9,99 zł
Nadzieje Helen Shaw na udany pobyt na greckiej wyspie Santoros rozwiewają się w chwili, gdy prom przybija do portu. Na nadbrzeżu zauważa bowiem miejscowego potentata, Milosa Stephanidesa. Wiele lat wcześniej przeżyli wspólnie namiętną przygodę, lecz Helen opuściła Milosa, odkrywszy jego nieuczciwość..
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 152
Tłumaczenie:
Zobaczył ją natychmiast, kiedy tylko prom wszedł do portu w Santoros. Helen stała oparta o barierkę i Milos musiał przyznać, że nadal jest ona wyjątkowo piękną kobietą.
Na sam jej widok ściskało go w żołądku i czuł się coraz bardziej spięty. Chociaż łączył ich tylko krótki epizod, który zdarzył się i zakończył ponad czternaście lat temu, to jednak obecność tej kobiety wciąż wzbudzała w nim silne emocje.
Theos, czy coś z nim było nie tak? Przecież od czasu tej bezsensownej przygody zdążyła zostać żoną i matką, a także owdowieć. Już dawno powinien był wybić ją sobie z głowy, wmawiał sobie nawet, że rzeczywiście tak jest.
Helen wyglądała na zmęczoną, co zresztą po tak długiej podróży byłoby całkiem zrozumiałe.
W każdym razie była już tutaj, a więc Sam – jej ojciec – miał powód do radości. Od kiedy Helen przyjęła jego zaproszenie, nie mówił prawie o niczym innym. Milos był przekonany, że Sam powita ją w porcie osobiście, lecz ten poprosił go, by zrobił to za niego. Uważał, że dzięki spotkaniu przed laty w Londynie, Milosowi będzie łatwiej nawiązać z Helen pierwszy kontakt.
Gdyby jednak wiedział, jak sprawy wyglądały naprawdę!
Sam był bardzo przejęty tą wizytą; ostatni raz widział córkę ponad szesnaście lat temu i to także w niezbyt sprzyjających okolicznościach. Jak twierdził, jego pierwsza żona zrobiła wszystko, aby Helen znała tylko jedną wersję wydarzeń. Wydarzeń, które w konsekwencji sprawiły, że rozczarowany Sam nawiązał romans z przystojną, smagłą Greczynką, którą poznał podczas pobytu służbowego w Atenach, a następnie wziął z nią ślub.
Kiedy w niespełna dwa lata później Milos poznał Helen, wciąż była bardzo wrogo usposobiona do ojca. Z całą bezwzględnością i naiwnym, młodzieńczym idealizmem nie mogła mu darować, że zdradził jej matkę.
Milos musiał też przyznać, że była nad wyraz wrażliwa i podatna na zranienie. A on to wykorzystał. I nie miało to już żadnego związku z Samem, dotyczyło wyłącznie jego.
Próbował usprawiedliwiać się sam przed sobą, że dziewczyna była więcej niż chętna, lecz kiedy wrócił do Grecji, ogarnęło go spóźnione poczucie winy. Nikomu nie powiedział, co zdarzyło się podczas podróży, nawet własnej rodzinie, a tym bardziej Samowi, czy Mai, jego drugiej żonie. Miał poczucie, że zawiódł zaufanie przyjaciela, lecz jeszcze gorsze było to, że w pewnym sensie zawiódł siebie.
Z chmurną miną patrzył teraz, jak prom powoli zbliża się do nadbrzeża i wciąż rozpamiętywał, co zdarzyło się czternaście lat temu. Problem polegał na tym, że jego małżeństwo – zaaranżowane przez ojca, wbrew woli Milosa – akurat się rozpadało. Chciał się od tego oderwać, potrzebował zapomnienia.
I akurat wtedy musiała pojawić się Helen, pomyślał z goryczą.
Zaraz potem uciekła, tym samym dając dowód, jak bardzo była niedojrzała.
Oczywiście, nigdy by nie przypuszczał, że kiedykolwiek znajdzie się w takiej sytuacji jak teraz. Nie spodziewał się, że Helen kiedykolwiek nawiąże stosunki rodzinne z Samem i z Mayą, co stwarzałoby okazję do ponownego spotkania także i z nim.
I oto, ku jego zaskoczeniu, Sam oświadczył któregoś dnia, że Helen wraz z córką mają spędzić wakacje na Santoros. Wyjaśnił mu, że Helen niecały rok temu straciła męża, a list kondolencyjny, który do niej napisał, pomógł zburzyć mur istniejący między nimi przez te wszystkie lata.
Ktoś bardziej cyniczny mógłby się zastanawiać, jakie znaczenie miał tu fakt, że Sam zdążył w tym czasie dorobić się pokaźnej fortuny. Czy nie to właśnie wpłynęło na zmianę nastawienia jego córki? Jako skromny importer win nie miał, co prawda, szczególnego doświadczenia w uprawie winorośli, lecz małżeństwo z Mayą i przejęcie podupadłej winnicy należącej do jej rodziny uczyniły z niego zamożnego człowieka. W ciągu ostatnich dziesięciu lat winnica znana jako Ambeli Kouros w jego rękach rozkwitła, a Sam Campbell stał się ogólnie szanowanym obywatelem wyspy.
Kiedy prom przybijał już do nadbrzeża, u boku Helen, przy barierce, pojawiła się dziewczyna, która właśnie przepchnęła się do niej przez tłum pasażerów. Miała na sobie czarny T-shirt upstrzony jakimiś napisami i czarne workowate spodnie. Już na pierwszy rzut oka widać było, że nie należy do gości, jakich by tutaj szczególnie oczekiwano. Czarna szminka na ustach, włosy wysmarowane jakimś zielonym żelem i uszy gęsto nakłute kolczykami dopełniały całości. Stanowiła zupełne przeciwieństwo Helen.
Skata, pomyślał i czekał, że dziewczyna dołączy zaraz do grupy hałaśliwych nastolatków, którzy z plecakami zmierzali już w stronę wyjścia. W podobnych chwilach Milos żałował, że to nie cała wyspa należy do jego rodziny, a jedynie spora jej część.
Podczas kiedy z nadbrzeża dołączono do promu drewniany pomost i tłum ludzi na pokładzie zaczął się przerzedzać, Milos zauważył, że dziewczyna o zielonych włosach mówi coś do Helen. Nie mógł oczywiście tego usłyszeć, lecz odniósł wrażenie, że nie jest to nic miłego. Nastąpiła gwałtowna wymiana zdań, po czym obie wmieszały się w strumień wysiadających.
Milos gwizdnął przez zęby.
Za wszelką cenę starał się sobie wmówić, że w podróży zawiera się przeróżne, zupełnie nieprawdopodobne znajomości i że to wyzywające stworzenie nie może być córką Helen.
One tymczasem schodziły już po pomoście. Helen mocno zarumieniona, co przy jej zbyt ciepłym jak na tutejszy klimat ubraniu, mogło wynikać i z innych przyczyn.
Miała teraz krótkie włosy, stwierdził z nagłym ukłuciem w sercu, była jednak równie szczupła i śliczna jak dawniej. Czy go pozna? Przecież minęło już czternaście lat, odkąd się widzieli. A może tylko się łudził, że Helen pamięta go tak dobrze jak on ją.
W tym momencie spotkali się wzrokiem. Z przejęcia zaparło mu dech.
Theos, pamiętała go, aż za dobrze. Inaczej skąd w jej wzroku wzięłoby się tyle lęku pomieszanego z nienawiścią?
– Kto to jest?
Nic nie uszło wzroku Melissy, a tamten człowiek wyraźnie przykuł uwagę Helen.
– O kogo ci chodzi? – zapytała Helen z udanym zdziwieniem.
– O tamtego faceta; zobacz, jak się na nas gapi – odparła Melissa obojętnie. – Chodźmy, mamo. Przecież to chyba nie jest twój ojciec, prawda?
– Raczej nie. – Helen zaśmiała się nerwowo. – On nazywa się Milos Stephanides. Pewnie twój dziadek wysłał go po nas.
– Taaak?
Melissa uniosła ciemne brwi i w tym momencie stała się tak podobna do swego ojca, że Helen poczuła bolesne ukłucie w sercu.
– W takim razie skąd go znasz? – zapytała.
– Och… poznałam go wiele lat temu… Kiedyś, będąc w Anglii, odwiedził nas na prośbę twojego dziadka. To… to było oczywiście jeszcze przed twoim urodzeniem.
– I on cię jeszcze pamięta? – zastanowiła się Melissa. – Co się wtedy wydarzyło? Nie mów mi, że moja matka sztywniaczka zabujała się w greckim robotniku!
– Nie!
Helen rozejrzała się, czy nikt nie słyszał, co wygaduje jej córka.
– A poza tym, o ile wiem, on nie jest robotnikiem. Po prostu pracuje u twojego dziadka.
– No, a co takiego robi na farmie? – nie ustępowała Melissa.
– To nie jest farma.
– Dobra, nie chcesz mi powiedzieć, to nie – parsknęła dziewczyna lekceważąco.
Nie było jednak czasu, żeby dalej rozwijać temat. Stały już na nadbrzeżu, a Milos zbliżał się do nich szybkim krokiem. Miał na sobie luźną, rozpiętą na piersi koszulę i czarne, obcisłe dżinsy, uwydatniające jego wąskie biodra i mocne, muskularne nogi. Doskonale wygląda, przeszło jej przez myśl. Ciemnowłosy, zabójczo przystojny, a zarazem tak boleśnie znajomy. Jego postać przez te wszystkie lata wypełniała jej sny.
Zapragnęła natychmiast zawrócić na prom i może nawet by to zrobiła, gdyby nie Melissa, która, ciągnąc za sobą walizkę na kółkach, prawie deptała jej po piętach. Musiała jakoś sprostać sytuacji, nie miała wyboru. Jadąc tu, wiedziała oczywiście, że ryzykuje takie spotkanie, skąd jednak miała przypuszczać, że Milos będzie pierwszym człowiekiem, którego spotkają na Santoros?
Teraz pozostawało jej tylko udowodnić temu zarozumiałemu cudzoziemcowi, że już dawno wywietrzał jej z głowy i że ułożyła sobie życie.
Nie pomagał jej w tym fakt, że mimo wysokich obcasów, które nosiła dla większej pewności siebie, nadal musiała zadzierać głowę, żeby na niego spojrzeć. Aż zbyt dotkliwie przypominało to dawne czasy. Już myślała, że nie podoła, lecz w ostatniej chwili odzyskała panowanie nad sobą i powiedziała:
– Cześć, Milos. Jak to miło, że przyjechałeś nas powitać. Czy przysłał cię mój ojciec?
– Nikt mnie nie przysłał – powiedział dumnie, z akcentem, który tak dobrze pamiętała. – Nie jestem przesyłką pocztową.
Helen zacisnęła usta; powitanie nie wypadło zbyt szczęśliwie. Rzeczywiście, nie jesteś, pomyślała ponuro. Jesteś znacznie bardziej niebezpieczny.
– Wiesz, o czym myślę – powiedziała. – Czy mój ojciec jest tu z tobą?
– Nie. – Milos natychmiast odebrał jej tę nadzieję. – Miałaś dobrą podróż?
– Chyba żartujesz! – odpowiedziała za nią Melissa, lecz on to zignorował.
– To twoja córka? – zapytał. – Tak mi się zdawało, że miała z tobą przyjechać.
– Tak, jestem jej córką – ogłosiła Melissa, z wyraźną obrazą w głosie. – A ty kim jesteś? Szoferem mojego dziadka?
– Nie, waszym – odpowiedział Milos z niezmienionym wyrazem twarzy, lecz Helen czuła, że momentalnie zesztywniał. – Czy to jest cały wasz bagaż?
– Tak.
Czuła się coraz bardziej nieswojo. Wystarczająco trudno było spotkać się z człowiekiem, który jej kiedyś zupełnie zawrócił w głowie, a teraz jeszcze na dodatek musiała wstydzić się za córkę. Morderczym spojrzeniem próbowała przywołać Melissę do porządku.
– Czy daleko jest stąd do Aghios Petros? – zapytała.
– Nie bardzo – odparł Milos, chwytając jej walizkę. – Proszę za mną.
– Czy nie powinieneś powiedzieć: ilthateh sto Santoros? – zapytała Melissa, niezrażona zakłopotaniem matki. – To znaczy: witajcie na Santoros – dodała pod adresem Helen. – Prawda?
Milos zerknął na nią, lecz jeśli spodziewała się, że go to rozzłości, to się zawiodła.
– Miło mi, że chcesz się uczyć mojego języka – rzekł spokojnie. – Then to ixera.
– Tak.
Melissa była skonsternowana, ale zaraz wcisnęła swój grecki samouczek do kieszeni spodni i przybrała zwykły, nonszalancki wyraz twarzy.
– Właściwie to wcale mi nie zależy na nauce greckiego – rzuciła niegrzecznie. – Lepiej ruszmy się stąd. Muszę się wysikać.
Helen zacisnęła zęby. Bała się nawet pomyśleć, co Milos może sądzić o niej jako o matce.
Przy nadbrzeżu tymczasem zrobiło się prawie pusto, pracowali tylko bagażowi, wydobywający towar z ładowni statku.
Żar lał się z nieba i Helen żałowała, że jest tak grubo ubrana; nie oczekiwała takiego upału.
Milos przerwał milczenie, jakby chciał ją pocieszyć.
– Ojciec nie może już się ciebie doczekać. A mój samochód stoi tam – dodał.
– Ja też nie mogę się doczekać, żeby go zobaczyć – odpowiedziała Helen, z trudem dotrzymując mu kroku. – Czy jest bardzo chory?
Milos przystanął i spojrzał na nią ze zdumieniem.
– Jest zdrowy jak ryba – powiedział. – Oczywiście, z pewną poprawką na jego wiek. Z przykrością dowiedziałem się o wypadku twojego męża – dodał sztywno.
Helen nie miała ochoty rozmawiać z nim o Richardzie. Zastanawiała się, co by tu powiedzieć, aż przyszło jej do głowy, jak najlepiej zareplikować.
– A jak ma się twoja żona?
Wzdrygnął się mimo woli.
– Jesteśmy rozwiedzeni – rzucił sucho, najwyraźniej mając jej za złe to pytanie. – Twój mąż… musiał być bardzo młody, kiedy zginął?
– Tak…
– Oczywiście był wtedy naćpany – wpadła jej w słowo Melissa, która miała już dość tego, że ją ignorują. I zanim jeszcze któreś z dorosłych zdążyło zareagować, wrzasnęła: – O raju! To twój wóz? Ekstra!
Helen rzuciła Milosowi rozpaczliwe spojrzenie i omal nie zapadła się pod ziemię ze wstydu. Doskonale mogła sobie wyobrazić, co w tej chwili pomyślał. Na pewno zastanawiał się, czyje geny mogły wyprodukować takiego potwora. Nie mogła zrzucić winy na Richarda i jego przedwczesny zgon, bo na długo przedtem stracili kontrolę nad Melissą.
Milos bez słowa otworzył drzwi eleganckiego mercedesa i sucho nakazał, żeby dziewczyna usiadła na tylnym siedzeniu.
Jak można było przewidzieć, Melissa natychmiast zareagowała na jego ton i wcale nie zamierzała spełnić polecenia. Wyzywającym ruchem oparła się o samochód.
– Do kogo ty mówisz, Milos? – odezwała się arogancko. – Nie będziesz mi rozkazywał, nie jestem twoją córką.
Przez moment na jego twarzy malowała się wściekłość. Pomyślał zapewne, że jego córka nie ważyłaby się tak zachowywać. Gdyby tylko wiedział…
Zaraz się jednak opanował i powtórzył jeszcze raz, że ma wsiadać, a Melissa w końcu usłuchała i klnąc pod nosem, wgramoliła się razem z plecakiem na tylne siedzenie.
– I co? Zadowoleni? – zapytała, kiedy Helen, doprowadzona niemal do ostateczności, usiadła przed nią w samochodzie.
Nie był to jednak czas na dalsze sprzeczki. Helen zdawała sobie sprawę z niebezpieczeństw, jakie łączyły się z Milosem i z faktem, że ukrywała przed nim prawdę.
Ten dzień, po bezsennej nocy na promie, źle się zaczął, a teraz nagle zrobiło się jeszcze gorzej.
Kiedy Milos wreszcie usiadł koło niej za kierownicą, zauważyła, że i on był mocno spięty. Czyżby dostrzegł coś w wyglądzie i w sposobie mówienia Melissy, co dało mu powód do zastanowienia? O Boże, a jeśli zaczął coś podejrzewać?
Nerwowo obciągnęła spódnicę, która podjechała jej w górę przy wsiadaniu.
Milos siedział tuż przy niej i jego obecność działała na nią niezwykle mocno, nie umiała przed tym uciec. Smukłe, długie palce na kierownicy przypominały jej, że kiedyś…
– Jak będę starsza, to też będę miała taki samochód – oświadczyła Melissa z tylnego siedzenia.
– No to będziesz musiała najpierw trochę popracować – odparła Helen, żeby tylko coś powiedzieć. – Takie samochody kosztują sporo pieniędzy.
– Mogłabym przecież znaleźć sobie bogatego męża – zareplikowała Melissa. – Mógłby nawet być ode mnie dwa razy starszy.
Była to wyraźna aluzja do szefa jej matki, ale Helen nie dała się sprowokować.
– Czy ty też mieszkasz w Aghios Petros? – zwróciła się do Milosa.
– Mieszkam… niedaleko – odpowiedział niechętnie. – Ale nie spędzam całego roku na Santoros. Mam też dom w Atenach.
– Ach tak?
Helen była zaskoczona. Jeżeli pracował u jej ojca, to musiał rzeczywiście dobrze zarabiać.
– Moja rodzina nie zajmuje się produkcją wina – rzekł obojętnie, w jednej chwili burząc jej poprzednie wyobrażenia. – Ojciec jest właścicielem statków.
– Statków? – nie wytrzymała Melissa. – Jakich statków? Takich, jak to przeciekające pudło, którym przypłynęłyśmy tu z Krety?
– Melissa! – Helen bezskutecznie próbowała przywołać córkę do porządku.
Ale Milos miał już dość tej bezczelności.
– Nie – powiedział ostro. – Nie chodzi o promy, thespinis. My posiadamy tankowce, do transportu ropy. Przykro mi, ale jestem właśnie jednym z tych bogatych staruchów, o których mówiłaś tak pogardliwie parę minut temu.
Tytuł oryginału: Sleeping with a Stranger
Pierwsze wydanie: Harlequin Presents, 2005
Redaktor serii: Małgorzata Pogoda
Opracowanie redakcyjne: Helena Burska
Korekta: Zofia Firek
© 2005 by Anne Mather
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2007, 2017
Poprzednio opowiadanie ukazało się pod tytułem „Powrót do Grecji”
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne.
Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce – shutterstock
Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25
www.harlequin.pl
ISBN: 978-83-276-3018-6
Konwersja do formatu EPUB: Legimi Sp. z o.o.