Ludożerstwo w wagonach - Mark Twain - ebook

Ludożerstwo w wagonach ebook

Mark Twain

0,0
5,00 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Legendarne opowiadanie w nowoczesnej formie ebooka. Pobierz już dziś na swój podręczny czytnik i ciesz się lekturą!

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 16

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



MARK TWAIN

Ludożerstwo w wagonach

Wersja demonstracyjna

ISBN: 978-83-7991-533-0 Licencja: Domena publiczna Źródło: Fundacja Wolne Lektury Opracowanie ebooka: Masterlab www.masterlab.pl

Jechałem niedawno do St. Louis. W drodze na zachód, po przesiadce w Terre Haute, w stanie Indiana, na jednej z pomniejszych stacji wsiadł jegomość o bardzo sympatycznym wyglądzie, mający około czterdziestu pięciu, może pięćdziesięciu lat, i zajął miejsce na przeciwległej ławce przy oknie.

Przez godzinę gawędziliśmy nader przyjemnie o różnych różnościach. Wydał mi się bardzo rozsądnym i zajmującym towarzyszem podróży. Dowiedziawszy się, że jadę z Waszyngtonu, zaczął mnie zasypywać pytaniami o najrozmaitsze osobistości i sprawy Kongresu. Z jego słów przekonałem się wkrótce, że mam do czynienia z człowiekiem, który niejedno widział, będąc wtajemniczonym we wszystkie arkana politycznego życia w stolicy, aż do najdrobniejszych szczegółów charakteru, nałogów i zwyczajów niektórych senatorów oraz posłów parlamentu.

Tymczasem koło nas przystanęło na chwilę dwóch mężczyzn i jeden z nich rzekł do drugiego:

— Harris, jeżeli spełnisz moją prośbę, nigdy w życiu nie zapomnę ci tej przysługi.

W oczach mojego nowego znajomego zabłysła radość. „Zapewne to zdanie wywołało w nim jakieś miłe wspomnienie” — pomyślałem. Natychmiast jednak potem jego twarz powlekła się smutkiem, usta zacisnęły w nieledwie bolesnym wyrazie. Obrócił się do mnie i powiedział:

— Jeżeli pan pozwoli, opowiem panu historię, a raczej ukażę pewną tajemniczą kartę mego życia, kartę, której nie odsłaniałem przed nikim od tej pory, gdy miało miejsce owo zdarzenie. Posłuchaj pan cierpliwie i przyrzeknij mi, że nie przerwiesz mi ani razu aż do końca.

Obiecałem solennie, po czym mój towarzysz opowiedział następującą szczególną historię, a jego ożywienie niejednokrotnie zastępował przy tym głęboki smutek. Niemniej całe opowiadanie cechowała szczerość i prawda.

 

Opowiadanie nieznajomego

Dnia 19 grudnia 1853 roku wyjechałem z St. Louis wieczornym pociągiem zdążającym do Chicago. Mówiono, że w pociągu jest wszystkiego dwudziestu czterech pasażerów. Nie jechały ani kobiety, ani dzieci. Byliśmy w jak najlepszym nastroju i wkrótce porobiliśmy miłe znajomości. Podróż zanosiła się doskonale, toteż przypuszczam, że nikt z nas ani przez chwilę nie przeczuwał tych okropności, jakie było sądzone nam zaznać.

O jedenastej w nocy zaczął padać gęsty śnieg. Minąwszy nędzną wioskę Welden, wyjechaliśmy w mglistą, głuchą prerię, ciągnącą się przed nami na niezmierzonej przestrzeni, bez najmniejszego śladu ludzkiej obecności. Wicher, nie napotykając przeszkód, jak drzewa, wzgórza lub skały, wściekle dął na otwartej zewsząd równinie, wzbijając i goniąc przed sobą tumany śniegu na kształt spienionych fal rozszalałego morza. Śnieg padał bez przerwy, a wkrótce ze zwolnionego biegu pociągu wnieśliśmy, że lokomotywa toruje sobie przezeń drogę z coraz większą trudnością. Chwilami stawała zupełnie wśród olbrzymich zasp śnieżnych, wyrastających na drodze jak nadludzkie kurhany. Rozmowy z wolna cichły. Ogólna wesołość ustąpiła trwożliwemu oczekiwaniu. Perspektywa uwięźnięcia w śniegu na stepie, o pięćdziesiąt mil od zamieszkałych miejscowości, stawała każdemu przed oczyma, zostawiając w umysłach podróżnych niepokój i obawę.

O drugiej w nocy z męczącej drzemki zbudziło mnie nagłe zatrzymanie się pociągu. Myśl o straszliwej rzeczywistości w jednej chwili zjawiła się w mojej głowie — byliśmy zasypani śniegiem!

— Panowie, wszyscy do roboty! — krzyknął naczelnik pociągu i posłuszni rozkazowi wszyscy powyskakiwali z wagonów w głęboką noc, nieprzeniknioną mgłę, chrzęszczący śnieg i zbijający z nóg wicher, zdając sobie sprawę, że każda stracona minuta mogła stanowić o zgubie nas wszystkich.

 

Koniec wersji demonstracyjnej.