(Don't) love the Boss - Ava Avery - ebook + audiobook
NOWOŚĆ

(Don't) love the Boss ebook i audiobook

Ava Avery

4,1

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

49 osób interesuje się tą książką

Opis

Witaj w świecie szybkich samochodów, ognistych romansów i… ryzykownych decyzji! 

Allegra Sorrentino, event menadżerka w zespole „Titan Racing”, jest przyzwyczajona do napięcia i adrenaliny, ale kiedy w jej życiu pojawia się Byron King – nowy, seksowny szef konieczna staje się redefinicja tych pojęć. Ich spotkanie nie jest przypadkowe… 

Gdy wybucha między nimi niekontrolowane uczucie, oboje muszą stawić czoła nie tylko namiętności, ale i konsekwencjom swojego romansu. 

W świecie pełnym rywalizacji, testosteronu i nieoczekiwanych zwrotów akcji, Allegra i Byron odkrywają, jak trudno jest znaleźć właściwą formułę na miłość.  

(Don’t) love the boss to pierwsza część bestsellerowej serii Titan Rancing, od której ciężko się oderwać. 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 229

Rok wydania: 2025

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 6 godz. 0 min

Rok wydania: 2025

Lektor: Ewa JakubowiczMateusz Kwiecień

Oceny
4,1 (322 oceny)
164
80
44
15
19
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Sueppy

Nie polecam

Nie. No po prostu nie
70
kkkkkkkkkkkkk

Nie polecam

Totalnie nie
40
Slawek19670609

Z braku laku…

Zero akcji. Opisy bzykanek są nudne, dialogi jak z parodii. Gimbaza ...
30
wyred

Nie polecam

Nie dla mnie, tekst typu "łzy w jego oczach" o szefie mafii to dla mnie za dużo.
30
Mmajaa2001

Z braku laku…

Fabuły praktycznie brak, dialogi jakby się jadło kartkę papieru. Nie polecam
10

Popularność



Podobne


AVA AVERY

(Don’t) Love the Boss

Z języka niemieckiego przełożyła Anna Wziątek

Rozdział 1

Allegra

– Hej, słonko! Miło cię widzieć. Masz ochotę na kawkę i najnowsze ploteczki? – przywitała mnie moja najlepsza przyjaciółka i współpracowniczka Riley, wchodząc do luksusowego dwupiętrowego motorhome’u ze szkła i chromowanych dodatków.

Przerwałam pracę i konspiracyjnie zniżyłam głos.

– Wszystko zależy od ploteczek, którymi chcesz się podzielić.

– Operacja „Gruba sprawa”. Kod czerwony – szepnęła wymownie.

Nerwowo zacisnęłam usta.

– Za dwie minuty na tarasie na dachu. Zaparzę nam kawę – rzuciłam lakonicznie i pokazałam, żeby poszła przodem.

Chwilę później balansowałam z tacą z napojami, idąc po schodach prowadzących na drugie piętro, podzielone na lożę wewnętrzną i otwarty taras dla VIP-ów. Riley rozsiadła się już wygodnie na białym zestawie wypoczynkowym na tarasie i wystawiła twarz do słońca, które w Barcelonie potrafiło nieźle przygrzewać już w lutym.

Byłyśmy jednymi z pierwszych przybyłych na tor w ten poniedziałek, aby nadzorować przygotowania strefy gościnnej i prasowej Titan Racing. Większość członków drużyny miała zjawić się dopiero jutro. Dzięki temu zyskałyśmy szansę, żeby w spokoju i bez świadków pogadać o operacji „Gruba sprawa”.

Odłożyłam tacę z cichym szczękiem i podałam Riley jeden z parujących kubków. Zaciekawiona opadłam na miękkie poduchy obok niej.

– No i? Dawaj, wyrzuć to z siebie. Dlaczego kod czerwony?

– Zrobili to – odpowiedziała, mrużąc oczy. – Godzinę temu podpisali umowę. Muszę się zaraz zabrać do pisania komunikatu prasowego i zwołać na jutro konferencję.

W milczeniu wzięłam duży łyk mocnej kawy i wpatrywałam się w przestrzeń.

Nie mogłam w to uwierzyć.

Transakcja faktycznie doszła do skutku.

Zespół Titan Racing zmienił właściciela.

Po dwudziestu latach w rękach poważanej włoskiej rodziny Pellegrini został sprzedany nowobogackiej firmie inwestycyjnej ze Stanów.

Sfrustrowana wypuściłam wstrzymywane powietrze.

– To naprawdę gruba sprawa. Nie do wiary.

– Toni chce zrobić briefing jutro rano w hotelu. Mówi, żebyś się tym zajęła – poinformowała mnie Riley, pisząc coś energicznie w komórce.

Parsknęłam pogardliwie.

– Jasne. Przecież to moja praca. Pytanie brzmi: jak długo jeszcze?

– Słońce, nie zwolnią ani ciebie, ani mnie. Nasza praca jest odporna na wstrząsy – zapewniła mnie Riley.

– A niby skąd to wiesz?

Pewnym gestem odgarnęła długie, kruczoczarne włosy z ramion i uśmiechnęła się uspokajająco.

– Cóż, bo jesteś najlepszą event menedżerką, a ja najmądrzejszą rzeczniczką prasową w całej serii wyścigowej. Nowi właściciele byliby stuknięci, gdyby pozwolili nam odejść.

– Zazdroszczę ci pewności siebie – mruknęłam zrzędliwie.

– Kochana, spójrz na to w ten sposób: albo wystawiasz swoją śliczną główkę na słońce, albo chowasz ją w piasek. Słońce uszczęśliwia cię witaminą D i opalenizną. Piasek z kolei nie jest szczególnie przyjemny, ani dla oczu, ani dla ust. Poza tym im głębiej, tym jest zimniej i ciemniej. Uważam więc, że decyzja jest banalnie prosta. – Po tych słowach wstała i przeciągnęła się jak kot po długiej drzemce. – Zajmę się teraz komunikatem prasowym, a ty zorganizuj ten jutrzejszy briefing. Najpierw posłuchamy, co ma do powiedzenia Toni, a potem zobaczymy, co dalej. Zgoda?

Zachęcająco wyciągnęła rękę, żeby pomóc mi się podnieść z wygodnej sofy. Westchnęłam z rezygnacją i chwyciłam jej dłoń.

– Zgoda.

*

– Allegra, na jakim jesteś etapie? – spytał następnego ranka Toni, szef naszego zespołu, wchodząc do przestronnej hotelowej sali konferencyjnej, w której za kilka minut miało się zebrać prawie sto osób.

– Wszystko gotowe – odparłam z satysfakcją i wręczyłam mu mikrofon.

Kazałam ustawić dziesięć rzędów po dziesięć krzeseł. Po obu stronach sali znajdowały się długie stoły z sokiem pomarańczowym, herbatą, kawą i małymi croissantami.

– Hej, piękni! – zawołała Riley, wchodząc do pokoju sprężystym krokiem. – Mechanicy są już w drodze, widziałam też inżynierów. – Usiadła w pierwszym rzędzie i otworzyła swój notatnik. – Mam przejąć za ciebie odpowiedzi na pytania, czy poradzisz sobie sam, Toni? – zwróciła się do szefa naszego zespołu.

– Jeśli zdołasz utrzymać w ryzach tę dziką watahę, to nie będę miał nic przeciwko – odparł, a Riley skinęła głową z zadowoleniem.

– Bułka z masłem.

Nasza rozmowa ucichła, gdy przybyli pierwsi członkowie zespołu, a pomieszczenie w ciągu kilku minut wypełniły podekscytowane pomruki.

Punktualnie o wpół do ósmej zamknęłam drzwi do sali konferencyjnej i poprosiłam wszystkich obecnych o wyciszenie telefonów.

Oparłam się o ścianę obok drzwi, gotowa odesłać nieproszonych gości, i zdenerwowana skrzyżowałam ręce na piersi.

– Dzień dobry wszystkim – zaczął Toni. – Wiem, że zaraz musicie pójść na tor, dlatego będę się streszczał. Z powodów osobistych, o których nie chcę teraz opowiadać, rodzina Pellegrinich sprzedała wczoraj po południu Titan Racing amerykańskiej firmie inwestycyjnej. Dla wielu z was może to być szok, ale nie musicie się martwić. Poza strukturą właścicielską w najbliższym czasie nic się nie zmieni. Nie jest tajemnicą, że zespół wyścigowy radzi sobie świetnie. W zeszłym roku ponownie wygraliśmy mistrzostwa świata. Nasi sponsorzy są zadowoleni z generowanego przez nas dochodu. Mamy dwóch silnych i niezwykle popularnych kierowców. Możecie więc być spokojni.

Toni spojrzał zachęcająco na zaniepokojone twarze, które wpatrywały się w niego z napięciem.

– Nowi właściciele przyślą nam kogoś, kto zajmie miejsce dotychczasowego menedżera zespołu – podjął po chwili. – Po sprzedaży Titan Racing Luciano Pellegrini ustąpił z tego stanowiska. Nowy menedżer będzie miał cały sezon na zapoznanie się z zespołem i w imieniu nowych właścicieli zadecyduje o planach na nadchodzące lata. Pokażcie mu się więc z jak najlepszej strony. Nie będzie go podczas najbliższych dni testowych w Barcelonie, przyjedzie dopiero na otwarcie sezonu w Australii. Do tego czasu wszystko będzie się odbywać jak zwykle. Macie jakieś pytania?

Słowo „pytania” było hasłem dla Riley. Poderwała się ze swojego miejsca w pierwszym rzędzie i z promiennym uśmiechem zaczęła rozwiewać wszystkie wątpliwości kolegów.

Rozdział 2

AllegraAustralia, cztery tygodnie później

Uzbrojona w podkładkę do pisania przechadzałam się po apartamencie przy torze wyścigowym, który w nadchodzący weekend będzie gościł prawie dwieście osób. Odhaczyłam punkty do zrobienia, sprawdziłam, czy stoły, krzesła i dekoracje znajdują się w wyznaczonych miejscach, skontrolowałam bufet i bar. Następnie otworzyłam szklane drzwi, prowadzące do loży, czyli tarasu z pięcioma ekskluzywnymi rzędami foteli, z bezpośrednim widokiem na boksy.

Zamyślona powiodłam wzrokiem po torze. Otwarcie sezonu, które odbywało się w połowie marca w Australii, stanowiło jedno z moich ulubionych wydarzeń w roku. Podczas gdy w Europie większość marcowych dni była jeszcze chłodna i szara, australijskie późne lato obdarowywało nas temperaturami rzędu trzydziestu stopni. Tak też było i tego słonecznego dnia, nieopodal tętniącego życiem centrum Melbourne.

Tor w sercu zielonej dzielnicy Albert Park był skąpany w popołudniowym słońcu i cichy. Jutro miał jednak ożyć, a głośny ryk dopracowanych do perfekcji silników samochodów wyścigowych miał wprawić powietrze w drżenie. Na myśl o nadchodzącym weekendzie poczułam zniecierpliwienie i gęsią skórkę na plecach.

Benzynę miałam we krwi, to pewne. Wyścigi były moim narkotykiem. Przyglądanie się, jak dwadzieścia megaszybkich pojazdów walczy koło w koło o zwycięstwo, dawało mi za każdym razem potężny zastrzyk adrenaliny. Po kilku latach podróżowania po świecie jako event menedżerka Titan Racingwciąż nie miałam dość tego szalonego życia. Przeciwnie. Miałam wrażenie, że ten cały wyścigowy cyrk z roku na rok staje się dla mnie coraz ważniejszy.

Dlatego tak mocno przeżywałam sprzedaż Titan Racing i związaną z tym niepewność dalszych losów zespołu. Chociaż Toni twierdził, że na razie wszystko pozostanie bez zmian, nie miałam wątpliwości, że nowi właściciele będą chcieli zrobić coś po swojemu. Ostatecznie tak właśnie działo się z innymi zespołami w serii, gdy zmieniały właściciela. Głupotą więc było sądzić, że ominą nas zwolnienia i reorganizacja. Przecież to jasne, że nowi właściciele będą chcieli obsadzić kluczowe stanowiska ludźmi, których znali i którym ufali, aby w ten sposób dbać o swoje interesy i własną wizję. To całkowicie zrozumiałe.

I w zasadzie nie było w tym nic złego. Martwiło mnie jednak to, że nowobogaccy amerykańscy inwestorzy nie mieli pojęcia o tym sporcie i jego duszy. To nie było ani NASCAR, ani IndyCar, tylko Serie del Rey – najwyższa i najbardziej prestiżowa seria wyścigowa w Europie. Istniała od ponad siedemdziesięciu lat i miała tradycję, historię i pasję, o której inne dyscypliny i organizacje sportowe mogły tylko pomarzyć. Dziadkowie przekazywali pasję do tych wyścigów swoim wnukom, one z kolei swoim dzieciom i tak dalej. Miliony ludzi na całym świecie od pokoleń śledziły i z całego serca podziwiały Serie del Rey. Bo była wyjątkowa. Dlatego każda próba upodobnienia jej do NASCAR lub IndyCar zakończyłaby się niepowodzeniem.

– Allegra? – Głos Kenzie, osobistej asystentki Toniego, wyrwał mnie z ponurych myśli. – Toni jest w drodze, żeby przedstawić was nowemu menedżerowi zespołu. Zwołaj wszystkich.

Odepchnęłam się od balustrady tarasu, rzucając ostatnie spojrzenie na idylliczny Albert Park, i minęłam Kenzie, wchodząc do przestronnego apartamentu.

– Słuchajcie! Nowy menedżer chce się nam przedstawić. Zostawcie więc na chwilę wszystko i ustawcie się przy wejściu do apartamentu – zwróciłam się do swojego zespołu złożonego z recepcjonistki i dwóch junior event menedżerek.

– Jaki on jest? – spytałam Kenzie, podczas gdy podekscytowane dziewczyny szeptały między sobą, kierując się w stronę drzwi.

– Ten nowy? – mruknęła. – Cholernie przystojny. – Machnęła ręką, jakby się sparzyła.

Przewróciłem oczami poirytowana.

– Miałam raczej na myśli, czy sprawia wrażenie kompetentnego i przystępnego.

Kenzie wzruszyła ramionami.

– Na to akurat nie zwróciłam uwagi.

– Rany, Kenzie, na ciebie to można liczyć – westchnęłam.

– Ale o co ci chodzi? – broniła się. – Zrozumiesz, co mam na myśli, kiedy go zobaczysz. Jest tak seksowny, że na jego widok zapomnisz własnego imienia. Byłam zbyt pochłonięta wyobrażaniem go sobie nago, żeby martwić się o jego kompetencje zawodowe.

– Hmmm… – mruknęłam.

Kenzie była jedną z moich najbliższych przyjaciółek, ale czasami doprowadzała mnie do szału swoim kompletnie bezmyślnym zachowaniem.

– Wyluzuj, Allegra. Przestań marudzić i uśmiechnij się ładnie – zażartowała, popychając mnie w stronę wejścia, gdzie stały już inne dziewczyny i chichotały nerwowo.

– Nadchodzą – pisnęła Kenzie i pospieszyła w stronę swojego szefa. Towarzyszył mu mężczyzna, na widok którego omal nie zemdlałam.

Całkowicie odebrało mi oddech.

Chyba śniłam. To nie mogło dziać się naprawdę. W żadnym wypadku!

Czułam się, jakbym wpadła w wir. Jak spadochroniarz, któremu nie otworzył się główny spadochron i groziło mu zderzenie z twardą ziemią.

Gdy nasze spojrzenia się spotkały, włoski na karku stanęły mi dęba. On tymczasem nie wydawał się nawet w połowie tak zaskoczony moim widokiem, jak ja jego.

Znałam tego faceta. A dokładniej – znałam każdy centymetr jego ciała.

Sześć miesięcy temu, na weselu mojej siostry, bzykaliśmy się wręcz do zatracenia. Całe dwa dni i dwie noce. Myśleliśmy, że już nigdy się nie spotkamy. Że jedyne, co nam zostało, to te niezapomniane dni i noce, które przeżyliśmy tak, jakby jutra miało nie być.

A teraz był tutaj. W Australii. W Melbourne. W apartamencie gościnnym naszego zespołu.

Jakim cudem? Przecież nie mógł być naszym nowym menedżerem. Z tego, co słyszałam, nazywał się Byron. A facet, z którym przeżyłam na Capri najlepsze orgazmy w życiu, przedstawił mi się jako Hunter.

– Dzień dobry, drogie panie, widzę, że jesteście naładowane pozytywną energią i radosne jak zwykle. Chciałbym przedstawić wam naszego nowego menedżera. – Toni wskazał na Huntera. – Oto Byron King. Właśnie dołączył do zespołu i przejmie obowiązki Luciana. Co za tym idzie, będziecie mu bezpośrednio podlegać. Byronie, pan pozwoli, że mu przedstawię Allegrę Sorrentino, menedżerkę odpowiedzialną za eventy, która będzie panu przedkładać sprawozdania.

Rozdział 3

Hunter

Gdyby spojrzenie mogło zabijać, padłbym trupem natychmiast. Allegra świdrowała mnie wzrokiem tak intensywnie, że niemal poczułem fizyczny ból.

Szarmancko, jak tylko się dało, wyciągnąłem do niej rękę i starając się zachować swobodny ton, rzuciłem:

– Miło mi. Cieszę się na współpracę.

Wpatrywała się w moją dłoń jak w jadowitego węża, a kiedy w końcu ją ujęła, ścisnęła tak mocno, że aż zabolało.

– Mnie także jest niewymownie miło, Byronie.

Sposób, w jaki wymówiła moje imię, nie pozostawiał wątpliwości, że była skonsternowana i wściekła. Nic dziwnego: znała jedynie moje przezwisko, które nadali mi kumple z racji licznych podbojów miłosnych. Hunter, czyli „łowca”. W większości przypadków było ono jednak niesprawiedliwe, ponieważ to nie ja polowałem na kobiety, tylko one na mnie. A ja byłem jedynie chętną zdobyczą.

Allegra stanowiła wyjątek: polowałem na nią.

Niestrudzenie.

Nieustannie.

Nieustępliwie.

Aby ją zdobyć, odrzuciłem wszystkie jednoznaczne propozycje na weselu mojego kumpla, Matteo Leone, i całkowicie skoncentrowałem się na ponętnym polowaniu na Allegrę.

W prawdziwym życiu, o czym wiedziałem od chwili, gdy po raz pierwszy pojawiła się w moim polu widzenia, ta kobieta nigdy by się ze mną nie zadała.

Nie była typem kochanki na jedną noc.

Była kobietą, która rozpala mężczyzn promiennym uśmiechem, zmysłowymi krągłościami i nieskrępowanym zachowaniem tylko po to, by pozwolić im umrzeć z pragnienia i spłonąć z żądzy. Nie celowo. Po prostu była całkowicie nieświadoma swojego niszczycielskiego wpływu na rodzaj męski. Seksowna, konsekwentna, charyzmatyczna, odnosząca sukcesy i niezależna. Nie potrzebowała mężczyzny, by wieść szczęśliwe i satysfakcjonujące życie. Allegra radziła sobie ze wszystkim bez męskiego udziału.

Ale ślub jej siostry Carlotty i mojego kumpla Matteo na włoskiej wyspie Capri stał się naszym osobistym Las Vegas: tylko tam możesz spełnić swoje życzenia i pragnienia, pozostając anonimowym. Co się dzieje w Vegas, zostaje w Vegas.

Allegra przyjechała do Las Vegas, żeby się zabawić. Poimprezować. Pożyć pełnią życia. Polowanie zaczęło się w momencie, gdy zobaczyłem ją przed ołtarzem jako druhnę. Wtedy to, z bezczelnym uśmiechem, puściła do mnie oko, a jej zarumienione policzki zdradzały zamiary.

To było krótkie, ale fenomenalnie ekscytujące polowanie.

Potem z rozkoszą ustrzeliłem moją żądną przygód zdobycz. I tak raz po raz. Jak w amoku.

Przez cały weekend. Dwie niewiarygodnie gorące noce i dwa takie same dni. Bez zobowiązań i bez oczekiwań. Dokładnie tak, jak lubiłem.

Wydawało się mało prawdopodobne, że kiedykolwiek się jeszcze zobaczymy. Ostatecznie miała pracę, w której podróżowała po całym świecie przez dwieście pięćdziesiąt dni w roku. Tymczasem ja, w przeciwieństwie do niej, zwykle przesiadywałem na pięćdziesiątym piętrze futurystycznego wieżowca w finansowej dzielnicy Nowego Jorku. Stamtąd, wraz z partnerami biznesowymi, zarządzałem fortunami amerykańskich firm sportowych i ich udziałami w piłce nożnej, koszykówce, hokeju, baseballu i sportach motorowych. W tych ostatnich wcześniej skupialiśmy się wyłącznie na amerykańskich kategoriach: IndyCar i NASCAR. Ekspansja działalności na europejski rynek wyścigów była odważnym posunięciem i to akurat mnie obarczono odpowiedzialnością za nią.

Ponieważ lubiłem wszystko, co szybkie i głośne, od teraz miałem zarządzać nie tylko amerykańskimi inwestycjami wyścigowymi, ale również biznesową stroną stajni Titan Racing w Serie del Rey. To z kolei oznaczało, że Allegra, moja rozpasana druhna z Las Vegas, będzie od teraz Allegrą, moją dobrze wychowaną podwładną. Musiałem się bardzo powstrzymywać, by odgonić wszystkie sprośne i zakazane myśli, które krążyły mi po głowie, odkąd się o tym dowiedziałam.

Przyjechałem tu do pracy. Miałem się przyjrzeć dokładnie zespołowi, zidentyfikować i wyeliminować słabe punkty. Przyjemności mogłem szukać z dala od toru wyścigowego. Z kobietą, która nie będzie moją podwładną.

Lodowatym tonem Allegra przedstawiła mnie członkiniom swojego zespołu, które nie szczędziły mi kokieteryjnych spojrzeń i dziewczęcego chichotu.

– Dziękuję paniom za ciepłe powitanie. W najbliższych dniach lub tygodniach postaram się spotkać osobiście z każdą z was, abyśmy mogli lepiej się poznać. Proszę zarezerwować sobie czas – powiedziałem.

– Oczywiście. Znam świetny bar w centrum Melbourne ze wspaniałym widokiem na rzekę Yarra – wypaliła Kat, jedna z pracownic Allegry, na co ta posłała jej ostrzegawcze spojrzenie. Dziewczyna natychmiast zamilkła.

– Będę koordynować wszelkie spotkania z działem eventowym. Wolałabym mieć pełen wgląd we wszystko – oświadczyła Allegra, wręczając mi swoją wizytówkę. – To mój mail i numer służbowego telefonu.

Zaakcentowała słowo „służbowy”, na co mimowolnie uśmiechnąłem się pod nosem.

– Ma pani rację, Allegro. Zrobimy, jak pani proponuje. Ponieważ jestem zwolennikiem uproszczonych formalności, umówmy pierwsze spotkanie od razu. W pierwszej kolejności chciałbym porozmawiać z panią, jako szefową działu. Proszę zajrzeć później do mojego biura, powiedzmy… za godzinę.

Rzuciła mi krytyczne spojrzenie, w którym kryła się mieszanina niepokoju, wyzwania i nieufności.

– I proszę przynieść ze sobą rezerwacje gości na nadchodzące wyścigi sezonowe, jak również tymczasowe plany i przydział personelu – dodałem, dając jej subtelnie do zrozumienia, że zamierzam odbyć z nią profesjonalną rozmowę, a nie zacząć od miejsca, w którym skończyliśmy na Capri.

Ponieważ to, co dzieje się w Vegas, zostaje w Vegas.

Musiałem jednak przyznać, że w tej chwili zatęskniłem za naszym własnym Las Vegas.

Rozdział 4

Allegra6 miesięcy wcześniej – wyspa Capri,Włochy – ślub Carlotty i Matteo

Byłam roztrzęsiona z podekscytowania. A przecież to nie ja wychodziłam za mąż, tylko moja siostra, Carlotta. Po miesiącach zawirowań i nerwów w końcu wygrała walkę o miłość swojego życia, potężnego i mrocznego biznesmena Matteo Leone. Dziś miała poślubić wartego miliony szefa mafii w jego rodzinnej posiadłości na Capri.

Właściwie to powinnam ją stąd uprowadzić i wybić z głowy ślub z takim człowiekiem jak Matteo Leone. Ale twardy i władczy mafioso był bezgranicznie zakochany w mojej siostrze i w jej obecności wydawał się niewinnym, milutkim barankiem. Będzie ją chronił aż do śmierci, a gdyby zaszła taka potrzeba, poświęci za nią życie bez mrugnięcia okiem. Jeśli istniała jedyna, wielka miłość, to właśnie to uczucie łączyło tę dwójkę.

Razem z kuzynką Giorgią i naszą przyjaciółką Mią poprawiałam przepiękną suknię ślubną mojej siostry.

– Gotowa? – szepnęłam nabożnie, sięgając po rękę Carlotty.

– Jasne! – Roześmiała się radośnie i przytuliła nas do siebie.

*

Jakiś czas później Carlotta, wsparta na ramieniu naszego ojca, szła do ołtarza przy dźwiękach hitu Umberta Tozzi Ti amo. Kroczyłam za nią w stosownej odległości. To była wyłącznie jej chwila. Zasłużyła na nią po odważnej walce na śmierć i życie.

Matteo już się niecierpliwił przed majestatycznym ołtarzem z kwiatów, który zbudowano w przepięknym ogrodzie rodziny Leone. W jego oczach lśniły łzy, a tęskne spojrzenie, jakim obdarzył moją siostrę, sprawiło, że moje serce zabiło szybciej.

To była ona, prawdziwa miłość. Bliska na wyciągnięcie ręki, a jednocześnie taka odległa.

Czy ja też kiedyś spotkam prawdziwą miłość?

A może jest zarezerwowana tylko dla garstki wybrańców, do których nie należę?

Szczerze mówiąc, nie miałam czasu na coś takiego jak miłość. I zazwyczaj wcale nie czułam też potrzeby miłości. Ale widok Carlotty i Matteo, tak bezgranicznie szczęśliwych, obudził tęsknotę w moim sercu.

To, co ich łączyło, było wyjątkowe. Uzupełniali się nawzajem. Dwie połówki tej samej duszy, które w końcu się odnalazły.

Może i ja pewnego dnia też znajdę wielką miłość.

Pewnego dnia, kiedy będę miała czas. W moim obecnym życiu, z którego byłam całkiem zadowolona, wszystko kręciło się wokół pracy na stanowisku event menedżerki w Titan Racing. Możliwość wyjazdu rocznie na ponad dwadzieścia wyścigów, odbywających się na całym świecie, żywiołowa atmosfera toru wyścigowego, ogłuszający ryk silników, gryzący zapach benzyny, błyski fleszy, gdy na trybunach zjawiały się gwiazdy i gwiazdeczki, dzikie imprezy i eleganckie hotele ze strefą spa – wszystko to napełniało mnie czystym szczęściem. Nie potrzebowałem niczego więcej, by wieść spełnione życie.

A przynajmniej nie w tej chwili.

Chociaż…

Jakiś zniewalająco przystojny nieznajomy podchwycił mój wzrok, którym z zaciekawieniem wodziłam po gościach. Gdy tylko sobie wyobraziłam, jak ten adonis mógłby wyglądać nago, moje usta rozciągnęły się w kuszącym uśmiechu.

Nie miałam czasu na miłość, ale w ten weekend znajdę czas na zabawę. Właściwie to znajdę mnóstwo czasu. A tajemniczy nieznajomy, którego kąciki ust drgały zdradziecko podczas naszej niemej rozmowy, wydawał się idealnym partnerem do moich planów.

*

Po pełnej emocji ceremonii zebraliśmy się przy długim stole pośrodku rodzinnej winnicy, gdzie wino lało się strumieniami. Przysiadłam się do Giorgii i Mii, tylko kilka miejsc dzieliło mnie od szczęśliwej młodej pary, ich rodziców, dziadków, ciotek i wujków. Chwyciłyśmy kieliszki z czerwonym winem i wzniosłyśmy beztroski toast za miłość i namiętność.

– Jak to, dziewczyny, zaczynacie pić bez nas? To wbrew zasadom domu – zażartował Leonardo, zabawny kuzyn Matteo, zmierzając ku nam. Ciągnął za sobą nikogo innego, jak apetycznie wyglądającego nieznajomego, któremu przyglądałam się bez skrępowania.

– Drogie panie, przedstawiam Huntera, naszego kumpla ze studiów. Swego czasu razem trzęśliśmy uniwersytetem w Nowym Jorku.

– Hej, Hunter – zagruchałyśmy wyraźnie wstawione i wybuchnęłyśmy gromkim śmiechem, co wcale nie zniechęciło ani nie zbiło Huntera z tropu. Zamiast tego pochylił się szarmancko do Mii i Giorgii, pocałował każdą w oba policzki, a następnie spokojnie obszedł długą stronę stołu, by tak samo postąpić ze mną. Jego usta i gorący oddech niby przypadkiem musnęły moje wrażliwe ucho.

– Allegra. – Odchrząknęłam, zawstydzona. – Jestem Allegra. Siostra panny młodej.

– Miło mi cię poznać, Allegro, siostro panny młodej. Czy miejsce obok ciebie jest nadal wolne? Chciałbym dotrzymać ci towarzystwa, jeśli nie masz nic przeciwko temu.

I nie czekając na odpowiedź, usiadł obok mnie, kładąc z pełną oczywistością ramię na oparciu mojego krzesła. Drugą ręką nalał wino najpierw do mojego kieliszka, a potem do swojego.

– A więc, Allegro, siostro panny młodej, jak się miewasz? Dobrze się bawisz? – spytał, unosząc pełny kieliszek do ust i ani na sekundę nie spuszczając mnie z oczu.

– Doskonale. A ty? – odpowiedziałam jak kretynka, ponieważ mimo najszczerszych chęci nic mądrzejszego nie przyszło mi do głowy.

– Teraz, kiedy cię poznałem, już tak.

To, co w każdej innej sytuacji uznałabym za banalne i wręcz tandetne, w jego ustach zabrzmiało niesamowicie uwodzicielsko i podniecająco.

Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, Don Mario, głowa rodziny Leone, wstał ze swojego miejsca na końcu stołu i wesoły gwar natychmiast ucichł.

Wszyscy spoglądali z szacunkiem na nestora, który zamierzał wygłosić mowę.

– Droga rodzino, drodzy przyjaciele. Serdecznie wam dziękuję za przybycie na ślub mojego wnuka Matteo i jego uroczej żony Carlotty. Rousseau powiedział kiedyś: „Aby napisać dobry list miłosny, musisz zacząć, nie wiedząc, co chcesz powiedzieć, i zakończyć, nie wiedząc, co powiedziałeś”. I tak samo rzecz się ma z moim krótkim wystąpieniem, które chciałbym zadedykować młodej parze.

W winnicy zrobiło się cicho jak makiem zasiał. Słychać było tylko odległy szum morza.

– Wielką miłość rozpoznajemy przeważnie dopiero wtedy, gdy ją utracimy. Tak było w przypadku mojego wnuka, który dwanaście długich lat temu opuścił miłość swojego życia, Carlottę, z poczucia obowiązku wobec rodziny. Kiedy spotkali się ponownie sześć miesięcy temu, miałem nadzieję, że los w końcu połączy te dwie zagubione dusze. Ale ścieżki życia są niezbadane, ich wspólne szczęście ponownie zostało przerwane, tym razem w brutalny i podstępny sposób. Mimo wszystkich wydarzeń z ostatnich miesięcy i lat zebraliśmy się tu dziś razem, aby świętować niezniszczalną miłość, jaką ta dwójka darzy się nawzajem. Miłość, która jest silniejsza niż słowa mogące ją opisać. Miłość, która jest potężniejsza od wszelkiej intrygi. Miłość, która jest trwalsza niż życie po śmierci. Prawdziwa, czysta i niezwyciężona miłość. Miłość między Carlottą i Matteo. Chwyćmy kieliszki. Wznieśmy toast za nowożeńców. I za to, że miłość sprawia, iż warto żyć.

Don Mario podniósł swój kieliszek, wyraźnie poruszony, a my poszliśmy w jego ślady. Po raz kolejny skrycie zapragnęłam, abym pewnego dnia też znalazła tę prawdziwą, czystą i niezłomną miłość.

*

– Po tak gigantycznym obiedzie muszę się wreszcie ruszyć. Dziewczyny, chodźmy potańczyć – ponaglił Leonardo tuż po wystawnym posiłku, który składał się z domowej roboty ravioli nadziewanych dynią w lekkim kremie z parmezanu, wszelkiego rodzaju mięs i owoców morza z grillowanymi sezonowymi warzywami oraz tradycyjnego deseru tiramisu.

– Nie skosztowaliśmy jeszcze tortu weselnego – zaprotestowałam, ale on już chwycił Giorgię i pospiesznie pociągnął ją w stronę parkietu. Jego dłoń zawędrowała dość nisko, w dół jej pleców. Mia też się zmyła cichaczem.

Zostałam więc sam na sam z Hunterem, który nie wydawał mi się już taki obcy.

– Przyniosę nam po kawałku ciasta. – Uśmiechnął się i wstał.

Minutę później wrócił z solidnym kawałkiem trzypoziomowego tortu śmietanowego z malinami i sosem waniliowym, po czym podsunął mi do ust widelczyk z porcją smakowicie pachnącego ciasta.

Zawahałam się, w końcu jednak zebrałam się na odwagę, spojrzałam mu prosto w lazurowe oczy i objęłam ustami widelczyk.

– Hmmm… – westchnęłam z rozkoszą, co skwitował namiętnym mruknięciem.

Zdecydowanym gestem wyjęłam widelec z jego ręki, a gdy nasze palce się zetknęły, poczułam mrowienie na skórze.

– Teraz twoja kolej – zachęciłam, przysuwając widelec z tortem do jego cudownie ponętnych ust.

Nachylił się w moją stronę i z błogim wyrazem twarzy wziął w usta czubek widelca.

– Jest prawie tak słodki jak ty. Ale tylko prawie – skomentował i mrugnął do mnie.

– Wcale nie wiem, czy jestem słodka – odparłam, tłumiąc uśmiech.

– Czyżby? Jaka więc jesteś? – spytał z zainteresowaniem Hunter i pogładził palcem wskazującym moje nagie ramię.

– Dzika. Wyposzczona. Żądna przygód – wypaliłam na jednym wydechu, wpatrując się jak urzeczona w swojego rozmówcę, który słysząc to, przełknął ślinę. Jego jabłko Adama poruszyło się gwałtownie.

– Wyposzczona? Masz może ochotę na więcej tego fantastycznego tortu? – zniżył głos do ochrypłego szeptu.

– Myślę, że dziś w nocy będę miała ochotę na coś innego.

Zdumiałam się własną odwagą. Jeszcze nigdy w życiu nie narzuciłam sobie takiego tempa z facetem, to nie było w moim stylu.

Ale ten tutaj... cóż, to był wyjątek. Pod każdym względem.

Postanowiłam, że cokolwiek wydarzy się w ten weekend na Capri, zostanie na Capri. Ukryte za grubymi, dobrze strzeżonymi i wiekowymi kamiennymi murami Villa Leone.

To było moje osobiste Las Vegas.

I właśnie zasiadłam do ruletki, gotowa igrać z ogniem.

Rozdział 5

Hunter6 miesięcy wcześniej – wyspa Capri, Włochy – ślub Carlotty & Matteo

Od dobrej godziny wirowałem z Allegrą na parkiecie, ciesząc się, że mogę swobodnie dotykać jej bioder, talii i ramion. Jej jedwabiste, orzechowe włosy pachniały kwiatami, a piwne oczy błyszczały od pięciu kieliszków wina, świeżego morskiego powietrza i beztroskiego śmiechu, który dźwięcznie rozbrzmiewał raz za razem.

Zespół muzyczny grał same włoskie przeboje. Atmosfera rozkręcała się coraz bardziej, parkiet się zapełniał, a goście byli upojeni szczęściem. Zakochana młoda para tańczyła otoczona rodziną i przyjaciółmi.

Po kolejnych dwudziestu minutach skocznych hitów zespół zwolnił tempo i zmienił repertuar na romantyczne ballady.

Bez zastanowienia przyciągnąłem Allegrę do siebie i wtuliłem twarz w jej smukłą szyję. Zadrżała, czując mój gorący oddech na cienkiej skórze.

Objąłem ją mocniej i z satysfakcją stwierdziłem, że pasuje do mnie idealnie. Jej zmysłowe krągłości układały się w moich ramionach, jakby były stworzone na wymiar. Zabrakło mi tchu, gdy jej dłonie przesunęły się po moich plecach w górę do szyi. Wplotła mi palce we włosy i przyciągnęła moją twarz do siebie.

Oczy miała szeroko otwarte. Dostrzegłem w nich mieszankę ekstazy, strachu i zdenerwowania.

– Powiedz mi, czego chcesz, skarbie – wyszeptałem w jej usta. – Jeśli marzysz o tym, bym skosztował twoich pełnych, miękkich warg, to zrobię to od razu. Ale musisz tego pragnąć. Powiedzieć mi. Chcę usłyszeć, jak to mówisz.

Zmrużyła oczy i niepewnie skinęła głową.

– Nie rozumiem – wyszeptałem ochrypłym głosem.

Jej nagły wstyd niesamowicie mnie podniecił. Ta kobieta nie była podrywaczką. Nie rzucała się facetom na szyję i wcale nie była łatwa. Miałem na tyle doświadczenia, by natychmiast to rozpoznać. Niemniej dziś zebrała się na odwagę i postanowiła przejść samą siebie, rzucając się w wir namiętnej przygody. I Bóg mi świadkiem, że z całych sił pragnąłem, aby zrobiła to właśnie ze mną. Ale musiałem to usłyszeć. Musiałem wiedzieć, że chce tego tak samo jak ja. Bo kiedy już zacznę, nie będę umiał przestać. Nie z nią. Nie z Allegrą.

– Chcę tego – szepnęła nieśmiało.

– Czego chcesz, skarbie? – podpuszczałem ją, pochylając się do przodu i delikatnie drażniąc płatek jej ucha.

W odpowiedzi wydała z siebie zduszone jęknięcie.

– Chcesz, żebym cię pocałował? – wyszeptałem.

– Tak – westchnęła ulegle, przyciskając się do mnie mocniej.

Zamknąłem na chwilę oczy, starając się zachować spokój. To było dobre. Bardzo dobre. Cholernie dobre. Za dobre.

– W co mam cię pocałować, Allegro? W usta? W szyję? Chcesz, żebym całował twoje pąki? A może soczysty środek?

Jęknęła podekscytowana. Najwyraźniej również lubiła się droczyć.

– Czego pragniesz? Powiedz, a spełnię każde twoje życzenie.

– Chcę wszystkiego – wykrztusiła. – Wszystkiego.

To właśnie chciałem usłyszeć: że tego pragnęła. Że pragnęła mnie i chciała ode mnie wszystkiego.

– Chodźmy stąd – mruknąłem, pociągając ją za sobą w kierunku wyjątkowego noclegu.

Chociaż Villa Leone była przestronna i duża, nie mogła pomieścić wszystkich gości weselnych. Dlatego siostra Allegry wpadła na pomysł, aby w ustronnej części ogrodu, wokół paleniska, rozstawić tipi w stylu boho i zakwaterować tam najbliższych przyjaciół młodej pary.

– To jest mój namiot. – Allegra zatrzymała się i wskazała na tipi sąsiadujący z moim.

– A ten mój – wyjaśniłem, uśmiechając się z rozbawieniem.

Zachichotała. Zaczęła się bawić nieśmiało moją koszulą.