Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Dla fanów „The Sweetest Oblivion”.
„Książki tej autorki zawsze zwalają mnie z nóg. Jest genialna! Wow, a ta pierwsza scena… fiu fiu”.
Gorące Book Story
Jasmine Hennessy w najczarniejszych snach nie przypuszczałaby, że stanie oko w oko ze swoim byłym mężem w ciemnym korytarzu w szpitalu w czasie wielkiej zamieci. Ale tak się właśnie wydarzyło.
Natychmiast wróciły do niej wspomnienia, to, jak na nią działał, jak tylko on potrafił kompletnie nią zawładnąć. Teraz był inny, jeszcze bardziej mroczny, ubrany w drogi garnitur. Niemal budził w niej strach.
Pięć długich lat minęło, od kiedy widzieli się po raz ostatni, od kiedy Jasmine udało się wyrwać z tego świata, w którym pieniądze są jedyną władzą, a ludzie są gotowi zabić, jeżeli to pozwoli ukryć ich brudne sekrety.
Teraz Roth planuje zemścić się na tych, którzy go zniszczyli i ma zamiar wciągnąć w to Jasmine. Czy kobieta wytrzyma pozostanie blisko człowieka, którego pragnie z całych sił i nienawidzi jednocześnie?
Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej osiemnastego roku życia. Opis pochodzi od Wydawcy.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 426
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Tytuł oryginału
Bitter Heat
Copyright © 2019 by Mia Knight
All rights reserved
Copyright © for Polish edition
Wydawnictwo NieZwykłe Zagraniczne
Oświęcim 2023
Wszelkie Prawa Zastrzeżone
Redakcja:
Katarzyna Zapotoczna
Korekta:
Katarzyna Chybińska
Dominika Kalisz
Karolina Piekarska
Redakcja techniczna:
Paulina Romanek
Projekt okładki:
Paulina Klimek
www.wydawnictwoniezwykle.pl
Numer ISBN: 978-83-8362-165-4
– Jasmine?
Odwróciła się od okna, przez które przyglądała się pokrytemu śniegiem światu, i zobaczyła, że Kaia w końcu się obudziła. Starsza kobieta leżała w szpitalnym łóżku. Siwe włosy na jej skroniach były wilgotne od potu. Wydawało się, że jej imponująca sylwetka dziwnie się skurczyła przez ostatnie sześć godzin. Spod szpitalnej koszuli wystawał gruby bandaż, który zakrywał świeże nacięcie na środku klatki piersiowej. Jasmine podeszła do niej i wzięła ją za rękę.
– Jak się czujesz?
Kobieta skrzywiła się.
– Jakby koń kopnął mnie w klatkę piersiową.
Jej usta wykrzywiły się w słabym uśmiechu.
– Przeszłaś przez operację jak prawdziwa mistrzyni. Teraz już wszystko będzie dobrze.
Oczy Kai zalśniły od łez.
– Przez tyle lat zapraszałam cię do siebie, a kiedy w końcu przyjeżdżasz, ja dostaję ataku serca…
Jasmine zablokowała pojawiające się w głowie wspomnienie tego, jak dziś rano znalazła Kaię.
– Tak miało być. Miałam się tu znaleźć, żebym mogła ci pomóc.
Kaia skupiła wzrok na jej twarzy.
– Dobrze się czujesz?
Parsknęła zduszonym śmiechem.
– Pytasz o to mnie? To ty dopiero co przeszłaś operację na otwartym sercu.
– Jasmine…
Współczucie w głosie Kai sprawiło, że oczy zapiekły ją od łez. Odwróciła wzrok i odchrząknęła.
– Nic mi nie jest. Po prostu cieszę się, że jest ci lepiej.
– Wiem, że miałaś już wracać do Nowego Jorku, ale może mogłabyś zostać odrobinę dłużej?
Panika, która prześladowała ją przez cały dzień, teraz jakby dławiła w gardle.
– Zostałabym, ale… – Jej oczy napotkały błagalne spojrzenie Kai. – Zadzwonili po niego.
Brwi Kai ściągnęły się w jedną linię.
– Nie mogę tu być, kiedy on się zjawi. – Choć próbowała wziąć się w garść, głos zaczynał jej się łamać. – Minęło pięć lat. Nie mogę… Jeśli mnie tu zobaczy, to sama nie wiem, co może…
Kaia ścisnęła jej dłoń z zaskakującą siłą.
– On tu nie przyjedzie.
Zamrugała.
– O czym ty mówisz? Oczywiście, że przyjedzie.
– Nie. – Kaia zamknęła oczy, jakby nie miała siły utrzymać powiek w górze ani sekundę dłużej. – Wiesz, że nigdy nie byliśmy ze sobą blisko.
Wiedziała o tym. Przecież tylko dlatego w ogóle zdecydowała się tu pojawić.
– Jestem pewna, że kiedy dowie się, że miałaś atak serca…
– Od kiedy poszedł do college’u, odwiedził mnie tylko raz. Nawet taki nagły wypadek nie ściągnie go tutaj ponownie. Obiecaj mi, że zostaniesz, przynajmniej dopóki nie stanę na nogi.
Nie potrafiła odmówić Kai, kiedy ta wyglądała na taką kruchą i przerażoną.
– Okej, zostanę.
Kaia poprawiła się na poduszkach i sapnęła z bólu, ale na jej twarzy wyraźnie odmalowała się ulga.
– Potrzebujesz pielęgniarki? – zapytała Jasmine i sięgnęła do guzika przywołującego personel.
– Nie, nie – wymamrotała Kaia. – Nic mi nie jest. Powinnaś już jechać. Zanim rozpada się jeszcze bardziej.
Jej wzrok automatycznie pobiegł do okna. Białe płatki flirtowały z zamarzniętym szkłem, a potem niewinnie opadały.
Dwie godziny temu zadzwoniła do jedynego hotelu w mieście, ale okazało się, że nie mają wolnych pokoi. Musiała więc albo wrócić do chatki Kai, daleko w górach, albo spać w szpitalu. Żadna z tych możliwości jej nie odpowiadała.
– Proszę pani? – Pielęgniarka pojawiła się w drzwiach. – Godziny odwiedzin dobiegły końca. Może pani wrócić jutro.
Skinęła głową i spojrzała ponownie na Kaię, która zdążyła już zasnąć. Kiedy pochyliła się, żeby pocałować ogorzały policzek kobiety, ta wydała z siebie jęk i wyciągnęła rękę w jej kierunku.
– Nic jej nie będzie – powiedziała pielęgniarka, kiedy Jasmine się zawahała. – To był długi dzień dla was obu. Powinna pani trochę odpocząć.
Jasmine na trzęsących się nogach wyszła z pokoju. Kiedy znalazła się za drzwiami OIOM-u, oparła się o ścianę, zamknęła oczy i wypuściła z siebie drżący oddech. To był wyczerpujący dzień, ale już się kończył. Kaia wyzdrowieje. Tylko to się liczyło.
Była tak wyczerpana, że ledwo mogła myśleć. Kiedy tak stała w miejscu, zastanawiając się, co powinna teraz zrobić, jej uwagę przykuł zduszony szloch. Kilka drzwi dalej lekarz próbował pocieszyć mężczyznę, po którego twarzy spływały łzy. Emanował bezradnością i rozpaczą. Poczuła, jak do głosu dochodzą także jej emocje, ale bezlitośnie je zdusiła i przeniosła uwagę na pielęgniarkę pchającą korytarzem wózek, na którym siedział rechoczący głośno staruszek. Kobieta skręciła, żeby przepuścić postawnego mężczyznę stojącego na środku korytarza. Wzrok Jasmine obojętnie prześlizgnął się po nim, a potem wrócił do pielęgniarki. Nagle poczuła, jakby we wszystkich zmysłach rozległa się głośna syrena alarmowa. Jej uwaga błyskawicznie wróciła do nowo przybyłego. Była zbyt daleko, żeby dostrzec rysy jego twarzy, ale szósty zmysł podpowiadał jej, kim był: najgorszym koszmarem we własnej osobie. Odepchnęła się od ściany i ruszyła w przeciwnym kierunku. Chociaż rozum dawał znać, że przesadza, to kiedy skręciła za róg korytarza, zaczęła biec.
Grupka zgromadzonych przy biurku pielęgniarek podniosła wzrok, kiedy przemknęła obok. Jedna z nich zawołała za nią, ale Jasmine się nie zatrzymała. Wyminęła personel medyczny i popędziła opustoszałymi korytarzami, z rozmachem otwierając dwuskrzydłowe drzwi. Nie zatrzymała się, dopóki nie dotarła do nieoświetlonego korytarza.
Kiedy z poślizgiem zatrzymała się w miejscu, światła zamigotały, ukazując szpitalne skrzydło w remoncie: na podłodze leżały foliowe płachty, a pod ścianą stały rusztowania i wiadra z farbą. Pochyliła się i oparła ręce na kolanach, dysząc głośno. Może to jednak nie był on. Z takiej odległości nie była w stanie dostrzec szczegółów. Widziała tylko postawnego mężczyznę z ciemnymi włosami. To wystarczyło, żeby zerwała się do ucieczki. Bóg chyba nie byłby na tyle okrutny, żeby do tego wszystkiego dorzucić jeszcze i jego?
– Nadal przede mną uciekasz, Jasmine?
Aż nazbyt znajomy głos rozległ się echem w jej uszach. Bóg był straszliwie okrutny. Wymyśliła mnóstwo scenariuszy, w których ponownie stawali ze sobą twarzą w twarz, ale nigdy nie pojawił się w nich opuszczony szpitalny korytarz. W najlepszym z wyobrażeń była na przyjęciu i wyglądała jak milion dolarów, trzymając pod rękę mężczyznę, który nie potrafił oderwać od niej wzroku. Tymczasem miała na sobie starą, licealną koszulkę i dżinsy, jej twarz była pozbawiona choćby cienia makijażu, a włosy nie widziały szczotki od momentu, gdy popędziła z Kaią do szpitala.
– Udawanie, że nie istnieję, naprawdę nie ma sensu.
Drwina w jego głosie sprawiła, że się odwróciła. Stał bliżej, niż się spodziewała. Musiała się powstrzymać, żeby się nie cofnąć na sam widok jego ogromnej sylwetki. Kiedyś jego postura sprawiała, że czuła się kobieco, krucho i bezpiecznie, ale te dni już dawno minęły. Gdyby nie garnitur, który miał pod rozpiętym płaszczem, można by go wziąć za zawodnika piłki nożnej albo robotnika z budowy czy rancha. Jego szyte na miarę ubrania jasno powiedziałyby jej, jak daleko zaszedł, nawet gdyby żyła w jakiejś pustelni i nie widziała jego twarzy na okładkach kolorowych magazynów i w wiadomościach. Sukcesy Jamesa Rotha były doskonale udokumentowane przez media, które nieustannie zachwycały się jego historią przemiany pucybuta w milionera.
Podniosła wzrok i napotkała jego spojrzenie, zatapiając się w oszałamiającej, płynnej czerni, która fascynowała ją od samego początku. W jego wyglądzie odbijały się cechy amerykańskich Indian, które odziedziczył po matce, i niemiecko-duńskie korzenie ojca. Nowością była pełna broda oraz delikatne przebłyski siwizny we włosach, choć nie dobił jeszcze do czterdziestki. Pomimo wyrafinowanego wyglądu nadal było w nim coś szorstkiego. Dawno temu ta surowa siła przyciągnęła ją do niego, ale teraz, kiedy patrzyła oczami doświadczonej życiem kobiety, był dla niej wręcz przerażający. Co, do cholery, myślała sobie jej dwudziestotrzyletnia wersja? Roth nie był typem mężczyzny, którego chciałaby spotkać w ciemnej alejce. Albo w opuszczonym szpitalnym korytarzu.
– Jesteś ostatnią osobą, którą spodziewałem się tutaj zobaczyć.
Jego beznamiętny ton wybudził ją ze stanu przerażenia. Minęło pięć lat, od kiedy go ostatnio widziała, i tylko tyle potrafił powiedzieć? Poczuła, jak w jej klatce piersiowej rozpala się gniew, ale stłumiła go szybko i przywołała na twarz maskę, którą od dziecka pokazywała na zewnątrz. Jeśli on chciał udawać chłodnego i obojętnego, to i ona mogła to zrobić.
– Mogłabym to samo powiedzieć o tobie. – Odezwanie się takim samym zblazowanym tonem sporo ją kosztowało.
– Co ty tu robisz, Jasmine?
– Wpadłam z wizytą.
Zmrużył oczy.
– A od kiedy to jesteście z moją matką tak blisko?
– Utrzymywałam z nią stały kontakt, nawet kiedy… – Urwała i wzruszyła ramionami. – Dzwonię do niej od czasu do czasu, żeby sprawdzić, jak się ma. Zawsze zapraszała mnie do siebie, ale pierwszy raz rzeczywiście przyjechałam. Cieszę się, że mogłam tu dziś z nią być.
Nie odpowiedział. Po prostu stał i wpatrywał się w nią. Znała tę taktykę. Jej ojciec był w końcu mistrzem manipulacji. Roth próbował ją onieśmielić swoim milczeniem. Ale to mu się nie uda. Początkowy szok na jego widok sprawił, że straciła głowę, ale teraz wszystko miała już po kontrolą i mogła sobie poradzić z emocjami.
– Chociaż chętnie wzięłabym udział w tym konkursie na gapienie się na siebie nawzajem, mam jeszcze coś do zrobienia – rzekła beztrosko. – Zostałam tu tylko dlatego, że Kaia nie sądziła, że się pojawisz. Ale skoro już jesteś, to ja mogę…
Zrobiła krok w bok i zamarła, kiedy przesunął się razem z nią. Wpatrywała się w niego przez chwilę, a potem zrobiła kolejny krok. A on ponownie ją zablokował.
– Roth – powiedziała ostrzegawczo.
– Wiesz, jak długo czekałem na ten moment? – zapytał niskim, miękkim tonem, który podrażnił jej napięte nerwy jak papier ścierny.
Cofnęła się.
– Nie dam się wciągnąć w twoje gierki.
Desperacko poszukiwała w głowie jakiejś strategii ucieczki, podczas gdy on coraz bardziej naruszał jej przestrzeń osobistą.
– Kto powiedział, że to jakaś gra?
– Dla ciebie wszystko jest grą. Wszystko, co robisz, jest efektem starannej kalkulacji. Jesteś szachowym mistrzem. Prowadzisz ludzi tam, gdzie ci się podoba, a potem pozbywasz się ich z szachownicy.
– Niektórzy ludzie uważają, że życie jest grą. A ja zawsze wiedziałem, że jest wojną.
Potknęła się o folię pokrytą plamami farby i wybuchła:
– Pieprz się, Roth! Zejdź mi z drogi!
– Od śmierci twojego ojca ciągle pokazują cię w wiadomościach.
Zatrzymała się jak wryta, zaciskając dłonie w pięści.
– Nie waż się mówić o moim ojcu.
Przechylił głowę jak drapieżnik, który poczuł krew. Bo przecież nim właśnie był – drapieżnikiem.
– Czyli się pogodziliście? – zapytał cicho.
– Nie twój pieprzony interes! – wysyczała przez zaciśnięte zęby.
– Myślę, że jednak mój.
Nie była przygotowana na to, że zaciśnie dłoń na jej gardle ani że pociągnie ją w górę tak, że będzie musiała stanąć na czubkach palców. Serce załomotało jej gwałtownie, kiedy chwyciła jego masywny nadgarstek dwiema dłońmi.
– Myślisz, że zapomniałem, co on mi zrobił?
Jego zupełnie pozbawiony emocji ton sprawił, że włosy podniosły się jej na karku.
– To było dawno temu – powiedziała ochrypłym głosem.
Jego niewzruszony wyraz twarzy ustąpił teraz dzikiej wściekłości.
– Nie odpuścił, aż do samej, kurwa, śmierci.
Nie chciała w to wierzyć.
– Nie, on…
Jego palce zacisnęły się mocniej na jej gardle, nie pozwalając jej zaprzeczyć. Nachylił się tak blisko, że ich usta dzieliło teraz ledwie kilka cali.
– Nazywasz mnie kłamcą, księżniczko?
Wylewająca się z niego pełna okrucieństwa energia sprawiła, że zaczęły jej pulsować skronie.
– Jeśli mnie nie puścisz, zacznę krzyczeć.
– Zrób to! – zachęcił z zimnym uśmiechem, który nie sięgał jego oczu. – Jestem pewien, że twoje siostry będą zachwycone, kiedy zobaczą nasze nazwiska wymieniane razem w mediach. – Pochylił się i przybliżył usta do jej ucha. – Nie jesteś w Nowym Jorku. Nie możesz się schować za swoimi ochroniarzami i rodziną. Jesteś w Kolorado, w samym środku burzy śnieżnej. I nie masz gdzie pójść. Nie prowokuj mnie.
Groźba połączona z gorącym oddechem, który owiewał jej ucho, sprawiły, że zadrżała. Kiedy się cofnął, jego broda podrapała ją w policzek. Jego bliskość, mocny uścisk dłoni na gardle i zdecydowany wyraz twarzy nie pozwalały jej rozsądnie myśleć. Nie mogła się z nim równać, a błysk zadowolenia w jego oczach powiedział jej, że on o tym wie. Kiedy próbowała wymyślić jakieś wyjście z sytuacji, jej wzrok padł na bliznę na jego górnej wardze. Broda zakrywała drugą bliznę, na szczęce, ale widziała jej cieniutki koniec wychodzący na szyję.
– Przekupił cię, żebyś ode mnie odeszła?
Spojrzała mu w oczy.
– Co?
Mięsień na jego szczęce napiął się wyraźnie.
– Czy obiecał, że uwzględni cię w testamencie, jeśli mnie zostawisz?
Była tak oszołomiona, że nie potrafiła odpowiedzieć. Wpatrywała się w jego twarz, na której odbijały się szalejące w nim emocje, i zobaczyła przebłysk zniecierpliwienia, po którym palce zacisnęły się mocniej na jej gardle.
– Odpowiedz! – ponaglił, a w jego głosie pobrzmiewała groźba.
Wbiła paznokcie w jego nadgarstek. Wiedziała, że jego palce są o włos od naznaczenia jej szyi siniakami, ale nie zadawał jej bólu. Jeszcze nie.
– Pieprz się, Roth!
Już raz ograł ją tak, że nawet teraz czuła wstyd na myśl o tym, jaka była łatwowierna. Czyżby chciał powrotu do tamtych czasów? Pieprzyć go.
– To nie gra, Jasmine. Odpowiedz mi.
Uderzyła go pięścią w pierś. Nie był to silny cios, ale spodziewała się jednak jakiejś reakcji. Nie było żadnej. Po prostu patrzył na nią tymi swoimi oczami Ponurego Żniwiarza. Miała ochotę nawrzeszczeć mu w twarz i kopnąć go w jaja, ale trzymał ją tak, że nie była w stanie tego zrobić.
– Nie, nie przekupił mnie – powiedziała przez zaciśnięte zęby.
– Więc dlaczego?
– Odeszłam od ciebie, bo nie zamierzałam być pionkiem!
– Tak myślisz? – zapytał, a jego wzrok prześlizgnął się po jej twarzy.
– Wiem to.
– Nic nie wiesz.
– Jeśli mnie nie puścisz, przysięgam, że zaraz zacznę…
Popchnął ją do tyłu. Uderzyła w ścianę z taką siłą, że z jej ust wyrwał się jęk. Kiedy przywarł do niej twardym jak skała ciałem, w głowie miała wywołaną szokiem pustkę. Jej puchowa kurtka nie pozwalała poczuć, czy Roth dalej ma sześciopak, ale dżinsy i bielizna termiczna nie były w stanie jej osłonić przed naporem dolnej części jego ciała. Puścił jej gardło i wsunął dłoń w poplątane włosy. Zaciskając je w garści, zmusił ją do odchylenia głowy na bok i odsłonięcia gardła. Potężne udo wcisnął między jej nogi, rozsuwając je.
– Roth, przestań!
Ugryzł ją. Jej przenikliwy krzyk odbił się echem w korytarzu. Uniosła dłoń, żeby podrapać go po twarzy, ale złapał ją za nadgarstek i pociągnął go w dół, ssąc jej szyję wystarczająco mocno, żeby do niego przywarła. Szyja była u Jasmine strefą erogenną, którą Roth odkrył na samym początku ich związku. Teraz znów zawłaszczył sobie to miejsce, jakby nie rozstali się lata temu. Wolną ręką chwyciła klapę jego garnituru, podczas gdy jej oczy się zamknęły, a ciało stanęło w płomieniach.
– Nie… – wyszeptała chrapliwie.
Chwycił ją za pośladki i podciągnął w górę swojego uda, wywołując tarcie, od którego aż syknęła.
– Gdybyś nie uciekła do swojego tatusia, nadal byłabyś moja.
Wściekłość i uraza, które do niego czuła, zatonęły teraz pod falą pożądania. Przywarła do niego niczym ćpunka, miotając się między pragnieniem upuszczenia mu krwi i poczucia go w sobie. Mógłby jej dać to, czego potrzebowała. Coś szorstkiego, surowego, dzikiego. Tu i teraz. Przyjechała do Kolorado, żeby zostawić wszystko za sobą i zapomnieć, chociaż na chwilę. Roth mógł jej w tym pomóc. Zostawiłby ją tak wyczerpaną, że nic by nie czuła. Od samego początku była między nimi niesamowita chemia, coś naprawdę wybuchowego, a ona była zbyt niewinna, żeby wiedzieć, jak walczyć z tym, co się między nimi działo. Wykorzystał jej ciekawość, żeby wprowadzić ją w świat mrocznych erotycznych fantazji, których nie miał żaden szanujący się członek rodziny Hennessych. I tkwiła w nim do teraz.
Kosmyki włosów Rotha muskały jej szczękę. Pachniał wodą kolońską, która miała w sobie coś znajomego. Miała wrażenie, że ten zapach poczuła też na pogrzebie. Roth nigdy wcześniej nie używał wody kolońskiej i nie nosił szytych na miarę garniturów, wolał robocze buty, dżinsy i koszule. Na początku jej ojca bawiło to, że Roth nie chciał się dopasować. Ale to było, zanim dowiedział się o ich romansie. Myślała, że płynie pod prąd, poślubiając mężczyznę spoza otoczenia swojego ojca, ale się myliła. Roth był pod każdym względem równie bezwzględny jak on. Trzeba było tylko kilku lat, żeby mógł sobie pozwolić na to, by ubierać się i pachnieć jak mężczyźni pokroju jej ojca.
Kiedy zmiękła w jego ramionach, warknął z aprobatą. Pragnęła go tak bardzo. Czuła w ustach jego smak. Umysł i ciało starły się w walce. Musiała to skończyć, zanim popełni ogromny błąd, którego będzie potem żałować. Co by sobie pomyślał jej ojciec, gdyby ją teraz zobaczył? Ta myśl pozwoliła jej się otrząsnąć z oszołomienia i przypomnieć sobie wszystko, o czym starała się zapomnieć.
– Musisz przestać – wyszeptała.
Zignorował ją i przycisnął się mocniej. Przegrywała tę bitwę. W ostatniej, desperackiej próbie zachowania dla siebie choć odrobiny szacunku, powiedziała jedyną rzecz, która – wiedziała to – musiała wywołać jego reakcję.
– Jamie, proszę…
Zesztywniał i oderwał usta od jej skóry. Nazwanie go w ten sposób przywołało wspomnienia, które dawno już pogrzebała. Nikt nie miał prawa zwracać się do niego po imieniu, więc nadała mu tę niedorzeczną ksywkę i, używając jej, bezlitośnie się z nim droczyła. Miała wrażenie, że było to wieki temu.
– Chcę wrócić do domu – powiedziała głosem nabrzmiałym od łez, bo emocje zaczęły brać nad nią górę. W końcu dawał o sobie znać wielotygodniowy stres, pozostawiając ją wyczerpaną i niezdolną do walki. To było zbyt wiele.
Udo tkwiące pomiędzy jej nogami zniknęło tak nagle, że zachwiała się jak nowonarodzone źrebię. Zanim udało jej się odzyskać równowagę, potężna ręka złapała ją za nadgarstek i zaczęła ciągnąć z powrotem drogą, którą tu przyszli.
– Co ty wyprawiasz?
– Musimy ruszać teraz, zanim śnieg zasypie drogi.
Wbiła podeszwy butów w płytki na podłodze, żeby go spowolnić.
– Nigdzie się z tobą nie wybieram!
– Lotnisko jest zamknięte do jutra, w mieście nie ma się gdzie zatrzymać i pada gęsty śnieg. Jedziemy do chaty w górach.
– Ty możesz sobie jechać. Ja zostaję.
– Wywalą cię.
– Prześpię się w poczekalni.
– Jak myślisz, jakie są szanse, że ktoś cię rozpozna? Takie zdjęcie będzie się świetnie prezentować na pierwszych stronach jutrzejszych gazet. Już widzę te nagłówki: „Bezdomna dziedziczka Hennessych”.
– Nic mnie to nie obchodzi! – zaprotestowała żałosnym głosem, który musiał być, jak uznała, rezultatem całego tego piekielnego dnia. – Za kogo ty się uważasz? Nie możesz…
– Mogę zrobić, co tylko, kurwa, chcę.
– Nie ze mną.
– To się jeszcze okaże.
Miała szaloną ochotę wskoczyć mu na plecy i walnąć go w łeb.
– Dlaczego w ogóle tu jesteś? Kaia powiedziała, że się nie zjawisz.
– Nie zamierzałem, ale zdecydowałem, że ten jeden raz w życiu będę dobrym synem. – Rzucił jej nieprzeniknione spojrzenie. – Nigdy nie sądziłem, że wpadnę tu na moją nieuchwytną byłą żonę. Wygląda na to, że ta wycieczka jednak się opłaci.
– Jak możesz być taki obojętny? – zapytała. Roth nie zawracał sobie głowy udawaniem, że martwi się o Kaię. – Twoja matka miała atak serca! Nawet nie zapytałeś, jak się czuje!
– Poinformowano mnie, że przeszła operację.
– I to ci wystarczy?
– Tak.
– Powinieneś być wdzięczny, że masz matkę, której na tobie zależy.
– Tak sądzisz?
– Oczywiście! To urocza kobieta, która mieszka w górach zupełnie sama. Nigdy jej nie odwiedzasz.
– Mam ku temu pewne powody.
Skręcił za róg, bezwstydnie ciągnąc ją za sobą. Pielęgniarka, która wyszła właśnie z pokoju z dokumentami w ręku, na ich widok stanęła jak wryta.
– Małżeńska sprzeczka – powiedział Roth ze swobodą, która zszokowała Jasmine.
– Jesteśmy rozwiedzeni! – zaprotestowała, ale przestała wbijać nogi w podłogę, bo okropne skrzypienie podeszew na płytkach obudziłoby wszystkich pacjentów. – Roth, puść mnie!
– Boisz się mnie?
Tak.
– Nie!
– Więc o co się martwisz? Jutro wrócimy do miasta i będziesz mogła wyjechać.
Jedna noc. Kilka godzin… Chyba jakoś to zniesie, prawda?
Roth zatrzymał się przy biurku w recepcji OIOM-u. Pielęgniarka, która powiedziała jej, że czas na wizyty dobiegł końca, spojrzała na niego z ponurą miną, ale wyraz jej twarzy się zmienił, kiedy lepiej mu się przyjrzała.
– Mogę w czymś pomóc?
– Moja mama to Kaia Roth – stwierdził.
Pielęgniarka rzuciła okiem na Jasmine, a potem powiedziała:
– Teraz odpoczywa. Możecie wrócić jutro. Porozmawiamy o opiece, jakiej będzie potrzebowała przez następne kilka tygodni.
Skinął głową i ruszył korytarzem. Próbowała wymyślić jakiś plan, ale w głowie miała niepokojącą pustkę. Wciągnął ją do windy. Kiedy drzwi się zamknęły, wpatrzyła się w odbicie postaci. Górował nad nią, bogaty i onieśmielający w swoich eleganckich ubraniach, podczas gdy ona wyglądała jak niechlujna nastolatka.
– Nie mogę tego zrobić – powiedziała.
– Możesz.
– Dobrze. NIE CHCĘ tego zrobić.
– Musisz to jakoś przełknąć.
Winda się zatrzymała i do środka wsiadł lekarz. Zastanawiała się, czy nie powinna poprosić go o pomoc. Roth, jakby czytając w jej myślach, mocniej ścisnął jej dłoń, dając jasno do zrozumienia, żeby nie sprawdzała, do czego jest zdolny. Chciała go odepchnąć, ale była zbyt wyczerpana.
Winda otworzyła się, kiedy dotarli na parter. Pociągnął ją za sobą i zatrzymał się przed dwuskrzydłowymi drzwiami prowadzącymi na parking.
– Klucze – rzucił krótko.
– Co?
Wsunął rękę pod jej kurtkę i sięgnął do kieszeni dżinsów.
– Co, do cholery?! – krzyknęła, chwytając go za nadgarstek.
Wytrzymał jej spojrzenie, nie przestając jej przeszukiwać. Kiedy w końcu zabrał dłoń i pokazał jej klucze do auta swojej matki, nerwy miała w strzępach. Roth dobrze wiedział, co robi. Dotyk to potężne narzędzie, a on potrafił je bezlitośnie wykorzystać, doprowadzając Jasmine do granic wytrzymałości.
– Pieprz się! Zostaję tutaj – powiedziała i odwróciła się.
Otoczył ramieniem jej talię. Zawyła, gdy wyniósł ją przez podwójne drzwi prosto w sypiący śnieg. Lodowate powietrze zaparło jej dech. Puchate białe płatki wpadały w otwarte usta. Brnął przez śnieg, aż w końcu znalazł ciężarówkę Kai, co nie było wcale łatwe, bo pokrywała ją gruba biała warstwa. Otworzył drzwi od strony kierowcy i wepchnął ją do środka. Przeczołgała się na miejsce pasażera, a on wsiadł za nią.
– Nigdzie… Nigdzie z tobą nie jadę! – powtórzyła z uporem.
– Zamknij się – powiedział tylko i przekręcił kluczyk, a potem przestawił siedzenie, żeby usadowić się wygodnie za kierownicą.
Kiedy sięgnęła do klamki w drzwiach po stronie pasażera, złapał ją za kurtkę i gwałtownie odwrócił w swoim kierunku. Ich oddechy zderzały się w powietrzu jak dwie białe chmury.
– Jesteś mi coś winna, Jasmine.
Coś w niej pękło, a chwilę później głowa Rotha odskoczyła gwałtownie do tyłu. Z opóźnieniem zauważyła, że piecze ją dłoń, i dotarło do niej, co zrobiła. Na jego ciemnej skórze nie było widać zarysu jej dłoni, ale zapowiedź rewanżu w jego oczach utwierdziła ją w przekonaniu, że go uderzyła. Nic jej to, kurwa, nie obchodziło. Po całym tym piekielnym dniu, wypełnionym strachem i zmartwieniem, napastowanie przez Rotha doprowadziło ją do ostateczności.
– Ja jestem ci coś winna? – Była tak wściekła, że ledwo mogła mówić. – Ja… zerwałam dla ciebie zaręczyny! Zostałam wydziedziczona i nie rozmawiałam z moją rodziną przez całe lata z twojego powodu! Zrezygnowałam dla ciebie ze wszystkiego! – Gwałtownym gestem chwyciła w garść jego płaszcz i próbowała nim potrząsnąć, nie przestając mówić: – Ożeniłeś się ze mną dla mojego nazwiska. Wykorzystałeś mnie!
Głos jej się załamał, kiedy wspomnienie przeszłości zalało ją falą upokorzenia i bólu. Po jej policzku spłynęła łza, ale była zbyt wściekła, żeby przejmować się tym, że odsłania właśnie szczelinę w swojej zbroi, i to przed mężczyzną, który żerował na jej słabości.
– Jedynym powodem, dla którego się mnie trzymałeś, był mój ojciec. Wy dwaj wdaliście się w wojnę, która nie miała ze mną nic wspólnego, więc odeszłam. Dostałeś wszystko, czego chciałeś. Po rozwodzie odniosłeś niesamowity sukces. Jesteś potentatem, jakim zawsze chciałeś być.
Spojrzała na swoje dłonie, zatopione w drogim materiale jego płaszcza, i opuściła je.
– Gówno ci jestem winna, Roth. Przez ciebie straciłam wszystko.
Wytarła rękawem policzek i znów sięgnęła do klamki. Mocny chwyt za kurtkę uświadomił jej jednak, że mężczyzna się nie poddał.
– Dokończymy tę rozmowę w chacie – powiedział głosem zupełnie wypranym z emocji.
– Nie ma czego dokańczać – odparła w stronę zmrożonego okna.
– Twoje łzy mówią coś innego.
– To był długi dzień.
– Możesz odpocząć, kiedy dotrzemy na miejsce.
Odwróciła głowę i przez łzy spiorunowała go wzrokiem.
– Nie chcę być nigdzie blisko ciebie.
– To masz pecha. – Wrzucił bieg. – Zapnij pas.
Małe miasteczko w Kolorado szykowało się już do snu. Ulice były opuszczone, światła latarni wyglądały jak rozmyte pomarańczowe aureole, a śnieżyca próbowała połknąć wszystko na swojej drodze.
Poprawiła nadmuch, choć płynące z niego powietrze nie było wystarczająco ciepłe, żeby uwolnić ją od chłodu, który przenikał ją do szpiku kości. Stara ciężarówka Kai może i miała nadal mocny silnik, ale to była jej jedyna zaleta. Pojazdowi wyraźnie brakowało takich luksusów, jak ogrzewanie czy wygodne siedzenia. Naciągnęła kaptur na głowę i odwróciła się od Rotha, kiedy zostawili za sobą ślady cywilizacji i wyjechali na autostradę.
Oparła czoło o zimną szybę i zamknęła oczy. Wycieczka do Kolorado, na którą zdecydowała się pod wpływem impulsu, okazała się katastrofą. Nie mogła oczywiście uznać jej za całkowitą porażkę, skoro uratowała życie Kai, ale ostatni płomyk nadziei, że uda jej się odzyskać tu wewnętrzny spokój po przedwczesnej śmierci ojca, właśnie zgasł. Bliskość Rotha irytowała ją, przypominając, jak bardzo była naiwna i łatwowierna.
Przekupił cię, żebyś ode mnie odeszła?
Pytanie Rotha odbijało się echem w jej umyśle, a ona zastanawiała się, w co tym razem pogrywa mężczyzna. Dobrze wiedział, dlaczego odeszła. Wspomnienie tamtej nocy w Londynie odtwarzało się w jej głowie w bezlitosnej pętli przez ostatnie pięć lat. Była w stanie zacytować każde słowo, które wtedy wypowiedział. Wszystko zapisało się w jej duszy. Tamtej nocy nie tylko zniszczył ich małżeństwo, ale i ją samą. Odeszła wtedy pozbawiona złudzeń, upokorzona. Jak wydmuszka w kształcie człowieka. Przez całe lata skrupulatnie składała kawałki samej siebie i wzmacniała swoją tarczę, żeby żaden mężczyzna nie mógł jej już wykorzystać tak, jak zrobił to on. Wystarczyło kilka minut, żeby przekreślił postępy, jakie poczyniła przez te lata.
Zawsze się zastanawiała, jak zareaguje, kiedy znowu ją zobaczy. Ale nigdy nie przyszedłby jej do głowy scenariusz, w którym Roth przyszpila ją do ściany i gryzie. Przebiegł ją dreszcz i tym razem nie wywołało go zimno. Nadal potrafił zwrócić jej własne ciało przeciw niej samej. Potrafił sprawić, że zapominała o zdrowym rozsądku i moralności, że pragnęła go pomimo wszystkiego, co się wydarzyło. Jak to możliwe?
Siedem lat temu Roth wstrząsnął jej idealnym światem, sięgając samych jego fundamentów, kiedy przekonał ją, żeby zaryzykowała i postawiła na niego. Kiedy ich spojrzenia spotkały się po raz pierwszy, coś zapłonęło w jej wnętrzu. Rozpoznała w nim kogoś wyjątkowego, kogo spotyka się tylko raz w życiu. Co za stek bzdur. Była w nim tak szaleńczo zakochana, że poświęciła dla niego wszystko – rodzinę, dziedzictwo i narzeczonego. Roth był jak tornado. Pojawił się znikąd i wciągnął ją do swojego świata, a potem zniknął, zostawiając ją roztrzaskaną na kawałki. Ich małżeństwo było krótkie. Wypełniły je emocjonalne traumy i publiczny skandal.
Roth niedawno w końcu osiągnął upragniony status miliardera i gdyby dziennikarzom udało się w jakikolwiek sposób połączyć ich nazwiska, to na pewno znów wylądowaliby na pierwszych stronach gazet. Jasmine za wszelką cenę chciała uniknąć przyciągania uwagi mediów i upewnić się, że skandal pozostanie tam, gdzie jego miejsce – w odmętach przeszłości.
Ciężarówka skręciła w prawo, a jej ciało uderzyło o drzwi, wyrywając ją z zamyślenia. Syknęła i usiadła prosto. W pewnej chwili Roth zjechał z autostrady i teraz jechał stromą, górską drogą. Światła reflektorów odbijały się od ciągle padającego śniegu, który ograniczał widoczność. Jasmine spociła się jak mysz, pokonując tę zdradziecką drogę w świetle dnia, więc było dla niej niepojęte, że Roth był w stanie zrobić to w czarną jak smoła noc. Zaciskała dłonie na pasie bezpieczeństwa, podczas gdy dźwięk skrzypiącego pod kołami śniegu wypełniał kabinę. Pochyliła się do przodu, desperacko próbując coś dostrzec w wirującej bieli.
– Powinniśmy zawrócić – powiedziała.
– Wszystko jest w porządku.
– Roth, jest coraz gorzej. Nie widzę nawet barierki.
– Jeździłem tą drogą przez całe życie. Znam każdy zakręt.
– Nie byłeś w domu od lat – powiedziała przez zaciśnięte zęby, kiedy ciężarówka brnęła przez coraz gęstszy śnieg.
– Cicho.
– Roth… – Jej zęby mocno zderzyły się ze sobą, kiedy mężczyzna skręcił gwałtownie w lewo.
Zmienił biegi i teraz ciężarówka poruszała się bardzo powoli. Czuła jak Roth – zdeterminowany, żeby dowieźć ich do celu – napinał się, mobilizując wszystkie siły woli, kiedy pięli się pod górę. Gdzieś w odległym zakątku umysłu Jasmine czaiła się świadomość, że nie ma możliwości, żeby zawrócili. Siedziała w bezruchu, bojąc się, że go rozproszy. Wąska, wijąca się droga była szeroka na tyle, że dwa samochody mogły się jakoś minąć. Miała mnóstwo zakrętów oraz odcinków, gdzie nic nie chroniło ich przed zjechaniem na pobocze. Nieliczne barierki, które tu zamontowano, były zużyte i często brakowało im fragmentów oderwanych przez samochody, które w nie wjechały.
Kiedy ciężarówka zaczęła się ześlizgiwać. Stłumiła okrzyk i trzymała się z całej siły. Roth skręcił, a kiedy opony złapały przyczepność, znów zmienił bieg, wyprowadził ich z poślizgu i jechał dalej.
– Niedługo będziemy na miejscu.
Brzmiał zupełnie spokojnie, jakby miał wszystko pod kontrolą. Miała nadzieję, że nie udaje. W miarę, jak wjeżdżali coraz wyżej, w myślach pomagała mu kierować. Jej niepokój rósł, bo śnieg padał coraz mocniej.
– Jestem zaskoczona, że jesteś tu sam – powiedziała, nie mogąc dłużej znieść ciszy. Czuła, że zaraz oszaleje.
– A czego się spodziewałaś?
– Osobistej asystentki, ochroniarzy.
– Wszystko zależy od tego, jakie interesy załatwiam.
– Nie ma potrzeby ciągnąć ich za sobą, kiedy przyjeżdżasz odwiedzić chorą matkę?
– Nie.
Rzuciła mu wściekłe spojrzenie i zazgrzytała zębami, kiedy znów zmienił bieg.
– Twoje siostry wiedzą, że tu jesteś? – Nie odpowiedziała, więc dodał: – Tak myślałem.
– To miała być krótka wycieczka. Nie przewidziałam tego wszystkiego. – Głos jej zadrżał, gdy poczuła sączące się z nadmuchu strumienie lodowatego powietrza. Objęła się ramionami, kiedy podmuch wiatru uderzył w ciężarówkę.
– Nie powinnaś była przyjeżdżać tu sama.
– Dlaczego?
Spojrzał na nią, a światła na tablicy rozdzielczej rozjarzyły jego oczy niesamowitym zielony blaskiem.
– Nie masz teraz nikogo, kto mógłby cię uratować.
– Nie boję się ciebie.
Znów skupił uwagę na drodze.
– I mówi to kobieta, która w szpitalu rzuciła się od ucieczki, żeby tylko mnie uniknąć…
– Jesteś ostatnią osobą, którą chciałam zobaczyć.
– Dotarło to do mnie, kiedy pobiegłaś do tatusia, zamiast ze mną porozmawiać.
Otworzyła usta, żeby powiedzieć coś na swoją obronę.
– Dojechaliśmy.
Przez padające wielkie płatki śniegu z trudem dostrzegała zarysy chaty.
– Dzięki Bogu! – powiedziała.
– Uważaj. Śnieg jest głęboki.
Nie mylił się − kiedy otworzyła drzwi kabiny i wyskoczyła na zewnątrz, jej buty zniknęły w białym puchu. Skuliła się, żeby ochronić się trochę przez powiewami lodowatego wiatru, i ruszyła w stronę werandy ścieżką, którą wydeptał Roth. Tupnęła nogami kilka razy, żeby otrzepać buty ze śniegu, zanim weszła do środka. Jej dłoń natrafiła na włącznik światła. Nic się nie zadziało.
– Nie ma prądu – stwierdził Roth.
To był prawdziwy koszmar.
– C-co my teraz z-zrobimy? – wyjąkała.
– Uruchomię generator.
Podniósł kołnierz swojego eleganckiego płaszcza, który zdecydowanie nie został zaprojektowany po to, żeby stawić czoła takiej sile żywiołów, i wyszedł, zatrzaskując za sobą drzwi.
Wyjęła z kieszeni telefon i włączyła latarkę. W chacie było zimno jak w zamrażarce. Jej cienka kurtka i bielizna termiczna nie były żadną ochroną przed taką arktyczną temperaturą. Jak mogła pomyśleć, że wyprawa w góry będzie doświadczeniem, które przyniesie jej spokój? Na chwiejnych nogach podeszła do kominka. Kiedy zaczęła układać drewno w stos, przypominając sobie, jak robiła to Kaia, jej oddech unosił się w formie małych białych chmurek. Wrzuciła szyszki do kominka i próbowała zgnieść gazety, ale jej zesztywniałe palce przestawały ją słuchać. Sięgnęła po zapalniczkę i pstryknęła kilka razy, zanim papier zajął się płomieniem. Kiedy Roth wrócił, kuliła się przy ogniu tak blisko, że groziło jej przypalenie.
Roth strząsnął z siebie sporą ilość śniegu i włączył światło, dzięki czemu chata zaczęła bardziej przypominać dom niż wietrzną jaskinię.
– Nie ma zbyt wiele paliwa do generatora – powiedział. – Wystarczy tylko do uruchomienia ogrzewania. Będziemy musieli kupić więcej, kiedy jutro pojedziemy do miasta.
Zamiast ogrzać się przy ogniu, zniknął w pokoju matki. Jasmine było zbyt zimno, żeby czuć ciekawość tego, co zamierza. Kiedy lód na jej czole się roztopił, odwróciła się plecami do ognia. Kaia mieszkała w chacie w kształcie litery A, z jedną sypialnią i poddaszem. Budynek był stary, ale gospodyni, jako całkiem zręczna majsterkowiczka, utrzymywała go w dobrym stanie. Szklana ściana wpuszczała do środka mnóstwo światła i zapewniała zapierający dech w piersiach widok na górskie szczyty. Kiedy Jasmine przyjechała tu dwa dni temu, nie było ani funta śniegu. Teraz wydawało się, że jest nie październik, a sam środek zimy. Śnieg niesiony podmuchami wyjącego wiatru, wściekle wirując, uderzał o szyby. Czuła się jak w horrorze. Chatka na odludziu? Jest. Brak prądu? Jest. Nieprzejezdna droga? Jest. Przerażający mężczyzna z niejasnymi zamiarami? Wszystko, kurwa, jest. Powinna była jednak spróbować szczęścia w szpitalu.
Roth wynurzył się z sypialni matki z torbą na ramieniu. Rzucił ją na podłogę, a potem otworzył drzwi do schowka pod schodami. Wyniósł z niego naręcze zapasów: sztucer, świece, latarki i koce. Rzucił wszystko na kanapę, zanim podszedł do kominka. Odsunęła się, żeby ich ramiona się o siebie nie ocierały, i tupnęła kilka razy, bo zdrętwiały jej nogi.
– Powinnaś się przebrać.
Choć nie miała ochoty oddalać się od ciepłego ognia, wiedziała, że zmiana wilgotnych ubrań jest konieczna.
– Są jakieś szanse na gorącą wodę? – zapytała, ciesząc się, że zęby już jej nie szczękają.
– Tak.
Poczuła taką ulgę, że uściskałaby go, gdyby nie był takim łajdakiem. Weszła na górę, na poddasze, gdzie znajdowało się łóżko i niewielka część wypoczynkowa, zabrała czyste ubrania, zeszła na dół i zamknęła się w malutkiej łazience. Odkręciła wodę, a kiedy ta zrobiła się gorąca, z jękiem ulgi weszła pod parzący strumień. Gorąca kąpiel była dokładnie tym, czego potrzebowała po tym szaleńczym dniu, choć gdy tylko zakręciła wodę i para się rozwiała, znów otuliło ją zimno. Zanim skończyła wcierać balsam w ramiona, znów zaczęła drżeć. Trzeba wielu godzin, zanim wiekowa instalacja Kai na nowo ogrzeje dom. Jęcząc, naciągnęła na siebie trzy warstwy ubrań i wyszła z łazienki.
Roth z telefonem siedział przed ogniem. Jego zdegustowana mina jasno świadczyła o tym, że nie ma zasięgu. To nie była dobra wiadomość. Wróciła na poddasze, włożyła czapkę i rękawiczki, a potem wsunęła się pod kołdrę. Pościel była wilgotna od zimna. Wtuliła twarz w lodowatą poduszkę i usłyszała, że na dole zamykają się drzwi. Roth pewnie potrzebował prysznica jeszcze bardziej niż ona, bo spędził więcej czasu na śniegu.
Zwinęła się w kulkę i czekała, aż pościel rozgrzeje się od jej ciała, ale to nie nastąpiło. Wolała jednak zaryzykować hipotermię, niż siedzieć przy ogniu ze swoim eksmężem. W miarę, jak upływały kolejne minuty, zaczęło do niej docierać, że bielizna termiczna gówno pomaga. Co najwyżej pozwala wyparować ciepłu, które odzyskała, przebierając się w suche ubrania. Kiedy Roth wynurzył się z łazienki, zaczęła znowu szczękać zębami.
– Jasmine, zejdź na dół!
– J-jest… – próbowała dokończyć zdanie, ale nie była w stanie wydusić z siebie słowa „dobrze”. Wcale nie było dobrze. A odgłosy wyjącego za oknami wiatru tylko utwierdzały ją w przekonaniu, że tu zamarznie.
Poddasze nie miało drzwi, a jedynie poręcz oddzielającą je od parteru, więc nic nie ostrzegło jej przed tym, co nadchodzi. W jednej chwili drżała pod kołdrą, a w następnej została uniesiona w powietrze. Wrzasnęła i zaczęła kopać, kiedy jej brzuch nagle wylądował na jego ramieniu.
– P-postaw mnie!
– Spędzałem całe zimy, śpiąc przed ogniem – powiedział, opuszczając ją i kładąc na kanapę, którą przesunął tuż przed kominek. – Zamarzniesz na górze.
– B-było mi t-tam d-dobrze w poprzednie n-noce – wyjąkała, wyciągając jednocześnie ręce w kierunku ognia.
– W poprzednie noce chata była już ogrzana, a temperatura nie spadła tak znacząco.
Odwróciła głowę, żeby spiorunować go wzrokiem, i zamrugała zdziwiona. Elegancki garnitur i płaszcz zniknęły. Zastąpiły je poplamione, znoszone dżinsy i podniszczona kurtka w kolorze khaki z wełnianą podszewką i flanelową koszulą w kratę pod spodem. Roth zmienił się z potentata w górala tak szybko, że zupełnie zabrakło jej słów. Praktyczne, proste ubrania były odległe o lata świetlne od dopracowanego wizerunku, który zbudował, ale w jakiś dziwny sposób do niego pasowały. Nie powinno tak być. Został stworzony do świata biznesu i pokonał ścieżkę, o której wielu mogło tylko marzyć. Łatwo było zapomnieć o jego korzeniach, bo nie dało się dostrzec żadnego śladu po nich. Aż do teraz. Przyglądając się jego strojowi, który uzupełniały mocno znoszone śniegowce, musiała przyznać, że nigdy nie wyglądał lepiej. Dorastała w otoczeniu bogatych biznesmenów. Wiedziała, jakiej wody kolońskiej używają, z jakimi kobietami się żenią, jakimi samochodami są wożeni przez szoferów i co ich napędza. Nic z tych rzeczy jej nie interesowało, ale ten strój przykuł jej uwagę skuteczniej niż garnitur za dziesięć tysięcy dolarów.
– Skąd masz te ubrania? – zapytała.
– Należały do mojego ojca.
– Myślałam, że zmarł, kiedy byłeś dzieckiem.
– Tak było – powiedział, siadając na kanapie obok niej.
– Kaia przechowywała jego ubrania przez wszystkie te lata?
– Tak.
Odsunęła się, żeby się nie dotykali. Pomimo tego czuła jego zapach i wywoływał on w niej dziwne poruszenie. Użył jej żelu pod prysznic o zapachu czarnej orchidei. Dlaczego nie wziął mydła Irish Spring, którego używała jego matka? Chociaż umył się kobiecym kosmetykiem, kryjąca się gdzieś na drugim planie nuta cedru i jodły zmieniły ten zapach w coś męskiego i pociągającego.
Kiedy szum wiatru zmienił się w ryk, skuliła ramiona, jakby w ten sposób mogła ochronić się przed burzą. Dwa dni temu patrzyła na padający śnieg z uśmiechem na ustach. Wzięła go wtedy za znak, że wszystko będzie dobrze. Złe rzeczy się zdarzają, ale pory roku nadal się zmieniają, a ona może żyć dalej. Teraz nieubłagana biel przyprawiała ją o dreszcze. Gdyby spróbowała wrócić do chaty sama, zamarzłaby na śmierć. Nic nie wiedziała o generatorach, więc kuliłaby się przed ogniem, modląc się, żeby nie dostać odmrożeń.
– Opowiedz mi o tym, co się dziś wydarzyło.
Owinęła ramiona starą kołdrą i powiedziała:
– To było rano. Kaia robiła chleb kukurydziany, a ja brałam prysznic. Kiedy weszłam do kuchni, znalazłam ją na podłodze, leżącą twarzą do dołu.
Na wspomnienie przerażenia, jakie wtedy poczuła, poruszyła się niespokojnie. Dokładnie tak samo znalazła swojego ojca ledwie kilka tygodni temu. Spędziła straszny dzień, krążąc niespokojnie po poczekalni i przygotowując się na najgorsze. Fakt, że Kaia przeżyła operację, był prawdziwym cudem.
– Wiedziałam, że zanim dotrze tu karetka, upłynie zbyt dużo czasu. Nie wiem, jak to zrobiłam, ale udało mi się ją podnieść i wpakować do ciężarówki. Padał śnieg i widoczność była ograniczona. Od lat nie prowadziłam auta z ręczną skrzynią biegów. Martwiłam się, że nie zdążymy… – Wzdrygnęła się i mocniej otuliła kołdrą. – Kiedy dotarłyśmy do szpitala, powiedzieli mi, że Kaia potrzebuje operacji na otwartym sercu.
– Zachowałaś zimną krew i zrobiłaś, co trzeba.
Zerknęła na niego znad krawędzi kołdry i szybko odwróciła wzrok. Ubrania i ciepły odblask światła na jego twarzy sprawiały, że wydawał się bardziej przystępny i zwyczajny, co było cholernym kłamstwem.
– Widać pisane mi było tu być, kiedy kogoś potrzebowała – stwierdziła.
– Uratowałaś jej życie.
Podniosła się, nie mogąc dużej znieść jego bliskości i prób odgrywania wdzięcznego syna. Niecałą godzinę temu sam przyznał, że nie był pewien, czy przyjedzie do Kai, choć wiedział, że miała atak serca. Nie zamierzała dać się wmanipulować w uczucia, które próbował u niej wywołać. Jakiekolwiek miałyby one być.
– Dokąd idziesz? – zapytał.
– Po jedzenie – warknęła, kierując się do kuchni, owinięta w kołdrę jak w pelerynę.
Włączyła kuchenkę i napełniła czajnik wodą. Dlaczego wcześniej nie pomyślała, żeby zrobić herbatę? Otworzyła piekarnik. Dzięki Bogu, że przypomniała sobie, by go wyłączyć, kiedy zaciągnęła Kaię do ciężarówki. Była zmuszona zrzucić kołdrę, żeby pokroić chleb kukurydziany.
Rooth pojawił się w drzwiach, ale zignorowała go i zastąpiła gwiżdżący czajnik garnkiem z chili. Zaparzyła dwa kubki miętowej herbaty, ale nie zaproponowała mu drugiego. Postawiła go po prostu na blacie, rozmyślnie wybrawszy najbardziej niemęski ze wszystkich kubków Kai – głupkowato szczerzącego się niedźwiedzia. Roth będzie musiał pić herbatę spomiędzy pary okrągłych uszu. Nie miała pewności, czy jego ego to zniesie, ale to nie był jej problem. Po tym, jak wzięła pierwszy łyk, poczuła, że zalewa ją fala ciepła.
– Dostałaś swój spadek czy w końcu cię wydymał i zostawił z niczym? – zapytał, zakłócając moment spokoju.
Spojrzała na niego znad krawędzi kubka. Opierał się o ścianę, opanowany i swobodny, z kubkiem z misiem w ręku. Zirytowało ją to, że w połączeniu z ubraniami, które miał na sobie, kubek nie wyglądał tak idiotycznie, jak miała nadzieję. Zignorowała jego pytanie i pomieszała chili.
– Nie spodobały ci się warunki, jakie postawił w testamencie – domyślił się, kiedy nie odpowiedziała. – Nie dostałaś swojego udziału, chociaż wróciłaś i odgrywałaś idealną córkę. To dlatego przyjechałaś do Kolorado. Znowu uciekasz.
Szczęka rozbolała ją od zaciskania zębów. Popełniła ogromny błąd, zwierzając mu się ze swoich nadziei i obaw. Dała mu do ręki broń, której potrzebował, żeby ją zmanipulować.
– Naprawdę myślałaś, że Maximus będzie cię traktował tak samo jak twoje siostry, jeśli mnie zostawisz? To pieprzony drań.
Odwróciła się twarzą do niego z wypełnioną jedzeniem, drewnianą łyżką w dłoni. Wymierzyła ją w jego kierunku, nie przejmując się tym, że rozchlapuje chili po podłodze.
– Nie mów tak o nim!
Kiedy się zbliżył, uniosła łyżkę. Zatrzymał się tuż poza jej zasięgiem i odłożył pusty kubek na blat zdecydowanym gestem, który jej się nie podobał. Kiedy się nachylił, przygotowała się, żeby go uderzyć, ale on jej nie dotknął, tylko przewiercił wzrokiem, w którym błyszczała wściekłość.
– Twój ojciec nie był świętym – powiedział. – Publicznie cię wydziedziczył i upokorzył.
– Moje zerwane zaręczyny zrujnowały jego relacje z Parkerem Baldwinem. Stracił miliony.
– Nie usprawiedliwiaj go.
– Przywykłam do tego, że interesy zawsze mają pierwszeństwo. – Spojrzała na niego ostro. – Myślę, że akurat ty możesz to najlepiej zrozumieć.
Wpatrywali się w siebie, a ich przeszłość pulsowała w powietrzu między nimi.
– Mój ojciec się zmienił – powiedziała cicho.
– Wątpię.
– Nie ma znaczenia, czy mi wierzysz, czy nie. To koniec. On odszedł.
– To dopiero początek – odparował. – Zobaczymy, jak Colette i Ariana dadzą sobie radę z Hennessy & Co bez jego wskazówek.
Uniosła podbródek.
– Moje siostry prowadziły firmę od lat. Poradzą sobie.
– Zostawił ci jakąś część Hennessy & Co?
Zmarszczyła brwi.
– Dlaczego miałby to zrobić? Nie mam nic wspólnego z firmą, od kiedy skończyłam dwadzieścia trzy lata.
– Ale to nie znaczy, że nie masz nic do zaoferowania.
Uniosła brew.
– Czy to nie ty mówiłeś mi, że nie nadaję się do biznesu?
– Twój umysł się nadaje, ale nie serce.
– Co to, do cholery, ma znaczyć?
Wskazał na nią palcem.
– O to właśnie chodzi.
– Co?!
– Za dużo emocji.
Była zaskoczona, że drewniana łyżka nie pękła z trzaskiem pod naciskiem jej palców.
– Sam też nie jesteś znów taki opanowany.
– To zależy od poruszanego tematu.
– Jasne. – Biznes i seks były jedynymi rzeczami, które sprawiały, że pokazywał swoje prawdziwe emocje. Nic innego nie odzywało się echem na jego wewnętrznym radarze.
– Przestrzegasz zasad i nie masz serca, żeby odbierać coś innym. Twoje siostry nie mają tego problemu.
Zdusiła w sobie ukłucie urazy. Było jasne, że Roth podziwiał jej siostry, które poszły w ślady ojca. Miał rację. Nie miała serca, żeby grać o najwyższe stawki w grze, w której jej rodzina radziła sobie po mistrzowsku. Roth miał z nimi więcej wspólnego niż ona sama. Gdyby miał odpowiedni rodowód, jej ojciec powitałby go w rodzinie z otwartymi ramionami, a tymczasem, kiedy dowiedział się o ich romansie, zniszczył biznes Rotha, a jego samego zmusił do wyjazdu za granicę, za ocean, gdzie próbował ten biznes odbudować.
– Co zostawił ci Maximus?
Skrzyżowała ręce na piersi.
– Przecież już założyłeś, że nic.
– Wątpię, żeby się zmienił, ale zawsze mogę się mylić. Czy tak jest?
– Masz obsesję na punkcie jego testamentu.
– Wszystkich to ciekawi.
– Ty wydajesz się bardziej ciekawy od większości ludzi.
Wzruszył ramionami.
– Nic nie poradzę na to, że chcę wiedzieć, jak podzielił swoją fortunę.
– Jesteś ostatnią osobą, której chciałabym to zdradzić.
Wpatrywał się w nią przez dłuższą chwilę, a potem powiedział:
– Chili się gotuje.
Odwróciła się i zdjęła garnek z ognia, zanim jedzenie się przypaliło.
– Wyjdź stąd. Rozpraszasz mnie.
Sięgnęła do górnej szafki i otworzyła ją z rozmachem. Drzwiczki przesunęły się tak blisko jego twarzy, że musiał się cofnąć. Kiedy wyszedł z maleńkiej kuchni, zrobiła sobie kolejny kubek herbaty. Zostawiła kołdrę na blacie, żeby móc zanieść napój i jedzenie do salonu. Podsycony przez Rotha ogień płonął teraz intensywnie w kominku. Ogrzała się przez chwilę w jego cieple, a potem zaczęła jeść. Nie miała świadomości, że jest aż tak głodna, dopóki nie przełknęła pierwszego kęsa. Była w połowie swojego posiłku, kiedy Roth do niej dołączył. Usiadł na drugim końcu kanapy i wyciągnął nogi, opierając buty na podwyższonej krawędzi paleniska. Jedli w milczeniu. Wróciła na chwilę do kuchni i zaparzyła tym razem dzbanek herbaty. Kiedy skończyła, zwinęła się w swoim rogu kanapy, szczelnie otulona kołdrą. Teraz, kiedy była czysta, najedzona i rozgrzana, nareszcie się odprężyła.
Dźwięk trzaskającego ognia łagodził jej nerwy i zagłuszał dźwięki burzy szalejącej na zewnątrz. W duchu prosiła Matkę Naturę, żeby się, do cholery, uspokoiła i pozwoliła jej wydostać się stąd z samego rana. Kobiety powinny przecież sobie pomagać, prawda?
Roth wrócił z kuchni i usiadł obok niej. Kanapa była mała i niewygodna. Jak wszystko w domu Kai, mebel był stary i desperacko wymagał wymiany na coś nowszego. Kącikiem oka zauważyła, że Roth odwraca się w jej stronę. Oparł kolano na poduszce pomiędzy nimi i ułożył ramię na oparciu kanapy.
Milczał.
Uwielbiał delektować się czyimś dyskomfortem. Czuła, jak jego wzrok przesuwa się po jej ciele. Zjeżyła się wewnętrznie i spróbowała przybrać obojętny wyraz twarzy, ale wyszła już z wprawy. Roth wiedział, jak zaleźć ludziom za skórę, i teraz sprytnie wykorzystywał tę umiejętność w stosunku do niej.
– Przestań – powiedziała, kiedy nie mogła już dłużej wytrzymać.
– Co mam przestać?
– Gapić się na mnie.
– Zmuś mnie do tego.
Odwróciła głowę i spojrzała mu w oczy. Nie potrafiła z nich absolutnie nic wyczytać. Zmarnowała dwa lata, próbując przebić się przez jego skorupę, zanim dotarło do niej, że nigdy go nie zrozumie. Jak mogłaby to zrobić, skoro on patrzył na wszystko z perspektywy zysków i strat? Nie była zdolna do tak brutalnego kalkulowania, jak on to robił. Wspomnienia tamtej nocy w Londynie znów zaczęły przesączać się do jej umysłu. Odwróciła wzrok.
– Opowiedz mi o Thalii Crane.
Jej głowa obróciła się tak szybko, że zabolała ją szyja. Musiała się przesłyszeć… Ale jego spokojny, wyczekujący wyraz twarzy mówił jasno, że to wcale nie jest koszmarny sen. On wiedział. O. Mój. Boże. Potrzeba ucieczki odezwała się w niej tak mocno, że odruchowo spojrzała na drzwi.
– Nie uciekniesz daleko – powiedział cicho.