Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Czy odważysz się poznać świat, w którym seks nierozerwalnie łączy się z przemocą?
Czym tak naprawdę jest ból? Zagrożeniem, chorobą, a może… rozkoszą? Dla Natalii, znanej jako Pani Gold, ból to przepis na doskonale prosperujący biznes. Jako założycielka klubu BDSM wraz z siedmioma innymi kobietami o sadystycznych skłonnościach dostarcza mężczyznom mocnych wrażeń, jednocześnie walcząc z własnymi traumami. Reguła jest prosta: zero uczuć, maksimum adrenaliny. Wkrótce jednak w życie Pani Gold wkradają się komplikacje: oszałamiająco przystojny gangster Margo staje się dla niej kimś więcej, niż tylko kolejnym potencjalnym klientem... Czy wyrachowana kobieta będzie potrafiła zrzucić swoją złotą maskę i dać się porwać namiętności? I czy Margo jest tego wart?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 204
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Zapraszam Cię do klubu, który jest mroczny jak moja dusza.
Pani Gold
Klub sadystek
Wybiła szesnasta. Dzień jak co dzień, ruch w sklepie był normalny.
Najwyższa pora, by zamknąć i udać się do mojego drugiego domu – pomyślałam, szykując się do wyjścia.
Kiedy chwilę później szłam drogą do klubu, w którym spędzałam praktycznie każdy wieczór, Miami wydawało mi się miastem imprez, seksu i miłości, ale odniosłam wrażenie, że gdzieś głęboko skrywało swoje prawdziwe oblicze samotności.
Przy wejściu do klubu Gold – jak nazwałyśmy go z dziewczynami – spotkałam na bramce naszego ochroniarza. Jak co wieczór przywitałam się, a on otworzył mi drzwi.
Uwielbiam ten widok i to, jak urządziłam lokal. Możemy się tu wyżyć i rozerwać, co jest rekompensatą za nasze wszystkie cierpienia – pomyślałam.
Do głównego pomieszczenia weszłam po biało-złotej marmurowej podłodze. Ściany sali zostały pomalowane na czarno, do tego białe, kontrastujące kanapy, a wszystkie inne dodatki w kolorze złota.
Zawsze lubiłam złoto, ponieważ kojarzyło mi się z przepychem, królestwem, a czerń ścian była mroczna jak nasze dusze. Każda z nas sporo przeszła w życiu, dlatego stałyśmy się jak te ściany – takie czarne charaktery bez emocji.
Udałam się do gabinetu, gdzie, jak co wieczór, przebrałam się w swój kostium: czarne, lateksowe body i długie, skórzane kozaki na wysokim obcasie. Doczepiłam długi blond kucyk, a na koniec założyłam najważniejszy element, czyli złotą maskę.
Główną zasadą naszego klubu było, że my, sadystki, mamy zawsze zasłoniętą część twarzy, by poza tym miejscem nikt nas nie rozpoznał. W końcu każda z nas ma swoje życie poza klubem. Ivo jest chirurżką i pracuje w największym i najlepszym szpitalu na Florydzie. Luna to prokuratorka. Den jest adwokatką, a Rita – ginekolożką i położniczką. Ines pracuje w kryminalnych, a Nora – w prosektorium. Co prawda Nora ma znikome szanse, by jakiś pacjent ją rozpoznał, ale przezorny zawsze ubezpieczony…
Dopełniłam swój strój, nakładając czerwoną szminkę na usta, i usiadłam przy złotym biurku.
To nie było takie zwyczajne biuro szefowej… Owszem, znajdowało się tam biurko i komputer, ale też wielkie łoże, szubienice, różnego rodzaju akumulatory do pieszczenia prądem, skalpele, bicze, sznury i korki analne w różnych rozmiarach.
Gdyby ktoś pomyślał, że to zwykły burdel, to nic z tych rzeczy… Nie sypiamy z klientami, chyba że któraś z nas ma na to ochotę i on również – wówczas robimy wyjątek. Dajemy naszym gościom sadystyczną przyjemność, same także ją odczuwając podczas wspólnych zabaw – przemknęło mi przez myśl.
To miejsce stało się naszą oazą, lekiem na smutek i samotność.
Po chwili usłyszałam alarm.
Pan Der, szef monitoringu, informował przez mikrofon:
– Alarm czerwony, alarm czerwony.
Zerwałam się na równe nogi i pobiegłam do Luny, która pracowała w czerwonym gabinecie. W drodze dołączyły do mnie pozostałe dziewczyny. Gdy weszłyśmy do środka, to, co zobaczyłyśmy, było dla nas kompletnie niezrozumiałe. Luna stała cała we krwi, a jej klient, pan Henk, leżał martwy z otwartymi oczyma oraz ustami.
Po chwili Ines skwitowała sytuację, którą zastałyśmy:
– Stara, ty mu jaja wysadziłaś… I chłop zaniemówił…
Po krótkiej obserwacji nagiego, martwego mężczyzny bez przyrodzenia zapytałam:
– Luno, czy to nie jest ten klient, z którym tylko rozmawiałaś? Przecież wy nigdy nie robiliście takich rzeczy!
– Tak, to mój sąsiad, emerytowany generał sił powietrznych – odpowiedziała zszokowana dziewczyna. – Był dzisiaj jakoś dziwnie pobudzony i stwierdził, że chce spróbować zabawy z prądem. Wzięłam więc ten najmniejszy agregat i nie wiem, dlaczego wyszło, jak wyszło… Same widzicie, że założyłam mu tylko klamerki, włączyłam i… PUUUFFF! Jego klejnoty wybuchły, a on odszedł z tego świata.
Nora podeszła do pana Henka, popatrzyła uważnie i po chwili stwierdziła:
– Nie martw się, kiedy wybuchały mu jaja, facet już najprawdopodobniej nie żył. Chłop chyba tak się podjarał tą zabawą, że przed odpaleniem dostał zawału. Uwierz mi, rozpoznałam to od razu. W końcu pracuję w tym najbardziej śmierdzącym, cichym zawodzie… i przynajmniej tu mogę pogadać – dodała, zmieniając nieco temat.
Podeszłam do agregatu i uważnie mu się zaczęłam przyglądać. Po chwili dostrzegłam, że moc jest ustawiona na maksimum.
– Ktoś musiał majstrować przy agregacie, skoro ustawiony jest na full – powiedziałam głośno. – Kto był tutaj wcześniej?
Po chwili zastanowienia Pan Der odpowiedział:
– Pani Ines.
– No tak, przyszłam tu, bo nie chciało mi się iść do kuchni, żeby podgrzać jedzenie. Miałam metalowy rondelek, do którego wsadziłam parówkę, podłączyłam do niego agregat na dwie minuty i gotowe. Ale, jak widać, zapomniałam zmniejszyć moc… – wyjaśniła Ines, a po chwili dodała: – Stara, ale wybuchowych jaj to nigdy wcześniej na swojej sesji nie miałaś… Pierwszy raz zakończyłaś ją z hukiem – zażartowała i zaczęła się przyglądać z rozbawieniem koleżance. – Czekaj, a co ty masz tu, we włosach? Czy to jego napletek? Ha, ha, ha.
Luna zmierzyła ją porażającym wzrokiem.
– Z tego napletka to sobie teraz możesz zupę ugotować! Mądrala się znalazła za dychę! – rzekła ze złością.
– Dziewczyny, dość! – powiedziałam podniesionym tonem. – Mamy teraz inny problem: denata bez jaj… Czy on miał jakąś rodzinę lub kogoś bliskiego?
– Z tego, co się orientuję, był samotny. Jego żona zmarła kilka lat temu. Przychodził do mnie systematycznie i opowiadał o ich miłości. Taka typowa stara, samotna dusza… Ale chcę go pochować normalnie, jak człowieka, a nie do kwasu. Przez te rozmowy stał się dla mnie kimś bliskim.
– Powiem chłopakom, żeby go zabrali na dół, do chłodni. Jutro załatwicie pogrzeb i wszystko w temacie. A teraz… Nie macie czasem jakichś sesji? Czy zamierzacie tak siedzieć i płakać nad urwanymi jajami?
– Już dobrze, szefowo… Bierzemy się do pracy – powiedziała Ines.
– A ty, Luno, jeśli chcesz, odwołaj swoje spotkania i ogarnij się, bo zaczyna zajeżdżać jajem… – dodałam, próbując rozładować atmosferę. Odwróciłam się i ruszyłam do swojego gabinetu.
Tam pogrążyłam się w myślach: Tak naprawdę zdarzały się już różne sytuacje, bo nie każdy był na tyle wytrzymały, by przeżyć wszystko, co im robiłyśmy i o co sami nas błagali. Najwięcej denatów na swoim koncie miała Ines. Ze względu na to, że całe dotychczasowe życie zawodowe spędziła w policji, gdy zaczynała odreagowywać, puszczały jej hamulce i stawała się najbardziej pojebana z nas wszystkich, ale w głębi duszy zawsze była bardzo delikatna. Trafiła do mnie przez przypadek. Praktycznie tak jak cała reszta. Przez zrządzenie losu spotkałyśmy się w pewnym klubie. Każda z nas przeżyła ciężki zawód miłosny lub miała trudną sytuację życiową. Ja byłam już w takiej rozsypce, że jedyne, o czym myślałam, to żeby się napić. I właśnie tam, przy barze, spotkało się siedem samotnych, cierpiących kobiet. Od słowa do słowa, zaczęłyśmy rozmawiać o tym, dlaczego doprowadzamy się do takiego stanu upodlenia. Ja akurat trafiłam na typowego dupka – już enty raz w życiu…
Pierwszy dupek to Marko. Znaliśmy się od czasów szkolnych. Byliśmy parą, odkąd miałam czternaście, a Marko – szesnaście lat. Taka wakacyjna miłość – pierwszy chłopak, pierwszy pocałunek. Motyle w brzuchu… Los jednak chciał, że kiedy byłam już dorosła, znów pojawił się w moim życiu, a motyle wróciły ze zdwojoną siłą. To było coś pięknego. Taki błogostan, który nie potrwał jednak długo. Mój wybranek nie dość, że okradł mnie z uczuć, to jeszcze z pieniędzy. Po prostu pewnego dnia wstał rano, zawinął się z gotówką i tyle go widziałam… Nienawidzę tego uczucia rozrywającego klatkę piersiową. Rok mnie trzymało. Nie mogłam spać ani jeść. To była męczarnia.
Gdy się pozbierałam, pojawił się Jon – trzydziestotrzyletni mężczyzna. Tak myślałam, że to mężczyzna, ale okazało się, że to kolejna życiowa porażka… To, jak on mnie potraktował, było już szczytem wszystkiego. Jednak rozstał się ze mną, powiedzmy, jakoś przyzwoicie… Wracając z wakacji, po sześciu godzinach jazdy w ciszy, gdy w końcu przemówiliśmy, doszliśmy do wniosku, że kompletnie do siebie nie pasujemy. Jego zdaniem nie miałam fanu w oczach, nie byłam jego fanką i byłam z nim tylko z wygody, a moje uczucia brały się jedynie z głowy. Nigdy nie zapomnę, jak któregoś razu się posprzeczaliśmy. W sumie, to on zrobił mi awanturę, nie wiadomo o co. Pewnego ranka, gdy weszłam do kuchni, zobaczyłam Jona robiącego sobie śniadanie. Już chciałam do niego zagadnąć, ale on wtedy odwrócił się i powiedział, że dla mnie nie wystarczy. Usiadłam specjalnie koło niego, bo pomyślałam, że może zapyta, czy nie chcę spróbować chociaż łyżeczki, a on, jedząc, tylko spojrzał na mnie z szyderczym uśmiechem. Chciał mi dopiec i mnie upokorzyć, ale to on pokazał totalny brak kultury i klasy.
Zaczęłam się zastanawiać przez chwilę nad tym, że przecież zachował się jak gówniarz.
Wiek nie idzie w parze z rozumem, oj, nie idzie. I mówię to, ponieważ doświadczyłam tego na własnej skórze – dodałam w myślach i przerwałam rozważania.
Rozejrzałam się po gabinecie, ale ponieważ w najbliższym czasie nie spodziewałam się wizyty żadnego klienta, wróciłam do wspomnień:
Luna, prokuratorka, była mężatką przez sześć lat. Przez trzy ostatnie lata walczyła jak lwica i wspierała męża ze wszystkich sił, gdy zachorował na raka. To kobieta warta podziwu. Dniami i nocami opiekowała się nim, pocieszała. Musiała być twarda, gdy on miewał gorsze dni. Jednak finał historii był taki, że mąż wyzdrowiał i ją zdradził, po czym stwierdził, że nie są sobie pisani i nie czuje do niej tego, co do tej drugiej. Pominę fakt, że ten frajer nawet jej nie podziękował za to, że przez te trzy lata ciężkiej choroby walczyła z nim i o niego każdego dnia. Zero, nic, ani słowa. Nawet zwykłego pocałuj mnie w dupę…
Den, nasza adwokatka, po dziesięciu latach związku, a w sumie to nawet narzeczeństwa, dowiedziała się, gdy chciała zostać matką, że stary zapomniał jej wspomnieć o tym, że nigdy nie będą mieć dziecka, ponieważ jest po wazektomii. Dodatkowo któregoś dnia, gdy zapomniała ważnych dokumentów i znienacka wpadła do domu, zobaczyła swojego przyszłego męża, jak był zapinany od tyłu przez sąsiada – modela reklamującego w całym Miami środki do czyszczenia toalety. Jednym słowem: kibel totalny.
Rita, ginekolożka i położniczka, to matka dwójki dzieci, które są jej oczkiem w głowie. Kobieta, która do dziś nie może się pozbierać po tym, jak jej mąż zginął na misji siedem lat temu. Cały czas się obwinia, że mógł już nie jechać, bo spłacili wszystkie kredyty. Ale uparł się, że to ostatni raz. Owszem, był ostatni, ponieważ już nie wrócił…
Ines, nasz niewyparzony język, zachowuje się jak pies, który dużo szczeka, ale w zasadzie nie gryzie. Kobieta tajfun, łatwo ją wyprowadzić z równowagi. Skrzywdzona w dzieciństwie przez wuja, który ją notorycznie gwałcił, do tej pory ma ogromny uraz psychiczny, a w ramach zemsty lubi się ostro zabawić.
Nora, specjalistka od trupów, była cichą myszką, póki nie zaczęła się zadawać z nami. Jej były facet to darmozjad, który w dodatku przeleciał połowę lasek z Miami, gdy ona brała każdą dodatkową zmianę, aby mieli za co żyć.
Ivo, chirurżka, przez romans z jednym z kolegów po fachu, który jej naściemniał, że odejdzie od żony, że jest jedyna i że ją kocha, w końcu wkurzyła się na dziada i wygryzła go ze stanowiska, po czym powiedziała o romansie jego żonie.
Tu znów na chwilę oderwałam się od wspomnień i spojrzałam w stronę drzwi, ponieważ wydawało mi się, że coś usłyszałam. Upewniłam się, że po drugiej stronie nikogo nie ma, i wróciłam do rozważań:
Gdy tak siedziałyśmy przy barze, dzieląc się życiowymi opowieściami, po kolejnej butelce whisky wpadłam na pomysł, żeby założyć sadystyczny klub, dla zemsty na tych, którzy mają jaja pomiędzy nogami. Wieści szybko się rozniosły i nigdy wcześniej nie pomyślałabym, że naprawdę tylu facetów to jara. Wiadomo, że mamy środki bezpieczeństwa: wszyscy nasi klienci są szczegółowo sprawdzani, nikt nigdy nie przyjeżdża do klubu sam, za każdym razem są zabierani przez naszych ochroniarzy z innego miejsca i podczas podróży mają zasłonięte oczy. Wszystko robimy zgodnie z prawem. Nasi klienci podpisują umowę, że wchodzą do klubu na własne ryzyko i są świadomi tego, że mogą nie wyjść z niego żywi. Zdarzyło się kilka razy, że ktoś nie wytrzymał, użył hasła bezpieczeństwa: „gold” i zakończył sesję. Gorzej jest z Ines, ponieważ ona, gdy wchodzi w swoją rolę, nie zwraca uwagi na to, co dzieje się dookoła. Dlatego wszędzie mamy kamery i nasz emerytowany, zaufany policjant, Pan Der, czuwa nad tym, aby na każdej sesji nie wykańczała gości. Okazało się, że to był doskonały pomysł do zrealizowania z tymi ludźmi, a w dodatku jesteśmy dla siebie jak rodzina, prawdziwa rodzina.
Siedząc i czekając na swoją sesję – jedyną jaką miałam umówioną na ten wieczór – i mojego jedynego pacjenta/klienta, bo różnie na nich mówimy, nalałam sobie whisky. Wkrótce zauważyłam na wyświetlaczu monitora, na którym miałam również podgląd z kamer, uruchomiony chwilę wcześniej, że mój gość przybył i po niespełna pięciu minutach wszedł do mojego biura.
– Witam, jak się pan miewa, Panie W? Jaki ma pan dziś humor?
Zawsze przed sesją rozmawiałyśmy z naszymi pacjentami. Każdego z nich nazwałyśmy jedną literę alfabetu i wszyscy, po wejściu do klubu, stawali się anonimowi. Mieli się tu czuć komfortowo.
– Witam, Pani Gold. Humor jak humor, szału nie ma.
– Chcesz pan dziś tylko porozmawiać czy mam zaczynać sesję?
– Chcę poczuć ból, tylko dziś, Pani Gold.
– No dobrze, zatem zaczynajmy…
Wstałam i otworzyłam drzwi do pomieszczenia, w którym trzymałam różnego rodzaju pejcze. Wzięłam najpierw ten najcieńszy.
– Na kolana! – krzyknęłam.
Uderzając pejczem o podłogę, zmierzałam w kierunku Pana W. Zaczęłam od pięciu razów w plecy, po czym zamieniłam pejcz na taki z rzemykami średniej grubości i uderzyłam mężczyznę jeszcze dwa razy w plecy i dwa razy w klatkę piersiową.
– Połóż się krzyżem! – zażądałam.
Gdy wykonał polecenie, podeszłam do agregatu i ustawiłam małą moc. Klamry przypięłam do kostek i nadgarstków mojego niewolnika, po czym włączyłam urządzenie i wzięłam do ręki najgrubszy pejcz, jaki miałam. Zadałam jeden cios i zwiększyłam moc urządzenia, po czym czterokrotnie to powtórzyłam. Ostatnie porażenie prądem było na tyle silne, że ciało Pana W zaczęło się nienaturalnie wyginać, ale nie wypowiedział hasła bezpieczeństwa.
Po krótkim wstępie dałam mu około pięciu minut odpoczynku. Leżał nieruchomo, dochodząc do siebie.
Widząc plamę moczu, która zaczęła się spod niego wydobywać, w następnym etapie kazałam mu wylizać podłogę do czysta, ponieważ nie toleruję brudu na mojej pięknej posadzce. Po wykonaniu tego zadania stwierdziłam, że czas na finał. Nie miałam dziś ochoty zbyt długo pieścić się z klientem.
– Usiądź na krześle ginekologicznym! – wydałam polecenie stanowczym głosem.
Podeszłam do Pana W i poprzypinałam pasami jego ręce, nogi oraz szyję, by uniemożliwić mu szarpanie. Z szuflady wyjęłam największy złoty korek analny, jaki miałam w swoich zbiorach. Podpięłam jego koniec do klamry od akumulatora, nalałam lubrykantu na czubek i wpakowałam go z impetem w odbyt mężczyzny.
Gdy to robiłam, wyobrażałam sobie Jona. Za moje, kurwa, krzywdy, dupku – pomyślałam.
Pacjent wybałuszył oczy, szarpnął się i po chwili doszedł.
– Na dziś koniec, Panie W.
Uwolniłam go, a on podziękował mi z radością w oczach i wyszedł.
Nie wiem, co go jara w takiej krzywdzie, bo tak naprawdę krzywdzę go, by dać upust swoim emocjom i ulgę zranionej duszy. Zawsze wraca, więc chyba go nie krzywdzę za bardzo… A może on próbuje tym odkupić jakieś winy? Tego nie wiem i nigdy się nie dowiem. Nie rozmawiamy na aż tak prywatne tematy, ponieważ nie jest nam to do niczego potrzebne. Chyba że sami chcą coś powiedzieć, ponieważ czują taką ochotę. Wtedy na podstawie takiej pogawędki stwierdzamy, czy stan psychiczny naszego pacjenta zezwala na coś mocniejszego, czy jednak powinnyśmy zostać przy delikatniejszych zabawach. Nie oszukujmy się, jesteśmy ludźmi i każdy może mieć gorszy czas. Jedni chcą wtedy iść na całość, a inni być traktowani ulgowo.
Po wyjściu Pana W usiadłam w swoim złotym fotelu, wzięłam szklankę z whisky, oparłam się wygodnie i wróciłam do wspomnień o Jonie. Przypomniały mi się jego słowa: „Jak mogłem upaść tak nisko?”.
Trudno się wracało 1500 km w napięciu – pomyślałam.
Wypiłam resztę alkoholu znajdującego się w szklance, po czym cisnęłam nią o ścianę.
On twierdził, że nigdy mi nie ubliżył, a jednak zrobił to wiele razy. Może nigdy nie wyzwał mnie od szmat czy kurew, ale poniżał mnie w inny sposób. Wiele razy stosował wobec mnie przemoc psychiczną. Hmm… Co tak naprawdę teraz czuję? Złość, nienawiść? Tak, stałam się naprawdę zła. Każdy facet jest dla mnie nikim. Znęcając się nad ich ciałem i poniżając ich, czuję satysfakcję, wyższość. To ja mam teraz władzę, to w moich rękach jest ich los, to ja decyduję o tym, czy wyjdą z tego pokoju na własnych nogach. Cholera, znowu się złapałam na tym, że za dużo myślę o przeszłości. Zdecydowanie za dużo. Czasem sama się boję swoich myśli i swojej wyobraźni.
Wstałam. Stwierdziłam, że pójdę po Lunę, i razem wybierzemy się do miasta.
Po opuszczeniu naszego azylu wybrałyśmy się do baru Palmas.
To najlepszy bar, jaki znam, z obłędnym widokiem na cudną plażę i przepiękny ocean. Kocham takie widoki…
Po dotarciu na miejscu usiadłyśmy przy jednym ze stolików i zamówiłyśmy po drinku.
– Luno, co się dzieje? Widzę, że od kilku dni chodzisz jakaś struta.
– Nie wiem, jak mam ci to powiedzieć, Gold…
– Słuchaj, nie jesteśmy już w klubie, mów do mnie po imieniu.
– Natalii, poznałam kogoś.
– I już coś zjebał, dupek?
– Nie, skąd… Po prostu… Wiesz, że każda z nas mówiła, że nigdy się nie zakocha. Zero mężczyzn i tylko zemsta.
– Wiem, co ustaliłyśmy, ale brałam pod uwagę, że w waszym życiu może pojawiać się ktoś znienacka i zmienicie zdanie. Luno, jesteś człowiekiem, potrzebujesz miłości i czułości jak każdy. Nie mamy wpływu na to, jak ktoś nas potraktuje lub jakie ma zamiary wobec nas. Nie jesteś wróżką, nie przewidzisz tego.
Spojrzałam na nią i uśmiechnęłam się, po czym z ekscytacją w głosie zawołałam:
– No to opowiadaj, kto to jest. Zżera mnie ciekawość.
– Jest sędzią.
– O kurczę, czyli to człowiek związany z twoim zawodem. Na pewno macie wspólne tematy.
– Właśnie nie wiem, czy przez to, że jest sędzią, tak dokładnie słucha tego, co mówię, czy naprawdę jest tym zainteresowany.
– Spałaś z nim?
Dostrzegłam w jej oczach zawahanie, czy powiedzieć mi prawdę.
– Tak, spaliśmy ze sobą i było zajebiście. Nikt w życiu nie zachowywał się wobec mnie tak jak on.
W tym momencie wróciły do mnie wspomnienia z pierwszej nocy z Jonem:
Zaprosił mnie do siebie na kolację. Postarał się. Rozmawialiśmy bardzo długo. Piliśmy szampana. Bąbelki uderzyły nam do głowy. Rano zdjął ze mnie swoją koszulkę, którą dał mi do spania. Wyszedł na moment do łazienki i wrócił z olejkiem do masażu. Kazał mi się położyć na brzuchu i chwilę później usłyszałam, jak nalewa olejek na dłonie i rozciera, aby się rozgrzał. Poczułam na plecach ciepłe ręce. Ja pierdolę, w życiu nie czułam się tak błogo. Nie wiem, może jeszcze alkohol mnie trzymał. Masaż był delikatny. Jon powoli schodził niżej i niżej, aż dotknął moich pośladków. Przepłynęła przeze mnie ogromna fala gorąca. Po jakichś dziesięciu minutach odwrócił mnie na plecy i zaczął masować szyję i piersi. Po chwili dłonie Jona powędrowały niżej. Rozsunął moje uda i nalał olejku na cipkę, po czym zaczął masować wargi sromowe. Nawet nie wiem, kiedy jego usta znalazły się między moimi udami. Gdy oderwał się od pieszczenia mojej broszki, powiedział, żebym się odwróciła i wypięła. Wszedł we mnie z impetem. Ledwo utrzymywałam się na łokciach…
– Halo, Natalii, mówię do ciebie. Gdzie odpłynęłaś?
Spojrzałam na nią i skarciłam się w myślach: Kurwa, jak mogłam tak odlecieć? Przecież to już przeszłość…
– Przepraszam cię, kochana, zamyśliłam się na chwilę.
– Mówiłam, że gapi się na nas koleś z tamtego stolika – powiedziała i dyskretnie wskazała kierunek, w którym powinnam spojrzeć.
Mój wzrok powędrował do stolika, przy którym siedziało dwóch mężczyzn. Ten, który się na nas patrzył, od razu sprawiał wrażenie człowieka z wyższych sfer. Ubrany był w koszulę popielatego koloru, a na to miał zarzuconą kurtkę ze skóry. Strój dopełniały jeansy i nie byle jakie buty za kostkę.
Musiały sporo kosztować… – pomyślałam mimochodem.
Rysy twarzy miał ostre, policzki z lekkim zarostem, a do tego ciemne, krótko ścięte włosy w kolorze kruczoczarnym.
Cholera, uśmiecha się do mnie.
– O panie, jaka klawiatura… – powiedziała moja towarzyszka. – Idzie tu, idzie…
Po dziesięciu sekundach koleś z zębami bielszymi niż księżyc podszedł do naszego stolika.
– Witam, drogie panie.
Przez głowę przemknęło mi, że to jakiś arabski książę. Głos miał niski, a jednocześnie władczy i potężny. Kiedy go usłyszałam, niewiele brakowało, a wylałabym drinka, którego trzymałam w dłoni.
Po chwili poczułam kopnięcie pod stolikiem.
– Witamy drogiego pana – odpowiedziałam.
Spojrzałam na Lunę. Wyglądała, jakby zaraz miała wybuchnąć śmiechem.
Ale dowaliłam… „Drogiego pana”? Co prawda koleś wygląda jak milion dolców, a może nawet lepiej, jak figurka, którą się wstawia do gablotki i podziwia, ale…
Rozbawiony mężczyzna dodał:
– Obserwuję cię już ponad godzinę i nareszcie zdobyłem się na odwagę, aby podejść i poprosić o twój numer telefonu.
Serio? Ty musiałeś zdobyć się na odwagę? – pomyślałam. – Na bank połowa lasek w tym lokalu już rozkłada nogi na twój widok.
– Niech panie wybaczą, nie przedstawiłem się. Mam na imię Margo.
– Ja jestem Mary, a to Luna.
– Bardzo mi miło. Będę tu w okolicy jeszcze przez dwa miesiące. Czy zechciałabyś poznać mnie bliżej, Mary, i wyjść ze mną na kolację?
– Daj telefon, drogi Margo.
Rozbawiony wyjął iPhone’a i podał mi go, a ja zapisałam swój numer.
– Proszę. Tylko nie dzwoń do mnie po dwudziestej drugiej. Sen jest w moim życiu ważny.
Uśmiechnął się zalotnie i powiedział:
– Zapamiętam sobie tę cenną uwagę. Dziękuję za numer, na pewno się odezwę. Proszę wybaczyć, ale mój partner biznesowy został sam, więc czas na mnie… Do usłyszenia – powiedział, po czym odwrócił się i odszedł w kierunku stolika.
– Co ty wyprawiasz?! Dlaczego podałaś mu inne imię? To kłamstwo! – naskoczyła na mnie moja towarzyszka.
– Słuchaj, Luno, przezorny zawsze ubezpieczony. Dowodu nie wołał, więc nie mam się czym martwić.
– Dobrze. Rób, jak uważasz… Na mnie już czas. Mam obiecującą noc z panem sędzią.
– Ja też się zbieram. Chodź, pojedziemy jedną taksówką.
Pół godziny później dotarłam do swojego apartamentu. Poszłam pod prysznic i wtedy wróciły kolejne wspomnienia:
Siedziałam na sedesie, a Jon stał pod strumieniem wody, który lał się na niego. Uwielbiałam tak na niego patrzeć. Był niesamowicie seksowny i wysportowany. Ech, cholera, co jest ze mną dzisiaj nie tak? Dlaczego tak bardzo zawładnął dziś moimi myślami?
Szybko wyszłam spod prysznica i włożyłam nocną koszulkę. Przeszłam do sypialni i położyłam się w wygodnym łóżku. Prawie natychmiast zapadłam w głęboki sen.
Dalsza część dostępna w wersji pełnej
Gold
ISBN: 978-83-8313-720-9
© Natalia Mielczarek i Wydawnictwo Novae Res 2023
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt
jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu
wymaga pisemnej zgody wydawnictwa Novae Res.
Redakcja: Monika Ekert
Korekta: Anna Grabarczyk
Okładka: Izabela Surdykowska-Jurek
Wydawnictwo Novae Res należy do grupy wydawniczej Zaczytani.
Zaczytani sp. z o.o. sp. k.
ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia
tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]
http://novaeres.pl
Publikacja dostępna jest w księgarni internetowej zaczytani.pl.
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Katarzyna Rek