Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
„Nazywam się Duszan. Jeśli czytasz te słowa, to znaczy, że otworzyłeś Kapsułę Czasu, którą zakopaliśmy razem z moim bratem Jankiem pod kasztanem, tuż za miodowym domem naszej babci. To mój pamiętnik. Opisałem w nim wszystkie nasze przygody podczas pobytu w Zalesiu”
Przepiękna, mądra opowieść o sile dziecięcej wyobraźni, mocy braterskiej więzi i potędze rodzicielskiej wiary w dziecko. Książka nagrodzona w konkursie Wielokropek 2016.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 40
Rok wydania: 2020
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Nazywam się Duszan. Jeśli czytasz te słowa, to znaczy, że otworzyłeś Kapsułę Czasu, którą zakopaliśmy razem z moim bratem Jankiem pod kasztanem, tuż za miodowym domem naszej babci. To mój pamiętnik. Opisałem w nim wszystkie nasze przygody podczas pobytu w Zalesiu. Do tej pory mieszkaliśmy w tak wielkim mieście, że nie znaliśmy tam nikogo i nikt nie znał nas. Mama mówiła, że to jest właśnie anonimowość, ale jakkolwiek by to nazwać, czuliśmy się tam bardzo samotni. Wszystko zmieniło się tamtego lata.
***
Zalesie było rzeczywiście za jednym lasem, ale i w środku innego. Kiedy przybyliśmy do domu babci, starej leśniczówki, nic tutaj nie przypominało naszego dawnego życia. Panował tam niewypowiedziany chaos: babcia miała zawsze stos naczyń do umycia, na piecu siedziała ruda kura, w gnieździe zrobionym z garnka do zupy, w zlewie pływały dwie złote rybki. Ten widok trochę nas zaskoczył, więc chcieliśmy szybko gdzieś usiąść, aby ukryć zawstydzenie. Rozejrzeliśmy się wokół. Przy starym drewnianym stole stały duże pnie drzew służące jako stołki do siedzenia, niestety wszystkie były zajęte przez koty. I nie pomogło nawet szturchanie futrzanych kłębków, koty smacznie spały.
– Co się tak wystroiliście jak miastowe panienki? He? No cóż, pościągajcie te czyściutkie ubranka, bo przyjechaliście do lasu, moi panowie, i jeśli się nie ubrudzicie, to się zamienię w arbuz. – To były pierwsze słowa, jakie usłyszeliśmy. I bardzo nam się spodobały, ponieważ był środek lata i straszny upał. Ściągnęliśmy więc koszulki i zaraz zrobiło nam się chłodniej. – Od razu lepiej wyglądacie – oceniła nas ze śmiechem babcia. – Jesteście na wakacjach, ale musicie się też na coś przydać. Co potraficie?
Bardzo chciałem, żeby babcia dowiedziała się o moich talentach, więc wypaliłem od razu, że mówię w trzech językach, ale babcia nawet nie podniosła głowy znad kociołka, w którym parzyła zioła.
– Phi, ale nie znasz tego najważniejszego, mówi nim najwięcej istot na Ziemi, to najpotężniejszy ze wszystkich języków świata.
– Ale… aaa co to za język? – zapytałem.
– To język zwierząt, mój chłopcze.
Babcia mruknęła coś pod nosem i wszystkie koty w tym samym momencie zeskoczyły ze swoich miejsc, choć jeszcze przed chwilą smacznie sobie spały.
– Żeby się go nauczyć, musisz najpierw oswoić wilka, odnaleźć marzenia, wskoczyć w ogień, zgubić się i odnaleźć. A teraz siadajcie.
Nie zrozumiałem nic z tego, co powiedziała babcia. Pomyślałem, że może jest czarownicą, może naczytała się za dużo bajek albo za długo siedzi sama w tym całym Zalesiu.
Siedliśmy niepewnie na krzesłach, a pod nogami poczuliśmy coś bardzo miękkiego i ciepłego i nagle niewielki włochaty dzik wybiegł spod stołu.
– To jest Stasio Wędrowniczek – wyjaśniła babcia. – Dzik, który wędruje.
– Jak to wędruje? – zapytaliśmy jednocześnie.
– Zwyczajnie, lubi chodzić po świecie i tak się składa, że latem przychodzi do mnie, a jesienią wyrusza do ciepłych krajów.
Babcia, widząc, że nie wiemy, co ze sobą zrobić, dała nam stos oregano do oberwania listków, gdyż właśnie przygotowywała pewien lek dla chorej przyjaciółki. Ta praca trochę nas przygnębiła. Nie znaliśmy tu nikogo, zastanawialiśmy się, jak mamy spędzić w tym miejscu całe wakacje. Janko już tęsknił za mamą, ale nie pozwoliłem mu się rozpłakać.
***
Rano obudziliśmy się w pokoiku, który przydzieliła nam babcia. Obok łóżka leżał mały wilk – Czarny, o którym babcia mówiła, że trzeba go opanować, a może rządzić nim, nie pamiętam, jak to określiła. Postanowiłem spróbować. Ale najpierw ubrałem się, umyłem i uczesałem, po czym stanąłem przed Czarnym, a on spojrzał na mnie jednym okiem.
– Chodź – powiedziałem.
Nawet nie podniósł głowy. Pomyślałem, że to wcale nie jest takie proste. Spróbowałem lekko popchnąć go butem w stronę drzwi. Czarny wyszczerzył białe zęby, nie wydając z siebie głosu, co mnie trochę zniechęciło do dalszych prób.
– Jak chcesz. Siedź tu lepiej i pilnuj Janka, dopóki śpi.
Wtedy Czarny podniósł się spokojnie i z gracją wyszedł z pokoju.
– A więc to tak. Nie lubi rozkazów. Ciężko będzie go zmusić do posłuszeństwa.
Wyszedłem z pokoju i usłyszałem, że w kuchni na dole jest ktoś jeszcze oprócz babci i głośno z nią rozmawia.
– Macierzanka na odporność, moja kochana, rozgrzewa, działa przeciwzapalnie, dobra na wszystko.