Malice - June Coralee - ebook + audiobook + książka
BESTSELLER

Malice ebook i audiobook

June Coralee

3,6

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Juliet Cross pracuje w barze, do którego często przychodzi jej najlepsza przyjaciółka Vicky. Ich relacja jest dosyć skomplikowana, bo trudno, żeby taka nie była, kiedy psiapsiółka dziewczyny to… księżniczka mafii. Ale Juliet zna zasady. Nie wolno pytać o żadne osobiste sprawy i pojawiać się w domu Vicky bez zapowiedzi.
Juliet obserwuje z boku życie Vicky, które nie jest łatwe, zwłaszcza gdy dziewczyny pilnuje gburowaty, umięśniony i wytatuowany ochroniarz. Mimo to przyjaźń Juliet i Vicky kwitnie.
Jednak pewnego dnia rozpętuje się piekło i nagle Juliet przestaje być tylko obserwatorką. Przestaje być też tylko przyjaciółką Vicky. Zostaje dostrzeżona przez mafię, szczególnie przez jej bossa – starszego brata Vicky, który uważa, że Juliet wie coś, czego nie powinna. Być może kobieta zapłaci za to życiem.
Opis pochodzi od wydawcy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 410

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 10 godz. 46 min

Lektor: Coralee June
Oceny
3,6 (662 oceny)
268
105
130
81
78
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
UrszulaLila

Nie polecam

Okropna. Nie da się czytać
162
Matii1306

Nie polecam

Masakra chora książka, czytam wiele różnych treści, ale to jest przegięcie :/ Bohaterka jest idiotką. Nie polecam, strata czasu…
152
katia-m
(edytowany)

Nie polecam

To straszne, zastanawiam się co trzeba mieć w głowie, żeby coś takiego napisać, a wydawnictwo zgodzilło się na wydanie tego. Chora relacja bohaterow. Nekrofilia, seks nad zwłokami... Legimi powinno usunąć to że swoich zasobów.
165
monika7780

Nie polecam

Okropieństwo, nie wiem jak to coś można nazwać książką i jak trzeba być "pokręconym" żeby coś takiego napisać
133
Bozmos1234

Całkiem niezła

Było to tak dziwne, że ciężko mi określić czy w dobry czy zły sposób.
112

Popularność



Podobne


Tytuł oryginału

Malice

Copyright © 2021 by Coralee June

All rights reserved

Copyright © for Polish edition

Wydawnictwo NieZwykłe Zagraniczne

Oświęcim 2022

Wszelkie Prawa Zastrzeżone

Redakcja:

Anna Łakuta

Korekta:

Maria Kąkol

Edyta Giersz

Redakcja techniczna:

Paulina Romanek

Projekt okładki:

Paulina Klimek

www.wydawnictwoniezwykle.pl

Numer ISBN: 978-83-8320-186-3

ROZDZIAŁ 1

Noc, podczas której zabiłam człowieka, była piekielnie gorąca. Czułam, jakby piekło wrzało i zalewało ogniem brudne ulice Kansas City.

Klimatyzacja w Dick’s City była zepsuta, przez co czuć tu było zapach jedzenia i smród spoconych ciał. Mój szef był skąpym draniem, który nie przejmował się tym, że spływają z nas strużki potu. Radziliśmy sobie, jak mogliśmy – otworzyliśmy okna w lokalu i modliliśmy się o chłodną bryzę wieczorem.

– Ta kawa smakuje jak gówno, Juliet! – krzyknął do mnie Rick, jeden z naszych stałych klientów, gdy przechodziłam obok jego stolika.

– Co wieczór zamawiasz tę samą gównianą kawę, Rick. – Moja irytacja sprawiła, że zamiast warknąć w odpowiedzi, jedynie głośno sapnęłam. – Jeśli tak bardzo jej nie lubisz, przestań ją zamawiać – odparłam.

Klienci, którzy tu przychodzili, nie pojawiali się u nas ze względu na obsługę czy jedzenie… gówniane jedzenie. Przychodzili, bo nie mieli dokąd pójść. Nasza jadłodajnia była ważnym miejscem dla tych, którzy żyli, oddychali i umierali w tym mieście. Była rajem dla biedaków, rajem z porysowanymi winylowymi budkami i przypalonym jedzeniem.

Rick pociągnął łyk tej gównianej kawy i przewrócił oczami.

Mój kark i plecy aż lśnią od potu, przez co strój roboczy przylega do mnie. Prawie nie dotarłam na swoją zmianę, ale leki babuni skutecznie przekonały mnie do tego, aby się pojawić. Są drogie, a właśnie się skończyły. Sinemet nie należy do najtańszych leków, a jego skutki uboczne są uciążliwe: nudności, zawroty głowy, dezorientacja, halucynacje – a to tylko kilka z nich. Często zastanawiam się, czy leczenie Parkinsona nie jest gorsze od samej choroby.

– Jest tu gorąco jak w piekle – skarży się inny klient, wachlując się.

Krzywię się.

Zepsuta klimatyzacja sprawia, że klienci są wkurzeni, a to oznacza brak napiwków. Przez to moja wyprawa do lokalnej apteki będzie w tym tygodniu pełna niepokoju, łez i błagania.

Podeszwy moich czarnych, poplamionych butów, przyklejały się do lepkiej, wyłożonej kafelkami podłogi, gdy ściskałam dzbanek pełen kawy. Moja krótka, czarna spódniczka podjechała do góry, a górna część bluzki była poplamiona sosem pomidorowym. Każdy mięsień w moim ciele bolał od całodziennego stania na nogach. Mimo że byłam dość wysportowana i zgrabna, to pod koniec zmiany nie czułam swoich stóp. Słony pot spływał mi do brązowych oczu, a długie, brązowe włosy były przemoczone. Potrzebowałam prysznica i wakacji.

W środkowym boksie siedział dobrze zbudowany, zamyślony facet. Jego muskularne ciało ledwie mieściło się na siedzeniu. Czerwona pufa, na której siedział, była wyblakła i podarta, co stanowiło uderzający kontrast z jego nowiutkim garniturem od Armaniego. Na szyi miał duży tatuaż w kształcie czaszki i pulsujące żyły. Jego sztywny kręgosłup był niczym ze stali. Mężczyzna wydawał się dzisiaj sfrustrowany. Z jego ust co trzy minuty wydobywały się wściekłe pomruki wyrażające irytację, które uświadamiały wszystkim w zasięgu słuchu, jak bardzo jest wściekły. Ramiona skrzyżował na piersi, a na surowej twarzy miał okulary, mimo że była jedenasta w nocy. Nosił je jak maskę.

– Dyszysz, jakbyś chciał wywołać burzę – zagajam, chociaż dobrze wiem, że nie odpowie. Nigdy nie odpowiedział. – Czy to przez klimatyzację? Wiesz, mógłbyś zdjąć tę marynarkę, którą masz na sobie. Jest tu cholernie gorąco, a ta dodatkowa warstwa pewnie pogarsza sprawę. Sama rozebrałabym się do naga, ale to nie jest odpowiednie miejsce. Prawdopodobnie dostałabym dzięki temu lepsze napiwki – kontynuuję, stukając palcem w brodę.

Mężczyzna mruknął i poruszył się na swoim miejscu.

– Albo i nie – dodałam szybko.

Przygląda mi się, gdy nalewam mu kawy do filiżanki.

– Jak minął dzień? – zapytałam żartobliwie. Zrobiłam pauzę, udając, że on wypowiedział te słowa, a ja zastanawiam się nad odpowiedzią. Starałam się udawać, że nie marzy po cichu, abym zostawiła go w spokoju. – Nic nie powiesz? – Był jak milcząca ściana. Nic go nie bawiło. Nic nie intrygowało. – Przysięgam, Panie Nieznajomy, jesteś dziś aż za bardzo rozmowny.

Mężczyzna miał rozwiane, jasnobrązowe włosy, ostro zarysowaną szczękę i ranę ciętą tuż nad czołem. Wyglądał na niewiele starszego ode mnie, ale nosił w sobie ten niesamowity ciężar doświadczeń, który sprawiał, że wydawał się starszy. Był przystojny, na swój nietypowy sposób.

Był niebezpieczny i spostrzegawczy. W każdy czwartkowy wieczór siedział dokładnie w tym samym miejscu. Mimo że bywał tu często, nic o nim nie wiedziałam – nie znałam nawet jego imienia. Wiedziałam tylko, że ma jakieś zadanie do wykonania.

Westchnął poirytowany.

Nie przyjechał tu dla przeciętnego jedzenia ani po to, by oddychać amerykańskim powietrzem, czy brudzić swoją drogą koszulę tłuszczem, który był wszechobecny w naszej knajpie. Był tutaj, by chronić moją najlepszą przyjaciółkę, Vicky.

– Mam nadzieję, że kawa będzie ci smakowała – powiedziałam, uśmiechając się promiennie, chociaż niezbyt często się do niego odzywałam. Dzisiaj wyjątkowo poczułam przypływ odwagi.

Oblizał wargi i pochylił się nad filiżanką, jakby moja obecność sprawiała, że czuł się nieswojo.

Vicky i ja miałyśmy kilka niepisanych zasad, a jedną z nich brzmiała: Ja ignoruję jej ochroniarza, a ona moje cienie pod oczami.

– Skończyłaś się nabijać z mojego goryla? – zapytała Vicky formalnym tonem. – Nie wiem, po co dajesz mu kawę. Jest takim snobem. – Westchnęła. – Poza tym on woli najlepszą australijską kawę, w dodatku paloną.

Spojrzałam na siedzącą po drugiej stronie stołu kobietę, która jest moją najlepszą przyjaciółką. Dłubała widelcem w talerzu z frytkami, a jej twarz wyrażała obojętność. Vicky była ubrana na czarno. Na długiej, smukłej szyi miała czarny naszyjnik z pojedynczym diamentem na środku. Rozkloszowane dżinsy, oczywiście czarne, miały dziury na kolanach. Do tego założyła czarny T-shirt, a oczy podkreśliła czarnym eyelinerem. Miała też czarny zegarek na nadgarstku. Jasne blond włosy związała w klasyczny kok – oczywiście czarną gumką – a jej błyszczące usta były zaciśnięte w cienką linię.

Nie mogłam sobie wyobrazić, że mój Milczący Nieznajomy – jak go nazywałam w myślach – jest kawoszem, ale teraz, gdy o tym pomyślałam, stwierdziłam, że nigdy nie tknął jedzenia ani kawy, które przed nim stawiałam.

– Po prostu staram się nie zasnąć. Ledwo jestem w stanie ustać na nogach – odpowiedziałam, wzdychając.

Naprawdę potrzebowałam się wyspać i zadbać o siebie. Przydałby mi się również orgazm, który sama bym sobie sprawiła.

Moja przyjaciółka z natury była arogancka i destrukcyjna. Jej paznokcie zawsze były perfekcyjnie wypielęgnowane, a porcelanowa skóra nigdy nie została skażona trudem pracy. Makijaż na jej oczach zawsze był rozmazany, tak jakby nakładała go rano z zamiarem, by czuć się zadziornie, ale po południu wyglądała, jakby płakała. Dziś wieczorem wyglądała na zmęczoną i znudzoną. Miała wyjść z pracy godzinę temu, żebyśmy mogły porozmawiać, ale Candy – jedna z pozostałych kelnerek – musiała wcześniej wrócić do domu, żeby zająć się chorym dzieckiem. Zastępowałam ją do północy.

– Wiesz, że nie musisz na mnie czekać – powiedziałam niskim głosem.

To było upokarzające, że moja ekstrawagancka przyjaciółka musiała raz w tygodniu spotykać się ze mną na tym wysypisku śmieci.

– Przepraszam, że muszę dłużej pracować. Próbowałam napisać do ciebie SMS-a, ale…

Vicky przewróciła oczami i ukradła swojemu milczącemu towarzyszowi nietknięty kubek z kawą.

– Nie mam nic przeciwko czekaniu tutaj. To lepsze niż powrót do domu – odpowiedziała miękkim, odległym głosem.

Miałam ochotę zapytać ją, co się stało, ale przełknęłam niepokój i pozwoliłam, by zagotował się w kwasie żołądkowym.

Istniały trzy zasady przyjaźni z mafijną księżniczką:

1. Nie zadawać żadnych osobistych pytań.

2. Nie pojawiać się w jej domu bez zapowiedzi.

3. Nigdy, przenigdy nie informuj nikogo o tym, że jesteście przyjaciółkami.

– Kończę pracę o północy. Muszę wrócić do domu i sprawdzić, co u babci, więc pewnie nie będę mogła zbyt długo rozmawiać.

Vicky machnęła ręką.

– Nie ma sprawy. Przywykłam do patrzenia, jak harujesz przez całą noc w tej marnej knajpce. To boleśnie normalne i bardzo mi się to podoba. Zamknij się i idź dać temu dresiarzowi w rogu trochę kawy, zanim zasztyletuje cię na parkingu. Właściwie, to mogłoby być całkiem fajne. Mogłabyś go umieścić w swoim podcaście. – Kiwnęła głową w kierunku mężczyzny, o którym wspomniała, a ja podążyłam za jej spojrzeniem. Koleś miał wąsy z lat siedemdziesiątych i nosił poplamioną koszulę.

– Mogłabym przeprowadzić z nim wywiad w trakcie sztyletowania – odpowiedziałam, marszcząc brwi. – Cudownie.

Niewiele osób rozumiało nasz czarny humor, ale z drugiej strony niewiele osób dorastało w otoczeniu śmierci i niebezpieczeństwa.

Vicky była nachalna. To taka osoba, która wciskała się wszędzie, gdzie się da. Stałyśmy się najlepszymi przyjaciółkami, ponieważ ona uznała, że nimi jesteśmy. W naszej więzi nie było nic naturalnego. Była wymuszona i wszechogarniająca. Była idealna.

Poznałyśmy się trzy lata temu na cmentarzu. Wspominam to jako ponury początek pięknej przyjaźni. Prowadziłam badania nad pewną nierozstrzygniętą sprawą i chciałam zrobić kilka zdjęć nagrobka ofiary do mojego podcastu o prawdziwych zbrodniach.

Natknęłam się na Vicky, płakała przy grobie matki. Chociaż ja nie przeżywałam podobnego bólu, to i tak znalazłyśmy wspólny język. Od razu postanowiła, że zostaniemy przyjaciółkami, a ja po prostu się na to zgodziłam, ponieważ Vicky mnie onieśmielała. Doskonale pamiętam pierwsze wrażenie, jakie we mnie wywołała. Wyglądała na silną, wspaniałą i otwartą. Tamtego dnia po prostu wzięła mnie za rękę, wyprowadziła nas z cmentarza i poinformowała, że spotkamy się tam ponownie w następny czwartek. Od tamtej pory spotykamy się w każdy czwartek.

Sprawdziłam dwa zajęte stoliki, upewniając się, że siedzący przy nich klienci niczego nie potrzebują, po czym wytarłam ladę i wróciłam do Vicky i jej ochroniarza.

– Siadaj – powiedziała, klepiąc miejsce obok siebie. – Mamy piętnaście minut do końca twojej zmiany, a ja chcę spędzić z tobą jak najwięcej czasu.

Wślizgnęłam się obok niej i zignorowałam zrzędliwego faceta, który od dłuższego czasu siedział naprzeciwko nas. Już wiele lat temu nauczyłam się, że muszę się przyzwyczaić do mówienia o swoim życiu, gdy ktoś bezczelnie się temu przysłuchuje. Nie było tak źle. Ochroniarz mojej przyjaciółki był jak kamień, pozbawiony emocji posąg, który nigdy nie odpowiadał na pytania. Nawet kiedy opowiedziałam Vicky o tym, jak straciłam dziewictwo, nie odezwał się ani słowem. Nigdy nie zareagował. Wiedział o mnie tyle samo, co Vicky. Czasami zastanawiałam się, co on o mnie myśli.

– Jak tam twój ostatni podcast? – zapytała przyjaciółka, uśmiechając się.

– Wypadł świetnie – odparłam. – Udało mi się zdobyć już pięćdziesięciu subskrybentów – wyznałam radośnie.

Vicky zacisnęła wargi, desperacko próbując się nie roześmiać.

– Całe pięćdziesiąt, co? – Przewróciła oczami.

– Twoja najlepsza przyjaciółka jest celebrytką, Vicky – przekomarzałam się.

Prowadziłam bardzo mały, pasjonujący podcast, w którym opowiadałam o prawdziwych zbrodniach. To, co zaczęło się jako mechanizm radzenia sobie z problemami, przerodziło się w obsesję. Być może nie wiem, co stało się z moją matką, ale dzięki badaniom i rozmowom o innych ofiarach, znalazłam rozwiązanie.

– Dostałam maila w tej sprawie. Prawdziwy e-mail od fana – powiedziałam z dumą.

Vicky zacisnęła dłoń w pięść i oparła ją pod brodą.

– Czego ten ktoś chciał? – Pochyliła się podekscytowana.

– Cóż, pamiętasz tę sprawę o Fantomowym Mordercy z 1946 roku? – zapytałam.

– Oczywiście – skłamała Vicky. – Słucham wszystkich twoich piekielnie przerażających podcastów tuż przed snem, żeby mieć niesamowite koszmary. – Posłała mi szeroki uśmiech, żeby podkreślić swoją rację.

Jej ochroniarz chrząknął.

– Dziękuję za twoje zaangażowanie w mój projekt – odpowiedziałam radośnie, kłądąc rękę na piersi. – W każdym razie. Dostałam maila z adresu [email protected] z pytaniem, czy nie chciałabym obciągnąć jego fantomowego kutasa.

Vicky odchyliła głowę do tyłu i roześmiała się.

– Co to w ogóle znaczy? – wykrztusiła przed kolejnym wybuchem śmiechu.

– Myślę, że on ma kutasa widmo – odparłam. – Chciałabym go zobaczyć.

– Powinnaś koniecznie wyjść za tego człowieka. Wtedy będziecie mogli mieć małe widmowe dzieci.

Złapałam ją za ręce i zachichotałam.

– Będziesz moją druhną, prawda? – Mrugnęłam do niej, nie przestając się śmiać.

Rozmowa stała się poważna, gdy Vicky odpowiedziała:

– Obraziłabym się, gdybyś nie zapytała, a potem zabiłabym tego, kogo byś wybrała zamiast mnie.

Zmusiłam się do uśmiechu i zachichotałam, nie będąc pewna, czy tylko żartuje.

– O mój panie Hemsworth! – wykrzyknęła. – Tak właściwie, wcale bym tego nie zrobiła!

– Tak mówią wszyscy mordercy. – Westchnęłam. – Może wybiorę kogoś innego na mój ślub z widmowym kutasem, tylko po to, żebyś go zabiła, a ja dzięki temu będę miała epicką historię do swojego podcastu – odpowiedziałam żartobliwie.

– Wtedy będziesz miała pięćdziesięciu jeden subskrybentów! – wykrzyknęła, mrugając do mnie porozumiewawczo.

Obie znów się roześmiałyśmy, a ja poczułam, jak ciężar tego przepełnionego stresem tygodnia spływa z mojego ciała. Vicky i ja spędzałyśmy razem tylko jeden dzień w tygodniu, ale był on dla mnie bardzo cenny. Nasz wspólny czas wiele dla mnie znaczył.

Nie wpuszczałam do domu zbyt wielu osób. Przez większość czasu stanowimy z babcią drużynę, która gra przeciwko całemu światu.

Kilka tygodni temu skończyłam szkołę średnią i nie mogłam powiedzieć nic szczególnego o moich rówieśnikach. Nie zrozumcie mnie źle, potrafiłam wymusić uśmiech i nawiązać rozmowę z osobami, które lubiłam, ale w ostatecznym rozrachunku mój krąg znajomych był niewielki. Tak było łatwiej. Im mniej osób miało się w sercu, tym mniej można było stracić.

– Jak się miewa twoja babcia? – zapytała Vicky.

Mój dobry humor natychmiast prysł, a jej ochroniarz przechylił głowę, aby wysłuchać mojej odpowiedzi. Zawsze słucha, mój Tajemniczy Nieznajomy.

– Jej stan zaczyna się pogarszać. – Westchnęłam przeciągle. – Pewnego dnia upuściła garnek z wodą, a ja byłam tak cholernie przerażona. Dzięki Bogu, że nie zaczęła jeszcze gotować. Co by było, gdyby wylała na siebie wrzątek? – Przetarłam dłonią twarz, starając się pozbierać myśli. – Nie jestem pewna, czy te objawy są spowodowane lekami, czy przez chorobę Parkinsona, bo jej lekarz to kawał skurwysyna. Ciężko jest dostać się na wizytę, a gdy babci już się to uda, to spotkanie trwa zaledwie dwie minuty. Nie zadaje jej prawie żadnych pytań, potem wypisuje receptę i przesyła nam rachunek. – Wzruszam ramionami z rezygnacją.

Vicky wyciągnęła rękę i poklepała mnie po ramieniu. Miała puste spojrzenie, ale usta wykrzywiła w żałosnym grymasie.

– Nie potrafię sobie wyobrazić, jakie to trudne – odparła, nie przerywając kontaktu wzrokowego.

Westchnęłam.

– Ciągle się martwię, że może upaść. – Mrugam intensywnie, starając się powstrzymać łzy. – Ma więcej dobrych dni niż złych, ale ja się denerwuję. Każdego ranka przygotowuję jej wszystkie posiłki na cały dzień.

– Czy rozważałaś to miejsce, o którym rozmawiałyśmy? – zapytała smętnie. – Będziesz musiała coś znaleźć, zanim pójdziesz na studia – oznajmiła Vicky, a ja wiedziałam, że ma rację.

Kilka tygodni temu przyniosła mi broszurę domu opieki, w którym mogłabym zostawić babcię. Z czasem na pewno będzie potrzebowała dużo więcej pomocy. Parkinson to paskudna choroba, która zaatakowała jej układ nerwowy. Ciągle drżała i z dnia na dzień miała coraz większe problemy z mówieniem.

Broszura była zachęcająca, dlatego w zeszłym tygodniu nawet pojechałam tam autobusem, żeby się rozejrzeć. Ale prawda była taka, że nawet gdyby było mnie stać na takie miejsce, nie czułam, że mogłabym ją zostawić. Babcia wzięła mnie do siebie po tym, gdy mama… zniknęła. Trzymała mnie, gdy mama nie pojawiła się po swojej zmianie w sklepie spożywczym. Zaciągnęła mnie na policję, gdy następnego dnia rano nie mogliśmy się z nią skontaktować. Zadzwoniła do stacji informacyjnych, gdy policja nie nadała priorytetu tej sprawie. Pomagała mi w poszukiwaniach. Babcia nigdy nie zrezygnowała z mamy. Była moim największym orędownikiem i obrońcą. Nie chciałam jej teraz zostawić. Nie po tym wszystkim, co dla mnie zrobiła.

– Mają spa i pielęgniarkę, która jest tam dostępna przez całą dobę. Twoja babcia dostałaby własny pokój, a jedzenie podobno jest niesamowite – dodała Vicky, dumna z siebie, że udało jej się zdobyć takie informacje. – Ten ośrodek naprawdę jest rewelacyjny.

Tyle że pobyt tam kosztował siedem tysięcy dolarów miesięcznie. Ja nie miałam takich pieniędzy. Nie chciałam powiedzieć Vicky, że planuję już teraz uczęszczać na studia online w niepełnym wymiarze godzin, żeby móc zostać w domu i opiekować się babcią. Moja najlepsza przyjaciółka bardzo chciała, żebym wyszła i zrobiła coś dla siebie. Chciałam w pełni przeżyć studia, ale to nie wchodziło w grę.

– Pojechałam tam, aby się rozejrzeć – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

– I bardzo ci się spodobało, prawda? – zapytała z błyskiem w oczach.

Ochroniarz przesunął się na swoim miejscu i mruknął coś pod nosem.

– Jestem naprawdę wdzięczna, że poświęciłaś czas, aby znaleźć to miejsce – odparłam, siląc się na uśmiech.

Vicky lubiła być pomocna, po prostu czasami żyła we własnym wymarzonym świecie, który dla mnie był nieosiągalny. Pochodziłyśmy z przeciwnych stron miasta. Dla niej pieniądze nie stanowiły problemu.

– Kocham cię, dziewczyno! Zawsze możesz na mnie liczyć – odparła z powagą w głosie.

– Więc… Diamond? Czy tak miał na imię? – spytałam, zmieniając temat.

Vicky pożerała chłopaków, tak jak ja pożeram prawdziwe kryminały. Chodziła do prywatnej szkoły w centrum miasta i zawsze opowiadała o imprezach w pustych rezydencjach z głupimi nastolatkami, którzy pieprzą się wszędzie, gdzie się tylko da. To było coś, co sama chciałabym robić. Skończyłam osiedlowe liceum, gdzie przy wszystkich drzwiach były wykrywacze metalu, a w piątki – groźby bombowe.

– Był zbyt… natarczywy – odpowiedziała, zbywając temat machnięciem ręki i skruchą. – Dobrze się bawiliśmy, ale potem on chciał… więcej.

To było coś, co łączyło mnie z Vicky. Nigdy nie mogła pozwolić ludziom zbliżyć się do siebie za bardzo. Nigdy nie dopuszczała ich do siebie. Chociaż byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami pod każdym względem, nadal niewiele wiedziałam o jej życiu osobistym. Częściowo wynikało to z tego, że dorastała w mafii. Dla mojego bezpieczeństwa nie mówiła o swojej rodzinie ani o tym, gdzie mieszka. Nie chciała mnie narażać.

Bardzo sporadycznie SMS-owałyśmy lub dzwoniłyśmy do siebie. Miałyśmy tylko te krótkie chwile przyjacielskiej bliskości. W przeciwieństwie do facetów, z którymi się umawiała, mnie nie przeszkadzały te krótkie momenty, które oferowała. To było lepsze niż nic.

Lepsze to niż być zupełnie samemu.

– Kto jest twoją następną ofiarą? – zapytałam.

Jej ochroniarz ponownie mruknął i stuknął w rolexa na swoim nadgarstku.

– Już czas, Vicky.

Spojrzałam na niego szeroko otwartymi oczami. Po raz pierwszy słyszałam, żeby mówił. I o rajusiu, jego głos był głęboki, ale gładki. To był ten rodzaj głosu, przez który kobiety zrzucały bieliznę.

– Umiesz mówić? – zapytałam z niedowierzaniem.

Zdjął okulary przeciwsłoneczne i przez dłuższą chwilę wpatrywał się we mnie, a jego brązowe oczy przeszywały mnie na wskroś. Przełknęłam ślinę ze zdenerwowania. Skupiłam na sobie jego uwagę, a przez to mój żołądek zawirował.

Vicky chrząknęła i spojrzała na stół. Oderwałam wzrok od jej bezimiennego ochroniarza i spojrzałam na nią z niepokojem.

– Nie zamierzam umawiać się na randki przez jakiś czas, Juliet.

Cóż, to była niezła niespodzianka. Szok!

– Och? Robisz sobie przerwę od spotkań z kutasami? – Sugestywnie poruszyłam brwiami.

Skrzywiła się z niesmakiem.

– Robię sobie przerwę od wielu rzeczy. Ja… Muszę zrobić coś dla mojej rodziny – odparła, prostując się. – Właściwie to chciałam z tobą o tym dzisiaj porozmawiać…

Nie patrzyła mi w oczy, ale wyczułam, że ma zamiar powiedzieć coś ważnego.

– Co się dzieje? Wszystko w porządku? – zapytałam z troską.

– Nie możemy się już spotykać w czwartki, Juliet – wyszeptała.

Wzdrygnęłam się.

Z pewnością źle zinterpretowałam to, co powiedziała.

– Co? Dlaczego? Nie możesz przez tydzień nie widzieć mojej twarzy. – Zaśmiałam się nerwowo. – Przestań się wygłupiać. – Lekko ją szturchnęłam.

Potrząsnęła głową.

– Ja nie żartuję. – Westchnęła. – Nie mogę ci powiedzieć, co się dzieje. Po prostu… teraz nie jest bezpiecznie.

Jej ochroniarz położył na ladzie pieniądze za jedzenie, co było znakiem, że mają wyjść. – Czy coś ci grozi? – zapytałam ze strachem. – Zaczekaj. Kiedy cię znowu zobaczę?

Vicky wysunęła się z boksu i przetarła oczy.

– Obiecuję, że wyślę ci SMS-a, gdy będzie bezpiecznie. – Uśmiechnęła się delikatnie, dotykając mojej dłoni. – Nie chciałam cię zdenerwować, dlatego musiałam ci powiedzieć o tym osobiście.

– Nic mi nie powiedziałaś, Vicky – odparłam, krzywiąc się. – Daj spokój. Przecież to ja – powiedziałam błagalnym tonem. – Nie chcesz się już ze mną przyjaźnić? – Panika ogarnęła moje ciało.

Czy ona właśnie mnie zostawiła? Czy naprawdę by to zrobiła?

Chwyciła torebkę i spojrzała na mnie oczami błyszczącymi od łez.

– Napiszę do ciebie, kiedy będzie bezpiecznie.

Co się dzieje, do jasnej cholery?

Vicky i jej ochroniarz ruszyli w kierunku drzwi, a ja podążyłam za nimi. Zaczęłam płakać, wołając ją, aby wróciła.

– Czy ty w ogóle zamierzasz mnie przytulić na pożegnanie? Jesteśmy najlepszymi przyjaciółkami, Vicky! – krzyknęłam. – Przestrzegałam twoich zasad. Nigdy na ciebie nie naciskałam. Zachowałam twoje sekrety.

Zatrzymała się i odwróciła na pięcie, a po jej policzkach spływały gorące łzy. Stałam oniemiała, a ona bez słowa podeszła do mnie.

– Kocham cię – wyszeptała, po czym mocno mnie przytuliła.

Ścisnęłam ją, mając miliard pytań, które cisnęły mi się na język.

– Po prostu powiedz mi, co się dzieje, Vicky – poprosiłam stłumionym głosem.

Przytuliła mnie jeszcze mocniej, zanim się odsunęła.

– Dziękuję, że dzięki tobie czuję się normalnie, Juliet – wyznała, a po jej policzkach wciąż ciekły łzy.

Spojrzałam na jej ochroniarza, mężczyznę, z którym widywałam się co tydzień przez ostatnie trzy lata, ale którego ledwie znałam. Miał smutny wyraz twarzy, którego nie rozumiałam.

– Nie rób tego – błagałam.

Mężczyzna odwrócił wzrok, a na jego twarzy pojawił się zaskakujący błysk bólu.

Vicky już miała zostawić mnie zapłakaną na gorącym asfalcie, gdy na parking Dicka wjechał konwój mercedesów.

– Kurwa! – zaklęła Vicky, stając przede mną jak ludzka tarcza.

– Kurwa! – powtórzył jej ochroniarz.

ROZDZIAŁ 2

– Cholera – mruknęłam pod nosem, gdy drzwi samochodów otworzyły się gwałtownie, a z aut wyszedł tłum mężczyzn w garniturach.

Próbowałam policzyć, ilu ich jest, ale pojawiali się i zniknęli w nocnym powietrzu jak cienie. Mogło ich być zarówno dwunastu, jak i stu. Było ich naprawdę wielu, co mnie onieśmielało, a brak możliwości wyraźnego widzenia potęgował moje przerażenie całą tą sytuacją.

– Wejdź do środka, Juliet – wyszeptała Vicky.

Absolutnie nie. Cholernie marzę o tym, aby wejść do środka, ale wydawało mi się, że ucieczka zwróciłaby na mnie jeszcze większą uwagę. Byłabym uwięziona jak ptak w klatce. Nie mówiąc już o tym, że byłam całkowitym tchórzem. Może nie znałam tego świata, ale nie zamierzałam pozwolić, aby moja najlepsza przyjaciółka sama stawiała czoła zaistniałej sytuacji.

Przyjaciół się nie porzuca.

Patrzyłam z podziwem na przerażające podobieństwo tych facetów. Mieli garnitury w różnych odcieniach czerni i szarości, a skórzane buty były wypolerowane i nieskazitelnie czyste. Zauważyłam w tym gronie zaledwie kilka kobiet, miały na sobie stroje podobne do tych, jakie nosili mężczyźni, Te drogie, szyte na miarę garnitury od projektantów były czymś w rodzaju uniformu roboczego.

– Musisz iść, Juliet – wyszeptała ponownie moja przyjaciółka.

Wyczuwając, że Vicky jest w niebezpieczeństwie, dumnie stanęłam na asfalcie i czekałam. Nie byłam ignorantką, jeśli chodzi o mafię w Kansas City i o to, do czego jest zdolna. Nie wiedziałam dokładnie, jaką rangę zajmuje w systemie rodzina Vicky, ale fakt, że miała ochroniarza, który za nią chodził, wystarczył, by założyć, że była kimś ważnym w ich organizacji – albo kimś ważnym dla kogoś.

Mimo upalnej nocy, po moim kręgosłupie przebiegł dreszcz. Wciąż walczyłam z instynktownym, ogromnym pragnieniem ucieczki. Dopiero gdy drzwi jednego ze środkowych samochodów otworzyły się i z pojazdu wysiadł wysoki mężczyzna, powietrze stanęło mi w piersi.

Ten facet… On… był… nieziemsko przystojny. W przerażający sposób.

Miał blond włosy zaczesane na bok, pełne usta, szerokie ramiona i muskularną budowę ciała. Górował nad wszystkimi i miał taką prezencję, że można było na niego zwrócić uwagę.

– Kurwa – zaklęła Vicky. – Za późno na ucieczkę.

– Co masz na myśli? – mruknęłam, gdy przysunęła się do mnie na tyle blisko, że jej plecy zderzyły się z moją klatką piersiową.

Objęła mnie ramionami, wyzywająco unosząc podbródek. Jej ochroniarz stał na swoim miejscu i był czujny, ale po raz pierwszy w życiu zauważyłam, że jego ramiona opadły z uległością, jakby i on obawiał się tego, co nas czeka.

Nietrudno było zauważyć, że mężczyzna, który się do nas zbliżał, był tu dowódcą. On był jak magnes, przyciągał nas do siebie. Wszyscy odwrócili się, by na niego spojrzeć. Poruszali się, gdy on się poruszał, oddychali, gdy on oddychał. Całe to doświadczenie wydało mi się bardzo… harmonijne, ponieważ byli ze sobą tak doskonale zestrojeni. To było tak, jakby cały świat dopasował się do niego.

– William – przedstawił się blondyn. Jego ton był szorstki i chropowaty, ale jednocześnie uprzejmy i opanowany. Nie podnosił głosu, mówił jak człowiek przyzwyczajony do tego, że świat pochyla się, aby usłyszeć, co ma do powiedzenia. Każda sylaba wypływająca z jego ust była dostojna.

– Nicholas – odpowiedział ochroniarz Vicky, po czym podszedł do niego.

Obaj mężczyźni objęli się. Wyglądało to tak, jakby uścisk był wymuszony, ale jednocześnie naturalny, jakby ćwiczyli ten ruch na imprezach politycznych, żeby coś udowodnić.

William? William?! Ochroniarz Vicky miał na imię William?

Zamrugałam kilkakrotnie, przetwarzając w myślach to imię. Mój Tajemniczy Nieznajomy, mój cichy towarzysz, człowiek, który wiedział o mnie wszystko dzięki podsłuchiwaniu rozmów. W końcu poznałam jego imię. W ciągu jednej nocy usłyszałam jego głos i dowiedziałam się, jak mu na imię; dzięki temu poczułam, że jest bardziej realny.

Nie zdążyłam się tym nacieszyć, bo zaczęli coś do siebie wzajemnie mamrotać, a potem odwrócili się, żeby na mnie spojrzeć. Fale przerażenia uderzyły we mnie jak piorun.

– Vicky. Ty to umiesz narobić kłopotów – powiedział blondyn, Nicholas.

Słysząc jego słowa, moja najlepsza przyjaciółka zdenerwowała się i odpowiedziała z przekąsem:

– Nicholasie, ty za to wiesz, jak to jest być gigantycznym wrzodem na moim tyłku.

Przez ułamek sekundy wyglądał na rozbawionego, ale jego wyraz twarzy zmienił się w kontrolowany gniew.

Vicky rozejrzała się po zaparkowanych wokół nas samochodach i westchnęła.

– Czy naprawdę musiałeś przyprowadzić całą karawanę? – zapytała, przewracając oczami.

– Chciałem się tylko upewnić, że nie uciekasz od swoich obowiązków – odparł chłodno, prychając ze zirytowania. – Pokaż mi, kogo ukrywasz za plecami.

– Nie – odpowiedziała Vicky szybko. Była zdecydowana, a jej głos ociekał jadem. – Nic z tego, Nicholasie.

Mężczyzna przygryzł wewnętrzną stronę policzka i spojrzał na nią ze złością. Najwyraźniej nie przywykł do tego, że ktoś mu się sprzeciwia. Zerknęłam na niego zza pleców Vicky, a jego nienaturalnie jasne oczy zapłonęły gniewem.

– Myślę, że zapominasz, kto tu rządzi – powiedział, kładąc nacisk na każde słowo, tak, że brzmiało to jak groźba.

– Chyba zapominasz, że jesteś moim bratem, a nie jakimś strażnikiem więziennym – warknęła, krzyżując ręce na piersi.

Hola hola! Bratem? Byli spokrewnieni?

Po ostatnich trzech latach spędzonych w tej nietypowo przyjacielskiej relacji, w której nie wolno mi było nic wiedzieć o prywatnym życiu Vicky, tak dziwne było teraz spotkanie z jej bratem. Wpatrując się w niego, dostrzegłam pewne podobieństwa między nimi. Mieli taki sam ostry nos. To samo zadziorne spojrzenie i długie nogi. Ale skoro byli rodziną, to dlaczego Vicky drżała? Odwróciła się, spojrzała na swojego ochroniarza Williama i potrząsnęła głową.

– A ty? – zapytała, wbijając zirytowane spojrzenie w mężczyznę. – Czasami wydaje mi się, że ci na mnie zależy. Innym razem zastanawiam się, jak to możliwe, że jesteśmy spokrewnieni. Myślałam, że tobie też zależy, Williamie. Nie kłam i nie mów mi, że nie.

Byłam zdezorientowana, a jednocześnie zbyt przestraszona, by cokolwiek zrobić lub powiedzieć. Przygryzałam wargę, gdy oni wymieniali między sobą milczące spojrzenia. Chciałam zerknąć, aby zobaczyć, czy ludzie w barze się nam przyglądają, czy może skupili swoją uwagę na czymś innym. Cóż, przecież wszyscy wiedzieli, że nie należy zadzierać z tłumem.

Nawet jeśli nigdy nie miałam do czynienia z mafią, poza wizytami Vicky, wiedziałam, że należy trzymać się na uboczu. Milczeć, trzymać język za zębami – nieważne, jak to nazwiemy. Jeśli coś widzisz, nic nie mów. Nie udałoby mi się przetrwać w złej części miasta, gdybym wtykała nos w cudze sprawy. To dlatego Vicky tak bardzo mi ufała – wiedziała, że nie jestem wścibska i nie będę pytać o to, o co nie powinnam.

Mój tani telefon zaczął dzwonić. Przenikliwy dźwięk przebił się przez złowrogą ciszę, a ja zaklęłam pod nosem. Tylko jedna osoba mogła teraz do mnie dzwonić.

Babcia.

Poczułam, że wszyscy zwracają na mnie uwagę, a Nicholas się uśmiechnął.

– Zamierzasz odebrać? – zapytał, a jego głos poruszył czułe struny w moim ciele.

Przełknęłam ślinę, aby zyskać kilka sekund na odpowiedź. Miałam krótką chwilę na przemyślenie swoich możliwości. Zebrałam całą swoją odwagę i zażartowałam:

– Nie chciałam cię urazić.

Zauważyłam, że powieka Williama drgnęła. Vicky jeszcze mocniej do mnie przylgnęła. Mój telefon wciąż przeszywał głośnym dźwiękiem nocną ciszę.

– Proszę bardzo, nie krępuj się i czuj się jak u siebie – odparł Nicholas złośliwie.

Wyglądało to na podstęp, w którym nie chciałam brać udziału.

Ale mimo to…

Być może to właśnie z powodu zniknięcia mojej mamy z trudem ignorowałam telefony od babci. Nigdy nie chciałam, żeby babcia zastanawiała się lub martwiła, czy wszystko ze mną w porządku. Niewiedza o tym, co stało się z mamą, oznaczała, że do końca życia nieustannie musiałyśmy się o nią martwić. Wiedziałam, że powinnam popracować nad tym lękiem, ale denerwowałam się, że nie odbieram. Poza tym, gdybym miała umrzeć, chciałabym najpierw porozmawiać z babcią. Wyciągnęłam z biustonosza komórkę z pękniętym ekranem i szybko odebrałam.

– Cześć, babciu. Wszystko w porządku? – zapytałam, siląc się na naturalny ton.

Nie chciałam, aby się denerwowała, dlatego zmusiłam się do zachowania spokoju.

– Juliet, czy to ty? – powiedziała babcia sennym głosem.

– Tak, babciu, to ja. Nic ci nie jest?

Wpatrywałam się w chodnik, ale usłyszałam kroki. Ktoś szedł w moją stronę.

–N-nie pamiętam, kiedy… kończysz pracę. Kiedy wracasz do domu? Martwiłam się. – Głos babci był zmęczony i pełen troski. Była typem kobiety, która dzwoniła przed burzą, żeby upewnić się, że zostaniesz w domu. A jeśli nie zadzwoniłeś, żeby dać jej znać, że dotarłeś do celu – na przykład do miejsca pracy – już ona zadba o to, abyś więcej nie powtórzył tego błędu.

– Nic mi nie jest, babciu. Po prostu pracuję do późna – powiedziałam, rozglądając się. – Nie musiałaś na mnie czekać. Połóż się, a ja…

Nicholas wyglądał groźnie, podchodząc bliżej Vicky i mnie. Instynktownie wiedziałam, że moja rozmowa zostanie przerwana, gdy tylko dotrze do celu.

– Zrobię nam śniadanie. Wiem, że gofry to twoje ulubione danie. Ale nie mogę znaleźć syropu. I ktoś zabrał wszystkie pokrętła z mojej kuchenki – skarżyła się babcia, nieświadoma chaosu, w którym się znalazłam.

Chciałam powiedzieć, żeby się o mnie nie martwiła.

Moje usta rozchyliły się w szaleńczym uśmiechu.

Co tu się, kurwa, działo?

– Przygotuję ci gofry, jak tylko wrócę do domu, dobrze? – zapytałam, błagając w myślach, aby babcia nic nie podejrzewała. – Mam klienta. Zadzwonię później. Kocham cię.

– Też cię kocham.

Rozłączyłam się i wydusiłam z siebie drżący oddech.

– Przepraszam – powiedziałam cicho, zanim przygotowałam się na to, co miało nastąpić.

– Kim jesteś? – zapytał Nicholas.

– To nie twój pierdolony interes – rzuciła Vicky, po czym puściła mnie, by rzucić się na swojego brata. – Dlaczego musisz wszystko, kurwa, psuć? – wrzasnęła, przesadnie gestykulując. – Przychodzisz tu ze swoją armią zbirów i próbujesz przestraszyć moich przyjaciół. Nie wszyscy są wrogami, Nick! – krzyczała.

Zesztywniałam pod wpływem napięcia.

Nicholas powoli strzelił knykciami. Jeden po drugim – trzask, trzask, trzask. Ten dźwięk przyprawił mnie o drżenie. Mężczyzna był tak skrupulatny i spokojny, a każdy jego ruch był przerażająco ostry. Potem, ruchem tak szybkim, że prawie go przegapiłam, uderzył moją najlepszą przyjaciółkę. Żadne z nas nie miało czasu, żeby zrozumieć, co się stało. To było brutalne i szybkie. Vicky upadła na ziemię i uderzyła czołem o twardy beton.

– Co jest, kurwa? – wysyczałam szeptem, po czym przykucnęłam obok niej, aby upewnić się, że nic jej nie jest. W jednej chwili Vicky podniosła się do pozycji siedzącej i jak doświadczona bad woman wytarła krew z twarzy i spojrzała na swojego brata.

Czyjeś palce wplotły się w moje włosy i zostałam oderwana od ziemi, zanim zdążyłam sprawdzić, co z Vicky. Moja skóra głowy płonęła, a ja zostałam mocno przyciśnięta do ciała Nicholasa.

– Kto to jest? – zapytał Nicholas Williama.

– To tylko kelnerka – skłamał William.

– Tylko kelnerka? No cóż, w takim razie. – Nicholas wolną ręką wyciągnął glocka, który był przypięty do jego boku, i przycisnął lufę do mojego policzka.

Chłodny metal pistoletu boleśnie wbił się w moją skórę, a ja krzyknęłam. Jego uścisk na moich włosach nie ustąpił. Zacisnęłam powieki i jęknęłam, zbyt przerażona, by cokolwiek zrobić.

– Nie obchodzi cię, że zabiję tę sukę, prawda? – prowokował Nicholas.

– Proszę, przestań, Nicholas – wykrztusiła Vicky.

Otworzyłam oczy i wpatrywałam się w całą trójkę, nie wiedząc, co powiedzieć, ani w czym w ogóle tkwi problem. Zawsze myślałam, że Vicky trzyma mnie w tajemnicy ze względu na swoich wrogów, ale nie miałam pojęcia, że jest spokrewniona z potworem.

– Ona jest moją przyjaciółką, Nick – przyznała, tym razem jej ton był łagodny i znajomy.

William zbliżył się do nas o krok. Uścisk Nicholasa na moich włosach tylko trochę się rozluźnił, ale to wystarczyło, żebym poczuła niewielką ulgę.

– Przyjaciółka, co? – prychnął. – Civellowie nie mają przyjaciół. Mamy wrogów i partnerów w interesach. Powinienem rozwalić jej pieprzony mózg, żeby dać ci nauczkę! – krzyknął.

– Nie powiedziałam jej nic o naszej rodzinie – zapewniła Vicky. – Zapytaj Williama, on był ze mną za każdym razem, gdy się spotykałyśmy.

– Za każdym razem, ta? – zapytał Nicholas, zanim przysunął lufę pistoletu do mojej dolnej wargi.

Mocno przycisnął broń i wpatrywał się w moją twarz.

– Powiedz mi, Williamie. Dlaczego ukrywałeś przede mną ten gorący, mały sekret?

Miałam tak sucho w ustach, że mój język mimowolnie wysunął się, aby oblizać wargi, ale zamiast tego przesunęłam nim po pistolecie. Smakował jak miedź i dym. Nicholas wpatrywał się w moje usta, a ja patrzyłam, jak jego jabłko Adama unosi się i opada.

– Vicky potrzebowała przyjaciółki po śmierci mamy – wyjaśnił spokojnie William. – Pamiętasz, jak było źle.

– To było trzy lata temu. Dostała receptę na Prozac i było z nią dobrze – warknął, nie odrywając ode mnie spojrzenia.

– Nie było z nią dobrze, Nicholasie. Wiesz o tym. – Westchnął William. – Kiedy się zaprzyjaźniły, zauważyłem, że Vicky radzi sobie lepiej. Zacząłem jej towarzyszyć, żeby upewnić się, że nie powie czegoś, czego nie powinna. Upewniałem się, że to było bezpieczne. I naprawdę było. Ta relacja jest nieszkodliwa.

– Gdyby była nieszkodliwa, nie trzymałabyś jej w tajemnicy przede mną – syknął. – Wiesz, że mamy szczura. Nie wiedziałem tylko, że karmisz go serem tuż pod moim nosem.

– Ona nie jest szczurem! – krzyknęła Vicky.

– A ty nie jesteś godna zaufania! – odparł, przenosząc na nią spojrzenie, które mogłoby zabić.

– Pieprz się. Zwykle nie zwracasz uwagi na to, co robię, Nicholasie – odpowiedziała Vicky. – Najwyraźniej obchodzi cię to tylko wtedy, gdy ma wpływ na twoje zyski.

– Za cztery godziny masz być w samolocie do Włoch. Wybacz, że upewniłem się, że zrobiłaś to, co powinnaś. Masz ten paskudny, samolubny zwyczaj robienia wszystkiego, na co masz ochotę, bez względu na konsekwencje – stwierdził lodowatym tonem.

– Włochy? – zapytałam, zanim zdążyłam zacisnąć wargi.

Nie chciałam nic mówić. Nie byłam pewna, jak się z tego wyplątać. Moja przyjaźń z Vicky miała być czymś beztroskim, naszą wspólną ucieczką od życia.

Nicholas spojrzał na mnie z wypisaną na twarzy złością.

– Znasz Corę, małą kelnerkę? – zapytał mrocznym, groźnym głosem.

Gwałtownie pokręciłam głową.

– Nie znam nikogo o tym imieniu.

– Kłamiesz! – wykrzyknął, po czym mocniej pociągnął mnie za włosy. – Myślałaś, że możesz się tak po prostu zakraść i zdradzić wszystkie moje sekrety? Cora nauczy się, żeby ze mną nie zadzierać.

Łzy zaczęły mi płynąć po twarzy.

– Nie znam Cory. Nie mam pojęcia, o czym mówisz – załkałam.

– Hale! – zawołał Nicholas, po czym obrócił mnie twarzą do siebie.

Jego ręce owinęły się wokół moich ramion i ścisnął je mocno. Z bliska mogłam poczuć zapach whisky, którą był przesiąknięty jego oddech. Słyszałam każdy wydech. Zarost na jego ostrym podbródku był tak blisko, że mogłam przejechać językiem wzdłuż jego szczęki. To było jak zbyt długie wpatrywanie się w słońce. Nie mogłam mrugać, ledwo byłam w stanie oddychać. Byłam jednocześnie zachwycona i przerażona. Wpatrywaliśmy się w siebie, gdy zbliżył się do nas duży mężczyzna. Syknęłam, gdy Nicholas przycisnął swoje ciało do mojego. Twarde płaszczyzny mięśni zderzały się z każdą miękką krzywizną mojego ciała. Na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka.

– Tak, szefie? – zapytał osiłek.

– Zabierz ją do opuszczonej piwnicy – rozkazał. – Zadzwoń do Anthony’ego i powiedz mu, że wkrótce będę miał dla niego nowe ciało. Ta knajpa wygląda na przytulny lokal i nie chcę poplamić krwią ich parkingu. Jestem taki miły, prawda, Vicky? – Zarechotał.

– Nie! – wrzasnęła moja najlepsza przyjaciółka.

Chciałam krzyknąć z przerażenia, ale ten dźwięk został stłumiony przez siłę uderzenia pistoletu w prawą skroń. Zamrugałam dwa razy, jęknęłam i runęłam w ramiona samego szatana.

ROZDZIAŁ 3

Zaschnięta krew przykleiła się do mojej zziębniętej skóry. Było tak zimno, że aż szczękały mi zęby, co nie pasowało do upału panującego na zewnątrz. Klimatyzacja nad głową pracowała pełną parą, przez co czułam lodowaty powiew na moim odsłoniętym ciele. Moja koszulka gdzieś zniknęła, ale na szczęście wciąż miałam na sobie miniówkę, stanik i bieliznę. Ciasne węzły, którymi miałam związane za plecami nadgarstki, były szorstkie i raniły moją skórę. Leżałam na twardej, betonowej podłodze i niewiele widziałam. Wszystko w tym pomieszczeniu zaprojektowano tak, abym czuła się upokorzona, pozbawiona godności, i miało na celu torturować mnie psychicznie. Ciężkie łańcuchy, którymi obwiązano moje nogi, obciążały mnie i przykuwały do podłogi. Nie wiedziałam, jak długo tu jestem. Mój pęcherz wydawał się pełny do granic możliwości i wkrótce będę musiała się wysikać.

Moje podejście do zaistniałej – traumatycznej – sytuacji było dosyć osobliwe. Nie krzyczałam, kiedy obudziłam się związana i samotna. Nie płakałam, nie dostałam ataku histerii, dzięki czemu nie miałam problemów z oddychaniem. Analizowałam sytuację w sposób tak oderwany od rzeczywistości, że uśpione przerażenie wdzierało się w moją duszę, domagając się uwolnienia. Być może było to spowodowane tym, że przez całe życie patrzyłam na świat oczami pesymisty. Może spodziewałam się, że pewnego dnia spotka mnie to samo, co spotkało moją mamę. Odkąd ona zniknęła, przygotowywałam się na to, że mnie również może przydarzyć się coś złego.

Aby sobie z tym poradzić, myślałam o błahych rzeczach. Z jakiegoś powodu nie mogłam przestać myśleć o mojej pracy. Czy już ją skończyłam? Może właśnie miałabym przerwę na lunch. W miarę upływu czasu coraz bardziej martwiłam się o Vicky i o babcię. Obawiałam się, że nie wyjdę z tego cholernego miejsca żywa.

Moja kochana babcia nigdy się nie dowie, co się ze mną stało. Nie dowie się, czy jeszcze żyję i czy jestem bezpieczna. To będzie dla niej ogromny cios, jakby na nowo musiała przeżywać zniknięcie mojej matki.

W pokoju pachniało rdzą. Panowała tu ponura atmosfera, zła energia, jakby śmierć czaiła się za każdym rogiem. Mimo że mój umysł był zamroczony od silnego uderzenia w czaszkę na parkingu przy Dick’s Diner, byłam w stanie zorientować się, że jestem gdzieś w piwnicy.

Większość życia spędziłam na czytaniu mrocznych spraw i badaniu prawdziwych zbrodni, ale bycie w środku tego wszystkiego nie było dopełnieniem mojego hobby. Wolałam czytać o tego typu sprawach, niż być ich główną bohaterką. A to, co się właśnie działo w moim życiu, nie było jak mój starannie dopracowany podcast. To było przerażające.

Metalowe drzwi otworzyły się, zalewając mnie jasnym fluorescencyjnym światłem. Wstrzymałam oddech i zacisnęłam powieki. Głowa wciąż pulsowała mi od uderzenia. Usta miałam popękane przez brak wody.

Usłyszałam przekleństwo wypowiedziane głębokim, mrożącym krew w żyłach tonem, a później dobiegł mnie dźwięk kroków. Zamrugałam pół tuzina razy, aż w końcu moje oczy zaczęły współpracować i mogłam zobaczyć, kto się zbliża.

Gdy mężczyzna kucnął przede mną, poczułam ciepło bijące od jego ciała, wskutek czego na moich ramionach pojawiła się gęsia skórka. Poczułam, jak dreszcz przebiega mi po kręgosłupie, gdy zobaczyłam mojego Tajemniczego Nieznajomego. Chwilę zajęło mi przypomnienie sobie jego imienia.

Jak oni go nazwali?

– William? – wycharczałam, bo nie byłam w stanie mówić. – Proszę, wypuść mnie stąd. – Mówiłam tak cicho, że nie wiem, czy mnie słyszał.

Wyciągnął rękę i miękkimi palcami pogłaskał mój policzek. Wzdrygnęłam się na tę nieoczekiwaną bliskość. To było takie dziwne, czuć się tak znajomo, a jednocześnie tak obco. Jego dotyk był zbyt intymny, jak na to, kim byliśmy dla siebie nawzajem, i mimo że na krótko dał mi poczucie komfortu, pocieszenia, to sprawił również, że zaczęłam się bać. Przez tak długi czas mój Tajemniczy Nieznajomy był jak cień, jak mucha na ścianie, którą ignorujesz. Był ceną, którą musiałam zapłacić za moją przyjaźń z Vicky. Warunkiem, który musiałyśmy spełnić, by móc się widywać. Drażniłam się z nim. W pewien sposób zaakceptowałam go. Ale teraz on był wrogiem.

– Nigdy nie chciałem, żeby do tego doszło – wyszeptał miękkim głosem. – Chciałem trzymać cię tak daleko od Nicholasa jak to tylko możliwe.

Oblizałam suche wargi i odsunęłam się od niego na tyle, na ile pozwoliły mi zaplątane wokół kończyn węzły. Ale mój Tajemniczy Nieznajomy nie odpuszczał. Pochylił się bliżej. Bardzo blisko, aż za blisko.

– Co oni mi zrobią? – zapytałam, chociaż nie wiedziałam, czy chcę poznać odpowiedź.

Chrząknął i zbliżył swoje czoło do mojego. Za każdym razem, gdy mrugał, trzepot jego rzęs sprawiał, że czułam delikatne muśnięcie powietrza na skórze.

Co on robił?

– Chcesz znać prawdę? – zapytał po chwili.

– Myślę, że jesteś mi to winien – warknęłam.

Mimo bólu, który odczuwałam w całym ciele, wciąż miałam w sobie trochę sił do walki. Martwiłam się o Vicky, a jednocześnie byłam na nią zła.

Jak mogła do tego dopuścić?!

Zawsze myślałam, że nagroda jest warta ryzyka, ale teraz…

– Jestem ci winien o wiele więcej niż tylko prawdę – odpowiedział mrocznie, a w jego słowach dało się usłyszeć podziw, który sprawił, że zmarszczyłam brwi. – Musisz zrobić wszystko, co w twojej mocy, aby przekonać Nicholasa, że to nie ty jesteś szczurem.

– Ale ja nie jestem żadnym szczurem! Ja nic nie wiem – szlochałam.

– Wiem o tym – zapewnił mnie William. – Ale ostatnio gówno uderzyło w wentylator, a Nicholas się nie pieprzy. Coś śmierdzi w naszej ekipie, ale nie wie od kogo. – Spojrzał na mnie uważnie, po czym wyznał: – On cię zabije, Juliet.

Szloch ponownie przedarł się przez moje suche gardło.

Naprawdę mnie zabije?

– Ja nie chcę być wmieszana w wasze sprawy, nie prosiłam się o to. Nic nie wiem – powiedziałam, ponownie wybuchając histerycznym płaczem.

William rzucił mi spojrzenie pełne litości.

– Podda cię próbie. Złamie cię. Spali. – Westchnął. – Musisz zrobić wszystko, aby udowodnić swoją lojalność – powiedział. – Mój brat nie ceni ludzkiego życia. Zależy mu jedynie na tym, aby nasze nazwisko było poważane i na imperium, które zbudował. Wszyscy inni tylko mu przeszkadzają. – Uśmiechnął się smutno.

To gorzkie wyznanie zabrzmiało jak potok słów wypełnionych jadem. William najwyraźniej nienawidził swojego brata.

Z trudem przełykając ślinę, poczułam się uwięziona w beznadziejnej sytuacji, z której nie umiałam się wydostać.

– Jak długo zamierza mnie tu trzymać?

William odsunął się nieznacznie i przygryzł wargę.

– Vicky właśnie wsiadła do samolotu do Włoch, więc przypuszczam, że mój brat wkrótce się tutaj zjawi, aby cię przesłuchać.

Poczułam zarówno ból, jak i ulgę. Nie rozumiałam, dlaczego Vicky musiała lecieć do Włoch, ale przynajmniej była z dala od swojego brata-potwora.

– Kim on jest? – zapytałam, bo musiałam się czegoś dowiedzieć, aby nie zwariować.

– Nicholas jest szefem i naszym najstarszym bratem. Odziedziczył to gangsterskie królestwo. – Zaśmiał się ponuro.

Moja nadzieja zmalała.

– A ty kim jesteś? – zapytałam. – Przez cały czas myślałam, że jesteś jej ochroniarzem.

Jego usta ułożyły się pełen napięcia uśmiech, a on odpowiedział:

– Myślę, że pod wieloma względami tak jest. Vicky to moja młodsza siostra. – Westchnął, przyglądając mi się wnikliwie. – Chciałem się tylko upewnić, że nic jej nie jest. Kiedy się pojawiłaś, zrozumiałem, że wasza relacja to najlepszy sposób, aby pomóc mojej siostrze uporać się z żalem.

Wstał i wytarł dłonie o uda, po czym wsunął obie ręce do kieszeni spodni.

– Dlaczego Nicholas uważa mnie za szczura? – zapytałam.

Może gdybym wiedziała więcej, znalazłabym jakieś wyjście z tej sytuacji. Może mogłabym im udowodnić, że nie jestem nikim ważnym. Nie miałam żadnych przyjaciół. Nie rozmawiałam z nikim poza babcią.

Druga osoba otworzyła drzwi i przeszła przez próg. Miałam wrażenie, że temperatura w pomieszczeniu spadła o kolejne dwadzieścia stopni, gdy tylko lodowate spojrzenie Nicholasa wylądowało na mnie.

– To jest dokładnie takie pytanie, jakie mógłby zadać szczur. I żeby było jasne, póki tu jesteśmy, będziesz nazywała mnie Malice.

Na to imię przeszedł mnie lodowaty dreszcz.

Malice. Złośliwość.

Malice. Złośliwość.

Malice. Złośliwość.

Idealnie pasował do tego określenia.

Dwóch silnych mężczyzn wniosło do zimnej piwnicy wiotkie ciało. Jednego z ubranych w garnitur strażników rozpoznałam jako Hale’a, człowieka, który uderzył mnie pistoletem w głowę. Mężczyzna chrząkał i kaszlał, jakby każde z jego żeber było złamane. Malice skinął obok mnie i dwóch strażników rzuciło dziwnego, połamanego człowieka prosto pod moje nogi. Chrzęst kości przyprawił mnie o mdłości. Sponiewierany człowiek jęknął, a ja spojrzałam na Williama z przerażeniem.