Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Drugi tom legendarnej zagranicznej trylogii!
Dla fanów Raw i Birthday Girl!
Julian zabiera Norę do Kolumbii, do miejsca, gdzie się wychował. Nie był tam od śmierci rodziców. Teraz potrzebuje strzeżonego schronienia, a tym właśnie jest dom jego ojca.
Mężczyzna zrobi wszystko, żeby zapewnić Norze bezpieczeństwo. Jego zabaweczka należy do niego i nikt mu jej nie odbierze.
Nora nie jest już tą samą przestraszoną dziewczyną, którą Julian zabrał na wyspę. Porywacz posiadł nie tylko jej ciało, ale również duszę. Przez okres, kiedy nie byli razem, kobieta zapomniała o skrywającym się w sercu Juliana mroku. Jednak szybko sobie o nim przypomni.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 357
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Tytuł oryginału
Keep Me
Copyright © 2016 by Anna Zaires
All rights reserved
Copyright © 2021 by Polish edition
Wydawnictwo NieZwykłe
Oświęcim 2021
Wszelkie prawa zastrzeżone
Redakcja:
Magdalena Lisiecka
Korekta:
Anna Grabowska
Edyta Giersz
Redakcja techniczna:
Mateusz Bartel
Projekt okładki:
Paulina Klimek
www.wydawnictwoniezwykle.pl
Numer ISBN: 978-83-8178-684-3
Julian
Zdarzają się dni, w których żądza zadawania cierpienia i zabijania jest tak przemożna, że nie potrafię jej ignorować. Dni, w których cienka peleryna ucywilizowania grozi zsunięciem się z moich ramion z byle powodu i odsłonięciem drzemiącego wewnątrz potwora.
Ale nie dziś.
Dziś ona jest u mojego boku.
Jesteśmy w samochodzie, w drodze na lotnisko. Ona przytula się do mnie, obejmuje mnie chudymi rękami, zanurza twarz w moją szyję.
Ja też ją przytulam, głaszczę jej ciemne włosy, rozkoszuję się tym, jakie są jedwabiste. Są już długie, urosły aż do jej szczupłej talii. Nie obcinała ich od dziewiętnastu miesięcy.
Odkąd pierwszy raz ją porwałem.
Wdycham aromat Nory – jest lekki i kwiatowy, przepysznie kobiecy. Stanowi połączenie jakiegoś szamponu i wyjątkowej chemii organizmu dziewczyny. Kiedy go czuję, ślina zaczyna napływać mi do ust. Chciałbym ją rozebrać i poszukać zapachu we wszystkich zakamarkach jej ciała, eksplorować każdą krągłość i zagłębienie.
Mój kutas podryguje i muszę się upominać, że przecież przed chwilą ją przeleciałem. Jednak to bez znaczenia, bo pożądam jej nieustannie. Ten obsesyjny głód kiedyś mi przeszkadzał, ale już przywykłem. Pogodziłem się z własnym szaleństwem.
Wygląda na spokojną, wręcz zadowoloną. Cieszy mnie to. Lubię, gdy się do mnie przytula, tak miękka i ufna. Zna moją prawdziwą naturę, a jednak czuje się w moim towarzystwie bezpiecznie. Wyszkoliłem ją do tego.
Sprawiłem, że się we mnie zakochała.
Po kilku minutach przesuwa się w moich ramionach i podnosi na mnie spojrzenie.
– Gdzie jedziemy? – pyta, mrugając, a jej długie czarne rzęsy trzepoczą w górę i w dół jak wachlarze. Ma ten rodzaj oczu, które rzucają facetów na kolana. Są ciemne i łagodne, ich widok od razu przywodzi mi na myśl wizje pomiętej pościeli i nagiego ciała.
Zmuszam się, by zachować skupienie. Nic nie zakłóca mojego skupienia tak, jak te pieprzone oczy.
– Do mojego domu w Kolumbii – odpowiadam. – Do miejsca, w którym dorastałem.
Nie byłem tam od lat – od dnia, w którym moi rodzice zostali zamordowani. Niemniej kompleks mieszkalny ojca to prawdziwa forteca i właśnie tego nam teraz trzeba. W minionych tygodniach wprowadziłem dodatkowe środki bezpieczeństwa, teraz dom jest nie do zdobycia. Już nikt nie odbierze mi Nory, zadbałem o to.
– Będziesz tam ze mną? – Słyszę w jej głosie nutę nadziei i z uśmiechem kiwam głową.
– Tak, kotku, będę. – Teraz, kiedy już ją odzyskałem, nie potrafię ignorować potrzeby, by być blisko Nory. Wyspa była niegdyś najbezpieczniejszym miejscem dla niej, ale już nie jest. Teraz wiedzą o istnieniu Nory. Wiedzą, że jest moją piętą achillesową. Muszę mieć ją u boku, bo tylko tak mogę ją chronić.
Nora oblizuje wargi, a ja śledzę wzrokiem drogę jej drobnego, różowego języka. Mam ochotę owinąć sobie gęste włosy dziewczyny wokół pięści i siłą ściągnąć jej głowę do mojego krocza, ale opieram się pokusie. Na to będzie jeszcze dużo czasu, gdy tylko dotrzemy w bezpieczniejsze – mniej publiczne – miejsce.
– Przelejesz moim rodzicom kolejny milion? – Patrzy na mnie szeroko otwartymi, szczerymi oczami, ale wyłapuję w jej tonie wyzwanie. Sprawdza mnie, testuje granice nowej fazy naszego związku.
Uśmiecham się szerzej i zakładam jej za ucho luźny kosmyk włosów.
– A chcesz, żebym przelał, kotku?
Przygląda mi się, nawet nie mrugając.
– Niespecjalnie – odpowiada spokojnie. – O wiele bardziej wolałabym do nich zadzwonić.
Patrzę jej prosto w oczy.
– W porządku. Kiedy dotrzemy na miejsce, możesz zadzwonić.
Rozchyla powieki jeszcze szerzej i pojmuję, że ją zaskoczyłem. Spodziewała się, że znowu będę trzymał ją w niewoli, że odetnę ją od świata. Nie zdaje sobie sprawy, że to już nie jest konieczne.
Osiągnąłem sukces.
Sprawiłem, że należy wyłącznie do mnie.
– Okej – odpowiada powoli. – Zadzwonię.
Spogląda tak, jakby nie mogła mnie rozgryźć, jakbym był jakimś egzotycznym zwierzęciem, którego nigdy wcześniej nie widziała. Często patrzy na mnie w ten sposób – z mieszaniną czujności i fascynacji. Ciągnie ją do mnie, od samego początku ją ciągnęło, a jednak pod pewnymi względami nadal budzę w niej lęk.
Drzemiącemu we mnie drapieżnikowi odpowiada ten stan rzeczy. Jej strach, jej opór – dodają wszystkiemu odpowiedniego wyrafinowania. Sprawiają, że jeszcze słodsze zdają się branie jej i czucie, że co noc kuli się w moich objęciach.
– Opowiedz o ostatnich miesiącach w domu – mruczę, układając ją sobie wygodnie przy ramieniu. Palcami zaczesując do tyłu włosy dziewczyny, spoglądam z góry na jej uniesioną twarz. – Co robiłaś przez cały ten czas?
Uśmiecha się ironicznie.
– Chodzi ci o to, co robiłam poza umieraniem z tęsknoty?
W mojej piersi rozlewa się ciepło. Nie chcę tego zauważyć, nie chcę nadawać temu znaczenia. Chcę, żeby mnie kochała ze względu na moją chorą zaborczość, a nie dlatego, że odwzajemniam to uczucie.
– Tak, oprócz tego – odpowiadam cicho, rozmyślając o wszystkich pozycjach, w jakich będę ją pieprzyć, gdy w końcu zostaniemy sami.
– Cóż, spotkałam się z paroma przyjaciółmi… – zaczyna, a ja słucham streszczenia ostatnich czterech miesięcy jej życia. Znałem już sporą część tej opowieści, bo kiedy leżałem w śpiączce, Lucas z własnej inicjatywy zorganizował Norze dyskretną ochronę. Gdy tylko się wybudziłem, złożył mi wyczerpujący raport, obejmujący nawet jej codzienne czynności.
Mam u niego dług. Za to i za ocalenie życia. Lucas Kent stał się w minionych latach bezcennym członkiem mojej organizacji. Niewielu facetów miałoby jaja, żeby tak się zachować. Nie miał pełnej wiedzy na temat Nory, a jednak okazał się bystry i sam założył, że ta dziewczyna ma dla mnie jakieś znaczenie, więc zadbał, by była bezpieczna.
Oczywiście jedyne, czego nie zrobił, to ograniczanie jej działań w jakikolwiek sposób.
– Więc spotkałaś się z nim? – pytam od niechcenia, bawiąc się płatkiem jej ucha. – Z Jakiem?
Ciało Nory zmienia się w kamień. Czuję, jak napina każdy mięsień.
– Wpadłam na niego po kolacji z Leah – odpowiada, siląc się na spokój. Podnosi na mnie wzrok. – Wypiliśmy kawę. We troje. Potem już się z nim nie widziałam.
Przez chwilę patrzę jej w oczy, po czym usatysfakcjonowany kiwam głową. Raporty Lucasa uwzględniały ten incydent. Kiedy o nim przeczytałem, miałem ochotę zatłuc tego chłopaka gołymi rękami.
Jeszcze zdążę to zrobić, jeżeli ponownie zbliży się do Nory.
Sama myśl o obecności innego mężczyzny przy Norze przepełnia mnie rozpaloną do białości furią. Według raportów podczas naszej rozłąki z nikim się nie spotykała. Z jednym, ważnym wyjątkiem.
– A co z tym prawnikiem? – pytam spokojnie, z ogromnym wysiłkiem powstrzymując buzującą we mnie wściekłość. – Dobrze się bawiliście?
Nora blednie.
– Nic z nim nie zrobiłam – tłumaczy się, a ja wyłapuję w jej głosie strach. – Tamtej nocy wyszłam z domu, bo za tobą tęskniłam i miałam dość samotności. Ale do niczego nie doszło. Wypiłam kilka drinków, ale i tak nie byłam w stanie nic zrobić.
– Nie? – Znaczna część mojej złości znika. Potrafię odczytywać emocje Nory na tyle dobrze, że wiem, kiedy kłamie. Teraz mówi prawdę. Niemniej zamierzam dokładniej przyjrzeć się tej sprawie. Jeżeli ten prawnik choćby jej dotknął, poniesie karę.
Nora patrzy na mnie i czuję, że jej napięcie też znika. Nauczyła się rozszyfrowywać moje nastroje jak nikt inny. Jakby w pewnym stopniu zgrała się z moją częstotliwością. Od samego początku tak było. W przeciwieństwie do większości kobiet zawsze umiała rozpoznać prawdziwego mnie.
– Nie. – Nora zaciska usta. – Nie byłam w stanie dać mu się dotknąć. Jestem już zbyt popieprzona, żeby być z normalnym mężczyzną.
Unoszę brwi mimowolnie rozbawiony. Nora nie jest już wystraszoną dziewczynką, którą ściągnąłem na wyspę. Gdzieś po drodze mój mały kotek wyhodował sobie pazurki i zaczął się uczyć, jak ich używać.
– To dobrze. – Szczypię ją w policzek i pochylam się, żeby poczuć jej zapach. – Nikt nie ma prawa cię dotykać, maleńka. Tylko ja.
Nie odpowiada, ale ciągle się we mnie wpatruje. Nie musi nic mówić, bo doskonale się rozumiemy. Oboje wiemy, że zabiję każdego, kto położy na niej łapska.
To dziwne, ale wcześniej żadna kobieta nie rozbudzała we mnie takiej zaborczości. To zupełna nowość. Przed Norą wszystkie kobiety zdawały się takie same – miękkie, ładne istoty przewijające się przez moje życie. Chętnie się do mnie garnęły, pragnęły, żebym je zerżnął, żebym je skrzywdził, a ja zaspokajałem te pragnienia, przy okazji kojąc i moje fizyczne żądze.
Pierwszą przeleciałem w wieku czternastu lat, niedługo po śmierci Marii. Była jedną z kurew ojca. Podesłał mi ją, kiedy pozbyłem się dwóch mężczyzn, którzy zamordowali moją przyjaciółkę, kastrując obu w ich własnych domach. Ojciec chyba liczył na to, że pokusa seksu odciągnie mnie od pragnienia zemsty.
Niestety był w błędzie.
Weszła do mojego pokoju w czarnej, obcisłej sukience. Miała idealny makijaż, jej obfite, pełne usta lśniły czerwienią. Gdy zaczęła się przede mną rozbierać, zareagowałem jak każdy nastolatek – nagłą, gwałtowną żądzą. Jednak nie byłem już nastolatkiem. Byłem mordercą – od ósmego roku życia.
Wziąłem tę kurwę bardzo ostro, po części dlatego, że miałem za mało doświadczenia, żeby się kontrolować, a po części dlatego, że chciałem się wyżyć na niej, na ojcu, na całym jebanym świecie. Wyładowałem frustrację na jej ciele, zostawiłem na niej siniaki i ślady zębów. Wróciła po więcej następnej nocy, tym razem bez wiedzy ojca. Pieprzyliśmy się tak przez miesiąc. Zakradała się do mojego pokoju przy każdej okazji, uczyła mnie, co lubi… co, jak twierdziła, lubi wiele kobiet. W łóżku nie chciała słodyczy ani czułości, pragnęła bólu i dominacji. Chciała czuć, że żyje.
Odkryłem, że i ja to lubię. Podobały mi się jej krzyki, jej błagania, kiedy doprowadzałem ją do kolejnych orgazmów. Przemoc czająca się pod moją skórą znalazła kolejne ujście i korzystałem z niego, gdy tylko miałem okazję.
Ale to oczywiście nie wystarczało. Gniewu, który się we mnie zalągł, nie dało się tak łatwo uśmierzyć. Śmierć Marii coś we mnie zmieniła. Ta dziewczynka była jedyną czystą i piękną osobą w moim życiu – a potem ją straciłem. Jej śmierć przyniosła lepsze skutki niż jakikolwiek trening ojca – zabiła we mnie wszelkie resztki sumienia. Przestałem być chłopcem, który niechętnie podążał śladami ojca, zmieniłem się w łaknącego krwi i zemsty drapieżnika. Zignorowałem jego rozkaz, by zapomnieć o całej sprawie, i tropiłem morderców Marii, jednego po drugim, kazałem im ponieść konsekwencje. Upajałem się ich cierpiętniczym wyciem, ich błaganiami o litość i szybką śmierć.
Później nastąpiły kolejne odwety i odwety za odwety. Ginęli ludzie. Ludzie ojca. Ludzie jego rywali. Przemoc eskalowała, dopóki ojciec nie postanowił spacyfikować partnerów biznesowych, odsuwając mnie od interesów. Odesłał mnie do Europy, do Azji… Znalazłem tam dziesiątki kobiet podobnych do dziwki, która nauczyła mnie, jak uprawiać seks. Pięknych, chętnych kobiet o zamiłowaniach podobnych do moich. Pozwalałem im ziszczać mroczne fantazje, a one dawały mi przelotną rozkosz. Ten układ świetnie pasował do mojego życia, zwłaszcza gdy wróciłem, żeby przejąć stery rodzinnej organizacji.
Wszystko zmieniło się dziewiętnaście miesięcy temu, gdy podczas służbowego wyjazdu do Chicago znalazłem ją.
Norę.
Reinkarnację mojej Marii.
Dziewczynę, którą chciałem zatrzymać już na zawsze.
Nora
Siedząc w objęciach Juliana, czuję znajomy posmak ekscytacji zaprawionej grozą. Rozłąka ani trochę go nie zmieniła. Jest tym samym mężczyzną, który prawie zabił Jake’a i nie zawahał się porwać dziewczyny, której pragnął.
Jest również mężczyzną, który niemal zginął, gdy mnie ratował.
Teraz, kiedy już wiem, co się z nim działo, widzę ślady piekła, przez które musiał przejść. Jest znacznie chudszy niż kiedyś, jego opalona skóra napina się na ostrych kościach policzkowych. Na lewym uchu ma postrzępioną, różową bliznę, a jego ciemne włosy są bardzo krótkie. Po lewej stronie czaszki odrastają nieco nierówno, jakby kryły się tam kolejne blizny.
Pomimo tych drobnych niedoskonałości nadal jest najbardziej boskim facetem, jakiego widziałam. Nie potrafię oderwać od niego wzroku.
Żyje. Julian żyje. I znowu jesteśmy razem.
To nadal wydaje się nierealne. Jeszcze wczoraj myślałam, że zginął. Byłam przekonana, że wybuch go zabił. Przez cztery długie, straszliwe miesiące zmuszałam się, by być silną, by jakoś żyć i zapomnieć o mężczyźnie, który w tej chwili siedzi obok.
Mężczyźnie, który mnie porwał.
Mężczyźnie, którego kocham.
Unoszę lewą dłoń i palcem wskazującym delikatnie sunę po obrysie jego warg. Ma najbardziej niesamowite usta, jakie widziałam, po prostu stworzone do grzechu. Gdy ich dotykam, nieznacznie się rozchylają. Łapie czubek mojego palca pomiędzy ostre zęby, leciutko przygryza, a potem wciąga go i ssie.
Kiedy jego mokry, ciepły język muska mój palec, przeszywa mnie dreszcz podniecenia. Wewnętrzne mięśnie się zaciskają i czuję, że moja bielizna wilgotnieje. Boże, jestem przy nim taka łatwa. Jedno spojrzenie, jeden dotyk i już go pragnę. Moje krocze zdaje się nabrzmiewać i wciąż jest lekko obolałe po wcześniejszym stosunku, ale mój organizm ponownie domaga się Juliana.
Julian żyje i znowu mnie ze sobą zabiera.
Gdy ten fakt zaczyna do mnie docierać, wysuwam palec z jego ust, bo moją skórę owiewa chłodny dreszcz, który oziębia pożądanie. Nie mogę już zmienić zdania, nie ma odwrotu. Julian odzyskał władzę nad moim życiem, tyle że tym razem wlecę w sieć pająka z własnej woli i całkowicie zdam się na jego łaskę.
Oczywiście zgoda lub bunt z mojej strony nie mają żadnego znaczenia, upominam się. Pamiętam o strzykawce w jego kieszeni i wiem, że tak czy inaczej postawiłby na swoim. Towarzyszyłabym mu przytomna albo odurzona. Z jakiegoś popieprzonego powodu dzięki tej świadomości czuję się lepiej, opieram więc głowę na barku Juliana i pozwalam sobie na chwilę rozluźnienia.
Zaczynam akceptować fakt, że nie ma sensu walczyć z przeznaczeniem.
***
Na ulicach panuje spory ruch, więc droga na lotnisko zajmuje nam ponad godzinę. Co dziwne, wcale nie jedziemy na O’Hare, tylko na niewielkie lądowisko, na którym czeka na nas pokaźnych rozmiarów samolot. Dostrzegam oznaczenie „G650” na jego ogonie.
– Jest twój? – pytam, kiedy Julian otwiera mi drzwi.
– Tak. – Nie patrzy na mnie ani nie wdaje się w wyjaśnienia, zamiast tego przeczesuje wzrokiem okolicę, jakby wypatrywał ukrytych zagrożeń. Wcześniej nie odnotowałam u niego takiej czujności i po raz pierwszy dociera do mnie, że wyspa była także jego azylem. Miejscem, gdzie naprawdę mógł się odprężyć i opuścić gardę.
Gdy tylko wysiadam z auta, Julian łapie mnie za łokieć i prowadzi do samolotu. Kierowca podąża za nami. Wcześniej go nie widziałam, bo tylna część pojazdu była oddzielona od szoferki przesłoną, więc zerkam na niego teraz.
To pewnie jeden z byłych SEALsów pracujących dla Juliana. Ma krótko obcięte jasne włosy, kwadratową szczękę i blade oczy o chłodnym spojrzeniu. Jest jeszcze wyższy od Juliana i porusza się z dorównującą mu atletyczną gracją wojownika. Każdy jego ruch zdaje się dokładnie przemyślany. Trzyma w dłoniach wielki karabin szturmowy i nie mam wątpliwości, że potrafi go używać. Kolejny niebezpieczny mężczyzna… którego wiele kobiet bez wątpienia uznałoby za atrakcyjnego dzięki jego regularnym rysom i muskularnej sylwetce. Mnie nie pociąga, ale ja mam wypaczony gust, bo niewielu mężczyzn mogłoby dorównać urokowi mrocznego anioła, jaki roztacza Julian.
– Co to za samolot? – pytam Juliana, gdy wchodzimy po schodkach do luksusowego wnętrza. Nie znam się na prywatnych odrzutowcach, ale ten wygląda na wypasiony. Staram się nie rozdziawiać ust na widok kolejnych udogodnień, jednak fatalnie mi idzie. Kremowe skórzane fotele, które dostrzegam w środku, są wielkie, znajdują się tu nawet kanapa i stolik do kawy. Na tył samolotu prowadzą otwarte drzwi i dostrzegam za nimi ogromne, podwójne łóżko.
Otwieram usta głęboko zszokowana. W tym samolocie jest sypialnia.
– To jeden z nowocześniejszych Gulfstreamów – odpowiada, pomagając mi zdjąć płaszcz. Jego ciepłe dłonie ocierają się o mój kark i od razu przechodzi mnie przyjemny dreszcz. – Samolot biznesowy o ultradługim zasięgu. Może nas zabrać do celu bez konieczności międzylądowania na uzupełnianie paliwa.
– Jest świetny – stwierdzam, obserwując, jak Julian wiesza mój płaszcz w szafie przy drzwiach, a potem zdejmuje swoją kurtkę. Nie mogę oderwać od niego oczu i pojmuję, że w głębi duszy nadal się boję, że to wszystko nie dzieje się naprawdę, że zaraz się obudzę z pięknego snu i okaże się, że Julian jednak zginął w wybuchu.
Trzęsę się na samą myśl i Julian dostrzega tę mimowolną reakcję.
– Zimno ci? – pyta, podchodząc do mnie. – Mogę podnieść temperaturę.
– Nie, w porządku. – Nie jest mi zimno, mimo to cieszę się jego ciepłem, gdy przyciąga mnie do siebie i przez kilka chwil pociera moje ramiona. Czuję, jak żar jego ciała przenika przez moje ubranie i rozgania wspomnienia strasznych miesięcy samotności.
Obejmuję go w pasie i przytulam z całych sił. Żyje i jest przy mnie. Teraz tylko to się liczy.
– Jesteśmy gotowi do startu. – Nieznany głos wyrywa mnie z zadumy, puszczam więc Juliana, obracam głowę i widzę jasnowłosego szofera. Obserwuje nas z nieprzeniknionym wyrazem na zaciętej twarzy.
– Dobrze. – Julian trzyma mnie w objęciach i przytula do swojego boku, choć ja próbuję się odsunąć. – Noro, to Lucas. To on wyciągnął mnie z tamtego magazynu.
– Och, rozumiem. – Obdarzam mężczyznę szerokim, szczerym uśmiechem. – Miło cię poznać, Lucasie. Nawet nie wiem, jak ci dziękować za…
Unosi lekko brwi, jakby moje słowa go zaskoczyły.
– Po prostu wykonywałem swoją pracę – odpowiada, jego głos jest głęboki i pobrzmiewa w nim rozbawienie.
Julian również uśmiecha się lekko, samym kącikiem ust, ale nie komentuje tego w żaden sposób. Po prostu pyta:
– W posiadłości wszystko przygotowane?
Lucas kiwa głową.
– Wszystko gotowe – przyznaje, a potem patrzy na mnie z równie pozbawioną wyrazu miną co wcześniej. – Ciebie też miło poznać, Noro. – Po czym odwraca się i znika w przeznaczonej dla pilotów części samolotu.
– Prowadzi twoje samochody i pilotuje samolot? – pytam Juliana, gdy Lucasa już nie ma.
– Jest wszechstronnie uzdolniony – wyjaśnia Julian, prowadząc mnie w stronę pluszowego siedziska. – Jak większość moich ludzi.
Zajmujemy miejsca, a do kabiny wchodzi uderzająco piękna, ciemnowłosa kobieta. Można odnieść wrażenie, że biała sukienka niczym ciecz leje się po jej krągłościach. W pełnym makijażu przypomina gwiazdę filmową, tyle że niesie tacę z butelką szampana i dwoma kieliszkami.
Zerka na mnie przelotnie, po czym przenosi wzrok na Juliana.
– Czy mogę służyć czymś jeszcze, panie Esguerra? – pyta, pochylając się i kładąc tacę na stoliku pomiędzy naszymi miejscami. Ma łagodny, melodyjny głos i spogląda na Juliana tak łapczywie, że aż zaciskam zęby.
– Na razie to wszystko. Dziękuję, Isabello – odpowiada Julian i posyła jej krótki uśmiech, na widok którego czuję nagłe i ostre ukłucie zazdrości. Powiedział mi kiedyś, że odkąd mnie poznał, nie uprawiał seksu z żadną inną kobietą, ale i tak zastanawiam się, czy w przeszłości się z nią nie przespał. Isabella wygląda fantastycznie, a jej zachowanie jasno dowodzi, że z przyjemnością zaserwowałaby Julianowi wszystko, na co tylko miałby ochotę. Nawet siebie samą na srebrnej tacy.
Zanim moje myśli zawędrują tą drogą jeszcze dalej, biorę głęboki oddech i zmuszam się, by spojrzeć przez okno na leniwie prószący śnieg. Po części rozumiem, że to szaleństwo, że taka zaborczość względem Juliana jest kompletnie nielogiczna. Każda racjonalna kobieta byłaby zachwycona, że jej porywacz skupia się na kimś innym, ale jeżeli chodzi o niego, od dawna nie zachowuję się racjonalnie.
Syndrom sztokholmski. Przywiązanie do porywacza. Trauma więzi. Moja terapeutka żonglowała tymi pojęciami podczas kilku krótkich wizyt, które jej złożyłam. Próbowała mnie skłonić do rozmowy o uczuciach wobec Juliana, ale wtedy było to zbyt bolesne, bo myślałam, że go straciłam. Więc przestałam do niej chodzić. Później jednak sprawdziłam te pojęcia i już rozumiem, dlaczego mogą określać moje przejścia. Mimo to nie wiem, czy to takie proste, ani nawet czy to w ogóle jeszcze ma znaczenie. Nazwanie czegoś nie sprawia, że to coś znika. Niezależnie od przyczyn mojego przywiązania do Juliana, nie potrafię tego wyłączyć. Nie potrafię kochać go mniej.
Gdy obracam się ponownie w jego stronę, kobiety nie ma już w kabinie. Słyszę, jak silniki odrzutowca ożywają z rykiem, i odruchowo zapinam pas bezpieczeństwa, bo uczono mnie tego przez całe życie.
– Szampana? – pyta Julian, sięgając po stojącą na stole butelkę.
– Pewnie, czemu nie – odpowiadam i patrzę, jak sprawnie napełnia mój kieliszek.
Podaje mi go, a ja rozsiadam się w wygodnym fotelu i zaczynam sączyć musujący alkohol, podczas gdy samolot rusza do startu.
Moje nowe życie z Julianem właśnie się zaczyna.
Julian
Sącząc szampana, badam wzrokiem Norę spoglądającą na ziemię szybko znikającą w dole. Ma na sobie dżinsy i niebieski wełniany sweterek, a jej drobne stopy są obute w masywne, czarne kozaki z kożuszkiem. Uggsy, chyba tak się nazywają. Pomimo tego odrzucającego obuwia wygląda seksownie, choć zdecydowanie wolałem ją w letnich sukienkach, gdy wystawiała do słońca gładką skórę.
Obserwując jej spokojny wyraz twarzy, zastanawiam się, o czym myśli, czy czegoś żałuje.
Nie powinna. Zabrałbym ją bez względu na wszystko.
Nora obraca się w moją stronę, jakby poczuła na sobie mój wzrok.
– Jak się o mnie dowiedzieli? – pyta cicho. – Ci, którzy mnie uprowadzili. Skąd wiedzieli o moim istnieniu?
Słysząc to pytanie, cały tężeję. Mój umysł wraca do piekielnych godzin po ataku na klinikę i na krótką chwilę ulegam tej samej mieszance płonącego gniewu i paraliżującego strachu.
Nora mogła zginąć. Zginęłaby, gdybym nie odnalazł jej na czas. Nawet gdybym dał im to, czego chcieli, zabiliby ją w odwecie za to, że nie spełniłem ich zachcianek wcześniej. Straciłbym ją tak samo, jak straciłem Marię.
Jak oboje straciliśmy Beth.
– Pielęgniarka z kliniki. – Mój głos brzmi chłodno i odlegle, gdy odstawiam kieliszek na tacę. – Angela. Od samego początku pracowała dla Al-Kadar.
Oczy Nory lekko lśnią.
– Co za suka – szepcze. Wychwytuję w jej głosie ból i złość. Kiedy odstawia swojego szampana, jej dłonie lekko drżą. – Pierdolona suka.
Kiwam głową i próbuję opanować wściekłość, bo przypominam sobie nagranie, które przysłał mi Majid. Torturowali Beth, zanim ją zabili. Cierpiała. Beth, która w życiu zaznała wyłącznie okrucieństwa, odkąd ten dupek, jej ojciec, sprzedał ją do meksykańskiego burdelu, gdy miała trzynaście lat. Jedna z niewielu osób na tym świecie, której lojalności nigdy nie kwestionowałem.
Sprawili, że Beth cierpiała… a teraz ja sprawię, że oni będą cierpieli jeszcze bardziej.
– Gdzie ona teraz jest? – Pytanie Nory odrywa mnie od przyjemnych wizji, w których wszyscy członkowie Al-Kadar są skrępowani i na mojej łasce. Kiedy spoglądam na nią pytająco, wyjaśnia: – Angela.
Uśmiecham się na dźwięk tego naiwnego pytania.
– O nią nie musisz się już martwić, kotku. – Z Angeli został jedynie proch rozrzucony na trawniku filipińskiej kliniki. Peter słynie z tego, że przesłuchuje ludzi brutalnie, ale bardzo skutecznie. I zawsze pozbywa się dowodów. – Zapłaciła za zdradę.
Nora przełyka ślinę i wiem, że doskonale rozumie, co mam na myśli. Nie jest już dziewczynką, którą poznałem w klubie w Chicago. Dostrzegam cienie w jej oczach i mam świadomość, że są tam przeze mnie. Nie szczędziłem wysiłków, żeby chronić ją na wyspie, a jednak naznaczyło ją plugastwo mojego świata, skalało jej niewinność.
Za to Al-Kadar też zapłaci.
Blizna na głowie zaczyna pulsować, więc muskam ją lekko lewą dłonią. Od czasu do czasu nadal czuję ból, ale poza tym prawie wróciłem do dawnej formy. Biorąc pod uwagę, że przez większą część ostatnich czterech miesięcy byłem warzywem, jestem całkiem zadowolony z mojego stanu.
– Wszystko w porządku? – Gdy Nora sięga, żeby dotknąć skóry nad moim lewym uchem, na jej twarzy widać troskę. Chude palce dziewczyny muskają moją czaszkę. – Dalej boli?
Jej dotyk wysyła falę przyjemności w dół mojego kręgosłupa. Właśnie tego pragnę. Chcę, żeby się o mnie troszczyła. Chcę, żeby mnie kochała, mimo że ukradłem jej wolność. Mimo że ma pełne prawo mnie nienawidzić.
Nie mam co do siebie złudzeń. Jestem jednym z tych facetów, o których mówią w wiadomościach, których wszyscy się boją, którzy budzą wstręt. Porwałem młodą dziewczynę, bo tak chciałem. Nie istnieje żaden inny powód.
Porwałem ją i zmieniłem w swoją własność.
Nigdy nie szukam usprawiedliwień. Nie mam też wyrzutów sumienia. Chciałem mieć Norę i oto jest ze mną, wpatruje się we mnie jak w najważniejszą osobę w całym jej świecie.
I tym właśnie jestem. Dokładnie tym, kogo teraz potrzebuje… kogo pożąda. Dam jej wszystko, a w zamian wszystko jej zabiorę. Jej ciało, umysł, oddanie – chcę wszystkiego. Chcę jej bólu i rozkoszy, jej strachu i radości.
Chcę stać się całym jej życiem.
– Nie, jest już dobrze – odpowiadam na pytanie. – Prawie się zagoiło.
Odsuwa palce, ale chwytam jej dłoń, bo nie jestem jeszcze gotowy zrezygnować z rozkoszy, jaką przynosi dotyk Nory. Jej dłoń wygląda w mojej drobno i delikatnie, skórę ma miękką i ciepłą. Nora odruchowo próbuje wyrwać rękę, lecz nie puszczam i zaciskam palce. W porównaniu do mojej jej siła jest wręcz nieodczuwalna. Nie zdoła mi się wyrwać, dopóki nie będę miał ochoty, by ją puścić.
Poza tym ona nie chce, żebym ją puszczał. Wyczuwam narastające w niej podniecenie i moje ciało nagle twardnieje, rozbudza się we mnie mroczny głód. Wyciągam ręce nad stolikiem i powoli, metodycznie odpinam Norze pas bezpieczeństwa.
A potem wstaję, nie puszczając dłoni dziewczyny, i prowadzę ją do sypialni na tyłach samolotu.
***
Nora milczy, gdy wchodzimy do pomieszczenia i zamykam za nami drzwi. Sypialnia nie jest dźwiękoszczelna, ale Lucas i Isabella są z przodu maszyny, więc możemy liczyć na nieco prywatności. Zazwyczaj nie obchodzi mnie, czy ktoś słyszy albo widzi, jak uprawiam seks, jednak z Norą jest inaczej. Jest moja i nie zamierzam się nią dzielić. W żaden sposób.
Puszczam jej rękę, siadam na łóżku, odchylam się do tyłu i krzyżuję nogi w kostkach. To swobodna poza, lecz gdy patrzę na Norę, zdecydowanie nie czuję się swobodnie.
Trawi mnie brutalne pragnienie, by natychmiast ją posiąść. To obsesja wykraczająca poza zwykłą potrzebę seksualną, choć moje ciało również płonie. Nie chodzi o to, żeby po prostu ją przelecieć. Chcę odbić na niej swój ślad, oznaczyć ją od wewnątrz i na zewnątrz, by już nigdy nie mogła należeć do innego mężczyzny.
Chcę posiąść ją w sposób absolutny.
– Rozbierz się – rozkazuję, patrząc jej w oczy. Mój kutas jest tak twardy, jakby od ostatniego razu wcale nie minęły godziny, lecz miesiące. Muszę ogromnie się wysilić, żeby nie zerwać z niej ciuchów, nie rzucić brzuchem na łóżko i nie nacierać na nią, aż pode mną eksploduje.
Kontroluję się, bo nie zależy mi na szybkim rżnięciu. Mam na dziś inne plany.
Biorę głęboki oddech i zmuszam się do bezruchu. Obserwuję, jak Nora zaczyna się nieśpiesznie rozbierać. Na policzkach dziewczyny rozkwita rumieniec, jej oddech przyśpiesza. Wiem, że jest już podniecona, a jej cipka zrobiła się śliska i gorąca, gotowa na mnie. Lecz równocześnie w ruchach Nory wyczuwam wahanie, w oczach dostrzegam czujność. Pewna część jej jaźni wie, do czego jestem zdolny, i nadal się boi.
I słusznie. Jest we mnie coś, co żywi się bólem innych, co chce wyrządzać krzywdę.
Właśnie to coś chce skrzywdzić Norę.
Najpierw zdejmuje sweterek, odsłaniając czarną podkoszulkę. Wystają spod niej różowe ramiączka stanika i z jakiegoś powodu ten niewinny kolor mnie rozbudza, posyła do mojego fiuta kolejną falę krwi. Koszulka znika jako następna, a zanim Nora dociera do spodni i kozaczków, jestem na krawędzi wybuchu.
Nigdy nie widziałem rozkoszniejszej istoty od Nory w różowym komplecie bielizny. Drobne ciało ma wyćwiczone i opalone, mięśnie rąk i nóg odznaczają się delikatnie. Jest szczupła, ale niezaprzeczalnie kobieca, ma perfekcyjnie zaokrąglony tyłek i zaskakująco pełne, choć niewielkie piersi. Dzięki długim, sięgającym pleców włosom wygląda jak modelka Victoria’s Secret. Ma tylko jedną skazę, drobną bliznę z prawej strony płaskiego brzucha – pamiątkę po wycięciu wyrostka.
Muszę jej dotknąć.
– Chodź tu – rozkazuję ochryple. Mój kutas ociera się boleśnie o rozporek dżinsów.
Nora wpatruje się we mnie wielkimi oczami, zbliża się ostrożnie, niepewnie, jakby spodziewała się z mojej strony ataku.
Biorę kolejny głęboki wdech właśnie po to, żeby jej nie zaatakować. Kiedy w końcu do mnie dociera, nachylam się, chwytam ją pewnie w talii i unieruchamiam między nogami. Skórę ma gładką i chłodną w dotyku, a ciało tak szczupłe, że mogę niemal objąć ją dłońmi w pasie. Jakże łatwo byłoby tę istotę uszkodzić, złamać. Ta kruchość podnieca mnie niemal tak bardzo jak piękno Nory.
Wyciągam rękę, odnajduję zapięcie stanika i oswobadzam jej piersi.
Gdy biustonosz ześlizguje się z ramion dziewczyny, wysychają mi usta, a całe ciało się napina. Widziałem ją nago setki razy, ale każdy jest niczym objawienie. Ma drobne, różowobrązowawe sutki i piersi o tym samym złotawym odcieniu co reszta ciała. Nie mogę się powstrzymać, ujmuję te okrągłe pagórki w dłonie i ściskam, ugniatam. Jej ciało jest jędrne i elastyczne, sutki natychmiast twardnieją. Kiedy muskam je kciukami, słyszę ostry, nierówny wdech Nory, przez co mój głód się wzmaga.
Puszczam piersi, wsadzam kciuk za gumkę majtek, zsuwam je po nogach Nory i ujmuję w prawą dłoń całe jej krocze. Wciskam środkowy palec w wejście, a gdy odnajduję tam ciepłą wilgoć, mój kutas niecierpliwie podskakuje. Kiedy zgrubiałym kciukiem zaczynam masować łechtaczkę, Nora jęczy, łapie mnie za ramiona i wbija mi w plecy drobne paznokcie.
Nie mogę dłużej czekać, muszę ją mieć.
– Wchodź na łóżko. – Mój głos jest aż gęsty od pożądania, gdy zabieram rękę z jej cipki. – Połóż się na brzuchu.
Nora posłusznie wykonuje polecenie, a ja wstaję i zaczynam się rozbierać.
Dobrze ją wyszkoliłem. Nie zdążyłem się jeszcze rozebrać, a ona już leży naga na brzuchu, krągły tyłeczek wznosi się na podłożonej pod biodra poduszce. Włożyła sobie dłonie pod głowę i przekręciła ją w moją stronę. Obserwuje mnie zza gęstych rzęs i wyczuwam jej nerwowe wyczekiwanie. W tej chwili równocześnie mnie pragnie i się boi.
Spojrzenie, które mi posyła, dodatkowo mnie podnieca, ale budzi też inny rodzaj głodu. Mroczniejszą, bardziej perwersyjną potrzebę. Zauważam kątem oka pasek w leżących już na podłodze dżinsach. Podnoszę go, owijam część ze sprzączką wokół prawej dłoni i zbliżam się do łóżka.
Nora trwa w bezruchu, choć widzę niespokojne napięcie jej ciała. Kącik moich ust lekko drga. Jaka grzeczna dziewczynka. Wie, że jeżeli stawi opór, będzie tylko gorzej. Oczywiście zdążyła się też nauczyć, że złagodzę jej ból rozkoszą, że i ona odnajdzie przyjemność w tym, co wkrótce nastąpi.
Zatrzymuję się przy krawędzi łóżka, wyciągam wolną rękę i sunę palcem wzdłuż kręgosłupa Nory. Drży pod moim dotykiem, czym wznieca u mnie kolejną falę posępnego podniecenia. To jest dokładnie to, czego chcę, czego potrzebuję – tej głębokiej, wynaturzonej więzi, która nas połączyła. Chcę spijać jej strach i ból. Chcę słuchać jej krzyków, poczuć skazany na klęskę opór, a potem czuć, jak roztapia się w moich ramionach, kiedy będę doprowadzał ją na szczyty ekstazy.
Z jakiegoś powodu ta drobna dziewczyna budzi we mnie wszystko, co najgorsze, sprawia, że zapominam o resztkach moralności. To jedyna kobieta, którą musiałem wziąć do łóżka siłą, jedyna, której pragnąłem… i to w tak paskudny sposób. Gdy jest tu teraz, na mojej łasce, aż kręci mi się w głowie. To najsilniejszy narkotyk, jakiego kiedykolwiek spróbowałem. Żadna istota ludzka nie budziła we mnie podobnych uczuć, a świadomość, że Nora należy do mnie, że mogę z nią robić, na co mam ochotę, przynosi nieporównywalną z niczym ekstazę. W przypadku wszystkich innych kobiet to była tylko gra, zabawa, sposób na zaspokojenie wzajemnego głodu, jednak z Norą jest inaczej. Z nią to coś więcej.
– Piękna – mruczę, gładząc delikatną skórę jej ud i pośladków. Już wkrótce zostanie naznaczona, ale póki co cieszę się jej gładkością. – Tak bardzo, bardzo piękna… – Nachylam się nad nią i składam delikatny pocałunek u nasady kręgosłupa, wdycham jej kobiecy aromat, pozwalam, by wyczekiwanie narastało. Dreszcz przedziera się przez ciało Nory, a ja się uśmiecham, kiedy adrenalina zaczyna wypełniać moje żyły.
Prostuję się, cofam o krok i biorę zamach.
Używam niewiele siły, ale gdy pas ląduje na półkulach jej tyłka, Nora podskakuje, a z jej ust wyrywa się ciche kwilenie. Nie próbuje się ruszać ani nigdzie odpełznąć, zamiast tego ściska prześcieradło w drobnych pięściach i zamyka oczy. Za drugim razem uderzam mocniej, a potem jeszcze raz i jeszcze raz. Moje ruchy nabierają hipnotyzującego, podobnego do transu rytmu. Z każdym świstem pasa zanurzam się coraz głębiej w czerń, mój świat się kurczy, aż w końcu Nora jest jedynym, co widzę, słyszę i czuję. Zaczerwienienia pojawiające się na jej miękkim ciele, pełne bólu jęki i szlochy uciekające z jej gardła, sposób, w jaki trzęsie się i drży po każdym uderzeniu – spijam to wszystko, karmię swój nałóg, zaspokajam rozpaczliwy głód skręcający mi wnętrzności.
Czas się rozmywa i rozciąga. Nie wiem, czy mijają minuty, czy godziny. Kiedy w końcu przestaję, Nora leży bezwładnie, nie rusza się, jej pośladki i uda są pokryte różowymi śladami. Na mokrej od łez twarzy maluje się oszołomiona, wręcz rozanielona mina, a drobne ciało całe się trzęsie, przemykają po nim lekkie dreszcze.
Upuszczam pasek na podłogę, ostrożnie ją unoszę i sadzam na łóżku, biorę na kolana i obejmuję. Moje serce również galopuje w piersi, umysł nie doszedł jeszcze do siebie po haju, którego przed chwilą doświadczyłem. Nora drży, chowa twarz w moich ramionach i zaczyna płakać. Głaszczę ją powoli, uspokajająco, sprowadzam z napędzanego endorfinami szczytu, równocześnie schodząc z własnego.
Teraz tego potrzebuję – chcę ją pocieszać, poczuć jej obecność. Chcę być dla niej wszystkim: obrońcą i dręczycielem, radością i cierpieniem. Chcę przywiązać ją do siebie fizycznie i emocjonalnie, wyryć się w jej umyśle i duszy tak głęboko, żeby już nigdy nie rozważała, czy mnie zostawić.
Kiedy łkania Nory ustają, powraca mój seksualny głód. Uspokajające pieszczoty stają się bardziej rozmyślne. Teraz moje dłonią krążą po ciele dziewczyny, żeby ją podniecić, a nie tylko ukoić. Wsadzam prawą dłoń pomiędzy jej uda, uciskam palcami łechtaczkę, a równocześnie drugą ręką łapię ją za włosy i szarpię do tyłu, zmuszając, by na mnie spojrzała. Nadal jest trochę oszołomiona, przypatruje mi się z lekko rozchylonymi ustami. Pochylam się i składam na jej wargach głęboki, przeszywający pocałunek. Nora jęczy mi do ust, zaciska dłonie na moich ramionach i czuję, jak jej ciepło narasta między nami. Moje jądra się kurczą, kutas wygina w łuk, tęskniąc za jej śliskim, rozpalonym ciałem.
Wstaję, wciąż trzymając Norę w ramionach, i kładę ją na łóżku. Krzywi się z bólu i dociera do mnie, że prześcieradło ociera się o ślady paska, sprawiając jej ból.
– Odwróć się, maleńka – szepczę, pragnąc teraz wyłącznie jej przyjemności. Posłusznie przewraca się na brzuch, przyjmuje tę samą pozycję co wcześniej, a ja ustawiam ją na czworakach, ze zgiętymi łokciami.
Gdy podpiera się na kolanach i przedramionach, wypinając tyłek i delikatnie wyginając plecy w łuk, jest najbardziej seksownym zjawiskiem, jakie kiedykolwiek oglądałem. Widzę wszystko – wargi delikatnej cipki, maleńki otwór odbytu, rozkoszne krągłości pośladków, różowe ślady mojego paska. Serce łomocze mi w piersi, a gdy łapię ją za biodra, mój kutas pulsuje wręcz boleśnie. Ustawiam więc końcówkę przy wejściu i wpycham go do środka.
Obejmuje mnie gorące, mokre ciało, zamyka w swojej ciasnej, śliskiej doskonałości. Nora jęczy, wygina się w moją stronę, próbując wziąć mnie głębiej, a ja służę pomocą, wycofując się częściowo i wracając z pełną siłą. Z jej gardła wyrywa się krzyk, więc powtarzam ten ruch, a za każdym razem, gdy jej ścianki się wokół mnie zaciskają, mój kręgosłup aż szczypie z przyjemności. Przetaczają się przez mnie fale ciepła, zaczynam nacierać jak szalony, ledwie zauważam, że wbijam palce w miękką skórę na biodrach Nory. Jęczy i skamle coraz głośniej i nagle czuję, że szczytuje, że jej wewnętrznymi mięśniami wstrząsają skurcze, które obciągają mi kutasa. Nie jestem w stanie dłużej wytrzymać, eksploduję, od siły orgazmu zamazuje mi się wzrok, moje rozżarzone nasienie zalewa jej ciepłe głębiny.
Dysząc ciężko, padam na bok i przyciągam ją. Kleimy się do siebie mokrą od potu skórą, moje serce pędzi jak opętane. Nora też ciężko oddycha, a gdy przeszywa ją ostatni spazm orgazmu, czuję, jak cipka zaciska się wokół mojego mięknącego kutasa.
Leżymy złączeni, nasze oddechy powoli się wyrównują. Trzymam ją przy sobie jak małą łyżeczkę, jej tyłek przywiera do mojego krocza. Powoli pochłaniają mnie spokój i poczucie zaspokojenia. Z Norą zawsze tak jest. Ma w sobie coś, co uspokaja moje demony, co sprawia, że czuję się niemal normalnie. Niemal… szczęśliwie. Nie potrafię tego wyjaśnić ani racjonalnie ująć, ale dokładnie tak jest. Właśnie dlatego pragnę jej tak rozpaczliwie, tak desperacko.
Tak przerażająco i szaleńczo.
– Powiedz, że mnie kochasz – mruczę, głaszcząc ją po udzie. – Powiedz, że za mną tęskniłaś, maleńka.
Obraca się w moich ramionach twarzą do mnie. W jej ciemnych oczach widać szczerość.
– Kocham cię, Julianie – mówi czule, kładąc delikatną dłoń na mojej szczęce. – Tęskniłam ponad życie, przecież wiesz.
Wiem – ale i tak muszę to usłyszeć. W ostatnich miesiącach emocjonalny aspekt naszej relacji stał się dla mnie równie niezbędny jak fizyczny. Fascynuje mnie ten kaprys. Chcę, żeby moja mała niewolnica mnie kochała, żeby jej na mnie zależało. Chcę stać się kimś więcej niż tylko potworem z jej koszmarów.
Zamykając oczy, przyciągam ją głębiej w moje objęcia i pozwalam sobie na odprężenie.
Za kilka godzin będzie moja w każdym tego słowa znaczeniu.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.