Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
W studzience kanalizacyjnej na jednym z łódzkich osiedli znalezione zostają zwłoki młodej kobiety. Jedyną osobą, która może coś wiedzieć jest tajemniczy kloszard. Do wyjaśnienia sprawy przydzielony zostaje policjant cieszący się wątpliwą sławą, zaś trop wiedzie przez środowisko naukowców zajmujących się bioneurologią. Świadkowie znikają w niewyjaśnionych okolicznościach, a relacja, która łączy komisarza prowadzącego śledztwo z osobą łudząco podobną do ofiary, zaczyna zdecydowanie wykraczać poza ramy zawodowe… Kim była kobieta ze studzienki? Jaki związek ze sprawą ma amerykańska firma produkująca kosmetyki?
Książka porwie was w wir pozornie niezwiązanych ze sobą wydarzeń i zostawi z apetytem na więcej.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 236
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Agnieszka Łukomska
Kuchnia
kloszardów
Agnieszka Łukomska
Kuchnia kloszardów
Wydawnictwo Agrafka 2024
ISBN 978-83-67348-76-8
9 7 8 8 3 6 7 3 4 8 7 6 8
Spis treści
17 listopada, środa 5
18 listopada, czwartek 16
19 listopada, piątek 20
22 listopada, poniedziałek 24
23 listopada, wtorek 25
24 listopada, środa 32
29 listopada, poniedziałek 36
2 grudnia, czwartek 41
10 grudnia, piątek 43
11 grudnia, sobota 47
23 grudnia, czwartek 55
26 grudnia, niedziela 60
27 grudnia, poniedziałek 64
31 grudnia, piątek 68
3 stycznia, poniedziałek 79
5 stycznia, środa 85
7 stycznia, piątek 92
21 stycznia, piątek 98
29 stycznia, sobota 103
30 stycznia, niedziela 109
1 lutego, wtorek 113
2 lutego, środa 119
7 lutego, poniedziałek 122
8 lutego, wtorek 130
11 lutego, piątek 135
15 lutego, wtorek 141
16 lutego, środa 144
17 lutego, czwartek 148
19 lutego, sobota 150
21 lutego, poniedziałek 155
24 lutego, czwartek 166
28 lutego, poniedziałek 178
2 marca, środa 192
8 marca, wtorek 206
9 marca, środa 213
14 marca, poniedziałek 215
7 marca, czwartek 219
26 marca, sobota 227
2 kwietnia, niedziela 233
17 listopada, środa
Spał głębokim snem bez marzeń, zaplątany w kołdrę, z podusz-ką w większej części pod pachą zamiast pod głową Odpoczynek miał umożliwić zmarzniętemu ciału regenerację i powrót do nor-malnej temperatury Zapewne byłoby łatwiej, gdyby mężczyzna miał na sobie cokolwiek poza owłosieniem, schodzącym ciemnym pasem z piersi w stronę brzucha Gęste rzęsy rzucały na policzki cień, ledwie widoczny w szarzejącym, listopadowym brzasku W ciszę poranka brutalnie wdarł się dźwięk Spod kołdry wysu-nęło się umięśnione ramię Odruch wyćwiczony przez lata służby
– Rogowski! – warknął do słuchawki, nie otwierając oczu
– Co ty, śpisz? Wiesz, która jest godzina?
Wściekłość pomieszana z niedowierzaniem skupiły się na razie w mięśniach barków, nie docierając do powiek
– Szczerze to pierdolę Wróciłem w środku nocy od topielca i za-mierzam w pełni wykorzystać przysługujące mi osiem godzin snu…
– Innym razem – przerwał rozmówca – Dupa w troki i za pięć minut widzę cię na dole
– Bo co?
– Bo inaczej stary, urywając ci jaja, sięgnie też po moje, a ja mam nieco inną wizję ich wykorzystania Rusz się!
5
– Zapomnij
– Ostrzegam cię – w głosie mężczyzny po drugiej stronie połą-czenia zabrzmiała trudna do zignorowania nuta
– Daj mi dziesięć minut
– Trzy
Usłyszał przerywany sygnał w słuchawce Kurwa!
Pięć minut później, ostentacyjnie nieogolony, z guzikiem od poduszki wciąż odciśniętym na policzku i w artystycznie wymię-tym ubraniu, Szymon Rogowski był gotowy do wyjścia – przy-najmniej w założeniu Zbiegł po trzy stopnie ze schodów prowa-dzących na zewnątrz i stanął jak wryty Skrzyżowanie otaczała biało-czerwona taśma, a na każdym rogu stał radiowóz Poli-cjanci, pozornie chaotycznie, przebiegali z jednego chodnika na drugi, a w jego kierunku ktoś wyciągał rękę z zachęcająco paru-jącym kubkiem
– Co jest?
Kawa była mocna jak szatan i gorąca jak piekło Dokładnie taka, jakiej potrzebował
– Trup jest
– Bartuś, proszę cię Trup? Tutaj?
– A ty myślisz, że jak wielki pan śledczy tu mieszka, to okolicz-na ludność ma immunitet?
– Ty, zrobiłem ci coś czy jak? Czego się czepiasz?
Bartek Zaborowski – zawodowo partner, a prywatnie przyjaciel – wzruszył ramionami i przesunął grzbietem dłoni po oczach, bezskutecznie usiłując przegnać zmęczenie i zaniepokojenie
– Mam złe przeczucie
– A od kiedy ty taki przesądny jesteś?
– Właśnie nie wiem i to mnie wkurwia
6
Wziął długi łyk gorącej kawy Żołądek powinien zareagować z większą wdzięcznością
– Mamy monopol na sztywnych w tym mieście?
– Dobrze wiesz, że stary jest wyznawcą religii, której bogiem są efekty, a ty mu je zapewniasz
– My mu je zapewniamy Między innymi
– Między innymi to jest twoja okolica Znasz kogoś, kogo chętniej wystawiłby do tej sprawy?
– Znam paru, którzy chętnie wystawiliby mnie jako sprawcę
– Nie wątpię Im dłużej odwlekasz spotkanie z ofiarą, tym bardziej sam mam na to ochotę
Zgnieciony kubek wylądował w kuble za pierwszym razem
– Zatem chodźmy
Właz przykrywający wejście do studzienki kanalizacyjnej był zloka-lizowany nieco poniżej krawężnika i miał tak niewielką średnicę, że przyglądający mu się policjant przechylił głowę z niedowierzaniem
– Tam?
– Tam
– Poćwiartowane?
Zaborowski pokręcił przecząco głową
– Nawet niespecjalnie porysowane Ogólnie w jednym, i to na oko niezłym, kawałku
Lewa brew partnera podjechała do góry
– Nie wiedziałem, że się z ciebie zrobił nekrofil
– Jest mnóstwo rzeczy, których o mnie nie wiesz – Mężczyzna odwrócił się w stronę czarnego worka, gdzie służby kryminalis-tyczne włożyły już ciało ofiary – Sam spójrz Brew wróciła na swoje miejsce Rogowski, wzdychając z niechę-cią, ukucnął przy worku i skinął na towarzyszącego mu młodszego 7
kolegę, żeby rozsunął zamek W następnej chwili brew ponownie powędrowała na pozycję „zdziwiony”
– Jakim cudem udało wam się wyciągnąć ją z tego ścieku, nie łamiąc wszystkich kończyn i kręgosłupa na dokładkę?
Worek skrywał ciało kobiety Ciemne włosy przetykane były czer-wonymi pasmami „Pocałowana przez płomień” – skojarzyło mu się bez sensu Miała około trzydziestu lat, spokojną twarz i była kom-pletnie, choć niezbyt elegancko, ubrana Na nadgarstku policjant dostrzegł cienką bransoletkę z dwukolorowym supełkiem „Złoto?
Srebro? Cholera wie, ale ładne, więc raczej budziłoby zaintereso-wanie potencjalnego złodzieja, a jednak zostało” – pomyślał
– Dopiero zacząłem dyżur, a tu już zaproszenie na miejsce zbrodni Za stary się robię na te zabawy Rogowski odwrócił głowę w stronę znajomego głosu
– Witam, prokuratorze
– Cześć, Szymonie
– Co się stało, że przyjechałeś osobiście, zamiast normalnie za-dzwonić?
Prokurator Piotr Sobla zrobił skwaszoną minę
– Uznałem, że jak zaliczę wyjazd na początku, to może zaże-gnam ryzyko, że będę musiał gdzieś jechać później Zawsze to tro-chę spokoju
– Żebyś nie zapeszył
– A poza tym dowiedziałem się, że to ty i Bartek dostąpiliście zaszczytu rozwiązania dla mnie tej zagadki i nie mogłem się oprzeć przyjemności spotkania z wami
– Starego misia na sztuczny miód, naprawdę…
– Co wiemy? – Prokurator zwrócił się do lekarza, wciąż pochy-lonego nad workiem z ciałem
8
– Tyle, co widać Kobieta, koło trzydziestki, zdecydowanie martwa
– Jakieś ślady przemocy?
Lekarz pokręcił przecząco głową Lubił swoją pracę Najczęściej Dzisiaj jakby mniej
– Ubranie całe, brak śladów walki, raczej się nie broniła Nie żyje od kilku, najwyżej kilkunastu godzin
– Coś mi powiesz na temat przyczyny śmierci?
– Gdyby nie ta absurdalna sceneria, to powiedziałbym, że praw-dopodobnie potknęła się, wpadła do wody i utonęła Ale po pierw-sze, trudno mówić o przypadku, kiedy mamy do czynienia ze stu-dzienką kanalizacyjną, a po drugie – tam nie ma wody To znaczy jest, ale pod drugim włazem Zwłoki znaleźliśmy między włazem zabezpieczającym, a właściwym Krótko mówiąc, nie została we-pchnięta do ścieków Więcej powiem po krótkim turnusie denatki w zetemesie
Szymon Rogowski wyprostował się i skrzywił Nadwerężone podczas wcześniejszych akcji kolano dawało o sobie znać w najmniej odpowiednich momentach Niewyspanie spowalniało jego reakcje, czego obsesyjnie nie znosił Miał także wrażenie, że zamiast faktów dostaje owinięte w watę, nic nie znaczące strzępy informacji
– Zrobisz mi z tego protokół? – Prokurator ubrał polecenie w py-tanie
Rogowski westchnął
– Postanowiłeś pod koniec, jakże błyskotliwej, kariery zostać dawcą podpisów?
Mężczyzna uśmiechnął się szeroko Uwielbiał szermierkę słow-ną, a Szymon nie ustępował mu na krok
– Na razie podpisałem postanowienie o wszczęciu śledztwa 9
– I, jak rozumiem, drugie o powierzeniu go akurat nam?
– Dobrze rozumiesz
– Ja ci napiszę ten protokół – wtrącił się Zaborowski – Sam wi-dzisz, że do Simona to dzisiaj bez kija nie podchodź
– W sumie dzień jak co dzień – skwitował Sobla Rogowski burknął pod nosem kilka niecenzuralnych słów, szczę-śliwie dla niego zagłuszonych turkotem wózka na zwłoki Długopis w dłoni policjanta sunął szybko po szablonie proto-kołu, a Szymon usiłował nakreślić w głowie choćby przybliżony scenariusz dalszych działań
– Jak ja to przekuję w efekt, to ty jesteś maharadża – zwrócił
się opryskliwym tonem do partnera, kiedy prokurator pożegnał
się z nimi po zebraniu wszystkich koniecznych podpisów Bartek w odpowiedzi wzruszył tylko ramionami
– Lepiej rozpytajmy tego tam – Machnął ręką w kierunku ra-diowozu – To on ją zgłosił
Przy samochodzie stał mężczyzna Wyglądał jak niedźwiedź Był
ponadprzeciętnie wysoki, zwalisty i miał brodę przypominającą skołtunioną gęstwinę filmowego znachora Odziany był zgodnie z po-rą roku: wielowarstwowo, w dość swobodnie zestawioną zbierani-nę łachmanów Szymonowi przemknęło przez głowę, że ktoś taki z łatwością mógłby skręcić kark drobnej ofierze Przegonił tę myśl podchodząc bliżej, bo mężczyzna… płakał Szlochał jak dziecko, rozmazując co jakiś czas łzy po brudnej twarzy
– Jak ja bym dorwał tego skurwysyna, co ją… – Ten wstęp musiał wystarczyć zamiast dzień dobry – Jak ja bym go dorwał, to ja bym mu…
– Pan znalazł ciało? – Szymon nie miał zamiaru dopuścić do tego, aby rozżalona wyobraźnia mężczyzny znalazła ujście w słowach 10
Kloszard zajęczał rozdzierająco
– Lusia, Lusieńka… – Kolejna porcja łez dołączyła do śladów na brudnej twarzy
– Bartek, przynieś mi kubek kawy – Komisarz zwrócił się do kolegi Ten bez słowa skinął głową i odszedł Rogowski położył rękę na ramieniu mężczyzny – Porozmawiajmy spokojnie Im więcej mi pan powie, tym szybciej znajdę tego, kto jej to zrobił
– Lusieńka… – smarknął tamten w odpowiedzi, ale wziął głęboki oddech i po raz pierwszy popatrzył na policjanta Szymon wytrzymał jego spojrzenie, z góry wiedząc, co za chwilę usłyszy
– A wy tak bez mundurów teraz?
– A my tak bez mundurów – zgodził się, wyciągając jednocze-śnie odznakę i podsuwając ją mężczyźnie przed oczy – Komisarz Szymon Rogowski, Komenda Wojewódzka Policji w Łodzi Wystarczy?
– Wystarczy, panie władzo kochany – „Jak zwykle Pokaż obra-zek, a małpka zmieni ton” – Nie to, żebym wątpił…
– To świetnie –wszedł mu w słowo Rogowski – To może teraz pan mi powie, co się dokładnie stało?
Kloszard obrzucił go nieufnym spojrzeniem
– Ja tam nie wiem, co się dokładnie stało Policjant zacisnął szczęki I wyciągnął notes
– Okej Zacznijmy od początku Pan już wie, jak ja się nazy-wam Pora, żebym i ja poznał pana nazwisko
– Ja nie mam nazwiska – nachmurzył się rozmówca
– To jak powinienem się do pana zwracać?
Mężczyzna w łachmanach na krótką chwilę przeniósł się myśla-mi gdzieś daleko, co widać było w jego intensywnie niebieskich oczach Zaraz jednak wrócił do rzeczywistości 11
– Panie władzo Kiedyś, dawno temu, miałem dom, żonę, rodzi-nę i pracę Miałem też pociąg, do wódki konkretnie Ale ta oka-zała się być podstępną kurwą Najpierw zabrała mi pracę, potem żonę, dom, a teraz to już pewnie nawet własnego dziecka bym na ulicy nie poznał Tylko ta dziwka wciąż ze mną jest…
W tym komisarz sam zdążył się zorientować Nieświeży oddech rozmówcy nie pozostawiał złudzeń Mężczyzna jednak mówił da-lej, a ponieważ wyglądało na to, że zmierza w stronę interesującą śledczego, ten chwilowo postanowił nie przerywać słowotoku
– Wtedy, w tym innym życiu, nazywałem się Tadeusz Tadeusz Nowak Ale teraz nie mam z nim już nic wspólnego Ani domu, ani rodziny, ani nawet dowodu osobistego… Gównem jestem, rozumiesz pan? Robalem bez znaczenia Nawet opieka ma mnie w dupie! Tylko ona jedna rozumiała… – W oczach mężczyzny znów zaszkliły się łzy
– Tadeusz Nowak – mruknął pod nosem policjant, wywołując gwałtowną reakcję kloszarda
– Panie, czy pan słuchasz, co ja do pana rozmawiam?! Nie jestem żaden Tadeusz Nowak! Nikt taki nie istnieje!
– No to jak mam do pana mówić? – Szymon bardzo starał się nie pokazać po sobie, że najchętniej przywaliłby mężczyźnie w zęby i siłą wydarł mu z gardła informacje Nie chciał tracić czasu na wysłuchiwanie historii życia, jakich wiele już słyszał
– No przecie mówię Robal jestem, a już na pewno nie żaden pan Bartek wrócił z kawą Rogowski podał kubek mężczyźnie i wska-zał mu niewysoki murek okalający pobliski skwer
– Może usiądziemy?
Bartek rzucił mu zaniepokojone spojrzenie, ale partner uspoko-ił go krótkim, niemal niezauważalnym gestem Kloszard przyjął
12
propozycję Zaborowski postanowił obserwować rozwój sytuacji, pozorując oględziny miejsca znalezienia zwłok
– Długo jesteś bezdomny?
Robal miał tak połamane paznokcie, że policjant zastanawiał się, ja-kim cudem za resztkami, które mu zostały, zmieściło się aż tyle brudu
– Będzie z piętnaście lat – Mężczyzna w ostatniej chwili po-wstrzymał się przed wzruszeniem ramionami, zorientowawszy się, że poskutkowałoby to niechybnie rozlaniem kawy A to byłaby strata, na którą nie chciał sobie pozwolić
– Nie szukałeś pomocy?
– E, tam Pomoc to lipa Oni tylko patrzą, żebyś nie pił, a jak ci się noga powinie, to wypieprzą na ulicę i pies z kulawą nogą się już tobą nie zainteresuje No, chyba że Lusia… – Głos znów zadrżał
Trzeci raz w ciągu pięciu minut rozmowy
– Znałeś ją? – Szymon Rogowski skinął głową w stronę worka ze zwłokami, który właśnie przełożono na wózek, a następnie do ka-rawanu
Oczy kloszarda znów nabrały intensywnego odcienia błękitu
– Wszyscy ją tu znaliśmy
– Opowiesz mi o niej?
– Łucja Andrzejewska Wolontariuszka pracująca z bezdomnymi Ich bogini i łączniczka z normalnym światem Taka księżna Diana na użytek kwartału
Bartek Zaborowski kręcił głową z lekkim niedowierzaniem, prze-glądając zawartość teczki, którą dostał od partnera Szymon zie-wał tak, że słychać było jak chrupią stawy jego żuchwy
– Możesz przestać?
– Nie mogę – Rogowski odchylił głowę Napięte ścięgna utworzy-ły na jego szyi dwa grube sznury
13
– Panna dobroczynna na co dzień pracowała w korporacji A kon-kretniej, była specem od PR oraz od kontraktów, czyli wciskania ludziom kitu, jacy to my jesteśmy cudni i wszechmocni, a potem zapłaćcie nam za to Tylko chyba sama w to nie wierzyła, skoro po godzinach łaziła po slumsach i spłukiwała brud z sumienia Szymon uniósł brew
– A coś ty taki cięty? Właściwie – na korporacje czy na kloszardów, bo nie załapałem?
– W dupie mam jednych i drugich, tylko nie lubię zakłamania
– Bardzo humanitarne podejście do sprawy, szczególnie z tą du-pą I skąd wiesz, że to zakłamanie?
– A co innego? Takie kupowanie sobie przepustki do raju Jak mnie szlag trafi, to zamacham świętemu Piotrowi przed nosem karteczką, na której będzie odhaczone, ilu bezdomnym nalałem wódki do kieliszka, bo sami nie mogli trafić I szlus Wpuści mnie jak nic
Szymon ziewnął po raz kolejny i usiadł wyprostowany
– Nie rozumiem twojej niechęci do wolontariuszy
– To nie jest niechęć do wolontariuszy – Bartek potarł ręką czoło – Ta cała sprawa jest jakaś dziwna
– Nie sprawa jest dziwna, tylko ty się tak zachowujesz Najpierw wyjeżdżasz mi z przeczuciem, a teraz wściekasz się na dziewczynę, że ją zamordowali
– Nie ma mowy o morderstwie
– Nie ma mowy o innym rozwiązaniu – Szymon wstał i zarzucił
sobie na ramię kurtkę, którą zdjął z oparcia krzesła Nie wydaje mi się, żeby laska samodzielnie wlazła między dwie pokrywy, ładnie się ułożyła, zasunęła właz nad głową, po czym zmarła z przyczyn naturalnych Cześć
14
– A ty dokąd?
– Spać Jak wstanę, to do ciebie zadzwonię Miłej lektury, nie zapomnij zrobić notatek
15
18 listopada, czwartek Strumień wody uderzał w kark mężczyzny stojącego pod prysznicem z rękami opartymi o ścianę i spływał między silnymi mięśniami w stronę pośladków Wolałby, żeby delikatny dotyk wzdłuż kręgosłupa wywoływany był przez damskie dłonie Najle-piej z polakierowanymi, niezbyt długimi paznokciami, ale jak się nie ma, co się lubi… Ciepła woda rozluźniała mięśnie, zmęczone zarówno długim napięciem, jak i kilkunastoma godzinami snu Był tak wyczerpany, że obudził się w tej samej pozycji, w której zasnął Teraz jego ciało wracało do formy, a umysł odzyskiwał
zdolność pracy na najwyższych obrotach
„Nie ma informacji nieważnych” – stwierdził w myślach
„Trzeba je tylko połączyć w odpowiedni łańcuch i wszystko sta-nie się jasne”
Szymon Rogowski obdarzony był umięśnionym i proporcjonal-nym ciałem, które czasem odmawiało współpracy i bezwzględnie egzekwowało przerwę na regenerację Nie zdarzało się to jednak często Oprócz niewątpliwych cech atrakcyjności fizycznej, miał
także ponadprzeciętny iloraz inteligencji Wykorzystywał go już od wczesnego dzieciństwa, zaprzęgając swój umysł do rozwiązy-wania najbardziej skomplikowanych zagadek, jakie tylko nawi-16
nęły mu się pod rękę Z czasem odkrył, że nie znosi kryminałów W połowie wiedział już, kto jest mordercą i reszta książki zwy-czajnie go nudziła albo, z bezkompromisowością cechującą bardzo młodych ludzi, wyłapywał wszelkie błędy logiczne w prowadzonej narracji Irytacja na nieudolność autora uniemożliwiała mu wte-dy dalszą lekturę Został policjantem, bo doszedł do wniosku, że życie pisze o wiele ciekawsze scenariusze niż najbardziej nawet sprawny grafoman Miał nadzieję, że natknie się na zagadkę, której rozwiązanie sprawi mu trudność Tymczasem rozwiązał ich już mnóstwo Zajmowały mu więcej lub mniej czasu, ale żadnej nie traktował jako nadzwyczajnego wyzwania – bo ani jedna nie spędziła mu dotychczas snu z powiek
Ekspres cichym stuknięciem dał znać, że kawa jest gotowa Szymon sięgnął po kubek i jego wzrok zatrzymał się na zdjęciu dziewczyny ze studzienki kanalizacyjnej, wyproszonym od tech-ników na miejscu jej znalezienia
„Jakim cudem nigdy się nie spotkaliśmy, skoro pracowałaś tuż obok mojego domu?” – pomyślał
– Witaj, śpiąca królewno – Bartek jak zwykle powitał go iro-nicznym komentarzem Szymon rzucił kurtkę na krzesło i przechylił się przez blat biurka w stronę kolegi
– Coś nowego?
– A co? Boisz się, że przespałeś najciekawsze?
– Przestań, dobrze? Ja też mam określoną wytrzymałość i od czasu do czasu muszę przespać więcej niż dwie godziny
– A ja to niby nie?
Szymon przeklął w myślach swój egoizm, cechę którą zwalczał
bardziej słownie niż faktycznie Zaborowski rzeczywiście wyglądał na zmęczonego
17
– Powiedz mi, co ustaliłeś i spadaj do domu, ja się zajmę resztą Bartek przemielił w ustach coś, czego Szymon wolał nie usły-szeć, i przesunął w stronę partnera plik notatek
– Masz tu szczegółową charakterystykę denatki
– A sekcja?
– To jest właśnie najciekawsze – Bartek oparł dłonie na blacie i spojrzał przyjacielowi prosto w oczy – Nie ma żadnej, ale to żadnej, racjonalnej przyczyny jej śmierci
Brew poszła w górę
– Jak to? To dlaczego umarła?
– Nie wiadomo
– Co nie wiadomo? Jak nie wiadomo? Przecież jakiś powód musiał być?
– Chłopaki ciągle szukają, ale na razie nic nie wiedzą Nie za-wał, nie udar ani inny wylew, nie uduszenie, nie utopienie, no nic!
Nadzieja tkwi jeszcze w toksykologii, ale na razie nic nie wskazuje na truciznę
Szymon zawahał się na moment, który jednak nie uszedł uwa-dze Bartka
– Czyli ona tak de facto… żyje?
Partner spojrzał na niego z mieszaniną przerażenia i politowa-nia w oczach
– Pojebało cię? No przecież, że nie! Chyba nie robią powtórnej sekcji żywym zwłokom! Tylko wygląda na to, że po prostu umarła Jakby… prądu brakło albo coś Była zupełnie zdrowa i nikt się nie przyczynił do jej śmierci, rozumiesz? Mamy półanonimowego trupa, którego nikt nie zabił
– To czym się niby mamy zająć?
– Ty mi powiedz
18
Rogowski przez chwilę w skupieniu analizował informacje, stara-jąc się ustawić je w odpowiednich miejscach układanki, jaką w je-go myślach było każde śledztwo
– Dlaczego powiedziałeś, że mamy półanonimowego trupa?
Bartek uśmiechnął się w duchu Czasem zakładał się sam ze sobą, na które ze słów jego przyjaciel zwróci uwagę Najczęściej wygrywał
– Bo Łucję Andrzejewską znają w firmie, w której pracowała To zresztą nie jest żadna korporacja, tylko Fronesis I znają ją okolicz-ni kloszardzi, zwłaszcza jeden
– No i?
– No i już
– Nikt inny nic o niej nie wie?
Zaborowski rozłożył ręce w geście udawanej bezradności
– Pewnie wie, ale jeszcze nie mamy szczegółów
– Jakaś rodzina?
– Podobno rodzice Wstrzymujemy się z zawiadomieniem ich do ostatecznego potwierdzenia tożsamości ofiary Rogowski zmarszczył brwi
– Mamy jakieś wątpliwości?
– Na razie nie mamy nic innego
– A skąd ona się wzięła w tej studzience?
– Zdaje się, że to właśnie musimy ustalić Ja idę spać, a ty masz tu adres jej mieszkania Rozejrzyj się, może na coś wpadniesz Nie dzwoń do mnie pod żadnym pozorem przed poniedziałkowym po-rankiem, jasne?
Szymon zasalutował
– Jasne, szefie
Ale Bartka już nie było Wyszedł, zanim zdążyłby pomyśleć, żeby zmienić zdanie
19
17 listopada, środa