Jak się (nie) zakochać - Myriam M. Lejardi - ebook + audiobook

Jak się (nie) zakochać ebook i audiobook

Myriam M. Lejardi

3,6

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Jedna z najbardziej oryginalnych (i gorących) powieści z nurtu enemies to lovers. Świeża i oryginalna – z nieromantycznym bohaterem, który i tak skradnie wasze serce, i dziewczyną, która rozśmieszy was do łez.

 

Nora ma trzy życiowe problemy

Pierwszy: dwoje jej najlepszych przyjaciół właśnie ze sobą zerwało. Teraz walczą o spędzany z nią czas za pomocą złośliwych wiadomości na WhatsAppie, a ona musi to zdzierżyć.

Drugi: Marcos – chłopak, w którym kocha się od początku szkoły – nadal nie załapał, że są dla siebie stworzeni, i umawia się z innymi dziewczynami.

Trzeci: właśnie przyłapała swoją matkę w łóżku z... sąsiadką. I nawet nie byłoby to takie straszne (pomijając początkowy szok), gdyby nie wspaniały pomysł zakochanych. Postanowiły zamieszkać razem jak jedna szczęśliwa rodzina! Wszyscy. Czworo. One dwie, Nora i Adrián.

No właśnie, Adrián... Ten od trzech pierwszych razów Nory. Ten z seksownym pieprzykiem, uwodzicielskim szeptem
i niedorzecznie błękitnymi oczami.

Jej najgorszy koszmar właśnie się zaczyna!

Książka dla czytelników 18+

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 439

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 10 godz. 40 min

Lektor: Giurow Diana
Oceny
3,6 (89 ocen)
25
22
24
13
5
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Kirawch

Nie polecam

Dawno nie czytałam większej głupoty!!! Pierwsza część książki jeszcze się broni (wspomnienia) ale potem jest tylko gorzej Jakby siedzieć w głowie napalonego, niezrównoważonego nastolatka,który całe życie skupią się na seksie i byciu upierdliwym dla wszystkich dookoła.zero głębi. Omijać zdecydowanie
40
olgapawlikowska

Dobrze spędzony czas

Świetnie się bawiłam! Czy jest wulgarnie? Momentami? Czy jest o seksie? Przede wszystkim. Ale mało tu samych opisów zbliżeń. Za to mnóstwo rozmów, odkrywania seksualności, studenckich eksploracji. Rzecz jest napisana przez Hiszpankę i dzieje się pod Madrytem, więc i spojrzenie młodych na związki i przelotne romanse jest zdecydowanie mniej pruderyjne niż w Polsce. Jednak to świetna książka, która pokazuje, że ludzie się różnią. Co więcej, to książka, której bohaterowie rozmawiają!!! Nie bawią się w oszustwa, unikanie i „domyśl się”. Komunikują potrzeby, mówią, co lubią w łóżku i nie wstydzą się tego
30
muckers

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo fajna książka ,dobre tłumaczenie i zachwycające szczere sytuacje , ,dużo rozmów o seksie ,ale to normalne u nastolatków ,którzy dopiero poznają swoją seksualność .Pełna humoru i nie tylko .poza tym dowiedziałam się dzięki tej książce ,że jestem trochę aromantyczna .😘
30
Akdanreb

Nie polecam

Ciężko się czyta, jest bardzo męcząca, historia byłaby ok gdyby nie opisy i zachiwanie bohaterów ogólnie wcale nie jest ok ... Nie polecam.
21
lolekdwa

Z braku laku…

– Dlaczego oni się nie kochają? – Ziomal, to komiks porno. W blurpie książki pada określenie Adriana jako "nieromantycznego bohatera". Jest to oczywista głupotka przekładu (pierwsza, ale nie ostatnia), bo już w samej książce pada termin poprawny – aromantyczny. Tyle tylko, że wraz z zagłębianiem się w fabułę – to tak samo jak aro, on nie jest romantyczny. Nikt nie jest. Wszystko się rozchodzi o... Bzykanko 🤢. Cytat, który dałam na samym początku, i który jest częścią tej powieści, po podmienieniu "komiks porno" na "książka erotyczna" idealnie by oddawał sens tego, co ja właśnie przeczytałam. Tam bohaterowie nie odczuwają głębszych emocji. Oni nam mówią o tym z offu, łamiąc czwartą ścianę w stylu "ja wiem że inni ludzie czują ABC, ale ja mam XYZ, jednocześnie to nie tak, że czuję X, ale w sumie może trochę tak". Tylko to nie to samo, bo ich akcje o tym nie świadczą. Książka nie ma fabuły. Ma jakieś punkty do których dążymy – najpierw to seks między Norą a Adrianem, potem rozpoczęcie...
10

Popularność



Podobne


Mo­jej sio­strze,

dzięki któ­rej za­czę­łam tę hi­sto­rię.

I wszyst­kim, któ­rzy wie­dzą,

że Ad­rián nie za­wsze był tym Ad­ri­ánem.

TE­RAZ

O UPRZĘ­ŻACH DLA KO­BIET I KRĘ­PU­JĄ­CYCH ROZ­MO­WACH

NORA

Kiedy otwie­ram drzwi do po­koju matki i wi­dzę, że goła leży w łóżku na swo­jej naj­lep­szej przy­ja­ciółce, je­stem lekko zdzi­wiona.

Nie­źle, co? Świet­nie, że uło­żyła so­bie na nowo ży­cie po roz­wo­dzie. I fan­ta­stycz­nie, że nie jest he­te­ro­sek­su­alna.

Zna­czy, fan­ta­stycz­nie to może nie jest. Ra­czej wszystko mi jedno. Ni­gdy o tym nie roz­ma­wia­ły­śmy, ale my­ślę, że wo­lała uni­kać krę­pu­ją­cych roz­mów tego ro­dzaju. Tak jak wtedy, gdy pierw­szy raz do­sta­łam okresu i na­pi­sała mi in­struk­cje na sa­mo­przy­lep­nej kar­teczce, którą przy­kle­iła na paczce pod­pa­sek i zo­sta­wiła na moim biurku. Albo kiedy w szu­fla­dzie z majt­kami zna­la­złam kilka gu­mek, które wło­żyła tam ra­zem z ilu­stro­waną książką o sek­sie.

Za­ska­kuje mnie, że matka ma na so­bie uprząż. Na ta­kie rze­czy córka nie jest przy­go­to­wana i nie­ważne, że do­ra­sta­jąc, miała do­stęp do in­ter­netu.

Przy­zna­nie się, że przy­ła­pa­łam ją na go­rą­cym uczynku, by­łoby lekką prze­sadą, więc bez słowa za­my­kam drzwi i od­wra­cam się na pię­cie. Plan jest taki: iść na dół do kuchni, zro­bić so­bie kawę i po­szu­kać w te­le­fo­nie, jak wy­rzu­cić z głowy to, co wi­dzia­łam.

Kiedy kawa się pa­rzy, sły­szę, jak ktoś się tłu­cze na pię­trze. Nie wiem, czy ubie­rają się w po­śpie­chu, czy może wali o ściany ten gi­gan­tyczny pe­nis, dyn­da­jący na końcu uprzęży. Nora, te­le­fon. Szybko. „Hej, Siri! Jak za­po­mnieć, że matka bzyka się z są­siadką, za­nim zo­stawi w twoim po­koju gu­mo­wego ku­tasa z in­struk­cją na sa­mo­przy­lep­nej kar­teczce?”

Cała w ner­wach od­blo­ko­wuję w te­le­fo­nie apa­rat do sel­fie i twarz w ko­mórce od­wza­jem­nia moje prze­ra­żone spoj­rze­nie. Na swoją obronę mu­szę po­wie­dzieć, że blada skóra to wy­nik złego sa­mo­po­czu­cia – wła­śnie dla­tego wró­ci­łam wcze­śniej do domu (no do­bra, iść na lek­cje też mi się nie chciało), ale już na wy­ba­łu­szone oczy nie znaj­duję wy­mówki.

Za­nim zdążę po­szu­kać roz­wią­za­nia swo­ich pro­ble­mów i wy­pić wię­cej niż kilka ły­ków kawy, obie zja­wiają się w kuchni. Dzięki Bogu ubrane.

Con­chi nie może po­wstrzy­mać śmie­chu: od­suwa się ode mnie i opiera o blat, po czym za­krywa usta, żeby nic po so­bie nie po­ka­zać. Moja matka jest czer­wona jak bu­rak i coś mam­ro­cze pod no­sem. Siada na­prze­ciw mnie i przy­suwa dło­nie, aby wziąć mnie za rękę, ale po chwili za­sta­no­wie­nia kła­dzie je so­bie na ko­la­nach. Od­chrzą­kuje kilka razy i mówi:

– Nie po­win­naś być na uczelni?

Bar­dzo ją ko­cham, ale jej umie­jęt­ność od­wra­ca­nia kota ogo­nem i ochrza­nia­nia mnie, kiedy to ona po­winna się tłu­ma­czyć, do­pro­wa­dza mnie do szału. Po­sta­na­wiam o tym za­po­mnieć, bo wi­dać, że bie­daczka lada mo­ment wpad­nie w hi­ste­rię.

– Tak, ale źle się czu­łam. Chyba je­stem prze­zię­biona. – Zer­kam na swoje stopy, świa­doma, że mu­szę być tak samo czer­wona na twa­rzy jak matka. – Zaj­rza­łam do two­jego po­koju, żeby... yyy... wziąć z two­jej ła­zienki pa­ra­ce­ta­mol i... No cóż. Prze­pra­szam. Wszystko okej.

Con­chi wy­bu­cha śmie­chem, a moja matka pa­trzy na nią ze zło­ścią, po czym od­wraca głowę w moją stronę.

– To, co wi­dzia­łaś... – za­czyna. – Cza­sami, kiedy dwie osoby się ko­chają...

„Hej, Siri! Jak paść tru­pem, za­nim matka zdąży ci wy­tłu­ma­czyć, o co cho­dzi w sek­sie, a ty masz już dzie­więt­na­ście lat?”

– Mamo, stop. My­ślę, że to ge­nial­nie... i w po­rządku. Te­raz idę do łóżka... – się za­bić – ...chwilę od­po­cząć.

– Ale ważne, że­byś zro­zu­miała...

– No nie, na­prawdę. Prze­stań. Pro­szę.

Con­chi chyba zdaje so­bie sprawę, że je­śli to dłu­żej po­trwa, moja matka i ja za­brniemy w ślepy za­ułek, dla­tego pod­cho­dzi do nas, kła­dzie jej rękę na ra­mie­niu i pa­trzy na mnie cie­pło. Uwiel­biam tę ko­bietę. Za­wsze wy­da­wała mi się świetna; po­do­bają mi się jej ufar­bo­wane na blond krót­kie włosy i ma­lut­kie nie­bie­skie oczy. Ostat­nio nie wi­duję jej tak czę­sto jak kie­dyś, ale pa­mię­tam, że za­wsze umiała ob­ró­cić wszystko w żart, dla roz­luź­nie­nia at­mos­fery.

– Zo­staw to mnie. – Na te słowa matka wzdy­cha, a ja za­uwa­żam coś, co za­wsze wie­dzia­łam: że bar­dzo ko­cha Con­chi. Cho­ciaż te­raz ro­zu­miem, że nie jest to taki ro­dzaj mi­ło­ści, jaki za­kła­da­łam. – Po­słu­chaj mnie, sło­neczko. Pi­lar i ja wi­du­jemy się od ja­kie­goś czasu.

Spę­dzi­łam wy­star­cza­jąco wiele wie­czo­rów u Con­chi, żeby o tym wie­dzieć. Ale nie wie­dzia­łam, że nie tylko roz­ma­wiają, ale też wpy­chają so­bie ję­zyki aż do gar­dła i... No i ta uprząż. Sio, nie chcę o tym pa­mię­tać. Nie te­raz.

– Aha.

– Chcę ci po­wie­dzieć, że je­ste­śmy ze sobą od roku.

– Pra­wie dwa lata – mam­ro­cze matka.

– No tak. – Con­chi ma­cha ręką, jakby to nie miało zna­cze­nia. – Cho­dzi o to, że je­ste­śmy w so­bie za­ko­chane. Ro­zu­miesz?

– No ja­sne – od­po­wia­dam szybko. Byle nie my­ślały, że je osą­dzam. – Bar­dzo się cie­szę.

– Wy­da­wało nam się, że ty i Ad­rián już o wszyst­kim wie­cie...

– Za­raz, za­raz! On wie?

– Oczy­wi­ście, ko­cha­nie, od wielu mie­sięcy.

Spo­glą­dam na matkę ze zło­ścią. No nie, jak tak można? Mo­gła mi wcze­śniej po­wie­dzieć o ich związku, tak jak Con­chi swo­jemu sy­nowi. Moja matka spusz­cza wzrok, jakby prze­pra­szała.

– Do­brze, skoro oboje je­ste­ście już na bie­żąco, my­ślę, że to do­bry mo­ment, że­by­śmy za­miesz­kali ra­zem.

Te­raz za­miast zło­ści ogar­nia mnie me­ga­prze­ra­że­nie i pa­trzę na obie, wy­trzesz­cza­jąc oczy.

– Że co?!

– Żeby tro­chę oszczę­dzić – tłu­ma­czy się moja matka.

– Chcemy być ra­zem – wy­znaje jej dziew­czyna. – Nie twier­dzę, że ju­tro się po­bie­rzemy czy coś, ale...

– Co?!

– Skup się, Nora, na mi­łość bo­ską! I nie bądź taka nie­to­le­ran­cyjna!

– Nie je­stem nie­to­le­ran­cyjna, mamo! – Zry­wam się na równe nogi. – Chce­cie się spo­ty­kać? Pro­szę bar­dzo! Ale nie mo­żemy za­miesz­kać we czwórkę! To nie­moż­liwe! Nie...! – Myśl, Nora. – Nie zmie­ścimy się!

– Ko­cha­nie, w obu do­mach są po trzy po­koje, prze­cież nie bę­dziemy wy­ma­gać, że­byś spała w jed­nym z Ad­ri­ánem.

– A to bę­dziemy mo­gli wy­na­jąć – za­uważa moja matka, wska­zu­jąc za­ma­szy­stym ge­stem kuch­nię – i tro­chę za­osz­czę­dzimy. Wiesz, że sklep nie idzie za do­brze, każde wspar­cie się przyda.

– Nie mo­że­cie!

Con­chi prze­chyla głowę tak jej syn, wi­dzia­łam to u niego ty­siąc razy.

– Dla­czego?

– Bo... Bo Ad­rián i ja się nie­na­wi­dzimy!

To w po­ło­wie kłam­stwo. Nie wi­dzia­łam go tro­chę po­nad dwa lata (nie li­cząc tych razy, kiedy za­uwa­ży­łam go na ulicy i zmie­nia­łam drogę, żeby nie mó­wić mu „cześć”) i choć w swoim cza­sie mia­łam ochotę go za­bić, nie mogę po­wie­dzieć, że go nie­na­wi­dzę. Że za­słu­żył so­bie na pla­ska­cza? Ow­szem. Że był nie do znie­sie­nia? To też. Ale nie­na­wiść wy­maga ogrom­nego wy­siłku, na który Ad­rián z pew­no­ścią nie za­słu­guje. Z dru­giej strony je­stem pewna, że on, za­miast mnie nie­na­wi­dzić, świet­nie się ba­wił, gra­jąc mi na ner­wach. Ten jego cho­lerny pie­przyk i uśmiech, jakby...

– Nie ga­daj głupstw, Nora – ochrza­nia mnie matka, prze­ry­wa­jąc mój tok my­śle­nia. – Con­chi i ja już z nim o tym roz­ma­wia­ły­śmy i Ad­rián nie wi­dzi żad­nego pro­blemu, prawda?

Blon­dynka obok po­ta­kuje.

– Wła­ści­wie to po­wie­dział, że bar­dzo się cie­szy.

– Że bar­dzo się cie­szy? Ad­rián?!

Con­chi wzru­sza ra­mie­niem, co jest ty­powe też dla jej syna, i wy­ja­śnia:

– Tak na­prawdę wy­buchł śmie­chem i po­wie­dział, że to do­piero bę­dzie cie­kawe.

Cho­lera.

„Hej, Siri! Jak od­krę­cić to, że spało się z sy­nem dziew­czyny wła­snej matki?”

WCZE­ŚNIEJ

O PI­KANT­NYCH PI­SEM­KACH I HEK­TO­LI­TRACH ŚLINY

AD­RIÁN

Wszystko się za­częło, gdy mie­li­śmy po dwa­na­ście lat. Tylko przez trzy dni lipca je­ste­śmy w tym sa­mym wieku i wła­śnie dru­giego z nich zro­biło się cie­ka­wie.

Przed po­ca­łun­kiem Nora wy­da­wała mi się kosz­marna. Sama skóra i ko­ści i te ogrom­nia­ste zmru­żone oczy, i wiecz­nie zmarsz­czone czoło. Ty­powa wście­kła ma­ło­lata, która wy­wala twoje rze­czy, kiedy nie ro­bisz tego, czego chce, i tłu­cze cię, za­no­sząc się pła­czem, żeby zrzu­cić na cie­bie winę.

Nie że­by­śmy chcieli spę­dzać ra­zem tyle czasu. Je­stem pe­wien, że nie zno­siła mnie tak samo jak ja jej. Ale miesz­ka­li­śmy obok sie­bie i na­sze matki się ko­le­go­wały, więc mu­sia­łem to­le­ro­wać jej obec­ność pra­wie w każdy wie­czór, zwłasz­cza la­tem. Aż do tam­tej pory pró­bo­wa­łem wszyst­kiego, co tylko przy­szło mi do głowy, żeby zo­sta­wiła mnie w spo­koju: mó­wi­łem jej to pro­sto w oczy albo za­bie­ra­łem się do ry­so­wa­nia, igno­ru­jąc jej cią­głe psio­cze­nie; raz na­wet spu­ści­łem spodnie i majtki, po­ka­zu­jąc jej goły ty­łek...

Ale ta cho­lerna dziew­czyna cią­gle przy­cho­dziła, roz­glą­dała się z za­ło­żo­nymi rę­kami i wy­po­wia­dała na ab­so­lut­nie każdy te­mat.

Po­ca­ło­wa­li­śmy się we wto­rek. Nie wiem, dla­czego, do cho­lery, to za­pa­mię­ta­łem, ale wiem, że to był ten dzień. Na­sze matki szy­ko­wały mi w kuchni tort uro­dzi­nowy na środę, a Nora sie­działa w moim po­koju, kry­ty­ku­jąc wi­szące na ta­blicy kor­ko­wej ry­sunki.

– Co to niby ma być? – za­py­tała z obrzy­dze­niem, wska­zu­jąc jedną z prac.

Sie­dzia­łem na łóżku i czy­ta­łem ko­miks. Pod­nio­słem wzrok i zo­ba­czy­łem, że cho­dzi jej o szkic ko­smity, który skoń­czy­łem w ze­szłym ty­go­dniu.

Mo­głem jej to wy­ja­śnić. Wy­ka­zać się cier­pli­wo­ścią i za­cho­wać zgod­nie z ocze­ki­wa­niami matki, która cią­gle mi przy­po­mi­nała, jak mnie wy­cho­wała. „To obcy z No­stromo, tego statku ko­smicz­nego z filmu. Po­doba ci się?” Kto wie, może gdy­bym to po­wie­dział, sprawy po­to­czy­łyby się ina­czej. Ale nie wiem, bo choć to ja za­czą­łem coś mię­dzy nami, Nora zde­cy­do­wała się zro­bić na­stępny krok.

– To naga ko­bieta – skła­ma­łem.

Zwy­kle tego nie ro­bię. Mam na my­śli kła­ma­nie, a nie ry­so­wa­nie go­łych la­sek. To ro­bię bar­dzo czę­sto.

– Wcale nie, to ja­kiś obrzy­dliwy ro­bal.

– Skąd wiesz? Wi­dzia­łaś kie­dyś nagą ko­bietę?

– Zgłu­pia­łeś? – Roz­plą­tała ręce, żeby wska­zać na sie­bie. – Prze­cież sama je­stem ko­bietą! I wi­dzia­łam się nago ty­siąc razy!

– Nie je­steś ko­bietą, tylko dziew­czyną.

– To pra­wie to samo. Poza tym – za­uwa­żyła tym swoim pi­skli­wym gło­si­kiem, który do­pro­wa­dzał mnie do szału – za­łożę się, o co ze­chcesz, że wi­dzia­łam wię­cej na­gich ko­biet niż ty. Sie­bie, kilka ko­le­ża­nek, matkę...

Odło­ży­łem ko­miks na łóżko i uśmiech­ną­łem się pierw­szy raz tego wie­czoru.

– A ja się za­łożę, że nie. Udo­wod­nić ci?

Nora znowu skrzy­żo­wała ręce i pa­trzyła na mnie wy­zy­wa­jąco, kiedy scho­dzi­łem z łóżka i klęk­ną­łem przy ma­te­racu. Unio­słem go lekko nad ste­laż i wy­su­wa­jąc ję­zyk, pró­bo­wa­łem wy­ma­cać to, czego szu­ka­łem.

– Za­mknij oczy – po­pro­si­łem.

– Po co?

– Chcesz, że­bym ci to po­ka­zał, czy nie?

Par­sk­nęła, ale mnie po­słu­chała. Wy­ją­łem pi­semko z ukry­cia i prze­rzu­ci­łem parę wy­gnie­cio­nych stron, żeby zna­leźć zdję­cie na roz­kła­dówce. Pi­smo zdo­był dla mnie Ro­dri, który do­stał je od star­szego ku­zyna. Prawdę mó­wiąc, to było to­talne gówno, na­wet się nie umy­wało do rze­czy, które można zna­leźć dzi­siaj w ne­cie, ale w tam­tym cza­sie nie­wiele mi było trzeba, żeby hor­mony za­częły bu­zo­wać.

– Już mo­żesz pa­trzeć.

Kiedy spoj­rzała, jej oczy zro­biły się jesz­cze więk­sze niż zwy­kle, co mó­wiło samo za sie­bie. Wy­glą­dała, jakby miały wy­paść jej z or­bit, pro­sto na zdję­cie tej ru­dej ko­biety ze sztucz­nymi cyc­kami.

My­śla­łem, że za­cznie krzy­czeć, zwy­zywa mnie albo zrobi jedno i dru­gie. Ale się nie spo­dzie­wa­łem, że wy­rwie mi pi­smo z rąk i za­cznie je po­śpiesz­nie prze­glą­dać.

Usia­dła na pod­ło­dze po tu­recku, za­fik­so­wana na tym, co zo­ba­czyła. My­ślę, że to by było nor­malne, gdy­bym po­czuł się skrę­po­wany i prze­stra­szył się, że wy­gada wszystko mo­jej matce. Ale kiedy wy­mam­ro­tała: „Ej, ale dla­czego ona ma to coś... w środku?”, wy­buch­ną­łem śmie­chem.

Wtedy pierw­szy raz po­my­śla­łem, że Nora jest za­bawna.

Usia­dłem obok niej i też po­chy­li­łem się nad cza­so­pi­smem. Na­sze czoła nie­mal się mu­snęły, a jej grzywka mnie po­ła­sko­tała.

– Zer­k­nij na ostat­nie strony, to się prze­ko­nasz.

– O matko! – wy­krzyk­nęła, pa­trząc to na mnie, to na parę na zdję­ciu upra­wia­jącą seks. – To jest... to jest...!

– Nie­złe, co?

– Nie wiem – za­wa­hała się, przy­glą­da­jąc się do­kład­nie fo­to­gra­fii. – Dla­czego naj­pierw się nie ca­łują?

Za­czą­łem wyć ze śmie­chu, aż pa­dłem na plecy na pod­łogę i mu­sia­łem zła­pać się za brzuch. Nora za­mknęła pi­smo i rzu­ciła mi spoj­rze­nie. Po raz pierw­szy nie miała zmarsz­czo­nych brwi i nie wy­glą­dała tak, jakby miała ochotę mnie skry­ty­ko­wać. Ką­ciki jej ust za­częły po­woli się uno­sić, aż w końcu wy­lą­do­wała obok mnie, też śmie­jąc się hi­ste­rycz­nie.

Kiedy się opa­no­wa­łem, oznaj­mi­łem:

– Wy­gra­łem za­kład.

– No nie wiem – po­wąt­pie­wała. – Wi­dzia­łeś dużo ta­kich pi­se­mek? – Przy­gry­zła po­li­czek i od­wró­ciła głowę, gdy przy­tak­ną­łem. – Okej. W ta­kim ra­zie wy­gra­łeś.

– Moje na wierz­chu, prawda?

– Co ta­kiego?

– Mó­wi­łaś, że za­kła­dasz się o wszystko, więc ja wy­bie­ram.

– Aha. No tak... Tak.

Po­ło­ży­łem się na boku i po­chy­li­łem w jej stronę. Może i by­łem jesz­cze ma­ło­la­tem, ale nie po­zba­wio­nym ro­zumu, a wła­śnie oglą­da­li­śmy ra­zem por­no­gra­fię. To wy­star­czyło, żeby zro­biło się dziw­nie w każ­dych oko­licz­no­ściach.

Chciał­bym móc po­wie­dzieć, że nie by­łem zde­ner­wo­wany i pierw­szy po­ca­łu­nek wspo­mi­nam jak wiele ko­lej­nych: że wie­dzia­łem, co ro­bię, i kon­tro­lo­wa­łem sy­tu­ację. Ale to nie­prawda. Choć przy­naj­mniej mogę po­wie­dzieć, że nie prze­sta­łem się uśmie­chać, kiedy za­pro­po­no­wa­łem No­rze:

– Po­ca­łu­jemy się?

Od­wró­ciła głowę w moją stronę, za­nie­po­ko­jona.

– Cho­dzi o za­kład?

– No ja­sne.

Usia­dła i ode­tchnęła głę­boko. Serce za­częło wa­lić mi jak mło­tem i po­de­szło do gar­dła, kiedy się zgo­dziła.

– Do­bra.

Usia­dłem jak ona i po­ło­ży­łem dło­nie na ko­la­nach. Nie osą­dzaj­cie mnie, ale jesz­cze nie wie­dzia­łem, że całe to ga­da­nie, że to chło­pak musi zro­bić pierw­szy krok, jest to­talną bzdurą. Wtedy wy­da­wało mi się, że tak trzeba, poza tym w końcu to był mój po­mysł, więc prze­łkną­łem ślinę i zbli­ży­łem się do Nory z otwar­tymi oczami i za­mknię­tymi ustami.

Na­sze wargi się zde­rzyły i pa­trząc na to z dzi­siej­szej per­spek­tywy, mogę po­wie­dzieć, że to była naj­bar­dziej nie­zręczna rzecz, jaka mi się do tam­tej pory przy­da­rzyła. A prze­cież la­ta­łem już na go­lasa po ko­ry­ta­rzu w domu peł­nym lu­dzi, ści­ga­jąc Ro­driego, który też bie­gał na wa­leta.

Tak przy­kle­jeni spoj­rze­li­śmy na sie­bie i wtedy za­uwa­ży­łem, że Nora znowu zmarsz­czyła brwi, jakby ze wstrę­tem. Spa­ni­ko­wa­łem, że nie tego się spo­dzie­wała, więc od­wa­li­łem jesz­cze coś gor­szego: wy­su­ną­łem ję­zyk i spró­bo­wa­łem we­pchnąć jej go na siłę. Roz­chy­liła usta, praw­do­po­dob­nie po to, żeby mi wy­gar­nąć, a ja z tego sko­rzy­sta­łem i zro­bi­łem... cho­lera wie co.

To nie był mój naj­gor­szy po­ca­łu­nek, ale nie­wiele bra­ko­wało. Ślina się lała, zęby szczę­kały o sie­bie i obie­ca­łem so­bie, że już ni­gdy w ży­ciu tego nie zro­bię. Oczy­wi­ście nie do­trzy­ma­łem obiet­nicy, tak jak wtedy, kiedy ze dwie­ście razy za­rze­ka­łem się, że nie będę wię­cej pił, ale przez dwa lata po tej ak­cji wi­zja, że mógł­bym się z kimś li­zać, brzy­dziła mnie nie­mi­ło­sier­nie.

Pierw­sza od­su­nęła się Nora, bo ja po­grą­ża­łem się co­raz bar­dziej. Przyj­rzała mi się, jak­bym za­mie­nił się w wiel­kiego ka­ra­lu­cha, wy­tarła usta rę­ka­wem kurtki i pierw­szy raz, od­kąd ją zna­łem, za­nie­mó­wiła.

– No do­bra – sko­men­to­wa­łem, żeby tylko coś po­wie­dzieć. By­łem tak samo spło­szony jak ona. Nie od­zy­wała się, więc za­pro­po­no­wa­łem:

– Chcesz coś po­ro­bić? Nie wiem... Może po­czy­tamy ko­miks? Mam taki nowy, w któ­rym...

Nora wstała, spoj­rzała na mnie z od­razą i bez słowa ulot­niła się z mo­jego po­koju.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki
Ty­tuł ory­gi­nałuCómo (no) ena­mo­rarse
Pro­jekt i przy­go­to­wa­nie okładki do drukuNa­stka Dra­bot
Przy­go­to­wa­nie okładki do drukuKa­ro­lina Że­la­ziń­ska
Re­dak­tor pro­wa­dzącaDo­rota Ja­błoń­ska
Re­dak­cjaMał­go­rzata Ma­rusz­kin
Ko­rektaAnna Bur­ger Mał­go­rzata De­nys
Co­py­ri­ght © My­riam M. Le­jardi, 2022 Ori­gi­nally pu­bli­shed by La Ga­lera Edi­to­rial SAU Trans­la­tion ri­ghts ar­ran­ged by IMC, Agen­cia Li­te­ra­ria S.L and Ma­ca­da­mia Li­te­rary Agency. All ri­ghts re­se­rved. Co­py­ri­ght © for the Po­lish trans­la­tion by Be­re­nika Wil­czyń­ska 2023 Co­py­ri­ght © by Wielka Li­tera Sp. z o.o., 2023
ISBN 978-83-8032-932-4
Wielka Li­tera Sp. z o.o. ul. Wiert­ni­cza 36 02-952 War­szawa
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.