Maski - Kowal Melka - ebook + audiobook + książka

Maski ebook

Kowal Melka

4,4

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.

33 osoby interesują się tą książką

Opis

Jak bardzo może namieszać jeden wieczór? Taki, gdy możesz być kim chcesz i obowiązuje tylko jedna zasada...

Poppy po odkryciu licznych zdrad wieloletniego partnera potrzebowała nowego startu. Szaleństwa, zapomnienia. Żadnego planu czy oczekiwań. Żadnej bolesnej przeszłości. Wszystko szło zgodnie z planem, dopóki ktoś nie wyłowił jej z tańczącego tłumu na imprezie maskowej. Liam. To jej jedyne wspomnienie z tej nocy warte zapamiętania... I niemożliwe do zapomnienia.

Nie była na niego gotowa. Dotyk, smak i zapach Liama miały prześladować ją już zawsze w snach...

Dwa lata później Poppy zaciekle walczy o awans w pracy, lecz nowy szef okazuje się trudnym przeciwnikiem. Wywraca do góry nogami jej karierę, mimo to nie sposób wyrzucić go z myśli. Zwłaszcza że jego chłód może skrywać więcej, niż widać gołym okiem.

Co się stanie jeśli Poppy zaryzykuje? Jak wiele zyska... a może jak wiele straci, jeśli podejmie wyzwanie?

Uczucia potrafią kryć się pod wieloma maskami. Od ciebie zależy, czy zdejmiesz je wszystkie.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 450

Oceny
4,4 (238 ocen)
146
48
32
11
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Jarzabka1996

Nie polecam

Zmęczyłam się tą książką i nawet nie dokończyłam. Główna bohaterka miała być silną kobiecą postacią a jest irytująca i na dodatek zaskoczona, że po jednej nocy z nieznajomym bez żadnego zabezpieczenia bo ZAPOMNIAŁA można zajść w ciążę i jeszcze o tym nie wiedzieć przez pół roku. Niestety nie zostałam fanką tej autorki, zawiodłam się.
20
halcik28

Całkiem niezła

Na początku drażniły mnie dziwne porównania i długie monologi wewnętrzne głównej bohaterki, ale ostatecznie da się przez to przebrnąć. Raczej szybko zapomnę o tej pozycji.
20
Natalia1996_2022

Dobrze spędzony czas

Właśnie jestem po przesłuchaniu audiobooka … „Maski” to na pewno książka od której trudno się oderwać i towarzyszyła mi AŻ dwa dni, tylko dlatego, że mogłam jej słuchać kiedy inni spali lub byli poza domem… inaczej połknęłabym ją na raz. Raczej nie czytam romansów, bo mam do nich pobłażliwy stosunek, nie lubię opisów miłosnych uniesień i drażniących historii miłosnych. Tutaj historia … była drażniąca, ale na tyle, aby nie móc się oderwać od dalszego jej poznawania. Książki mają wzbudzać emocje - i mam wrażenie, że Poppy to bohaterka, którą albo się kocha i utożsamia się z nią, albo przyprawia czytelnika o nerwicę emocjonalną- u mnie było to drugie - okropnie mnie irytowała ;) to jak autorka książki wykreowała ją sprawiło, że cała książka ma mocny fundament w bohaterce głównej. Nie wgłębiając sie w moją opinię - podsumowując - jeżeli Melka napisze 2 część „Masek” - na pewno ją pochłonę. 👍♥️🫶🏼
10
Daria560

Nie oderwiesz się od lektury

Wspaniała książka , super rozbudowana fabuła, dawno nie czytałam tak dobrej pozycji polskiej autorki 🥰 polecam i chcę więcej!
00
Stonka11

Nie oderwiesz się od lektury

przepiękna historia
00

Popularność



Podobne


Opieka re­dak­cyjna: DO­ROTA WIERZ­BICKA
Re­dak­cja: MAG­DA­LENA WO­ŁO­SZYN-CĘPA
Ko­rekta: AGNIESZKA MAŃKO, PAU­LINA OR­ŁOW­SKA, MAŁ­GO­RZATA SZEW­CZYK
Pro­jekt okładki: MAG­DA­LENA PA­LEJ
Re­dak­tor tech­niczny: RO­BERT GĘ­BUŚ
© Co­py­ri­ght by Melka Ko­wal © Co­py­ri­ght by Wy­daw­nic­two Li­te­rac­kie, 2024
Wy­da­nie pierw­sze
ISBN 978-83-08-07977-5
Wy­daw­nic­two Li­te­rac­kie Sp. z o.o. ul. Długa 1, 31-147 Kra­ków bez­płatna li­nia te­le­fo­niczna: 800 42 10 40 księ­gar­nia in­ter­ne­towa: www.wy­daw­nic­two­li­te­rac­kie.pl e-mail: ksie­gar­nia@wy­daw­nic­two­li­te­rac­kie.pl tel. (+48 12) 619 27 70
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

1.

KŁAM­CZU­CHA

Syl­we­ster 2021, Lon­dyn

– Poppy... Mu­sisz wyjść...

Chloe po raz ko­lejny de­li­kat­nie za­pu­kała do drzwi ła­zienki. Tym ra­zem jed­nak w każ­dym głu­chym puk­nię­ciu za­czy­nało po­brzmie­wać znie­cier­pli­wie­nie. Nic dziw­nego, skoro od mie­siąca we­ge­to­wa­łam, a je­dyną cie­niutką ni­teczką, która trzy­mała mnie w ca­ło­ści, była wła­śnie Chloe. Nie mia­łam wąt­pli­wo­ści, że bez niej roz­pa­dła­bym się na setki ty­sięcy ka­wa­łecz­ków. Tym trud­niej było mi jej po­wie­dzieć, jak bar­dzo nie chcia­łam dzi­siaj ni­g­dzie wy­cho­dzić. Już szy­ko­wa­łam ko­lejną błahą wy­mówkę, którą przy­ja­ciółka mo­gła zbić byle ar­gu­men­tem, zbyt­nio się na­wet nie wy­si­la­jąc. Za­nim to jed­nak zro­bi­łam, spoj­rza­łam w lu­stro.

Ciem­no­zie­loną, błysz­czącą su­kienkę na cie­niut­kich ra­miącz­kach do­sta­łam wła­śnie od Chloe w ra­mach pre­zentu świą­tecz­nego. Był to jej pierw­szy krok do na­mó­wie­nia mnie na syl­we­strową im­prezę i tę mi­ni­grę ro­ze­grała per­fek­cyj­nie. Zwłasz­cza gdy do ze­stawu na moje wy­pa­da­jące dwu­dzie­stego dzie­wią­tego grud­nia uro­dziny po­da­ro­wała mi szpilki w ko­lo­rze praw­dzi­wego szam­pana. Tym spo­so­bem nie dość, że za­pew­niła mi kró­lew­ską sty­lówkę, to jesz­cze na wstę­pie do­słow­nie wy­rwała mi z gar­dła ar­gu­ment, że nie mam się w co ubrać. Bo mia­łam... I wy­glą­da­ła­bym na­prawdę ład­nie, gdyby nie za­czer­wie­nione od pła­czu oczy i czer­wony nos do kom­pletu.

Na­wet nie za­czę­łam się ma­lo­wać. Po pro­stu spoj­rza­łam w lu­stro i znów wy­buch­nę­łam pła­czem, a za­wi­nięty na wło­sach ręcz­nik zsu­nął się smęt­nie na moje stopy. Nie mo­głam prze­stać pła­kać, i choć sta­ra­łam się za­cho­wać ci­szę, Chloe na bank usły­szała moje szlo­cha­nie. Miała słuch ni­czym pies tro­piący i na­prawdę nie­wiele jej umy­kało. Zresztą zna­ły­śmy się od ko­ły­ski, na pewno więc wie­działa, że jak tylko za­trza­sną się za mną drzwi, ma­ska opa­no­wa­nia opad­nie. Chyba wła­śnie to prze­ko­nało mnie, by osta­tecz­nie przejść kilka kro­ków, by od­blo­ko­wać drzwi.

– Och, Poppy... – wy­mam­ro­tała Chloe, gdy tylko zo­ba­czyła stan mo­jej twa­rzy.

Bez słowa wtu­li­łam się w jej roz­ło­żone, pach­nące ka­pry­fo­lium ra­miona, które jak za­wsze cze­kały tylko, by mnie po­cie­szyć. Cza­sem my­śla­łam, że nie za­słu­guję na taką przy­ja­ciółkę, ale tego dnia by­łam wdzięczna, że ją mam.

De­li­katne, drobne dło­nie ru­do­wło­sego cho­chlika starły łzy z mo­ich po­licz­ków.

– On na to nie za­słu­guje, wiesz o tym – po­wie­działa i chwy­ciła moją twarz w dło­nie, by do­brze mi się przyj­rzeć.

Cmok­nęła mnie w sam śro­dek czoła, a w jej gło­wie za­pewne zro­dził się plan na­praw­czy, bo już po chwili usa­dziła mnie na za­mknię­tym se­de­sie i z szu­flady pod umy­walką wy­cią­gnęła wszyst­kie moje przy­bory do ma­ki­jażu. Było ich nie­wiele, więc oczy­wi­ście skwi­to­wała to cmok­nię­ciem ozna­cza­ją­cym nie­za­do­wo­le­nie, ale obie wie­dzia­ły­śmy, że kto jak kto, ale ona bez pro­blemu coś z tego wy­cza­ruje. Nie wy­ma­gała ode mnie od­po­wie­dzi na to, co po­wie­działa, jed­nak czu­łam, że to, co wresz­cie do mnie do­tarło, musi wy­brzmieć. Na­bra­łam więc głę­boko po­wie­trza, wy­pu­ści­łam drżący od­dech i za­czę­łam:

– Wiem, że on na to nie za­słu­guje, ale tak trudno wy­ma­zać wszystko, co było mię­dzy nami do­bre...

– Popps, chyba za­po­mi­nasz, że mię­dzy wami były jesz­cze cztery... – Nie­mal wci­snęła mi w twarz dłoń, by do­sad­niej pod­kre­ślić liczbę. – CZTERY INNE BABY! – pod­nio­sła głos, tak by każdy w bu­dynku wie­dział, że miesz­ka­nie nu­mer trzy­dzie­ści trzy za­miesz­kuje nie kto inny, a klaun we wła­snej oso­bie.

Tak, to ja nim by­łam. Do­kład­nie od dnia, kiedy spo­dzie­wa­jąc się za­rę­czyn, wy­stro­iłam się w małą czarną, a tuż przed wyj­ściem na ko­la­cję przy­pad­kiem otwo­rzy­łam lap­topa na­le­żą­cego do mo­jego wie­lo­let­niego chło­paka. Zna­la­złam w nim roz­mowy, któ­rych na­wet nie sta­rał się za­bez­pie­czyć. Nie mó­wiąc o fil­mi­kach, na któ­rych pie­przył ko­biety zde­cy­do­wa­nie nie­bę­dące mną. Tylko cztery z nich prze­wi­jały się re­gu­lar­nie w ama­tor­sko na­krę­co­nych ma­te­ria­łach. I tylko o czte­rech po­wie­dzia­łam Chloe. Gdyby wie­działa, że przy­pad­ko­wych ko­biet na­li­czy­łam aż dzie­sięć, wy­mie­rzy­łaby mi so­lidny po­li­czek, a ja na­wet nie mo­gła­bym się jej dzi­wić. Za­tem aby uści­ślić... Mię­dzy mną a Ja­co­bem, poza do­brymi chwi­lami, było aż czter­na­ście ciał nie­na­le­żą­cych do mnie.

Ale he­eeej! Za­wsze mo­gło być go­rzej, prawda? Prze­cież mo­głam jesz­cze zła­pać od nich wszyst­kich ja­kąś pa­skudę! A osta­tecz­nie nie mia­łam ani fa­ceta, ani na przy­kład chla­my­dii. To mu­siał być ja­kiś suk­ces, co nie? I mimo że ta myśl była ra­czej słodko-gorzką drwiną ze mnie sa­mej to... zu­peł­nie nie­spo­dzie­wa­nie mi po­mo­gła.

Wy­pro­sto­wa­łam zgar­bione plecy i spoj­rza­łam w błę­kitne oczy mo­jego wspar­cia mo­ral­nego. Mia­łam dość uża­la­nia się nad sobą, bo chyba na­resz­cie opadł szok, zga­sło za­prze­cze­nie i umarła na­dzieja, że to wszystko to ja­kiś po­rą­bany sen. Bio­rąc pod uwagę stan mo­jego miesz­ka­nia, prze­szłam wszyst­kie sta­dia ża­łoby po związku z Ja­co­bem. Ka­napa, na któ­rej spę­dzi­łam ostat­nie ty­go­dnie – otę­pie­nie. Roz­bite ramki ze wspól­nymi zdję­ciami – gniew. W po­ło­wie prze­rwana wia­do­mość w ko­piach ro­bo­czych mo­jego te­le­fonu – tar­go­wa­nie się. Hek­to­li­try łez wsiąk­nię­tych w chu­s­teczki hi­gie­niczne roz­siane tu i ów­dzie – de­pre­sja. Ten wie­czór? Chcia­łam, by był po­cząt­kiem ak­cep­ta­cji.

Rze­czy­wi­sty ob­raz tego, jak wy­glą­dał mój zwią­zek, był bru­talny, ale chyba naj­le­piej ścią­gał mnie na zie­mię.

– Masz ra­cję – po­wie­dzia­łam do przy­ja­ciółki, która za­częła szel­mow­sko się uśmie­chać, jesz­cze za­nim się ode­zwa­łam. – Chyba za da­leko od­pły­nę­łam w tym ta­pla­niu się w roz­pa­czy...

– No i w końcu brzmisz jak Pe­ne­lope, którą znam! A te­raz za­mknij te za­łza­wione śle­pia i po­zwól mi się od­pi­co­wać.

I tak za­mie­rza­łam dać jej cał­ko­wi­cie wolną rękę, jed­nak moja wro­dzona ma­ruda ko­niecz­nie chciała mieć ostat­nie słowo.

– Po co się ma­lo­wać, skoro to bal ma­skowy? To do­sko­nała oka­zja, by za­osz­czę­dzić czas na tej ca­łej ta­pe­cie. – Wska­za­łam dło­nią moje ża­ło­sne za­pasy ko­sme­ty­ków, z któ­rych zro­bie­nie „ta­pety” gra­ni­czyło z cu­dem, i po­chwy­ci­łam scep­tyczne spoj­rze­nie Chloe, która wy­glą­dała, jakby po­my­ślała zu­peł­nie o tym sa­mym.

– Skoro bę­dziesz miała tylko moc swo­ich oczu, by uwieść naj­więk­sze cia­cho tego wie­czoru, to moja w tym głowa, żeby pre­zen­to­wały się ku­sząco i ta­jem­ni­czo.

Par­sk­nę­łam śmie­chem, gdy do swo­ich śmia­łych słów Chloe do­ło­żyła su­ge­stywny ruch brwiami. Ra­czej nie by­łam go­towa na żadne randki. Po tym, co zro­bił mi Jake, czu­łam się brudna, zbru­kana i... zra­niona. Ten drań nie dość, że no­to­rycz­nie mnie zdra­dzał, to przy­ła­pany na go­rą­cym uczynku, miał czel­ność wy­rzu­cić mi, że szu­kał wra­żeń, bo moja nie­płod­ność spra­wia, że seks jest po­zba­wiony dresz­czyku emo­cji. Kiedy po­wie­dzia­łam o tym Chloe, mu­sia­łam nie­mal na niej usiąść, żeby nie wsko­czyła za kie­row­nicę swo­jego ma­łego forda i nie spró­bo­wała na­mie­rzyć Ja­coba, by go prze­je­chać.

Tak więc oprócz tego, że czu­łam się źle przez samą zdradę, spo­koju nie po­zwa­lało mi za­znać też po­czu­cie by­cia wy­bra­ko­waną. Ja­sne, ar­gu­ment Ja­coba był kom­plet­nie wy­ssany z palca. Gość nie wie­dział, co po­wie­dzieć, kiedy przy­par­łam go do muru, więc na od­chodne po­sta­no­wił ude­rzyć w czuły punkt. Za­bo­lało, zwłasz­cza że moje szanse na zo­sta­nie matką były ni­kłe. Po prze­by­tej w dzie­ciń­stwie cho­ro­bie bez po­mocy le­ka­rzy nie za bar­dzo mia­łam na co li­czyć. Ale kiedy roz­ma­wia­li­śmy z Ja­co­bem o na­szej przy­szło­ści, on z ta­kim sa­mym za­an­ga­żo­wa­niem jak ja snuł uro­cze wi­zje o ży­ciu ja­kie­goś dziecka, które od­mieni taka wspa­niała para jak my. I wła­śnie chyba naj­gor­sze jest to, że mó­wił te wszyst­kie piękne rze­czy i skła­dał te wszyst­kie obiet­nice, a w tym sa­mym cza­sie zdra­dzał mnie z ko­bie­tami, które rze­komo mo­gły do­star­czyć mu emo­cji, ja­kich nie miał ze mną. Co za dno.

Sie­dzia­łam na za­mknię­tej to­a­le­cie ma­lo­wana przez naj­lep­szą przy­ja­ciółkę na im­prezę, na którą nie chcia­łam iść. Prze­ły­ka­łam ro­snącą znów w prze­łyku gulę, zło­żoną z żalu, upo­ko­rze­nia oraz smutku, i chyba ni­gdy wcze­śniej tak jak tego dnia nie ma­rzy­łam, by być kimś in­nym. Kimś mniej na­iw­nym, mniej... uszko­dzo­nym.

– Poppy, ale nie bę­dziesz znowu pła­kać prawda? – za­py­tała Chloe, sły­sząc, że po­cią­gam no­sem.

– Po­sta­ram się nie roz­kleić, cho­ciaż to trudne – wy­szep­ta­łam, nie otwie­ra­jąc oczu, by nie po­psuć ma­ki­jażu i by jesz­cze na chwilę ukryć się przed zmar­twio­nym spoj­rze­niem przy­ja­ciółki.

Coś za­sze­le­ściło, usły­sza­łam dźwięk za­su­wa­nej szu­flady i za­miast na twa­rzy po­czu­łam chłodne dło­nie Chloe na swo­ich dło­niach. Otwo­rzy­łam oczy i zo­ba­czy­łam ją ku­ca­jącą przede mną, a jej nie­bie­skie, wiel­kie oczy, lekko przy­sło­nięte rdzawą grzywką, wpa­try­wały się we mnie.

– Mów do mnie, wy­wal z sie­bie ten syf i skończmy to pa­smo roz­pa­cza­nia za czło­wie­kiem, który nie za­słu­guje na ani jedną twoją łzę.

Wes­tchnę­łam ciężko.

– Chcia­ła­bym nie być sobą...

Chloe unio­sła brwi ze zdzi­wie­niem, ale nic nie po­wie­działa.

– Chcia­ła­bym mieć wię­cej pew­no­ści sie­bie, chcia­ła­bym być bar­dziej aser­tywna... Wiesz... Świa­doma swo­jej war­to­ści, albo w ogóle jak­kol­wiek war­to­ściowa. Jake za­brał mi to wszystko i wy­rzu­cił przez okno. Czuję się, jak­bym była ze szkła, a to, co mi zro­bił, zu­peł­nie mnie roz­biło. Nie wiem, jak mam te­raz po­zbie­rać się do kupy... – wy­zna­łam drżąco i o dziwo nie uro­ni­łam ani jed­nej łzy. – Nie wiem, czy je­stem go­towa, by wyjść i po­ka­zać się światu taka... – do­da­łam i wska­za­łam na sie­bie dło­nią.

Tym ra­zem Chloe nie po­zwo­liła mi do­koń­czyć.

– Taka, czyli piękna, do­bra i czuła?

Prych­nę­łam, bo obie wie­dzia­ły­śmy, że nie to chcia­łam po­wie­dzieć. Chloe jed­nak to nie zra­ziło.

– Idziemy na im­prezę, gdzie ma­ski grają główną rolę, prze­cież i ty mo­żesz grać – oznaj­miła za­gad­kowo, a na jej usta wró­cił psotny uśmiech. Ten sam, który zwia­sto­wał kło­poty.

– Co masz na my­śli?

– Och, no po­myśl... Skoro Jake we­dług cie­bie znisz­czył dawną Poppy, to czas stwo­rzyć nową. A dzi­siaj masz ku temu do­sko­nałą oka­zję... – rzu­ciła ta­jem­ni­czo.

– Mów da­lej.

– Z ma­ską na twa­rzy nie bę­dzie ła­two od­kryć two­jej praw­dzi­wej toż­sa­mo­ści. Chyba że sama ją wy­ja­wisz. Mo­żesz być sek­sowną córką bo­ga­tego ary­sto­kraty, któ­rego na­zwi­ska nie­stety nie mo­żesz po­dać w oba­wie przed skan­da­lem. – Chloe zro­biła smutną minkę i z prze­ję­ciem chwy­ciła się za serce, po­pi­su­jąc się grą ak­tor­ską. – Poppy, dzi­siej­szego wie­czoru mo­żesz do­słow­nie być, kim tylko za­pra­gniesz. Mo­żesz stać się taka, jaka za­wsze chcia­łaś być, albo wró­cić do tego, jaka by­łaś przed ka­ta­strofą z tym idiotą. Je­śli nie chcesz być dzi­siaj sobą... Nie bądź.

Wzru­szyła ra­mio­nami, jakby to było ta­kie pro­ste, jed­nak trudno było mi nie przy­znać, że ma to sens. A już tym bar­dziej nie mo­głam uda­wać, że jej po­mysł mnie nie za­in­try­go­wał. Nie mo­głam też zi­gno­ro­wać ad­re­na­liny krą­żą­cej w moim krwio­biegu, która za­bar­wiła moje po­liczki na ró­żowo. Wsta­łam, nie­mal prze­wra­ca­jąc Chloe. Po­de­szłam do lu­stra, tego sa­mego, w które jesz­cze chwilę wcze­śniej wpa­try­wa­łam się z pła­czem, ale tam­tej dziew­czyny już w nim nie było. Te­raz wpa­try­wała się we mnie ko­bieta, któ­rej zie­lono-bursz­ty­nowe, wręcz ko­cie oczy błysz­czały z pod­eks­cy­to­wa­nia. Pa­trzy­łam na prze­piękny ma­ki­jaż, który do­da­wał jej aury sza­leń­stwa i ta­jem­ni­czo­ści. Ko­bieta z lu­stra na­ło­żyła złotą ma­skę, ozdo­bioną ciem­no­zie­lo­nymi i fio­le­to­wymi cyr­ko­niami. Ma­ska za­kry­wała tylko pół twa­rzy, więc mo­głam ob­ser­wo­wać, jak usta ko­cicy roz­cią­gają się w dra­pież­nym uśmie­chu.

Kiedy opusz­cza­ły­śmy miesz­ka­nie, by ru­szyć w ciemną noc, w mo­jej gło­wie w za­pę­tle­niu grała pio­senka Tay­lor Swift Look What You Made Me Do. Nie wie­dzia­łam jesz­cze, kim stanę się tego wie­czoru, ale na pewno wie­dzia­łam, kim nie by­łam. Bo gdy prze­kro­czy­łam próg miesz­ka­nia z wy­soko unie­sioną głową, zde­cy­do­wa­nie nie by­łam już Poppy. Nie by­łam też ofiarą.

***
Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki