Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Madison Kate Danvers została dziś wieczorem zamordowana.
Te słowa zmieniły moje życie, i to nie na lepsze. Oczywiście, pomylili się. Nie byłam martwa, ale zostałam oskarżona o szereg przestępstw, których nie popełniłam, przez co musiałam na pewien czas zniknąć.
Wróciłam do Shadow Grove i jedyne, co czuję, to NIENAWIŚĆ!
Ktoś zapłaci za zrujnowanie starannie zaplanowanej przyszłości. Ktoś poczuje, jak bardzo potrafię nienawidzić, i mścić się! Mam szczęście, że ten ktoś właśnie zamieszkał na końcu korytarza…
Archer D’Ath i jego chłopcy zadarli z niewłaściwą laską. Teraz się przekonają, do czego jest zdolna Madison Kate!
“Hate” to gorący romans New Adult z motywami odwróconego haremu, od wrogów do kochanków i od nienawiści do miłości.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 409
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
List od autorki
Książka zawiera sceny i opisy, które mogą wywołać dyskomfort u bardziej wrażliwychczytelników.
W trosce o nich uprzedzamy, iż fabuła powieści obejmuje wątek nielegalnychwalk.
Pojawiają się w niej też wulgaryzmy oraz opisy aktów przemocy i stosunkówseksualnych.
Dla Megan D’Ath i jej pięknego dziecka Archera
Nie powinno mnie tubyć.
Gdyby mój ojciecwiedział…
Ale podjęłam ryzyko, żeby być świadkiem tej walki. Żeby zobaczyć tego zawodnika.
Zgłośnika obok mnie rozbrzmiała muzyka, a tłum stał się głośniejszy. Bardziej szalony i zniecierpliwiony. Adrenalina zapulsowała mi w żyłach, zwiększając podniecenie tak bardzo, że ledwo mogłam ustać w miejscu. Zaczęłam lekko podskakiwać, wszystko byle nie krzyczeć, nie zemdleć czy coś w tymrodzaju.
Usta wykrzywił mi uśmiech i pokiwałam głową w rytm znanej melodii.
– Oklepany wybór, ale mogło być gorzej – mruknęłam pod nosem. Piosenka Bodies zespołu Drowning Poll nadal ryczała, gdy uniosłam się na czubkach palców, próbując rzucić okiem na jeden z powodów, dla którego opuściłyśmy gównianą imprezęhalloweenową.
– MK, nie rozumiem tego – jęknęła stojąca obok Bree, moja najlepsza przyjaciółka. Zakrywała rękami uszy i wykrzywiała swoją delikatną twarz, jakby odczuwała fizyczny ból. – Dlaczego właściwie tu jesteśmy? Tak daleko od naszej części miasta, że aż strach. To naprawdę przerażające. Możemy już stąd iść?
– Co? – rzuciłam, marszcząc brwi i uznając, że na pewno źle ją zrozumiałam. – Nie możemy teraz wyjść, walka jeszcze się nie rozpoczęła! – Musiałam krzyczeć, żeby mnie usłyszała, a ona znowu się wzdrygnęła. Miała ku temu powody. W tłumie zdominowanym przez rosłych mężczyzn, Bree i ja nie miałyśmy nawet szansy zobaczyć ringu, a co dopiero walczących na nim. A raczej, jeśli mam być szczera, jednego konkretnego zawodnika. Dlatego, aby mieć lepszy widok, wspięłyśmy się na jeden z ogromnych generatorówprądu.
Tak się złożyło, że na tym, który wybrałyśmy, stał również głośnik, a muzyka dobywająca się z niego byłaogłuszająca.
– Złotko, jesteśmy tu od ponad godziny – poskarżyła się Bree. – Jestem zmęczona i trzeźwa, bolą mnie stopy i pocę się jak świnia. Proszę, możemy już iść? – Próbowała posłać mi gniewne spojrzenie, ale efekt psuło to, że nadal miała narysowane na twarzy wąsy i koci nos. Nie wspominając o puszystym ogonie przyczepionym dotyłka.
Nie żebym miała prawo ją oceniać. Sama zdecydowałam się na kostium seksownej wiedźmy. Tyle że ja mogłam przynajmniej ściągnąć spiczastą czapkę, dzięki czemu teraz miałam na sobie zdzirowatą sukienkę z czarnej koronki i lakierowane kozaczki na wysokiejszpilce.
Było po północy trzydziestego pierwszego października, co oznaczało, że powinnyśmy bawić się na corocznej imprezie halloweenowej naszej przyjaciółki Veroniki. Jednak Bree i ja zdecydowałyśmy, że wymknięcie się z domówki, aby wziąć udział w nielegalnej gali MMA, będzie lepszym pomysłem. Tym bardziej że odbywała się ona w namiocie cyrkowym dawno opuszczonego parku rozrywki Laughing Clown.
Czyż nie był to o niebo lepszy sposób na celebrowanie tej nocy niż bycie podrywanym przez chłopaka z rolexem, a następnie spędzenie z nim całych trzech minut na tylnym siedzeniu jegobentleya?
Tak, wszystkie imprezy Veroniki kończyły się mniej więcej tak samo, a ja miałam już tegodość.
– Bree, nie zmuszałam cię do pójścia ze mną – odpowiedziałam zirytowana jej marudzeniem. – Chciałaś tu przyjść. Pamiętasz?
Otworzyła usta zoburzenia.
– Tak, żeby cię nie okradli lub nie zamordowali, czy coś w tym stylu, gdy łapałabyś stopa, aby się tu dostać! MK, ratowałam twój seksowny tyłek i dobrze o tymwiesz.
Przewróciłam oczami na jejdramatyzm.
– Zamierzałam przyjechać uberem, nie autostopem. A West Shadow Grove nie jest przecież siódmym kręgiempiekła.
Oczy jej się rozszerzyły, gdy spojrzała na tłum ludzi, którzy się zebrali, aby obejrzećwalki.
– Ale równie dobrze mogłoby być. Wiesz, ile osób ginie każdego dnia w West ShadowGrove?
Zmrużyłam powieki i postanowiłam sprawdzić jejblef.
– Właściwie to nie. Ile?
– Ja też nie wiem – przyznała – ale dużo. – Pokiwała głową, co miało chyba sprawić, że jej wypowiedź zabrzmi bardziej przekonująco; aż sięroześmiałam.
Cokolwiek jeszcze planowała powiedzieć, żeby skłonić mnie do wyjścia, zostało zagłuszone przez głos komentatora walki, który od razu odwrócił moją uwagę od Bree. Wytężyłam wzrok, żeby dostrzec ring. Niestety, nawet wysokość skrzynki generatora nie pomagała; byłyśmy na tyle daleko, że widok byłgówniany.
Podniecenie osiągnęło szczyt, buzowało we mnie jak szampan, aż wplotłam spocone ręce w rozciągliwy materiał sukienki. Komentator podawał jego statystyki.
Metr dziewięćdziesiąt trzy wzrostu, dziewięćdziesiąt jeden kilogramów wagi, dwadzieścia trzy wygrane, zero remisów, zeroprzegranych.
Zero przegranych! Ten facet był stworzony doMMA.
To nie była oficjalna walka – wręcz przeciwnie. Nie podali zatem więcej szczegółów. Nie było żadnej wzmianki o jego wieku, rodzinnym mieście, siłowni… nic. Nawet o jego imieniu. Tylko:
– …proszę o brawa dla… – komentator zrobił dramatyczną pauzę, doprowadzając zgromadzonych do szału – tajemniczego i niepokonanego Archera! – Wykrzyczał pseudonim zawodnika, a widownia zwariowała. Jateż.
Kawałek Paranoid zespołu I Prevail wylał się z głośnika koło nas, a zanim wysoka, zakapturzona postać, otoczona swoją ekipą, przedostała się przez tłum, moje gardło było suche i obolałe od krzyku. Nawet pomimo dzielącego nas dystansu zadrżałam z niecierpliwością, zastanawiając się, jakby to było wspiąć się na niego jak na drzewo. Z tym żenago.
– Zgaduję, że to dlatego tu przyszłyśmy? – zapytała oschle Bree, marszcząc nos, przez co jej kocie wąsy zadrgały. Przebranie przyjaciółki nie rzucało się za bardzo w oczy, gdyż większość widzów miała na sobie kostiumy halloweenowe. Dzisiaj nawet zawodnicy włożyli pełne maski, a komentator był przebrany za PonuregoŻniwiarza.
– Wiesz, że tak – odpowiedziałam, nie spuszczając ringu z oczu ani na sekundę. Ledwo ośmieliłam się mrugnąć z obawy, że coś mi umknie.
Ktoś z jego zespołu – odrobinę niższy facet o podobnej sylwetce, z bejsbolówką naciągniętą nisko na oczy – zdjął mu szlafrok z ramion, a mnie zaparło dech. Stał odwrócony do nas tyłem, każdy kawałek skóry miał ozdobiony tatuażami. Byłyśmy zbyt daleko, żeby dostrzec ich szczegóły, ale wiedziałam – moje zainteresowanie graniczyło z obsesją – że największa dziara na jego plecach przedstawiała jelenia naszpikowanego strzałami. Stąd wzięła się ksywka. Tatuaż prezentował jego znak zodiaku – Strzelca*.
– Kuuurwa – westchnęła Bree i nawet nie patrząc na nią, wiedziałam, że nagle odkryła w sobie miłość doMMA.
– Podobno UFC próbuje go zrekrutować – paplałam do niej – ale powiedzieli, że musiałby zrezygnować z wszelkich nielegalnych walk w klatkach, i najwyraźniej kazał imspadać.
Bree wydobyła z siebie dźwięk świadczący o uznaniu, ale znając ją, nawet nie wiedziała, czym jest UFC, nie mówiąc już o zrozumieniu, jakie to niesamowite osiągnięcie dla młodegozawodnika.
– Cicho – powiedziałam, mimo że się nawet nie odezwała. – Zaczynasię.
W prowizorycznym ringu Archer i jego przeciwnik – obaj ubrani tylko w szorty i maski – uderzyli nawzajem w swoje rękawice i starcie zostało oficjalnierozpoczęte.
Całkowicie zafascynowana walką wieczoru czekałam z niecierpliwością, żeby zobaczyć, jak przebiegnie pojedynek. Czy będzie to wyrównana potyczka równie utalentowanych zawodników i potrwa pełnych pięć rund? A może okaże się absolutną dominacją jednego z nich? Mogłam tylko trzymać kciuki i mieć nadzieję, że Archer nie zrobił się zarozumiały po swoich ostatnich sukcesach i nie skończy znokautowany w trzydzieści sekund jak RhondaRousey.
Przeciwnik uderzył pierwszy, z niecierpliwością i porywczością. Obserwując sposób, w jaki Archer zablokował jego atak, a następnie oddał mu podstępnym ciosem w twarz i z kolana w bok, mogłam już powiedzieć, że walka rozstrzygnie się przed końcem pierwszejrundy.
– Cholera, jest szybki – skomentowałam, podczas gdy mój ulubiony zawodnik robił uniki i lawirował, nie pozwalając rywalowi na kontratak. Po każdym uderzeniu, które zablokował lub którego uniknął, odpowiadał trzema, aż w końcu przeciwnik leżał zakrwawiony namacie.
– Czy to koniec? – zapytała Bree, chwytając mnie zaramię.
Potrząsnęłamgłową.
– Nie, dopóki jeden z nich nie odklepie lub wiesz – wzruszyłam ramionami – nie zostanieznokautowany.
– Brutalne – westchnęła, ale w jej oczach pojawiła się iskra, która mówiła, że dobrze siębawi.
Przeciwnik Archera wił się jak ryba na haku, powstrzymując próbę wsunięcia ramienia pod swoją brodę. Kiedy większy, wytatuowany wojownik rozpocznie duszenie, dla faceta, którego ksywki nawet nie dosłyszałam, będzie powszystkim.
– Dawaj, dawaj – zagrzewałam faworyta do walki, lekko podskakując na idiotycznie wysokich obcasach. – Dawaj, Archer. Wykończgo!
Walka trwała jeszcze kilka chwil, po czym jakiś olbrzymi dupek zasłonił mi widok na ring. Wtedy coś się stało i tłum ryknął. Mogłam sobie tylko wyobrazić, że to Archer zamknął uścisk.
– Tak! – krzyknęłam, wyciągając szyję, by cokolwiek zobaczyć. – Och, gościu, proszę, rusz się!– zwróciłam się do mężczyzny zasłaniającego mi widok. Ten jakby mnie niesłyszał.
Sędzia zaczął odliczać. Wszystko skończy się w ciągu dziesięciu sekund, chyba że drugi zawodnik odklepiewcześniej.
– …trzy, cztery, pięć…
Rosła we mnie frustracja, gdyż nie widziałam, co się dzieje.
– …sześć, siedem…
BUM!
Zaskoczona i zdezorientowana nagłym hukiem odwróciłam się do Bree. Czy gaźnik samochód właśnie wystrzelił? Wewnątrz namiotu? Jak to, do diabła, możliwe?
– Co to było? – próbowałam zapytać, ale nie słyszałam własnego głosu. Dzwoniło mi w uszach i tylko ten wysoki dźwięk wypełniał mojągłowę.
Bree coś mówiła i szarpała mnie za ramię, ale nic do mnie niedocierało.
– Co ty, kurwa, wyprawiasz?
– MK, rusz się!– Jej słowa w końcu przeniknęły przez świsty w moich uszach.
Potknęłam się, gdy ściągnęła mnie z podwyższenia w kłębiący się poniżej chaos. Potrząsałam głową, wciąż zdezorientowana jak cholera,aż krzyk spanikowanej Bree dotarł do mojej świadomości.
– Ktoś został właśnie postrzelony – powiedziała. – Musimy się stąd wynieść. Natychmiast!
Kurwa mać, miała rację. W zatłoczonej przestrzeni rozbrzmiało jeszcze kilka wystrzałów, a ludzie rozbiegli się jak mrówki.
Chwyciłyśmy się z Bree za ręce i pochylając się, ruszyłyśmy jak najszybciej do wyjścia. Wkrótce zdałyśmy sobie sprawę, że sytuacja jest o wiele poważniejsza niż atak samotnego snajpera. Między nami a wyjściem rozgrywała się brutalna bójka, w której co najmniej trzydzieści osób rozdawało ciosy i kopniaki. Krew i cholera wie co jeszcze lały się wszędzie, a ja cudem odciągnęłam Bree na bok, gdy krzepki facet w skórzanej kurtce zatoczył się do tyłu po uderzeniu w twarz i niemal jąprzewrócił.
– Musimy znaleźć inną drogę na zewnątrz – powiedziałam, stwierdzając coś, co było oczywiste, w poszukiwaniu innego sposobu ewakuacji. To był cholernie duży namiot, zgromadziło się w nim prawie pięćset osób, by obejrzeć nielegalną galę walk MMA. To miejsce musiało mieć mnóstwo innych wyjść. – Tędy! – krzyknęłam, robiąc unik, i zaczęłam się przeciskać przez wściekłytłum.
– MK – zawołała przyjaciółka, szarpiąc mnie za rękę. – Zobacz!
Podążyłam wzrokiem za jej drżącym palcem i dostrzegłam kałużę czerwieni na wypolerowanej betonowej podłodze. Rozrzucone blond włosy – moje miałyby ten sam kolor, gdybym nie przefarbowała ich na jaskrawy róż do dzisiejszego kostiumu – i martwa dłoń z paznokciami z odpryskamilakieru.
– Nie patrz – warknęłam do Bree i pociągnęłam ją za rękę, żeby się ruszyła. Jedna dziewczyna już nie żyła, a ja za cholerę nie chciałam do niejdołączyć.
Zostawienie za sobą rozgardiaszu panującego wewnątrz namiotu zajęło nam jeszcze kilka minut, a kiedy wypadłyśmy na zewnątrz, mroźne nocne powietrze sprawiło, żeszczękały nam zęby, gdy razem z Bree biegłyśmy przez pogrążony w ciemności parkrozrywki.
– T-to było… – wyjąkała Bree, a ja zwolniłam na tyle, by sprawdzić, czy wszystko z nią w porządku. Jej oczy były rozszerzone i pełne udręki, twarz miała bladą, ale nie zaczęła jeszcze histerycznie płakać, więc może choć raz szok działał na nasząkorzyść.
Miałam nadzieję, że powstrzyma ją też przed dopytywaniem, dlaczego wydawałam się zupełnie nieporuszona zobaczeniem martwego ciała i skali przemocy wokół. Tego rozlewukrwi.
Wyparłam wspomnienie ostatniego martwego ciała, które widziałam, wpychając je z powrotem do małego mentalnego pudełka, w którym przebywało od dokładnie sześciu lat. Halloween to rocznica morderstwa mojejmamy.
– Bądź cicho – szepnęłam do niej, skupiając uwagę na otaczających nas cieniach. – Musimy dotrzeć do twojego samochodu i stąduciec.
Moja najlepsza przyjaciółka, pomimo wszystkich swoich niesamowitych zdolności, nie miała pojęcia, w jakim niebezpieczeństwiejesteśmy.
– Co się dzieje, MK? – zapytała twardo i jak dla mnie zdecydowanie zbytgłośno.
– Cśśś… – Położyłam dłoń na jej ustach, aby wzmocnić przekaz. Schowałyśmy się w cieniu, obok rozwalającego się stoiska, a ja gorączkowo rozglądałam się wokół, aby sprawdzić, czy jesteśmy same. – Bree, musisz mi zaufać. To nie był przypadkowy akt przemocy. Nie widziałaś tatuaży tych walczących kolesi? Naszywek na ichkurtkach?
Jej oczy, widoczne nad moją dłonią, rozszerzyły się jeszcze bardziej, a oddech przeszedł w szarpane, spanikowane westchnienia. Skinęłam głową, potwierdzając to, co właśnieodgadła.
– Taaa. No właśnie. Siedzimy po uszy w środku wojny gangów i jeśli szybko stąd nie spierdolimy… – urwałam. Wiedziała, co mam na myśli. Nie chciałam nawet myśleć o konsekwencjach, gdyby złapałnas któryś z gangów, Wraithsi lub Reapersi. Powiedzmy, że śmierć byłaby najłatwiejszym wyjściem. Prawdopodobnie obrzydliwie bogata rodzina Bree zapłaciłaby za nią okup, ale ja nie miałabym tyle szczęścia. Nie dlatego, że mój ojciec nie mógłby zapłacić, ale dlatego, że w jakiś sposób stał się wrogiem przywódcyReapersów.
Rozległy się śmiechy przechodzących gdzieś w pobliżu mężczyzn, więc wciągnęłam Bree głębiej w cień i czekałyśmy, żeby nasminęli.
– Chodźmy – wyszeptałam, gdy głosyucichły.
Bree trzymała się tuż za mną, kiedy pospiesznie ruszyłam w kierunku miejsca, gdzie zaparkowałyśmy jej samochód. Coraz więcej osób wylewało się z parku rozrywki, więc aby się nie wyróżniać, próbowałyśmy się wtopić w grupę przebierańców. Pomogło nam, że Bree nadal miała na sobie strój seksownej kocicy, a moje długie do pasa włosy były jaskraworóżowe. Wyglądałyśmy jak zwyczajne dziewczyny na impreziehalloweenowej.
Gdy minęłyśmy połowę parku, prawie pozwoliłam, aby napięcie ze mnie zeszło. Nie mogłyśmy jednak wiecznie się ukrywać w tłumie. Tym bardziej że samochód Bree zaparkowałyśmy przy szopie za południową bramą, a wszyscy inni kierowali się dozachodniej.
W milczeniu pociągnęłam przyjaciółkę za rękę i oderwałyśmy się od tłumu, natychmiast przyspieszając tempo, gdy mijałyśmy zepsutesamochodziki.
– To był zły pomysł – wymamrotała Bree, ale trzymała się blisko mnie, gdy biegłyśmy w butach na obcasach przez cholernie przerażający park. Dlaczego, kiedy przyjechałyśmy, wszystko wydawało się takie ekscytujące? Teraz czułyśmy się, jakbyśmy utknęły w horrorze i w każdej chwili mógł na nas wyskoczyć ktoś z nożem lub piłąłańcuchową.
Z adrenaliną pulsującąw żyłach skręciłam za róg bez sprawdzenia, co się za nim kryje, i wbiegłam prosto w plecy faceta ubranego w kostium Beetlejuice’a.
– Cholera, przepraszam! – wykrzyknęłam, łapiąc równowagę na obcasach godnychstriptizerki.
Starałam się go ominąć, gdy ogromna dłoń objęła moje ramię. Zatrzymał mnie w pół kroku i w tym samym momencie zobaczyłam mężczyznę, z którym rozmawiał… oraz dużą, otwartą torbę pełną gotówki leżącą na ziemi międzynimi.
– Przepraszam – powiedziałam i oblizałam usta, przenosząc wzrok między Beetlejuicem a drugim facetem – nie będziemy wamprzeszkadzać.
Pociągnęłam Bree za rękę i ignorując uścisk Beetlejuice’a na swoim ramieniu, popchnęłam ją, by mnie okrążyła, z dala od jego ubranego w skórzaną kurtkę przyjaciela. Było na tyle ciemno, że nie mogłam dostrzec, jaką miał naszywkę, ale to nie miało znaczenia. Obaj byli kurewskoniebezpieczni.
– Co usłyszałyście? – zapytał stanowczo Beetlejuice, potrząsając mną lekko i nachylając się do mojej twarzy. Jego przyjaciel tylko patrzył, obojętnymwzrokiem.
– Nic – warknęłam do niego. – Właśnie stąd wychodziłyśmy. W parku dzieje się coś złego.
Beetlejuice uśmiechnął się szyderczo, a facet w skórzanej kurtce zarechotał. Jakby już o tym wiedzieli i byli z tegozadowoleni.
– Puść mnie – powiedziałam stanowczym głosem. – Nic nie widziałyśmy ani nie słyszałyśmy i naprawdę nas to nie obchodzi. W tym parku jest już jedna martwa dziewczyna i cała tona świadków. W każdej chwili może tu być pełnoglin.
Beetlejuice spojrzał na mnie podejrzliwie, mrużąc oczy, po czym skinąłgłową.
– Nic nie widziałyście – warknął ostrzegawczo i mnie wypuścił. – Głupie dziwki – wymamrotał do kumpla, gdy się od nichoddalałyśmy.
Przeszłam powoli kilka kroków, nie chcąc biec, dopóki nas widzieli, ale posłałam Bree spojrzenie mówiące: pospieszsię!
– Zaczekaj. – To jedno słowo uderzyło we mnie jak piorun, całe moje ciało się napięło, a noga zamarła w powietrzu. – Czy my się nieznamy?
To powiedział ten drugi facet, a jego głęboki znajomy głos przyprawiał mnie o dreszcze. Był na tyle blisko, że czułam zapach jego kurtki i onieśmielającą obecność. Gdyby tylko chciał, mógłby wyciągnąć rękę i skręcić mikark.
Spanikowałam i szybko podjęłamdecyzję.
– Bree, cokolwiek się stanie, nie zatrzymuj się, dopóki nie dotrzesz do samochodu. Spotkamy się na miejscu – powiedziałam pod nosem, ale spojrzenie, które jej rzuciłam, uciszyło jej ewentualne protesty. – Mówię poważnie – zapewniłam ją. – Biegnij, kurwa.
Twardo skinęła głową z oczami pełnymi strachu i determinacji, po czym prędko ruszyła i zniknęła wnocy.
– Pieprzyć to – warknął Beetlejuice, a jego kroki szybko ucichły, gdy pobiegł w przeciwnym kierunku. Ale tylko jego. Mój przerażający cień nie ruszył się ani nacentymetr.
– Tak – mruknął, a gorący oddech rozwiał różowe kosmyki moich włosów. – Wydawało mi się, że rozpoznaję ten tyłek. A teraz powiedz mi, Madison Kate Danvers, co taka dziewczyna jak ty robi w West ShadowGrove?
Nie pobiegłam za Bree, bo nie byłam pieprzoną idiotką. Nie było mowy, żebym uciekła przed tym facetem w tym, co miałam na sobie. A teraz, gdy wiedział, kim jestem, nie stałby w miejscu, pozwalając miuciec.
Zamiast tego zrobiłam jedyną rzecz, która przyszła mi dogłowy.
Obróciłam się i uderzyłam go prosto wtwarz.
*Znak zodiaku Strzelec często prezentowany jest z łukiem, stąd nawiązanie do archera (ang.), czyli łucznika (przyp. red.).
Gdy ból eksplodował w mojej dłoni, stłumiłam krzyk, a koleś upadł do tyłu z oszołomionym wyrazem twarzy. Nie miałabym kolejnej takiej okazji, więc nie mogłam jejzmarnować.
– Co jest, kurwa? – ryknął facet, ale krzyczał w próżnię, bo mnie już dawno niebyło.
Kiedy biegłam, a moje obcasy stukały o chodnik, po raz tysięczny przeklinałam w głowie wybór obuwia. Bree okazała się sprytniejsza, zdejmując swoje, ale rozpięcie kozaczków, które dziś włożyłam, wymagałoby utraty zbyt wielu cennychsekund.
Kroki dudniły gdzieś za mną, a ja, schowawszy się w domu zabaw, wstrzymałam oddech i zamarłam. Bezpieczniej było się ukryć i siedzieć cicho, niż biec przez park bezcelu.
– Poddaj się, mała księżniczko – krzyknął już z bliska mój prześladowca. – Nie uciekniesz takłatwo.
Furia pobrzmiewała w jego głosie, przez co przerażenie poczułam aż w kościach. Uciekłam, bo wykorzystałam element zaskoczenia, ale po raz drugi mogłabym nie mieć tyleszczęścia.
– Madison Kate – zawołał ponownie i zdecydowanie zbyt blisko. – Nie utrudniaj tego bardziej, niż tokonieczne.
Milczałam, pozostającnieruchomo.
Jego buty zachrzęściły na zeschłych liściach, a ja znów wstrzymałam oddech. Był tak blisko. Tak cholernieblisko.
W każdej chwili mógł mnie znaleźć. Znaleźć mnie, zaciągnąć do klubu Reapersówi…
Panika zalała mój organizm i podjęłam głupiądecyzję.
Mózg krzyczał, żebym się nie ruszała, żebym nie zdradziła kryjówki i miała nadzieję, że przywódca gangu Shadow Grove Reapers mnie nie znajdzie. Ale moje ciało zareagowało jak zaskoczony królik, więc rzuciłam się doucieczki.
Gdzieś za mną rozległo się wykrzyczane przekleństwo, ale nie poświęciłam ani sekundy, by się odwrócić. Wiedziałam, kto krzyczał, wiedziałam, że mnie ścigał, więc, kurwa, po co miałabympatrzeć?
Wbiegłam w głąb domu zabaw, chowając się i robiąc uniki między pozostawionymi tu rzeczami i groteskowo starymi manekinami, ale odgłos ciężkich butów nadal za mnąpodążał.
Ledwie zdusiłam krzyk przerażenia, gdy coś poruszyło się w cieniu i tuż przede mną wyskoczył klaun na sprężynie. Przebiegłam pod nim i gnałam dalej, desperacko szukając miejsca, by się ukryć, gdzieś, gdzie Zane D’Ath nie będzie w stanie mnieznaleźć.
Nagle ktoś się wyłonił z mroku, po czym złapały mnie czyjeś silne ręce. Z gardła wyrwał mi się okrzyk przerażenia, natychmiast stłumiony przez dłoń zaciskającą się na moichustach.
Zadziałałam instynktownie i zamachnęłam się łokciem do tyłu tak mocno, jak tylko mogłam, sprawiając tym, że mój porywacz stęknął z bólu, jego uścisk niestety nie osłabł, gdy wciągał mnie głębiej w cień. Rzucałam się i walczyłam, ale przestałam, gdy ponownie usłyszałam głos Zane’a.
– Nie mam na to czasu ani cierpliwości, Madison Kate – krzyknął, a jego słowa odbiły się echem, ale… nie dobiegały z tyłu. To kto mnie, kurwa, trzymał?
Przerażenie wzrosło, gdy zdałam sobie sprawę, że w domu zabaw czaiła się więcej niż jedna osoba, więc mocno nadepnęłam na stopę porywacza, próbując się uwolnić. Kiedy to nie zadziałało, próbowałam wbić piętę w jego pachwinę – co poskutkowało tylko tym, że uwięził moją kostkę między swoiminogami.
– Co się, kurwa, dzieje? – zaklął stłumionym szeptem i zacieśnił uścisk na mojej talii i moich ustach, zamiast gorozluźnić.
– Zamknij się – szepnął ktoś inny, na co prawie wyskoczyłam ze skóry. Mimo że dźwięk był cichy, ewidentnie pochodził od mężczyzny. Więc było ich trzech. Trzech mężczyzn, każdy niewątpliwie o wiele większy i wredniejszy ode mnie.
Miałamprzejebane.
– Niech ona się zamknie – szepnął drugi facet, czułam ciepło jego oddechu na policzku z tak kurewsko bliskiej odległości. Wciągnęli mnie w całkowicie ciemną część domu zabaw. Nic nie widziałam i, kurwa, musiałam użyć całej swojej samokontroli, by nie pozwolić, aby strach przejął nade mnąwładzę.
Co za idiotka chowa się w domu zabaw, kiedy boi się ciasnych, mrocznychprzestrzeni?
– Łatwiej powiedzieć, niż zrobić – szepnął ten, który mnie trzymał, a jego ton był równie cichy. Nie było mowy, żeby Zane ich usłyszał, a ja nie byłam pewna, czy bym tego chciała. Do tej pory ta dwójka mnie nie skrzywdziła… A nie można było tego samego powiedzieć o Zanie D’Athie. – Pieprzona suka właśnie próbowała kopnąć mnie wjaja.
Usłyszałam kroki na drewnianej podłodze gdzieś w głębi domu i szarpnęłam się w uścisku porywacza. Nie miałam pojęcia, czego chcieli ode mnie ci dwaj, którzy ukrywali mnie przed Zane’em, ale na pewno nie chodziło o bezpieczne odprowadzenie mnie do samochodu Bree. Większe szanse miałabym z obłąkanymi, zjedzonymi przez mole klaunami i resztą walającego się tugówna.
– Przestań – warknął mężczyzna przede mną i odniosłam silne wrażenie, że nade mną górował. Kurewsko nienawidziłam, kiedy faceci tak robili. Jakby ich wzrost automatycznie sprawiał, że stawali się tacyonieśmielający.
– Pierdol się – próbowałam odburknąć, ale wyszło z tego tylko kilka stłumionych odgłosów, które jedynie mnie rozwścieczyły. Ale to dobrze. Gniew był dobry, o wiele bardziej przydatny niżstrach.
– Madison Kate – zawołał ponownie Zane, najwyraźniej nie poddawał się tak łatwo. – Wiem, że nadal tu jesteś. Czuję twój strach. Gdzie się chowasz, małamyszko?
Gniew opadł w jednej chwili i praktycznie przylgnęłam do faceta, który mnie trzymał. Rozmyśliłam się. Każdy był zdecydowanie lepszy od Zane’a D’Atha. To nie przypadek, że jego nazwisko wymawia się dosłownie jak „death”, czyliśmierć.
– Zaknebluj ją czy coś – powiedział apodyktyczny facet przede mną; jego głos wciąż był na tyle cichy, że nikt oprócz mnie, mojego porywacza i szkieletów go nie usłyszał. – Kurwa, zrób wszystko, aby ją uciszyć i trzymać wukryciu.
Tylko chłodny podmuch powietrza był oznaką tego, że się od nas oddalił. Chwilę później uchylił wąskie drzwiczki, przez co rzucił trochę światła na niewielką przestrzeń, w której się znajdowaliśmy, i swoją barczystą, zakapturzoną postać, po czym przecisnął się przez drzwi do głównej części domu zabaw.
Nie zamknął ich za sobą całkowicie, a ta niewielka ilość światła wystarczyła, żebym odnalazła się w sytuacji. Porywacz wciągnął mnie w obszar, który musiał być kiedyś używany przez personel i aktorów, a drzwiczki musiały być fałszywym panelem w lustrzanymlabiryncie.
Przez chwilę wszystko było nieruchome. Facet, który mnie trzymał, zdawał się wyczuwać, że nie będę znów celować w jego jaja, i rozluźnił odrobinę uścisk, pozwalając mi z powrotem postawić dla równowagi stopę napodłodze.
– Nie będziesz krzyczeć, prawda? – wyszeptał mi prosto do ucha. – Jeśli krzykniesz, nie zdołamy ci pomóc i będziesz zdana nasiebie.
Zesztywniałam, zjeżyłam się na sugestię, że potrzebuję ich pomocy. Ale… kurwa, potrzebowałam jej. A on właśnie oznajmił, że próbują mipomóc…
Cień przesunął się przed uchylonymi drzwiami, więc wciągnęłam powietrze, dusząc w sobie dźwięk, zanim jeszcze mój towarzysz zacisnął mi dłoń naustach.
– Kurwa, wyluzuj, Madison Kate – powiedział i brzmiał nazirytowanego.
Kim on, kurwa, był? Znał mnie? A może tylko powtarzał imię, które usłyszał w drwinach Zane’a?
Labirynt luster sprawiał, że w pomieszczeniu roiło się od cieni, chociaż wiedziałam, że byłam tu tylko ja i facet za mną. No i może jeszcze ten drugi. Pieprzony dom rozrywki. Dlaczego zdecydowałam się ukryć w pieprzonym domurozrywki?
– Co ty tu, kurwa, robisz? – warknął Zane, zwracając się do tego pierwszego kolesia. Albo drugiego. Albo… kurwa, nie miałam już pojęcia do kogo. Pomimo narastającej paniki skupiłam całą uwagę na labiryncie. Mogłam zrobić albo to, albo przyjąć do wiadomości, w jak małej przestrzeni byłam przetrzymywana. A gdybym tozrobiła…
– Uspokój się, kurwa – syknął mi do ucha porywacz. Nawet nie zauważyłam, że mój oddech gwałtownie przyspieszył, zbliżając się do granicy hiperwentylacji. Ale właśnie to działo się ze mną w małych, ciemnychprzestrzeniach.
Kurwa.
Próbowałam się skupić na wątłej szczelinie światła, małej obietnicy, że pomimo trzymającego mnie, silnego faceta nie utknęłam tu na dobre. Ale to nie wystarczyło. Teraz, gdy moja uwaga nie była już zajęta uciekaniem, aby uchronić swoje pieprzone życie, ściany wokół mnie zaczęły się zamykać, a przerażenie drapało w gardło. Oddech świszczał i czułam, żemoje płuca siękurczą.
– Cholera – przeklął mój porywacz. – Przestań, wydasz nas. Poważnie, skarbie, uspokój się, kurwa. – Coś w jego lekko szalonym tonie złagodziło moją panikę. Działo się tu coświęcej.
Odwróciłam głowę na bok, wcisnęłam brodę w ramię i odsunęłam jego rękę na tyle, żeby móc wypowiedzieć dwasłowa.
– Mam klaustrofobię – szepnęłam, a mój cichy głos był przesiąknięty strachem ibłaganiem.
Po tym wyznaniu jego dłoń opadła z mojej twarzy tak szybko, jakbym sobie tę sytuację wyobraziła. Jednak jego muskularne przedramię nadal obejmowało mnie w talii, a drugą dłoń wciąż mocno zaciskał wokół moich nadgarstków. Niewątpliwie dalej byłam jegowięźniem.
– Kurwa, przepraszam – powiedział ze szczerą skruchą. – Siedź cicho, dopóki Zane nie odejdzie. – Jego głos był ledwie słyszalny, a usta muskały moje ucho, gdy mówił: – Zaufaj mi, nie chcesz, żeby cię dogonił. Nie dziświeczorem.
Pokiwałam energiczniegłową.
– Wiem. Jak myślisz, dlaczego, kurwa, uciekałam?
Mimo gniewnego tonu i prób pyskowania fizycznie cała się trzęsłam. Drgawki targały moim ciałem i chociaż udało mi się uspokoić oddech, odkąd moja twarz nie była zasłonięta… nadal znajdowałam się w ciasnejklitce.
Głębokie głosy dudniły z wnętrza lustrzanego labiryntu, zbyt stłumione i ciche, by zrozumieć wypowiadane słowa, ale to byli Zane i ten drugi facet. Władczy dupek. Brzmieli prawie… przyjaźnie? Przynajmniej jak dobrzyznajomi.
– Kim ty jesteś? – szepnęłam do faceta za mną, próbując zająć czymś uwagę. – Znamysię?
Mężczyzna cicho się zaśmiał, a jego oddech musnął mój policzek. Zmienił uchwyt na moim ciele i chociaż nadal mocno mnie trzymał, prawie mogłam udawać, że to był uścisk. Nawet przysunęłam się odrobinę bliżej, szukając siły tam, gdzie moja własnazawiodła.
– Wszyscy cię znają, Madison Kate – powiedział, brzmiąc, jakby był rozbawiony, tylko w połowie odpowiadając na moje pytanie. – Przy okazji, podobają mi się twoje włosy. Są takie niebanalne i bardzo przyciągająwzrok.
Przewróciłam oczami w ciemności, ale nie byłam zaskoczona jego odpowiedzią. „Wszyscy cię znają, Madison Kate”. Historia mojego pieprzonego życia, dzięki mojemu ojcu. Główny inwestor i deweloper w Shadow Grove,i całkowicie pretensjonalny dupek, Samuel Danvers Czwarty, zmusił mnie do stania u jego boku na niezliczonych wydarzeniach, imprezach i rozpoczęciach budów – idealna, posłuszna córka zastępująca swoją tragicznie zmarłą matkę. Co za stekbzdur.
– To tymczasowe – mruknęłam, odnosząc się do moich jaskraworóżowych włosów. Do kostiumu seksownej wiedźmy planowałam włożyć perukę, ale cholernie drapała, więc zamiast niej użyłam zmywalnej farby do włosów zdrogerii.
Facet, który mnie trzymał, wydał z siebie cichy dźwiękrozbawienia.
– Oczywiście, żetak.
Zirytował mnie jego protekcjonalny komentarz, ale nic nie powiedziałam. Kłótnia z przypadkowym kolesiem na tyłach domu zabaw, podczas gdy polował na mnie prawdziwy, cholerny morderca… To nie brzmiało jak dobrypomysł.
– Wszystko w porządku? – wyszeptał po kilku chwilach milczenia. Głosy Zane’a i drugiego faceta ucichły, a ja pozwoliłam sobie na odrobinę nadziei, że wyjdę z tegożywa.
Potrząsnęłam głową, zaciskając zęby. Pytając, czy wszystko ze mną w porządku, przypomniał mi jedynie, gdzie się znajdowaliśmy. Z Zanem D’Athem gdzieś tam, po drugiej stronie drzwi… To było tak podobne do moich koszmarów, jak tylko mogło być.
Facet, który mnie więził, ponownie zmienił uchwyt, teraz trzymał mnie jednąręką.
– To nie potrwa długo – zapewnił miękkim głosem. Przesunął palcami drugiej dłoni, tej, która nie obejmowała już moich nadgarstków, w dół mojego nagiego ramienia. – Skup się na czymś innym. – Skóra drżała pod lekkim jak piórko dotykiem, pozostającym w wyraźnym kontraście do sposobu, w jaki trzymał moje nadgarstki. Dotarł do łokcia, po czym wrócił do barku i zaczął odnowa.
Zadrżałam, ale tym razem nie zestrachu.
– To jest twój pomysł na odwrócenie uwagi? – szepnęłam, próbując nie reagować. Mój głos był drżący i nie sądziłam, że to wyłącznie z powodu grożącego mi ataku paniki. Wychodzi na to, że jego sposóbdziałał.
Nie odpowiedział od razu, palcami znów dotykał mojego ramienia, tym razem bawił się kosmykiem długich różowych włosów. Ustami delikatnie dotykał mojej szyi, aż prawie wyskoczyłam z butów dostriptizu.
– Cśśś… – zaśmiał się lekko, po czym powtórzył gest, tym razem celowo całując moją szyję, podczas gdy palce kontynuowały drażniącą wędrówkę po moimramieniu.
Zanim zdążyłam zrozumieć, co się, kurwa, dzieje – albo dlaczego, do cholery, byłam tak mocno podniecona – małe drzwi się otworzyły. Stłumiłamkrzyk.
– Co ty, kurwa, robisz? – warknął wysoki facet, wypełniając sobą całą framugę drzwi. Źródło światła znajdowało sięza nim, więc był tylko ogromnymcieniem.
W jakiś sposób miałam wrażenie, że pytanie nie było skierowane domnie.
Usta porywacza wygięły się w uśmiech na mojej szyi, ale nie wykonał żadnego ruchu, aby zwiększyć przestrzeń między nami.
– To, co mi kazałeś, brachu. Powstrzymuję księżniczkę Danvers od krzyku. – Zdecydowanie celowo pocałował mnie ponownie w szyję, po czym rozluźnił ciasny uchwyt wokół talii. – Przynajmniej już się nie boi. – Mroczny chichot nie pozostawiał złudzeń, co miał na myśli, i wywołał podniecenie w moim brzuchu.
– Kurwa mać – warknął wysoki i wściekły, wyciągając rękę i chwytając jeden z moich delikatnych nadgarstków, aby wyrwać mnie z poufałego uścisku kumpla. – Pospieszciesię!
Zachwiałam się na obcasach, ale szybko złapałam równowagę, gdy wciągnął mnie do labiryntu luster. Cienie tańczyły na ich powierzchniach, zniekształcając nasze wielokrotne odbicia na różne przerażające sposoby, ale wydawało się, że mężczyzna dokładnie wiedział, dokądzmierza.
– Czekaj – zawołał facet za mną, gdy barczysty zrzęda otworzył ciężkie drzwi przemysłowe z napisem „Wyjście”.
– Co jest? – warknął wysoki cień, odwracając się i pozwalając mi rzucić pierwsze spojrzenie na jego twarz. Naprawdę oszałamiająco piękną twarz. Czarny zarost pokrywał mocną linię szczęki, a świeży siniak zdobił jedną z wysokich kości policzkowych. Zmierzył mnie lodowatym spojrzeniem i zaraz uniósł wzrok. Jego uwagę przyciągnęło coś, co było za mną,i puścił mójnadgarstek.
Ja też odwróciłam głowę i spojrzałam na przystojniaka, który szedł za nami. Włosy rozjaśnionena platynowy blond miał wygolone po bokach i wystarczająco długie na czubku, aby układać je w ten artystyczny nieład. Zielone oczy błyszczały szelmowsko, a usta… Te usta, które dopiero co dotykały mojejskóry…
Jakby czytając mi w myślach, sięgnął w górę i rozsunął zamek błyskawiczny bluzy z kapturem, po czym zdjął ją, odsłaniając gładką, opaloną skórę ozdobioną skomplikowanymi tatuażami na piersi iramionach.
– Weź to – powiedział do mnie, ignorując swojego przerażającego, niebieskookiego kumpla. Zarzucił mi bluzę na barki, wskazując, że powinnam wsunąć w nią ręce. Następnie zapiął mi ją aż pod podbródek i naciągnął kaptur. – Te włosy są seksowne jak cholera, ale incognito to chyba jedyny sposób, żebyś wyszła stąd żywa. – Puścił mi oczko, a jego kumpel warknąłgniewnie.
Wstrzymałam śmiech i bez wahania pozwoliłam wściekłemu facetowi wyciągnąć się z domu rozrywki prosto w mroźne nocne powietrze. Tak naprawdę byłam bardzo zadowolona z ciepłej bluzy z kapturem.
Obaj mężczyźni, choć nie biegli, szli cholernie szybkim tempem, byleby wyciągnąć nas z parku. Musiałam co chwilę podbiegać w przeklętych szpilkach, aby nie upaść na twarz. Niebieskooki mocno ściskał mnie za nadgarstek, więc w razie upadku prawdopodobnie pociągnąłby mnie jak szmacianą lalkę.
– Bu! – Ktoś ubrany w prześcieradło wyskoczył na ścieżkę przed nami, po czym zachichotał i odbiegł, żeby dołączyć do grupki innych „duchów” kręcących się obok zepsutej starejkaruzeli.
Towarzyszący mi faceci tylko lekko się wzdrygnęli, ale ja się potknęłam i zaliczyłabym bliskie spotkanie z betonem, gdyby zły gość mnie nie złapał i siłą nie podniósł z powrotem nanogi.
– Uważaj – warknął z grymasem na seksownej twarzy, po czym skręcił w lewo i skierował nas w stronę starego diabelskiego młyna.
Gniew w końcu zdominował moje szalejące emocje, więc szarpnęłam do oporu i wyrwałam nadgarstek z jegouścisku.
– O co ci, kurwa, chodzi? – warknęłam na niego. – Nie prosiłam cię o pomoc, a ty zachowujesz się, jakbym była dla ciebie ogromnym ciężarem. Po prostu spierdalaj, sama się stąd wydostanę. Dzięki! – Ostatnie słowo padło do tego drugiego, zielonookiego. Chciałabym znać ich imiona, ale nie wymieniali ich, nawet kiedy ze sobąrozmawiali.
– Nie prosiłaś nas o pomoc? – warknął niebieskooki, naruszając moją przestrzeń osobistą i górując nade mną jak złamas z wiotkim kutasem. Jeśli to było najlepsze, co miał… – Nie powinno cię tu być, Madison Kate. Coś ty sobie myślała? Wiesz, kto cię gonił? Masz pojęcie, co by się stało, gdyby Reapersi dorwali w swoje łapy księżniczkę Shadow Grove? Nie byłoby, kurwa, niczego, co twój tatuś mógłby z tym zrobić, ponieważ okazałaś się na tyle głupia, żeby tutaj przyjść. – Jego idealne usta wykrzywiły się z obrzydzeniem i z oczywistą frustracją przesunął dłonią po krótkich czarnych włosach. Lewą kość policzkową miał czerwonąi opuchniętą, a pod nią krył się cień fioletu. Niedawno mocno oberwał. Od Zane’a?
Zielonookiodchrząknął.
– Chodzi mu o to, że nie prosiłaś o naszą pomoc, ale i tak ją, cholera, otrzymujesz. Wybrałaś naprawdę gównianą noc, by zbuntować się przeciwko swojemu idealnemu życiu, księżniczko. – Uniósł brew, patrząc na mnie, ale jego ton zdradzał, że się ze mną droczył, i tylko dlatego powstrzymałam się przed walnięciem go wtwarz.
Pokręciłam głową, mentalnie udzielając sobie nagany, że fiksuję się na tym, jak seksowni są ci kolesie, kiedy bardziej powinnam martwić się wydostaniem z pieprzonego parku rozrywki. A co z Bree? Nadal na mnie czekała? Co jeśli ktoś z ludzi Zane’a ją dorwał?
– Idę tędy – powiedziałam do dwóch facetów, pokazując kciukiem w stronę południowej bramy. – Moja przyjaciółka tamczeka.
– Nie, nie czeka – odpowiedział trzeci facet, podbiegając do nas z kierunku, w którym wskazywałam. Był tego samego wzrostu, może o cal niższy niż zielonooki, ale w porównaniu z nim czułam się jak hobbit. Był równie przystojnym mężczyzną jak pozostali dwaj; aż prawie połknęłam język, kiedy zwrócił na mnie stalowoszare oczy. – Śliczna mała brunetka w białym mercedesie cabrio? – Przechylił głowę na bok, a ja przytaknęłam. – No to nie majej.
– Co? Nie, Bree nie zostawiłaby mnie tutajsamej.
Trzeci facet – nazwałabym go dla rozróżnienia szarookim – wzruszył ramionami i się uśmiechnął. Długimi, pełnymi wdzięku palcami potargał brązowe włosy, a światło księżyca odbiło się od kolczyka w jegobrwi.
– Powiedziałem jej, że masz podwózkę. – Sugestywne mrugnięcie sugerowało zupełnie inny rodzaj jazdy, ażsię zarumieniłam. – Poza tym gliniarze będą tu za około trzy minuty. Twoja Bree była na tyle mądra, żeby spierdalać z miejsca zbrodni.
– Czego? – Spojrzałam na niego zdezorientowana, ale najwyraźniej ta wiadomość była wszystkim, co pozostała dwójka musiałausłyszeć.
Zielonooki wbił mi bark w brzuch i zanim zdążyłam wypowiedzieć kolejny protest, mój tyłek znalazł się w powietrzu, a głowa zwisała obok jegopośladków.
– Przepraszam, księżniczko – powiedział, biegnąc ze mną na ramieniu. – Podziękujesz nam jutro, kiedy wrócisz do swojej wspaniałej szkoły dla bogatychdzieci.
– O kurwa! – przeklęłam, poddając się temu, co się działo, i obejmując ramionami jego nagą talię, próbując powstrzymać twarz przed podskakiwaniem na jego tyłku. Plecy również miał pokryte imponującymi tatuażami, ale byłam w złej pozycji, aby docenić ich waloryartystyczne.
Biegł ze mną przez plątaninę zarośniętych ścieżek, bez wysiłku pokonując przeszkody z przewróconych stoisk, a szybki rzut oka pokazał, że pozostali dwaj faceci dotrzymują nam kroku po obu stronach. Dopóki niezniknęli.
Charakterystyczny dźwięk wybuchającej walki sprawił, że szarpnęłam się w uścisku zielonookiego, na co klepnął mnie w tyłek iprzyspieszył.
– Przestań! – krzyknął. – Nie bądź głupia, docholery.
Ostre słowa uciszyły moje zmagania, podniosłam głowę, by spojrzeć wstecz, w kierunku, z którego przyszliśmy. Niebieskooki i drugi facet – o ładnych szarych oczach – byli pogrążeni w brutalnej walce z trzema bandytami w skórzanych kurtkach. Pięści poszły w ruch, trysnęła krew, a jeden z dupków w skórzanej kurtce wyciągnął nóż; tyle dostrzegłam, zanim zielonooki nagle zmienił kierunek, odcinając miwidok.
– Wsiadaj – rozkazał, stawiając mnie obok motocykla, mechanicznej bestii tak pięknej, aż mój żołądek zrobił fikołka z podniecenia. Sam przełożył nad nim nogę, a potem rzucił mi spojrzenie, które wyraźnie mówiło, żebym siępospieszyła.
Zawahałam się przez chwilę, ale kiedy dwaj pozostali faceci podbiegli do nas, podjęłam szybką decyzję. Do tej pory zapewnili mi bezpieczeństwo, więc… pieprzyćto.
Opadłam tyłkiem na siedzenie za zielonookim tuż przed tym, jak mężczyzna uruchomił silnik. Instynktownie owinęłam ramiona wokół jego talii. Chwilę później wyjechaliśmy z wesołego miasteczka na drogę; pozostała dwójka dołączyła do nas na swoich ciemnych, lśniącychmotocyklach.
Miałam tylko kilka chwil, aby nacieszyć się jazdą, zanim błękitnooki zjechał z drogi, wskazując, że wszyscy mamy zrobić to samo. Zatrzymał motocykl, opuścił nogi na ziemię i wyciągnął telefon z kieszeni, by odczytaćwiadomość.
Żaden z pozostałych facetów się nie odezwał, czekali cierpliwie, gdy czytał. Kiedy skończył, spojrzał na mniekrzywo.
– Co? – zapytałam hardo, czując zdenerwowanie, że się tak na mniegapi.
Zmrużył oczy i spojrzał w górę drogi, w kierunku, w którym zmierzaliśmy, wyraźnie się nad czymśzastanawiając.
Po chwili zielonooki też musiał poczuć zalegającąniezręczność.
– Co chcesz zrobić? – zapytał kumpla, który znów zwrócił na mnieuwagę.
– Złaź – rozkazał mi. – Zaczekaj tu, zaraz ktoś cię odwiezie dodomu.
Rozbłysły we mnie złość ioburzenie.
– Pierdol się. – Splunęłam mu pod nogi. – Nie mam dwóch lat. Poradzę sobie, jeśli masz lepsze rzeczy doroboty.
Spojrzał na mnie, jakbym rzeczywiście była irytującym dzieckiem.
– Masz rację. A teraz zsiądź z motocykla, twoja podwózka będzie tutaj za – zerknął ponownie na telefon – jedną minutę. Jedziemy.
Wściekła zsunęłam się z siodełka i pociągnęłam minisukienkę w dół, aby zakryć przynajmniej część swojejcipki.
– Nie potrzebuję twojej podwózki, sama sobie poradzę. Dzięki, kurwa, za nic.
Niebieskooki przewrócił swoimi… uch… niebieskimi oczami i obrócił motor.
– Dokonuj mądrych wyborów, Madison Kate Danvers – rzucił, po czym wystartował. Wracał w kierunku, z którego przyjechaliśmy. Z powrotem do West ShadowGrove.
– Nie podoba mi się to – powiedział zielonooki do szarookiego.
Przystojny brunet wzruszył ramionami, ale zmarszczył brwi i przytaknął.
– Powiedział, że ktoś ją odbierze, wierzę mu. Daj spokój, stary, to musi być naprawdę grubasprawa.
Zielonooki chrząknął, a potem spojrzał na mnie zżalem.
– Przepraszam, księżniczko. Wracaj bezpiecznie do domu, dobrze?
Skrzywiłam się i nic nie powiedziałam, zakładając ręce na klatce piersiowej, gdy obaj ruszyli za swoim chujowym kumplem.
– Pieprzyć ich podwózkę – mruknęłam do siebie, gdy już ich nie było. – Potrafię dojechać do domuuberem.
Uch. Tylko że Bree miała mój telefon wtorebce.
Panika związana z brakiem możliwości powrotu do domu była jednak krótkotrwała, ponieważ, jak na zawołanie, pojawiła się moja „podwózka”. Ze światłami, syrenami i całąresztą.
– Hej, pan jest pewnie moją podwózką do domu? – zapytałam policjanta, który wysiadł z radiowozu. Nie wiedziałam, czego się spodziewać, kiedy niebieskooki twierdził, że transport mam ogarnięty; z pewnością nietego.
Drugi oficer również wysiadł z pojazdu i obaj podeszli do mnie z dezorientującąostrożnością.
– Proszę pani, czy wyszła pani właśnie z parku rozrywki Laughing Clown? – zapytał pierwszy policjant, a ja zmarszczyłambrwi.
– Hm, tak. Myślałam… – Powiedzenie im, że uznałam, iż zostali wysłani po mnie przez bezimiennego, przystojnego mężczyznę, który uratował mnie przed bezwzględnym członkiem gangu, brzmiało… głupio.
– Proszę pani, musi pani pójść z nami – oznajmił policjant, na co skinęłam głową. – Ale najpierw musimy sprawdzić pani kieszenie, dobrze?
Zdezorientowana skinęłam głową. Nigdy wcześniej nie miałam do czynienia z policją, nie w ten sposób, więc nie miałam pojęcia, czy to standardowa procedura. Byłam na co najmniej osiemdziesiąt procent pewna, że nie mogą mnie przeszukać bez uzasadnionej przyczyny, ale trwałam w zbyt dużym szoku, abyzaprotestować.
Podniosłam ręce, pozwalając drugiemu oficerowi sprawdzić kieszenie. A raczej… kieszenie bluzy z kapturem zielonookiego, ponieważ moja minisukienka nie mogłaby ukryć tic-taca, tak była ciasna. Jego ręce myszkowały dłużej, niż powinny, a oczy pierwszego oficera błyszczały jak u wilka, wywołując we mnie silnyniepokój.
– Co to jest, proszę pani? – zapytał drugi policjant, ten, który mnie przeszukiwał. Trzymał klucz na podpisanymbreloku.
Potrząsnęłamgłową.
– Nie mam pojęcia. Przykro mi, to nie jest mojabluza.
Obaj oficerowie spojrzeli na mnie podejrzliwie, a ten z kluczem poświecił latarką na brelok, po czym zaśmiał się zimnym śmiechem przypominającymchrząkanie.
– Cóż, spójrz tylko na to – mruknął, podając go koledze. – Wygląda, że znaleźliśmy sposób, w jaki wszyscy weszli dziś wieczorem do parku. To główny klucz do parku rozrywki LaughingClown.
Krew odpłynęła mi z twarzy, a strach ścisnąłżołądek.
– To nie moje – rzuciłam szybko. – Jak już mówiłam, to nie jest mojabluza.
Pierwszy oficer uśmiechnął siękrzywo.
– Jasne, że nie. Przypuszczam, że nie zdradzisz nam swojego nazwiska, zanim cięaresztujemy?
Spojrzałam naniego.
– Aresztowanie… Co?! Nie, to nie jest mój klucz, ja nic nie zrobiłam! – spanikowałam, ale gliniarze wyglądali naniewzruszonych.
– Proszę pani, proszę po prostu powiedzieć, jak się pani nazywa – zasugerował drugi, brzmiąc, jakby był znudzony, nawet gdy odpinał kajdanki z paska i zapinał mi je nanadgarstkach.
Szok spowodował, żezdrętwiałam.
– Madison Kate – powiedziałam ochrypłym głosem. – Madison KateDanvers.
Jeden z policjantów zamarł, a drugi wyszczerzył się w dziwnym, przerażającym uśmiechu. Założyłam, że to z powodu władzy, jaką niosło ze sobą moje nazwisko. Nie spodziewałam się tego, co nastąpi.
– To byłoby trudne – powiedział pierwszy policjant – ponieważ Madison Kate Danvers została dziś zamordowana w Laughing Clown.
Jedenaście miesięcypóźniej…
Taśmociąg z bagażami warkotał i skrzypiał, obracając się przede mną jak karuzela. Przetarłam ręką zmęczone oczy. Stałam tu już wieki, więc prawdopodobnie moja walizka miała być ostatnia. Po prostu cudownie.
Uniosłam ręce nad głowę i rozciągnęłam się, aż kręgosłup zaprotestował. To był długi lot powrotny do Shadow Grove, i to w klasie ekonomicznej. Nie powinnam być zaskoczona oszczędnością na bilecie, biorąc pod uwagę, że ojciec wyrzekł się mnie rok wcześniej, ale kiedy odkryłam, że przydzielone mi miejsce było upchnięte między dwiema starymi, grubymi, spoconymi kobietami, musiałam przełknąć gulęgoryczy.
Minęło osiem miesięcy, odkąd opuściłam jedyny dom, jaki kiedykolwiek znałam. Jedenaście miesięcy temu zostałam oskarżona o serię wykroczeń i skazana za przestępstwa, których nigdy nie popełniłam.
Ścisnęło mnie w żołądku ze złości i zacisnęłam usta. W czasie tych ośmiu miesięcy, który spędziłam, mieszkając z ciotką, w dawnym klasztorze w Kambodży, furia była moim stałymtowarzyszem.
Nie żebym żałowała przeżyć, które z ciocią dzieliłam, ani naszej wspólnej pracy w sierocińcach. Ale to ojciec zdecydował, że dla jego publicznego wizerunku lepiej będzie, jeśli poniosę konsekwencje działań, o które mnie oskarżono, i odmówił wpłacenia kaucji. Jedyną łaską, jaką mi wyświadczył, było to, że opłacił wystarczającą liczbę urzędników, żeby mój proces odbył się szybko i żebym nie musiała gnić w więzieniu przez lata. Po trzech miesiącach, które spędziłam w trakcie procesu w zakładzie penitencjarnym hrabstwa Shadow Grove, z ulgą przyjęłam wyjazd na drugi koniec świata, z dala od moich zrujnowanych planów naprzyszłość.
– Hej – zaczął ktoś, przebijając się przez moje mroczne myśli – to ty, prawda? Ty jesteś Madison Kate Danvers? – powiedziała kobieta w średnim wieku, z ręką opartą na walizce, którą prawdopodobnie właśnie ściągnęła z taśmy. Nie wyglądała na rozgniewaną ani rzucającą oskarżenia, raczej byłazaciekawiona.
Lekko kiwnęłamgłową.
– To właśnie ja. – Mój głos był chropowaty i skrzekliwy. Od kiedy kilka tygodni temu zmarła moja ciotka Marie, prawie z nikim nie rozmawiałam.
Kobieta skinęła głową, zaciskając w zamyśleniuusta.
– Masz ciężki okres, dzieciaku. Twój tata powinien się wstydzić tego, co zrobił po NocyZamieszek.
Wzięłam głęboki oddech, licząc w myślach do pięciu, by opanować gniew, który we mnietkwił.
– Tak, naprawdępowinien.
Nie miałam zamiaru bronić poczynań mojego ojca. Postąpił źle. Ale zrobienie przykładu ze swojej jedynej córki, by zyskać poparcie i spełnić swoje biznesowe aspiracje, było najmniejszym z jego grzechów. W tej sytuacji nie chciał tylko znaleźć się w centrumuwagi.
W noc, w którą zostałam aresztowana – noc gali MMA w Laughing Clown – ucierpiało całe Shadow Grove. Część wschodnia i zachodnia. W kolejnych dniach media ochrzciły ją Nocą Zamieszek przez liczne rozróby, które spowodowały milionowe straty i kilka zgonów. Przegapiłam większość z tego, najpierw siedząc skuta w kajdankach z tyłu radiowozu, a następnie zamknięta w celi.
To nie przeszkodziło im nazwać mnie „mózgiem operacji”, stojącym za najbardziej brutalnym wydarzeniem w Shadow Grove. Nie miało znaczenia, jak niedorzeczne były zarzuty, i tak mieli zamiar zrobić ze mnie kozłaofiarnego.
Najwyraźniej walki między Reapersami i Wraithsami i Upiorami w Laughing Clown były tylko kroplą, która przepełniła czarę goryczy. Gangi znajdowały się na skraju wojny przez długi czas, a Noc Zamieszek stała się punktemzapalnym.
– Cóż, witaj w domu, kochana – powiedziała kobieta, klepiąc mnie współczująco po ramieniu. – Ledwo rozpoznasz nowe lśniące ShadowGrove.
Uśmiechnęłam się do niej sztywno, a gdy odeszła, przeniosłam uwagę z powrotem na taśmę z bagażami. Oczywiście wiedziałam, co miała na myśli. W następstwach Nocy Zamieszek mój ojciec – jak zawsze oportunista – zobaczył możliwość, by jego gwiazda zaświeciła jeszcze jaśniej, i postawił na odbudowę zniszczonych nieruchomości i połączenie obu stron miasta. Rzekomo tworząc most między klasami, których podział tak długo definiował Shadow Grove. Nowy uniwersytet, SGU, zbudowany na dawnej granicy między wschodnim a zachodnim Shadow Grove był jego najnowszym PR-owym osiągnięciem. I właśnie to była moja jedyna opcja, gdybym teraz chciała zdobyć wyższewykształcenie.
Gdy w końcu pojawiła się moja wyblakła walizka, westchnęłam z ulgą. Było w niej wszystko, co miałam. Ubrania, buty i samochody, które znajdowały się w Shadow Grove, należały do mojego ojca. Wszystko, co mieliśmy przed Nocą Zamieszek, spłonęło, gdy nasz dom został podpalony w ramach jednego z ataków, mających miejsce tegowieczoru.
Wyszłam z małego lotniska, ciągnąc za sobą walizkę, i zatrzymałam się dopiero przy pustym postoju taksówek. Oczywiście, odprawa mojego bagażu trwała tak długo, że nie było już żadnejdostępnej.
– Czy to ty? – Głęboki, melodyjny głos za mną sprawił, że się przestraszyłam i natychmiast odwróciłam, ledwie tłumiącokrzyk.
– Ty! – warknęłam, wpatrując się w przystojnego faceta przede mną. Głowę miał ogoloną krócej niż jedenaście miesięcy temu, a karmelowobrązowy kolor jego włosów błyszczał w słońcu jaśniej niż w moich wspomnieniach. Ale te pieprzone oczy były takie same, piękne, stalowoszare, oprawione w ciemnerzęsy.
Uśmiechał się szeroko, zadowolony, a błysk metalu zdradził kolczyk wjęzyku.
Chciałam go walnąć prosto w pieprzonynos.
– O, super, Kody jest mi winien pięćdziesiąt dolców. Obstawiał, że nie będziesz mnie pamiętać. – Mrugnął do mnie, jakbyśmy dzielili wspólny sekret. – Najwyraźniej nie docenił wrażenia, jakie pozostawiam na laskach. Bez względu na to, jak krótko byśmy ze sobą nierozmawiali.
Oszołomiona, zdołałam tylko zamrugać. Ostatnim razem, gdy widziałam tego kutasa, odjeżdżał w noc ze swoimi dwoma kumplami na chwilę przed tym, jak zostałam aresztowana za ichzbrodnie.
– Masz cholerny tupet – zaczęłam, ale przerwałam, gdy znowu poczułam rosnącą wściekłość. Włożyłam tyle pracy, aby zapanować nad emocjami, a tymczasem wystarczyła niecała godzina w Shadow Grove, bym prawie straciłarozum.
Nie byłam na to przygotowana. Nie byłam gotowa tak szybko stawić czoła jednemu z trzech mężczyzn, którzy mnie wystawili. Nie spodziewałam się napływu surowej, pierwotnej nienawiści krążącej w moichżyłach.
Facet uniósł przekłutą brew, czekając, co powiem dalej. Szczegóły jego wyglądu nie były zbyt dokładne w moich wspomnieniach – co zrozumiałe, widziałam go tylko przez kilka chwil po ucieczce Zane’a – ale naprawdę był oszałamiający. Miał na sobie koszulę z krótkimi rękawami, a na lewym przedramieniu dostrzegłam skomplikowanytatuaż.
Przebiegł mnie lekki dreszcz strachu. Czy jego obecność znaczyła, że wpadnę też na tamtą dwójkę? Niebieskooki i zielonooki, dwóch przystojnych chłopaków, którzy uratowali mnie przed Zane’em D’Athem i prawdopodobną, bolesną śmiercią w Noc Zamieszek, a następnie oddali w ręce policji, wrobiwszy w swojezbrodnie.
Pomimo wielu wręczonych łapówek, które miały zapewnić utrzymanie tego gównianego oskarżenia, że to właśnie ja zorganizowałam Noc Zamieszek, zarzuty zostały oddalone z powodu braku wystarczających dowodów. I słusznie. Ale do wyroku sądu moja przyszłość legła w gruzach: zostałam wydalona ze szkoły, wymarzona uczelnia z Ligii Bluszczowej wycofała wcześniejszą akceptację, a ojciec zmusił mnie do wyjazdu do Kambodży. Ostatnią klasę skończyłam korespondencyjnie, przez co miałam teraz bardzo ograniczoneperspektywy.
„To dla twojego bezpieczeństwa, MadisonKate”.
Nie żeby dbał o moje bezpieczeństwo, kiedy siedziałam zamknięta w areszcie przez trzymiesiące.
Mimo to w kółko trzymał się tej jednej, gównianej wymówki, aż się spakowałam i wyjechałam na drugi koniec świata, nie oglądając się za siebie. Jak się okazało, dziewczyna, która zmarła w Laughing Clown, blondynka, o której ciało potknęłyśmy się z Bree, używała mojego dowodu. Ukradła mój portfel z samochodu Bree, więc sanitariusze, którzy przybyli na miejsce, uznali, że to ja.
Czemu właściwie nie mieliby tak założyć? Po tym, jak jej martwe ciało zostało zdeptane przez setki spanikowanych, pijanych widzów, rozpoznanie twarzy było niemożliwe. Dziewczyna nadal nie została zidentyfikowana i pochowano ją jako NN.
Oczywiście mojego ojca skłoniło to do przekonania, że to ja byłam celem. Ktoś próbował zamordować jego córkę… Więc odesłał mnie z Shadow Grove dla mojegobezpieczeństwa.
– Czego ode mnie chcesz? – warknęłam, krzyżując ramiona na piersi. Byłam ubrana w luźne lniane spodnie, jasnoniebieską koszulkę bez rękawów i znoszony, ręcznie dziergany sweter. Nie przypominałam Madison Kate sprzed roku, jedynie włosy były takie same. Kiedy ciotka Marie zmarła, a ojciec wezwał mnie do domu, byłam wściekła. Zdecydowałam przypomnieć mu nasze ostatnie spotkanie, więc przefarbowałam włosy z powrotem na ten ciemnoróżowy kolor, jaki miały, gdy opuszczałam Shadow Grove. W areszcie używałam naprawdę gównianych szamponów, przez co wściekle różowa farba się wypłukała, zostawiając naprawdę ładny odcień, który polubiłam.
Okazałam się głupia, ojciec nawet się nie pofatygował, żeby mnieodebrać.
Przystojny, wytatuowany i zakolczykowany chłopak o stalowoszarych oczach znów się uśmiechnął. Z czym, kurwa, miał problem? Nikt się tak dużo nieuśmiechał.
– Mam cię odwieźć do domu – powiedział, wskazując głową w kierunku eleganckiego, srebrnego, podrasowanego samochodu zaparkowanego w strefie wyraźnie oznaczonej „Tylko dla taksówek”. – Twój ojciec… hm… nie mógł przyjechać.
Parsknęłam gorzkimśmiechem.
– Bez kitu – odpowiedziałam. – Jest zbyt zajęty pieprzeniem mojej nowej mamusi? – Gdy szarooki zmarszczył nos, westchnęłam. – No nieźle. Pracujesz dla niego czy co? – Choć bardzo chciałam wykastrować tego dupka i jego dwóch przyjaciół… bardziej chciałam wziąć prysznic. Po spędzeniu w samolocie większości dnia zdecydowanie marzyłam oprysznicu.
Facet lekko potrząsnął głową, po czym ponownie skinął w stronęsamochodu.
– Może wyjaśnię po drodze? Musisz być wykończona. Jak długi był lot zSingapuru?
Zacisnęłamusta.
– Z Siem Reap – poprawiłam go w kwestii miejsca, z którego przyleciałam. – Zajebiście długi. – Nie byłam w nastroju na pogawędki z tymkutasem.
– Okej, no to… – Zrobił krok do przodui sięgnął po moją walizkę.
– Nic z tego. – Szarpnęłam bagaż z dala od niego i cofnęłam się o kilka kroków. Za plecami szarookiego widziałam zbliżającą się taksówkęi zdecydowanie wolałam ten środek transportu. Wyciągnęłam rękę, by machnąć nakierowcę.
– Serio? – zapytał, marszcząc brwi, zdezorientowany – Przyjechałem tu specjalnie, by cięodebrać.
Wzruszyłam ramionami, pozwoliłam taksówkarzowi wziąć moją walizkę i załadować ją do bagażnika.
– Cóż, po pierwsze, powinieneś tu być godzinę temu, kiedy wylądowałam. A po drugie, nie powinieneś był mnie, kurwa, wrabiać we włamanie i nieumyślne spowodowanie śmierci. – Chwyciłam okulary przeciwsłoneczne zaczepione o pasek torebki z frędzlami w stylu boho i nasunęłam je na nos. – Następnym razem, gdy cię zobaczę, nie będę taka miła. Zejdź mi, kurwa, z drogi, Grey**.
Ciężko opadłam na tylne siedzenie taksówki i zatrzasnęłam drzwi. Okno było do połowy opuszczone, więc kiedy kierowca wsunął się z powrotem na swoje miejsce, wrzucił bieg, usłyszałam, żeszarooki cośmruczał.
– Co? – zapytałam hardo, odmawiając mu ostatniego słowa, nawet jeśli nie byłam w stanie go usłyszeć.
– Powiedziałem: Steele. Nazywam się Steele, nie Grey. – Jego irytujący uśmiech znów się rozszerzył, błyskając metalem kolczyka w języku, a koleś mrugnął jednym ze stalowoszarych oczu. – Ale byłaśblisko.
Taksówka ruszyła, oszczędzając mi konieczności odpowiedzi, a ja z jękiem oparłam głowę ozagłówek.
Steele. Co za głupie imię. Pasowało doniego.
* * *
Telefon zawibrował w mojej kieszeni, gdy GPS taksówki pokazywał około pięciu minut drogi od nowego domuojca.
– Halo – odebrałam, nie zawracając sobie głowy spojrzeniem na ekran. Tylko dwie osoby miały mój numer, a jedna z nich nieżyła.
– Madison Kate – po drugiej stronie zabrzmiał szorstki głos mojego ojca – miałem nadzieję, że cię zobaczę, zanim wyjedziemy, ale Steele właśnie wrócił bezciebie.
Przewróciłam oczami, gryząc się język. Ojciec nie uwierzył mi w Noc Zamieszek, kiedy opowiedziałam mu o trzech facetach, którzy wyciągnęli mnie z wesołego miasteczka i zostawili na poboczu. Nie uwierzył, że skradziony klucz był w mojej kieszeni tylko dlatego, że bluza należała do przystojnego, zalotnego, zielonookiego kolesia. Nie zamierzałam więc teraz marnować czasu, mówiąc mu o udziale Steele’a w tym wszystkim. Chciałam tylko się zemścić za zniszczenia, jakich on i jego kumple dokonali w moimżyciu.
– Nie przyjmuję podwózek od nieznajomych – odpowiedziałam z odrobiną sarkazmu. – Dlaczego sam po mnie nie przyjechałeś? Myślałam, że zechcesz zobaczyć swoje jedyne dziecko po skazaniu mnie na miesiącewygnania.
Ojciec wydał dźwięk świadczący o zirytowaniu, a w tle usłyszałam kobiecy głos. Cherise, jego nowa dziewczyna, zdecydowanie nie cieszyłam się na tospotkanie.
– Jestem pewien, że ci wspominałem, Madison Kate – odpowiedział ojciec, brzmiąc, jakby był zirytowany i rozkojarzony; nawet nie odniósł się do mojego komentarza o tym, jakim gównianym, zaniedbującym rodzicem był. – Cherise i ja wyjeżdżamy dziś doWłoch.
To nie powinno mnie zaboleć. Ojciec nie odwiedził mnie ani razu w Kambodży i dzwonił tylko wtedy, gdy był do tego zmuszony. Ale mimo to wiadomość, że zaplanował wakacje ze swoją nową ślicznotką na ten sam dzień, w którym wracałam do domu, zabolałamnie.
– Racja – powiedziałam bezbarwnym i pozbawionym emocji głosem. – Oczywiście. Chyba zapomniałam. – Albo nigdy mi nie powiedział. – Jak długo cię nie będzie?
– Osiem tygodni. Ale nie martw się, twój pokój jestprzygotowany.
Zacisnęłam szczęki, żeby powstrzymać westchnienie. Mój pokój. Nawet nie widziałam jego nowego domu. Nasz stary – ten, w którym dorastałam, i ten, w którym widziałam, jak moja matka została zamordowana – był jednąz naszych wielu nieruchomości spalonych w NocZamieszek.
– Okej, jasne. Do zobaczenia za dwa miesiące, jak sądzę. – Pomimo najlepszych starań w mój ton wkradła sięgorycz.
Usłyszałam więcej szeptów w tle telefonu, Cherise powiedziała coś mojemu ojcu, a potem on przemówiłponownie:
– Dzięki, kochanie. Nie martw się, nie będziesz samotna podczas naszej nieobecności. Jeśli będziesz czegoś potrzebować, jestem pewien, że chłopcy cipomogą.
Chwila, co? Chłopcy? Jacychłopcy?
– Tato… – zaczęłam, ale miprzerwał.
– Muszę lecieć, nasz samochód już jest. Zadzwoń do mnie w poniedziałek i powiedz, jak ci minął pierwszy dzień w SGU. Wiesz, jak ważny jest dla mnie ten projekt. – Nawet nie czekał, aż odpowiem, zanim zakończył rozmowę, a ja musiałam użyć całej siły woli, aby nie wyrzucić telefonu przezokno.
Minutę później minął nas rolls-royce z przyciemnianymi szybami i wiedziałam, że to on. Nie mógł nawet poczekać dwóch minut, aż wrócę dodomu.
Dupek.
Jego słowa ciążyły mi jak kamień w brzuchu. Jacy chłopcy byliby w stanie mi pomóc? Fakt, że szarooki, Steele, został wysłany po mnie na lotnisko… Miałam naprawdę złe przeczucie odnośnie do tego, co zastanę w domuojca.
– Jesteśmy na miejscu? – spytał kierowca, przebijając się przez mojezamyślenie.
Wyjrzałam przez okno i spojrzałam w górę, na ogromną rezydencję skrytą za wysoką, ozdobną bramą. W żelazie wykuto fantazyjny monogram D. Jak Danvers. Samuel Danvers był aż takarogancki.
– Tak, myślę, że tak – odpowiedziałam z westchnieniem. Zapłaciłam facetowi pogniecionymi banknotami wydobytymi z torby, amerykańską walutą, która leżała nietknięta przez cały czas mojej nieobecności, a potem wyjęłam walizkę zbagażnika.
– Wszystko w porządku? – zapytał taksówkarz, rzucając monolitycznej strukturze za mną ostrożnespojrzenie.
Posłałam mu sztywnyuśmiech.
– Nic mi nie będzie – odpowiedziałam, po cichu modląc się, by nie udowodniono mi, że się mylę. – Dzięki.
Facet skinął głową, po czym wsiadł z powrotem do samochodu i odjechał, zostawiając mnie z torbą u stóp. Nie miałam nawet jebanego kodu do otwarcia frontowej bramy. Jak bardzo popieprzona była tasytuacja?
– Wielkie dzięki, tato – mruknęłam pod nosem, podchodząc do interkomu. Mogłam do niego zadzwonić i zapytać, ale byłam cholernie wkurzona, że na mnie nie poczekał. Miałam nadzieję, że któryś z „chłopców” mnie wpuści. Jeśli nie, ojciec zawsze miał personel czekający wcieniu.
Mocno wcisnęłam brzęczyk, a potem czekałam, kręcąc się, aż usłyszałam kliknięcie kamery bezpieczeństwa. Nikt się nie odezwał, a ja stłumiłam zirytowanewestchnienie.
Policz dopięciu.
Oddychaj.
– Wiem, że tam jesteś, dupku – warknęłam. Ups, może powinnam była policzyć dodziesięciu.
– W czym możemy pomóc? – zapytał gładki, męski głos. To nie był Steele. Przynajmniej tak sądziłam. Może kamerdyner? Służba, którą zatrudniał mój ojciec, wyniosła definicję uprzejmości na całkiem nowy poziom. Zazwyczaj byli niewidoczni, a gdy ich dostrzegano, wykazywali się nienagannymimanierami.
– Czy mógłby mnie pan wpuścić? Tata zapomniał podać mi kod do bramy. – Spojrzałam w kamerę, krzyżując ramiona i stukając stopą zirytacji.
Nastąpiła kolejna długa przerwa, apotem:
– Jesteś niezależną kobietą, Madison Kate. W końcu dotarłaś tu sama z lotniska; jestem więc pewien, że i z tym sobie poradzisz.
Ktokolwiek to był, brzmiał tak, jakby się ze mnieśmiał.
Skurwiel.
Po wyłączeniu kamery bezpieczeństwa całe dwie minuty zajęło mi przerzucenie walizki przez bramę, a następnie wspięcie się na to cholerstwo, ostentacyjnie wykorzystując do tego monogram z kutego żelaza. Ciężko dysząc, opuściłam się na drugą stronę, a potem wytarłam ręce z pyłu o spodnie. Już dawno porzuciłam swój dawny styl: designerskie sukienki i szpilki, i nigdy nie czułam się z tym bardziej komfortowo. Z pewnością ułatwiło to także takie rzeczy jak włamanie się do rodzinnejposiadłości.
Ciągnięcie walizki po utwardzonym podjeździe do głównego wejścia do domu zajęło mi pięć minut. Pięć minut, w czasie których czułam, że ktoś mnie obserwuje i się ze mnie śmieje.
Kimkolwiek był ten kutas, wybrał zły dzień, żeby ze mną zadzierać. Zły, kurwa, rok.
– Udało ci się. – Z boku budynku wyszedł Steele, uśmiechając się do mnie krzywo. Brudną szmatą ścierał coś czarnego z rąk, a gdy spojrzałam za niego, zauważyłam półotwarte drzwi do garażu. Wewnątrz stał jego lśniący, srebrnoszary, podrasowany samochód i miał otwartąmaskę.
– Tak – odpowiedziałam, mrużąc oczy. – A co ty turobisz?
Uśmiechnął się szerzej i wsunął tłustą szmatę do tylnej kieszeni podartych czarnychdżinsów.
– Och, nie wiedziałaś? Mieszkamtu.