Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Autorka bestsellerowej serii „Royal Trilogy”!
Jillian Wheeler, dziewiętnastoletnia studentka dziennikarstwa, przeprowadza wywiad z Kyle’em Sanfordem, należącym do bractwa zawodnikiem uczelnianej drużyny futbolu amerykańskiego.
Chłopak przez przypadek zdradza Jillian informacje mogące zniszczyć karierę trenera drużyny. Kiedy inni zawodnicy dowiadują się o szczegółach, stają w obronie mentora i wszelkimi silami próbują przekonać dziewczynę, żeby nie publikowała tych rewelacji.
Jillian wpada w sieć nacisków i intrygi większej niż początkowo sądziła. Tymczasem Kyle jest nastawiony do niej bardzo ostrożnie. Ale kolejne, nowe fakty dotyczące trenera sprawiają, że chłopak, czy tego chce, czy nie, będzie musiał jej zaufać i z nią współpracować.
Między tą dwójką jest wiele uprzedzeń. I – jakby tego było mało – są dla siebie zakazani. Jednak nie potrafią zaprzeczyć, że rodzi się między nimi coś, z czym trudno będzie im walczyć. Opis pochodzi od Wydawcy.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 400
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Czas: 10 godz. 34 min
Copyright © 2023
Sylwia Zandler
Wydawnictwo NieZwykłe
All rights reserved
Wszelkie Prawa Zastrzeżone
Redakcja:
Alicja Chybińska
Korekta:
Agata Bogusławska
Karolina Piekarska
Redakcja techniczna:
Paulina Romanek
Projekt okładki:
Paulina Klimek
www.wydawnictwoniezwykle.pl
Numer ISBN: 978-83-8320-570-0
Jillian
Przemierzałam szybkim krokiem wąską ścieżkę w wydeptanej trawie. Szłam na skróty, chcąc zyskać na czasie. Byłam umówiona dopiero za dwadzieścia minut, ale potrzebowałam jeszcze raz przeanalizować notatki z zeszytu. Weszłam na brukowy chodnik i szłam kolejne kilkadziesiąt metrów, zanim trafiłam na pasaż lokalnych knajpek. Wkroczyłam do jednej z nich i natychmiast wybrałam stolik na samym końcu sali. Usadowiłam się na jednym z tych niewygodnych, aczkolwiek ostatnimi czasy modnych krzeseł, po czym wyjęłam z torby zeszyt i długopis.
Pochyliłam się nad swoimi bazgrołami. Moje pismo było tak paskudne, że chciało mi się płakać za każdym razem, gdy próbowałam odszyfrować, co miałam na myśli, kiedy kreśliłam niezgrabne litery. Westchnęłam, doskonale zdając sobie sprawę, że to się nigdy nie zmieni. Zawsze zapisywałam wszystkie pojawiające się w mojej głowie pomysły, a nie chcąc, by zbyt szybko z niej uleciały, natychmiast sięgałam po notatnik i pisałam skrótami, których później sama nie potrafiłam odgadnąć.
Przesunęłam wzrokiem po koślawo zapisanych słowach składających się na pytania. Pod niektórymi wyrazami widniały dwie grube linie z dopiskami „przyciśnij go” albo „nie daj mu się wymigać”. Byłam pełna werwy i determinacji, by wyciągnąć z tej rozmowy jak najwięcej. Wiedziałam, że wywiad, o który walczyłam, krwawiąc i pocąc się, mógł stać się dla mnie przepustką do rozwinięcia raczkującej kariery dziennikarskiej. Mimo że redaktor naszego studenckiego czasopisma nie dawał wiary, jakoby miało mi się udać umówić na rozmowę dotyczącą uniwersyteckiej drużyny amerykańskiego futbolu, pokazałam, że nie chowam głowy w piasek. Uderzyłam szybko i bezboleśnie, w końcu wykorzystując znajomości, a raczej niesłabnącą legendę mojego brata, który kilka lat wcześniej ukończył uniwersytet w San Diego z wyróżnieniem, a wcześniej został gwiazdą królującego tutaj sportu. Nie byłam zwolenniczką chwalenia się, kim był niegdyś tutaj mój starszy braciszek, ale wystarczyła jedna wzmianka o Jonathanie, by oczy trenera Spencera zamigotały jak dwie iskierki. Zgodził się na wywiad szybciej, niż sądziłam. Pozostawiłam mu jedynie wolną rękę, jeśli chodziło o wybór zawodnika, który miał odpowiedzieć na nurtujące mnie pytania.
Dwie minuty po dwudziestej wpatrywałam się z wyczekiwaniem w drzwi, które co chwilę się otwierały, wpuszczając do środka roześmianych studentów. Siedem minut później stukałam długopisem o blat, przygryzając nerwowo dolną wargę. Dwanaście minut po umówionym czasie w drzwiach w końcu pojawił się mój przyszły rozmówca, a ja musiałam się powstrzymać, by do niego nie podejść i nie pośpieszyć go szarpnięciem za kołnierz bluzy z logo uczelni, gdy tak mozolnie rozglądał się po kafejce w poszukiwaniu mojej osoby.
Gdy tylko jego oczy spotkały się z moimi, podszedł z ociąganiem i walnął się całym swoim wielkim cielskiem na krzesło po przeciwnej stronie stołu. Poprawił się, wyciągając długie nogi pod blatem i niechcący kopiąc mnie w kostkę.
– Nie masz zegarka? – rzuciłam, stukając w ekran swojego telefonu i pokazując mu, która jest godzina.
– No co? Nie przesadzaj. – Wzruszył ramionami i wbił plecy w metalowe oparcie, krzyżując ramiona na klatce piersiowej. – Możemy zaczynać? Spieszę się w inne miejsce.
– Niby dokąd?
– Jest piątek – chlapnął, jakby to miało wszystko wyjaśnić. – Idę na imprezę.
Że też musieli oddelegować do mnie kogoś takiego jak Kyle Sanford.
Z researchu, który wykonałam poprzedniego dnia, wynikało, że chłopak jest skrzydłowym w drużynie Azteków. Miał stypendium sportowe i przeciętne wyniki w nauce, ale wystarczające, by prześlizgiwać się z semestru na semestr i utrzymać w drużynie bez obaw, że go z niej wyleją przez kilka oblanych testów. Znałam też kilka anegdotek z jego życia towarzyskiego, ale teraz nie były one istotne. Członkostwo w bractwie Kappa Alpha stanowiło tylko dodatek do jego barwnej rzeczywistości. Tak samo jak zakończony w zeszłym semestrze głośny związek z jakąś modelką, która również studiowała na naszym uniwersytecie.
Zacisnęłam zęby i bez słowa otworzyłam notatnik na pierwszej stronie. Włączyłam w telefonie aplikację z dyktafonem.
– Będę nagrywać. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko.
Ponownie wzruszył ramionami, nie ukrywał znudzenia. Naprawdę nie okazywał żadnego zainteresowania tym, co miało nastąpić. Jakby był tutaj za karę.
– No dobrze. – Zaczęłam, chwytając długopis między palce. – Może na początek opowiedz mi, czym jest dla ciebie drużyna.
Brunet rozszerzył nieznacznie piwno-zielone oczy, poprawiając niewygodną pozycję. Jego usta drgnęły lekko ku górze, jakbym go rozbawiła. Wypiął dumnie pierś.
– Drużyna jest życiem. Drużyna jest rodziną. Drużyna jest wszystkim – odpowiedział, recytując z pamięci.
Zacisnęłam dłoń w pięść, pastwiąc się nad niewinnym pisakiem. Jego wyuczone na pamięć teksty, które krążyły po kampusie od momentu, gdy kilka lat wcześniej pijany zawodnik stanął w negliżu na dachu hali sportowej i zaczął wykrzykiwać swoje uwielbienie do więzi, jaka wytworzyła się między nim a sportowymi kompanami, nie robiły na mnie żadnego wrażenia. Na usta cisnęły mi się same brzydkie słowa, ale byłam świadoma, że w taki sposób niczego nie ugram.
– A braci się nie traci? – Wygięłam brew, na co pokręcił głową z cichym parsknięciem. – Słuchaj. Nie wiem, dlaczego wybrali cię jako przedstawiciela, ale…
– Przegrałem zakład.
Zmarszczyłam nos, przyglądając mu się z uwagą. Nie takiej odpowiedzi oczekiwałam, ale właściwie nie miałam wobec niego żadnych większych oczekiwań. Przypuszczałam, że wyślą kogoś, kto umie się w miarę składnie wysłowić i będzie wiedział, jak sprzedać mi barwną historyjkę o wspaniałości amerykańskiego futbolu i wsparciu, jakie zawodnikom daje uczelnia. Nie myślałam jednak, że stanie się to dla nich powodem do zabawy czy nawet durnego zakładu.
– Okej. – Wypuściłam powietrze. – Przegrałeś zakład, trudno, przełknij smak goryczy. Ani ja, ani ty nie tak wyobrażaliśmy sobie piątkowy wieczór, ale zależy mi, żeby ten wywiad dobrze wypadł. Tobie też powinno na tym zależeć, więc skup się, poświęć mi chwilę i leć do kumpli tankować browary.
Patrzył na mnie przez dłuższą chwilę, aż w końcu przyznał mi rację ledwo zauważalnym skinieniem. Gdy poruszył się na krześle, podsuwając w górę, wpadające przez okno wieczorne promienie słońca musnęły jego oczy, nieznacznie zmieniając ich barwę na jaśniejszą i dopiero teraz przyjrzałam się uważniej jego twarzy. Jego uroda zdecydowanie wpisywała go do grupy ładnych chłopców, za którymi uganiają się dziewczyny, trzeba było mu to przyznać.
Położył ręce na stole i podparł się na przedramionach, pochylając do przodu, by zajrzeć mi do notatek, ale od razu przysunęłam je bliżej siebie, by nie mógł z nich nic wyczytać. Równie szybko zaśmiałam się w myślach, bo gdyby udało mu się odszyfrować moje zapiski, tym bardziej teraz, gdy patrzył na nie od drugiej strony, musiałby być pieprzonym geniuszem, a o to go nie posądzałam.
Rzuciłam kilkoma podstawowymi pytaniami o treningi, atmosferę w drużynie i sponsorów. Odpowiadał zbyt krótko, jak na mój gust, i co rusz musiałam go zachęcać i ciągnąć za język, by później mieć co zamieścić w swojej pracy. Kilka razy upomniałam go, że słowami „tak”, „nie” i „trochę” nie wyczerpie tematu. Był tragicznym rozmówcą i zaczęłam się zastanawiać, czy zawsze taki jest, czy może tylko teraz, gdy musiał wytężać szare komórki, by rozgadać się w kwestiach, o których nie miał ochoty mówić. Jego odpowiedzi były zbyt skąpe, suche i bez wyrazu. Zaczynałam żałować, że w ogóle wpadłam na taki pomysł i porwałam się z motyką na słońce. Choć lubiłam stawiać sobie nowe wyzwania, coraz mniej wierzyłam, że ta konwersacja przyniesie mi jakiekolwiek korzyści.
– Jak zapatrujesz się na przyszły sezon?
– Patrzę w przyszłość z optymizmem.
Przymknęłam na moment powieki. Gdy je uchyliłam, chłopak nadal patrzył na mnie beznamiętnym wzrokiem.
– I tyle? Serio? Tylko na tyle cię stać? – jęknęłam z rezygnacją, pocierając palcami skronie. – Żadnych marzeń? Strategii? Emocji związanych z kolejnymi rozgrywkami? Na litość boską, Kyle, daj mi coś, co będę mogła wykorzystać.
– Julie…
– Jillian – poprawiłam. – Wypadałoby znać imię osoby, z którą się rozmawia.
Speszył się, ale uparcie nie chciał tego po sobie pokazać. Nie przywykł, że ktoś wytyka mu błędy. Oczywiście nie na boisku, tam wszystko rządziło się swoimi prawami, ale prywatnie sportowcy mieli wybujałe ego, które rosło wraz z każdym wygranym meczem, i przytyk był przez nich traktowany jak atak na ich osobę. Wielu z nich uważało się za kolejny cud świata i chociaż ich wyrzeźbionym sylwetkom naprawdę niczego nie brakowało, w głowach mieli sieczkę. Ktoś mógł mi zarzucić, że żyję stereotypami, ale prawda była taka, że wielu kumpli Jonathana, których poznałam przez te wszystkie lata jego kariery, wstrzeliwało się w idealnie rozrysowany opis przekonanego o swojej zajebistości sportowca bufona.
– Niepotrzebnie się nastawiałam – mruknęłam. – Mój brat miał rację, mówiąc, że jesteście trudni we współpracy.
– My?
– Wy, futboliści.
– A kim jest twój brat, że rzuca takimi stwierdzeniami?
Przekrzywiłam lekko głowę, taksując wzrokiem jego twarz i zastanawiając się, czy nie robi sobie ze mnie żartów.
– Jonathan Wheeler.
Chłopak poruszył się niespokojnie, dopiero teraz wykazując jakąś cząstkę zainteresowania. Podwinął rękawy bluzy, ukazując kawałek przedramion. Lewe aż po nadgarstek pokryte było tatuażami.
– To legenda uniwersytetu. – Ożywił się.
Westchnęłam, pomstując nad swoim losem. Po raz drugi użyłam brata jako karty przetargowej i nie czułam się z tym najlepiej, ale na Boga, inaczej się nie dało.
– Naprawdę? Nie zauważam tego, gdy przechodzę koło jego pucharów wystawionych w szklanej gablocie w głównym gmachu – powiedziałam sarkastycznie. – Możemy kontynuować?
Przytaknął. W jego spojrzeniu zauważyłam pierwiastek zainteresowania, dlatego musiałam go teraz przycisnąć, dopóki nie stracił zapału. Zerknęłam na kartkę z pytaniami, które teraz wydały mi się całkowicie bezpłciowe. Nabrałam powietrza i pochyliłam się, układając dłonie na blacie, by po chwili je ze sobą spleść. Długopis leżał gdzieś obok, ale dyktafon nadal pozostawał włączony. Miałam nadzieję, że taka postawa zachęci mojego kompana do otwarcia się.
– Jak wygląda typowy dzień zawodnika Azteków? – zagaiłam, wymyślając na poczekaniu nowy temat.
– To zależy od dnia. Zazwyczaj wstajemy dość wcześnie, żeby poćwiczyć albo pobiegać. Później idziemy na zajęcia. Po południu mamy trening, a po nim trzy razy w tygodniu siłownię.
To była chyba najdłuższa wypowiedź, jaką tego dnia od niego uzyskałam.
– Macie treningi codziennie?
Próbowałam sobie przypomnieć opowieści Jonathana, zastanawiając się, czy on też miał tak napięty rozkład dnia, ale wspomnienia rozmazywały się za mgłą. Gdy studiował, ja byłam jeszcze gówniarą, która dopiero wchodziła w okres nastoletniego buntu i miała gdzieś to, o czym opowiada jej brat.
– Cztery razy w tygodniu – odpowiedział.
– Intensywnie.
– Sukces wymaga pracy.
W duchu przyznałam mu rację. Jeśli chciało się coś osiągnąć, trzeba było albo ostro zapieprzać, albo mieć znajomości, a nasi chłopcy naprawdę wymiatali i zawsze znajdowali się w czołówce tabeli rozgrywek.
– I w tym wszystkim znajdujecie jeszcze czas na imprezowanie? – rzuciłam kolejnym pytaniem. – Imponujące.
Jego barczyste ramiona zatrzęsły się pod wpływem śmiechu, który uleciał z jego ust. Był tak postawny i wytrenowany, że nie chciałabym mieć na boisku do czynienia z nim ani z żadnym z jego kolegów. Jedno zderzenie połamałoby mi wszystkie kości, powaliło na murawę i przeniosło na tamten świat.
Zgrabnie wzięłam go pod włos, ale tego nie wyczuł. Wzmianka o imprezach miała rozładować napięcie i ukierunkować wywiad na inne tory, liczyłam na jakieś smaczki, do których w normalnych warunkach nigdy by się nie przyznał.
– Nie samą pracą człowiek żyje. Trzeba się też rozerwać.
– Oczywiście, zgadzam się.
– Najważniejsza jest równowaga. Czasami trzeba rozluźnić się alkoholem albo poderwać ładną dziewczynę.
– Bractwa w tym pomagają? – Ciągnęłam temat.
Zdusiłam w sobie chęć przewrócenia oczami. Sam zamysł istnienia bractw i siostrzeństw był dla mnie tak durny i żenujący, że nie mogłam zrozumieć, jak w dwudziestym pierwszym wieku ktoś może dobrowolnie chcieć uczestniczyć w tej szopce. Jednak coroczny nabór cieszył się ogromną popularnością i jeśli nie należało się do sportowców, którzy dostawali członkostwo z automatu, trzeba było się przymilać albo wykazać czymś wyjątkowym.
– Czyżbyś mnie osądzała, Jillian? – Zwęził oczy, jeszcze bardziej się pochylając. – Ach, tak. Jesteś jedną z tych lasek, które z góry zakładają, że wszystko wiedzą najlepiej.
– Nie do końca. Po prostu staram się być dobrą dziennikarką. Nie bierz wszystkiego do siebie. – Rozłożyłam ręce, choć w duchu przeklinałam się za to, że być może mój prześmiewczy ton przekreślił szanse na kontynuowanie rozmowy. Musiałam się jeszcze sporo nauczyć.
– Odpowiadając na twoje pytanie, tak, bractwa pomagają. Robią najlepsze imprezy i skupiają najlepszych ludzi. Byłaś kiedyś na naszej domówce?
– W Kappa Alpha? – Poczułam się nieswojo z wrażeniem, że teraz to on przepytuje mnie. – Tak, raz.
Nie zagłębiałam się w to, że moja współlokatorka konkretnie się wtedy schlała i puściła pawia do doniczki na tarasie na tyłach domu, a gdy próbowałam wepchnąć ją po schodach na górę, by odświeżyła się w łazience, potknęłam się o własne nogi i zjechałam tyłkiem z ośmiu stopni, nabawiając się potężnego siniaka na pośladkach.
– Więc pewnie zauważyłaś, że wszyscy chcą się u nas bawić. Studenci, miejscowi licealiści, nawet trener Spencer. – Zarechotał. Wywiad już dawno zszedł z tematyki sportowej do towarzyskiej. – Chociaż pewnie już nas nie odwiedzi po tym, jak Jenna Wayne chciała zrobić mu laskę, a jego sprzęt nie…
Przerwał w połowie zdania i przełknął głośno ślinę. Jego jabłko Adama poruszyło się ku górze, gdy słuchałam go z rozdziawionymi ustami. Sięgnęłam dłonią do telefonu, czując mrowienie niezdrowej ekscytacji, a chłopak powędrował za mną wzrokiem, natychmiast blednąc.
– A więc wasz trener posuwa studentki?
Kyle był blady jak ściana. Zdał sobie sprawę, że chlapnął o kilka słów za dużo i teraz nie było już odwrotu. To, co powiedział, mogło mieć katastrofalne skutki i doskonale o tym wiedział.
Kevin Spencer dopiero co przekroczył czterdziestkę i był całkiem przystojnym mężczyzną, nic więc dziwnego, że niektóre dziewczyny po cichu do niego wzdychały. Jako były zawodowy futbolista, którego kariera zakończyła się tragicznie z powodu kontuzji, na pewno miał branie u kobiet, co nie oznaczało, że zawsze powinien z tego przywileju korzystać. A już na pewno nie tutaj, na kampusie pełnym napalonych, o połowę młodszych od niego dziewcząt. Gdyby zarząd uczelni się o tym dowiedział, mężczyzna miałby przekichane.
– Czy… Czy to się nadal nagrywa? – wydusił w końcu Kyle.
Jego wargi zaczęły drgać, a oparte na stole ręce zacisnęły się w pięści. Zamknął usta, próbując zatuszować zdenerwowanie, ale na marne.
Uśmiechnęłam się jak Grinch, któremu właśnie udało się popsuć święta. Może ta rozmowa nie zapowiadała się obiecująco, ale to, co właśnie podano mi na tacy, dało mi więcej, niż mogłabym oczekiwać. Zamiast pisać artykuł o sportowych samcach alfa, mogłabym poświęcić się obszerniejszej publikacji na temat naginania zasad przez kadrę nauczającą. Nie dałabym sobie uciąć ręki, że Thomas, redaktor naszego studenckiego czasopisma, pozwoli wydać tak kontrowersyjny tekst, ale z takim materiałem mogłabym uderzyć wyżej, nawet do mediów stanowych. A po co mi jakaś uniwersytecka internetowa gazetka, skoro mogłabym mieć poważny tabloid?
– Możesz to wykasować? – Brunet wysunął rękę w stronę mojego telefonu, ale natychmiast zacisnęłam na nim palce. – Proszę?
– Nie – powiedziałam stanowczo.
– Wiedzą tylko kumple z drużyny i kilka dziewczyn. Jeśli to wyjdzie poza naszą dwójkę…
– To wtedy co? – Wysunęłam wyzywająco brodę. – Spencer łamie regulamin. Pojawia się tutaj również pytanie, czy nie wykorzystuje swojego stanowiska, proponując seks za lepsze oceny. To grubsza sprawa.
Zanotowałam w notesie kilka uwag na temat kwestii, którymi powinnam zająć się później. Wzdrygnęłam się, widząc, że Kyle gwałtownie przesuwa swoje krzesło w moją stronę i siada tak blisko, że prawie zetknął się ze mną ramionami.
– Ciszej – upomniał mnie. – Jeśli ktoś cię usłyszy, będę miał przechlapane. I cała drużyna również.
Chwycił mój zeszyt, zanim zdążyłam zaprotestować, i wlepił ślepia w nagryzmolone zdania. Przesunął wzrokiem po niewyraźnie zapisanych linijkach, a później jego spojrzenie ponownie spoczęło na mnie.
– Piszesz jakimś kodem? – Zmarszczył brwi. – Nieważne. Tak jak powiedziałem, to nie może wyjść poza naszą dwójkę.
– Chyba nie rozumiesz. Piszę artykuł i moim obowiązkiem jest rzetelność dziennikarska.
– Nie, to ty nie rozumiesz. Jeśli się rozniesie, że Spencer lubi dupczyć młode panienki, to wyrzucą go ze stanowiska i na jego miejsce dadzą kogoś nowego, a to niedopuszczalne tuż przed rozpoczęciem nowego sezonu. Równie dobrze możemy wtedy w ogóle nie startować w zawodach.
Wypuścił ze świstem powietrze, rozglądając się w panice, czy na pewno nikt go nie słyszy. Jego rozbiegane oczy zdradzały, jak bardzo ta nieszczęsna sytuacja wyprowadziła go z równowagi. Mięśnie szczęki napięły się jeszcze mocniej, zarysowując i tak już ostre jak brzytwa kształty. Spiął się jeszcze bardziej, gdy wyrwałam notatki z jego ręki i upchnęłam je do torby, by nie miał szansy na dalsze myszkowanie w moich zapiskach.
Wstałam, ale nie ruszyłam się do przodu. Ponieważ z jednej strony znajdowała się ściana, a z drugiej jego krzesło odcinało mi wyjście, musiałabym się przecisnąć pomiędzy nim a stołem. Zgromiłam go spojrzeniem, na co wyprostował się jak struna i złośliwie wsunął nogi pod blat, uniemożliwiając ucieczkę.
– Moi kumple nie powinni płacić za to, że mam długi jęzor.
Ku jego zaskoczeniu, najpierw przerzuciłam jedną nogę przez jego kolana, a później drugą, robiąc to tak szybko, że nawet nie miał jak zaprotestować. Złapał mnie za nadgarstek, w ciągu milisekundy zmieniając pozycję z siedzącej na stojącą. Górował nade mną o głowę, musiał mieć dobre sto dziewięćdziesiąt centymetrów wzrostu, jak większość graczy w lidze. Naprężył ramię, a to jeszcze mocniej uwydatniło żyły po wewnętrznej stronie, przebijające się przez wykonane ciemnym tuszem tatuaże.
– Zrobię to, co do mnie należy – oświadczyłam dosadnie, akcentując każdą sylabę. – A ty naucz się panować nad swoim językiem.
– Opanowałem jego pracę do perfekcji. – Jego głos zniżył się do takiego tonu, że po kręgosłupie przeszedł mi zimny dreszcz. – Mam ci to zaprezentować?
Ja pierdolę, czy on właśnie zaproponował, że w ramach łapówki zrobi mi dobrze?
Co za bezczelny koleś. Typowy futbolista.
Wyszarpałam rękę z uścisku. Uśmiechnęłam się na tyle słodko, na ile pozwalała mi moja wewnętrzna wredna jędza.
– Życzę udanego imprezowania w gronie dziewczyn z Gamma Sigma Phi. Coś mi mówi, że twój język będzie miał dzisiaj sporo pracy.
Kyle
Sobotnie poranki w domu naszego bractwa przebiegały w zaskakującym schemacie. Wszyscy spali do późnych godzin, odpoczywając po suto zakrapianych piątkowych nocach. Co jakiś czas któryś z chłopaków wstawał tylko po to, żeby się odlać albo przynieść z kuchni butelkę schłodzonej wody, która miała ukoić suszę, jaka zapanowała w jego gardle po wypiciu zbyt dużej ilości alkoholu. Smród, jaki unosił się w powietrzu, był nie do zniesienia. Odór mieszaniny wymiotów, skiśniętych browarów i przepoconych ubrań, które walały się po podłodze, aż szczypał w oczy i trzeba było mieć naprawdę dużą tolerancję, by przy tym wszystkim nie puścić pawia.
Wchodząc z zewnątrz do korytarza, szarpnął mną odruch wymiotny. Dopiero co wróciłem z porannego joggingu, ale czułem się jak nowo narodzony. Zamiast wziąć przykład z kumpli i ładować w siebie zawartość kolejnych puszek piwa, zakończyłem imprezę w Gamma Sigma Phi na dwóch drinkach, a później wróciłem grzecznie do domu, co poskutkowało tym, że wstałem równo o siódmej i od razu przebiegłem sześć kilometrów. Lepiłem się od potu i pewnie nieźle ode mnie śmierdziało, ale pragnienie było tak mocne, że natychmiast zdjąłem mokrą koszulkę i podszedłem do lodówki, by czegoś się napić. Usiadłem na jednym z wysokich krzeseł przy wysepce kuchennej, delektując się zmrożoną wodą, jakby była napojem stworzonym przez greckich bogów.
– Siema, stary.
Spojrzałem na słaniającego się na nogach Aidena, który był tak blady, że równie dobrze mógłby konkurować z bielą ściany. Stanął po drugiej stronie wysepki i podparł się dłońmi o blat, przymykając napuchnięte oczy. Jego blond włosy były przyklapnięte po jednej stronie głowy, natomiast po drugiej sterczały, a jego T-shirt był założony tyłem na przód.
– Już wstałeś? – Uniosłem brwi ze zdziwienia. O tej porze nie spodziewałem się tutaj żadnego z domowników. Sądziłbym raczej, że zaczną wyłaniać się ze swoich jaskiń dopiero w południe.
– Jakiś debil kosi trawę. W sobotę o ósmej, rozumiesz? Kretyn – mruknął, wciskając tyłek na krzesło. Pochylił się nad blatem i przycisnął do niego czoło, jakby układał się do snu. – Umrę. Śmierć już na mnie czeka.
– Trzeba było tyle nie chlać. – Roześmiałem się bez grama współczucia.
– Nie każdy jest takim nudziarzem jak ty – odgryzł się, ale jego głos był tak słaby i zachrypnięty, że ledwo dało się go usłyszeć.
– Jeśli zwianie z imprezy, żeby nie natknąć się na byłą dziewczynę, oznacza bycie nudziarzem, to okej, mogę nim być.
Claudia i ja rozstaliśmy się w poprzednim semestrze, robiąc to za obopólną zgodą. Ona miała spędzić wiosnę i lato w Europie, biorąc udział w sesjach, na które podpisała kontrakt z firmami zajmującymi się projektowaniem strojów kąpielowych, a później wziąć roczny urlop dziekański, by kontynuować nabierającą tempa karierę modelki bikini. Związek na odległość nie miał najmniejszego sensu, tym bardziej że żadne z nas nigdy tak naprawdę nie było zakochane w tym drugim, a łączyło nas jedynie zauroczenie i fizyczne przyciąganie, które z czasem przerodziło się w przyzwyczajenie i bycie ze sobą z wygody. Lubiłem ją na tyle, by jej kibicować i trzymać za nią kciuki, ale nie sądziłem, że dziewczyna zmieni zdanie i po wakacjach wróci na uczelnię.
Prawda była jednak taka, że gdy wyszedłem wcześniej z imprezy, na której mogłem się z nią spotkać, ponieważ Claudia należała do siostrzeństwa Gamma Sigma Phi, wcale nie myślałem o ucieczce przed eks. Byłem zmęczony po tygodniu pełnym morderczych treningów, rozdrażniony wywiadem do uczelnianej gazetki, który swoją drogą zawaliłem, i niechętny do reagowania na umizgi napalonych studentek, które próbowały położyć na mnie wymanikiurowane łapska, nie przyjmując do siebie słów odmowy.
– Ach, Gorąca Claudia.
Odwróciłem głowę, słysząc głos Milesa. Chłopak wszedł do kuchni, wyglądając nieco lepiej od Aidena, choć i jego przekrwione gałki oczne zdradzały niewyspanie.
– Wróciła nasza boska miss mokrego podkoszulka.
To nie było łatwe ani przyjemne, gdy większość kumpli nazywało moją byłą dziewczynę Gorącą Claudią. Już w trakcie naszego związku miałem ochotę przywalić im za to w zęby, a teraz, gdy po miesiącach od rozstania oni nadal to robili, musiałem powstrzymywać się ostatkiem silnej woli, by nie poprzestawiać im szczęk.
– Mogę się z nią umówić? – spytał Miles, rozciągając na boki potężne ciało. Był najwyższy z całej naszej drużyny i na pewno najcięższy. – Chętnie zabrałbym ją do raju, ale kodeks braterski nie pozwoli mi na to, dopóki nie uzyskam twojej zgody, Kyle.
– To naiwne z twojej strony, skoro myślisz, że masz u niej szansę. – Upiłem łyk wody, która spłynęła przez gardło niczym strumień przez obumarłą oazę. – Ale śmiało, masz moje błogosławieństwo. Tylko uprzedź, gdy będziesz chciał z nią pogadać, to się przygotuję i zabiorę ze sobą kamerę, żeby to nagrać.
– Uważasz się za lepszego ode mnie?
– Tak.
Chłopak próbował przewrócić oczami, ale musiały go boleć do tego stopnia, że ledwo poruszył nimi w bok. Szybko zrezygnował, wydając z siebie stłumiony jęk, po czym oparł się plecami o jedną z szafek, stabilizując pozycję. Zarówno on, jak i Aiden musieli mieć w głowie niezły helikopter, ale tak to się właśnie kończyło, gdy zamiast przystopować i zachować umiar, pili na umór mimo świadomości, że jako sportowcy czasami powinni dać sobie na wstrzymanie. Zawsze naśmiewali się ze mnie, że nie wypijam więcej niż cztery piwa, a później to ja śmiałem się z nich, gdy następnego dnia po imprezie umierali w katuszach, a ja byłem rześki, wyspany i gotowy do boju.
– Znacie Jillian Wheeler? – wypaliłem po chwili, gdy wspomnienie wczorajszej rozmowy nadal nie dawało mi spokoju.
Aiden oderwał głowę od blatu i zerknął na mnie przez zwężone w konspiracji oczy, po czym z trudem odwrócił się ku Milesowi i posłał mu równie dziwne spojrzenie. Skoro tak zareagowali, coś musiało być na rzeczy, a to wcale nie poprawiło mi nastroju.
– Trochę. A co?
– To ona przeprowadziła ze mną wywiad dla szkolnego portalu. Wielkie dzięki, że mnie w to wpakowaliście.
– To siostra Jonathana Wheelera. – Miles przycupnął na krześle obok Aidena. – Byłem na kilku randkach z jej współlokatorką i za każdym razem, gdy wchodziłem do ich pokoju, czułem się jak na jakimś przesłuchaniu. Jest walnięta, a do tego przebiegła.
– I mówicie mi o tym dopiero teraz, gdy wszystko spaprałem? – Zacisnąłem zęby, czując narastającą irytację.
– Przecież nie wiedzieliśmy, że to akurat ona będzie cię przesłuchiwać. Jak to spaprałeś? – Miles pochylił głowę, jakby to miało sprawić, że będzie mnie lepiej słyszał.
Już miałem wytłumaczyć, jak doszło do tego, że pewna irytująca studentka dziennikarstwa wzięła mnie pod włos, a ja się rozgadałem i wypaplałem nie to, co trzeba, narażając karierę naszego trenera, a tym samym całą drużynę, gdy do pomieszczenia wtoczył się Charles, nazywany przez wszystkich Chazem. Ziewnął szeroko, nie zwracając na nas uwagi, i przegonił ruchem ręki kolegę, by ten odsunął się od szafki i zrobił mu miejsce.
– O kim rozmawiacie? – spytał od niechcenia, wyjmując kartonowe opakowanie z płatkami.
– O nikim.
– O Jillian Wheeler – powiedziałem równocześnie z odpowiedzią Aidena, za co kumpel nagrodził mnie morderczym spojrzeniem.
Na dźwięk jej imienia Chaz natychmiast się spiął. Jego barki zastygły jakby w dziwnym paraliżu, a ruchy stały się sztywne jak u robota. Obrócił się na pięcie i szybko wyszedł, trzymając w jednej dłoni miskę, a w drugiej butelkę mleka.
– Co jest? – spytałem, gdy chłopak zniknął z pola widzenia, a w kuchni nadal panowała grobowa cisza.
– Powiedzmy, że przez pewien czas miał stały dostęp do jej cipki. I to na wyłączność. – Miles jak zwykle wczuł się w rolę dyplomaty.
Aiden łypnął na niego, ale on w ogóle się tym nie przejął.
– Jesteś obrzydliwy. Nie mogłeś po prostu powiedzieć, że byli parą?
– Nie byli.
– Byli – wykłócał się.
– To on tak twierdzi. Ona nie. Sprzeczne wersje.
– Zdajecie sobie sprawę, że ja wszystko słyszę?! – dobiegł nas głos zza ściany.
Na uniwersytet w San Diego przeniosłem się dopiero w drugim semestrze, dlatego czasami miałem pewne braki w wiedzy na niektóre tematy. Nie zdawałem sobie sprawy, że Chaz znał tę dziewczynę, a już na pewno nie pomyślałbym, że któryś z moich kumpli był z nią w bliższej relacji.
– Była jeszcze w liceum i przychodziła na uczelnię na jakieś pozalekcyjne kółko dziennikarskie czy coś takiego. Chaz chciał czegoś więcej, a jej chodziło tylko o bzykanie, więc po trzech miesiącach dała mu kosza – szepnął Miles, podchodząc bliżej, żeby kumpel nie mógł usłyszeć jego niewybrednych słów.
– To kółko musiało być świetne, skoro teraz doprowadziła do tego, że sprzedałem trenera Spencera. Powiedziałem, że posuwa studentki.
Najeżyłem się, czekając na reprymendę. Wiedziałem, że prędzej czy później i tak o wszystkim się dowiedzą, a wolałem, żeby usłyszeli o tym ode mnie, a nie od kogoś obcego, bo o to, że przeczytają artykuł w uczelnianej gazetce, nie podejrzewałem żadnego z nich. Wiedziałem, że zawaliłem na całej linii i przez pół nocy głowiłem się, co zrobić, żeby ta nieszczęsna informacja nie wypłynęła dalej, ale przeklęta Wheelerówna nie wyglądała na taką, która łatwo odpuszcza. Musiałem zasięgnąć rady i poprosić kolegów o pomoc, choć cała wina leżała po mojej stronie i byłem tego w pełni świadomy.
– Że co, kurwa, zrobiłeś?!
Podniesiony ton głosu Aidena rozniósł się po kuchni, odbijając od pomalowanych na biało ścian. Równie szybko, jak wykrzyczał te słowa, skulił się na siedzeniu, krzywiąc się z bólu, gdy jego własne decybele połaskotały podrażniony kacem słuch.
– Musisz to odkręcić. To nie może wyjść na światło dzienne. – Poważna mina Milesa pokazała, że niemal z miejsca wytrzeźwiał.
– Myślisz, że tego nie wiem? Tylko jak mam się za to zabrać?
– Nie wiem, udobruchaj ją jakoś.
Wyprostowałem się, układając dłonie płasko na blacie, by tylko nie zacisnąć ich w pięści. Byłem na siebie wściekły, a zmęczony, ale nadal ostry wzrok chłopaków wcale mi niczego nie ułatwiał. Łatwo było im mówić, że mam ją udobruchać. Ciekawe, czy sami byliby tacy cwani, gdyby to im zdarzyło się coś podobnego, a to, że któryś z nich chlapnąłby jakąś bzdurę, było bardziej niż pewne. Mieli jednak to szczęście, że to ja przegrałem głupi zakład i teraz to mnie się pewnie za wszystko oberwie.
– Może kup jej jakieś czekoladki? – Aiden przybrał posępną minę, podpierając brodę na ręce. – No wiesz, dziewczyny chyba się na to nabierają.
– Jillian nie lubi czekoladek. Odeśle cię z kwitkiem. – Zza ściany ponownie doleciał do nas głos Chaza.
– Chyba aż tak dobrze jej nie znasz, skoro kopnęła cię w dupę! – zawołał Aiden, odchylając się na krześle, by kumpel mógł go lepiej usłyszeć.
Zdusiłem w sobie chęć roześmiania się. Sprawa była poważna, a to nieodpowiedni moment na słowne przepychanki. Dziewczyna mogła być już w trakcie pisania artykułu i musiałem się przyłożyć, żeby ją powstrzymać, a swoim durnym podtekstem, który sugerował, że proponuję jej zbliżenie o charakterze seksualnym, chyba tylko mocniej ją rozdrażniłem.
– Musisz być dla niej miły. I to bardzo. – Aiden nie dawał za wygraną, wczuwając się w rolę mentora. – Miły aż do porzygu.
– Mam się przed nią płaszczyć? – Westchnąłem z nieukrywaną niechęcią.
– Stary, masz jej kupić ferrari, napisać piosenkę, strzelić taką palcówkę, że nie będzie mogła chodzić, cokolwiek, byle tylko nie publikowała tego cholernego artykułu.
Wbiłem w niego spojrzenie, stwierdzając z przerażeniem, że mówi poważnie. Miał sporo racji w tym, że powinienem się trochę przed nią ukorzyć, ale jego słowa brzmiały tak absurdalnie, że aż mnie zemdliło. Narobiłem bałaganu i teraz miałem zapłacić za to wysoką cenę.
Nie mogłem dopuścić do tego, żeby mój błąd odbił się na reszcie drużyny, dlatego dwie godziny później szedłem, zdenerwowany, przez kampus z mokrym od potu karkiem, zaciskając palce na czerwonej bombonierce z najdroższymi czekoladkami, jakie udało mi się znaleźć w pobliskich sklepach. Kosztowały małą fortunę, ale gdy kumple z domu usłyszeli, co zrobiłem, wspaniałomyślnie zrzucili się po dyszce, żeby wspólnymi staraniami jakoś zatuszować to, co zjebałem.
Zanim dowiedziałem się, w którym akademiku mieszka Jillian, musiałem spytać o to trzy osoby. Gdy w końcu dobrnąłem do odpowiedniego budynku, pot lał mi się strumieniami po plecach. Wrześniowa pogoda dawała się we znaki każdemu, kto wystawiał głowę poza klimatyzowane pomieszczenia. Miałem ochotę walnąć czołem o ścianę, wyklinając się w myślach za to, że założyłem czarną koszulkę, w której jeszcze bardziej przypiekało. Jedynym plusem było to, że przynajmniej nie widać na niej mokrej strużki. A przynajmniej taką miałem nadzieję.
Wszedłem na trzecie piętro i zastukałem w drzwi, prosząc wszystkie istniejące bóstwa, żeby dziewczyna znajdowała się w środku. Zważając na to, że była sobota, istniało duże prawdopodobieństwo, że gdzieś wyszła albo pojechała do domu rodzinnego, a wolałbym załatwić wszystko jeszcze dzisiaj, żeby nie musieć przychodzić tutaj po raz kolejny. Ciekawskie spojrzenia wścibskich studentek i tak już wystarczająco wyprowadziły mnie z równowagi.
Wstrzymałem powietrze, gdy usłyszałem przekręcanie zamka po wewnętrznej stronie, ale gdy ujrzałem przed sobą piegowatą blondynkę o włosach wyglądem przypominających sprężynki, mój bojowy nastrój gdzieś się ulotnił.
– Cześć – zacząłem niepewnie, patrząc z zaskoczeniem na dziewczynę, która z całą pewnością nie była osobą, z którą musiałem się spotkać. – Jestem…
– Wiem, kim jesteś, futbolisto – mruknęła z niezadowoleniem.
Jej beznamiętny wyraz twarzy i lekko przymrużone oczy, które we mnie wlepiała, zbiły mnie z tropu. Wyraźnie mnie oceniała, a raczej już miała wyrobione zdanie.
Cóż mogłem poradzić, że nas, chłopców z drużyny, albo się uwielbiało, albo nienawidziło. Krążyła o nas masa przeróżnych historii, z których nie wszystkie były prawdziwe, ale ich znaczna część pokazywała nas w niezbyt dobrym świetle. Uchodziliśmy za podrywaczy o zbyt wysokim ego, pijaków i, mówiąc wprost, kurwiarzy. Zawsze uważałem, że te opinie są na wyrost, ale prawda leżała gdzieś pośrodku, bo wielu z moich znajomych rzeczywiście wykorzystywało swoją popularność.
Wtem przypomniałem sobie usłyszane rano słowa, że Miles przez jakiś czas umawiał się ze współlokatorką Wheeler. A skoro miała z nim do czynienia, to wszystko stało się jasne i zrozumiałe. Gdybym był kobietą i miał z nim styczność, też bym nie znosił wszystkich graczy.
– Jest Jillian? – spytałem, gdy dziewczyna uparcie się we mnie wgapiała, wprawiając mnie w coraz większy dyskomfort.
– Jest.
Nie przesunęła się nawet o milimetr, jakby stała na warcie i pilnowała, by nikt nie przekroczył progu pokoju. Ponieważ była ode mnie o wiele niższa, przechyliłem głowę i zajrzałem za nią, szukając w pomieszczeniu znajomej twarzy.
– A mogę z nią porozmawiać? – Nie dawałem za wygraną.
Przestąpiłem z nogi na nogę, czując, że ostra krawędź pudełka z czekoladkami wbija mi się w skórę po wewnętrznej stronie dłoni. Już miałem po raz kolejny otworzyć usta, gdy blondynka obróciła się do mnie plecami i zniknęła w głębi pokoju. Sekundę później na boku drzwi pojawiła się czyjaś ręka, a zaraz za nią wysunęła się ciemnowłosa postać z kucykiem na czubku głowy.
Przesunąłem wzrokiem po sylwetce dziewczyny, rejestrując czarne materiałowe spodenki i jasnoróżową koszulkę na cienkich szeleczkach, która opinała klatkę piersiową, mocno uwydatniając dekolt. Szybko wróciłem spojrzeniem do opalonej twarzy Jillian, upominając się w myślach, żeby nie gapić się na jej cycki, choć czułem, że moje oczy same zsuwają się nie tam, gdzie trzeba.
– Taki mężczyzna w progu pokoju? Nie wiem, czy moja macica to wytrzyma – wyrzuciła z sarkazmem.
Zrobiła krok w przód, przez co instynktownie się cofnąłem. Oparła się prawym barkiem o futrynę i skrzyżowała ramiona na klatce piersiowej, co jeszcze bardziej uwydatniło jej dekolt.
Nabrałem głęboko powietrza. Skupiłem się na jej niebieskich oczach, bębniąc palcami o bombonierkę, co natychmiast zwróciło jej uwagę.
Uniosła wysoko brwi, a kąciki jej ust wystrzeliły drwiąco w górę.
– Chciałem spytać… czy jest jakaś szansa na to, że zapomnimy o tym, co wczoraj powiedziałem?
Uśmiechnęła się znacząco, a to nie zwiastowało niczego dobrego. Zacząłem żałować, że posłuchałem chłopaków i tutaj przyszedłem. Trzeba było obmyślić inny plan, zamiast wystawiać się na pośmiewisko.
– To dla ciebie. – Wystawiłem w jej kierunku rękę z opakowaniem słodkości, licząc, że zyskam kilka punktów sympatii.
– Czy to łapówka? Dobrze zastanów się nad odpowiedzią.
– Nie. Tak. – Zawahałem się. – N… Nie?
– Jesteś bardzo niezdecydowany, Kyle’u Sanfordzie. Pomoc kolegów zakończyła się na wymyśleniu prezentu? Nie poinstruowali, co dalej?
Przebiegła lisica.
– Chciałem nawiązać nić porozumienia. – Westchnąłem, bo poczułem się jak największy przegryw.
– Nie lubię czekoladek – skomentowała bez ogródek.
Więc cholerny Chaz miał rację, a ja jak ostatni kretyn posłuchałem Aidena i wywaliłem kupę forsy na coś, co mi nawet nie pomoże.
– Posłuchaj, nie możesz napisać tego artykułu. To dla mnie bardzo ważne.
Przyjrzała mi się uważniej. Jej oczy świdrowały moje i zacząłem się zastanawiać, czy nie boli ją szyja, gdy tak nieustannie zadziera głowę, by na mnie patrzeć. Nie należała do najniższych, musiała mieć ponad metr siedemdziesiąt, ale przy dryblasach z drużyny każdy wyglądał jak krasnal.
– A czy zastanowiłeś się, co może być ważne dla mnie? Na przykład taka publikacja, która otworzy mi drogę do dziennikarskiej kariery?
Niechętnie, ale musiałem przyznać jej rację. Artykuł o trenerze sypiającym ze studentkami na pewno odbiłby się szerokim echem, a ona bardzo by na tym zyskała.
– Okej, łapię. Ale wiesz, ty jesteś jedna, a nas wielu. – Zrobiłem rękoma niezgrabny gest, który miał przypominać szalę wagi. – Mamy o wiele więcej do stracenia niż ty.
Jej mina bardzo szybko uświadomiła mi, jak ogromny błąd popełniłem, wypowiadając te słowa. Dziewczyna oderwała się od futryny i cofnęła za próg, kładąc dłoń na klamce, a to otrzeźwiło mnie skuteczniej niż kubeł zimnej wody.
Bez namysłu wsadziłem stopę między drzwi a ścianę, żeby nie mogła ich zamknąć.
– Jillian…
Brunetka nie miała zamiaru słuchać moich jęków. Pchnęła drzwiami tak mocno, że siłą przesunęła moją nogę na korytarz, i zatrzasnęła mi je tuż przed nosem.
Uderzyłem zaciśniętą pięścią w grube drewno, sycząc, gdy przez palce przeszła iskra bólu.
– Jillian, proszę cię. Nie, nie proszę. Ja cię błagam. – Zdawałem sobie sprawę, jak żałośnie brzmię, ale naprawdę byłem zdesperowany. – Przepraszam.
Po chwili drzwi ponownie się otworzyły. Rozeźlona dziewczyna wyrwała mi z palców opakowanie ze słodyczami, więc skorzystałem z okazji i złapałem ją za drugą rękę, żeby nie uciekła do środka. Wolałem się nawet nie zastanawiać, jak komicznie musiało to wyglądać z perspektywy osób, które przechodziły korytarzem akademika.
– Mówiłaś, że nie lubisz czekoladek – zadrwiłem, kopiąc sobie grób.
– Ale moja współlokatorka tak! – Fuknęła pod nosem jak rozsierdzona kotka.
Puściłem jej nadgarstek, wiedząc, że jeśli tego nie uczynię, jeszcze bardziej ją tym zdenerwuję, a ona od razu zniknęła za drzwiami, które ponownie zatrzasnęła centymetry przed moją twarzą, nie zastanawiając się, czy mnie uderzy.
Świat naprawdę robił sobie ze mnie jaja. Przecież ta laska była jakaś pierdolnięta.
Wypuściłem ze świstem całe powietrze i oparłem czoło o chłodną ścianę w brzydkim jasnoszarym kolorze. Zamknąłem oczy. Wiedziałem, że już po mnie. Tylko pogorszyłem sprawę, a Jillian Wheeler trzymała mnie w garści i nic nie mogłem na to poradzić.