Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Kazik i Celina żyją razem na skraju ubóstwa w lokalu socjalnym, ze wspólną ubikacją na korytarzu.
Zarabia on grając w ulicznej kapeli Ryśka oraz zbierając złom.
Jednak wszystko zmienia się, gdy wygrywa on milion złotych w teleturnieju telewizyjnym.
„Milioner z socjalu” to historia odzyskiwania szacunku do samego siebie i podążania za własnymi marzeniami.
Głównym przesłaniem powieści pozostaje motto: „Najlepsze rzeczy w życiu są za darmo”.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 295
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Wszelkie podobieństwa do prawdziwych osób i zdarzeń są czysto przypadkowe.
Prolog
Kazik był mężczyzną średniego wzrostu i przeciętnej budowy ciała. Cytując klasyka komedii Stanisława Bareję: „Z twarzy podobny był zupełnie do nikogo”.
Skończył czterdzieści lat i nie narzekał na swój los, choć od wczesnego dzieciństwa życie go nie rozpiesz-czało. Pomimo ogólnej biedy i niedostatku miał w sobie dużo humoru i witalności. Jego partnerka, Celina, miała około pięćdziesięciu lat. Zostali parą i zamiesz-kali razem dziesięć lat temu. Poznali się na spotka-niach klubu anonimowych alkoholików, gdzie Kazik trafił w okresie ciężkiej depresji. Alkohol wówczas po-magał mu choć na chwilę zapomnieć o szarości dnia codziennego, nędznej egzystencji i braku perspektyw.
Wcześniej kilka razy podejmował próby samobójcze, po których trafiał do szpitala psychiatrycznego, gdzie przebywał kilka miesięcy.
Kazik i Celina chodzili właśnie po wysypisku śmieci, zbierając metalowy złom i puszki po piwie.
Nagle Celina dostrzegła ludzką nogę wystającą spod góry śmieci. Krzyknęła głośno i przerażona odsko-czyła na bok. Stojący kilkanaście metrów dalej Kazik 5
skierował się w kierunku Celiny zaciekawiony powodem, który wywołał w niej strach. Wziął drew-niany kij i z obrzydzeniem odgrzebał ludzkie zwło-ki. Ciało gniło już od dobrych kilku dni, wydzielając potworny fetor. Oboje zasłonili rękawem nosy przed smrodem, jaki roznosił się wokół nich w powietrzu.
CELINA: Kazik, to chyba Stefan?
KAZIK: Czujesz?
CELINA: Aż trudno wytrzymać…
Cały czas zatykając nosy, przyglądali się zwłokom mężczyzny, a raczej temu, co po nich zostało. Zwło-ki były w stanie rozkładu i wydawały przykry odór.
Kazik podszedł bliżej, z trudem pokonując wstręt.
KAZIK: Masz rację, to Stefan.
CELINA: Pewny jesteś?
KAZIK: Tak, poznaję jego sweter i buty.
CELINA: Co on taki rozpruty?
KAZIK: Chwalił mi się, że ma kupca na swoją nerkę.
CELINA: Jakby ktoś go wypatroszył…
KAZIK: Tak się kończą interesy z szakalami…
CELINA: Szkoda chłopaka.
KAZIK: Zawsze był duszą towarzystwa.
6
CELINA: Dobry kumpel, choć naiwny jak dziecko.
KAZIK: Dlatego skończył w taki sposób.
CELINA: Dłużej nie wytrzymam…
Celina odeszła kilka kroków od zwłok, odwra-cając się plecami. Pochyliła się do przodu i zaczęła głośno wymiotować. Włócząc się po wysypiskach śmieci i zakamarkach Stolicy, spotykali dziwne wi-doki. Przeważnie natykali się na trupy zwierząt: psów, kotów, ptaków. Znalezienie ludzkich zwłok, w dodatku starego znajomego, wprawiło ich oboje w nastrój przygnębienia i smutku. Szczególnie że to nie był pierwszy przypadek rozprutego, martwego ciała na przestrzeni ostatnich miesięcy.
Kazik wyjął swój telefon i wybrał numer policji.
Po przyjeździe ekipy dochodzeniowej oboje z Celiną zostali przesłuchani w charakterze świadków. Po złożeniu wyjaśnień mogli w końcu wrócić do domu.
Kiedy dotarli do mieszkania, była prawie północ.
Po powrocie do domu spędzili całą noc, rozmawia-jąc o przypadkach wypatroszonych, martwych ciał.
Niepokojące zjawisko dotykało ludzi bezdomnych, biednych i samotnych. Czyli właśnie takich jak oni.
7
ROZDZIAł I
Pewnego ciepłego, majowego wieczoru Kazik szedł
wolno chodnikiem. Nadchodzące lato czuło się już w kościach. Kwitnący bez zniewalał swoim zapa-chem ludzi wrażliwych na uroki budzącej się do życia przyrody. W powietrzu unosiło się coś takiego, co wyzwala szybsze krążenie soków w gałęziach drzew oraz krwi w ludzkich żyłach.
Kazik szedł w starych, znoszonych adidasach, szurając o ułożone nierówno płyty chodnika, i nu-cił pod nosem piosenkę zespołu Dżem. Powtarzał
jak mantrę słowa refrenu: „W życiu piękne są tylko chwile”. Zbliżał się powoli do miejscowego pubu o nazwie „Sfinks”. Zawsze podświadomie omijał to miejsce, nie wiedząc, z jakiego powodu to robi.
Jednak tym razem coś go ciągnęło w kierunku pubu. Może to był zew przygody, który wtargnął
w duszę Kazika razem z cudowną letnią aurą. Może inna tajemnicza siła, która prowadzi nas przez życie i nazywa się przeznaczeniem. Tak czy inaczej, Kazik znalazł się nagle pod oknami pubu „Sfinks” owia-nego mroczną legendą. Czasami zastanawiał się, czy 9
w opowieściach tych kryje się choćby ziarno praw-dy. Niemniej była to knajpa kryjąca w sobie wiele tajemnic. Krótko mówiąc – miejsce magiczne, wabiące swoistym, dziwnym magnetyzmem.
Kazik usłyszał kobiecy śpiew przez otwarte okno pubu i zastygł w bezruchu. Podświadomie pragnął
chwili odpoczynku, a ten śpiew go hipnotyzował.
Uderzał w sam środek duszy i przeszywał jego serce niczym strzała. Mężczyzna z ulgą postawił na ziemi dwie reklamówki pełne pustych puszek po piwie. Dzi-siejszy dzień przyniósł mu miłą i cenną niespodziankę.
Wiedział, że w skupie złomu zarobi więcej niż zwykle.
Wsłuchując się w czarujący, kobiecy śpiew dobie-gający przez okno, Kazik masował dłonie przykur-czone od niesienia ciężkich pakunków. Przeczesał
ręką włosy, wytarł pot z czoła i stał dalej zasłucha-ny. Myślał, czy wejść do pubu i zobaczyć na własne oczy boską istotę, która wydawała z siebie ten aniel-ski głos. Zaczął szukać w pobliżu miejsca, aby ukryć reklamówki z puszkami, gdy nagle oprzytomniał.
Zmrużył oczy, spoglądając na zegarek, i pokręcił
głową z rezygnacją. Za pół godziny zamykali skup złomu i mógł zostać z całym majdanem. Na gwałt potrzebował pieniędzy. Nie pozostało mu nic in-nego, jak westchnąć głęboko, podnieść reklamówki 10
i pomaszerować w kierunku źródła swoich marnych dochodów, mieszczącego się w skupie złomu.
Po drodze Kazik intensywnie rozmyślał i nie były to wesołe rozważania. Jego życie wypełnione było troską o codzienny byt i ciułaniem grosza, którego w efekcie i tak zawsze brakowało. Czy tak będzie aż do śmierci? – zadawał sobie w duchu pytanie. Czy zawsze będę niewolnikiem, zakutym w kajdany własnej biedy? Przecież istnieją wyższe cele i warto-ści, które nadają sens życiu i do których warto dążyć.
Na przekór wszystkiemu, wbrew przeciwnościom losu i prozie życia, walcząc z oporem materii całego wszechświata. W jego głowie panował ogromny za-męt. Był wściekły na siebie, że nie wszedł do pubu.
W głębi duszy pragnął poznać właścicielkę tego ak-samitnego głosu. Obiecał sobie, że następnym razem nic już go nie powstrzyma przed wyzwaniem, jakim było wkroczenie do wnętrza pubu „Sfinks”.
Kazik, po wejściu w okres wieku średniego, bez-powrotnie utracił resztki młodzieńczej naiwności.
Nieraz nachodziły go czarne myśli, częściowo z powodu upływu czasu, a częściowo z racji dostrzegania miejsca, w którym się znajduje. Każdy człowiek do-chodzi do momentu, kiedy zaczyna robić rachunek sumienia i podsumowywać swoje życie. Człowiek 11
w średnim wieku może dostrzec wszystkie sukcesy oraz porażki z odpowiedniej perspektywy. Pewne rzeczy lepiej widać z dystansu, podobnie jak wtedy, gdy przez teleskop obserwujemy Drogę Mleczną.
Kazik od pewnego czasu zastanawiał się nad swoim związkiem z Celiną i popadał w coraz większe przygnębienie. Dawno stracił nadzieję, że prawdziwe uczucie między nimi wróci choćby w małym stopniu. Poznali się jakieś dziesięć lat temu w klu-bie anonimowych alkoholików i zostali parą. Nigdy nie łączyła ich wielka namiętność, ale pomogli sobie nawzajem wyjść z nałogu. Zmaganie się z własny-mi słabościami łączy ludzi na całe życie pod każdą szerokością geograficzną. Dzięki temu zbliżyli się do siebie i nabrali zaufania, które stanowi podstawę prawdziwego związku. Jednak z czasem wzajemne relacje osłabły, by ostatecznie dojść do etapu, kiedy ich oparciem stały się wyłącznie rozsądek i przy-wiązanie. Może wynikało to z różnicy wieku, może z innych, bliżej nieokreślonych powodów. Jednak nieubłaganie gorejący niegdyś płomień ich związku z wolna wygasał.
Kazik rozumiał i przyzwyczajał się do tego stanu rzeczy. Ale im bardziej rozumiał, tym bardziej zapa-dał się w wewnętrzną pustkę. Nie mógł podzielić się 12
swoimi obawami z Celiną, gdyż wiedział, jak bardzo przywiązała się do niego na przestrzeni ostatnich lat.
Ponadto jej choroba wymagała stałej obecności dru-giej osoby. Z czasem nabrał dużej wprawy w udzie-laniu jej pierwszej pomocy, często ratując ją podczas ataku padaczki. Jednak to nie padaczka Celiny sta-nowiła główny problem Kazika. Nawet nie to, że była starsza od niego o ładnych kilka lat. Celina nie mogła mieć dzieci i fakt ten był powodem najwięk-szej frustracji oraz przygnębienia Kazika. Podświadomie nie mógł pogodzić się z myślą, że nigdy nie będzie trzymał w rękach swojego potomka. Mógł
wiele znieść, ale ta jedna rzecz nie dawała mu spo-koju. Nie był w stanie oswoić się z tym faktem, choć często próbował.
Poza tym jednym cierniem, który nosił w sercu, był człowiekiem o pogodnym usposobieniu. Nie miał pretensji do losu z powodu swojej marnej egzystencji, choć w głębi duszy uważał ją za gównianą.
Lata wczesnego dzieciństwa Kazik spędził w domu dziecka. Od najmłodszych lat musiał zarabiać na swoje utrzymanie. Pomimo to jego litość wzbudza-li ludzie mający w życiu gorzej niż on. Dzięki wro-dzonej empatii potrafił pocieszać innych w trudnych chwilach, dodając im otuchy.
13
Doświadczając niedostatku i biedy, z nadzieją patrzył w przyszłość, stosując w praktyce zasadę Horacego: „ carpe diem”. Starał się żyć chwilą obec-ną, czerpiąc z życia tyle, ile się da. Kazik, choć nie posiadał wykształcenia, uwielbiał czytać książki. Od najmłodszych lat każdą wolną chwilę spędzał w bi-bliotece. Z czasem biblioteka stała się jego azylem i ucieczką od trudnej rzeczywistości. Czytając po-dróżnicze i historyczne powieści, dosłownie „odpły-wał” do krainy bohaterów lub przenosił się w czasie.
Podczas lektury Moby Dicka stawał się członkiem załogi Kapitana Ahaba. Wtedy jako harpunnik tro-pił białego wieloryba na pokładzie statku Pequod w towarzystwie jego szalonego dowódcy. Pochła-niając oczami rozdziały Dywizjonu 303, latał na my-śliwcach Spitfire. Wtedy walczył razem z dzielnymi polskimi lotnikami podczas Bitwy o Anglię w prze-stworzach swojej wyobraźni. Czasami zastanawiał
się nad współistnieniem światów równoległych.
W jakim stopniu świat wirtualny, czyli stworzony przez wyobraźnię, przenika do świata rzeczywiste-go. Często zadawał sobie pytanie, w jaki sposób oba te światy wzajemnie na siebie wpływają i zależą od siebie. Nurtowała go kwestia, do jakiego świata nale-ży Celina: tego wirtualnego czy tego realnego? Może 14
to sen, że w ogóle tu jest? Może obudzi się zaraz na odległej planecie?
Snując w głowie rozważania na temat swojego związku z Celiną, Kazik dotarł w końcu do ziemi obiecanej, czyli skupu złomu. Wspominał ich wspól-ne wzloty i upadki, przeżywając je w pamięci. Jednak teraz musiał wrócić do rzeczywistości. Postawił
na ziemi dwie ciężkie reklamówki wypełnione po brzegi puszkami i rozluźnił ręce. „Dzięki Bogu, zdą-żyłem” – westchnął z ulgą. Spojrzał do góry w nie-bo i promyk nadziei rozjaśnił jego duszę. „Sezamie, otwórz się” – pomyślał z drżącym sercem. W ten wieczór Kazik zarobił dużo więcej niż zwykle. Na szczęście spotkał grupę młodzieży, świętującą przy piwie urodziny nad Wisłą. Kazik trafił na prawdzi-wą gratkę w postaci aluminiowego złomu, osiągają-cego wysoką cenę za kilogram.
15
Milioner DRUK