Dziewięć świątecznych piosenek - Ewelina Nawara; Aleksandra Rak; Joanna Wtulich; Justyna Leśniewicz; Maria Zdybska; Patrycja Żurek; Małgorzata Falkowska; Barbara Mikulska; Daria Skiba - ebook

Opis

Pierwsza taka antologia.
Opowiadania zainspirowane piosenkami świątecznymi.

Czy w jednej piosence może kryć się historia, którą można opowiedzieć tysiącami słów?
“Dziewięć świątecznych piosenek” to zbiór opowiadań, które otulą cię niczym ciepły kocyk.
Historie, które mogłoby napisać życie, oprószone odrobiną świątecznej magii.
Która opowieść spodoba ci się najbardziej?
Która świąteczna piosenka stanie się najbliższą twojemu sercu?

Dziewięć utalentowanych polskich autorek.
Dziewięć świątecznych piosenek.
Dziewięć historii, które skradną ci serce.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 375

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,9 (134 oceny)
53
39
24
13
5
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
agunia1981

Nie oderwiesz się od lektury

święta...
00
Empaga

Nie oderwiesz się od lektury

piękne historię świąteczne. cieszę się że przeczytałam. polecam 👍
00
Miroska561

Nie oderwiesz się od lektury

super książka...
00
beata72krk

Nie oderwiesz się od lektury

:)
00

Popularność



Podobne


Ewelina Nawara

Jest taki dzień

Tytuł opowiadania został zainspirowany piosenką

Czerwonych Gitar, „Dzień jeden w roku (Jest takidzień)”

Jest taki dzień

Bardzo ciepły, choć grudniowy

Dzień, zwykły dzień

W którym gasną wszelkie spory

Jest taki dzień

W którym radość wita wszystkich

Dzień, który już

Każdy z nas zna od kołyski

Niebo – Ziemi, Niebu – Ziemia

Wszyscy wszystkim ślą życzenia

Drzewa – ptakom, ptaki – drzewom

Tchnienie wiatru – płatkom śniegu

Jest taki dzień

Tylko jeden raz do roku

Dzień, zwykły dzień

Który liczy się od zmroku

Jest taki dzień

Gdy jesteśmy wszyscy razem

Dzień, piękny dzień

Dziś nam rok go składa w darze

Niebo – Ziemi, Niebu – Ziemia

Wszyscy wszystkim ślą życzenia

A gdy wszyscy usną wreszcie

Noc igliwia zapach niesie

GABRIEL

Jedenmoment.

Ułameksekundy.

Mrugnięcieokiem.

Jednachwila.

Zdążyłem zaledwie wziąć oddech i życie, jakie znałem, dobiegło końca. Gdybym wiedział, jak to się skończy, siedziałbym na dupie w Londynie, zamiast pokonywać ponad tysiąc sześćset kilometrów. Ale nie mogłem trzymać się od niej z daleka. Była moim sercem. Moim oddechem. Moją muzą. Moim szczęściem. Moim wczoraj. Moim teraz. Byłem przekonany, że była też mojąprzyszłością.

Pomimo bólu, jaki przenikał całe moje ciało, spojrzałem na dziewczynę, za którą oddałbym życie. Jej piękna twarz zalana była krwią, oczy zamknięte. Z jękiem podniosłem rękę, by sprawdzić, czy oddycha. Cholera, oddychaj, kochanie. Jej klatka piersiowa unosiła się nieregularnie, dziewczyna charczała, jakby coś utrudniało jej nabieranie powietrza. Spojrzałem niżej i zobaczyłem plastikowe odłamki wbite w jej ciało, szkło rozsypane po całym wnętrzu samochodu… Próbowałem wypiąć pas i sięgnąć do niej, jakoś pomóc. Kręciło mi się w głowie, ale starałem się utrzymać kontrolę nad własnym ciałem, by wydostać dziewczynę z tej metalowejpułapki.

Nie mogłem się ruszyć, ostatkiem sił chwyciłem jej rękę i delikatnie pomasowałem. Na jedną chwilę spojrzała na mnie, jej bliźniaczo podobne do moich oczy otworzyły się i zaraz zamknęły, jakby nie miała siły. Chciałem zawyć. Nie panowałem nad łzami, które ciekły mi po twarzy. Nigdy nie sądziłem, że to skończy się właśnie w tensposób.

Zamykając powieki, pomyślałem tylko o pierścionku, który chciałem jej dać w ten weekend. O słowach, których nie było mi danewypowiedzieć.

Kocham cię. Jesteś moim „zawsze”. Nazawsze.

DZIESIĘĆ LAT PÓŹNIEJ

MILENA

Budowanie nowego życia po drugiej stronie kraju nie mogło być łatwe. Jednak czysty start, start od zera, był pokusą, której nie potrafiłam się oprzeć. Rodzice obrazili się, stosując wobec mnie szorstką miłość, jednak nie miałam zamiaru postępować wbrew sobie. Złota klatka. Tym było mieszkanie z nimi pod jednym dachem. Wiedziałam, że mnie kochali, jak mogliby nie. Jednak biorąc pod uwagę moją przeszłość, ich strach, który było widać na każdym kroku, musiałam wyjechać. Zacząć żyć własnym życiem, stawić czoła dorosłości. Kilka wizyt w mieście, które miało się stać moim nowym domem, zaowocowało wynajmem mieszkania. Nie było duże, ale przypadło mi do gustu. Po raz pierwszy miałam zamieszkać sama i choć byłam podekscytowana wizją wolności, bałam się, jak sobie poradzę. Moje rzeczy miały dojechać jutro, bezpiecznie zapakowane w kartony, a ja do nowego gniazdka dostanę się pociągiem. Samo wyjście z domu dużo mnie kosztowało, nie mogłam nie zauważyć smutnej miny taty czy zrozpaczonej mamy, ale nie mogłam się teraz wycofać. Nie chciałam. Na dworzec dotarłam w ostatniej chwili, cieszyłam się, że poza niewielką torbą nie miałam żadnego bagażu. Odnalazłam zarezerwowane miejsce i aż mnie zatkało. Naprzeciwko siedział facet, który mógłby uchodzić za spełnienie wszystkich moich mokrych snów. Ciemne włosy, które uciekły spod kaptura naciągniętego na głowę. Delikatny zarost, po którym chciałam przejechać palcami. Gdy usiadłam na swoim fotelu, miałam wrażenie, że mógł usłyszeć, jak głośno bije mi serce. Musiał wyczuć, że się w niego wpatruję, i podniósł spojrzenie z telefonu na mnie. Jasna cholera. Do tego ma brązoweoczy!

– Widzisz coś, co ci się podoba, słonko? – odezwał się i musiałam przyznać, że nawet głos miałseksowny.

– Zastanawiam się, gdzie kupiłeś bluzę, uwielbiam takie z szerokimi kapturami – strzeliłam pierwszą rzecz, która przyszła mi do głowy. Za nic nie mogłam przyznać, że wpatrywałam się w niego i to on mi się spodobał, a nie jegobluza.

– Jeśli będziesz miłą towarzyszką podróży, to nawet ci taką kupię iwyślę.

– A czemu sądzisz, że podam swój adres nieznajomemu? – odpowiedziałam zaczepnie na jego pytanie, choć wiedziałam, że gdyby chciał, prosto z dworca zabrałabym go do swojegomieszkania.

– No widzisz, słonko, mamy jakieś pięć godzin, żeby to zmienić. Gabriel. – Wyciągnął do mnie rękę, uśmiechając sięzadziornie.

– Milena. Mam nadzieję, że nie sprawisz, że w połowie drogi będę miała ochotę wyskoczyć przezokno.

Nie wiedziałam, jak to możliwe, że tak swobodnie przy nim żartowałam. Z reguły obcy sprawiali, że byłam wycofana, dopiero przy znajomych potrafiłam się rozluźnić na tyle, by być po prostusobą.

– Dopiero w połowie? – Puścił mi oczko. – Co cię sprowadza nad nasze piękne, polskiemorze?

– Noweżycie.

Gabriel nie odpowiedział, ale spojrzał na mnie tak, jakby chciał cośdodać.

– A ty? Co cię niesie na północ? – przerwałam ciszę, która była zbytintensywna.

– Wracam do domu. – Uśmiechnął się. – W Krakowie odwiedzałem babcię. Uwielbia, gdy jej ukochany wnuczuś przyjeżdża, brzdąka na gitarze, a ona może go dokarmiać domowymispecjałami.

Uśmiechnęłam się, bo wyglądało na to, że był mocno związany z babcią. Mnie zawsze tego brakowało, byłam ja i rodzice, żadnej bliższejrodziny.

– Oooooo, chłopak zgitarą?

– Lubisz chłopaków z gitarą, Mileno?

Drażnił się ze mną. Może nawet flirtował, co było dla mnie nie dopomyślenia.

– Zależy, czy potrafią zagrać wybraną przeze mniepiosenkę.

– Gwarantuję, potrafię zagrać każdą wybraną przez ciebiepiosenkę.

– Jesteśmy pewni siebie, co?

– Wolałbyś, żebym udawał zakompleksionego chłopaczka? – Czekał na moją reakcję, ale się jej niedoczekał.

– Szkoda, że nie możesz się pochwalić umiejętnościami. – Dopiero, gdy słowa opuściły usta, zrozumiałam, jak dwuznacznie tozabrzmiało.

– Pozostali pasażerowie raczej by się mogliskarżyć.

Nie wiedziałam, co mu odpowiedzieć, nie należałam do kobiet, które rzucały powiedzonkami z podtekstem. Jednak chciałam na nim zrobić wrażenie… Jakaś część mnie pragnęła, by nieznajoma z pociągu na dłużej zapadła w jegopamięci.

GABRIEL

Naprzeciwko mnie siedziała kobieta, obok której nie potrafiłem przejść obojętnie. Drażniłem ją, prowokowałem i z radością obserwowałem rumieniec, który wypływał jej na szyję. Byłem pewien, że nie chciała rzucić takim tekstem, wiedziałem, że chodziło jej o grę na gitarze, ale nie mogłem powstrzymać się od dwuznacznego komentarza. Jednak gdy nie odpowiedziała, tylko wbiła wzrok w dłonie złączone na kolanach, poczułem się jakdupek.

– A tak z ciekawości, jaką piosenkę byśwybrała?

– Jedyną właściwą! „Iris”! – Podekscytowałasię.

– O, mamy fankę Goo Goo Dolls. Zapewniam cię, potrafię zagrać „Iris”, może nawet trochę pośpiewać. No dobra, prędzej pofałszować, ale zagram bez żadnego błędu! – Uśmiechnąłem się doniej.

Pamiętałem dziewczynę, która kochała „Iris”. Moja sąsiadka, najlepsza przyjaciółka z dzieciństwa, pierwsza miłość. Nie idź tą drogą – powtarzałem sobie, gdy myśli niebezpiecznie kierowały się w stronę tematu, który powodował jedynieból.

– Niestety, nie mogę tego zweryfikować – odpowiedziała cicho, lekko zachrypniętymgłosem.

– No i tutaj się mylisz. Być może będziemy mieszkać w jednym mieście, wystarczy, że się ze mną umówisz i będziesz mogła sprawdzić mojeumiejętności.

– A co, jeśli jesteś seryjnym mordercą szukającym ofiar wpociągu?

– Myślę, że dopóki nie zaryzykujesz, to się nie dowiesz. Co ty na to? Spotkanie jutro? Uciebie?

– U mnie? – odpowiedziałazaskoczona.

– Podejrzewam, że do mnie raczej nie będziesz chciałaprzyjść.

– Jutro mają przyjechać moje rzeczy z Krakowa, więcodpada.

– Wręcz przeciwnie. Pomogę ci z kartonami, zamówisz mi w podziękowaniu jedzenie, a ja udowodnię ci, że jestem królem „Iris”.

Widziałem, że biła się z myślami, ale ostatecznie skinęłagłową.

– Daj telefon, wpiszę ci mój numer, prześlesz miadres.

– Ktoś tu się mocno rządzi! – Zaśmiała się, czym mniezaskoczyła.

Po wpisaniu numeru, wymuszeniu, by od razu wysłała mi adres (w końcu musiałem mieć jej numer), reszta podróży upłynęła nam na rozmowie o muzyce, filmach, serialach. Pod przyjemną dla oka powierzchownością kryła się naprawdę fajna kobieta, z którą miło sięrozmawiało.

Gdy pociąg dotarł na stację końcową, złapałem gitarę i torbę. Przepuściłem Milenę w drzwiach na korytarz, ale potem pomogłem jej na schodach wiodących na peron. Nie bardzo wiedziałem, jak się pożegnać, podanie ręki wydało mi się zbyt bezosobowe, pocałunek odpadał, bo uciekłaby, gdzie pieprz rośnie. Uścisk wydał mi się najbezpieczniejszą opcją. Delikatnie przyciągnąłem ją do siebie, cmoknąłem w czoło i zapytałem, czy chce podjechać ze mnątaksówką.

– Nie, mój środek transportu już na mnie czeka – odpowiedziała.

– W takim razie do zobaczeniajutro.

Odszedłem, ale po kilku krokach odwróciłem się, by jeszcze raz na nią spojrzeć. Stała w tym samym miejscu i wpatrywała się wemnie.

– Jedź do domu, Milena, twoje nowe życie zaczyna się właśnie teraz! – krzyknąłem głośniej niż zamierzałem, czym przyciągnąłem uwagę ludziwokół.

Odszedłem, nie mogąc doczekać się jutrzejszego spotkania. Miałem przeczucie, że to była moja jedyna szansa, by zaimponować tej dziewczynie i namówić ją na prawdziwą randkę. Bo tego, że nie miałem zamiaru pozwolić jej odejść, byłem pewien. Od kobiet, z którymi możesz rozmawiać o wszystkim, przy których możesz być po prostu sobą, się nie odchodzi. Z takimi kobietami się żeni, zakłada rodziny i dba się o nie każdegodnia.

MILENA

Co się tam wydarzyło? Pocierałam nerwowo policzki, siedząc w autobusie i roztrząsając ostatnich kilka godzin. Wciąż nie mogłam uwierzyć, że zgodziłam się na wizytę Gabriela w moim mieszkaniu, ale jego oferta była więcej niż mile widziana. W Krakowie miałam znajomych, którzy pomogliby mi w przeprowadzce, pewnie przynieśliby wino i piwo, by przyjemniej mijał czas. Tutaj byłam zdana na siebie. Jednak myśl, że ja i Gabriel spędzimy czas sam na sam w mieszkaniu, sprawiała, że moje myśli biegły w niebezpiecznych kierunkach, a mózg podsyłał obrazy scen, które mogłyby się wydarzyć sypialni. Otrząsnęłam się z pikantnych myśli i skupiłam na mijanych przystankach, by nie przegapić właściwego. Z telefonem w ręce, z mapą z wyznaczoną trasą do mieszkania czułam siępewniej.

Weszłam do miejsca, które było teraz moim nowym domem, rozejrzałam się po pustych pomieszczeniach i skierowałam się do sypialni, w której stało łóżko z materacem. Zero pościeli, poduszek… Dobrze, że miałam koc, nie pomyślałam wcześniej o czymś tak zwyczajnym jak pościel. Padłam na łóżko, nie przejmując się prysznicem czy zmianą ubrania. Zasypiałam, mając przed oczami obraz Gabriela, jego wwiercający się we mniewzrok.

***

Obudził mnie irytujący dźwięk dzwoniącegotelefonu.

– Jaką kawępijesz?

– Cooo? – wydukałam, bo połączenie mózgu z ustami jeszcze nie zostałonawiązane.

– Podejrzewam, że w mieszkaniu nie masz ani grama kawy, więc będę tak wspaniałym kumplem, że ci ją dostarczę. Tylko nie mam pojęcia, jakąpijesz.

– Czarną z cukrem poproszę – odpowiedziałam Gabrielowi, w końcu zyskując jasnośćmyśli.

– Dozobaczenia.

Cholera, cholera, cholera! Zerwałam się z łóżka, złapałam z torby pierwsze lepsze ciuchy oraz kosmetyczkę i popędziłam pod prysznic. Błyskawicznie się ogarnęłam, mama byłaby dumna, a z łazienki wyszłam akurat w momencie, gdy Gabriel zastukał dodrzwi.

– Jak pominąłeśdomofon?

– Masz przesympatyczną sąsiadkę, jak tylko zobaczyła, że niosę mojej dziewczynie śniadanie, przytrzymała drzwi i życzyła miłego dnia. – Gabriel przywitał mnie cmoknięciem wpoliczek.

– Zdajesz sobie sprawę z tego, że nie jestem twojądziewczyną?

– Jeszcze nie jesteś! – Uśmiechnął się łobuzersko, a moje głupie sercefiknęło.

– Bardzo pewny siebie jesteś, Gabrielu.

Rozglądał się po moim niewielkim mieszkanku, w którym poza szafkami w kuchni i łóżkiem w sypialni nie było mebli, westchnął i podał mi kubek z kawą. Dopiero teraz zauważyłam, że miał ze sobą gitarę i brązową torebkę ze znanej sieci fast foodów. Usiadł na podłodze i poklepał miejsce oboksiebie.

– To o której przyjeżdżająmeble?

– Za jakąś godzinę powinny być – odpowiedziałam, zerkając na zegarek zdobiący nadgarstekGabriela.

– No to jedzmy, zdążę zaprezentować ci moje umiejętności. – Mrugnął i zabrał się dopałaszowania.

Nie wiedziałam, czemu z nim wszystko wydawało się takie łatwe. Nie ukrywał zainteresowania mną, flirtował, a ja cieszyłam się, że skupiam na sobie jego uwagę. Bo Gabriel to nie tylko świetnie wyglądający facet – choć miło było na niego popatrzeć i zastanawiałam się, jak wygląda bez koszulki, to przyciągało mnie do niego coś innego. Humor, błyskotliwość czy umiejętność zwykłej rozmowy, którą zaprezentował mi wczoraj. Miałam wrażenie, że znamy się o wiele dłużej niż jedendzień.

– Dobra, moja piękna, zażyczyłaś sobie „Iris”, więc specjalnie dla ciebie… – Gdy zjedliśmy, od razu złapał zagitarę.

Gabriel bez gitary był seksowny, ale ten grający moją ukochaną piosenkę… To powinno być zabronione. Wybrzmiewały kolejne akordy i kiedy myślałam, że nic tego nie przebije, zaczął cichutko śpiewać tekst piosenki. Nie miał racji, nie fałszował, a choć jego głos nie brzmiał tak fantastycznie jak wokal Johnnego Rzeznika, mnie to kompletnie nie przeszkadzało. Zapamiętać: chłopak, a raczej mężczyzna z gitarą jest niebezpieczny dla mojegoserca.

GABRIEL

Grałem „Iris”, przypominając sobie chwile, gdy zaczynałem dopiero swoją przygodę z gitarą. Moja przyjaciółka wymusiła na mnie, bym nauczył się tego utworu, na nic były tłumaczenia rodziców, że powinienem zacząć od czegoś prostego, najlepiej jakiś kawałek dla dzieci. Nie było dla mnie ratunku. Od dnia, w którym usłyszała piosenkę, do której jej rodzice tańczyli, pokochała ją całym sercem. I tym swoim lekko despotycznym charakterem zmusiła mnie, bym ja również ją pokochał. Nie wiedziałem, kiedy zacząłem śpiewać, nie patrzyłem na Milenę, byłem ja, moja gitara i duchy przeszłości, które nie chciały mnie opuścić. A może to ja nie pozwalałem imodejść?

Gdy skończyłem, Milenapoprosiła:

– Zagrasz jeszczeraz?

– Czyżby aż tak ci się spodobało? – drażniłemsię.

– Wydawało mi się, że coś pomyliłeś, dlatego potrzebuję powtórki, by podjąć decyzję. – Uśmiechnęła się szeroko, a mnie szybciej zabiło serce i krew odpłynęła w dolne partieciała.

Oboje wiedzieliśmy, że nie było mowy o żadnej wpadce. Tym razem grałem i patrzyłem na Milenę, na jej przymknięte powieki, delikatnie kołyszące się ciało, cicho szeptany tekst piosenki. Ta kobieta była seksowna, w taki subtelny sposób, który podsuwał pytania o to, jak wygląda nago, rozpalał wyobraźnię. Gdy przestałem grać, Milena otworzyła oczy, uśmiechnęła się lekko ipowiedziała:

– Z przykrością muszę to przyznać – zrobiła pauzę, wpatrując się we mnie – jesteś tak dobry, jak mówiłeś. Dziękuję.

Chciałem coś odpowiedzieć, jednak zabrzmiał sygnałdomofonu.

– Pora zabrać się do roboty! – powiedziałem odrobinę zbytradośnie.

Nie przewidziałem, że Milena przytarga meble z Krakowa, na szczęście nie musieliśmy ich wnosić sami i po kilkunastu rundach wszystko znalazło się w mieszkaniu. Milena upierała się, by pomagać przynajmniej przy lżejszych kartonach, więc jak prawdziwy dżentelmen przepuszczałem ją na schodach, mając przy tym idealny widok na jej ciało. Nawet jeśli czuła na sobie moje spojrzenie, nic nie powiedziała. Przechodząc obok niej starałem się ją dotknąć, delikatne muśnięcie ramienia, biodra, wsunięcie niesfornych kosmyków za ucho. Podobało mi się spędzanie czasu obok niej, nawet jeśli musiałem się przy tym trochę wysilić. Gdy większe rzeczy i meble były na swoim miejscu, postanowiłem spróbowaćszczęścia.

– Umów się ze mną. Na randkę. – Oparłem dłonie na jej biodrach i patrzyłem prosto w oczy. Nie mogłem pozwolić, by mi uciekła, chciałemodpowiedzi.

– Dobra. – Totalnie zbiła mnie ztropu.

– Zgadzaszsię?

– Jesteś całkiem znośny, więc tak, chętnie pójdę z tobą narandkę.

Ucieszył mnie taki obrót sprawy, delikatnie pocałowałem jej rozchylone usta. Nie musiałem długo czekać na jej odpowiedź, wplotła palce w moje włosy, zmuszając mnie do pogłębieniapocałunku.

– Nie taki był mój zamiar – powiedziałem, gdy oderwaliśmy się odsiebie.

– A może mój był? – odparła zadziornie, a ja zyskałem pewność, że z tą dziewczyną nie będę sięnudził.

– Lepiej wyjdę, nim wylądujemy w twojej sypialni. – Cmoknąłem ją w usta, zabrałem gitarę i czym prędzej ruszyłem do domu. Jak najszybciej pod zimnyprysznic.

MILENA

Jedna randka zmieniła się w drugą, ta w kolejną. Gabriel był idealnym chłopakiem, troskliwym, czułym, ale i potrafiącym żartować i droczyć się ze mną. Październik zmienił się w listopad, a ten powoli przeszedł w grudzień. Tęskniłam za rodzicami, brakowało mi znajomych, jednak Gabriel dbał o to, żebym się nie nudziła. Zabierał mnie na kolację i do kina, przedstawiał swoim przyjaciołom, wysłuchiwał moich narzekań na nową pracę. Jednak najbardziej lubiłam te leniwe poranki, gdy po wspólnej nocy budziłam się u jego boku. Gabriel był szczodrym partnerem, dbał o moją przyjemność i stawiał mój komfort na pierwszym miejscu. Nie pytał o blizny znaczące mój brzuch i piersi. Niektóre z nich były płytkie i jasne, inne już na zawsze miały mi przypominać o tym, co przeszłam. Czułam się akceptowana, adorowana iszczęśliwa.

– Tak, mamo, jestem cała i zdrowa, dobrze się odżywiam i codziennie myję zęby po kolacji. – Po raz kolejny zapewniałam mamę, że u mnie wszystko wporządku.

– Widzę, że humor ci się nie zmienił. Pamiętaj, że zawsze możesz na nas liczyć. Nawet jak na początku trochę nas zabolała twojadecyzja.

– Wiem, mamo. Też was kocham. – Zakończyłampołączenie.

Czekałam w mieszkaniu Gabriela, aż on sam dotrze z zakupami. Musieliśmy w końcu zabrać się za pakowanie prezentów dla naszych najbliższych. Uznaliśmy za dowcipne obsypanie wszystkiego odpowiednią ilością brokatu. Najwidoczniej obie nasze mamy wiecznie narzekały na to małecholerstwo.

Choć rodzice Gabriela mieszkali w tym samym mieście co my, jeszcze nie udało mi się ich spotkać. Gdybym nie słyszała rozmów, w których Gabriel o mnie opowiadał, bałabym się, że próbuje mnie przed nimiukryć.

– Cześć, piękna, wybacz spóźnienie. – Przywitał się szybkim całusem. – Przywiozłem twoją ulubioną pizzę, bo pomyślałem, że odpuścimy sobie gotowanie. Co ty nato?

– Rozpieszczaszmnie.

– Bo na to zasługujesz – odparł zupełnieszczerze.

Zjedliśmy i wróciliśmy do naszej zabawy. Gdy prezent znalazł się bezpiecznie w pudełku, obsypywaliśmy je brokatem i dopiero zawijaliśmy w papier. Śmialiśmy się przy tym jak małe dzieci, robiąc nieziemski bałagan. Choinka pięknie pachniała, światełka rzucały przyjemne, ciepłe światło, czuć było zbliżające się święta. Gdy wszystko zapakowaliśmy, na podłodze było więcej kolorowych drobinek niż wpaczkach.

– Teraz pozostaje znaleźć prezent dla twojej babci – powiedziałam, opierając się osofę.

– Teraz to trzeba posprzątać ten bałagan. – Zaśmiał się. – Które z nas wpadło na pomysł z tymcholerstwem?

– Biedny Gabriel, rozsypany brokat w jego czyściutkim mieszkaniu – droczyłam się, siadając mu na kolanach i lekko popychając, by położył się na podłodze. – Zaraz ci towynagrodzę.

Tak też zrobiłam, zaczęłam od delikatnych pocałunków, drażniąc go, doskonale wiedząc, że minie zaledwie chwila, nim przejmie kontrolę. Czule pieściliśmy swoje ciała, zrzucając ubrania i bieliznę, kochając się, wbijając brokat w skórę iwłosy.

– Wiesz, że mam łóżko? – zapytał z uśmiechem naustach.

– Narzekasz?

– Absolutnie nie, ale ta podłoga jest twarda, łóżko jest mięciutkie i zaledwie kilka krokówstąd.

– Jeśli chcesz iść do łóżka, musimy posprzątać i zmyć z siebie tenbrokat.

Dokładnie tak zrobiliśmy. Tak wygląda szczęście – pomyślałam, zasypiając wtulona w ciepłe ciałoGabriela.

GABRIEL

Kuuuurwaaaaaa.

Tyle zdążyłem pomyśleć, gdy jakiś pajac na rowerze wyjechał mi przed przednie koło. Nie jechałem szybko, jednak wiedziałem, że nie mam szans, żeby bezpiecznie się zatrzymać. Byłem tak blisko, wystarczyło zaledwie wjechać na parking, zaparkować motor i wziąć ją wramiona.

Jednak los przygotował dla mnie inny plan. Chwila nieopisanego szczęścia, miłość, o jakiej pisało się piosenki. A później tylko ból, cierpienie i brutalnykoniec.

Skręciłem, betonowy słupek lub próba opanowania maszyny pomiędzy moimi nogami. Musiałem zaryzykować, musiałemzawalczyć.

Sekunda. Już drugi raz mogłem przekonać się, ile obrazów może przelecieć przez oczami w ciągu tak krótkiejchwili.

Wiedziałem, że nie opanuję motoru, wypadek byłnieunikniony.

Baran na rowerze przejechał bezpiecznie, ja nie miałem tyle szczęścia. Nie wiedziałem, co się stało. Uderzenie i dziwna lekkość. Puściłem kierownicę, poczułem pustkę, gdy rozdzieliłem się z moją dziecinką. Brutalny upadek, który odebrał mioddech.

Kto by przypuszczał, że tylu ludzi zbiegnie się, by mi pomóc. Ktoś dzwonił na pogotowie, ktoś inny zdjął mi kask. Błąd, kurwa. Zacisnąłem szczękę tak mocno, że aż dziw, że nie połamałem zębów. Albo i złamałem, ale adrenalina krążyła mi w żyłach i skutecznie znieczulała. Obróciłem głowę w bok, by powiedzieć temu komuś, że powinien zostawić mój kask tam gdzie był. Jednak tuż za kobietą, która przybiegła mi na ratunek, dostrzegłem dziewczynę bladą jak trup. Zalaną łzami, ale ciągle piękną jak diabli. Moja Lena. Przywołałem uśmiech, chciałem dodać jej otuchy. Nagle zrobiło mi się zimno, fala bólu, która mnie pochłonęła, nie równała się z niczym innym. Chciałem jeszcze raz na nią spojrzeć, jednak nie byłem wstanie.

– Nieoddycha!

MILENA

Nie mogłam doczekać się spotkania, jak głupia nastolatka przyjechałam wcześniej i czekałam na parkingu przed wejściem do galerii. Nie miałam pojęcia, co kazało mi spojrzeć w tamtą stronę, jednak od razu zobaczyłam niebieską Yamahę, na której jechał Gabriel. Zauważyłam rowerzystę, który wyskoczył przed motocykl, nawet się nie rozglądając. Poczułam się, jakbym wyszła z ciała i unosiła się gdzieś ponad. Widziałam motor, który uderzył w niski, betonowy słupek przy parkingu. Widziałam Gabriela, który leciał niczym szmaciana lalka w powietrzu, tylko po to, by zaraz uderzyć o asfalt. Biegłam. Musiałam się do niego dostać. Wokół zaczęli się gromadzić ludzie, widziałam, że ktoś wyciągnął telefon i zaczął dzwonić. Ktoś inny nagrywał wszystko na komórkę. Jakaś kobieta pochylała się nad Gabrielem. Zatrzymałam się. Bałam się zrobić kolejny krok. Co, jeśli jego już nie ma? Stałam tak blisko, że mogłam dostrzec małe znaczki na kurtce mojego ukochanego. Ta sama kobieta ściągnęła kask Gabriela i ujrzałam jego twarz. Gdy spojrzał na mnie czekoladowymi oczami, wspomnienia uderzyły we mnie i tylko cudem nie upadłam na kolana. Z nieba zaczął padać drobniutki śnieg, wyglądał jak brokat, który zaledwie dwa dni temu wrzucaliśmy doprezentów.

– Nieoddycha!

Dobiegł mnie zrozpaczony krzyk kobiety, która próbowała pomóc Gabrielowi. Starłam łzy, ukryłam wspomnienia głęboko, bo tylko tak byłam w stanie zrobić krok. A potem kolejny. Upadłam na kolana obok Gabriela, odepchnęłam histerycznie płaczącą kobietę, i zaczęłam uciskać jego klatkępiersiową.

Trzydzieści uciśnięć. Dwawdechy.

Trzydzieści uciśnięć. Dwawdechy.

Trzydzieści uciśnięć. Dwawdechy.

Powtarzałam cicho pod nosem jak mantrę, a w myślach zaklinałam wszystkich bogów, duchy i los. Wszystkich, którzy słuchali modlitw. Nie zabierajcie migo.

Ratownicy pojawili się jakby znikąd, nie słyszałam sygnału karetki, całkowicie skupiona na Gabrielu. Odsunęłam się, przyglądając się, jak zabezpieczają jego szyję, rozcinają kurtkę. Może powinnam ją zdjąć? Co jeśli przez to nie udało mi się mupomóc?

– Mamy go. Zbieramy się – krzyknął jeden zratowników.

– Gdzie go zabieracie? – Udało mi się zapytać. – Jestem jegodziewczyną.

– Do miejskiego – odkrzyknął ratownik. Moje serce odjechało nanoszach.

Wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam domamy.

– Mamo… – rozpłakałam się – dacie radęprzyjechać?

Nie byłam pewna, czy mama zrozumiała coś z mojej chaotycznej wypowiedzi, ale obiecała, że natychmiast wsiądą z tatą do samochodu. Czułam się okropnie, ściągając ich na drugi kraniec Polski na dwa dni przed świętami, ale nie chciałam zostać sama. Potrzebowałam mojej mamy, która mnie przytuli i powie, że wszystko będziedobrze.

Podniosłam się z kolan, chwyciłam kask samotnie porzucony na betonie. Pokonałam wewnętrzny strach, wsiadłam do taksówki i powiedziałam, gdzie chcę jechać. Zastanawiałam się, czy nie powinnam zostać, złożyć zeznania, zadbać o motor… Jednak musiałam być blisko Gabriela, musiałam się upewnić, że z nim wszystko wporządku.

Przymknęłam oczy i oparłam głowę o szybę. Pod powiekami widziałam jego uśmiech i oczy, które tak kochałam. Prawie czułam pod palcami szorstki zarost, który niejednokrotnie gładziłam podczas naszych spotkań. Nie mogłam gostracić.

– Niech panienka nie płacze, wszystko będzie dobrze – odezwał siętaksówkarz.

– Chciałabym, żeby tak było – odpowiedziałamcicho.

– Za pasem święta, czas cudów. Proszęwierzyć.

Samochód zatrzymał się pod szpitalem, kierowca nie chciał przyjąć zapłaty. Nim wysiadłam, zauważyłam obrazek przylusterku.

– Co to zaobrazek?

– Archanioł Gabriel, wojownik boży – odpowiedziałkierowca.

Ze wszystkich sił chciałam wierzyć, że to znak. Mój Gabriel jest wojownikiem. Ruszyłam do szpitala, mając nadzieję, że dowiem się czegoś o mężczyźnie, którego kochałam dłużej, niż zdawałam sobie z tegosprawę.

***

– Przykro mi, ale nie mogę nic panipowiedzieć.

– Niech mi pani chociaż powie, że on żyje. – Płakałam, patrząc napielęgniarkę.

Widziałam w jej oczach żal, podejrzewałam, że często była świadkiem takichsytuacji.

– Dzień dobry, przywieźli tu mojego syna. Gabriel Connor. – Usłyszałam męskigłos.

Odwróciłam się i ujrzałam starszą wersję Gabriela. Jego rękę ściskała drobna kobieta, która nie podnosiła głowy. Odsunęłam się na bok, nie chciałam teraz wkraczać w ich życie. Rozumiałam, że zdrowie ich syna jest dla nich najważniejszą rzeczą pod słońcem. Ja w tej chwili stanowiłam nieistotny dodatek do jego egzystencji. Pielęgniarka poprowadziła ich długim korytarzem, ja zostałam na miejscu. Znalazłam sobie krzesło i czekałam na rodziców. Sama nie potrafiłam stawić czoła temu, co mogło sięwydarzyć.

Błądziłam myślami wokół chwil, które spędziłam z Gabrielem. Pierwsze spojrzenie, uśmiech. Delikatny dotyk jego palców na moim policzku, gdy odsuwał niesforne włosy z twarzy. Choć siedziałam w kurtce, czułam przenikający mnie aż do szpiku kości chłód. Podciągnęłam nogi pod brodę, nie dbając o to, że było to niegrzeczne. Potrzebowałam, żeby mnie ktoś przytulił. A skoro siedziałam tutaj sama, nie wiedząc, co z Gabrielem, objęłam rękami nogi i ze wszystkich sił starałam się myślećpozytywnie.

– Córeczko? Milena?

Musiałam zasnąć, bo niemożliwe, by mama tak szybko przyjechała z Krakowa. Gdy spojrzałam na jej zmartwioną twarz, rozkleiłam się. Mama tuliła mnie do siebie, jak wtedy, gdy byłam małą dziewczynką. Szeptała pocieszającesłowa.

– Powiesz teraz, co się stało? – zapytała, gdy już się trochęuspokoiłam.

– Mój Ga… Mój chłopak miał wypadek. Przywieźli go tu, ale nic nie chcą mipowiedzieć…

Postanowiłam nie wspominać o wydarzeniach, które sobieprzypomniałam.

– Wypadek? – Mama zbladła, ale próbowała nie dać po sobie znać, jak to słowo na niąwpłynęło.

– Jechał na motorze, rowerzysta wyskoczył mu przed koła, ominął go… Próbowałam mu pomóc, a teraz nawet nie wiem… – Głos mi się załamał i poczułam kolejnełzy.

– Słonko, podejdź do pielęgniarki, niech poprosi jego bliskich. Wtedy ich zapytasz, co z twoim chłopcem.

Nie pomyślałam o tym. Zdjęłam kurtkę i podałam ją mamie, tata uścisnął mnie pokrzepiająco. Podeszłam dopielęgniarki.

– Przepraszam. Wiem, że nie może mi pani powiedzieć, co z moim chłopakiem, ale czy mogłaby poprosić pani jego rodziców, by dali miznać?

– Oczywiście, jakienazwisko?

– Gabriel Connor – powiedziałamcicho.

Pokiwała głową i ruszyła korytarzem do drzwi, za którymi wcześniej zniknęli rodziceGabriela.

Dreptałam nerwowo w kółko, nie chciałam wrócić do rodziców, nie chciałam widzieć ich zaniepokojonych spojrzeń. Z całą pewnością nie chciałam też powiedzieć im nic o moim chłopaku, wiedzieli, że spotykamy się odpaździernika.

– Przepraszam, chciała pani wiedzieć, co z naszym synem? – Za plecami odezwał sięgłos.

– Tak, co z nim?– zapytałam, odwracającsię.

– Lenka? – zapytała z niedowierzaniemAnna.

– Tak, pani Anno, to ja. Co zGabrielem?

– Ale jak? Gabriel nie mówił… – mruczała podnosem.

– Gabriel jest na pooperacyjnej, jeszcze nie wybudził się z narkozy. Lekarze są optymistycznie nastawieni – dodał Tom, a ja wyczuwałam niechęć w jegogłosie.

– Milena? Co tu robią rodzice Gabriela? – zapytałamama.

– Właśnie próbuję dowiedzieć się, co z Gabrielem – odpowiedziałam prosto zmostu.

Widziałam, że mama chce zarzucić mnie pytaniami, więc postanowiłam jązbyć.

– Nie teraz, mamo. Mogę go zobaczyć? – zwróciłam się doAnny.

– Tylko rodzina… – zaczął Tom, ale Anna szybkopowiedziała:

– Chodź, zaprowadzę cię do niego. Kochanie, dopisz Lenę jako osobę uprawnioną do uzyskiwania informacji o naszymsynu.

Chwyciła mnie pod ramię i poprowadziła korytarzem. Minęłyśmy jedne drzwi, później drugie, po czym zatrzymałyśmy się przed oszkloną salą. Na łóżku, w otoczeniu kabelków i rurek leżałGabriel.

Anna podała mi fartuch ochronny, założyłam go i skierowałam się w stronę Gabriela. Usiadłam na plastikowym krześle ustawionym tuż obok łóżka. Delikatnie chwyciłam go za rękę i próbowałam powstrzymać szloch, który chciał wydostać się z moich ust. Nie możesz płakać, nie przy nim – ganiłam się w myślach. Pamiętałam, że gdy lata temu leżałam na podobnym łóżku, słyszałam to, co mówiła do mnie mama. Słyszałam płacz taty, który przez lata prześladował mnie w snach. Ten dźwięk i ból, z którym budziłam się w środku nocy, powstrzymywały mnie przed korzystaniem z samochodu. Postanowiłam nie dokładać Gabrielowi koszmarów, chciałam, by wiedział, że jestem obok i czekam, aż otworzyoczy…

– Cześć, kochanie, nastraszyłeś mnie. Mam ochotę na ciebie nawrzeszczeć, trzeba było przejechać tego dupka, a nie ryzykować. – Nie mogłam powstrzymać złości na rowerzystę. – Otwórz oczy, Gabrielu, obudź się, bo mamy sporo doobgadania…

Delikatnie przejechałam palcami po jego twarzy, głaszcząc go po policzku. Cieszyłam się, że nie jest zaintubowany, była to dobra prognoza. Patrzyłam na niego, na mężczyznę, który poderwał mnie w pociągu. Widziałam też chłopaka z sąsiedztwa, który namawiał mnie na wchodzenie na drzewa. Położyłam głowę na łóżku, tuż obok jego ręki, ciągle ją głaszcząc. Byłam tak zmęczona, emocjonalnie wyczerpana. Nie miałam nawet chwili, by przetrawić to wszystko. Zamknę oczy tylko nachwilę.

GABRIEL

Niech mnie diabli, jeśli ktokolwiek przyzwyczaił się do tego uczucia – pomyślałem, gdy uchyliłem oczy i oślepiło mnie światło, powodując tępy ból głowy. Delikatnie sprawdzałem, czy mogę się ruszać. Palce u stóp, nogi, ręce… a w zasadzie jedna ręka, bo druga była unieruchomiona. Wszystko zdawało się działać. Popatrzyłem na dziewczynę śpiącą na maleńkim szpitalnym krzesełku. Trzymała mnie za rękę, a ja miałem ochotę krzyknąć ze szczęścia. Bo miałem farta, że mogłem teraz na nią patrzeć, czuć dotyk jej dłoni. Podniosłem rękę i delikatnie pogłaskałem ją popoliczku.

– Gabriel? – Otworzyła oczy i zaczęłapłakać.

– Cześć maleńka, jak się czujesz? – zapytałem, a mój głos byłzachrypnięty.

– To chyba ja powinnam zapytać ciebie, jak sięczujesz?

– Dobry towar mi dają – podniosłem rękę – i czuję się świetnie. Aty?

– To nie ja miałam wypadek na motorze! – Wyglądała na wkurzoną. – Coś ty sobie myślał? Trzeba było przejechać idiotę, który nie zadał sobie trudu, by spojrzeć, czy nic nie jedzie, a nie ryzykować swoim zdrowiem iżyciem.

– Ciii! – Pogłaskałem ją po policzku, ale się odsunęła. – Milena, gdybym w niego uderzył, mogłoby skończyć się jeszcze gorzej. A, jak widzisz, nic mi nie jest – dodałem pewnymtonem.

– Pozwól, że o tym zadecyduje lekarz. Dam im znać, że się obudziłeś. – Wstała z krzesła i chciała wyjść zsali.

– Kochanie… A buziaka na pocieszenie dostanę? – zażartowałem, ale musiałem zobaczyć jej uśmiech chociaż na chwilę, nim wpadnie tulekarz.

Milena uśmiechnęła się delikatnie i podeszła do łóżka. Zbliżyła usta do moich, jednak upragniony pocałunek nie nadszedł. Zamiast tegowyszeptała:

– Nim cię pocałuję, muszę usłyszeć od lekarza, że wszystko będzie OK. – Cmoknęła mnie w policzek i wyszła zsali.

Dopiero teraz zastanowiłem się, jak udało jej się do mnie wejść. Szpitale miały bardzo restrykcyjne zasady, a Milena nie należała dorodziny.

– Cześć, synku… – przywitała się mama i zaczął się festiwal łez, wzruszeń ipretensji.

Nie mogłem mieć im tego za złe, telefon ze szpitala musiał wywołać w nich paskudne wspomnienia. Mama skakała wokół mnie, upewniając się, że jest mi wygodnie, że żadna z kroplówek nie jest pusta. Tata za to przyglądał mi się zamyślony, jakby chciał coś powiedzieć, jednak nie miał zamiaru narażać się mamie, która nieźle by mu zmyła głowę, gdyby mniezdenerwował.

– Dzień dobry, panie Connor, cieszę się, że się pan obudził – zaczął lekarz. – Miał pan wielkie szczęście, niewielu motocyklistów po wypadkach może pochwalić się tak niewielkimiobrażeniami.

– Szczęście to chyba nie jest termin medyczny – zaśmiałem się – a po raz drugi słyszę to z ustlekarzy.

– Gabriel! – syknęłamama.

– W porządku, pani Connor. Ma pan racje, mało medyczny, ale lubię go używać w przypadkach takich jak ten. A teraz pozwoli pan, że streszczę, co się wydarzyło. – Poczekał aż kiwnę głową na zgodę. – Na miejscu wypadku nastąpiło zatrzymanie krążenia, ratownicy poinformowali nas, że pana dziewczyna od razu podjęła resuscytację, czym uratowała pańskie życie. Operowaliśmy prawą rękę – otwarte złamanie kości przedramienia spowodowało sporą utratę krwi, jednak udało nam się to naprawić. Pańscy rodzice poinformowali nas, że jest pan gitarzystą, mamy nadzieję, że nie będzie miał pan problemów z grą. Zatrzymamy pana w szpitalu na kilka dni, ale rokowania są bardzooptymistyczne.

– Dziękuję, doktorze. – Chciałem podać mu rękę, ale zapomniałem, że jest wgipsie.

– Przykro mi, że będzie musiał pan spędzić święta w szpitalu – powiedział i wyszedł zsali.

Przymknąłem oczy, bo opadłem z sił. Wiedziałem, że miałem szczęście, że skończyło się na siniakach i ręce w gipsie. Nie byłem głupi, nim kupiłem motor rozmawiałem ze specjalistami, zadbałem o odzież ochronną, nauczyłem się zachowań podczas wypadków. Ale nie wszystko da się przewidzieć, zaplanować… A chciałem spędzić święta z Mileną. Drzewko ubraliśmy w moim mieszkaniu, część prezentów zapakowaliśmy, obsypaliśmy to toną brokatu, pieszcząc później w tym bałaganie swojeciała.

– Powiesz mi, synu, co tu robi Lena? Julia i Robert spędzili z nami całą noc w poczekalni, nikt z nas nie potrafił tegowyjaśnić.

– Milena, nie Lena – powiedziałem. – Spotkaliśmy się w pociągu, gdy wracałem od babci z Krakowa. Nie mogłem dać jej odejść. Nie tymrazem.

– Gabriel! Nie możesz mieszać jej w głowie. Nie chciała cię widzieć po wypadku. Jej rodzice nie chcieli, żebyś się koło niej kręcił. Nie potrafisz tegouszanować?!

– Ona nic nie pamięta, tato! Gdy usiadła naprzeciwko mnie w pociągu, nie poznała mnie, potraktowała jaknieznajomego!

Nie mogłem powstrzymać złości, którą czułem, gdy tylko myślałem o tym spotkaniu. W milczeniu patrzyliśmy na siebie z tatą, żaden z nas nie odezwał się już słowem. Tak było lepiej niż rzucić słowami, których później moglibyśmypożałować.

– Mogę wejść, czy mam wrócić później? – zapytałaMilena.

– Chodź do mnie. – Poklepałem miejsce obok mnie nałóżku.

Milena podeszła i delikatnie przysiadła, chwytając mnie zarękę.

– Pojadę z rodzicami do mieszkania, byli tu całą noc, a wcześniej spędzili trochę czasu w podróży. Wezmę prysznic, zrobię zakupy i wrócę. Przywieźć cicoś?

– Tylko siebie – odpowiedziałem zuśmiechem.

– To się da zrobić! – Uśmiechnęła się i delikatnie pocałowała. – Do zobaczenia później, Gabutku.

Gabutku? Uderzyła we mnie panika, jednak nadzieja, taka mała iskierka, przebiła się napowierzchnię.

– A skąd ci się to wzięło? – zapytałem, jednak Milena nie odpowiedziała, tylko uśmiechnęła się i wyszła zsali.

Mała iskierka nadziei nie zgasła nawet wtedy, gdy zamykałem oczy, by dać odpocząć zmęczonemu organizmowi. Tym razem wszystko będzie inaczej. Lepiej. Zadbam o to, choćbym miał porwać Milenę i wyjechać na malutką, bezludnąwyspę.

MILENA

Zgarnęłam rodziców z szpitalnego korytarza i powoli poszliśmy w kierunku ich samochodu. Nikt nic nie powiedział, ale nie mogłam nie dostrzec wymiany spojrzeń pomiędzy mamą a tatą. Wiedziałam, że mieli mnóstwo pytań, ale nie byłam gotowa na tę rozmowę, chciałam wszystko przemyśleć, by na dzień przed Wigilią nie rzucić w złości czegoś, co zraniłoby ich oboje. Wiedziałam, że mnie kochali, okazywali to na każdym kroku, gdy ich potrzebowałam, byli tuż obok, by mnie wspierać. Dlatego nie potrafiłam zrozumieć tego, co sięwydarzyło…

Dotarliśmy do mojego niewielkiego mieszkanka, dopiero wchodząc zauważyłam, że tata trzymał w rękach małą walizkę. Tylko moja mama potrafiła w minutę spakować najpotrzebniejsze dla nich rzeczy i ruszyć w drogę na drugi kraniecPolski.

– Sypialnia jest do waszej dyspozycji, pościel jest świeża, idę do sklepu, bo ostatnio spędzałam tu mało czasu… – powiedziałam i wyszłam zmieszkania.

Metodyczne wkładanie produktów do koszyka pomogło mi uporządkować myśli, wiedziałam też, że nie mogę odkładać rozmowy z rodzicami w nieskończoność. Potrzebowałam odpowiedzi, a tych mogli mi udzielić jedynie oni. Oni i Gabriel. Sklep był pełen klientów, zawsze mnie śmieszyło, jak wiele zapasów ludzie robią na kilka dni świąt. Spojrzałam na wypełniony do połowy wózek i zastanowiłam się, czy jeszcze czegoś nie dokupić, ale to, co wzięłam, wystarczy dla mnie irodziców.

Gdy wchodziłam do mieszkania, miałam cichutką nadzieję, że rodzice będą odsypiać nieprzespaną noc. Jednak zaskoczyli mnie, siedzieli na sofie i wyglądali tak, jakby na mnie czekali.

– Myślałam, że będzieciespać…

– Milenka, chyba musimy porozmawiać. Skąd znasz Gabriela? – zaczęła podenerwowanamama.

– Przecież ci mówiłam, poznaliśmy się w pociągu – zaczęłam – ale chyba wszyscy wiemy, że znam go znacznie dłużej… Dlaczego… – Głos mi się załamał, byłam bliska płaczu.

– Powiedział ci? Nie mogę uwierzyć, że się odważył! – Mama aż poczerwieniała zezłości.

– Nic mi nie powiedział. Przypomniałam sobie wszystko – odpowiedziałam powoli, przełykającłzy.

Rodzice patrzyli na mnie zdziwieni, pamiętałam słowa lekarza, który stwierdził, że skoro nie przypomniałam sobie przez tyle miesięcy, to prawdopodobnie już nie odzyskam utraconejpamięci.

– Wczoraj, gdy Gabriel leżał na parkingu – zaczęłam mówić, choć miałam ochotę zwinąć się w kłębek i płakać. – On spojrzał na mnie i wtedy dotarło do mnie, że już kiedyś tak na mnie patrzył. Z tym bólem i zmartwieniem w oczach. Wszystkie brakujące elementy wpadły na swoje miejsce, a ja zamiast cieszyć się tym, musiałam ratować chłopaka, któremu już dawno temu oddałam wszystko… Dlaczego? Dlaczego on mnie zostawił powypadku?

Tylko po wypadku, kilka lat temu, widziałam, jak tata płakał. Teraz i on, i mama nie mogli powstrzymać łez płynących po twarzach, na których czas powoli odciskałpiętno.

– Nie mogę, nie mogę –powtarzała rozpaczliwiemama.

– Czego niemożesz?

– Jeśli ci powiem… Kiedy ci powiem, znienawidzisz mnie. Nas.

– Mamo – powiedziałampłaczliwie.

Nigdy nie przypuszczałam, że mając dwadzieścia osiem lat zareaguję płaczem na rozmowę z rodzicami. Byłam zagubiona. Nie wiedziałam, czy domagać się od nich opowiedzenia całej historii, czy popędzić do Gabriela i z nimporozmawiać.

– Po wypadku – zaczął tata, trzymając w dłoniach ręce mamy – byłem wściekły. Na Gabriela, że przez niego byłaś w tym samochodzie. Na los, że spotkało to akurat ciebie. Lekarze na sali operacyjnej walczyli o twoje życie, na drugiej operowany byłGabriel.

– To już wiem, tato. Chodzi mi o to, co wydarzyło siępóźniej.

– Gdy Gabriel się wybudził i w zasadzie nic mu nie było, mógł wstać z łóżka i przyjść do ciebie do pokoju, coś we mnie pękło… Poprosiłem lekarzy, by powiedzieli mu, że dopóki się nie wybudzisz, możemy odwiedzać cię jedynie ja i mama. Ale to go nie powstrzymało. Przychodził codziennie i siadał pod twoją salą, czekał, dopóki pielęgniarki nie zabierały go do jego pokoju. A później w końcu się obudziłaś… – przerwał i wytarł łzy. – Nic nie pamiętałaś, poznałaś mnie i mamę, ale poza tym nikogo. Wykorzystałem okazję. Gdy Gabriel przyszedł, bo usłyszał, że się obudziłaś… Powiedziałem mu, że nigdy więcej nie chcesz gowidzieć.

Patrzyłam z niedowierzaniem na tatę, który był dla mnie wzorem, wzorem mężczyzny, jakiego sama chciałam mieć obok siebie. Kochający, dbający o mamę, bezinteresowny.

– Jak mogłeś? – Płakałam, czując ból w miejscu, w którym biło moje serce. – Powiedzieliście mi, że mój chłopak po wypadku uciekł i nie mieliście z nim kontaktu. Czułam się zniszczona, zużyta i opuszczona. Nie pamiętałam go, ale czułam, że był dla mnie ważny… A wy wyrzuciliście go z mojegożycia?!

– Milena, baliśmy się…

– Czego? Ten wypadek to nie była jegowina!

– Tego, że zabierze cię od nas! Ten jego zespół robił się popularny, chcieliśmy dla ciebie jaknajlepiej!

– Nie waż się, mamo! Chcieliście jak najlepiej dla siebie. Idę pod prysznic i jadę doszpitala.

Bałagan w głowie, burza w uczuciach. Przeszłość, którą dopiero sobie przypomniałam. To, co wydawało mi się, że wiem. Wszystko się mieszało. Kolejne obrazy przelatywały mi przed oczami. Gabriel, chłopak, który nie wstydził bawić się z dziewczyną w czasach, kiedy jego szkolni koledzy uważali to za obciach. Gabriel, który kopał ze mną piłkę, jeździł na rowerach i namawiał na wspinanie się po drzewach. Chłopak, który skradł mi buziaka, a ja za to wybiłam mu zęba. Gabriel zastraszający chłopaka, który zaprosił mnie na randkę, w końcu sam szesnastoletni Gabriel zapraszający mnie do kina. Miałam czternaście lat i myślałam, że mój tata dostanie zawału, ale po rozmowie „na stronie” z Gabrielem był uspokojony i szczęśliwy, że padło na syna jego przyjaciela. Trzymanie się za ręce, pierwsze nieśmiałe pocałunki. Chwile, gdy grał na gitarze tylko dla mnie. Był idealnym pierwszym chłopakiem, zawsze dbał, bym czuła się bezpieczna, kochana. Gdy miałam osiemnaście lat wyjechał do ciotki do Londynu, gdzie miał zostać tylko na wakacje. Wtedy dwa miesiące wydawały się całą wiecznością. Gdy wrócił… Ależ był podekscytowany. Z kuzynem, Jamiem, i jego znajomymi założyli zespół i grali w garażu, marząc o wielkiej karierze. Ale wrócił. Do mnie. Dla mnie. Gdy leżeliśmy w jego łóżku, nadzy i szczęśliwi, opowiedział mi o ich planach. Wiedziałam, że w jego słowach tkwiła niewypowiedziana prośba, bym zrozumiała jego marzenia, bym go wsparła. Niespieszne pożegnanie na krakowskim lotnisku. Gabriel scałowujący moje łzy. Jego obietnica, że będzie przyjeżdżał tak często, jak będzie mógł. W końcu dzień wypadku… Widziałam, że był podekscytowany, nie tylko przez czas, który mogliśmy spędzić razem. Podróż samochodem do miejsca, a raczej niespodzianki przygotowanej przez Gabriela. Jego skupiony na drodze wzrok i palce delikatnie masujące moją dłoń. Później huk. Okropny, nieporównywalny do niczego dźwięk zgniatanego metalu i rozbitego szkła. Jego brązowe oczy wpatrujące się w moje z takim uczuciem, że dla niego próbowałam walczyć. Później szpital i samotność, której nie potrafiłam racjonalniewyjaśnić.

Szlochałam pod prysznicem, pozwalając, by moje łzy mieszały się z wodą. Płakałam nad utraconymi latami, chwilami, których w żaden sposób nie będziemy mogli odzyskać. Stałam pod prysznicem tak długo, aż szloch przeszedł w cichutkie łkanie, powoli się uspokoiłam, owinęłam w ręcznik i wysuszyłam włosy. Musiałam znaleźć się obok niego, upewnić się, że to wszystko nie jest tylkosnem.

– Milena? Wszystko w porządku? – zapytałamama.

Nie ruszyli się z miejsca, w którym ichzostawiłam.

– Tak, mamo. Prześpijcie się, jadę doGabriela.

– Córcia? – zawołał tata, gdy już otwierałam drzwi. – Jeśli to coś warte… Przepraszam.

Nie odpowiedziałam, skinęłam jedynie głową i delikatnie się uśmiechnęłam. Musiałam znaleźć się blisko mężczyzny, do którego rwało się mojeserce.

GABRIEL

Gdy się obudziłem, w pokoju siedziała tylko mama. Przyglądała mi się smutno, jakby nagle powróciły wszystkiewspomnienia.

– Uśmiechnij się, mamo, nie masz co się smucić – odezwałem się cicho, żeby jej niewystraszyć.

– Uśmiechnę się, gdy opuścimy to miejsce. Nienawidzę szpitali. Mógłbyś przez jakieś następne pięćdziesiąt lat się tutaj niepakować?

– Zrobię, co w mojej mocy. – Uśmiechnąłem się. – Milena niewróciła?

– Nie, jeszcze nie. Tata załatwia ci jakąś izolatkę, mam nadzieję, że będzie trochę większa od budki telefonicznej… Skoro musisz tu zostać przezświęta…

Pokiwałem głową, jednak nim zdążyłem cokolwiek odpowiedzieć, Milena delikatnie zapukała w otwartedrzwi.

– Mogęwejść?

– Zostawię was samych. Zapomniałabym, na szafce masz telefon podpięty do ładowarki. Kto by pomyślał, że smartfon przetrzyma twójwypadek.

– Chyba musimy okleić go takim szkiełkiem ochronnym, jakim on okleił swój telefon. – Zaśmiała sięMilena.

Najbardziej idealny dźwięk na ziemi. No dobra, drugi najbardziejidealny.

– Chodź tu do mnie i przestań ze mnie żartować. – Poklepałem miejsce oboksiebie.

– Ja nie żartuję. Drugi wypadek w ciągu dziesięciu lat to przesada, nawet jak naciebie.

Zatkało mnie. Skąd wiedziała? Nic nie mówiłem o wypadku. Wcześniej przezwisko, jakiego używała, gdy byliśmy dziećmi. Mama popatrzyła zdziwiona na Milenę, ale wyszła z pokoju bez słowa.

– Nie patrz tak, jakbyś zobaczyłducha.

– Dokładnie tak się teraz czuję, więcwybacz…

– Pamiętam. Wszystko… – Usiadła obok mnie i zaczęłapłakać.

– Ciii… – Zdrową ręką głaskałem ją poramieniu.

Chciałem ją przyciągnąć do siebie, przytulić i ukoić jej ból. Zapewnić, że wszystko będzie dobrze. Że z nami będziedobrze.

– Kiedy sobie przypomniałaś? – zapytałem.

– Gdy na mnie spojrzałeś. Po wypadku, nim…

Pokiwałem głową, patrząc na nią, zastanawiając się, co będzie dalej. Pamiętała, że to ja kierowałem samochodem, że to przeze mnie bała się do nichwsiąść.

– Ja nigdy nie powiedziałam, że nie chcę cię widzieć. – Zrzuciła na mnie bombę. – Gdy się obudziłam, tata wykorzystał okazję… Próbował dziś to wytłumaczyć. Nie pamiętałam cię, ale chciałam, żebyś był obok mnie. Czułam się taka samotna. Zniszczona i porzucona. Teraz wiem, że ty pewnie czułeś się jeszcze gorzej… Tym bardziej tego nierozumiem…

– Czego? – zapytałem głosem zachrypniętym od emocji, nad którymi nie potrafiłemzapanować.

– Dlaczego zacząłeś ze mną rozmawiać wpociągu?

– Jeszcze pytasz? Naprzeciwko mnie usiadła kobieta tak piękna, że zabrakło mi tchu. Tak podobna do dziewczyny, której oddałem serce, gdy przywaliła mi w twarz i wybiła zęba, a zarazem inna. Myślałem, że mnie poznasz, ale ty, kurwa, nie miałaś pojęcia, kimjestem.

– Wiesz, jak oczarowaćkobietę.

– Tylko tęjedyną.

– Co teraz będzie? – zapytała, nie patrząc mi woczy.

– A co ma być? Jestem cały twój. Zawsze byłem. Cholernie dobrze jest wiedzieć, że przypomniałaś sobie wszystko, że pamiętasz, że znamy się tak długo. Ale dla mnie to nic nie zmienia. Kocham cię, Milena. – Szturchnąłem ją w podbródek, by zmusić do spojrzenia mi w oczy. – Kocham kobietę, która w pociągu się ze mną droczyła. Tę, która zmuszała mnie do grania „Iris”, aż rozbolą mnie opuszki. Tę, która spędzała ze mną czas na kanapie w moim mieszkaniu. Kobietę, z którą pakowałem prezenty bożonarodzeniowe, obsypywałem je brokatem, bałaganiąc przy tym w salonie. Kobietę, z którą później kochałem się na tym brokacie, wcierając go w jej niesamowite ciało. Kocham cię, Milena. Wtedy, teraz, jutro.

Czekałem na odpowiedź, patrzyłem jej w oczy, bliźniaczo podobne do moich, tym razem pełne łez. Milena jednak nie odpowiedziała słowami, pocałowała mnie, najpierw delikatnie, później z pasją. Palcami przeczesywała moje włosy, dokładnie tak, jak to lubiłem. Chciałem ją przyciągnąć do siebie bliżej, jednak znowu zapomniałem o ręce w gipsie. Milena odsunęła się od moich ust i wyrwał jej się cichychichot.

– Ja też cię kocham, wiesz? Ale muszę jeszcze coświedzieć…

– Co tylko zechcesz – odpowiedziałem zgodnie zprawdą.

– Co wtedy zaplanowałeś? Byłeś taki podekscytowany tą niespodzianką… Nigdy tam nie dotarliśmy i chciałabymwiedzieć.

– Coś wyjątkowego. Jeśli mi pozwolisz… Zaplanuję to jeszcze raz. Zabiorę cię w tamto miejsce i odpowiem na topytanie.

– Trzymam cię zasłowo.

MILENA

Nie miałam pojęcia, jak moje życie mogło się tak poplątać. Jednak cieszyłam się, że ja i Gabriel dostaliśmy naszą drugą szansę. Szczęśliwe zakończenie skomplikowanej, ale pięknej historii. Pozostało mieć nadzieję, że nie będzie kolejnych niespodziewanych zwrotów akcji, że będziemy mogli iść przez życie ramię wramię.

Nie podobało mi się, że Gabriel musiał spędzić święta w szpitalu. Jego tata załatwił mu większą, osobną salę, w której mógł przez całą dobę mieć gości. W takim przypadku fajnie mieć kasę i znajomości. Postanowiłam wykorzystać okazję i namówiłam rodziców do pomocy w zorganizowaniu świąt last minute. W szpitalnej sali. W Wigilię z samego rana przytargałam niewielką, przystrojoną choineczkę i światełka, które wisiały nad moim łóżkiem. Gdy weszłam do sali, Gabriel spał, wyglądał tak spokojnie, że przez chwilę stałam w bezruchu, przyglądając się jego twarzy. Jak mogłam go zapomnieć? Tego nie potrafiłam zrozumieć. Był cudowny, nie tylko niesamowicie przystojny, ale także utalentowany, czarujący i dbający o innych. Jakby wyczuwając mój wzrok, Gabriel obudził się, od razu odnajdując mniespojrzeniem.

– Cześć, piękna, co ty robisz? – przywitał się delikatnie zachrypniętym głosem, przez co przeszły mnieciarki.

– Nie możesz wyjść do domu na święta, więc przynoszę święta do ciebie. – Odłożyłam pakunki i podeszłam do łóżka, by delikatnie pocałować mojegoukochanego.

Jednak on miał inne plany, zdrową ręką przytrzymał moją głowę i pogłębił całusek, który w założeniu miał być niewinny. Brał i dawał, tylko on potrafił tak mnie rozpalić jednympocałunkiem.

– Dziękuję, ale nie wolałabyś spędzić dzisiejszego dnia zrodzicami?

– No właśnie, jakby ci to powiedzieć… Moi rodzice, twoi rodzice, ja i ty. To plan na dziś. I jutro. Nasze mamy podzieliły się gotowaniem, ja przynoszę dekoracje, a mój tata kombinuje, jak cię przeprosić. I dogadać się z twoimojcem.

– Nie mówił ci nikt, że nad pacjentami nie wolno sięznęcać?

– Przyznaj się, cieszysz się, że będziemy wszyscy razem. Tak jakkiedyś…

– Pewnie, że się cieszę. To będą wyjątkowe święta, Milena.

– Bo spędzone w szpitalu! Więcej tu nietrafiaj!

– Nie dlatego będą wyjątkowe – odpowiedział poważnie, a ja spojrzałam na niego pytająco. – Będą wyjątkowe, bo będziemy razem. Bo wszystkopamiętasz.

Pokiwałam głową i delikatnie się do niego przytuliłam. Dekorowanie pokoju zostawiłam na później i położyłam się obok Gabriela na szpitalnymłóżku.

– Od razu lepiej – powiedział i uśmiechnął się domnie.

Z nim u boku mogłam stawić czoła każdemu wyzwaniu. Nie bałam się ani dręczącej mnie przeszłości, ani tego, co przyniesie przyszłość. Wiedziałam, że razem możemy wszystko, ale chciałam cieszyć się każdym dniem, bliskościąGabriela.

Za wcześnie, o wiele za wcześnie w szpitalnych drzwiach pojawili się nasiojcowie.

– Wybacz, córeczko, ale pora na męską rozmowę. Pojedziesz i pomożesz mamie przewieźć ugotowanepotrawy?

– Nie denerwujcie go. Przez jakieś najbliższe siedemdziesiąt lat będzie mi jeszcze potrzebny – zażartowałam, ale nerwy miałam jak postronki na myśl o tym, co mogło się wydarzyć pod mojąnieobecność.

– Przywieź coś normalnego do jedzenia, kochanie – powiedział Gabriel i cmoknął mnie szybko wusta.

Zostawiłam ich w szpitalnej sali, mając nadzieję, że raz na zawsze pogrzebią przeszłość i od dziś wszyscy, obie nasze rodziny, ruszą do przodu z czystąkartą.

Gdy wróciłam z mamą i toną jedzenia, szpitalna sala Gabriela bardzo się zmieniła. Nie wiadomo skąd pojawił się stół z krzesłami. Choinka, którą położyłam przy krześle, stała na stoliku, lampki powieszone były na oknie. Najbardziej zdziwił mnie jednak widok Gabriela, który zamiast leżeć w łóżku, siedział na krześle i żartował z moim tatą. Cokolwiek wydarzyło się w tym miejscu, gdy mnie nie było, zwiastowało zmiany nalepsze.

– Przywiozłyśmy jedzenie! – powiedziałam trochę za głośno, by mogło wyjśćnaturalnie.

– Co wy na to, żeby zacząć kolację wcześniej? – zapytałaAnna.

– Jestem za! – odpowiedział z entuzjazmemGabriel.

– A ty nie powinieneś leżeć? – Spojrzałam z troską naukochanego.

– Lekarz się zgodził na odrobinę normalności. – Delikatnie pociągnął mnie do swojego boku. – Kocham cię, wiesz?

– Ja ciebie też. – Pogłaskałam go potwarzy.

Nasze mamy szybko rozłożyły talerze, które przywiozła Anna, oraz wcześniej przygotowane jedzenie. Nim usiedliśmy przy stole, Gabriel zabrał głos, zaskakującwszystkich.

– Nim złożymy sobie życzenia, chciałbym powiedzieć wam, jak bardzo cieszę się, że możemy być tutaj razem. No, może nie chodzi mi o miejsce, a o to, że znów jesteśmy wkomplecie.

Oczy zaszły mi łzami, emocje trochę mną szarpnęły i czułam się tak szczęśliwa, że za chwilę mogłabym zacząć skakać. Złożyliśmy sobie życzenia, zjedliśmy potrawy wigilijne, wspominając przeszłość. Gabriel opowiedział trochę o tym, co się stało po rozpadzie The Broken, ja opowiedziałam o moim nudnym życiu. Było tak, jakbyśmy się nigdy nie rozstali, nawet na moment. Nadawanie na tych samych falach, połączenie dusz, które czułam, nie mogło równać się z niczym innym. Te święta, choć inne niż planowaliśmy, były bardzo udane. Miałam przy sobie rodziców i ukochanego mężczyznę. Nic więcej nie było mi potrzebne doszczęścia.

ROK PÓŹNIEJ

GABRIEL

Boże Narodzenie. Choć od kilku lat nie mogliśmy cieszyć się białymi świętami, dziś śnieżny puch skrzył się wokoło.

– Jeszcze możesz się wycofać – powiedział tata, mylnie biorąc moje zniecierpliwienie zazdenerwowanie.

– Za nic w świecie. Nie mogę się doczekać, aż ją zobaczę – odpowiedziałem zgodnie zprawdą.

– Wygląda na to, że się doczekałeś. Stań namiejscu.

Nie musiał mi dwa razy powtarzać. Zająłem swoje miejsce przy ołtarzu i patrzyłem, jak Milena prowadzona przez swojego tatę idzie w moją stronę. W białej sukni wyglądała jak księżniczka. Nie. Królowa. Królowa mojego serca. Oddychałem głęboko, starając się odpędzić łzy wzruszenia. Julia, matka Mileny, i moi rodzice siedzieli w pierwszej ławce, ocierając łzy z policzków. Tak, nawet mój tata płakał. Z każdym uderzeniem serca moja kochana była coraz bliżej. W końcu Robert podał mi dłoń Mileny, a ja uniosłem welon, który zakrywał jej twarz. Miałem ochotę pocałować jej usta, ale nie chciałem łamać tradycji. Delikatnie cmoknąłem ją w policzek i szepnąłem tak cicho, by tylko onausłyszała:

– Zdenerwowana?

– Nie. Szczęśliwa. To mój najszczęśliwszydzień.

– Jeden, jedyny taki dzień wżyciu.

Zajęliśmy miejsca, by rozpocząć nowy etap. W głowie słyszałem „i żyli długo i szczęśliwie”. Miałem nadzieję, że tak będzie, że cokolwiek przyniesie los, stawimy temu czoła razem. Jako mąż iżona.

KONIEC

Dziewięć światecznych piosenek

Copyright © Ewelina Nawara, Aleksandra Rak, Joanna Wtulich, Justyna Leśniewicz, Maria Zdybska, Patrycja Żurek, Małgorzata Falkowska, Barbara Mikulska, Daria Skiba

Copyright © Wydawnictwo Inanna

Copyright © MORGANA Katarzyna Wolszczak

Copyright © for the cover art by RedlineVector / Adobe Stock

Wszelkie prawa zastrzeżone. All rightsreserved.

Wydanie pierwsze, Bydgoszcz 2020r.

książka ISBN 978-83-7995-374-5

ebook ISBN 978-83-7995-377-6

Redaktor prowadzący: Ewelina Nawara

Redakcja: Barbara Mikulska, Katarzyna Chojnacka-Musiał

Korekta: Monika Halman

Adiustacja autorska wydania: Marcin A. Dobkowski

Projekt okładki: Ewelina Nawara

Skład i typografia: www.proAutor.pl

Książka ani żadna jej część nie może być przedrukowywana ani w jakikolwiek inny sposób reprodukowana czy powielana mechanicznie, fotooptycznie, zapisywana elektronicznie lub magnetycznie, ani odczytywana w środkach publicznego przekazu bez pisemnej zgodywydawcy.

MORGANA Katarzyna Wolszczak

ul. Kormoranów 126/31

85-432 Bydgoszcz

[email protected]

www.inanna.pl

Książka najtaniej dostępna w księgarniach

www.MadBooks.pl

www.eBook.MadBooks.pl