Lost in fire część 1 - Black Hope - ebook

Lost in fire część 1 ebook

Hope Black

4,3

Opis

Nicole opuściła Riverside i rozpoczęła nowe życie w niewielkim miasteczku w Anglii, Canterbury.

Dziewczyna z głębokimi bliznami na duszy, skupiła się na nauce i stworzeniu nowej rzeczywistości,

która nie będzie obarczona bólem i żałobą. W rodzinnym mieście w słonecznej Kalifornii pozostawiła rodzinę, przyjaciół i miłość. Łudziła się, że uciekając od ludzi, ucieknie również od własnych uczuć…

Zbliżała się kolejna rocznica śmierci jej brata, a ona już wkrótce miała po raz pierwszy od dnia swojego wyjazdu, zjawić się w Riverside i stanąć twarzą w twarz z Nathanielem. Natomiast brunet od wyjazdu Nicole, pogrążył się jeszcze bardziej w mrocznych i nielegalnych

interesach miasta, które odebrało mu już niemal wszystko. Wydawać by się mogło, że dla Nathaniela

nie ma ratunku, bo uratować tak zniszczonego człowieka może tylko równie zniszczona dusza…

„Gotowa by wskrzesić przeszłość z popiołów?”

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 558

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (13 ocen)
8
2
2
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
nathalie_shey

Nie oderwiesz się od lektury

ile razy ja tu ryczałam, oh my fucking god. jak bardzo jestem zniszczona w środku
20
ksiazkowamama01

Nie oderwiesz się od lektury

Wielka szkoda, że jest o tej serii tak cicho w social mediach bo żałuję, że przeczytałam ją dopiero teraz. Wspaniała ale bolesna historia o zniszczonych młodych ludziach, którzy walczą o miłość. Autorka potrafi bawić się emocjami czytelników, z chęcią przeczytam więcej jej ksiażek
00

Popularność




Lost in Fire

cz. 1

Black Hope

©Black Hope, 2023

©Wydawnictwo Spark, 2023

ISBN:

978-83-67200-18-9

PROLOG

Czasami podejmujemy decyzje, które zmieniają nasze życie. Niekiedy mają one również wpływ na otaczających nas ludzi i tak pozornie nic nieznaczący krok, który podejmujemy, zmienia życie innych osób i nas samych. W taki sposób możemy wzbogacać świat swoim istnieniem, co byłoby wspaniałe, gdyby tylko zawsze było możliwe. W praktyce jednak zbyt często niszczymy świat, życie i całe piękno, które jest dookoła nas. Choćbyśmy chcieli, to nie potrafimy zatrzymać wydarzeń, które sami niejednokrotnie napędzamy.

Często to właśnie my podsycamy rozszalałe płomienie, które wznieciliśmy jednym drobnym i pozornie nic nieznaczącym gestem. Wystarczy jedna chwila, kilkadziesiąt sekund, by wybuchł pożar, który pochłonie wszystko, co stanie mu na drodze. A po nim zostaną tylko zgliszcza i popiół, który rozwiać może zwykły podmuch wiatru lub zmyć ulewny deszcz. I to wystarczy, by nie było śladu po tragedii, która rozegrała się kilka chwil wcześniej. Na żywioły nie mamy wpływu, bez względu na to, jak bardzo chcielibyśmy to zmienić. Pochłoną wszystko, co stanie im na drodze, nie licząc się z konsekwencjami.

I takim żywiołem był on – był ogniem.

I pochłonął mnie bez reszty.

Był moim własnym piekłem i sama do niego zstąpiłam.

Może gdybym miała wpływ na to, kim się stanę, wszystko potoczyłoby się inaczej. Jednak to właśnie on mnie zdefiniował. To on mnie stworzył i ulepił z gliny, jak garncarz swoje twory. Wpasowałam się w jego dłonie i ciało tak, że już nikt nigdy nie mógł stać się ze mną jednością. Nikt poza nim.

Rozpalił mnie i czułam rzeczy, o których istnieniu nie miałam pojęcia. Ryzykowałam powstanie śmiertelnych oparzeń, zbliżając się do niego, bo nie przypuszczałam, że zapłonę takim samym ogniem jak on. Staliśmy się jednym tym samym żywiołem tylko potężniejszym i bardziej niszczycielskim. Żywiołem nie do zatrzymania, który pozostawił po sobie cały świat w płomieniach.

A najtrudniej było się przyznać przed samą sobą do brutalnej prawdy, która nieodwracalnie mnie zmieniła. Nie żałowałam ofiar ani świata, który pochłonęliśmy bez mrugnięcia okiem. Żałowałam tylko, że straciłam jego. Bo bez niego sama przypominałam ofiarę pożaru, która przeżyła, ale straciła wszystko.

I ostatecznie, stojąc na zgliszczach tego, co po nas zostało, zastanawiałam się każdego dnia i nocy, czy wykorzystaliśmy za dużo szans? Czy zapaliliśmy za dużo zapałek, przemieniając się wzajemnie w pył? Bo runął mur, który razem wznieśliśmy z naszych wspólnych wspomnień, i przez to stały się one tylko ulotnym pyłem.

Rozdział 1

NICOLE

Dwa i pół roku wcześniej

Uniwersytet Kent w Canterbury w południowo-wschodniej części Anglii. Stałam przed jego murami, przygotowując się na nadchodzące lata, które zamierzałam spędzić właśnie w tym miejscu. To tu była moja przyszłość i w tym miejscu miałam odrodzić się niczym mityczny Feniks, bo właśnie tego każdy ode mnie oczekiwał.

W ten deszczowy dzień oczami wyobraźni widziałam zbliżającą się zimę, która za kilka tygodni powinna zawitać w ponurej i chłodnej Anglii. Zaśnieżone drogi i niska temperatura to coś nowego dla dziewczyny, która całe swoje życie mieszkała w Kalifornii. Słońce, plaża i upalne dni zostały w mojej przeszłości na rzecz tego. Tego, czyli niewielkiej mieściny pełnej śniegu, ciągłego deszczu i dużego zachmurzenia. To była moja przyszłość.

Studiowanie tutaj to plan, na który musiałam przystać, bo on miał się stać moją ucieczką i szansą. To miejsce miało być moim ratunkiem.

Stałam tu pomimo kłamstw, które wychodziły na wierzch przez ostatni rok mojego życia. Znalazłam się w tym miejscu mimo bolesnych strat, które poniosłam. Straciłam brata, który był moją najbliższą rodziną, a człowiek, który mnie wychowywał okazał się zwyrodnialcem. Chciałam żyć i walczyć, bo Alex już nie mógł tego robić. Chciałam zrobić to za niego i ku jego pamięci, choć nie wiedziałam jeszcze, jak bardzo moje życie się skomplikuje i wywróci do góry nogami. Miałam tylko nadzieję, że gdy przekroczę próg tego budynku, to przeszłość zostanie za mną. Przeszłość, która ciągle walczyła o to, by być teraźniejszością. To, gdzie się znalazłam, było następstwem wcześniej podjętych decyzji. Wszystko zaczęło się tak naprawdę w momencie, gdy rok temu wsiadłam na pewien motocykl w starym porcie w Hueneme.

– Zabiję cię, Chris – mruknęłam, gdy po raz kolejny ktoś mnie trącił. Spojrzałam wrogo na dziewczynę, która wyminęła mnie i nawet się nie odwróciła, żeby przeprosić. Byłam zmęczona i nie chciałam być w tym miejscu, a w takich sytuacjach włączał mi się tryb marudzenia.

– Nie narzekaj – parsknął i zarzucił rękę na moje spięte ramiona. – Wypijesz, rozluźnisz się trochę i może kogoś zaliczysz.

– Jedyną osobą, która w tym gronie cokolwiek zaliczy, będziesz ty – oznajmiłam, zerkając na blondyna. – I będzie to zgon – dodałam z szyderczym uśmiechem.

Gdy dotarł do niego cały sens mojej wypowiedzi, dostrzegłam powoli malujące się na jego twarzy niezadowolenie.

– Ja dziś nie piję.

– Zawsze tak mówisz – zaśmiała się Lily, chowając telefon do kieszeni spodni.

– Dziś prowadzę! – Uniósł głos, próbując przekonać nas do swojej abstynencji.

Już otwierałam usta, by skomentować słowa przyjaciela, kiedy poczułam lekkie pchnięcie, przez które straciłam równowagę i wpadłam w czyjeś ramiona. Zanim zdołałam się odwrócić i unieść wzrok na mojego wybawcę, zerknęłam na twarze przyjaciół, a ich miny mówiły wszystko. Głos ugrzązł mi w gardle. Gdy poczułam jego dotyk na ciele, przez mój kręgosłup przebiegł dreszcz, który dobrze znałam.

Zaskakujące było to, że bez względu na liczbę upływających dni, tygodni czy miesięcy, nieustannie czułam to samo. Podenerwowanie, zmieszane z ekscytacją, złością i żalem, że po tym wszystkim nie byłam dla niego aż tak ważna. Nie na tyle, by wysilić się chociaż na zwykłą rozmowę lub zwyczajne przepraszam.

– Co ty tu robisz?

Usłyszałam jego głos, jakby stał tuż obok mnie. Oczami wyobraźni zobaczyłam wspomnienia, które zapoczątkowały burzliwą historię i znajomość, pochłaniającą doszczętnie świat, który znałam i zostawiłam za zamkniętymi drzwiami swojej przeszłości. Zrobiłam to, co musiałam, by go uratować i gdybym mogła cofnąć czas, podjęłabym dokładnie takie same decyzje, nie patrząc na cenę, jaką musieliśmy zapłacić.

***

Teraźniejszość

Zaspana spojrzałam na zegarek, który od kilkudziesięciu miesięcy stał nieustannie na tym samym stoliku. Wszystko miało swoje wyznaczone miejsce, tylko nie ja. Czułam się jak niepotrzebny element dekoracji, jak coś, co całkowicie tutaj nie pasowało. I nie chodziło mi tylko o ten pokój czy akademik. Chodziło o to miasto, kraj i ludzi.

Nie wpasowałam się do tego miejsca, bo nieustannie porównywałam wszystko, co mnie otaczało, do tego, co miałam kiedyś. Jednak pomimo nieustannego odwracania się za siebie, zapominałam, że ja też już nie byłam tą Nicole, co kiedyś. Tamta Nicole umarła. Umarła i jej prochy zostały w Riverside. Jej wspomnienia i dawne życie. Wszystko zostało tam i teraz czułam się jak puste naczynie gliniane.

W chwili wyjazdu stałam się białą kartką, którą mogłam zapisać nowymi wspomnieniami, historią i uczuciami. Mogłam, ale tego nie zrobiłam, tak więc zostałam wybrakowana, bez emocji i nowych wspomnień. Teraz przypominałam porcelanową laleczkę. Piękną na zewnątrz, ale pustą w środku.

– Nicki, wstaniesz dzisiaj? – usłyszałam damski głos, który zlał się z cichym trzaskiem drewnianych drzwi.

– Wiesz, że nie lubię, jak tak do mnie mówisz – burknęłam, nakrywając się szczelniej kołdrą.

Ciche westchnienie opuściło usta dziewczyny, a po chwili dołączył do tego dźwięk skrzypiących sprężyn w materacu sąsiedniego łóżka. Zacisnęłam powieki, licząc w myślach do dziesięciu, z nadzieją, że szatynka odpuści i pozwoli mi ponownie zasnąć.

– Nie rozumiem tego, ale postaram się pamiętać.

– Już to mówiłaś – mruknęłam z niezadowoleniem. – Słyszę to średnio pięć razy w miesiącu.

– Trevor o ciebie pytał.

Najwidoczniej postanowiła zmienić temat i wybrała najgorszy z możliwych.

– Ma mój numer i nie rozumiem w jakim celu wypytuje o mnie innych ludzi – warknęłam, nie kryjąc narastającej we mnie irytacji na chłopaka, który był… 

No właśnie, kim był dla mnie Trevor? Kolegą? Znajomym, który chciał być kimś więcej? Możliwe, ale czy ja tego chciałam?

– Zależy mu – oznajmiła po chwili ciszy z wyczuwalną litością w głosie. – Nigdy nie byłaś zakochana? – prychnęła z lekkim rozbawieniem, jakby bawiła ją wizja, w której zależałoby mi na kimkolwiek tak zupełnie bezwarunkowo i szczerze.

Skąd mogła wiedzieć, że już kiedyś czułam coś, co niemal zniszczyło mnie i jego. Skąd miała wiedzieć, że gdy usłyszałam zadane przez nią pytanie, spięłam każdy fragment ciała, serce zaczęło bić w nierównym tempie, a oddech stał się płytki.

Czy byłam kiedyś zakochana?

Nie.

Ja kochałam.

Kochałam tak intensywnie i mocno, że byłam gotowa wskoczyć w rozszalałe płomienie i spłonąć, byle dać mu szansę na odkupienie jego strawionej grzechami duszy. Byłam gotowa poświęcić wszystko i wszystkich, byle tylko on był bezpieczny, chociaż z perspektywy czasu wiedziałam, że miłość nie powinna taka być. Przynajmniej nie miłość, która była powszechnie akceptowalna przez społeczeństwo, ale my również, podobnie jak nasze uczucie, byliśmy nie do zaakceptowania. To było coś, co wychodziło poza normy i granice. Dla nas one nie istniały i chyba dlatego po pewnym czasie słowo my również przestało istnieć.

– Nie – skłamałam, podrywając się energicznie z łóżka.

– No to go nie zrozumiesz. – Wzruszyła ramionami i spuściła wzrok na książkę, którą trzymała na kolanach.

Nie skomentowałam słów swojej współlokatorki, tylko podeszłam do szafy i wyjęłam z niej czarny golf i tego samego koloru spodnie. Wolną ręką chwyciłam z komody kosmetyczkę i ruszyłam nieśpiesznym krokiem w stronę drzwi, nie spoglądając nawet na dziewczynę. Położyłam bladą i zimną dłoń na metalowej klamce, a gdy otworzyłam drewnianą płytę na szerokość, opuściłam pokój.

Wymijając innych studentów na korytarzu w akademiku, poszłam do damskiej łazienki, zamierzając wziąć szybki prysznic. Chciałam zmyć z siebie bolesne wspomnienia, które powracały i zalewały całe moje ciało i umysł każdej nocy. Dlatego tak bardzo bałam się zasnąć. Dlatego każdego wieczoru tak bardzo walczyłam ze snem, bo gdy spałam, nie miałam kontroli nad myślami i pragnieniami, a one od tylu lat się nie zmieniły. Jedynym czego pragnęłam, a nie mogłam mieć, był tylko on.

Dlatego każdego poranka, moje myśli tak łatwo uciekały do wspomnień i uczuć, które utworzyliśmy razem. Rano byłam zawsze najbardziej podatna na zranienia i nostalgiczne wspomnienia, które wyniszczały moją pokiereszowaną duszę. Duszę, której przecież tak naprawdę już nie miałam. Nie miałam jej tak samo jak serca, bo to wszystko straciłam razem z nim. Straciłam wszystko w chwili, kiedy straciłam jego.

Wytarłam ręcznikiem mokre ciało, a następnie ubrałam się w przygotowane rzeczy, by po chwili stanąć i tępo wpatrywać się w swoje blade lustrzane odbicie. Czy się zmieniłam? Owszem. Musiałam się zmienić. W końcu od chwili mojego wyjazdu z Riverside, od mojego pożegnania i ostatniej rozmowy z Nathanielem minęły prawie trzy lata.

Dokładnie dwa i pół roku tęsknoty, cierpienia i wychłodzenia. I nie chodziło o temperaturę, jaka panowała w tym przeklętym mieście. Chodziło o mnie i o to, jaką osobą się stałam. Byłam oziębła i pusta, ale mój wygląd również uległ zmianie. Kilka tygodni przed ukończeniem pierwszego roku, ścięłam włosy i sięgały mi teraz do ramion, choć nadal były czarne. Moje ciało zmieniło kształty na bardziej kobiece, choć nigdy też nie mogłam narzekać na małe biodra czy biust. Po prostu dojrzałam, ale przecież powinnam.

Prawda?

Nie miałam już osiemnastu lat. Nie byłam zagubioną nastolatką, która świadomie pchała się w paszczę lwa, bo wydarzenia tamtych dni nadal wypalały na mnie swoje piętna.

Przeczesałam szczotką wilgotne włosy i pochowałam wszystkie kosmetyki, spoglądając jeszcze raz na swoje odbicie. Makijaż skończony, włosy doprowadzone do względnego porządku, a strój był starannie dopasowany, nienaganny i zupełnie do mnie nie podobny. A raczej do dawnej Nicole, której przecież już nie było.

Po kilku minutach byłam w swoim pokoju i ponownie stałam na wprost współlokatorki, która usilnie starała się mnie namówić na jutrzejszą imprezę u jej koleżanki. Przewróciłam oczami, słysząc kolejny bezsensowny argument, który całkowicie do mnie nie przemawiał.

– Powinnaś w końcu zaszaleć – jęknęła, machając mi przed oczami czerwoną sukienką, którą zdjęła z wieszaka. – Nie możesz wiecznie wszystkiego kontrolować.

Przewróciłam oczami, postanawiając nie komentować jej słów. Doskonale wiedziałam, że nie było realnych szans, abym zmieniła zdanie. Pamiętałam, jak skończyło się to ostatnim razem, gdy utraciłam kontrolę.

Patrzyłam mętnym i nieobecnym wzrokiem na szklankę alkoholu, którą trzymałam w dłoni. Nie wiedziałam, ile już wypiłam i nie chciałam o tym myśleć. Nie chciałam rozpamiętywać jego dłoni, które wędrowały po moim ciele. Nie chciałam pamiętać smaku jego ust i tego przeklętego wesołego miasteczka, które stało się moją klątwą nawet tutaj.

Kiedy wyszłam z nowymi znajomymi na miasto, nie przypuszczałam, że pójdziemy do wesołego miasteczka. Nie przypuszczałam również, że gdy stanę przed diabelskim młynem, zapomnę, jak się oddycha, a po moich policzkach spłyną łzy, których nie będę w stanie powstrzymać. Nie wiedziałam nawet, jak i kiedy przekroczyłam próg klubu, w którym postanowiłam spędzić kolejne godziny piątkowego wieczoru.

Odstawiłam opróżnioną szklankę na blat baru i chwiejnym krokiem ruszyłam w stronę parkietu. Nie obchodzili mnie inni ludzie, którzy być może z politowaniem spoglądali tamtej nocy w moją stronę. Nie obchodziło mnie, co się ze mną stanie i czy tej nocy wrócę do akademika. Chciałam zapomnieć o nim, o nas i o przeszłości.

Poruszyłam zmysłowo biodrami, kołysząc nimi w rytm klubowej muzyki i przesunęłam dłońmi po swoim ciele. Nie interesowało mnie to, jak wyglądałam z boku, bo w mojej głowie był tylko Nathaniel. Nagle poczułam obce dłonie na swoich biodrach, które po chwili przyciągnęły mnie do napiętego męskiego torsu. Czułam ciepły oddech, który owiewał moją szyję i przymknęłam oczy. Tańczyłam, nie przejmując się nieznajomym, którego ręce coraz śmielej wędrowały po moim ciele. Nie wiedziałam nawet, jak wyglądał, kim był i ile miał lat. To nie miało dla mnie żadnego znaczenia, bo on nie był ważny.

Po kilku minutach poczułam wilgotne pocałunki na szyi, jego palce wbijające się w moje biodra i przyśpieszone bicie serca, które wyczuwałam na swoich plecach przez przyciśniętą klatkę piersiową mężczyzny. Powoli i od niechcenia zdecydowałam się odwrócić przodem do nieznajomego. Zlustrowałam jego sylwetkę, przyglądając się przez chwilę przystojnym rysom twarzy, po czym zarzuciłam ręce na jego kark. Nie rozmawialiśmy, żadne z nas tego nie potrzebowało, bo chyba oboje przyszliśmy tu w tym samym celu, a może tylko mi się tak wydawało. Możliwe, że alkohol zaburzył mój osąd, bo ja chciałam tylko zapomnieć.

Nieznajomy uśmiechnął się z uznaniem, jakby oceniał jakość nowo zdobytego towaru i pochylił się nieznacznie w moim kierunku, szeptając na ucho kilka słów, których mogłam się spodziewać. I nie wiedziałam, co mnie popchnęło do podjęcia takiej, a nie innej decyzji, ale gdy skinęłam twierdząco głową, chwycił mnie za dłoń, kierując w stronę wyjścia z lokalu.

Wyszliśmy na zewnątrz, a chłodny wiatr owiał moją twarz i to były sekundy, w których dotarło do mnie, co chciałam zrobić. Przez chwilę miałam wrażenie, że odzyskałam kontrolę i trzeźwość umysłu, ale gdy uniosłam wzrok na rozgwieżdżone ciemnogranatowe niebo, znowu znalazłam się w Kalifornii, razem z nim. Zacisnęłam powieki, czując mocno bijące serce w swojej klatce piersiowej, po czym gwałtownie odwróciłam się do nieznajomego i bez zbędnych słów, moje wargi wylądowały na jego ustach.

Pocałunek stawał się brutalny, ale nie było w nim namiętności, bo to nie był Nathaniel. Dłonie mężczyzny zsunęły się z bioder na pośladki, a gdy zacisnął na nich swoje palce, przypomniałam sobie, jak robił to brunet chwilę przed tym, jak unosił mnie w swoich silnych ramionach, przypierając do ściany baru, klubu czy jego mieszkania.

Mieliśmy zbyt wiele wspomnień i zbyt wiele niedokończonych spraw, bym mogła ruszyć dalej.

Nie mogłam oddać się przypadkowemu facetowi z klubu, bo w moim sercu i umyśle nadal było miejsce tylko dla jednego człowieka.

Czując spływające po moich policzkach łzy, odepchnęłam od siebie nieznajomego i nie wysilając się na wyjaśnienia czy przeprosiny, uciekłam. Biegłam, krztusząc się łzami i żółcią, która unosiła się do mojego przełyku. Biegłam tak długo, że gdy w końcu się zatrzymałam, nie mogłam złapać tchu. Rozejrzałam się po parku, do którego na oślep dobiegłam. Tonął w ciemnościach i mroku, zupełnie jak ja.

Usiadłam na drewnianej ławce, która stała nieopodal jedynej świecącej latarni w całym parku. Zakryłam twarz dłońmi i przetarłam policzki, rozmazując jeszcze bardziej makijaż, który spłynął wraz ze łzami. Przełknęłam z trudem ślinę, a następnie drżącymi dłońmi wyjęłam telefon z niewielkiej torebki.

Wiedziałam, że nie powinnam, bo przecież nie po to wyjechałam na inny kontynent, ale musiałam go usłyszeć. Musiałam zagłuszyć ból, który czułam i chociaż na chwilę zapomnieć o obrzydzeniu, jakie do siebie miałam tamtej nocy. Łudziłam się, że jego niski, zachrypnięty głos naprawi bałagan, jaki miałam w głowie i ból, który czułam w sercu i całej duszy.

Wpisałam ciąg cyfr, które znałam na pamięć i wykonałam połączenie.

Jeden sygnał. Drugi…

I przez chwilę zaczęłam się zastanawiać, która była u niego godzina i dlaczego nie odbierał. Przez myśl przebiegło mi, że może z kimś był… Może już o mnie zapomniał. I kiedy chciałam zakończyć połączenie, on odebrał.

– Halo – usłyszałam jego głos w słuchawce. Głos, który nadal doskonale pamiętałam. – Halo? Jest tam ktoś? – Kolejne pytanie. – Nie mam, kurwa, czasu na zabawy. Rozłączam się – warknął, a słysząc jego ton, nerwowo zachłysnęłam się powietrzem, który spowodował cichy trzask w słuchawce. – White? – zapytał niepewnym i spokojnym głosem, a słysząc swoje nazwisko w jego ustach, moje oczy niebezpiecznie się zaszkliły.

– Przepraszam…

– Hej! Nicole? Mówię do ciebie. Czy ty mnie słuchasz? – usłyszałam nawoływanie Mary, która straciła już najwidoczniej cierpliwość.

– Wybacz, odpłynęłam. – odchrząknęłam, zgarniając za ucho pasmo włosów.

– Nic nowego – westchnęła i bez słowa opuściła nasz pokój, trzaskając za sobą cicho drzwiami.

Przymknęłam powieki, starając się oczyścić umysł po wspomnieniach, które po raz kolejny pochłonęły mnie bez reszty. Wzięłam kilka głębokich wdechów i otworzyłam oczy, spoglądając bezwiednie na zegarek. Wiedziałam, że powinnam ruszyć się na zajęcia, ale ten dzień zdecydowanie nie rozpoczął się w możliwie najprzyjemniejszy dla mnie sposób. Przetarłam delikatnie twarz dłońmi, starając się nie rozmazać makijażu i podeszłam po torbę, którą zaraz zawiesiłam na ramieniu. Rozejrzałam się po raz ostatni po pomieszczeniu, który od niemal trzech lat był moim domem i wyszłam z pokoju, kierując się na wykłady.

Powolnym krokiem ze wzrokiem utkwionym w dużym majestatycznym budynku, który na myśl przywoływał stare zabytkowe zamki, mijałam kolejnych studentów. Nie zwracałam większej uwagi na otaczających mnie ludzi. Możliwe, że ich znałam. Możliwe, że byłam z nimi na roku, ale tak naprawdę oni dla mnie nie istnieli. W moim życiu byli tylko przypadkowo rozstawionymi pionkami, które przez zwykły przypadek stały na tej samej planszy co ja, bo całe nasze życie było tylko grą.

Rozdział 2

NICOLE

Z niewiadomych powodów moje relacje z innymi studentami były raczej znikome. Tak naprawdę jedynymi osobami, z którymi utrzymywałam jakiekolwiek towarzyskie kontakty była moja współlokatorka Mary i Trevor. Nigdy nie byłam aspołeczna lub lękliwa, jednak od mojego wyjazdu z Riverside wiele się zmieniło. Straciłam potrzebę przebywania z innymi ludźmi i otaczania się osobami, którym na mnie zależało lub mogłoby zależeć. Wiedziałam, że im mniej było ludzi w moim życiu, tym lepiej nie tylko dla mnie, ale również dla nich.

Słysząc brzdęk naczyń w kuchni, spojrzałam na profil chłopaka, który przygotowywał dla mnie herbatę. Przez całe swoje życie w Kalifornii na palcach jednej ręki mogłabym zliczyć, ile razy wypiłam herbatę. W Anglii piłam ją ciągle, bo wiecznie marzłam. Zerknęłam na zbliżającego się szatyna, który trzymał w dłoniach dwa kubki z parującym napojem. Trevor był ułożonym i porządnym facetem. Przynajmniej takie sprawiał wrażenie, bo od roku jak kręcił się koło mnie, nadal cierpliwie znosił moje humorki i wieczne odrzucenie.

– Zastanawiałaś się już, co zrobisz po studiach? – zagadnął, podając mi białe, ceramiczne naczynie.

– Pewnie rozejrzę się za jakąś pracą – mruknęłam. – Albo wyjadę i będę zwiedzać świat.

– Myślałem, że będziesz chciała wrócić do Kalifornii, do domu – odchrząknął niepewnie, zerkając na mnie z uwagą, jakby się obawiał, że na samą wzmiankę o moim rodzinnym mieście, ucieknę, wyskakując przez okno.

– Nie – prychnęłam z żalem. – To nie wchodzi w grę, zresztą mamy jeszcze cały semestr przed sobą.

– To szybko przeleci, ale, Nicole – zamilkł, a gdy uniosłam na niego wzrok, dostrzegłam chwilowe zawahanie na jego twarzy. – Nigdy nie rozmawiamy o twojej przeszłości, rodzinie czy życiu w Ameryce – zauważył, rozsiadając się swobodniej na kanapie.

– Bo nie ma o czym rozmawiać. – Zacisnęłam palce na kubku z parującą herbatą i spojrzałam w odsłonięte okno. – Zresztą i tak należysz do niewielkiego grona osób, które poznały moją rodzinę – przypomniałam, słabo się uśmiechając.

– Masz na myśli tę sytuację, gdy kłóciłaś się z siostrą na parkingu?

– Mniej więcej – mruknęłam, przypominając sobie również to, co wydarzyło się poprzedniego wieczoru. – Nie ma, o czym mówić, Trevor.

– Zawsze jest coś, o czym warto opowiedzieć.

– Nie w moim przypadku – odchrząknęłam, czując na sobie jego wzrok. Odwróciłam głowę w bok, udając, że coś w drugiej części pokoju niesłychanie mnie zainteresowało.

– Nicole – westchnął. – Nie wiem, co przeżyłaś, ale nie sądzisz, że moglibyśmy spróbować? – zapytał niespodziewanie, a gdy dotarł do mnie sens pytania, zakaszlałam nerwowo, krztusząc się gorącą herbatą.

Odchrząknęłam kilka razy, starając się zebrać myśli i dać mu sensowną odpowiedź, która w najmniej bolesny sposób złamie jego naiwne serce. Spojrzałam na chłopaka nieobecnym wzrokiem, bo choć patrzyłam na niego wiele razy, to nigdy nie był tym, którego chciałam widzieć. Pomrugałam kilkukrotnie i wzięłam głęboki oddech, oczyszczając swoje myśli, bo ciągle próbowałam ruszyć naprzód. Nie chciałam się poddawać, ale przez każdy tydzień, miesiąc czy rok żyłam wspomnieniami, które starałam się szczelnie zamknąć w pudle. Jednak przy każdym najmniejszym potknięciu, pudło się przewracało, wieczko spadało, a cała zawartość wysypywała się, tłamsząc mnie za każdym razem równie boleśnie.

– Trevor – szepnęłam imię szatyna, próbując ważyć słowa, które miały opuścić moje usta. – Nie jestem odpowiednią osobą do budowania związku – oznajmiłam, posyłając chłopakowi słaby uśmiech.

Bo nie jesteś nim – dodałam w myślach.

– Zawsze tak mówisz, ale naprawdę mi na tobie zależy. Nie widzisz tego? Nicole, jesteś wyjątkową dziewczyną i nigdy w życiu nie poznałem kogoś takiego. Od chwili, kiedy zauważyłem cię na wykładach u Richards, nie mogę przestać o tobie myśleć.

Ujął moją dłoń i delikatnie potarł kciukiem jej grzbiet. Wpatrywałam się beznamiętnie w nasze splecione palce i nie czułam kompletnie nic. Jakbym była martwa w środku. Jakbym umarła za życia.

– Trevor, zrozum… – Głośno przełknęłam ślinę. – Dla ciebie będzie lepiej, jeżeli nic między nami się nie wydarzy. Nic poza tym, co już się stało – wyjaśniłam, wyswobadzając dłoń z jego słabego uścisku.

– A umiesz nazwać to, co jest między nami? Potrafisz to jakoś skategoryzować? – prychnął, podnosząc się gwałtownie z kanapy.

Wsunął ręce do kieszeni granatowych spodni i podszedł do okna, wpatrując się w migoczące światła, które wieczorem były doskonale widoczne z jego mieszkania.

– My po prostu… – urwałam, bo tak naprawdę też nie potrafiłam nazwać naszej znajomości. Lubiłam go, ale nie był dla mnie nikim ważnym. Nie był moim przyjacielem, nie był też chłopakiem i dobrze wiedziałam, że nigdy nim nie będzie. Wiedziałam, że zamąciłam mu w głowie, gdy raz lub dwa go pocałowałam, ale to nic nie znaczyło.

– Widzisz? Sama nie umiesz nazwać tej znajomości – zauważył, odwracając się do mnie.

Wyjął dłonie z kieszeni spodni i skrzyżował je na klatce piersiowej, przyglądając mi się z pewnego rodzaju nieustępliwością. Jednak jego wzrok nigdy nie spowodował szybszego bicia serca. Jego dotyk ani razu nie sparaliżował mojego ciała, a usta nie były idealnie dopasowane do moich.

– Trevor, to nie tak. – Trudno było to wyjaśnić i nie ranić jego uczuć. Odstawiłam kubek na stolik i powoli podniosłam się z kanapy, by po chwili podejść do szatyna, który z niemą pretensją i żalem na mnie spoglądał.

– Nie tak, czyli jak?

– Ja po prostu nie umiem się zaangażować. Nie każdy jest stworzony do wielkich uczuć i romantycznych relacji. Ja nie potrafię kochać, tak jak ty byś tego chciał i oczekiwał. Zasługujesz na coś wyjątkowego i szczerego, ale nie znajdziesz tego u mnie – wyjaśniłam, kładąc dłoń na jego ramieniu.

– Kto aż tak cię zranił? – zapytał bezceremonialnie, wprawiając mnie w osłupienie.

Spojrzałam na niego, zmarszczyłam brwi i odsunęłam od niego rękę, robiąc mały krok do tyłu. Nie spuszczając z niego wzroku, przełknęłam ślinę i zacisnęłam dłonie w pięści, przebijając paznokciami skórę we wnętrzu dłoni, ale nie zareagowałam na lekko szczypiący ból, bo przywykłam już do niego.

– Nikt – odpowiedziałam stanowczym tonem i przez chwilę sama wątpiłam, czy głos, który słyszałam, należał do mnie. Jednak bez względu na ton mojej wypowiedzi, wiedziałam, że tym razem powiedziałam prawdę.

To ja zraniłam wszystkich, którzy mnie kiedykolwiek kochali.

– Nikt nie zachowuje się tak jak ty, kto chociaż raz nie miał złamanego serca – kontynuował, chociaż nie powinien. Nie miał do tego prawa.

A serce można złamać tylko raz, bo reszta to zaledwie tylko zadrapania.

– Nie wiesz, o czym mówisz i dobrze ci radzę, skończ ten temat. – Odwróciłam się plecami, podchodząc wyraźnie spięta do kanapy, na której leżała moja torba i kurtka.

– Możesz udawać, że jest inaczej i teraz odsuniesz mnie od siebie, ale kiedyś zacznie ci to ciążyć. Nie możesz wszystkich wiecznie odrzucać i odsuwać od siebie. Samotność potrafi zniszczyć najsilniejszego człowieka – oznajmił, a ja wstrzymałam oddech, starając się opóźnić wybuch, który wcześniej czy później musiał nastąpić.

– Wybacz, ale już pójdę. Miłego wieczoru.

Pożegnałam się, zachowując obojętny ton głosu i nie odwracając się w kierunku Trevora, opuściłam jego mieszkanie.

***

Zerknęłam na dzwoniący telefon, który od kilku godzin leżał obok podręcznika do prawa cywilnego. Zdziwiona, chwyciłam urządzenie i odsuwając notatki na bok, spojrzałam z uwagą na ekran telefonu.

Numer nieznany.

– Halo? – zapytałam niepewnie, gdy odebrałam połączenie.

– Dzień dobry. – Damski głos rozbrzmiał w słuchawce i nie mogłam pozbyć się wrażenia, że już kiedyś go słyszałam. – Czy rozmawiam z Nicole White? – zapytała niepewnie, a ja, choć wiedziałam, że powinnam była się odezwać, to nie mogłam wydusić z siebie żadnego słowa.

Z jakiegoś powodu gula rosnąca w moim gardle uniemożliwiła mi wydanie z siebie jakiegokolwiek dźwięku. Po raz pierwszy od trzech lat poczułam strach obezwładniający ciało i umysł. Bałam się zapytać, o co chodziło i kim była kobieta, której głos dźwięczał w mojej głowie jak syrena alarmowa.

– Halo?

– Tak – odchrząknęłam, chcąc przybrać opanowany i zdecydowany ton głosu. – Kto mówi?

– Witaj, Nicole. Nie wiem, czy mnie pamiętasz, bo minęło trochę lat – rozpoczęła, cicho pociągając nosem, a moje serce niespokojnie zakołatało w klatce piersiowej. – Z tej strony Eleanor Wood. – Moje serce stanęło. – Mama Amy i… – Jej głos się załamał, a ja czekałam, aż wydusi z siebie słowa, które upewnią mnie w przekonaniu, że dobrych ludzi spotykały straszne rzeczy. – Dostałam twój numer od Marisy i przepraszam, że cię niepokoję, ale uznałam, że chciałabyś wiedzieć. Kiedyś się przyjaźniliście…

– Co się stało? – Cichy szept opuścił moje usta, po czym pomrugałam powiekami, chcąc pozbyć się zamglonego spojrzenia.

– Nathaniel nie żyje.

I czas ponownie się zatrzymał, a w mojej głowie odbijały się echem słowa kobiety, które zlewały się w całość.

– Wiem, że nie ma cię w kraju – wyłkała drżącym głosem. – Ale myślę, że chciałby, żebyś wiedziała, a za dwa dni odbędzie się pogrzeb.

Zacisnęłam szczupłe palce na krawędzi blatu i przymknęłam powieki, starając się głęboko oddychać. Nie rozumiałam, co się ze mną działo, dlaczego to pani Wood do mnie zadzwoniła, a nie Chris lub ktoś z moich rodziców. Nie mogłam pojąć, dlaczego ona i czego oczekiwała? Miałam wsiąść w samolot i przylecieć na pogrzeb? Nie widziałam się z Nathanielem od kilku lat. Nie mogłam pojąć, co się wydarzyło i dlaczego na tak bolesną wiadomość zareagowałam tak obojętnie. Po głowie krążyły mi myśli: kiedy kobieta wróciła do Riverside i jak zginął Nathaniel? I pomimo wszechogarniającego mnie niepokoju, nie czułam paraliżującego bólu. Tkwiłam w miejscu, przyciskając telefon do policzka, gdy nagle miałam wrażenie, jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody.

– Nicki – usłyszałam znajomy damski głos i poczułam nieprzyjemne szarpnięcie.

Ciężko oddychając, podniosłam głowę i poruszyłam na boki zesztywniałym karkiem. Całe moje ciało drżało, gdy zdecydowałam się spojrzeć mętnym wzrokiem na osobę, która postanowiła mnie wybudzić ze snu. Sen ten w rzeczywistości był koszmarem. Nawiedzał mnie on od lat i za każdym razem wyglądał inaczej, choć zawsze chodziło o to samo. Nathaniel umierał…

***

Zmarznięta, szłam przed siebie, ukrywając zdrętwiałe dłonie do kieszeni puchatej kurtki. Weszłam na drewniane, ośnieżone molo w Herne Bay, które było oddalone od Canterbury jakieś jedenaście kilometrów i nadal roztrząsałam sen sprzed kilku godzin. Mroźny wiatr owiewał moją twarz, rozwiewając włosy we wszystkie możliwe strony. Przystanęłam w miejscu, opierając się o drewnianą balustradę, która była pokryta białym puchem. Wpatrywałam się w zmrożone morze, na którym unosiły się pojedyncze kry lodu. Samotnie dryfujące w nieznane, by zakończyć swoje istnienie, kiedy tylko się ociepli.

Byłam samotna w obcym kraju i mieście, w którym starałam się zbudować swoje nowe życie. Czy mi to wychodziło? Niekoniecznie. Czy rezygnowałam z walki? Wiele razy. Czy się poddałam? Chciałam, ale nie mogłam.

Nie mogłam porzucić tych wszystkich lat starań i walki, choć każdy dzień z dala od Riverside był walką. Tęsknota za przyjaciółmi była silna, ale nie miałam innego wyboru. Kochałam to miasto i ludzi, których tam zostawiłam, jednak również to samo miasto zabrało mi już niemal wszystko. Bałam się kolejnej straty, bo choć spotkały mnie tam najlepsze chwile życia, to bliskich mi ludzi czekał upadek i zgnilizna, która przenikała w końcu każdego. I nawet nie wiedziałam, w którym momencie przesiąkłam tym miastem, a kiedy to się stało, już nic nie wydawało się takie samo.

A gdy w końcu nauczyłam się pozornie żyć z dala od tego, co tam zostawiłam, to znowu stałam przed wyborem otwarcia drzwi, które tak długo starałam się zamknąć. Jak można było podjąć taką decyzję? Jak można decydować między samounicestwieniem lub zapomnieniem?

Wyjęłam drżącą ręką telefon z kieszeni dopasowanych spodni i otworzyłam ostatnią wiadomość od swojej mamy.

Dzwoniłam, ale nie odbierałaś… Kochanie, w tym roku na rocznicę śmierci twojego brata nie damy rady do ciebie przyjechać. Rozmawiałam o tym z Frankiem i udało mi się go nakłonić, abyś tym razem to ty przyjechała tutaj, do Riverside. Tylko na kilka dni… Zastanów się.

Mój powrót do tego miasta był zbyt ryzykowny i dobrze o tym wiedziałam. Przekroczenie jego granic równałoby się z podpisaniem wyroku nie tylko na siebie, ale również na niego. Nie mogłam mieć żadnej gwarancji, a jednak całą sobą czułam, że gdybym tam pojechała, choć na chwilę, to nie potrafiłabym znów wyjechać. Już nigdy bym nie wyjechała, bo to właśnie tam było ciepło, które by mnie roztopiło, jak lato roztapia kry dryfujące na morzu. Tam był ogień, którym nieraz się poparzyłam, a pomimo blizn, jakie zostawiał, zawsze chciałam więcej. Byłam cholerną masochistką i bałam się, że tak naprawdę nie przed nim powinnam się chronić, a przed sama sobą.

Wszystkie nasze decyzje, bez względu no to, czym były pokierowane, krzyżowały nasze drogi wcześniej czy później. A ludzie dookoła nas cierpieli, bo rozpętaliśmy piekło, nad którym nie potrafiliśmy zapanować. Podsycaliśmy ogień, który stał się niebezpieczny nie tylko dla nas. Pochłaniał wszystko, co było w jego pobliżu. Niszczył i był nieokiełznany. Razem byliśmy niezniszczalni i cholernie niebezpieczni, i właśnie to niebezpieczeństwo nas pociągało, a to była nasza zguba. Jednak jak miałam zostać tutaj i budować swoją przyszłość, kiedy moja przeszłość ciągle dawała o sobie znać?

Rozpoczęcie nowego roku dla większości ludzi było okazją do świętowania, ale nie dla mnie. Sylwester, a później pierwszy stycznia to daty i wydarzenia, które ludziom na całym świecie kojarzyły się z zabawą, nowymi postanowieniami lub zakończeniem jakiegoś etapu w życiu. Jednak dla mnie pierwszy stycznia to rocznica śmierci Alexa, to dzień, w którym straciłam jedyną bliską osobę, która kochała mnie bezwarunkowo i obiecywała być obok mnie już zawsze.

Wiedziałam, co powinnam zrobić. Wiedziałam, że tego dnia powinnam być z rodziną, z moją mamą, ale strach przez podjęciem świadomej i tak ryzykownej decyzji mnie paraliżował. Łatwiej było żyć, gdy wiedziałam, że nie mogłam wrócić do Kalifornii. Wtedy decyzja była podjęta za mnie i ze względu na jego dobro musiałam się podporządkować. Teraz sytuacja wyglądała inaczej, bo to ja podejmowałam decyzję, ale jak rzucić się w otchłań, wiedząc, że nie było z niej powrotu?

Rozdział 3

NATHANIEL

Dwa lata wcześniej

Skupiłem wzrok na czarnej zapalniczce z wygrawerowanym czerwonym skorpionem, którą obracałem od kilku minut w dłoni. Przekładałem ją między palcami, nie dopuszczając do siebie zagłuszonych przez muzykę głosów moich przyjaciół. Dobrze wiedziałem, że mówili, bo kątem oka dostrzegałem ich powolne ruchy warg.

– Nate, czy ty nas w ogóle słuchasz? – Jordan szturchnął mnie w ramię, a ja przeniosłem na niego znudzone spojrzenie.

– Stary, my nie mówimy tego dla siebie, tylko dla ciebie. Mógłbyś przynajmniej słuchać – oznajmił zniecierpliwiony Will, sięgając po szklankę z alkoholem, która stała na czarnym szklanym stoliku pomiędzy skórzanymi kanapami.

– Siedzę tu i myślę, że to jest już wystarczające poświęcenie – odezwałem się w końcu, przenosząc wzrok na Willa. – Nie musisz ciągle powtarzać, że mam się zająć interesami, bo Costello utnie mi fiuta, jak zawalę. Zajmuję się tym, czym powinienem i czego, do kurwy, jeszcze chcesz?

– Issac dostał od ciebie wolną rękę, a ten skurwiel wybije zaraz połowę Riverside, bo ma taki kaprys. Ja wiem, że szukasz Nicole. Dobrze to rozumiem, ale jej nie znajdziesz, bo ona tego nie chce. Pozwoliłeś jej wyjechać i to było najlepsze, co mogłeś zrobić. Ona umierała w tym mieście i dobrze to wiesz – wygłosił swoją przemyślaną wypowiedź Will, a ja miałem to tak naprawdę gdzieś. Nie obchodziła mnie opinia ani jego, ani nikogo innego.

– Nathaniel, byłeś trzy razy w Anglii i nie masz żadnego tropu. Może nawet jej tam nie ma? Mogła wyjechać do Francji, Hiszpanii albo nawet na jebaną Syberię! – warknęła Lily, która, podobnie jak chłopacy, traciła cierpliwość.

– Ma z wami kontakt – prychnąłem. – Dzwoni do Wilsona i do ciebie pewnie też, więc łatwo można namierzyć jej telefon.

– Czy ty siebie słyszysz?! – parsknął Jordan, kręcąc głową.

– Ona nie chce, żebyśmy ją znaleźli i zrozum to w końcu. Ma kontakt ze mną i Chrisem, bo byliśmy przy niej, zanim to wszystko między wami się wydarzyło. Wiem, że zawaliłam, kiedy potrzebowała wsparcia, ale nie zamierzam znowu stracić jej zaufania. Zresztą z Willem też nie ma kontaktu i jakoś nie ma o to pretensji. Każdy to rozumie, więc czemu ty nie możesz? – uniosła głos, wpatrując się we mnie z niemym wyrzutem i pretensjami w swoich dużych niebieskich oczach.

– Nie wyjeżdżaj mi tu z Jonesem! – Poderwałem się gwałtownie z kanapy, chowając do kieszeni zapalniczkę, którą traktowałem jak pieprzony amulet.

– Dlaczego?! – Świadomie prowokowała kłótnie, byłem tego pewien.

– Bo on jej nie… – urwałem, nie mogąc powiedzieć tego, co przecież powinienem już dawno temu powiedzieć na głos. Może gdyby to wiedziała, nie wyjechałaby i walczyła.

– No skończ, Nate! Czego Will nie robił? – warknęła Morgan i szarpnęła mnie z całej siły za koszulkę, zmuszając tym samym, bym na nią spojrzał.

Od jej wyjazdu z Riverside wszystko się zmieniło. Wszyscy się zmienili i nic już nie było takie samo. Każdy z nas w ostatnich latach coś stracił, ale utrata jej na każdym z nas odcisnęła innego rodzaju piętno i choć oni również ją stracili, to ja straciłem ją o wiele bardziej.

– Mam was, kurwa, dość. – Odwróciłem się plecami do przyjaciół i chciałem wyjść z wynajętej loży.

– Nie kochał? – zapytała, niemal krzycząc, żeby jej delikatny głos dotarł do mnie, mimo głośnej basowej muzyki, jaka rozbrzmiewała w lokalu Costello.

Stanąłem w miejscu, porażony słowami, które Lily odważyła się powiedzieć na głos. Zacisnąłem dłonie i przymknąłem powieki, starając się unormować oddech, który wbrew mojej woli gwałtownie przyśpieszył.

– On jej nie kochał, a ty kochałeś? – kontynuowała. – O to chodzi, prawda? – zapytała, a gdy skończyła, usłyszałem Jordana i Willa, którzy próbowali uspokoić blondynkę. Zacisnąłem szczękę i jeszcze mocniej pięści, wypuszczając po chwili z płuc nagromadzone powietrze.

– Nie kochałem – opowiedziałem, ignorując ich szeptaną dyskusję za moimi plecami.

Bo nigdy nie przestałem.

Z trudem poruszyłem spiętym ciałem i opuściłem lożę, wymijając tańczących, pijanych nastolatków. Miałem obrany cel i chciałem jak najszybciej do niego dotrzeć. Od samego początku wiedziałem, że to był zły pomysł, żeby się tutaj zjawiać.

Kiedy tylko dotarłem do głównego wyjścia z lokalu, pchnąłem metalową powłokę i wyszedłem na dwór. Wyminąłem kilka osób, które zabawiały się pod murem budynku i zignorowałem zagłuszony jęk, który stamtąd dobiegał. Wsunąłem dłonie do kieszeni czarnych spodni i skupiając wzrok na swoich butach, szedłem w stronę zaparkowanego auta na końcu parkingu. Wyminąłem kilka samochodów, nie zwracając na żadne większej uwagi do momentu, aż zerknąłem na czerwoną karoserię pojazdu znajomej marki – czerwone audi. Przesuwając powoli wzrokiem po masce samochodu, przełknąłem z trudem ślinę i zacisnąłem w kieszeniach pięści.

Wszystko mi o niej przypominało.

Z trudem ruszyłem dalej i przyśpieszonym krokiem dotarłem do czarnego mustanga. Zatrzasnąłem za sobą drzwi i położyłem dłonie na kierownicy, starając się uspokoić oddech. Skupiłem wzrok na pozdzieranych knykciach i po chwili zacisnąłem powieki, godząc się na kolejną przegraną walkę, bo gdy chodziło o Nicole, nie miałem cienia szans na zwycięstwo.

Rzuciłem ją brutalnie na łóżko i kiedy tylko jej ciało zderzyło się z miękkim materacem, spojrzała na mnie spod długich ciemnych rzęs z wyczekiwaniem i zniecierpliwieniem. Widziałem pożądanie, którym pochłaniała każdy fragment mojego ciała. Kiedy patrzyłem na nią, gdy leżała tak bezbronnie na moim łóżku w sypialni z lekko rozczochranymi włosami i wypiekami na twarzy, zdałem sobie sprawę, że mógłbym właśnie dla niej to wszystko zostawić w cholerę. Schyliłem się w kierunku szafki nocnej, kiedy na mojej twarzy pojawił się słaby grymas.

Położyłem bezwiednie dłoń na stłuczonych żebrach i wyczułem jej zaniepokojone spojrzenie. Poruszyłem słabo palcami, wyprostowując je i zginając kilkukrotnie, chcąc rozruszać obolałe i zesztywniałe stawy. Moje ręce lekko drżały od nadmiernego wysiłku i bólu, który był następstwem wczorajszej walki. Spojrzałem z niepokojem na White, kiedy usłyszałem ciche skrzypnięcie łóżka i wtedy dostrzegłem, że brunetka uniosła się na łokciach. Usiadła na brzegu łóżka i powoli zbliżyła swoje dłonie do moich, chwytając je delikatnie drżącymi palcami. I to wszystko nie byłoby zadziwiające, gdyby po chwili nie zbliżyła swoich pełnych, nabrzmiałych warg do moich poranionych rąk. Ignorując pęknięcia skóry i zaschniętą krew, składała na nich słabe pocałunki, a kiedy oderwała rozgrzane wargi od moich knykci, podniosła wzrok na moją twarz. I to była w chwila, w której nie byłem w stanie ukryć swoich uczuć. Nie mogłem ukryć swojej słabości, którą była brunetka.

Ciche westchnienie uleciało spomiędzy moich ust, gdy wpatrywałem się w jej zatroskane, czekoladowe tęczówki. Położyłem dłoń na jej policzku, pocierając czule kciukiem jej skórę. Przez tak prozaiczny i zwyczajny gest, Nicole przymknęła powieki i wtuliła się ostrożnie w moją dłoń.

– Kurwa! – przekląłem i uderzyłem dłońmi w kierownicę, odrzucając na bok bolesne wspomnienia.

***

Ruszyłem chwiejnym krokiem przez zapełniony parkiet klubu. Starałem się zlokalizować przyjaciół, którzy jeszcze przed paroma sekundami stali obok mnie. Kolorowe światełka padały co jakiś czas na moją twarz i chwilowo mnie oślepiały, otępiając już i tak uśpione przez alkohol zmysły. Stanąłem w miejscu, próbując utrzymać zachwianą równowagę. Czułem dłonie, które sunęły po moich ramionach i torsie. Słyszałem zagłuszone dźwięki, które przypominały zniekształcone głosy, ale żaden z nich nie przypominał mi jej. Jakaś dziewczyna stanęła mi na drodze i coś do mnie mówiła. Dopiero po chwili skupienia, gdy zmrużyłem powieki, rozpoznałem w niej znajomą blondynkę.

– Skąd tu tyle dzieciaków? – Próbowałem przekrzyczeć muzykę, przysuwając się w stronę Lily.

– Zawsze tu byli, Nate! To my dorośliśmy! – parsknęła nienaturalnie radośnie nawet jak na nią. – Zabaw się! To twoje urodziny – krzyknęła, dając się porwać muzyce.

Rozejrzałem się dookoła, obserwując tańczący tłum ludzi w rytm basowej muzyki. Spojrzałem w bok na niewielką balustradę, przy której kiedyś stawałem, paląc papierosa. Opierałem się zawsze o kolumnę i sunąłem wzrokiem po tańczących na parkiecie dziewczynach, jednak to ta jedna zawsze najbardziej przykuwała moją uwagę. Przeniosłem wzrok na tłum, przypominając sobie brunetkę, którą niegdyś obserwowałem, ignorując istnienie innych ludzi. Oddawała się muzyce, sunąc zmysłowo dłońmi po swoim ciele. Mój oddech przyśpieszył tak samo jak puls. Krew w żyłach zawrzała, bo znów ją widziałem. Przymknąłem powieki, chcąc pozbyć się omamów, ale nadal czułem jej obecność. 

Widziałem ją i czułem, chociaż wcale jej tu nie było.

Otrząsnąłem się z dziwnego trasu dopiero w chwili, w której wyczułem wibrację w kieszeni spodni. Wsunąłem dłoń, wyciągając wibrujące urządzenie i marszcząc brwi, spojrzałem na podświetlony ekran.

Numer prywatny.

Nerwowo rozejrzałem się dookoła i odnajdując boczne wyjście z lokalu, szybko ruszyłem w tamtym kierunku. Kiedy tylko otworzyłem blaszane drzwi i poczułem podmuch chłodnego, nocnego powietrza na swojej twarzy, przesunąłem kciukiem po ekranie telefonu, odbierając połączenie.

– Halo – odezwałem się zachrypniętym głosem, zatrzaskując za sobą drzwi do klubu. Zmarszczyłem brwi i oparłem się plecami o obdrapany mur. – Halo? Jest tam ktoś? – odezwałem się ponownie, zniecierpliwiony przedłużającą się ciszą w słuchawce. – Nie mam, kurwa, czasu na zabawy. Rozłączam się – warknąłem zdenerwowany i chciałem odsunąć telefon, kiedy usłyszałem cichy trzask w słuchawce i niespokojny oddech zmieszany z czymś, co przypominało stłamszony szloch. Moje serce zabiło szybciej, a gardło zaskakująco szybko zaschło, przez co nerwowo przełknąłem ślinę. – White? – zapytałem niepewnie. Bałem się, że to ona, a jednocześnie cholernie mocno tego chciałem.

– Przepraszam – odezwała się zachrypniętym i cichym głosem.

I nie powiedziała nic więcej, a kiedy otworzyłem usta, żeby się odezwać, zrozumiałem, że jej już nie było. Rozłączyła się i uciekła. Odeszła i powinienem się z tym w końcu pogodzić.

Jednak nie potrafiłem, bez względu na to, czy mijały trzy tygodnie, trzy miesiące, czy może kiedyś nawet miną trzy lata. Nie wiedziałem, czy brunetka kiedykolwiek wróci, ale chciałem, żeby wróciła i pomogła mi poskładać nasz zburzony świat. Chciałem, żeby wróciła i żeby pozwoliła mi być tą osobą, która ją ocali, bo ona z pewnością była jedną osobą, która mogła ocalić mnie.

Odepchnąłem się od muru i ruszyłem w stronę wejścia, zamierzając wrócić do klubu. Kiedy stałem naprzeciw drzwi, one otworzyły się na oścież, a z lokalu wyszło czterech postawnych facetów. Początkowo ich zignorowałem i wyminąłem każdego po kolei, mając nadal zaprzątnięty umysł White i telefonem, który wprowadził jeszcze większy mętlik do mojego umysłu. Niestety, tego dnia nie byłem mistrzem opanowania i wystarczyło niewiele, by wyprowadzić mnie z równowagi. A może tak naprawdę szukałem tylko okazji, by zrobić to, co przynosiło mi w ostatnim czasie najwięcej satysfakcji?

– Uważaj, jak chodzisz – odezwałem się, gdy jeden z nich szturchnął mnie barkiem. Odwróciłem się w ich stronę i odepchnąłem do tyłu stojącego najbliżej mnie mężczyznę.

– Spieprzaj, gnojku – prychnął jeden z nich i zmierzył mnie rozbawionym spojrzeniem, spluwając mi na buty.

– Chcesz za chwilę to wycierać swoim ryjem? – warknąłem, robiąc krok w jego stronę.

– Nie umiesz, gówniarzu, liczyć? – zagadnął kpiącym tonem facet z przewiązaną bandaną na ręce. – Zjeżdżaj, zanim policja wezwie twoich starych na rozpoznanie zwłok – dodał i odwrócił się plecami, chcąc odejść. Każdy zdrowy na umyśle człowiek by to zostawił i może nawet ja bym to w tym momencie zakończył, gdyby nie silna potrzeba rozwalenia czegoś lub kogoś, która nasiliła się po telefonie White.

– Przekonajmy się – rzuciłem, czując, jak adrenalina zaczyna krążyć w moich żyłach.

Moje myśli, mimo całej sytuacji, w której się znalazłem, krążyły wokół brunetki, którą przed kilkoma minutami usłyszałem. Nie byłem aż tak pijany, żeby nie wiedzieć, jakie miałem szanse, pakując się w bójkę z czterema postawnymi facetami, ale moja złość była napędzana nienawiścią, jaką w tamtej chwili czułem do brunetki. A może tak naprawdę do samego siebie, bo nie potrafiłem o niej zapomnieć?

Nie umiałem ruszyć dalej, chociaż wszyscy wokół mnie właśnie to zrobili. Zamknęli pewien w swoim życiu i zrobili coś, czego ja nie umiałem. Wybaczyli jej. Wybaczyli, że się nie pożegnała, że wyjechała, odeszła i ruszyła dalej.

Zanim dobrze pomyślałem, wysunąłem cios w stronę stojącego naprzeciw mężczyzny, a po chwili czułem, jak moja pięść zderzyła się ponownie z jego twarzą. Nie minęła sekunda, a obrywałem w żebra od jego kumpla. Odwróciłem się i odchylając łokieć do tyłu, uderzyłem jednego z napastników w tchawicę. Chociaż, czy aby na pewno to oni byli napastnikami?

Nie miałem czasu się nad tym zastanawiać, bo schyliłem się szybko, unikając nadchodzącego ciosu i korzystając z okazji, rzuciłem się na atakującego mnie mężczyznę, przewracając się razem z nim na ziemię. Przydusiłem go do popękanego chodnika i zanim zdążyli do mnie dobiec jego dwaj kumple, wymierzyłem kilka naprzemiennych ciosów w jego twarz, powodując kilka otarć i pęknięć na skórze. Kiedy chwyciłem oburącz jego głowę, żeby uderzyć nią o twardą nawierzchnię parkingu, poczułem, że zacisnęły się na moich ramionach ręce pozostałych napastników.

Jeden z nich, który miał wytatuowanego chińskiego smoka na szyi odrzucił mnie jak szmacianą lalkę w bok, przez co uderzyłem bezwładnie ciałem o mur. Próbowałem się podnieść, opierając ciężar ciała na rękach, ale silny ból w okolicach żeber mi to uniemożliwił. Upadłem na chodnik i wtedy dostrzegłem ustawioną pod ścianą pustą butelkę po piwie. Mimo bólu jaki czułem, podźwignąłem się i wbrew zdrowemu rozsądkowi, chwyciłem za szyjkę butelki. Szybkim ruchem uderzyłem jednego z nich w tył głowy, rozbijając ją na jego czaszce. Facet upadał i zanim poczułem piekący ból pod żebrami i dostrzegłem powiększającą się plamę na mojej białej koszulce, wykonałem ostatni zamach tulipanem, jaki pozostał mi w ręce po stłuczonej butelce.

Zarejestrowałam grymas bólu na jego posiniaczonej twarzy, gdy chwycił się za przecięte przedramię i dopiero wtedy dotknąłem swojego brzucha. Marszcząc brwi, odsunąłem się od mężczyzn i chwiejnym krokiem podszedłem do muru, podpierając się o niego. Uniosłem przed siebie dłoń i zauważyłem czerwoną ciecz, która spływała pomiędzy moimi palcami. Zgarbiony, powłócząc nogami, przeszedłem jeszcze kilka metrów, a gdy dotarłem w końcu na parking przed głównym wejściem do klubu, usłyszałem przeraźliwy krzyk i swoje imię. Odwróciłem się ostatnimi resztkami sił. Ostatnim, co zapamiętałem, był niewyraźny obraz biegnącej w moim kierunku dziewczyny, jednak nie tej, którą chciałem zobaczyć.

– Nate! – usłyszałem, gdy moje ciało bezwładnie upadło, zderzając się po chwili z twardym asfaltem.

Rozdział 4

NATHANIEL

Obecnie

Przetarłem twarz dłońmi i usiadłem na drewnianym krześle ze skórzanym, ciemnobrązowym obiciem. W milczeniu spojrzałem na siedzącego przede mną mężczyznę i odchyliłem głowę do tyłu, czekając, aż odezwie się jako pierwszy. Nieco zniecierpliwiony przedłużającym się milczeniem z jego strony, przesunąłem wzrokiem po jego poważnej twarzy. Widniało na niej kilka zmarszczek, a pomiędzy brwiami była widoczna bruzda, która dodawała mu surowości. Nie byłbym jednak sobą, gdybym przejmował się jego pozycją, którą przez lata zdołał sobie wypracować w Riverside.

Ziewnąłem, zasłaniając dłonią usta i poruszyłem na boki karkiem. Mężczyzna po chwili zatrzymał na mnie swój przeszywający wzrok. Jego usta wykrzywiły się słabym grymasie, gdy dostrzegł świeże zadrapania i siniaki na mojej twarzy.

– Ciężka noc? – Odłożył na bok kilka kartek, które do tej pory skupiały całą jego uwagę.

– Jak zawsze – odpowiedziałem od niechcenia, nie wysilając się na zbędne uprzejmości.

– Coś, co powinienem wiedzieć? – Uniósł brew w zaciekawieniu, choć zdołałem również dostrzec w jego spojrzeniu nutkę zaniepokojenia.

– Jeżeli nie interesuje cię bmw, które jakieś dwie godziny temu wylądowało na złomowisku i prawdopodobnie już przypomina zgniecioną puszkę. – Spojrzałem na zegarek na mojej ręce. – To nie, prawdopodobnie to nic, co powinieneś wiedzieć.

– Czym ci biedaki podpadli? – prychnął, odpinając jeden guzik przy kołnierzyku białej koszuli.

– Zarysowali mi zderzak w mustangu – oznajmiłem i odprężony rozsiadłem się na krześle.

– Nie przesadzasz? To tylko auto.

– To moje auto – odchrząknąłem. – I mogli nie wychodzić na mnie z kijem bejsbolowym, to może mieliby zęby i samochód. Tak nie mają ani czym jeździć, ani czym jeść.

Mężczyzna z widocznym rozbawieniem na twarzy cicho westchnął i przeniósł wzrok na ekran swojego uruchomionego laptopa. Jego mimika twarzy niemal od razu uległa zmianie i nie było już śladu po jego poprzednim nastroju.

– Dobrze, może skupmy się na interesach – odchrząknął. – Nathaniel, za dwa dni jest spora dostawa w porcie. Ktoś musi jechać to dopilnować i nadal nie wierzę, że to mówię – zawiesił głos i wywrócił oczami. – Ale ufam ci i powinieneś się tym zająć osobiście.

Parsknąłem w lekkim rozbawieniu, bo kilka lat temu, również nie sądziłem, że po tym wszystkim nadal będę dla niego pracować. Potarłem kciukiem poobdzierane knykcie i gdy rozchyliłem usta, by coś odpowiedzieć, dotarł do nas dziewczęcy głos.

– Jak uroczo – prychnęła dziewczyna, przekraczając próg do gabinetu.

Odwróciłem głowę i natrafiłem wzrokiem na drobną blondynkę, która pewnym krokiem przeszła przez gabinet i przystanęła przy dużym mahoniowym biurku, opierając się rękoma o jego blat.

– Nie powinnaś się w to wtrącać – westchnął mężczyzna, posyłając córce karcące spojrzenie, na które jedynie cicho parsknęła.

– To nie załatwiaj, tatku, swoich interesów w domu. – Zauważyła i wyprostowała się, odgarniając do tyłu swoje długie blond włosy.

– Nie zaczynaj – ostrzegł ją ostrym tonem.

– Spokojnie. Nie przyszłam do ciebie tylko do Nate’a – wyjaśniła i przeniosła na mnie wzrok.

– Dobrze. Nate, skończymy wieczorem. – Costello podniósł się z fotela i ruszył w stronę uchylonych drzwi, zamierzając zostawić nas samych, ale musiałem popsuć jego plany.

– Wieczorem mam walkę.

– W takim razie zdzwonimy się potem – oznajmił po chwili zamyślenia, które było widoczne na jego twarzy, po czym bez słowa opuścił gabinet, zatrzaskując za sobą drzwi.

Odsunąłem krzesło i zrobiłem niewielki krok w stronę blondynki, która uważnie mnie obserwowała. Przesunąłem wzrokiem po jej zgrabnym ciele, które opinał jasny materiał kusej sukienki, a gdy znacząco odchrząknęła, spojrzałem na jej twarz. Kpiąco się uśmiechnęła, jakby dobrze wiedziała, o czym myślałem i skrzyżowała ręce na piersiach.

– Po co nadal bierzesz w tym udział? Przecież masz pieniądze – odezwała się w końcu, kiedy prawdopodobnie dotarło do niej, że ja nie zamierzałem tego zrobić.

– To mnie relaksuje. – Wzruszyłem beznamiętnie ramionami i wsunąłem dłonie do kieszeni czarnej bluzy.

– Bójki cię relaksują? – parsknęła z niedowierzaniem.

– Nie oceniaj – mruknąłem, stając z nią twarzą w twarz. – Ciebie relaksuje wizyta w spa, a mnie obijanie mordy. – Wyminąłem blondynkę, uważając rozmowę za zakończoną i ruszyłem w stronę wyjścia, którym kilka minut wcześniej wyszedł Costello.

– Mógłbyś wystawiać swoich zawodników, czemu walczysz sam?

Wiele razy słyszałem takie i inne podobne pytania, zazwyczaj zadawały je ciągle te same osoby. Nie potrafili zrozumieć, że robiłem to, bo chciałem, a nie dlatego, że musiałem. W życiu spotkałem tylko jedną osobę, która przyjęła to, jaki byłem i co robiłem bez próby zmienienia mnie i życia, które wybrałem. Koniec końców wszystko się rozpieprzyło, ale ta jedna osoba szanowała to, kim byłem i chciała mnie ze wszystkimi skazami i niedoskonałościami. Może było tak tylko dlatego, bo ona sama również nie była bez skaz, a mimo ich wszystkich, ja nadal chciałem tylko jej… Jednak to było kiedyś, a przeszłość została za nami, dając nam szansę na stworzenie nowej rzeczywistości.

– Skończ.

Nie odwróciłem się w jej kierunku. Położyłem dłoń na mosiężnej klamce i otworzyłem drewniane drzwi na oścież, chcąc jak najszybciej opuścić gabinet Costello i cały jego przeklęty dom.

– Nie. Wyjaśnij mi to. – Ruszyła za mną i wyszła na hol, przez co stukot jej wysokich szpilek rozniósł się echem po pomieszczeniu, a ja na ten dźwięk mimowolnie przewróciłem oczami. – Albo chociaż wyjaśnij, dlaczego w tej spelunie? Są walki, które organizuje znajomy ojca w Las Vegas. Są na innym poziomie, a nie w hali, gdzie śmierdzi zgnilizną.

Całe to miasto było zgniłe, tak samo jak każdy jego mieszkaniec.

– Jestem fanem Fight Club – odpowiedziałem z kpiną, której dziewczyna nie wyczuła. – Wiesz, ta sceneria przypomina film. 

Lub wspomnienia…

***

Przesunąłem wzrokiem po odrapanych i pożółkłych ścianach. W niektórych miejscach można było zauważyć spod odpryskanej jasnej farby wyblakły błękit, na jaki wcześniej były pomalowane. Migocząca żarówka zakłócała ten niemal idealny spokój. Cicho westchnąłem i spojrzałem na trenera, który kolejny raz tłumaczył mi słabe strony mojego przeciwnika. Przytaknąłem ruchem głowy, udając, że z uwagą słuchałem mężczyzny do chwili, gdy drzwi do pomieszczenia się otworzyły. Odwróciłem głowę, spoglądając w tamtą stronę przez ramię, a gdy tylko dostrzegłem Willa, Lily i Issaca, zmarszczyłem brwi. Wśród nich nie było Jordana, który jeszcze kilka godzin wcześniej pisał, że będzie na mojej wieczornej walce.

– Nie możesz zainwestować trochę kasy i wstawić tu wygodniejszą kanapę? Jakaś mała lodówka też by się przydała – zagadnął Will, nie wysilając się na jakiekolwiek przywitanie.

Usiadł na starej, skórzanej i lekko popękanej kanapie, która stała w tym pomieszczeniu, od kiedy tylko zacząłem walczyć na tej hali. Postanowiłem zignorować jego uwagę i przeniosłem wzrok na blondynę, która do mnie podeszła i złożyła delikatny pocałunek na moim policzku.

– Gdzie Evans? – zapytałem Lily, gdy powoli się ode mnie odsunęła.

– Rozchorował się – westchnęła, przewracając teatralnie oczami.

– Z kim walczysz? – wtrącił się Issac, przerywając moją rozmowę z Morgan.

Spojrzałem na przyjaciela i uniosłem w kpiącym uśmieszku kącik ust, bo doskonale wiedziałem, jak zareagują, gdy powiem im o swoim przeciwniku.

– Drew – rzuciłem tylko imię rywala, a Will dostał jakiegoś nagłego ataku kaszlu.

– Fennigan? – upewnił się Issac, jakby miał jeszcze jakieś wątpliwości, a gdy przytaknąłem głową, wtrąciła się Lily.

– To zły pomysł, Nate – oznajmiła, ponownie przykuwając moją uwagę.

Podeszła do kanapy i usiadła na wolnym miejscu obok Willa, a ja, słysząc za plecami ciche chrząknięcie, spojrzałem niechętnie przez ramię do tyłu. Zerknąłem na trenera, który nadal był z nami w pomieszczeniu i z grymasem na twarzy chwycił w dłonie moje rękawice bokserskie, które po chwili wsunął mi bez słowa na ręce.

– Ja nie mam z nim problemu. – Wzruszyłem ramionami, skupiając wzrok na dłoniach mężczyzny, który ostatni raz poprawił zapięcie wokół nadgarstków.

– Ty nie, ale dobrze wiesz, że ten koleś cię nienawidzi.

– Morgan, to nie moja wina, że jego laska nie umie trzymać złączonych nóg – odpowiedziałem nieco zbyt gwałtownie, zirytowany zarzutami blondynki, bo taka właśnie była prawda.

Nie ponosiłem odpowiedzialności za decyzje jego dziewczyny i to nie była moja sprawa, czy ona kogoś miała czy nie, jeżeli sama dobierała mi się do rozporka. Tamta sytuacja nic dla mnie nie znaczyła i nawet jeżeli było fajnie, to była tylko jedna taka akcja. Nie mój interes, że dziewczyna po szybkim numerku w kiblu wyobraziła sobie nie wiadomo co i wyznała wszystko Drew.

– Dobra, zamknij ryj. – wtrącił się Jones, podnosząc z kanapy. – Tylko go nie zabij, co? – dodał, poklepując mnie po ramieniu.

– Postaram się.

Gdy tylko pojawiłem się na ringu, kilkudziesięciu widzów skandowało moje nazwisko. W tle słyszałem głośne piski dziewczyn, które przyszły popatrzeć na zawodników, ale tak naprawdę uciekną, zanim dobiegnie końca pierwsza runda. Na ringu po przeciwnej stronie stanął Drew ze ściśniętymi ustami i poważnym, skupionym wyrazem twarzy. Posłałem mu kpiący uśmiech, chcąc sprowokować chłopaka i jeszcze przed walką wyprowadzić go z równowagi. Doskonale widziałem, jak spiął się, dostrzegając moje zachowanie. Zrobił krok w moją stronę, ale ostatecznie coś go powstrzymało do wykonania następnego. Odwróciłem się tyłem do Fennigana i przeskakując z nogi na nogę, przesunąłem wzrokiem po tłumie ludzi, który w tamtej chwili zlewał się w jedną wielką plamę. Oni wszyscy byli nieistotni i nie zauważyłem, by ktoś z tego tłumu się jakoś specjalnie wyróżniał.

Postanowiłem skupić się na swoim przeciwniku i nie dać się rozproszyć tanimi sztuczkami. Strzeliłem karkiem i uderzyłem o siebie rękawicami, oczekując sygnału, który zezwoli nam na rozpoczęcie walki. Po chwili usłyszałem ten dobrze mi znany dźwięk, który za każdym razem powodował pstryknięcie przełącznika w mojej głowie. Od tego momentu nie obchodziło mnie nic, poza wysuwanymi ciosami w stronę mojego rywala.

Potężną serią z obu pięści rzuciłem Fennigana na liny, przypierając go bez drogi ucieczki. Próbował nieudolnie odpierać moje ciosy, ale jedynie co mu się udało, to uchronić pod koniec głowę i rozwalony chwilę wcześniej łuk brwiowy. Przetarł ręką ściekającą krew i lekko się chwiejąc, podparł się lin, próbując zachować równowagę.

Minęła chwila, gdy ruszył w moją stronę i niemal od razu wyprowadził kilka mocnych ciosów na korpus, kończąc swoją chwilę triumfu lewym prostym, który dał mu przewagę, ale nie na długo. Pewny swojej przewagi stracił czujność, co w ekspresowym tempie wykorzystałem. Wyprowadziłem serię, która mocno zblokowała jego ruchy. Drew starał się unikać ciosów, ale wychodziło mu to nieudolnie. W kolejnej rundzie zapędziłem go do lin i wymierzyłem kolejne uderzenia na korpus. Korzystając z jego chwilowego otępienia, wymierzyłem prawy sierpowy, który zakończył ostatecznie tę walkę.

Poobijany, zmachany i zmęczony zszedłem z ringu i skierowałem się w asyście swojego trenera do pomieszczenia, w którym zawsze przygotowywałem się do walki. Z niewielkim trudem dotarliśmy wąskim korytarzem pod odrapane drzwi. Kręciło mi się w głowie, a jeden silny cios w mostek, jaki przyjąłem tego wieczoru, utrudniał mi oddychanie. Przy każdym głębszym wdechu bolała mnie cała klatka piersiowa, ale to nie było nic nowego. To nic, czego już kiedyś bym nie przeżył.

Trener położył rękę na klamce, ale zanim je otworzył, położył drugą dłoń na moim ramieniu i spojrzał badawczo, z pewnego rodzaju niepokojem.

– Dasz sobie radę sam? – zapytał, skupiając wzrok na mojej poobijanej twarzy.

Wiedziałem, że wyglądałem kiepsko, ale nie raz widział mnie w takim stanie, czasami nawet i gorszym. Przyzwyczaił się do tego, tak samo jak ja przyzwyczaiłem się do bólu.

– Jasne. Ci idioci pewnie siedzą już w środku – odchrząknąłem. – Pozdrów Carlę.

– Dzięki. Trzymaj się – pożegnał się ze mną i zanim odszedł, otworzył mi drzwi do szatni.

Westchnąłem, spoglądając do środka, bo nie myliłem się, mówiąc, że moi przyjaciele będą czekać. Nie spodziewałem się jednak zobaczyć Chrisa, który nie miał w zwyczaju przychodzić na moje walki. Twierdził, że to nie dla niego i całkowicie to rozumiałem. Kiedy jednak tego wieczoru spotkałem go w tej cholernej szatni, czułem, że coś musiało się stać. Lily wyglądała, jakby zobaczyła trupa, a Will krążył po pomieszczeniu, klnąc cicho pod nosem, nie zwracając uwagi na moje przybycie.

– Przecież go nie zabiłem – parsknąłem, podchodząc powoli do drewnianego stołu, pośrodku pomieszczenia.

Kiedy tylko się odezwałem i poruszyłem, szurając bolącą nogą po betonowej posadzce, wzrok wszystkich skupił się na mnie. Zerknąłem na nich jednym okiem, bo drugim nie byłem w stanie niczego dostrzec z powodu wylewu, do jakiego doszło w gałce ocznej w czasie walki.

– Nate – odchrząknął Will i podszedł bliżej, pomagając mi ostrożnie zdjąć rękawice z obolałych i opuchniętych dłoni.

– Stary, nie czytam w myślach. Musisz otworzyć usta i powiedzieć to na głos – prychnąłem, gdy przedłużająca się cisza zaczęła mnie irytować i stała się frustrująca.

Chciałem wrócić do swojego mieszkania, wziąć prysznic, otworzyć zimne piwo i iść spać, a ich zachowanie nie wróżyło niczego dobrego. Domyślałem się, że pewnie jak zwykle panikowali na wyrost, bo co mogłoby być tak strasznego, żeby powaliło mnie na kolana?

– Nicole przyjeżdża do Riverside – wtrącił się Chris, ujawniając przede mną prawdę, na którą nawet ja nie byłem gotowy.

Czasami nie wiemy, kiedy nadejdzie koniec. Nie możemy się go spodziewać ani się na niego przygotować. I zazwyczaj tak właśnie jest z tymi najbardziej bolesnymi zakończeniami pewnych etapów w naszym życiu, ale dlaczego to kogokolwiek jeszcze dziwiło? Przecież nawet dynastie upadały i miały swój koniec. Wielcy władcy byli strącani z tronów. Dyktatorzy umierali. Wszystko kiedyś musiało mieć swój kres. Szczęście i spokój również, a my od samego początku zmierzaliśmy nad przepaść i to miał być nasz koniec.

Rozdział 5

NICOLE

Chwile, w których człowiek musi podjąć decyzje mogące zaważyć na reszcie jego istnienia, zazwyczaj pozostają w pamięci już do końca życia. Nie ważne, czy umiera się w objęciach ukochanej osoby, czy z żałoby w podeszłym wieku po śmierci ukochanego małżonka. W każdej z tych sytuacji i jeszcze wielu innych, które na myśl mi nie przyszły, człowiek w ostatnich sekundach życia wspomni chwile, które odmieniły jego los. W moim przypadku jednak to los zazwyczaj podejmował decyzje za mnie. Jak inaczej można by nazwać sytuacje, w których tak często tkwiłam?

Nawet teraz, gdy od kilku lat byłam wolna od przekleństwa, które spowiło moje życie mrokiem, los nadal sobie ze mnie kpił. Nieustannie myślałam nad decyzją, którą podjęłam. Zastanawiałam się, czy ponownie nie chciałam wskoczyć do króliczej nory, próbując nieudolnie ukryć swoje prawdziwe pobudki i pragnienia. Wiedziałam, że nawet kilkudniowy wyjazd do Riverside nigdy nie będzie tylko wypadem w rodzinne strony i na tak zwane stare śmieci. To nie był tylko czas, który będę mogła spędzić z rodziną i przyjaciółmi, bo Riverside to nie było tylko miasto. To miejsce, w którym została moja dusza i serce. To miejsce, w którym umarłam i co najważniejsze – to tam pozostał on.

Przyglądałam się pustej szklance po whisky i nagle zdałam sobie sprawę, że była ona dokładnie tak samo pusta jak ja. To brutalna i bolesna prawda, która dotarła do mnie już dużo wcześniej, a jednak najbardziej trafiła dopiero, gdy stałam przed niemal otwartymi na oścież drzwiami do swoich wspomnień i przeszłości. Zrozumiałam, jak bardzo moje życie się zmieniło i jak długą drogę przebyłam, żeby znaleźć się właśnie w tym miejscu, a teraz musiałam świadomie zaryzykować utratę tego wszystkiego.

– James zadzwonił, że tu jesteś – usłyszałam znajomy męski głos, który rozbrzmiał tuż przy moim uchu. – Co się dzieje, Nicole? – Poczułam jego oddech na swoim policzku, a po chwili jego wilgotne usta musnęły moją zaróżowioną i rozgrzaną skórę. Przesunęłam palcem po rancie szklanki, zataczając powoli kółko i ciężko westchnęłam, przymykając na ułamek sekundy powieki.