Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Jedna z najwybitnijeszych polskich noweli “Kamizelka” Bolesława Prusa jest dostępna w Legimi za darmo w formie ebooka, zarówno w formacie epub jak i mobi.
Nowelistyka jest specyficznym gatunkiem literackim, który najpełniej rozwinął się w literaturze polskiej w okresie po powstaniu styczniowym a I Wojną Światową. Najbardziej charakterystyczną cechą noweli jest zwarta i jednowątkowa fabuła. Polscy pisarze pozytywistyczni chętnie korzystali z tych ram gatunkowych, a przy okazji starali się nadać swoim utworom wymiar ponadczasowy.
Narratorem nowelki jest sentymentalny kolekcjoner, który odkupuje kamizelkę od sąsiadki, która została wdową. Przedmiot wywołuje w nim wspomnienia, ponieważ śledził on życie swoich sąsiadów. Bohaterem jest młody urzędnik, który wraz z żoną stara się wieść spokojne i wypełnione pracą życie. Oboje niezmiernie się kochają. Dowodem tego mają być drobne oszustwa, które dokonują każdego dnia, gdy on popada w chorobę. Mąż codziennie rano zwęża swoją kamizelkę, aby pokazać żonie, że czuje się coraz lepiej. Natomiast ona stara się dzielnie podtrzymywać w nim nadzieję robiąc to samo. Tytułowa kamizelka jest niemym świadkiem wielkiej miłości łączącej bohaterów.
“Kamizelka” uznawana jest za jedno z największych literackich osiągnięć nie tylko autora, ale całej polskiej nowelistyki. Jedyną bronią małżeństwa przeciwko postępującej chorobie męża jest wzajemna miłość. Piękno i prostota podjętego tematu oraz jego paraboliczne ujęcie zachwyca do dziś.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 15
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Niektórzy ludzie mają pociąg do zbierania osobliwości kosztowniejszych lub mniej kosztownych, na jakie kogo stać. Ja także posiadam zbiorek, lecz skromny, jak zwykle w początkach.
Jest tam mój dramat, który pisałem jeszcze w gimnazjum na lekcjach języka łacińskiego… Jest kilka zasuszonych kwiatów, które trzeba będzie zastąpić nowymi, jest…
Zdaje się, że nie ma nic więcej oprócz pewnej bardzo starej i zniszczonej kamizelki.
Oto ona. Przód spłowiały, a tył przetarty. Dużo plam, brak guzików, na brzegu dziurka, wypalona zapewne papierosem. Ale najciekawsze w niej są ściągacze. Ten, na którym znajduje się sprzączka, jest skrócony i przyszyty do kamizelki wcale nie po krawiecku, a ten drugi, prawie na całej długości, jest pokłuty zębami sprzączki.
Patrząc na to od razu domyślasz się, że właściciel odzienia zapewne co dzień chudnął i wreszcie dosięgnął tego stopnia, na którym kamizelka przestaje być niezbędna, ale natomiast okazuje się bardzo potrzebny zapięty pod szyję frak z magazynu pogrzebowego.
Wyznaję, że dziś chętnie odstąpiłbym komu ten szmat sukna, który mi robi trochę kłopotu. Szaf na zbiory jeszcze nie mam, a nie chciałbym znowu trzymać chorej kamizelczyny między własnymi rzeczami. Był jednak czas, żem ją kupił za cenę znakomicie wyższą od wartości, a dałbym nawet i drożej, gdyby umiano się targować. Człowiek miewa w życiu takie chwile, że lubi otaczać się przedmiotami, które przypominają smutek.
Smutek ten nie gnieździł się we mnie, ale w mieszkaniu bliskich sąsiadów. Z okna mogłem co dzień spoglądać do wnętrza ich pokoiku.
Jeszcze w kwietniu było ich troje: pan, pani i mała służąca, która sypiała, o ile wiem, na kuferku za szafą. Szafa była ciemnowiśniowa. W lipcu, jeżeli mnie pamięć nie zwodzi, zostało ich tylko dwoje: pani i pan, bo służąca przeniosła się do takich państwa, którzy płacili jej trzy ruble na rok i co dzień gotowali obiady.
W październiku została już tylko – pani, sama jedna. To jest niezupełnie sama, ponieważ w pokoju znajdowało się jeszcze dużo sprzętów: dwa łóżka, stół, szafa… Ale na początku listopada sprzedano z licytacji niepotrzebne rzeczy, a przy pani ze wszystkich pamiątek po mężu została tylko kamizelka, którą obecnie posiadam.
Lecz w końcu listopada pewnego dnia pani zawołała do pustego mieszkania handlarza starzyzny i sprzedała mu swój parasol za dwa złote i kamizelkę po mężu za czterdzieści groszy. Potem zamknęła mieszkanie na klucz, powoli przeszła dziedziniec, w bramie oddała klucz stróżowi, chwilę popatrzyła w swoje niegdyś okno, na które padały drobne płatki śniegu, i – znikła za bramą.
Na dziedzińcu został handlarz starzyzny. Podniósł do góry wielki kołnierz kapoty, pod pachę wetknął dopiero co kupiony parasol i owinąwszy w kamizelkę ręce czerwone z zimna, mruczał:
– Handel, panowie… handel!…
Zawołałem go.
– Pan dobrodziej ma co do sprzedania? – zapytał wchodząc.
– Nie, chcę od ciebie coś kupić.
– Pewnie wielmożny pan chce parasol?… – odparł Żydek.
Rzucił na ziemię kamizelkę, otrząsnął śnieg z kołnierza i z wielką usilnością począł otwierać parasol.
– A fajn[1]