Filatura - Lena Veyra - ebook
NOWOŚĆ

Filatura ebook

Lena Veyra

4,3

430 osób interesuje się tą książką

Opis

Dziesięcioletnia Lilian trafia do domu dziecka, gdyż jej ciężko chora matka nie jest w stanie się nią opiekować. Miejsce, które miało być dla dziewczynki schronieniem, okazuje się surową instytucją. Budynek usytuowany głęboko w lesie i otoczony wysokim murem staje się pułapką uniemożliwiającą ucieczkę. Nastolatka dorasta wśród innych dziewcząt pod okiem wymagających wychowawczyń, ucząc się, że jedyną drogą do przetrwania jest posłuszeństwo.

Gdy osiąga pełnoletność, jej życie przybiera dramatyczny obrót – zamiast wolności zyskuje nowego „opiekuna”. Sprzedana bogatemu Rosjaninowi zostaje uwięziona w świecie, w którym jest traktowana jak własność.

Czy znajdzie się ktoś, kto poda jej pomocną dłoń i odmieni przykry los?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 207

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (37 ocen)
21
10
3
3
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Juskaa07

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna książka! Przemyślana i dopracowana fabuła, rewelacyjnie wykreowani bohaterowie, a do tego mnóstwo emocji. Takie książki lubię najbardziej.
50
love_ksiazkowe

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna historia 😎
50
Melania22

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo fajna i ciekawa historia którą warto przeczytać, ♥️😍
40
MagdalenaZwolinska

Nie oderwiesz się od lektury

Super książka.
40
Dianakinga35

Nie oderwiesz się od lektury

wspaniała historia która wciąga i czyta się szybko polecam
30


Podobne


Projekt i wykonanie okładki

Katarzyna Małecka

 

Redakcja

Paulina Zyszczak – Zyszczak.pl

 

Korekta

Beata Buko

 

Skład i łamanie

Anna Szarko

 

 

 

Copyright © Lena Veyra 2025

 

 

Wszystkie prawa zastrzeżone. Żadna część tej książki nie może być reprodukowana jakimkolwiek sposobem – mechanicznie, elektronicznie, drogą fotokopii itp. – bez pisemnego zezwolenia wydawcy, z wyjątkiem recenzji i referatów, kiedy to osoba recenzująca lub referująca ma prawo przytaczać krótkie wyjątki z książki, z podaniem źródła pochodzenia.

Zezwalamy na udostępnianie okładki w internecie.

 

 

Wydanie I

 

ISBN 978-83-975438-1-2

Spis treści

Słowo od Autorki

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

31

32

33

34

35

36

37

38

39

40

41

42

43

44

45

46

47

48

49

50

51

52

53

54

55

56

57

58

Epilog

Podziękowania

Słowo od Autorki

 

Filatura z włoskiego oznacza „wirowanie” i mam nadzieję, że w taki wir wydarzeń wpadniecie od początku tej historii. Niech porwie Was nurt emocji, napięcia i niespodziewanych zwrotów akcji, które składają się na tę opowieść.

Jest to fikcja literacka przeznaczona dla pełnoletnich czytelników. Wszystkie postacie, miejsca i wydarzenia stanowią wytwór mojej wyobraźni, a wszelkie podobieństwo do rzeczywistych osób czy sytuacji jest całkowicie przypadkowe.

Dziękuję, że zdecydowaliście się sięgnąć po tę książkę. Liczę, że dostarczy Wam niezapomnianych wrażeń i wciągnie Was bez reszty.

Życzę przyjemnej lektury!

1

 

Lilian

 

W podskokach wbiegam do salonu, potykając się o miśka. Szybko się schylam i go łapię. Spoglądam na mamę, uśmiecham się niewinnie i udaję, że pluszaka wcale tu nie było, bo zawsze odkładam swoje zabawki na miejsce.

Ona jednak nie zmienia wyrazu twarzy ani nie daje mi żadnej reprymendy. Podchodzę do niej pomalutku, czując, że coś jest nie tak. Siedzi na kanapie, zaciska nerwowo ręce na udach i wpatruje się we mnie, a ja zauważam jej szkliste oczy. Czy moja mama płakała?

– Mamusiu, co się stało? – Zajmuję miejsce obok niej i przechylam głowę, opierając się o jej ramię.

W odpowiedzi tylko głośno przełyka ślinę. Zauważyłam, że ostatnio wygląda źle. Schudła, jest bladsza, nieobecna i nie reaguje na moje pytania, jakby w ogóle nie padły.

Pytałam kilka razy, czy jest chora, ale kręciła głową. Czy kłamała, żebym się nie martwiła?

– Mamusiu, proszę, powiedz mi prawdę – szepczę smutnym głosem.

Wzdycha, obejmuje mnie ramieniem i czule całuje w czubek głowy.

– Liluś, będziesz musiała zamieszkać gdzie indziej – wydusza, zacieśniając uścisk.

– Zamieszkamy w Polsce? – pytam z entuzjazmem, lecz po chwili go porzucam.

Dlaczego jest taka smutna? Obiecała, że kiedy skończę szkołę podstawową, wrócimy do jej rodzinnego kraju lub przeniesiemy się do innego ciepłego miejsca na ziemi. Brakowało nam pogodnych dni. Ale przecież jeszcze nie nadszedł ten czas.

Rodzice są Polakami. Zamieszkali w Norwegii tuż po moich narodzinach, tylko wakacje spędzaliśmy w Polsce. I to mi wystarczyło, żeby chcieć się tam przeprowadzić. Mam tutaj piękne widoki, góry i świeże powietrze, lecz brakuje słońca, ludzi otwartych na rozmowy, jest tak sztywno i nudno. Nie wspomnę już o pysznym polskim jedzeniu, bo to ze względu na nie niezmiennie namawiałam mamę do przeprowadzki. Nie była przekonana do wyjazdu, wciąż żyła miłością do swojego zmarłego męża i nie chciała opuszczać stron, w których spędzili tyle wspaniałych chwil. Sama przyznała, że nie potrafi pójść naprzód, bo za bardzo kochała i nie umie się pozbierać. Tata zginął w nieszczęśliwym wypadku, gdy miałam cztery latka. Już praktycznie go nie pamiętam. Tylko za każdym razem, gdy przeglądam nasze rodzinne fotografie, wyobrażam sobie, że on wciąż gdzieś jest i żyje. Po prostu wyjechał daleko, ale pewnego dnia wróci. Znam prawdę, czasem jednak pozwalam sobie wierzyć w nierealne rzeczy.

– Córeczko, nie zamieszkamy w Polsce. Na razie nie. – Chrząka, a ja słyszę w jej głosie ból. Robi mi się przykro, więc milczę, bo wyczuwam, że zbiera siły na powiedzenie czegoś więcej… czegoś, co mi się nie spodoba. – Wmawiałam i tobie, i sobie, że nie jestem chora, ale prawda jest inna. Muszę iść do szpitala, a w tym czasie nie będzie miał się kto tobą zająć.

Dziwnie kłuje mnie serce, a oddychanie nagle zaczyna sprawiać trudność.

– Nie przejmuj się, będę blisko – przekonuję. – W szpitalu na pewno znajdzie się dla mnie miejsce gdzieś blisko ciebie. Wiesz, że często spadam z łóżka i śpię na podłodze, więc wygoda mi niepotrzebna. – Łapię ją za dłoń i zaciskam palce z całych sił.

– Przykro mi, to niemożliwe.

– Nie! – Zrywam się gwałtownie z kanapy, stając przed mamą. – Nie umrzesz, nie pozwalam! – Po moim policzku spływa łza.

– Zaraz po ciebie przyjadą. Zapewniali, że to najlepsze miejsce dla ciebie. Zadbają o twoją naukę, niczego ci nie zabraknie – mówi, ale nawet nie patrzy mi w oczy.

Nie wierzę… Ona wcale nie chce mnie oddać w ręce obcych ludzi. Snułyśmy tyle planów na przyszłość, miałyśmy mieć tyle wyjazdów. Miałyśmy tworzyć zgrany duet… My przeciwko wszystkim, a ona się poddaje. Nie, to jakiś żart.

Tupię nogą i wybucham płaczem.

– Ja chcę być przy tobie, mamusiu! Nie rób mi tego! Nie zostawiaj mnie!

– Córuniu, nie mam wyjścia. Nie będę mogła się tobą dłużej opiekować. Wiesz, że dla mnie to też jest bardzo trudne. Muszę myśleć o twojej przyszłości. Wolę, żebyś trafiła tam, gdzie będzie ci dobrze, niż żeby sąd wybrał ci byle jaki dom dziecka.

Próbuję zrozumieć, co właśnie się dzieje, ale pukanie do drzwi sprawia, że podskakuję. Pełen przerażenia wzrok mamy utkwiony gdzieś za moimi plecami sugeruje, że już po mnie przyszli. Nie mam prawa głosu, nie mam prawa obrony – wiem o tym, lecz uciekam. Wbiegam do swojego pokoju, chowam się w szafie i przykrywam kocem.

Mama to naprawi.

Zmieni zdanie.

Nie odda mnie.

Moje płuca palą, trudno mi nabrać powietrza, w gardle rośnie gula, aż nie potrafię przełknąć śliny. Mam ochotę krzyczeć, ale nie mogę nawet pisnąć, żeby nikt mnie nie znalazł.

To tylko koszmar.

Zaraz się skończy.

Szczypię skórę na przedramieniu. Odczuwam ból, ale się nie budzę. A więc to nie sen. Ciężkie kroki są coraz głośniejsze.

Mamo, nie zdradzaj im mojej kryjówki – błagam w myślach, ale już za późno. Drzwi szafy się otwierają, a ja z niej wypadam i próbuję umknąć między nogami jakiegoś mężczyzny. Nic z tego. Łapie mnie za nadgarstek i ściska.

– Puść ją – przemawia zmęczonym głosem mama. Z trudem stoi na nogach, podpierając się ramieniem o futrynę.

– Nie mamy czasu na tkliwe rozmowy – oznajmia grubym głosem mężczyzna, którego chwyt jest tak mocny, że aż boli.

– To inteligentna dziewczynka i zrozumie, że tak będzie najlepiej. Prawda, Liluś? – Mama patrzy na mnie wyczekująco, ale ja nie wydaję z siebie żadnego dźwięku.

Jestem wściekła.

Jestem okropnie wściekła.

Czuję się, jakby zabierano mnie do więzienia i jakby rodzicielka się temu spokojnie przyglądała.

– Podpisz. – Zza rogu wyłania się wysoka rudowłosa kobieta i wciska mojej mamie do dłoni długopis oraz kartkę.

– Co to?

– Zrzeczenie się praw rodzicielskich.

– Mamo, nie rób tego – kwilę, odzyskawszy głos. Mam ochotę ponownie się rozpłakać. To moja ostatnia deska ratunku. Nie chcę być gdzie indziej. Chcę być przy mamie.

Długopis, który spostrzegam zamglonymi oczami, uświadamia mi, że decyzja już dawno została podjęta, tylko po prostu dopiero dziś zostałam o tym poinformowana.

2

 

Lilian

 

Wyrywam się, gryzę, szarpię, szlocham, kopię i macham rękami jak opętana, ale nic to nie daje. Mężczyzna siedzący koło mnie na kanapie dużego auta ze spokojem odpiera każdy mój atak. Nie wyrządza mi krzywdy, ściska tylko mocno moje kończyny, kiedy dostaję szału. Wygląda przy tym, jakby takie zachowanie było dla niego czymś naturalnym i nie robiło na nim najmniejszego wrażenia.

Po dłuższej chwili brakuje mi sił. Odchylam głowę do tyłu zrezygnowana.

– Będą z nią kłopoty – oznajmia kobieta prowadząca samochód z prędkością, jakiej nigdy nie przekraczała moja mama.

– Już nie nasza głowa w tym, co dalej. Została wybrana, my tylko dostarczamy – mówi porywacz, po czym uśmiecha się cwaniacko, pokazując brzydkie żółte zęby.

– Gdzie jedziemy? – wyduszam z trudem, bo moje własne krzyki sprawiły, że rozbolało mnie gardło.

– Przekonasz się w swoim czasie. Czeka nas jeszcze długa droga, więc dla twojego dobra radzę ci się uspokoić. Wrzaski w tym aucie są ostatnimi, jakie będziesz miała okazję z siebie wydać bez ponoszenia za to konsekwencji.

Wzdrygam się na słowa kobiety.

Przeraża mnie fakt, że mama oddała własną córkę bez walki. Kiedy byłam wynoszona z domu przez tego olbrzyma, ona tylko tkwiła w miejscu. Złożyła ręce jak do modlitwy i poruszyła ustami, z których ruchu wyczytałam: „kocham cię”. Ale na nic mi się to nie przyda. Jadę z nieznajomymi w obce miejsce. Nie zabrałam ze sobą żadnej rzeczy. Jestem pozbawiona jedynej bliskiej mi osoby, zdjęć, wspomnień. Wszystkiego… Nie mam niczego poza ubraniami, które dziś włożyłam.

Nie pytam o nic więcej. Przestaję się szamotać i przymykam powieki. Liczę, że dzięki temu uśpię czujność tych ludzi. Wcześniej nie zostałam przypięta pasami, bo za bardzo się rzucałam. W mojej głowie zapala się lampka. Srebrna klamka z lewej strony aż się prosi o pociągnięcie.

Czekam cierpliwie, aż samochód zwolni, bo nie chcę się zabić. Pragnę się wybudzić z tego koszmaru, uciec i wrócić do mamy. Dodać jej otuchy i powiedzieć, że cokolwiek by się działo, zawsze będę obok w trudnych momentach. Chociaż mam tylko dziesięć lat, wiem, czym są śmierć i brak możliwości pomocy innym. Babcia, którą odwiedziłam w Polsce dwa lata temu, powiedziała, że w życiu nie istnieje nic gorszego niż bezradność. Dopóki w sercu tli się nadzieja, można zdziałać wszystko. Ale jeśli jej brakuje, trafiamy na mur, którego nie damy rady przeskoczyć. Właśnie tak się teraz czuję – jakbym stała pod takim murem. Wiem, że go nie pokonam, więc moja ostatnia szansa to zawrócenie.

Ostrożnie uchylam powieki. Moi przeciwnicy są przekonani, że śpię. Znajdujemy się w gęstym lesie, samochód zwolnił do bezpieczniejszej prędkości, z zewnątrz docierają dźwięki sugerujące, że jedziemy po kamykach. To ostatnie mnie nie pociesza, bo upadek może zaboleć.

Mama zawsze powtarzała, że mam problem ze spontanicznością, która powinna być w moim wieku naturalna. Przypominam sobie śmiech rodzicielki towarzyszący mi za każdym razem, kiedy stawałam przed trudnym zadaniem, czyli zjazdem ze zjeżdżalni, wskoczeniem do basenu czy wdrapaniem się na siatkę wspinaczkową na placu zabaw. Nie waham się dłużej. Błyskawicznie szarpię za klamkę, przechylając się na bok gotowa do wyskoku.

Coś jednak idzie nie tak.

Słyszę głośny śmiech. Oblewa mnie zimny pot.

Ciągnę jeszcze kilkakrotnie za srebrną rączkę, ale nic się nie dzieje. Zamki zostały zablokowane.

– Biedna naiwniaczka – parska mężczyzna.

Kolejny raz tego dnia dopuszczam do głosu myśl, że mam przechlapane. Jakby cały świat obrócił się przeciwko mnie. Ponownie ronię łzy, nie żałując sobie ataku złości.

3

 

Lilian

 

Droga jest męcząca. Długo jedziemy przez las, szyberdach pozwala mi na obserwację konarów gęsto porośniętych liśćmi, między którymi przebija się pochmurne niebo.

Wiem, że nie wygram z tymi ludźmi, więc przez cały czas uważnie obserwuję otoczenie. Jestem coraz dalej od mamy, a niekończący się ciąg drzew sprawia, że ogarnia mnie obawa, czy zdołam odnaleźć ścieżkę, jeśli uda mi się uciec.

– Wreszcie jesteśmy. – Mężczyzna szarpie mnie za ramię, dając mi do zrozumienia, że nasza podróż się skończyła.

Wychylam się i spoglądam za przednią szybę. Moim oczom ukazuje się wielgaśna brama w równie wysokim murze. Nie jestem dobra z matematyki, ale ogrodzenie musi mierzyć jakieś trzy metry.

Kobieta parkuje z boku na podjeździe, przeciera twarz i nabiera powietrza, odwracając się ku mnie.

– Żadnych numerów, mała – ostrzega. – Utkniesz tutaj na kilka lat i tylko od ciebie zależy, jak będą wyglądały. – Wystawia palec wskazujący, jakby mi groziła.

– Chcę do mamy… – szepczę, a moja broda się trzęsie. Liczę, że rudowłosa się nade mną zlituje i mi pomoże, ale nic takiego się nie dzieje.

Wysiadamy i stajemy przed otwierającą się bramą. Mężczyzna trzyma mnie za ramię i pilnuje, abym nie zrobiła niczego głupiego, a wie już, na co mnie stać. Niewiele widzę przez napływające do oczu łzy, muszę kilka razy mrugnąć, żeby wyostrzyć wzrok. Wtedy zauważam spory ceglany budynek obrośnięty mchem i z zakratowanymi oknami. Wybetonowany podjazd wygląda jak ulica, a obok biegnie ścieżka wysypana kamieniami. Oprócz drzew nie dostrzegam roślinności. Brakuje tu kolorów i życia, na dodatek za budynkiem widnieje przytłaczająca, gigantyczna skała.

Miałam pozwolenie na czytanie książek nieprzeznaczonych dla dzieci w moim wieku, co rozwinęło we mnie bujną wyobraźnię. Czuję się, jakbym trafiła na koniec świata, a ta ruina kojarzy mi się z więzieniem. Czy właśnie w nim się znalazłam? Ale co takiego zrobiłam? Mama ostrzegała mnie przed nieznajomymi – miałam z nimi nie rozmawiać ani nic od nich nie brać, żeby nie wpaść w kłopoty. Tymczasem za jej sprawą wpakowałam się do paszczy lwa, z której raczej nie będzie ucieczki.

Moje myśli przerywa stukot szpilek rozbrzmiewający coraz głośniej. Na horyzoncie pojawia się blada starsza kobieta w białej bluzce i ołówkowej spódnicy, z idealnym kokiem na czubku głowy. Brązowe włosy są gładko zaczesane, ani jeden kosmyk nie wymyka się z perfekcyjnej fryzury. Ma surowy wyraz twarzy, jej oczy nie wyrażają żadnych emocji. Czerwona szminka podkreśla pewność siebie.

– No, w końcu jesteście – mówi twardym tonem, zatrzymując się przed nami. Wręcza grubą kopertę osobom, z którymi tu przyjechałam, i kieruje wzrok na mnie.

– Przepraszamy, to była daleka podroż – odzywa się ruda.

Kobieta przed nami nie reaguje na te słowa, tylko lustruje moją sylwetkę od góry do dołu.

– Jesteś ładniutka, taka jak na zdjęciach – stwierdza. – Nadasz się do naszego grona. Nazywam się Elizabeth Hurricon i jestem dyrektorką tej placówki, a ciebie spotkał zaszczyt nauki pod moim okiem. Przekraczając tę bramę, zgadzasz się na nasze warunki. A ponieważ nie masz wyjścia, bo tak zdecydowała twoja matka, nie marnujmy czasu. Oprowadzę cię.

Odwraca się i rusza ku gmachowi. Nawet na mnie nie patrzy, kiedy kręcę głową w niemym proteście. Nadal nie wierzę, że mama zgodziła się na wywiezienie mnie do lasu, z dala od cywilizacji. Wiedziała, jak bardzo pragnę towarzystwa innych ludzi. Nie mogła mi zrobić na złość, przecież mnie kochała. Każdego dnia dbała o to, żebym miała wszystko, czego potrzebuję. Czytała mi bajki na dobranoc i często mnie przytulała. A teraz zepchnęła własną córkę na margines…

Wykonuję krok do tyłu, ale trafiam na twardy mur w postaci mężczyzny.

– Idź albo nie dożyjesz kolejnego dnia – warczy. – To nie zabawa w piaskownicy. Próba ucieczki zawsze będzie złym wyborem. Albo cię złapią i przyprowadzą tu z powrotem, albo zginiesz.

Po tych słowach odchodzi i pakuje się do auta, tym razem po stronie kierowcy. Patrzy mi przez moment głęboko w oczy, jakby mnie ostrzegał przed zrobieniem głupstwa, na jakie w tej chwili mam ochotę.

– Nie będę czekać na ciebie wieczność. – Surowy głos dyrektorki przywołuje mnie do rzeczywistości. Zrezygnowana niepewnie ruszam przed siebie, a potem przyspieszam, żeby dorównać jej kroku.

– Czy mama będzie mogła mnie odwiedzić, jak wyzdrowieje? – zadaję pytanie, chociaż boję się odpowiedzi.

– Twoja mama nie wyzdrowieje. Dla ciebie dziś umarła i więcej się nie zobaczycie. Im szybciej się z tym pogodzisz, tym lepiej – mówi Elizabeth jednocześnie ze spokojem i jadem w głosie.

Przygryzam wargę, aby powstrzymać następny atak szlochu, ale się nie udaje. Wybucham płaczem i opadam na kolana, łapiąc swoje rozczochrane kręcone blond włosy i mocno je ciągnąc, jakbym miała ochotę je sobie wyrwać. Odczuwam ogromny ból w sercu. Ledwie skończyłam dziesięć lat i już doświadczam najgorszego uczucia, jakie może towarzyszyć człowiekowi – bezradności.

Myślałam, że właśnie przeżywam swój koniec świata, ale nie… To dopiero początek koszmaru.

4

 

Lilian

 

Kiedyś oglądałam z mamą film dokumentalny o zakonnicach i zwróciłam uwagę na ich pokoje. Były takie puste… Łóżko, szafa i zakratowane okienko. Zapytałam wtedy, dlaczego siostrom nie przeszkadzają takie warunki. Mama odpowiedziała, że nie wszyscy potrzebują luksusów do szczęścia – czasem wystarczą wiara i modlitwa. Nie dawało mi to jednak spokoju. Zastanawiałam się, jak można siedzieć zamkniętym w ciasnej celi i czerpać z tego radość.

Teraz będzie mi dane przekonać się na własnej skórze. Bo oto stoję w zimnym pomieszczeniu pozbawionym jakichkolwiek dekoracji. Ze ściany schodzi tynk, a w prawym górnym rogu dostrzegam grzyba. Tuż nad pryczą, na której mam spać.

– To twoja komnata na najbliższe osiem lat. Tyle u nas spędzisz i mam nadzieję, że to będzie owocna współpraca. – Dyrektorka podchodzi do szafy i otwiera ją powoli. Drzwiczki skrzypią przeraźliwie, aż odruchowo zatykam uszy. – Choćby śmierdziało jak w stajni i huczało jak w hali produkcyjnej, masz nie okazywać słabości. Opuść ręce! Wszystkiego się nauczysz, ale nie denerwuj mnie już na początku. – Tutaj… – Kieruje wzrok ku wnętrzu szafy. – Masz dwa mundurki na zmianę. Sama dbasz o ich czystość, starsze dziewczyny pokażą ci, jak i gdzie robić pranie. Nie tolerujemy na zajęciach osób nieprzygotowanych. Twój strój ma być zawsze czysty i wyprasowany. To są koszulki i spodenki przeznaczone na zajęcia z wychowania fizycznego. Tu masz piżamy i dwie pary butów, wszystko w twoim rozmiarze. Od miesiąca jesteśmy gotowi na twój przyjazd.

Przenosi spojrzenie na mnie. Informacje pomału dochodzą do mojej świadomości, ale nie na tyle szybko, bym mogła przytaknąć.

– Przyzwyczaisz się – dodaje Elizabeth. – Zostałaś wybrana.

– Do czego? – wyduszam zdławionym głosem.

– Dowiesz się w odpowiednim czasie.

Spuszczam wzrok, bo czuję, że do moich oczu zaraz znowu napłyną łzy.

– Pamiętasz, co przed chwilą powiedziałam? Ataki histerii i płaczu są u nas karalne. Teatrzyk odstawiony przez ciebie na korytarzu był ostatnim, jaki chcę widzieć.

Nie ruszam się, usiłując połknąć żółć podchodzącą mi do gardła. Boję się tej kobiety. Tak bardzo boję się sposobu, w jaki mówi, i władzy, jaką ma nade mną.

– Dziewczyny uczą się teraz w swoich pokojach – ciągnie wywód. – Ogarnij się i przebierz w mundurek, za pół godziny widzimy się w kuchni. Same przygotowujecie posiłki i jecie je wspólnie. Po obiedzie zapoznasz się z napiętym harmonogramem. Uwierz mi, nie będziesz miała czasu wspomnieć o swoim dawnym życiu. Zaczynasz nowy rozdział.

5

 

Lilian

 

Wyczerpana po treningu padam na podłogę, ale od razu słyszę karcący głos trenerki. Georgina jest tak samo surowa i wredna jak Elizabeth. Nie znosi okazywania słabości.

Podnoszę się i podbiegam do kolejki stojącej przed wejściem do klasztoru, bo inaczej nie umiem nazwać tego budynku. Idziemy pod prysznic. Mamy wspólną łazienkę, co odziera nas z jakiejkolwiek prywatności.

– Czy któraś z was przeciwstawia się poleceniom? – zaczepiam dziewczynę na końcu, ciągnąc ją za koszulkę. W odpowiedzi odpycha moją rękę i robi minę, jakbym powiedziała coś naprawdę durnego.

Przed prysznicem korzystam jeszcze z toalety. Spod drzwi kabiny wysuwa się kartka. Podnoszę ją z ciekawością i rozwijam.

Wiadomość napisano w języku polskim. Kąciki moich ust delikatnie się unoszą.

 

Jestem Tamara. Tak jak reszta dziewczyn mam polskie korzenie. Mam 13 lat i trafiłam tutaj w tym samym wieku co Ty. Podobnie jak każda z nas.

Próbuję zrozumieć sens odseparowania nas od cywilizacji, ale nic logicznego nie przychodzi mi do głowy. Jesteśmy szkolone jak żołnierze, powoli zabijają w nas emocje i zduszają empatię, nawet tak ludzkie odruchy jak płacz są zabronione. Żadna z nas nie wie, dlaczego to robią, więc nie zadawaj pytań.

Spędzamy tu po 8 lat. Kiedy któraś z dziewczyn osiąga pełnoletność, zostaje wypuszczona, a na jej miejsce trafia następna i przechodzi tą samą drogę. Między każdą z nas jest rok różnicy. Gdy się ustawimy jedna obok drugiej, wyglądamy jak piramida. Musiałaś to zauważyć, stojąc w szeregu.

Nie uciekaj. Zamiast tego spróbuj się podporządkować.

Jeśli chcesz mi odpisać, włóż list między kartki książki z biblioteki i na przerwie zostaw w pokoju nr 3. Nie możemy rozmawiać otwarcie o wszystkim, bo ściany mają uszy. Musimy milczeć i wykonywać polecenia.

Po przeczytaniu tej wiadomości podrzyj papier i spuść w toalecie.

 

Robię to, co radzi Tamara w ostatnim zdaniu, wychodzę z kabiny i udaję się pod prysznic.

Staram się odnaleźć spojrzeniem nadawczynię tego listu. Rozglądam się dyskretnie, próbując nie zwracać na siebie uwagi. W tym miejscu powinno się szanować intymność drugiej osoby – każda z nas jest skupiona na sobie i wodzie spływającej po ciele. Po chwili jednak czuję na sobie czyjś wzrok. Patrzę w lewo i natrafiam na parę wpatrzonych we mnie jasnoniebieskich oczu. Dziewczyna niemal niezauważalnie kiwa głową i mruga do mnie porozumiewawczo. To ona. Nim zdążę zareagować, wraca do mycia włosów.

Jak dobrze wiedzieć, że mogę nawiązać z kimś kontakt, choćby ograniczony. Zawsze to jakieś wsparcie.

6

 

Lilian

 

Z każdym upływającym dniem, tygodniem i miesiącem coraz dobitniej sobie uświadamiam, że nigdy nie przywyknę do panujących tutaj warunków. Najgorsze, że pozostałe siedem dziewczyn wydaje się takie spokojne i opanowane, jakby pasowała im ta chora sytuacja.

Dotychczas jadłam to, na co miałam ochotę, chodziłam na lekcje z przyjemnością, miałam koleżanki i świetnie się z nimi bawiłam. Popołudniami mama okazywała mi wsparcie oraz miłość. A teraz… teraz jestem sama, a reszta zachowuje się jak zaprogramowane roboty. Jedynie listy, które wymieniam z Tamarą, trzymają mnie przy zdrowych zmysłach.

Wstajemy o piątej, ścielimy łóżka, sprzątamy i przygotowujemy posiłki. Uczymy się, uczymy i jeszcze raz uczymy. Dzięki temu, że posługiwałam się i norweskim, i językiem ojczystym, znam je oba perfekcyjne. Dodatkowo szlifowałam w szkole angielski. Teraz doszły mi jeszcze włoski i rosyjski. Każdego dnia jesteśmy przepytywane z pozyskanej wiedzy, a karą za brak przygotowania jest pozbawienie posiłku. Siedzimy wówczas z innymi dziewczynami konsumującymi posiłki, czujemy zapach jedzenia, ale nie możemy go tknąć. Przypomina mi to tresurę psa, ale zostawiam ten komentarz dla siebie. I tak nikt ze mną nie rozmawia.

Mamy lekcje w trzyosobowych grupach. Tylko najstarsza Patricia i rok młodsza Olivia uczą się we dwie. Zajęcia są rozłożone na cały dzień. Łączymy się tylko na zewnątrz, kiedy Georgina daje nam wycisk niezależnie od tego, czy pada deszcz, czy śnieg. Ona też odpowiada za lekcje manier i naukę rosyjskiego. Ten język stał się przez nią najgorszym i najtrudniejszym dla mnie przedmiotem.

Poza nią i dyrektorką, która wykłada matematykę i włoski, resztę przedmiotów prowadzi Miranda. Jest najmilsza z całej trójki, w kącikach jej ust czasem można nawet dostrzec cień uśmiechu, chociaż dzieje się to niezwykle rzadko.

Nauczycielki przygotowują nas do… no właśnie, nie wiadomo do czego. W placówce nie pojawia się nikt z zewnątrz, nie ma żadnych egzaminów oprócz tych wewnętrznych.

Mój nastrój zmienia się kilkakrotnie w ciągu dnia. Raz pozostaję obojętna na to, co mnie spotyka, a po chwili mam chęć wybuchnąć od namiaru tłumionych emocji. Coraz częściej łapię się na żywieniu wielkiego żalu do mamy. Upominam samą siebie w myślach, próbuję tłumaczyć jej decyzję, ale to niewiele daje. Nie potrafię wybaczyć, że oddała mnie w ręce tych nienormalnych kobiet wyzutych z wszelkich uczuć.

7

 

Lilian

 

Pięć lat później

 

Szarpanie za ramię budzi mnie z głębokiego snu.

– Lili!

Niechętnie uchylam powieki i widzę Tamarę. Od razu się zrywam i niemal uderzam ją w nos.

– Co się stało? – pytam ochrypniętym głosem.

Doskonale wiedziałam, że jej dzień odejścia zbliża się nieubłaganie. Przygotowywałam się na to, że zostanę zupełnie sama, ale starałam się chronić swoją podświadomość. Wyrzucałam z głowy wszystkie niepokojące myśli… W gruncie rzeczy powinnam się cieszyć, że dziewczyna w końcu odzyska wolność, ale nie potrafiłam się pozbyć narastającego poczucia pustki.

– Pamiętasz, jak cię zapewniałam w listach, że wypuszczą nas na wolność, gdy osiągniemy pełnoletność?

– Pamiętam.

– To bzdura! – Ręce, które zaciska na moich, drżą. Blask księżyca wpadający przez okno oświetla jej przerażoną twarz. Słyszę nierówny oddech dziewczyny. Dotąd zawsze opanowana i pewna siebie Tamara straciła kontrolę.

– Co chcesz przez to powiedzieć?

– One nas szkolą… wychowują. Nie… – Parska śmiechem, co wydaje mi się niestosowne w tej sytuacji. – One nas hodują dla innych. Pozbawiają nas normalnej codzienności, wpajają chore zasady po to, żeby nas sprzedać jakimś bogatym typom.

– Skąd wiesz?

– Do mojego pokoju przyszła Miranda i zaprowadziła mnie do gabinetu dyrektorki. Tam jest masa papierów, akt, ale ja nie o tym… Mam mało czasu. Stwierdziła, że zrobiła wszystko, co w jej mocy, żeby mnie przygotować do roli idealnej żony. Hurricon właśnie mnie poinformowała, że wcale nie odzyskam wolności.

– Jak to? – wyduszam, czując, jak moje serce przyspiesza.

– Powiedziałam, że muszę iść do toalety, i do ciebie przybiegłam, ale teraz wracam, bo się zorientują, że coś kombinuję. Wywiozą mnie, zanim się obudzicie, a na moje miejsce przyjdzie nowa dziesięciolatka. Zapomnij o tym, co ci pisałam, czyli żebyś się dostosowała i nie wychylała. Spróbuj uciec. Nie możemy liczyć na odzyskanie wolności. Ona przestała dla nas istnieć w momencie przekroczenia progu tego szalonego domu dziecka. Trzymaj się, moja droga. – Puszcza mnie i kieruje się do wyjścia.

– Do zobaczenia. Odnajdziemy się kiedyś – wyjękuję, po czym zaciskam zęby, aby powstrzymać płacz.

– Obyś miała rację. Tak się boję. Nie wiem, co mnie czeka.

Zamyka za sobą cicho drzwi, a ja opadam na poduszkę. W moim gardle rośnie gigantyczna gula. Nie potrafię się uspokoić aż do rana. Kiedy wybija piąta, zwlekam się z łóżka, wiedząc, że dziś już nie spotkam Tamary. Nie wymienimy porozumiewawczych spojrzeń, nie mrugnie do mnie okiem w celu dodania otuchy ani nie zostawi na pocieszenie listu. Przez pięć lat dowiedziałam się z tych wiadomości wszystkiego o niej, a ona o mnie.

Teraz zostałam sama i muszę spróbować.

Muszę spróbować się stąd wyrwać, chociaż nie mam pojęcia, co czeka za murami tego wariatkowa. Od utraty wolności minęło tyle lat…

8

 

Lilian

 

Przez cały dzień snuję się niczym cień, pozbawiona nadziei, że kiedy opuszczę to odludzie, wreszcie zacznę sama decydować o sobie. W mojej głowie cały czas brzmią słowa Tamary. Tresują nas, żeby sprzedać jakimś mężczyznom. Do dziś sądziłam, że pożegnam się z tym koszmarem, gdy osiągnę pełnoletność, a teraz… teraz już wiem, że nie mogło być tak pięknie.

Dyrektorka zauważa moją dekoncentrację. Nie potrafię się skupić na lekcjach, dlatego dostaję karę. Oprócz tego, że ominie mnie posiłek, mam posprzątać po kolacji. Powinnyśmy razem z resztą dziewczyn tworzyć zgraną ekipę, zbuntować się, stawić czoło tej jawnej niesprawiedliwości, ale one nadal wierzą – tak jak ja do tej pory – że to wszystko jest po coś. No tak, jest po coś, lecz nie my w tej sytuacji skończymy dobrze. Nikt tutaj nie działa na naszą korzyść.

Towarzyszki doli i niedoli zostawiają mnie z bałaganem i rozchodzą się do pokojów. Rozpoczyna się dla nich czas wolny. Co to znaczy? Czytanie książek, bujanie w obłokach, marzenie o lepszym jutrze.

Jedynie z Tamarą miałam dobry kontakt. Chciała się jakkolwiek trzymać rzeczywistości. Pisałyśmy listy, uśmiechaliśmy się do siebie, kiedy nikt nie patrzył. Teraz zostałam sama nie tylko z tą przeważnie przykrą codziennością, ale też z wiedzą, jaką zdążyła mi przekazać przyjaciółka.

Myję naczynia, a później wycieram je mozolnie, bo po co mam się spieszyć? Czyszczę stoliki, zmywam podłogę i siadam na krześle, pochylając głowę do przodu.

– Jeśli skończyłaś, możesz już iść do swojego pokoju i przygotować się do spania. – Surowy głos dyrektorki wyrywa mnie z zadumy.

– Dobrze. – Nie zdobywam się na inny komentarz. Wstaję i człapię w kierunku drzwi. Muszę spróbować uciec, chociaż do niedawna byłam przekonana, że to niemożliwe. Musi istnieć jakiś sposób. Jedyne, co mi pozostaje, to zaryzykować.

– Poczekaj. – Elizabeth podchodzi, stukając szpilkami o kafelki. Echo tego dźwięku wbija mi się w głowę. Tak bardzo tego nienawidzę… Nienawidzę życia, jakie tu wiodę. Każde słowo tej kobiety jest jak rozkaz, któremu nie umiem się sprzeciwić.

Chciałabym iść dalej, ale nie mogę. Zastygam w bezruchu.

Powinnam przyspieszyć kroku, pobiec do pokoju, trzasnąć drzwiami przed nosem tej baby i mieć ją gdzieś, bo przecież nie może mi nic zrobić, ale nawet w tej chwili tracę władzę nad własnymi nogami. Tak długo przekonywała mnie o swojej dominacji. Zawsze robiłam wszystko, co kazała, bo liczyłam, że kiedyś się stąd wyrwę.

– Zauważyłam, że byłaś blisko z Tamarą – kontynuuje Hurricon – ale możesz porzucić żałobę. Każda ma tu swój czas, ona zakończyła naukę, a ty nie powinnaś się zachowywać tak, jakby umarła.