Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Dwudziestoletnia Alex rozpoczęła studia na Uniwersytecie Campford. Od najmłodszych lat fascynowały ją tajemnice ludzkiego umysłu, dlatego bez wahania wybrała kierunek – nauki społeczne.
Nie wiedziała, że podejmując tę decyzję, będzie również zmuszona do najważniejszych wyborów w życiu.
Miłosne relacje nigdy nie były dla niej łaskawe, jednak gdy uczucia postanowiły połączyć dwoje ludzi z całkowicie różnych światów, sytuacja stała się bardzo skomplikowana.
Chris wywrócił jej życie do góry nogami. Granice powoli przestawały istnieć, a zdrowy rozsądek został przyćmiony szczerą i gorącą miłością do profesora.
Duże emocje, wielka miłość, porwanie i zmagania z psychopatą.
Czy bohaterowie poradzą sobie z przeciwnościami losu? Czy mrok spowije ich życie?
Angelika Berkowicz – z wykształcenia Socjolog, lubiąca zaglądać w ludzkie dusze, serca i umysły. Uwielbia tworzyć nieoczywiste historie pełne pasji, uczuć i zwrotów akcji. Na co dzień miłośniczka zwierząt zarówno tych małych, jak i dużych. Entuzjastka roślin ozdobnych. Pasjonuje się również dietetyką, prowadzi blog z autorskimi przepisami. Kocha podróże, dobre seriale i różowe wino.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 365
Copyright © Angelika Berkowicz, 2024
Projekt okładki:
Agnieszka Zawadka
Zdjęcia na okładce:
Jose Hernandez-Uribe (Unsplash),
Ruben Chase (Adobe.Stock)
Redaktorka prowadząca
Marta Burzyńska
Redakcja
Magdalena Białek
Korekta
Alicja Matyjas
ISBN: 978-83-8352-491-7
Warszawa 2024
Definicja miłości
Miłość (gr. Eros) – głębokie uczucie skierowane do drugiej osoby, często łączone z innymi emocjami, takimi jak troska lub pożądanie.
Czym miłość bywa w praktyce?
Szczęściem, wiarą, czasem bólem i strachem.
Dla mnie okazała się zbyt skomplikowanym pojęciem.
ROZDZIAŁ 1
Alex
Campi! – krzyknęłam w stronę uchylonych drzwi.
Nie przypominałam sobie, bym otwierała je przed snem, co oznaczało, że zapewne mama próbowała mnie już obudzić. Rozejrzałam się po pokoju, ale nie dostrzegłam żadnego ruchu.
– Campi! – powtórzyłam nieco głośniej.
Małe, białe futerko wolnym krokiem wkroczyło do mojej sypialni. Campi spojrzał na mnie zdziwiony, jakby spodziewał się zobaczyć tu kogoś innego. Na mój widok wesoło zamerdał ogonem, po czym od razu wskoczył do łóżka. Ułożył główkę na poduszce, a ja wtuliłam twarz w jego delikatną sierść.
Uwielbiałam nasze poranki. Do końca wakacji zamierzałam czerpać z nich jak najwięcej się da, dlatego często wstawałam dopiero w porze obiadowej. Nigdy nie ukrywałam, że lubię długo spać, więc kiedy tylko miałam taką okazję, z chęcią z niej korzystałam.
Zwlekłam się z łóżka, przy okazji spoglądając na zegar. Wskazywał dziesiątą trzydzieści.
– Dobra, nie ma tragedii – wyszeptałam pod nosem, spoglądając na Campiego.
Wpatrywał się we mnie swoimi czarnymi jak małe węgielki oczami. Czasem wydawało mi się, że doskonale rozumiał, co do niego mówię. Często nawet odpowiadał, na swój sposób.
Podniosłam rolety, a do pokoju w jednym momencie wpadło mnóstwo promieni słońca. Za to właśnie kochałam lato. Pogoda za oknem potrafiła skutecznie podnieść na duchu, nawet jeśli wewnętrzny spokój od dawna pozostawał zaburzony.
– No, w końcu wstała nasza księżniczka! – prychnęła mama, kiedy tylko usłyszała moje kroki.
Spojrzałam na nią, zastanawiając się, czy naprawdę mi coś zarzucała. Wyraz jej twarzy przez moment pozostawał dość srogi, jednak po chwili kąciki jej ust zaczęły się delikatnie unosić. Wiedziałam, że walczy ze sobą, by jak najdłużej poudawać zdenerwowanie.
– Przecież wiesz, że chcę odpocząć przed studiami… – Spojrzałam w jej oczy, widziałam, że momentalnie łagodnieją. – Za niedługo będę miała codzienne pobudki grubo przed ósmą.
Pokiwała głową. Przez moment wyglądała, jakby uporczywie nad czymś myślała.
– Alex, czy ja mogę kiedykolwiek choć przez chwilę się na ciebie pozłościć?
– Przez chwilę tak – zachichotałam. – Byle nie za długo.
Mama odpowiedziała mi niezbyt naturalnym uśmiechem. Coraz częściej dostrzegałam, że chyba zaczynała obawiać się dnia mojego wyjazdu. Kiedy tylko wspominałam o rozpoczęciu studiów, w jej oczach pojawiał się cień niepewności. Wcale się jej nie dziwiłam. Gdybym miała posłać swoją córkę, którą traktowałabym nadal jak małą dziewczynkę, do miasta oddalonego kilkaset kilometrów ode mnie, pewnie też odchodziłabym od zmysłów.
– Wychodzę do ogrodu – powiedziała stanowczym tonem. – Muszę w końcu zająć się kwiatami, bo już błagają, żeby ktoś o nie zadbał. – Zbadała mnie wzrokiem, jakby znowu próbowała mi coś zarzucić. – Zjedz śniadanie i wyprowadź psa. Błaga o to samo, co kwiaty. – Spojrzała w stronę Campiego, który jak na zawołanie zjawił się przy stole.
To małe stworzonko potrafiło wyłudzić dosłownie wszystko, ale i tak je uwielbiałam.
Pokiwałam głową i sięgnęłam po gofry leżące na stole. Zdążyły już trochę wyschnąć, ale nadal dało się je zjeść. W ciągu kilku minut byłam gotowa do wyjścia. Miałam dobry czas. Zbliżała się dopiero jedenasta, co oznaczało, że przede mną jeszcze cały dzień.
– Chodź, mały. – Rozejrzałam się w poszukiwaniu smyczy, a pies w jednym momencie znalazł się przy mojej nodze. – Idziemy nad jezioro.
Odpowiedział mi wesołym machaniem ogona. Doskonale wiedział, co oznacza słowo „jezioro”. I nie tylko on je uwielbiał.
Złapałam za telefon, szybko wystukałam wiadomość do przyjaciółek. Jezioro, które pieszczotliwie nazywałyśmy naszym skwerkiem spotkań, znajdowało się kilka kroków od mojego domu. Lubiłam to, że nigdy nie musiałam pytać, czy ktoś tu dzisiaj będzie, bo tak naprawdę każdego dnia przebywali tam moi znajomi. W naszym małym mieście było jedną z niewielu atrakcji, która dodatkowo zyskiwała na popularności w porze letniej.
Gdy dotarłam na miejsce, przywitał mnie tak naprawdę standardowy już widok – przyjaciółki czule obściskiwały się ze swoimi wakacyjnymi miłościami, wylegując się na kocu, zanurzonym w plażowym piasku. Nie lubiłam tych typów. Od początku powtarzałam, że mają na nie zły wpływ, ale… Jak zwykle żadna mnie nie słuchała.
– Hej – rzuciłam cicho, dosiadając się do znajomych.
Odpięłam smycz od obroży zwierzaka, a ten od razu wskoczył do wody. Przynajmniej on nie przejmował się towarzystwem.
– Cześć – odpowiedziały jednocześnie dziewczyny, wyrywając się szybko z uścisków.
Spojrzałam po kolei na każdą twarz. Nie wszyscy wyglądali na zadowolonych.
– Nie wiedzieliśmy, że będziesz tak wcześnie. – Stacy pytająco spojrzała na Chloe, a później na chłopaków, którzy aż zesztywnieli.
– Przecież pisałam.
Obie dziewczyny jak na zawołanie spojrzały w ekrany telefonów. Po chwili potwierdziły moje słowa krótkim skinięciem głowy.
Cisza, która zapadła, nie należała do gatunku tych przyjemnych. Jeszcze kilka tygodni temu nie wyobrażałam sobie takiej sytuacji. Byłyśmy sobie najbliższe, a nasze codzienne dyskusje potrafiły trwać do późnych godzin nocnych.
Wszystko się zmieniło, kiedy wpadły w niezbyt ciekawe towarzystwo. Po ukończeniu szkoły zaczęły sporo imprezować. Twierdziły, że to powinien być nasz obowiązek po wszystkich trudach związanych z egzaminami końcowymi. Tylko raz im uległam i dałam się namówić na domówkę z osobami ze szkoły. To tam poznałam Toma i Billy’ego. Początkowo wydawało mi się, że są nawet w porządku – byli zabawni, potrafili rozśmieszyć towarzystwo do łez. Ich wady wychodziły jednak z każdą kolejną minutą. Było mi przykro, że dziewczyny zauroczyły się do tego stopnia, że nie dostrzegały ich błędów. Z drugiej strony rozumiałam je aż za dobrze – człowiek zakochany często zachowuje się tak, jakby wraz z miłością otrzymał też dawkę głupoty i ślepoty. Taka natura. Szczególnie wśród młodych ludzi, którzy dopiero wkraczali w dorosłe życie.
– Dobra, my lecimy. – Chłopcy przerwali trwającą nadal ciszę. Łatwo dało się dostrzec, że nie byli zadowoleni z mojej obecności.
– Do zobaczenia później, maleńka. – Tom cmoknął Chloe w czoło, a ja odwróciłam wzrok, kiedy tylko dostrzegłam, że jego usta przemieszczają się niżej.
Ciężko było mi na to patrzeć i wcale nie chodziło mi o ukłucie zazdrości, które też gdzieś w środku zaczynało się we mnie kotłować. Po prostu wiedziałam, że moje przyjaciółki nie wyjdą dobrze na tych związkach. Nie z nimi.
Odszukałam wzrokiem Campiego, który nadal wesoło pluskał się w wodzie. Gdyby mama wiedziała, że pozwalałam mu na tak beztroskie wędrówki bez smyczy, pewnie by mnie zabiła. Była nadopiekuńcza nie tylko w stosunku do mnie.
– Alex, to nie jest tak, że oni cię nie lubią – rozpoczęła Stacy, kiedy tylko chłopcy oddalili się od nas na znaczącą odległość. Mówiła bardzo powoli, jakby uważając na każde słowo. – Po prostu… widzą, że to ty nie przepadasz za ich towarzystwem.
Prychnęłam.
– Dziwisz mi się? – Przez chwilę czekałam na odpowiedź, ale zauważyłam, że obie przyjaciółki wbiły wzrok w ziemię. – Jak mam przepadać za ich towarzystwem po tym, co zobaczyłam na imprezie?
Usłyszałam ciche westchnięcie. Dziewczyny spojrzały na siebie. Zrozumiałam, że porozumiewają się bez słów, bo temat rozmowy błyskawicznie stał się dla nich jeszcze bardziej niezręczny.
– Przecież wiesz, że to nie tak. Znaczy… – zawahała się Chloe. – To prawda, całowali się z tą laską, ale przecież nie byliśmy wtedy tak wiesz… tak oficjalnie w związku.
Słowa ciężko przechodziły jej przez gardło. Zastanawiałam się, czy w głębi duszy też wierzyła w to usprawiedliwienie.
– To nie przedszkole – rozpoczęłam stanowczo. – Do bycia w związku nie potrzeba magicznego pytania: czy chcesz ze mną chodzić? Mnie wystarcza tylko to, że regularnie spotykaliście się już od kilku tygodni. A oni tak po prostu… Obściskiwali się z obcą dziewczyną! I to jednocześnie!
Głośno wypuściłam powietrze przez usta. Wiedziałam, że obie były mocno zaślepione. Nie spodziewałam się jednak, że będą umiały tak łatwo wytłumaczyć zbiorową zdradę.
Zacmokałam w stronę jeziora. Rozejrzałam się po plaży w poszukiwaniu mojej białej, puszystej kulki i od razu poczułam ukłucie w żołądku. Początkowo nigdzie nie dostrzegłam Campiego, jednak po kilkunastu sekundach wybiegł spod krzaków rosnących przy plaży i posłusznie stawił się przy moim boku. Jego kolor w tamtym momencie znacznie odbiegał od białego, jednak ciężar od razu spadł mi z serca.
– Chodź, idziemy do domu. – Zapięłam smycz i poczułam się jak matka, która zabiera niesforne dziecko z placu zabaw.
Wstałam z koca i ruszyłam w stronę domu, ale w ostatnim momencie usłyszałam ciche odchrząkiwanie.
– Alex!
Spojrzałam w stronę przyjaciółek.
– Jeśli nie potrafisz zaakceptować naszych chłopaków, to… – urwała zdanie, zastanawiając się, jak ująć w słowa swoje myśli.
– To co? – warknęłam. Spodziewałam się, co chciały mi przekazać.
Chloe wstała i podeszła do mnie. Widziałam zmieszanie rosnące na jej twarzy. Wyciągnęła dłoń w moją stronę, jakby chciała pogładzić mnie po ramieniu, ale szybko zrezygnowała z tego pomysłu.
– Przecież wiesz, że nie zerwiemy z nimi dlatego, że ich nie lubisz. Są dla nas ważni i nie wyobrażamy sobie bez nich życia.
Gorzki śmiech wydobył się z mojego gardła. Znajome mi już uczucie ściskania żołądka zwiastowało nadchodzące łzy, dlatego czym prędzej chciałam wrócić do domu i zakończyć tę bezsensowną dyskusję.
– W porządku – przytaknęłam. – Zastanówcie się tylko, czy wy jesteście dla nich tak samo ważne, jak oni dla was.
Odwróciłam się i szybkim krokiem oddaliłam się od dziewczyn. Ich słowa wywołały we mnie więcej bólu, niż się spodziewałam. Przyjaźniłyśmy się od samego początku szkoły, byłyśmy sobie najbliższe. A teraz? Dziewczyny bez wahania zdołały posunąć się do emocjonalnego szantażu. Oczywiście nie powiedziały tego wprost, jednak wiedziałam, że przekaz ich słów był tylko jeden: jeśli nie zaakceptuję tych gburów, to koniec naszej przyjaźni.
– Świetnie – burknęłam pod nosem, kopiąc leżący nieopodal kamień.
Nie była to nasza pierwsza kłótnia, ale zdawałam sobie sprawę, że pierwsza dość poważna. Nie wyobrażałam sobie, że kiedykolwiek mogłoby być tak jak dawniej. Nie po tym, jak potraktowały naszą przyjaźń. Bez mrugnięcia okiem były skłonne z niej zrezygnować.
Dotarłam do domu i od razu skierowałam się w stronę patio. Nie miałam ochoty na żadne rozmowy, a wiedziałam, że mama najprawdopodobniej zaatakuje mnie setką pytań.
Usadowiłam się na krześle wygodnie wyłożonym puszystą poduszką i sięgnęłam po telefon. To małe urządzenie kryło w sobie mnóstwo wspomnień i tajemnic. Otworzyłam galerię zdjęć.
Zawierała głównie zdjęcia z przyjaciółkami. Oczywiście tylko w folderach, gdzie nie przeważały zdjęcia mojego psa. Tych posiadałam tysiące. Campi nad morzem, Campi w ogrodzie, Campi z psimi kumplami.
Uśmiechnęłam się pod nosem, spoglądając na zwierzaka. Był jedynym przyjacielem, który nigdy mnie nie zawiódł.
– Cześć, skarbie. – Mama przerwała moje refleksje, siadając naprzeciwko mnie. Przez chwilę przyglądała mi się uważnie. – Co się stało? Płakałaś? – Jej głos momentalnie przybrał troskliwą barwę.
Nie zamierzałam jej oszukiwać, choć wiedziałam, że też ją to zaboli. Uwielbiała moje przyjaciółki. Często traktowała je jak swoje dzieci. Jeździłyśmy razem na wakacje, przychodziły do nas na obiad… Zawsze były tu mile widziane.
– Chodzi o Chloe i Stacy.
– Oho – wyrwało się z jej gardła. Ściągnęła brwi, wyglądała przy tym na bardzo zaaferowaną.
Nie wiedziałam, od czego zacząć. Nie chciałam zagłębiać się w szczegóły, a już na pewno nie chciałam informować jej o dokładnym przebiegu imprezy, na której byłam razem z przyjaciółkami. Mama wiedziała, że byłam tam obecna, ale nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, jakie towarzystwo mnie otaczało.
– My po prostu… Chyba nie będziemy się już przyjaźnić.
Mama pokiwała głową. Nie wiedziałam, co miała na myśli, ale na pewno spodziewałam się po niej innej reakcji.
– Nie chcę mieszać się w wasze sprawy – rozpoczęła – ale już od jakiegoś czasu zauważyłam, że wasze relacje zaczęły się zmieniać. Jeśli tak zdecydowałaś, to w porządku. Jesteś młoda, ale wierzę, że sama najlepiej zadecydujesz o tym, jakimi ludźmi warto się otaczać.
Uśmiechnęłam się, choć w głębi duszy czułam rosnący smutek. Przyjaźń nigdy nie była dla mnie czymś, co można porzucić w zaledwie kilka dni. Z drugiej strony mama miała po części rację. Jeśli tak miała wyglądać moja relacja z przyjaciółkami, to nie miało żadnego sensu.
– Chcesz kakao?
Pokiwałam głową, delikatnie się uśmiechając. Czasem miałam wrażenie, jakby mama sądziła, że kakao było rozwiązaniem na każde zło tego świata.
Nie chciałam wyprowadzać jej z błędu.
CIĄG DALSZY DOSTĘPNY W PEŁNEJ, PŁATNEJ WERSJI