Dżub i jego Ostatni Taniec - Kamil Jamrozik - ebook

Dżub i jego Ostatni Taniec ebook

Kamil Jamrozik

0,0

Opis

„Ubrany w ciemną koszulę, na której wymalowane były uschnięte róże, czarne spodnie z doczepianymi niklowymi łańcuchami, skórzaną kurtkę, i wysokie czarne, ciężkie glany. Długie rozpuszczone, ciemnobrązowe, wchodzące w czerń włosy, zarzucił do tyłu, przeczesał swoim różowym grzebieniem, poprawił wisior na koszuli zwisający na rzemyku z swojej szyi, i począł iść…” Niezwykła opowieść o tym, czego nikt jeszcze nie widział.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 58

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Kamil Jamrozik

Dżub i jego Ostatni Taniec

Komedia romanty... Tragiczna

Współpraca nad szkicem fabułyMaja Prząda, Mateusz Wróbel, Miłosz Domoradzki

IlustracjeSztuczna Inteligencja

Grafika na okładcekalhh z Pixabay.com

RedaktorStefan Dąbrowski

KorektorAlicja Winehouse

© Kamil Jamrozik, 2022

„Ubrany w ciemną koszulę, na której wymalowane były uschnięte róże, czarne spodnie z doczepianymi niklowymi łańcuchami, skórzaną kurtkę, i wysokie czarne, ciężkie glany. Długie rozpuszczone, ciemnobrązowe, wchodzące w czerń włosy, zarzucił do tyłu, przeczesał swoim różowym grzebieniem, poprawił wisior na koszuli zwisający na rzemyku z swojej szyi, i począł iść…”

Niezwykła opowieść o tym, czego nikt jeszcze nie widział.

ISBN 978-83-8324-426-6

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

Dedykuję tę powieść wszystkim, którzy zostali dotknięci przez Dżuba.

Część I

Etymologia Słowa „Dżub”

Drogi Czytelniku i Droga czytelniczko, Helikoptery i Łodzie Podwodne i inne osobistości, których w XXI wieku nie wolno mi obrazić. Przytrafiła mi się kiedyś taka historia, zagmatwana, śmieszna, smutna i jakże ciekawa. Mógłbym ją opowiedzieć wprost, mógłbym ją „przekalkować” na papier, przecież żyjemy w czasach odległych od Słowackiego, Mickiewicza i innych znakomitych poetów, którzy unikali cenzury pisząc o własnych doświadczeniach, przemyśleniach i apelach naokoło. I w ten oto sposób literatura, nie była by literaturą, gdybym ominął symbole, metafory, porównania etc. Mógłbym opowiedzieć ją wprost ale „nie chcem”. Opowiem tą historię wam wszystkim, ale nie wprost, a w postaci tego dzieła.

Zacznę od wydarzenia, które dzieje się gdzieś w przestrzeni tej powieści, jednak sam dokładnie nie pamiętam, w którym momencie, a przenosząc się do tego wydarzenia zrozumiecie czym jest ta opowieść.

Na tle słonecznego nieba, bezchmurnego, olśniewająco błękitnego wznosi się ogromny świerkowy las, każde drzewo zdaje się jakoby chciało prześcignąć swojego sąsiada i w piękności i w wysokości. Pomiędzy nimi usytuowany jest najdziwniejszy budynek na świecie. Pięciopiętrowy gmach wystający lekko nad czubkami świerków, jest inny, jest niepowtarzalny. Pierwsze dwa piętra to istny koszmar, oblatujący tynk ze ścian, widoczne gołe cegły, powybijane szyby w oknach, frywolnie unoszące się szczątki firan na wietrze, kruki wijące gniazda na parapetach, miejsce wprost okropne. Kolejne trzy piętra wyglądają kompletnie odwrotnie. Ciepłe ubarwienie tynku, żółte, pomarańczowe, czerwone kształty wymalowane wokoło okien nadają niepowtarzalny charakter. Okna wymyte, wypolerowane, parapety z różowego marmury, białe wykrochmalone firany w oknach. To inny świat.

Pod tym, jakże osobliwym budynkiem na ławeczce przy głównym wejściu rozmawia dwóch mężczyzn, wydają się być bardzo przejęci i wnikliwie polemizują nad jakąś zapewne ważną sprawą.

— Nie możemy po prostu wołać „zjeb”, gdy Zjeb idzie! — wykrzyczał jeden z nich

— Jeżeli nie możemy, to daj inny pomysł na hasło, które będzie na tyle oczywiste, aby On nie wiedział, że to o nim, a my będziemy od razu wiedzieć o kim mowa.

— No dobrze… więc słuchaj.

— Słucham, słucham

— Uważasz, że słowo „zjeb” będzie naszym punktem wyjścia, więc je wykorzystajmy. Jest ono synonimem od innego ciekawego to słowa, a mowa tu słowie „pojeb”, formalnie oznacza ono człowieka postępującego dla innych szkodliwie, człowieka niemądrego, głupiego, idiotę i zwykle debila (patrz: Stopień Upośledzenia umysłowego). Wszystko się zgadza, nasz kolega spełnia te wszystkie normy, jednak to za mało. Przezwisko nie może tylko obrażać ale musi koniecznie charakteryzować i to na tyle dobrze, aby nikt z naszego grona nie miał najmniejszych wątpliwości co do tego, o kim mowa, ale także aby było unikalne i niepowta…

— Skracaj ten wykład, bo się ściemni zaraz!

— No dobrze, dobrze, już tłumaczę. Wykorzystamy do stworzenia przezwiska oba te słowa. Rozbijemy „zjeba” na -zje- oraz -eb-, później wykorzystamy te sylaby, teraz „pojeb”, tutaj możemy wyciągnąć -poj- i -eb-.

— Co to ma do czego?

— Zaraz zobaczysz. Nasz kolega jak wszyscy dookoła wiedzą, jest osobą tak depresyjną, że użyjemy też słowa „depresja”.

— No to można jeszcze dać „tancerz”, „choroby psychiczne”, „heavy metal”, może jeszcze „rock”

— Tak! Widzę, że zaczynasz łapać o co mi chodzi. Tą „depresje” rozbijemy na takie fragmenty jak: „dep”, „sja” oraz „pre” i „epr”, coś może wykorzystamy. Daj kartkę i długopis! Dobra, teraz troszeczkę sobie to poprzestawiamy i stworzymy jakieś podstawowe zbitki sylabowe. Hmm… O! Niech będzie tak: „Pojdep”, „Preba” lub „Zjedep”

— To sensu nie ma.

— Poczekaj to początek. Wiemy jak nasz przyjaciel się na co dzień ubiera, co lubi i wykorzystamy tutaj twoje pomysły. Najpierw wykorzystamy słowo „Metal” i dopasujmy coś… Hm.. czekaj… O! „Mepreba” lub „Pojdeptal”

— Załamujesz mnie…

— Jeszcze nie skończyłem. Dodajmy teraz do całości słowo „rock” i mamy np. „Romepreba” albo z „Pojedeptala” zróbmy „Rojdeptala”.

— Matko jedyna! Ty jesteś chory!

— Chwileczkę! mamy za dużo głosek bezdźwięcznych.

— Głosek jakich?

— Bezdźwięcznych.. Eh, na przykład „p”, „t” Rozumiesz?

— Eeee?

— Dobra, więc w naszych słowach jest za dużo takich liter, a przezwisko musi mieć swoją moc, tak też zróbmy, że z „Romepreby” zrobimy „Romebrę” lub „Meprebrę”. Więc naszą wersją ostateczną bedą takie słowa jak: „Meprebra” lub „Rojdeptal”

— A może „czub”?

— To ja się tak napracowałem, a ty mi z „czubem” wyjeżdżasz!?

— No te Twoje dziwadła to trochę za długie są.

— Ale za to ten Twój „czub” się z Nim w ogóle nie kojarzy bo nikt tak nigdy na niego nie mówił!

— Za długie, lepszy „czub”

— No dobra, zrobimy kompromis. Skrócimy „Rojdeptala”

— A ten znowu swoje… ugh.

— Słuchaj, nie marudź. Skrócimy „Rodjdeptala” i zaakcentujemy Twoim „czubem”. Patrz, -Roj, -dep, -tal, -czu, i -ub. Pomieszajmy trochę, „Czuroj”, „Depub”, „depczu” i może „czudep”. Hmmm, najlepiej brzmi chyba „czudep”, no więc „cz” zmienimy na „dż”, żeby było słowo twardsze, „p” na „b” i wykreślimy… „de” i oto jest „Dżub” O! I co ty na to?

— Dżub?

— Dżub

— No to niech będzie Dżub.

— No i pięknie mamy Dżuba! — wykrzyczał uradowany, wstał z ławki i podniósł kartkę do góry i pobiegł prosto do wnętrza budynku.

Co w lesie słychać? Czyli krótko o tym jak kwiat sosny założył dom dla obłąkanych

Dom dla wariatów przy ulicy Szkolnej 8 to niezwykle osobliwe miejsce, nie tylko pod względem wyglądu ale także pod względem swojej struktury, organizacji i przede wszystkim historii.

Obecnie ośrodek posiada dwóch zarządców, pierwszymi dwoma piętrami włada Szyszka, kolejnymi zaś Kajmak. Szyszka to zarządca o tyle ciekawy, że wszedł w porozumienie z Wilkiem, Perliczką i Zającem, Kajmak zaś jest samowystarczalny.

Zając ukrył potężne nakłady pieniężne, pochodzące z kradzieży, włamań a także nielegalnych zbiórek wśród Mrówek. Zając dorobił się też na Królikach, sprzedając im pomalowaną pietruszkę na pomarańczowo jako marchewki, gdy obrodziły mu właśnie pietruszki. U Much wprowadził wysokie podatki, a u Dżdżownic zaś wprowadził bilety za wejście pod ziemię. Pewnego dnia wszystkie te grupy się zbuntowały, gdy wyszło jak to Zając narobił wielkich długów u Perliczki i postanowiono na swojego przywódcę wybrać Jaszczura, co prawda nic się nie zmieniło, las popadł w jeszcze większe długi, ale rząd się zmienił więc odgórnie uznano, że to zmiana na lepsze.

Po pewnym czasie Perliczka przejęła władzę w całości (nieoficjalnie), zastraszyła Zająca, podporządkowała sobie Jaszczura i przekupiła część Mrówek, Much i Dżdżownic. Perliczka zarządzała wszystkim, ustawiała w leśnym rządzie swoją rodzinę, przyjmowała łapówki od innych Leśnych Stworzeń. Dzicz totalna.

Wilk był jednym z pasożytów, dostawał dotacje, datki, dodatki socjalne i zapomogi. Tak też więc Wilkowi było bardzo wygodnie, jednak innym się to bardzo nie podobało, więc zwołano naradę. Na naradę przyszedł Wilk, Perliczka i Zając, stwierdzili, że jeśli nadal chcą utrzymać leśną kasę, muszą stworzyć coś, przez co kasę przepuszczą, a Mrówki, Muchy i Dżdżownice nie będą się buntowały.

— Załóżmy stowarzyszenie — zaproponował Wilk.

— Jakie niby? Co w nim mamy robić? — Zapytał Zając.

— Stwórzmy taki twór, do którego teoretycznie będzie mógł się zapisać każdy, zwiększy to jego wiarygodność, ale wpuszczać będziemy tylko swoich, Organizację, która pomaga innym w potrzebie, jednoczy i daje schronienie, ale także prężnie działa, rząd nasz potem fundusze na to przekaże, bo czyny społeczne trzeba wspierać, ale skarbami się już sami podzielimy.

— Nie możemy tego zrobić! — przerwała Perliczka z oburzeniem.

— Nie możemy tergo zrobić… bo… bo jak my założymy takie stowarzyszenie to będzie to podejrzane, i tak wszyscy już posądzają nas o kradzież wspólnych leśnych skarbów, musimy postawić słupa, ale takiego, który nie będzie przeszkadzał w niecnym planowaniu i odda wszystko co my mu damy.

— I kto to ma być? — wtrącił Perliczce Wilk

— Szyszka! — krzyknął Zając.

— Szyszka? — Odparł zaciekawiony Wilk.

— Szyszka, Szyszka, damy go pod publikę dla ludu, jak będzie przemawiał nikt go nie zrozumie, coś wybełkocze ale nie wiadomo co, trudnych pytań nie będą mu zadawać bo zacznie strzelać drewnem i się zatnie, to jest kandydat idealny, a jest na tyle głupi, że uda nam się nim dobrze manipulować…

I tak trwała ta niecna narada, gdzie postanowiono stworzyć pralnie dzikich jagód pod nazwą „Działanie w Zjednoczeniu”, a organizacja za ostatnie grosze wybudowała starą ruderę jako Dom dla Obłąkanych. Leśne stwory postanowiły, że całością zarządzać będzie Szyszka i Wilk, a w domu wariatów zamykać będą wszystkich buntujących się, twierdząc, że są chorzy i nie nadają się do życia społecznego. Jako miejsce na siedzibę główną wariatkowa wybrano środek lasu, przy ulicy Szkolnej 8, ponieważ mało kto się tam zapuszcza i nie będzie podglądał jak zarządzający rozdzielają pomiędzy sobą zdobyte jagody.

Po roku funkcjonowania fikcyjnej organizacji społecznej Lwy i Tygrysy z samej góry, zorientowały się, iż za rządów Jaszczura dzieją się rzeczy dość dziwne, więc na Szkolną 8 przysłali swojego człowieka — Kajmaka, wiernego sługę Królowej Kaczki i Kota Borysa. Kajmaka wyposażyli w ogromne pieniądze, a ten nad ówcześnie stojącym domem wariatów nadbudował drugą część budynku. Kajmak miał pilnować, czy Szyszka z Wilkiem za bardzo nie zapominają co dokładnie miała czynić ich organizacja i na nieszczęście leśnego gangu osiadł na Szkolnej 8 na stałe i rozpoczął zarządzanie nową częścią Domu wariatów.

Nowi Wychowankowie

Był to całkowicie spokojny dzień na pierwszym piętrze Domu wariatów, szczury biegały po korytarzu i wyszukiwały w śmietnikach coś co mogłyby sobie przywłaszczyć. Na drzewach siedziały wiewiórki i rzucały kasztanami w okno, aby zrobić kolejną dziurę po to aby wejść do środka. Istny spokój.

Spokój ten przerwało ogromne zamieszenia, nagle z wszystkich pomieszczeń zaczęły nadciągać chmary wariatów w stronę klatki schodowej, był to bowiem 1 września 2020 roku. Jak co roku 1 września, trzydziestu najlepiej sprawujących się wariatów ma możliwość przeprowadzenia się do części zarządzanej przez Kajmaka. Dla Dżuba był to bardzo ważny dzień, gdyż starał się już o to od trzech lat, i dziś ma znów kolejną okazję na to, że przy wejściu do raju, Szyszka odczyta jego nazwisko.

— Wrona! — Krzyczy Szyszka,

— Jestem! — Wykrzyczał uradowany Wrona i biegnie co sił w nogach za drzwi na kolejne piętro, obładowany walizkami, tobołkami i zapasami przynajmniej na cały miesiąc.

— Przędnicka!

— Lecę! — Z tłumu wybiegła dziewczyna