Tytuł dostępny bezpłatnie w ofercie wypożyczalni Depozytu Bibliotecznego.
Po świetnie przyjętym pierwszym numerze „Imaginarium Wielkopolskiego” zapraszam was w kolejną podróż. Czy legenda o wrzesińskich nie-czarownicach jest prawdziwa? Tego nie wiemy. Posłużyła nam jednak do zaprojektowania okładki tego numeru, na której nieszczęsne kobiety (lub ich upiory) spoglądają na wrzesiński rynek. Grafiki na okładce nie stworzył człowiek. To sztuczna inteligencja Midjourney, poczęstowana tą historią, stworzyła obraz, który widzicie. O ile wiem, jest to pierwsza okładka czasopisma fantastycznego wykonana przez robota. Nie w całości wszak, do okładki ratuszową wieżę i pozostałe zabudowania dodała moja żona Aleksandra. Programy komputerowe jeszcze długo nie zastąpią ludzi, ale niech to będzie zapowiedź przyszłości. Przyszłości, która budzi zarówno lęk, jak i nadzieję. Zachwyca i przeraża zarazem. Tak jak opowiadania i grafiki, które znajdziecie w tym numerze. Czy będą to brutalne, ale wciągające misterią świata przedstawionego goblińskie podziemia w „Jarim”, fascynujący, acz wywołujący grozę „Złoty wąż” czy przywołująca lęk wizja przyszlości w „Oko za oko”. Zapraszam was w fantastyczną podróż, która wywoła gęsią skórkę i wyciśnie łzy. Zaczynamy.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 57
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Zamiast wstępniaka
Szanowni czytelnicy!
Po świetnie przyjętym pierwszym nu-merze „Imaginarium Wielkopolskiego” za-praszam was w kolejną podróż. Tym ra-zem zamiast typowego wstępniaka zacznę od legendy.
W minionych czasach, gdy diabły i anio-ły chodziły jeszcze wśród ludzi, zasądzone wy-roki wykonywał kat, który był ważną postacią, ale jednocześnie budził odrazę. Ta niechęć prze-nosiła się również na bliskich kata. Przekonał się o tym pewien owczarz, który miał to nieszczęście być krewnym kata. Owczarz mieszkał niedaleko Wrześni wraz z żoną Katarzyną i córką Kunegundą. W akcie zemsty żony straconych przez kata złoczyń-ców zaczęły rozpowiadać, że widziały, jakoby Kata-rzyna i Kunegunda wychodziły nocą na cmentarz, gdzie tańcowały z samymi czartami. Plotka padła na podatny grunt i w efekcie sprawa ko-biet trafiła do sądu. Przekupiony sędzia wy-dał wyrok śmierci na rodzinę owczarza. Ustawiono więc na wrzesińskim rynku stos, na którym spłonęły niewinne kobiety. Rozżalo-ny owczarz zebrał prochy żony i córki, pogrzebał je na cmentarzu i udał się szukać sprawiedli-wości. Na jego prośbę dziedzic Wrześni na-kazał schwytać zawistne kobiety, które spa-lono na tym samym miejscu. Aby upamiętnić te wydarzenia, miejscowy proboszcz postawił na rynku figurkę Matki Boskiej, przy której zasadził lipy. Rosły one aż do 1921 r., kiedy przeprowadzo-no gruntowny remont wrzesińskiego rynku, a dzisiaj zachowały się tylko w ludzkiej pamięci.
Czy legenda o wrzesińskich nie-cza-rownicach jest prawdziwa? Tego nie wie-my. Posłużyła nam jednak do zaprojek-towania okładki tego numeru, na której nieszczęsne kobiety (lub ich upiory) spoglądają na wrzesiński rynek. Grafiki na okładce nie stworzył człowiek. To sztuczna inteli-gencja Midjourney, poczęstowana tą hi-storią, stworzyła obraz, który widzicie. O ile wiem, jest to pierwsza okładka czasopi-sma fantastycznego wykonana przez robota. Nie w całości wszak, do okładki ratuszo-wą wieżę i pozostałe zabudowania dodała moja żona Aleksandra. Programy kompu-terowe jeszcze długo nie zastąpią ludzi, ale niech to będzie zapowiedź przyszłości.
Przyszłości, która budzi zarówno lęk, jak i nadzieję. Zachwyca i przeraża zarazem. Tak jak opowiadania i grafiki, które znajdziecie w tym numerze. Czy będą to brutalne, ale wcią-gające misterią świata przedstawionego gobliń-skie podziemia w „Jarim”, fascynujący, acz wy-wołujący grozę „Złoty wąż” czy przywołująca lęk wizja przyszlości w „Oko za oko”. Zapraszam was w fantastyczną podróż, która wywoła gęsią skór-kę i wyciśnie łzy. Zaczynamy.
Mariusz Sobkowiak
Redaktor naczelny
Źródło legendy: www.regionwielkopolska.pl
Oko za oko
— To już trzy miesiące — mruknęła Syl-wia, przeglądając kalendarz, podczas gdy bar-man postawił przed nią kufel z zimnym pi-wem. Strzepnęła jakieś okruszki z czarnych spodni i poprawiła rękawy żakietu w tej samej barwie. To nie był jej najszczęśliwszy dzień, a nawet dni. Paradoksalnie bezrobocie poma-gało w przetrwaniu tego trudniejszego okresu, ponieważ poszukiwania pracy łapczywie pożera-ły czas oraz uwagę i pozwalały choć na chwilę zapomnieć o innych problemach. Jutrzejszy po-ranek znowu zacznie się od przeszukiwania stron z ogłoszeniami. Spróbowała zapić złe myśli pi-wem.
Jej soczewki wyświetlały eteryczny ekran kalendarza oraz paru stron internetowych. Były to oferty pracy, kilka wystawionych przez nią ogłoszeń, w których sprzedawała rzeczy Piotra oraz jakieś artykuły zaproponowane przez nie-omylne algorytmy mediów społecznościowych. Jeden z nich opowiadał o kolejnym morder-stwie poprzedzonym brutalnym gwałtem. Poli-cja podejrzewała, że przestępcy stosują wirusy, by zakłócić urządzenia komunikacyjne lub implanty ofiar. „Nowe technologie czynią nas nadludzkimi do momentu, aż pojawi się ktoś sprawniejszy w ich używaniu” – pomyślała Syl-wia.
Tuż obok ekranu wyskoczyło kolej-ne okienko, tym razem z komentarzami, w których internauci prześcigali się w po-mysłach na karę dla zwyrodnialca. A pro-pozycji nie brakowało. Zaczynając od wy-mierzania sprawiedliwości pięściami lub pałkami, przechodząc w kastracje (najlepiej bez znieczulenia) i kończąc na życzeniu oprawcy, by zamienił się miejscem z ofiarą. Ta ostat-nia propozycja sprawiła, że uznała, iż wystar-czy na dzisiaj, więc szybkim gestem zgasiła strony.
Była zmęczona, a panujący wokół ha-łas tylko to pogłębiał. Kolejnym ruchem dłoni wywołała folder przypominający sta-ry album ze zdjęciami. Na eterycznych stro-nach widoczne były kategorie wspomnień do odtworzenia. Niepewnym ruchem wy-brała swoje ulubione. Nagle znowu znalazła się w kościele wypełnionym elegancko odzia-nymi krewnymi. Gdy spojrzała w dół, zobaczyła nałożony przez soczewki hologram białej suk-ni. Pomimo braku słuchawek i hałasów wokół,
słyszała w głowie muzykę graną przez zespół, zaś przy ołtarzu dostrzegła wysokiego blondy-na. Stał do niej tyłem. Serce zabiło jej szybciej, a w głowie zapanował chaos. Radość i smutek. Ulga i strach. Spokój i gniew. Wszystkie emocje zażarcie walczyły o swoje miejsce. Postać zaczęła się powoli odwracać, a Sylwia poczuła łzę na po-liczku i błyskawicznie wyłączyła wspomnienie.
Spojrzała na zegar wiszący na ścianie, którego wskazówki ku jej zdziwieniu cofnę-ły się o dwie godziny. „Pewnie jest zepsu-ty” – pomyślała, po czym leniwym wzro-kiem rozejrzała się po lokalu. W konkursie na najgłośniejszych klientów złoty medal wę-drował do grupy studentów. Głośno śmiali się, robiąc jedynie raz na jakiś czas prze-rwę, aby stuknąć się kubeczkami. Wbrew pozorom jest to coraz rzadszy widok. Dzi-siaj większość ludzi najczęściej spotyka się w wirtualnej rzeczywistości, gdzie mogą przesiadywać, jak długo chcą oraz aplikować sobie generowane przez program wrażenia spożywania dowolnego alkoholu. Wystarczy podłączyć przewód do odpowiedniego gniaz-da zainstalowanego na karku, by wytworzyć nieodróżnialną od rzeczywistości symula-cję. Mniej inwazyjną od gniazda alternatywą są soczewki, lecz mają one znacznie mniejsze możliwości.
Od głośnego stada żaków odłączył mężczy-zna i kobieta. Podeszli do baru intensywnie roz-mawiając.
— Wiesz, chyba nie po to poszłam na polibudę, żeby teraz skończyć w więzie-niu — rzuciła dziewczyna, zalotnie uśmiechając się do mężczyzny.
— Czyżby złodziejka serc obawiała się wymiaru sprawiedliwości? — Mężczy-zna zaśmiał się, po czym odebrał pełne ku-fle zpiwem od barmana. Nie spuszczał jed-nak wzroku ze swojej rozmówczyni, jakby za mocno pochłonęło go podziwianie dzieła
sztuki. — A tak poważnie Nowakowski ma całkiem spory grant i nie szczędzi gro-sza na dobrych specjalistów. I tak większość roboty wykonywałabyś zdalnie. Chociaż nie obraziłbym się, gdyby miała ochotę mnie odwiedzić. Byłaby to miła odskocznia od rozmów z mordercami.
— Pomyślę jeszcze, choć do zależy od tego, jak będziesz przekonujący — od-parła dziewczyna, bawiąc się słomką za-nurzoną w alkoholu. – Szczerze mówiąc, nieszczególnie podoba mi się ten projekt.
2 3
Myślałam, że jako społeczeństwo wyrośliśmy z Kodeksu Hammurabiego i robienia z resocjali-zacji okazji do zemsty.
Mężczyzna westchnął, jakby musiał po-nownie tłumaczyć babci, że gry kompu-terowe nie są dziełem szatana. Nim jed-nak zdążył cokolwiek powiedzieć, usłyszeli ponaglające głosy kolegów. Dziewczyna spró-bowała chwycić swój kufel, lecz jej towarzysz był szybszy. Złapał naczynie, uśmiechając się zło-śliwie.
— A ty nie za młoda jesteś na takie trunki?
— A ty nie za stary na takie głupie żarty? — odparła, odwzajemniając uśmiech. Jeszcze przez chwilę wygłupiali się, po czym wrócili do swoich towarzyszy.
Spoglądając na tamtą parkę, Sylwia przypomniała sobie pierwsze spotkanie z Piotrem. Przed oczyma znowu pojawił się jego inteligentny uśmiech i oczy o cie-płym spojrzeniu. Ich wspólne przesiady-wanie w wydziałowej bibliotece, a tak-że przekomarzanie. Radosne wspomnienia przywołały jednak odgłosy pisku opon i głośnego uderzenia, który zagnieździł się w jej pamięci i nie chciał odjeść. Rozległy się okrzyki. Grupa mężczyzn przed telewizorem gwizdała i wykrzykiwała przekleństwa pod adre-sem piłkarzy.
— Kaczmirek znowu kogoś sfaulował? — powiedziała pod nosem. Jeśli pamięć jej nie myli, będzie to już druga jego czerwo-na kartka w tym roku. Nagle zaczęła zasta-nawiać się, skąd to wie. Nigdy nie intereso-wała się piłką nożną. „Pewnie przeczytałam to w jakieś gazecie” – pomyślała. Drew-niana podłoga zatrzeszczała. Korpulent-ny mężczyzna wbiegł do toalety. Obok niej z kolei barman próbował flirtować z młodą dziewczyną. Uśmiechał się, jakby grał w re-klamie pasty do zębów, zaś jego rozmówczyni na zmianę śmiała się i bełkotała. Sylwia spoj-rzała na zawartość kieliszka dziewczyny, któ-ra musiała upić się samym zapachem, ponie-waż nie dostrzegała żadnego ubytku alkoholu, chociaż mogła przysiąc, że widziała, jak szkło stykało się z drobnymi ustami tamtej kobie-ty. Barman kilkoma szybkimi ruchami zapełnił puste kieliszki. Sylwia zauważyła na jego nad-garstku najpewniej drogi srebrny zegarek, któ-ry wyglądał znajomo. Z takiego czasomierza korzystał ten skurwiel, gdy złożył jej wizytę, by przekonać do zmiany zeznań. Za uratowanie swojej skóry obiecał jej wszystko, od pieniędzy
po karierę. Problem w tym, że Sylwię inte-resowało tylko to, czego żaden człowiek nie jest w stanie zaoferować. Skończyło się więc na groźbach i powoływaniu się na znajomości.
Odpaliła ponownie soczewki i wybra-ła kolejne wspomnienie. Tym razem znala-zła się w skromnej sali sądowej. Poplamio-ny kontuar baru zmienił się w zadbaną ławę. Po lewej widziała dumnie unoszącego gło-wę prokuratora w czarnej todze. Naprzeciwko z kolei siedziało źródło jej problemów. Dum-ny dotychczas Maciej Brzozowski wsłu-chiwał się w odczytywany wyrok. Lubiła ten moment. Chwila jak z filmów. Moment triumfu po miesiącach walk. Nawet groźby, że ją dopadnie, które jak niezabezpieczony pi-stolet wystrzeliły z ust oskarżonego, nie robiły na niej wtedy wrażenia. Wygrała sprawiedliwość. Potem wróciła do domu i panująca cisza wyssała z niej wszelką radość, zaś chwilowa satysfakcja przerodziła się w rozczarowanie. Wyłączyła wspo-mnienie. Najchętniej wydłubałaby draniowi oczy.
Z zabójczych planów wybił ją po-nowny dźwięk trzeszczącej podłogi
wywołany przez biegnącego do toale-ty mężczyznę. „Znowu poczuł potrzebę” – pomyślała. Nawet nie zauważyła, jak wy-szedł. Dopaliła papierosa. Wzięła duży łyk piwa. Wystarczy tego użalania się na dziś. Już wyobrażała sobie, jak zasypia w cie-płym łóżku. Szkoda tylko, że sama. Szykowała się do wyjścia, gdy nagle usłyszała za sobą głos.
— Ciężki dzień, co? — Mężczyzna miał ciem-ne, krótkie włosy. Ubrany był w niebieską ko-szulkę z logo Lecha i jeansy. Najbardziej jednak rzucił się jej w oczy tatuaż. Przedstawiał węża, który oplatał przedramię od łokcia do nad-garstka. Twarz mężczyzny wydawała się dziw-nie znajoma. Jest pewna, że gdzieś ją widziała, lecz nie mogła przypomnieć sobie gdzie. Być może kiedyś się minęli.
— Mogę postawić ci drinka? – zapytał, po czym przysiadł się, nie czekając na odpowiedź. Sylwia włożyła resztki sił w uśmiech.
— Dziękuje, ale może kiedy indziej. Nie jestem dzisiaj w nastroju. — Założyła torebkę na ramię. Tuż za nieznajomym ponownie prze-biegł tamten mężczyzna o słabym pęcherzu. Sły-chać było również identycznie brzmiące okrzyki kibiców i studentów.
— Alkohol i miłe towarzystwo mogą to zmienić. — Uśmiechnął się. Zrobiło jej się szkoda mężczyzny, lecz dla niej było