12,00 zł
"Morze słów, ocean milczenia" to gorzka opowieść o losach dziewczyny uwięzionej w piwnicy.
Poznajemy strach ofiary, bezwzględność oprawców. Nagle po zdumiewającym zwrocie akcji, dramat zaczyna się rozgrywać na dwóch płaszczyznach, ukazując ludzkie odruchy jednego z przestępców. Umiejętnie budowane napięcie między bohaterami prowadzi do zaskakującego finału.
Książkę czyta się szybko, w skupieniu, lekturę kończymy pełni uczucia niedosytu i żalu, że to już koniec.
Niezatarty ślad, jaki w umyśle czytelnika pozostawia lektura "Morza słów, oceanu milczenia" czyni z tej książki po prostu zjawiskową pozycję.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 235
Ilona Hruzik
Morze słów, ocean milczenia
© Copyright by
Ilona Hruzik
Redakcja i korekta: Agata Nabrdalik
Projekt graficzny okładki: Grzegorz Myhal
Fotografia: Marta Hruzik-Kubacka, Ola Tyrna
ISBN 978-83-7859-762-9
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości
bez zgody wydawcy zabronione
Wydanie I 2016
Konwersja do epub A3M Agencja Internetowa
Deszczowa pogoda była najlepszą aurą.
Szare ulice połyskiwały smętnie w strugach lejącej się z nieba wody, mroczny park bez ludzi jakby tonął we łzach.
Nieliczni przechodnie skupieni byli wyłącznie na tym, aby czym prędzej schronić się pod dachem.
A oni siedzieli w samochodzie. Adam za kierownicą, Tomasz i Marek na tylnym siedzeniu. Obserwowali ją bacznie.
Wycieraczki rozgarniały płachty wody, oni obserwowali każdy jej krok.
Sprzątnęliby ją wcześniej, gdy wysiadła z autobusu i szła wąskim chodnikiem przy szosie, lecz pod nie wiadomo czemu służącą starą wiatą przystanął jakis pętak.
Przechadzał się pod zadaszeniem, obracał do nich plecami, wtykał dłonie w podarte spodnie, luźne, z granatowego dżinsu.
Nareszcie przyszła ta, na którą czekał, ciemna i przemoczona. Uwiesiła mu się na szyi, przywitała długim pocałunkiem. Była wysoka, chuda, brzydka, spodnie miała obcisłe, on poklepał ją po tyłku i poszli razem w siną, przewidywalną dal.
Za parkiem zaczynało się osiedle zbudowane z betonowych bloków, szarych i przygnębiających. Przy wykrzywionych krawężnikach stały pootwierane kontenery na śmieci, obok czarne torby polietylenowe, tłuste papierzyska, oślizłe od wilgoci, porozrywane przez szczury.
Jak ludzie mogą tak żyć?
Adam odwrócił wzrok od osiedla i wyostrzając zmysły skupił całą uwagę na osobie Klaudii. Musza ją przechwycić, zanim wejdzie w tamtejsze uliczki.
Dziewczyna zatrzymała się, lecz zamiast skręcić w lewo, przeszła na przeciwległą stronę ulicy, kierując sie do niewielkiego sklepu z odzieżą.
W niedzielę jest zaproszona w gości, zaplanowała kupić na tę okazję coś do ubrania.
Zniknęła w głębi sklepu, przystanęła przy rzędzie bluzek. Spodobała jej się jedwabna, ładnie dopasowana do figury, z ciekawym dekoltem. Cena znośna, modny w tym sezonie krój.
W przymierzalni zastanowiła się, który kolor będzie bardziej odpowiedni, biały czy ècru?
W białej wygląda elegancko, zbyt elegancko. Wybór pada na ècru.
Dziewczyna stoi przed lustrem, raz jeszcze przykłada do sylwetki bluzkę, dokonuje wyboru.
Za moment zmieni się jej życie. Za moment pomiędzy kolorem białym a ècru nie będzie już większej różnicy.
Sprzedawczyni pakuje towar, wkłada do firmowej reklamówki.
Klaudia płaci i opuszcza sklep.
* * *
Ten samochód z trójką mężczyzn w środku – ten samochód, czarny, błyszczący, z przyciemnianymi szybami – ten samochód przyjechał tu po nią.
Dziwnie wygląda osoba nieświadoma zagrożenia. Idzie sobie chodnikiem, snuje plany, dokąd pójść, o której dziecko wraca ze szkoły. Jeszcze pięknie wygląda, chroni fryzurę przed zmoknięciem, niewzruszona pewność siebie ścieli jej drogę przez świat.
– Klaudio, miło cię widzieć. Chciałem o coś zapytać...
Młoda kobieta wychyla głowę spod parasola, spogląda na Adama i, jakby wiedziona złym przeczuciem, cofa się.
Z drugiej strony podchodzi Tomasz, dociska do twarzy kobiety chusteczkę.
Ciało Klaudii wiotczeje w jednej chwili. Upada parasol, reklamówka z bluzką.
Mężczyźni pakują półprzytomne ciało do samochodu, w pośpiechu zabierają rozsypane na chodnik rzeczy.
Samochód odjeżdża powolutku, jak gdyby nigdy nic.
Żadnych świadków, deszcz rozmyje ślady. Była dziewczyna i już jej nie ma. Idealna robota.
* * *
Auto jechało bez pośpiechu. Minęło zabudowania, dotarło do świateł, na skrzyżowaniu ulic skręciło w prawo i włączyło się w sznur wolno sunących pojazdów.
Dziewczyna leżała na podłodze z tyłu, mężczyźni nie zamienili ze sobą ani słowa. Byli zmęczeni. Pełne stresu godziny przyćmiły ich umysły, teraz analizowali – każdy sam na sam ze swoja głową – dotychczasowy przebieg akcji.
Tomasz dostrzegł nieznaczny ruch ciała Klaudii.
– Nie ruszaj się! Leż spokojnie!
Uprowadzona stęknęła, poruszyła niespokojnie nogami.
– Masz się nie podnosić! Rozumiesz?!
Zawzięty głos Tomasza zdradzał irytację, nasilającą się w miarę, jak dziewczyna odzyskiwała świadomość.
– Zobaczcie, czy aby na pewno ma przy sobie telefon! – polecił Adam.
– Ma, jest w torebce.
Ręka, która dotychczas dociskała jej ramię do podłogi, zawisła nad głową i wykonała rozkazujący gest palcami.
– Torebka!
Klaudia nie zrozumiała. Czuła bolesne napięcie w mięśniach, powiekach. Uszy wprawdzie wychwytywały dźwięki, ale mózg nie był w stanie nadać słowom konkretnego znaczenia.
– Torebka! Leżysz na niej! – wrzasnął ktoś i niecierpliwą ręką domagał się jak najszybszego podania żądanego przedmiotu.
Jęknęła, pokracznie podźwignęła ciało i wydobyła tobołek spod siebie.
– Po co ci ona? Marek, ty chyba zwariowałeś!
Marek pochylił się i wyrwał torebkę z rąk Klaudii. Patrzył wściekłym wzrokiem. Widac było białka jego oczu; źrenice miał jak dwa śmiertelne płomienie, jarzące się pod górnymi powiekami.
Dziewczyna, budząc się z otępienia, próbowała uzyskać jakieś informacje, lecz pytania pozostawały bez odpowiedzi. Nikt nie skupiał się na jej osobie, ważna była wyłącznie torebka.
Marek zajrzał w pośpiechu do środka, przerzucił jakieś szpargały, a potem uniósł rękę do góry i, trzymając w niej telefon, rzekł nieomal triumfalnie:
– Jest!
Odetchnęli z ulgą. Teraz wszystko powinno się udać.
– O co wam chodzi? To jakaś pomyłka!
Drżała na całym ciele. Leżała z twarzą przy podłodze, wdychając z bliska zapach gumowych dywaników.
Auto sunęło powoli, miękko kołysało się na zakrętach.
Chciała zerknąć do góry i zobaczyć dokąd ją wiozą. Nie udało się.
Ten wysoki, w ciemnych spodniach i butach na połysk, podźwignął prawą nogę i postawił ją na głowie Klaudii. Wielka, ubłocona podeszwa przygniotła jej głowę i włosy.
Dziewczyna podkuliła ręce pod siebie, z trudem opanowując wciąż wzmagające się drżenie ciała. Łzy, które w zaskoczeniu zatrzymały się w oczach, teraz przerwały barierę powiek, spłynęły po nosie i pokapały obficie na zawilgocony dywanik.
– Co ja tu robię? Czego ode mnie chcecie? – pytała.
Walczyła z głębokim, siłą hamowanym szlochem.
Nie usłyszała odpowiedzi. Nie mogła usłyszeć, skoro nic nie mówili, to jasne.
Tomasz patrzył na nią bez słowa. Leżała mu pod nogami. Jej ubranie, przed chwilą takie jasne i czyściutkie, teraz raziło ubłoconymi plamami.
– Nie trzymaj mi butów na głowie, bardzo cię proszę – usłyszał w pewnym momencie.
Posłusznie przesunął się i zestawił nogę na podłogę, ale na jasnych włosach Klaudii został czarny, mokry ślad po bucie.
Droga wiła się wśród przemokniętych drzew, pięła w górę, potem w dół i znów w górę. Kierowca prowadził spokojnie, bez niepotrzebnego pośpiechu, zerkał w lusterko, pozwalał się wyprzedzać jadącym szybciej samochodom.
Tom miał za zadanie pilnować dziewczynę. Leżała mu pod nogami jak zbity pies i płakała w milczeniu.
* * *
Jechali prawie godzinę.
Tak przynajmniej wydawało się Klaudii. Dla niej ta jazda trwała i trwała, przy wtórze deszczu, tłukącego o dach samochodu z jakąś złowieszczą siłą.
W końcu samochód zatrzymał się przed bramą z kutego żelaza, która rozsunęła sie automatycznie. Wjechali na dużą, zmokniętą posesję.
Wybrukowana żółtą kostką droga wiodła do rozległej, jasnej rezydencji. Otaczał ją nisko przystrzyżony trawnik, po posesji biegały dwa ogromne psy. Podbiegły do samochodu radośnie szczekając.
Tom wysiadł pierwszy, przywitał się krótko ze zwierzętami, tarmosząc je po zmokniętych mordach, potem pośpiesznie, aby uchronić się przed wciąż intensywną ulewą, poszedł otworzyć dom.
Adam powiedział do Klaudii coś, czego nie zrozumiała, i wskazał ręką kierunek.
Wygramoliła się z samochodu. Psy natychmiast ją obiegły i zaczęły obszczekiwać.
Strach uczynił ją niezdarną. Stała na ugiętych kolanach, reklamówka nieomal wyśliznęła się z rąk. Zmoczone włosy przylgnęły do czaszki, ubłocone ubranie skleiło się ze skórą.
Adam ścisnął ją za ramię i pośpiesznie poprowadził do obcego domu.
Świat był szary. Chyba nigdy nie rozpościerało się nad nim błękitne niebo, wiosenne słońce. Gdziekolwiek by nie spojrzeć, cięły srebrne pręty deszczu. Był lęk i całkowite zaskoczenie.
* * *
Znalazła się w dużym domu.
Stała na środku salonu, wpatrując sie niemo w mężczyzn, tylko palce nie przestawały gnieść seledynowej reklamówki.
Adam Fredala z ciemną twarzą łasicy złożył ręce na piersiach i kiwał się na piętach to w tył, to w przód.
– Co ty wyrabiasz, człowieku?! Po co mnie tu przywlokłeś?
– Nie domyślasz się?
– Nie mam pojęcia – odparła i to było prawdą.
– Siostrzyczka się nam zgubiła.
– Sabina?
– Masz jeszcze jakąś?
– Nie.
– A gdzie ona jest?
– Nie wiem. Nie widziałyśmy się od miesięcy.
– To źle, bo ja właśnie jej szukam. I ty zrobisz wszystko, abym sie z nią spotkał. W przeciwnym razie pokomplikuje ci się w życiu. Twój dzieciak może mieć straszne kłopoty, jakiś wypadek albo zniknięcie...
– Ja nie wiem, gdzie jest Sabina, przysięgam!
– Rozmawiasz z nią regularnie przez telefon.
– ...
– Rozmawiasz czy nie?
– Rzadko.
Trzasnął ją niespodziewanie w policzek. Stała bez słowa z opadającą szczęką; to czego najmniej się spodziewała, to oberwać po gębie od byłego chłopaka swojej siostry.
– Rzadko rozmawiacie?
– Raz, dwa razy w miesiącu.
– A więc często! Nie rób ze mnie idioty!
– Spokojnie – do dyskusji włączył się Tom. – Zrobisz coś dla nas. Usiądziemy teraz w sąsiednim pokoju, zatelefonujesz do swojej siostry, porozmawiasz z nią spokojnie, bez nerwów, umówisz się na spotkanie.Nie zdradzisz, oczywiście, że siedzimy obok i słuchamy. Umówisz sie z nią o jakiejkolwiek godzinie, gdziekolwiek, choćby bardzo daleko stąd, nawet za granicą. Jest w Anglii, prawda?
– Tak.
– No widzisz, wiemy o was wszystko. Pojedziesz do niej. Rozmawiając powiedz, że wyjeżdżasz już dzisiaj. Będzie dobrze, zaufaj mi.
Ścisnął ją mocno za ramię i pokierował do sąsiedniego pokoju.
Marek siedział przed świecącym na niebiesko ekranem i wprowadzał jakieś dane, trzymając w ręku telefon komórkowy Klaudii, a gdy skończył, wszystkie spojrzenia skoncentrowały się na niej.
Palce zaciskały się kurczowo na foliowej reklamówce trzymanej w rękach, jakby ten worek był tratwą, na brzegach której wisi resztkami rozpaczliwego wysiłku tonący człowiek.
Kłamstwo nie przejdzie jej przez gardło.
Ten ciemnowłosy, wysoki mężczyzna jest oszustem. Nie jest bezpieczna, nie ma prawa nikomu ufać. Patrzy na złych ludzi, na ich napięte wyczekiwaniem twarze i w jednej chwili pojmuje całą prawdę o swojej siostrze.
Każą jej usiąść przy biurku.
Siada na obrotowym fotelu, wciskając plecy w oparcie z miękkiej skóry.
– Przygotuj się, czasu jest niewiele – ponagla ją ktoś za plecami.
Tymczasem widać, że ona nie jest w stanie teraz spokojnie rozmawiać. A Sabina jest czujna. Wystarczy niewiele, aby nawet ten kontakt stał się niemożliwy.
– Naprawdę, nie masz się czego obawiać. Jedziesz na wycieczkę, pooglądasz Anglię, spotkasz się z ukochaną siostrą... – Tomasz postawił przy biurku dodatkowe krzesło, usiadł przy Klaudii i cichym, stonowanym głosem zaczął ponownie objaśniać, czego od niej oczekują.
– Marek, przynieś z kuchni sok i szklanki, napijemy się. A może wolisz drinka? Alkohol cię rozluźni, rozgrzeje...
– Nie, nie chcę.
– Klaudia... Masz na imię Klaudia, prawda?
– Tak.
– Ja jestem Tomasz. Nie znamy się. Znasz tylko Marka i Adama...
– Znam – w odpowiedzi dziewczyny można było dosłyszeć nieskrywaną ironię.
– No to w porządku.
Postawił na blacie dwie szklanki, przyniesione przez Marka, sięgnął po dzbanek wypełniony do połowy pomarańczowym sokiem, rozlał napój, podał go dziewczynie do ręki.
– Musimy się skontaktować z Sabiną, ale ona nie odbiera niczyjego telefonu. Rozmawia wyłącznie z tobą.
– Jeszcze ostatnio rozmawiała.
– Dlatego zatelefonujesz do niej i poprosisz o spotkanie. Nie masz prawa wzbudzać żadnych podejrzeń.Sabina może być niechętna, może dopytywać się, dlaczego chcesz przyjechać do Anglii. Co wtedy powiesz?
– Nie wiem! Uprowadzacie mnie z chodnika, wycierasz sobie buty o moje włosy, a teraz pytasz, co mam powiedzieć?! Nie wiem!
– Spokojnie, nikt na ciebie nie krzyczy. Dlaczego się unosisz?
– Nie wiem, co powiedzieć!
– Masz problemy. Nachodzi cie były mąż, brakuje pieniędzy na opłaty i spłatę kredytów. Musisz wyjechać do Anglii i trochę popracować. Ona tam mieszka, swobodnie rozmawia po angielsku... Prosiłaś ją o pomoc ostatnim razem...
– Skąd wiesz, o czym z nią rozmawiałam?
– Wiemy o wszystkim, o tym, gdzie chodzisz, z kim rozmawiasz i o czym, kiedy kłamiesz i kiedy mówisz prawdę... Adam, podaj telefon!
Teraz wszystko odbywało się jakby w zwolnionym tempie, jakby w innym świecie, który Klaudia znała wyłącznie z telewizyjnej fikcji.
Tomasz Górecki na jej oczach otworzył aparat i tuż obok miejsca, gdzie włożona jest karta sim, pokazał przymocowany przeźroczystą taśmą klejącą mały gadżet.
– To jest podsłuch. Próbowaliśmy namierzyć Sabinę, niestety... – rozłożył ręce w geście bezradności.
Klaudia zacisnęła powieki, żeby już dłużej nie patrzeć.
Za oknami padał rzęsisty deszcz. Cisza panowała w pokoju, cisza panowała na zewnątrz domu, pod ciężkim niebem, zaciągniętym jak okiem sięgnąć jednostajną szarością.
– Muszę skorzystać z toalety.
– Marek cię zaprowadzi.
Wstała, przeszła ostrożnie przez pokój, czując zawroty głowy. W łazience długo spoglądała na swoje odbicie w lustrze i myślała o tym, jak okrutny jest los, jak paskudnie zaskakuje, jak bez pytania zabiera to, co najcenniejsze.
* * *
Za chwilę porozmawia ze swoją siostrą.
Z głośnika telefonu wydobywa się przenikliwy, jednostajny sygnał.
Świadomość, że nie zdoła oszukać Sabiny, zaczęła krążyć nad nią jak jakiś groźny ptak. Miała jeszcze w pamięci pewną rozmowę sprzed kilku miesięcy.
– Nigdy nikomu nie zdradzaj, że kontaktujesz sie ze mną. Wiele złych rzeczy wydarzyło się w moim życiu, muszę to jakoś uporządkować. Jakiś czas pobędę za granicą. Nie ma mnie dla nikogo, trzeba unikać kłopotów. Rozumiesz?
Klaudia nie rozumiała, ale powiedziała do słuchawki ”rozumiem”. Nic nie powie. Komu ma mówić, przecież nikt nie pyta?! Czasem tylko rodzice zastanawiali się na głos:
– Ciekawe, co tam u Sabinki?
Klaudia odpowiadała wtedy:
– Dobrze, nie martwcie się. Rozmawiałyśmy kilka dni temu, jest zdrowa. Myślę, że niedługo nas odwiedzi.
A gdy rodzicom brakowało pieniędzy na opłaty lub lekarstwa, wspominała o tym swojej siostrze w rozmowie i pieniądze przychodziły na konto. Duże kwoty, o wiele za duże jak na osobę, która nigdy w życiu nie pracowała. Nikt nie pytał, skąd je ma.
* * *