3,20 zł
Znakomita humoreska, której autorem jest Mark Twain, właściwie Samuel Langhorne Clemens (1835-1910) – amerykański pisarz pochodzenia szkockiego, satyryk, humorysta. Do jego najbardziej znanych powieści należą ‘Przygody Tomka Sawyera’ (1876), ‘Przygody Hucka’ (1884) i ‘Książę i żebrak’ (1881). Pisarz William Faulkner nazwał Twaina „ojcem amerykańskiej literatury”. (Za Wikipedią). Oto fragment utworu: „Może przypomina sobie kto, że angielski bank wydał raz dwa banknoty, każdy z nich na milion funtów. Potrzebne one były do jakiejś transakcji zagranicznej. Otóż tak się jakoś złożyło, iż jeden z nich tylko został użyty i skasowany, drugi zaś zachowano w skarbcu bankowym. Rozmawiając o tym, braciom przyszło na myśl, coby też zrobił uczciwy i inteligentny człowiek, który by znalazł się w Londynie z tym banknotem w ręku, ale bez żadnych innych pieniędzy. Brat A. utrzymywał, że umarłby z głodu; brat B. zaś twierdził, że nie. Brat A. mówił, że nie mógłby banknotu zmienić w żadnym banku, bo zaraz by go zaaresztowali, brat B. odpowiedział, że gotów założyć się o dwadzieścia tysięcy funtów, iż człowiek ten mógłby w każdym razie przez miesiąc się utrzymać z tego miliona, nie dostawszy się przy tym do więzienia. Zakład stanął. Brat B. pojechał do banku i kupił ów banknot. Czysto po angielsku, jak widzicie. Następnie podyktował list jednemu ze swych urzędników i usiadł z bratem w oknie, aby wypatrzeć stosowne do eksperymentu indywiduum”. A jak się cała ta zabawna przygoda skończyła dowiemy się po przeczytaniu opowiastki. Polecamy!
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 29
Mark Twain
Milionowy Banknot
przekład anonimowy
Armoryka
Sandomierz
Projekt okładki: Juliusz Susak
Na okładce:
Mark Twain
Milionowy Banknot
Wyd. Wł. Dyniewicz
Chicago 1908
Zachowano oryginalną pisownię.
© Wydawnictwo Armoryka
Wydawnictwo Armoryka
ul. Krucza 16
27-600 Sandomierz
http://www.armoryka.pl/
ISBN 978-83-7950-914-0
Mając dwadzieścia siedm lat, byłem urzędnikiem w kopalni złota w San Francisco i doskonale opanowywałem wszystkie interesy. Samotny byłem na świecie i tylko na sobie samym polegać mogłem, a przyszłość moja dobrze się zapowiadała, czułem się więc zupełnie zadowolonym.
W sobotę miałem zwykle wolne popołudnie i spędzałem je zazwyczaj na łódce żaglowej, którą w porcie wynajmowałem. Pewnego dnia puściłem się na cokolwiek dalszą wycieczkę, i wiatr przeciwny zapędził mnie na pełne morze. O zmroku, kiedy już nadzieję ocalenia prawie zupełnie straciłem, wyratował mnie okręt płynący do Londynu. Długa to była i burzliwa podróż, a musiałem odsłużyć za swój przejazd, spełniając obowiązki prostego majtka. Kiedy wylądowałem w Londynie, ubranie moje było w łachmanach, a cały mój majątek składał się z jednego dolara. Żyłem z niego przez dwadzieścia cztery godziny, następną zaś dobę spędziłem bez jedzenia i bez dachu nad głową.
Około dziesiątej następnego ranka, wlokłem się głodny i niewyspany wzdłuż Portland Place. W tej chwili przeszło koło mnie dziecko ze swą niańką i rzuciło pyszną, zaledwie nadkąszoną gruszkę do rynsztoka. Naturalnie przystanąłem, z tęsknotą spoglądając na ten zabłocony skarb. Ślinka mi szła do ust na widok tej gruszki, żołądek mój o nią prosił, całe moje jestestwo dopominało się o nią. Ale każdą razą, gdy miałem się po nią schylić, jakiś przechodzeń zdawał się odgadywać mój zamiar, i oczywiście prostowałem się, udając zupełną obojętność. Trwało to tak długo, że doprowadzony do rozpaczy, miałem ją już podnieść wbrew wszystkiemu, gdy nagle otworzyło się okno obok, i jakiś pan się przezeń odezwał:
— Proszę no tu wejść na chwilkę.
Wygalantowany lokaj otworzył bramę i wprowadził mię do wspaniałego pokoju, w którym siedziało dwóch niemłodych panów, kończących właśnie śniadanie. Na widok jadła, ogromne wzruszenie mną ogarnęło, ale, że nie zaproszono mnie do stołu, musiałem się opanować.
Na chwilę przed mojem przybyciem, zaszło podobno między tymi dwoma braćmi małe nieporozumienie, które postanowili rozstrzygnąć na angielski sposób, to znaczy, za pomocą zakładu. Dowiedziałem się o tem później dopiero, ale mogę odrazu opowiedzieć, o co chodziło.
Może przypomina sobie kto, że angielski bank wydał raz dwa banknoty, każdy z nich na milion funtów. Potrzebne one były do jakiejś tranzakcyi zagranicznej. Otóż tak się jakoś złożyło, iż jeden z nich tylko został użytym i skasowanym, drugi zaś zachowano w skarbcu bankowym. Rozmawiając o tem, braciom przyszło na myśl, coby też zrobił uczciwy i intelegentny człowiek, któryby znalazł się w Londynie z tym banknotem w ręku, ale bez żadnych innych pieniędzy. Brat A. utrzymywał, że umarłby z głodu; brat B. zaś twierdził, że nie. Brat A. mówił, że nie mógłby banknotu zmienić w żadnym banku, bo zarazby go zaaresztowali, brat B. odpowiedział, że gotów założyć się o dwadzieścia tysięcy funtów, iż człowiek ten mógłby w każdym razie przez miesiąc się utrzymać z tego miliona, nie dostawszy się przytem do więzienia. Zakład stanął. Brat B. pojechał do banku i kupił ów banknot. Czysto po angielsku, jak widzicie. Następnie podyktował list jednemu ze swych urzędników i usiadł z bratem w oknie, aby wypatrzeć stosowne do eksperymentu indywiduum.
Widzieli oni