada! – rozczuliła się mama, która doskonale wiedziała, co w trawie piszczy. – A gdzie twój towarzysz?

Olka nabrała powietrza. Nadeszła chwila prawdy.

– Ja…

– Kochanie! – rozległ się głośny, pełen radości okrzyk za jej plecami. Olka najpierw zdrętwiała, a później poczuła nagłą słabość w kolanach.

– Dałem słowo, że się nie spóźnię i zdążyłem! – oznajmił zadowolony Krzysiek. Energicznie klepnął ją w prawy pośladek, po czym władczo objął ramieniem i znienacka pocałował.