Miasto demonów - Susan V. Peacock - ebook

Miasto demonów ebook

Susan V. Peacock

2,8

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Samantha, znana modelka, jest nagabywana w internecie przez tajemniczego wielbiciela, który zapowiada, że zrobi wszystko, aby zdobyć jej miłość. Wiadomości stają się coraz częstsze i coraz bardziej niepokojące – oprócz wyznań zaczynają pojawiać się w nich też groźby. W dodatku okazuje się, że stalker obserwuje ją w jej mieszkaniu.
Przerażona Samantha zwraca się do znajomego informatyka z prośbą o namierzenie natręta. Peter jest onieśmielony piękną dziewczyną i zrobi wszystko, byle tylko być jak najbliżej niej. Na ratunek są gotowi rzucić się również Matteo, fotograf Samanthy, oraz Jeremy, jej przyjaciel z dzieciństwa.
Czy zagadkę tajemniczego stalkera uda się rozwikłać? Poznaj pełne intryg miłosne życie bohaterów, świat luksusu, w którym się pławią i gdzie narkotykiem jest testosteron. Czy żądza i chęć spełnienia najskrytszych pragnień doprowadzą do zbrodni?
Miasto demonów rozpoczyna serię osadzonych w Stanach Zjednoczonych thrillerów erotycznych.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 301

Oceny
2,8 (19 ocen)
5
1
4
3
6
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
aena1

Nie polecam

Jakaś porażka. Szkoda czasu nawet na zrecenzowanie „tego czegoś”
31
Szynkour

Nie polecam

Otworzyłam z niezdrowej ciekawości, ponieważ całkiem ładna okładka i fatalne oceny. Po kilkunastu stronach zaczęłam skakać wzrokiem po kolejnych akapitach, ale wytrzymałam tylko kilkadziesiąt stron przeglądania. Bełkotliwe i tak koszmarnie durne, że wstyd się przyznać do kliknięcia w ten tytuł. Żeby chociaż gorące było, to jeszcze bym może zrozumiała, że ktoś zaryzykował i wypuścił w świat, ale jest jak herbata z poprzedniego weekendu. Masakra, głosuję za ujemnymi gwiazdkami.
20
Patrycja1280001

Nie polecam

Komuś może książka przypadnie do gustu, mnie niestety nie. Stracony czas na lekturę. Dialogi nijakie, relacja między bohaterami płytka. Główna bohaterka myśląca tylko tym, co ma między nogami. Momentami czułam się zażenowana czytając niektóre sceny.. Na okrągło tylko drągi, wielkie namioty itp. Szkoda, bo fabuła miała potencjał. Niestety poszło to w stronę słabego pornosa.
11
blackwabi

Nie oderwiesz się od lektury

Naprawdę dużo się dzieje, nie da się oderwać. Polecam.
11
washingtoniene

Z braku laku…

Brakuje tu postaci, które mogłyby wzbudzać autentyczne emocje, czy to sympatię, czy nienawiść. Bohaterowie wydają się być marionetkami w rękach autorki, którzy jedynie przechodzą od jednej sceny do drugiej, nie budując przy tym żadnej głębszej więzi z czytelnikiem.
00

Popularność



Podobne


Opracowanie graficzne okładki i stron tytułowych

[email protected]

Ilustracje na okładce

AdobeStock

Redaktor prowadząca

Alicja Oczko

Opieka redakcyjna

Renata Kumala / Korektornia on-line

Korekta

Sylwia Kozak-Śmiech

Copyright © 2024 by Susan V. Peacock

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2024

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych lub umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

HarperCollins jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC.

Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

ul. Domaniewska 34a

02-672 Warszawa

www.harpercollins.pl

ISBN: 978-83-8342-052-3

Opracowanie ebooka Katarzyna Rek

Luksusowy apartament niewątpliwie budził westchnienia zazdrości wielu osób przechadzających się ruchliwymi ulicami centrum Los Angeles. Gdyby któraś z nich spojrzała w górę, zobaczyłaby tylko okna monumentalnego wieżowca. Cena mieszkania w tym miejscu przyprawiała o jeszcze większy zawrót głowy niż liczba pięter.

Jednak dla samego widoku z okna było warto wydać majątek. W ten późny piątkowy wieczór Los Angeles tętniło życiem. Z apartamentu widać było ulice wypełnione ludźmi rozkoszującymi się ciepłem lata. Tłumy roześmianych młodych kobiet zmierzały z klubu do klubu, z baru do baru, szukając rozrywki po zajęciach czy pracy. Dla niego jednak liczyła się tylko ta jedyna, w której okno właśnie spoglądał.

Przyłożywszy lornetkę do oczu, uśmiechnął się z satysfakcją. Zgodnie z oczekiwaniami w mieszkaniu naprzeciwko właśnie rozbłysło światło. Znał rytm dnia Samanthy na pamięć, na wyrywki. Teraz, gdy pojawiła się w salonie, wiedział, że zaraz rzuci torebkę na kanapę, aby już po chwili rozpiąć sukienkę i zsunąć ją z siebie, kawałek po kawałku odsłaniając aksamitną skórę. Zastanawiał się, czym dziś pachniała. Lekką cytrusową wodą toaletową, którą zwykle wybierała na spotkania z koleżankami? A może orientalnymi ciężkimi perfumami na specjalne okazje? Był ciekaw, ilu mężczyzn próbowała już nimi skusić. Gdyby tylko miała świadomość, jak działała na niego…

Westchnął z rozkoszą, gdy zaczęła się rozbierać. Materiał opadł na podłogę, ujawniając smukłe ramiona. Choć przez lornetkę wydawało się, że Samantha jest na wyciągnięcie ręki, wciąż nie mógł jej dotknąć. Pozostawała niedoścignioną boginią, jego muzą, natchnieniem i obiektem najdzikszych fantazji, jakie tylko mogły przyjść mu do głowy, gdy dzień w dzień samotnie sączył szkocką z lodem.

Teraz szła wziąć prysznic. Zgrabne bose stopy, które wyglądały jak dzieło rzeźbiarza, skierowały się ku łazience. Żałował, że nie miał widoku na tę część mieszkania. Z przyjemnością obserwowałby, jak jego królowa relaksuje się po ciężkim dniu pracy, a gorąca woda powoli koi i pieści jej ciało.

Ta wizja rozgrzała i jego, sprawiając, że poczuł mrowienie w podbrzuszu. Dobrze, że miał na sobie wygodny szlafrok. Rozchylił jego poły i wysączył ostatnią kroplę whisky, delektując się smakiem. Oto mijał kolejny dzień, który spędził tak blisko niej, a jednak wciąż za daleko. Myśląc o tej barierze pomiędzy nimi, która wydawała się tak krucha i nieznaczna, a której nie mógł zburzyć, balansował na granicy szaleństwa.

Ale cierpliwość popłaca. Już niedługo wszystko miało się zmienić. Uśmiechając się do siebie, przesunął palcami po jednej z dziesiątek fotografii swojej ukochanej, zdobiących ścianę apartamentu. Pomiędzy nimi widniały zapiski ujawniające kolejne kroki szczegółowego planu – tego, który miał sprawić, że mężczyzna w końcu zdobędzie to, czego tak bardzo pragnął.

– Poczekaj na mnie – wymruczał w stronę okna. – Nasza historia dopiero się zaczyna.

Samantha

– A teraz odchyl głowę.

Blondwłosa dziewczyna o eterycznej urodzie bez sekundy ociągania spełniła kolejne polecenie. Odsłoniła smukłą szyję, a drobinki rozświetlającego pudru zamigotały delikatnie na obnażonych obojczykach.

– Tak, dokładnie tak. Jeszcze trochę. Bardzo dobrze.

Przymknęła z rozkoszą oczy. Uwielbiała to. Mało co nakręcało ją tak bardzo jak dźwięk kolejnych pochwał.

– Odgarnij włosy. Chcę widzieć twoje oczy.

Samantha zarzuciła na plecy grube pasmo złocistych, lekko falowanych włosów, ukazując koronkowe ramiączka czerwonego stanika. Miała na sobie jedynie skąpą bieliznę, lecz nie wstydziła się swojego ciała. Dbała o nie i lubiła na nie patrzeć. Doskonale zdawała sobie sprawę, jak na mężczyzn działają jej opalona gładka skóra, długie wyćwiczone nogi oraz płaski brzuch i apetycznie zaokrąglone biodra.

– O, tak. Doskonale! Mamy to.

– Co? Już? – jęknęła rozczarowana Samantha.

– Jesteś zdziwiona? A ja wcale. Jesteś po prostu doskonała w tym, co robisz. Absolutnie profesjonalna.

Samantha opadła ze zrezygnowaniem na czarne aksamitne poduszki.

– Dopiero zaczęłam się rozkręcać. Czuję, że jeszcze nie dałam z siebie wszystkiego.

– Ale ja dostałem już wszystko, czego chciałem. Byłaś cudowna.

Przystojny mężczyzna odłożył na stolik ciężką lustrzankę, co dla reszty ekipy na planie zdjęciowym było wyraźnym sygnałem, że praca dobiegła końca. Makijażystka, stylistka włosów oraz dwóch oświetleniowców rozeszli się bez słowa, ponieważ Matteo nie znosił, gdy ktoś przerywał mu milczącą kontemplację świeżo zrobionych ujęć.

Samantha zaczerpnęła głęboki oddech i rozchyliła delikatnie pełne różowe wargi. Wiedziała, że mało który facet byłby w stanie się jej oprzeć, widząc ją w tej pozie. Jednak Matteo prawie nigdy nie spoglądał na nią inaczej niż przez obiektyw aparatu. Czasami miała ochotę nim potrząsnąć i zapytać, co było z nim nie tak. Lub – co gorsza – może z nią…

– Modelka jest tylko tak dobra jak jej fotograf – powiedziała cicho, czym w końcu zasłużyła sobie na jedno krótkie spojrzenie i lekko uniesiony kącik ust.

– Dziękuję. Ale wiesz dobrze, że jesteś moją muzą, prawda?

Dziewczyna spuściła skromnie oczy, a długie rzęsy rzuciły cień na zarumienione policzki.

– A ty jesteś profesjonalistą – odwdzięczyła się kolejnym komplementem.

Czasem jednak życzyła sobie, by Matteo nie był aż tak profesjonalny. Albo przynajmniej by nie był przy tym tak cholernie przystojny. Marzyła, by sprawdzić, co kryło się pod opiętą białą koszulą, i chciała poczuć na sobie jego męskie silne dłonie. Na planie zdjęciowym wychodziła ze skóry, żeby Matteo wreszcie dostrzegł w niej godną namiętności kobietę, a nie jedynie „muzę”, która dostarczała mu kolejnych fotek do modowych magazynów. Jednak obojętnie, jak bardzo się starała, nigdy nie udało jej się roziskrzyć pożądaniem jego stalowoszarych oczu.

– Do następnego razu, mademoiselle – wyszeptał, sprawiając, że zjeżyły jej się włoski na karku.

Ten szept jej towarzyszył, gdy przekroczyła próg swojego apartamentu. Wciąż nie mogła wyrzucić z głowy głębokiego głosu fotografa. Niedbałym ruchem zsunęła ze zmęczonych stóp wysokie szpilki i stanęła przed dużym lustrem w salonie. Niespiesznie zdjęła sukienkę, po czym podążyła do łazienki.

Woda pod prysznicem była przyjemnie ciepła. Samantha starannie spłukała z włosów tonę nałożonych przez stylistkę kosmetyków. Skóra połyskiwała już jedynie naturalną słoneczną opalenizną, wolną od sztucznych drobinek brokatu. Dziewczyna spojrzała na siebie w lustrze, nim srebrzysta tafla zdążyła kompletnie zaparować.

Matteo intrygował ją swoim zupełnym, ostentacyjnym brakiem zainteresowania. Samantha jednak nie wątpiła w siebie. Z lustra spoglądała na nią piękna, dumna kobieta. Skierowała ciepły strumień na szyję, wyobrażając sobie, że muskają ją ciepłe wargi Matteo.

Mademoiselle… – szeptał raz po raz w jej głowie.

Strumień zjechał w dół, na kształtne, jędrne piersi. Samantha poczuła przyjemne pulsowanie w podbrzuszu i w swoim najintymniejszym miejscu, które także zaczęło domagać się pieszczot. Wciąż miała przed oczami twarz Matteo: jego chmurne spojrzenie, ostrą linię szczęki oraz kontrastujące z nią miękkie, pełne wargi. Jęknęła cicho, podczas gdy woda spływała po coraz bardziej nabrzmiałej łechtaczce. Wiedziała, że nie skończy pod prysznicem.

Miękkim ręcznikiem pospiesznie osuszyła skórę. Każdy dotyk elektryzował i wywoływał dreszcze. Samantha była jak w gorączce. Lekkim krokiem podążyła do salonu. Spojrzała przez duże okna na panoramę Los Angeles, miasta, które nawet późną nocą tętniło życiem, tak samo jak ona tętniła pożądaniem. Zawahała się przez moment, czy powinna zasłonić okna, lecz ostatecznie zdecydowała, że woli patrzeć na światła miasta. Nie miała pojęcia, gdzie mieszka Matteo, lecz wyobrażała sobie, że któreś z setek błyszczących światłem okien jest jego.

Położyła się na kanapie. Sunęła palcami od linii obojczyka poprzez wgłębienie między piersiami, aksamitną skórę brzucha, aż w końcu dotarła do pulsującego źródła rozkoszy. Wystarczyło kilkanaście okrężnych ruchów, by jej ciałem wstrząsnął pierwszy dreszcz, a potem cała seria kolejnych, które przetoczyły się przez ciało jak burza.

Samantha westchnęła, opadając bezwładnie na miękkie poduszki. Rozchyliła powieki. Do jej uszu powoli znów zaczęły dobiegać dźwięki miasta, które nadal nie spało. Serce dudniło jej w piersi, czuła się wykończona, lecz mimo to wciąż nie była zupełnie spełniona.

Być może doszłaby intensywniej, gdyby wiedziała, że ktoś ją obserwował…

* * *

Samantha zerknęła na telefon. Obudziła się po dziesiątej. Prawie nigdy nie nastawiała budzika, chyba że miała w planie jakąś poranną sesję, co zdarzało się jej ostatnio nadzwyczaj rzadko. Matteo, podobnie jak ona, cenił sobie sen dla zdrowia i urody.

Jeszcze jedna rzecz, która nas łączy – pomyślała dziewczyna, leniwie przeciągając się w pościeli. Marzyła o poranku, który rozpocznie się u boku Matteo. Była pewna, że kiedyś taki nadejdzie.

Zaczęła przeglądać powiadomienia w komórce. Na początku nic nie rzuciło jej się w oczy. Od ostatniego wrzuconego na Instagram posta przybyło kilkaset nowych lajków i kilkudziesięciu followersów. Nic dziwnego. Zdjęcia w bieliźnie zawsze generowały spory ruch. Samantha westchnęła ze smutkiem. Nie składała się przecież tylko z długich nóg i ponętnej figury, lecz ilekroć starała się to zasugerować swoim obserwującym, spotykała się jedynie z rozczarowaniem i kompletnym niezrozumieniem. Gdy kiedyś wstawiła selfie ze Zbrodnią i karą czytaną w oryginale, z konta na Instagramie uciekło kilkunastu obserwujących – prawdopodobnie dlatego, że gruba książka zasłaniała dekolt.

Matteo na pewno by to docenił – rozmarzyła się. Wyobraziła sobie, jak razem wyruszają w podróż do Nowego Jorku, gdzie w samym środku Central Parku robią sobie piknik na kocu w biało-czerwoną kratę i raczą się wisienkami w śmietanie oraz cytatami z rosyjskich klasyków.

Zajrzała do wiadomości. Kilkunastu użytkowników zwracało się do niej per „gorgeous” lub „beautiful”. Rzadko kto zaczynał rozmowę od „Hi, Samantha”. Dziewczyna czasami nie mogła oprzeć się wrażeniu, że dla wielu ludzi nie miała nawet imienia. Otworzyła wiadomość od użytkownika damiano3021. Wydawało jej się, że kojarzy już ten nick, i miała rację – trafiła na strumień wiadomości, z których żadna nie doczekała się odpowiedzi. Kończyło się na: Sammy, jesteś taka wyjątkowa. Przewinęła do początku.

Hej, Sammy, pięknie dzisiaj wyglądasz – zaczęło się kilka tygodni temu. Samantha poczuła ukłucie wdzięczności wobec nieznajomego, który zadał sobie choć tyle trudu, by poza ocenieniem walorów fizycznych sprawdzić także jej imię. Kilka kolejnych wiadomości zawierało podobne niewyszukane komplementy.

Na zdjęciu z dzisiaj wyglądasz trochę smutno. Może chciałabyś pogadać? Gdybyś czegoś potrzebowała, to jestem. Zawsze <3

Sammy, halo? Wszystko w porządku?

Na pewno masz wielu adoratorów, ale mogłabyś odpisać mi chociaż raz. Nie pożałujesz, kochanie.

Pożałujesz dopiero, gdy mi nie odpiszesz.

Samancie zjeżyły się drobne włoski na karku. Przytuliła się mocniej do poduszki, po raz kolejny żałując, że to nie silne męskie ramię, za którym mogłaby się schronić.

I dlaczego mnie ignorujesz, ty głupia suko?! Myślisz, że jesteś ode mnie lepsza?

Przepraszam Cię, skarbie. Twoja uroda mnie oślepia. Jesteś jak słońce, a ja chyba dostałem udaru, zbyt długo leżąc w Twoim blasku. Wybacz mi, błagam.

Sammy? Kocham Cię.

Kilkadziesiąt kolejnych wiadomości było jedynie zdrobnieniem imienia, przeplatanym z przeprosinami i wyznaniami miłości. Samantha poczuła, że jej żołądek zacisnął się w ciasny supeł. Z niepokojem rozejrzała się po przestronnym apartamencie, jakby się obawiała, że tajemniczy prześladowca lada moment wyskoczy zza sofy.

Tu jestem przecież bezpieczna – uspokajała się w myślach, powoli przewijając wiadomości aż do tych, które otrzymała minionej nocy.

Miała wrażenie, że bezpieczeństwo, które do tej pory brała za pewnik, ulotniło się w jednej sekundzie.

Hej, Sammy, nie wiedziałem, że jesteś taka… seksowna, namiętna i drapieżna… Dałaś niezły show! Wyuzdana i trochę wulgarna… Ale nie przejmuj się – teraz uwielbiam Cię jeszcze bardziej!

Samantha na drżących nogach podeszła do okna. Niezgrabnie zasłoniła się prześcieradłem. Czy to możliwe, by damiano3021 widział to, co robiła wczoraj na kanapie w salonie? Czy może chodziło o ujęcia, które wrzuciła zza kulis ostatniej sesji z Matteo? Czy Damiano był tylko kolejnym nieszkodliwym, choć trochę przerażającym wielbicielem, czy może kimś, kogo nie należało lekceważyć?

Sammy, odpisz, proszę. Nie jestem taki jak wszyscy, przysięgam. Będę potrafił Cię uszczęśliwić. Kocham Cię.

Znowu mnie ignorujesz, ty puszczalska szmato?

Samantha spojrzała w dziesiątki, jeśli nie setki okien, które widziała ze swojego apartamentu. Potrząsnęła głową, starając się odgonić natrętne myśli, lecz na wszelki wypadek zaciągnęła starannie zasłony. Niewiele myśląc, wybrała numer do najlepszego przyjaciela, który zawsze umiał doradzić jej w trudnych chwilach.

– Cześć, moglibyśmy się spotkać? Chciałabym pogadać.

– Jasne, słońce. U ciebie? Akurat jestem w pobliżu.

– Nie, na pewno nie u mnie – odpowiedziała szybko Samantha. – Ta kawiarnia, w której byliśmy ostatnio?

– Nie ma sprawy! Widzimy się za kwadrans?

– Świetnie – powiedziała słabym głosem, po czym zakończyła połączenie.

Sammy, przepraszam. Błagam Cię, odezwij się, bo pomyślę, że coś Ci się stało. Mam do Ciebie przyjść?

Sammy, jesteś taka wyjątkowa…

Narzuciła na siebie byle jakie ciuchy i po krótkim zawahaniu, czy wybrać lekki makijaż, czy okulary przeciwsłoneczne, zdecydowała się w końcu na tę drugą opcję. Przeczuwała, że spotkanie z Jeremym może zakończyć się łzami.

Gdy niespełna piętnaście minut później zjawiła się w umówionym miejscu, przyjaciel już na nią czekał. Bez wątpienia był najprzystojniejszym facetem w całym lokalu. Miał na sobie idealnie dopasowaną białą koszulę oraz piaskowe chinosy. Jego wystylizowane żelem włosy układały się w artystyczny nieład, który tylko pozornie był dziełem przypadku. Ciemne błyskotliwe oczy odznaczały się na tle jasnobrązowej skóry. Samantha czasami wręcz żałowała, że znała Jeremy’ego od dziecka i był dla niej niemalże jak brat. Często żartowali, że ich wspólne dzieci byłyby prześliczne.

Jeremy podniósł się, pomachał krótko i jak przystało na prawdziwego dżentelmena, odsunął krzesło. Nim Samantha opadła na siedzenie, rzuciła się przyjacielowi w ramiona i zaciągnęła się znajomym zapachem perfum, które sama sprezentowała mu na ostatnie urodziny.

– Kochanie, co się stało? – zapytał Jeremy. – Czy chodzi o Matteo? Złamał ci serce? Mam nadzieję, że zanim to zrobił, dał ci przynajmniej parę solidnych orgazmów…

– Nie – chlipnęła Samantha. – To nie to.

Usiadła przy stoliku i upiła łyk sojowej latte, która zjawiła się przed nią, zanim w ogóle zdążyła pomyśleć o złożeniu zamówienia. Kochany Jeremy, znał ją jak mało kto. Podsunęła przyjacielowi komórkę.

– Masz, czytaj.

Spod załzawionych rzęs obserwowała jego reakcje. Najpierw pobłażanie, lekkie wzruszenie, a potem delikatne zdegustowanie, które ostatecznie przerodziło się w maksymalne obrzydzenie. Jeremy teatralnym gestem przyłożył lewą dłoń do piersi, a prawą odsunął od siebie telefon.

– Fuj, co za creep. Weź go zablokuj i tyle.

– I tyle? Jer, przecież on mnie podglądał!

– Podglądał cię na Insta, jak połowa LA! Zresztą czy to zabronione? Sis, może mnie też zamkniesz?

– Ja myślę, że podglądał mnie u mnie w domu – szepnęła nieśmiało Samantha.

– A dałaś w domu jakieś show? – Jeremy uśmiechnął się porozumiewawczo, po czym, zobaczywszy rumieniec na twarzy przyjaciółki, dodał: – No wiesz, i nie zaprosiłaś mnie?!

– To nie jest śmieszne. Co ja mam teraz zrobić?

– Mówię ci: zablokuj typa.

– Pewnie zaraz założy nowe konto.

– No i co? To zablokujesz drugie. – Jeremy wywrócił oczami. – Boże, sis, zachowujesz się tak, jakbyś miała tam konto od wczoraj. Przecież często dostajesz takie wiadomości.

– Nie, on jest inny. – Samantha przełknęła ślinę.

– Skąd wiesz?

– Mam przeczucie.

– A ja mam przeczucie, że to zwykły świr, jakich tysiące. Powiedz mi lepiej, co tam u Matteo.

Jeremy położył łokcie na blacie stolika, po czym oparł brodę na dłoniach i zamrugał kilka razy niczym żądna ploteczek nastolatka. Samantha nie mogła się nie roześmiać.

– Przestań! Tak często o niego pytasz, że zaraz pomyślę, że sam na niego lecisz!

– Bo może lecę? I co w tym złego? Coraz częściej mi się wydaje, że Matteo gra w mojej drużynie.

– W twojej drużynie? Przecież ty grasz w każdej drużynie, skarbie.

– To prawda, ale ostatnio znowu bardziej kibicuję tej męskiej. No już, nie oceniaj. Wiem przecież, co robiłaś w liceum w damskiej szatni z Alison Brooks…

– Och, zamknij się! – Rozbawiona Samantha cisnęła w przyjaciela zwiniętą w kulkę serwetką. – Doradź mi lepiej, co mam zrobić z tym świrem.

– Ja bym go zablokował i potem o nim zapomniał. – Widząc, że ta propozycja nadal nie przekonuje Samanthy, Jeremy westchnął i dodał: – To spróbuj go jakoś namierzyć. Na pewno się da. Każdy w necie ma jakieś IP czy coś… No, IQ to ten kolega raczej nie ma…

– Ja się na tym zupełnie nie znam.

– Na mnie nie patrz. Ja znam się jeszcze mniej. Ale macie przecież w tej waszej agencji jakichś informatyków, nie? To podbij do któregoś i poproś o pomoc.

– No nie wiem. Oni są wszyscy jacyś… dziwni.

– Puknij się w łeb, księżniczko! – Jeremy żartobliwie stuknął Samanthę w czoło. – A jak mają się zachowywać zwykli śmiertelnicy przy bogini takiej jak ty?

Samantha zaśmiała się po raz kolejny. Jeremy zawsze umiał poprawić jej humor. Wreszcie poczuła, jak jej ciało się rozluźnia, a podejrzenia sprzed godziny wydały jej się istną paranoją.

– Dobrze, Jer. Spróbuję.

– No, ja myślę, sis. A na naszej kolejnej randce – szepnął konspiracyjnie, pochylając się nad stolikiem – mam nadzieję usłyszeć o boskim bzykanku z boskim Matteo, rozumiemy się?

– Jasne, szefie – odparła z udawaną powagą Samantha, stukając się z przyjacielem filiżanką.

– Za pomyślność naszych planów – wzniósł toast Jeremy, patrząc dziewczynie głęboko w oczy.

Peter

Peter przetarł zmęczone oczy rękawem znoszonej bluzy. Kolejny dzień bez niespodzianek – niby to dobrze, ale rutyna, którą przeżywał tylko dzięki kolejnym kubkom kawy, potrafiła całkowicie pozbawić energii. Łapał się na tym, że czasem chciałby, żeby w system wkradł się jakiś mały bug – o, żeby komuś wcięło zdjęcia z sesji albo coś nie chciało się uruchomić, nic większego – a wtedy on, wielki bohater, wkroczyłby do akcji i może nawet zarobił uśmiech od jednej ze ślicznych modelek, które na pewno nie pamiętały nawet jego imienia.

Westchnął ciężko, łypiąc na pusty już kubek z Pac-Manem, który pod wpływem temperatury zmieniał kolor na fioletowy. Teraz powrócił do zwykłej żółci. Jeśli Peter nie chciał zanudzić się na śmierć, to powinien wybrać się na kolejną wyprawę do kuchni. Nie spodziewał się przeżyć po drodze zbyt wielu przygód. Owszem, agencja, w której pracował, cieszyła się renomą i czasem gościła naprawdę ciekawe osoby, ale wszystko, co intrygujące, odbywało się za zamkniętymi drzwiami. Musiało wystarczyć mu towarzystwo innych informatyków, którzy podobnie jak on siedzieli przy stanowiskach, próbując znaleźć sobie zajęcie. Tom oglądał jakiś krwawy serial na Netflixie, więc oprócz stukania w klawiaturę, co pewien czas wokół rozlegały się krzyki bohaterów przebijające się przez niezbyt ciche słuchawki. Martin z kolei mechanicznie układał pasjanse i wydawało się, że nie interesowało go nic, co działo się dokoła. Kilku innych kolegów prawie zasypiało przed ekranami monitorów.

Peter wstał i już chciał skierować się do kuchni, gdy nagle ktoś zagrodził mu drogę.

– O, ty chyba nie masz nic do roboty – mruknął Steven, jego bezpośredni przełożony, zerkając na kubek w ręce mężczyzny. – Świetnie się nadasz. Słuchaj, mamy niewiastę w opałach. Niech już ona powie ci, o co chodzi. – Machnął niecierpliwie ręką, jak gdyby sugerował, że nie chce mu się tracić więcej czasu na błahą sprawę, i odsunął się na bok.

Oczom Petera ukazała się wysoka dziewczyna – bardzo atrakcyjna i odważnie ubrana, ale w tym momencie ewidentnie roztrzęsiona. W intensywnie błękitnych oczach kobiety błyskał niepokój, a pełne usta zacisnęła w mocną kreskę. Lekko pofalowane blond włosy kusząco opadały na ramiona, które aż zapraszały do pieszczot samym widokiem. Chcąc nie chcąc, Peter odruchowo opuścił wzrok, natykając się na krągłe piersi. Były idealnej wielkości – można było je chwycić i zamknąć w męskich dłoniach, a potem długo masować, dopóki z jej ust nie wydobyłby się pierwszy jęk rozkoszy. Później mógłby zejść niżej…

Potrząsnął głową, usiłując się opamiętać. Poczuł, jak jego kutas twardnieje, niemal rozsadzając mu spodnie. Chrząknął niepewnie i niechętnie wrócił wzrokiem do oczu dziewczyny.

– W czym mogę pomóc? – wyjąkał, usiłując przywołać na twarz coś na kształt przyjaznego uśmiechu.

Kobieta podejrzliwie rozejrzała się wokół, jakby miała zamiar zdradzić mu wielką tajemnicę, i podeszła bliżej. Nieco za blisko. Zmysłowy zapach perfum otulił Petera, któremu aż zaschło w gardle. Gwałtownie wciągnął powietrze.

– Jestem Samantha – przedstawiła się i podała mu dłoń. – Pracuję tu jako modelka. Potrzebuję pomocy kogoś, kto umie zachować dyskrecję.

Spojrzała na niego pytająco, pełna nadziei. Peter skwapliwie pokiwał głową, ledwie rejestrując słowa wydobywające się z hipnotyzujących ust dziewczyny.

– T-tak, pewnie – wyjąkał. – Możesz na mnie liczyć, ale… o co chodzi? Komputer się nie odpala? Zdjęcia nie chcą zgrać się na dysk?

Zmarszczył brwi, zastanawiając się, co takiego mogło wprowadzić ją w taki niepokój. Modelki raczej nie miały zbyt wiele do czynienia z techniczną stroną sesji… no, chyba że ma się na myśli dobrze zbudowanych projektantów i fotografów.

Samantha bez pytania usiadła na jego fotelu i zaczęła nerwowo się obracać. Przez chwilę milczała, aż w końcu wyciągnęła z torebki telefon.

– Chodzi o to – zaczęła nieśmiało, przyciszonym głosem – że ktoś wysyła mi… niepokojące wiadomości. To znaczy, to niby nic niezwykłego. Zdarza się w naszej branży. Ale tutaj czuję coś więcej.

Zawahała się, po czym podała mu smartfon z otwartym oknem wiadomości na Instagramie. Peter nie przepadał za social mediami. Wiedział, że mogą dawać złudne poczucie prywatności, bo przecież ma się swoje hasło, zabezpieczenia i tak dalej, ale tak naprawdę to gówno prawda. W internecie trzeba było uważać, a nieobliczalni ludzie czyhali na każdym kroku – na przykład autor wiadomości, które właśnie przewijał, z coraz większym niesmakiem zapoznając się z ich treścią.

– I co o tym myślisz? – Dziewczyna intensywnie wpatrywała się w niego, jakby oczekiwała wyroku sędziowskiego.

– Cóż, na pewno nie jest przyjemnie dostawać coś takiego – powiedział ostrożnie. – Koleś ewidentnie ma nie po kolei w głowie. Takich jest wielu. Pewnie myśli, że skoro ukrywa się pod nickiem, to może bezkarnie pisać cokolwiek.

– I…?

Dalej patrzyła na niego wyczekująco.

– I? Obawiam się, że nie on pierwszy i nie ostatni. Może po prostu go zablokuj?

Widząc, jak Samantha pochmurnieje, odgadł, że nie takiej odpowiedzi się spodziewała. Ale czego w takim razie oczekiwała i na czym miała polegać jego rola?

– Czy jest coś, w czym mogę ci pomóc? – spytał nieśmiało, nie chcąc, by dziewczyna już opuszczała jego informatyczną pieczarę, w której nie spodziewał się do tego dnia zobaczyć jakiejkolwiek istoty płci żeńskiej.

– No, tak. Wiem, że to się zdarza, że fani potrafią być psychiczni i tak dalej. Ale, no nie wiem, coś mi śmierdzi w tych wiadomościach. Po prostu intuicja mi mówi, że ten człowiek może próbować mnie odszukać. Okej, może to nie ma sensu, ale tak po prostu czuję. – Wydawała się trochę zawstydzona i żywo gestykulowała, próbując pokryć zmieszanie. – I… yyy, no wiesz, informatycy chyba znają różne sposoby, żeby dotrzeć do kogoś w internecie, co nie? Zhakować czy coś. – Wykonała nieokreślony ruch rękami.

Peter poczuł, jak kąciki jego ust mimowolnie się unoszą. Wyglądała tak uroczo, gdy rumieniła się, próbując ukryć brak wiedzy na temat komputerów. Czy chciał jej pomóc? Ba, jeszcze jak! Dla tej pary oczu – i tej pary innych atutów poniżej – niejeden facet zrobiłby naprawdę wiele. I jeszcze by się łudził, że może czeka go jakaś nagroda…

Odchrząknął i zrobił poważną minę. Samantha również momentalnie spoważniała, a w jej oczach ponownie zatliła się nadzieja. Peter postanowił przybrać mentorski ton.

– Jak najbardziej jest to możliwe – oznajmił. – Nikt w sieci nie jest zupełnie anonimowy. Tak jak mówiłaś, mamy swoje sposoby.

Pozwolił, by te tajemniczo brzmiące słowa na chwilę zawisły w powietrzu, po czym kontynuował:

– Będę potrzebował od ciebie trochę więcej informacji. Obawiam się też, że będziesz musiała trochę mi zaufać i podać dane logowania do swojego konta, jeśli to nie problem. Spróbuję odpalić aplikację u siebie i skontaktować się z nim, a wtedy myślę, że dam radę go wytropić. Czy to jest dla ciebie okej?

– Nie ma problemu, zaraz wszystko ci podam. – Samantha się rozpromieniła, a serce Petera aż zatrzepotało z radości i niemal zrobiło fikołka. – Mów mi Sam! Tak bardzo dziękuję!

Gdy mocno schwyciła jego dłonie i ucałowała go w oba policzki, ku górze poszybowało jeszcze co innego, a spodnie znów zaczęły nieznośnie uwierać. Informatyk ledwo opanował jęknięcie.

– Drobiazg – odparł zduszonym głosem. – Uwierz, cała przyjemność po mojej stronie.

Matteo

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji

Susan V. Peacock – pasjonatka języków obcych oraz fanka egzotycznych podróży. W swoich książkach zabiera czytelnika nie tylko w podróż po wielu zakątkach świata, pokazując przy tym różne aspekty miłości, lecz także do świata najśmielszych fantazji z nutą pikanterii.

Spis treści:

Okładka
Strona tytułowa
Samantha
Peter
Matteo
Samantha
Matteo
Peter
Samantha
Peter
Matteo
Samantha
Matteo
Samantha
Peter
Samantha
Matteo
Peter
Samantha
Matteo
Peter
Samantha
Matteo