Geek Friend 2 - Julia Gaj - ebook + audiobook + książka

Geek Friend 2 ebook i audiobook

Gaj Julia

4,2

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Kontynuacja historii bohaterów serii „Geek”.

Poppy Pole miała sprecyzowany plan na życie. Chciała ukończyć studia na wymarzonej uczelni, zdobyć pracę w wymarzonym zawodzie i poślubić wymarzonego chłopaka. 

Kiedy na skutek problemów zdrowotnych babci dziewczyna jest zmuszona porzucić Uniwersytet Stanford i przeprowadzić się bliżej domu, szybko zrozumie, że plany mają to do siebie, że życie szybko je weryfikuje.

Gdzie w tym wszystkim znajdzie się miejsce na jej związek z Dylanem? Czy dorosłość, którą zaplanowała sobie dawno temu, przewidziała w ogóle miłość? 

Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej szesnastego roku życia.                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                    Opis pochodzi od Wydawcy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 315

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 7 godz. 44 min

Lektor: Monika ChrzanowskaNikodem Kasprowicz
Oceny
4,2 (127 ocen)
62
31
27
6
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Weronika8608

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna, naprawdę fajna lektura, bez żadnych patologicznych dram, normalni ludzie, dobrze napisana, dobre dialogi, bohaterów da się lubić, ma potencjał na kolejną część z Noah w roli głównej
30
mkoston

Całkiem niezła

Styl jest fajny, szybko się czyta, jednak atmosfera powieści wprawiła mnie w smutny, przygnębiający nastrój. Dopiero dwa ostatnie rozdziały były zbliżone do ciepłej, trochę zabawnej i odprężającej pierwszej części. Szkoda. Przykro mi, ale nie polecam tej książki
00
nata-lia381

Dobrze spędzony czas

fajne
00
Sandramarczak31

Nie oderwiesz się od lektury

Zajebista książka !
00
julia_nxl

Całkiem niezła

Trochę się zawiodłam na tej części. Główna bohaterka zachowuje się gorzej jak dziecko mimo, że jest już dorosłą kobietą. Będąc nastolatką zachowywała się bardziej dojrzale niż teraz. Jeśli chodzi o Dylana to w sumie nie mam zastrzeżeń poza tymi jego toksycznymi gierkami. Z jednej strony chciał aby Poppy znalazła sobie kogoś innego, a z drugiej robił sceny zazdrości. Natomiast potem jego zachowanie zmieniło się o 180° i w pewnym momencie było mi go szkoda. Robił wszystko aby zadowolić Poppy, która wodziła go za nos i sama nie wiedziała czego od niego chce. Ogólnie polecam wam tę dylogię, ale pierwsza część jest o niebo lepsza.
00

Popularność




Copyright © 2023

Julia Gaj

Wydawnictwo NieZwykłe

All rights reserved

Wszelkie prawa zastrzeżone

Redakcja:

Anna Łakuta

Korekta:

Justyna Nowak

Dominika Kalisz

Katarzyna Olchowy

Redakcja techniczna:

Paulina Romanek

Projekt okładki:

Paulina Klimek

Autor ilustracji:

Marta Michniewicz

www.wydawnictwoniezwykle.pl

Numer ISBN: 978-83-8320-834-3

PROLOG

POPPY

Poprawiłam torbę z ekoskóry, zsuwającą się z mojego ramienia, i ciaśniej przycisnęłam telefon do ucha. Rozmawianie i jednoczesne poruszanie się po kampusie stanowiło wyzwanie, zwłaszcza w piątkowy wieczór, kiedy dosłownie wszyscy wyszli ze swoich akademików niczym krety ze swojej nory, w poszukiwaniu przygód na nadchodzący weekend. Większość tych osób niewątpliwie zmierzała właśnie w kierunku lokalnych barów, prawdopodobnie śpiesząc się na zaczynającą się w większości lokali Happy Hour.

Wszyscy, z wyjątkiem mnie.

Właśnie skończyłam swoją codzienną, kilkugodzinną sesję nauki w bibliotece i szybkim krokiem zmierzałam w kierunku swojego pokoju w akademiku tylko po to, żeby właśnie tam dokończyć swoją pracę nad referatem.

W przeciwieństwie do większości moich rówieśników nie traktowałam okresu studiów jako czasu, w którym głównym zajęciem są imprezy i nawiązywanie znajomości, które wedle słów mojej matki, miały trwać całe moje późniejsze życie. Dziwnym trafem nie mogłam sobie przypomnieć, żeby ona sama miała jakąś serdeczną koleżankę z czasów studiów.

Tłok i gwar panujący na uliczkach kampusu sprawiał, że moja głowa pulsowała nieprzyjemnie, a ja wprost nie mogłam się już doczekać, kiedy dotrę do niemal pustego akademika i będę mogła rozkoszować się samotnością w zaciszu swojego pokoju. Miałam to szczęście, że moja współlokatorka wynajmowała pokój w akademiku tylko po to, żeby jej fanatycznie religijni rodzice nie dowiedzieli się, że mieszka ze swoim chłopakiem.O ile żonatego profesora sztuki można było nazwać chłopakiem, a nocne schadzki w jego obskurnej, wynajętej kawalerce, wspólnym mieszkaniem. Czasami zastanawiałam się, jak taka miła i inteligentna dziewczyna zdołała wplątać się w takie bagno. Rozumiem, że miłość nie wybiera, jednak kiedy jest oparta na kłamstwie i ranieniu innej osoby, na przykład żony owego profesora, to z całą pewnością nie prowadzi do niczego dobrego. Nie poruszyłam jednak tego tematu z Hannah, nie byłyśmy na tyle blisko, żebym zyskała jakiekolwiek prawo wypowiadania się w kwestii jej miłosnych wyborów. Nie przeszkadzało mi więc jej życie zarówno erotyczne, jak i to uczuciowe tak długo, jak dawało mi ono możliwość mieszkania w pojedynkę.

– Nie przyjedziesz na Święto Dziękczynienia? – Esther brzmiała na rozczarowaną i gdybym zamknęła oczy, prawdopodobnie mogłabym wyobrazić sobie jej minę. Otoczone zmarszczkami usta ściśnięte w wąską linię i przepełnione rozczarowaniem oczy ciskające gromy w moim kierunku.

Przygryzłam wargę i zastanowiłam się, co właściwie powinnam jej odpowiedzieć. Przerwa na uczelni była oczywiście wystarczająco długa, żebym spokojnie mogła polecieć do domu i spotkać się z rodziną. Obawiałam się jednak, że jeśli spędzę z nimi te kilka dni, zapragnę tam zostać i nigdy więcej ich nie opuszczać.

Wybór uczelni na drugim końcu kraju był błędem. Sam fakt studiowania na Stanford był wspaniały, wykłady były interesujące, a atmosfera na kampusie przyjemna i miła. No i ta biblioteka, najbardziej magiczne miejsce, w jakim miałam okazję być. Czasami miałam wrażenie, że robię się mądrzejsza od samego wdychania tego niesamowitego zapachu tuszu drukarskiego i delikatnych, pożółkłych kartek.

Ale to nie było wystarczające. Nocami przewracałam się w łóżku, nie mogąc zasnąć, a za chwilę spędzoną z Dylanem i rodzicami oddałabym wątrobę. Brakowało mi nawet gderliwej sprzedawczyni ze sklepu na końcu ulicy, przy której stał mój dom rodzinny. Ciągle towarzyszył mi ten natrętny głosik w głowie, że to wcale nie jest miejsce dla mnie, że nigdy nie będę tutaj pasować. Ostatni raz miałam takie odczucia, kiedy jako pięciolatka przeprowadziłam się z rodzicami do Północnej Karoliny. Wszystko tutaj było inne, po prostu obce, a ja nie byłam pewna, czy uda mi się dostosować. Różnica była jednak taka, że trzynaście lat temu miałam obok siebie rodziców i babcię, a niedługo po przeprowadzce również Dylana, który sprawnie wprowadził mnie w środowisko, sprawiając, że uczucie wyobcowania szybko minęło. Tutaj nie miałam nikogo i nie sądziłam, żeby zmieniło się to kiedykolwiek, biorąc pod uwagę mój charakter.

Minęła już połowa semestru, a jedynymi osobami, z którymi rozmawiałam, była stara bibliotekarka, kelnerka z lokalnej kawiarni, dozorca i kilku profesorów. Nie jest to towarzystwo, z którym zdołam „nawiązać przyjaźń na całe życie”. Pomijając już fakt, że miałam swoich przyjaciół i nie chciałam szukać nowych.

Spodziewałam się tego, że będę za nimi wszystkimi tęsknić, nie sądziłam tylko, że aż tak. Nigdy nie pomyślałabym, że zabraknie mi spotkań z Elen i Sophie przy kawie, kiedy to uporczywie starały się wyciągnąć mnie na kolejne zakupy lub przekonać do wzięcia udziału w kolejnej szalonej imprezie. Brakowało mi przyglądania się, jak Nick, Thomas i Dylan grają na konsoli, a z czasem poczułam nawet tęsknotę za złośliwościami Noah i jego głupiutkim poczuciem humoru.

Jednak nie mogłam powiedzieć tego na głos w obawie przed tym, że się rozkleję, załamię i wrócę do domu najbliższym samolotem, bo właśnie to miałam ochotę zrobić przez większość czasu.

Więc skłamałam.

– Mam naprawdę dużo nauki, babciu.

– Ty zawsze masz dużo nauki – fuknęła, zupełnie tak, jakbym ją czymś obraziła. – To może być moje ostatnie Święto Dziękczynienia.

– Moje też – mruknęłam, bardziej do siebie niż do niej.

– Co powiedziałaś?

– Powiedziałam, że nigdy nie wiemy, kiedy będzie nasze ostatnie Święto Dziękczynienia, babciu. Każdy dzień może być naszym ostatnim.

– Bardzo poetyckie słowa, Poppy, w sam raz na rozmowę z kimś, kto ma raka – powiedziała gorzko, kolejny raz przypominając o swojej chorobie, zupełnie tak, jakbym mogła o niej zapomnieć chociaż na chwilę. – Kiedy w takim razie przyjedziesz do domu?

– Nie jestem pewna, prawdopodobnie zjawię się dopiero na Boże Narodzenie.

Przez chwilę po drugiej stronie słuchawki słychać było jedynie wymowną ciszę.

– Ja umieram, Poppy – zakomunikowała babcia poważnym głosem. – Umrę i nawet nie będzie mi dane spędzić ostatnich chwil z moją wnuczką. Jedyną. – Podkreśliła to słowo dobitnie i jestem niemalże pewna, że zrobiła to tylko dlatego, żeby wzbudzić we mnie poczucie winy. I oczywiście jej się udało, ponieważ nieprzyjemne uczucie nacisku w moim żołądku nasiliło się, a w gardle poczułam pieczenie.

Z trudem przełknęłam ślinę i koniuszkiem języka zwilżyłam spierzchnięte wargi.

– Wiem, babciu.

– Wiesz, ale najwidoczniej to nic dla ciebie nie znaczy – warknęła i przerwała połączenie.

Zamrugałam kilka razy, spoglądając na ciemny ekran telefonu. Życie mojej rodziny przewróciło się do góry nogami, od kiedy kilka tygodni temu poznaliśmy diagnozę. Nieoperacyjny guz mózgu. Według lekarzy nic nie dało się już zrobić i babcia miała niewielką szansę na przeżycie kolejnego roku. Jej stan w każdej chwili mógł się pogorszyć, będzie wymagała hospitalizacji, a mnie przy niej nie będzie.

DYLAN

Zdmuchnąłem pasmo kręconych włosów z czoła i ze skupieniem przyglądałem się ciemnym korytarzom opuszczonego szpitala psychiatrycznego, z uwagą rozglądając się po pomieszczeniach w poszukiwaniu kolejnych Zombie. Dawno przestałem śledzić rozmowę, która toczyła się w pokoju, skupiając całą swoją uwagę na grze.

Grze o mój honor. Skrzywiłem się, kiedy moja strona ekranu zalała się czerwienią, pośród której widniał rażąco żółty napis GAME OVER.

– Kurwa – warknąłem, rzucając padem, i sięgnąłem po butelkę kombuchy. Upiłem spory łyk, krzywiąc się na jej kwaśny smak. – Chcę rewanżu, ale tym razem ja biorę czarnego pada, ten jest praktycznie rozładowany.

– Powinieneś pogodzić się z przegraną i przestać szukać sobie wymówek. – Jessie zacmokała z dezaprobatą, odrzucając przy tym swoje rude włosy przez ramię. – To twoja kara za zbagatelizowanie mnie jako przeciwnika tylko dlatego, że jestem dziewczyną.

– Skopałaś mu tyłek, kochanie? – Logan nachylił się nad swoją dziewczyną, składając szybki pocałunek na jej czole. – Mówiłem ci, że twoje wysiłki są daremne, Spencer, bo Jessie urodziła się z padem w dłoni.

– Czy mogę już wyłączyć tę przeklętą konsolę, żebyśmy mogli spędzić miło czas? – zapytała Elen, wychodząc z kuchni z dwiema miskami pełnymi nachosów. Odwróciła się przez ramię i spojrzała na swojego chłopaka, który szedł tuż za nią z sosami w dłoni. – Następnym razem przypomnij mi, żebym schowała kabel.

Thomas tylko skinął głową w odpowiedzi i zrobił miejsce na stoliku.

Spotkania w mieszkaniu tej dwójki stały się dla nas swego rodzaju tradycją. Po każdym meczu lub treningu zbieraliśmy się tutaj z kilkoma zawodnikami naszej drużyny i ich partnerkami, jeżeli takowe mieli, i spędzaliśmy miło czas głównie na rozmowach, graniu w planszówki lub na konsoli, w zależności od tego, jak potoczyły się negocjacje z Elen. Taki rodzaj aktywności sprawiał, że szybko zacieśniliśmy więzy, a dzięki temu gra na boisku stawała się łatwiejsza.

Gdy wstałem z kanapy i wycierałem spocone dłonie o jeansy, poczułem, jak telefon wibruje mi w kieszeni. Wyciągnąłem urządzenie i zmarszczyłem brwi na widok imienia i zdjęcia uśmiechniętej Poppy na wyświetlaczu. Rzuciłem szybkie spojrzenie w kierunku Elen, która przyglądała mi się uważnie, i ruszyłem w kierunku wyjścia. Uśmiechnąłem się do dziewczyny, z którą mijałem się w progu i zbiegając po schodach, nacisnąłem zieloną słuchawkę.

– Hej, Poppy, wszystko w porządku? – zapytałem, wychodząc z kamienicy. – Nigdy nie dzwoniłaś tak późno.

Rześkie powietrze uderzyło w moją zarumienioną twarz, przynosząc chwilową ulgę. Przez nadmiar ludzi w mieszkaniu szybko zrobiło się duszno, co w połączeniu z emocjonującą grą sprawiło, że moje policzki były rozgrzane.

– Popełniłam błąd, Dylan – powiedziała słabym głosem.

– Jaki błąd?

Milczenie w słuchawce sprawiło, że mój żołądek skurczył się z nerwów. Ton głosu Poppy wskazywał na to, że była roztrzęsiona i prawdopodobnie płakała, a mój umysł podsuwał mi wszystkie najczarniejsze scenariusze.

Czy Poppy mnie zdradziła? Co było błędem? Nasz związek? – myślałem gorączkowo.

Otworzyłem usta, żeby zachęcić ją do rozwinięcia swojej wypowiedzi, ale usłyszałem pełne zmartwienia westchnienie, po którym dziewczyna przemówiła:

– Popełniłam błąd, wybierając Stanford – jęknęła. – Nie chcę tu być.

Uśmiechnąłem się smutno, czując przy okazji ulgę. Wiedziałem, że nie jest jej tam łatwo, ponieważ ja również tęskniłem, a byłem w lepszej sytuacji niż ona. Na kampusie znałem wcześniej kilka osób, a sam fakt grania w drużynie sprawiał, że już od pierwszego dnia miałem możliwość zakolegowania się z kimś. Miałem też przy sobie Elen i Thomasa i przede wszystkim od domu dzieliło mnie zaledwie kilka godzin drogi samochodem. Mogłem więc odwiedzać rodziców, kiedy tylko miałem na to ochotę, a od rozpoczęcia studiów również oni przyjechali do mnie kilka razy.

A ona była tam sama, co w połączeniu z jej mało imprezowym stylem życia na pewno sprawiało, że trudno jej było kogokolwiek tam poznać. Z drugiej jednak strony to ona chciała spróbować swoich sił z dala od domu, więc kiedy dostała się na swoją wymarzoną uczelnię, nie miałem prawa odwodzić jej od tego pomysłu, mimo że sam z całego serca pragnąłem mieć ją tutaj przy sobie.

– Masz dzisiaj gorszy dzień? – zapytałem, opierając się o ceglaną ścianę.

Mieszkanie Elen i Thomasa znajdowało się kawałek od centrum kampusu, więc o tej godzinie w piątkowy wieczór nie było praktycznie nikogo na ulicach. Większość studentów imprezowała teraz w pubach lub tak jak my spędzała ten czas na domówkach w mieszkaniach swoich przyjaciół.

– Rozmawiałam dzisiaj z babcią.

Jęknąłem pod nosem i zamknąłem oczy. Esther była mistrzynią w doprowadzaniu swojej wnuczki do skrajnej rozpaczy i czasami, pomimo ogromnej sympatii do tej staruszki, miałem ochotę ją udusić za jej bezmyślne zachowanie. Nawet fakt, że jest chora, nie usprawiedliwia jej pełnych manipulacji zagrywek.

– Co tym razem wymyśliła? – zapytałem zirytowany, chwytając nasadę nosa dwoma palcami.

– Jest zła, ponieważ nie przylecę na Święto Dziękczynienia – mruknęła, a ja mógłbym się założyć, że przygryzła teraz wargę ze zdenerwowania. – I chyba ma rację, powinnam wrócić.

Poczułem ekscytację na samą myśl, że będę miał okazję ją zobaczyć, nawet jeśli tylko na chwilę.

– Jeśli chcesz, zarezerwuję ci bilet – zapewniłem. – Mogłabyś przyjechać też na mój mecz i zwiedzić moją uczelnię. – Uśmiechnąłem się pod nosem. – I moją sypialnię, jeśli tylko…

– Dylan, chyba nie rozumiesz – przerwała mi stanowczo. – Nie chcę tu już dłużej studiować. Chciałabym wrócić do domu. Na stałe.

ROZDZIAŁ 1

TRZY LATA PÓŹNIEJ

POPPY

Po raz kolejny przeczytałam to samo zdanie, starając się zrozumieć jego sens, jednak paplanina Elen uniemożliwiła mi skupienie się na tym w pełni, więc zrezygnowałam z dalszych prób i z hukiem zamknęłam podręcznik. Żałowałam, że dałam im się namówić na wspólny lunch na świeżym powietrzu, zamiast, tak jak zawsze, zadowolić się kanapką z hummusem zjedzoną gdzieś pomiędzy regałami w ciemnych zakamarkach biblioteki.

Zupełnie jak w liceum. Kto by się tego spodziewał?

– Będziesz to jeszcze jeść? – zapytał Thomas, wskazując nietkniętą przeze mnie porcję belgijskich frytek, a ja pokręciłam głową, przesuwając talerz w jego stronę, i upiłam łyk soku pomarańczowego z kartonika. – Dzięki.

Skinęłam głową i z uśmiechem przyglądałam się, jak pakuje do buzi kilka frytek na raz, oblizując palce z nadmiaru soli. W głębi duszy pozazdrościłam mu możliwości pochłonięcia dwóch dużych burgerów i trzech porcji frytek. Przy takiej ilości ruchu nie musiał się przejmować nadprogramowymi kilogramami, bo z całą pewnością mu one nie groziły.

– Kolega z kierunku pytał mnie ostatnio o twój numer – zagadnęła Elen, przyglądając się uważnie mojej reakcji, jakby spodziewała się rumieńców lub innej oznaki zainteresowania z mojej strony.

Nie zamierzałam jednak dawać jej tej satysfakcji.

– Dlaczego? – zapytałam obojętnie, bawiąc się skrawkiem papierowej serwetki.

– Pewnie dlatego, że wpadłaś mu w oko – powiedziała, odrzucając pasmo włosów przez ramię. – To dość oczywiste.

– W takim razie mam nadzieję, że mu go nie podałaś – burknęłam, skupiając swój wzrok na jej twarzy.

– Jasne, że nie – oburzyła się, kładąc dłoń na klatce piersiowej. – Nie mogłabym tego zrobić, nie pytając cię wcześniej o zdanie.

– To dobrze, ponieważ się nie zgadzam.

– Dlaczego? – fuknęła. Zmarszczka pomiędzy jej brwiami uwydatniła się. Elen była wspaniałą przyjaciółką, ale kiedy coś szło nie po jej myśli, zmieniała się w marudną dzidzię. – Trevor to naprawdę uprzejmy chłopak.

– Wspaniale. – Przewróciłam oczami i zakładając nogę na nogę, spojrzałam na nią uważnie. – Więc teraz moja poprzeczka leży tak nisko, że wystarczy, że chłopak nie jest bezczelnym draniem, żebyś uznała, że jest dla mnie dobrą partią? – zapytałam, unosząc brew. – To deprymujące.

– Powinnaś zacząć randkować. – Stanowczość w jej głosie doskonale pasowała do zaciętego wyrazu twarzy i pełnego zapału spojrzenia. – Nie możesz już zawsze żyć tylko nauką.

– Elen ma rację – wtrącił Thomas, mocząc frytkę w keczupie.

Spojrzałam na niego z niezadowoleniem, nagle żałując, że oddałam mu swoje jedzenie. Może gdyby był głodny, to nie starczyłoby mu siły na branie udziału w tej bezceremonialnej próbie swatania mnie z kolejnym przypadkowym chłopakiem.

Czasami czułam się trochę jak w tych reality show, których głównym, a właściwie jedynym celem jest znalezienie drugiej połówki poprzez randkę w ciemno. Różnica była taka, że uczestnicy zgłaszali się do takich programów dobrowolnie i zazwyczaj jeszcze mieli okazję coś wygrać. Mnie natomiast czekało co najwyżej złamane serce, upokorzenie i kolejna porcja smutku.

– Bez urazy, ale kiedy ostatni raz posłuchałam waszych rad, skończyłam ze złamanym sercem – mruknęłam i sugestywnie skinęłam głową w kierunku stolika obok, gdzie Dylan właśnie zdobywał kolejny numer do swojej i tak już długiej listy kontaktów. – Więc dziękuję bardzo, ale pozostanę przy nauce. – Uśmiechnęłam się złośliwie, jednocześnie pakując podręcznik do torby.

Kiedy trzy lata temu ze względu na chorobę babci podjęłam decyzję o zmianie uczelni, wiedziałam, że wpłynie to nie tylko na moje relacje rodzinne, ale także na mój związek z Dylanem. Nie sądziłam tylko, że będzie to gwóźdź do trumny naszego związku. Powiedzenie, że Spencer był popularny w liceum, było niedopowiedzeniem, jeśli porównamy to z tym, co miało miejsce na kampusie. Miałam gęsią skórkę na samo wspomnienie uporczywych i chętnych studentek kręcących się przy nim niczym stado sępów czekających, aż ranne zwierzę wyzionie ducha.

Tak się niefortunnie złożyło, że to ja byłam tym rannym zwierzęciem i po dwóch latach ciągłych kłótni i nieporozumień podjęłam prawdopodobnie najtrudniejszą decyzję w całym swoim życiu i zerwałam z Dylanem, tym samym otwierając przed nim drogę do nowych i niewątpliwie ekscytujących przygód.

Oczywiście, biorąc pod uwagę fakt, że chłopak w zasadzie nie zrobił mi nic złego, a zerwanie było moją decyzją, obiecaliśmy sobie, że nadal pozostaniemy przyjaciółmi, ale i to nam nie wyszło, więc teraz jesteśmy po prostu znajomymi ze wspólną grupą przyjaciół, którzy na dodatek niespecjalnie za sobą przepadają, a to prawdopodobnie najgorszy z możliwych scenariuszy, który mógł nas spotkać.

– To nie tak, że nie mieliśmy racji – broniła się Elen, zabierając jedną z frytek z talerza swojego chłopaka, i wsunęła ją do ust. – Po prostu wyjątkowo szybko się poddałaś.

Thomas energicznie pokiwał głową, zupełnie jak te pieski, które kierowcy przyczepiają do kokpitu swojego samochodu z niewiadomych przyczyn. Na pewno miło jest mieć kogoś, kto zawsze staje po twojej stronie, nawet jeśli nie masz racji.

– W czym się poddała? – Podniosłam głowę na dźwięk głosu Dylana.

Wspaniale, tego właśnie jeszcze brakowało, żeby do dyskusji o moim nieistniejącym życiu uczuciowym dołączył właśnie on.

Skrzywiłam się nieznacznie i żeby to zamaskować, upiłam kolejny łyk soku, wbijając wzrok w stolik. Palcem wskazującym powiodłam po strukturze drewna. Niesamowite, jak interesujące potrafią być słoje na stoliku, kiedy naprawdę zapragniesz skupić na tym swoją uwagę.

– Namawiamy Poppy do umówienia się na randkę z moim kolegą Trevorem – powiedziała Elen, patrząc uważnie na Dylana i prawdopodobnie analizując jego reakcję.

Chłopak parsknął pod nosem.

– Jeżeli Trevor jest twoim kolegą, to dlaczego chcesz mu to zrobić? – mruknął, zajmując miejsce naprzeciwko mnie.

Spojrzałam na niego i na widok jego złośliwego uśmiechu zapragnęłam uderzyć go prosto w twarz. Ale byłam ponad to. A przynajmniej naprawdę mocno chciałam być ponad to, więc odwzajemniłam jego uśmiech, starając się, by był równie złośliwy jak ten jego, i wyprostowałam dumnie plecy. Niesamowite, jak można znienawidzić kogoś, kto kiedyś był dla nas całym światem.

– Prowadzisz teraz nabór na nową koleżankę do łóżka? – zapytałam, dziękując za to, że mój głos zabrzmiał tak pewnie. Skinęłam głową w kierunku stolika, przy którym nadal siedziała jego wcześniejsza rozmówczyni. Dziewczyna pochylała się teraz nad telefonem i z głupim uśmiechem pisała coś zawzięcie. Prawdopodobnie chwaliła się właśnie swoim koleżankom na wspólnej grupie na WhatsAppie, przekonana o tym, że tak właśnie rozpoczyna się jej wielka historia miłosna. Serce zabolało mnie na myśl, jak rozczarowująca będzie dla niej rzeczywistość.

– A co? Chcesz się zgłosić? – zapytał, przybierając na twarz uśmiech, za który byłam gotowa go zamordować. Cwaniacko uniesione kąciki ust i iskierki złośliwości w oczach to ostatnimi czasy mina, którą widuję u niego najczęściej. – Jeśli tak, wystarczy wysłać CV na e-mail i wypełnić krótki formularz. W miejscu doświadczenia możesz zostawić puste pole.

Przez chwilę mierzyliśmy się zacięcie spojrzeniami, ale postanowiłam odpuścić. Nie zamierzałam tracić czasu na dyskusje, które nie doprowadzą nas do niczego konkretnego. Dylan Spencer zmarnował mi już wystarczająco dużo cennego czasu.

Najwyraźniej mój brak reakcji zbił go z tropu i szybko na miejscu tego złośliwego uśmiechu pojawiło się coś na kształt wyrzutów sumienia i poczucia winy. Wiedziałam, że w głębi serca nie chciał mi sprawić przykrości, bo koniec końców był dobrym człowiekiem. A przynajmniej chciałam wierzyć w to, że ktoś, z kim spędziłam większość swojego życia, jest dobrą osobą. Nawet jeśli związek nam nie wyszedł i pozostawił mnie zdewastowanym emocjonalnie kłębkiem nieszczęścia.

Zgarnęłam swoje rzeczy do torby i zarzuciłam ją na ramię, wstając od stolika.

– Pójdę już – powiedziałam i zwróciłam się w kierunku Elen. – Przekaż Trevorowi, że nie jestem zainteresowana.

Odchodząc, usłyszałam jeszcze jęk Dylana poprzedzony cichym uderzeniem. Nie musiałam się odwracać, żeby wiedzieć, że chłopak dostaje właśnie reprymendę od Elen i nie dziwiłam się jej wcale, że zapragnęła mu jej udzielić. Zdawałam sobie sprawę, że napięta sytuacja pomiędzy nami odcisnęła również piętno na naszych przyjaciołach. Na pewno nie było im łatwo uczestniczyć w naszych sporach i docinkach pomimo tego, że staraliśmy się ich nie angażować i nie zmuszaliśmy ich do opowiedzenia się po jednej ze stron.

Zazwyczaj.

Skrzywiłam się na przeszywający moje skronie ból i przystanęłam na chwilę, czekając, aż rozmazana wizja nabierze ostrości. Przekomarzanie się z Dylanem kosztowało mnie wiele wysiłku, głównie z powodu uporczywego uczucia smutku kłębiącego się gdzieś w głębi mojego serca. Nie chodziło już nawet o fakt naszego rozstania, tylko to okropne poczucie utraconej przyjaźni, spędzające mi sen z powiek. Nowa rzeczywistość, w której przyszło mi żyć, wyglądała zgoła inaczej niż moje plany na czas studiów.

***

Przyłożyłam kartę magnetyczną do czytnika przy drzwiach wejściowych akademika i kiedy usłyszałam charakterystyczne brzęczenie, weszłam do środka. Zapach lizolu unosił się na klatce schodowej, wyraźnie świadcząc o wcześniejszej obecności dozorcy budynku. Odruchowo uniosłam wzrok na lampę i natychmiast skrzywiłam się kwaśno. Najwyraźniej pan Anders przeoczył przepaloną żarówkę w holu albo, co bardziej prawdopodobne, zignorował ją, tak jak robił to dotychczas. Cmoknęłam z dezaprobatą i ociężałym krokiem ruszyłam w górę schodów.

W takim dniu jak ten byłam wdzięczna za mieszkanie na pierwszym piętrze, bo po przedłużającym się napadzie bólu głowy, takim jak dzisiaj, nie byłabym w stanie wspiąć się o chociażby dwa stopnie wyżej niż to konieczne. Od półpiętra rozpoczęłam żmudne grzebanie w otchłani mojej torby w poszukiwaniu pęku kluczy. Wraz z ostatnim stopniem koniuszki moich palców wyczuły chłodny metal, więc z satysfakcją wyciągnęłam klucze i przeszłam przez korytarz, wymieniając krótkie skinienie głowy z blondynką, która, jak wynikało z moich obserwacji, mieszkała na drugim końcu korytarza i z tego, co było mi wiadomo, studiowała na drugim roku.

W pokoju było ciemno, a ja po raz kolejny doceniłam swoje szczęście, jeśli chodzi o współlokatorki, bo zarówno Hannah ze Stanford, jak i Tatiana, moja obecna koleżanka z pokoju, miały jedną wspólną cechę – wyjątkowo barwne życie erotyczne i upodobanie do starszych, ustatkowanych mężczyzn. W przypadku Tatiany było jednak trochę inaczej, ponieważ zamiast profesora dziewczyna obrała sobie na cel pracownika administracyjnego, ale efekt był jednak taki sam – częściej widywałam ją przelotnie na jednej z kampusowych uliczek aniżeli w naszym własnym pokoju. A nawet jeśli tu była, to tylko po to, żeby obejrzeć w spokoju kolejny odcinek swojego anime albo szybko napisać jakieś wypracowanie.

Było mi to na rękę, ponieważ nie musiałam zaprzątać sobie głowy drobnymi uprzejmościami i w pełni mogłam skupić się na nauce, z krótkimi przerwami na sporadyczną sesję użalania się nad własnym istnieniem, tak jak zamierzałam to zrobić właśnie dzisiaj.

Zamierzałam, to słowo klucz, ponieważ dokładnie w chwili, kiedy moja głowa spotkała się z poduszką, zadzwonił mój telefon. Mocniej zacisnęłam powieki, starając się go zignorować, ale wiedziałam, że nie miało to najmniejszego sensu, biorąc pod uwagę fakt, że jedyne osoby, które mogły do mnie dzwonić, są wyjątkowo uporczywe. Zanim jednak sięgnęłam po urządzenie, w głowie pomodliłam się do wszystkich znanych mi bogów, żeby nie była to moja babcia. W tej chwili telefon od samego diabła byłby lepszą opcją niż chociażby krótka wymiana zdań z Esther.

Kiedy zobaczyłam imię Sophie na wyświetlaczu, moje usta mimowolnie ułożyły się w uśmiech. Elen była wspaniałą przyjaciółką, ale Sophie – ona zdecydowanie jest moją ostoją. Szybko przesunęłam palcem po ekranie i usiadłam na łóżku.

– Cześć, króliczku – przywitała się, machając mi ręką przed kamerką. Miała na twarzy jedną ze swoich pielęgnacyjnych maseczek, a włosy schowane pod frotowym ręcznikiem z jakiegoś powodu nadawały jej szykownego wyglądu. W swoim jedwabnym szlafroku przywodziła na myśl kobietę sukcesu relaksującą się po ciężkim dniu w kancelarii prawnej.

– Cześć, Sophie – odpowiedziałam, poprawiając swoje rozczochrane włosy. W porównaniu do niej wyglądałam raczej jak ktoś, kto właśnie stoczył walkę na śmierć i życie z kojotem.

– Jesteś w jakiejś piwnicy? – mruknęła, mrużąc oczy i zbliżając twarz do ekranu. – Bardzo u ciebie ciemno.

– Nie – parsknęłam. – Zaciągnęłam rolety.

– Znowu miałaś jeden z tych swoich paskudnych napadów migreny?

Skinęłam krótko głową, ignorując sztywność w karku.

– Powinnaś się przebadać, biorąc pod uwagę chorobę twojej babci, jesteś w grupie ryzyka.

– Sophie, to miłe, że się troszczysz, ale moje bóle głowy mają zawsze jedną i tę samą przyczynę – mruknęłam, przewracając oczami i niemal natychmiast tego pożałowałam, kiedy poczułam przeszywający ból w skroniach. – Poza tym nie sądzę, żeby Esther faktycznie miała guza mózgu. Myślę, że to był jej plan na ściągnięcie mnie z powrotem bliżej siebie.

Wzruszyłam ramionami i poprawiłam swoją pozycję tak, że teraz siedziałam oparta o ścianę za łóżkiem, z wyprostowanymi nogami zwisającymi z krawędzi. Z powątpiewaniem spojrzałam na swoje skarpetki w pandy.

– Byłaby do tego zdolna?

Zastanowiłam się przez chwilę. Od kiedy zmieniłam uczelnię i odwiedzałam babcię regularnie, jej problemy ze zdrowiem magicznie zniknęły. Kiedy poprosiłam ją o wgląd do dokumentacji medycznej, a ona uznała, że nie jestem przecież lekarzem, to miałam już pewność, że to był podstęp. Oczywiście cieszyłam się, że moja babcia nie umiera, jednak fakt, że oszukała mnie w tak poważnej kwestii, sprawiał, że miałam do niej żal.

– Oczywiście – zapewniłam bez cienia zawahania. – Myślę, że można byłoby wysłać do niej samego szatana na szkolenie z technik manipulacji i dręczenia gatunku ludzkiego.

Sophie przez chwilę wyglądała, jakby zastanawiała się, czy powinna coś jeszcze powiedzieć. Kilka razy brała wdech tylko po to, żeby wypuścić powietrze ze świstem i przygryźć wargę, na której aktualnie znajdował się jej peeling cukrowy. W tym czasie mogłam obserwować, jak Nick krząta się w kuchni za jej plecami, prawdopodobnie przygotowując obiad, co zdecydowanie nie było łatwym zadaniem, ponieważ jego lewa ręka nadal znajdowała się w temblaku ortopedycznym. Niedawna kontuzja na boisku prawdopodobnie przekreśliła jego karierę sportową i byłam pod wielkim wrażeniem tego, z jakim spokojem znosi swój los. Byłam pewna, że gdyby coś takiego spotkało Dylana, nigdy nie pozbierałby się z powodu swojej straty.

Ale Nick był inny. Nigdy nie stawiał wszystkiego na jedną kartę, a futbol traktował jak dodatkową opcję, przyjemną odskocznię od studiów z zarządzania, po których z całą pewnością miał przejąć rodzinny biznes po swoim ojcu. I miał też Sophie, która była dla niego wartością nadrzędną. Nick na pewno nie pozwoliłby żadnej pierwszorocznej wysyłać do siebie nagich zdjęć na Instagramie.

Nie to co Dylan – pomyślałam z goryczą.

Skrzywiłam się nieznacznie, przypominając sobie ten burzliwy okres w moim życiu. Czasami, kiedy miałam lepsze dni, tłumaczyłam sobie, że Dylan jest po prostu uprzejmym chłopcem, który nie chciał skrzywdzić uczuć Lindsay – zakochanej, naiwnej dziewczyny. Jednak brak stanowczej reakcji z jego strony zranił mnie – równie zakochaną, co naiwną.

– Wszystko dobrze, Poppy? – Zatroskany głos Sophie po drugiej stronie telefonu przywołał mnie do porządku. Zamrugałam, żeby wyrzucić z pamięci obraz zmysłowego ciała Lindsay. – Znowu masz migrenę?

– Nie. – Uśmiechnęłam się blado i z zaciekawieniem spojrzałam na krzątającego się za jej plecami Nicka, który teraz starał się odcedzić makaron przy użyciu jednej ręki. – Jestem po prostu zmęczona i prawdopodobnie powinnam też coś zjeść. A ty zdecydowanie powinnaś pomóc Nickowi, ponieważ, nie chcę być złym prorokiem, ale jego technika cedzenia makaronu zaprowadzi go do szpitala szybciej niż napastnik przeciwnej drużyny.

Sophie natychmiast odwróciła się w kierunku wyspy kuchennej i mogłam przysiąc, że serce jej stanęło.

– Cholera jasna, Nicholas! Spalisz dom! – sapnęła, kiedy ścierka, przez którą chłopak trzymał garnek, niebezpiecznie zbliżyła się do palnika. – Muszę kończyć. Kochamy cię, króliczku! Ucałuj wszystkich poza Dylanem, jego kopnę w dupę osobiście!

Zaśmiałam się, kiedy połączenie zakończyło się i zablokowałam telefon.

Brakowało mi tej dziewczyny, miałam wrażenie, że z każdym dniem coraz bardziej za nią tęsknię.

DYLAN

Oparłem czoło o zimne płytki na ścianie łazienki i zamknąłem oczy, rozkoszując się wodą spływającą w dół mojego ciała. Gorący prysznic był dla mnie jak zbawienie. Poczułem, jak spięte do tej pory mięśnie rozluźniają się, a szum wody ucisza wyrzuty sumienia. Nie był to najlepszy sposób na radzenie sobie z emocjami, zdawałem sobie z tego sprawę, ale przynajmniej był to jakiś sposób.

Krótka wymiana zdań z Poppy sprawiła, że poczucie winy będzie mi towarzyszyło już do końca dnia. Tak było za każdym razem: ja coś mówiłem, ona odpowiadała, kłóciliśmy się zawzięcie przez jakiś czas, aż w końcu dziewczyna odchodziła z zawiedzioną miną, pozostawiając mnie z poczuciem przegranej.

Zakląłem pod nosem, kiedy przez szum przebił się dźwięk dzwoniącego telefonu. Początkowo próbowałem go zignorować, ale ktokolwiek próbował się ze mną skontaktować, najwyraźniej był zdeterminowany, bo kiedy telefon zamilkł, już po chwili rozdzwonił się na nowo, mącąc tym samym chwilowy spokój, który udało mi się osiągnąć.

Zakręciłem wodę i natychmiast poczułem chłód, a na moim ciele pojawiła się gęsia skórka. Przesunąłem szybę od prysznica, sięgnąłem ręką po wcześniej przygotowany na skraju umywalki frotowy ręcznik i przetarłem nim twarz. Wtedy telefon zadzwonił po raz trzeci. Miałem nadzieję, że nie dzwoniła do mnie dziewczyna poznana dzisiaj w kawiarni. Podanie jej swojego numeru było błędem, ale zdałem sobie z tego sprawę, kiedy było już za późno.

Skrzywiłem się i podniosłem urządzenie z szafki nad koszem na pranie. Miałem głupi zwyczaj zabierania komórki ze sobą nawet do łazienki. Zgaduję, że to pewnego rodzaju skaza mojego pokolenia.

Odetchnąłem z ulgą, kiedy zobaczyłem imię przyjaciela na wyświetlaczu. Wilgotnym jeszcze palcem przesunąłem kilka razy po ekranie, żeby odebrać, i włączyłem tryb głośnomówiący, odkładając telefon na skraj umywalki.

– Czego chcesz, Thomas? – mruknąłem, zawiązując ręcznik na biodrach. Wierzchem dłoni przetarłem lustro, pozbywając się z niego pary, i skrzywiłem się na widok swojego odbicia. Od jakiegoś czasu mam problemy ze snem, a cienie pod oczami są na to niezbitym dowodem. Odgarnąłem z czoła zmoczone kosmyki włosów, równocześnie zapamiętując, że powinienem w najbliższym czasie udać się do fryzjera.

– Właśnie wychodzę ze sklepu.

– Co w związku z tym? – Byłem zbity z tropu i zirytowany tym błahym powodem, dla którego przerwałem prysznic.

– Sprawdzałem skład tych ciastek, które ostatnio polecałeś, i wcale nie są tak zdrowe, jak zapewniałeś. Elen nie będzie zadowolona.

Westchnąłem, masując skronie i jednocześnie walcząc ze sobą, żeby się nie rozłączyć. Thomas miał czasami potrzebę porozmawiania o zupełnych głupotach, ale ja takiej potrzeby nie miałem. A przynajmniej nie w tej konkretnej chwili. Chciałem zaproponować mu, żeby może spróbował zawracać głowę komuś innemu, na przykład swojej dziewczynie, ale uznałem, że to już będzie niegrzeczne. Nie chciałbym przecież zdenerwować dzisiaj kolejnej osoby, na której mi zależy, więc zapytałem jedynie:

– I dlatego do mnie dzwonisz?

– Nie – przyznał, prawdopodobnie robiąc jedną z tych swoich irytująco głupich min, kiedy zastanawiał się, jak zacząć rozmowę. – Jesteś w domu?

Zmarszczyłem brwi, zakładając bokserki. Nie miałem ochoty na odwiedziny, a o to prawdopodobnie chodziło Thomasowi. Z drugiej jednak strony, jeśli skłamię, będzie maglował mnie godzinami, aż w końcu i tak do mnie przyjedzie. Wybrałem więc mniejsze zło.

– Tak, jestem.

– Wspaniale, spodziewaj się mnie za piętnaście minut. Musimy porozmawiać – powiedział, używając przy tym śmiertelnie poważnego tonu, tego samego, którego używają matki, które przyłapały swoje dziecko na wagarach. Nie żebym kiedykolwiek mógł pozwolić sobie na wagary, biorąc pod uwagę irytującą pilność Poppy.

Thomas, nie dając mi czasu na reakcję, zakończył połączenie.

Wyszedłem z łazienki i z irytacją rozejrzałem się po pomieszczeniu. Puste butelki leżały w nieładzie na stoliku kawowym, a pudełka po pizzy piętrzyły się na wyspie kuchennej, tworząc piramidę symbolizującą upadek człowieczeństwa. Gdyby trener odkrył, w jaki sposób się odżywiam, pewnie wyrzuciłby mnie z drużyny jeszcze tego samego dnia.

Sięgnąłem po jeansy przewieszone przez oparcie sofy i naciągnąłem je na swoje jeszcze wilgotne nogi. Pośpiesznie złożyłem poduszkę i koc, pod którym spędziłem minioną noc, i niepewnie spojrzałem w kierunku sypialni. Nie korzystałem z tego pomieszczenia za często, przez większość czasu spałem w salonie na rozkładanej kanapie lub w przypadkowych łóżkach przypadkowych dziewczyn, z którymi akurat spędzałem noc. Na początku próbowałem, naprawdę próbowałem żyć, jakby nigdy nic się nie stało, ale z każdym upływającym miesiącem coraz trudniej było mi pogodzić się z decyzją Poppy, a fakt, że ona bez większego problemu przeszła nad tym wszystkim do porządku dziennego, sprawiał, że serce bolało mnie w sposób, jakiego nigdy wcześniej nie miałem okazji poznać.

Teraz ona zamierzała chodzić na randki, a ja nie mogłem nic z tym zrobić.

Niepewnie przekroczyłem próg sypialni i rzuciłem poduszkę razem z kocem na łóżko. Zmarszczyłem nos, kiedy dotarł do mnie zapach długo niewietrzonego pomieszczenia. Zawahałem się przez chwilę, ale zdecydowałem, że otworzenie okna będzie jedyną rozsądną rzeczą, więc to zrobiłem i świeże powietrze wpadło do pokoju.

Oparłem się o parapet i rozejrzałem niepewnie po sypialni. Regał stojący w rogu, który kiedyś uginał się pod ciężarem opasłych książek Poppy, był teraz pusty. Nie było na nim nic, nie licząc warstwy kurzu pokrywającej białe półki. Skrzywiłem się na widok toaletki, na której leżało jeszcze kilka kosmetyków, które zostawiła dziewczyna, wyprowadzając się w pośpiechu.

Uśmiechnąłem się pod nosem na myśl, że każda inna kobieta na jej miejscu zostawiłaby pewnie książki, a zamiast tego zabrała kosmetyki, ale Poppy taka nie była. To nie tak, że nie mógłbym jej ich zwrócić, gdyby mnie o to poprosiła, tylko że to wymagałoby rozmowy polegającej na czymś innym, niż tylko wymianie kąśliwych uwag, a właśnie to robiliśmy przez większość czasu.

Przetarłem twarz dłońmi i niechętnie odepchnąłem się od parapetu. Thomas powinien przyjść lada chwila i ostatnie, czego chciałem, to to, żeby zastał moje brudne mieszkanie i mnie, rozklejonego jak dzieciak pośrodku sypialni, która stanowiła teraz relikt mojego dawnego życia. Byłoby to upokarzające na wiele sposobów, a ja nie chciałem wzbudzać litości. Wyszedłem z pomieszczenia, obiecując sobie, że jeszcze dzisiaj tam wrócę, żeby wszystko posprzątać.

Albo jutro.

Otworzyłem okna również w salonie, zebrałem śmieci i włączyłem automatyczny odkurzacz – prezent od rodziców, za który nie mogłem być bardziej wdzięczny, niż jestem teraz. Brudne naczynia włożyłem do zmywarki i ze zmarszczonymi brwiami stałem pośrodku kuchni, zastanawiając się, gdzie wcisnąłem zapas kapsułek, które kupiłem jakiś czas temu. Po chwili zadzwonił dzwonek do drzwi zwiastujący przyjście Thomasa.

Przechodząc przez przedpokój, rzuciłem jeszcze okiem w stronę lustra i upewniając się, że nie wyglądam jak żałosna kupa gówna, przekręciłem klucz w zamku i wpuściłem przyjaciela do środka.

– Kupiłem sok pomarańczowy i chińszczyznę. Pomyślałem, że możemy dzisiaj pograć na Xboxie – powiedział, wyciągając w moim kierunku papierową torbę. Niewiele myśląc, przejąłem ją od niego, żeby mógł w spokoju ściągnąć buty. – Nie wyglądasz na zadowolonego. Miałeś jakieś plany?

Zastanowiłem się nad odpowiedzią, bo może gdybym skłamał, zostawiłby mnie w spokoju, żebym mógł w samotności obejrzeć kolejny, bezsensowny program, użalając się nad sobą zupełnie tak, jak miałem w planach. Porzuciłem tę kuszącą myśl, wiedząc, że pewnie i tak mi się nie uda.

– Nie miałem planów. – Postawiłem torbę na kuchennym blacie i wypakowałem jeszcze ciepłe pudełka z chińszczyzną. – Dziwi mnie natomiast fakt, że postanowiłeś spędzić wolny wieczór ze mną, a nie z Elen. – Odwróciłem się w jego kierunku z butelką soku w ręce i zmarszczyłem brwi. – Pokłóciliście się?

Thomas się uśmiechnął.

– Nie, po prostu Elen jest… – zawahał się, szukając odpowiednich słów – …zajęta. Pomyślałem, że dawno nie robiliśmy sobie męskiego wieczoru i postanowiłem to zmienić.

– Nigdy nie robiliśmy sobie męskiego wieczoru – stwierdziłem, marszcząc brwi. – Po co tak naprawdę przyszedłeś?

– Elen jest dzisiaj z Poppy, a ja chciałem z tobą porozmawiać – powiedział, najwyraźniej rezygnując z dalszego wymyślania mało prawdopodobnych scenariuszy.

– O czym konkretnie? – zapytałem, chociaż doskonale znałem odpowiedź.

– O twoim zachowaniu. – Usiadł na kanapie, nie spuszczając ze mnie swojego karcącego spojrzenia. – O waszym zachowaniu – poprawił i uśmiechnął się kwaśno. – Uważam, że to, w jaki sposób rozmawiacie ze sobą, a właściwie syczycie na siebie, jest dalekie od tego, co, jak sądziłem, ustaliliście na początku.

– To chyba nie jest twoja sprawa – mruknąłem i automatycznie zacisnąłem dłoń w pięść. Jego wtrącanie się w nie swoje sprawy było czasami tak irytujące, że naprawdę pragnąłem złamać mu nos.

– Wręcz przeciwnie, jeśli zachowujecie się w taki sposób przy nas, to zaczyna być moja sprawa. – Wyprostował nogi i położył je na stoliku kawowym. – Rozstania nie są łatwe dla nikogo. Wiem to. Ale jeśli zdecydowaliście się utrzymywać przyjacielskie relacje, to powinniście faktycznie to robić, a nie warczeć na siebie bez powodu.

– Nie warczymy na siebie.

– Naprawdę? – zapytał, teatralnie stukając palcem w brodę. – Bo wydaje mi się, że wczoraj wyglądało to zupełnie tak, jakbyś tylko szukał pretekstu, żeby być wrednym chujem.

Zacisnąłem szczęki, decydując się nie komentować tego w żaden sposób. Głównie dlatego, że nie miałem właściwie nic na swoją obronę, byłem boleśnie świadomy tego, jak paskudna atmosfera panowała pomiędzy mną a Poppy.

– Postaraj się chociaż, a jeśli nie potrafisz, to może najwyższy czas zrezygnować z rozmawiania z nią w ogóle?

Mój żołądek skurczył się nieprzyjemnie na samą myśl o tym, że miałbym nie rozmawiać z dziewczyną i odciąć się od niej zupełnie. Nasze dialogi nie były najprzyjemniejsze, ale przynajmniej były jakieś.

– Masz rację. – Skinąłem sztywno głową. – Przeproszę Poppy, kiedy będę miał okazję.

Twarz Thomasa rozjaśniła się i natychmiast poklepał ręką miejsce na kanapie obok siebie. Wyciągnąłem dwa kontrolery z szafki i włączyłem konsolę, po czym opadłem na miękkie siedzenie i podałem mu jeden z padów.

– Zagramy wFIFĘ czy wolisz jakieś strzelanki? – zapytałem. Wiedziałem, że cokolwiek by nie wybrał, ja i tak nie będę w stanie skupić się na grze, bo będę zbyt zajęty rozmyślaniem na temat tego, jak beznadziejnym kutasem się stałem.