Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Ona szuka swojego miejsca w brutalnym świecie mafii. On musi ją przed nim chronić. Czy zemsta to jedyne rozwiązanie?
Goran nie jest zachwycony, kiedy jego szef, jeden z bossów włoskiej mafii, przydziela mu bardzo wyjątkowe zadanie – ma lecieć do Mediolanu, aby przywieźć jego najmłodszą córkę do domu przed jej osiemnastymi urodzinami. Sytuacja staje się jeszcze gorsza, kiedy młodziutka Giusi nieświadomie zaostrza konflikt między dwiema rodzinami, upokarzając syna jednego z rywali jej ojca. Nieoczekiwanie Goran ląduje w niekończącej się pętli faidy – prawie do zemsty uznawanym przez rody włoskiej 'ndranghety. Czy istnieje jakiś sposób, aby zaspokoić tę żądzę krwi?
Po tych wydarzeniach mężczyzna dostaje zadanie chronienia Giusi. I chociaż cała rodzina wciąż traktuje ją jak dziecko, jemu nie umknął fakt, że jest ona już młodą kobietą. Piękną, seksowną i pewną siebie. I najwyraźniej zdeterminowaną, aby swój pierwszy raz przeżyć z nikim innym, jak ze swoim przystojnym ochroniarzem. Jednak Goran wie lepiej niż ktokolwiek, że przekroczenie tej granicy będzie dla niego oznaczało wyrok śmierci.
Kto tak naprawdę miał być ofiarą tego konfliktu? Jaka kara czeka na tych, którzy ośmielą się przeciwstawić największym mafijnym klanom?
Najnowsza książka Anny Tuziak to idealny romans mafijny dla wszystkich fanek motywu zakazanej miłości i różnicy wieku. Przeczytaj i dowiedz się, czym naprawdę jest „Faida. Prawo zemsty”.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 304
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
’Ndrangheta to nie jest mafia, która podkłada bomby,
tylko taka, która otwiera piekarnie, sklepy, hotele.
Zamiast skórzanej kurtki i ciemnych okularów
nosi dobrze skrojony garnitur i jedwabny krawat.
– GIOVANNI TIZIAN
’Ndrangheta dzieli się na society.
Società minore firma niższa – ogólna nazwa społeczności składającej się z przestępców niższego szczebla, którzy prowadzą działalność na poziomie ulicy.
Picciotto d’onore – żołnierz, członek ’ndranghety stojący najniżej w hierarchii.
Camorrista – dowodzi picciotti.
Caporegime (sgarrista) – jest dowódcą grupy (locale). Każda grupa liczy od kilkunastu do kilkudziesięciu żołnierzy oraz sporą liczbę współpracowników. Kapitan jest wybierany przez szefa i odpowiada za nadzorowanie wszelkich zleconych zadań. Sgarriści dzielą się na di sangue (z krwi) i definitivo (zwerbowani spoza rodziny).
Capobastone – osoba stojąca na czele ’ndriny, czyli rodziny w ’ndranghecie.
Società maggiore firma wyższa – ogólna nazwa społeczności składającej się z członków mafijnych struktur wyższego szczebla.
Santista– w hierarchii stoi nad capobastone, ma prawo do prowizji i udziału w zyskach ze wszystkich locale.
Vangelista – nazwa pochodzi od Ewangelii, na którą awansując, składa się przysięgę wierności i całkowitej podległości mafii.
Quintino – jeden z pięciu uprzywilejowanych ’ndranghetisti, subbossów, którzy w dawnych czasach mieli charakterystyczne tatuaże przedstawiające pięcioramienną gwiazdę.
Mammasantissima – główny szef organizacji.
(Z pewnych powodów nie wymieniam wszystkich funkcji tworzących strukturę tej society).
W 2010 roku przy okazji aresztowań odkryto, że istnieje jeszcze jedna societa, società segreta, najwyższe kierownictwo organizacji, które podejmuje kluczowe decyzje. W jego skład wchodzi jedenastu członków.
STRUKTURA WEWNĘTRZNA ORGANIZACJI
’Ndrina – podstawowa jednostka złożona z krewnych, odpowiednik rodziny. Każda ’ndrina jest autonomiczna i podlega jedynie swojemu bossowi.
Locale – jednostka organizacyjna obejmująca kilka ’ndrin w danym rejonie, mieście lub kraju.
Przez wiele lat w ’ndranghecie nie istniał żaden centralny organ władzy, a rodziny rządziły się same wewnątrz swoich struktur, lecz później ze względów bezpieczeństwa w strukturach ’ndranghety powstało tajne stowarzyszenie, którego członkowie znani byli tylko sobie: la santa. W jego skład wchodzili najważniejsi bossowie, często zarządzający kilkoma grupami. Do dzisiaj ’ndrangheta jest znacznie zdecentralizowana, a jej poszczególne części pozostają w znacznej niezależności od siebie, co utrudnia organom państwowym skuteczną walkę z nimi.
Siedząc w aucie, kurczowo zaciskałem dłonie na kierownicy i tępo wpatrywałem się w wejście do szpitala. To było tak niedorzeczne, tak absurdalne i tak przerażające, że nie mogłem zebrać myśli. Czułem uderzenia gorąca, jakbym za chwilę miał eksplodować. Wszystko szalało, dosłownie, a ja, zawsze taki opanowany, zdolny do chłodnej kalkulacji, przyjmujący wszystko na spokojnie, w tym momencie pragnąłem tylko się obudzić z tego pierdolonego koszmaru.
– To nie może być ona… – wymamrotałem. – To na pewno nie jest ona…
Zacisnąłem mocniej szczękę i wysiadłem z auta, a następnie skierowałem się do szpitala. Po chwili jeden z lekarzy zaprowadził mnie tam, gdzie obawiałem się wejść. Stojąc przed drzwiami prosektorium, przymknąłem powieki i wziąłem głęboki wdech, a później zrobiłem krok w przód i nacisnąłem klamkę. Pierwsze, co zobaczyłem, to stojący na środku pomieszczenia stół, a na nim czarny worek, w którym spoczywało ciało drobnej osoby. W tym momencie opanował mnie strach. Nie. Nie powinno mnie tu być. Po prostu nie! Miałem wrażenie, że jeżeli za chwilę stamtąd nie wyjdę, to stanie się coś strasznego. Coś, czego nie będę w stanie cofnąć. Przyłożyłem palce do skroni.
– Może potrzebuje pan więcej czasu? – usłyszałem. Zerknąłem na towarzyszącego mi mężczyznę. Miałem ochotę się roześmiać. Owszem, potrzebowałem czasu. Dużo czasu, bardzo dużo czasu dla dziewczyny, która nie powinna leżeć na tym stole. To nie ona, pomyślałem i ignorując lekarza, sięgnąłem do suwaka, ręka zawisła mi jednak w powietrzu. Nie byłem na to gotowy. Ale to przecież nie ona – ciągle ta jedna myśl. W tym samym momencie lekarz odsłonił twarz dziewczyny, a pode mną ugięły się kolana.
– To nie powinna być ona – wyszeptałem załamującym się głosem, spoglądając na martwe oblicze dziewczyny, która znaczyła dla mnie tak wiele.
Gdy po nią jechałem, nie miałem nawet pojęcia, jak wygląda. Powiedziano mi jedynie, że będę wiedział, gdy ją zobaczę. To mogło, kurwa, oznaczać wszystko. Uznałem, że to bzdura, ale przecież jechałem w konkretne miejsce. Impreza odbywała się w apartamencie hotelowym, który należał do ojca jednego z jej przyjaciół. Wystarczyło dotrzeć pod wskazany adres.
Starałem się nie dopuszczać do siebie tego, jak bardzo wkurwiała mnie cała ta sytuacja. Ledwie się powstrzymałem, aby nie zadzwonić do dona Abrama Sgarra. Chętnie powiedziałbym mu, że raczej powinien wynająć piastunkę do pilnowania swojej rozwydrzonej córki albo trzymać gówniarę pod kluczem. Wcześniej widziałem ją zaledwie jeden raz, mniej więcej dziesięć lat temu, może nawet więcej, i już wtedy była wyjątkowo upierdliwą gówniarą. Dopiero zaczynałem współpracować z ’ndriną Sgarro. Nie wspominałem dobrze ani swoich początków, ani rozpuszczonej ośmiolatki.
Była oczkiem w głowie swojego ojca. Do tej pory dziękowałem opatrzności, że nikt nie zauważył, jak strzeliłem smarkulę przez łeb, gdy wpychała mi do ręki lepkie żelki. Początkowo myślałem, że dzieciak się rozbeczy, a ja skończę z kulą w głowie, nic takiego jednak nie nastąpiło. Za wystarczającą formę zemsty uznała najwyraźniej wepchnięcie mi zaślinionego lizaka do kieszeni. To mogłem jeszcze znieść. Od tamtego momentu nie kojarzyła mi się najlepiej, ale czego można oczekiwać od niesfornej ośmiolatki? Była najmłodszym dzieckiem dona Abrama, głowy ’ndriny Sgarro. Mała Giuseppa miała trzech starszych braci i jedną siostrę. Najstarszy, Ciro, miał w tym momencie dwadzieścia pięć lat i był prawą ręką ojca. Drugi, dwudziestotrzyletni Salvatore, był lekkoduchem, którego imprezowy styl życia przysparzał jego ojcu wielu problemów. Były jeszcze bliźnięta, Ria i Rayner. Znałem osobiście całe rodzeństwo, najbardziej kłopotliwa była jednak Giuseppa, na którą wołano Giusi.
Na szczęście nie musiałem widywać jej zbyt często, ponieważ praktycznie od razu przeniesiono mnie do USA. Przez dwa lata pilnowałem interesu w Waszyngtonie i gdy zaczynałem się już zadomawiać, don Abramo wszedł w jednorazowy układ z meksykańskim kartelem i ’ndriną Galante. Liczył na dłuższą współpracę, ale klan Galante nie żył w przyjaznych stosunkach z meksykańskimi handlarzami. Pojawiły się pewne problemy i układ się rozpadł. Don Sgarro był przekonany, że wina leżała po stronie ’ndriny Galante. Od tamtej pory były między nimi tarcia. Kartel definitywnie zerwał współpracę i automatycznie stracili dostawcę, don Abramo jednak dość szybko zawarł nowe sojusze i weszli w inny układ. To właśnie wtedy przerzucili mnie do Kolumbii.
Początkowo nie mogłem się przyzwyczaić do tego dzikiego kraju, ale z czasem odnalazłem się w chaosie, który tam panował. Spędziłem w Kolumbii prawie osiem lat, zadomowiłem się. Niestety przy jednej z transakcji doszło do strzelaniny i zostałem ranny. Na jakiś czas wypadłem z gry, ale wróciłem już do formy. Gdy dowiedziałem się, że szef zdecydował o moim powrocie do Europy, cholernie się wkurwiłem. Odzwyczaiłem się od cywilizacji, przewidywalności. Za długo funkcjonowałem w ciągłym napięciu, z poczuciem, że na każdym kroku jestem narażony na niebezpieczeństwo. Pasowała mi ta ciągła adrenalina. Życie na krawędzi.
Gdy wylądowałem na lotnisku w Rzymie, powitał mnie Salvatore i poinformował, że jak zdecydował jego ojciec, odtąd będę opiekunem jego cholernej córeczki. W pierwszej chwili oczekiwałem, że za moment powie: „Żartowałem!”. Niestety to nie nastąpiło. Odruchowo otarłem dłonie o dżinsy na wspomnienie lepkich żelków i wzdrygnąłem się.
– Zarezerwowałem ci bilet do Mediolanu – poinformował, a ja wybałuszyłem oczy.
– Dokąd?
– Giusi poleciała tam ze znajomymi. Ojciec chce mieć pewność, że wróci przed swoimi osiemnastymi urodzinami – wyjaśnił.
Wcale mi się to nie podobało.
– To twoja siostra. Byłoby chyba lepiej, gdybyś ty po nią pojechał – wyraziłem swoje zdanie.
– Zamierzałem. Niestety ojciec uznał, że wtedy oboje nie dotarlibyśmy na czas – wyznał z głupią miną.
– Kto by pomyślał – mruknąłem. W zasadzie lubiłem Sala. Pomimo że mieliśmy zupełnie różne charaktery, dogadywaliśmy się całkiem dobrze. Może dlatego, że jego wizyty w Kolumbii były rzadkie i krótkie.
– Uwierz mi, Goran. Bardzo chętnie poleciałbym po Giusi osobiście, niestety mam ostatnio trochę na pieńku z ojcem i wolę nie ryzykować.
Jęknąłem w duchu.
– Nie wiem nawet, jak teraz wygląda ta gównia… – W porę się powstrzymałem. – Twoja siostra – uzupełniłem. Sal uniósł znacząco brew, nadal głupio się uśmiechając.
– Giusi pisała, że będą dziś na imprezie. Wyślę ci adres SMS-em. Na pewno ją poznasz. – Zaśmiał się.
Odebrałem z jego dłoni bilet.
– Będziemy najdalej jutro – oświadczyłem i nie czekając na odpowiedź, ruszyłem w stronę hali odpraw. Za sobą usłyszałem głośny śmiech. To również mi się nie spodobało.
Wyjrzałam przez okno i głośno westchnęłam. Ojciec nalegał, abyśmy zatrzymali się w naszej posiadłości pod Mediolanem, chociaż ja zdecydowanie wolę centrum miasta. Kupił ją ze względu na Adriannę. Ria zawsze stroniła od ludzi i gdy tylko skończyła dziewiętnaście lat, wyprowadziła się do USA i zamieszkała w Nowym Jorku. Nie chciała mieć nic wspólnego z naszą rodziną i działalnością ojca. Zmieniła nazwisko i nikomu się nie przyznawała, kim jest. Poza tym chciała być też bliżej naszego brata, który od dwóch lat odsiadywał piętnastoletni wyrok w USA. Ria i Rayner zawsze byli ze sobą mocno związani. Może dlatego, że są bliźniętami? Nie rozmawiałam z nią, odkąd wyjechała. Nigdy jakoś szczególnie się nie dogadywałyśmy, a dodatkowo bolał mnie fakt, że zupełnie się od nas odcięła. Rozumiałam potrzebę trzymania się z daleka od mafii, ale było mi przykro, że tak po prostu zerwała kontakt z rodzeństwem. Gdy widziałyśmy się ostatni raz, miałam szesnaście lat.
Nie tęskniłam za nią, chociaż muszę przyznać, że nachodziła mnie czasami myśl, aby do niej zadzwonić. W domu raczej o niej nie rozmawiamy, wyjazd został potraktowany jak jej śmierć. I nie ma w tym nic złego. Wręcz przeciwnie. To brutalna akceptacja porzucenia przez nią klanu. W wielu ’ndrinach takie coś by nie przeszło. Jako córka przywódcy miała obowiązki, a jednym z nich było zawarcie małżeństwa z kimś równym jej statusem, kto wzmocniłby klan. Myślę, że Ria tego nie doceniała, a może nawet nie rozumiała, ale ojciec odwrócił głowę, pozwalając jej wyjechać, i uciął temat. Większość przywódców klanu na jego miejscu wysłałaby za nią egzekutora, aby sprowadził ją siłą do domu lub zabił na miejscu. Takie niestety były realia, w których żyliśmy.
Moja siostra była zdolna i ambitna. Bez problemu dostała się na Uniwersytet Columbia. Obecnie studiuje i utrzymuje się, pracując jako barmanka, ponieważ nie chce niczego od ojca. Uważam, że to głupie, tata mógłby jej zapewnić luksusowe życie. Z drugiej strony właśnie tego chciała: zwyczajnego życia.
Ria od zawsze uważała mnie za głupiutką, rozpieszczoną młodszą siostrzyczkę. W sumie to chyba każdy tak o mnie myślał, ale nie dbałam o to. Prawda jest taka, że lubiłam dobrą zabawę i dopóki mogłam decydować o swoim życiu, to nie przeszkadzało mi to, kim jest mój ojciec. No, powiedzmy, że nie przeszkadzało. Po prostu najbezpieczniej było, przynajmniej na razie, nie zagłębiać się w temat. Czy to czyniło mnie głupiutką? Pozwalałam innym tak o mnie myśleć, nie wyprowadzałam ich z błędu – tak było wygodniej. Czy byłam rozpieszczona? Po prostu wiedziałam, czego chcę, i zawsze to dostawałam.
Miałam świadomość, że ojciec chciał, abym na weekend wróciła do domu, więc prawdopodobnie niedługo przyjedzie po mnie Salvatore. Na szczęście akurat z nim dogadywałam się bez problemu i z łatwością uda mi się go namówić na dłuższy wypad. Był koniec lipca i miałam już dość upałów, marzyłam o zmianie klimatu, a zawsze doskonale bawiłam się w Aspen. Ojciec pewnie się wścieknie, bo zależało mu na tym, abym moje osiemnaste urodziny spędziła w rodzinnym domu, ale to ostatnia rzecz, na którą miałam ochotę.
– Jesteś gotowa? – usłyszałam krzyk mojej kuzynki i podskoczyłam do góry.
Wkurwiała mnie nieziemsko, ale bez niej ojciec nigdzie by mnie nie puścił. Byli ze mną jeszcze dwaj moi kuzyni i kilkoro przyjaciół. W zasadzie nie miałam z nimi za wiele wspólnego, ale ojciec nie zgodziłby się na mój samotny wyjazd, więc traktowałam ich jak zło konieczne. Dzisiejszy wieczór zamierzałam spędzić na dobrej zabawie w samym centrum Mediolanu. Jechaliśmy na imprezę, którą organizował Enzo Galante, mój eks. Nie traktowałam tej relacji poważnie, skończyło się na kilku randkach, on jednak za bardzo się zaangażował. Strasznie mnie nudził. Zerwałam z nim, ale chyba miał nadzieję, że do niego wrócę.
– Jak zawsze – odpowiedziałam i podeszłam do lustra. Szybko zrobiłam delikatny makijaż. Od czasu gdy na jakiejś imprezie wpadłam do basenu, nie maluję się za mocno. Na Instagramie i Facebooku nadal krążyły moje fotki, na których wyglądam jak panda.
Gdy zeszłam na dół, czekała tam na mnie Marisa, a Teresa siedziała już w limuzynie. Reszta ekipy odjechała. Całą drogę milczałam, podczas gdy one ciągle nawijały o imprezie. Nudziły mnie. Prawdę mówiąc, miałam nadzieję, że Salvatore zabierze mnie stąd jak najszybciej. Może powinnam do niego zadzwonić? Wyciągnęłam telefon, zawahałam się jednak. Nie chciałam rozmawiać z bratem w towarzystwie Teresy i Marisy. Zaliczył je obie i żadna nie miała pojęcia o tej drugiej. Wolałam uniknąć dramatu. Uznałam, że będzie lepiej, jeżeli napiszę SMS-a.
GIUSI: Zastanawiam się, czy tato już cię po mnie wysłał…
Odpisał niemal od razu.
SAL:Niestety dziś się jeszcze nie zobaczymy, sis. Na pocieszenie dodam, że ojciec ma dla ciebie niespodziankę.
GIUSI: O! Co to takiego?
SAL: Niespodzianka.
GIUSI: Chcę wiedzieć jaka!
SAL: Gdybym ci powiedział, to nie miałabyś niespodzianki.
GIUSI: Jesteś wredny!
SAL: Też cię kocham, siostrzyczko. Baw się dobrze i koniecznie daj znać, jak wrażenia.
GIUSI: Wrażenia z czego? Z imprezy?
GIUSI: ??
GIUSI: Foch!
– Dupek – mruknęłam. Jedynie rozbudził moją ciekawość.
– Kto? – zapytała Marisa.
– Sal – odpowiedziałam odruchowo.
– Sal? – Nagle zaczęła przyglądać mi się z uwagą. Siedząca naprzeciwko Teresa również.
– Sam. Mój znajomy z Londynu – skłamałam. Na szczęście żadna nie podjęła tematu mojego głupiego brata.
Na miejsce dotarliśmy po godzinie. Bylibyśmy tam o wiele szybciej, gdyby nie korki w centrum miasta. Późnym popołudniem na ulicach kręciło się najwięcej turystów. Apartament rodziny Enza mieścił się na najwyższym piętrze jednego z hoteli. Od razu wyszłam na taras. Byłam tu kilka razy i uwielbiałam widok, jaki się stąd roztaczał. Szczególnie nocą. Pięknie oświetlona panorama Mediolanu wyglądała naprawdę zajebiście.
Na przestronnym tarasie znajdowały się basen i minibar. Miałam nadzieję na jakąś luźną imprezę, od razu jednak się zorientowałam, że nie będzie się tu działo nic ciekawego. Mogłabym się założyć, że wbici w garnitury panowie i ubrane w eleganckie kiecki laski w większości stanowili towarzystwo z elitarnych klubów. Moje kuzynki były zachwycone. Ja nie.
– Tu się ukryłaś! – usłyszałam za sobą głos Enza i przewróciłam oczami. Odwróciłam się do niego ze sztucznym uśmiechem przyklejonym do twarzy.
Trzeba przyznać, że był przystojny, chociaż jak dla mnie nieco za sztuczny. Zawsze świetnie wystylizowany, pozował na Bonda. Brakowało mu tylko wstrząśniętego, ale niemieszanego martini. Miał dwadzieścia dwa lata i był jedynym synem dona ’ndriny Galante. Wiem, że nasi ojcowie robili ze sobą kiedyś interesy, ale coś chyba poszło nie tak i teraz były między nimi jakieś zgrzyty. Ojciec trzymał mnie z daleka od spraw dotyczących mafii i bardzo dbał, abym nie miała styczności z tym światem. Ale będąc córką dona ’ndriny Sgarro, tkwiłam w tym przecież po uszy.
– Ja nigdy się nie ukrywam – oznajmiłam. – Nudzę się – dorzuciłam beznamiętnie. Widziałam, że trochę go to poirytowało.
– Przygotowałem kilka atrakcji na później – poinformował.
Nawet nie chciałam myśleć o jego „atrakcjach” w towarzystwie tych sztywniaków.
– Będziemy grać w butelkę? – zapytałam z ironią.
Zaczynało się ściemniać, a powietrze przyjemnie orzeźwiało. Nie miałabym nic przeciwko, aby impreza przeniosła się na taras. Elitarne towarzystwo prowadziło jednak elokwentne dyskusje w salonie, racząc się szampanem przy dźwiękach sonaty Księżycowej.
Nie mam nic przeciwko muzyce klasycznej, wręcz przeciwnie, gram na pianinie od piątego roku życia i jestem w tym całkiem dobra, ale… Serio? W tym momencie zdecydowanie lepiej czułabym się w basenie z kolorowym drinkiem w ręku, przekrzykując się z innymi przy głośnej, dynamicznej muzyce. Nie umniejszając Beethovenowi, Lady Gaga w tych okolicznościach byłaby bardziej wskazana.
– Chciałem z tobą porozmawiać, Giuseppo – powiedział Enzo, ignorując moje pytanie i doprowadzając mnie w jednej chwili do wściekłości.
Nienawidzę, gdy ktoś zwraca się do mnie pełnym imieniem. Nadali mi je po prababce, krzywdząc mnie tym na całe życie. Zastanawiałam się, czy walnąć go w mordę od razu, bez uprzedzenia, czy wyjaśnić wcześniej, dlaczego zrobię mu za chwilę krzywdę. Szczęśliwie dla niego dołączył do nas w tym momencie jego kolega.
– To ją chcesz dziś zaliczyć? – zapytał po francusku. Enzo przytaknął głową. – Niezła dupa. Sam chętnie bym ją puknął.
– Zapomnij. Jest moja.
Dlaczego założyli, że nie znam francuskiego? No tak, głupiutka Giusi.
– Co on mówi? – zwróciłam się do Enza, nie wyprowadzając go z błędu. Władałam biegle francuskim, hiszpańskim i angielskim. Ojciec dobrze zadbał o moją edukację.
– Zapytał, czy dobrze się bawimy – skłamał i przeniósł wzrok na znajomego. – Wszystko przygotowane? – ponownie przeszedł na francuski.
– GHB jest przy tacy z kieliszkami, a kamerkę zamontowałem na komodzie, na wprost łóżka. Jest włączona – poinformował, a ja wstrzymałam oddech. Ledwie udało mi się zamaskować zaskoczenie. Wiedziałam, że GHB to nic innego jak pigułka gwałtu.
Enzo obrzucił mnie czujnym wzrokiem, jakby chciał zbadać, czy cokolwiek zrozumiałam. Posłałam mu sztuczny uśmiech, chociaż miałam ochotę zrobić coś zupełnie innego.
– Może przejdziemy gdzieś, gdzie jest spokojnie, i porozmawiamy? – zapytał po włosku.
Gorączkowo się zastawiałam, jak zareagować. Nie czułam lęku, wręcz przeciwnie. Miałam przewagę: znałam prawdę i byłam na maksa wkurwiona. Zamierzałam dać mu nauczkę.
– Bardzo chętnie – oznajmiłam.
Gdy przechodziliśmy przez salon, kilku jego kolegów obrzuciło nas wymownymi spojrzeniami. Najwyraźniej dupek planował to od jakiegoś czasu i zorganizował z tego pieprzony event. Przez myśl przeszło mi, że zrobi transmisję na żywo, wątpiłam jednak, czy zaryzykowałby aż tak bardzo. Wiedział, kim jest mój ojciec i jakie poniósłby konsekwencje ze strony naszej ’ndriny. Reszta towarzystwa ewidentnie nie była świadoma jego zamiarów. Szczególnie damska część, która spoglądała na mnie z wyraźną zazdrością. Trzeba przyznać, że Enzo miał powodzenie u kobiet. Był przystojny, bogaty i bardzo pewny siebie. Fakt, że w przyszłości miał przejąć rządy po swoim ojcu, również robił swoje.
Enzo zaprowadził mnie – jakżeby inaczej – do sypialni. Przestronna, klimatycznie urządzona w beżowych kolorach, robiła duże wrażenie. Z całych sił starałam się nie spoglądać na komodę, na której według słów kolegi Enza stała kamera i rejestrowała każdy nasz krok. Podeszłam do stolika, na którym stał pojemnik z lodem, i odłożyłam torebkę.
– Moet & Chandon Dom Perignon – poinformował, ujrzawszy, że spoglądam na butelkę szampana umieszczoną między kostkami lodu. – Diana i Karol – uzupełnił. – Limitowana edycja z okazji ich ślubu. To najdroższy szampan, jedna butelka kosztuje ponad milion euro…
Litości!
– Goût de Diamants – przerwałam mu. Spojrzał na mnie zdezorientowany. – „Smak diamentów” to najdroższy szampan – wyprowadziłam go z błędu. – Milion trzysta za butelkę. Wiem, bo moja matka go uwielbiała. Jeżeli chodzi o mnie, to prawdę mówiąc, wolę zwykłe spumante za pięć euro. Nigdy nie przepadałam za wytrawnym alkoholem. Ale oczywiście doceniam twój gest. – Posłałam mu uroczy uśmiech. Stał sztywno, jakby połknął kij od szczotki. – Chciałeś o czymś porozmawiać – przypomniałam.
– No tak – wydukał. – Myślałem o nas.
– I co takiego wymyśliłeś?
– Uważam, że popełniliśmy błąd, zrywając ze sobą.
Miałam ochotę przypomnieć mu, że to ja z nim zerwałam, ale nie chciałam tracić czasu.
– Myślę dokładnie tak samo – szepnęłam. Wyglądał na zaskoczonego. Prawdopodobnie szykował się na dłuższą batalię.
– Zawsze mi się…
– Chcesz się pieprzyć? – weszłam mu w słowo i nie czekając na odpowiedź, zarzuciłam mu ręce na szyję i pocałowałam.
Miałam odruch wymiotny. Serio. Ślinił się jak buldog, a do tego obrzydliwie cmokał. Wolałam jednak nie ryzykować, że otumani mnie GHB, i dlatego ułatwiłam mu sprawę. Po chwili staliśmy już przy łóżku.
– Lubisz eksperymentować, kochanie? – zapytał, dysząc mi do ucha. Skrzywiłam się.
– Uwielbiam – wyszeptałam, starając się zabrzmieć uwodzicielsko.
Prawdę mówiąc, byłam jeszcze dziewicą i swój pierwszy raz zamierzałam przeżyć w osiemnaste urodziny, chociaż nie miałam na razie pomysłu, z kim to zrobię. Zostało jeszcze kilka dni, a w Aspen z pewnością poznam jakiegoś przystojnego cudzoziemca, który nie będzie wiedział, kim jestem. Może i taka chłodna kalkulacja nie stawiała mnie w dobrym świetle, lecz wrodzona ciekawość sprawiała, że chciałam doświadczyć tego, o czym tyle słyszałam, a nie byłam jedną z tych dziewczyn, które czekały na księcia z bajki.
– W takim razie mam dla ciebie niespodziankę – oznajmił Enzo i złapawszy za róg narzuconej na łóżko jedwabnej pościeli, szarpnął, ściągając ją.
– Ktoś tu się naoglądał Greya – wymamrotałam, widząc skórzane kajdanki przymocowane na łańcuchach do stelaża łóżka. Wyglądało na to, że są tam zainstalowane na stałe.
Ciekawe.
– Połóż się, suczko – zażądał, a ja aż się zagotowałam.
Tylko spokojnie. Tylko spokojnie. Tylko, kurwa, spokojnie.
– Prawdę mówiąc – przesunęłam dłonią po jego torsie – wolałabym zająć się tobą.
Zacisnął mocniej szczękę.
Jakżeby inaczej.
– Chcę cię zobaczyć z rozłożonymi nogami, gotową na mojego wielkiego pytona…
Ja pierdolę. A nie anakondę?
– Jesteś tego pewien? – zapytałam, dłonią sięgając do jego penisa. Wstrzymał oddech, a ja wzdrygnęłam się z obrzydzenia. Dobra, jeżeli to zobaczy, to powiem, że mi zimno. – Może się rozbierzesz, żebym mogła się zająć twoim ogromnym kutasem? – dorzuciłam, a on bez słowa ściągnął koszulkę. W ciągu minuty był już nagi.
Pchnęłam go na łóżko. Zawahał się, gdy zapinałam mu na nadgarstkach skórzane bransolety, zrobiłam to jednak szybko, aby nie zmienił decyzji. Po chwili leżał już skuty w pozycji na X.
– Weź go do ust i ssij, dziwko! – rozkazał. – Chcę widzieć, jak dławisz się moją spermą!
To się teraz pawian zagalopował.
Co prawda początkowo zamierzałam poprzestać na tym etapie i zostawić go tu nagiego, nikt jednak bezkarnie nie będzie nazywał mnie suką i traktował jak dziwkę.
Odeszłam kilka kroków, żeby miał na mnie doskonały widok, i zaczęłam powoli kołysać się w rytm muzyki. Już gdy tu weszliśmy, z głośników leciało jakieś pościelowe, całkiem miłe dla ucha mruczando. Nucąc i dotykając się, powolnym ruchem rozsunęłam suwak luźnej, krótkiej sukienki o fasonie A, trochę w stylu lat sześćdziesiątych.
– Pospiesz się, suko! Chcę zobaczyć twoją szparkę! – ponaglił. Ewidentnie kręciły go klimaty BDSM i dominacja.
Jego kutas stał na baczność w oczekiwaniu, a ja dalej realizowałam swój plan. Materiał mieniącej się brokatem białej sukienki opadł na miękki dywan. Zassał głośno powietrze, ujrzawszy moją koronkową bieliznę, która niewiele zakrywała. Podeszłam bliżej, nadal kołysząc się w takt muzyki. Byłam pewna, że nakręcała go sama myśl, że mój striptiz utrwali się na nagraniu, którym zamierzał podzielić się z kolegami. Rozpuściłam włosy i usiadłam na nim okrakiem. Zadbałam o to, aby moja cipka otarła się lekko o jego penisa. Wyrzucił do góry biodra, chcąc we mnie wejść, zwinnym ruchem mu to jednak uniemożliwiłam. Z jego ust wyrwał się pomruk niezadowolenia.
– Wszystko w swoim czasie, tygrysie – zamruczałam mu do ucha, pochyliwszy się nad nim. Spróbował mnie pocałować, ale do tego również nie dopuściłam.
– Zdejmij stanik – zaskomlał, a ja tym razem zrobiłam to, o co poprosił. Na widok moich piersi wstrzymał oddech i spróbował uwolnić dłonie, ale mógł jedynie się przyglądać rozdrażniony. – Pokaż mi swoją szparkę. Chcę ją polizać, a ty mów mi, jak bardzo chcesz, żebym cię wyruchał. – Nakręcał się coraz bardziej.
– O tak, bardzo chcę… – stwierdziłam z przekąsem. Ktoś normalny wyczułby ironię, ale przecież Enzo nie należał do normalnych.
– Wypnij się tyłem, suczko, chcę widzieć twoją cipkę, gdy będziesz ssała mojego ogromnego pytona.
Co on ma z tymi wężami?
– Powiem ci, jak będzie – wyszeptałam, przysuwając pierś do jego twarzy. Zanim mnie dotknął, odsunęłam się. – Zasłonię ci teraz oczy – wzięłam do ręki stanik – a później zajmę się twoim wielkim fiutem – poinformowałam. Określenie jego niezbyt imponującego kutasa mianem wielkiego jeszcze bardziej go podjarało.
– Zrób to wreszcie, kurwo – niecierpliwił się. Zawiązałam mu na oczach stanik, a następnie wstałam z łóżka. – Nabiję na mój pal twoją buźkę, wyrucham twoje gardło i zaleję cię moim nektarem, a ty będziesz krzyczała, jak ci dobrze.
Nektarem? Chyba do reszty go pojebało.
Na tym etapie naprawdę trudno było mi zachować powagę.
– Raczej ciężko byłoby mi krzyczeć z zalewającym mnie nektarem wielkim pytonem w ustach, władco pszczół – wymruczałam.
– Będziesz wrzeszczała, suko, a potem zliżesz z moich wielkich jaj całą spermę i będziesz jęczała z rozkoszy, i mówiła, jak bardzo ci smakuje napój bogów.
– Naleję sobie szampana, Christianie – mruknęłam, wstając z łóżka. – Chcę, aby napój bogów wymieszał się z milionem euro – rzuciłam ironicznie i podniosłam sukienkę, którą następnie szybko włożyłam.
Podeszłam do komody i przyjrzałam się stojącym na niej bibelotom. Kamera znajdowała się przy zdjęciu jego rodziców. Była naprawdę mała – w życiu bym jej nie dostrzegła, gdybym o niej nie wiedziała. Ciekawe, czy wcześniej kogoś już nagrywał. Wyjęłam z niej kartę pamięci i podeszłam do stolika z szampanem. Nalałam do kieliszka białego trunku, po czym wrzuciłam do niego kamerkę. Z torebki wyjęłam komórkę i czerwoną szminkę. Przejechałam nią po ustach.
– Co tak długo, suko?
Naprawdę był naiwny. Weszłam na łóżko i napisałam wielkimi literami na kremowej ścianie: 1 EURO ZA NUMEREK. Zanim odeszłam, zrobiłam kilka zdjęć. Po wyjściu z sypialni zostawiłam otwarte drzwi i od razu udałam się do łazienki. Umyłam dłonie, otrząsając się ze wstrętem na wspomnienie fiuta tego dupka. Idąc do salonu, utworzyłam post na Instargamie ze zdjęciami przywiązanego do łóżka nagiego Bonda ze sterczącym na baczność „ogromnym pytonem” i oznaczyłam osoby, które stąd kojarzyłam.
– Zmieniam lokal – poinformowałam Teresę. Zanim zaprotestowała, dodałam: – Idę do klubu, mam ochotę potańczyć, a tu zaraz zrobi się burdel.
– Ale…
– Enzo ma dla was niespodziankę w sypialni – oznajmiłam głośniej, zwracając się do wszystkich gości, po czym wyszłam i zbiegłam na dół. Po chwili dołączyła do mnie Teresa. Marisa została na górze, ale nie zamierzałam na nią czekać. Na dole poinformowałam kierowcę, że na razie nie będziemy potrzebowały limuzyny, i spacerkiem ruszyłyśmy w stronę lokalu, od którego dzieliło nas czterysta, góra pięćset metrów.
Do klubu dostałyśmy się bez problemów. Salvatore mnie tu czasem zabierał, więc ochrona mnie kojarzyła. Sal był tu częstym gościem. Miał otwarty rachunek i stałe miejsce w strefie VIP. Podeszłam od razu do baru. Miałam ochotę napić się czegoś mocniejszego, by przepłukać usta. Jakoś nie mogłam pozbyć się myśli o Enzie wpychającym mi język do gardła.
– Kamikaze – rzuciłam krótko, a zobaczywszy, że dołącza do mnie Teresa, dodałam: – I Cosmopolitan.
– Masz dowód? – zapytał stojący za kontuarem młody chłopak. Nie widziałam go wcześniej.
– Mam kartę kredytową i piękny uśmiech – odparłam. Roześmiał się. – Dopisz do rachunku Salvatore Sgarra – oznajmiłam.
Po chwili na blacie pojawiły się cztery lufki z błękitnym płynem. Wychyliłam trzy, jedną po drugiej, i zagryzłam limonką.
– Nie za duże tempo? – usłyszałam przyglądającego mi się z rozbawieniem barmana. Sięgnęłam po czwartą lufkę i opróżniłam ją jednym łykiem.
– Jak masz na imię?
– Massimo.
– Przechowaj to dla mnie, Massimo – poprosiłam, podając mu torebkę. – Jeszcze do ciebie wrócę – rzuciłam kokieteryjnie i nie czekając na jego reakcję, ruszyłam w stronę parkietu.
Uwielbiałam tańczyć. Zapominałam się wtedy i odcinałam od świata. Przymykałam oczy i odlatywałam. Taniec był dla mnie niczym narkotyk. Ria od najmłodszych lat brała lekcje baletu, mnie też próbowano do tego zmusić, nie mogłam się w tym jednak odnaleźć. Zbyt dużo było w tym poprawności i wyuczonych ruchów. Ja kochałam spontaniczność, więc lekcje baletu zamieniłam na pianino. Wolałam tańczyć w sposób, który dawał mi większe pole do popisu.
Przez jakiś czas towarzyszyła mi Teresa, ale zniknęła dość szybko – prawdopodobnie wróciła do baru, widziałam, że spodobał jej się barman. Było cholernie gorąco. Zaschło mi w gardle, a materiał sukienki kleił się do spoconego ciała, lecz byłam już na tyle wstawiona, że nie odczuwałam dyskomfortu. Rozpuszczone włosy oblepiały mi twarz, nie zamierzałam jednak schodzić z parkietu, aby doprowadzić się do porządku. Przymknęłam powieki, kołysząc się w rytm White Light Shury, całkowicie rozluźniona.
W którymś momencie w znajome nuty wmieszały się jakieś dźwięki. Otworzyłam oczy i natrafiłam na mroczne spojrzenie nieznanego mi bruneta, który stał na antresoli i nie odrywał ode mnie wzroku. Nie byłoby w tym niczego dziwnego, ponieważ od zawsze budziłam zainteresowanie płci przeciwnej, lecz ten facet wpatrywał się we mnie spojrzeniem, od którego poczułam dreszcze. Zamarłam, nie potrafiąc się uwolnić od natarczywego wzroku nieznajomego. Kim był? Dlaczego patrzył na mnie z taką pasją? Nigdy wcześniej go nie widziałam. Nie mogłam okiełznać chaosu, który nagle zapanował w mojej głowie, i napięcia, jakie mną zawładnęło.
Nagle w pobliżu baru rozległ się stłumiony huk, jakby przewróciło się coś dużego. Nieznajomy przeniósł w tamtą stronę wzrok, a następnie spojrzał ponownie na mnie, po czym zwinnie przeskoczył przez barierkę, wylądował na parkiecie i ruszył w moją stronę, przepychając się miedzy tańczącymi. Stałam, wpatrując się z ekscytacją w idącego do mnie mężczyznę. Nie mogłam się poruszyć.
Kto to, kurwa, był?
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Redaktorka prowadząca: Joanna Pawłowska
Wydawczyni: Joanna Pawłowska
Redakcja: Justyna Yiğitler
Korekta: Alicja Mazur
Projekt okładki: Marta Lisowska
Zdjęcie na okładce: © LIGHTFIELD STUDIOS / Stock.Adobe.com
Copyright © 2023 by Anna Tuziak
Copyright © 2023 for the Polish edition by Wydawnictwo Kobiece sp. z o.o.
Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.
Wydanie elektroniczne
Białystok 2023
ISBN 978-83-8321-257-9
Grupa Wydawnictwo Kobiece | www.WydawnictwoKobiece.pl
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Angelika Kuler-Duchnik