Little Stranger - Leigh Rivers - ebook
NOWOŚĆ

Little Stranger ebook

Leigh Rivers

3,8

1025 osób interesuje się tą książką

Opis

Książka zawiera opisy przemocy, w tym seksualnej, oraz drastyczne sceny.

Jedna z najbardziej wyczekiwanych zagranicznych premier tego roku!
Idealna dla fanów Haunting Adeline!
Od zawsze chciał tylko jednego: aby należała do niego.  
Gdy po raz pierwszy ją ujrzał, stała się jego obsesją.
Olivia Vize, jego przybrana siostra, zdradziła go, więc teraz on chce się zemścić. Po tym, jak na długie lata wysłała go do więzienia, w końcu wyszedł na wolność i jest gotowy, by uprzykrzyć jej życie.
Każda jej część należy do niego: Malachiego Vize’a.
Jej umysł.
Ciało.
Dusza.
Strach.
Ból.
W halloweenową noc mężczyzna nie potrafi dłużej się ukrywać w ciemnościach. Jedyne, czego jeszcze nie posiadł, to jej serce. I zdobędzie je, choćby musiał sam je sobie wziąć.

Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej osiemnastego roku życia.
Opis pochodzi od Wydawcy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 270

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,8 (225 ocen)
99
51
26
21
28
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
lukrowane_ciastko

Nie polecam

Zazwyczaj staram się nie oceniać książek, nawet jak są koszmarne, ale ta tak mi wjechała na mózg, że po prostu nie mogę xD Moja przyjaciółka z arachnofobią się na nią napalała, więc wcześniej zaczęłam czytać oryginał, żeby ją ostrzec przed rozdziałami z pająkiem i… To było tak złe, że nie znajduję odpowiednich słów, żeby to opisać. O ile część Malachi’a była względna, tak część Olivii… Prezentowało się to w taki sposób, jakby autorka podczas pisania wpadała na jakiś pomysł i na siłę go tam upychała, nawet jeśli nie miał sensu. Szczerze mówiąc, itsy bitsy spider było jedyną sceną, która miała jakikolwiek sens i również jako jedyna dała mi ciarki niebędące ciarkami żenady. Pierwszy raz w życiu musiałam odkładać czytnik w trakcie czytania i robić sobie przerwy, żeby popatrzeć w przestrzeń albo rozchodzić to, co właśnie przeczytałam. Kocham darki całym sercem, ale to był koszmar porównywalny do Nikki St. Crowe. Chociaż Piotruś Pan był lepszy, bo miał Krokodyla, Little Stranger nie ma żadny...
101
ankehanke

Nie polecam

Obrzydliwa.
60
KamilaWisniowska

Nie polecam

Za to powinno się iść do więzienia. Odrażające
60
monika7780

Nie polecam

oby koniec👎🏻
40
aggieczyta

Z braku laku…

Mam ogromny problem z ocenieniem tej książki. Jakby… Olivia jest beznadziejnie stworzoną postacią, ale Malachi… fabuła, której… brakuje? Pierwsze część i pov O jest tragiczna, ale druga… to chyba dzięki niej te dwie gwiazdki ode mnie XD
40


Podobne


Tytuł oryginału: Little Stranger

Copyright © Leigh Rivers 2023

Copyright © for Polish edition by Wydawnictwo NieZwykłe Zagraniczne, Oświęcim 2025

All rights reserved· Wszystkie prawa zastrzeżone

Redakcja: Katarzyna Zapotoczna

Korekta: Katarzyna Twarduś, Agnieszka Zwolan, Agata Drozd

Skład i łamanie: Marcin Kruk

Oprawa graficzna książki: Weronika Szulecka

Projekt okładki: Justine Bergman @jab.dsgn

ISBN 978-83-68402-46-9· Wydawnictwo NieZwykłe Zagraniczne ·Oświęcim 2025

Trigger warning

„Little Stranger” przeznaczona jest dla dorosłego odbiorcy, a tematy poruszane w książce mogą wywołać niepokój i dyskomfort. Są to: somnofilia, wątpliwa zgoda, odurzanie, przemoc, kontrola oddechu, zabawa krwią i nożem, napięcie seksualne napędzane zemstą, pająki, prześladowanie, porwanie i zachowania manipulacyjne. Jeśli więc jesteś osobą wrażliwą na którykolwiek z nich, zachowaj ostrożność i podejmij świadomą decyzję, sięgając po lekturę.

1

Olivia, lat 7

Mamusia trzymała mnie za rękę, a ja podskakiwałam z ekscytacją w swoich brokatowych, różowych bucikach. Na lotnisku było strasznie głośno. To przez tych wszystkich spieszących się ludzi. Tłumy biegały z walizkami, gotowe, by wsiąść do wielkiego samolotu.

– Czy on już tu jest? – zapytałam z szerokim uśmiechem, ciągnąc dłoń mamusi i dalej podskakując.

– Jeszcze nie, słonko – odpowiedziała i spojrzała przy tym na tatusia. Nie wyglądał na tak radosnego jak my, ale podsłuchałam rano rozmowę rodziców i tata cieszył się, że go w końcu pozna. A kogo? Mojego nowego brata.

Był o rok starszy ode mnie i z tego, co podsłuchałam, padł ofiarą przemocy. Gdy mnie adoptowali, też użyli takich słów.

Tatuś położył mi dłoń na czubku głowy, żebym przestała podskakiwać. Nie lubił, gdy tak robiłam. Zwykle uderzał mnie wtedy w pupę i kazał iść do pokoju.

– Przestań już. Obiecujesz, że będziesz się zachowywać jak najlepiej, aniołku?

Entuzjastycznie pokiwałam głową i z uśmiechem uniosłam paluszek.

– Obiecuję!

Nie zahaczył swoim paluszkiem o mój, więc opuściłam rękę i wydęłam dolną wargę. Wtedy jednak mamusia pisnęła i nachyliła się do mnie.

– Słonko, oto twój nowy brat. Pamiętasz, jak z tatusiem wyciągnęliśmy cię z tamtego okropnego miejsca? Jego też uratowaliśmy!

W naszą stronę szedł chłopiec z plastikowym workiem w ręce (gdzie jego walizka?). Był wyższy ode mnie, miał czarne włosy i najbłękitniejsze oczy, w kolorze włosów mojej ulubionej lalki.

Trzymająca go za drugą dłoń pani przewróciła oczami.

– Powodzenia – powiedziała do mamusi samymi ruchami warg, nie wydając przy tym żadnego dźwięku, a potem dała tatusiowi jakieś papiery. – Proszę to wszystko podpisać. Ostatnia strona dotyczy jego terapeuty. Proszę ją zatrzymać i zeskanować, kiedy już przeczytacie całość i wyrazicie zgodę na to, by chłopiec uczęszczał na sesje.

Tatuś sapnął pod nosem.

– Jesteś tego pewna? Czytałaś jego raport? – zapytał mamusię, która zmrużyła oczy.

– Tak, Jamiesonie. To ty powiedziałeś mi o jego sprawie, więc teraz albo się uśmiechnij, albo ci w tym pomogę – odpowiedziała.

Tatuś od razu przylepił do twarzy uśmiech.

Zaczęłam trzepotać tiulem mojej księżniczkowej sukienki, którą włożyłam, żeby go zaskoczyć. Chciałam, żeby cieszył się tak bardzo jak ja. Ale on ani się nie uśmiechał, ani nie klaskał. Wyglądał na… smutnego. Mamusia zawsze mówiła, że ją rozweselam, gdy z nią rozmawiam, dlatego zrobiłam krok do przodu.

– Cześć! – powiedziałam z wielkim uśmiechem. – Jestem Olivia. Mam siedem lat! – Pokazałam mu wyciągnięte siedem palców. – Wyglądam jak księżniczka? − Wskazałam na swój strój.

Chłopiec wpatrywał się we mnie i też zrobił krok do przodu. Musiałam podnieść głowę, żeby nadal na niego patrzeć. Był jak ten strażak, który wyciągnął mnie z płonącego domu. Jedna wielka chodząca ludzka wieża!

Tylko dlaczego się nie wita? Nie podoba mu się moja sukienka?

Zamiast coś powiedzieć, przekrzywił trochę głowę. Nadal na mnie patrzył.

Przestałam się uśmiechać.

– Nie podoba ci się moja sukienka?

Błyszczała się na różowo i pasowała do wstążek we włosach. Mamusia pozwoliła mi nawet użyć swojego błyszczyka, żeby usta też mi się błyszczały – jak gwiazdki na niebie!

Wykonał jakiś dziwny ruch dłońmi. Zmrużyłam oczy i spojrzałam na mamusię. Rozmawiała z tamtą panią, a tatuś pisał coś na kartkach. Odwróciłam się z powrotem do chłopca, a on znowu pokazał coś rękami.

– Bałeś się w samolocie? Ja zawsze płaczę, gdy tak bardzo przyspiesza, zanim wystrzela w niebo. Tatuś zawsze zmusza nas do latania gdzieś. Teraz to też twój tatuś!

Obserwował mnie w ciszy. Dotknął ręką karku, a potem rozczochrał nią swoje czarne loki.

Już miałam się odwrócić do rodziców, gdy złapał mnie za nadgarstek. Sapnęłam i od razu spojrzałam na chłopca. Znowu ruszał rękami. Zamrugałam.

Nie wiedziałam, o co mu chodziło, więc przekrzywiłam głowę tak samo, jak on to zrobił jakąś minutę temu. Brązowe włosy zakryły mi oczy.

Wskazał palcem obrotowe drzwi i wyciągnął do mnie dłoń. Mamusia i tatuś nadal rozmawiali z tamtą panią, dlatego pozwoliłam, by wziął mnie za rękę, i pobiegliśmy w stronę drzwi. Może chciał się pobawić w chowanego? Byłam bardzo dobra w znajdowaniu kryjówek.

Chichotałam, gdy moje buciki stukały o podłogę, a włosy wirowały wokół.

W tamtym innym domu dziewczynki i chłopcy zawsze się ze sobą bawili. Chłopcy nas gonili, a jeśli którąś złapali, musiała iść do więzienia. Było nas bardzo dużo. Miałam mnóstwo przyjaciół! Ale potem przyszli mamusia i tatuś i zabrali mnie do ich domu.

Wydawał się taki wielki. Mamusia powiedziała, że jeśli będę grzeczna, to mogę dostać pieska na urodziny. To będą moje pierwsze urodziny z rodzicami. Nie mogę się doczekać swojego pierwszego w życiu prezentu.

– Gdzie idziemy? – zapytałam, gdy ciągnął mnie przez lotnisko, wymijając tych wszystkich zajętych ludzi, o wiele od nas wyższych.

Potknęłam się i pisnęłam, bo poleciałam do przodu, ale złapał mnie i podniósł. Znowu biegliśmy, a ja znowu się śmiałam. Chłopiec zatrzymał się przed drzwiami, rozejrzał, a potem wciągnął mnie do środka. Sapnęłam i próbowałam się stamtąd wydostać, gdy zobaczyłam, że byliśmy w łazience pełnej innych chłopców.

Nowy brat chwycił mnie za ramiona i zmusił, żebym na niego spojrzała. Znowu zrobił to coś dłońmi i wskazał na siebie. Nadal nie wiedziałam, o co mu chodziło, więc wskazał na swoje usta i potrząsnął głową, a potem wskazał na moje i nią pokiwał.

– Nie możesz mówić?

Znowu potrząsnął głową. Otworzyłam szerzej oczy.

– To nic. Ja też bardzo długo nie mówiłam! Nauczę cię.

Zirytowany, przewrócił oczami. Ale niemiły!

Znowu na mnie wskazał, a potem przycisnął sobie dłoń do piersi. Kiedy się do mnie zbliżał, w jego oczach było coś strasznego. Chciałam już wrócić do rodziców. Jednak zanim zdążyłam go zapytać, co robi, albo zacząć głośno krzyczeć, tatuś nagle otworzył drzwi, a mamusia porwała mnie w ramiona.

– Mówiłem ci, że masz się dobrze zachowywać! – krzyknął na mnie tatuś.

Zamknęłam oczy i czekałam, aż jeszcze trochę pokrzyczy, ale tego nie zrobił.

– A ty! – rzucił do chłopca, rozzłoszczony. – Żółta kartka, kolego. Jeszcze dwie i będziesz musiał znaleźć sobie inny nowy dom. Od teraz nazywasz się Malachi Vize, a my trzymamy się zasad, więc lepiej się przyzwyczajaj.

Uśmiechnęłam się. Też miałam na nazwisko Vize. My niczego się nie boimy.

Poza pająkami. Nie znoszę pająków.

Chłopiec zwiesił głowę i przyłożył pięść do piersi, po czym zrobił nią kółko.

– Mówi, że przeprasza, słonko – szepnęła do mnie mamusia. – Komunikuje się za pomocą języka migowego.

– A co to? Też tak chcę!

Mama się zaśmiała i cmoknęła mnie w czoło.

– Nauczę cię. Cały dom nauczymy.

– Nawet pomoc domową?

Skinęła i założyła mi kosmyk włosów za ucho.

– Oczywiście. Zadbamy o to, żeby kucharze, sprzątaczki i ochroniarze znali język migowy. Brytyjski język migowy. Tak, żeby Malachi czuł się u nas dobrze. Teraz jest jednym z nas.

Moja nowa mamusia jest miła. Nigdy na mnie nie krzyczy ani mnie nie straszy tak jak tatuś. Plecie mi warkoczyki, maluje paznokcie i śpiewa ze mną w aucie.

Lubię swoją mamusię.

W aucie Malachi siedział obok mnie i przez całą drogę do domu się na mnie patrzył. Trochę to było dziwne i odrobinę się przez to stresowałam. Ale i tak uśmiechnęłam się do chłopca. A on tylko pochylił głowę, jakby próbował coś zrozumieć. Ciągle wpatrywał się też w moje włosy. Może jednak podobały mu się te wstążki?

Potem, w moim pokoju – który będziemy teraz ze sobą dzielić, ponieważ według mamusi wtedy najszybciej „nawiążemy więź” – usiadł na łóżku naprzeciwko mojego i obserwował, jak pokazywałam mu swój nowy domek dla lalek. Nie śmiał się z moich żartów ani wtedy, gdy udawałam, że moja Barbie mówi do niego. Dałam mu jedną z lalek, żeby się ze mną pobawił, a on urwał jej głowę. Wytrzeszczyłam oczy.

– Nie! – krzyknęłam, odbierając mu ją. – Tak nie wolno, Malachi!

Znowu na mnie wskazał i położył sobie dłoń na piersi.

– Co to znaczy? – zapytałam, na nowo zakładając lalce głowę i chowając ją w drewnianym domku. – Nauczysz mnie?

Uśmiechnął się i dotknął moich włosów, po czym potarł kosmyk między palcami.

– Chcesz je powąchać? Pachną truskawkami!

Przyłożył je sobie do nosa i zrobił głęboki wdech, zamykając oczy. Znieruchomiałam, gdy nagle mnie przytulił. To był naprawdę długi przytulas. Przytrzymywał mnie za tył głowy przy swojej piersi i wąchał mi włosy. Zachichotałam, gdy przeczesał je palcami.

Potem się odsunął i znowu pokazał coś dłońmi. Podałam mu kartkę i opakowanie kredek.

– Umiesz pisać? Jeśli nie, to tego też cię nauczę.

Patrzyłam, jak wyciąga czarną kredkę i pisze jedno słowo.

Słowo, które nie miało żadnego sensu.

Moja.

2

Olivia, lat 11

– A gdy wciśniesz oba te klawisze naraz, będzie taki dźwięk…

Nauczycielka gry na pianinie pokazywała mi, jak zagrać Sto lat. Przychodziła do mnie dopiero od dwóch tygodni. Zapytałam, czy mogłaby mnie nauczyć tej piosenki, bo chciałam ją zagrać Malachiemu.

Dzisiaj obchodził dwunaste urodziny, ale nie chciał żadnego przyjęcia ani rodzinnego wyjścia. Wydawał się smutny. Zwykle czuł się lepiej po moich przytuleniach albo gdy leżałam obok niego i oglądaliśmy razem filmy, jednak kiedy zaproponowałam mu to wcześniej, powiedział „nie”.

Okej, pokazał „nie”, ponieważ nadal nie mówił. Mama twierdzi, że to wybiórcze. Że to jego wybór, by nie mówić, i że nie robi tego, odkąd skończył pięć lat. Nie wiedziałam dlaczego. Tata obiecał, że mi wyjaśni, gdy trochę podrosnę.

Czasami, gdy leżeliśmy wspólnie w łóżku albo w forcie, który robiliśmy sobie z koców w salonie, próbowałam zachęcić Malachiego czy nawet wrobić go w mówienie, ale jego to tylko denerwowało. Potem przez wiele dni mnie ignorował. Moi przyjaciele uważali chłopca za dziwnego przez to, że nie mówił, i śmiali się, gdy pokazywał mi coś w języku migowym, lecz ja wtedy zawsze kazałam im się zamknąć.

Nadal dzieliliśmy pokój. Mama chciała przenieść brata do osobnego, ale ją błagał, żeby pozwoliła mu zostać. Bał się ciemności i czasami spał koło mnie. Chyba też za bardzo nie przepadał za tatą. Ostatnio wybiegł z jego biura z podbitym okiem.

Podniosłam wzrok, kiedy Malachi wszedł do pokoju. Miał na sobie czarną bluzę z zaciągniętym na głowę kapturem, który prawie całkowicie zakrywał czarne, kręcone włosy. Usiadł na kanapie przed pianinem i obserwował mnie, gdy kończyłam lekcję.

Nauczycielka poszła porozmawiać z mamą – coś tam o przełożeniu naszej następnej lekcji – i wdały się w dyskusję. Słyszałam, że mówiły o urodzinach Malachiego i o tym, że taty nie będzie, ponieważ celowo pracuje do późna.

Malachi usiadł obok mnie, na ławeczce przy pianinie.

Nauczysz mnie? – poprosił.

Patrzył na moje palce, gdy grałam dla niego to, czego dopiero co się nauczyłam. Oczy mu pojaśniały − zdał sobie sprawę z tego, co to było. Uśmiechnęłam się i wzruszyłam ramionami.

– Sto lat – powiedziałam cicho. – To miała być niespodzianka.

Dziękuję – pokazał na migi, po czym wskazał pianino. – Graj dalej.

Tym razem się pomyliłam, na co zaśmiał się bezdźwięcznie. Sapnęłam i skrzyżowałam ramiona na piersi. Potem Malachi sam zaczął wciskać klawisze, które wydawały bardzo wysokie dźwięki, a ja starałam się nie chichotać z jego okropnych umiejętności.

– Podobał ci się prezent ode mnie? Mama pomogła mi wybrać.

Skinął i cmoknął mnie w policzek.

Dziękuję.

Obróciłam głowę i pokazałam drugi policzek, który też pocałował. Wskazałam czoło i znowu je pocałował. Potem wskazałam nos, a on pocałował mnie w usta. Zastygłam.

Odsunęłam się i spojrzałam na niego wytrzeszczonymi oczami.

– Mama mówiła, żebym nie pozwalała chłopcom się całować! Jesteś chłopcem!

Jestem twoim bratem, więc mi wolno.

– Naprawdę?

Kiwnął głową. Coś w jego oczach błysnęło. Przyglądał mi się przez dłuższą chwilę. Kiedy skończył, odwrócił się ode mnie i ponownie zaczął wciskać klawisze pianina.

Zerknęłam przez ramię i zobaczyłam, że w drzwiach stała mama. Trzymała w dłoniach tort urodzinowy Malachiego i wyglądała na zatroskaną. Świeczki już się topiły.

Później, w nocy, tata wrócił do domu i siłą wyciągnął chłopaka z łóżka. Próbowałam zapytać, co się stało, ale tylko na mnie nakrzyczał, żebym wracała do spania.

Malachi wrócił do naszego pokoju kilka godzin później. Wyraźnie się trząsł i przepraszał za pomocą ruchów dłoni. Przytuliłam go i trzymałam w objęciach, dopóki nie zasnął.

3

Olivia, lat 16

Przeczesałam włosy przed lustrem, związałam je w wysoki kucyk, żeby mi nie przeszkadzały, po czym nałożyłam trochę tuszu na rzęsy i zaczęłam szukać swojego ulubionego błyszczyka. Nie miałam chwili do stracenia, w końcu nie chciałam się spóźnić na trening cheerleaderek. Jako kapitanka drużyny powinnam być odpowiedzialna i przychodzić na miejsce przynajmniej dwadzieścia minut przed wszystkimi.

Toaletka zadrżała, gdy trzasnęłam szufladką. Zrobiłam długi, pełen irytacji wydech.

– Gdzie ja go podziałam? – mamrotałam pod nosem.

Ponownie przeszukałam kosmetyczki. Potem, ciągnąc za sobą torbę do szkoły, przeszłam na drugi koniec pokoju i zaczęłam mu się uważnie przyglądać. Właśnie się schylałam, żeby raz jeszcze przejrzeć zawartość torby, gdy usłyszałam pukanie.

W drzwiach stanął Malachi z błyszczykiem w dłoni.

– Skąd go masz? – zapytałam, marszcząc brwi. Potem je rozluźniłam. – Znowu zostawiłam go w kuchni, prawda?

Skinął, w milczeniu wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi. Rzucił mi błyszczyk i ściągnął z głowy czapkę z daszkiem, a następnie nałożył ją sobie tyłem do przodu, w próbie ujarzmienia falowanych włosów.

W ciągu ostatniego roku Malachi przeobraził się z chłopca w młodego mężczyznę. Miał siedemnaście lat, ale z tą prostokątną żuchwą, długimi rzęsami i jasnymi, przypominającymi diamenty niebieskimi oczami − wyglądał na dwadzieścia. Jego mięśnie zaczynały się stawać widoczne nawet pod ubraniami, poza tym uwielbiał biegać. Kiedyś podzielił się ze mną tym, że pomaga mu to oczyścić umysł.

Czasami biegaliśmy razem. Słuchaliśmy wtedy tych samych piosenek – na ogół Taylor Swift, jeśli to ja wybierałam, albo Bad Omens, jeśli on – a potem siedzieliśmy nad jeziorem i oglądaliśmy wschód słońca, zanim musieliśmy wrócić do domu i przygotować się do szkoły.

Wszystkie moje przyjaciółki chciały się z nim całować: z cichym, tajemniczym Malachim Vize’em, na którego każda miała ochotę. Przyprawiało mnie to o mdłości, zwłaszcza gdy w grupowej konwersacji wypisywały szczegółowo o rzeczach, o których naprawdę nie chciałam czytać. To nie tak, że był popularny. Uchodził raczej za „cichego dziwaka”. Ludzie nie mieli odwagi powiedzieć mu wprost o tym, co wygadywali jedynie za jego plecami.

Malachi pochylił się i powąchał moje włosy, tak jak to robił każdego dnia, po czym usiadł na moim łóżku i za pomocą rąk zadał mi pytanie:

Gdzie idziesz?

– Abigail urządza nocowanie. Tata powiedział, że mogę iść.

Oczy mu trochę pociemniały, gdy zacisnął szczęki.

To też często robił.

– A ty wychodzisz? – zapytałam, na co potrząsnął głową.

Poprzez „wyjście” miałam na myśli przejażdżkę na motocyklu, którego dostał od mamy na siedemnaste urodziny. Jeździł jak jakiś maniak i myślał, że rodzice nie wiedzą o jego paleniu, ale wszyscy czuliśmy swąd unoszący się od pokoju chłopaka, mimo że znajdował się po drugiej stronie rezydencji Vize’ów.

Mama przeniosła Malachiego do osobnego pokoju po tym, jak przy rodzicach pocałował mnie w usta. To był całkowicie niewinny pocałunek. Właśnie wygraliśmy wspólnie grę planszową i świętowaliśmy. Widocznie w zły sposób.

Patrzenie na to, jak opróżniali drugą stronę pokoju, było najgorszym dniem w moim życiu – i w jego pewnie też. Odkąd zostałam adoptowana, nigdy nie czułam się samotna. Malachi zawsze był przy mnie i zawsze dotrzymywał mi towarzystwa, szczególnie w czasie burzowych nocy.

Koszmary wróciły. Czasami, gdy nie mogłam już przez nie oddychać, zakradałam się do jego sypialni. Nigdy mi nie odmawiał. Też tęsknił za dzieleniem jednego pokoju.

W przeszłości przysuwaliśmy łóżka bliżej siebie i trzymaliśmy się za ręce. Od czasu do czasu siadywał też na krawędzi mojego materaca, dopóki nie zasnęłam. Był takim opiekuńczym bratem. Zawsze się upewniał, że wszystko ze mną dobrze. Nawet wiele lat później nadal żałowałam, że spał po drugiej stronie domu.

Zostań – zamigał. – Obejrzyj ze mną film.

– Powiedziałam już, że przyjdę. Film możemy obejrzeć jutro – zaproponowałam, przejeżdżając błyszczykiem po ustach i układając je w dzióbek. Potem wydęłam dolną wargę, spoglądając na niego w odbiciu lustra toaletki. – Och, mój braciszek będzie za mną tęsknił?

Wstał z łóżka, a ja sapnęłam, gdy chwycił mnie za włosy i pociągnął głowę do tyłu. Drugą dłonią ujął mój policzek, a kciukiem rozmazał klejący się błyszczyk po twarzy.

Potem pociągnął nim za dolną wargę i obserwował, jak wróciła na swoje miejsce. Wyglądał na… zafascynowanego?

Z jakiegoś nieznanego mi powodu też wpadłam w trans, gdy trzymając mnie za podbródek, ciągnął za włosy na tyle mocno, że syknęłam. Nie stawiałam jednak oporu ani nie powiedziałam mu, by przestał. Część mnie pragnęła, żeby pociągnął jeszcze mocniej. Chciałam, żeby… coś zrobił.

Co się działo?

Wypuścił mnie i się odsunął. Jego klatka piersiowa unosiła się i opadała, jakby próbował nad sobą zapanować. Spojrzał w dół, na lśniący od mojego błyszczyka kciuk, a potem na mój kucyk, teraz poluzowany.

Ciężko oddychałam, ścierając resztki z ust. Serce tłukło mi się w piersi. Nie rozumiałam, co czułam, ani dlaczego byłam taka zaróżowiona.

Krzesło, na którym siedziałam, wróciło przed toaletkę. Malachi stanął za mną. Sięgnął po szczotkę, ściągnął mi gumkę z włosów i zaczął mnie czesać, jakby nic się nie stało.

Trzy dni później, gdy weszłam do kuchni, mama kroiła właśnie warzywa. Nuciła piosenkę. W tle cicho grało radio. Tata był w pracy, jak zawsze. Jeśli nie siedział akurat z nosem w papierach, to odbierał ważny telefon albo był w sądzie, broniąc jakiegoś szaleńca, który usiłował uciec od dożywocia za zamordowanie sześciu osób w jedną noc.

Vize’owie słynęli ze spraw, które na ogół lądują w wiadomościach i mediach społecznościowych na całym świecie. Tata pracował jako adwokat w sprawach karnych, a mama była sędziną. Odkąd nas zaadoptowała, pracowała jednak coraz mniej i mniej, a gdy przebywaliśmy w szkole, malowała obrazy w swoim studiu.

Nie miałam zbyt wielu wspomnień sprzed życia tutaj, ale pamiętałam, jakie to było uczucie: nie móc nic zjeść przez długie dni. Mam też w pamięci, jak moja matka-ćpunka wpuszczała do domu obcych mężczyzn albo jak mój mały braciszek już na zawsze przestał płakać. Leżał w swojej kołysce przez długi czas, zanim opieka społeczna wpadła do naszego domu i znalazła jego rozkładające się ciało, które do siebie tuliłam.

Zabrano mnie do szpitala, a ja w kółko przepraszałam za to, że nie potrafiłam go uratować. Tydzień później pojawili się Vize’owie i obiecali, że zadbają o to, abym już nigdy nie była głodna.

Dotrzymali danego słowa.

Chociaż bałam się taty, to go kochałam. Wychowywał Malachiego ciężką ręką i klął jak szewc, jednak starał się być spokojniejszym, lepszym człowiekiem. Nie pił już alkoholu i zawsze szukał sobie jakiegoś zajęcia. Malachi zdecydowanie nie był przez niego traktowany tak samo jak ja. Wciąż mieszkał pod naszym dachem tylko dlatego, że mama i ja go kochałyśmy, więc czego by nie zrobił, należał do naszej rodziny.

O wilku mowa: brat właśnie wszedł za mną do kuchni. Jego ramię otarło się o moje. Zmierzwił sobie włosy, zanim otworzył lodówkę i wyjął z niej sok pomarańczowy. Spojrzał na mamę, potem na mnie. Coś błysło mu w oczach.

Zeszłej nocy rzeczywiście poszłam do przyjaciółki, ale gdy wszyscy zasnęli, wymknęłam się i zamiast wejść do domu przez własne okno, weszłam przez Malachiego.

Ale to normalne dla rodzeństwa, prawda?