Modliszka - Agata Gwóźdź - ebook

Modliszka ebook

Agata Gwóźdź

3,9

Opis

Zemsta smakuje na zimno, miłość – tylko na gorąco

Paulina potrafi uwieść niemal każdego faceta. I robi to z premedytacją, mając tylko jeden cel: dać nauczkę wszystkim samcom alfa, przekonanym, że mogą kontrolować słabą płeć. Gdy spotyka Aleksandra – delikatnego, szarmanckiego mężczyznę, zupełnie innego od tych, z którymi dotychczas lądowała w łóżku – dochodzi do wniosku, że pora zmienić taktykę.

Jednocześnie na jej drodze pojawia się przyjaciel z lat szkolnych, Wiktor. Robi wszystko, by się do niej zbliżyć, zamierzając ją wykorzystać do własnych celów. Pewien tajemniczy biznesmen deklaruje bowiem, że może zaradzić problemom finansowym Wiktora, ale pod jednym warunkiem: na spotkanie ma przywieźć ze sobą Paulinę. Wkrótce dziewczyna zrozumie, że jej własna broń została użyta przeciwko niej. A co gorsza, zaczyna jej coraz bardziej zależeć na Wiktorze… Czy tym razem będzie potrafiła wybrać właściwego mężczyznę?

Facet, którego imię już dawno wyleciało mi z głowy, ścisnął mocniej moje pośladki i wymruczał coś po hiszpańsku, ale tak niewyraźnie, że nie byłam w stanie stwierdzić co, a potem uniósł mnie z klęczek i pociągnął za sobą na łóżko.
– Weźmiesz go do buzi? – wydyszał po angielsku, bo chociaż znałam hiszpański, nie powiedziałam mu o tym.
Uśmiechnęłam się do niego zalotnie. Był naprawdę śliczny. I prawie tak samo naiwny. I zakochany w sobie.
Nie miałam ochoty na przeciąganie tej zabawy. Byłam już dzisiaj zmęczona. Wyjęłam z podszycia jednej z falbanek spódniczki mały skalpel chirurgiczny, z którym praktycznie nigdy się nie rozstawałam, i przyłożyłam go do pierwszego lepszego miejsca na jego ciele, które mi się napatoczyło. Padło na podbrzusze. Nawet nie musiałam schodzić niżej. Facet od razu spuścił z tonu, a ja poczułam nagły przypływ euforii. No! I tak właśnie miało być.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 451

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,9 (18 ocen)
11
0
2
5
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
swiatlmafii

Z braku laku…

Przeczytałam ta książkę pobieżnie. Czytałam same wypowiedzi bohaterów, była nijaka. Sam pomysł całkiem niezły, ale niestety opisany fatalnie. Przebrnęłam do końca, ale umęczyłam się. Cała książka zajęła mi z pół godziny.
00
mydarkness26

Nie oderwiesz się od lektury

wciągająca lektura
00
Bozena_1952

Nie oderwiesz się od lektury

Super historia. Żeby zrozumieć główną bohaterkę trzeba przeczytać do ostatniej kropki. Polecam ❤️
00
fakirek13

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna
00
EwelinaM89

Nie oderwiesz się od lektury

super 🥰
00

Popularność



Podobne


Dla Jacka

Dziękuję, że pokazałeś mi, że warto podążać za swoimi marzeniami, choćby cały świat mówił, że to nie ma sensu. Dziękuję za ten chaos, który wywołałeś w moim życiu, bo stał się on jedną z najcenniejszych dla mnie lekcji.

1

Facet, którego imię już dawno wyleciało mi z głowy, ścisnął mocniej moje pośladki i wymruczał coś po hiszpańsku, ale tak niewyraźnie, że nie byłam w stanie stwierdzić co, a potem uniósł mnie z klęczek i pociągnął za sobą na łóżko.

– Weźmiesz go do buzi? – wydyszał po angielsku, bo chociaż znałam hiszpański, nie powiedziałam mu o tym.

Uśmiechnęłam się do niego zalotnie. Był naprawdę śliczny. I prawie tak samo naiwny. I zakochany w sobie.

– Dojdziemy do tego – skłamałam gładko, patrząc na jego przyrodzenie, po czym chwyciłam jego fiuta w dłoń i zaczęłam mu robić dobrze.

Facet stęknął głośno z ulgą i odchylił głowę, oddając się przeżywaniu przyjemności. Wypchnął biodra w moim kierunku i złapał mnie za bluzkę.

– Pokaż cycki – wysapał, niemal rozbierając mnie gorącym wzrokiem.

Posłałam mu przesłodzony uśmiech, a potem przerwałam posuwiste ruchy dłoni po jego członku i rozebrałam się, tak jak tego chciał. Jego oczy natychmiast zapłonęły z pożądania. Wyciągnął rękę w kierunku mojego biustu, ale ja ją powstrzymałam i pogroziłam mu palcem z pobłażliwym uśmiechem na ustach.

– Nie dotykaj – zanuciłam melodyjnym głosem, jakbym mówiła do dziecka podkradającego cukierki pomimo wyraźnego zakazu. – Na wszystko przyjdzie pora.

Hiszpan popatrzył na mnie z lekkim wyrzutem, ale odsunął grzecznie dłoń i opadł na poduszki. Tymczasem ja ponownie chwyciłam stojącego na baczność penisa w dłoń i coraz szybszymi ruchami w górę i w dół zaczęłam doprowadzać go do rosnącej z zawrotną prędkością euforii. Facet patrzył na mnie jak na jakiś ósmy cud świata, a ja wbijałam w niego spojrzenie i pieściłam penisa z taką starannością, jakbym to ja miała dzięki temu zaraz osiągnąć szczyt rozkoszy.

– Weź do buzi. Zaraz dojdę – wystękał lekko zachrypniętym głosem uderzającym w błagalny ton, który dla moich uszu brzmiał jak najpiękniejsza muzyka. Naprężył chyba wszystkie mięśnie swojego pięknie wyrzeźbionego ciała. Chwilę jeszcze pieściłam jego przyrodzenie, a kiedy stwardniało jeszcze mocniej, przerwałam czym prędzej.

Hiszpan kilka sekund leżał bez ruchu, a potem spojrzał na mnie rozgrzanym wzrokiem.

– Jeszcze nie. Jeszcze chwila – wystękał, łapiąc mnie za nadgarstek i ciągnąc go w kierunku penisa.

Nie przesunęłam ręki ani o milimetr w jego stronę, a Hiszpan zbaraniał.

– Co jest? – zapytał, błądząc po mojej twarzy i dekolcie rozkojarzonym wzrokiem. – Wolisz, żebym doszedł w tobie?

W odpowiedzi pokręciłam głową, unosząc wyżej jeden kącik ust w łobuzerskim uśmiechu. Ach, ci faceci. Tacy potężni, a tacy prości i przewidywalni.

– Nie chcę, żebyś w ogóle dochodził? – mruknęłam, uśmiechając się diabolicznie.

Na twarzy Hiszpana pojawiła się konsternacja.

– Co?! To po co zaczynałaś?

Nie mogłam powstrzymać się od uśmiechu, widząc jego ogłupiały wyraz twarzy.

– Żeby zobaczyć twoją minę teraz – odparłam przesłodzonym do granic możliwości głosikiem, wbijając weń lodowate spojrzenie nadal z uśmiechem na twarzy.

W oczach Hiszpana pojawił się taki bałagan, że jeżeli to było odbicie tego, co działo się w teraz w jego głowie, to mogłam śmiało pogratulować sobie skuteczności. Mała istotka mieszkająca wewnątrz mnie skakała wysoko z radości.

– Co?! – zawołał facet, podnosząc się gwałtownie. – Jesteś nienormalna?! Nie wygłupiaj się, tylko skończ, co zaczęłaś.

Zbliżył się do mnie i obłapił, kierując moją dłoń z powrotem na swoje przyrodzenie.

Nie stawiałam oporu. Nie miałam ochoty na przeciąganie tej zabawy. Byłam już dzisiaj zmęczona. Wyjęłam z podszycia jednej z falbanek spódniczki mały skalpel chirurgiczny, z którym praktycznie nigdy się nie rozstawałam, i przyłożyłam go do pierwszego lepszego miejsca na jego ciele, które mi się napatoczyło. Padło na podbrzusze.

Nawet nie musiałam schodzić niżej. Facet od razu spuścił z tonu, a ja poczułam nagły przypływ euforii. No! I tak właśnie miało być.

– Posłuchaj mnie, śliczny – wymruczałam złowieszczym tonem już po hiszpańsku, nachyliwszy się do jego lewego ucha, a właściciel penisa, którego chwilę temu miałam w garści, aż zadrżał. – Nie bądź taki wyrywny, bo to może się kiedyś źle dla ciebie skończyć. Następnym razem możesz nie mieć tyle szczęścia. Lepiej kilka razy się zastanów, czy wiesz, kogo bierzesz do łóżka. I radzę ci mnie posłuchać. Odłóż grzecznie rączki na kołderkę i zastanów się nad tym, jak potraktujesz kolejną kobietę, którą będziesz chciał bzyknąć, i jak się do tego zabierzesz. Nie polecam klepania po tyłku. A jak już wyjdę, to możesz sobie dokończyć – dodałam łaskawym tonem i spojrzałam pogardliwie na jego stężałą w szoku twarz, a potem jeszcze bardziej skwaszona na jego kutasa. – Jeśli dasz radę. Miło było.

To powiedziawszy, uśmiechnęłam się do niego słodziutko, jakbyśmy właśnie kończyli przyjemną rozmowę przy herbatce, a potem pozbierałam szybko wszystkie swoje rzeczy, założyłam to, co zdążyłam zdjąć, i skierowałam się do drzwi prowadzących na hotelowy korytarz.

– Suka! – usłyszałam jeszcze za plecami, zanim zatrzasnęłam drzwi.

Uśmiechnęłam się triumfalnie pod nosem, kiedy szłam korytarzem w kierunku hotelowego lobby, żeby wyjść na cichą, pogrążoną we śnie ulicę i w cudownym nastroju udać się do swojego hotelu. Może i suka, ale to nie ja leżałam teraz naga na łóżku z głupim wyrazem twarzy, mięknącym kutasem, którym nie miał się kto zająć, i struchlałym, rozdygotanym serduszkiem w potężnej męskiej piersi.

I kto tu był słaby?

Uśmiechnęłam się do wspomnienia minionej nocy. Udała się wyjątkowo dobrze.

Leżałam na leżaku nad hotelowym basenem i wygrzewałam się w promieniach popołudniowego słońca. Zamknęłam oczy i wystawiłam twarz w kierunku światła, delektując się widokiem czerwonego koloru, jaki dawały promienie pod moimi powiekami. To był już ostatni dzień wakacji w San Sebastian i zamierzałam jak najlepiej go wykorzystać.

– Kawka. – Usłyszałam radosny męski głos na chwilę przed tym, zanim na moją twarz padł cień zasłaniający ciepłe promienie.

Rozchyliłam powieki i przysłoniłam dłonią oczy, chroniąc je przed oślepiającym światłem słonecznym. Uśmiechnęłam się leniwie z wdzięcznością do szczupłego, mocno opalonego mężczyzny z gęstym zarostem na przystojnej twarzy. Był starszy ode mnie o ponad pięć lat, a cieszył się jak dziecko, kiedy mógł coś dla mnie zrobić.

– Espresso doppio. I jeszcze rogalik z czekoladą – oznajmił zadowolony z siebie, że udało mu się sprawić mi przyjemność, i postawił tackę na stoliku obok leżaka. – Posmarować cię kremem?

Kąciki moich ust po raz kolejny uniosły się do góry. Jakby czytał mi w myślach. Chociaż… Po wydarzeniach ostatniej nocy może lepiej, żeby tego nie robił.

Podniosłam się do pozycji siedzącej i podałam mu opakowanie kremu z filtrem, po czym odwróciłam się do niego plecami, odgarniając w międzyczasie na bok swoje długie prawie do pasa blond loki, żeby ułatwić mu to zadanie.

Gdy spotkałam Aleksandra po raz pierwszy w hotelowym barze, nie pomyślałabym, że towarzystwo tego grzecznego, cichego pilota samolotów pasażerskich sprawi mi aż taką frajdę. Gdybym natknęła się na niego kilka lat wcześniej, pewnie nawet nie zwróciłabym na niego uwagi. Może uśmiechnęłabym się do niego z grzeczności, ale na pewno nie pociągnęłabym tej znajomości dalej, bo to nie był ten typ.

Sama nie do końca wiedziałam, co mnie podkusiło, żeby spotkać się z nim po raz kolejny, ale śmiało mogłam przed samą sobą przyznać, że to była bardzo dobra decyzja. W porównaniu do mężczyzn, których do tej pory spotykałam, ten był jak marzenie. Niczego nie chciał natychmiast i czułam się tak, jakbym w pakiecie do pokoju hotelowego dostała prywatną obsługę dostępną dla mnie na każde zawołanie. Wszystko za mnie załatwiał i musiałam męczyć jedynie palec, a w zamian nie oczekiwał praktycznie niczego. Byłam jak królewna ze swoim prywatnym chłopcem na posyłki i korzystałam z tego luksusu na potęgę. On czuł się potrzebny, a ja mogłam leżeć i pachnieć. Idealny układ.

– A mój rum? – zapytałam Aleksa, kiedy już wysmarował całe plecy, uważając, żeby przypadkiem nie przesadzić z naciskiem własnych palców na moją skórę.

– A tak – klepnął się w czoło. – Już po niego idę. – Zerwał się momentalnie z miejsca i popędził w kierunku baru.

Julia, która leżała na leżaku obok z nosem w książce oderwała się na chwilę od swojej lektury i odwróciła twarz w moim kierunku. Ze swoimi prostymi, brązowymi włosami, śniadą skórą i orzechowymi oczami wyglądała zupełnie inaczej niż ja, ale była moją starszą siostrą z krwi i kości i temu nie dało się zaprzeczyć.

– Nie za bardzo go wykorzystujesz? – zapytała, patrząc na mnie znad zsuniętych na koniec nosa okularów przeciwsłonecznych, i rzuciła wymowne spojrzenie w kierunku baru, przy którym Aleks teraz żywo gestykulował.

W odpowiedzi wzruszyłam lekko ramionami i popatrzyłam w tym samym kierunku, co ona. Nie wyglądał na nieszczęśliwego.

– Jemu to pasuje – mruknęłam obojętnie. – Patrz, jaki jest zadowolony.

– A on wie, gdzie byłaś wczoraj w nocy i z kim wyszłaś? – zapytała, przyglądając mi się chytrze.

Jeszcze raz uśmiechnęłam się na wspomnienie ostatnich udanych łowów i pokręciłam delikatnie głową.

– Tego akurat nie musi wiedzieć nikt poza mną, tym Hiszpanem i tobą – powiedziałam melodyjnym głosem, śląc jej bardzo znaczące spojrzenie i niewinny uśmiech.

Julia wywróciła oczami i pokręciła głową z dezaprobatą, ale uśmiechnęła się delikatnie pod nosem, więc nawet jeśli chciała sprawiać wrażenie, że próbuje mnie wychowywać, kompletnie jej to nie wyszło. Nie rozumiała, dlaczego testowanie męskich granic dawało mi tyle frajdy. Tak jak ja uwielbiałam prowokować mężczyzn na każdym kroku, tak ona omijała ich szerokim łukiem.

A ja to uwielbiałam. Lubiłam ten ogień w ich oczach, gdy byłam tak blisko, ale cały czas pozostawałam nieuchwytna. Kiedy nie wiedzieli, co właściwie dzieje się dookoła nich, podczas gdy ja powolutku zacieśniałam pętlę, w którą oni sami wchodzili i nawet nie myśleli uciekać, bo ich fiuty myślały za nich. Drobniutka, wysportowana blondynka o niebieskich oczach z anielskiego marzenia z minuty na minutę stawała się ich najgorszym koszmarem, a oni nawet nie zdawali sobie z tego sprawy, aż miałam ich w garści.

Zmęczona słońcem prawie zasypiałam, kiedy usłyszałam dźwięk przychodzącego powiadomienia. Spojrzałam na wyświetlacz i odczytałam wiadomość od Wiktora Guellarda.

Nigdy bym nie pomyślała, że znajomość z największym szkolnym podrywaczem będzie się za mną ciągnęła aż do teraz. W zasadzie to sądziłam, że nasza relacja umarła już jakieś sześć lat temu nad pewnym jeziorem w wakacje, zanim poszłam do liceum, ale niecały miesiąc temu odezwał się nagle. Jak gdyby nigdy nic zaproponował mi spotkanie, ale ja nie byłam przekonana do tego pomysłu.

Owszem, kiedyś się kumplowaliśmy i dobrze się z nim dogadywałam, ale do czasu, aż zachciało mu się dobrać do moich majtek. Nawet teraz, po tych sześciu latach rozłąki, wciąż miałam w głowie zakochanego w sobie chłopca, który traktował dziewczyny jak łatwo wymienialną parę skarpetek, i odnosiłam nieodparte wrażenie, że gdybym go zobaczyła, mogłabym poczuć ogromną ochotę, żeby odpłacić mu za ostatni raz. Po raz kolejny odrzuciłam jego propozycję i wyciągnęłam ręce po mój obiecany trunek, który przyniósł mi uśmiechnięty od ucha do ucha Aleks, a potem cmoknęłam go niezobowiązująco w policzek, co niezmiennie wywoływało u niego stan lekkiej euforii.

2

Tydzień po powrocie z Hiszpanii powoli wracałam do codziennej rutyny sprzed wyjazdu. Korzystając z ostatnich dni studenckich wakacji, większość dnia spędzałam w siodle przy asyście Filipa, który od czasów liceum dzielnie przyjaźnił się z autorytarną wariatką, jaką byłam. Trzymała nas razem miłość do koni, w których zakochałam się bez pamięci jeszcze kiedy byłam małą dziewczynką, i wszystko wskazywało na to, że nie poróżni nas nic.

Skończyłam jeździć i odprowadziłam konia do boksu, a w oczekiwaniu na Filipa, który usłużnie zaoferował, że odniesie za mnie siodło do siodlarni, odpisywałam na wiadomość Aleksa.

Nigdy nie uważałam, żeby przywożenie wakacyjnych znajomości do codziennej rzeczywistości było dobrym pomysłem, ale Aleksander był taki… prosty. Polubiłam go. Było mi dobrze z nim pod ręką. Zupełnie jakbym na jedno skinienie palca mogła dostać pół świata i to praktycznie za darmo. Przyjemnie było tak nie musieć się wysilać i wszystkiego kontrolować. Uznałam więc, że to dobry czas, żeby przestać bawić się w wychowywanie niegrzecznych chłopców i zacząć rozkoszować się spokojem u boku mężczyzny idealnego.

Filip wrócił, a ja podniosłam wzrok znad telefonu i przestałam się uśmiechać, napotkawszy jego zadumane spojrzenie.

– Co tak patrzysz? – zapytałam, chowając telefon do kieszeni bryczesów. – Ubrudziłam się gdzieś?

Filip jeszcze chwilę patrzył na mnie nieco zamglonym wzrokiem, a na jego twarzy pojawił się tęskny uśmiech.

– Będzie mi ciebie brakować – mruknął, uśmiechając się przy tym jakoś blado.

– Dlaczego? Wyjeżdżasz gdzieś?

Filip znów nie odpowiedział od razu, ale pokiwał głową z ociąganiem.

– Tak – wymruczał w końcu obojętnym tonem i spojrzał gdzieś w bok, a potem zaczął kopać leżący koło jego lewej stopy kamyk. – Dostałem bardzo dobrą propozycję pracy pod Berlinem. Od początku października.

Filip kopał zawzięcie kamyk, patrząc na mnie spod rzęs, a ja w końcu przyjrzałam mu się uważniej.

– Od października? – powtórzyłam za nim, nie dowierzając, czy dobrze usłyszałam.

– No tak. – Filip spojrzał gdzieś w bok i potarł dłonią kark. – Na rok. Może dłużej.

Mała istotka mieszkająca wewnątrz mnie przetarła oczy ze zdziwienia. Wyjeżdżał za kilka dni na rok i dopiero teraz mi to mówił? Przecież wiadomość o takim wyjeździe nie spadała na ludzi tak nagle. To nie była wycieczka do sklepu po bułki. Nigdy wcześniej nie zdarzyło się, żeby Filip nie poinformował mnie choćby o weekendowym wypadzie nad morze, a teraz nagle mówił mi, że wyjeżdża na rok albo więcej i to za kilka dni?

– Co tak patrzysz? – Filip przerwał galopadę moich myśli, a ja zdałam sobie sprawę, że milczę od dłuższej chwili.

– Zaskoczyłeś mnie – mruknęłam, bo nie bardzo wiedziałam, co w tej sytuacji powiedzieć. – To bardzo szybko. I na długo. To bardzo… nagle.

Filip nie odpowiedział od razu. Spojrzał w bok i utkwił wzrok w ścianie budynku stajni.

– Tak właściwie, to dostałem tę propozycję już jakiś czas temu… – wybąkał, zerkając na mnie spod rzęs.

– Ani razu mi o tym nie mówiłeś – zauważyłam, a Filip znów spojrzał w bok i odezwał się dopiero po dłuższej chwili.

– Nie mogłem się zdecydować – mruknął.

Przyjrzałam mu się jeszcze uważniej. Dziwnie się zachowywał. Jak nie on.

– Stało się coś? – zapytałam, próbując złapać z nim kontakt wzrokowy.

– Nic takiego – odparł niewyraźnie, wciąż unikając mojego spojrzenia. – Chodzi o to… – W końcu popatrzył na mnie, jakby chciał mi coś niewerbalnie przekazać. – Ja po prostu… – urwał i wziął głęboki wdech. – Nie chciałem cię tu zostawiać samej – wydusił w końcu, kopiąc w kolejny mały kamyk.

– Co? – zapytałam łagodnie nieco rozbawiona. – Przecież nie zostałabym tutaj sama. Mam też innych znajomych. Coś ty wymyślił?

Uśmiechnęłam się do niego dobrodusznie, ale Filip nie odwzajemnił uśmiechu, a w jego spojrzeniu czaiła się jakaś dziwna determinacja.

– To nie o to chodzi. – Pokręcił przecząco głową, a w jego głosie dało się usłyszeć delikatne zniecierpliwienie. – Zawsze byłaś dla mnie bardzo ważna. Patrzyłem, jak ci wszyscy faceci się pojawiali i odchodzili, i myślałem czasami, jak świetnie byłoby być na miejscu któregoś z nich i mieć od ciebie aż tyle uwagi. – Uśmiechnął się smutno. – Nigdy tego do końca nie rozumiałem, bo ty nie traktowałaś ich nawet w połowie tak dobrze jak mnie. I tak sobie myślałem, że… Liczyłem, że jeżeli będę przy tobie, to w końcu, no wiesz… jakoś razem się porozumiemy i…

Że co? Mała istotka mieszkająca wewnątrz mnie zrobiła wielkie oczy, a mój żołądek wykonał jakąś dziwną ewolucję.

Chciałam coś powiedzieć, ale nie dał mi okazji.

– Nie miałaś tak nigdy? Nie pomyślałaś, że moglibyśmy być kimś więcej niż przyjaciółmi, skoro znamy się tak długo i żadne z nas nie stworzyło do tej pory wystarczająco poważnego związku? – zapytał, a w jego głosie ku mojemu przerażeniu było słychać nutkę cichej nadziei. – Że moglibyśmy być razem szczęśliwi? No wiesz… Jako para?

Spojrzałam na Filipa, a w mojej głowie odbywała się szaleńcza gonitwa myśli. Co ja miałam mu powiedzieć?

Filip był moim przyjacielem, moim ziomkiem, a nie materiałem na… Na partnera seksualnego? Przecież to nawet w myślach nie brzmiało dobrze. Życiowego? Jeszcze gorzej. Ten dobroduszny, miły Filip, którego znałam od lat? Owszem, był atrakcyjny i przemiły, i potrzebny, ale nie w ten sposób. To by wszystko zepsuło. Ja potrzebowałam przyjaciela.

– Nigdy się nad tym nie zastanawiałam – zaczęłam, żeby powiedzieć cokolwiek. – Ja w ogóle nie myślałam nigdy o nas w ten sposób. Ale nie chciałbyś być na miejscu tamtych facetów – dodałam łagodnie. – Wierz mi.

Filip uśmiechnął się do mnie blado.

– Zawsze tak mówiłaś – mruknął cicho. – Kiedy o tym żartowaliśmy… I wiem, że nigdy nie dawałaś mi żadnych nadziei na coś więcej, ale to było takie moje pobożne życzenie, że może kiedyś… Pomiędzy tymi żartami myślałem o tobie na serio, żebyś nie musiała już trafiać na nieodpowiednich facetów…

Mała istotka znów zrobiła wielkie oczy. Nieodpowiednich? Ja na nich nie trafiałam. Oni byli perfekcyjnie wybrani. Ale on tego nie wiedział, bo nigdy mu nie powiedziałam…

– A teraz pojawił się ten Aleks – ciągnął dalej – i… i gdybym cię tutaj zostawił, to mógłbym już nie mieć ciebie takiej, jaką miałem wcześniej. On jest inny. Traktujesz go inaczej, lepiej, a ja… Ja nie potrafię cię kochać, patrzeć na twoje szczęście i być nieszczęśliwym z tego powodu.

Mała istotka mieszkająca wewnątrz mnie rozdziawiła buzię ze zdumienia. Kochać? Ale jak to?

– Co ty mówisz? – wymamrotałam, bo nic bardziej sensownego nie przychodziło mi do głowy. Jak mógł mnie kochać? I od kiedy? – Filip, ty jesteś naprawdę świetnym facetem, ale ja… Och, Filip… – Westchnęłam, bo brakowało mi słów, a czarna dziura, która pojawiła się w mojej głowie podczas tej rozmowy, powiększała się z prędkością światła.

Nie wiedziałam, co powiedzieć. Patrzył na mnie wzrokiem szczeniaczka, który liczy, że coś do jedzenia spadnie ze stołu, a ja nie czułam niczego poza ogromną konsternacją. Byłam kompletnie zagubiona, bo jeszcze wczoraj zachowywał się tak jak zwykle, a dzisiaj mówił mi coś takiego.

– Niepotrzebnie ci to mówiłem – rzucił w przestrzeń bardzo chłodnym i zupełnie niepasującym do niego tonem. – Jesteś cudowną kobietą, ale nie rozumiesz nic z tego, co do ciebie czuję. Taka już jesteś. Piękna królowa lodu, którą podziwiają wszyscy. I nic w tym złego, dopóki nie znajdzie się jakiś idiota, który będzie oczekiwał od ciebie czegoś więcej i rozbije się o ciebie jak Titanic o górę lodową. Tak jak ja. Pójdę już. Trzymaj się, Paulina – mruknął i po prostu ruszył w kierunku swojego auta.

– Hej, Filip – zawołałam za nim, chociaż nie miałam pojęcia, co powiedzieć, ale przecież nie mógł tak po prostu odejść.

Odwrócił się i spojrzał na mnie z mieszaniną nadziei i rezygnacji w spojrzeniu, a ja nie miałam pojęcia, co dalej.

– Odezwij się, jak już się zainstalujesz na miejscu – powiedziałam bezmyślnie pierwszą rzecz, która wpadła mi do głowy, i już kiedy to mówiłam, czułam, że to najgorsze, co mogłam palnąć.

Filip posłał mi tylko zbolałe spojrzenie.

– Wiesz… – zaczął beznamiętnym tonem, nie patrząc mi w oczy. – Nie obraź się, ale wolałbym, żebyśmy przez jakiś czas odpoczęli od siebie całkowicie.

– Jasne. – Pokiwałam głową, zanim zdążyłam się zastanowić, dlaczego to powiedział, a przez głowę przemknęła mi tylko myśl, że to już nie jest mój Filip. Ten był obcy i chłodny i zachowywał się tak, jakbym mu wyrządziła jakąś straszną krzywdę. – Jasne.

Filip nic już nie powiedział. Wsiadł do samochodu i nawet się nie obejrzał. Odpalił silnik i ruszył przed siebie, a ja zostałam z tyłu bez przyjaciela i z ogromnym bałaganem w głowie.

Tak, to byłam właśnie ja. Autorytarna wariatka, która nie mogła ścierpieć, że ktoś chciał wedrzeć się do jej świata i próbował w nim cokolwiek przestawiać.

Stałam tak jeszcze nie do końca świadoma tego, co właśnie się stało, aż minivan Filipa zniknął za zakrętem. Dopiero wtedy pozbierałam swoje rzeczy i powoli udałam się do małego drewnianego domku dwie ulice od stajni, w którym mieszkałyśmy razem z siostrą przez wakacje, zanim rozjechałyśmy się na uczelnie do naszych studenckich mieszkań.

Wzięłam prysznic, porozkładałam sobie notatki, otworzyłam książkę i próbowałam się uczyć. To, że próbowałam, było najlepszym określeniem, bo za nic w świecie nie mogłam się na tym skupić. Nie pomagała nawet myśl, że przecież za dwa tygodnie będę musiała to już umieć na pierwsze w tym roku akademickim zajęcia.

Wpadło mi do głowy, żeby napisać do Filipa, co robiłam zawsze, kiedy nie byłam w nastroju do nauki. Chwyciłam za telefon, ale od razu go odłożyłam. Nie mogłam teraz do niego pisać. On właśnie się pakował, żeby odpocząć z daleka ode mnie. Zresztą o czym mielibyśmy teraz rozmawiać, skoro to był zupełnie inny Filip?

Teraz w mojej głowie obok Filipa pojawił się ogromny znak zapytania. Kim był ten człowiek, z którym rozmawiałam po nocach i śmiałam się z walentynek? Do tej pory sądziłam, że wszystko między nami jest jasne i proste, a teraz.… Co on sobie ubzdurał w tej swojej głowinie?

Tyle lat byliśmy niemal nierozłączni. Odkąd poszłam do liceum widywaliśmy się przynajmniej kilka razy w tygodniu, a on mnie teraz zostawiał tak po prostu? Bo nie mógł być zwyczajnie przyjacielem i wymyślił sobie głupią miłość? Jak mógł się we mnie w ogóle zakochać?

Nigdy tak naprawdę nie zastanawiałam się nad tym, co czuli mężczyźni, z którymi spędzałam czas. Sądziłam, że skoro ja się nie angażuję, to oni też, a zakochanie wydawało mi się bardzo trudne. Sama nie wiedziałam, czy kiedykolwiek kogoś kochałam. No bo skąd? Nie czułam motyli w brzuchu ani niczym niepohamowanej ekscytacji, serce nie trzepotało mi w piersi. Mężczyźni przewijali się przez moje życie i tyle.

Zamknęłam oczy i odchyliłam głowę do tyłu. Na skroniach czułam męczący ból. Bardzo potrzebowałam pogadać. Tylko z kim? Julia zaraz zaczęłaby mnie podpytywać, moja najlepsza przyjaciółka tego nie rozumiała. Tak bardzo potrzebowałam męskiego towarzystwa. Najlepiej kogoś, kogo wrażliwość była na poziomie skóry nosorożca, kto nie szuka wszędzie miłości.

I nagle mnie olśniło. Znałam kogoś takiego. Miałam go praktycznie pod ręką. Chwyciłam za telefon i w przypływie jakiejś niewytłumaczalnej radości, że był ktoś, z kim mogłam tak po prostu pogadać, wystukałam wiadomość do Wiktora Guellarda.

Nadal masz ochotę się spotkać?

3

Siedziałam w czerwonym mini cooperze mamy, który wspaniałomyślnie mi pożyczyła, i nie potrafiłam się zmusić do wyjścia. Boże… Co ja sobie myślałam? Chciałam towarzystwa silnego samca, to mogłam po prostu pójść do klubu i się na jakimś wyżyć, a nie proponować spotkanie jemu.

Patrzyłam na Wiktora Guellarda i już żałowałam, że zaproponowałam to spotkanie. Stał oparty o perłowobiałe bmw i8, paląc papierosa, i obserwował parking władczym wzrokiem, jakby każde miejsce, na które spojrzy, już należało do niego. Brakowało mu jeszcze tylko transparentu, że ma wielkiego kutasa, którego można mu w tym bmw obciągnąć.

Kiedy tak na niego patrzyłam, doszłam do wniosku, że wraz z upływem czasu jego i tak już rozdmuchane ego urosło do takich rozmiarów, że będzie nam potrzebne dodatkowe miejsce przy stoliku. Chciałam nawet po cichu jakoś wymknąć się z parkingu, ale kiedy sięgnęłam do stacyjki, Wiktor zatrzymał wzrok dokładnie na mojej twarzy i zaczął iść w moim kierunku. Wypuściłam głośno powietrze, bo teraz nie mogłam już uciec, i wysiadłam z samochodu.

– Paulina? – zawołał Wiktor z daleka. – To naprawdę ty? Ale wyrosłaś.

Nim zdążyłam się zorientować, wziął mnie w objęcia, jakbyśmy byli najlepszymi przyjaciółmi, a nie znajomymi ze szkolnych czasów, którzy nie widzieli się lata.

– Nawet całkiem dorosłam – mruknęłam, siląc się na uprzejmy uśmiech i poprawiając w międzyczasie pogniecione uściskiem loki.

– I to jak… Wyglądasz… – Wiktor wykonał dłońmi bliżej nieokreślony gest i zachłysnął się powietrzem.

Nie mogłam powstrzymać się od triumfalnego uśmiechu. Ciekawe, co próbował powiedzieć? Że niezła ze mnie laska? Może nawet było mu żal, że mnie wtedy nie bzyknął? A może wolałby teraz?

Uśmiechnęłam się nieco okrutnie do tej ostatniej myśli i szybko ściągnęłam moją galopującą wyobraźnię na ziemię. Żadne takie. To nie wchodziło w grę nawet w wyobraźni. Posłałam mu więc tylko zdawkowy uśmiech i pozwoliłam zaprowadzić się do restauracji, którą wybrał.

Przy stoliku odsunął mi krzesło, usiadł naprzeciwko i otworzył usta, ale nie zdążył nic powiedzieć, bo u jego boku zjawiła się kelnerka.

– Dobry wieczór państwu – zaćwierkała z szerokim uśmiechem na ustach. – Czy życzą sobie państwo coś do picia na początek? Dla pana to, co zwykle?

– Poproszę wodę – powiedział Wiktor, nie zwracając uwagi na maślane oczy kelnerki. – A dla pani… – Posłał mi pytające spojrzenie.

– Woda jest w porządku – mruknęłam skupiona na kelnerce, która pożerała właśnie Wiktora wzrokiem, zupełnie nieskrępowana faktem, że razem z nim siedzi przy stoliku inna kobieta.

– W takim razie dwie wody – powiedział Wik i zwrócił twarz w moim kierunku, nie zaszczycając kelnerki już ani jednym spojrzeniem.

Dziewczyna niezrażona obdarzyła Wiktora jeszcze szerszym uśmiechem, a potem odeszła na zaplecze, kołysząc biodrami mocniej, niż było to konieczne.

Przyjrzałam się w końcu dokładniej dorosłemu Wiktorowi, który siedział naprzeciwko mnie. Miałam przed sobą dobrze zbudowanego, przystojnego faceta, który kiedyś był ładnym chłopcem, a czas zdecydowanie podziałał na jego korzyść. Kości policzkowe były mocniej zarysowane. Szczęka kwadratowa. Delikatny zarost udający kilkudniowy doskonale ją podkreślał. Mógł się podobać i kelnerce z pewnością podobał się aż za bardzo.

Mógł też budzić niepokój, bo z fryzurą „na rekruta” przypominał trochę bandziora z ciemnej uliczki w podrzędnej dzielnicy jakiegoś miasta, ale znajome brązowe oczy niezmiennie przyciągały do siebie ciepłem, i chociaż czaiła się w nich jakaś dzikość drapieżnika, mnie to nie przeszkadzało. Kelnerce, która nas obsługiwała, najwyraźniej też.

Zjawiła się w błyskawicznym tempie.

– Państwa napoje – zaszczebiotała, stawiając na stoliku dwie puste szklanki i butelki z wodą. – Czy mogę przyjąć zamówienie?

Wiktor rzucił mi pytające spojrzenie, a ja wzruszyłam tylko ramionami, bo nawet nie otworzyłam jeszcze menu.

– Potrzebujemy jeszcze trochę czasu – powiedział uprzejmie z czarującym uśmiechem na ustach i sięgnął po swoją kartę dań.

Kelnerka posłała mu powłóczyste spojrzenie i promienny uśmiech, po czym zapewniła, że niedługo wróci, i odeszła, kołysząc biodrami.

Odruchowo powiodłam za nią wzrokiem.

– Coś nie tak? – zapytał Wiktor, a ja zdałam sobie sprawę, że od dłuższej chwili patrzę na kelnerkę, która z kolei praktycznie nie spuszczała oczu z mojego towarzysza.

– Chyba się jej podobasz – stwierdziłam.

Wiktor zerknął na kelnerkę, jakby wcześniej nie zauważył, że się do niego wdzięczy, otaksował ją od stóp do głów i niewzruszony wrócił spojrzeniem do mnie.

– Przeszkadza ci to? – zapytał.

– Nie, no coś ty? – odparłam natychmiast. – To nie moja sprawa.

Wróciłam do przeglądania menu, ale kiedy kelnerka po raz kolejny przeszła obok naszego stolika, kołysząc biodrami niczym rasowa modelka na wybiegu, nie mogłam powstrzymać się, żeby na nią nie zerknąć i nie uśmiechnąć się do jej niebotycznych wysiłków zwrócenia na siebie uwagi Wiktora.

– Rozprasza cię – mruknął Wik. – Poprosimy rachunek – zwrócił się do owej kelnerki, która właśnie szła do kuchni trasą obok nas.

– Nie, Wik – zaprotestowałam szybko. – Nie o to mi chodziło…

– Poprosimy rachunek – powtórzył, jakby mnie nie usłyszał.

– Tak szybko? – Kelnerka zatrzymała się obok naszego stolika i wyglądała na szczerze przejętą. – Czy coś państwu nie odpowiada?

– Moja towarzyszka nie czuje się tutaj komfortowo – powiedział Wiktor, rzucając mi wymowne spojrzenie, w którym jednak czaiły się jakieś iskierki rozbawienia. – Będzie pani tak miła?

– Oczywiście – odparła nieco zmieszana dziewczyna, nie zadając już żadnych pytań i roztapiając się w uśmiechu. – Pan płaci?

Wiktor kiwał głową, na co dziewczyna podskoczyła w miejscu i udała się na zaplecze. Wróciła w tempie błyskawicy i położyła przed Wiktorem etui z rachunkiem, po czym jeszcze szybciej zniknęła.

– Wiktor, nie musimy wychodzić – spróbowałam zaprotestować jeszcze raz nieco zbita z tropu rozwojem sytuacji, bo w końcu co to był w ogóle za powód. – Ona mi naprawdę nie przeszkadza.

Wiktor tymczasem spojrzał na mnie jak na nieufne zwierzątko, które należy oswoić, i uśmiechnął się do mnie ciepło.

– Ale możemy i to zrobimy – oznajmił nieznoszącym sprzeciwu, niskim głosem, od którego mięśnie całego ciała robiły się podejrzanie miękkie, a skóra na karku drętwiała. – W tym mieście jest mnóstwo innych lokali, w których nikt nie będzie nas rozpraszał.

To powiedziawszy, wyciągnął rękę po rachunek.

– Daj spokój. – Ubiegłam go, otrząsając się z tego dziwnego, chwilowego odrętwienia nieznanej przyczyny i otworzyłam etui. – Nie będziesz mnie finansował. Zapłacimy po połowie.

– To raptem dwie wody. – Wiktor nie opuścił wyciągniętej ręki. – Stać mnie na bardzo dużo takich buteleczek. Zapłacę. No co? – zapytał, bo nie mogłam powstrzymać się od uśmiechu.

W etui obok rachunku była doczepiona różowa karteczka z numerem telefonu. Rzuciłam spojrzenie w kierunku drzwi, w których czaiła się kelnerka z oczami wielkimi jak u polującego kota, a kiedy zobaczyła, że to ja trzymałam rachunek, nieco zbladła.

– To chyba do ciebie – szepnęłam, podając Wiktorowi maleńką karteczkę.

Wziął ją do ręki ze zdziwioną miną. Kiedy dotarło do niego, na co patrzy, przez jego twarz przemknął cień zażenowania pomieszany z rozbawieniem i oznakami mile połechtanego ego.

– Taak. – Potarł ręką kark, rzuciwszy przelotne spojrzenie w kierunku kelnerki. – Przepraszam cię. Niezręcznie to wyszło…

Ponownie potarł kark ręką w nieskrywanym zakłopotaniu i szybko obejrzał się przez ramię.

– Daj spokój. – Machnęłam niedbale ręką. – Nie masz za co przepraszać. I naprawdę możemy zostać.

– Chcę z tobą porozmawiać w spokoju – oznajmił Wiktor poważnym głosem. – I nikt nie będzie nam w tym przeszkadzał. Zapłacę w ramach rekompensaty za to. – Uniósł maleńką karteczkę. – A potem znajdziemy nowe miejsce i pozwolę zapłacić tobie – oświadczył z uśmiechem łobuza i zanim zdążyłam zaprotestować, włożył pieniądze do etui.

Kelnerka jakby tylko na to czekała. Podeszła i uśmiechnęła się rozanielona do Wiktora, kiedy zabierała opłacony rachunek. Odwzajemnił uśmiech i jeszcze raz otaksował ją spojrzeniem od góry do dołu.

– Nie tym razem, skarbie – wymruczał nad jej uchem, wstając. – Chodźmy – powiedział już do mnie i zrobił mi trochę miejsca, żebym mogła pójść przodem, a kiedy odwracałam się, żeby wyjść na zewnątrz, przy naszym stoliku zauważyłam jeszcze kelnerkę z zawiedzioną miną patrzącą na małą różową karteczkę, którą Wiktor zostawił w etui, co sprawiło mi jakąś niewytłumaczalną satysfakcję.

4

Odeszliśmy zaledwie parę kroków od restauracji, kiedy zadzwonił telefon Wiktora. Wyjął go z kieszeni, a kiedy zobaczył, kto dzwoni, odrzucił połączenie. Uśmiechnął się szeroko i chyba chciał coś powiedzieć, ale nie zdążył, bo ponownie rozległ się dźwięk dzwonka. Wyświetlił się ten sam numer, a Wiktor pufnął głośno.

– Przepraszam cię na chwilę – powiedział. – Muszę odebrać.

Odszedł kawałek, a ja rozejrzałam się dookoła.

Ulica była niemal pusta. Tylko po drugiej stronie jezdni niedaleko nas szła niewielka grupka młodych mężczyzn, a właściwie podrośniętych chłopców. Nic wartego uwagi. Przeniosłam ciężar na jedno biodro i ponownie skupiłam swoją uwagę na Wiktorze.

– Nie, teraz nie mogę – powiedział do telefonu, zerkając szybko w moją stronę.

Przyjrzałam mu się uważniej. Błądził rozbieganym wzrokiem po chodniku i przestępował z nogi z nogę. Wyglądał na zdenerwowanego.

– Zajęty? – usłyszałam z boku męski głos.

Odwróciłam się do jego źródła. To był jeden z chłopaków z grupki, która przechodziła drugą stroną jezdni. Napotkawszy moje pytające spojrzenie, wskazał głową w kierunku Wiktora.

– To nie możesz sam jej jakoś dyskretnie wypytać? Coś na pewno ci powie. Tobie nawet prędzej niż mnie. – Wiktor kontynuował swoją rozmowę i zaczął się przechadzać nerwowo po chodniku. – Normalnie – syknął, ściszając głos. – Mam cię kurwa uczyć, jak rozmawiać z kobietą?

W jego głosie było słychać zniecierpliwienie. Ponownie zerknął w moją stronę i przejechał ręką po włosach. Wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów. Wyjął jednego, włożył do ust i nadal trzymając telefon, drugą ręką zaczął nerwowo pstrykać zapalniczką. Kiedy końcówka papierosa zaczęła się lekko żarzyć, odetchnął głębiej i wypuścił spokojnie obłoczek dymu.

– Chyba nie warto czekać, co? – rzucił stojący przy mnie chłopak dziarskim tonem.

Spojrzałam zmęczonym wzrokiem na tego dzieciaka. Mógł mieć góra dziewiętnaście lat i wyglądał na bardzo zadowolonego z siebie, a w tle jego koledzy przyglądali się nam z zaciekawionymi minami.

– Mogę ci w czymś pomóc? – zapytałam w miarę uprzejmym tonem, bo stał, lustrując mnie od stóp do głów wyszczerzony, jakby ktoś właśnie miał mu wręczyć gwiazdkowy prezent, i sprawiał wrażenie, jakby na coś czekał.

– Nie pamiętasz mnie? – zapytał, szczerząc zęby.

– Nie – odparłam krótko i przywołałam na twarz wymuszony uśmiech. – Musiałeś mnie z kimś pomylić.

– Nie. – W głosie chłopaka brzmiało absolutne przekonanie. – Ja pamiętam cię bardzo dobrze. Tylko że ostatnim razem jak się widzieliśmy, miałaś na sobie mniej ubrań. Ja też. Nawet całkiem je dla ciebie zdjąłem.

Wątki w mojej głowie połączyły się w całość.

– Spotkaliśmy się u Mirabeli? – bardziej stwierdziłam niż zapytałam, a twarz mojego rozmówcy rozjaśniła się.

– Czyli jednak pamiętasz? – ucieszył się chłopak.

Zmierzyłam go krytycznym spojrzeniem i nie odwzajemniłam uśmiechu.

– Nie – odparłam lodowatym tonem. – Przepraszam, jestem zajęta.

Ponownie odwróciłam się w kierunku Wiktora, żeby chłopak nie miał wątpliwości, że nasza rozmowa jest zakończona, i chciałam odejść, ale złapał mnie za nadgarstek.

– Chyba należą mi się jakieś wyjaśnienia za ostatni raz? – odezwał się pretensjonalnym tonem, nadal trzymając mój przegub.

Moja cierpliwość wyczerpała się momentalnie.

Odwróciłam się do chłopaka, obrzucając go wściekłym spojrzeniem, i wyszarpnęłam swoją rękę z jego uścisku. Złapałam go za koszulę na piersi, a drugą dłoń zacisnęłam na jego jajach i zajrzałam mu głęboko w oczy.

– Posłuchaj mnie, chłopcze… – warknęłam, siląc się na spokojny ton. – Nie chcesz mnie zdenerwować. Ciesz się, że wtedy nie zbliżyłam się do twojego fiuta, i dziękuj Bogu, że teraz jest schowany w twoich spodniach, bo w przeciwnym wypadku już nie byłby taki piękny. Wracaj do swoich kolegów i zapomnij, że kiedykolwiek mnie poznałeś, to będziesz jeszcze mógł sobie w życiu nim poruchać. I nigdy nie łap bez pytania za to, co nie należy do ciebie. Rozumiesz?

Chłopak przez chwilę się nie poruszał i zrobił tylko wielkie oczy, ale kiedy wzmocniłam uścisk na jego przyrodzeniu, najpierw skrzywił się, a potem nieznacznie skinął głową. Nie ulegało wątpliwości, że to akurat zrozumiał. Usatysfakcjonowana puściłam jego koszulę i klejnoty i poklepałam go od niechcenia po policzku.

– Jakiś problem? – zapytał Wiktor, który najwyraźniej skończył już rozmawiać przez telefon i zmaterializował się za moimi plecami.

Naprężył się i zmierzył chłopaka nieprzychylnym spojrzeniem, a ten – jeśli po moim występie zastanawiał się jeszcze, czy aby na pewno czegoś nie ugra – natychmiast pokręcił przecząco głową i odszedł szybkim krokiem, oglądając się za siebie nerwowo kilka razy.

– Wszystko w porządku? – zwrócił się do mnie Wiktor, kiedy już upewnił się, że poszturchiwany łokciami swoich kolegów chłopak nie zechce wrócić.

– Jak najbardziej – odpowiedziałam spokojnym głosem, jakbym przed chwilą ucięła sobie z tym chłopakiem miłą pogawędkę, a nie groziła okaleczeniem fiuta, trzymając go za jaja.

– To dobrze. – Wiktor patrzył za oddalająca się grupką. – Słuchaj… – powiedział, pocierając dłonią kark i patrząc na mnie niepewnie. – Wiem, że w sumie to nie pogadaliśmy, ale będę już leciał. Muszę coś szybko załatwić.

Popatrzył na mnie tak, jakby było mu z tego powodu bardzo przykro.

– Nie ma sprawy – odpowiedziałam tylko, bo co też innego miałam w tej sytuacji powiedzieć? – Jak masz coś ważnego, to jedź.

Przez twarz Wiktor przemknął cień maleńkiej ulgi.

– Odprowadzę cię do samochodu – oznajmił i zanim zdążyłam powiedzieć, że to nie jest konieczne, pchnął mnie w kierunku czerwonego mini, czujnie obrzucając wzrokiem parking, jakby chciał wypatrzeć czającego się w mroku tygrysa, który mógłby mnie zaatakować.

Kiedy otwierałam drzwi samochodu, ponownie zadzwonił jego telefon. Zawahał się, chyba nie do końca wiedząc, czy odebrać, ale dałam mu znać, że to nie problem, i pomachałam wesoło na do widzenia. Odmachał i uśmiechnął się przepraszająco.

– Zadzwonię – powiedział do mnie, zanim odebrał połączenie, a kiedy odchodził, usłyszałam jeszcze strzępki rozmowy. – Gdzie jesteś? – zapytał swojego rozmówcę, idąc pospiesznie w stronę białego bmw. – Już jadę. – Szarpnął drzwi i opadł ciężko na fotel kierowcy. – Marcel, do chuja wafla! – huknął, sadowiąc się za kierownicą. – Masz zrobić wszystko, żeby ona się stamtąd nie ruszyła! Rozumiesz?!

5

– Jak się udała randka? – zapytała mama, gdy tylko stanęłam w drzwiach domku.

Wywróciłam oczami, powstrzymując się od jakiegoś kąśliwego komentarza. Co prawda zegar wskazywał dopiero dwudziestą pierwszą, ale jej oczy wyglądały już na porządnie zmęczone. Mimo to chciało jej się zaczekać, żeby potem razem z Julią osaczyć mnie, zanim zdążę choćby zdjąć kurtkę.

– Mamo, to nie była randka – odpowiedziałam zrezygnowanym tonem, zdejmując powoli buty.

Przeszłam spokojnie przez pokój i usiadłam na kanapie, nawet nie zaszczycając wzrokiem żadnej z nich, i uśmiechnęłam się do siebie pod nosem.

„Randka”, chociaż była niemożliwie krótka, nie była taka zła. Wersja Wiktora, którą dzisiaj spotkałam, nie była taka zła. Była nawet interesująca. Nadal był pewny siebie do granic możliwości, czego kompletnie nie umiał ukryć, ale dostrzegał coś więcej niż czubek własnego nosa. Z pewnością nie był to już ten sam zakochany w sobie chłopiec, którego zostawiłam sześć lat temu nad jeziorem. Byli w jego życiu ludzie, których nie znałam. Na przykład ten Marcel, z którym rozmawiał przez telefon, albo tajemnicza „ona”, która musiała być bardzo ważna dla Wiktora, skoro był gotów natychmiast pojechać tam, gdzie była. Może właśnie dlatego odprawił dzisiaj kelnerkę z kwitkiem?

Przymknęłam oczy i uśmiechnęłam się sama do siebie. Po co w ogóle o tym myślałam? To nie była moja sprawa.

Zapikał mój telefon, a ja automatycznie odczytałam wiadomość, ale zamiast od razu odpisać, mechanicznie wyszłam z czatu i dopiero po chwili odpowiedziałam.

Aleks: Stęskniłem się już za tobą. Chciałbym cię zobaczyć.

Paulina: Musimy spędzić razem więcej czasu. Przyjedź do mnie jak najszybciej, to nadrobimy zaległości.

Wysłałam wiadomość, nie analizując jej ani trochę. Zamiast zastanawiać się nad tożsamością ludzi, których nie znałam, powinnam skupić się na tych, co do których miałam jakieś konkretne plany.

Rozłożyłam się wygodnie na kanapie, odrzuciłam do tyłu włosy i sięgnęłam po książkę, ale nie przeczytałam nawet połowy rozdziału, kiedy rozległ się dźwięk przychodzącej wiadomości.

Wiktor: Już jestem pod bramą. Czekam w samochodzie.

Przyjrzałam się tej wiadomości dokładnie, jakbym mogła zobaczyć w niej coś jeszcze, i otworzyłam szerzej oczy. Gdzie?

Paulina: Pod jaką bramą?

Wiktor: Twoją, głuptasie. Tak, jak chciałaś.

Ściągnęłam brwi i zmrużyłam oczy. Co? Wstałam z kanapy i podeszłam do okna.

– Nie wierzę… – powiedziałam do siebie, wyglądając przez szybę.

Zza drzew faktycznie prześwitywały światła samochodu, a niskiego warkotu silnika nie dało się pomylić z niczym innym.

– Co się stało? – zapytała Julia.

Nic nie odpowiedziałam, tylko zaczęłam ubierać najpierw trampki, a potem kurtkę.

– Co ty robisz? – Tym razem mama uniosła się z fotela i przyglądała mi się z uwagą.

– Muszę coś sprawdzić – wymamrotałam tylko, nie odrywając wzroku od okna, i zanim którakolwiek z nich zdążyła zadać jeszcze jakieś pytanie, wyszłam na zewnątrz.

Przeszłam ogrodową ścieżką, która prowadziła prosto do drogi, a potem szłam już wiedziona zapachem dymu tytoniowego aż do samego Wiktora opartego już nie o biały sportowy samochodzik, a o stalowoszare bmw X6.

– Co ty tutaj robisz? – zapytałam niezbyt uprzejmym tonem, gdy stanął przede mną zadowolony z siebie i uśmiechnięty od ucha do ucha.

– Jak to? – Popatrzył na mnie skonsternowany. – Przecież napisałaś, żebym przyjechał jak najszybciej.

– Co? Kiedy? – zapytałam, nie mniej zdziwiona niż on. – Ja ci nic…

– Wysłałaś mi taką wiadomość. – Pokazał mi wyświetlacz swojego telefonu, na którym faktycznie widniała wiadomość ode mnie, którą miałam wysłać do Aleksa, i wszystko ułożyło się dla mnie w logiczną całość.

– Och, Wik – westchnęłam, zastanawiając się jednocześnie, jak ja tego dokonałam. – Przepraszam. To nie było do ciebie…

Rzuciłam mu przepraszające spojrzenie, a Wiktor jakby przygasł.

– Nie, nie przepraszaj – powiedział szybko. – To ja jestem głupi. Sądziłem, że… A ty pewnie masz mnie już dość po dzisiejszym spotkaniu… – Uciekł wzrokiem gdzieś w bok, a ja popatrzyłam na niego uważniej. Co?

– Niby dlaczego? – zapytałam.

Wiktor posłał mi spojrzenie, które mówiło, że chyba powinnam to wiedzieć.

– Raczej nie jestem najatrakcyjniejszym towarzystwem dla ciebie – mruknął.

– Co? – zapytałam szczerze zdziwiona.

Wiktor nie odpowiedział od razu, tylko spojrzał gdzieś w bok.

– To nieważne – wymamrotał i odwrócił się twarzą do swojego samochodu. – Pójdę już.

Chwycił za klamkę i pociągnął do siebie drzwi bmw.

– Czekaj – zawołałam odruchowo. – Nie może być tak, żebyś przyjechał tu po nic. Pogadajmy.

Wiktor odwrócił się ponownie do mnie i posłał mi umęczone spojrzenie.

– Nie musisz się wysilać, Paula – mruknął wyjątkowo posępnym tonem. – Pojadę do siebie i napiję się czegoś.

Spojrzałam w jego czekoladowe, przygaszone oczy. Coś mi się nie podobało. Wiktor wyglądał jakoś dziwnie… staro.

– Wszystko w porządku? – zapytałam, przyglądając mu się czujnie. – Miałeś coś załatwić?

Wiktor uśmiechnął się krzywo i pokiwał głową.

– Dałem dupy – powiedział cicho. – A teraz wygłupiłem się przed tobą.

– Nie wygłupiłeś – złapałam go za rękę, zanim znów spróbowałby odejść. – Po prostu pomyślałeś, że chcę się z tobą zobaczyć.

– I pomyślałem głupio, bo czekasz na kogoś, z kim naprawdę chciałaś się zobaczyć. – Spojrzał na nasze dłonie i ostrożnie wyjął swoją z mojego uścisku. – Z kimś z twojego towarzystwa.

– Mojego towarzystwa?

– Przecież wiesz, o co mi chodzi.

– Nie bardzo – odparłam, mając na końcu języka, żeby przestał się bawić w te podchody i powiedział mi w końcu, o co chodzi. – Jakie moje towarzystwo? Co to w ogóle znaczy? O co ci chodzi?

Wiktor spojrzał mi głęboko w oczy i westchnął ciężko.

– O to, że się różnimy – powiedział bardzo ciężkim i bardzo poważnym tonem. – Zawsze od ciebie odstawałem. Choćbym nie wiem, jak się starał. Jestem chłopakiem z blokowiska. Nawet teraz, kiedy teoretycznie doszedłem do czegoś, kiedy obserwowałem cię przez ten wieczór, nadal mam wrażenie, jakbym nie pasował do twojego świata. Ty jesteś teraz studentką medycyny, będziesz lekarzem, a ja nawet matury nie mam… – Popatrzył na mnie niepewnie. – Tacy ludzie jak ja i ty nie spędzają razem czasu. Kobiety takie jak ty nie spędzają czasu z facetami takimi jak ja.

Spojrzał na mnie znacząco, a mnie zabrakło słów. Jak mógł czuć się gorszy? Przecież to on miał furę pieniędzy i zarządzał potężną firmą. Moja umiejętność osłuchiwania płuc i przeprowadzania wywiadu z pacjentem nie mogły koło jego osiągnięć nawet stanąć.

Popatrzyłam na Wiktora rozczulona do granic możliwości. Nagle wydał mi się bardzo kruchy i mały, a przecież wcale taki nie był. Nie mógł taki być i nie mógł tak o sobie myśleć. Nie mogłam go tak puścić do domu.

– Chodź – powiedziałam, uśmiechając się do niego ciepło. – Nie może być tak, żebyś przejechał tyle kilometrów i wyjechał stąd w jeszcze podlejszym nastroju. Przedstawię ci kogoś, dla kogo nie ma znaczenia, co w życiu osiągnąłeś.

6

Zaprowadziłam Wiktora dwie ulice dalej do stajni, w której byłam tak częstym gościem, że nikogo nie dziwiło, kiedy pojawiałam się tam po zmroku. Chwilę krzątałam się po ciemnym stajennym korytarzu, próbując wymacać włącznik, a potem błysnęło światło i z mroku wyłoniły się zarysy wnętrza stajni.

– Witaj w królestwie spokoju i majestatu – powiedziałam, z rozpostartymi ramionami prezentując mu wnętrze.

Wiktor odwrócił się dookoła własnej osi, rozglądając się na prawo i lewo. Przeszedł wzdłuż boksów, z których co jakiś czas wychylała się jakaś końska głowa, której właściciel był ciekaw, kto o tej porze zakłóca mu spokój. Szedł powoli i uważnie rozglądał się na boki, chociaż rząd boksów znajdował się tylko po jednej stronie, a po przeciwnej była tylko biała ściana.

– To jest La Vie. – Podeszłam do gniadej klaczy, która była najbliżej Wiktora, i pogłaskałam ją po głowie.

Klacz powąchała moją dłoń, jakby liczyła, że znajdzie w niej jakiś smakołyk, i odsunęła się zawiedziona, kiedy okazało się, że nic tam nie ma.

– A ten? – Wiktor skierował się do wysokiego, malowanego kasztana, który zdecydowanie przykuwał uwagę.

Uśmiechnęłam się do ogromnego konia, zanim zrobiłam pierwszy krok w jego stronę.

– Nawaho. – Podeszłam do konia, który początkowo stulił uszy, i dopiero kiedy dałam mu do powąchania moją dłoń, pozwolił się pogłaskać. – Kiedy znalazł go mój… – zawahałam się, bo nie do końca wiedziałam, jak właściwie teraz nazywać Filipa – przyjaciel – powiedziałam po krótkim namyśle – Nawaho miał już wyrok w rzeźni.

– Dlaczego? – Wiktor zrobił krok w stronę konia.

– Tak bardzo bał się dotyku, że rzucał się na ludzi.

– Dlaczego? – Tym razem Wiktor zrobił malutki krok w tył.

Mała istotka mieszkająca wewnątrz mnie uśmiechnęła się dobrodusznie pod nosem. Bał się go?

– Nie mam pojęcia – powiedziałam, gładząc konia delikatnie po chrapach. – Ktoś musiał zrobić mu wielką krzywdę. Nie wiem, jak długo, ale musiał być solidnie bity.

Wiktor pokiwał głową z miną, która wyglądała na głębokie, szczere współczucie pomieszane z lekkim wstrząsem emocjonalnym.

– Twój przyjaciel uratował mu życie – powiedział wilgotnym głosem.

Uśmiechnęłam się do ogromnego konia.

– Na pewno dano mu tutaj szansę, której poprzedni właściciel mu nie dał. Nie zasługiwał na śmierć. To nie było rozwiązanie.

Wiktor milczał chwilę, a potem spojrzał na mnie mętnym wzrokiem, z którego znikała jakaś dziwna zaduma.

– A co jest rozwiązaniem w beznadziejnej sytuacji? – zapytał nieco zmienionym głosem.

Przeniosłam wzrok na mojego rozmówcę. Powiedział to takim tonem, że przez chwilę miałam wrażenie, że nie pyta o konie.

– Chyba zależy od sytuacji. – Wzruszyłam ramionami. – Z końmi bardzo często wystarczy coś po prostu przepracować. A jego ktoś skazał na śmierć, bo nie chciał spróbować inaczej.

– Może stracił już całą nadzieję, bo nigdzie nie mógł znaleźć rozwiązania?

– Może… – Popatrzyłam w spokojne, duże oczy Nawaho. – Albo coś przeoczył. Bo z końmi nie ma drogi na skróty. Nie ma zawsze, nigdy i na pewno. Trzeba obserwować i czekać. Siłą i gwałtem mało da się zrobić. Na pewno nie warto skazywać na śmierć zdrowej, silnej istoty tylko dlatego, że miała w życiu ciężko.

– No tak – zgodził się ze mną Wiktor. – Za niego ktoś chciał zdecydować, ale są ludzie, którzy sami odbierają sobie życie. Nikt im nie każe, a jednak to robią. Czasem chyba tak jest, że chcesz po prostu uciec od całego świata i zniknąć na jakiś czas, aż znów wszystko zacznie się układać.

Popatrzyłam na niego uważniej, bo zaczęłam mieć wrażenie, że mocno odbiegaliśmy od tematu koni.

– Uciec. Tak. – Pokiwałam głową. – Ale na chwilę. A życia nie da się tak po prostu przywrócić, kiedy już odpoczniesz. To jest droga w jedną stronę. Bez powrotu. Chyba nie warto tylko po to, żeby sobie odpocząć i zostawić tak po prostu te wszystkie niewykorzystane szanse…

Wiktor błądził wzrokiem po całej stajni, nie skupiając się dłużej na żadnym konkretnym obiekcie.

– Wydaje mi się, że kiedy zaczyna się sypać wszystko, na czym budujesz swój świat, to nie ma już takiego znaczenia – mruknął. – Przestać czuć i nie musieć już nigdy więcej podejmować żadnych decyzji, może brzmieć bardzo kusząco.

Zdecydowanie nie rozmawialiśmy już o koniach. Popatrzyłam na Wiktora bardzo uważnie. Takie słowa w jego ustach brzmiały dziwnie i… niepokojąco. Boże! Ten dzieciak naprawdę bardzo się zmienił.

Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej

7

Dostępne w wersji pełnej

8

Dostępne w wersji pełnej

9

Dostępne w wersji pełnej

10

Dostępne w wersji pełnej

11

Dostępne w wersji pełnej

12

Dostępne w wersji pełnej

13

Dostępne w wersji pełnej

14

Dostępne w wersji pełnej

15

Dostępne w wersji pełnej

16

Dostępne w wersji pełnej

17

Dostępne w wersji pełnej

18

Dostępne w wersji pełnej

19

Dostępne w wersji pełnej

20

Dostępne w wersji pełnej

21

Dostępne w wersji pełnej

22

Dostępne w wersji pełnej

23

Dostępne w wersji pełnej

24

Dostępne w wersji pełnej

25

Dostępne w wersji pełnej

26

Dostępne w wersji pełnej

27

Dostępne w wersji pełnej

28

Dostępne w wersji pełnej

29

Dostępne w wersji pełnej

30

Dostępne w wersji pełnej

31

Dostępne w wersji pełnej

32

Dostępne w wersji pełnej

33

Dostępne w wersji pełnej

34

Dostępne w wersji pełnej

35

Dostępne w wersji pełnej

36

Dostępne w wersji pełnej

37

Dostępne w wersji pełnej

38

Dostępne w wersji pełnej

39

Dostępne w wersji pełnej

40

Dostępne w wersji pełnej

41

Dostępne w wersji pełnej

42

Dostępne w wersji pełnej

43

Dostępne w wersji pełnej

44

Dostępne w wersji pełnej

45

Dostępne w wersji pełnej

Modliszka

ISBN: 978-83-8313-523-6

© Agata Gwóźdź i Wydawnictwo Novae Res 2023

Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu wymaga pisemnej zgody Wydawnictwa Novae Res.

REDAKCJA: Maria Ślęczka

KOREKTA: Anna Grabarczyk

OKŁADKA: Izabela Surdykowska-Jurek

Wydawnictwo Novae Res należy do grupy wydawniczej Zaczytani.

Zaczytani sp. z o.o. sp. k.

ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia

tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]

http://novaeres.pl

Publikacja dostępna jest na stronie zaczytani.pl.

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Katarzyna Błaszczyk