Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Księżniczka Południa
Katarzyna Saska
Angelica jest wziętą prawniczką z Nowego Jorku. Oprócz rozgrywania w ostry sposób spraw na sali sądowej lubi również ostry seks bez zobowiązań. Latami ukrywała bujną przeszłość, która przypomniała o sobie w najgorszym momencie. Kiedy jako nastolatka spotkała Victorię, kobieta zaopiekowała się nią, ale i wciągnęła dziewczynę w biznes narkotykowy. Po kilku latach ich drogi się rozeszły, a Angelica zmieniła tożsamość, żeby zacząć nowe życie.
Adriano, słynny piłkarz hiszpańskiego pochodzenia, przez przypadek trafia na przyjęcie urodzinowe Angeliki. Rodzi się między nimi pożądanie. Chętnie podejmują grę, ale co jeśli nie ma w niej przypadku i wszystko zostało ukartowane, a oni stali się marionetkami w rękach bezwzględnej kobiety, która nie cofnie się przed niczym, by zemścić się na swoich wrogach?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 407
Znów się rozpadało, pomyślałam, otwierając parasol. Oprócz gwaru nowojorskich ulic dało się słyszeć stukot moich wysokich szpilek, które zalewał deszcz. Weszłam do pobliskiej piekarni, w której jak zwykle czekał na mnie duży pakunek. Wychodząc, z radością zauważyłam, że to ostatnie krople, które spadały z nieba, i zza gęstych, szarych chmur wychodzi słońce. Obok mnie pojawiła się dziewczynka ubrana w za duże żółte palto.
– Trzymaj – oddałam jej białą papierową torbę wypchaną po brzegi bajglami, pączkami i świeżym pieczywem. Jej lekko umorusana buzia się rozpogodziła.
– Dziękuję, pani Lotray.
– No już, uciekaj, póki nie pada.
Dziewczynka czmychnęła, a ja minęłam dwie przecznice i weszłam do kancelarii The Archer & Hart po drugiej stronie ulicy. W drodze do biura spojrzałam na kuchnię, w której stał wazon z kwiatami. Zmroziło mnie na ich widok. Przekroczyłam próg mojego gabinetu i podeszłam do okna, obserwując miasto z góry. Oglądając drapacze chmur z tak bliska, zawsze miałam dziwne poczucie snu na jawie. Nie potrafiłam czasem uwierzyć, że po tym wszystkim, co przeszłam, dotarłam właśnie tutaj. Na sam szczyt. Niejeden raz ubrudziłam się w trakcie tej wspinaczki. Niejeden raz obok błota znalazła się też krew. Jednak ani po jednym, ani po drugim nie ma już śladu. Mój życiorys jest czysty jak łza. Bez skazy, dokładnie tak jak ubrania od Chanel. Moja ulubiona. Coco zawsze była moją inspiracją, tak jak ona zaprojektowałam sobie swój świat. Z gruzów zbudowałam zamek. Z kamieni rzucanych mi w twarz – fortecę, którą ktoś z mojej przeszłości pragnie zburzyć. Nie od razu. Powoli. Jak szczur. Wygryza kawałek po kawałku. Kąsa, myśląc, że się przestraszę. Nie dam się obudzić. Nie dam się wyrwać z tego pięknego snu. Nikt mi nie odbierze tego, na co tak ciężko pracowałam.
Odwróciłam się na dźwięk niskiego głosu. Mój nowy asystent. Młody, inteligentny, a co najważniejsze, dobrze zbudowany i przystojny. Jego ponętne, wyrzeźbione ciało doskonale się prezentowało w opiętej, białej koszuli od Armaniego. Koszuli, którą mu wybrałam i kupiłam. Usiadłam w swoim fotelu i zmysłowym ruchem ręki nakazałam mu podejść bliżej.
Światło zachodzącego słońca odbiło się w platynowej bransolecie na moim nadgarstku i rozświetliło jego oczy. Gdy stanął naprzeciwko mnie, obserwował, jak leniwie, niby od niechcenia, rozchylam nogi. Przyłożyłam palec wskazujący do lekko rozwartych ust, oblizałam go i zjechałam powolnym ruchem po szyi, piersiach i brzuchu, by zanurzyć go w majtkach. Patrzyłam asystentowi prosto w oczy, przełknął nerwowo ślinę i dalej obserwował, co robię. Odłożył dokumenty, które mi przyniósł, i podszedł bliżej. Pochylił się nade mną, złapał za podłokietniki fotela i przysunął go do siebie. Przez cały czas wpatrywał się w moje pełne pożądania, rozszerzające się źrenice. Na myśl o tym, co się zaraz stanie, wzrastała temperatura mego ciała, oddychałam coraz szybciej. Rozchyliłam wargi. W napięciu czekałam na jego ruch. Zaczął delikatnie masować wnętrze moich ud, zbliżając się do już lekko wilgotnej cipki. Drażnił się ze mną. Gdy był dostatecznie blisko, cofał dłoń. Przygryzałam wtedy wargę ze zniecierpliwienia i podniecenia. Robił tak parę razy, aż w końcu odchylił moje majteczki i powoli włożył we mnie palec. Mój oddech jeszcze bardziej się pogłębił, gdy masował mnie od środka, a kciukiem pieścił mnie na zewnątrz. Pojękiwałam, bo chciałam więcej. Chwycił mnie mocniej, podciągnął wyżej czerwoną spódniczkę i klęknął. Czułam, jakby ogień rozpalał mnie między nogami. Zamknęłam oczy i odchyliłam głowę do tyłu, a on zanurzył swoją pomiędzy moje uda. Jego język wędrował delikatnie po mojej szparce. Powoli, nie spieszył się, tak jak lubię, aby po chwili zwiększyć tempo. Włożył drugi palec. Wsuwał go i wysuwał z mokrej szparki, jednocześnie wylizując mnie na zewnątrz. Świdrował językiem nabrzmiałą łechtaczkę, doprowadzając mnie do szaleństwa. Było mi tak dobrze, czułam rozkosz w każdym zakamarku ciała.
– Nie przestawaj – wzdychałam, chwytając go za włosy.
Wciskałam go sobie jeszcze mocniej między nogi i zaczęłam jeździć cipką po jego twarzy. Unosiłam się delikatnie w górę i w dół, jęcząc coraz głośniej. Zarzuciłam nogę na jego bark, wbijając mu w ramię długi, cienki obcas szpilki od Prady. Wydał z siebie pomruk zadowolenia. Zsunęłam but z drugiej stopy i bosą nogą dotykałam jego krocza. Czułam, jaki jest podniecony, i w końcu mu na to pozwoliłam. Miałam na niego taką ochotę! Chciałam, żeby mnie wziął na tym fotelu, ale nie wiedziałam, czy tyle wytrzymam. Zaraz dojdę, pomyślałam. Gdy zassał swoimi ustami moją łechtaczkę, przygryzając ją delikatnie, byłam bliska ekstazy. Znów zamknęłam oczy i jęknęłam jeszcze głośniej:
– O tak, nie przestawaj, kochanie.
Nagle coś wyrwało mnie z tego błogiego uniesienia.
– Angelico?
Odwróciłam się od okna i zobaczyłam mojego asystenta, który przez cały czas czekał na odpowiedź.
– Skończyłem raport, o który prosiłaś. Czy jest jeszcze coś, co mogę dla ciebie zrobić?
– To wszystko, Dominicu. Możesz iść. Dziękuję.
Zatrzymał się w drzwiach, a ja patrzyłam na jego jędrne pośladki i nie mogłam oderwać od nich wzroku. Odwrócił się gwałtownie, prawie przyłapując mnie na patrzeniu.
– Zapomniałbym, umówiłem kucharzy na jutro, tak jak prosiłaś. Będą u ciebie po południu, żeby wszystko przygotować. Zostaw mi klucze, to ich wpuszczę.
– Dobrze, dziękuję – odpowiedziałam, siadając przy biurku i przeglądając raporty.
– Jak się czujesz? – usłyszałam, podniosłam na chwilę wzrok i zobaczyłam, że on wciąż stoi w moim gabinecie.
– Dobrze, dlaczego pytasz?
– W końcu to twoje trzydzieste urodziny.
– To tylko liczba, nic szczególnego się nie zmienia, wczoraj byłam taka jak dziś i dziś jestem taka, jaka będę jutro – odpowiedziałam z nosem w papierach.
– A! – krzyknął dziwnie podekscytowany – przyszedł kolejny czerwony tulipan. To już dwudziesty dziewiąty.
Uniosłam głowę i wbiłam w niego mroczne spojrzenie, jakie wywoływały we mnie kwiaty, a zwłaszcza czerwone tulipany. Przeszedł mnie dreszcz. Nienawidziłam tych gierek. Domyślałam się, do czego zmierzają i co mogą odkryć. Pogrzebałam przeszłość dostatecznie głęboko i nie zamierzałam jej wywlekać, ale najwyraźniej komuś bardzo na tym zależało.
– Wyrzuć je – zażądałam.
– Ale… nie jesteś ciekawa, kto je wysyła? – dopytywał jak nigdy, odkrywając swoje dotąd niezauważalne dla mnie wścibstwo – żaden nie miał bilecika.
– Nie – odpowiedziałam krótko.
Wyszedł, a ja wyciągnęłam z torebki Birkin balsam Kylie Skin i wcierałam go w delikatnie muśnięte słońcem, obolałe łydki, podziwiając jednocześnie nieskazitelny manikiur, który robiłam co tydzień. Zawsze w tym samym gabinecie. Zawsze o tej samej porze. Takie były zasady. Gdybym się tam nie zjawiła, tak jak codziennie rano po bajgle, nie byłoby po co dalej grać. A każda gra musi mieć zasady. Każdy gracz powinien przestrzegać przynajmniej kilku. Szczególnie jeśli jest ktoś, kto cię obserwuje. Bacznie się przygląda, jaki będzie twój kolejny ruch. Wtedy trudniej jest oszukiwać, a przecież pokusa bywa duża. Zwłaszcza jeśli chodzi o nagrodę, jaka na nas czeka, lub… zemstę.
Moje zasady w pracy były proste: mogłam patrzeć na swojego asystenta, ale nie dotykać go. Jednak od tego patrzenia wzrastał mój apetyt. Skoro nie mogłam poczęstować się w biurze, musiałam zjeść coś na mieście.
Po powrocie do domu przebrałam się w wystrzałową kieckę i nie założyłam bielizny. Sięgnęłam do szkatułki po kolczyki od Tiffany’ego i łańcuszek z tej samej najnowszej kolekcji. Przejechałam dłonią po dekolcie. W odbiciu w lustrze przyglądałam się, jak moje palce dotykają biżuterii. Nagle zobaczyłam, jak czyjaś masywna dłoń zaciska się na moim gardle. Wzdrygnęłam się przerażona. Musiałam mrugnąć, żeby uświadomić sobie, że to tylko wytwór mojej wyobraźni. Dlaczego oszukiwałam samą siebie? To nie była fantazja, to było wspomnienie. Bolesne… wciąż prześladowało mnie w snach. Nałożyłam na usta czerwoną szminkę. Zaczesałam platynowe włosy do tyłu i jeszcze raz ścisnęłam wisiorek tak mocno, że poczułam, jak paznokcie wbijają mi się we wnętrze dłoni. To był mój talizman. Wszystko, co drogie i świecące, miało mnie chronić. Miało ukryć kogoś, kim byłam. Dawno temu, w innym życiu. Zmiana wyglądu to nie wszystko. Włosy można zafarbować lub ściąć, można stosować mocny makijaż albo nie malować się wcale i kryć twarz za wielkimi okularami. To jednak na niewiele się zda. By stać się Angelicą Lotray, musiałam nauczyć się nią być. Począwszy od akcentu, przez sposób poruszania się po spojrzenie. Miałam dobrą nauczycielkę. Dzięki dawnej mentorce do perfekcji opanowałam mrożące spojrzenie. Moje oczy traciły ten wyraz, dopiero gdy byłam z jakimś mężczyzną, dlatego lubiłam pieprzyć się od tyłu. Nie chciałam, by faceci widzieli w nich pożądanie, żar namiętności. Nie chciałam, żeby mogli mnie zobaczyć bez maski, za którą kryłam się od tylu lat.
Weszłam do klubu Daylight, usiadłam jak zwykle przy barze i zamówiłam coś do picia. Rozejrzałam się i zatrzymałam wzrok na wysokim, bardzo męskim brunecie. Gdy się do mnie przysiadł, od razu zauważyłam, że mu stanął. Miał sporego, na samą myśl wzrosło mi tętno. Wyszliśmy, żeby jechać do niego, ale byłam zbyt napalona, by wytrzymać taki kawał drogi, więc wciągnęłam go w pobliską uliczkę. Rozchyliłam mu marynarkę i rozpięłam koszulę. Włożyłam pod nią dłonie i przesunęłam nimi po twardych mięśniach jego klatki piersiowej. Wsunął mi język w usta i przygryzł delikatnie moją wargę. Wplótł palce w moje włosy i docisnął mnie do ściany. Przechylił moją głowę i całował po szyi, aż przeszły mnie ciarki, a cipka zaczęła robić się wilgotna. Pragnęłam go tak bardzo. Chciałam, żeby wszedł we mnie natychmiast i uwolnił to napięcie, które we mnie buzowało przez cały dzień. Nie zrobił tego od razu. Najpierw wsunął ręce pod moją sukienkę w poszukiwaniu sterczących, stwardniałych sutków, które z początku delikatnie masował, by za chwilę drażnić, ściskając palcami coraz mocniej. Obnażył jedną pierś, chwycił w obie dłonie i zaczął ssać ustami i pieścić ciepłym, wilgotnym językiem. Oplotłam go nogą, przyciągając do siebie bliżej, i zaczęłam się o niego ocierać. On ruszył językiem w górę, znów zajmując się moją szyją. Moje ręce wędrowały po jego plecach, kierując się w dół, do napiętych pośladków. Przycisnął mnie mocno do siebie, napierając swoją erekcją na moją małą. Jedną ręką chwycił mnie za gardło, a drugą łapczywie masował mój tyłek, przysuwając mnie jeszcze bliżej, i ocierając się o mnie nachalniej i gwałtowniej. Chciałam, żeby już mnie przeleciał. Nie wytrzymam dłużej, myślałam. Czułam podniecenie rozchodzące się po podbrzuszu, rosło we mnie pragnienie, aby jak najszybciej we mnie wszedł.
On, odgadując moje myśli, jednym ruchem podniósł mi sukienkę, a ze swoich spodni wypuścił nabrzmiałego kutasa. Był imponujący, na jego widok przeszły mnie dreszcze. Zbliżyłam twarz do jego twarzy, włożyłam mu język w usta, całując gwałtownie i zachłannie. Moja dłoń powędrowała w stronę wypuszczonego na wolność sterczącego penisa. Delikatnie go masowałam, po czym objęłam cały i poruszałam ręką w górę i w dół, co sprawiło, że on zaczął mi jęczeć w usta:
– Chodź tu do mnie – dyszał i odwrócił mnie do siebie tyłem.
Wypięłam pupę w jego stronę, nie mogąc się doczekać, kiedy zanurzy we mnie swojego twardego jak skała kutasa. Gdy poczułam jego koronę na moich zwilżonych wargach, wypięłam się jeszcze bardziej. Wszedł we mnie. Moja błogość zwiększała się, gdy wchodził coraz głębiej.
– Och – pojękiwałam. Rozejrzałam się wokół. Z oddali dochodził hałas ulicy. Co jakiś czas przejeżdżała taksówka, otwierały się i zatrzaskiwały drzwi. Słyszałam głosy rozbawionych, podpitych osób. Sama myśl, że ktoś mógłby nas teraz zobaczyć, była kurewsko podniecająca.
Gdy zaczął się we mnie poruszać, nie mogłam się powstrzymać i jęczałam jeszcze głośniej.
– Dobrze ci? – pytał, dysząc.
– Tak – ledwo wypowiedziałam.
Zanurzył swoją dłoń między moje uda i pieprząc mnie, drażnił łechtaczkę, która była już cała mokra. Wysunął rękę i włożył mi palec do ust.
– Poczuj, jak smakujesz, gdy masz mnie w sobie – mówił, a ja jęczałam z pełnymi ustami.
Z każdym jego pchnięciem coraz nachalniej ssałam jego palec, a moja cipka zaciskała się na jego penisie, rozkoszując się każdą jego nabrzmiałą żyłą.
– Pieprz mnie – prosiłam – wypieprz mnie całą.
Pochyliłam się do przodu, a on mnie dźgał coraz szybciej i mocniej. Co jakiś czas wymierzał mi klapsa w pupę, co sprawiało, że nie mogłam nad sobą zapanować. Oparłam się dłońmi o mur budynku i zaciskając je, zdzierałam paznokcie o beton. Wypięłam się jeszcze bardziej, aby mógł jeszcze głębiej we mnie wejść.
Złapał mnie masywną dłonią za włosy, przyciągając do siebie, drugą chwycił moją twarz, całując namiętnie i agresywnie zarazem. Cała płonęłam, gdy widziałam, jak jego źrenice powiększają się z pożądania. Włożyłam sobie rękę między nogi i złapałam go za jądra, masując je delikatnie. Zaczął prosić:
– Mała, nie rób tak, bo zaraz dojdę.
Nie przestałam. Coraz większa fala gorąca rozchodziła się w moim wnętrzu, byłam na krawędzi orgazmu. Ścisnęłam uda, on pchał mnie mocniej. Jeszcze dwa ruchy, jeszcze tylko chwila.
– O tak! – krzyknęłam. – O tak! Nie przestawaj! O kurwa! – ledwo dokończyłam zdanie, bo spazmy orgazmu przechodzące przez moje ciało zawładnęły każdym jego mięśniem.
– Ja pierdolę! – dyszał, zaciskając zęby.
Było mi tak dobrze, że mogłabym umrzeć w tamtym momencie. Moja cipka zaciskała się na jego pulsującym penisie, który wciąż w niej tkwił. Przyciągnął moją twarz do swojej i pocałował mnie. Staliśmy tak jeszcze przez chwilę, oddychając ciężko jak po jakimś maratonie. W końcu odsunęłam się, opuściłam sukienkę, a on zapiął spodnie, spojrzał na mnie niepewnie i powiedział:
– Długo nie dzwoniłaś, myślałem, że już o mnie zapomniałaś.
– Miałam dużo pracy – odpowiedziałam wymijająco.
– To może pójdziemy jeszcze na drinka? Pogadać?
– Nie mogę, skarbie, jutro rano mam ważne spotkanie, chyba że – zawahałam się – chyba że masz coś dla mnie – prześwietliłam go wzrokiem.
– Nie, mała – przyciągnął mnie i zaczął masować po pupie – to nie takie proste.
– Jesteś prokuratorem generalnym, na pewno coś wiesz.
– Tym razem to nie wyszukiwanie brudów w kartotekach policyjnych dla twoich bogatych klientów.
– John, znajdź mi to, czego szukam – chwyciłam jego twarz w dłonie i wsunęłam język w usta. Odsunęłam się i, patrząc mu w oczy, dodałam:
– Dowiedz się, jak Victoria mnie odnalazła i czego chce.
Powiew wiatru zbudził mnie z głębokiego snu. Ból głowy, który poczułem, nie należał do tych, które można by zaliczyć do znośnych. Wszystko zaczynało mi się wymykać z rąk. Kontrolę straciłem już dawno. Nawet nie byłem pewny, w którym apartamencie się znajduję. A może jesteśmy w moim domu nad morzem? Bryza, która wpadała przez otwarte okno, naprowadzała mnie na lekko zatarte wspomnienia drogi, którą pokonaliśmy, by się tu znaleźć.
Skrzypnęło łóżko. Chyba się przebudziła. Nie pamiętałem jej imienia, może nie zapytałem, a może podała jakieś lipne. One często tak robią. Większość z nich prowadzi w ciągu dnia „normalne” życie, tak przynajmniej twierdzi Victoria. Jak zwykle zapłaciłem jej z góry. Dziewczyny nigdy nie dostawały ode mnie pieniędzy, chyba że w formie napiwku albo jakiejś ekstrakiecki, i najczęściej te jednorazowe wypadały z mojego pokoju nad ranem. Te, które służyły mi również do towarzystwa, wynajmowałem na dłużej. Z escort girl od Victorii mogłem się pokazać publicznie bez obawy, że paparazzi zrobią nam wspólne zdjęcie, a nagłówki w brukowcach, zamiast krzyczeć: Alvaro Martinez w towarzystwie luksusowej prostytutki, napiszą o tajemniczej piękności. Muszę zachowywać pozory. Większość znanych piłkarzy i tak jest brana za dziwkarzy, a ja nie potrzebuję takiej łatki. Potraciłbym najlepsze kontrakty. Victoria zawsze mi powtarzała, że najważniejsza jest sympatia kibiców. Muszą mnie kochać, a świat będzie mój, nawet gdy skończę z piłką. Niestety, ludzie szybko się zakochują i tak samo szybko mogą znienawidzić. Dlatego należy się pilnować na każdym kroku. Gdybym nie spotkał Victorii, nigdy bym nie osiągnął tego, co mam. Była jak pieprzona dobra wróżka, która zjawiła się znikąd i z nastoletniego rozrabiaki tłukącego się po barach, lubiącego wypić i przyćpać zrobiła odnoszącego sukcesy sportowca.
Skończyłem dwadzieścia pięć lat i byłem obrzydliwie bogaty, nie miałem co robić z hajsem. Najdroższe zegarki zajmowały tyle miejsca w szafie co sportowe auta w moim garażu. Mimo to nie ułożyłem sobie jeszcze życia. Nie byłem głupi, wiedziałem, po co kobiety ustawiały się do mnie w kolejce. Udawały miłość, aby poprawić swój status materialny, dlatego wolałem prostytutki. One przynajmniej były szczere. Najważniejszą kobietą w moim życiu i tak od zawsze była Natalia. Moja młodsza siostra. Pchałem w nią tyle funtów, ile mogłem. Chciałem, żeby miała inne, lepsze życie. Zbyt długo cierpieliśmy biedę. Straciliśmy rodziców tak wcześnie. W domach dziecka nikt nas nie rozpieszczał, o wszystko musiałem walczyć sam, dla siebie i dla niej. Chcę jej dać to, co najlepsze, studia w Stanach i podróże po Hiszpanii, do której z wiadomych względów ciągnie nas oboje. Tam się urodziłem, pamiętam sporo z tamtych czasów, gdy mieszkałem razem z rodzicami nad morzem. Spojrzałem przez okno na horyzont. Angielskie plaże to nie to samo…
Dziewczyna wstała, leniwie się przeciągając. Przysunęła się do mnie, ale nie miałem już ochoty na seks. Nie wiem, kiedy zaczął mnie nudzić. Zresztą jak wszystko. Z każdym dniem czułem coraz mniej, jakbym zaczął powoli obumierać. Jeszcze parę lat temu byłem jak młody bóg, prawie uwierzyłem, że potrafię latać. Nagle mogłem wszystko mieć, kupić, załatwić. Każdy mi nadskakiwał, stałem się kimś. A teraz? Jestem tak znudzony tym fałszem naokoło mnie, że wszyscy właściwie mogliby wyparować i nie poczułbym żadnej różnicy.
– Chcesz? – zapytała z leniwym uśmiechem.
Biały proszek rozsypany na niewielkim lusterku z zawrotną prędkością trafił do jej zgrabnie skorygowanego nosa. Nie wiem, jak to się stało, ale cały się zagotowałem. Gdy podsunęła mi drugą kreskę, wreszcie coś poczułem – złość. Dużo złości.
Wytrąciłem jej lusterko z dłoni. Przestraszyła się. Odskoczyła na bezpieczną odległość, a jej ramiona unosiły się szybko. Starała się zapanować nad oddechem, ale nie była w stanie. Gdy podszedłem do niej dostatecznie blisko i złapałem ją za nadgarstki, pisnęła. Nie wiem, dlaczego właśnie wtedy mi stanął. Odwróciłem ją do siebie plecami i oparłem o ścianę. Chwyciłem za szyję i jednym ruchem wsunąłem w nią swojego nabrzmiałego kutasa. Nie potrafię powiedzieć, co bardziej mnie nakręcało: jej strach czy zagubienie. W jej oczach dojrzałem zbyt wiele i wyzwalało to we mnie coraz większą ekscytację. Nie obchodziła mnie przecież, a jednak wiedziałem, że potrzebuje pomocy. Mógłbym ją uratować, tak jak kiedyś ktoś uratował mnie. Nie! Nie zbawisz zwykłej dziwki i narkomanki, bo nią właśnie była. I gdy tak znowu o niej pomyślałem, miałem ochotę ją zerżnąć na wszystkie sposoby. Nie zastanawiałem się, czy jej dobrze. Jęczała, więc zakładałem, że tak. Może udawała? Z kobietami nigdy nie ma się tej pewności i nie ma znaczenia, czy takiej płacisz, czy nie. Zawsze mogą ściemniać, pieprzone aktorki.
– Uklęknij – wysapałem jej do ucha – chcę dojść w twoich ustach.
Zrobiła to. Osunęła się zmysłowo po ścianie, patrząc mi głęboko w oczy. Lubiła to albo tak świetnie odgrywała swoją rolę. Nie robiło mi to różnicy. Jedyne, co się liczyło, to jej miękkie, powiększone usta oplatające mój penis. Ciepły, wilgotny język przesuwający się po nim w przód i w tył. Zaczęła zmysłowo, delikatnie. Gdy przyspieszyła, jaja mi podskoczyły do góry, zaczęła je całować i pieścić. Nie miałem ochoty na takie drażniące zabawy, więc wepchnąłem jej go z powrotem do gardła i zacząłem się poruszać coraz szybciej i szybciej. Nie dawałem jej czasu na złapanie oddechu. Dociskałem jej głowę do samego końca.
– O tak, dziwko, lubisz to, prawda?
Wyjęczała coś, aż cały zadrżałem. Poczułem przyjemny skurcz, który rozszedł się po moim ciele. Satysfakcję sprawiał mi widok spermy spływającej po jej policzku. Wsunąłem się w nią jeszcze na chwilę, by oblizała mnie do końca.
Gdy miałem dosyć, odsunąłem się, wytarłem kutasa w pościel i ruszyłem do łazienki.
Słyszałem, jak zbiera swoje rzeczy. Nie wiedziała, jak powinna się zachować. W lustrze widziałem jej zaniepokojoną twarz. Zrobiło mi się jej żal. Odwróciłem się nieco w jej stronę, starając się na nią nie patrzeć, i powiedziałem:
– To zostanie między nami.
– Dziękuję – jęknęła, podchodząc do mnie i pogłaskała mnie po ramieniu.
Złapałem ją gwałtownie za rękę, którą mnie dotykała. Wbiłem w nią wściekły wzrok.
– Odstaw dragi, zarób, ile potrzebujesz, i wypierdalaj jak najdalej! Chcesz dawać dupy i obciągać do emerytury?
Miała łzy w oczach. Nie wiem, czy z bólu, czy przez moje słowa.
– Jesteś jeszcze ładna, to możesz zarobić na takich jak ja, ale za kilka lat zostaną ci do obciągania zwiędłe kutasy za marne pieniądze. Zamiast ekskluzywnych apartamentów – tanie motele, a kokę zamienisz na metę albo herę!
– Nie… ja nie…
Rzadko to robię. Nie wiem, dlaczego jebnąłem jej takie kazanie. Chwilę temu kazałem jej przed sobą klękać, a teraz? Pomyślałem o siostrze i ona też mogła przed kimś klękać. Zrobiło mi się niedobrze na samą myśl, że ktoś mógłby tak potraktować Natalię.
– Powiem Victorii jedno słowo i skończysz na ulicy, wiesz o tym?
Kiwnęła głową.
– A więc wyciągnij cały towar, jaki masz przy sobie, zostaw go na nocnej szafce i zabieraj się stąd. Za pięć minut ktoś cię odwiezie, dokąd będziesz chciała.
Wybiegła z sypialni w samej bieliźnie, nie oglądając się za siebie.
Usiadłem na łóżku i wpatrując się w kokainę, którą zostawiła, chwyciłem się za głowę. Raz, dwa, trzy. Głęboki wdech i wydech. Podskoczyłem jak oparzony, wziąłem zwinięte sreberko i wrzuciłem je prosto do kibla. Dobrze zrobiłeś – podpowiadał wewnętrzny głos. Nie wszystkich da się uratować, ale może czasem kogoś się uda… Wmawiałem sobie, że przemówiłem jej do rozsądku. Tak mało uczuć znajdowało się w moim sercu, ale ta jedna myśl sprawiała, że czułem się bardziej żywy niż zazwyczaj. Czas się ogarnąć. Wrócić do miasta. Pójść na trening. Zapomnieć o dziwkach i ich problemach, o swoich problemach. Lepiej będzie, jak zacznę wyżywać się na piłce niż na czyichś ustach. Spojrzałem w lustro i poczułem się jak palant. Muszę przestać to robić. Obmyłem twarz zimną wodą i wytarłem się ręcznikiem za pięć stów. Skąd wzięła się na nim krew? Wyrzuciłem go do śmieci i jeszcze raz spojrzałem w lustro. Czerwona stróżka wypływała mi z nosa. Co jest, do cholery? Wytarłem się ręką, nie było na niej śladu krwi. Spojrzałem jeszcze raz w lustro i nic. To cholerne wspomnienie dawnych czasów nieraz powracało niespodziewanie, by zamącić mi w głowie.
Moją uwagę odwrócił dźwięk telefonu. Poszedłem odebrać. Natalia. Uśmiechnąłem się. Zawsze rozmawialiśmy po hiszpańsku. Mówiła ze słodkim brytyjskim akcentem. Nie potrafiłem jej tego oduczyć. Może gdyby rodzice żyli, byłoby więcej okazji do rozmów w naszym ojczystym języku i nie miałaby z tym problemu. Najważniejsze, że podobnie jak ja uwielbiała hiszpański. Zawsze marzyliśmy, by wrócić do kraju na stałe, dlatego czekam, aż mnie wykupią do Realu Madryt. Wyjechałbym bez wahania. Granie w tutejszym błocie dało mi więcej umiejętności niż na suchym trawniku. À propos deszczu, znów się rozpadało i właśnie sobie uświadomiłem, że gdy wczoraj tutaj zajechaliśmy, nie postawiłem dachu w porsche. Kurwa!
Lista gości była długa, tak jak i kolejka przed drzwiami. Nikt nie miał prawa wejść bez ręcznie wypisanego zaproszenia, na które namówił mnie Dominic. To ponoć takie osobiste i buduje zaufanie. Być może, ale na razie jedynym zyskiem, jaki z tego miałam, był większy odcisk na środkowym palcu.
Z balkonu rzuciłam okiem na setkę osób bawiących w moim domu. Z tłumu wyróżniali się dobrze zbudowani, barczyści mężczyźni w czarnych garniturach. Wynajęłam ochronę po tym żałosnym przedstawieniu z dostarczaniem mi codziennie przez miesiąc po jednym tulipanie. Można się spodziewać, że nie odpuści sobie także dzisiejszej nocy.
Impreza się rozpoczęła, a ja stałam w swojej sypialni przed ogromnym lustrem i wkładałam seksowną kieckę bez pleców, z jednym dłuższym rękawem. Musiałam zakryć tę cholerną bliznę, którą mam na ramieniu. Wsunęłam czarne sandałki Gucci i zapięłam je wokół kostki. Francuski pedikiur świetnie kontrastował z ich kolorem. Jeszcze tylko wygładziłam sukienkę na biodrach i byłam gotowa. Zeszłam na dół. Rozejrzałam się po salonie, gdy John zaszedł mnie od tyłu i pocałował w szyję. Wzdrygnęłam się i odwróciłam gwałtownie.
– Skoro tu jesteś, domyślam się, że coś znalazłeś.
– Victoria jest bardzo wpływowa. Ma wysoko postawione znajomości.
– To już wiem – niecierpliwie przewróciłam oczami.
– Ma też bardzo ciekawego protegowanego.
– Zamieniam się w słuch – uśmiechnęłam się, rozluźniając.
– To mój prezent dla ciebie ode mnie. Zasłużyłem na nagrodę – powiedział, pękając z dumy.
– Za kwadrans możesz do nas dołączyć – szepnęłam mu do ucha, wpatrując się w kobietę, która nie spuszczała z nas wzroku. Nasze spojrzenia się spotkały, a ja na wspomnienie ostatniej nocy zrobiłam się wilgotna.
Dopiłam to, co miałam w kieliszku, i udałam się z powrotem w stronę schodów prowadzących do mojej sypialni. Wiedziałam, że pójdzie za mną. Ledwo zdążyłam zdjąć sukienkę i położyć się na łóżku, a już stała w drzwiach. Podchodziła powoli, rozbierając się w tym samym momencie. Przyglądałam się, jak kolejno zrzuca z siebie ubrania, i pieściłam swoje sterczące piersi. Gdy zatrzymała się przy łóżku, uklęknęłam, wyciągnęłam rękę i dotknęłam jej wilgotnej szparki. Pocałowałam ją, miała lekko rozchylone usta, więc wsunęłam w nie delikatnie język. Palce wplotłam jej we włosy i zaczęłam coraz intensywniej i agresywniej masować jej język swoim. Ona pieściła moje pośladki, ściskając je, przyciągnęła mnie do siebie. Nasze cipki się dotykały, a ja poczułam w podbrzuszu narastające podniecenie. Całowała mnie po szyi, delikatnie dotykając moich nabrzmiałych sutków, schodziła językiem coraz niżej i zaczęła je ssać na przemian.
– Połóż się – rozkazałam.
Gdy leżała już na plecach, rozchyliła nogi, jeżdżąc rękami po wewnętrznych stronach ud i pożerając mnie wzrokiem. Przysunęłam się bliżej i zaczęłam bawić się jej cipką. Usłyszałam, jak pojękuje, co sprawiło, że moje podniecenie wzrosło i miałam coraz większą ochotę na wylizanie jej szparki. Włożyłam palce do środka i wysunęłam, najpierw powoli i delikatnie, potem trochę szybciej. Ona dyszała głośniej i zaczęła się wiercić, dopasowując ruchy bioder do ruchów mojej ręki. Starała się jeszcze głębiej nadziać na moje palce. Nachyliłam się nad nią i całowałam, nie przestając masować jej wnętrza, lizałam jej piersi, podgryzając brodawki, schodziłam niżej. Gdy byłam dość blisko łechtaczki, drażniłam się z nią i wycofywałam, gdy doznawała największego podniecenia. Złapała mnie wtedy za włosy i prosiła niecierpliwie, żebym ją wylizała. Mój język zbliżył się do upragnionego miejsca. Krążyłam nim naokoło, potem szybciej, co jakiś czas ssąc jej łechtaczkę i doprowadzając ją do szaleństwa. Całe jej ciało zaczęło drżeć, jęczała coraz głośniej. Podniosła się delikatnie i chwyciła mnie za piersi, pieszcząc je. Błagała o jeszcze.
Usłyszałam, jak otwierają się drzwi do pokoju.
John rozebrał się i usiadł w fotelu, przyglądając się, jak robię minetkę. Jego oddech przyspieszył, a penis twardniał, unosząc się do góry. Chwycił go w dłoń i zaczął nim poruszać. W końcu nie wytrzymał i podszedł do nas, złapał mnie za tyłek i płynnym ruchem załadował swojego nabrzmiałego kutasa w moją wilgotną szparkę. Był taki twardy, jakby miał zaraz eksplodować. Ledwo mogłam się skupić na tym, co robię, bo gdy mnie posuwał, czułam tak wielką rozkosz, że mogłam tylko jęczeć.
– O tak, suko. Wyliż ją całą – dyszał, nie przestając się dziko wpatrywać w to, co robiłam tej małej językiem.
Jego dłonie na moich pośladkach przesuwające się w tę i z powrotem i jądra obijające się o moją cipkę sprawiały, że płonęłam z podniecenia. Przez całe ciało przepływał żar, którego nie mogłam i nie chciałam ugasić. Gdy ze mnie wyszedł, ona przed nim uklękła, żeby mu obciągnąć. Usiadłam na łóżku i przyglądałam się, jak ssie mu penis, jak się nim bawi i połyka go w całości, jak liże mu jaja, a on trzyma ją za głowę i rusza się delikatnie w jej ustach, powtarzając:
– Ciągnij, maleńka, ciągnij go. O kurwa, jak mi dobrze.
Podniecało mnie to niesamowicie i miałam ochotę zrobić mu to samo, ale się powstrzymałam. To szósta zasada: nie rób loda. Ostatni raz zdarzyło mi się to wieki temu, ale potem zrozumiałam… ktoś pomógł mi zrozumieć, że padanie na kolana przed facetami nie jest zarezerwowane dla silnych kobiet. W czasie seksu to ja rozdaję karty i choć daję im się rżnąć w cipkę, to na pewno nie dam w usta.
Położyłam się na łóżku i rozchyliłam nogi, ona podeszła i zaczęła mnie wylizywać, a on ją wziął od tyłu. Dało się słyszeć, jak jego jaja uderzają o jej zgrabny tyłek. Rozpłynęłam się. To, co ona robiła z moją małą, to czysta ekstaza. Skręcałam się na łóżku niczym wąż, powtarzając:
– O tak, kochanie… właśnie tak, nie przerywaj. O tak…
Wreszcie on położył się na mnie. Całował moje rozchylone usta. Patrzył mi głęboko w oczy, przesuwając dłonią po całym ciele. Zatrzymał się między moimi nogami i włożył dwa palce do środka. Gdy poczułam je w sobie, wygięłam się jak struna. On zataczał we mnie powolne kręgi, wzmagając mój apetyt. Nie chciałam dłużej czekać.
– Przeleć mnie w końcu – zażądałam.
Uśmiechnął się i nachylił nade mną, nakierowując swój twardy jak skała penis na moją wilgotną szparkę. Gdy moje obrzmiałe wargi oplotły jego przyrodzenie, wydałam z siebie jęk rozkoszy. Jego twarz się zmieniła, w oczach rosło podniecenie. Dotknęłam dłonią jego policzka, a on pocałował mnie nachalnie, głęboko penetrując językiem moje gardło. Rozchyliłam szerzej nogi, żeby mógł dostać się cały do mojego wnętrza, i zaczęłam poruszać biodrami w rytm jego bioder. Jednym ramieniem oparł się o łóżko, drugą ręką wędrował po moim ciele. Włożył dłoń pod moją pupę i przyciskał ją do siebie mocniej i mocniej. Napierał na mnie coraz szybciej i gwałtowniej.
– Lubisz, jak cię tak pieprzę? – dyszał, całując mnie jednocześnie.
Nie byłam w stanie odpowiedzieć, nie tylko dlatego, że miałam jego język w ustach, ale przede wszystkim przez to, co mi właśnie robił. Było mi dobrze, ale chciałam więcej. Czułam głód, który on musiał zaspokoić. Moje dłonie wędrowały po jego ciele, zatrzymując się na cudownie wyrzeźbionych pośladkach. Przycisnęłam je do siebie, a on znowu zapytał:
– Lubisz, jak cię tak pierdolę?
– Tak – mruknęłam, ale jego to nie zadowoliło, więc chwycił moją twarz mocno w dłoń, całował, przygryzając moje wargi i, uderzając mnie parę razy w policzek, powtarzał:
– Lubisz tak? Dobrze ci?
– Tak, kochanie – wyjęczałam z trudem – dobrze mi.
Wtedy zanurzył się w moich włosach i przyspieszył swoje ruchy, wydając jeszcze głośniejszy jęk zadowolenia. W końcu zwolnił, a ja rozsunęłam jego pośladki. Ona, obserwując przez cały czas, jak się pieprzymy, w końcu podeszła, nachyliła się nad nim i zaczęła go wylizywać.
Był tym bardzo podniecony. Ledwo powstrzymywał się od krzyku, jego penis był twardszy niż na początku. Znów mnie pocałował, chwytając mocno dłonią za twarz. Uwielbiam silnych, zdecydowanych facetów. Nakręcało mnie to, choć jeszcze bardziej kręciło mnie to, że mam nad nimi władzę.
Wchodził i wychodził ze mnie powoli, pojękując:
– Mógłbym cię jebać przez całą noc… jesteś taka ciasna – chwycił mnie dłońmi za pośladki i przycisnął do swoich bioder. – Chodź tu do mnie.
Wciskał się we mnie jeszcze głębiej, aż w końcu zaczął błagać:
– Daj mi w dupę.
– Nie.
– Proszę cię, daj mi się wyjebać w dupę.
– Nie.
– Proszę, wiesz, że będzie ci dobrze.
Wiedziałam to doskonale, ale uwielbiałam, gdy mnie tak przekonywał, miałam wrażenie, że wtedy zaczyna mnie lepiej ruchać. Gdy doprowadził mnie przed orgazm, wyjęczałam:
– Zerżnij mnie, jak chcesz.
Gdy to usłyszał, był bliski spuszczenia się. Wyciągnął go z mojej cipki i nakierował niżej. Trochę zabolało. Gdy wchodził głębiej, bolało jeszcze bardziej. Ona podeszła do mnie i zaczęła pieścić moje piersi. Im bardziej byłam podniecona, tym mniej uwagi zwracałam na ból. On zaczął się we mnie poruszać, wsuwał go i wysuwał delikatnie. Powoli jego twardy penis wypełniał mnie całą. Było mu bardzo dobrze i mnie też zaczynało być przyjemnie. Poruszał się szybciej i szybciej. Schylał się nade mną i całował gorąco, jęcząc razem ze mną.
– Dobrze ci, suko? – pytał, posuwając mnie agresywniej i ściskając za gardło.
Przygryzłam wargę, bo miałam ochotę krzyknąć.
– O tak, jestem blisko. Pieprz mnie – ledwo wyjęczałam i usłyszałam jego okrzyk. Zmarszczył brwi, a oczy robiły się coraz większe, aż zamknął je z całych sił i krzyknął:
– Dochodzę, mała, dochodzę. O kurwa!
Gdy zobaczyłam, jak mu dobrze, i poczułam, jak jego penis się powiększa w moim tyłku, ogarnęła mnie fala ciepła rozchodzącego się od krocza po koniuszki palców. Z każdym jego pchnięciem doznanie było silniejsze i silniejsze, aż odpłynęłam. Nie mogłam się poruszyć. Wbijałam paznokcie w jego plecy i przygryzłam jego bark, żeby stłumić okrzyk, jaki wyrywał mi się z gardła. On nie potrafił nad tym zapanować i w rozkoszy wykrzykiwał na głos moje imię. W końcu padł na mnie bezwładnie.
Gdy tak leżeliśmy w bezruchu, usłyszeliśmy głos, w którym było słychać pretensję:
– A ja?
John zczołgał się ze mnie i przeczesał palcami włosy. Patrzył na mnie z leniwym uśmiechem, potem spojrzał na nią i powiedział:
– Mogę cię jeszcze szturchnąć, ale najpierw musisz zrobić czekoladowego loda.
Ja wybuchnęłam śmiechem, a ona zebrała ciuchy i wyszła obrażona, rzucając na do widzenia:
– Kretyn!
– I po co ją wkurwiłeś? Będziesz sam szukał następnej – powiedziałam, zakładając sukienkę.
– Kochanie – szepnął mi do ucha, zapinając mi suwak – nie potrzebuję następnej. Tylko ty się liczysz.
Przeszył mnie chłód. Jego ostatnie słowa wywołały we mnie konwulsje. Rzuciłam się biegiem do łazienki i zaczęłam wymiotować.
– Angelico, wszystko w porządku? – szedł w moją stronę, a ja zatrzasnęłam przed nim drzwi, po których osunęłam się na podłogę. Zatkałam dłonią usta, które mimowolnie otwierały się do krzyku. Wciąż słyszałam w mojej głowie: Tylko ty się dla mnie liczysz, moja maleńka. Zasłoniłam rękami uszy, jakby ten głos dochodził z zewnątrz, zacisnęłam powieki.
– Jesteś tam? Angelico?! Otwórz, bo wyważę drzwi!
– Wszystko w porządku – wyszłam całkowicie opanowana.
– Co się stało? Co tam robiłaś?
– Musiałam poprawić usta – skłamałam, zostawiając Johna kompletnie zdezorientowanego.
Wróciłam na przyjęcie z misją odszukania Martineza. Wyciągnęłam telefon i wpisałam jego nazwisko w wyszukiwarkę. Zrobił zawrotną karierę na boisku, ale jeszcze większą w brukowcach. Miliony zdjęć z milionem różnych kobiet. Przeleciał chyba pół Anglii. Musi być dobry w łóżku. Złapałam za kolejny kieliszek ze stołu i uśmiechnęłam się bezwiednie na tę myśl.
– W końcu widzę uśmiech na twojej twarzy.
– Słucham? – odwróciłam się. Przede mną stał młody, nieziemsko przystojny, wysoki brunet o dość chłopięcym i szczerym spojrzeniu.
– Przyglądałem ci się przez jakiś czas i zauważyłem, że się w ogóle nie uśmiechasz, jakbyś się czymś martwiła, ale może mi się wydawało.
– Na pewno, bo ja nie mam powodów do zmartwień… zwłaszcza teraz – zanurzyłam usta w kieliszku, nie spuszczając z niego wzroku.
Niezły jest. Szerokie barki, wysportowana sylwetka, dobrze ubrany, a jego zegarek świadczy o tym, że facet ma dobry i drogi gust. Wysoki, o czarnych włosach i niebiańsko niebieskich oczach. Mówi bardzo poprawnie po angielsku, ale zbyt długo trenowałam swój akcent, żeby dać się zwieść. Być może wychował się na Wyspach, ale na pewno się tam nie urodził, a już na pewno nie w Londynie. Obstawiam, że w jakimiś uroczym, zabitym dechami miasteczku na południu Hiszpanii. Na wspomnienie tamtejszych miasteczek, uliczek, muzyki, jedzenia, słońca… poczułam ukłucie w sercu.
Spojrzałam w lustro wiszące w oddali. Oczy, pamiętaj o ich wyrazie, słyszałam twardy, upominający głos w głowie, gdy zobaczyłam w nich pustkę i smutek. Nie opuszczaj gardy ani na chwilę. Twoje spojrzenie mówi więcej, niż ci się zdaje. Zamaskuj strach i ból pewnością siebie. Nie pozwól czytać w sobie jak w książce. Tylko nieodgadniona masz szansę to wygrać. Przymknęłam powieki i potrząsnęłam delikatnie głową, przypominając sobie przez chwilę w myślach, jak długo walczyłam o to, kim w końcu się stałam.
– Adriano – przedstawił się.
– Angelica – odpowiedziałam, wyciągając pewnie rękę w jego stronę.
– Jesteś tu jako osoba towarzysząca czy osobiście znasz solenizantkę? – zapytał, a ja z całych sił próbowałam zachować powagę.
– Znam ją.
– W takim razie to, co ci zaraz powiem, musi zostać między nami – mówił z tajemniczym uśmiechem. Przybliżył się do mnie i sięgnął po kieliszek, niby przez przypadek dotykając mojego przedramienia.
– Możesz mi zaufać – przygryzłam delikatnie wargę, żeby nie zacząć się śmiać.
– Nie dość, że jestem bez zaproszenia, kolega zabrał mnie na trzeciego, to jeszcze nie kupiłem żadnego prezentu. Słyszałem o liście. To jakaś nowojorska fanaberia, żeby dawać gościom listę prezentów? Urodziny to nie wesele!
– Może lubi dostawać to, co jej się przyda, i nie robić sobie problemów ze zwrotami lub wymianami – rzuciłam nieco zirytowana jego uwagą.
– Myślę, że to snobka i tyle.
Zakrztusiłam się.
– Wszystko w porządku? – zapytał z przejęciem.
– A jeśli można spytać, to dlaczego nic nie kupiłeś, skoro dostałeś listę? Ona może jest snobką, ale ty wychodzisz na sknerę – dopiekłam mu, trzepocząc przy tym niewinnie rzęsami.
– Lubię dawać prezenty…
– A więc w czym problem?
– Nie lubię, jak ktoś ich po mnie oczekuje.
– A jednak przyszedłeś…
– I trochę żałuję, bo impreza bardzo drętwa.
Musiałam odkaszlnąć, żeby nie wybuchnąć śmiechem.
– Szczerze to spodziewałem się większych atrakcji. Jest tu bardzo sztywno, nie sądzisz?
Rozejrzałam się i faktycznie wszyscy przynudzali. Z jednej strony naburmuszone, nabite botoksem cycate laski bez iskry w oku, zaczepiane przez napalonych wapniaków, marzące tylko o tym, żeby przeleciał je w końcu jakiś młody przystojniak. Z drugiej warci grzechu mężczyźni, zbyt zajęci uciekaniem od zrzędliwych żon, poszukiwali szczęścia u przystojnych kelnerów. A z trzeciej „parasole” dyskutujący kolejną już godzinę o interesach. W co najlepiej zainwestować na rynku i co zrobić, by wydymać konkurencję, a nie zostać wydymanym. Choć patrząc na niektórych, zdałam sobie sprawę, że niejeden wolałby to drugie. Mój wzrok zatoczył krąg i z powrotem zatrzymał się na niebieskich oczach Adriana. Chętnie spojrzałabym niżej… do mojej głowy wkradały się liczne fantazje na temat tego, czego jeszcze nie mogłam zobaczyć, gdy jego niski, lekko zachrypnięty głos sprowadził mnie znowu na ziemię.
– Słyszałem o solenizantce, że słynie z organizowania najlepszych imprez w całym Nowym Jorku, ale szału nie ma, i do tego jest spóźniona o jakieś… – urwał, gdy zakrztusiłam się oliwką z martini. – Wybacz, nie powinienem obgadywać twojej znajomej.
– Przyznam ci się do czegoś. Też uważam, że jest tu strasznie sztywno. I wcale za nią tak bardzo nie przepadam – mrugnęłam w jego stronę.
– To dobrze, bo chciałem ci zaproponować, żebyśmy się stąd ulotnili, póki jej jeszcze nie ma.
Spojrzałam na zegarek, do północy zostało trochę czasu. Zgodziłam się. Wsiedliśmy do jego sportowego auta i ruszyliśmy za miasto. Drogi były puste, jechaliśmy bardzo szybko. Uwielbiam taką jazdę. On o tym nie wiedział i patrząc na mnie, co jakiś czas sprawdzał, czy nie jestem przerażona. Nie byłam, wręcz przeciwnie: adrenalina, która wzrastała w moim ciele, sprawiała, że miałam coraz większą ochotę na seks.
Zatrzymaliśmy się nad jeziorem. Było pięknie. Wtedy nie zdawałam sobie jeszcze sprawy, że już zawsze będę wracać myślami do tej chwili. Zawsze, gdy tak okrutnie będzie mi go brak. Zahipnotyzował mnie ogromny księżyc odbijający się w spokojnej, czarnej toni jeziora, a także szum drzew. Wziął mnie za rękę i zaprowadził na plażę.
– Masz piękne oczy – mówił. – Świecą dokładnie jak one. – Zwrócił wzrok na bezchmurne niebo, na którym błyszczały miliony gwiazd.
Wiedziałam, co zaraz nastąpi. Odgarnie mi włosy, przybliży się jeszcze bardziej, obejmie mnie i zanurzy język w moich ustach. On jednak się odwrócił w stronę jeziora i podszedł do jego brzegu. Wyglądał, jakby się nad czymś zastanawiał albo czegoś szukał. Nagle zawołał:
– Popatrz!
– Gdzie?
– Tam – wyciągnął rękę i pokazał, jak niedaleko przy zaroślach, nad taflą wody unoszą się świetliki. Było ich mnóstwo. Pamiętałam ten widok z dzieciństwa, często wymykałam się nocą z domu, żeby zobaczyć, jak tańczą, rozjaśniając mrok. Spoglądał w moją stronę. Odgarnął mi włosy. Zaraz poczuję jego usta na moich…
– Wibrujesz.
– Co?
– Twoja torebka wibruje.
Czar prysł! Akurat w takiej chwili musiał zadzwonić telefon. Dzwonił Dominic. Odebrałam.
– Angelico, gdzie jesteś, wszyscy cię szukają, już po dwunastej… co z tortem i…
– Zaraz będę – rzuciłam krótko i zwróciłam się do Adriana: – Muszę wracać na przyjęcie.
Uśmiechnął się, choć widziałam w jego oczach rozczarowanie. Gdy zbliżył się do samochodu, zaskoczył mnie kolejny raz. Rzucił mi kluczyki.
– Poprowadzisz?
Kusząca propozycja, takie auto na pewno zajebiście się prowadzi, ale wypiłam jeden albo nawet dwa kieliszki martini…
Miałam mało czasu, więc jechałam najszybciej, jak się dało, jeszcze szybciej niż wcześniej on, co wywołało na jego twarzy ogromne zdziwienie. Nic nie mówił, tylko spoglądał na mnie, czasem lekko się uśmiechając. A we mnie coraz bardziej gotowała się krew, dobrze przeczuwałam, prowadziło się świetnie, miałam wrażenie, że zaraz uniesiemy się w powietrze. Zerknęłam na niego ukradkiem. Dawno się tak dobrze nie bawiłam. Ostatni raz tak pędziłam, gdy miałam osiemnaście lat. W innym aucie, w innym mieście, w innym kraju. Z innym mężczyzną, na wspomnienie którego przeszedł mnie dreszcz.
Gdy przekroczyliśmy próg apartamentu, Dominic przyciszył muzykę i dał znak obsłudze, żeby wjechała z tortem. Mój asystent zaczął ckliwe przemówienie i kończąc je, zwrócił się w moją stronę, unosząc kieliszek szampana:
– Twoje zdrowie, Angelico. Wszystkiego najlepszego!
Uśmiechnęłam się, złapałam za kieliszek, również go uniosłam i zaczęło się odśpiewywanie „Sto lat”. Sprawdziłam reakcję Adriana – jego mina była właśnie taka, jakiej się spodziewałam – lekko zakłopotana, choć jednocześnie rozbawiona. Kiwnął głową, a jego oczy mówiły: „Przyznaję, nieźle mnie wrobiłaś”.
Zdmuchiwanie świeczek, krojenie tortu i zbieranie życzeń tak mnie pochłonęły, że straciłam go z oczu. Musiał wyjść, bo już go więcej tamtej nocy nie spotkałam.
Gdy pożegnałam ostatniego gościa, przypomniało mi się, że spodziewałam się tego jednego nieproszonego. Podeszłam do ochrony i spytałam, czy w czasie trwania przyjęcia wydarzyło się coś niezwykłego. Nikt nic nie zauważył, nikt obcy nie próbował się wedrzeć do środka. Wszystkich wchodzących dokładnie sprawdzili z imienia i nazwiska. Spokojnie ruszyłam do swojej sypialni, po drodze ściągając kolczyki i szpilki. Rzuciłam rzeczy na fotel i rozpinając zamek sukienki, poczułam, jak zadrżało mi serce. Przez chwilę byłam pewna, że ktoś jest w moim pokoju. Odwróciłam się gwałtownie, ale to tylko wiatr bawił się zasłoną. Podeszłam do okna i zamknęłam je. Mieszkałam zbyt wysoko, nie było możliwości, żeby ktoś się tu wdrapał po gzymsie. Na samą myśl o tym, jak moja wyobraźnia zaczęła pracować, zaśmiałam się pod nosem. Od kiedy stałam się taką tchórzliwą paranoiczką? Gdy trzasnęły drzwi, aż podskoczyłam. Musiałam się uspokoić i tylko jedno mogło mi w tym pomóc. Otworzyłam szafkę nocną i zamarłam. W szufladzie leżał czerwony tulipan. Kolejny. Trzydziesty. Ostatni. I… liścik.
Wszystkiego najlepszego, Angel.
Tęskniłaś?
Powinno być trzydzieści jeden, ale kto by liczył?
Zmieniłaś imię, wygląd, rok urodzenia, ale jednego nie byłaś w stanie zmienić. Znam Cię zbyt dobrze.
PS Jesteś mi winna przysługę.
Przełknęłam nerwowo ślinę, sięgnęłam po tabletki na uspokojenie, które popiłam wodą. Wzięłam kwiat i liścik i zbiegłam na dół. Uzbroiłam alarm, a niechciane podarunki wrzuciłam do kominka, polewając je benzyną. Odpaliłam zapałkę. Gdy patrzyłam na coraz większe płomienie, pogrzebane wspomnienia zaczęły odkopywać w mojej głowie obrazy, których wymazanie zajęło mi sporo lat.
Każdy terapeuta, jakiego spotkałam, traktował mnie tak jak wysoko postawioną poprzeczkę, jak przypadek praktycznie nie do uratowania… ale chrzanić praktykę, liczyła się teoria, że każdego można zbawić. Może to zło, którym zostałam zainfekowana, przechodziło na innych? Może dlatego niejeden psychiatra prawie stracił przeze mnie własną praktykę? Lubiłam z nimi pogrywać. Kobieta czy mężczyzna – to nie miało dla mnie większego znaczenia. Zawsze zaczynało się tak samo. Uwodziłam ich i świetnie się przy tym bawiłam. Opierali się, ale prędzej czy później dopinałam swego. Wygrywałam, a oni przegrywali z kretesem. Dlaczego niszczenie ludzi sprawiało mi taką przyjemność? Zwłaszcza mężczyzn… choć czasem nie byłam pewna, czy bardziej nienawidzę ich, czy może jednak kobiet? Jakbym podświadomie o coś je obwiniała. Wiedziałam o co, nie potrzebowałam do tego pierdolonych sesji terapeutycznych. W życiu nie spotkało mnie ze strony ludzi nic dobrego, dlatego brałam od nich tyle, ile potrzebowałam, i odkładałam ich jak zabawki, których w dzieciństwie nigdy nie miałam.
Dzieciństwo… mój dom, rodzina. Straciłam wszystko w takim młodym wieku i teraz znów ktoś chciał, żebym mu o tym opowiedziała. A jakimś sposobem do mojej głowy wkradała się tylko jedna myśl: jak i kiedy dobrać się do tego przystojnego lekarza, przed którym siedziałam na wygodnej kanapie. Wszystko wokół było takie… terapeutyczne. Nie cierpiałam widoku pełnego opakowania chusteczek tuż obok na stoliku. Stały na wyciągnięcie ręki, by wszystkie te żałosne kreatury, które nie radzą sobie z własnymi emocjami, mogły je wysmarkać w obecności przystojniaka w białym kitlu. Nie interesowało mnie wypłakiwanie się na kozetce czy też gdziekolwiek indziej. Moje napięcie i frustracje rozładowywałam w jeden sposób, który od lat się sprawdzał. Skoro działał, to po co cokolwiek zmieniać?
Olivia była lojalna i strzegła mojej tajemnicy. Nigdy nie powiedziała, co tak naprawdę zaszło w tym pierdolonym białym domku, prawie idealnym, jak na jebanej prerii. Wszyscy zawsze myśleli, że obwiniam się o to, że nie uratowałam jej szybciej. I to prawda. To była moja wina. Także wszystko to, co potem się wydarzyło, nie pomagało mi w odnalezieniu równowagi. Pozostawiłam za to za sobą grzech i wstyd, nie otrzymując rozgrzeszenia.
Była ciemna noc. Zimna jak na tę porę roku. Nie miałam dokąd iść. Mój dom przestał istnieć. Nawet gdy stały jeszcze jego ściany, to już od dawna nie mogłam go nazywać domem. Najtrudniejsza była rozłąka z siostrą. Wierzyłam, że kiedyś wrócę i naprawię to, co zepsułam, ale teraz musiałam zniknąć. Anioł zgubił skrzydła, a raczej zostały mu odebrane za grzechy, których nie chciał popełniać.
– Co tutaj robisz, mała? – usłyszałam głos kobiety, która zatrzymała swój samochód na widok nastolatki wędrującej samotnie pośrodku niczego.
Była piękna. Jej złote loki opadały na piersi, których sutki przebijały przez cienki materiał jedwabnej sukienki. Wyciągnęła papierosa z papierośnicy i odpaliła go, powoli się zaciągając. Jej czerwona szminka odbijała się na filtrze, a długie frenczowe paznokcie co jakiś czas strząsały popiół z jego końca.
– Wsiadaj, podrzucę cię – powiedziała to w taki sposób, że nie potrafiłam odmówić. Zresztą było mi tak zimno, że nie zastanawiałam się, czy powinnam jej ufać, czy też nie.
– To dokąd zmierzasz? Sama, w środku nocy… uciekłaś?
Zaczerwieniłam się delikatnie. Bałam się, że będzie chciała mnie odwieźć do matki lub, co gorsza, do komisariatu.
– Nie bój się – zerknęła na mnie kątem oka – zawiozę cię, dokąd będziesz chciała. Wciąż paliła papierosa i dym wypełnił cały samochód. – Chcesz? – zapytała, wyciągając papierośnicę.
Wzięłam z wahaniem. Pierwszy raz zaciągnęłam się tak naprawdę i pierwszy raz poczułam, że oto właśnie zaczyna się moje nowe życie. Nie usłyszałam więcej żadnych pytań, po prostu jechałyśmy przed siebie. Nie obchodziło mnie dokąd. Spadł ze mnie pewien ciężar, i to dzięki niej. Pojawiła się nagle, dosłownie znikąd i wystarczyło kilka minut, abym nie chciała wysiadać z jej samochodu. Zmęczona przysnęłam, nawet nie wiedząc kiedy. Gdy otworzyłam oczy, wciąż jechałyśmy. Naokoło drogi było zielono, a wśród soczystych traw pasły się owce. Świeże powietrze, które wleciało do moich płuc, zmieszało się z kolejnym odpalanym przez nią papierosem. Zjechała na pobocze i przetarła oczy. Wyciągnęła kolejne srebrne pudełko, na którym rozsypała biały proszek. Wciągnęła go przez stalową rurkę.
– Chcesz? – zapytała, jakby nie istniała między nami różnica wieku.
Nie odpowiedziałam. Przeszyła mnie wzrokiem.
– Ile masz lat?
– Siedemnaście – skłamałam i spuściłam głowę.
– Nie jesteś już dzieckiem. Weź, poprawi ci się nastrój.
Otworzyłam szeroko oczy i drżącą dłonią sięgnęłam po rurkę. Serce waliło mi jak szalone. Nigdy wcześniej nie próbowałam narkotyków, ale ona wyglądała tak pięknie i mówiła do mnie inaczej niż wszyscy. Traktowała mnie jak dorosłą, do tego jak przyjaciółkę, a może i młodszą siostrę. Pierwszy raz ktoś się mną zaopiekował i nie zostawił, gdy potrzebowałam pomocy.
Przejechałyśmy jeszcze wiele kilometrów. Dopiero pod wieczór zatrzymałyśmy się przed malutkim domkiem. Kazała mi czekać, a sama weszła do środka. Nudziłam się, więc dociągnęłam jeszcze jedną kreskę. Pogłośniłam radio i z uśmiechem na ustach wyobrażałam sobie, jak może wreszcie być pięknie. Wypiłam dużo wody i strasznie mi się chciało siku, a ona wciąż nie wracała. Wysiadłam, choć mi zabroniła. Poszłam w krzaki i gdy miałam wracać do auta, zobaczyłam ją przez okno. Zakradłam się, jak najbliżej się dało, i obserwowałam, jak rozmawia z jakimś mężczyzną. Był wysoki, przystojny, o ciemnej karnacji. Zbliżył się do niej bardzo gwałtownie. Zaczęli się całować. Zadarł jej sukienkę do góry i ściągnął bieliznę, zanurzył w niej palce, jęknęła. Odsunęłam się, nie chciałam na to patrzeć, ale coś nie pozwalało mi odejść, więc przysunęłam się bliżej szyby. On rozpiął spodnie i wyciągnął sterczący penis, posadził ją na komodzie i rozchylił jej nogi. Ona go objęła udami i wydała z siebie kolejny jęk. Widziałam jego umięśnione pośladki, które spinały się przy każdym pchnięciu w jej ciało. Wypowiadał ciągle jej imię i to, jak jej pragnie. I ja poczułam, że też go pragnę. Widziałam, jak ją pieprzy, widziałam, jak ją pieści ustami, palcami, kutasem… wszędzie. Kochał ją i chciałam, żeby mnie kochał tak samo. Zazdrościłam jej i tak bardzo pragnęłam zastąpić ją u boku prawdziwego mężczyzny, czułego, opiekuńczego i jednocześnie agresywnego. Jej wzmożone podniecenie potęgowało i moje doznania. Z każdym jej krzykiem pogłębiał się także mój oddech, a gdy usłyszałam, jak i on szczytuje, sama doszłam, zdając sobie dopiero teraz sprawę, że przez cały ten czas trzymałam rękę w majtkach. Odsunął się od niej i zapiął spodnie, ona opuściła sukienkę i wzięła pieniądze, które jej podał.
Serce mi podskoczyło na ten widok i szybko uciekłam do samochodu. Gdy wychodziła, widziałam, jak poprawia szminką usta i układa palcami włosy.
Wracałyśmy tam co tydzień.
– Tak poznałaś Victorię? – przerwał mi mój nowy terapeuta. – Stała ci się bliska, i to w dość krótkim czasie. Jak myślisz, dlaczego?
Dlatego, że była wyrachowaną, zimną suką, która brała od życia, co chciała, i wbrew pozorom nie dawała się nikomu dymać. Ona ustalała reguły tej popieprzonej gry, w którą ja nie potrafiłam jeszcze grać. Wpoiła mi zasady, jakimi należy się kierować, aby nie stracić kontroli.
– Chciała mnie – odpowiedziałam po dłuższej chwili. – Poświęcała mi swoją uwagę i czułam, że już nie jestem sama. Wreszcie był ktoś, kto mógł mnie ochronić.
– Przed czym? Czego tak bardzo się bałaś, że zaufałaś obcej kobiecie?
Tego, doktorku, nigdy się nie dowiesz, ale niezła próba, od razu przechodzimy do rzeczy.
– Nasz czas dobiegł końca – rzuciłam w odpowiedzi.
– Zwykle to moja kwestia – spojrzał na zegarek – ale ja nigdy nikogo nie popędzam.
– Skoro tak, to znaczy, że nie będzie pan miał nic przeciwko, jeśli na tym zakończymy?
– Dobrze, a więc za tydzień o tej samej porze?
Uśmiechnęłam się pobłażliwie i wyszłam. Kiedy wracałam do miasta, w mojej głowie odtwarzały się kolejne wspomnienia, jak ciągle powracająca piosenka, której nie cierpisz, ale której nic nie jest w stanie uciszyć.
Wizyty w tamtym domku zawsze kończyły się tak samo, lecz jednego razu Victoria zabawiła tam dłużej niż zazwyczaj. Gdy już dawno powinna była wychodzić, obok jej auta zaparkowała furgonetka. Wysiadło z niej dwóch barczystych mężczyzn. Jeden odpalił papierosa, drugi splunął na ziemię. Z daleka dojrzałam broń i usłyszałam jej przeładowywanie. Byłam córką gliny i doskonale znałam ten dźwięk. Serce podskoczyło mi do gardła, rzuciłam się do okna, aby zobaczyć, czy Victoria dalej jest w salonie. Nikogo w nim nie było. Obeszłam dom dookoła i zobaczyłam ją w kuchni. Gestykulowała gwałtownie i krzyczała coś po hiszpańsku, a facet, z którym przed chwilą się zabawiała, próbował ją uspokoić, chwytając jej nadgarstki. Zamknęli się dopiero wtedy, gdy usłyszeli trzask wyłamywanych drzwi. Nagle zgasło światło. Victoria spojrzała w moją stronę. Była przerażona, wzięła pieniądze i swoje rzeczy i wybiegła tylnym wyjściem. Chwyciła mnie za rękę i pociągnęła w stronę furtki. Usłyszałam huk. Padły dwa strzały i ciemność rozproszył chwilowy błysk. Ruszyłyśmy z piskiem opon. Przez godzinę oglądałam się za siebie, sprawdzając, czy nikt za nami nie jedzie.
– Nie bój się – powiedziała opanowanym tonem.
– Kto to był? – odważyłam się wreszcie zapytać.
– Nikt, kto chciałby nas skrzywdzić.
– Ale… ale oni…
– Nie zaprzątaj sobie tym głowy – zerknęła na mnie kątem oka, by upewnić się, czy wszystko w porządku. Zawsze tak robiła, gdy coś było nie tak. Gdy nie chciała powiedzieć prawdy. Patrzyła i sprawdzała, czy jej wierzę. Zatrzymała się na poboczu, zwróciła twarz w moją stronę i chwyciła za podbródek.
– Ze mną nic ci nie grozi.
– Czy oni go…
Cisza.
– Dlaczego jesteś taka spokojna? Myślałam, że choć trochę ci na nim zależy.
Roześmiała się. Głośno, aż łzy zaczęły tańczyć w jej błękitnych oczach.
– Aniołku, mnie na żadnym facecie nie zależy i tobie też nigdy nie powinno. Im na nas nie zależy, patrzą tylko na siebie i chcą jedynie nas wykorzystać, zresztą dobrze o tym wiesz. Raz już kochałaś tak bardzo i co? Co ci zrobił? Ten, któremu ufałaś, a który… – machnęła ręką. – Każdy jest taki sam, dlatego nie ma co się przywiązywać, a ten cwaniak chciał mnie wydymać, więc dostał to, na co zasłużył.
Nie do końca rozumiałam wtedy jej słowa. Niby wszystkie puzzle pasowały do siebie, a jednak nie potrafiłam ich ułożyć w jeden obrazek.
Wyjechałyśmy do innego miasta, im byłyśmy dalej, tym czułam się bezpieczniej. Zaczęłam naśladować akcent tamtejszych ludzi, gdyż mój z każdym kilometrem dźwięczał zbyt wiejsko. Victoria uczyła mnie hiszpańskiego i wciąż obiecywała, że kiedyś zabierze mnie do Madrytu albo Barcelony, a kolejne wakacje spędzimy na Wyspach Kanaryjskich. Musiała jeszcze tylko odłożyć trochę pieniędzy i będziemy mogły wyjechać we wszystkie te miejsca, o których opowiadała mi przed snem. Marzyłam o Europie. Była tak daleko, że wydawało mi się, że odnajdę w niej spokój i poczuję się wreszcie bezpiecznie. Chciałam, żeby to już się stało, dlatego postanowiłam jej pomóc. Pewnej nocy, gdy zasnęła, pożyczyłam od niej sukienkę, szpilki, pomalowałam usta czerwoną szminką i ruszyłam do baru.
Nie musiałam długo czekać, by przy moim boku pojawił się ktoś, kto był gotów zapłacić za szybki numerek w kiblu lub na parkingu w ciasnym samochodzie. Było mi wszystko jedno gdzie. Najważniejsza była stawka. Płatne z góry. Walnęłam parę szotów na rozluźnienie i ruszyłam z nim do damskiej toalety. W torebce wciąż wibrował mi telefon. Victoria się obudziła i szukała mnie wszędzie. Miałam mało czasu, ale szybko pójdzie. Wiedziałam, co należy robić. Patrząc mu w oczy, rozpinałam jego rozporek. Był podniecony na samą myśl o tym, co moje młodziutkie, niewinne usta zaraz z nim zrobią. Zaczął mnie lizać po szyi, a odór gorzały, który wydzielał, przyprawiał mnie o mdłości. Wyłączyłam się kompletnie, uczyłam się tego latami. Było tak, jakbym opuszczała własne ciało. Mój umysł się od niego oddzielał i nie czułam strachu, nie czułam nic. Przygryzłam wargę i oblizałam ją językiem. Pchnęłam go na ścianę kabiny i przykucnęłam, gotowa mu obciągnąć, gdy nagle ktoś szarpnął za drzwi i chwycił mnie za włosy. Zaczęłam krzyczeć i się wyrywać, ale ciągnięta po podłodze nie miałam żadnych szans na ucieczkę. Spojrzałam w górę.
– Victoria?!
– Co jest, kurwa?! – wrzeszczał wściekły mężczyzna, zapinając spodnie.
– Wypierdalaj! – krzyknęła Victoria w stronę faceta, który był gotowy ją zaatakować.
– Zajebię cię, dziwko! – szedł pewnie w jej stronę.
– Wypierdalaj! – powtórzyła, mierząc do niego z czterdziestki czwórki.
Znieruchomiał i podniósłszy ręce w górę, wyszedł bez słowa. Nie rozumiałam, co się dzieje. Ilość alkoholu, jaką wypiłam, dawała o sobie znać i wszystko zaczęło wirować, a ja wymiotować. Victoria podniosła mnie za ramię, wbijając w nie swoje długie pazury. Nie próbowała nawet odrobinę być delikatna. Gdy stanęłam prosto, uderzyła mnie w twarz. Oczy zaszły mi łzami.
– Co to, kurwa, miało być?!
– Chciałam ci pomóc – wydukałam drżącym głosem.
– Chcesz zarabiać na plecach?! – uderzyła mnie jeszcze raz. – Albo, co gorsza, na kolanach?! Obciągając w brudnych kiblach jeszcze brudniejszym facetom jak jakaś najtańsza tirówka?!
– Nie… ja tylko – język plątał mi się przez alkohol i nerwy, a także płacz, który mną targał.
Chwyciła mnie z całych sił za włosy i z wściekłością w oczach wycedziła:
– Nigdy, przenigdy nie klękaj przed żadnym facetem!
Puściła mnie tak gwałtownie, że ledwo złapałam równowagę.
– Przepraszam! – krzyczałam, biegnąc za nią. Bałam się, że po tym wszystkim zostawi mnie samą.
– Chciałam zarobić…
– Dając dupy?!
Czułam się coraz bardziej skołowana. Przecież ona robiła to samo, więc dlaczego mi tego broniła?
– Widziałam cię wtedy w tamtym domku, z tym facetem… pierwszego dnia. Widziałam, co robiliście, i widziałam, jak po wszystkim dawał ci pieniądze.
Roześmiała się.
– Nie płacił mi za seks. Nie jestem dziwką – mówiła coraz czulszym tonem. – To, co masz między nogami, to twoja broń i musisz wiedzieć, jak jej używać, żeby ich wyruchać, mimo że faceci sobie zawsze wyobrażają, że to oni ruchają nas.
– To za co dawał ci pieniądze?
– Chodź, pokażę ci.
W szatni było zawsze głośno. Kumple z drużyny przechwalali się swoimi podbojami, sportowymi furami i grubymi czekami. Parę lat temu słuchałem tych opowieści zajarany jak pochodnia, by wreszcie móc samemu w nich uczestniczyć. Dorobiłem się opinii, o jakiej marzył każdy małolat. Najpierw zacząłem od nabijania na licznik kobiet. Tak było najłatwiej. Starsi zabierali mnie na wszystkie imprezy i wystarczyło, że się z nimi pojawiłem, a wszystkie laski chciały zajrzeć mi w spodnie. Potem pierwsza gruba pęga i drogie auto. Najważniejsze były dla mnie gole na boisku i szmal, reszta to tylko popisówy przed ludźmi, żeby mieli o czym gadać i czego zazdrościć. W końcu przestało mi się chcieć tym wszystkim przechwalać, a słuchanie innych też nie było już takie podkręcające. Gdy przyjaciel zaproponował mi pewnego dnia kolejną imprezę, myślałem o tym, jak się wymigać. Miałem dosyć. Nikogo ciekawego i tak nie mogłem już spotkać. Poznałem już wszystkich, których chciałem poznać, a tych, którzy marzyli o tym, by się do mnie zbliżyć, miałem gdzieś. Kontrakt mi się kończył, a moje marzenia o graniu w ojczystej drużynie wydawały się z każdym dniem oddalać. Musiałem się od tego odciąć, zresetować i oczyścić głowę. Gdy jednak usłyszałem o tej imprezie w Nowym Jorku, od razu zleciłem zabukowanie biletów. Chciałem zniknąć. Uspokoić zmysły i zobaczyć siostrę. Gdybym wtedy wiedział, kogo spotkam i co się dalej wydarzy, pewnie nigdy bym nie poleciał. Jednak przeznaczenia nie da się oszukać. Los zawsze znajdzie sposób, żeby spełniło się to, co jest nam pisane.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki