Jak zakochać się na niby według Hani i Ishu - Adiba Jaigirdar - ebook + książka

Jak zakochać się na niby według Hani i Ishu ebook

Jaigirdar Adiba

0,0
44,90 zł

-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Hani, a właściwie Humaira Khan, pochodziła z Bangladeszu. Była jedną z najpopularniejszych dziewczyn w irlandzkiej szkole. Uśmiechnięta, życzliwa, zawsze otoczona przyjaciółmi. Któregoś dnia oświadczyła, że jest biseksualna. Zdziwione przyjaciółki nie uwierzyły, nigdy bowiem nie widziały jej umawiającej się z dziewczynami - ona zawsze wybierała chłopców. Hani, by udowodnić, że mówiła prawdę, wyjawiła, że obecnie chodzi na randki z Ishitą.

Ishita Dey, zwana Ishu, nie miała o tym pojęcia. Pochodziła z Indii. Różniła się od Hani we wszystkim. Poważna, niezbyt lubiana w szkole, interesowała się tylko nauką. Miała ku temu powody. Jej rodzice ciężko pracowali, aby zapewnić córkom lepszy start w życiu, a ona za nic w świecie nie chciała ich rozczarować. Właśnie dlatego postanowiła zostać prefektką naczelną szkoły. Problem polegał na tym, że była niepopularna.

Propozycja Hani, aby umawiać się na udawane randki, nasunęła Ishu pewien pomysł. Gdyby Hani pomogła jej w zdobyciu popularności, mogłaby wygrać konkurs na prefektkę naczelną. I w ten sposób obie osiągnęłyby swoje cele. Bo przecież między nimi nie mogło być mowy nawet o przyjaźni, a co dopiero o głębszych uczuciach. Los jednak bywa przewrotny...

A to się bardzo nie spodobało przyjaciółkom Hani, które postanowiły zmusić ją do dokonania wyboru. Bardzo trudnego wyboru...

A gdy rodzi się prawdziwa miłość, wystarczy choćby udawana randka...

Książka dla czytelników powyżej czternastego roku życia.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI
PDF

Liczba stron: 363

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Adiba Jaigirdar

Jak zakochać się na niby według Hani i Ishu

Przekład: Tomasz F. Misiorek

Tytuł oryginału: Hani and Ishu’s Guide to Fake Dating

Tłumaczenie: Tomasz F. Misiorek

ISBN: 978-83-8322-090-1

Copyright © 2021 Adiba Jaigirdar

Cover and book design by Julia Tyler for Page Street Publishing Co. Coverillustration © Nabigal-Nayagam Haider Ali.

Polish edition copyright © 2025 by Helion S.A.

All rights reserved. No part of this book may be reproduced or transmitted inanyform or by any means, electronic or mechanical, including photocopying, recording or by any information storage retrieval system, without permission from the Publisher.

Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lubfragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione. Wykonywanie kopii metodą kserograficzną, fotograficzną, a także kopiowanie książki na nośniku filmowym, magnetycznym lub innym powoduje naruszenie praw autorskich niniejszej publikacji.

Wszystkie znaki występujące w tekście są zastrzeżonymi znakami firmowymi bądźtowarowymi ich właścicieli.

Niniejszy utwór jest fikcją literacką. Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci — żyjących obecnie lub w przeszłości — oraz do rzeczywistych zdarzeń losowych, miejsc czy przedsięwzięć jest czysto przypadkowe.

Drogi Czytelniku!

Jeżeli chcesz ocenić tę książkę, zajrzyj pod adres

https://beya.pl/user/opinie/jakzas_ebook

Możesz tam wpisać swoje uwagi, spostrzeżenia, recenzję.

Helion S.A.

ul. Kościuszki 1c, 44-100 Gliwice

tel. 32 230 98 63

e-mail: [email protected]

WWW: https://beya.pl

Kup w wersji papierowejPoleć książkę na Facebook.comOceń książkę
Księgarnia internetowaLubię to! » Nasza społeczność

Wszystkim dzieciakom z Bangladeszu, które dorastały, nie widząc swojego odbicia.

Ostrzeżenie o treści:

W tej książce znajdują się opisy rasizmu, homofobii (zwłaszcza bifobii i lesfobii), islamofobii, toksycznej przyjaźni, psychicznej manipulacji i porzucenia przez rodziców.

Rozdział 1

Ishu

Mój telefon zawibrował akurat wtedy, gdy tkwiłam po uszy w zadaniach z biologii. Zawibrował raz, drugi trzeci, a następnie wywibrował się z rogu mojego biurka prosto do kosza na śmieci.

— Co do cholery? — wymruczałam w przestrzeń, zamykając z trzaskiem książkę do biologii i nurkując do kosza pełnego tylko zużytych chusteczek do demakijażu i wydartych kartek papieru. Nie miałam dotąd pojęcia, że mój telefon był a) tak zdesperowany, by stać się śmieciem, i b) taki wrażliwy na przychodzące wiadomości.

Mówiąc szczerze, ja sama nie byłam nawykła do otrzymywania wiadomości, więc pewnie mój telefon też nie był. W końcu był tylko tanim urządzeniem i miał już trzy lata, a załadowanie czegokolwiek zabierało mu przynajmniej minutę.

Gdy znalazłam telefon, wciąż wibrował. Tym razem jednak nie były to wiadomości, a połączenie.

Nie pamiętam już, kiedy ostatni raz ktoś do mnie zadzwonił. A i pewnie wtedy to byli Ammu lub Abbu informujący, że będą w domu później, albo coś. Tym razem jednak na ekranie telefonu wyświetlało się imię mojej starszej siostry: Nikhita.

— Nik?

— Ishu, dzięki Bogu! — Głos Nik przez telefon brzmiał dziwnie — o wiele wyżej, niż go zapamiętałam. Wyjechała dwa lata temu, by studiować na samym University College London. To się nazywa wysoko powieszona poprzeczka.

Odkąd Nik zniknęła te dwa lata temu, machając nam na lotnisku na pożegnanie, do domu zawitała tylko raz, na dwutygodniowe wakacje. Cały czas spędziła nad swoimi książkami do medycyny, po czym prędko zarezerwowała bilet na lot powrotny do Londynu, gdzie poleciała z podkrążonymi oczami, wcale nie wyglądając, jakby właśnie wracała z wakacji. Takie jest życie studentki medycyny na UCL. Nawet do Ammu i Abbu dzwoniła rzadko, ale generalnie jej to wybaczali, bo Nikhita była dumą całej rodziny. Realizowała swoje marzenia.

— Eee, dlaczego dzwonisz? — Dopiero gdy słowa opuściły moje usta, zorientowałam się, że zabrzmiały niezbyt uprzejmie. Rzecz w tym, że Nik nigdy do mnie nie dzwoniła. Przez te całe lata naszego życia jako sióstr nie zadzwoniła ani razu. Chyba. Czasami wysyłała mi wiadomości na WhatsAppie, gdy Ammu i Abbu byli niedostępni, z pytaniem, kiedy będą dostępni. Nigdy po to, by zamienić ze mną choćby kilka słów albo zapytać, co u mnie słychać.

— Boże, Ishu, nie mogę po prostu zadzwonić do młodszej siostry? Czemu tak długo nie odbierałaś? — W jej głosie słychać było frustrację, ale oprócz frustracji wyczuwałam coś jeszcze. Jakąś taką nerwowość, którą usiłowała ukryć. Cóż takiego mogła mieć do ukrycia idealna Nikhita?

— Uczyłam się. Matura się zbliża, wiesz? — Nie mogła tak prędko już zapomnieć o państwowych egzaminach, od których zależy, na jaki uniwersytet się dostaniesz.

— Oooo tak. Matura. Łał, pamiętam czasy matury. Tak bardzo chciałabym do nich wrócić. — Chciała brzmieć uszczypliwie i sarkastycznie, to było jasne. Ale tak naprawdę zabrzmiało to bez wyrazu. Jakby powiedziała to, nie wkładając serca w swoje słowa. — W każdym razie, jakby to… Ammu i Abbu już wrócili?

No i proszę.

— No tak. Chyba już są w domu. — Odwróciłam krzesło, by spojrzeć w okno — na zewnątrz było już zupełnie ciemno. Byłam tak zaabsorbowana pracą, że nie zauważyłam już, jak jest późno. Zegar wiszący na ścianie pokazywał 20:33. — Są na dole i chyba oglądają coś w telewizji. — Słyszałam cichy szmer telewizora, słowa hinduskiego natok przesączające się przez niewielką szczelinę w drzwiach mojej sypialni.

— Spoko, spoko. Posłuchaj mnie. Naprawdę potrzebuję od ciebie pewnej przysługi, dobra?

Usiadłam prosto jak struna. Prośbę o przysługę zdecydowanie usłyszałam po raz pierwszy. Nie byłam pewna, jak powinnam była zareagować. Czy powinnam zażądać, by powiedziała mi, o co chodzi, zanim się zgodzę? Czy powinnam domagać się przysługi za przysługę? Zanim jednak zdecydowałam, Nik już zaczęła wyjaśniać, czego ode mnie chce.

— Rzecz w tym, że wracam na kilka dni do domu, zrobić niespodziankę Ammu i Abbu. Ale gdy byłam w domu ostatnim razem, zostawiłam klucze, więc chciałabym, żebyś jutro po szkole mnie wpuściła. Możesz to zrobić, prawda?

— Niespodzianka dla Ammu i Abbu? — Nie za bardzo potrafiłam zrozumieć ten fragment z „niespodzianką”. Nie robisz „niespodzianek” bengalskim rodzicom, chyba że chcesz, by na twojej twarzy wylądował siarczysty thappor. Nie żeby Ammu i Abbu byli osobami, które rozdają thappory na lewo i prawo (czy też w ogóle), ale i tak. Niespodzianki i bengalscy rodzice nie pasują do siebie.

— Nie mów tego w taki sposób. — Teraz Nikki wydawała się urażona.

— W jaki sposób?

Westchnęła.

— Nieważne. Możesz po prostu mi pomóc, proszę?

— Wiesz, jest sam środek semestru, prawda? Dlaczego jutro przyjeżdżasz? Wszystko w porządku?

— Wszystko gra — odparła Nik głosem sugerującym, że zdecydowanie nie wszystko gra. Miałam nadzieję, że gdy już zostanie lekarką, nauczy się bardziej przekonująco uspokajać swoich pacjentów. — Po prostu już tak długo was nie widziałam i… mam wieści. Pomożesz mi czy nie?

— No wiesz, nie mam zamiaru zatrzasnąć ci drzwi przed nosem.

Słyszałam w słuchawce poirytowane sapanie, tak jakby Nik naprawdę bardzo starała się nie okazywać rozdrażnienia, ale ja wcale jej tego nie ułatwiałam.

— Okej. Dzięki, Ishu. To chyba widzimy się jutro.

— Do ju… — Zdążyła się już rozłączyć.

Pewnie powinnam się była bardziej zmartwić o to, co się dzieje z Nik, ale uznałam, że poradzimy sobie z tym problemem dokładnie tak, jak zawsze radzimy sobie z problemami — każdy ze swoim. Do moich obowiązków należy otwarcie przed nią drzwi i wpuszczenie jej do domu. To zdecydowanie mogę dla niej zrobić.

Poza tym czekał mnie jeszcze cały rozdział podręcznika do biologii, do którego chciałam przygotować sobie notatki. Rzuciłam więc telefon na łóżko i ponownie otworzyłam książkę, przestając myśleć o Nik.

Bardzo dobrze zrobiłam, poświęcając cały poprzedni wieczór na naukę, bo pani Taylor uraczyła nas niezapowiedzianym testem, gdy tylko weszliśmy do klasy na podwójną lekcję biologii. Niezapowiedziane testy były zdecydowania jej ulubionymi i najczęściej obejmowały materiał, którego połowy pani Taylor nawet nie zdążyła jeszcze z nami przerobić. Przynajmniej raz na dwa tygodnie biologia zaczynała się od testu — a może nawet częściej. Miałam takie wrażenie, że im bardziej zbliżała się matura, tym częstsze stawały się testy.

A mimo to moje koleżanki i koledzy wyglądali na zaskoczonych. Ja tylko przewróciłam oczami, złapałam za pióro i zabrałam się do roboty.

Większość pytań dotyczyło rozdziałów, z których przygotowywałam notatki poprzedniego wieczora, więc byłam raczej spokojna. Aisling Mahoney, sąsiadująca ze mną przez alejkę między ławkami, przygryzała wargę tak bardzo, że dziwiłam się, że nie popłynęła jej krew. Gdy uniosła oczy i złapała mój wzrok, spojrzała na mnie wrogo. Odwzajemniłam się jej złośliwym grymasem.

Chyba trafiłam we wrażliwy punkt, bo skrzywiła się paskudnie i wróciła do pisania — a raczej do gapienia się w pustą kartkę. Może gdyby Aisling więcej czasu poświęciła na słuchanie nauczycielki, a mniej na używanie w klasie Snapchatu, znałaby odpowiedzi na niektóre z pytań.

Gdy skończył się czas, Humaira przeszła po klasie, zbierając kartki.

— Jak poszło? — zapytała Aisling.

— Źle. — Aisling rzuciła mi mordercze spojrzenie, tak jakbym to ja była odpowiedzialna za jej porażkę. — Nienawidzę tych niezapowiedzianych testów. Nigdy nie nadążam z biologią, to o wiele za dużo nauki.

— Nie przejmuj się. Pomogę ci, dobrze? Możemy przerobić trochę materiału podczas lunchu — zaproponowała Humaira z uśmiechem. Oprócz mnie była jedyną brązową dziewczyną w naszej klasie (i jedyną inną dziewczyną z południowej części Azji Południowej w roczniku) i ponieważ była w tej szkole dłużej niż ja, czasami zdawało mi się, że ludzie oczekują, że będę dokładnie taka jak ona. Ale Humaira była najbardziej irytująco pomocną osobą, jaką kiedykolwiek spotkałam, więc wszyscy byli nieco rozczarowani faktem, że ja okazałam się najbardziej irytująco niepomocną osobą, jaką kiedykolwiek mieli okazję poznać.

— Dzięki, Maira. — Aisling obdarzyła ją uśmiechem skrzywdzonego niewiniątka, jakby wcale nie była winna temu, że nie uważała na lekcjach i się nie uczyła. Zauważyłam, że zaciskam leżące na ławce dłonie. Powoli je rozprostowałam, pozbywając się napięcia, które narosło w ciągu ostatnich paru minut, po czym otworzyłam książkę do biologii.

Humaira nie potrzebowała mojej pomocy ani ochrony, nieważne jak bardzo bym nie chciała potrząsnąć nią i zawołać „Przestań, na Boga!”. Była zbyt chętna, by każdego wysłuchać i być tą osobą, do której wszyscy zwracają się o pomoc. Nie dostrzegała tego, jak wszyscy na niej żerują, nie ofiarowując nic w zamian. Czasami zastanawiałam się, jak Humaira wytrzymała tak długo. Czasami natomiast, jak długo jeszcze wytrzyma.

Ale to nie była moja sprawa.

Nie, żebyśmy były z Humairą przyjaciółkami.

Gdy przyszłam do tej szkoły w drugiej klasie, właśnie Humaira otrzymała zadanie pokazania mi wszystkiego i wytłumaczenia co i jak. Nie miałam najmniejszych wątpliwości, że to dlatego że obie byłyśmy brązowe i wszyscy z góry założyli, że się dogadamy. Ale nawet choć obie byłyśmy Bengalkami, Humaira i ja nie mogłyśmy różnić się bardziej.

W następnej kolejności Humaira podeszła do mnie, zaskakując mnie uśmiechem.

— Jak poszło, Ishita? — To było zdumiewające, jak swobodnie zmieniała kody językowe. Ponieważ nasi rodzice byli Bengalczykami, miałyśmy dwoje imion — dla mojej rodziny i większości Bengalczyków byłam Ishu, a dla wszystkich innych Ishita. Ale Humaira pamiętała już tak wiele różnych imion, że trudno było za tym nadążyć.

— Pewnie dobrze. — Wzruszyłam ramionami. Jeśli miałabym być szczera, to mogłam się założyć, że wszystko miałam bezbłędnie. Dokładnie tak, jak w każdym innym teście, jaki napisałam od przyjścia do tej szkoły — same najwyższe oceny. Ale Aisling już i tak spoglądała na mnie wrogo i gdybym nie okazała odrobiny pokory, pewnie by mnie zamordowała.

— To świetnie. — Humaira zabrała mi kartkę i dodała do trzymanego w rękach pliku.

— A tobie jak poszło? — zapytałam.

Uśmiechnęła się lekko i postukała w bok swojego nosa, po czym przeszła pozbierać kartki z następnego rzędu.

Przewróciłam oczami. Byłam raczej pewna, że gdyby Aisling zapytała, Humaira chętnie by jej powiedziała.

Ale co tam.

Rozdział 2

Hani

Patrzenie, jak Abba przemawia, było poniekąd surrealistycznym doświadczeniem. Jego głos wypełniał całe pomieszczenie i choć mówił do wszystkich zgromadzonych, miałam takie wrażenie, jakby mówił tylko do mnie. Pod niektórymi względami wcale nie przypominał wtedy mojego Abby. Pod innymi zaś względami pokazywał właśnie wszystkie wspaniałe cechy, które czyniły go moim Abbą.

Siedząca obok mnie Aisling wyciągnęła telefon z kieszeni. Blask bijący z ekranu był nieprzyjemnie jaskrawy. Poczułam ukłucie irytacji, ale je zaraz przełknęłam.

Z drugiej strony Deirdre pokazała mi ekran swojego telefonu. W jego górnym prawym roku widniała godzina 18:35. Dee uniosła brew, jakby zadawała mi pytanie. Potrząsnęłam głową, licząc na to, że zrozumie odpowiedź, ale zrobiła niezadowoloną minę.

Zanim się zorientowałam, już przechylała się w moją stronę tak, że nasze ramiona się zetknęły.

— Myślałam, że powiedziałaś, że będziemy mogły wyjść o wpół do siódmej? — zapytała takim tonem, jakby przebywanie tutaj to była jakaś kara.

— Jeszcze tylko kilka minut… — wymamrotałam, patrząc prosto na Abbę. Próbując znowu zatopić się w jego słowach. Oczywiście słyszałam je już wiele razy. Pewnie sama potrafiłabym wygłosić tę przemowę, gdyby nie to, że nienawidziłam przemawiania przed ludźmi.

Ale nie mogłam jednak zignorować tego, jak Dee przechyla się przez moje miejsce, by wymienić się z Aisling znaczącym spojrzeniem. Tak, jakby siedzenie tutaj o pięć minut dłużej, było dla nich obu prawdziwie bolesne.

Przygryzłam wargę, próbując wymyślić, co powinnam była zrobić w tej sytuacji. Z jednej strony, nie chciałam wychodzić, gdy Abba był w połowie przemowy. Z drugiej strony, nie chciałam, by Aisling i Dee mu przeszkadzały.

— Chodźcie — usłyszałam sama siebie i dałam im znak, żeby poszły za mną. Za kilka minut przemykałyśmy się już między ludźmi stojącymi gęsto wokół wejścia do meczetu i przechodziłyśmy przez drzwi. Wciąż słyszałam tu pomruk przemawiającego Abby, ale nie dość wyraźnie, bym rozróżniła słowa.

— Jeśli twój tata się wkurzy, po prostu mu powiedz, że już się z nami na coś umówiłaś — podpowiedziała Aisling, spoglądając na mnie. Tak jakby zobaczyła napięcie na mojej twarzy i pomyliła je ze strachem przed konsekwencjami ze strony Abby.

— Nie wkurzy się — wymruczałam, podążając za Aisling i Dee w stronę przystanku.

— Nie musimy przychodzić na wszystkie jego przemowy, prawda? — zapytała Aisling. W jej głosie pobrzmiewała uszczypliwość, choć próbowała (bezskutecznie) ją ukryć.

Musiałam zdławić westchnienie. Żałowałam, że w ogóle powiedziałam o tym Aisling i Dee. Gdy dziś zapytały, czy gdzieś razem nie pójdziemy, powinnam była odpowiedzieć, że mam zaplanowane co innego — cokolwiek innego niż pomaganie Abbie w jego kampanii wyborczej.

Nawet informacja, że wystąpienie będzie miało miejsce obok meczetu, nie powstrzymała Aisling i Dee przed przyłączeniem się do mnie. Poczułam nawet moment ekscytacji, że będę miała okazję pokazać im nasz meczet. W końcu bywałam w nim tak często — podczas Id i na dżummuah w te dni, gdy nie było szkoły.

Ale to ewidentnie była pomyłka.

— To było nawet interesujące — powiedziała Dee. Aisling spojrzała na nią wyraźnie zaskoczona. Ewidentnie nie uważała, by ktokolwiek mógł uznać za interesującą kampanię wyborczą Abby czy też że może zostanie on pierwszą osobą z Azji Południowej i pierwszym muzułmaninem, który dostanie się do rady miejskiej.

— Mój tata mówi, że jest bardzo dumny z tego, jak progresywna stała się irlandzka polityka. Tak że nawet ktoś, czyj angielski… (Dee spojrzała na mnie niepewnie) nie jest idealny, ma szansę wygrać.

Moją jedyną reakcją mogło być tylko skrzywienie się na te słowa.

— Angielski mojego taty jest doskonały.

Prawda była taka, że jego angielski był chyba nawet lepszy niż mój. Inaczej niż my, Amma i Abba spędzili całe dzieciństwo, poznając zawiłości języka angielskiego. Abba czasami używał takich długich, dziwacznych słów, że byłam przekonana, że w wolnych chwilach zaczytywał się w słowniku.

— No tak, ale… no wiesz. — Dee uniosła brew, w porozumiewawczy sposób, jakby chciała powiedzieć coś oczywistego.

— Wiem…?

— Mówi z akcentem — wyjaśniła w końcu. — I to dość ciężkim.

— Wszyscy mówią z akcentem. — Nie poddawałam się. Chciałam to wyjaśnić do końca. Abba jako kandydat w wyborach do rady miejskiej to była w końcu wielka rzecz.

Ale Aisling i Dee tego nie rozumiały i nie byłam pewna, czy dałabym radę pomóc im zrozumieć.

— Chyba tak. Ale to było też dość nudnawe… — Skrzyżowałam ręce na piersiach i oparłam się o szybę przystanku, próbując zignorować niekomfortowe ściskanie w żołądku.

Kilka chwil później zatrzymał się przy nas autobus i wszystkie trzy weszłyśmy do środka. Aisling i Dee usiadły obok siebie w jednym rzędzie, a ja wślizgnęłam się na siedzenie pod oknem po drugiej stronie. Gdy autobus odjeżdżał, przesunęłam wzrokiem po mijanym meczecie. Zmierzało w jego stronę całkiem sporo ludzi. Wiedziałam, że Abba planował po swojej przemowie dołączyć do reszty na modlitwę Maghrib — choć w domu rzadko się modlił.

Przez chwilę pożałowałam, że nie nalegałam, byśmy zostały do końca wystąpienia. Ale planowałyśmy z góry, że będziemy wolne o wpół do siódmej, i to faktycznie nie była wina Dee ani Aisling, że Abba przemawiał dłużej. Ani że modlitwę Maghrib odmawia się później. Wątpiłam zresztą, czy Aisling i Dee w ogóle wiedziały, co to jest modlitwa Maghrib — a co dopiero, kiedy się ją odmawia.

— Jak będziemy u mnie, ja i Dee chcemy pooglądać Riverdale — powiedziała Aisling. Oryginalnie sugerowała, że pójdziemy obejrzeć razem film — jak za dawnych czasów, gdy w trójkę spędzałyśmy czas zaszyte w naszych pokojach. Ale nie robiłyśmy już tego chyba od miesięcy.

— Nie wiem, czy mam ochotę oglądać akurat Riverdale — powiedziałam i natychmiast pożałowałam tych słów, patrząc, jak marszczą się brwi Aisling.

— Cóż, dwie przeciwko jednej, przegłosowana — wtrąciła się Dee.

Westchnęłam ciężko.

— Wiecie… robi się późno. Powinnam chyba po prostu wysiąść na moim przystanku i iść do domu.

— Serio? — Aisling skrzyżowała ręce na piersi i obrzuciła mnie ponurym spojrzeniem. — Powiedziałaś, że pójdziesz dzisiaj z nami, jeśli dołączymy do ciebie podczas spotkania twojego taty.

— Powiedziałam, że idę na spotkanie taty i może potem z wami pójdę. To wy zaproponowałyście, że do mnie dołączycie.

Aisling tylko przewróciła oczami, jakbym to ja zmusiła ją do pójścia do meczetu wbrew jej woli — tak jakby ktokolwiek był w stanie zmusić Aisling do zrobienia czegoś, na co nie miała ochoty.

— Powiedz rodzicom, że chcesz zostać na noc. Ja zostaję — oświadczyła Dee.

— Wiecie, że ja nie mogę — westchnęłam, odwracając się od nich. Nie wiem, ile razy rozmawiałyśmy już o tym z Aisling i Dee. A wciąż nalegały.

— Po prostu tego nie rozumiem — powiedziała Aisling. — Twoja mama nas zna. Poznała mnie. W moim domu zawsze będziesz bezpieczna i pod opieką. Dlaczego nie możesz zostać na noc?

— Nie ma dla tego logicznego wytłumaczenia, Aisling. — Byłam już zmęczona wyjaśnianiem tego kolejny i kolejny raz. Szczególnie że bałam się, że pewnego dnia Aisling i Dee też się tym już zmęczą i z powodu tego zmęczenia przestaną akceptować mnie taką, jaką jestem, tylko znajdą sobie kogoś, kto będzie robił z nimi te wszystkie „normalne” rzeczy, które chciały robić. Jak zostawanie u siebie na noc. — To po prostu część bycia Bengalką i muzułmanką. Tak… po prostu jest.

— Czyli jednak idziesz do domu? — Po tym jak usta Aisling zacisnęły się w cienką linię, widziałam, że wcale nie jest zachwycona. Nienawidziłam, gdy Aisling patrzyła na mnie w ten sposób. Ostatnio robiła to częściej niż kiedyś. Wydawało się, że nie mogłam zrobić nic, by była zadowolona. Pamiętam, że jak byłyśmy razem w podstawówce (jeszcze zanim poznałyśmy Dee), byłyśmy wprost nierozłączne. Wtedy Aisling nie przeszkadzało, że nie mogłam zostawać do późna, nie zostawałam na noc ani nie chodziłam się z nimi napić (o czym w podstawówce oczywiście nie było mowy). Teraz Aisling zdawała się dostrzegać te wszystkie drobiazgi, którymi się różniłyśmy. I nie znosiła ich.

— Muszę. Niedługo… niedługo zrobi się ciemno, no i… no tak. — Prawda była taka, że Amma nie miałaby nic przeciwko temu, żebym do niej wpadła i obejrzała z Aisling i Dee kilka odcinków Riverdale, po czym wróciła do domu kilka godzin później. Gdybym chciała przenocować u Aisling, też pewnie nic by się nie stało. Ale gdybym poszła do Aisling z pewnością ominęłabym modlitwę Maghrib, a oglądanie z nimi dwiema Riverdale zdecydowanie nie było tego warte. Pójście do Aisling oznaczałoby, że w ogóle nie mogłabym się pomodlić, bo gdy raz czy dwa wspomniałam Aisling i Dee o modlitwie, zrobiło się tak niezręcznie, że ja sama poczułam się niezręcznie. Lepiej więc było, żeby ta część mojego życia pozostała starannie schowaną w moim własnym domu.

— Będziesz jutro, prawda? — zapytała Dee, a ja odwróciłam wzrok od okna i spojrzałam prosto na jej szeroki uśmiech. — Po szkole… Przynieś coś do przebrania!

— No nie wiem… — Aisling i Dee zaprosiły mnie do kina, ale wiedziałam, że przyjdą też ich chłopcy, Barry i Colm. Nie byłam pewna, czy chciałam spędzić całe popołudnie, słuchając, jak się migdalą w kinie, będąc piątym kołem u wozu. Zanim jednak wymyśliłam jakąś wymówkę, Aisling pochyliła się do mnie i spojrzała groźnie.

— Ani mi się waż wykręcać! — powiedziała. — No weź, Maira. Poszłyśmy na spotkanie twojego taty. A ty obiecałaś!

To była ostatnia rzecz, na jaką miałam ochotę po całym dniu szkoły, ale skinęłam głową. — Dobra, w porządku. Przyjdę.

Następnego dnia w szkole Aisling wydawała się na mnie nieco obrażona, ale próbowałam ugłaskiwać ją promiennymi uśmiechami.

Jednak podczas dużej przerwy, gdy wyciągałam książki z szafki, moja koleżanka spojrzała na mnie dziwnie.

— Wszystko gra? — zapytałam.

Oparła się plecami o szafkę obok mojej i zapytała:

— Naprawdę przyjaźnisz się z Ishitą Dey? — Gdy padło to pytanie, Dee przestała potajemnie przeglądać Instagrama na komórce przy swojej szafce tuż obok i obrzuciła mnie badawczym spojrzeniem.

— Dlaczego pytasz? — Zdecydowanie nie można było powiedzieć, żebyśmy były z Ishitą przyjaciółkami. Nie powiedziałabym nawet, że koleżankami. Tak naprawdę, nie wiedziałam, co nas łączyło. Można powiedzieć, że to było skomplikowane.

— Znalazła się na zdjęciu, które w zeszły weekend wrzuciłaś na Instagrama? — To stwierdzenie zabrzmiało bardziej jak pytanie, choć równocześnie pokazała mi wspomniane zdjęcie na ekranie telefonu. Aisling musiała naprawdę uważnie je przeanalizować, bo Ishita znajdowała się w samym rogu i wcale nie było jej wyraźnie widać.

— Ona jest dla mnie kimś w rodzaju… przyjaciółki rodziny. Albo raczej… bengalską koleżanką. Nie wiem. To ma związek z tym, że jesteśmy Bengalkami. — Potrząsnęłam głową. Nie wiedziałam, jak mam to wyjaśnić. Cała moja bengalskość była tak bardzo odległa od tego, z czym stykały się na co dzień moje białe irlandzkie przyjaciółki, że nie dało się tego wyjaśnić bez wchodzenia głęboko w szczegóły. A nawet gdy już próbowałam, one nie rozumiały. Pewnie nawet nie chciały rozumieć. Nie ma dobrego irlandzkiego odpowiednika dawatu.

— Brzmi fajnie — powiedziała Dee, wkładając telefon do kieszeni na piersi i ukrywając go przed czujnymi oczami nauczycieli. — Jak to jest, że nas nigdy nie zapraszasz na te wszystkie „bengalskie” imprezy?

— Nooo… — Zawahałam się, bo nie do końca wiedziałam, jak na to odpowiedzieć. Bo nie jesteście Bengalkami brzmiało nieco zbyt dosadnie. Ale taka była prawda. Nie byłam pewna, dlaczego w ogóle miałyby chcieć tam się pojawiać. Pasowałyby mnie więcej tak jak kwiatek do kożucha. — Chyba to coś… w czym uczestniczą krewni. To nie są imprezy dla… znajomych.

— Ishita nie jest twoją krewną — słusznie zauważyła Aisling.

Musiałam stłumić westchnienie. I powstrzymywać się z pocieraniem nosa z frustracji. I panować nad tonem głosu, żeby nie dało się w nim wyczuć zniecierpliwienia.

— No tak, Ishita to tak jakby… przyjaciółka rodziny. Więc to coś innego. To skomplikowane.

Aisling i Dee wyglądały tak, jakby wciąż miały milion pytań. Pytań, na które ja nie miałam odpowiedzi. Pytań, na które nie chciałam odpowiadać. Więc po prostu zapięłam torbę, zarzuciłam ją na ramię i rzuciłam:

— Umieram z głodu. Możemy już pójść na lunch?

Gdy zadzwonił ostatni dzwonek, byłam wykończona. Jakimś cudem Aisling i Dee wręcz przeciwnie. Fakt, że oto zaczęło się piątkowe popołudnie, tylko dodał im skrzydeł.

— Idziemy do łazienki przebrać się z uniformów — powiedziała Aisling. — Idziesz z nami?

— Najpierw muszę zabrać swoje rzeczy z szafki. Dojdę do was.

Gdy wyciągałam swoje ubrania, zauważyłam, że po drugiej stronie korytarza Ishita spogląda w swoją szafkę tak, jakby ta w czymś jej zawiniła. Wyciągnęłam swój worek w tym samym momencie, w którym Ishita zatrzasnęła drzwiczki. Nikt inny zdawał się nie zauważać, z jakim hukiem szafka się zamknęła. Ishita, cóż ta niewinna szafka ci uczyniła?

— Hej! — zawołałam, choć wiedziałam, że nie powinnam była. Ishita nie ma reputacji radosnej i przyjaznej osoby, ale nie widziałam jej chyba tak rozzłoszczonej od poprzedniego roku, gdy dostała B+ za esej z angielskiego. Próbowała podważać słuszność tej oceny, wdając się w dyskusję z panią Baker, jej nauczycielką języka, ale pani Baker tylko słabo się uśmiechnęła i powiedziała, że tak właśnie ją oceniła i nie ma możliwości zmiany tej oceny. Ishita zrobiła awanturę i została na tydzień zawieszona.

— Co? — Złowrogie spojrzenie Ishity spoczęło tym razem na mnie.

— Wszystko w porządku? — Ściszyłam głos tak, by wiedziała, że możemy porozmawiać prywatnie.

— A co cię to obchodzi? — zapytała Ishita.

— Wydajesz się… rozzłoszczona. Kiepsko poszło na teście?

Na te słowa Ishita zamrugała tak, jakby pomysł, że kiepsko jej poszło, w ogóle nie powinien powstać w mojej głowie. Choć tak naprawdę mogłoby się wydawać, że to jedyna rzecz, na której Ishicie w ogóle zależy.

Potrząsnęła głową.

— Nie, to nic takiego. Nieważne. — Następnie odwróciła się na pięcie, zarzuciła worek na ramię i zniknęła z mojego pola widzenia.

— Tak, Ishita, to cześć! — wymruczałam pod nosem, zamykając drzwi szafki. — Też ci życzę miłego weekendu, Ishita!

— Do kogo mówiłaś? — Zza rogu wyszła Dee, rozglądając się dookoła po niemal pustym korytarzu. Zdążyła się już przebrać w dżinsy i krótki top, włosy spinając zwyczajowo w kucyk. Byłam serio pod wrażeniem tego, ile makijażu zdołała już nałożyć w tak krótkim czasie.

— Do nikogo — Potrząsnęłam głową, pozbywając się z niej Ishity. Od dnia, w którym pojawiła się w tej szkole, była dla mnie tylko kłopotem. Przed Ishitą byłam tym, kim chciałam być. Po tym jak dołączyła, zaczęło się wydawać, że poprzez dzielone przez nas więzy kulturowe zaczęto nas postrzegać w ten sam sposób. Gdy Ishita coś zrobiła, Aisling i Dee pytały: „Dlaczego ona się tak zachowała?”. Gdy coś powiedziała: „Dlaczego to powiedziała?”. Wiedziałam, że to nie jej wina, że ludzie myślą, że to nasza kultura determinuje to, jak działamy i co mówimy, ale i tak.

— Muszę się przebrać — powiedziałam. — Zaraz wracam. — Podjęłam heroiczny wysiłek, by zapomnieć o Ishicie. Miałam inne sprawy na głowie.

Rozdział 3.

Ishu

Dosłownie dostanę tu zapalenia płuc i umrę.

Przewróciłam oczami, patrząc na telefon, choć Nik tu nie było i nie mogła mnie widzieć — więc po prostu adresatem moich min stał się nieożywiony obiekt. Nik od godziny zasypywała mnie SMS-ami o tym, jak to stoi przed domem i muszę ją wpuścić! Chociaż przecież to było w samym środku mojej lekcji! Chyba po prostu Nik tak mało poświęcała uwagi komukolwiek, kto nie był nią samą, że nie dochodziło do niej, że nie mogę jej otworzyć, będąc w szkole. Nie pamiętała nawet, o której kończyliśmy lekcje, choć dwa lata temu chodziła jeszcze do tej samej szkoły.

Ishu!!!

Jej SMS-y pojawiały się coraz częściej i były coraz bardziej irytujące. Wprost czułam, jak rośnie mi od nich ciśnienie. Nie mogłam nic dla niej zrobić z autobusu i to, że do mnie wypisywała, raczej nie zmieni faktu, że jest ulewa, a zanim dotrę do domu, czeka mnie jeszcze dobre piętnaście minut jazdy.

Wsunęłam telefon w kieszeń mojej torby, skrzyżowałam ręce na piersiach i patrzyłam ponuro w okno, po którym płynęły szare strugi deszczu. Wiedziałam, że jeśli w jakiś sposób nie zmniejszę poziomu swojej irytacji do akceptowalnego, powiem do Nik coś, czego później będę żałowała. Wróciła do domu po raz pierwszy od miesięcy i pewnie nie powinnyśmy tej wizyty zaczynać od sprzeczki.

Gdy Nik zobaczyła, jak zbliżam się w potokach deszczu, spróbowała posłać mi uśmiech. Widziałam, że zrobiła to bez przekonania, ale nieważne. Nie mogłam jej tak do końca winić za paskudny nastrój — deszcz był chłodny.

— Hej! — Minęłam ją i wsunęłam klucz do zamka we frontowych drzwiach. Wystarczył jeden obrót, by się otworzyły. Weszłam do środka i przytrzymałam drzwi dla Nik. Weszła za mną, wzdrygając się lekko i rozglądając się po domu tak, jakby widziała go pierwszy raz w życiu.

— Odmalowaliście ściany — zauważyła.

Gdy to powiedziała, sama się rozejrzałam po pokoju. To było już tak dawno temu. Wspomnienie tego faktu zatarło się już i rozmyło w mojej pamięci.

— Chyba tak.

— Ładnie teraz wygląda. — Nik dotknęła ściany palcem, jakby z jakiegoś powodu odmalowana ściana miała być też inna w dotyku.

Gdy obie zdjęłyśmy buty, a Nik przeszła od pokoju do pokoju, przyglądając się wszystkim zmianom, jakie zaszły od jej ostatniego pobytu, ja zaczęłam przyglądać się jej. Bo nie to nie tylko dom się w międzyczasie zmienił, Nik też się zmieniła.

Nosiła o wiele krótsze włosy niż dawniej. Jej gęste, czarne loki, które kiedyś tak dumnie zapuszczała, zostały ścięte do ramion i połyskiwały w nich nawet brązowe pasemka. Nabrała też trochę ciała. Wyjeżdżając, Nik była jak skóra i kości i byłam przekonana, że jedyne, czym się regularnie żywiła, to były wiadra kawy. Teraz pewnie mogłybyśmy nosić ubrania w tym samym rozmiarze.

Ammu nie będzie tym zachwycona.

— Kiedy kupiliśmy taki wypasiony ekspres do kawy? — zawołała Nik z kuchni.

Westchnęłam, wchodząc do środka i widząc Nik podziwiającą ekspres, na który namówiłam Ammu i Abbu, sugerując, że będę go potrzebować, jeśli mam zdać maturę z wyróżnieniem. Byłam przekonana, że mogłabym namówić Ammu i Abbu na kupienie choćby armii jednorożców, jeśli to miałoby mi pomóc przy maturze.

— Jakieś dwa miesiące temu — odpowiedziałam Nik.

— Rany, Ammu i Abbu naprawdę cię rozpieszczają, co? Jesteś ich babu.

Przewróciłam oczami. Babu to przezwisko, którym w bengalskich rodzinach nazywa się czasem najmłodsze dziecko. Znaczy to dosłownie dzieciątko. Ponieważ jednak zawsze się awanturowałam, gdy mnie tak nazywano, do mnie akurat nigdy nie przylgnęło. Używała go czasem jedynie Nik, żeby mnie sprowokować. Tak jakby Ammu i Abbu nie rozpływali się przez całe życie nad nią, ich idealną, ulubioną córeczką.

— Dlaczego przyjechałaś?

Nik przerwała entuzjastyczne oględziny ekspresu do kawy i spojrzała na mnie z pewnego rodzaju oburzeniem.

— To już mi nie wolno wrócić do własnego domu, nie tłumacząc się? — W jej głosie brzmiała uraza.

— Nie pojawiałaś się przez ponad rok — wyjaśniłam. — Prawie nie dzwoniłaś.

— To niczego nie zmienia — stwierdziła Nik. — Po prostu chciałam was zobaczyć. Zobaczyć Ammu i Abbu… — przez chwilę się zamyślała i wreszcie dodała: — Cóż, mam też im coś do powiedzenia.

— Coś takiego, że nie mogłaś ich uprzedzić, że przyjeżdżasz? — zapytałam.

— Już ci mówiłam, to niespodzianka. Będą zachwyceni, gdy mnie niespodziewanie zobaczą. — Nik uśmiechnęła się, mówiąc to, i nagle wszystko mi się poukładało.

Nik nie miała żadnej miłej niespodzianki dla Ammu i Abbu — miała złe nowiny, które ich rozzłoszczą. Ale jeśli ucieszą się, że wróciła do domu, czy pozwolą, by złość zatriumfowała nad tą radością? Właśnie na to musiała liczyć Nik — na radość z zobaczenia jej, silniejszą niż złość.

Nowiny musiały być naprawdę złe, skoro przeleciała taki szmat drogi, by je przekazać.

— Cóż, tylko uprzedzam, pewnie nie wrócą do domu jeszcze przez ładnych parę godzin.

— W porządku. Mogę pogadać z tobą, prawda? Jak tam w szkole? Masz chłopaka?

Westchnęłam.

— Muszę iść się uczyć.

— Serio? Nie widziałam cię od roku.

Chciałam na to odpowiedzieć: I czyja to niby wina? Była starszą siostrą. Powinna nas czasem odwiedzać. Powinna spędzać z nami Boże Narodzenie i Nowy Rok. Powinna dzwonić i wysyłać wiadomości, żebyśmy wiedzieli, jak się jej układa i co się u niej dzieje. Nigdy tego jednak nie robiła.

Nie, żebyśmy kiedykolwiek były blisko, ale odkąd Nik wyjechała, w domu pojawiło się puste miejsce. Brak jej obecności był dla nas nieustannie odczuwalny.

— Twoja niespodziewana wizyta nie sprawi, że moi nauczyciele przestaną robić nam testy.

— Jest piątek — argumentowała Nik. Tak jakby sama nie spędzała piątków zamknięta w pokoju podczas nauki do matury. Nie dostajesz się do UCL, robiąc sobie przerwy od nauki, kiedy ci się tylko spodoba.

Westchnęłam.

— Wiesz, co sprawi, że Ammu i Abbu jeszcze bardziej ucieszą się na twój widok?

Nik wyraźnie ożywiła się na te słowa.

— Co?

— To, że wrócą do domu i zastaną gotową kolację przygotowaną przez obie ich córki.

Zanim Abbu i Ammu wrócili, razem z Nik zdołałyśmy przygotować patelnię biryani. Żadna z nas nie była biegłą kucharką, ale za pomocą mieszanki przypraw Shan Masala udało nam się przyrządzić coś w miarę przyzwoitego. Coś, co Ammu i Abbu z pewnością pochwalą.

Gdy usłyszałyśmy trzask otwieranych drzwi, przez twarz Nik przemknął cień. Widać go było tylko przez moment, po czym został zastąpiony uśmiechem, który miała zarezerwowany dla rodziców. Uśmiechem, który mówił, że jest najlepszą córką. Kończyłam nakrywanie stołu, podczas gdy Nik poszła przywitać się z rodzicami.

Rozstawiając talerze i nalewając wodę, słyszałam radosne okrzyki wydawane przez Ammu i Abbu na widok Nik.

— Co ty tutaj robisz? — Głos Ammu był bardziej ożywiony, niż słyszałam od długiego czasu. — Nawet nie zadzwoniłaś, że przyjeżdżasz!

— To miała być niespodzianka. — Nik pozostawała tajemnicza. — Chodźcie do kuchni, razem z Ishu przygotowałyśmy kolację.

Gdy tylko Abbu postawił stopę w kuchni, spojrzał mi w oczy.

— Ishu, wiedziałaś, że Nikhita przyjeżdża? I nic nie powiedziałaś?

Wzruszyłam ramionami.

— Dała mi znać wczoraj… powiedziała, że chce wam zrobić niespodziankę. — Przez moment przestraszyłam się, że dostanę reprymendę za to, że dochowałam tajemnicy. Zamiast tego jednak Ammu i Abbu rozpromienili się, a ich uśmiechy stały się jeszcze szersze, gdy zauważyli nakryty stół i miskę pełną biryani na jego środku.

— Wy to przygotowałyście? — Ammu wciągnęła głęboko w nozdrza aromat potrawy, siadając i otwierając szeroko oczy. Abbu usiadł naprzeciw niej, nakładając sobie solidną porcję.

— Ishu pomogła. — Nik trąciła mnie lekko w ramię, tak jakbym miała być w ogóle wdzięczna, że wspomniała o moim udziale. Chociaż tak naprawdę, wcale nie „pomogłam”. — Przygotowałyśmy jedzenie razem.

A już zupełnie osobną sprawą było to, że przygotowanie kolacji to był mój pomysł. Więc jeśli już, to ona pomogła mnie. Ale co tam.

— Jest przepyszne — powiedział Abbu między jednym kęsem a drugim. Nawet Ammu smakowało. Miałam takie poczucie, że pochwaliłaby nawet, gdyby smakowało jak kupa, bo przygotowała to jej ulubiona córka, Królewna Nikhita.

Gdy wreszcie zabrałam się za jedzenie, musiałam jednak uczciwie przyznać, że nie było złe. Nie tak dobre, jak biryani przyrządzone przez Ammu — ale ona miała lata praktyki, podczas gdy Nik i ja nie miałyśmy jej wcale. Fakt był taki, że poradziłyśmy sobie lepiej, niż można było tego po nas oczekiwać.

Aż puchłam z dumy i od pysznego biryani, gdy nagle Nik zrzuciła bombę.

— Ammu, Abbu… — powiedziała. — Nie przyjechałam tylko po to, żeby was zobaczyć. Mam wieści.

— Och? — Ammu pochyliła się w jej stronę. Z całą pewnością spodziewała się czegoś miłego: Nik zdobyła nagrodę, dostała się na staż, uda się jej wcześniej skończyć studia. Coś, czego można spodziewać się po najlepszej córce.

Nik wzięła głęboki oddech i powiedziała.

— Robię sobie roczną przerwę w nauce. Ja… kogoś poznałam.

Nagle zrobiło się tak, jakby ktoś wyssał całe powietrze z salonu.

Rozdział 4.

Ishu

— Co to znaczy, że kogoś poznałaś? — zapytał Abbu, gdy równocześnie Ammu zawołała:

— Roczna przerwa w nauce?

Wszyscy zapomnieli o biryani. Stało przed nimi, stygnąc.

Cóż, ja niezapomniałam o biryani, ale nie potrafiłam pałaszować jedzenia, gdy wokół rozwijał się rodzinny kryzys.

Nik nie patrzyła na żadne z rodziców. Oczy miała wlepione w talerz, tak jakby to miało w jakiś sposób wybawić ją z opresji. Ze wszystkich złych wiadomości, jakich mogłam się spodziewać po Nik, tego się absolutnie nie spodziewałam.

— To tylko na trochę — tłumaczyła się Nik. — My… to znaczy, spotykamy się już od jakiegoś czasu. I… cóż, chcemy się pobrać, a nie dam rady równocześnie studiować i zajmować się planowaniem wesela. I…

— Jesteś w ciąży? — przerwała jej Ammu. — To stąd cała ta afera?

— Nie! — Nik nareszcie podniosła spojrzenie i zobaczyłam w jej oczach wstrzymywane łzy. Wyznawanie tego wszystkiego musiało być dla niej trudne. A patrzenie na nią w tej chwili wywoływało kłucie w moim sercu. Nie pamiętałam, żebym kiedykolwiek dotąd widziała, jak Nik płacze. Może, gdy byłyśmy dziećmi, ale na pewno nie w ostatnich latach. Nik była z kamienia. Nik była niezwyciężona.

Przynajmniej tak dotąd uważałam.

— Ja po prostu… — Nik mówiła cicho i powoli. — Czy nie tego ode mnie oczekiwaliście? Że wyjdę za mąż i założę rodzinę? Nie tak sama postąpiłaś, Ammu?

Ammu potrząsnęła głową, chociaż oczywiście dokładnie to zrobiła. Wyszła za mąż tuż przed ostatnim rokiem studiów, ledwie mobilizując się ostatecznie do tego, by jakoś zdać dyplom. Dyplom, który wykorzystała tylko do tego, by pomagać Abbu w prowadzeniu sklepu spożywczego, nigdy do znalezienia samodzielnej pracy. Od nas zawsze oczekiwała czegoś więcej. Zarówno Ammu, jak i Abbu oczekiwali więcej.

— Nie tak prędko — powiedziała Ammu. — Dostałaś się na UCL, Nikhita. Studiujesz medycynę. To jest twoje marzenie. Nie możesz z niego rezygnować dla jakiegoś mężczyzny, który najwyraźniej nie chce, byś podążała za swoimi marzeniami, skoro żąda, byś zrobiła sobie przerwę.

— On niczego nie żąda. — Głos Nikhity stał się ponownie mocny i dźwięczny. — To ja chcę tej przerwy. Ja… ja potrzebuję jej dla siebie. Dla nas. Pobieramy się. To ogromny krok w życiu. To coś wielkiego. A ta przerwa nie będzie trwała wiecznie. Tylko przez rok, a potem wrócę na studia. Będzie tak, jakbym nigdy z nich nie odchodziła. Obiecuję. — W jej głosie pobrzmiewało błaganie, tak jakby była dzieckiem proszącym rodziców o prezent na urodziny, a nie dorosłą osobą, która najwyraźniej za chwilę wychodzi za mąż.

Cholera, Nik za chwilę wychodzi za mąż.

— Kim jest ten człowiek? — zapytał Abbu. — Jakimś Londyńczykiem?

Nik potrząsnęła głową.

— Ma na imię Rakesh. Też jest z Indii. W zeszłym roku obronił dyplom i tytuł inżyniera.

Spojrzałam na Ammu i Abbu. Z całą pewnością indyjski inżynier ich satysfakcjonował, jeśli nie wręcz uszczęśliwiał. Trudno wymyślić kogoś lepszego, prawda? Nik wybrała takiego faceta, jakiego Ammu i Abbu sami by dla niej wybrali. Mimo to, na twarzach obojga moich rodziców malowało się zniesmaczenie, tak jakby Nik właśnie oznajmiła im, że wychodzi za białasa bez przyszłości.

— Nie mogę uwierzyć, że po wszystkim, co zrobiliśmy, żeby zadbać o to, byś dostała się na dobry uniwersytet, byś otrzymała jak najlepszą edukację… — zaczął Abbu, potrząsając głową. Wstał, głośno odsuwając krzesło. Przez moment spojrzał na Nik, jakby chciał jeszcze powiedzieć coś więcej, po czym odwrócił się i ruszył ku schodom. Ammu poszła za nim chwilę później.

Nik po prostu siedziała w milczeniu na krześle, a łzy spływały jej po policzkach. Nie wiedziałam, co powiedzieć ani co zrobić.

Jak Nik mogła zachować się tak… głupio? Co jej przyszło do głowy, że przyjechała nagle po miesiącach nieobecności i oznajmiła, że rzuca uniwersytet, by wyjść za mąż? Dlaczego musiała rzucić uniwersytet, żeby wyjść za mąż?

— W końcu… dojdziecie do porozumienia — zagaiłam, kładąc rękę na ramieniu Nik, w geście mającym w zamierzeniu być uspokajającym. Strąciła moją dłoń, jakby ta ją parzyła.

— Nie dojdziemy — powiedziała. — Boże, nie wiem, dlaczego wydawało mi się, że istnieje szansa, że zrozumieją.

— To szokujące nowiny — broniłam ich. — Nie możesz mieć pretensji o to, że są źli. Bardzo ciężko pracowali, żebyś dostała się na UCL i odrzucanie tego…

— Niczego nie odrzucam! — zawołała Nik. — Powiedziałam… powiedziałam przecież, że wrócę i zrobię dyplom. Tylko… teraz to nie jest… to nie jest dobry czas na to. Potrzebuję czasu… — Brzmiała bardziej, jakby próbowała przekonać siebie, a nie mnie.

— Nie możesz wyjść za niego za mąż i normalnie dokończyć rok? — zapytałam. — Bo wiesz, to tylko wesele…

— Nie mogę. — Głos Nik brzmiał, jakby była z kamienia. — Nie zrozumiesz tego. Ty nigdy… — Potrząsnęła głową, jakby próba wyjaśnienia sytuacji ją przerastała. — Powinnam już iść. Rakesh zarezerwował nam pokój w hotelu.

— Jest tutaj?

— Tak… Wiesz, myślałam, że wam go przedstawię. Ale… może jednak nie. Nie wiem. Muszę to przemyśleć. Czy możesz… — Wreszcie odwróciła się do mnie, a w jej szeroko otwartych oczach widać było błaganie. Takiego wyrazu twarzy u mojej siostry z pewnością nie widziałam nigdy w życiu. — Spróbować przekonać ich, że to, co robię, jest słuszne?

Jak miałabym to zrobić, skoro sama byłam pewna, że to, co robi, wcale słuszne nie jest? Ale też jak mogłam jej odmówić, kiedy właśnie przestała płakać?

— Jasne, spróbuję — obiecałam bez przekonania.

Nik jednak to wystarczyło, bo natychmiast trochę się rozchmurzyła.

— Dzięki, Ishu.

Tego wieczora zostawiłam drzwi lekko otwarte, podsłuchując jak Ammu i Abbu rozmawiają o tym, co miało miejsce przy kolacji. Byli zawsze tak pewni, że zajmuję się nauką, tak przyzwyczajeni, że siedzę cichutko, że nigdy nie przyszłoby im do głowy, że ich podsłuchuję, czy w ogóle, że słucham, co do siebie mówią.

— Musimy znaleźć sposób, żeby wróciła na studia — powiedziała Ammu tak, jakby to była jej decyzja, a nie decyzja Nik. Byłam pewna, że rodzice potrafią zmusić Nik do zmiany zdania. Mieli dar przekonywania.

— Porozmawiam z nią. W cztery oczy. Jest młoda. Właśnie dowiaduje się, co to znaczy się zakochać. — Abbu wydawał się pewny siebie. — Będzie dobrze.

— A co, jeśli nie będzie? — W głosie Ammu pobrzmiewała desperacja. — Co chcesz zrobić, jeśli nie uda ci się jej przekonać? Całe życie poświęciliśmy na to, żeby te dwie wyszły na ludzi, a teraz…

— Nik wróci na uniwersytet, obroni dyplom i zostanie lekarzem. — Abbu powiedział to tonem nieznoszącym sprzeciwu i zastanawiało mnie, do kogo właściwie kierował te słowa. — A… Ishu… radzi sobie dobrze. Jest na dobrej drodze, nie?

Usiadłam prosto jak struna, niemal zrzucając książkę do matematyki, z której udawałam, że się uczę.

— O Nik też myśleliśmy, że jest na dobrej drodze — westchnęła Ammu, tak jakby decyzja Nik o przerwaniu nauki była w jakiś sposób zaraźliwa. — Nik zawsze była tak bardzo… na dobrej drodze. Nie potrafię zrozumieć, co się stało.

— Zadzwonię do niej i czegoś się dowiem. — Zamknęłam cichutko drzwi do pokoju, podczas gdy Ammu i Abbu dalej próbowali rozgryźć problem Nik.

Odłożywszy książkę na biurko, osunęłam się na fotel, niepewna, co mam myśleć. Zawsze wydawało mi się, że jeśli będę posłusznie się uczyć i pójdę na najlepszy uniwersytet, też będę mogła studiować medycynę, a Abbu i Ammu będą ze mnie dumni. Właśnie na to pracowałam całe życie. Nie tylko ja, oni również. Dla nas przeprowadzili się tutaj, do tego kraju, żeby mieć lepsze życie. Żebyśmy mogły mieć szansę na to wszystko, na co oni nie mieli szans.

A teraz tylko dlatego, że Nik wszystko schrzaniła, nagle okazuje się, że ja też mogę? Rodzice zawsze postrzegali nas jako jedną całość, choć tak naprawdę jesteśmy z Nik zupełnie niepodobne. Teraz zrozumiałam, że mieli dwie szanse na idealny wynik i ponieważ Nik zaprzepaszczała właśnie pierwszą szansę, ja musiałam im pokazać, że jestem gotowa zrobić wszystko, by nie zaprzepaścić drugiej.

Musiałam tylko wymyślić, w jaki sposób mogłabym im to udowodnić.

Rozdział 5.

Hani

Nie wiedziałam dlaczego, ale Ishita i jej naburmuszona, rozgniewana buzia prześladowały mnie przez całą drogę do kina. Jeśli Aisling i Dee uznały, że to dziwne, że w autobusie siedziałam cicho przez większość czasu, nie dały tego po sobie poznać. Były zbyt zajęte rzucaniem sobie wymownych spojrzeń i chichotaniem. Właśnie w ten sposób to zwykle wyglądało, gdy byłam piątym kołem u wozu na ich randkach.

Gdy dojechałyśmy do kina, przywitali nas chłopcy Aisling i Dee: Barry i Colm. Był z nimi też trzeci chłopak. Chłopak, którego nigdy dotąd nie spotkałam.

— To jest Fionn. — Barry przedstawił go, wyszczerzając zęby w uśmiechu. Po tym, jak Dee i Aisling strzelały spojrzeniami jasnych oczu i po ich zuchwałych uśmiechach, domyślałam się, że to była jakaś ustawka. Jęknęłam, w duchu, ale na użytek obecnych uśmiechnęłam się słodko.

— Cześć, Fionn.

Fionn miał popielatoblond włosy, jasną, białą skórę i jasnobłękitne oczy i choć był ode mnie o pół głowy wyższy, garbił się w taki sposób, że wyglądał na o wiele niższego.

Zdecydowanie nie był w moim typie.

Utwierdziłam się tylko w tym przekonaniu, gdy Aisling i Dee zajęły się swoimi połówkami, a ja zostałam sama z Fionnem, który zaczął gadać o szkole, o egzaminach i że jego ulubionym filmem jest O północyw Paryżu, bo Woody Allen to geniusz reżyserii. Musiałam z całych sił powstrzymywać się, żeby nie przewrócić oczami i nie uciec z kina. Zamiast tego złożyłam ręce i powtarzałam coś w rodzaju „ojej, interesujące”, tak jakby naprawdę interesowały mnie opowieści o reżyserach-pedofilach.

Przez cały film spoglądałam w stronę Aisling i Dee, próbując złapać spojrzenie którejś z nich i przekazać niemą prośbę o to, by mnie stąd zabrały, ale były zbyt zajęte lizaniem się z chłopakami, by mnie zauważyć. W pewnym momencie Fionn próbował nawet wziąć mnie za rękę. To był moment, w którym skoczyłam jak oparzona, rzuciłam pod nosem „łazienka” i wymknęłam się z sali.

— No i jak? Co sądzisz o Fionnie? — zapytała Aisling, gdy film się skończył i powiedziałam im (stanowczo), że muszę wracać do domu. Na szczęście nie zostawiły mnie samej, choć wiedziałam, że wolałyby spędzić trochę więcej czasu, obłapiając się z chłopakami. Był chłodny i pogodny wieczór, więc droga na przystanek była naprawdę przyjemna — gdyby nie rozmowa o Fionnie.

— Zdawało się, że gadaliście ze sobą przez cały film — zauważyła Dee.

Uśmiechnęłam się sztucznie, nie wiedząc, jak im to powiedzieć. Fionn zdecydowanie gadał przez cały film. Gadał tak dużo, że ledwo zakonotowałam fabułę filmu.

— Fionn jest chyba w porządku — wymamrotałam pod nosem.