Mężczyzna na weekend - Jeanie London - ebook

Mężczyzna na weekend ebook

Jeanie London

3,8
14,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Lennon woli, aby to bohaterki jej powieści przeżywały niezwykłe romanse, urzeczywistniały marzenia i fantazje. Dla siebie pragnie czegoś innego – prostego życia ze spokojnym mężczyzną, z którym mogłaby się zaprzyjaźnić. Josh, z którym przeżyła fascynującą erotyczną przygodę, do takich nie należy. Jednak Lennon tym razem nie potrafi się oprzeć mężczyźnie, który budzi w niej takie pożądanie…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 257

Oceny
3,8 (70 ocen)
25
15
24
6
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Handzia1969

Nie oderwiesz się od lektury

rewelacyjna opowieść o miłości, pełna humoru, godna polecenia.
00

Popularność



Podobne


OBLICZA NAMIĘTNOŚCI

Jeanie London

Mężczyzna na weekend

Tłumaczenie:

Rozdział pierwszy

– Jeśli będę musiała oglądać jeszcze jednego fallusa – mruknęła pod nosem Lennon McDarby, unosząc szklane zabezpieczenie gabloty wystawowej – to zacznę wyć.

Okaz, który miała przed oczyma – była to rzeźba nosząca tytuł „Obietnica” – mierzył dobrych czterdzieści centymetrów. Marmurowy członek stanowił element dwuczęściowej całości. Dopełniała ją wykonana z nie mniejszą dbałością o detal rzeźba przedstawiająca kobiece usta otwarte na tyle szeroko, by mogły pomieścić owych czterdzieści centymetrów.

I wcale nie był to jedyny penis na wystawie. Wszystkie eksponaty w galerii Joshuy Eastmana miały związek z erotyką.

Westchnienie Lennon odbiło się głośnym echem od ścian opustoszałej galerii. Nie musiała nawet spoglądać na zegarek, by wiedzieć, że dawno minęła północ. Przywykła już do tego, że o tak późnej porze wciąż jest na nogach. Od kilku tygodni pomagała ciotecznej babce w przygotowaniach do otwarcia nowej ekspozycji, starając się jednocześnie nie dopuszczać do siebie myśli, jak bardzo ucierpi na tym jej twórczość. Choć terminy nagliły, całe dnie spędzała w muzeum Ogólnokrajowego Stowarzyszenia Artystów.

Roboty dobiegały końca, dlatego Lennon wreszcie mogła z satysfakcją popatrzeć na efekty swojej znojnej pracy. Jej spojrzenie powędrowało w kierunku holu. Obok portretu dziadka Joshuy, który otwierał wystawę poświęconą jego pamięci, w westybulu zgromadzono eksponaty, z których każdy reprezentował odrębną dyscyplinę sztuki. Starannie wyselekcjonowane malowidła, drzeworyty i miedzioryty, grafiki, fotosy oraz rzeźby rozmieszczone w licznych regałach i gablotach wprowadzały zwiedzających w odpowiedni nastrój i w intrygujący sposób naprowadzały na przewodnią ideę wystawy, którą można by ująć jednym, ale jakże znamiennym słowem: seks.

Uśmiechając się ze znużeniem, Lennon zatrzymała wzrok na osiemnastowiecznej akwareli zatytułowanej „W pojedynkę”. Malowidło przedstawiało młodego nagiego mężczyznę, który zaspokaja się, skąpany w przejrzystych pastelowych barwach.

– Przecież zależy nam na tym, żeby panowie czuli się u nas swobodnie – oznajmiła babcia Q, decydując się na wystawienie aktu.

Na przeciwległej ścianie wisiało olejne płótno z 1750 roku wykonane na zamówienie samej madame de Pompadour. Obraz przedstawiał parę kochającą się w sielankowej scenerii nad brzegiem rzeki.

Babcia Q i dziadek Joshua – Lennon tak go nazywała, choć formalnie nigdy nie był mężem Q – przez całe wspólne życie z wielkim oddaniem gromadzili erotyczne dzieła sztuki, przedmioty codziennego użytku, gadżety i tak dalej, różnej wartości i o różnej sile ekspresji oczywiście, dlatego Lennon nie wypadało odmówić pomocy przy urządzaniu ekspozycji tej kolekcji. Cóż, pora zająć się „Obietnicą”.

Najpierw ustawiła ogromny członek na pokrytym czarnym aksamitem podeście, potem odsunęła się, by ocenić rezultat. Nadal nie była zachwycona. Ziewnęła szeroko, zastanawiając się, czy kiedykolwiek uda jej się uzyskać zadowalający efekt.

– Nie sądziłam, że igraszki z fallusem mogą kogokolwiek przyprawiać o senność – dźwięcznym głosem skomentowała babcia Q.

Lennon spojrzała na nią znużonym wzrokiem. Babcia Q – reszcie Nowego Orleanu znana jako Quinevere McDarby – oparta w pełnej gracji pozie o framugę lustrowała wystawę. Przypominała wróżkę z bajki.

Drobnej postury, z siwymi włosami i błyszczącymi błękitnymi oczami, stanowiła kwintesencję kobiecości. Olśniewająco piękna za młodu, na starość pozostała urocza.

– O tak późnej porze nic nie jest w stanie mnie rozbudzić, babciu.

– Właściwemu mężczyźnie z pewnością by się to udało.

– Powinnaś już dawno spać. – Lennon była zbyt zmęczona, by się sprzeczać.

– A to niby czemu? Będę miała dość czasu na sen w grobie. Tymczasem... – Chrząknęła uspokajająco na widok przerażonego spojrzenia Lennon. – No dobrze, już dobrze. Sprawdzałam tylko prognozę pogody w internecie. Pewnie za chwilę sama byś to zrobiła, a nie chciałam odrywać cię od pracy. Pomyślałam, że jeśli cię wyręczę, zdążysz ze wszystkim i jutro podczas otwarcia poświęcisz całą uwagę mnie i zgromadzonym kawalerom na wydaniu.

– Możesz na to liczyć. Przez cały weekend będę tylko twoja.

Niepoprawna staruszka zmrużyła figlarnie oko.

– Powinnaś od czasu do czasu powiedzieć to jakiemuś mężczyźnie.

Nie chcąc wdawać się w kolejną dyskusję na temat swojego życia uczuciowego, czy też raczej jego braku, Lennon poprzestała na uśmiechu, a po chwili spytała:

– I co z tą prognozą?

– Chłodny prąd zatokowy przez najbliższych kilka dni, jeśli wierzyć meteorologom. Jako że nie mam do nich specjalnego zaufania, przygotowałam plan awaryjny na wypadek, gdyby pogoda nie dopisała i trzeba było zrezygnować z ogrodu.

– Dobry pomysł, ale mam nadzieję, że to nie będzie konieczne. Trzymałam kciuki, żebyśmy mieli ładną pogodę.

Z całego serca pragnęła, by wszystko poszło gładko. Jutrzejsze otwarcie Galerii Joshuy Eastmana, niedawno przyłączonej do największego muzeum w Nowym Orleanie, wieńczyło dwuletni okres ciężkiej pracy Q. W ten sposób babcia chciała uczcić pamięć mężczyzny, którego kochała niemal całe swoje życie.

– Dziadek Joshua na pewno byłby wzruszony. – Lennon bezwiednie przeniosła wzrok na wiszący nad gablotą portret.

Spoglądający na nią z płótna dziadek był przystojnym zielonookim mężczyzną o uderzająco ciemnych włosach. Obraz pochodził z czasów, kiedy Joshua był w sile wieku, powstał na długo przed urodzeniem Lennon. Pomyślała, że dziadek z powodzeniem mógłby uchodzić za pierwowzór bohatera historii miłosnych. Jako autorka romansów, Lennon była w tej kwestii ekspertem.

Babcia Q podążyła za jej wzrokiem i pomarszczona twarz wygładziła się w uśmiechu na widok ukochanego.

– Zapisał mi w spadku tę kolekcję tylko po to, żebym miała się czym zająć, kiedy go zabraknie. Jestem pewna, że siedzi na górze i rzuca mi kłody pod nogi za każdym razem, kiedy nie zgadza się z którąś z moich decyzji.

– Kłody pod nogi? – zdziwiła się Lennon.

Q niecierpliwie machnęła szczupłą dłonią, wprawiając w ruch szafiry i rubiny pierścionków, błyszczących jasno w świetle jarzeniówki.

– A jak inaczej wytłumaczysz choćby to, że malarze odmalowali hol nie tak jak trzeba? Rozumiem, że mogły im się pomieszać farby, ale żeby wszystkie? To jego sprawka. Nie cierpiał jaskrawych kolorów, którymi miałam zamiar pomalować wnętrza.

Szczerze powiedziawszy, Lennon całkowicie podzielała zdanie dziadka. W jej odczuciu naturalne pastelowe barwy, które ozdobiły ściany, znakomicie komponowały się z ekspozycją, podkreślając charakter kryształów, figurek z kości słoniowej oraz pozłacanych i posrebrzanych ozdób. Skoro babcia upierała się, że dziadek Joshua spaceruje po chmurce, usiłując wpłynąć na jej decyzje, to wnuczka nie zamierzała się sprzeczać, tylko stwierdziła pogodnie:

– W takim razie dobrze zrobiłaś, postępując zgodnie z jego życzeniem. Hol prezentuje się znakomicie.

– Rzeczywiście. Myślę, że Joshua jest zadowolony.

– Podobnie jak wielu koneserów sztuki w Nowym Orleanie. Twoja wystawa to bezcenny wkład w życie kulturalne miasta.

– Jednak nie wszyscy są uszczęśliwieni. – Q pomachała kopertą.

– Kolejna nota protestacyjna? – zapytała zmartwiona Lennon. – Doprawdy, nie rozumiem, o co im chodzi.

– Każda inicjatywa aktywizuje żądnych sensacji oszczerców. – Q wzruszyła ramionami.

Lennon wiedziała jednak, że babcia źle znosi nieprzychylne słowa krytyki.

W młodości Joshua dorobił się fortuny na handlu antykami, potem zajął się kolekcjonowaniem dzieł sztuki. Dopiero jako dorosła osoba Lennon uświadomiła sobie, że zbiory dziadków są ściśle ukierunkowane tematycznie.

– Jesteś pewna, babciu, że umieściłaś pod portretem Joshuy właściwy eksponat? – Obrzuciła sceptycznym spojrzeniem „Obietnicę”.

– Georgia Devine należy do grupy młodych zdolnych – powiedziała z przekonaniem Q. – Joshua uwielbiał wspierać utalentowanych debiutantów, dlatego wystawiłam tę rzeźbę. – Podeszła do umieszczonego na ścianie przepięknego naszyjnika z muszelek i pereł. – To oryginalna Reina Price. Kupiłam ją w zeszłym roku, kiedy otwierała swoją galerię.

Lennon nie widziała większego sensu w porównywaniu utrzymanego w subtelnych pastelowych odcieniach naszyjnika w kształcie żeńskich narządów płciowych z olbrzymią rzeźbą umieszczoną pod portretem.

– Naszyjnik jest naprawdę wspaniały – stwierdziła. – Chętnie bym obejrzała jej inne prace.

– Jak już otworzymy galerię Joshuy, razem wybierzemy do Reiny, skarbie.

– Tak, babciu. Myślę, że ta kolia świetnie by się komponowała z portretem dziadka. Jest subtelna, gustowna, no i z pewnością nie jest... hm... wulgarna.

– Wulgarna? – zdziwiła się Q. Najwyraźniej nigdy nie przyszło jej to do głowy. – Masz na myśli ten cudowny biały marmur?

– Zbyt jednoznaczny, a ja wolę subtelniejsze dzieła. – Lennon doskonale wiedziała, że jakakolwiek próba przekonywania babci byłaby tylko stratą czasu.

– Ta rzeźba sprawia, że czujesz się nieswojo, bo sama od dawien dawna nie widziałaś prawdziwego penisa – skonstatowała Q i zanim Lennon zdążyła otworzyć usta, chwyciła ją za rękę i pociągnęła do holu. – No chodź, znajdziemy ci jakiegoś faceta. – Tuż przy wejściu umieszczono statywy z fotografiami młodych nieżonatych mężczyzn, które miały być wystawione na aukcję podczas otwarcia wystawy.

Q długą chwilę wpatrywała się w zdjęcia, podziwiając pokaźny repertuar intrygujących spojrzeń, wyrazistych podbródków oraz zachęcających uśmiechów, po czym spytała:

– Zastanawiałaś się już, o którego z nich będziesz się licytować?

Lennon odetchnęła głęboko. Pewnie, że się zastanawiała. Odczekała chwilę, aż Q odwróci wzrok, by kontynuować ocenę kandydatów, i dopiero wtedy przyznała cicho:

– Prawdę mówiąc, dużo o tym myślałam.

Q rozpromieniła się.

– Dobrze słyszę, skarbie? – rzuciła podekscytowana. – Wreszcie pozwolisz przemówić sercu? Jesteś gotowa się zakochać?

– W maju stuknie mi trzydziestka, babciu. Skończyłam studia, zwiedziłam z matką Europę, zdobyłam pozycję na rynku wydawniczym, myślę więc, że pora się ustatkować.

– Masz na myśli małżeństwo?

– Owszem.

– Byłoby cudownie, gdybyś wyszła za mąż, ale nie sądzisz, że trochę uprzedzasz fakty? Najpierw powinnaś się zakochać, a dopiero potem myśleć o ślubie.

– Do tego właśnie przyda mi się aukcja – odparła, starannie dobierając słowa. – W końcu to najlepsze partie w mieście. Wszyscy cieszą się dobrą opinią, wszyscy odnieśli życiowy sukces, no i pochodzą z najbardziej szanowanych rodzin. Gdzie indziej miałabym szukać męża, jeśli nie wśród nich?

– A gdzie w tym wszystkim miejsce na miłość? – Q patrzyła na wnuczkę z wielką troską i powagą.

Lennon była równie poważna i gotowa twardo bronić swoich racji.

– Moja definicja miłości jest inna niż twoja, babciu. Wcale nie musi zawierać tego, co nazywasz wielką namiętnością. Wręcz przeciwnie.

– Należysz do rodziny McDarbych. Wielka namiętność to nasza specjalność. Na ciebie też przyjdzie kolej.

– Na litość boską, przecież wiem, co to znaczy płomienne uczucie! W końcu jestem autorką romansów.

– Kochanie... – Q na moment przymknęła oczy, w niejakiej desperacji potrząsając głową. – Spójrzmy prawdzie w oczy. Z płomiennymi uczuciami masz do czynienia wyłącznie na kartach tworzonych przez ciebie swoich powieści, z pewnością nie w prawdziwym życiu. Kiedy ostatni raz byłaś na randce?

Sięgała pamięcią coraz bardziej wstecz... O rany, naprawdę aż tak dawno? – pomyślała wreszcie skonfundowana. Dostrzegła też triumfującą minę Q, która doskonale znała prawdę.

– Rzeczywiście, minęło trochę czasu, – przyznała niechętnie Lennon – ale podpisałam kontrakt na trzy książki i zajmowałam się wyłącznie pisaniem. To był bardzo ważny moment w mojej karierze. Nie mogłam zrezygnować z takiej szansy.

– Trochę czasu, powiadasz? Dobre sobie! Nie umawiasz się z nikim, odkąd zerwałaś z tym specjalistą od reklamy. A zdarzyło się to na długo przed podpisaniem kontraktu, prawda? Jak ten przystojniak miał na imię? Crig? Cliff?

– Clint.

– No właśnie, Clint. Przyszłość z nim zapowiadała się obiecująco, prawda, skarbie?

Zależy czego się oczekuje od partnera, stwierdziła w duchu Lennon, po czym zaczęła objaśniać swoje poglądy w tej materii:

– Bohaterowie romansów nie nadają się do małżeństwa, babciu. Dobrym mężem może być tylko ktoś odpowiedzialny i stały w uczuciach.

– Chcesz powiedzieć... – Babcia Q aż zamrugała z niedowierzaniem. – Twierdzisz, że nie wyjdziesz za mężczyznę, który byłby taki jak bohaterowie twoich romansów?!

– Moim mężem może zostać tylko ktoś, kogo będę cenić i szanować na dobre i na złe przez wszystkie trudne lata małżeństwa, wychowywania dzieci, dbania o rodzinę...

– Uważasz, że szacunek nie może iść w parze z miłością? – wpadła jej w słowo Q.

– Skądże, nie o to chodzi – zaprotestowała poirytowana Lennon. – Nie twierdzę, że nie potrafiłabym jednocześnie kogoś kochać i szanować. Rzecz w tym, że potrzebuję solidnego, stałego związku, w którym znajdę oparcie, razem je znajdziemy. Chcę kochać męża, ale nie pragnę wielkiej namiętności. Wolę, żeby to było spokojne, głębokie uczucie. Przecież gdy tylko pojawia się wielka namiętność, nieodmiennie pojawia się też emocjonalna huśtawka.

– Emocjonalna huśtawka? – Tym razem to Q okazała zniecierpliwienie pomieszane z irytacją. – Rzeczywiście, nie da się jej uniknąć. Ale, skarbie, właśnie na tym polega cały urok prawdziwego związku! Emocjonalna huśtawka, zwroty akcji, nieustanna niepewność... Uwierz, dzięki temu czujesz, że naprawdę żyjesz.

– Wielkie namiętności sprawdzają się tylko w przelotnych romansach, które skądinąd bywają cudowne. Na pewnym etapie każda ze stron potrzeba jednak wytchnienia. – Lennon bezradnie rozłożyła ręce. – Wiesz dobrze, że kiedy mężczyzna wyczuje, że kobieta już nie jest nim tylko zauroczona, ale zakochała się w nim, natychmiast przejmuje kontrolę. Wykorzystuje sytuację, doprowadza partnerkę do szaleństwa tylko dlatego, że ma ku temu sposobność.

– Wierz mi, moja droga, to najpiękniejszy rodzaj szaleństwa, jaki ci się może zdarzyć.

– Nie chcę wychodzić za faceta, który będzie mnie doprowadzał do szału. Nie potrzebuje kogoś, kto zawłaszczy wszystkie moje myśli, nie pozwalając realizować samej siebie... – Gwałtownie przerwała gorączkowy wywód, napotkawszy pełne zgorszenia świdrujące spojrzenie babci, która najwyraźniej nie mogła otrząsnąć się z szoku.

Było oczywiste, że według niej wolno traktować rozdzielnie namiętności i miłości, bo tak po prostu się nie dzieje. Tylko jak miała to wytłumaczyć upartej wnuczce?

– Joshua, natchnij mnie, proszę, cierpliwością – zwróciła się w stronę portretu.

Nawet po śmierci dziadka Q wciąż z nim omawiała wszystkie problemy, jak to zwykła czynić przez pięćdziesiąt pięć lat wspólnego pożycia. Nadal przemawiała do Joshuy, gdy tylko czuła taką potrzebę, bez względu na to, gdzie i w czyim towarzystwie się znajdowała. Lennon zastanawiała się, czy fruwający na chmurce dziadek wykrzykuje do babci odpowiedzi.

Przynajmniej w tej chwili słychać było tylko brzęczenie pracującej na pełnych obrotach klimatyzacji.

Ujęła jej szczupłą dłoń i spojrzała z miłością na ukochaną babcię. Bardzo potrzebowała jej zrozumienia. Q była dla Lennon jedynym życiowym oparciem. To ona zastąpiła jej matkę, która większość życia spędziła na poszukiwaniach idealnego mężczyzny. Obecnie mieszkała w Monte Carlo, polując na mężczyznę doskonałego numer czterdzieści dwa.

Jako że matka tylko czasami uwzględniała dziecko w scenariuszach swoich romansów, Lennon szybko nauczyła się podejmować samodzielne decyzje. W owych czasach babcia Q interweniowała często, zabierając wnuczkę do ogromnej rodzinnej rezydencji w jednej z dzielnic Nowego Orleanu.

Kiedy Lennon skończyła dziesięć lat, ciągłe przemieszczanie się z miejsca na miejsce z matką, która nigdzie nie mogła zagrzać miejsca, straciło dla niej wszelki urok. Potrzebowała prawdziwego domu, trwałych przyjaźni oraz niezachwianej miłości wyrozumiałej i zabawnej babci Q. Matka nie sprzeciwiała się, kiedy córka oznajmiła jej, że chce zostać w Nowym Orleanie. Nie pytała też o zgodę Q. Ucałowawszy je w przelocie, oddaliła się, rzucając na pożegnanie beztrosko:

– Zadzwoń do mnie, kiedy będziesz gotowa wrócić do domu.

Ani Lennon, ani Q nie zadzwoniły przez następnych dwadzieścia lat. Babcia stworzyła wnuczce najlepszą rodzinę zastępczą, jaką Lennon mogłaby sobie wymarzyć. Właśnie dlatego tak bardzo potrzebowała babcinej akceptacji.

– Wszystko sprowadza się do naszych wyobrażeń o idealnym mężczyźnie – powiedziała ugodowym tonem. – Facet, który znakomicie sprawdza się jako bohater romansu, kompletnie nie nadaje się na męża. Przynajmniej na mojego męża.

Q westchnęła ciężko. Wiedziała, w czym tkwi problem.

– Jeśli masz na myśli postępowanie swojej matki, to nie powinnaś pozwolić, żeby jej słabość do ciemnych typów przesłoniła ci to, co jest w życiu najważniejsze.

– Matka ma skłonności do drani właśnie dlatego, że szuka wyłącznie szaleńczego pożądania i namiętności. Kiedy czar pryska i dopada ją rzeczywistość, mężczyzna marzeń staje się zbyt przyziemny, więc ucieka od niego, by szukać nowych podniet. – Lennon zmarszczyła brwi, widząc wyraz szczerej troski na twarzy babci.

– Do miłości nie można podchodzić racjonalnie, dziecko – tłumaczyła Q. – Miłość uskrzydla. To normalne, że człowiek zakochany zachowuje się jak wariat.

– Takie uczucia zdają egzamin tylko w przelotnych związkach. Od małżeństwa oczekuję przede wszystkim stabilizacji.

– A kto powiedział, że nie można tego pogodzić? Ot, choćby dziadek i ja. Przetrwaliśmy pięćdziesiąt pięć lat w harmonijnym związku.

– Rzecz w tym, że ty i dziadek przeżyliście romans, który trwał pięćdziesiąt pięć lat. – Lennon nie chciała wypowiadać na głos i tak oczywistej prawdy, że przez cały ten czas babcia Q była kochanką dziadka Joshuy. – Zawsze wydawało mi się to bardzo romantyczne, ale...

– Ale nie byliśmy prawdziwym małżeństwem – dokończyła za nią babcia. – To prawda, skarbie, ale wiedz też, że ani przez chwilę nie żałowaliśmy trudnych wyborów, przed którymi nas postawiono. Liczyło się tylko to, że przeszliśmy razem przez taki szmat czasu, a rozłączyć nas mogła tylko śmierć.

– Tak, wiem.

To, co przeżyli babcia i dziadek, było naprawdę wyjątkowe, zwłaszcza że ich uczucie przetrwało długie lata rozłąki, dopóki Joshua nie wyplątał się z zaaranżowanego małżeństwa. Nigdy jednak nie udało mu się uzyskać rozwodu. W owych czasach nie było to łatwe. Nie pomógł nawet fakt, że po urodzeniu spadkobiercy jego żona zadecydowała, że ich małżeństwo będzie istniało wyłącznie pro forma.

Choć wiedziała, że Q i Joshua potrafili cieszyć się sobą oraz tym, co przyniosło im życie, Lennon nie umiałaby się odnaleźć w podobnej sytuacji.

Babcia musiała dostrzec malującą się na jej twarzy determinację.

– Widzę, że wszystko już sobie dokładnie poukładałaś – skonstatowała.

– Owszem. Wiele myślałam o przyszłości. Nie chcę faceta, na którego widok będę szalała z pożądania. Marzę o kimś, kogo będę lubić, kochać i szanować.

– Chcesz towarzysza życia? – Babcia wzniosła oczy ku niebu. – Tylko starcy potrzebują kogoś takiego. Sama mam osiemdziesiąt dwa lata i uważam, że wciąż jestem na to za młoda.

Lennon zachowała dla siebie, że Olaf, który troszczył się o Q i doglądał wszystkich jej spraw, mógłby z powodzeniem uchodzić za towarzysza życia.

– Wierz mi, babciu, naprawdę wiem, czego chcę.

– Potrzebujesz wielkiej namiętności, dziecko – szepnęła Q.

– Nie każdemu coś takiego się przytrafia, babciu. Być może spojrzałabym inaczej na małżeństwa, gdybym spotkała mężczyznę równie cudownego jak dziadek, ale twój Joshua był tylko jeden.

– Tak uważasz? – Q zmarszczyła czoło. – Proszę, przemyśl to jeszcze raz, skarbie.

– Wiesz co? Wróć do siebie trochę się prześpij, dobrze? – Ucałowała babcię w policzek. – Dyrekcja muzeum ma się tu zjawić bladym świtem, więc nie będziemy miały ani chwili wytchnienia aż do rozpoczęcia imprezy. Wątpię, żebyśmy zdążyły zameldować się w hotelu.

– Zdążymy na pewno, moja droga – odparła Q, ściskając Lennon za rękę. – Ty też powinnaś odpocząć. Sen dobrze ci zrobi. Przecież jutro musisz spodobać się swoim kawalerom.

Nie była pewna, czy ta uwaga oznacza, że babcia mimo wszystko zaakceptowała jej plan. Z jasnych oczu trudno było cokolwiek wyczytać. Lennon nie miała ani czasu, ani energii, by dalej o tym dyskutować. Zbyt wiele pozostało jeszcze do zrobienia. Dopilnowała więc, by Q położyła się w swoim biurze, a sama wróciła do westybulu, żeby zająć się „Obietnicą”.

Wygładziwszy powierzchnię przykrywającego podest czarnego aksamitu, zaczęła przestawiać elementy rzeźby niczym pionki na szachownicy. Penis pod kątem czterdziestu pięciu stopni od ust. Nie, za daleko. W ten sposób nie tworzą całości. Kiedy przysunęła je bliżej, doszła do wniosku, że członek wygląda jak żołnierz na warcie.

„Obietnica” będzie pierwszym eksponatem, który zwiedzający zobaczą po portrecie dziadka. Może nawet rzuci im się w oczy, zanim spojrzą na wiszącą na ścianie podobiznę. Ustawienie rzeźby musi więc być idealne.

Dziewięćdziesiąt stopni? Sto osiemdziesiąt? A może położyć go bokiem, żeby dotykał ust? Nie, nie, nie! Jęknąwszy z niesmakiem, pozwoliła, by marmurowy penis opadł jej na kolana. Doskonale. Bez niego rzeźba prezentowała się zdaniem Lennon znacznie lepiej. Same usta wyglądały wyjątkowo atrakcyjnie, niczym ogromna biała róża.

Oparłszy się o podest, stwierdziła ze znużeniem, że babcia miała rację, gdy powiedziała, że rzeźba jej się nie podoba, bo od dawna nie oglądała prawdziwego członka.

Tytuł oryginału: One-Night Man

Pierwsze wydanie: Harlequin Blaze, 2002

Redaktor serii: Grażyna Ordęga

Opracowanie redakcyjne: Katarzyna Leżeńska

Korekta: Władysław Ordęga

© 2002 by Jeanie LeGendre

© for the Polish edition by Harlequin Polska sp. z o.o.

Warszawa 2003, 2013

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wydanie niniejsze zostało opublikowane w porozumieniu z Harlequin Enterprises II B.V.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Znak firmowy wydawnictwa Harlequin Polska sp. z o. o. jest zastrzeżony.

Harlequin Polska Sp. z o. o.

02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B lokal 24-25

www.harlequin.pl

ISBN 978-83-238-9331-8

Konwersja do formatu EPUB: Legimi Sp. z o.o.