Four Seasons - Julita Sarnecka - ebook
NOWOŚĆ

Four Seasons ebook

Julita Sarnecka

4,3

332 osoby interesują się tą książką

Opis

Pearl Pearce zaczyna pracę jako sprzątaczka w najdroższym hotelu w Nowym Jorku – Four Seasons. Zmusza ją do tego trudna sytuacja finansowa. Pierwszego dnia w pracy wylewa sok na właściciela hotelu, Masona Becketta, co sprawia, że mężczyzna zwraca na nią uwagę. Mason wraz z braćmi prowadzą interesy na całym świecie i właśnie planują przejęcie bankrutującego hotelu w Barcelonie. W dniu, kiedy ma dojść do spotkania z Hiszpanem, okazuje się, że tłumaczka Masona trafia do szpitala. Jednak jest ktoś, kto może pomóc. Czy tak dwa różne światy mogą się połączyć?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 386

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (176 ocen)
111
34
16
10
5
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
maialen75

Z braku laku…

Sztampowa, naiwna historia. Nieśmieszne dialogi. W ogóle nieprzekonująca wyjątkowość bohaterki. Krytyczne spojrzenie na inne kobiety zabiegające o względy szefa, a zachowanie głównej bohaterki w zasadzie od tego nie odbiega. A już wieloletnią odmowa dostępu do własnego dziecka to już gruba przesada. Nie polubiłam głównej bohaterki, niezdarnej, rozwrzeszczanej i nielogicznie postępującej.
101
AgaWiktoria

Nie polecam

Jestem zaskoczona ze tak kiepska jest ta książka. Bohaterka zachowuje się nielogicznie. Oburza się na pytania o karierę zawodowa przez szefa i mówi co chwile „nie twoja sprawa” No kto się tak odzywa na szefa? A potem „jeśli chcesz mnie zwolnić, rozumiem”. W ogóle nie czuć chemii między bohaterami, nie ma ciętych ani ciekawych dialogów, wręcz są nudne. Bohaterowie tez są nijacy.
72
Permission

Nie polecam

Sam pomysł na fabułę bardzo oklepany, jednak nie byłoby to nic złego gdyby nie wykonanie… Autorce udało się stworzyć wyjątkowo płaskich bohaterów, których motywacje nie istnieją - może poza tym, że wg autorki właśnie tak powinni się zachować - a jakikolwiek rozwój jest poza ich zasięgiem. Dodajmy do tego przeskoki w czasie, zupełnie nieograne, stosowane przez autorkę po to, by opisywać tylko to co wygodne i… katastrofa murowana, czyli książka Julity Sarneckiej.
31
Malgorzata_2
(edytowany)

Nie oderwiesz się od lektury

Książka jest super ale moim zdaniem ostatnie rozdziały pociągneły się trochę szybko dlatego że najpierw mamy że Manson nigdy jej nie wybaczy tego co zrobiła i ją obwinia o to że go zostawiła a potem w kolejnym rozdziale Manson dostaje wykład od rodzeństwa i magicznie dwa rozdziały później dostajemy oświadczyny krótko mówiąc brakowało mi tego że Manson po poznaniu prawdy niepocierpiał troszkę dłużej. Dla mnie to była taka jedna malutka wada jeśli chodzi o tą książkę.
20
Beeenia

Nie oderwiesz się od lektury

Genialna , chciałbym też poznać losy reszty braci 🤍
21

Popularność




Copyright Julita Sarnecka, 2024

Projekt okładki

Agnieszka Zawadka

Zdjęcia na okładce

Toni Osmundson (unsplash),

Akhilesh Sharma (AdobeStock)

Redaktorka prowadząca

Marta Burzyńska

Redakcja

Magdalena Białek

Korekta: Alicja Matyjas

ISBN 978-83-8352-783-3

Warszawa 2024

1

Pearl

Tu masz swoją szafkę. Nie jest ona może jakaś duża, ale na najpotrzebniejsze rzeczy na pewno wystarczy.

Szłam za kobietą w ciemnogranatowym uniformie i starałam się zapamiętać wszystkie informacje, jakie mi przekazywała.

– Nie potrzebuję dużo miejsca. Ta szafka jest idealna – powiedziałam. Starałam się nie rozglądać na boki, bo wiedziałam, że na pewno byłam atrakcją dnia.

Kobieta westchnęła, pokręciła głową i kontynuowała:

– W tej szafce zawsze znajdować ma się strój na zmianę, a najlepiej dwa. Żadna, nawet najmniejsza plamka na ubiorze nie jest dozwolona. – Zamilkła i przez chwilę wpatrywała się we mnie, jakby oceniała, na ile moja inteligencja pozwala mi rozumieć jej słowa.

– Rozumiem.

– Obawiam się, że jednak nie rozumiesz. Takich jak ty były tu dziesiątki i każda mówiła, że rozumie. Nie muszę ci chyba mówić, że żadna z nich nie zagrzała tu dłużej miejsca. Hotel Four Seasons to jest hotel z tradycją, a tradycji nie można hańbić, trzeba ją szanować.

Lepiej być nie mogło. Trafiłam na zakochaną w swojej pracy służbistkę. Nie znałam gorszego połączenia.

– Rozumiem. – Z tych nerwów zapomniałam języka w gębie i odpowiadałam jak automat.

Twarz kobiety mówiła jedno: nie podobałam się jej, ale ze względu na brak personelu musiała dać mi szansę.

– Pracujesz na trzy zmiany: pierwsza od szóstej rano do piętnastej, druga od piętnastej do dwudziestej trzeciej, a ostatnia od dwudziestej trzeciej do szóstej rano i na tej zmianie twoim zadaniem jest być tylko do dyspozycji gości, w razie gdyby czegoś potrzebowali. Plan ustalam ja i jeżeli nie masz bardzo dobrego powodu, lepiej nie zamieniaj się z nikim na godziny, bo nie lubię niespodzianek. A teraz się przebierz, to oprowadzę cię po hotelu. – Zlustrowała mnie z góry na dół, po czym, cmokając, dodała: – Twój strój jest… nieodpowiedni.

Po tych słowach wyszła.

– Nie przejmuj się – usłyszałam za sobą szept.

Odwróciłam się i zobaczyłam ładną dziewczynę. Sądząc po jej stroju, mogłam mieć pewność, że pracuje tu jako sprzątaczka. Miała taki sam uniform co szefowa, tylko czarny.

– Maria zawsze traktuje tak nowe, żeby je wystraszyć. To jest jej taki test przesiewowy, a ty go chyba zdałaś, bo nie wykopała cię pierwszego dnia.

Jej czarne włosy uczesane były w idealnego niskiego koka, zresztą tak jak moje. Podczas rozmowy o pracę dostałam listę nakazów i zakazów. Jeden z nich dotyczył fryzury – trzeba było uczesać się tak, aby przypadkiem nie wystawał żaden włosek. Podobno dawniej goście znajdowali czyjeś włosy na pościeli, a to w takim hotelu jak Four Seasons było niedopuszczalne.

– Jestem Pearl. – Wyciągnęłam rękę do dziewczyny. – Dzięki za pocieszenie, ale nie wzięłam tego do siebie.

– Mam na imię Arii. – Mocno uścisnęła moją dłoń. – Lepiej szybko się przebierz, bo Maria nie lubi spóźnialstwa, a znając ją, wparuje tu za moment, a wtedy to już na pewno cię wykopie.

Uniform pasował na mnie idealnie. Gdy zamykałam szafkę, weszła szefowa. Po jej wzroku od razu poznałam, że gdybym nie była ubrana, byłoby już po mnie.

– Musimy iść do kuchni. Gość z pokoju dwieście trzydzieści zażyczył sobie soku pomarańczowego. Gotowa?

Skinęłam głową, a Maria znowu westchnęła, po czym odwróciła się i ruszyła w stronę wyjścia, nie patrząc, czy w ogóle za nią idę; nie brała innej opcji pod uwagę.

Gdy znalazłyśmy się w holu, straciłam pewność siebie. Było tu zbyt jasno, dlatego czułam się, jakbym była na świeczniku, ale gdy odważyłam się spojrzeć na mijających mnie ludzi, doszło do mnie, że nikt nie zwracał na mnie uwagi, tak jakbym była przezroczysta.

Maria zwolniła, dostosowała krok do mnie i zaczęła mówić:

– Teraz zachowują się tak, jakby cię tu nie było, ale uwierz mi, jak będą czegoś potrzebowali, odzyskają wzrok.

Czarownica. Były dwa rozwiązania: czytała mi w myślach albo czuła się tak samo jak ja. Musiałam na nią spojrzeć, żeby upewnić się, że koło mnie idzie ta sama kobieta, która przed chwilą zabijała mnie wzrokiem.

Odchrząknęła i przywołała się do porządku.

– Od jutra przydzielę cię do kogoś i przez tydzień będziesz się uczyć. Później dostaniesz swoje własne piętro i telefon. Tak będziesz informowana o wszystkich zadaniach. Jeżeli zadzwoni ktoś do ciebie i każe zanieść coś do pokoju, to zrób to. Pamiętaj tylko, nie odzywaj się niepytana, nie rozglądaj się, nie oceniaj. Będziesz tu widziała różne rzeczy. Jedne będą cię bawić, drugie obrzydzać, ale nigdy nie oceniaj. To nie jest twoje życie, masz być cieniem tego hotelu. – Nagle zatrzymała się i spojrzała na mnie chłodno. – Ale najważniejszą zasadą jest to, że nie możesz wchodzić na najwyższe piętro, które należy do właściciela hotelu i ma przydzielone swoje sprzątaczki.

Byłam w stanie tylko potakiwać głową. Chłonęłam jak gąbka wszystko, co mówiła ta kobieta, i zastanawiałam się, gdzie ja trafiłam.

Kiedy się dowiedziałam, że dostałam tę pracę, wygooglowałam to miejsce. Właścicielem był Mason Beckett, który prowadził sieć hoteli wraz ze swoimi braćmi: Marcusem i Milo. Wszyscy trzej strzegli swojej prywatności jak ognia, dlatego zdjęcia, które znalazłam, pochodziły z dużo wcześniejszych lat. Nie było żadnej informacji na temat ich życia prywatnego.

Kiedy trafiłyśmy do kuchni, sok był już przygotowany.

Maria postawiła szklankę na tacy i wręczyła mi ją.

– Ale… – zaczęłam się jąkać.

– Żadne „ale”, zaniesiesz to do pokoju dwieście trzydzieści, tak jak mówiłam. Będę tuż za tobą.

Nie będzie tak źle. To był tylko głupi sok.

Złapałam za tacę i dziarsko ruszyłam do drzwi. Były wahadłowe, dlatego wystarczyło, że pchnęłam je barkiem, i się otworzyły.

– Pearl! Uważaj!

Gdzieś z tyłu słyszałam krzyk Marii, ale było już za późno. Cała zawartość soku wylądowała na czyjejś śnieżnobiałej koszuli. Należała do mężczyzny, który pachniał tak obłędnie, że powstrzymywałam się całą siłą woli, aby nie obwąchać go jak jakiś piesek.

– Co jest!

I na dodatek ten głos. Zmysłowy, lekko zachrypnięty… Czyli coś, co działało na mnie jak najlepszy afrodyzjak.

– Pearl!

Teraz słyszałam wyraźnie. Moje imię. Szefowa wypluwała je z siebie z wściekłością, ale ja zachowywałam się jak zahipnotyzowana.

– Czy wytłumaczy mi ktoś, co się tutaj dzieje?

Musiałam spojrzeć w górę, żeby zobaczyć w końcu, do kogo należał ten głos.

Mężczyzna był młody, ale mógł też być nieźle zakonserwowany, dlatego nie zgadywałam wieku. Miał przeszywające spojrzenie, a jego ciemne oczy wpatrywały się we mnie z nieukrywanym zaciekawieniem.

Gdy tak patrzyłam na niego dłużej, wydawało mi się, że skądś go znałam, ale nie byłam w stanie przypasować twarzy do sytuacji.

– Maria? Wytłumaczysz mi, co ten sok robi na mojej ­koszuli?

Znał Marię, a ta zachowywała się, jakby zaraz miała zejść na zawał. Policzki miała zaczerwienione, przyspieszony oddech, a oczy wskazywały na początki obłędu.

– Panie Beckett, najmocniej przepraszam. Zupełnie nie wiem, jak to się stało. Dziewczyna jest dziś pierwszy dzień w pracy, ale daję słowo, że ostatni.

Mason Beckett. Wylałam sok na pieprzoną koszulę pieprzonego Masona Becketta. Tylko ja mogłam mieć takiego pecha.

Mężczyzna patrzył na mnie przez chwilę, a potem leniwie przeniósł wzrok na Marię.

– Wracajcie do pracy. Obie.

Po tych słowach odszedł, zostawiając nas w osłupieniu.

2

Mason

No, no, no! Cóż za widoki!

Spojrzałem na drzwi i ujrzałem swojego brata. Stał tam z tym swoim wkurwiającym uśmiechem na twarzy.

– Mogę wiedzieć, co cię tak bawi? – warknąłem i ściągnąłem przemoczoną koszulę. Rzuciłem ją na sofę i sięgnąłem do szafy po nową, taką samą jak poprzednia. Rzadko nosiłem w pracy co innego.

Milo wszedł do środka i od razu skierował się do barku z alkoholami. Wyciągnął szklankę i nalał do niej brunatnego płynu, po czym wypił wszystko jednym haustem.

– Właśnie słyszałem, jak na recepcji plotkują o tym, że jakaś nowa sprzątaczka wylała sok na samego Masona ­Becketta. I ten straszny i okrutny Mason Beckett pozwolił tej nowej pracownicy zostać w pracy. Jesteś dziś tematem numer jeden w hotelu. Uwierz mi, oddałbym nerkę, żeby to zobaczyć.

– Od kiedy to pijesz od rana? – zapytałem go, patrząc wymownie na pustą szklankę w jego ręce.

– Nie zmieniaj tematu. – Ostentacyjnie nalał sobie jeszcze jedną porcję alkoholu. – Muszę poznać kobietę, która rozkruszyła twarde serce Masona Becketta.

– Możesz nie nazywać mnie wciąż Masonem Beckettem?

– A nie jesteś nim?

– Jestem, ale komicznie to brzmi, jak co chwila mówisz o mnie Mason Beckett.

Automatycznie w mojej głowie pojawił się obraz dziewczyny, która wylała na mnie sok. Była nowa, bo nigdy jej tu nie widziałem, a starałem się znać swój personel, choć czasami było to trudne, ponieważ hotel Four Seasons w Nowym Jorku, którym zarządzałem, zatrudnia setki pracowników.

Dziewczyna sięgała mi do ramion, ciemne włosy miała spięte w nienagannego koka, dokładnie tak jak reszta pracownic. Kiedy ma mnie wpadła, poczułem jej zapach. Pachniała tak kobieco i słodko, że miałem ochotę polizać jej skórę i poczuć to na języku. Jej oczy wpatrywały się we mnie z przerażeniem, ale nie ze względu na to, że mnie znała. Byłem pewny, że na początku nie wiedziała, kim jestem, skojarzyła dopiero, gdy Maria wymówiła moje imię.

– Mason! – Gdzieś w tle usłyszałem głos Milo. – Słuchasz mnie, czy w myślach bzykasz się właśnie z tą nową sprzątaczką?

– Pearl, tak ma na imię, i do twojej wiadomości: nie bzykam się z nią.

Milo popatrzył na mnie krzywo, a po chwili wybuchł głośnym śmiechem.

– Pytałem, czy będziesz na dzisiejszej kolacji u rodziców. Marcus też przyjeżdża, a mamie bardzo zależy, żebyśmy pojawili się wszyscy trzej.

Usiadłem za biurkiem i włączyłem komputer.

– Będę, ale nie wiem, o której. Mam dużo pracy, w przyszłym tygodniu organizujemy ważny event i muszę pozałatwiać jeszcze parę spraw.

– Nie muszę ci mówić, że nie ty powinieneś to robić. Powtórzę to: jesteś pierdolonym Masonem Beckettem i masz od tego ludzi.

Podwinąłem rękawy koszuli i spojrzałem na mojego młodszego brata. Między nami była różnica dwóch lat, ale Milo zachowywał się czasami tak, jakby było to co najmniej dwadzieścia.

– I właśnie dlatego, że zajmuję się tym ja, jestem pierdolonym Masonem Beckettem. A teraz, jeżeli chcesz, abym pojawił się na kolacji, pozwól mi popracować.

Milo zasalutował i zaczął wycofywać się do wyjścia. Zachowywał się jak klaun.

– Tak jest, kapitanie, ale nie mów potem, że cię nie ostrzegałem. Pracujesz za dużo. Korzystaj z życia, póki twój kutas staje, kiedy trzeba.

Na korytarzu słyszałem jeszcze jego głośny śmiech.

Kiedy w końcu zostałem sam, od razu zadzwoniłem do kadr.

– Niech ktoś przyniesie na górę akta ostatnio zatrudnionych pracowników – powiedziałem i bez pożegnania odłożyłem słuchawkę.

Po chwili usłyszałem pukanie do drzwi.

– Wejść.

– Przyniosłam dokumenty, o które pan prosił.

Wysoka blondynka o niemożliwie długich nogach, a do tego na niebotycznie wysokich obcasach, podeszła do biurka i położyła teczkę przede mną.

Spojrzałem na nią, a ta zatrzepotała sztucznymi rzęsami i założyła kosmyk włosów za ucho. Dawała mi wszelkie oznaki tego, że gdybym chciał, rozłożyłaby w tym momencie przede mną nogi na tym biurku. Nie musiałbym się nawet mocno starać i właśnie to mnie w niej odrzucało.

– Rebeko, możesz już odejść.

Kobieta nie potrafiła ukryć rozczarowania, ale odwróciła się i wyszła, kręcąc mocno kształtną pupą, abym zobaczył, co straciłem.

Gdy zostałem sam, otworzyłem teczkę i zacząłem przeglądać jej zawartość, aż znalazłem twarz, której szukałem. Na zdjęciu wyglądała na szczęśliwą. W jej życiorysie było napisane, że urodziła się w Minnesocie i miała dwadzieścia cztery lata. Jej zawodowa kariera nie powalała na kolana. To, co mnie zastanawiało, to to, że zaczęła studia na kierunku hotelarstwo, ale zaliczyła tylko jeden semestr, a potem wzięła urlop dziekański. I tak znalazła się w Four Seasons, zatrudniona jako sprzątaczka.

Odłożyłem akta na biurko i przeczesałem palcami włosy. Co ja, do kurwy nędzy, wyprawiałem. Zachowywałem się jak jakiś pieprzony stalker.

Wyciągnąłem komórkę i wybrałem potrzebny mi numer. Po chwil usłyszałem kobiecy głos, tak jakby czekała na mój telefon.

– Wiesz, że powinnam nie odebrać.

Sam nie wiedziałem, czemu zawsze wybierałem ją. Może dlatego, że nie zadawała pytań i wiedziała, na czym stoi. Nie liczyła na to, że przyprowadzę ją do rodzinnego domu, żeby poznała moich rodziców. Liczyła na ostre pieprzenie, a ja właśnie teraz tego potrzebowałem.

– A ty wiesz, że zawsze odbierasz.

Roześmiała się lekko. To w niej lubiłem. Nie spinała się, że rozmawia z Masonem Beckettem.

– Kiedyś nie odbiorę, a wtedy będziesz w czarnej dupie, Beckett.

Prawie nigdy nie zwracała się do mnie po imieniu.

– Za dwie godziny mam spotkanie w jednym miejscu i akurat mam po drodze do ciebie.

– Nie lubię, jak jestem po drodze. – Westchnęła teatralnie, dlatego wiedziałem, że nie mówiła tego poważnie. Takie kobiety zawsze były tylko po drodze.

– Będę za niedługo.

Pearl

Pracowałam w hotelu już tydzień. Na szczęście zostałam przydzielona do Arii. Dogadywałyśmy się super i miałam nadzieję, że tak już zostanie.

Hotel był ogromny i zatrudniał mnóstwo pracowników. Pokoi było ponad dwa tysiące, a na każde piętro przypadało pięćdziesiąt sprzątaczek. Najważniejsi goście dostawali specjalne kody, którymi personel porozumiewał się między sobą. Zabronione było używanie nazwisk, ponieważ często byli to goście, którzy bardzo dbali o swoją prywatność. Mnie trafił się rewir najwyższego piętra, oczywiście dostępnego dla nas, bo na samej górze znajdowały się apartament i biuro Masona Becketta. Tam miałyśmy całkowity zakaz wstępu. Czasami widziałam, jak wjeżdżały tam sprzątaczki przydzielone do tego piętra – niczym nie różniły się od nas.

Od czasu, kiedy wylałam na niego sok, nie spotkałam go i byłam z tego powodu bardzo szczęśliwa, bo nie wiem, jak bym się zachowała. Maria po całym zdarzeniu nie mogła dojść do siebie przez dwa dni. Podobno jeszcze nigdy w jej karierze zawodowej w hotelu Four Seasons nie zdarzyło się coś podobnego. Widziała, jak Mason Beckett zwalniał sprzątaczki za dużo lżejsze przewinienia.

– W tym pokoju mieszkała jakaś znana aktorka. – Arii poprawiała pościel, którą akurat zmieniłyśmy, i pociągnęła nosem. Od wczoraj była trochę przeziębiona, ale nie na tyle, żeby zostać w domu.

– Spotkałam ją parę razy, ale zupełnie jej nie kojarzę. – Próbowałam dopasować twarz do jakiegoś filmu.

Arii przejrzała się w lustrze i zapozowała tak, jakby była na jakiejś ściance, a fotoreporterzy robili jej zdjęcia.

– No bo ona była znana, jak była młoda. Nie nasz rocznik, teraz przypomina sflaczałą oponę.

Wybuchłam śmiechem, ale od razu przywołałam się do porządku.

– Przestań! Jeszcze ktoś cię usłyszy – wyszeptałam.

– A niech usłyszy. Czasami sobie wyobrażam, że jestem tutaj gościem, i to mi tak usługują sprzątaczki. Ile bym dała, żeby być na miejscu tych wszystkich ludzi.

Podeszłam do niej i złapałam ją za ramiona.

– Hej, całe życie przed tobą i możesz być tym, kim chcesz, a bycie takim bogaczem to żaden luksus. Sama widzisz, jak nudne życie mają.

Dziewczyna się uśmiechnęła i wyprostowała tak, jakby wstąpiła w nią nowa siła, ale jej oczy zaszły łzami. Widziałam, jak walczy sama ze sobą, żeby się nie rozpłakać.

– Masz rację, zostanę żoną jakiegoś bogacza i będę miała nudne życie. Za to, co teraz robię, należy mi się.

Pokręciłam głową i chciałam coś powiedzieć, ale w tej chwili zadzwonił telefon.

Spojrzałam na ekran i zobaczyłam, że to ktoś z kuchni.

– Co tam? – odezwałam się.

– Hej, na którym piętrze jesteś? – usłyszałam w słuchawce Jerry’ego. Lubiłam go. Był młody i czułam, że jak tylko pozwoliłabym mu na więcej, nie wahałby się ani sekundy, ale niestety nie był w moim guście.

– Na ostatnim. – Jerry bardzo dobrze wiedział, o które dokładnie piętro mi chodziło.

– To super, zaraz ktoś podjedzie do was windą. Na razie, perełko.

Rozłączył się, zanim zdążyłam o cokolwiek zapytać, i w tym właśnie momencie pojawił się Robert, następny chłopak pracujący w kuchni. Pchał przed sobą wózek, a na nim miał postawione filiżanki z kawami i dzbanki z wodą.

Naszły mnie złe przeczucia.

– Co ty tutaj robisz i po co ci to wszystko?

– Mamy podbramkową sytuację. Trzeba zawieźć to na górę do sali konferencyjnej.

W pierwszej chwili pomyślałam, że nie usłyszałam tego, co właśnie usłyszałam.

– Robert, dobrze wiesz, że nie mamy tam wstępu. Z choinki się urwałeś?

Chłopak wyglądał na bardzo pewnego siebie, co zbiło mnie trochę z tropu.

– Trzy dziewczyny z piętra wyżej się rozchorowały, a ostania, która trzymała się jeszcze zdrowo, w tym momencie ma bliskie spotkanie z toaletą i wygląda, jakby ktoś przecisnął ją przez wyciskarce do soków. Dopadł je jakiś wirus. Szef czeka na kawę, ma akurat jakieś bardzo ważne spotkanie, a i tak trwa to już zbyt długo. Dlatego jedna z was musi to zanieść, to jest wyjątkowa sytuacja. Maria wie o wszystkim.

– A nie możesz ty tego zrobić? – Mój głos przypominał pisk.

Robert pokręcił głową i zrobił zrezygnowaną minę.

– Nie, nie mogę tak wejść w stroju kucharza. Wyleciałbym przez pierwsze lepsze okno. – Podjechał wózkiem bliżej nas, a potem zaczął się wycofywać. – Kod do windy na dziś, to trzy pięć trzy. – Po tych słowach zniknął.

– Arii, ty jedziesz! Ja na pewno tam nie wejdę – wyszeptałam.

– Oszalałaś! Zobacz, jak ja wyglądam. – Podbiegła do lustra, przed którym przed chwilą się wygłupiała. – Mam całe oczy zaczerwienione. Nie mogę pokazać się tam w takim stanie. Proszę, idź ty – wyjęczała.

Spojrzałam na nią, wyobrażając sobie, jak ją zabijam. Powoli i z uśmiechem na ustach. Ale rzeczywiście wyglądała nie za ciekawie i na pierwszy rzut oka było widać, że była chora.

Westchnęłam.

– Masz u mnie dług. Nie wypłacisz się do końca życia.

– Kocham cię. Przez tydzień będę wyrzucać za ciebie zużyte prezerwatywy.

Złapałam za wózek i ruszyłam w stronę windy. Zanim drzwi się zamknęły, zobaczyłam jeszcze Arii machającą tak energicznie, jakby chciała dodać mi otuchy. Naprawdę powinnam ją zabić.

Gdy tylko drzwi się zamknęły, dopadła mnie panika. Próbowałam przypomnieć sobie kod na najwyższe piętro, ale byłam zbyt zestresowana. W końcu po chwili wbiłam cyfry i poczułam delikatne szarpnięcie, gdy winda ruszyła.

Zawsze tak jest. Gdy na coś czekamy, czas leci nieubłaganie wolno, ale gdy czegoś bardzo nie chcemy, sekunda zamienia się w godzinę. Tak też było i tym razem. Drzwi windy się rozsunęły, a moim oczom pokazał się przestronny korytarz.

Odkąd dowiedziałam się o tym piętrze, wyobrażałam sobie, jak wygląda to miejsce, jednak nic nie równało się z tym, co widziałam teraz.

Było tu jasno, ale przytulnie. Z sufitu zwisały piękne kryształowe żyrandole, które dodawały temu miejscu szyku i elegancji. Na podłodze rozciągał się wyszywany ręcznie beżowy dywan, a na ścianach wisiały abstrakcyjne kolorowe obrazy, dzięki czemu to miejsce zdawało się tętnić życiem. Wyszłam z windy i zaczęłam iść w głąb apartamentu. Im dalej byłam, tym robiło się bardziej prywatnie. Po lewej stronie znajdowało się biuro, w którym zauważyłam marynarkę przewieszoną przez krzesło, i w tym momencie przypomniałam sobie, gdzie byłam. Atak paniki wrócił i musiała minąć krótka chwila, żebym znowu zaczęła spokojniej oddychać.

Właśnie wtedy usłyszałam głosy. Dochodziły z pomieszczenia obok, widocznie to tam była sala konferencyjna.

Wzięłam ostatni głęboki oddech i zapukałam.

– Wejdź, Anno. – To był TEN głos, ale tym razem był miły i nie miał w sobie tej nutki wkurwienia. Mason Beckett myślał, że jestem jego sprzątaczką. Cholera! Później zabiję jeszcze Roberta.

Nacisnęłam klamkę i z całą pewnością siebie, na jaką było mnie stać, weszłam do środka. Wszystkie głowy odwróciły się w moją stronę i tylko strach przed utratą pracy nie pozwolił mi uciec stąd, gdzie pieprz rośnie.

– Gdzie jest Anna? – zapytał Beckett, gdy tylko mnie zobaczył. Wyglądał chyba jeszcze lepiej niż ostatnio. Rękawy koszuli miał podwinięte, co dodawało mu pewnego luzu.

Nie odrywał ode mnie wzroku, ale nie mogłam wyczuć jego emocji.

– Zachorowała – odpowiedziałam, ale chyba zbyt cicho, bo Mason zapytał jeszcze raz.

– Co zrobiła?

Spojrzałam na siedzących przy stole mężczyzn – każdy z nich patrzył w moją stronę, bezczelnie lustrując mnie z góry na dół. Zwróciłam uwagę na dwóch z nich. Byli kopią Masona Becketta. Z tego, co wiedziałam, to Marcus i Milo, razem zarządzali siecią hoteli na całym świecie. Robili takie samo wrażenie jak ich brat. Nie chciałam sobie wyobrażać, co się działo, gdy w trójkę pokazywali się w jednym miejscu.

– Anna zachorowała. – Tym razem powiedziałam to głośno, a po chwili dodałam: – Niespodziewanie.

– Z tego, co wiem, nie pracuje dla mnie tylko Anna.

– Podobno panuje jakiś wirus…

– Mason, przestań zawstydzać dziewczynę. – Jeden z jego braci wszedł mu w słowo. – Chętnie napiłbym już się kawy i nieważne, kto mi ją poda. Jak masz na imię? – Zwrócił swoją uwagę na mnie.

W pierwszej chwili nie zarejestrowałam, że to ja byłam adresatem pytania.

– Pearl.

– Peeaarl – powtórzył mężczyzna, specjalnie przedłużając sylaby.

Spojrzałam na Masona, który z zaciekawieniem przyglądał się całej sytuacji. Jego mina świadczyła o tym, że był przyzwyczajony do zachowania brata.

– A! Ta Pearl. Pearl od soku. – Roześmiał się głośno, a gdy w końcu się uspokoił, dodał już zupełnie poważnym tonem: – Teraz rozumiem mojego brata, czemu postanowił cię nie zwalniać.

Gdybym nie trzymała się wózka, to chyba zemdlałabym ze wstydu.

Zignorowałam to, co powiedział, i ruszyłam naprzód. Zaczęłam stawiać kawy na stół. Cały czas starałam się nie spoglądać na Masona. W całym pomieszczeniu czuć było tylko jego zapach, dokładnie taki, jaki zapamiętałam. On także nie skomentował słów brata i zaczęłam się zastanawiać, czy było to wynikiem tego, że się z tym zgadzał, czy może tego, że ta sytuacja zupełnie go nie obeszła.

Rozdałam już wszystkie kawy i została mi tylko jedna, dla Masona. Do tej pory szło mi wyśmienicie. Nogi przestały się trząść, serce nie biło już jak szalone, a oddech się uspokoił.

Postawiłam wózek trochę dalej od miejsca, w którym siedział Beckett, żeby mi nie przeszkadzał, i złapałam za filiżankę, modląc się, aby nie dygotały mi ręce. Zrobiłam krok do przodu i w tym momencie świat zawirował. Potknęłam się o coś, co leżało na podłodze, i poleciałam z filiżanką kawy do przodu, wprost na białą koszulę Masona Becketta, a zrobiłam to tak nieudolnie, że trochę czarnego płynu znalazło się i na moim uniformie.

Leżałam tak oparta o jego klatkę piersiową i powoli dochodził do mnie komizm sytuacji. W swoim życiu widziałam Masona Becketta dwa razy i dwa razy zrobiłam przed nim z siebie idiotkę.

– Czy możesz ze mnie zejść? – usłyszałam głos tuż przy uchu.

Wzdrygnęłam się, gdy poczułam delikatny oddech na skórze.

Jakieś silne ramiona pomogły mi się podnieść. Odwróciłam się i zobaczyłam jednego z jego braci, tego samego, który przed chwilą naigrywał się z tego, że wylałam sok na jego brata, teraz normalnie pokładał się ze śmiechu.

Miałam przechlapane. Spojrzałam na śnieżnobiałą koszulę Masona Becketta i na widniejąca na niej brązową plamę.

CIĄG DALSZY DOSTĘPNY W PEŁNEJ, PŁATNEJ WERSJI