Jesteś moją zgubą - Sandra Biel - ebook + audiobook
BESTSELLER

Jesteś moją zgubą ebook

Sandra Biel

4,3

39 osób interesuje się tą książką

Opis

Ana­sta­zja, córka mafij­nego bossa, choć chcia­łaby się zbun­to­wać i wieść nor­malne życie, wie, że nie może tego zro­bić. Zga­dza się więc na zaaran­żo­wane mał­żeń­stwo, świa­doma, że w prze­ciw­nym razie ucier­pią bli­skie jej osoby.

Vin­cenzo, syn dona, od naj­młod­szych lat udo­wod­niał, że ma wystar­cza­jąco silny cha­rak­ter, aby prze­jąć w przy­szło­ści od ojca kie­ro­wa­nie „rodziną”. Odrzu­cił pro­po­zy­cję ślubu z córką jed­nego z wpły­wo­wych człon­ków mafii, choćby po to, aby poka­zać, że nikt, ni­gdy nie będzie podej­mo­wać decy­zji za niego.

Spo­tkali się przy­pad­kiem po latach, nie wie­dząc, że los już kie­dyś pra­wie ich połą­czył. Vin­cenzo osza­lał na punk­cie Ana­sta­zji, a ona naj­zwy­czaj­niej ucie­kła. A przy­naj­mniej myślała, że jej się to udało. Bar­dzo szybko prze­ko­nała się, w jak wiel­kim była błę­dzie. Po czym dosłow­nie wszystko się zmie­niło.

Czy honor rodziny okaże się waż­niej­szy od jej szczę­ścia? Czy mafijny kodeks znisz­czy jej życie?

 

„Jesteś moją zgu­bą” to jedna z tych ksią­żek, które zostają na długo w pamięci. Nie­tu­zin­kowy romans mafijny, świet­nie wykre­owani boha­te­ro­wie, rela­cja hate­/love i dopro­wa­dza­jące do łez utarczki słowne. Pole­cam z całego serca!
Lena M. Biel­ska, autorka serii „Bel­lomo”.

 

”Jesteś moją zgubą” to wcią­ga­jąca powieść, w któ­rej prze­zna­cze­nie gra pierw­sze skrzypce. Czy można jed­nak przed nim uciec? Czy należy mu się po pro­stu pod­dać? San­dra Biel stwo­rzyła boha­terkę jakiej w książ­kach mi bra­kuje – silną i dążącą do reali­za­cji swo­ich celów. Co jed­nak się sta­nie, gdy ktoś pojawi się na jej dro­dze?
Mag­da­lena Jarzą­bek, Czy­tam w pociągu

 

Miło jest czy­tać tak dobre pol­skie debiuty. Powieść, Jesteś moją zgubą” oka­zała się wręcz uza­leż­nia­jąca! Jeste­ście cie­kawi, czy przed prze­zna­cze­niem można uciec? Odpo­wie­dzi na to pyta­nie koniecz­nie poszu­kaj­cie w histo­rii Ana­sta­zji i Vin­cenzo!
Kata­rzyna Ewa Górka, @ka­the­ri­ne­_the­_bo­okworm

 

”Jesteś moją zgubą” to romans mafijny pełen dobrego humoru, cha­rak­ternych boha­te­rów z fabułą, która z każ­dym kolej­nym roz­dzia­łem wciąga coraz bar­dziej i zapew­nia wiele skraj­nych emo­cji. Książka pod­czas czy­ta­nia, któ­rej świet­nie się bawi­łam. Pole­cam!
Alek­san­dra Kusz­czak, @za­czy­ta­na­_o­pi­sana

 

Kolejny romans mafijny z nie­bez­piecz­nym męż­czy­zną i ule­głą narze­czoną? Nic bar­dziej myl­nego! San­dra Biel debiu­tuje w dosko­na­łym stylu. Adre­na­lina, nie­bez­pie­czeń­stwo, namięt­ność i spora dawka humoru! „Jesteś moją zgubą” to pełna zaska­ku­ją­cych zwro­tów akcji histo­ria, która porywa od pierw­szej strony i krad­nie serce! Ser­decz­nie Pole­cam!
Karo­lina, @za­ko­cha­na­_w_ro­man­sach

 

Debiut autorki bawi i wciąga od pierw­szych stron. Kusi pikan­te­rią i zaraża humo­rem. Ser­wuje iro­nię i spa­la­jące unie­sie­nia – aż chce się wię­cej. Daj­cie się por­wać tej fascy­nu­ją­cej powie­ści. Zobacz­cie sami, czy tem­pe­ra­mentna kociczka przy­pad­kiem nie wydra­pie oczu pew­nemu sie­bie mafio­zie, który uważa, że może mieć wszystko. Ogni­sty romans na deli­kat­nym tle mafij­nych pora­chun­ków. Gorąco pole­cam.
Agnieszka Rowka, @zlo­tow­losa. i. ksiazki

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 381

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (5031 ocen)
3034
1010
541
272
174
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Magdalena9700

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam bardzo książkę, świetnie się czyta i strasznie wciąga. Czekam na kolejną część książki 🙏
122
magda-czekala86

Nie polecam

Szukałam książki lekkiej, dla "odmóżdżenia". Sięgnęłam po tą, kierując się dobrymi opiniami na Legimi. Cóż za rozczarowanie! Poziom mniej więcej (o zgrozo, raczej mniej!) 365 dni B. Lipińskiej. Język na poziomie pierwszoklasistów, podejrzewam, że mój pięciolatek ma bogatsze słownictwo (gdyby nie wulgaryzmy 🤣). Postacie płaskie, tendencyjne, wręcz groteskowe. Akcja książki - uwaga spoiler! - ona go nienawidzi, on chce przelecieć, idą do łóżka i ona już go kocha. Koniec. Tyle. Serio. Doczytałam do końca (sama nie wiem, po co i na co liczyłam), ale rzucając okiem na co piąte zdanie.
102
Joanka74

Z braku laku…

Dziwna książka. Główna bohaterka doprowadza do szału. Fabuła strasznie płytka. I jeszcze to dziwne zakończenie. Druga część? Nie wiem czy znajdę w sobie ochotę żeby ją przeczytać... Z braku laku, jak się komuś nudzi to ewentualnie można.
ewamonika19

Z braku laku…

Poczatek ksiazki byl obiecujacy, potem bylo coraz gorzej. Wulgarne dialogi, dziewczyna, ktora studiowala w Paryzu odzywa sie jak z patologi. Ps:Lektorka czyta jak automat, nie przekazuje zadnych emocji.
Kammart

Nie oderwiesz się od lektury

Rewelacja, czytałam momentami śmiejąc się głośno i naprawdę nie mogę się doczekać kolejnej części
60

Popularność




Prolog

Przeznaczenie – nieuchronna konieczność zdarzeń, na którą nie mamy wpływu. Nawet poznanie naszych przyszłych losów, zanim się ziszczą, w niczym nam nie pomoże. Niczego nie zmienimy, możemy jedynie czekać na nieuniknione.

Co, jeżeli znamy tylko część naszego przeznaczenia? Co, jeśli jednak mamy możliwość zmiany biegu wydarzeń, by te potoczyły się inaczej? Czy niemożliwe mogłoby stać się realnym? Czy nieuniknione zostanie niespełnionym? Może zaplanowane jutro nigdy nie nadejdzie?

Pragnęłam i dążyłam ze wszystkich sił do możliwości samostanowienia o sobie. Gdybym od początku wiedziała, że moje wysiłki spalą na panewce, może poddałabym się już dawno i prawdopodobnie nigdy nie zaczęłabym walczyć o wolność, którą utraciłam, a raczej nigdy nie miałam.

Moje życie zostało zaplanowane. Miało być częścią większego planu. Okrutnego i bezwzględnego planu kogoś, kto winien być dla mnie opoką, bezpieczną przystanią i silnym ramieniem, które mogłabym chwycić w każdej chwili, by się wesprzeć.

Los potrafi płatać figle, a w stosunku do mnie jest strasznie kapryśny. O tym jak bardzo, miałam dopiero się przekonać.

Rozdział 1

Anastazja

– I żyli długo i szczęśliwie. – Skończyłam czytać, rzucając książkę w kąt mojego małego pokoju w wynajmowanym mieszkaniu.

Życie to nie bajka, szczególnie nie ta disneyowska. Bardziej przypominało jedną z baśni braci Grimm. Książę nie budził śpiącej królewny pocałunkiem, tylko ją gwałcił, a ze snu wyrywało ją jedno z dzieci, ssąc jej palec i przypadkowo wyciągając przeklęte wrzeciono. Dodatkowo ona była jakaś popieprzona, bo zakochała się w swoim oprawcy, który już od lat miał żonę. Normalnie patologia, tak jak życie większości ludzi na świecie, przynajmniej w mojej mafijnej rzeczywistości.

Gdybym miała być autorką autobiografii, rozpoczynałaby się ona mniej więcej tak:

„Dawno, dawno temu, w czasie wielkiej emigracji, moi przodkowie dotarli z zimnej Rosji do upragnionego lądu Ameryki. Potężna rodzina Ignatievów osiedliła się na zachodnim wybrzeżu USA, w Kalifornii. Jednak terenem tym zainteresowany był również inny ród, wywodzący się z ciepłejSycylii.

Di Russowie swoimi korzeniami połączeni byli z założycielami pierwszej włoskiej rodzinymafiozów.

Rozpoczęła się bitwa, można wręcz rzec, wojna o wpływy i ziemię. Ten stan nienawiści i walki trwał przez pokolenia, do momentu, aż na nasze tereny wkroczyły gangi z Meksyku. Działo się to wtedy, gdy władzę przejął mójojciec.

Wtedy dwa zwaśnione rody stanęły ramię w ramię przeciw wspólnemu wrogowi. Pokonali razem przeciwnika i zapanował względny spokój. Sprawiedliwie podzielili się wpływami, interesami iterenem.

Głowy rodów zaprzyjaźniły się, dochodząc do wniosku, że muszą przypieczętować zawarte przymierze. Filarem podtrzymującym pokój miało stać się moje małżeństwo z pierworodnym synem dona mafii, Vincenzem Antoniem DiRussem.

Od najmłodszych lat byłam wychowywana na posłuszną żonę przyszłego szefa mafii. Gdy skończyłam dziesięć lat, mój przyszły mąż wraz ze swoimi rodzicami przybyli do nas w odwiedziny. Kiedy go zobaczyłam, skrywając się w cieniu, byłam nim zachwycona i zafascynowana. Wywarł na mnie ogromne wrażenie. Choć wcześniej bardzo nie odpowiadało mi potulne zostanie własnością innego człowieka, wtedy po prostu go zapragnęłam. Starszy o siedem lat młody mężczyzna był bardzo przystojny, tego byłam pewna, jednak teraz nawet nie potrafiłam przypomnieć sobie rysów jego twarzy.

W tamtym momencie chciałam, by ślub odbył się jak najszybciej. Moje wciąż dziecięce serce pokochało go od pierwszego wejrzenia. Jednak po chwili on je zniszczył, roztrzaskał na miliony kawałeczków. Powiedział, że się ze mną nie ożeni. Jest przecież przyszłym bossem potężnej mafii i sam będzie decydował o każdym aspekcie swojego życia. Choć wszyscy byli tym faktem zaszokowani, musieli to zaakceptować. Poprzysiągł strzec pokoju i interesów „Sprawy” – jak określali mafię jej członkowie, niezależnie od wszystkiego. Pamiętam, że wtedy nawet nie pokazałam im się na oczy, tylko uciekłam do swojego pokoju i długopłakałam.

Tego samego wieczoru wymusiłam na ojcu obietnicę, że ja też będę mogła decydować o sobie. W szczególności w sprawie mojego ewentualnego zamążpójścia. Niechętnie, ale zgodził się. Obiecałam sobie już nigdy nie płakać z powodu mężczyzny. Od tamtego dnia miałam na nich uczulenie. Szczególnie na każdego członka mafii. Oni traktowali kobiety jak swoją własność, nie jak partnerkę, tylko jak rzecz do zaspokajania potrzeb. Zdradzali na prawo i lewo, chełpiąc się tym, a ich kobieta nawet nie mogła spojrzeć nainnego.

Od tamtej pory już nie byłam wychowywana na cichą i spokojną, tylko na silną i niezależną. Razem z moimi starszymi braćmi uczyłam się walczyć i strzelać, jednak w porównaniu do nich, zawsze miałam ogon ochroniarzy. Oni mogli balować, gdzie chcieli, a mnie ktoś ciąglepilnował.

Nigdy nie chodziłam do zwykłej szkoły. Miałam prywatnych nauczycieli. Doprowadzało mnie to do szału! Oglądając filmy i seriale oraz czytając książki, pragnęłam szeroko rozumianej normalności. Chciałam cieszyć się zwykłym życiem i mieć zwyczajneproblemy.

Postanowiłam zawalczyć o swoje marzenia. Wiedziałam jednak, że nie mogę zrealizować ich otwarcie. Musiałam mieć plan. Uczyłam się bardzo dużo i ze świetnymi wynikami dostałam się na Sorbonę w Paryżu. Rodzice musieli zaakceptować mój wyjazd na studia. Potrafiłam być niesamowicie uparta i irytująca, byleby osiągnąć swój cel. Oczywiście wysłali za mną kilku zaufanych ludzi. Moi opiekunowie trzymali się na dystans i udawali, że nie istnieją. Ja nie byłam jednak ani głupia, ani ślepa, by ich nie zauważyć, ale zachowywałam się tak, jakbym nie wiedziała nic o ich obecności. Dzięki temu, że udało mi się uśpić ich czujność, poniekąd rzuciłam studia i wyjechałam do Hawany. Z mojej współlokatorki zrobiłam swojego sobowtóra i płaciłam jej sporo kasy. Tak więc, ona podszywała się pode mnie, dalej studiując, a ja stałam się nią. Na Kubie znalazłam pracę jako kelnerka w barze przy plaży. Wolałam nie rzucać się zbytnio w oczy, a taka robota pozwalała mi poznawać normalnych ludzi i zwykłe życie. Chciałam nacieszyć się szczęściem i beztroską, dopóki miałam czas. Za pół roku teoretycznie kończyłam pierwszy stopień studiów, więc musiałam wrócić do domu. Zostało mi zatem sześć miesięcy, by przeżyć najlepszy okres w całymżyciu”.

Wątpiłam, by taka książka się sprzedała, gdybym faktycznie ją napisała. Przecież w większości literackiej fikcji o mafii i gangach zły chłopak zakochuje się w dziewczynie i jej smutne życie zamienia w bajkę. Nienawidzi wszystkich poza nią. Dla niej zdobyłby gwiazdkę z nieba.

I takie opowieści były popularne, ale całkowicie nieprawdopodobne. Wiedziałam to, żyłam w tym świecie na tyle długo, by dokładnie poznać całe to szambo. Mafiozi niby tworzyli wielką rodzinę, a tak naprawdę byli grupą przestępców, potrafiących zniszczyć wszystko, co stanęło im na drodze. Zabijali z powodu własnego widzimisię, byli destrukcyjni dla siebie i innych. To nie było życie, tylko wegetacja. Wiedziałam, że mnie też to czekało, dlatego teraz korzystałam z uroków normalności.

Powinnam była ruszyć tyłek z łóżka, za dwie godziny musiałam być w pracy.

Przeciągnęłam się w pościeli i usłyszałam strzelanie w kościach. Uwielbiałam to! Poszłam pod prysznic i delektowałam się uczuciem dotyku letniej wody na skórze. Jakoś musiałam ochłodzić rozgrzane ciało. W mieszkaniu nie było klimatyzacji, co czasem doprowadzało mnie do szału, ale nie chciałam się przeprowadzać. Tu, jak dla mnie, było prawie idealnie.

Gdy skończyłam się szykować, zjadłam na szybko kanapkę z serem. Mało wykwintnie, porównując do dań serwowanych w rodzinnym domu, ale to mi wystarczało.

Mokre po kąpieli długie brązowe loki wyschły same w kilkanaście minut. Lubiłam ich naturalny skręt, mocny i ładny. Jednak ze względu na rodzaj wykonywanej pracy zawsze związywałam je w koński ogon. Jako że zaliczałam się do tych bardziej urodziwych kobiet, makijażu nie musiałam nakładać, by wyglądać dobrze, bo i tak spłynąłby w tym upale. Nie żebym była narcyzem, co to to nie. Nigdy nie wykorzystywałam wyglądu, by osiągnąć jakiś cel. Liczyłam na swój spryt i inteligencję. Czasem chciałam być bardziej przeciętna z wyglądu. Może przez to, że w dzieciństwie wciąż byłam w centrum zainteresowania, teraz wolałam stać na uboczu, być obserwatorem wydarzeń, a nie odgrywać w nich główną rolę.

Kierując się w stronę baru, wędrowałam ulicami tego pięknego, niezwykle urokliwego miasta i podziwiałam mijających mnie ludzi. Ich twarze zazwyczaj rozpromieniał szczery uśmiech. Mimo że żyli w większości skromnie i biednie, byli zawsze gotowi do niesienia pomocy i uprzejmi. Przynajmniej ci, których tu poznałam.

– Cześć, piękna! – zawołał Marco. Był barmanem i zazwyczaj z nim miałam zmiany w pracy. – Coś dziś jesteś wcześniej niż zwykle.

– Jakoś tak wyszło – odpowiedziałam mu i posłałam taki sam uśmiech jak on mnie.

Nasza zmiana oficjalnie zaczynała się za pół godziny, jednak zawsze zjawialiśmy się wcześniej, jeżeli zachodziła taka potrzeba. Teraz akurat było niewielu klientów, więc mieliśmy czas trochę poplotkować.

Po chwili z zaplecza wyszedł szef, Pablo. Był świetny, zawsze uśmiechnięty i można było dogadać się z nim praktycznie w każdej sprawie. Stawał murem za swoimi pracownikami, gdy zdarzały się jakieś nieprzyjemne sytuacje z gośćmi pubu.

– Jestem przekonany, że dzisiaj będzie tu tłoczno, więc wykorzystajcie każdą wolną chwilę na odpoczynek – uprzedził nas i odszedł do swoich obowiązków.

Każdego dnia ten facet utwierdzał mnie w przekonaniu, że ma ogromne i dobre serce. Normalnie mężczyzna marzenie. Wzięłabym się za niego, gdyby nie miał żony i dzieci, no i jeżeli byłby troszkę młodszy. Moje dwadzieścia jeden lat to raczej mało przy pięćdziesięciolatku.

Coraz więcej osób zaczęło schodzić się do baru, a ja lawirowałam między pląsającymi do latynoskiej muzyki, spoconymi ciałami z tacą, na której nosiłam drinki do stolików. Chodziłam skocznym krokiem, ponieważ przy tych rytmach ciało samo wyrywało się do tańca.

Podeszłam z uśmiechem do kolejnego stolika. Siedziało przy nim pięciu mężczyzn, na oko wyglądających na dwudziestoparolatków, ewentualnie przed trzydziestką. Przystojni i dobrze zbudowani. Urodę mieli śródziemnomorską. Uznałam, że to raczej turyści.

– Co panom podać? – zapytałam z uśmiechem w swoim ojczystym języku. Choć znałam hiszpański, to jednak w tym barze większość gości była cudzoziemcami, z którymi najszybciej dało się dogadać właśnie poangielsku.

– Siebie, najlepiej bez ubrania – odpowiedział jeden z nich, z lubieżnym uśmiechem na ustach.

Nachyliłam się nad stolikiem, lekko eksponując biust, i zaczęłam przemawiać do niego seksownym głosem.

– Dzielnica z burdelami jest dwadzieścia minut spacerem stąd. Mogę narysować wam mapkę. – Wyprostowałam się i posłałam im zniesmaczone spojrzenie. Nienawidziłam takich facetów, którzy zakładali, że każda kobieta to dziwka. – Idziecie tam od razu, czy może jednak wcześniej się czegoś napijecie? – syknęłam nieuprzejmie w ich stronę.

Byli zdziwieni takim obrotem sprawy i, niestety, zdawałam sobie sprawę dlaczego. Większość kobiet ulegała takim końskim zalotom, szczególnie, gdy facet był przystojny. Właśnie przez takie baby nie istnieli już dżentelmeni na tym świecie.

– Nie musimy tam iść, skoro to samo dostaniemy tutaj – odezwał się milczący dotąd facet. Wyglądał znajomo, ale nie potrafiłam uzmysłowić sobie, czy go znałam, czy po prostu był do kogoś podobny.

Był najprzystojniejszy z całej grupy i roztaczał wokół siebie aurę tajemniczości i niebezpieczeństwa. Akurat na takich miałam największą alergię i najbardziej mnie od takich typków odrzucało. Cisnął na stolik gruby plik banknotów, cały czas lustrując bezczelnie moje ciało.

– To powinno wystarczyć na noc pełną uciech – stwierdził, po czym oblizał lubieżnie usta i posłał mi uśmiech, jednoznacznie sugerujący, o co mu chodziło.

Wyciągnęłam rękę i chwyciłam pieniądze. Było tego jakieś dziesięć tysięcy dolarów. W tym momencie w mojej głowie zrodził się plan. Uśmiechnęłam się do niego zadziornie i z kasą w ręku udałam się w kierunku didżejki. Poprosiłam Stefana o ściszenie muzyki i podanie mi mikrofonu.

– Witam wszystkich! – powiedziałam, zwracając na siebie uwagę zebranych w barze gości. – Tamci panowie – wskazałam ręką stolik, przy którym siedzieli ci idioci – chcą poznać smak prawdziwej zabawy w Hawanie. Pokażcie im rozkosz, jaką może dać to miasto i mieszkający w nim ludzie. Oni dziś sponsorują tę imprezę! – Wyciągnęłam rękę z pieniędzmi w górę. – Pijecie wszyscy na ich koszt!

W pubie rozległy się okrzyki zadowolenia i gwizdy, a kilka kobiet już się na nich napaliło. Szef ze śmiechem i z niedowierzaniem kręcił głową, podobnie Marco, a ten bezczelny koleś posłał mi spojrzenie pełne nienawiści. Uśmiechnęłam się pięknie do niego jeszcze raz, choć wolałabym na niego zwymiotować, po czym podeszłam do baru. Podałam kasę Pablowi i wróciłam do poprzedniej czynności, tym razem omijając stolik naczelnych debili.

Cały wieczór czułam na sobie jego wzrok. Nie podobało mi się to. Miałam złe przeczucia. Mimo że miewałam je rzadko, nigdy mnie nie zawodziły.

Po skończonej pracy jak najprędzej wyszłam z baru i ruszyłam szybkim krokiem w stronę mieszkania. Czułam, że ktoś mnie obserwuje, dlatego jeszcze bardziej przyspieszyłam i weszłam w labirynt wąskich uliczek. Miałam nadzieję, że w ten sposób pozbędę się tego, kto mnie śledzi. W końcu nie wytrzymałam i puściłam się biegiem. Pragnęłam jak najszybciej dotrzeć do domu.

Rozdział 2

Vincenzo

– Dlaczego akurat Hawana? – zapytałem i rozsiadłem się wygodnie w fotelu prywatnego odrzutowca, należącego do mojej rodziny.

Z czterema przyjaciółmi, którzy pełnili jednocześnie rolę ochroniarzy, wylatywaliśmy na kilka dni, by się zabawić i odpocząć.

– A dlaczego nie? Na Kubie jest świetny klimat i piękne kobiety – odpowiedział Nico, najbardziej roześmiany i jednocześnie irytujący człowiek, jakiego znałem.

Przewróciłem oczami na jego ton małego chłopca. Cieszył się na ten wyjazd jak dzieciak z nowej zabawki.

– Nie rozumiem zachwytu Hawaną, miasto jak miasto – westchnąłem zrezygnowany.

Chciałem polecieć gdzieś do Europy. Tam to się ludzie umieli bawić. Ewentualnie do Brazylii. Niestety mnie przegłosowali, chociaż gdybym się uparł, to postawiłbym na swoim, jak zresztą zawsze, ale jakoś miałem na to wyjebane. Chciałem po prostu na chwilę odciąć się od wszystkiego, a przede wszystkim nie słuchać narzekań ojca. Ubzdurał sobie, że już powinienem znaleźć sobie żonę lub przynajmniej kandydatkę na nią. Miałem tego tematu po dziurki w nosie. Od lat wysłuchiwałem jego marudzenia, że odrzuciłem możliwość poślubienia panny Ignatiev. Kobiety w mafii były po prostu głupie. Doskonałym przykładem była moja matka. Oczywiście kochałem ją, nie byłem aż takim potworem, ale widziałem, że nie jest zbyt inteligentna. Ojciec zdradzał ją na prawo i lewo, a ona nigdy nie miała o nic pretensji, wiernie trwała u jego boku i z uśmiechem na ustach odwalała szopkę, jacy to oni nie byli w sobie zakochani i szczęśliwi. Jeśli jednak miała gorszy humor, ojciec kupował jej jakieś diamenty czy inne gówna i znów była najszczęśliwsza na świecie. To samo dotyczyło innych żon czy córek naszych współpracowników i przyjaciół. To pokazywało, że każda kobieta była dziwką, zdolną oddać całą siebie za trochę pieniędzy. Nie chciałem mieć żony, nawet dziewczyny, która byłaby ze mną dla kasy. Wystarczało mi to, że każda, której zapragnąłem, rozkładała przede mną ochoczo nogi.

– Coś ty taki wkurwiony? Nie zaruchałeś dawno czy co? – Luigi patrzył na mnie intensywnie z poważną miną. Nawet mu nie odpowiedziałem. Chciałem się wyluzować, a oni zaczynali działać mi na nerwy. Sięgnąłem po whisky, znajdującą się na małym stoliku przede mną, i nalałem sobie do szklanki. Wypiłem całość jednym haustem i od razu zrobiłem dolewkę. – Czyżby stary nadal zamęczał cię gadką o ślubie? – zapytał po raz kolejny, nie spuszczając ze mnie badawczego wzroku. Był najbardziej domyślny z całej czwórki i potrafił być empatyczny. Niestety, w takim świecie, w jakim żyliśmy, ta cecha działała na jego niekorzyść. Przytaknąłem bez słowa. Reszta z zainteresowaniem się przysłuchiwała. – Moim zdaniem najlepiej by było, gdybyś wtedy nie odmówił. Co ci szkodzi mieć żonę? I tak większość dnia spędzasz poza domem, a po powrocie przynajmniej miałbyś zawsze wygrzane łóżko – stwierdził spokojnie.

– Weź przestań. Słyszałem pogłoski, że jest brzydka jak noc, dlatego jej ojciec ją ukrywa – wtrącił się Carlos.

– A ja słyszałem, że ukrywa ją, bo jest przepiękna. – Do rozmowy dołączył Petro.

W sumie nigdy jej nie poznałem. Ojciec widział ją, kiedy jeszcze była dzieckiem. Nawet gdyby okazała się piękną kobietą, to zapewne jednocześnie spokojną i uległą. A takich właśnie nie lubiłem. Znaczy lubiłem wymuszać uległość na niepokornych dziewczynach. Czułem się wtedy lepiej, miałem poczucie władzy absolutnej. Jeszcze się taka nie znalazła, która by mi odmówiła. Ciekawe, czy kiedykolwiek poznam kobietę, która będzie dla mnie wyzwaniem. Ostatnie lata pokazały, że nawet teoretycznie szczęśliwe mężatki ulegały mojemu urokowi i wskakiwały mi do łóżka.

– Ja to mógłbym mieć już żonę – zakomunikował Nico. – I dziecko, takiego małego słodkiego bobasa – dodał piskliwym głosem, układając ręce w kołyskę.

On i dziecko? Sam nieraz zachowywał się jak niedojrzały szczeniak. Wszyscy się z niego zaśmialiśmy, na co pokazał nam środkowy palec i chyba się obraził. Pokręciłem głową z niedowierzaniem. Z kim ja się zadawałem? Byłem przyszłym bossem mafii, a otaczali mnie idioci.

Włożyłem słuchawki do uszu i włączyłem muzykę. Odciąłem się od ich bezsensownego pieprzenia. Dobrze, że sam lot miał być krótki. Nie przepadałem za lataniem, szczególnie w ich towarzystwie. Mimo że byli dla mnie jak bracia, zbyt długie przebywanie z nimi w jednym pomieszczeniu źle na mnie wpływało. Przymknąłem powieki i odpłynąłem myślami, słuchając przyjemnego, starego rocka.

Po wylądowaniu najpierw pojechaliśmy do hotelu. Było wczesne popołudnie, więc po odświeżeniu się ruszyliśmy w miasto.

Szczerze, to irytowali mnie tubylcy, wiecznie uśmiechający się bez powodu. Kurwa! Miałem się wyluzować, a byłem coraz bardziej rozdrażniony.

– Idziemy do jakiegoś baru się napić! – zarządziłem, nie licząc się z ich zdaniem, i ruszyłem w kierunku popularnej plaży.

Byłem w Hawanie kilka razy, więc wiedziałem, dokąd warto było pójść. Reszta podążyła, dokąd im kazałem, rozmawiając o mnie między sobą. Idioci chyba myśleli, że ich nie słyszę. Opierdoliłbym ich za tę denną, bezsensowną gadkę, ale nie chciało mi się strzępić języka.

Po kilku minutach spaceru weszliśmy do pubu. Nie wiało tu pustkami, ale też nie było bardzo tłoczno. Usiedliśmy na kanapie przy jednym ze stolików. Widziałem, że kilka kobiet pożerało nas wzrokiem. Niestety, żadna z nich nie spełniała moich oczekiwań. Wyciągnąłem telefon z kieszeni i przeczytałem kilka wiadomości od ojca. Znowu się wkurwiłem, bo robił sobie nadzieję, że po tych kilkudniowych wakacjach wrócę do domu z jakąś kobietą.

– Co panom podać? – Usłyszałem przyjemny kobiecy głos, zapewne kelnerki. Nawet na nią nie spojrzałem, wpatrując się bezmyślnie w ekran smartfona.

– Siebie, najlepiej bez ubrania – odpowiedział jej Nico.

Ten tekst sprawił, że uniosłem wzrok na dziewczynę. Ja pierdolę! Jedna z piękniejszych, jakie w życiu spotkałem, a było ich już przecież mnóstwo. Brązowe włosy, jasna, lekko muśnięta słońcem skóra i te przecudne oczy. Jej heterochromia była niezwykła. Jedno oko intensywnie niebieskie jak szafir, drugie szmaragdowe.

Mój kutas boleśnie prosił o uwolnienie z coraz bardziej ciasnych spodni, gdy nachyliła się nad stolikiem i mogłem dostrzec fragment jej piersi.

– Dzielnica z burdelami jest dwadzieścia minut spacerem stąd. Mogę narysować wam mapkę – poinformowała z uśmiechem, by po sekundzie się wyprostować i posłać nam zdegustowane spojrzenie. Nie spodziewałem się tego, tak samo jak pozostali. To zdanie zawsze działało na każdą. – Idziecie tam od razu, czy może jednak wcześniej się czegoś napijecie? – syknęła nieprzyjemnym tonem i znów popatrzyła na nas z odrazą.

Choć chciała pokazać, że nie jest zainteresowana żadnym z nas, ja tym bardziej zapragnąłem jeszcze tej nocy mieć ją pod sobą, gdy będzie krzyczeć moje imię podczas spełnienia, jakie jej zafunduję.

– Nie musimy tam iść, skoro to samo dostaniemy tutaj – zapewniłem władczym tonem, dzięki któremu każda miała mokro.

Rzuciłem na stolik plik pieniędzy. To cała gotówka, jaką miałem przy sobie na dzisiejszy wieczór. Pożerając ją wzrokiem, wyobrażałem sobie, co będę z nią robił. Mój penis ucieszył się równie mocno jak ja na myśl o jej wilgotnej, zapewne słodkiej i ciasnej, cipce.

– To powinno wystarczyć na noc pełną uciech – dokończyłem myśl, oblizując usta.

Mój wzrok mówił jej, co chciałem z nią zrobić. Wiedziałem, że dzięki tym pieniądzom ulegnie. Każda ulegała. Ona, choć nieprzeciętnie piękna, była jak wszystkie. Na pewno niewiele zarabiała w tej pracy, więc za chwilę rzuci się na kasę i na mnie jak kotka w rui.

Nachyliła się i wzięła dolary do ręki. Uśmiechnęła się zadziornie. Tak! Jeszcze dziś ją przelecę we wszystkich możliwych pozycjach. Po chwili odeszła od stolika, zapewne załatwić sobie wolne na wieczór. Zdziwiłem się, gdy usłyszałem, jak mówi przez mikrofon, że stawiamy wszystkim alkohol. Myślałem, że podejdę do niej i skręcę jej ten piękny kark.

Och nie, piękna. Nie ze mną te numery.

Byłem teraz na nią jeszcze bardziej napalony i wiedziałem, że nie odpuszczę, jeśli porządnie jej nie zerżnę. Cały wieczór śledziłem każdy jej ruch. Omijała z daleka nasz stolik, do którego podchodziły co chwilę jakieś desperatki. Nie zwracałem na nie uwagi. Skupiony byłem tylko na niewysokiej kelnerce. Bar powoli pustoszał, więc w końcu i ja zebrałem się z przyjaciółmi i wyszliśmy na zewnątrz.

– Ona będzie moja. Jak nie chce po dobroci, to ją porwiemy – powiedziałem do nich i przypaliłem papierosa.

Widzieli moją zdeterminowaną i poważną minę. Wiedzieli, że nie mogli z tym nawet dyskutować, to ja byłem ich szefem i to w moich rękach spoczywało ich życie.

Postanowiliśmy ukryć się w cieniu i poczekać, aż skończy pracę. Mieliśmy ją śledzić do jej mieszkania. A rano złożyłbym jej wizytę, zaraz po tym, jak zdobyłbym o lasce wszystkie informacje. Za drobną opłatą dowiedziałem się od innej kelnerki, jak się nazywa.

Należysz do mnie, Lèo Larusse. Czy tego chcesz, czy nie.

Kilkanaście minut później opuściła lokal i ruszyła szybkim krokiem przed siebie. Trzymaliśmy się z tyłu, pozostając cały czas w ukryciu, jednak nie spuszczaliśmy z niej oczu nawet na sekundę. Choć się nie odwracała, wyraźnie przeczuwała, że ją śledziliśmy. Ciągle przyspieszała, by wreszcie zacząć biec wąskimi uliczkami Hawany. Zgubiliśmy ją w tym labiryncie.

– Ja pierdolę! Gdzie ona jest?! – wydarłem się, wkurwiony do granic możliwości.

Przyjaciele trzymali się ode mnie na odległość kilku porządnych kroków. Wiedzieli, że w takim szale byłem zdolny udusić któregoś z nich gołymi rękami.

Chciałem coś rozpierdolić, najlepiej wypruć komuś flaki żywcem i zmiażdżyć w dłoniach wciąż bijące serce. Powoli traciłem kontrolę nad sobą, byłem tego boleśnie świadomy. Wyciągnąłem z paczki papierosa i zapaliłem, by po chwili mocno się zaciągnąć. Musiałem ochłonąć choć trochę i wymyślić plan dalszego działania w sprawie uciekinierki.

Bez słowa ruszyłem w kierunku hotelu, w którym się zatrzymaliśmy. Jak tylko przekroczyłem próg apartamentu, chwyciłem laptopa i udałem się do swojej sypialni. Zacząłem jej szukać na portalach społecznościowych, ale nic z tego nie wyszło. Zirytowany zrzuciłem z siebie komputer i poszedłem do salonu, w którym siedzieli przyjaciele.

– Masz znaleźć o niej wszystko! – Podałem Petrowi kartkę z jej nazwiskiem.

Był dobry w namierzaniu ludzi i zdobywaniu o nich informacji. Od razu poszedł po swój sprzęt i natychmiast wziął się do roboty. Reszta podejrzanie na mnie patrzyła. Mieli szczęście, że milczeli, bo chyba zacząłbym do nich strzelać.

– Jest pewien problem… – odezwał się Petro po kilku minutach.

Warknąłem w jego stronę. Wiedział, że nie akceptowałem porażek i byłem teraz w takim stanie, że mogłem się zrobić bardzo nieprzyjemny.

– Dziewczyna o tym nazwisku istnieje, ale nie jest nią. Wygląda na to, że twoja kelnerka podszywa się pod kogoś innego – wytłumaczył jak najszybciej.

Z jednej strony mnie to zirytowało, a z drugiej to mógł być dobry haczyk na nią. Pewnie miała jakieś kłopoty, skoro musiała zrezygnować ze swojego prawdziwego imienia. Mimo problemów na pewno dowiem się o niej wszystkiego.

– Jutro od rana siedzimy w tym barze. Trzeba będzie sobie pogadać z jej szefem – zakomunikowałem i wróciłem do swojego pokoju.

Kochanie, gdziekolwiek teraz jesteś, bądź gotowa. Nadchodzę! Zawsze dostaję to, czego chcę, a ciebie pragnę tak jak jeszcze nikogo i niczego wżyciu.

Rozdział 3

Anastazja

Całą noc nie zmrużyłam oka. Po raz pierwszy w życiu żałowałam, że nie było tu ludzi mojego ojca. Wychodziło na to, iż nie byłam taka odważna, za jaką się uważałam. Kiedy biegłam uliczkami Hawany, moje serce ze strachu waliło z zawrotną prędkością, a ciało oblał pot, lecz nie ze zmęczenia tylko z przerażenia. Po wbiegnięciu do mieszkania, zamknęłam je na wszystkie możliwe zamki i przesunęłam komodę z korytarza, blokując nią drzwi.

Najgorsze jednak było to, że nie miałam pojęcia, kto mnie śledził. Podejrzewałam tego faceta z baru, ale powody mogły być różne. Co, jeżeli wiedzieli, kim naprawdę jestem? Gdyby mnie porwali, mogliby zagrozić całej mojej mafijnej rodzinie. Ufałam w to, że ojciec, choć tego nie okazywał, kochał mnie nad życie i zrobiłby wszystko, by mnie uratować, gdyby zaszła taka potrzeba. Mogli też należeć do jednego z tutejszych gangów, które porywały kobiety, by sprzedać je do burdeli na całym świecie. Albo był psychopatą, któremu się spodobałam, i chciał ze mną robić rzeczy, na które nie miałam najmniejszej ochoty. Jego piękna buźka mnie nie przekonała. Charakter miał paskudny, a to właśnie wnętrze człowieka było najważniejsze.

Miałam ochotę zadzwonić do taty i błagać go o pomoc i wybaczenie. Musiałabym przyznać się do tego, że wszystkich robiłam w chuja i okłamywałam. Za to by mnie zabił. Dobra, przesadzam, ale już nigdy by mi nie zaufał i na pewno nie wypuściłby z domu. Dla niego nie było ważne to, że jestem pełnoletnia. Byłam córką mafioza. W tej sytuacji moje zdanie, opinie, pragnienia i marzenia się nie liczyły, nikogo nie obchodziły. Miałam być posłuszną ozdobą swojego pana, którym na razie był mój ojciec. Przynajmniej obiecał nie wydać mnie za mąż, jeżeli bym się na to nie zgodziła.

Wypiłam pół butelki różowego wina i troszkę się rozluźniłam. Chyba zbytnio spanikowałam, ktokolwiek to był, raczej sobie odpuścił, gdy udało mi się uciec.

Właśnie chciałam pójść do łazienki i wziąć prysznic, gdy zadzwonił mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz, bladź1! Dzwonił ojciec. Zazwyczaj przysyłał SMS-a, prosząc, bym w wolnej chwili ja się odezwała. Coś się chyba stało, zlękłam się. Bałam się odebrać, choć dziesięć minut temu marzyłam o rozmowie z nim.

Drżącą ręką chwyciłam smartfon i jednak odebrałam połączenie. Przyłożyłam go do ucha i nim zdążyłam się odezwać, usłyszałam przerażająco zagniewany głos mojego taty.

– Anastazjo Tatiano Ignatiev! – Oho, tak się do mnie zwracał zawsze, kiedy coś przeskrobałam. – Gdzie ty, do cholery jasnej, jesteś?! – krzyczał tak głośno, że musiałam odsunąć komórkę od ucha.

– Tatusiu, przecież wiesz, że jestem w Paryżu – odpowiedziałam mu miłym głosem, starając się jakoś uspokoić, by nie słyszał mojego zdenerwowania.

– W pokoju w akademiku? – zapytał jakby ironicznie.

– Tak…

– Nie kłam!! Nie ma cię tu!!! – Bladź jego pierdolona mać! Byłam skończona.

Milczałam. Nie miałam nawet pojęcia, jak zacząć się tłumaczyć, by nie pogorszyć sytuacji. W moich oczach zbierały się łzy. Słyszałam jego ciężki, chrapliwy oddech.

– Najpóźniej pojutrze widzę cię w domu! – warknął nieprzyjemnie. – I lepiej zrób, co mówię, bo twoja przyjaciółeczka, która cię udawała, będzie mieć nieprzyjemności – dokończył i rozłączył się bez pożegnania.

Był brutalnym człowiekiem i nie cofnąłby się przed niczym, byleby osiągnąć swój cel. Musiałam wrócić do domu, bo bałam się o Lèę. Miałam nadzieję, że nic jej nie zrobił ani on, ani jego ludzie.

Teraz strach zastąpiły złość, wściekłość i bezradność. Nienawidziłam swojego życia! Dlaczego nie urodziłam się w zwyczajnej rodzinie? Czemu ojciec, zamiast pragnąć mojego szczęścia, narzucał mi sposób, w jaki miałam żyć i podejmował za mnie najważniejsze decyzje?! Nie chciałam tego! Gdybym była bardziej bezduszna, spierdoliłabym teraz na koniec świata i miała wszystko w dupie. Nie mogłam jednak pozwolić, by mojej jedynej przyjaciółce stała się krzywda. Zbytnio ją naraziłam. Nawet te pieniądze, które jej płaciłam, nie wynagrodzą jej tego, co na nią sprowadziłam.

Zmuszona byłam pożegnać się z piękną Hawaną. Do zobaczenia, wspaniali ludzie. Czas wracać do koszmaru, który inni uważają za bajkę. Pora znów udawać księżniczkę, będąc niewolnicą. Czekało mnie smutne życie, pełne fałszywych uśmiechów, gdzie dziwki udawały damy, a alfonsi dżentelmenów. Gdzie książę był bezdusznym skurwielem, a żebraczka była więcej warta od króla. Pora odegrać rolę życia w pięknej, szczęśliwej, ale fikcyjnej rzeczywistości, w której zakamarkach czuć tylko zgniliznę, smród, cierpienie i śmierć. To mnie tam czekało, nawet nie mogłam tego nazwać złotą klatką, tylko ciasnym chlewem, piwnicą, bezdenną studnią, bez dostępu choćby jednego promienia słońca. Dobra, użalaniem się nic nie zdziałam. Magicznie nie wyczaruję sobie cudownej przyszłości.

Nie spałam całą noc. Ocknęłam się z zawieszenia, kiedy dotarły do mnie pierwsze promienie wschodzącego słońca. Chwyciłam znów za telefon i zadzwoniłam do szefa. Długo mu tłumaczyłam, że nie powinien się o mnie martwić, mimo że muszę wyjechać tak nagle. Powiedziałam, że nie pojawię się w barze nawet, by pożegnać wszystkich. Pieniądze za tych kilka dni mojej pracy miał zachować. Ustaliliśmy, że jeśli uda mi się znów tu kiedyś zawitać, to będę pić całą noc za darmo. Gdy zakończyłam połączenie, kilka łez spłynęło po moim policzku. Wszystko się oficjalnie kończyło. Myślałam, że mam jeszcze troszkę czasu, by nacieszyć się tą przygodą.

Później załatwiłam sprawę z mieszkaniem. Spakowałam większość rzeczy i udałam się na lotnisko, nie patrząc za siebie. Wchodząc na pokład samolotu, prawie dostałam ataku paniki. Tak bardzo bałam się tego, co czekało mnie w domu, który był jak więzienie, że ledwo mogłam złapać oddech.

Nim samolot wzbił się w powietrze, wysłałam ojcu wiadomość, że za jakieś osiem godzin będę na miejscu. Niestety, nie było bezpośredniego połączenia i musiałam się przesiąść. Gdyby nie to, moja podróż trwałaby krócej.

Przymknęłam powieki i starałam się zdusić w sobie tęsknotę, którą już teraz zaczęłam odczuwać. Przez moją głowę przewinęła się głupia myśl, że gdyby samolot rozbił się po drodze, wcale by mi nie było smutno. Miałam wrażenie, że to początki depresji.

Gdy znalazłam się na płycie lotniska w Los Angeles, od razu dostrzegłam czekającego na mnie Chrisa. Prawie pięćdziesięcioletniego ochroniarza, który był jedną z niewielu normalnych osób w tym popieprzonym mafijnym świecie. To bardziej on mnie wychowywał, bo rodziców często nie było w domu. On mi ich zastępował. Dał mi więcej ciepła, zrozumienia i miłości niż ktokolwiek inny. Kiedy tylko mnie zauważył, ruszył w moją stronę, szeroko się uśmiechając. Odpowiedziałam mu tym samym. Ten człowiek wydawał się zbyt pozytywny, bym mogła przy nim czuć smutek. Zamknął mnie w mocnym uścisku, a ja z całych sił wtuliłam się w jego szeroką klatę.

– Zawsze byłaś piękna, ale teraz to już przesadziłaś. – Złapał moje policzki w dłonie, dokładnie przyglądając się twarzy. – Będę mieć utrudnione zadanie. Szczególnie po balu – powiedział łagodnie. – Jak tu ochronić taką piękność przed tabunem facetów?

– Jakim balu? Ja się nigdzie nie wybieram – zabrzmiałam jak naburmuszona, mała dziewczynka.

Szczerze, to powinnam zawsze się tak zachowywać, skoro traktowali mnie jak głupiutkie dziecko, niezdolne do podejmowania samodzielnych decyzji.

– Po tej akcji lepiej nie denerwuj ojca. Właśnie wraca prywatnym odrzutowcem i jest wkurzony jak sam diabeł – tłumaczył mi spokojnie, z lekkim uśmiechem na ustach. – Co ci strzeliło do głowy? Gdzie się podziewałaś? Wiesz na jak wielkie naraziłaś się niebezpieczeństwo? – Teraz brzmiał trochę ostrzej, jednak bardziej był zmartwiony niż zły.

– Jak widzisz, jestem cała i zdrowa. Nic mi tam nie groziło – odpowiedziałam i ruszyłam w stronę wyjścia.

Zrozumiał, że nie chciałam dalej o tym rozmawiać, więc nie drążył tematu.

Moją walizkę mieli dostarczyć później, bo przecież jeszcze bym sobie paznokieć złamała podczas ściągania bagażu z taśmy. Mówiłam, że moja rodzina była popierdolona. Jakbym im powiedziała, że pracowałam jako kelnerka, to pewnie zeszliby na zawał. Jak mogłam się zadawać z plebsem? Niestety, zwykłych ludzi traktowali jak śmieci, a tymczasem sami byli nic nie warci.

W samochodzie jechaliśmy w ciszy. Pogrążyłam się w myślach, które z minuty na minutę stawały się coraz bardziej depresyjne. Może powinnam pójść do psychiatry po jakieś psychotropy? Skoro będę tonąć w szambie, one pomogą mi wyobrazić sobie, że to jednak kosmetyczne błoto, a nie śmierdzące gówno.

Gdy wjechaliśmy na podjazd mojego ogromnego, rodzinnego domu, nie chciałam nawet wyjść z auta. Wydawało mi się, że każdy kolejny krok zbliżał mnie do koszmaru, agonii, bolesnego trwania w zepsutym życiu, bez szans na światełko nadziei.

– Ana, twoja matka na ciebie czeka, chodź – prosił Chris, otwierając drzwi samochodu i wyciągając w moją stronę pomocną dłoń.

Chwyciłam jego rękę i mocno ją ścisnęłam, jednocześnie niemo prosząc go o wsparcie. On zawsze stawał po mojej stronie, zawsze mi pomagał. Posłał mi uśmiech mówiący, że wszystko będzie dobrze.

Wspięłam się po marmurowych schodach, drzwi otworzył przede mną Edward, nasz wieloletni lokaj. Niby zawsze sztywny jakby miał kij w dupie, ale prywatnie to świetny facet. Uśmiechnął się szeroko, a jego oczy zamigotały radośnie.

– Witam w domu, panienko Anastazjo – powiedział oficjalnie, mając radosny wraz twarzy.

Zaraz za nim zauważyłam moją rodzicielkę, która patrzyła na mnie z naganą, złością i żalem.

– Zawiedliśmy się z ojcem na tobie. Liczę, że szczegółowo wyjaśnisz wszystko, jak tylko wróci Ivan. – Przewróciłam oczami i prychnęłam pod nosem.

Tak, nie byłam idealną, posłuszną córeczką, więc byłam zła, najgorsza.

– Ciebie też cudownie widzieć, mamusiu – odpowiedziałam głosem przesyconym ironią.

Ruszyłam w głąb pomieszczenia, minęłam ją bez słowa i udałam się do kuchni. Potrzebowałam kawy, papierosa i strzelenia sobie w łeb. Całe szczęście, że akurat nikt nie kręcił się przy przygotowywaniu posiłku. Korzystając z chwili samotności, sięgnęłam do szafki, w której od zawsze znajdowało się wiele rodzajów kawy. Moją ulubioną była ta najzwyklejsza i najtańsza.

Z kubkiem w ręku wyszłam na tyły rezydencji, usiadłam na pięknej huśtawce, wyrzeźbionej z drewna, z żelaznymi elementami. Choć miała już wiele lat, nie była zniszczona, nie odcisnęło się na niej piętno minionej dekady.

Dlaczego wcale nie czułam się tutaj jak w domu? Powinnam się cieszyć, radować i oddychać pełną piersią. Zamiast tego moje gardło było ściśnięte, do oczu cisnęły się łzy, a ciało drżało z niepokoju. Uch... Tu nawet kawa traciła smak.

Poszłam do swojego pokoju i rzuciłam się na łóżko. Chciałam spać. Najlepiej zasnąć i obudzić się w jakimś alternatywnym świecie, gdzie po prostu wszystko jest normalne, dobre i piękne.

Rozmyślałam tak długo, że nawet nie zauważyłam, kiedy zmorzył mnie sen.

***

Obudziły mnie krzyki dochodzące z parteru. Kiedy odzyskałam pełną świadomość tego, gdzie się znajduję i co się dzieje, wyskoczyłam z łóżka i przygotowywałam się na najgorsze – spotkanie z wściekłym ojcem.

Docierał do mnie odgłos jego ciężkich kroków. Z każdą sekundą był coraz wyraźniejszy i głośniejszy. Wszedł do mojej sypialni bez pukania, z takim impetem otwierając drzwi, że klamką zrobił dziurę w ścianie.

– Anastazjo! Obyś miała dobre wytłumaczenie, bo nie ręczę za siebie! – wrzasnął tonem, którym zawsze zwracał się do swoich przeciwników i zdrajców.

Przecież ja nic złego nie zrobiłam! Chciałam choć trochę poznać normalne, zwykle i proste życie, bez wszechogarniającej mnie przemocy i brutalności.

– Chciałam wolności. Ty mi jej nie dałeś, więc wzięłam ją sobie sama – odpowiedziałam hardo, trzymając głowę wysoko i patrząc nieustępliwie w jego zimne, błękitne tęczówki.

Chociaż wewnętrznie trzęsłam się ze strachu, bo w tym momencie mnie przerażał, nie dałam po sobie tego poznać. Musiałam być twarda, by przeżyć w tym świecie. Nie chodziło o fizyczną śmierć, tylko o zagładę duszy, osobowości i tego wszystkiego, co mnie definiowało, co tworzyło mnie taką, jaką byłam.

– Mam nadzieję, że zdążyłaś się nią nacieszyć! – wypluł z pogardą te słowa i wyszedł z pokoju, trzaskając drzwiami tak mocno, że wypadły z zawiasów.

Opadłam na moje wielkie łoże i wypuściłam drżący oddech.

Obiecałam sobie, że kiedyś stąd ucieknę, nie znajdzie mnie nikt. Stanę się niewidoczna. Choć teraz czułam się podobnie. Niby wszyscy mnie widzieli, ale nie umieli lub nie chcieli dostrzec prawdziwej mnie.

Uwolnię się z tego piekła. Znajdę ścieżkę, która zaprowadzi mnie do samych bram Edenu.

1Spolszczone rosyjskie przekleństwo, którego znaczenie jest równoznaczne z polskim wulgaryzmem „kurwa”.

Jesteś moją zgubą

Copyright © Sandra Biel

Copyright © Wydawnictwo Inanna

Copyright © MORGANA Katarzyna Wolszczak

Wszelkie prawa zastrzeżone. All rights reserved.

Wydanie pierwsze, Bydgoszcz 2021 r.

książka ISBN 978-83-7995-454-3

ebook ISBN 978-83-7995-476-6

Redaktor prowadzący: Marcin A. Dobkowski

Redakcja: Katarzyna Chojnacka-Musiał

Korekta: Barbara Mikulska

Adiustacja autorska wydania: Marcin A. Dobkowski

Projekt okładki: Ewelina Nawara

Skład i typografia: www.proAutor.pl

Książka ani żadna jej część nie może być przedrukowywana ani w jakikolwiek inny sposób reprodukowana czy powielana mechanicznie, fotooptycznie, zapisywana elektronicznie lub magnetycznie, ani odczytywana w środkach publicznego przekazu bez pisemnej zgody wydawcy.

MORGANA Katarzyna Wolszczak

ul. Kormoranów 126/31

85-432 Bydgoszcz

[email protected]

www.inanna.pl

Książka najtaniej dostępna w księgarniach

www.MadBooks.pl

www.eBook.MadBooks.pl