Krok naprzód - Jakub Kowalik - ebook
NOWOŚĆ

Krok naprzód ebook

Jakub Kowalik

4,0

43 osoby interesują się tą książką

Opis

Krok naprzód to opowieść o konieczności rozliczenia się z przeszłością i zamknięcia niedokończonych spraw. To także historia o trudności odcięcia się od wcześniejszych doświadczeń, by móc budować nowe, zdrowe relacje. Przedstawia wpływ poprzednich związków na nasze plany, marzenia i decyzje oraz podkreśla wagę dobrej komunikacji między partnerami.

 

Każdy, kto kiedykolwiek tkwił w toksycznym związku lub został zraniony przez najbliższą osobę, z pewnością będzie mógł utożsamić się z głównymi bohaterami.

 

Adam, 35-letni rozwodnik, wciąż będący pod wpływem byłej żony. Alicja, 22-letnia studentka po toksycznym związku, który odebrał jej pewność siebie. Oboje poważnie skrzywdzeni przez najbliższe im osoby, oboje poszukujący stabilności, wsparcia i bliskości. Los niespodziewanie połączył ich ze sobą, dając szansę na zbudowanie czegoś zupełnie nowego. Nikt jednak nie wierzy w prawdziwość tej relacji. Wszyscy widzą tylko ogromną różnicę wieku i podejrzewają, że ich związek to forma odwetu na poprzednich partnerach. Czy bohaterowie zdołają przekonać samych siebie, że ich uczucie pokona wszelkie przeciwności? Czy zamkną przeszłość i zrobią krok naprzód, czy powtórzą stare błędy?

 

Krok naprzód to debiutancka powieść obyczajowo-psychologiczna z elementami romansu. Dzięki licznym opisom przemyśleń i wspomnień poznajemy motywacje głównych bohaterów i zyskujemy wgląd w to, dlaczego podejmują takie, a nie inne decyzje.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 316

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (8 ocen)
4
1
2
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
velasco

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo prawdziwe. Można tu znaleźć własną historię. Dobra książka, autor udowodnił że da sie pisać o uczuciach bez "scen". Warto sięgnąć, polecam.
10
Zyta49

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo emocjonalna. Jeśli oczekujesz pikatnych scen seksu będziesz zawiedziona lub zawiedziony. Lecz jeśli oczekujesz od tej książki historii miłości pomiedzy dwojgiem ludzi po przejściach to jestes w dobrym miejscu. Polecam.
10


Podobne


Copyright © Jakub Kowalik | Lektury Bez Cenzury

Copyright © Wydawnictwo ReWizja

Wydanie I 

Wilkszyn 2025

ISBN 978-83-67520-59-1

Wszelkie prawa zastrzeżone. Rozpowszechnianie i kopiowanie całości lub części publikacji w jakiejkolwiek postaci zabronione bez wcześniejszej pisemnej zgody autora oraz wydawcy. Dotyczy to także fotokopii i mikrofilmów oraz rozpowszechniania za pomocą nośników elektronicznych.

Projekt okładki: Katarzyna Grdeń

Grafika: Karolina Maluchnik

Redakcja: Ewa Hoffmann-Skibińska, Redaktor Ewa

Korekta I: Sylwia Dziemińska, Korekta przy kawie

Skład i łamanie: D.B. Foryś www.dbforys.pl

Korekta II: Angelika Kuszła, PR www.poradniaredakcyjna.pl

Wydawnictwo ReWizja

Książka dostępna również w formie książki papierowej.

Anastazji

Przemysławowi

Ozimowi

Baśce

Miśce

Widzicie?

Jednak skończyłem tę książkę!

Prolog

Jestem przeklęta. Nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Ktoś musiał rzucić na mnie urok i dlatego moje życie to jedno wielkie pasmo niepowodzeń.

No bo jak inaczej wyjaśnić to, że każde marzenie obraca się przeciwko mnie? Jak wytłumaczyć, że wszelkie próby zaangażowania kończą się porażką? Jak mogę w to nie wierzyć, skoro plany nigdy nie doszły do skutku?

Od początku mojego istnienia zawsze coś idzie nie tak. Mam wrażenie, że nie ma ani jednej rzeczy w moim życiu, która znajdowałaby się na właściwym miejscu. Rodzina, bliscy, zdrowie – wszystko, co kiedykolwiek miało dla mnie jakieś znaczenie, w pewnym momencie się psuje.

Najgorsze jest to, że każda bliska relacja prędzej czy później okazuje się toksyczna. Osoby, które uważałam za najważniejsze w moim życiu, albo wykorzystywały moją słabą psychikę i łatwowierność, albo odwracały się ode mnie. Czasami sama sobie byłam winna, bo zbyt długo ukrywałam przed innymi pewne ważne informacje, ale zwykle po prostu stawałam się dla kogoś ciężarem. Pewnie dlatego, że wiecznie przyciągam do siebie zło, które rani nie tylko mnie, ale też bliskie mi osoby.

Straciłam już całą nadzieję, że kiedykolwiek uda mi się pokonać tę klątwę. Tyle razy próbowałam inaczej poprowadzić swoje życie i zawsze kończyło się to katastrofą. Nie wierzę, że czeka mnie jeszcze cokolwiek dobrego ani że trudne sytuacje rozwiążą się same. Nie ma już dla mnie ratunku i nie widzę drogi ucieczki.

Czuję się tak, jakby dotychczas los testował, jak wiele mogę znieść i kiedy wreszcie się poddam. Właśnie teraz nadszedł moment, w którym nie mam już siły walczyć. Muszę uwolnić siebie i innych.

Spoglądam zapłakanym wzrokiem na komodę stojącą przy łóżku i na ustawiony na niej stos leków. Czuję, jak moją duszę pochłania bezkresna pustka.

Rozdział I

On

Sześćdziesiąt sześć dni. Podobno tyle czasu potrzeba, by zmienić swoje nawyki, przynajmniej, jeśli wierzyć wynikom badań psychologów. W teorii po upływie nieco ponad dwóch miesięcy nowa sytuacja powinna stać się codziennością, a wtedy skutki zmiany przestaną być uciążliwe.

U mnie to jednak nie zadziałało. Minęły już trzy lata, odkąd żona zostawiła mnie dla innego, a ja wciąż nie potrafię się do tego przyzwyczaić. Codziennie po przebudzeniu nasłuchuję krzątaniny w łazience. Ciągle czekam na SMS-a z pytaniem, jak mi mija dzień. Wciąż robię zakupy większe, niż potrzebuję i przygotowuję obiad dla co najmniej dwóch osób. A gdy zbliża się godzina siedemnasta, nadal w napięciu czekam na sygnał domofonu oznajmiający, że ktoś bliski wrócił właśnie do domu.

Terapeutka, u której bywałem niedługo po rozwodzie, przekonywała, że muszę przeżyć „żałobę” po utracie dotychczas najbliższej mi osoby, a potem powinienem zrobić krok naprzód, bo przecież jeszcze całe życie przede mną. Problem w tym, że tego nie chcę. Wciąż mam nadzieję na odzyskanie Ewy i czuję, że gdybym dostał jeszcze jedną szansę, byłbym gotów zapomnieć o tym, co wydarzyło się między nami w ciągu ostatnich trzech lat.

Pewnie łatwiej byłoby mi zrobić ten krok naprzód, gdybym zerwał wszelkie kontakty z byłą żoną, ale nie potrafię i nie chcę tego zrobić. Nadal liczę, że Ewa uświadomi sobie swój błąd i jakoś to odkręcimy, żebyśmy znowu mogli być razem, dlatego wykorzystuję każdą okazję, by znaleźć się jak najbliżej niej. Kiedy więc nie tak dawno zaproponowała spotkanie i poprosiła, żebym stworzył dla niej sklep internetowy, zgodziłem się bez mrugnięcia okiem.

– Spóźniłeś się – oburzyła się Ewa, gdy zbliżyłem się do stolika w małej, niezbyt dobrze oświetlonej kawiarni przy Piotrkowskiej.

– Spóźniłem? Przecież byliśmy umówieni na siedemnastą, a jestem dziesięć minut wcześniej? – broniłem się, a jednocześnie nachyliłem, by pocałować ją w policzek na powitanie. – Cześć, Julka – zwróciłem się do córki Ewy, która próbowała uporać się z pucharkiem lodów.

– Nie, Adam, mieliśmy się spotkać o szesnastej. Czekam tu już prawie od godziny – odparła z niezadowoleniem.

– Przepraszam – odrzekłem, choć byłem niemal pewny, że to nie ja pomyliłem godziny. – Co u ciebie?

– Teraz to nie mam czasu na rozmowy, za chwilę mam kolejne spotkanie. Gdybyś się nie spóźnił, mielibyśmy czas porozmawiać – odpowiedziała ostro i zaczęła grzebać w torebce.

Nie chcąc zaogniać napiętej atmosfery, odwróciłem głowę od eksżony i skupiłem wzrok na jej córce. Julia była aż za bardzo podobna do mnie. Te same niebieskie oczy z ciemną obwódką. Prosty nosek, będący miniaturową kopią mojego. Włosy w takim samym ciemnobrązowym kolorze i jasny pieprzyk tuż pod prawym uchem, zupełnie jak u mnie. Julia to idealna mieszanka mnie i Ewy. Wiele osób mogłoby mieć problem ze wskazaniem, do kogo jest bardziej podobna. Kiedyś zdarzyło mi się napomknąć Ewie o tym nieprawdopodobnym podobieństwie i zasugerowałem, że może powinniśmy zrobić test na zaprzeczenie ojcostwa. Ewa spojrzała na mnie wówczas z politowaniem i stwierdziła, że badanie nie jest w ogóle potrzebne, bo ona żadnego podobieństwa nie widzi, a ojcem Julki na pewno jest Filip.

Nigdy więcej nie wracałem do tego tematu. Mimo to wciąż towarzyszy mi nieodparte wrażenie, że Julka może być moją córką, a taki test dałby jednoznaczny wynik. Wtedy przynajmniej ta jedna rzecz byłaby pewnikiem w moim życiu i nie zadręczałbym się więcej domysłami.

– Tu masz szczegóły. – Ewa położyła przede mną białą teczkę. – Spisaliśmy z Filipem funkcje, których potrzebujemy w naszym sklepie.

– Nie mogłaś wysłać mi tego mailem? – spytałem.

– Wolę nie przesyłać tak ważnych dokumentów przez internet – odparła beznamiętnie. – To delikatna sprawa, więc proszę, żebyś nikomu o tym nie mówił.

Pokiwałem głową, a Ewa spojrzała na zegarek.

– Idziemy – oświadczyła, wstając z krzesła. – Jak będziesz już coś miał, to daj mi znać. Wtedy umówimy się na kolejne spotkanie. Tylko tym razem postaraj się nie spóźnić. – Sprawnym ruchem wytarła buzię Julki, wzięła ją na ręce i w pośpiechu wyszła z kawiarni.

Każde spotkanie z eksżoną na chwilę napełniało mnie nadzieją, że znów będzie jak dawniej, ale gdy Ewa znikała z moich oczu, w sercu pozostawała głęboka wyrwa uświadamiająca, że nic nie układa się tak, jakbym tego chciał. A przecież do niedawna wiodłem niemal perfekcyjne życie, które samo się układało.

Ja i Ewa trafiliśmy do tej samej klasy w liceum. Już po niecałym miesiącu zostaliśmy parą, a zaraz po skończeniu studiów wzięliśmy ślub. W oczach wielu osób byliśmy modelowym przykładem udanego małżeństwa. Z jednej strony mieliśmy wspólne zainteresowania, a z drugiej dawaliśmy sobie przestrzeń do realizacji indywidualnych marzeń. Na pierwszy rzut oka potrzebowaliśmy wyłącznie siebie, a do pełni szczęścia brakowało nam gromadki radosnych dzieci.

Jak się okazało, Ewa miała inny plan. Od początku naszego małżeństwa zarzekała się, że nie jest jeszcze gotowa na dzieci, ale pewnego dnia oznajmiła mi, że jest w ciąży z innym facetem i musimy się rozstać. Zażądała nie tylko rozwodu, ale też zrzeczenia się ojcostwa, czy raczej niezakwestionowania informacji o tym, że ojcem jest Filip.

Nie do końca rozumiem, dlaczego się na to zgodziłem i nawet nie starałem się przekonać jej do zmiany zdania. Chyba postrzegałem tę sytuację jako chwilowy kryzys, który i tak prędzej czy później pokonamy. Wydawało mi się niemożliwe, żeby to silne, długotrwałe uczucie, które doprowadziło nas do małżeństwa, mogło tak nagle wygasnąć. I chociaż Ewa mnie zdradziła, to czułem, że powinienem pozostać jej wierny, bo prędzej czy później zrozumie swój błąd i do mnie wróci.

Z czasem jednak kontakt między nami zanikał, bo Ewę pochłonęły narodziny dziecka, a ja próbowałem ogarnąć swoje życie na terapii. Powoli godziłem się z nową sytuacją, gdy niespodziewanie po około pół roku od rozwodu Ewa odezwała się do mnie i zaproponowała spotkanie. Niewiele myśląc, zaprosiłem ją do swojego nowego mieszkania. Przyszła sama. Julkę zostawiła u swojej mamy pod pretekstem załatwienia jakichś ważnych spraw w urzędzie. Przez ponad dwie godziny użalała się nad swoim losem. Narzekała na zmęczenie, problemy finansowe, ale przede wszystkim na Filipa, który okazał się nie najlepszym ojcem.

Jako przyjaciel powinienem był ją pocieszyć i powiedzieć, że wszystko się jakoś ułoży, bo to z pewnością jedynie przejściowa sytuacja. Ale jako były mąż ciągle mający nadzieję na jej odzyskanie, zaproponowałem, że może przychodzić do mnie w każdej chwili, gdy tylko będzie potrzebowała się wygadać.

Tak też się stało. Co jakiś czas spotykaliśmy się z Ewą w moim mieszkaniu. Czasem przychodziła sama, czasem brała ze sobą Julkę. Opowiadała mi o swoich trudnościach, a ja starałem się ją wysłuchać i pocieszyć.

Kilka razy to pocieszanie skończyło się w łóżku.

Miałem nadzieję, że po którejś z naszych rozmów Ewa nareszcie zrozumie, że jej niepowodzenia są konsekwencją naszego rozstania i że ułoży się dopiero, gdy wrócimy do siebie i zaczniemy od nowa. Nic takiego się jednak nie wydarzyło. Po każdym spotkaniu Ewa wracała do swojego nowego życia, a ja czułem się wykorzystany, zdradzony i zawiedziony.

Powoli tracę nadzieję, że kiedyś powróci moje dawne życie, a nie umiem wyobrazić sobie innej drogi. Wciąż zbyt wiele łączy mnie z byłą żoną. Nie wiem, czy potrafiłbym zmienić swoje nastawienie i przynajmniej rozejrzeć się za alternatywą. Przecież prawie połowę swojego dotychczasowego życia poświęciłem jednej osobie. Z nią wiązałem swoje plany i marzenia, w każdej wizji przyszłości to była żona odgrywała główną rolę. Jak miałbym teraz budować coś od nowa z kimś innym?

Czuję się jak pokerzysta, który na początku gry wprowadził najlepsze karty i okazało się to kosztownym błędem zwiastującym nieuchronną porażkę. Nie wiem, co musiałoby się stać, żebym wrócił do gry i znów poczuł, że odzyskuję kontrolę nad własnym życiem.

Rozdział II

Ona

– Gas… co? – spytała Monika, drapiąc się po rudych włosach.

– Gaslighting – dokończyłam. – Tak przynajmniej twierdzi terapeutka.

– Na czym to polega?

– Sama nie wiem, czy dobrze zrozumiałam – powiedziałam, a gdy te słowa wybrzmiały, dotarło do mnie, że terapeutka miała rację. Zawsze, kiedy próbowałam coś wytłumaczyć, na wszelki wypadek zaczynałam od formułki, że mogłam coś źle usłyszeć czy zrozumieć. Tak bardzo byłam zmanipulowana.

– Alicja, poczekaj. Doleję ci wina i mi opowiesz.

Monika poszła do drugiego pokoju. Nigdy nie mogłam zrozumieć, po co wynajmuje dwupokojowe mieszkanie, skoro wystarczyłaby jej kawalerka, za którą płaciłaby zdecydowanie mniej. Kiedy ją o to pytałam, zawsze odpowiadała, że lubi mieć przestrzeń i oddzielną sypialnię, bo nie zamierza spać w salonie. Poza tym zamierza sobie znaleźć faceta na stałe, więc kiedy się do niej wprowadzi, to będą mieli komfortowe warunki do wspólnego szczęśliwego życia. Co z tego, że przez ostatnie trzy lata zmieniała chłopaków jak rękawiczki i żaden z nich nie zbliżył się nawet do przeprowadzki? Widocznie po prostu lubiła to mieszkanie. Trafiła zresztą na właściciela, który nie tylko nie robił Monie żadnych problemów, ale też pozwolił jej urządzić lokum po swojemu – a taka deklaracja to błogosławieństwo dla przyszłej architektki.

Mieszkanie miało niecałe trzydzieści sześć metrów kwadratowych. Na wprost od wejścia znajdowała się łazienka, która co prawda potrzebowała gruntownego remontu, ale właściciel nie kwapił się do inwestowania, dlatego pozwolił Monice pomalować paskudne zielone płytki na biało. Drzwi po prawej prowadziły do minimalistycznej sypialni składającej się z dużego łóżka, prostej białej szafy i toaletki na drewnianych nóżkach. Po lewej zaś wchodziło się do sporego salonu z przechodnią kuchnią. Uwagę od razu przykuwała jasnoszara kanapa z poduszkami w odcieniach bieli, szarości i pudrowego różu. Salon nie wydawał się przesadnie zagracony, choć znalazło się w nim miejsce na szeroką komodę z telewizorem, spory biały stół i niewielki stolik kawowy na metalowych nogach.

Mona wróciła z otwartą butelką czerwonego wytrawnego wina i przelała trunek do dwóch sporych kieliszków. Ostrożnie podała mi jeden z nich i usiadła na drugim końcu kanapy.

– No, to teraz opowiadaj – rzekła i pociągnęła spory łyk.

Westchnęłam, próbując poskładać myśli i przypomnieć sobie, jak tłumaczyła to terapeutka.

– Oglądałaś może film Gaslight? – zapytałam, a Monika pokręciła przecząco głową. – To taka stara produkcja, której główną bohaterką jest Paula, początkująca śpiewaczka. Dziewczyna zakochuje się w pianiście Gregorym, a po kilku tygodniach związku biorą ślub. Potem mieszkają w Londynie, w domu, gdzie wcześniej zamordowano jej ciotkę.

– Brzmi jak początek albo kiepskiego romansidła, albo słabego horroru – skwitowała Mona.

– Ale to jest thriller, zresztą naprawdę dobry – powiedziałam. – Po przeprowadzce do Londynu Gregory znęcał się nad Paulą psychicznie. Bez przerwy sugerował, że coś jest z nią nie tak. A to, że zgubiła broszkę; a to, że zdjęła obraz ze ściany i gdzieś go ukryła; a to, że ukradła jego zegarek i o tym nie pamiętała. Wiele razy przeinaczał jej słowa, żeby pozbawić ją pewności siebie. Był tak przekonujący, że Paula w końcu zaczęła myśleć, że jest chora psychicznie. Do tego stopnia, że aż przestała wychodzić z domu. A, co najważniejsze, totalnie wierzyła w słowa męża.

– I jak to ma się do ciebie i Michała?

– Czy ty wiesz, dlaczego poszłam na terapię? – spytałam, a Monika znów pokręciła głową.

Napiłam się wina, by dodać sobie otuchy. Nigdy nie byłam przesadnie skora do dzielenia się szczegółami ze swojego życia, a tym bardziej, gdy dotyczyły porażek.

– Czułam, że nie nadaję się na architektkę – wyznałam.

– Co? Jak to? – Monika ze zdziwienia otworzyła szeroko oczy. – Przecież z egzaminów i projektów zawsze dostawałaś dobre oceny.

– Tyle że te projekty nie są na serio. Jeśli popełnisz w nich jakieś błędy, to nic się nie stanie, ale pracując jako architekt, ponosisz dużo większą odpowiedzialność. Jeśli coś schrzanisz, to konsekwencje mogą być bardzo poważne. Totalnie się tym przeraziłam i dlatego poszłam na terapię.

– Dlaczego nie powiedziałaś mi o tym wcześniej? – spytała łagodnie Monika, ale wychwyciłam lekki zawód w jej głosie.

– Wstydziłam się. – Spuściłam wzrok. – Wiedziała o tym jedynie moja mama.

Obiecałam sobie, że jeśli będę mówić o swojej terapii, to bez kłamstw. Przecież pójście do specjalisty to nie wywieszenie białej flagi. Wręcz przeciwnie: to udowodnienie sobie i innym, że wciąż chcę walczyć. Samotna łza spłynęła po moim policzku. Zacisnęłam usta, by nieco się uspokoić.

– Podczas którejś sesji terapeutka zapytała, czy jestem zadowolona, że wybrałam takie, a nie inne studia. Odpowiedziałam, że tak, że moja ciocia jest architektką i chciałam pójść w jej ślady. Przy okazji powiedziałam, że mój chłopak uważa, że się tam marnuję i powinnam wybrać prawo albo medycynę. Od razu podchwyciła temat i zaczęła dopytywać o Michała. A potem przez trzy kolejne sesje rozmawiałyśmy praktycznie tylko o nim i naszej toksycznej relacji.

– Toksycznej relacji? – Monika aż uniosła brwi. – Nigdy nie mówiłaś, że coś między wami nie tak.

– No wiesz, do tej pory sama tego nie widziałam.

– To znaczy?

– Michał bardzo się zmienił po tym, jak się do niego wprowadziłam. Od samego początku często się kłóciliśmy, choć właściwie to on mnie atakował, a ja próbowałam się bronić. Za każdym razem zarzucał mi, że albo coś źle zrozumiałam, albo sugerował, że czegoś nigdy nie powiedział i musiałam sobie coś ubzdurać, a kiedy ja miałam do niego jakieś pretensje, zawsze to olewał i mówił, że przesadzam.

– Przecież każdy facet tak robi. – Monika się ożywiła. – Żaden nie potrafi przyznać się do błędu.

– Ale nie każdy będzie ci wmawiał, że coś jest nie tak z twoją pamięcią i że całe zło to wyłącznie twoja wina.

Mona spojrzała na mnie pytająco.

– Podam ci przykład. Część moich oszczędności mam na lokacie, a część trzymam w gotówce, w kopercie ukrytej w szufladzie z bielizną. Jakiś czas temu zauważyłam, że pieniądze mi znikają. Zapytałam o to Michała, ale od razu mi zasugerował, że albo się pomyliłam przy liczeniu, albo coś sobie kupiłam i o tym nie pamiętam. Od tamtej pory zaczęłam zapisywać, ile pieniędzy powinno być w kopercie i któregoś dnia kwota znów się nie zgadzała. Poszłam z tym do Michała, a on zarzekał się, że o niczym nie wie i albo źle policzyłam, albo źle wpisałam kwotę. Dodatkowo zrobił mi awanturę, że uważam go za złodzieja. Następnego dnia kolejny raz przeliczyłam pieniądze i okazało się, że jest ich więcej niż poprzednio.

Westchnęłam ciężko i upiłam duży łyk wina.

– Od razu pobiegłam do Michała i zaczęłam go bardzo mocno przepraszać, że znowu coś mi się pomyliło. Dopiero wczoraj przyznał się, że faktycznie podbierał mi kasę, a po tamtej kłótni pożyczył pieniądze od znajomego i włożył mi je do koperty.

– Nie spodziewałabym się tego po nim. – Monika uniosła butelkę i dolała sobie wina.

– Wiesz, to taki najbardziej jaskrawy przykład, ale jest tego więcej – westchnęłam. – Kiedy zapomniał coś kupić, wmawiał mi, że przecież ja miałam iść do sklepu. Jak nie mógł znaleźć kluczyków od samochodu, od razu mówił, że położyłam je nie wiadomo gdzie. Codziennie dawał mi do zrozumienia, że coś jest ze mną nie tak. To wpłynęło na mnie do tego stopnia, że nie potrafiłam sama podjąć decyzji. Zupełnie straciłam pewność siebie, a wręcz zaczęłam wierzyć, że może mogę mieć początki Alzheimera lub czegoś podobnego.

– I dlatego bałaś się pracy po studiach?

– Tak, czułam, że sobie nie poradzę. Bo skoro nie umiem sama podjąć decyzji i każdą rzecz muszę konsultować z Michałem, to na pewno nie dam sobie rady w pracy, gdzie wiele rzeczy będzie zależało wyłącznie ode mnie. Stąd ta terapia.

Monika przysiadła się bliżej, złapała moją dłoń i ją pogłaskała.

– I terapeutka zasugerowała ci zerwanie?

– Nie – odpowiedziałam pewnie. – Sama do tego doszłam, ale rozmowa z nią bardzo mi pomogła.

– To jak to było?

– Wczoraj zaraz po zajęciach poszłam na sesję do psycholożki i znów rozmawiałyśmy wyłącznie o Michale. Zasugerowała, że mój chłopak stosuje na mnie gaslighting. Wyjaśniła, na czym to polega i poleciła, żebym obejrzała Gaslight, film, o którym już ci mówiłam. Tak też zrobiłam, a potem całe popołudnie analizowałam zachowania Michała. Na początku nie chciałam uwierzyć: wydawało mi się, że przecież tak dobrze go znam, skoro jesteśmy razem od początku studiów i planujemy wspólną przyszłość…

Łzy napłynęły mi do oczu, więc żeby się nie rozpłakać, chwyciłam kieliszek i jednym tchem wypiłam resztę wina.

– Musiałam to jak najszybciej sprawdzić. Dobrze pamiętałam, że przed wyjściem na uczelnię poprosiłam Michała, żeby odebrał paczkę, którą kurier zostawił na dole w salonie fryzjerskim. Do mieszkania miałam wrócić późno, a Michał miał zajęcia dopiero na trzynastą. Kiedy wrócił z uczelni, zapytałam go o tę paczkę. Najpierw udawał zdziwionego. Potem stwierdził, że o niczym nie wie. Niby ustalaliśmy, że odbiorę ją sama, a na koniec, niby w żartach, rzucił, że znowu coś mi się pomieszało. Wtedy coś we mnie pękło. Wykrzyczałam mu prosto w twarz o terapii i jego manipulacjach.

– Jak on to przyjął?

– Jak zawsze próbował zwalić winę na mnie – westchnęłam. – Krzyczał, że jestem nienormalna i z moją pamięcią jest coraz gorzej. Potem przyznał się do podkradania pieniędzy, choć całą resztę zarzutów zupełnie olał. Na koniec powiedział, że wrócimy do tej rozmowy, gdy się uspokoję i przemyślę swoje zachowanie. Ale ja nie chciałam go już więcej widzieć, dlatego napisałam do Anki, czy mnie przenocuje w akademiku, szybko się spakowałam i po prostu wyszłam. Dzisiaj rano pod jego nieobecność wróciłam do mieszkania po resztę swoich rzeczy.

Emocje, które próbowałam stłumić w ciągu ostatnich godzin, nagle eksplodowały i rozlały się po całym ciele. Nie potrafiłam powstrzymać gorzkich łez cisnących się do oczu i opanować drżenia ciała. Czułam się bezsilna, jakbym już na zawsze straciła kontrolę nad własnym życiem.

Mona mocno mnie przytuliła i gładziła po włosach, szepcząc:

– Nie płacz, wszystko będzie dobrze.

Pozwoliła mi się wypłakać i zwolniła uścisk dopiero, kiedy przestałam się trząść.

– Dobrze zrobiłaś. Ten dupek nie jest ciebie wart – stwierdziła Monika. – Nareszcie się od niego uwolniłaś.

– Nie do końca – odpowiedziałam, wycierając łzy. – Odkąd Michał odkrył moją ucieczkę, bez przerwy do mnie wypisuje i wydzwania. Kiedy odebrałam telefon, zaczął mi grozić, że musimy natychmiast porozmawiać i że nie da mi spokoju, dopóki do niego nie wrócę.

– Niech tylko spróbuje cię dotknąć, to pożałuje! – odgrażała się Monika.

– Właściwie to nie dziwię mu się, że tak zareagował – rzekłam. – Cały czas wydawało mu się, że sprawuje nade mną pełną kontrolę i w swoim przekonaniu uzależnił mnie od siebie aż tak, że rozstanie nawet nie mogło przyjść mi do głowy. Boję się nawet pomyśleć, jak potoczyłoby się moje życie, gdybym nie poszła na terapię. Pewnie niedługo przyjęłabym zaręczyny i zorganizowalibyśmy wesele, na które nie miałabym żadnego wpływu, a po ślubie Michał zrobiłby ze mnie kurę domową, wiecznie sprzątającą, gotującą, wychowującą dzieci i pomagającą mężowi.

– Co? – Mona ze zdziwienia aż wytrzeszczyła oczy. – Coś takiego ci zasugerował?

– Wiesz, nigdy nie powiedział tego wprost, ale dał mi odczuć, że podoba mu się tradycyjny podział obowiązków w rodzinie, gdzie mężczyzna chodzi do pracy, a kobieta zajmuje się domem.

– Jestem w coraz większym szoku – skwitowała Mona. – Nigdy bym nie przypuszczała, że coś między wami nie gra, szczególnie że Michał wydawał się fajnym facetem.

– Ja chyba po prostu jestem przeklęta – oświadczyłam z bezsilnością w głosie. – Kiedy miałam zaledwie kilka miesięcy, ojciec porzucił matkę, bo bał się wziąć odpowiedzialność za wychowanie dziecka. Potem mój pierwszy chłopak zaraz po maturze zdradził mnie z dziewczyną poznaną w internecie, choć jeszcze parę dni wcześniej planowaliśmy wspólne mieszkanie. A teraz Michał znęcał się nade mną psychicznie i totalnie od siebie uzależnił. Mam takiego pecha do facetów, że to musi być klątwa.

– Nie wolno tak mówić, rozumiesz? – Monika jeszcze bardziej spoważniała. – Po prostu nie trafiłaś na odpowiedniego. Musisz jeszcze trochę na niego poczekać. No właśnie, co teraz z tobą będzie? Gdzie się teraz podziejesz?

– Nie wiem jeszcze – odrzekłam zgodnie z prawdą. – Dzisiaj znów śpię u Anki, ale chyba najlepiej będzie, jak wrócę do mamy na wieś i będę dojeżdżała na uczelnię.

– Co? Nie ma mowy – zadecydowała. – Nie powinnaś zostać teraz sama. Dopóki sobie czegoś nie znajdziesz, będziesz mieszkała u mnie.

– Ale…

– Żadnego „ale”! Już piszę do Anki, żeby Robert przywiózł tu twoje rzeczy. – Mona sięgnęła po smartfon i wystukała wiadomość.

W jednej chwili opłakiwanie smutku zamieniło się w łzy szczęścia. Wolałam zostać w Łodzi, niż wracać do mamy. Nie chciałam znów obarczać jej swoimi problemami.

– Dziękuję – zdołałam wyszeptać. Monika uśmiechnęła się szeroko.

– Widzisz? Jednak dobrze, że mam dwupokojowe mieszkanie, co nie?

Rozdział III

On

– Wujku, obiad! – zawołała radośnie czteroletnia Łucja.

– Już idę, księżniczko – odpowiedziałem i spojrzałem wymownie na Annę.

– Idź, poradzę sobie – uśmiechnęła się i skinęła głową.

Wszedłem po wąskich schodach i skręciłem do pierwszego pokoju na prawo. Choć poprawniej byłoby nazywać to pomieszczenie „komnatą”, bo przecież księżniczki mieszkają w zamkach i pałacach, a nie w zwykłych domach. Na pastelową przestrzeń składało się zatem spore łóżko, małe biureczko pod oknem i kilka regałów wypełnionych najróżniejszymi lalkami, zabawkami i równo ułożonymi książeczkami. Na środku leżał biały, pluszowy dywan, a na nim stał jasny stoliczek zastawiony niemal w całości miniaturowymi potrawami. Nie zabrakło też różowych nakryć dla dwojga.

Przy jednym z miejsc siedziała Łucja ubrana w białą tiulową spódniczkę i różową bluzeczkę z Myszką Minnie, a na głowie miała srebrny diadem, którego nie powstydziłaby się żadna czteroletnia księżniczka. Dziewczynka jedną ręką podpierała głowę, a drugą bawiła się swoimi długimi blond włoskami. Gdy tylko usłyszała, że ktoś wchodzi do jej komnaty, spojrzała na mnie ogromnymi ciemnymi oczami i aż się zatrzęsła z dziecięcej radości.

– Siadaj, wujku! – zarządziła i wskazała paluszkiem wolny talerzyk po drugiej stronie stolika. Posłusznie zająłem miejsce i rozpoczęliśmy prawdziwie księżniczkową ucztę.

Kończyliśmy właśnie pierwsze z kilkunastu dań, gdy do królestwa córeczki wkroczyła Anna. Jej nagłe pojawienie się zafrasowało Łucję.

– Mamo, ale nie ma dla ciebie miejsca – poinformowała ze smutkiem.

– Nic nie szkodzi – odpowiedziała Anna łagodnie. – Adam, mam prośbę. Mógłbyś zostać z Łucją przez jakieś dwie, może trzy godziny? Muszę pojechać na większe zakupy, a Paweł wróci dopiero po szesnastej, więc…

– Jasne, nie ma problemu – przerwałem jej szybko. – Tylko nie urodź po drodze – dodałem z przekąsem.

– Spokojnie, do porodu został jeszcze ponad miesiąc. – Anna machinalnie pogładziła się po brzuchu. – Słuchaj, w lodówce jest serek dla małej. Trzeba go ogrzać w ciepłej wodzie, żeby nie jadła zimnego. Możesz też dać jej jakieś owoce. Jakiekolwiek, na pewno zje. Ale jakby była naprawdę głodna, to daj jej po prostu chleb z masłem, a jak wrócę, to zrobię normalny obiad.

– Nie martw się, jakoś sobie poradzimy, co nie? – zwróciłem się do Łucji. Dziewczynka skwapliwie pokiwała głową.

– No dobrze, ale jakby coś się działo, to dzwoń. Wtedy postaram się jak najszybciej wrócić.

Niespodziewana wizyta mamy rozkojarzyła Łucję, ale wystarczyło krótkie pytanie: „To co? Jemy dalej?”, by dziewczynka wróciła do roli księżniczki urządzającej wykwintną ucztę. Jakiś czas później pokój z sali balowej zmienił się w cukierkowe boisko do piłki nożnej.

Łucja nawijała jak katarynka. Płynnie lawirowała pomiędzy tematami niezwykle ważnymi dla czteroletniej osóbki: o koleżankach i kolegach z przedszkola,  o opiekujących się nią ciociach, o swojej nowej siostrzyczce, o zapracowanych rodzicach i mamie, która praktycznie na nic jej nie pozwalała. Ja miałem za zadanie kiwać głową i odzywać się raz na jakiś czas, gdy dziewczynka gubiła wątki.

– Wujku? – Łucja przerwała nagle swój monolog. Wydawała się zawstydzona pytaniem, które przyszło jej do głowy.

– Tak?

– A czemu ty nie masz żony? – zapytała, wbijając wzrok w podłogę.

Zamurowało mnie. Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, że Łucja nie ma prawa pamiętać Ewy. Rozstaliśmy się przecież parę miesięcy po jej narodzinach.

– Wiesz, wujek miał kiedyś żonę – odpowiedziałem.

– Naprawdę? – Łucja aż szeroko otworzyła oczy.

– Tak, księżniczko, ale już nie mam żony.

– A dlaczego?

– Bo… przestaliśmy się lubić – odrzekłem po chwili namysłu.

– A dlaczego? – dopytywała.

Nie wiedziałem, czy powinienem opowiadać swojej chrześnicy o tym, jak życie rozpadło mi się na kawałki i wciąż nie potrafię go poskładać. Jak to wyjaśnić, by zrozumiał jej czteroletni, niedoświadczony umysł?

– Mówiłaś, że masz w przedszkolu koleżanki, które lubisz i których nie lubisz, prawda? – Dziewczynka pokiwała głową. – Ja z moją żoną też kiedyś byliśmy najlepszymi przyjaciółmi, ale bardzo się pokłóciliśmy i ona poszła do innych kolegów i koleżanek.

– A ty nadal ją lubisz? – dociekała Łucja.

– Tak, nadal ją lubię – odpowiedziałem smutno.

Niespodziewanie Łucja podbiegła do mnie z wyciągniętymi rękami. Gdy ją podniosłem, oplotła mi ręce wokół szyi i mocno się przytuliła.

– Szkoda mi cię, wujku – rzekła z wyraźnym smutkiem w głosie. – Ale znajdź sobie jakąś żonę, bo przecież jesteś taki fajny!

Zaśmiałem się głośno i pocałowałem Łucję w policzek.

Przytulaliśmy się jeszcze przez chwilę, a potem wróciliśmy do gry w piłkę. Niedługo później jednak księżniczka oznajmiła, że jest zmęczona i poprosiła o przeczytanie ulubionej bajeczki. Ułożyła się wygodnie na swoim łóżku, ale zanim zdążyłem otworzyć książeczkę, Łucja zmieniła się w Śpiącą Królewnę. Przykryłem ją kocykiem, po czym usiadłem na skraju materaca i pogładziłem po złotych włoskach.

Jak to dobrze, księżniczko, że cię nie znienawidziłem – pomyślałem.

Po tym, jak Ewa oznajmiła mi, że zaszła w ciążę, przez długi czas nie potrafiłem spojrzeć z miłością na córkę mojej siostry. Unikałem spotkań z Anną i Pawłem, a gdy widzieliśmy się na rodzinnych uroczystościach, nie chciałem brać Łucji na ręce czy zabawiać i to pomimo że uczyniono mnie jej ojcem chrzestnym. Tłumaczyłem, że nie mam obycia z dziećmi i boję się, że zrobię jej krzywdę, ale tak naprawdę czułem lęk, że kolejny mały człowiek rozwali moje życie.

Zmieniłem nastawienie w jednej niespodziewanej chwili. Przywiozłem jakąś paczkę dla Pawła i gdy tylko stanąłem w drzwiach, Łucja przywitała mnie z ogromną radością. Przybiegła i wtuliła się w moją nogę, a potem chwyciła za rękę i poprowadziła do salonu, żeby pokazać mi swoje malunki. Rysowała właśnie swoją rodzinę, składającą się z niej samej, mamy, taty i kogoś jeszcze.

Jak się okazało, tą czwartą osobą byłem ja.

Nie miałem wyjścia, musiałem odwzajemnić bezwarunkową miłość Łucji. Od tamtego momentu starałem się jak najczęściej odwiedzać chrześnicę. Tyle że spotkania z Łucją zawsze miały słodko-gorzki smak, bo za każdym razem upewniałem się, że nadawałbym się na ojca i potrafiłbym odpowiednio wychowywać własne dzieci, których jednak mogę się nigdy nie doczekać.

Z zamyślenia wyrwał mnie odgłos podjeżdżającego samochodu, szybko więc zszedłem na dół, by pomóc Annie z zakupami.

– A gdzie Łucja? – spytała, gdy stanąłem w progu.

– Śpi w swojej komnacie – odparłem.

– Serio? Musiałeś ją nieźle zmęczyć, bo ostatnio rzadko robimy popołudniowe drzemki.

– Albo tak bardzo ją wynudziłem – uśmiechnąłem się.

– Nie dała ci za bardzo w kość?

– Nie, co ty?

– A jadła coś?

– Nie, nie chciała. Nie martw się, jakoś udało nam się przeżyć bez ciebie – dodałem, zanim Anna zdążyła strzelić we mnie kolejnym matczynym pytaniem.

Siostra zajęła się wypakowaniem toreb, ja zaś usiadłem przy stole w jadalni i obserwowałem ją. Wyglądała tak, jakby dla zabawy włożyła sobie pod bluzkę piłkę do koszykówki, bo pomijając wystający brzuch, praktycznie się nie zmieniła. Sama zresztą wielokrotnie powtarzała, że ta ciąża jej służy, bo nie tylko nie przybrała za bardzo na wadze, ale też czuła się znakomicie i znacznie poprawiła jej się cera. Było to o tyle zaskakujące, że ciążę z Łucją znosiła bardzo źle, a cały ostatni trymestr spędziła w szpitalu.

– Pomóc ci w czymś? – zapytałem.

– Nie, nie trzeba – odparła, przeglądając kolejne torby z zakupami. – Już i tak mi pomogłeś z Łucją.

– Daj spokój, dla mnie to drobiazg. A co z Pawłem? Długo jeszcze będzie tak harował?

– Pewnie do czasu, aż Kasia się urodzi. – W głosie Anny wyczułem nerwowość. – Chcemy odłożyć trochę pieniędzy, żeby mieć spokojną głowę po porodzie. Dziecko to jednak spore wydatki, szczególnie na początku, więc Paweł musi zostawać w pracy po godzinach i brać weekendy, rozumiesz?

– Tak, rozumiem – potwierdziłem, choć wiedziałem, że siostra bardziej próbowała przekonać samą siebie niż mnie. – Słuchaj, jeśli będę mógł wam jakoś pomóc, to wiecie, gdzie mnie szukać.

Anna odwróciła głowę i spojrzała na mnie z lekkim uśmiechem.

– Dzięki, ale jakoś sobie poradzimy. Zresztą wolałabym, żebyś wreszcie zajął się sobą.

– To znaczy?

Oderwała się od zakupów i przysiadła koło mnie.

– Dobrze wiesz, o czym mówię. Powinieneś znaleźć sobie partnerkę. Już i tak za długo z tym czekasz.

– Trzy lata od rozstania to długo?

– Zdecydowanie. Przypominam, że masz już trzydzieści pięć lat, więc nie jesteś już najmłodszy. Ile jeszcze zamierzasz być sam? Zapomnij wreszcie o Ewie i znajdź sobie kobietę, która cię doceni… Będzie ciebie warta…

– To nie takie proste – odparłem.

– Adam, muszę ci coś powiedzieć, bo już dłużej tego nie zniosę. – Moja odpowiedź najwidoczniej rozsierdziła Annę. – Mam gdzieś, co sobie o mnie pomyślisz i czy cokolwiek z tym zrobisz, ale ktoś powinien wreszcie otworzyć ci oczy. Już i tak za długo trzymałam to w sobie.

Wzięła głęboki wdech i spojrzała mi prosto w oczy.

– Od lat żyjesz w kłamstwie – stwierdziła dobitnie. – Wydaje ci się, że twój związek z Ewą był idealny, ale to nieprawda. Tylko ty się angażowałeś, a Ewa wykorzystywała to na każdym kroku. Kilka razy bawiliśmy się razem na imprezach i doskonale pamiętam, że zawsze zostawiała cię samego i przystawiała się do innych facetów. Jasne, tłumaczyła to tak, że chciała się pobawić, a ty przecież nie umiesz tańczyć, ale ja swoje wiem. Trzymała się ciebie, bo dawałeś jej stabilność i bezpieczeństwo, również finansowe, ale ja od dawna czułam, że to prędzej czy później skończy się jej zdradą.

– To mogłaś mi o tym wcześniej powiedzieć! – odgryzłem się.

– I co? Może byś mnie posłuchał i ją zostawił? – Anna nakręcała się coraz bardziej. – Zresztą żałuję, że ci wcześniej nie powiedziałam o swoich przypuszczeniach. Może szybciej byś się otrząsnął i zrobił krok naprzód, zamiast ciągle rozpamiętywać dawne dzieje.

– Po co mówisz mi o tym właśnie w tej chwili?

– Bo widzę, że cały czas żyjesz przeszłością i przez to stoisz w miejscu. Znam cię aż za dobrze i wiem, dlaczego od rozwodu nawet nie próbowałeś kogoś znaleźć. Ciągle liczysz, że Ewa do ciebie wróci, bo przecież tak idealnie do siebie pasowaliście. Nie wydaje ci się, że ona tak nie uważała, skoro zrobiła sobie dziecko z innym?

– Nigdy nie przepadałaś za Ewą, co?

– A co to ma do rzeczy? – Anna podniosła głos. – Nie rozmawiamy teraz o moich sympatiach, ale o faktach. A fakty są takie, że Ewa cię zdradziła i zostawiła, a ty ciągle próbujesz udowodnić, że jesteś i zawsze będziesz jej wierny. Zobaczysz: jak tak dalej pójdzie, to ona prędzej czy później znowu to wykorzysta. Na przykład przy pierwszych problemach z nowym facetem przyjdzie do ciebie po pocieszenie. Użyje cię i zostawi, tak jak robiła to przez cały wasz związek.

Milczałem, starając się opanować narastające zdenerwowanie. Próbowałem zagłuszyć głos, który pojawił się wewnątrz mnie i uporczywie przyznawał rację mojej siostrze.

– Adam, musisz coś dla mnie zrobić – dodała Anna już spokojniej. – Obiecaj mi, że rozliczysz się z przeszłością. Nie wiem… Może powinieneś ponowić terapię i przepracować to ze specjalistą? Najważniejsze, żebyś spojrzał na swój związek z Ewą z innej perspektywy: jakbyś oceniał życie kogoś innego. Może zdasz sobie sprawę, że Ewa nie zachowywała się fair wobec ciebie. Musisz coś zrobić, żeby wreszcie się od niej uwolnić.

– A jeśli tego nie chcę?

– Wolisz żyć swoimi wyobrażeniami, niż zmierzyć się z prawdą? Przecież to nielogiczne! Może się okazać, że to ja nie mam racji i rzeczywiście jestem uprzedzona, ale nie dowiesz się tego, dopóki nie weźmiesz się w garść.

Pochyliła się i czule ujęła moją dłoń.

– Wiem, przez co przechodzisz – kontynuowała zupełnie uspokojona. – Po tym, jak Tomasz odwołał nasz ślub, też miałam wrażenie, że cały świat mi się zawalił i już nie ma szans, żebym poznała kogoś, kto tak dobrze do mnie pasuje. Ale wzięłam się w garść, zapisałam do sekcji wspinaczkowej i tam poznałam Pawła. Gdybym zamiast tego rozpamiętywała Tomka, pewnie dalej byłabym sama, a nie oczekiwała narodzin drugiej córeczki.

Pokiwałem głową ze zrozumieniem, a głos wewnątrz mnie coraz mocniej przekonywał, że nadszedł czas, by rozliczyć się z przeszłością.

– To nie takie łatwe – odparłem smutno.

– Wiem, ale nie możesz stać w miejscu – rzekła. – Pomyśl, gdzie chciałbyś widzieć siebie za rok, za pięć lat, za dziesięć? Nie wolałbyś przynajmniej zacząć szukać dziewczyny, żeby dać sobie szansę na szczęśliwą przyszłość? Wolisz siedzieć samotnie w mieszkaniu, użalać się nad swoim losem i ciągle wspominać kobietę, która cię nie szanowała?

– Łatwo powiedzieć.

– I łatwo zrobić – potwierdziła z pewnością w głosie. – Mało to jest aplikacji randkowych? Ściągnij sobie którąś i zacznij się umawiać. Przecież nie poznasz nikogo, siedząc w domu. Przekonasz się, że świat nie kończy się na Ewie i może dzięki temu wreszcie się ogarniesz.

Westchnąłem głęboko i wzruszyłem ramionami.

– Nie wiem, zobaczę – rzekłem jakby od niechcenia. Na te słowa Anna uśmiechnęła się triumfalnie i zadowolona wróciła do segregowania zakupów.