Mala M. - Paulina Świst, Lilka Płonka - ebook + audiobook
BESTSELLER

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Świat Mali staje na głowie, kiedy dziewczyna zawiera bardzo bliską znajomość z niebieskookim bogiem seksu. Zadurzona, oszołomiona i zdezorientowana postanawia za wszelką cenę odszukać mężczyznę, który w pół godziny dał jej więcej rozkoszy niż wszyscy jej dotychczasowi faceci razem wzięci. Jak na złość, nie wiadomo skąd pojawia się „ten drugi” – szarmancki, uroczy, inteligentny sąsiad, gotów uczynić wiele w imię utrzymania dobrosąsiedzkich stosunków. Lepszy wróbel w garści czy gołąb na dachu? To najmniejszy z problemów, jakie zwalają się Mali na głowę. Część z nich dotyczy jej najlepszej przyjaciółki Zuzy, a to się Mali wcale, ale to wcale nie podoba…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 213

Oceny
4,1 (5329 ocen)
2776
1148
828
429
148
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
maaartyna

Z braku laku…

Jestem zawiedziona. Spodziewałam się książki od , której nie będę mogła się oderwać. Niestety taką nie jest. Książkę dość szybko się czyta, choć opisy przemyśleń głównej bohaterki są stanowczo za długie i męczące. Tak na prawdę nie ma żadnej konkretnej akcji, a jak już się zaczyna coś dziać książka się kończy...nie wiem czy sięgnę po kolejną część...
150
POLASZA85

Z braku laku…

Jestem zawiedziona, płytka, brak akcji, przerysowana. Autorkę bardzo lubię, mam nadzieję że wróci do pisania w stylu Prokuratora.
90
ZosiaiAntosia

Z braku laku…

Przyznam szczerze, że mam z Malwiną nie mały problem. Zaskoczyło mnie to autorskie połączenie i nie wiem kto na kogo wpłyną, ale chyba nie do końca to wyszło tak jak miało. Przynajmniej JA odnoszę takie wrażenie. Wcześniejsze dzieła autorki pochłaniały mnie bez reszty i bezsprzecznie zawładnęła ona moim sercem. Tutaj troszkę się rozczarowałam, ponieważ Pani Paulina słynie z tworzenia mocnych postaci, które reprezentują sobą jakiś poziom, mają swoje ambicje. Tu poznajemy Malę, która … jak sama zresztą o sobie mówi ... jest totalną kretynką. I serio … nie śmiem nawet w to wątpić!! Ta postać jest tak bezbarwna, że … brak słów. Ta pozycja jest tak wulgarna, że aż niesmaczna, do tego kupa seksu i morze alkoholu. Na ogół mi to nie przeszkadza, bo lubię literaturę pełną erotyzmu, akcji i czarnego humoru, ale tu tego było chyba za dużo … Z drugiej zaś strony jest tak źle, że momentami aż śmiać mi się z tego wszystkiego chciało. Jasne mamy tu mocny sarkastyczny humor w stylu autorki i pod...
60
Latomaxmoska

Całkiem niezła

Jestem ogromną fanką Śwista i po tej książce i tym duecie spodziewałam się czegoś ekstra. Książka poprawna, lekka, fajnie napisana, ale.... ani nie wrzało, ani nie było efektu wow. Czegoś tam zdecydowanie mi brakuje, ale... po kolejną cześć i tak sięgnę ;)
30
elcia200287

Nie oderwiesz się od lektury

Dlaczego w wersji papierowej jest 310 stron a na ebooku tylko 110?

Popularność



Podobne


Projekt okładki: Paweł Panczakiewicz/PANCZAKIEWICZ ART.DESIGN

Redakcja: Monika Frączak

Redaktor prowadzący: Grażyna Muszyńska

Redakcja techniczna: Sylwia Rogowska-Kusz

Skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski

Korekta: Dorota Piekarska, Barbara Milanowska (Lingventa)

Zdjęcia na okładce

© Arthur-studio10/Shutterstock

© by Paulina Świst, Lilka Płonka

© for this edition by MUZA SA, Warszawa 2021

ISBN 978-83-287-1542-4

Wydawnictwo Akurat

Wydanie I

Warszawa 2021

fragment

Naszym Natchnieniom

PROLOG

Zorientowałam się, że wszedł za mną do pokoju dopiero wtedy, kiedy usłyszałam skrzypnięcie zamykanych drzwi.

Odwróciłam się. Stał nieruchomo, z założonymi rękami i przyglądał mi się z szyderczym uśmiechem. Oczy miał jeszcze bardziej niebieskie, niż mi się wcześniej wydawało. Niebieskie i bardzo błyszczące. Usta były pełne, zmysłowe, prawie niemęskie, ale doskonale pasujące do twarzy o wyrazistych ostrych rysach. Mocną, lekko wystającą szczękę pokrywał trzydniowy ciemny zarost. Dopiero teraz zauważyłam niewielką bliznę na jego prawym policzku – wcześniej, w salonie, w którym trwała impreza, nie zwróciłam na to uwagi. Właściwie nie zwróciłam uwagi na nic poza jego oczami. Dopiero teraz mogłam spokojnie mu się przyjrzeć. Poczułam, jak momentalnie robi mi się ciep­ło. Houston! Mamy, kurwa, problem. Mój typ. Zdecydowanie i niepodważalnie. Te oczy z bliska nie pozostawiały żadnych wątpliwości. Kawał wrednego, pewnego siebie skurwysyna. Tacy faceci zwykle byli skomplikowani i sporo przeżyli. Zimno­krwistym chujem nie zostaje się dlatego, że ktoś ci w szkole podprowadził wrotki… Ciekawe, co za historia kryje się za tym spojrzeniem?

Nie wiem, jak długo stałam jak idiotka ze szminką w jednej ręce i lusterkiem w drugiej. Szminką w kolorze krwistej czerwieni. Nie wiem czemu, ale byłam pewna, że chciałby ją rozmazać mi na ustach, zepsuć te precyzyjne linie, zeszmacić ten obraz. Miałam wrażenie, że lubi zostawiać swoje piętno na nieskazitelnych rzeczach.

Wolę nawet nie myśleć, jaką miałam minę – jakieś wyobrażenie na ten temat mogło mi dać rozbawienie, które pojawiło się na jego twarzy. Błys­kawicznie ruszył w moim kierunku. Zatrzymał się tuż przede mną – tak blisko, że musiałam szeroko rozłożyć ręce, żeby nie pomazać mu koszuli szminką.

Był niższy, niż przypuszczałam. Górował nade mną, ale najwyżej o pół głowy. Przeniósł wzrok najpierw na moją prawą dłoń, tę ze szminką, a potem na lewą, w której kurczowo ściskałam lusterko. Lustereczko, powiedz przecie, kto jest największą lamą na świecie? – pomyślałam, widząc jego wzrok. Był pewien, że upolował gazelę… i oczywiście miał sto procent racji. Czyli na dodatek inteligentny, co wróżyło mi sromotną, dogłębną i historyczną porażkę. Wyjął mi z rąk najpierw szminkę, potem lusterko i odłożył je na biurko. Znów pomyślałam, że ma w sobie coś z drapieżnika. Tak jakby pokój zeskanował już w chwili wejścia, a teraz miał dokładny i ściśle określony plan polowania. Jako osobę totalnie spontaniczną zawsze zachwycały mnie takie ścis­łe umysły. Precyzyjne, konkretne, umiejące sobie w naturalny sposób radzić z sytuacjami, które zwykłych śmiertelników doprowadziłyby do przegrzania zwojów. Wciąż trwałam w bezruchu, z kretyńsko uniesionymi rękami, w których już niczego nie trzymałam. Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że może dobrze byłoby je opuścić, ale nie zdążyłam. Podniósł ręce i splótł swoje palce z moimi.

Poczułam się tak, jakby ktoś podpiął mnie pod dwieście trzydzieści woltów. W głowie usłyszałam trzask iskier. On chyba też, bo mocniej docisnął ręce, odrobinę przechylił głowę i zbliżył twarz do mojej twarzy. Bawił się. Lampart, który stoi nad gazelą i zastanawia się, czy zeżreć ją od razu, czy za cztery minuty. Cały czas wpatrywałam się w te niezwykłe oczy – czujne, taksujące, lekko zmrużone w uśmiechu. Jego usta zatrzymały się kilka mi­limetrów przed moimi ustami. Wstrzymałam oddech.

A potem mnie pocałował.

Ze spokojem straceńca uświadomiłam sobie, że to najwspanialszy pocałunek w moim długim, niestety już ponadtrzydziestoletnim, życiu. Miękki i zarazem zdecydowany, delikatny i silny, agresywny i zachęcający. Zupełnie naturalnie na niego odpowiedziałam i błyskawicznie poczułam, jak się rozpływam. Tak jakbym całe życie cze­kała tylko na ten moment. Pyk! To ten! Nie myślałam, skupiłam się tylko na odczuciach. Im bardziej na mnie naciskał, tym bardziej robiłam się uległa.

Wciąż dotykaliśmy się tylko dłońmi, no i oczywiście ustami. I językami.

Tak bardzo skoncentrowałam się na całowaniu, że nawet nie zauważyłam, że już nie zaciskam palców na jego dłoniach. Właśnie rozpinał mi zamek błyskawiczny w sukience, choć nie miałam pojęcia, kiedy się do tego zabrał. Fachura. Zrobił to tak szybko i delikatnie, że zanim zdążyłam zaprotestować, suwak był całkowicie opuszczony. Do końca. Czyli do majtek. Widać było, że robił to setki razy. A ponieważ nie zdążyłam sprzeciwić się, to uznałam, że nie będę się wygłupiać i robić afery po fakcie. Tym bardziej że z pulsującą cipką czekałam na dalszy pokaz jego umiejętności.

Nie czekałam długo.

Lewą ręką przygarnął mnie mocno, prawą szybkim zdecydowanym ruchem wsunął w rozcięcie sukienki i opuścił majtki. Nie przerywając pocałunku, objął mój tyłek. Klepnął mnie bardzo mocno, jednocześnie podniósł na mnie wzrok. Chyba chciał sprawdzić, czy nie przegiął, choć po jego minie widziałam, że raczej nie bierze tego pod uwagę. Jęknęłam głucho, by go upewnić, że właśnie tędy droga. Uśmiechnął się tak, jakby chciał powiedzieć: grzeczna dziewczynka.

Oj tak, będę dziś grzeczna.

Objęłam go. Pod dłońmi czułam twarde mięśnie pleców. Przesunęłam ręce na szerokie barki, na kark. Był tak napięty, że miałam wrażenie, że dotykam ciepłego posągu. Z erekcją.

Wyraźnie czułam, że jest bardziej niż gotowy. Chwycił mnie znów za oba pośladki, rozsunął, a potem od tyłu wbił mi palec w cipkę. Jęknęłam i zacisnęłam ręce na jego karku. Byłam zupełnie mokra.

Przez chwilę poruszał we mnie palcem, po czym cofnął dłonie, położył mi je na biodrach, oderwał usta od moich ust i odsunął mnie od siebie. Gwałtownie nabrałam powietrza. Nasze twarze dzieliło zaledwie kilkanaście centymetrów. Nie uśmiechał się już. Przyglądał mi się z chłodnym zainteresowaniem, jakby badał moją reakcję, uzależniając od niej dalsze postępowanie. Chyba spodobało mu się to, co zobaczył, bo uśmiechnął się szerzej niż przedtem. Zrobił pół kroku wstecz, rozpiął guziki koszuli i szybko ją zrzucił.

Był… idealny.

Proporcjonalnie zbudowany, z szeroką, niezbyt obficie zarośniętą klatką piersiową, pięknie zarysowanymi barkami i szyją, na której wyraźnie pulsowało tętno. Zrobiło mi się przyjemnie, bo wszystko wskazywało na to, że najwyraźniej nie tylko ja w tym towarzystwie zaraz oszaleję z podniecenia. Wyciągnęłam rękę i czubkami palców musnęłam to miejsce. Drgnął, złapał mnie za dłoń i podniósł do ust, a potem ugryzł mnie w palec, przeszywając mnie spojrzeniem diabelskich oczu.Mam przejebane, pomyślałam z zupełnie nieadekwatną do sytuacji radością.

* * *

koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji

Wydawnictwo Akurat

imprint MUZA SA

ul. Sienna 73

00-833 Warszawa

tel. +4822 6211775

e-mail: [email protected]

Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl

Wersja elektroniczna: MAGRAF s.c., Bydgoszcz