Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
18 osób interesuje się tą książką
Sebastian Lindstrom do perfekcji opanował ukrywanie prawdziwych intencji przed innymi. Z jego twarzy nie można niczego wyczytać. Jest chłodny i zdystansowany. Jako odnoszący sukcesy biznesmen, zarządzający firmą, którą przejął po ojcu, ze względu na swój sposób bycia jest jednym z najbardziej tajemniczych ludzi w Nowym Jorku.
Jednak kiedy na imprezie firmowej poznaje Camille Briarlane – dziewczynę jednego ze swoich pracowników – coś zwala go z nóg. Kobieta nie przyszła sama, co sprawia, że potrzeba, by ją mieć, staje się jeszcze silniejsza.
Sebastian z trudem nad sobą panuje, co nigdy mu się nie zdarzyło. Gdyby mógł, zabrałby Camille od razu do siebie i sprawił, aby należała tylko do niego.
Kobieta nie ma pojęcia, że w głowie tego potężnego i jednocześnie bardzo zimnego mężczyzny narodził się pewien plan…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 409
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Tytuł oryginału
The Bad Guy
Copyright © 2017 by Celia Aaron
All rights reserved
Copyright © for Polish edition
Wydawnictwo NieZwykłe
Oświęcim 2021
Wszelkie Prawa Zastrzeżone
Redakcja:
Angelika Oleszczuk
Korekta:
Weronika Kucharczyk
Katarzyna Olchowy
Redakcja techniczna:
Mateusz Bartel
Projekt okładki:
Paulina Klimek
www.wydawnictwoniezwykle.pl
Numer ISBN: 978-83-8178-569-3
Sebastian
Nazywam się Sebastian Lindstrom i jestem czarnym charakterem tej historii.
Chciałbym powiedzieć, że starałem się być dobry i robić właściwe rzeczy. Ale skłamałbym. Podobnie jak w przypadku innych potężnych ludzi, prawda stanowi dla mnie drobną niedogodność, którą można naginać, a ona przybiera dowolne kształty jak cyrkowa gimnastyczka.
Postanowiłem jednak się odsłonić. Po raz pierwszy w moim pustym życiu wyznać prawdę, niezależnie od tego, jak bardzo jest mroczna. I, mogę cię zapewnić, zrobi się tak mrocznie, że zobaczysz ciemność czającą się w zakamarkach mojego umysłu i zaczniesz szukać wyjścia, które nie istnieje.
Nie myl tego ze spowiedzią. Nie zależy mi na uzyskaniu przebaczenia, a nawet bym go nie przyjął. To moje grzechy. One dotrzymują mi towarzystwa. To ma być prawdziwa historia o tym, jak ją znalazłem, porwałem i straciłem.
Ją – Camille Briarlane. Tę, której szukałem. Gdy ją poznałem, miała już swojego rycerza na białym koniu. Zawłaszczył ją sobie, wbił flagę i chwalił się nią niczym trofeum, którym dla niego była.
Wzorcowa romantyczna historia.
Ale w każdej historii występuje też czarny charakter, który czeka, żeby zadać cios. Łotr, który potrafi sprawić, że świat stanie w płomieniach, jeśli dzięki temu on dostanie to, czego chce.
Teraz tym czarnym charakterem jestem ja.
To ja jestem tym złym.
Camille
– Na pewno dobrze wyglądam? – Obciągnęłam granatową sukienkę po tym, jak wysiadłam z limuzyny, następnie wzięłam Linka za rękę.
Uśmiechnął się do mnie. Jego idealnie białe zęby błysnęły w przytłumionym świetle padającym na nas z jednego z nowojorskich hoteli.
– Przyćmisz wszystkich tu obecnych. Zaufaj mi. – W czarnym smokingu przypominał gwiazdę Hollywood; materiał idealnie opinał jego ciało.
Gdy prowadził mnie po schodach, ścisnęłam jego dłoń.
– Jeszcze nie widziałeś innych.
– Nie muszę. Już wiem, że przy tobie wypadną blado. – Przyciągnął mnie do siebie, a odźwierny otworzył nam drzwi do hotelowego lobby.
Z wdzięcznością powitałam ciepłe powietrze, które strząsnęło ze mnie chłód wczesnej zimy.
– Czy mogę…? – Pan z obsługi zaoferował mi pomoc w zdjęciu płaszcza.
– Ja się tym zajmę. – Link uśmiechnął się i wsunął ręce za kołnierz mojego okrycia. Zsunął je z moich ramion, podał mężczyźnie, po czym stanął za mną i objął mnie w pasie.
– Mógłbym po prostu zabrać cię do domu i olać tę imprezę.
Odchyliłam głowę, aby na niego spojrzeć.
– Nie sądzę, żeby to było dobre posunięcie jak na nowego zastępcę dyrektora do spraw marketingu.
Ciemnoblond włosy opadły mu na czoło, gdy pochylił się i skubnął zębami skórę na mojej szyi.
– Może fajnie byłoby choć raz podjąć złą decyzję.
– Link! – zawołał jakiś gruby mężczyzna. Oczy miał szkliste, zapewne od nadmiaru wypitego alkoholu.
Link puścił mnie i poprowadził w jego stronę.
Facet przywitał się z nim uściskiem dłoni.
– Czy to ta Camille, o której tyle słyszałem? – Wziął mnie za rękę i złożył na niej soczysty pocałunek.
Chciałam ją czymś wytrzeć. Po chwili Link zrobił to subtelnie, przyciskając ją do nogawki swoich spodni.
– Camille, to Hal Baxter, zastępca dyrektora działu finansowego Lindstrom. Hal, to jedyna i wyjątkowa Camille. – Duma w głosie Linka sprawiła, że na moje policzki wypłynął rumieniec.
Hal skinął głową, a na jego pulchnej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
– Cóż, ślicznotka z niej – przyznał, po czym zwrócił się do mnie: – Uczysz, prawda?
– Tak – odpowiedział Link, zanim zdążyłam się odezwać. – Pracuje w Trenton, za miastem, jakieś dwie godziny drogi stąd. Najlepsza nauczycielka biologii i nauk przyrodniczych, jaką mają.
– Trenton, co? – Hal pociągnął duży łyk szampana. – Jeden z moich bratanków tam chodzi. Minton Baxter. Znasz go?
Skrzywiłam się w duchu. Minton „Mint” Baxter stał się jednym z moich najgorszych uczniów: więcej czasu spędzał na próbach podważenia mojego autorytetu niż na nauce.
Zmusiłam się jednak do uśmiechu.
– Tak, jest w ostatniej z moich klas biologicznych.
– Obchodź się z nim łagodnie. – Mężczyzna opróżnił do końca kieliszek, który trzymał w ręce, i zgarnął następny z tacy przechodzącej obok nas kelnerki. – Jeśli jest chociaż trochę podobny do wujka – wskazał na siebie – możliwe, że będzie potrzebował kilku godzin zajęć pozalekcyjnych. Choć za moich czasów nie było takich nauczycielek. – Zlustrował mnie wzrokiem, a rozmowa z bardzo niezręcznej zmieniła się w taką nie do zniesienia. Zatęskniłam za płaszczem, który zakryłby moje nagie ramiona.
Link objął mnie mocniej.
– Miło było cię spotkać, Hal. Baw się dobrze.
Ruszyliśmy dalej, mijając kolejne rozmawiające i pijące osoby. Moje szpilki stukały o marmurową podłogę. Liczyłam kroki, żeby nie myśleć o upokorzeniu, jakiego doświadczyłam. Przechodziłam obok kobiet w sukniach od projektantów i butach na bardzo wysokich obcasach. To przypomniało mi, że tutaj nie pasuję. Ale kiedy Link mnie zaprosił, nie mogłam odmówić. Dopiero co dostał awans na stanowisko zastępcy dyrektora i chciał zaimponować swoim współpracownikom na gali Lindstrom.
Zaciągnął mnie do alkowy mieszczącej się między lobby a salą balową.
– Przepraszam cię za to. Nic ci nie jest? – Pogładził mój policzek.
– Wszystko w porządku. – Znowu pociągnęłam za rąbek sukienki, żałując, że nie sięga do kolan zamiast do połowy uda. – Był pijany.
– Zachował się jak dupek. – Odgarnął moje jasnobrązowe włosy z ramienia. – Porozmawiam z nim w poniedziałek w biurze.
Pokręciłam głową.
– Nie przejmuj się tym.
Uśmiechnął się i pocałował mnie w czoło.
– Przejmowanie się tobą jest moim zadaniem, bo cię ko…
– Link. – Przerwał nam zimny głos.
Link odsunął się i wyprostował.
– Lindstrom.
Spojrzałam w ciemnozielone oczy upstrzone orzechowymi plamkami. Musiały należeć do młodszego z Lindstromów. Jego ojciec był właścicielem firmy, ale to Sebastian zajmował stanowisko dyrektora generalnego. Bazując na niewielkiej liczbie informacji na jego temat, jakie przekazał mi Link, myślałam, że będzie po czterdziestce, jednak wyglądał na mężczyznę o jakieś dziesięć lat młodszego. Wysoki i ciemnowłosy, roztaczał wokół siebie władczą aurę. Chciałam spuścić wzrok, lecz coś w jego spojrzeniu mi to uniemożliwiało.
Przez chwilę jego nozdrza falowały i miał uniesione brwi, ale dosłownie sekundę, później posłał mi uprzejmy uśmiech i uścisnął dłoń Linka.
– Link, miło mi, że dotarłeś. A to jest…?
– Camille Briarlane – powiedział z dumą Link. – Moja dziewczyna.
– Bardzo miło mi pana poznać, panie Lindstrom.
– Proszę, mów mi Sebastian. – Chwycił moją dłoń, którą wyciągnęłam w jego stronę i złożył pocałunek na kłykciach, nie odrywając ode mnie wzroku.
Dotyk tego mężczyzny był delikatny, onieśmielający, a moja skóra zrobiła się cieplejsza w miejscu, gdzie zetknęła się z jego wargami. W tym przypadku nie czułam potrzeby, żeby wytrzeć rękę.
– Zapowiada się świetne przyjęcie. – Link przyciągnął mnie do swojego boku, a na jego twarzy pojawił się ten amerykański uśmiech, który tak dobrze znałam.
Sebastian nie odpowiedział, tylko wciąż się we mnie wpatrywał. Zniewalające spojrzenie jego oczu sprawiło, że przestałam słyszeć dobiegające z sali dźwięki. Link wbił mi palce w biodro. Włoski na karku stanęły mi dęba, gdy Sebastian zaczął wkraczać swoim wzrokiem na grząski grunt. Patrzył na mnie w taki sposób, jakby chciał zobaczyć moje myśli.
Link odchrząknął.
– Zamierza pan przemawiać, panie Lindstrom?
Sebastian zamrugał kilka razy.
– Nie ma takiej opcji.
Spuściłam na moment spojrzenie, po czym starałam się zamaskować zakłopotanie. Przyjęłam szampana od mijającego nas kelnera i popijałam go powoli, z powrotem przyglądając się swoim butom.
– Sebastianie. – Starszy mężczyzna podszedł do niego, następnie położył mu rękę na ramieniu. – Czy ja właśnie usłyszałem coś o tobie i przemówieniu? – Był siwy i prawie tak samo wysoki jak Sebastian, ale jego tęczówki miały błękitny kolor.
– Na pewno nie. – Lindstrom skrzyżował ręce na szerokiej klatce piersiowej. Jego dopasowany smoking opinał każdy mięsień.
Starszy mężczyzna odwrócił się w naszą stronę.
– Link, dobrze cię widzieć.
– Dziękuję, panie Lindstrom. To moja dziewczyna, Camille.
Nowo przybyły uśmiechnął się ciepło i ujął moją dłoń w obie ręce.
– Bardzo miło cię poznać. Wydaje mi się, że niektórzy zastępcy zaczęli się zakładać o to, czy Link cię przypadkiem nie wymyślił.
Zdawał się szczery i o wiele milszy od syna.
– Nauczanie zajmuje dużą część mojego czasu, zwłaszcza teraz, gdy semestr jesienny trwa w najlepsze. Nie mogłam przyjeżdżać do miasta tak często, jakbym chciała.
Wolałam spokój prywatnego liceum w Trenton niż gwar jednej ze szkół w Nowym Jorku, choć nigdy nie powiedziałam o tym Linkowi. Chciał, żebym znalazła pracę na miejscu, a potem się do niego wprowadziła.
– Uczysz? – zapytał Sebastian zimnym głosem, wtrącając się do rozmowy.
– Tak, uczy biologii w liceum Trenton. – Link znowu za mnie odpowiedział.
W oczach Sebastiana pojawił się błysk. Wygiął nieznacznie usta, jakby był zirytowany.
– Więc nie mieszkasz w mieście?
– Nie – odparłam, zanim mój chłopak zdążył się odezwać.
– Jeszcze nie. – Link ścisnął moje ramię, przygarniając mnie jeszcze bardziej do siebie. – Mam nadzieję, że uda mi się ją przekonać, żeby zamieszkała ze mną po zakończeniu semestru jesiennego.
Zacisnęłam zęby.
Dobrze wiedział, że w czasie przerwy świątecznej chcę pojechać w podróż badawczą. Przeprowadzki do Nowego Jorku nie miałam w planach. Poza tym nie mogłam zostawić uczniów w środku roku szkolnego. Myślałam, że dałam mu to jasno do zrozumienia, ale on wciąż próbował przeforsować swój pomysł. Jedna z jego najlepszych cech okazywała się czasami tą najbardziej irytującą.
– Więc jak, przeprowadzisz się? – spytał dosyć ostro Sebastian.
Prawie się skrzywiłam.
– Ja, eee… – Postawił mnie pod ścianą. Obaj mężczyźni czekali na moją odpowiedź. – Cóż, w czasie przerwy świątecznej planowałam wybrać się w podróż. Może podejmę decyzję, prowadząc badania. Będę miała okazję oczyścić głowę.
– Badania? – Sebastian pochylił się w moją stronę.
– Nauczycielka nauk przyrodniczych, która przeprowadza badania? – Pan Lindstrom się uśmiechnął. – No, to jest powód do dumy. – Machnął grupie stojących nieopodal starszych mężczyzn. – Wygląda na to, że interesy nigdy się nie kończą. Muszę odbyć parę rozmów. Miło było cię poznać, młoda damo. Dobra robota, Link. – Mrugnął porozumiewawczo, po czym odszedł.
– Jakie to badania? – naciskał Sebastian. Zadał takie pytanie, na które Link nie mógł za mnie odpowiedzieć.
– Chciałabym polecieć do Amazonii. Jeden z moich byłych profesorów właśnie tam jest i prowadzi badania nad pewnym typem paproci. Jego zdaniem mogą one odegrać rolę w wyjaśnieniu, dlaczego niektóre żaby, w zasadzie cały gatunek, są w stanie zmieniać płeć i się zapładniać – zaczęłam mówić z pasją, szybciej niż zwykle. – W jego grupie nie ma już wolnych miejsc, ale jest kilka innych zespołów, do których mogłabym dołączyć. Jeden z nich zajmuje się pewnym gatunkiem wilczej jagody, a inny skupia się na piętrze średnim, zbierając próbki rosnących tam roślin, by określić ich zastosowania farmakologiczne.
Link się zaśmiał.
– Moja mała badaczka.
Sebastian rzucił mu ostre spojrzenie, marszcząc brwi. W następnej sekundzie z jego twarzy nie dało się niczego wyczytać.
– Jak nazywa się twój profesor?
– Stephen Weisman. Znasz go?
– Nie. Obawiam się, że studiowałem na wydziale ekonomicznym. To bardziej sztuka niż nauka. – Uśmiechnął się, chociaż w jego oczach nie pojawiło się ani trochę ciepła. – Powinniśmy wejść do środka. – Ton jego głosu jednoznacznie sugerował koniec rozmowy.
W jednej chwili okazywał zainteresowanie, w kolejnej stawał się zdystansowany – nie umiałam go rozgryźć. Link powiedział mi, że Sebastian potrafi być „odpychający”. Wychodziło na to, że wcale nie żartował.
– Racja. Na pewno jeszcze się zobaczymy. – Link wyprowadził mnie z alkowy i podążyliśmy w stronę sali balowej.
Grana przez zespół muzyka sprawiała, że goście chętnie kierowali się na parkiet.
Po kręgosłupie przebiegł mi dreszcz. Obejrzałam się przez ramię i zauważyłam, że Lindstrom nie ruszył się z miejsca. Wciąż stał ze skrzyżowanymi na torsie rękami, a jego ostre spojrzenie było skupione na mnie. Zadrżałam, choć na sali było cieplej niż w lobby.
Link położył rękę na dole moich pleców i poprowadził mnie na parkiet.
– Pieprzony dziwoląg. – Przyciągnął mnie do siebie i zaczął kołysać się w rytm muzyki.
– Wydawał się miły. – Miałam trudność z wypowiedzeniem tego słowa, jakbym nie do końca była w stanie określić nim Sebastiana Lindstroma. Mój wzrok uciekał w stronę alkowy, mimo że przez wiele tańczących do wolnej melodii par nic nie widziałam.
– To dupek. – Link objął mnie mocniej. – I nie podobało mi się to, jak na ciebie patrzył.
– Może po prostu, nie wiem, nie radzi sobie z rozmowami towarzyskimi? Na pewno nie miał na myśli nic złego.
Odchylił się i popatrzył mi w oczy.
– Dlaczego zawsze szukasz w ludziach tego, co najlepsze?
– A dlaczego miałabym tego nie robić?
Zerknął na moje usta, a potem niżej, na szyję i dekolt. Oblizał wargi.
– Bo ja mam właśnie bardzo brzydkie myśli.
– Na imprezie pracowniczej? – Spojrzałam na niego z udawanym zaskoczeniem. – Ależ to bezczelne z twojej strony.
– Nic na to nie poradzę. Kręcą mnie seksowne nauczycielki.
Przewróciłam oczami, a on okręcił mnie i znowu do siebie przyciągnął.
– Tego jeszcze nie słyszałam.
– Czy ty masz pojęcie, jak często chłopcy masturbują się każdej nocy, myśląc o tobie?
Uderzyłam go w ramię.
– Fuj!
– To prawda. Jesteś ich mokrym snem. – Pochylił się i przygryzł płatek mojego ucha. – Moim też.
– Czy będziecie mieli coś przeciwko, jeśli wam przerwę? – Rozbrzmiał chłodny głos, na dźwięk którego zatrzymaliśmy się w pół kroku.
Sebastian
Widziałem, że Link chce zaprotestować. Cały się spiął, gdy stanąłem bliżej Camille. Jednak stanowisko dyrektora generalnego Lindstrom Corporation wiązało się z pewnymi korzyściami. Patrzyłem na niego z góry, czekając, aż ustąpi.
– Proszę bardzo. – Ton, jakim to powiedział, nie był tak uprzejmy jak słowa, ale w ogóle mnie to nie obchodziło.
Mógł już do końca imprezy siedzieć w kącie i się dąsać. Mnie by to pasowało. Musiałem zbliżyć się do Camille i nie miałem problemu z wykorzystaniem faktu, że jestem szefem Linka, żeby osiągnąć swój cel.
– Dziękuję. – Odprawiłem go i skupiłem się na jego partnerce. – Jeśli tobie to odpowiada oczywiście.
Popatrzyła na mnie przez ramię. Jej oczy były otoczone ciemnymi rzęsami.
– Hm, dobrze.
Zaczęła przyciągać mnie do siebie w chwili, gdy po raz pierwszy zobaczyłem ją u jego boku. Widziałem, jak próbuje obciągnąć sukienkę. Moją uwagę zwróciła też krzywizna jej szyi, a także inteligencja, która wypełniała jej spojrzenie blaskiem. Czułem wewnętrzną potrzebę, by dowiedzieć się, kim ona jest, nawet jeśli musiałem w tym celu wyjść z otaczającej mnie skorupy. Było to działanie impulsywne, ale konieczne.
– Pozwolisz? – Wyciągnąłem do niej ręce, świadomy, że nieznacznie drżały.
Kiedy znajdowałem się tak blisko czegoś, czego pragnąłem, napędzała mnie adrenalina.
Weź ją.
Doznanie było dziwne, lecz bardzo silne. Co się ze mną działo? Potrzeba, żeby ją wziąć, porwać… niemal mnie przytłaczała, jednak utrzymałem ją w ryzach.
Ukrywanie prawdziwych intencji było najważniejszą umiejętnością, jaką pokazywałem światu. Gdyby ludzie wiedzieli, jaki jestem naprawdę, stałbym się wyrzutkiem. Zamiast tego byłem dyrektorem dużej firmy leśnej, którą nasza rodzina zarządzała od trzech pokoleń.
Camille wreszcie spojrzała niepewnie na Linka, po czym wyprostowała się i weszła w moje objęcia, bo tamten kiwnął głową w ramach przyzwolenia. Materiał jedwabistej sukienki pod moimi palcami, ciepła dłoń w mojej – łaknąłem każdego z doznań. Zachowałem beznamiętną minę, przywdziewając najczęściej używaną maskę, mimo że przekładnie i trybiki w moim mózgu trzeszczały oraz klekotały, jakby maszyna budziła się do życia po długiej przerwie. Płynąca od Camille energia napędzała mnie i przepływała przez moje żyły niczym benzyna, umożliwiając dążenie do celu.
Wtopiliśmy się w tłum tancerzy, następnie poruszaliśmy w rytm spokojnej melodii. Kobieta spięła się pod moim dotykiem. Nie była już tak zrelaksowana jak z nim. A musiała poczuć się przy mnie swobodnie, otworzyć się, żebym mógł zobaczyć, jak działa jej umysł. Nie mogłem wyczytać niczego z jej spojrzenia, bo patrzyła wszędzie, tylko nie na mnie. Chciałem ją zmusić, by powiedziała mi o wszystkim, co siedzi w jej głowie. Ale nic by to nie dało.
Ojciec latami pracował nad moją – jak to nazywał – finezją aż do momentu, gdy stałem się perfekcyjnie obytą z manierami marionetką. A może bardziej kukłą na sznurkach. Pociągnięcie z tej strony, uśmiechnę się. Pociągnięcie z drugiej, złożę kondolencje.
Żaden ze sznurków nie prowadził do opcji porwania. Jednak miałem w zapasie parę własnych sztuczek.
Zaczęła się kolejna wolna piosenka; wokalista śpiewał półgłosem jeden z utworów Smoky’ego Robinsona. Choć trzymałem Camille w ramionach, jej milczenie tworzyło między nami barierę. Barierę, którą chciałem pokonać. Szybko przekalkulowałem, co powiedziałby w tej sytuacji normalny mężczyzna, aby wiedzieć, za który sznurek pociągnąć. Takiego rozwiązania nauczyłem się już jako dziecko – musiałem dostrzec, czego oczekują ludzie, żeby nikt nie zorientował się, że coś jest ze mną nie tak.
– Ilu masz uczniów? – zapytałem, ponieważ wcześniej wspominała o pracy i wyglądała, jakby ją lubiła.
W końcu spojrzała mi w oczy. Uniosła brwi.
– W każdej klasie około dziesięciu, a dziennie przeprowadzam pięć lekcji.
– Dziesięciu? To chyba mało jak na jedną klasę.
Nie miałem o tym pojęcia, bo już na początku swojej edukacji zacząłem nauczanie indywidualne. Najwyraźniej sytuacja, gdy poinformowałem innego pierwszoklasistę, że jeśli w drodze do sali jeszcze raz mnie popchnie, to go wypatroszę, nie spotkała się z aprobatą rodziców oraz dyrekcji szkoły prywatnej.
– Tak, mało. Trenton ma cały dział odpowiedzialny za zbieranie funduszy, które umożliwiają utrzymanie jak najwyższego poziomu standardów nauczania. Wśród naszych uczniów znajdują się dzieciaki z najbogatszych rodzin w mieście. Zasiadam w komisji pomocy finansowej i upewniam się, że oferujemy stypendia dzieciom w słabej sytuacji finansowej, nawet jeśli nie podoba się to niektórym z naszych absolwentów.
– Więc jesteś nauczycielką i bojowniczką o sprawiedliwość społeczną?
Zesztywniała, co mi się nie spodobało.
– Po prostu troszczę się o to, żeby każde dziecko miało szansę na świetną edukację. – Jej obronny ton uświadomił mi, że popełniłem błąd.
– Nie miałem na myśli niczego obraźliwego. – Próbowałem ją odczytać i dobrać odpowiednią odpowiedź, żeby dalej ze mną rozmawiała. – Naprawdę jestem pod wrażeniem.
– Och. – Na policzkach Camille pojawiły się rumieńce o tym wspaniałym odcieniu różu. – Przepraszam. Chyba jestem przewrażliwiona ze względu na przytyki od niektórych rodziców.
– Nie przepraszaj. – Pochyliłem się w jej stronę, udając, że muszę mówić jej prosto do ucha, by nie zagłuszyła mnie muzyka. – Co najbardziej lubisz w nauczaniu? – Jej kwiatowo-cytrusowy zapach sprawił, że w środku słyszałem coraz głośniejsze buczenie. Zupełnie jakbym miał w głowie rój pszczół, który rozkazywał mi wziąć moją królową.
– Uczniów. Chociaż niektórzy są… Powiedzmy, że uważają, że zasługują na wyjątkowe traktowanie. Ale jest paru takich, którzy kochają dowiadywać się nowych rzeczy, a to o czymś świadczy. Według mnie, kilku mogłoby zostać w przyszłości wybitnymi naukowcami, a przynajmniej znaczącymi osobami pracującymi w zawodach STEM1. Naprawdę jestem z nich dumna. – Odrobinę się rozluźniła i uniosła kąciki ust. – A ty co najbardziej lubisz w swojej pracy?
Jej uśmiech zdawał się rozwijać czarny drut, który oplatał moje serce. Wrażenia spadania i szybowania zlały się w jedno.
Jak to możliwe, że nieznaczne wygięcie kącika ust wywołało we mnie taki chaos?
Chciałem więcej.
– Kontrolę. – Zacisnąłem mocniej rękę na jej biodrze, czując ruch ciała pod materiałem.
Skóra Camille była pewnie jeszcze bardziej miękka, a moje palce zostawiłyby czerwone odciski na tym kremowym ciele. Zresztą nie tylko palce. Znaczyłbym ją zębami i czekał, aż ślady znikną, by móc zrobić nowe.
Ale za bardzo wyskakiwałem w przyszłość, co było do mnie niepodobne. I myślałem o sypianiu z kobietą, co też w ogóle nie było w moim stylu. Owszem, uprawiałem seks, czerpałem z tego przyjemność, a potem szedłem dalej. Jednak nigdy nie zabiegałem o żadną dziewczynę, zawsze same do mnie przychodziły. Gdy czułem się wystarczająco zainteresowany, poświęcałem im kilka godzin ze swojego życia.
– Sebastianie? – Między brwiami Camille pojawiły się dwie zmarszczki.
Mówiła coś, a ja to przeoczyłem?
Kurwa.
– Przepraszam. Co mówiłaś?
Skóra na jej czole się wygładziła.
– Mówiłam tylko, że jako dyrektor musisz sprawować dużą kontrolę.
– Zgadza się. To rodzinny interes, którego prowadzenie ojciec powierzył mnie. Nadzoruję wszystkie działy i upewniam się, że pracują zgodnie z planem.
Ojciec musiał mnie czymś zająć, aby mieć pewność, że nie skończę w zakładzie zamkniętym. Nie spodziewał się, że psychopaci mogą być najlepszymi dyrektorami generalnymi.
– Link wspominał, jak bardzo angażujesz się w każdą najdrobniejszą rzecz. – Zatrzymała się i zmarszczyła brwi. – Och, chyba nie powinnam była tego mówić.
Masz rację. Nigdy więcej nie powinnaś wymawiać jego imienia.
– Nic się nie stało. – Pociągnąłem za sznurek wywołujący uśmiech. – Mogę się założyć, że moje metody zarządzania są przyczyną wielu skarg wśród zastępców. Ludzie myślą, że zostałem dyrektorem tylko ze względu na ojca. Ale ja na to zapracowałem, najpierw spędzając czas z robotnikami, którzy wycinali dla nas drzewa, potem przebywając w tartakach, aż na końcu trafiłem do sklepów.
– Byłeś drwalem? – Jej oczy rozbłysły zainteresowaniem.
– Tak. Nosiłem flanelowe ubrania i takie tam.
Zaśmiała się, znowu zaczęła tańczyć i zbliżyła się do mnie. Zmarszczki z jej czoła zniknęły całkowicie.
– To musiał być bardzo ciekawy widok.
– Podobała mi się ta praca. O świcie brałem piłę łańcuchową i wychodziłem razem z załogą. Nie rozmawialiśmy wiele, po prostu zajmowaliśmy się robotą. – Powiedziałem jej prawdę, czego nie miałem w zwyczaju. Byłem samotną istotą, która nie potrzebowała więzi społecznych. Właśnie dlatego na stanowisku dyrektora generalnego czułem się jak w więzieniu, ale miałem dług wobec ojca. – Wydaje mi się, że więcej zrobiłem wtedy przez dwa miesiące niż przez ostatnie pięć lat na stanowisku dyrektora.
Byłem niemal pewny, że Camille nie zauważyła, iż oddaliliśmy się od środka parkietu i teraz tańczyliśmy w słabiej oświetlonej części sali.
– Czy ja wiem? Mam wrażenie, że dużo zrobiłeś. Link mówił mi o tych wszystkich liczbach, opowiadał, jak rozwija się firma i przedstawiał własne pomysły na dalszy rozwój od strony marketingowej.
Pochyliłem się, przysuwając usta do jej ucha.
– Rozumiem, że to wszystko cię nudzi?
Wstrzymała na chwilę oddech.
– Nie powiedziałabym, że nudzi. Po prostu nie jest to mój obszar zainteresowań.
Dotknąłem ustami jej ucha i rozkoszowałem się tym, że jej kształtnym ciałem wstrząsnął dreszcz.
– W takim razie co cię interesuje?
– Rośliny – odpowiedziała drżącym głosem, budząc uśpioną we mnie bestię.
Pragnąłem pożreć tę kobietę.
– Ach, racja. Podróż do Amazonii.
– Tak. – Nie odsunęła się, choć lekko dyszała. – To moje marzenie.
Za to ty jesteś moim marzeniem.
Wzięła głęboki oddech i odchyliła głowę, żeby spojrzeć mi w oczy.
– Zahipnotyzowałeś mnie tańcem. Twardo stąpający po ziemi, jeśli chodzi o interesy, ale płynący po parkiecie. – Znowu uśmiechnęła się tak, że zalała mnie fala ciepła.
Czy zdawała sobie sprawę z tego, jaką ma moc?
– Przetestujmy tę teorię.
Zakręciłem nią, a ona chwyciła się mnie, przyciskając piersi do mojego torsu i wsuwając głowę pod moją brodę. Następnie uniosłem ją, obejmując jednym ramieniem w talii, po czym się obróciłem. Jej śmiech obudził każde zakończenie nerwowe w moim ciele, aż mogłem myśleć już jedynie o niej. Spłynęła na mnie euforia – stan najbardziej zbliżony do odczuwania szczęścia. Wystarczyła do tego Camille i odrobina magii, którą wkładała.
Piosenka powoli się kończyła, więc niechętnie postawiłem kobietę z powrotem na podłodze. Policzki miała zaróżowione i nie mogłem nie zauważyć błysku w jej oczach. Była wspaniała. Była skarbem. Skarbem, który pragnąłem mieć na własność.
– Dziękuję za taniec. – Przesunęła ręką po moim bicepsie, po czym zatrzymała ją na klatce piersiowej.
– Cała przyjemność po mojej stronie. – Naprawdę. Nie chciałem, żeby to się skończyło. Trzymałem jej małą dłoń w swojej, a wolną rękę położyłem stanowczo na dole jej pleców.
Zaczęła nierówno oddychać. Pokrywający policzki rumieniec rozlał się też na szyję i dekolt. Podniecenie. Uważała mnie za atrakcyjnego, mój dotyk sprawiał jej przyjemność.
– Tu jesteście. – Link podszedł do nas, gdy rozpoczął się szybszy utwór.
Zdawałem sobie sprawę, że przez cały czas nas obserwował. Czułem, jak macki jego zaborczości wiją się przez salę i chcą zabrać moją Camille. Facet był na tyle głupi, by myśleć, że nadal może rościć sobie do niej jakiekolwiek prawa. Jednak w chwili, kiedy ją zobaczyłem, zaczął ją tracić. Zamierzałem go całkiem odsunąć, bez względu na środki, jakie będę musiał w tym calu zastosować. Słyszałem o miłości od pierwszego wejrzenia, chociaż nie potrafiłem doświadczyć takiego uczucia. Potrzeba wzięcia tej kobiety w posiadanie płonęła w moich żyłach i nijak nie przypominała sentymentalnego nonsensu z serduszkami oraz kwiatkami.
Camille opuściła rękę. Musiałem ją puścić, mimo że zamordowanie Linka i przerzucenie jej sobie przez ramię wydawało mi się lepszym rozwiązaniem. Ojciec i pozostali goście z pewnością dziwnie patrzyliby na moje zachowanie.
Odsunęła się, a utrata jej ciepła sprawiła, że do mojego wnętrza znów zawitała pustka.
Warknąłem, kiedy Link objął Camille w pasie, ale przez muzykę nie dało się tego słyszeć. Zdenerwowana przestąpiła z nogi na nogę. W mojej obecności czuła się niekomfortowo. Nie miała pojęcia, na co jeszcze mnie stać.
– Świetne przyjęcie – pochwalił Link, po czym wskazał przez salę na szwedzki stół. – Myślę, że zobaczymy, co jest w menu. – Chwycił ją za łokieć i pokierował w tamtą stronę.
Ścisnęło mnie w żołądku. Może to był refluks albo inny rodzaj niestrawności.
Link przesunął rękę na wysokość krzyża Camille. Zacisnąłem dłonie w pięści i zwalczyłem chęć, by za nimi pójść. Jej kasztanowe włosy spływały luźnymi falami na plecy, a biodra kołysały się w hipnotyzujący sposób. Ale odchodziła z nim, podczas gdy powinna zostać ze mną.
Ból brzucha się nasilił. W drodze do domu będę musiał wstąpić do apteki.
Zanim Camille zniknęła mi z oczu, odwróciła się i posłała mi uśmiech, jakby dawała iskrę nadziei.
Ta iskra wznieciła pożar, który zwiastował zniszczenie wszystkiego, co stanie między nami.
Należała do mnie. Nawet jeśli będę musiał ją porwać, aby to udowodnić.
Camille
– Co obecność tych czterech mikroelementów mówi nam na temat biochemii widocznej próbki? – Wyświetliłam na ekranie proces syntezy chlorofilu z oznaczonymi cząsteczkami żelaza, cynku i miedzi.
– Że masz fajną dupę. – Z tyłu sali rozbrzmiał niski głos.
Odwróciłam się gwałtownie, gdy połowa klasy parsknęła śmiechem. Druga część patrzyła wszędzie, tylko nie na mnie.
Minton Baxter, to musiał być on. Uśmiechał się szeroko i udawał, że robi notatki na laptopie.
Zaczęło mi szumieć w uszach. Wiedziałam, że muszę coś z tym zrobić, bo w przeciwnym razie obróci się to przeciwko mnie.
– Mintonie, chciałabym porozmawiać z tobą na korytarzu.
Kiedy wstał i ruszył między ławkami, w sali rozległo się chóralne buczenie.
– Wszyscy wyjmijcie kartki. Jak wrócę, u każdego z was chcę zobaczyć idealnie narysowane przykłady Lamprocapnos spectabilis.
Ruszyłam za Mintonem, akurat gdy uczniowie zaczęli jęczeć, następnie zamknęłam drzwi. Pod ścianami pustego korytarza ciągnęły się rzędy niebieskich szafek, a szare kafelki na podłodze błyszczały w świetle jarzeniówek. Minton, z dłońmi schowanymi w kieszeniach, stał oparty o ścianę naprzeciwko sali. Uśmiechał się z zadowoleniem.
– Co się z tobą dzieje? – Skrzyżowałam ręce na piersi. – Na początku semestru angażowałeś się i dobrze ci szło. Teraz albo nie chodzisz na zajęcia, albo robisz zamieszanie. Opuściłeś się w nauce. Czego nie widzę?
Wzruszył ramionami.
– Mówiłem tylko prawdę.
– Myślę, że wiesz, że zachowujesz się nieodpowiednio, a jednak nadal tak postępujesz. – Musiałam dostać się do jego głowy, znaleźć problem oraz wymyślić rozwiązanie. Na pewno istniał powód, dla którego zaczął dostawać gorsze oceny i stał się klasowym komikiem. – O co chodzi?
– O nic. – Spuścił wzrok, następnie zaczął bawić się krawatem.
– Chodzi o rodziców?
Znieruchomiał.
– Nie.
– Czego mi nie mówisz? – zapytałam łagodniejszym głosem. – Chcę ci pomóc, Mint. Musisz mi tylko na to pozwolić.
Znowu spojrzał mi w oczy, a ja nie mogłam nie zauważyć bólu na jego twarzy. Jednak szybko go ukrył.
– Znam parę sposobów na to, jak mogłaby mi pani pomóc. – Oblizał usta, lustrując mnie wzrokiem.
Wiedziałam, co robi – ukrywał się za złym zachowaniem, żeby odwrócić uwagę od prawdziwego problemu. Zdawałam sobie sprawę, że teraz i w ten sposób do niego nie dotrę.
– Wracaj do klasy. Z samego rana chcę widzieć na moim biurku twój szkic.
Prychnął i wszedł do sali, zamykając drzwi z trzaskiem.
Przygryzłam opuszek kciuka, gdy dźwięk rozszedł się echem po korytarzu. Chciałam skontaktować się z rodzicami chłopaka, lecz to właśnie z nimi miał jakiś problem. Może jego wujek, który pracował z Linkiem, coś o tym wie? Ale przecież nie mogłam po prostu do niego zadzwonić i zacząć wypytywać o bratanka.
Wyjęłam telefon z kieszeni, jednak wahałam się, czy pisać do Linka. Widzieliśmy się w miniony weekend i byliśmy razem na gali Lindstromów. Potem zabrał mnie do swojego mieszkania. Gdy powiedziałam mu, że nie jestem jeszcze gotowa, by spędzić z nim noc, dobrze to przyjął, ale widziałam kumulujące się w nim napięcie. Spotykaliśmy się od miesięcy, a on był więcej niż cierpliwy, lecz wciąż nie miałam pewności, czy to dobry moment na wykonanie kolejnego kroku. Nie byłam dziewicą, po prostu już dawno nie uprawiałam seksu.
Czy pamiętałam w ogóle, jak to się robi?
Dzwonek ogłaszający przerwę wyrwał mnie z zamyślenia. Jeśli chciałam pomóc Mintowi, musiałam wrócić do miasta i porozmawiać z jego wujkiem. Wybrałam więc numer Linka i napisałam wiadomość.
Camille: Co powiesz na kolejne spotkanie w weekend? Może wyjdziemy gdzieś na miasto z twoimi znajomymi z pracy?
Drzwi do mojej klasy się otworzyły, a uczniowie wyszli na korytarz z plecakami przerzuconymi przez ramiona, śmiejąc się i rozmawiając.
Telefon zawibrował.
Link: Bardzo chętnie cię zobaczę. Ale odkąd interesują cię moi współpracownicy?
Równie dobrze mogłam napisać prawdę.
Camille: Odkąd Minton Baxter zaczął popisywać się przed klasą. Mam nadzieję, że jego wujek wie, co się z nim dzieje.
Kiedy ostatni uczeń opuścił salę, wróciłam do środka i zamknęłam za sobą drzwi. Miałam okienko przed lunchem.
Link: Czyli misja zwiadowcza. A już myślałem, że po prostu chcesz mnie zobaczyć.
Zmarszczyłam brwi i usiadłam na krześle za biurkiem.
Camille: Chcę cię zobaczyć, ale jestem wielozadaniowcem.
W okienku rozmowy pojawiły się trzy kropki. Po chwili zniknęły. Następnie znowu się pojawiły.
Link: W porządku. Sprawdzę, czy uda mi się umówić z nimi na piątkowy wieczór. Odpowiada ci to?
Poczułam ulgę. Nie był na mnie zły.
Camille: Dziękuję. Tak.
Link: Nie mogę się doczekać spotkania.
Camille: Ja też.
Odłożyłam telefon i słuchałam głośnych uczniów kręcących się po korytarzu, dopóki nie zadzwonił dzwonek. Wtedy w szkole zapadła cisza, chociaż słyszałam, jak doktor Potts w sali za ścianą wychwala piękno i prostotę równania kwadratowego, umożliwiającego znalezienie każdego rozwiązania. Żałowałam, że za jego pomocą nie da się rozwiązać problemów, które zaprzątały moją głowę. Zastanawiałam się, czy poczynić następny krok w relacji z Linkiem, co zrobić z Mintem… a największy kłopot miałam z tym, że w każdej wolnej chwili moje myśli uciekały do Sebastiana Lindstroma.
Poruszyłam się na krześle. Związane z nim wspomnienia sprawiały, że czułam się niekomfortowo, a jednocześnie zalewało mnie ciepło. Zamknęłam oczy i go sobie wyobraziłam. Zobaczyłam wyrazistą linię szczęki, usłyszałam imponujący tembr głosu. Wróciłam pamięcią do tego, jak trzymał mnie w tańcu – jakbym była jego kołem ratunkowym. Link nie przejmował się tym, w jaki sposób Lindstrom na mnie patrzył ani jak razem tańczyliśmy. Nie dawał po sobie poznać zazdrości, żartując, jaki jego szef jest dziwny i opowiadając plotki na temat jego życia miłosnego. Link stwierdził, że Sebastian to gej, co wyjaśniałoby, dlaczego nigdy nie pokazywał się z żadną kobietą. Jednak na parkiecie dotarło do mnie coś innego. Wiele można było powiedzieć o Sebastianie, ale na pewno nie to, że woli facetów.
Mocne pukanie sprawiło, że podskoczyłam. Drewniane drzwi otworzyły się z głośnym skrzypnięciem, a do środka wszedł Gregory wpatrzony w stos korespondencji, którą trzymał w rękach.
– Jezu, Gregory. Może następnym razem trochę delikatniej? – Odsunęłam od siebie myśli o Lindstromie i posłałam asystentowi dyrektorki ostre spojrzenie.
– Och, uśmiechnij się. – Przysiadł na brzegu biurka. – Przecież zapukałem. – Uniósł kąciki ust.
Widok jego chłopięcej twarzy sprawił, że przeszła mi irytacja.
– Dobrze spędziłeś weekend? – Wzięłam od niego zaadresowane do mnie listy i rzuciłam je na blat.
– Wyśmienicie. Pojechałem do miasta na randkę w ciemno. Skończyłem lekko obolały, ale zadowolony. – Puścił mi oczko.
– Miał przynajmniej potencjał?
– Na długi związek? – Podrapał się po gładko ogolonej szczęce. – Ani trochę. Musiałbym być aktywniejszy w łóżku, żeby za nim nadążyć. A jestem raczej z tych „ja poleżę, a ty rób, co chcesz”. Jedna noc, skarbie. I nie próbuj odwracać mojej uwagi. Spędziłaś weekend z Linkiem, tak? Była jakaś akcja? Robiłaś rzeczy godne niegrzecznych dziewczynek? Chcę znać wszystkie ohydne, heteroseksualne szczegóły.
Spojrzałam na drzwi.
– Ciszej. To, że ty prowadzisz szalone życie, nie oznacza, że ja chcę, by wszyscy wiedzieli o moim życiu seksualnym.
Gregory wyoutował się w liceum i od tamtego czasu nie miał problemu z byciem sobą, nawet w oficjalnej atmosferze Trenton. Odkąd zaczęłam tu pracować, został moim przyjacielem. Zawsze gotowym kształtować młodzież, która miała stać się przyszłością naszego narodu.
– Będę ciszej, ale zdradź szczegóły. Niczego nie pomijaj. – Wskazał na mnie palcem i podkreślił: – Niczego.
Pociągnęłam za kołnierzyk ciemnozielonej sukienki.
– Nie, my nie… – Wierciłam się na krześle. – No wiesz.
– Znowu odmówiłaś temu przystojniakowi? – Poprawił idealnie zawiązaną muszkę. – Gdyby grał w mojej drużynie, już dawno wybrałbym się w podróż po tym ciele, które ma do zaoferowania.
– Ty byś tak zrobił. Ja jestem ostrożniejsza.
– Jest dla ciebie idealny. Wysoki, przystojny, z zamożnej rodziny. Ma duże dłonie, świetne włosy i zapewniam cię, że jest odpowiednio wyposażony.
Poczułam gorąco na twarzy.
– Masz na myśli…
– Sprzęt, tak. Ma dużego.
– Nie możesz tego stwierdzić, jeśli go nie widziałeś.
– Ty nie możesz. – Uśmiechnął się szeroko. – Ja mogę. – Machnął na mnie ręką. – Jeśli tak skończyła się twoja weekendowa przygoda, jestem zawiedziony.
Przygryzłam opuszek kciuka, zastanawiając się, czy powiedzieć mu o Sebastianie.
– Aha! – Wskazał na mój palec. – Wiedziałem.
– Co wiedziałeś?
– Za każdym razem, gdy zaczynasz skubać opuszek kciuka jak bóbr, okazuje się, że coś cię męczy. Wyrzuć to z siebie.
– Nieprawda. – Położyłam dłoń na kolanie i ścisnęłam ją mocno drugą.
– Prawda. – Odłożył resztę listów na brzeg biurka, potem skrzyżował ręce na wełnianej, ciemnozielonej kamizelce. – Puść farbę.
– Nie ma o czym mówić.
Spojrzał na mnie na tyle groźnie, na ile pozwalał mu botoks.
– Mój ostatni chłopak był strasznym kłamcą. Wiesz, co się z nim stało.
– Byłam tam, pamiętasz? To ja pomagałam ci chować sardynki pod siedzenie kierowcy, a Saran owijał jego samochód.
– Pamiętam. A teraz mów, zanim dyrektor Grinsley zobaczy, że długo mnie nie ma i każe mi wrócić, żebym znowu był jej posłuszną suką.
– To nic takiego. – Gdy zmarszczył brwi, wyrzuciłam z siebie: – Poznałam faceta.
– Tak! – Uniósł pięść w triumfalnym geście. – Teraz robi się interesująco. Kontynuuj.
– Jest dyrektorem generalnym firmy, w której pracuje Link.
Gregory potarł o siebie dłonie.
– Kasa, kasa, kasa. Mów dalej.
– Tańczyliśmy. Był, nie wiem… – Jak mogłam opisać to, co czułam? – Coś w nim było.
– Przystojny?
– Tak, w taki mroczny sposób. Ale chodzi o coś więcej. Jakby pod powierzchnią skrywał tajemnice.
– Uwielbiam gości z przeszłością. – Westchnął. – Ile ma lat?
– Nie wiem. Obstawiam, że niewiele ponad trzydzieści.
– Mmm. Brzmi smakowicie. I co, myślisz o rzuceniu Linka?
– Moment. – Uniosłam ręce. – Wyobraźnia cię ponosi. To był tylko jeden taniec z szefem Linka. Nie. Link i ja… my…
– Nie przechodzicie do czynów. – Wykrzywił usta w grymasie niezadowolenia. – To o czymś świadczy.
– Wcale nie. I wkrótce zamierzam poczynić ten krok, ale dopiero gdy będę gotowa.
– A skąd będziesz wiedziała, że jesteś?
Pochyliłam się nad swoją korespondencją.
– Po prostu będę wiedziała.
– Jasne. Brzmi wiarygodnie.
– Wyczułam ten sarkazm. – Wyciągnęłam jeden z listów. – Ciekawe. – Na kopercie zapisano odręcznie moje nazwisko, a u góry znajdowała się pieczątka Rainforest Fund.
– Muszę dokończyć roznoszenie poczty. – Gregory zgarnął listy z biurka, gdy ja otwierałam kopertę. – Widzimy się po pracy. Musimy się napić i zjeść coś z meksykańskiej kuchni. La Conchita, o osiemnastej.
– Dobrze. Do zobaczenia. – Wyjęłam kartkę. Miałam wrażenie, że papier ciąży mi w dłoniach.
Drzwi zamknęły się za Gregorym, a ja rozłożyłam list. Przeczytałam każde słowo, coraz szerzej otwierając oczy. Kiedy skończyłam, odchyliłam się na krześle, nie odrywając wzroku od kremowego papieru.
Właśnie patrzyłam na przepustkę do swojej wymarzonej wyprawy. Dostałam propozycję dołączenia do grupy biologów, którzy nad Amazonką będą badać piętro koron drzew. Zapewniali mi nawet przelot, a wszystko to dzięki dodatkowym funduszom od dużej firmy farmaceutycznej.
Raz jeszcze przeczytałam list, który trzymałam w drżących dłoniach. Doktor Weisman wystawił mi tak dobre rekomendacje, że organizatorzy wyprawy nie mieli wyjścia. Musieli mnie wziąć.
Pisnęłam tak głośno, że doktor Potts w sali obok przerwał wykład i dopiero po chwili kontynuował monolog.
To było to. Moja szansa, na którą czekałam. I nic nie mogło stanąć mi na drodze.
Camille
– Dlaczego zawsze ubierasz się jak nauczycielka? – Veronica paradowała po sypialni w stringach i czerwonym staniku do kompletu. Blond włosy opadały jej falami na plecy.
– Bo jestem nauczycielką. – Usiadłam na jej łóżku, gdy podeszła do szafy. – I nie wychodzę, żeby znaleźć faceta. Jednego już mam.
– Dobra, ale zakładałaś takie ciuchy jeszcze przed związkiem z Linkiem. – Jej głos dobiegał z garderoby. – Ubierasz się jak twoja mama. – Zaklęła cicho i wysunęła głowę z szafy. – Przepraszam. To było głupie. Po prostu chciałam cię rozbawić. Wiesz, że zawsze uważałam, że Freesia ma świetny styl. Idealny dla starszej damy.
– W porządku.
Moja mama, Freesia, zmarła rok temu na raka, a tata odszedł sześć miesięcy po niej. Zawsze był do niej przywiązany, ich miłość przypominała te książkowe. Od jej pogrzebu zdawał się stopniowo przygasać. Aż pewnego chłodnego dnia także opuścił ten świat.
Poradziłam sobie z ich śmiercią na własny sposób i nadal o nich myślałam. To moja mama swoim podejściem do roślin sprawiła, że jeszcze w dzieciństwie zaczęłam się nimi interesować. Odkąd zabrakło rodziców, wspierali mnie Link i Veronica.
Gdy zobaczyłam zmartwione spojrzenie przyjaciółki, dodałam:
– Mama miała własny styl. Przejęła rynek szali w warzywne wzory.
Przyjaciółka z wyrazem ulgi na twarzy znowu zanurkowała w szafie.
– Była jedyna w swoim rodzaju.
– Zdecydowanie. – Patrzyłam, jak słońce chowa się za budynkami po drugiej stronie ulicy.
Zostałyśmy z Veronicą współlokatorkami w college’u, choć ją obchodziły wtedy przede wszystkim imprezy. Po kilku awanturach o znikające jedzenie i spraszanie przez nią chłopaków na seks, dałyśmy radę się zaprzyjaźnić. Kiedy zakończyłyśmy naukę, wyprowadziła się do miasta, by podjąć pracę jako asystentka redakcyjna w „Vouge”, podczas gdy ja osiedliłam się w Trenton.
Wyłoniła się z garderoby, ubrana w krótką, czarną sukienkę z siatką rozcięć po bokach. Spojrzałam na swoją skromną, kremową bluzkę, szarą spódnicę i czarne buty na płaskiej podeszwie.
– No, na pewno nie chcesz się przebrać?
– Na pewno. – Położyłam się na łóżku i zaczęłam śledzić wzrokiem, jak biegną rury od ogrzewania. – Odmrozisz sobie cipkę w tej kiecce.
– Jest piątkowy wieczór, a ja chcę się zabawić, jak już skończymy z Linkiem i jego kolegami z pracy. – Pochyliła się i zapięła buty na wysokim obcasie. – Wciąż jestem gotową na podryw singielką. A właśnie, jak się mają sprawy z Linkiem?
– Dobrze. – Wystukiwałam palcami rytm na brzuchu.
– Dobrze? – Usiadła obok mnie. – Taką odpowiedź słyszę od osób, które pytam, jak było w pralni chemicznej. Nie to powinnaś mówić, gdy pytam cię o twojego chłopaka.
Poczułam się winna.
– Miałam na myśli, że świetnie. Powodzi mu się w pracy i spędzamy ze sobą tak dużo czasu, jak to tylko możliwe. Jest naprawdę cierpliwy, jeśli chodzi o seks, więc nie mam na co narzekać.
– Dlaczego wciąż się wstrzymujesz? – Położyła się obok mnie. Teraz obie wbijałyśmy wzrok w sufit.
– Nie wiem. – Wzruszyłam ramionami.
– Nie chcesz tego?
– Chcę. Parę razy zrobiło się naprawdę intensywnie. Jest wspaniały i miły…
– Ale? Tam na pewno jest jakieś „ale”. – Wzięła mnie za rękę, splatając nasze palce. – Co się dzieje?
– Nic, serio. Po prostu nie chcę popełnić błędu. Mam wrażenie, że jeśli zrobię ten ostatni krok, Link jeszcze bardziej będzie naciskał na moją przeprowadzkę do miasta i rzucenie pracy w Trenton.
– Słusznie cię to martwi. – Ścisnęła moją dłoń. – Jak już zasmakuje tej cipki, nie będzie chciał się od niej oderwać.
Wybuchnęłam śmiechem.
– Dzięki, V. Nie wiem, co jest ze mną nie tak. Chyba postępuję zbyt ostrożnie.
Chociaż to ukrywała, wiedziałam, że nieszczególnie obchodzi ją Link. Nie zamierzałam jednak mówić jej o Sebastianie. Każda możliwość na zmianę – nawet taka jak Lindstrom – zmotywowałaby ją do działania.
– Jesteś po prostu sobą. Jeśli nie czujesz się gotowa, niech czeka. Do tej pory dobrze mu to szło.
– Racja. Jak myślisz, nadal będzie zły o wyjazd do Amazonii?
Już powiedziałam o tym Veronice. Przynajmniej dwa razy w tygodniu do siebie dzwoniłyśmy i nieustannie wymieniałyśmy wiadomości. Dopingowała mnie i zachęcała do wypełnienia dokumentów, żebym mogła je odesłać, a potem spełnić marzenie.
– Może. Ale jeśli cię kocha, pozwoli ci jechać.
Czy chcesz, aby cię kochał?
Odepchnęłam od siebie tę myśl. Oczywiście, że tego chciałam.
– Porozmawiam z nim o tym dzisiaj.
– To dobrze, bo przerwa zimowa za pasem. Nie mogę się doczekać, aż pójdziemy na zakupy, by zaopatrzyć cię w te wszystkie krótkie spodenki, żebyś miała w czym tam chodzić.
Parsknęłam.
– Cały czas będę pracować. Może wspinać się po drzewach, może grzebać w ziemi. A wspominałam o różnych robalach? Nie wiem, czy krótkie spodenki to dobry wybór.
– Zła odpowiedź. – Usiadła. – Krótkie spodenki to idealny wybór.
– Jest sens, żebym się z tobą o to spierała?
– Nie. – Klepnęła mnie w udo. – Chodźmy. Muszę jak najszybciej się czegoś napić.
***
Gdy dotarłyśmy do Slush Bar, w środku zebrało się już sporo osób. Lokal znajdował się tylko przecznicę od biura Linka, więc miejsce było idealne na spotkanie po pracy. Klienci siedzieli przy wysokich stołach ustawionych wzdłuż lustrzanych ścian. Dudniła muzyka techno. W środku było tłoczno, ale Link pomachał do nas z miejsca, gdzie czekali z Halem.
Kiedy do nich podeszłyśmy, przyciągnął mnie do siebie, a do moich nozdrzy dotarł znajomy zapach wody po goleniu.
– Czuję się, jakbym nie widział cię od wieków. – Zsunął ręce na moje pośladki i je ścisnął.
Drgnęłam, patrząc mu w oczy.
– Jesteś pijany?
– Nie. – Wskazał na rząd pustych kieliszków na barze. – Wypiliśmy tylko kilka kolejek przed waszym przybyciem. – Spojrzał na Veronicę. – Miło cię widzieć.
– Ta.
– W mordę. – Hal uśmiechnął się szeroko. – Co my tu mamy? – Zlustrował moją przyjaciółkę wzrokiem.
– Nic dla ciebie. – Stanęła obok Linka i gwizdnęła na barmana.
– Pyskata. Lubię takie. – Hal podał mężczyźnie swoją kartę. – Na mój koszt, stary.
Link pochylił się i złożył wilgotny pocałunek na mojej szyi.
– Tęskniłem za tobą.
– Ja za tobą też. – Wspięłam się na palce i wyszeptałam mu do ucha: – Dasz mi porozmawiać chwilę z Halem?
– Pewnie, zgodnie z planem. – Przesunął dłonie na moją talię i pocałował mnie w usta. – Idę do toalety – powiedział głośniej niż to konieczne, po czym oddalił się od baru.
Usiadłam na krześle obok Baxtera, który oderwał wzrok od Veroniki.
– Gdybym wiedział, że masz takie przyjaciółki, o wiele wcześniej nalegałbym, żeby cię gdzieś zaprosić.
Nie potrafiłam stwierdzić, czy to komplement, więc uśmiechnęłam się i skinęłam głową. Po chwili V podała mi drinka – coś w szklance do martini z plasterkami cytryny i pomarańczy wetkniętymi na krawędź.
– Jak tam sprawy w Trenton? Przekazałaś Mintowi pozdrowienia? – Poluzował szeroki krawat i odpiął guzik pod szyją.
– Cieszę się, że o nim wspominasz. Czy mogę cię o coś zapytać? – Pociągnęłam łyk napoju. Nie był zły, ale trochę cierpki.
– Wal śmiało. – Stuknął swoją szklanką o moją, następnie zbliżył ją do ust.
Uznałam, że od razu przejdę do rzeczy.
– Czy w ciągu ostatnich miesięcy coś się zmieniło? Może u rodziców Minta?
Hal zawahał się, po czym opuścił naczynie i zakręcił znajdującym się w środku płynem.
– Co masz na myśli? – spytał, zanim upił duży łyk.
– Nie wiem – odparłam lekko. – Cokolwiek, co ma związek z domem. Były jakieś zmiany?
– Nie. – Opróżnił szklankę do końca i zamówił kolejnego drinka.
Pochyliłam się w jego stronę, chociaż niespecjalnie chciałam przebywać w jego przestrzeni osobistej.
– Jestem tylko ciekawa. Mint to mój ulubieniec i chcę mieć pewność, że wszystko u niego w porządku.
Uśmiechnął się, ale widziałam, że jest spięty. Pokręcił głową.
– Nic mi nie wiadomo o tym, żeby w jego domu coś się zmieniło.
– Okej. Pytałam z ciekawości.
Hal nerwowo obracał w dłoni szklankę.
– Jego rodzice są zajęci. Poza tym mój brat często wyjeżdża za granicę, więc Rhonda zostaje sama. – Zaczerwienił się, a ja w końcu zrozumiałam. Hal i mama Minta musieli mieć romans.
Odwrócił wzrok.
– Dlaczego pytasz? Powiedział ci coś? – Mocniej zacisnął palce na naczyniu.
– Nie. – Odsunęłam się od niego. – Chyba jestem nadopiekuńcza. Czasami, gdy chodzi o moich uczniów, za bardzo się angażuję. Takie ryzyko zawodowe.
– Racja. – Rozluźnił się. – Tak. U Minta wszystko w porządku. Nie martw się o niego.
Popijałam drinka. Podejrzewałam, że Mint się o nich dowiedział, co doprowadziło do pogorszenia jego zachowania i ocen.
Link wrócił i poklepał znajomego po plecach.
– Zamówmy następną kolejkę.
Hal poweselał, a potem opróżnił szklankę.
– Wchodzę w to.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
1 STEM (ang. Science, Technology, Engineering and Mathematics) – akronim powstały od pierwszych liter słów w języku angielskim: nauka, technologia, inżynieria i matematyka (przyp. tłum.).