Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
"
Nowa trylogia na miarę Pięćdziesięciu twarzy Greya
Sara, nauczycielka języka angielskiego, w opuszczonym magazynie odnajduje pamiętnik nieznajomej kobiety. Nie może oprzeć się intrygującej lekturze i z zapartym tchem śledzi historię romansu tajemniczej Rebeki z anonimowym kochankiem – związku przepełnionego rozkoszą i osnutego mrocznymi tajemnicami.
Owładnięta obsesją Sara postanawia odkryć dalszy ciąg historii. Zanurza się w świat Rebeki – galerię sztuki, w której gra toczy się o wysoką stawkę. Poddaje się także magnetycznemu wpływowi dwóch mężczyzn.
Który z nich uwiódł Rebekę swym władczym dotykiem i urzeczywistnił jej fantazje? Idąc śladami tajemniczej kobiety, a tym samym rozpoczynając śmiałą erotyczną eskapadę,nauczycielka chce spełnić własne ukryte pragnienia.
Czy w końcu uda się jej dowiedzieć, co stało się z Rebeką?
Wciągnij się w erotyczną grę "
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 360
Copyright © 2012 by Julie Patra Publishing, Inc.
Copyright for the Polish edition © Wydawnictwo Pascal. Wszelkie prawa zastrzeżone
First published by Gallery Books a division of Simon & Schuster, Inc.
Ta książka jest fikcją literacką. Jakiekolwiek podobieństwo do rzeczywistych osób, żywych lub zmarłych, autentycznych miejsc, wydarzeń lub zjawisk jest czysto przypadkowe. Bohaterowie i wydarzenia opisane w tej książce są tworem wyobraźni autorki bądź zostały znacząco przetworzone pod kątem wykorzystania w powieści.
Tytuł oryginalny: If I Were You
Tytuł: Gdybym była tobą
Autor: Lisa Renee Jones
Tłumaczenie: Kamil Lesiew
Redakcja: Ferragus
Korekta: Justyna Tomas
Projekt graficzny okładki: Aleksandra Zimoch
Zdjęcie na okładce: Nuno Silva/Stocksy
Redaktor prowadząca: Barbara Filipek
Redaktor naczelna: Agnieszka Hetnał
Wydawnictwo Pascal sp. z o.o.
ul. Zapora 25
43-382 Bielsko-Biała
www.pascal.pl
Bielsko-Biała 2014
ISBN 978-83-7642-453-8
eBook maîtrisé parAtelier Du Châteaux
Dla Diega – ta opowieść jest dla ciebie.
Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin!
Najserdeczniejsze życzenia z okazji urodzin składam Tinie, która jest moim szczęśliwym aniołem i wspaniałą przyjaciółką. Bez jej miłości i wsparcia nie poradziłabym sobie ze stresem w trakcie tego bardzo szczególnego projektu. Dziękuję też moim Aniołom z Podziemia, którzy mnie wspierali. Wy, drogie panie, naprawdę jesteście moimi skrzydłami. Dziękuję czytelnikom, bez których nie mogłabym robić tego, co kocham, i osobom, które polecały tę opowieść innym, a przede wszystkim blogerom!
Sobota, 7 marca 2012
Jest niebezpieczny.
Przez wiele miesięcy miałam sny, w których wyraźnie czułam jego ostry męski zapach. Jego twarde ciało na moim. Jego słodki i zmysłowy smak – jak smak mlecznej czekolady, która kusi, by pozwolić sobie na jeszcze jeden kęs. I kolejny. Tak dobry, że zapomniałam, że nieumiarkowanie ma cenę. A ma. Zawsze jest jakaś cena. Sobotnia noc przypomniała mi o tej życiowej mądrości. I teraz wiem, że nieważne, co powie, nieważne, co zrobi, nie mogę – nie będę – go więcej widzieć.
Początek był taki sam jak każdej erotycznej przygody. Nieprzewidywalny. Ekscytujący. Ledwie pamiętam, kiedy wszystko zaczęło się psuć. Gdy przybrało tak mroczny obrót.
Kazał mi się rozebrać, usiąść na łóżku i szeroko rozchylić nogi, żeby mógł wszystko widzieć. Byłam naga i bezbronna, ale też otwarta dla niego i drżałam z pragnienia. Nigdy w życiu nie wykonywałam rozkazów żadnego faceta. Nie sądziłam też, że będę drżeć z jakiegokolwiek powodu. Ale robiłam to – dla niego.
Ta sobotnia noc potwierdzała, że gdy już byłam z nim, owładnięta jego czarem, mógł żądać ode mnie wszystkiego, a ja stawałam się posłuszna. Mógł doprowadzać mnie do ostateczności, do miejsc, których istnienia nawet nie przeczuwałam. I właśnie dlatego nie mogę go już więcej widzieć. Sprawia, że czuję się opętana, a najbardziej niepokoi mnie fakt, że to uczucie tak bardzo mi się podoba. Nie mogę zrozumieć, dlaczego pozwalam na coś takiego, choć z drugiej strony tego pragnę. Jednak gdy zobaczyłam, jak tej sobotniej nocy stoi obok łóżka, potężny, o mocnych mięśniach, ze sterczącym członkiem, nie czułam nic prócz tego pragnienia.
Był fenomenalny. Naprawdę, to najwspanialszy mężczyzna, jakiego kiedykolwiek znałam. Żądza momentalnie eksplodowała we mnie. Chciałam poczuć go przy sobie, poczuć, jak mnie dotyka. I ja chciałam dotknąć jego. Ale teraz już wiem, że nie mogę dotykać go bez jego zgody. Wiem też, żeby nie błagać, by mi na to pozwolił.
Lekcja wyciągnięta z poprzednich spotkań. O wiele za często lubi wstrzymywać przyjemności, gdy niemal trzęsę się z gorączki niecierpliwości. Aż staję się połączeniem żaru i łez. Lubi tę władzę, którą ma nade mną. Lubi pełną kontrolę. Powinnam go nienawidzić. Czasem jednak myślę, że go kocham.
To przepaska na oczy powinna mnie ostrzec, że zmierzam do miejsca bez odwrotu. Rzucił ją na łóżko, a po plecach natychmiast przebiegł mi dreszcz. Myśl, że nie będę widziała, co się ze mną dzieje, powinna mnie podniecić – i podnieciła. Lecz z powodów wtedy dla mnie niezrozumiałych także mnie przestraszyła. Bałam się.
To mu się nie spodobało. Powiedział mi to. Tym głębokim barytonem, który przyprawia mnie o drżenie. Potrzeba, żeby go zadowolić, była jednak nie do pokonania. Zawiązałam przepaskę na oczy.
Zbliżał się do mnie. Czułam, że niedługo dojdę. Jego dłonie przesunęły się zachłannie w górę moich nóg. I, niech go szlag, zatrzymały się tuż przed miejscem, w którym skrywała się moja żądza.
Później był niewyraźny wir doznań. Pchnął mnie na plecy, rozciągnął na materacu. Wiedziałam, że zaspokojenie jest bliskie. Niedługo we mnie wejdzie. Niedługo dostanę to, czego potrzebowałam. Lecz – ku mej rozpaczy – odsunął się.
Wydawało mi się, że usłyszałam szczęk zamka. Usiad- łam gwałtownie i zawołałam go w obawie, że odchodzi. Może zrobiłam coś źle? A potem ulga, gdy położył dłoń na moim brzuchu. Przesłyszałam się, to nie był zamek. Na pewno. Mimo to miałam wrażenie, że coś się wokół nas zmieniło. Jednak szybko o tym zapomniałam, gdy znalazł się między moimi udami. Jego silne ręce uniosły moje ramiona w górę, a ciepły oddech rozgrzał moją szyję. Jego ciało było doskonałe.
Jedwabny krawat nie wiedzieć jak owinął się wokół moich nadgarstków, a ręce zostały przywiązane do ramy łóżka. Nie pomyślałam, że nie mógł zrobić tego samodzielnie. Był na mnie, nie mogąc manipulować moimi rękami. Ale z drugiej strony manipulował moim ciałem, moim umysłem, a ja byłam jego ochoczą ofiarą.
Uniósł się, a ja zaskomlałam, nie mogąc do niego dosięgnąć. Znów cisza. I szelest materiału. Kolejne dziwne dźwięki. Mijały długie sekundy, a ja pamiętam dreszcz, który mną wstrząsnął. Uczucie strachu, supeł w żołądku.
Potem nadeszła chwila, którą będę pamiętała do śmierci. Chwila, gdy ostrze dotknęło moich warg. Chwila, gdy przekonywał, że w bólu kryje się przyjemność. Chwila, gdy ostrze przesuwało się po mojej skórze. Zrozumiałam wtedy, że się pomyliłam. On nie był niebezpieczny. Nie był też jak czekolada. Był zabójczy, był narkotykiem, a ja się bałam…
Pukanie do drzwi mieszkania gwałtownie odrywa mnie od lektury pamiętnika. Trawiona poczuciem winy zamknęłam go z trzaskiem i odłożyłam na dębowy stolik, na którym zeszłej nocy zostawiła go moja sąsiadka i bliska przyjaciółka, Ella Ferguson. Nie chciałam czytać tych zapisków. Po prostu… pamiętnik tam leżał. Na moim stoliku. Mimowolnie otworzyłam go i byłam wstrząśnięta tym, co w nim znalazłam. Nie mogłam uwierzyć, że moja bliska przyjaciółka Ella byłaby w stanie coś takiego zrobić. Więc czytałam dalej, choć nie wiem dlaczego. To przecież bez sensu. Ja, Sara McMillan, jestem nauczycielką w liceum, nie wtykam nosa w prywatne życie innych ludzi. W dodatku nie lubię takich lektur. Powtarzam to sobie, lecz gdy docieram do drzwi, nie mogę zignorować gorąca, które czuję w podbrzuszu.
Przystaję na moment i przykładam dłonie do policzków, bo jestem pewna, że też są rozgrzane. Mam nadzieję, że ktokolwiek czeka za drzwiami, po prostu zaraz sobie pójdzie. Jeśli tak zrobi, nie będę już – przyrzekam – czytała więcej tego pamiętnika. Ale w głębi duszy wiem, że nie zdołam oprzeć się pokusie. Czuję się tak jak Ella w tej scenie z pamiętnika – jakbym to ja wyczekiwała kolejnej podniecającej chwili, a potem kolejnej i kolejnej. To pewne, że dwudziestoośmioletnie kobiety nie powinny obywać się przez pięć lat bez seksu. Najgorsze jest to, że naruszyłam prywatność kogoś, na kim mi zależy.
Znów pukanie, a ja muszę pogodzić się, że mój gość nie odejdzie. Przywołuję się do porządku i poprawiam prostą, jasnoniebieską sukienkę, w której wróciłam do domu po ostatnich w tym roku szkolnym zajęciach z angielskiego. Biorę głęboki wdech i otwieram drzwi. Orzeźwiający podmuch chłodnego nocnego powietrza, tak typowego dla San Francisco, uniósł luźne kosmyki moich długich, ciemnych włosów, które wyśliznęły się z warkocza. Schłodził też moją rozpaloną skórę. Co się ze mną dzieje? Jakim cudem pamiętnik tak bardzo na mnie podziałał?
Ella wchodzi bez zaproszenia i mija mnie w powiewie waniliowych perfum, z rozwianymi rudymi lokami.
– Jest – mówi Ella, chwytając swój pamiętnik. – Tak myślałam, że zostawiłam go tutaj, gdy wpadłam wczoraj wieczorem.
Zamykam drzwi. Jestem pewna, że policzki znów mi płoną, bo wiem teraz o życiu seksualnym Elli więcej, niż powinnam. Nadal nie rozumiem, czemu otworzyłam pamiętnik, czemu się nie powstrzymałam. Czemu nawet teraz chcę czytać go dalej.
– Nie zauważyłam go – mówię. I w tej chwili już żałuję, że nie mogę cofnąć kłamstwa. Nie lubię kłamstw. Znam wystarczająco wielu ludzi, którzy się nimi posługują, i wiem, jaką mogą wyrządzić krzywdę. Naprawdę nie podoba mi się to, z jaką łatwością skłamałam. To w końcu Ella. Przez ostatni rok moja sąsiadka, która stała się powierniczką, niemal młodszą siostrą, jakiej nigdy nie miałam. Jesteśmy rodziną, której żadna z nas w rzeczywistości nie ma, czy raczej – do której żadna z nas nie chce się przyznać. Jestem speszona, więc plotę coś z powodu zdenerwowania i poczucia winy.
– To był długi dzień w szkole. Muszę wypełnić przez lato całą masę papierów. Ale miałam w klasie kilkoro fajnych dzieciaków, które polubiłam.
Zaciskam usta, bo wydaje mi się, że powiedziałam już dość. Mimo to dodaję:
– Przyszłam do domu dopiero kilka minut temu.
– No, ale masz przecież teraz choć trochę wolnego – odzywa się Ella, unosząc pamiętnik. – Przyniosłam go wczoraj, gdy planowałyśmy obejrzeć razem ten babski film. Chciałam przeczytać ci kilka wpisów. Ale potem zadzwonił David, no i wiesz, jak było. Porzuciłam cię jak bardzo zła przyjaciółka – w jej głosie dało się słyszeć poczucie winy.
David, czyli jej sexy chłopak. Lekarz. Co chciał od Elli, to dostawał. Przez chwilę przyglądam się przyjaciółce. Ma świeżą, młodzieńczą cerę, ubrana jest w wytarte dżinsy i fioletowy T-shirt. Wygląda jak jedna z moich uczennic, a nie jak dwudziestopięcioletnia nauczycielka.
– I tak byłam padnięta – zapewniam ją, lecz martwię się, że zakochała się po uszy w tym o dziesięć lat starszym facecie. – Musiałam położyć się spać, żeby mieć siłę na dzisiejsze zajęcia.
– Teraz jesteś już po nich, więc świetnie się składa – Ella wskazuje pamiętnik. – I tak się cieszę, że odnalazłam go przed dzisiejszą randką z Davidem – porusza znacząco brwiami. – Gra wstępna, rozumiesz. Davidowi się to spodoba. To jest piekielnie gorące.
Otwieram usta z absolutnym niedowierzaniem.
– Czytasz mu swój pamiętnik? – Ja nigdy nie miałabym odwagi czytać facetowi takich intymnych, osobistych przemyśleń, zwłaszcza o nim samym. – I to jest gra wstępna?
Ella kiwa przecząco głową.
– To nie jest mój pamiętnik. Nie pamiętasz? Mówiłam ci wczoraj. Znalazłam go w rzeczach, które kupiłam na aukcji magazynowej na początku lata.
– Aha – odpowiadam, choć nie przypominam sobie, żeby Ella choć słowem o nim wspomniała. Gdyby tak było, jestem na sto procent pewna, że bym to pamiętała. – No tak. Aukcje, na które chodzisz, odkąd dostałaś świra na punkcie programu Wojny magazynowe. Nadal nie mogę uwierzyć, że ludzie oddają na przechowanie swoje rzeczy, a potem nie płacą, zapominają o nich i pozwalają, żeby kupił je ktoś obcy.
– A jednak – zauważa Ella. – Tylko że ja nie mam świra.
Raczej nie wyglądam na przekonaną.
– Okej, może i mam – przyznaje. – Ale zarobię na tym dwa razy tyle, ile dostałabym za uczenie w szkole letniej. Naprawdę powinnaś zastanowić się nad pójściem ze mną na następną aukcję. Już opchnęłam sporo rzeczy za dużą kasę.
Unosi w górę pamiętnik.
– To znalazłam w ostatnim magazynie, jak dotąd najlepszym. Były w nim grafiki, które sprzedam za grube pieniądze. No i znalazłam trzy pamiętniki, zupełnie powalające. Nie mogę się od nich oderwać. Kobieta, która je napisała, dała się wciągnąć w mroczną, namiętną grę, która jest przerażająco ekscytująca.
Ma rację. Jeszcze teraz czuję palenie w brzuchu, gdy myślę o słowach zapisanych na tych kartkach. Mogę sobie wyobrazić cichy, uwodzicielski głos kobiety opowiadającej mi szeptem swoją historię. Próbuję skupić się na tym, co mówi Ella, lecz zamiast tego zastanawiam się nad tą kobietą. Kim jest, gdzie jest?
– Kurczę! – wykrzykuje Ella. – Ty się czerwienisz. Czytałaś pamiętnik, tak?
Tym razem blednę.
– Co? Ja? – Nagle nie mogę wydusić z siebie nic sensownego. W tej chwili zupełnie nie jestem sobą. Opadam na wyściełane brązowe krzesło naprzeciw Elli, złapana w pułapkę mojego wcześniejszego kłamstwa. – Ja… tak. Czytałam.
Zielone oczy Elli zwężają się.
– I myślałaś, że ja to napisałam?
Posyłam jej niepewne spojrzenie.
– Cóż… hmm – mówi, najwyraźniej biorąc moją odpowiedź, a raczej jej brak, za potwierdzenie. – Myślałaś… – kręci głową. – Zatkało mnie. Ale pewnie nie czytałaś tych najlepszych wpisów, bo wtedy na pewno nie mogłabyś pomyśleć, że ona jest mną. Choć rumienisz się, jakbyś je jednak czytała.
– Czytałam niektóre fragmenty, które były takie, no… całkiem szczegółowe.
Uśmiecha się.
– I uznałaś, że ja to napisałam? – znów kręci głową. – No proszę, a sądziłam, że mnie znasz. Ale muszę ci powiedzieć, że bardzo chciałabym być tą kobietą, choćby tylko przez jedną gorącą noc. W jej życiu była zagadkowa erotyka, która po prostu… – Ella lekko drży – nie daje mi spokoju.
Odrobinę pocieszam się tym, że wpisy w pamiętniku poruszają ją równie mocno, jak mnie. Tylko po co mi, do cholery, pocieszenie? Za grosz w tym logiki. Moje reakcje pozbawione są sensu.
– Gdy skończymy z Davidem czytanie tego pamiętnika – mówi Ella, wciągając mnie z powrotem do rozmowy – zrobimy zdjęcia kilku najciekawszych stron i wystawimy go na eBayu. Będzie z tego spora kasa. Już ja to wiem.
Oburzona tym pomysłem otworzyłam usta.
– Chyba nie mówisz poważnie? Chcesz sprzedać osobiste zapiski tej kobiety na eBayu?
– No jasne, że tak. Tu chodzi o zarabianie pieniędzy. Zresztą to wszystko może być zmyślone.
Jej słowa są zaskakująco zimne. To nie jest Ella, jaką znam.
– Mówimy o osobistych przeżyciach, Ella. Nie chcesz chyba zarabiać na jej bólu?
Jest zaskoczona.
– Jakim bólu? Mnie to wygląda na samą przyjemność.
– Najważniejszą dla siebie rzecz straciła na aukcji. To nie jest przyjemność.
– Domyślam się, że jej bogaty facet wywiózł ją w jakieś egzotyczne miejsce i że żyje sobie dostatnio – jej głos staje się poważny. – Muszę tak myśleć, żeby to zrobić, Saro. Proszę, nie wywołuj u mnie poczucia winy. Ja po prostu potrzebuję tych pieniędzy.
Chcę się sprzeciwić, lecz ustępuję. Ella jest sama na świecie, w zasadzie bez rodziny. Jej ojciec jest alkoholikiem. Zwykle sam nie wie, jak się nazywa, a co dopiero – jak ma na imię jego córka. Ella oszczędza na czarną godzinę. Ja też tak mam, też jestem samotna. Ale w tej chwili nie chcę o tym myśleć.
– Przepraszam – mówię i naprawdę jest mi przykro. – Rozumiem, że nie możesz postąpić inaczej. Oby ci się udało jak najdrożej sprzedać ten pamiętnik.
Ella lekko się uśmiecha na zgodę, a potem wstaje z kanapy. Ja również się podnoszę i ją przytulam. Błyskawicznie zaczyna promieniować dobrym humorem, który udziela się także i mnie. Kocham Ellę. Naprawdę ją kocham.
– David i ja nie możemy się już doczekać tej oszałamiającej akcji dziś w nocy – rzuca figlarnie. – No, muszę lecieć.
Śmieje się i macha do mnie ręką.
– Dobrej nocy. Moja będzie dobra, tego jestem pewna.
Opadam znów na krzesło i patrzę, jak wychodzi.
Dobijanie się do drzwi wyrywa mnie z błogiego snu. Siadam gwałtownie na łóżku, zdezorientowana i zamroczona. Zerkam na zegar: siódma rano. Pierwszy dzień wolny od zajęć.
– Cholera, kto się tak tłucze? – burczę, odrzucam koc i wsuwam stopy w różowe, puszyste pantofle, które jeden z uczniów dał mi w prezencie na ostatnią Gwiazdkę. Łapię długi, także różowy szlafrok, który puszysty nie jest, ale ma napis „Różowy” na plecach. Znów niecierpliwe stukanie.
– Saro, to ja, Ella! – słyszę, gdy drepczę przez salon. – Pospiesz się! Szybko!
Serce zaczyna mi łomotać, bo Ella najwyraźniej jest roztrzęsiona. Gdy tylko otwieram drzwi, zarzuca mi ręce na szyję i woła:
– Uciekam!
– Uciekasz? – Zaskoczona cofam się i wciągam Ellę z chłodu wczesnego ranka do ciepłego wnętrza mieszkania. Wciąż ma na sobie wczorajsze ubranie. – Co ty wygadujesz? Co się dzieje?
– David mi się oświadczył! – wykrzykuje z podnieceniem. – Ledwie mogę w to uwierzyć. Dziś lecimy do Paryża. – Spogląda na zegarek: – Za dwie godziny.
Wciska mi coś do ręki.
– To klucz do mojego mieszkania. Na stole w kuchni znajdziesz pamiętnik i klucz do magazynu. Jeśli za dwa tygodnie nie będzie opróżniony, znów wszystko wystawią na aukcję. Więc posprzedawaj te rzeczy. Pieniądze są twoje. Albo zostaw wszystko, jak wolisz. Nieważne, bo wszystko mi jedno – uśmiecha się szeroko. – Ja uciekam do Paryża, a potem czeka nas miesiąc miodowy we Włoszech!
Zaczynam się o nią niepokoić. Nigdy nie słyszałam, żeby mówiła, że kocha Davida, a nie chciałabym, żeby spotkało ją coś przykrego.
– Znasz tego faceta dopiero od trzech miesięcy, słońce. Ja widziałam go raptem raz.
On zawsze, niby to przypadkiem, dostawał wezwanie do chorego, gdy planowane było wspólne spotkanie.
– Kocham go, Saro – mówi Ella, jakby czytała w moich myślach. – I jest dla mnie dobry. Wiesz przecież.
Nie, nie wiem, lecz gdy próbuję znaleźć właściwe słowa, żeby to wyrazić, ona już wychodzi.
– Ella…
– Zadzwonię do ciebie, jak dotrę do Paryża, więc miej komórkę przy sobie.
– Czekaj! – przytrzymuję ją za ramię. – To na jak długo wyjeżdżasz?
Oczy jej się rozświetlają.
– Na miesiąc! Uwierzysz? Cały miesiąc we Włoszech. To jak spełnione marzenie – przytula mnie i całuje w policzek. – Zadzwonię do ciebie, a gdy wrócimy, będzie wesele.
Jej spojrzenie mięknie.
– Wiesz, chciałabym, żebyś tam ze mną była. Ale to wszystko dzieje się tak nagle – przytyka palec do fałdki, która pojawia mi się między zmarszczonymi brwiami. – I przestań robić taką minę, bo będziesz miała niedługo zmarszczki. Nic mi nie jest, czuję się doskonale.
– No pewnie – odpowiadam, wysilając się na lekki ton. Jednak gardło mam tak ściśnięte, że mogę zdobyć się tylko na wychrypianą prośbę: – Zadzwoń do mnie koniecznie, jak tylko dojedziesz. I przysyłaj zdjęcia. Masę zdjęć.
Ella uśmiecha się promiennie.
– Tak jest, pani McMillan.
Odwraca się i szybko wychodzi, w ostatniej chwili machając mi przez ramię.
Poszła, a ja walczę z niespodziewanymi łzami, których przyczyny nie rozumiem. Cieszę się jej szczęściem, ale też martwię się o nią. Czuję się… Cóż, nie jestem pewna, jak się czuję. Zagubiona, być może. Zaciskam w dłoni klucz i nagle uświadamiam sobie, że właśnie dostałam pamiętniki, których przyrzekałam nigdy więcej nie czytać.
Chwila, gdy ostrze dotknęło moich warg. Chwila, gdy przekonywał, że w bólu kryje się przyjemność…
Te słowa obsesyjnie powtarzam wieczorem w myślach w dniu nagłego wyjazdu Elli. Prześladują mnie tak bardzo, że czuję lodowaty dreszcz, ilekroć o nich pomyślę. To z ich powodu jestem tutaj, stoję w niewielkim klimatyzowanym magazynie wielkości garażu, który kiedyś wynajęła autorka pamiętnika. Na szczęście nie jest jeszcze ciemno, a okolica wygląda na przyzwoitą. Stoję i nie jestem pewna, od czego zacząć. Będę przetrząsać rzeczy nieznajomej, czuję się dziwnie i nieswojo.
…chwila, gdy przekonywał, że w bólu kryje się przyjemność.
Nieproszone słowa znów pojawiają się w mojej głowie. Drżę i nie tylko dlatego, że pamiętnik jest zdecydowanie podniecający. Nie powinnam się podniecać. Nie bolesną przyjemnością i krępowaniem. Nie zamierzam się podniecać. Martwię się o tę tajemniczą kobietę. Zresztą jestem córką swojego ojca, tak jak moja matka była jego żoną, co oznacza, że byłyśmy w jego rękach marionetkami, które pozostawały w jego cieniu. Moja matka uwolniła się od niego wraz ze swą śmiercią, a ja zdecydowałam się zerwać z nim kontakt. Choć upłynęło pięć lat, odkąd ostatni raz go widziałam, wciąż jestem świadoma, że wpływ jego ciężkiej ręki jest aż za bardzo widoczny w moim życiu.
Zgrzytam zębami na te wspomnienia. Nie mam pojęcia, jak myśli zabłąkały się w miejsca, których wcale nie chcę odwiedzać. Skupiam się ponownie na starannie ustawionych wzdłuż ścian meblach i kartonach, a także na czymś, co wygląda na dobrze zapakowane grafiki. To porzucone i zapomniane życie. Kto to zrobił? Kto zostawił rzeczy, na których wyraźnie mu zależało na tyle, by je starannie spakować i uporządkować? Nie jestem przekonana do pomysłu Elli, że jakiś bogaty facet zabrał tę kobietę do egzotycznego raju. Nikt, komu nie przydarzyło się nieszczęście, a może nawet tragedia, nie postępował tak jak ona. Nie, nie zamierzam przysparzać tej kobiecie kłopotów, odsprzedając jej rzeczy. Ona nie jest anonimowa, nazywa się Rebecca Mason. Takie nazwisko widniało w dokumentach. Nie mogłam dostać jej numeru telefonu, a zresztą – jak mi powiedziano – i tak jest wyłączony.
– Znajdę sposób, by się z tobą skontaktować i zwrócić ci rzeczy – szepczę w przestrzeń, jakbym mówiła do Rebeki, i dreszcz przebiega mi po plecach. Mam wrażenie, że ona tu jest, że mówię do niej, i to mnie przeraża. Z jakiegoś powodu czuję się coraz bardziej zdeterminowana, by ją odnaleźć.
Ciężko wzdycham. W końcu się zdecydowałam. Muszę naruszyć jej prywatność i przetrząsnąć jej rzeczy, by znaleźć sposób, aby się z nią skontaktować i zwrócić to, co zostało z jej życia. Oczywiście, jeżeli ona jeszcze żyje.
– Przestań! – Sama siebie karcę. Myślenie o śmierci to nie moje klimaty. Nie lubię horrorów.
Ale może jednak Rebecca porzuciła swoje życie z jakiegoś szczęśliwego powodu? Wygrana w totka. O tak. To dobra okazja, żeby porzucić wszystkie swoje stare rzeczy. To mało prawdopodobne, ale możliwe. Szansa jedna na dziesięć milionów, jak mi się wydaje. No, ale jednak szansa. Czemu więc ta myśl ani trochę nie rozładowuje tego upiornego napięcia, które można wyczuć w pomieszczeniu?
Chcę mieć to już za sobą, odkładam torebkę na podłogę i wycieram dłonie w dżinsy. Przyglądam się badawczo przedmiotom wokół, aż mój wzrok pada na starannie opisany karton: dokumenty osobiste. Tam powinnam znaleźć jakieś informacje.
Dwie godziny później siedzę oparta o ścianę i przeglądam papiery, które nie powinny trafić w moje ręce. Świadectwa szkolne, rachunki, dokumentacja prawna dotycząca groszowego spadku po śmierci matki Rebeki i jej ostatniego krewnego przed trzema laty. Myślę o własnej matce, o kobiecie, która tak bardzo starała się chronić mnie przed ojcem, lecz nigdy nie zrobiła nic, by ochronić siebie. Zamykam oczy. Zastanawiam się, kiedy przeminie ból po jej stracie. O ile w ogóle przeminie. Była moją najlepszą przyjaciółką, najbliższą mi osobą. Ciekawe, czy Rebecca była tak blisko z matką, jak ja ze swoją? Czy bolała ją ta strata, tak jak mnie bolała? Czy nadal boli?
Z wysiłkiem wracam do dokumentów i uświadamiam sobie, że nie znajdę żadnych informacji, które pomogłyby mi nawiązać kontakt z Rebeką. Na szczęście korespondencja i sterta wyciągów bankowych ujawniły mi jej adres, choć nie jestem pewna, czy jest aktualny.
Z poczuciem, że nie za bardzo posunęłam się w poszukiwaniach Rebeki, wpycham wszystko z powrotem do kartonu i wstaję. Czuję odrętwienie i skurcze, które podają w wątpliwość skuteczność moich porannych ćwiczeń.
– Proszę spróbować w komodzie – słyszę za sobą męski głos.
Krzyczę przestraszona i gwałtownie się obracam. W drzwiach stoi mężczyzna w roboczym stroju. Włos na głowie mi się jeży, zakończenia nerwowe wysyłają sygnały ostrzegawcze. To przystojny facet, około trzydziestu pięciu lat – blondyn z włosami przyciętymi na jeża, gładko ogolony. Niepokoi mnie jego mroczne spojrzenie padające z głęboko osadzonych oczu. I bez tego małe pomieszczenie wydaje się kurczyć i zamykać wokół mnie. To straszne uczucie, którego nie potrafię opanować, jest niczym ciężar na moich ramionach i piersiach.
– W komodzie? – udaje mi się w końcu wydusić.
– Każdy ma sekretną szufladę w sypialni – tłumaczy. Jego głos zniża się, przybiera chrypliwą barwę. – Miejsce niemal tak skryte jak dusza.
Sztywnieję, znów przenika mnie niemiły dreszcz. On tu był przede mną. Czuję to. Przeglądał rzeczy Rebeki. Wie, co jest w szufladzie komody. Nie podoba mi się ten facet i nagle zdaję sobie sprawę, że jestem tu z nim sama, wokół ani żywego ducha – przynajmniej jak dotąd nikogo innego nie widziałam i nie słyszałam.
– Nie chcę znać jej sekretów – mówię stanowczo, starając się zachować spokój, choć kolana się pode mną uginają. – Chcę ją odnaleźć i zwrócić jej rzeczy.
Przygląda mi się badawczo przez dłuższą chwilę. Wzrok ma świdrujący. W końcu, gdy cisza jest już niemal nie do wytrzymania, mówi:
– Proszę sprawdzić szufladę, tak jak powiedziałem.
Uśmiecha się ironicznie. Sprawia wrażenie, jakby miał zaraz odejść.
– Wrócę o dziewiątej, żeby wszystko pozamykać. Do tej pory trzeba opuścić teren.
Znika bez dalszych wyjaśnień.
Nie ruszam się. Czuję się jak sparaliżowana. Mam ochotę zatrzasnąć drzwi, lecz nie ośmielam się, bo można przecież je zamknąć od zewnątrz na klucz. Sekundy upływają, a ja czekam. Kroki mężczyzny cichną w oddali. Muszę znaleźć się daleko stąd. Docieram do lśniącej, mahoniowej komody przy ścianie i nerwowo otwieram prawą górną szufladę. Pusta. Próbuję z lewą. Boże, serce mam w gardle. Powinnam uspokoić oddech. Jestem roztrzęsiona i przerażona w zasadzie bez powodu. Liczę do trzydziestu i znów mogę oddychać. Nic mi nie jest. Wszystko w porządku. Otwieram lewą szufladę, a oddech znów mi zamiera na widok jej zawartości. Czarne, aksamitne pudełko trzydzieści na dwadzieścia centymetrów z zamkiem. Czerwony jedwabny szal. Trzy czerwone, oprawione w skórę pamiętniki.
Spoglądam za siebie, a potem z powrotem na szufladę. Jestem podekscytowana, ale zarazem w nerwach z obawy, że ten straszny facet powróci.
Skupiam się ponownie na znalezisku, szukam klucza do pudełka, w którym mogę znaleźć coś, co naprowadzi mnie na ślad Rebeki. Tłumaczę sobie, że nie chodzi tylko o zwykłą ciekawość. Otwieram pamiętniki, potrząsam nimi w poszukiwaniu luźnych papierów czy kluczyka. Z jednego z nich wypada jakaś broszurka, za moment kilka kolejnych.
Sprawdzam je. Galeria Sztuki Allure. Wszystko to broszury Allure, czyli największej, najbardziej prestiżowej galerii w San Francisco. Ella wspominała o grafikach znalezionych w magazynie. Wygląda na to, że choć moja aktywność seksualna jest całkowicie różna niż Rebeki, to jednakowo interesujemy się sztuką. Uwielbiam wszystko, co jej dotyczy. Interesuję się historią sztuki oraz procesem twórczym. Był taki czas, gdy wiele bym dała za to, żeby pracować w jakiejś instytucji związanej z działalnością artystyczną. Marzyłam o tym. Jednak już wiele lat temu zmieniłam zdanie, bo zmusiły mnie do tego życie, rachunki i inne obowiązki.
Usłyszałam jakiś hałas na zewnątrz, niemal podskoczyłam ze strachu. Przyciskam rękę do piersi, by nie wyskoczyło przez nią serce. Grzmot. Ten odgłos to był grzmot. Nadchodzi burza. Głośne dudnienie odbija się echem od ścian, jakbym była w jaskini. To jak ostrzeżenie. Muszę się pospieszyć, do jasnej cholery. Moja wyobraźnia szaleje, ogarnia mnie gwałtowny niepokój.
Chwytam torebkę, zabieram pamiętniki, które są moją ostatnią nadzieją na znalezienie wskazówki co do ostatniego miejsca pobytu Rebeki. Mam już wyjść z pomieszczenia, lecz przystaję, odwracam się i biegnę do komody, by wziąć ze sobą aksamitne pudełko. Ręce wciąż mi się trzęsą, staram się nie upuścić niczego podczas zamykania drzwi magazynu.
Idę szybko wąskim, słabo oświetlonym korytarzem, mijając rzędy zamkniętych magazynów – takich jak ten, który przed chwilą opuściłam. Czuję się jak Alicja, która zaraz wpadnie w króliczą norę. Wychodzę z budynku i zatrzymuję się na nieoświetlonym parkingu, ciemniejszym, niż można było się spodziewać, bo przecież zbiera się na burzę. Jakże szybko uciekł mi ten czas.
Truchtem w dyskretnej ciszy, bo jasnoniebieskie adidasy tłumią odgłos kroków, zbliżam się do mojego srebrnego forda focusa. Kluczyki wciąż są w torebce. Nie wiem, czemu jeszcze ich nie wyciągnęłam. Kładę trzymane przedmioty na masce, aby przetrząsnąć torebkę, ale jeden z pamiętników spada na ziemię. Schylam się po niego, ale wtedy wypada mi kolejny.
– Niech to szlag – klnę i kucam, aby je podnieść. Jednak w tej chwili włosy znów stają mi dęba i choć zaczyna padać, nie wstaję. Wydaje mi się, że widzę jakiś cień obok otwartych drzwi do budynku. Podrywam się na równe nogi, czuję ścisk w żołądku. Wsiadaj do auta. Wsiadaj do auta! Czemu jeszcze stoisz!? – mówię do siebie.
Drżącymi rękami wyławiam klucze i przeklinam paranoję, która mną owładnęła. Szarpnięciem otwieram drzwi samochodu i wrzucam do środka torebkę, wsiadam z pudełkiem i pamiętnikami w ręce. Drzwi zamykają się nie dość szybko. Ciężko wypuszczam powietrze, gdy włączam blokadę. Bezpiecznie zamknięta w środku bezładnie kładę pamiętniki i pudełko na siedzeniu dla pasażera.
Mam już zapalić silnik, gdy coś przyciąga mój wzrok do budynku, z którego właśnie wyszłam. Zamieram. Pod markizą z nogą opartą o mur stoi facet, którego spotkałam w magazynie. Obserwuje mnie.
Przekręcam kluczyk i odmawiam cichą modlitwę w podziękowaniu, że silnik zapalił bez problemu. Zmykam, aż się kurzy.
Jestem w połowie drogi do domu, gdy nadchodzi burza. Rzęsisty deszcz pada z furią, pioruny walą. Choć jest piątkowy wieczór, na moim osiedlu nie ma chyba żadnego wolnego miejsca parkingowego. Jako nauczycielka musiałam nosić sterty prac domowych do oceny, dlatego też kupiłam sobie torebkę wielkości walizki. Teraz wpycham do niej pudełko i pamiętniki, żeby uchronić je przed ulewą. Wysiadam, biegnę przez nawałnicę, cała ociekam wodą, w końcu zapalam światło w mieszkaniu. Zamykam drzwi i przekręcam zamek tak szybko, jak uciekłam z tego budynku magazynowego.
Może za bardzo skupiam się na rozwiązaniu zagadki Rebeki Mason, co pobudza moją wyobraźnię, ale mam wrażenie, że ktoś mnie śledzi. Ten facet w magazynie…
(fragment)…
.
.
.
Całość dostępna w wersji pełnej
(fragment)…
.
.
.
Rozdział dostępny w wersji pełnej
(fragment)…
.
.
.
Rozdział dostępny w wersji pełnej
(fragment)…
.
.
.
Rozdział dostępny w wersji pełnej
(fragment)…
.
.
.
Rozdział dostępny w wersji pełnej
(fragment)…
.
.
.
Rozdział dostępny w wersji pełnej
(fragment)…
.
.
.
Rozdział dostępny w wersji pełnej
(fragment)…
.
.
.
Rozdział dostępny w wersji pełnej
(fragment)…
.
.
.
Rozdział dostępny w wersji pełnej
(fragment)…
.
.
.
Rozdział dostępny w wersji pełnej
(fragment)…
.
.
.
Rozdział dostępny w wersji pełnej
(fragment)…
.
.
.
Rozdział dostępny w wersji pełnej
(fragment)…
.
.
.
Rozdział dostępny w wersji pełnej
(fragment)…
.
.
.
Rozdział dostępny w wersji pełnej
(fragment)…
.
.
.
Rozdział dostępny w wersji pełnej
(fragment)…
.
.
.
Rozdział dostępny w wersji pełnej
(fragment)…
.
.
.
Rozdział dostępny w wersji pełnej
(fragment)…
.
.
.
Rozdział dostępny w wersji pełnej
(fragment)…
.
.
.
Rozdział dostępny w wersji pełnej
(fragment)…
.
.
.
Rozdział dostępny w wersji pełnej
(fragment)…
.
.
.
Rozdział dostępny w wersji pełnej
(fragment)…
.
.
.
Rozdział dostępny w wersji pełnej
(fragment)…
.
.
.
Rozdział dostępny w wersji pełnej
(fragment)…
.
.
.
Rozdział dostępny w wersji pełnej
(fragment)…
.
.
.
Rozdział dostępny w wersji pełnej
(fragment)…
.
.
.
Rozdział dostępny w wersji pełnej
(fragment)…
.
.
.
Rozdział dostępny w wersji pełnej
(fragment)…
.
.
.
Rozdział dostępny w wersji pełnej
(fragment)…
.
.
.
Rozdział dostępny w wersji pełnej