Morderstwo na Rue Morgue - Edgar Allan Poe - ebook + audiobook

Morderstwo na Rue Morgue ebook i audiobook

Edgar Allan Poe

3,0

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Odkryj korzenie literatury detektywistycznej z ebookiem "Morderstwo na Rue Morgue" autorstwa Edgara Allana Poe, uznawanym za pierwsze opowiadanie kryminalne w historii. Ta fascynująca historia, pełna zagadek i napięcia, wprowadza nas w świat genialnego detektywa C. Auguste'a Dupina, który musi rozwikłać tajemniczą i brutalną zbrodnię popełnioną w sercu Paryża. Dzięki niebywałej umiejętności dedukcji i logicznego myślenia, Dupin stawia czoła zagadkom, które zdają się nie mieć rozwiązania. Poe, mistrz narracji, wciąga czytelnika od pierwszej strony, tworząc atmosferę pełną mroku i tajemnicy. "Morderstwo na Rue Morgue" to obowiązkowa lektura dla każdego miłośnika kryminałów, który chce poznać początki tego gatunku i przeżyć niezapomnianą literacką przygodę.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 51

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 5 godz. 46 min

Lektor: Wojtek Masiak
Oceny
3,0 (3 oceny)
0
1
1
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Edgar Allan Poe

MORDERSTWO NA RUE MORGUE

Wydawnictwo Avia Artis

2024

ISBN: 978-83-8349-051-9
Ta książka elektroniczna została przygotowana dzięki StreetLib Write (https://writeapp.io).

Morderstwo na Rue Morgue

Cechy umysłowe, zwane analitycznemi, są same w sobie nie bardzo analizie podatne. Oceniamy je tylko według ich skutków. Wiemy o nich pomiędzy innemi, że są zawsze dla swego właściciela, gdy je posiada w wysokim stopniu, źródłem najżywszej przyjemności. Jak silny człowiek rozkoszuje się w swej fizycznej sprawności, znajdując urok w ćwiczeniach, wprawiających w czynność jego mięśnie, tak analityk rozkoszuje się w tej moralnej czynności, którą rozplątuje. Czerpie zadowolenie z najbłahszych nawet zajęć, wciągających w grę jego talent. Lubi on zagadki, łamigłówki i hieroglify, rozwiązywanie ich dowodzi takiego stopnia przenikliwości, która zwyczajnemu umysłowi wydaje się nadnaturalną. Wyniki jego, osiągnięte za pomocą metody, mają zaiste cechy intuicyi.

 Zdolność analizy rozwija się znacznie pod wpływem studyów matematycznych, a zwłaszcza tej ich najwyższej gałęzi, która niesłusznie i tylko wskutek jej wstecznych operacyi, otrzymała nazwę analizy par excellence. Jednak obliczanie jeszcze nie jest analizowaniem. Szachista, naprzykład, czyni pierwsze, nie usiłując wcale drugiego; wynika z tego, że gra w szachy, w swych skutkach na umysłowe czynności, jest źle pojmowana. Nie piszę obecnie rozprawy, lecz bezładną przedmowę do nieco osobliwej opowieści; skorzystam więc ze sposobności, aby postawić twierdzenie, że najwyższe władze refleksyjnego umysłu są bardziej wystawione na próbę w niepokaźnej grze w warcaby, niżeli w szachach. W tych bowiem, gdy figury mają różne i fantastyczne ruchy o różnych i zmiennych wartościach, to co jest zawiłe, bierze się często za głębokie. Uwaga odgrywa tu potężną rolę. Jeżeli osłabnie na chwilę, popełnia się przegapienie, pociągające za sobą szkodę lub porażkę. Ponieważ możliwe ruchy są nietylko wielorakie ale i zawiłe, przeto łatwość takiego przegapienia się jest wielka, w dziewięciu wypadkach na dziesięć zwycięża gracz nie lepszy, a ten, który umie się skupić. W warcabach, przeciwnie, gdzie ruchy są jedne i nie wiele posiadają odmian, prawdopodobieństwo nieuwagi jest zmniejszone, a ponieważ nadzwyczajna uwaga nie jest wcale zajęta, przewagę zyskuje się właśnie sprytem i przenikliwością. Aby być mniej oderwanym — przypuśćmy grę w warcaby, zredukowaną do czterech królów, a gdzie przegapienia się nie spodziewa, jest rzeczą jasną, że w tym razie o zwycięstwie rozstrzyga (przy równości graczy) jakiś ruch recherché, wynik znacznego wysiłku umysłowego. Pozbawiony zwyczajnych sztuczek analityk wciela się w ducha swego przeciwnika, utożsamia się z nim i nie rzadko widzi w ten sposób od jednego spojrzenia jedyną metodę (czasem zaprawdę nieskończenie prostą), zapomocą której może skłonić go do spełnienia błędu lub do błędnej kalkulacyi. Whist dawna jest znany ze swego wpływu na władzę obliczania, wiadomo, że ludzie najwyższych zdolności intelektualnych znajdują niewytłomaczoną pozornie przyjemność w wiście, unikając przytem szachów. Niewątpliwie nic innego nie wymaga tak wielkich zdolności analitycznych. Najlepszy szachista w świecie może być nie wiele więcej niż dobrym szachistą; ale powodzenie w wiście zawiera w sobie zdolność do sukcesu w tych wszystkich ważniejszych przedsięwzięciach, w których umysł walczy z umysłem. Gdy mówię powodzenie, to mam na myśli tę doskonałość gry, która obejmuje zrozumienie wszystkich źródeł, z których można ciągnąć uprawnione zyski. Te zaś są nietylko wielorakie ale i różnolite, a znajdują się częstokroć w skrytkach myśli, całkiem niedostępnych zwykłemu objęciu. Obserwować uważnie to znaczy pamiętać wyraźnie; to też skupiający się szachista może mieć powodzenie w wiście, prawa Hoyle’go (oparte na prostym mechanizmie gry) są dostatecznie i powszechnie rozumiane. Tak więc mieć dobrą pamięć i postępować według przepisów uważa się powszechnie za alfę i omegę dobrej gry. Ale zdolność analityka objawia się właśnie w sprawach, leżących po za granicami zwykłego prawidła. Analityk robi w milczeniu mnóstwo spostrzeżeń i wniosków. Tak, być może, postępują i jego towarzysze; różnica w zakresie informacyi osiągniętej leży nie tyle w słuszności wniosku, ile w jakości spostrzeżenia. Konieczną jest wiadomość tego, co obserwować. Gracz nasz wcale się nie ogranicza; ani też, gdy gra jest celem, nie gardzi on dedukcyami z rzeczy do gry nie należących. Bada on oblicze swego partnera i porównywa starannie z każdym ze swych przeciwników. Rozważa sposób ułożenia kart w każdej ręce; liczy często atuty na podstawie spojrzeń ciskanych przez ich posiadaczy. Notuje każdą zmianę na twarzy, wywołaną podstępem gry, zgromadzając zapas myśli z różnic wyrazów: pewności, zdumienia, tryumfu lub niezadowolenia. Ze sposobu zbierania lewy sądzi, czy zbierający zrobi następnie drugą. Poznaje, co się zagrywa dla zmydlenia oczu, ze sposobu, w jaki karta pada na stół. Przypadkowe lub nieuważne słowo, przypadkowe opuszczenie lub odwrócenie karty, któremu towarzyszy niezadowolenie lub obojętność, zakłopotanie, wahanie się lub drżenie — wszystko dostarcza jego pozornie intuicyjnej percepcyi wskazówek odnośnie do prawdziwego stanu rzeczy. Gdy gra obeszła już dwa lub trzy razy wkoło, posiada on już dokładną znajomość kart w każdej ręce i odtąd wykłada karty z absolutną precyzyą, jakgdyby reszta odkryła swoje.  Władzy analitycznej nie należy mieszać ze zwykłą pomysłowością; bo kiedy analityk jest z konieczności pomysłowy, pomysłowy człowiek jest częstokroć niezdolny do analizy. Władza konstrukcyjna czyli kombinacyjna, przez którą zwykle pomysłowość się objawia, i której frenelogowie (błędnie mojem zdaniem) przypisali osobny organ, spotyka się tak często u tych, których umysłowość graniczy z idyotyzmem, że zwróciła na siebie powszechną uwagę moralistów. Pomiędzy pomysłowością a zdolnością analityczną istnieje zaiste o wiele znaczniejsza różnica, niżeli pomiędzy fantazyą a wyobraźnią, ale charakteru wybitnie analogicznego.  Następujące opowiadanie stanie przed czytelnikiem w świetle komentarza do powyższych twierdzeń.

Mieszkając w Paryżu przez wiosnę i część lata roku 18—, poznałem się z panem C. Auguste Dupin. Młodzieniec ten pochodził z doskonałej — ba, nawet ze znakomitej rodziny, ale wskutek różnych okoliczności doszedł do takiej biedy, że energia jego charakteru ugięła się pod nią, tak, że zaprzestał obracać się w świecie, lub starać się o odzyskanie fortuny. Przez grzeczność swych wierzycieli zatrzymał jeszcze w swem posiadaniu małą cząstkę ojcowizny; z pobieranego stąd dochodu zdołał przy pomocy skrupulatnej oszczędności dostarczyć sobie rzeczy niezbędnych do życia, nie troszcząc się wcale o zbytki. Książki były bowiem jego jedynym zbytkiem, a te można w Paryżu tanio nabywać.  Pierwsze nasze poznanie się nastąpiło w podrzędnej bibliotece na Rue Montmartre, gdzie zbliżył nas fakt, że obaj szukaliśmy bardzo rzadkiej i bardzo osobliwej książki. Widywaliśmy się wielokrotnie. Zainteresowałem się historyą rodzinną, którą mi opowiedział szczegółowo ze szczerością właściwą Francuzowi, gdy chodzi jedynie o jego własną osobę. Zdumiony byłem jego ogromnem oczytaniem; nadewszystko czułem się przejęty jego zapałem i żywością wyobraźni. Szukając w Paryżu rzeczy, których mi wtedy było potrzeba, sądziłem, że towarzystwo takiego właśnie człowieka byłoby dla mnie nieocenionym skarbem; z myśli tych zwierzyłem się przed nim. Ułożyliśmy się niebawem, że zamieszkamy razem podczas mego pobytu w mieście; a ponieważ moje położenie w świecie było lepsze niż jego, pozwolił mi ponieść koszta wynajęcia i umeblowania w sposób dogadzający fantastycznej ponurości naszych usposobień starego i groteskowego domu, dawno opuszczonego wskutek przesądów, których nie badaliśmy, a znajdującego się w opuszczonej części Faubourg St. Germain.  Gdyby świat znał bieg