Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Dwudziestojednoletnia Camryn Bennett postanawia zamieszkać z najlepszą przyjaciółką i rozpocząć nową pracę. Jednak pewna noc w najgorętszym klubie w Karolinie Północnej sprawia, że dziewczyna podejmuje spontaniczną decyzję: zostawia wszystko, co znała.
Mając przy sobie jedynie torebkę i telefon komórkowy, wsiada do autobusu bez konkretnego celu. Jest zdeterminowana, aby w tej podróży odnaleźć siebie.
W drodze poznaje chłopaka – Andrew Parrisha. Wydaje się, że sporo ich łączy. Andrew pokaże jej wiele rzeczy, których nie znała. Zrobią razem wiele rzeczy, których Camryn nigdy nie robiła. Dziewczyna poczuje, jak to jest, gdy robi się coś zaskakującego, co powoduje, że krew szybciej krąży w żyłach, a serce bije jak szalone.
Między tą dwójką narodzi się uczucie. Jednak Camryn nie wie, że Andrew skrywa wiele mrocznych sekretów, które mogą sprawić, że nigdy nie będą razem. Opis pochodzi od wydawcy.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 482
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Tytuł oryginału
The Edge of Never
Copyright © 2012 by J.A. Redmerski
All rights reserved
Copyright © for Polish edition
Wydawnictwo NieZwykłe Zagraniczne
Oświęcim 2022
Wszelkie Prawa Zastrzeżone
Redakcja, korekta, skład i łamanie:
Editio
Projekt okładki:
Paulina Klimek
www.wydawnictwoniezwykle.pl
Numer ISBN: 978-83-8320-283-9
Natalie zaczyna mnie irytować. Siedzi naprzeciwko mnie przy okrągłym stoliku, wspierając się na łokciach i od dziesięciu minut jedną dłonią podpiera brodę, a palcem drugiej zawija pasmo czekoladowych włosów. Kręcąc głową z niezadowolenia, sięgam po kubek i zaczynam sączyć przez słomkę mrożoną latte.
– Jest naprawdę boski – mówi, wpatrując się w mężczyznę, który stanął w kolejce. – Na litość boską, Cam, mogłabyś chociaż na niego spojrzeć?
Przewracam oczami i biorę kolejny łyk kawy.
– Nat – zaczynam, odstawiając kubek – przecież masz chłopaka... Ciągle ci muszę o tym przypominać?
– A ty co, jesteś moją matką? – Spogląda na mnie z figlarnym uśmiechem, ale po chwili znów skupia wzrok na ucieleśnieniu seksu zamawiającym kawę i drożdżówki. – A poza tym Damona nie obchodzi, czy patrzę... Przynajmniej dopóki co noc się dla niego wypinam.
Prycham i czuję, że się rumienię.
– Ha, ha! Widzisz, rozbawiłam cię. – Sięga po małą fioletową torebkę. – Muszę to zapisać. – Chwyta telefon i otwiera notatnik. – „Sobota, 15 czerwca” – śmiga palcami po ekranie – „godzina 13.54, Camryn Bennett śmiała się z jednego z moich seksualnych żarcików”. – Wrzuca telefon do torebki i spogląda na mnie jednym z tych zamyślonych spojrzeń, jakich używa, gdy chce mi doradzić. – Przynajmniej rzuć okiem. – W jej głosie nie ma już śladu rozbawienia.
Odwracam dyskretnie głowę, aby szybko otaksować faceta. Właśnie odchodził od kasy i przesunął na skraj lady kawę. Wysoki, z idealnie wyrzeźbionymi kośćmi policzkowymi. Hipnotyzujące zielone oczy modela i potargane brązowe włosy.
– Jest atrakcyjny – przyznaję, spoglądając znów na Natalie. – I co z tego?
Natalie nie spuszcza wzroku z faceta, który już wychodzi przez szklane drzwi, i gapi się na niego przez szybę jeszcze przez chwilę. Gdy odwraca się do mnie, w szeroko otwartych oczach maluje się niedowierzanie i zachwyt.
– O. Mój. Boże.
– Nat, to tylko facet. – Ponownie zaczynam sączyć kawę przez słomkę. – A ty na widok spodni zaczynasz świrować.
– Jaja sobie robisz? – Jest szczerze zdumiona. – Camryn, masz poważny problem. Wiesz o tym, prawda? – Opiera się wygodnie. – Musisz brać leki. Poważnie.
– Przestałam w kwietniu.
– Co?! Dlaczego?
– Bo to niedorzeczne – mówię rzeczowo. – Nie mam myśli samobójczych, więc nie widzę powodu, by się faszerować lekami.
Nat kręci głową i krzyżuje ramiona na piersiach.
– Myślisz, że zalecają je tylko samobójcom? Nie. Wcale nie. – Przez chwilę grozi mi palcem. – Chodzi o nierównowagę chemiczną czy jakieś inne gówno.
Uśmiecham się.
– Och, doprawdy? A od kiedy jesteś specjalistką od zdrowia psychicznego i leków? – Unoszę lekko brwi, tylko na tyle, by mogła dostrzec, że doskonale wiem, iż mówi o czymś, o czym nie ma zielonego pojęcia. Kiedy zamiast odpowiedzieć, marszczy nos, mówię: – Wyzdrowieję po swojemu i niepotrzebne mi do tego tabletki. – Miało to zabrzmieć lekko, ale nim skończyłam, usłyszałam w swoich słowach gorycz.
Natalie wzdycha i poważnieje.
– Przepraszam. – Robi mi się głupio, że na nią warknęłam. – To prawda. Mam pewne emocjonalne problemy i czasami potrafię być francą…
Czasami? – Nat burczy pod nosem, ale ponownie zaczyna się uśmiechać, co znaczy, że już mi wybaczyła.
Uśmiecham się do niej półgębkiem.
– Zrozum, po prostu chcę znaleźć własne odpowiedzi.
– Jakie odpowiedzi? – droczy się ze mną. – Cam – przechyla głowę, przybierając zamyśloną pozę – przykro mi to mówić, ale czasem życie naprawdę bywa do dupy. Po prostu musisz sobie z tym wreszcie poradzić. Zajmij się czymś, co lubisz. To najlepszy sposób na wydostanie się z tego gówna.
OK, może mimo wszystko Nat nie jest taka beznadziejna w udzielaniu porad.
– Wiem, że masz rację, ale…
Natalie unosi brew, czekając.
– Co? No dalej, wyrzuć to z siebie!
Myślę przez chwilę, wpatrując się w ścianę. Często tak siadam i rozmyślam o życiu, i zastanawiam się nad wszystkimi jego aspektami. Próbuję zrozumieć, co ja, do diabła, robię. Choćby w tej chwili. W tej kawiarni, z tą dziewczyną, którą znam praktycznie całe życie. Wczoraj próbowałam dociec, jaka siła skłania mnie do wstania z łóżka dokładnie o tej samej porze, co dzień wcześniej i dlaczego chcę robić dokładnie to samo, co poprzedniego dnia. Dlaczego tak się dzieje? Co nas zmusza do robienia tego, co robimy, chociaż w głębi duszy pragniemy się uwolnić od tego wszystkiego?
Przenoszę wzrok ze ściany na najlepszą przyjaciółkę.
– Czy kiedykolwiek zastanawiałaś się nad tym, jakby to było spakować plecak i ruszyć w świat? – wyrzucam z siebie, choć wiem, że mnie nie zrozumie.
Uśmiech zamiera jej na ustach.
– Hmm, nie. Nie bardzo – mówi. – To może być… do bani.
– Cóż, pomyśl o tym przez chwilę. – Opieram dłonie na stole, próbując skupić na sobie jej uwagę. – Tylko ty i plecak z kilkoma rzeczami. Bez rachunków. Bez wstawania codziennie o tej samej porze do pracy, której i tak nienawidzisz. Jedynie ty i świat przed tobą. Nie wiesz, co przyniesie jutro, kogo poznasz, co będziesz jeść na obiad albo gdzie będziesz spać. – Uświadamiam sobie, że pogrążyłam się w marzeniach i że może wydawać się, iż mam na tym punkcie obsesję.
– Zaczynasz mnie przerażać. – Natalie spogląda na mnie niepewnie. Uniesione w zdziwieniu brwi powoli opadają. – Przecież to całe wędrowanie po świecie jest niebezpieczne. Ktoś cię może zgwałcić, zamordować, a ciało porzucić gdzieś na autostradzie. No i chodzenie… – Najwyraźniej sądzi, że jestem na granicy szaleństwa. – Zresztą, nieważne. Dlaczego o czymś takim myślisz? – pyta, upijając łyk kawy. – Mówisz, jakby cię dopadł kryzys wieku średniego... a masz dopiero dwadzieścia lat. – Wskazuje palcem, podkreślając, że ma rację, i dodaje: – I w życiu nie płaciłaś żadnych rachunków. – Bierze kolejny łyk, siorbiąc głośno.
– Ale zacznę – mruczę pod nosem – gdy przeprowadzę się do ciebie.
– Prawda – mówi, stukając palcami w kubek. – Wszystko dzielimy po połowie… Czekaj, ty chyba nie chcesz zrezygnować? – Zamiera, patrząc na mnie nieufnie.
– Nie. W przyszłym tygodniu wynoszę się od mamy i przeprowadzam się do zdziry.
– Ty suko! – Śmieje się.
Uśmiecham się półgębkiem i wracam do swoich myśli, do spraw, które dla Nat są nieistotne, ale i tak naiwnie liczę, że mnie zrozumie. Nawet przed śmiercią Iana byłam outsiderką. Zamiast siedzieć i marzyć o nowych pozycjach seksualnych, tak jak Natalie często fantazjuje o Damonie, z którym jest od pięciu lat, ja rozmyślam o rzeczach, które są naprawdę ważne. Przynajmniej dla mnie. Na przykład o zapachu unoszącym się w powietrzu w dalekich krajach albo o woni oceanu, albo o zapierającym dech w piersi szumie deszczu. „Laska, jesteś głęboka” – kilkakrotnie słyszałam to od Damona.
– Rany! Jesteś pieprzonym smutasem, wiesz o tym, prawda? – Natalie kręci głową, trzymając w ustach słomkę. – No chodź – mówi, nagle wstając od stołu – mam dość tego filozoficznego bełkotu, a takie urokliwe miejsca najwyraźniej cię przygnębiają... Wieczorem idziemy do Undergroundu.
– Co? Nie! Nie pójdę tam.
– Właśnie. Że. Pójdziesz. – Wrzuca kubek po kawie do śmietnika stojącego kilka metrów dalej i łapie mnie za nadgarstek. – Tym razem pójdziesz, ponieważ jesteś moją najlepszą przyjaciółką i kolejny raz nie przyjmuję odmowy. – Na lekko opalonej twarzy pojawia się promienny uśmiech.
Wiem, że nie żartuje. W jej oczach widzę podniecenie i determinację. Lepiej się poddać i iść z nią ten jeden raz, bo nie odpuści. To zło konieczne, jeśli się ma taką natrętną przyjaciółkę.
Wstaję i zarzucam torebkę na ramię.
– Jest dopiero druga. – Dopijam latte i wrzucam kubek do tego samego śmietnika.
– Tak, ale musimy ci coś kupić.
– Zapomnij. Mam w co się ubrać – protestuję, ale ona już wlecze mnie przez szklane drzwi, wpychając w rozgrzane letnie powietrze. – A pójście z tobą do Undergroundu jest już wystarczająco dobrym uczynkiem.
Idziemy chodnikiem wzdłuż parkometrów. Natalie bierze mnie pod ramię.
– Dobra. Żadnych zakupów. Ale przynajmniej pozwolisz, że wybiorę dla ciebie coś z mojej szafy.
– A co jest nie tak z moimi ciuchami?
Nat wydyma wargi i wysuwa podbródek, obruszona, że zadałam tak niedorzeczne pytanie.
– To jest Underground – odpowiada, uznając to wyjaśnienie za wystarczające.
Punkt dla niej, bo wprawdzie jesteśmy najlepszymi kumpelami, ale na zasadzie przyciągania się przeciwieństw. Ona jest rockowa i ma świra na punkcie Jareda Leto, od kiedy zobaczyła go w Podziemnym kręgu. Mój styl nie jest tak wyzywający i rzadko noszę ciemne kolory. No, chyba że idę na pogrzeb. To nie znaczy, że Natalie uznaje jedynie czerń i fryzurę à la emo, ale na pewno niczego ode mnie nie pożyczy, bo – jej zdaniem – ubieram się beznadziejnie. Niech myśli, co chce. Jej sprawa. Wiem, że nie ma racji. Kiedy jeszcze zależało mi na zainteresowaniu facetów, doskonale wiedziałam, co wciągnąć na tyłek, by nie mogli oderwać od niego wzroku.
Ale Underground jest dla takich ludzi jak Natalie,
więc tej nocy będę musiała wyglądać jak ona. Chociaż nie lubię nikogo naśladować i nigdy nie lubiłam, przez kilka godzin stanę się kimś innym, niż jestem, by zniknąć w tłumie, zamiast przyciągać spojrzenia i zwracać uwagę.
Docieramy do Undergroundu zaraz po zmroku. Po drodze zatrzymujemy się przy kilku domach. Damon parkuje półciężarówkę na podjeździe, wchodzi do domu, wraca po trzech, czterech minutach, nie tłumacząc, po co tam poszedł albo z kim rozmawiał – jakiekolwiek zwyczajne wyjaśnienie uzasadniające te wizyty. Ale prawie nic, co dotyczy Damona, nie jest zwyczajne czy normalne. Znam go prawie tak długo jak Natalie, ale nigdy nie zaakceptowałam tego, co robi. W piwnicy hoduje sporo trawy, ale jej nie pali. Nikt oprócz mnie i kilkorga najbliższych przyjaciół nie podejrzewa, że taki przystojniak jak Damon Winters mógłby mieć cokolwiek wspólnego z uprawą marihuany, ponieważ większość tych, którzy palą, wygląda jak kolesie, którzy utknęli między latami siedemdziesiątymi a dziewięćdziesiątymi. A Damon mógłby uchodzić za młodszego brata Alexa Pettyfera. Mówi, że trawka go nie kręci. On woli kokainę, a trawkę hoduje i sprzedaje, by mieć pieniądze na kokę.
Natalie udaje, że to, co robi Damon, jest nieszkodliwe. Wytłumaczyła sobie, że trawka nie jest taka zła, a skoro ludzie chcą zapalić, by się zrelaksować, nie ma niczego złego w tym, że Damon im pomaga.
I trudno jej przyjąć do wiadomości, że więcej czasu i energii poświęcił kokainie niż jej.
– OK, będziesz się dobrze bawić, prawda? – Gdy wysiadam, Natalie popycha tyłkiem i zamyka za mną tylne drzwi, patrząc na mnie z desperacją. – Po prostu wyluzuj i spróbuj się dobrze bawić.
Przewracam oczami.
– Nat, nie nastawiam się negatywnie – mówię. – Chcę się dobrze bawić.
Damon obchodzi auto i obejmuje nas obie w talii.
– Mam zamiar wejść do środka, obejmując dwie laseczki.
Natalie wali go łokciem w bok z udawanym obruszeniem.
– Zamknij się, kochanie. Zaczynam być zazdrosna. – Ale już uśmiecha się do niego szelmowsko.
Damon przesuwa rękę na jej tyłek i zaciska dłoń na pośladku. Nat wydaje z siebie przyprawiający o mdłości jęk i staje na palcach, by go pocałować. Mam ochotę powiedzieć im, by poszukali pokoju, ale szkoda zawracać sobie tym głowę.
Underground jest najgorętszym miejscem na obrzeżach miasta Raleigh w Karolinie Północnej, ale nie znajdziecie go w książce telefonicznej. Tylko wtajemniczeni wiedzą, że istnieje. Dwa lata temu facet o imieniu Rob wynajął opuszczony magazyn i wydał z milion swojego bogatego tatusia, by przekształcić to miejsce w tajemniczy klub nocny. Underground stał się popularny; lokalni idole mogą tu śnić rock’n’rollowy sen ze swoimi fanami i wrzeszczącymi groupies. Ale nie jest podłą tancbudą. Z zewnątrz może i wygląda jak opuszczony budynek w wymarłej części miasta, ale w środku jest urządzony jak każdy rockowy klub nocny, z nieprzerwanie błyskającymi kolorowymi światłami stroboskopowymi, zdzirowatymi kelnerkami i wielką sceną, na której mogą grać równocześnie dwa zespoły.
Aby utrzymać Underground w tajemnicy, klienci muszą parkować auta w mieście i przychodzić tutaj na piechotę, ponieważ ulica przy „opuszczonym” magazynie zastawiona samochodami rzucałaby się w oczy.
Parkujemy na tyłach najbliższego McDonalda i idziemy około dziesięciu minut przez upiorne miasto.
Natalie wciska się między mnie i Damona, bo tylko tak może mnie urabiać, zanim wejdziemy do środka.
– Dobra – mówi, jakby odhaczała kolejne pozycje na liście, co mam robić, a czego nie. – Jeśli ktoś zapyta, jesteś sama, tak? – Macha na mnie ręką. – Byle nie to, co nawijałaś do tego faceta, który uderzał do ciebie w Office Depot.
– Co zrobiła w Office Depot? – zainteresował się Damon.
– Damon, ten facet dosłownie ślinił się na jej widok – mówi Natalie, kompletnie mnie ignorując. – Gdyby tylko zatrzepotała rzęsami, natychmiast kupiłby jej samochód... A wiesz, co mu powiedziała?
Przewracam oczami i wyrywam rękę z jej uścisku.
– Nat, jesteś głupia. To nie było tak.
– Tak, kochanie – mówi Damon. – Jeśli facet pracuje w Office Depot, to na pewno nikomu nie kupi samochodu.
Natalie żartobliwie klepie go w ramię.
– Nie mówiłam, że tam pracował... chodzi o to, że wyglądał jak skrzyżowanie Adama Levine’a i… – kręci palcem nad głową, by odtworzyć w pamięci kolejne znane nazwisko – …i Jensena Acklesa, a Panna Pruderyjna powiedziała mu, że jest lesbijką, kiedy poprosił o jej numer telefonu.
– Och, zamknij się, Nat! – mówię zirytowana jej nadmierną przesadą. – Wcale tak nie wyglądał. Był zwyczajnym gościem.
Macha na mnie lekceważąco i odwraca się do Damona.
– Wszystko jedno. Chodzi o to, że będzie kłamać, by trzymać facetów na dystans. Gotowa jest im wciskać, że ma chlamydię i wszy łonowe.
Damon się śmieje.
Przystaję na ciemnym chodniku i krzyżuję ręce na piersi, przygryzając dolną wargę.
Natalie zdaje sobie sprawę, że nie idę obok niej, więc podbiega do mnie.
– Dobrze, dobrze! Słuchaj, po prostu nie chcę, żebyś popsuła sobie zabawę, to wszystko. Mam tylko małą prośbę. Jeśli będzie do ciebie uderzał ktoś, kto nie jest totalnym trollem, to żebyś go nie odpychała. Nie ma niczego złego w rozmawianiu i poznawaniu się. Nie proszę cię przecież, żebyś szła z nim do domu.
Zaczynam jej nienawidzić. Przecież przysięgała!
Damon staje za nią, owija ramiona wokół jej talii i przesuwa ustami po jej szyi.
– Może powinnaś pozwolić jej robić, co chce, kochanie? Nie bądź taka nachalna.
– Dziękuję, Damon – mówię z szybkim kiwnięciem głowy, a on odpowiada porozumiewawczym mrugnięciem.
Natalie wydyma wargi.
– Masz rację – mówi i kładzie dłonie na ustach. – Nie powiem już ani słowa. Obiecuję.
Taak, kiedyś to już słyszałam...
– To dobrze – odpowiadam i ponownie ruszamy.
Czuję, że buty obtarły mi już stopy.
Przy wejściu kontroluje nas ochroniarz wyglądający jak wielki ogr. W końcu wyciąga rękę.
Natalie wykrzywia się do niego obrażona.
– Co? Teraz Rob każe płacić za wejście?
Damon wyciąga portfel z tylnej kieszeni i zaczyna przeglądać banknoty.
– Dwadzieścia dolców od łebka – rzuca ogr z warknięciem.
– Dwadzieścia? Jaja sobie robisz – mówi piskliwym głosem Natalie.
Damon delikatnie odsuwa ją na bok i podaje trzy dwudziestki ogrowi, który chowa je do kieszeni i pozwala nam wejść. Idę pierwsza, Damon kładzie dłoń na biodrach Natalie i prowadzi ją przed sobą.
Nat, mijając ogra, rzuca szyderczo:
– Pewnie zatrzyma tę kasę dla siebie. Zapytam o to Roba.
– No chodź – mówi Damon, po czym przechodzimy przez drzwi i idziemy ponurym, długim korytarzem oświetlonym Ćuorescencyjnymi światłami do przemysłowej windy.
Zamykające się metalowe drzwi windy niemiłosiernie skrzypią. Winda rusza, zjeżdżamy w dół, do piwnicy parę metrów poniżej. To tylko jedno piętro, ale winda tak hałasuje, iż mam wrażenie, że w każdej sekundzie może się urwać i porwać nas ku pewnej śmierci. Po piwnicznej podłodze niosą się grzmiące dźwięki basów, przekrzykiwania pijanych studentów oraz dźwięki odstawianego szkła. Kiedy zjeżdżamy windą do Undergroundu, z każdą chwilą robi się coraz głośniej. Winda ze zgrzytem zatrzymuje się i kolejny ogr otwiera metalową klatkę, by nas wypuścić.
Natalie popycha mnie.
– Rusz tyłek! – mówi, dając mi sójkę w bok. – To chyba gra Four Collision! – Przekrzykuje muzykę, gdy kierujemy się do głównej sali.
Natalie łapie Damona za rękę i próbuje złapać mnie. Wiem, co zamierza, ale nie chcę w tych butach przeciskać się przez morze spoconych, podskakujących ciał.
– Och, daj spokój! – nalega, praktycznie błaga. A potem marszczy nos, kiedy warczy, łapie mnie za rękę i ciągnie za sobą. – Nie bądź dzieckiem! Jeśli ktokolwiek cię popchnie, skopię mu tyłek, jasne?
Damon z boku uśmiecha się do mnie.
– Dobra! – mówię i idę za nimi. Natalie nieomal wyrywa mi palce ze stawów.
Na parkiecie przez chwilę Natalie postępuje jak najlepsza przyjaciółka, czyli tańczy blisko, bym czuła się dobrze. Potem zapomina o mnie i skupia się na Damonie. Równe dobrze mogłaby się z nim kochać na oczach tych wszystkich ludzi, a i tak nikogo by to nie wzruszyło.Tylko ja zwracam na to uwagę, prawdopodobnie dlatego, że jestem jedyną singielką w tym tłumie. Pozostali zachowują się podobnie jak Natalie i Damon. Korzystam z okazji, schodzę z parkietu i idę do baru.
– Co podać? – pyta wysoki blondyn zza baru, kiedy staję na palcach i zajmuję pusty, wysoki stołek.
– Rum z colą.
– Fanka mocnego alkoholu – zagaduje, napełniając szklankę lodem. – Pokażesz mi dowód? – Uśmiecha się.
Wydymam usta.
– Jasne, jeśli ty pokażesz mi licencję na sprzedaż alkoholu. – Uśmiecham się do niego w odpowiedzi, a on nie przestaje się szczerzyć. Kończy nalewać drinka i przesuwa w moją stronę szklankę po barze, podając mi. – A tak w ogóle to nie piję za wiele – mówię i upijam łyczek przez słomkę.
– Za wiele?
– Cóż, zazwyczaj, ale dzisiaj chlapnę sobie troszkę. – Odstawiam szklankę i wodzę palcem po limonce na jej brzegu.
– Dlaczego? – pyta, wycierając blat papierowym ręcznikiem.
– Chwileczkę. – Wystawiam palec w górę. – Zanim przyjdzie ci do głowy jakiś głupi pomysł, chcę ci powiedzieć, że nie przyszłam tu po to, by się wypłakiwać barmanowi. – Zniosę tylko wyżalanie się Natalie.
Śmieje się i wyrzuca papierowy ręcznik pod bar.
– Dobrze wiedzieć, bo nie jestem typem, który lubi słuchać żalów.
Upijam kolejny łyczek, ale tym razem zamiast podnieść szklankę, pochylam się nad barem. Włosy opadają mi na twarz. Odgarniam je i z jednej strony zakładam za ucho. Nie cierpię rozpuszczonych włosów, więcej z nimi problemów, niż to warte.
– Cóż, jeśli musisz wiedzieć – mówię, patrząc mu w oczy – jestem tu jedynie dlatego, że gdybym tego nie zrobiła, moja przyjaciółka prawdopodobnie wycięłaby mi jakiś obrzydliwy numer podczas snu, a potem to sfotografowała.
– Och, jedna z tych. – Oparł przedramiona na blacie i złożył razem dłonie. – Miałem takiego przyjaciela. Pół roku po tym, gdy rzuciła mnie narzeczona, wyciągnął mnie do nocnego klubu na obrzeżach Baltimore. To była ostatnia rzecz, na jaką miałem wtedy ochotę. Wolałem siedzieć w domu i nurzać się we własnym nieszczęściu, ale okazało się, że wyjście z domu tamtego wieczoru było dokładnie tym, czego potrzebowałem.
Och, świetnie. Ten facet najwyraźniej myśli, że zna mnie lub przynajmniej moją „sytuację”. Ale oczywiście bardzo się myli. Być może ma złe doświadczenia z byłą, bo wszyscy jakieś mamy, ale nie wie na przykład o rozwodzie moich rodziców, odsiadce starszego brata, Cole’a, śmierci mojego ukochanego... Nie zamierzam opowiadać temu kolesiowi o tym wszystkim. W chwili, gdy zaczynasz się zwierzać komuś obcemu, stajesz się mazgajem. Prawda jest taka, że wszyscy mamy problemy; wszyscy zmagamy się z bólem, a mojego cierpienia nie można porównywać z piekłem, przez jakie przechodzi wielu ludzi, więc nie mam prawa się skarżyć na los.
– Myślałam, że nie jesteś tu na etacie psychologa.
Uśmiecham się słodko.
– Nie jestem. – Pochyla się nad barem. – Ale jeśli cokolwiek wyciągniesz z mojej historii, to bądź wdzięczna. Uśmiecham się i znów piję drinka. Nie chcę się upić, zwłaszcza że pewnie znów będę musiała odwieźć nas do domu.
Udając, że niewiele mnie jego opowieść interesuje, kładę łokieć na barze, opieram brodę na dłoni i pytam:
Zatem co się stało tamtej nocy?
Unosi lewy kącik ust w uśmiechu i potrząsa blond czupryną.
– Spałem z kimś po raz pierwszy od czasu, kiedy dziewczyna mnie opuściła, i przypomniałem sobie, jak dobrze nie być z nikim związanym.
Nie spodziewałam się takiej odpowiedzi. Większość facetów, których znałam, skłamałaby na temat związkowej fobii, zwłaszcza jeśli lecieliby na mnie. Zaczyna mi się podobać ten gość. Oczywiście bez przesady; jakby to ujęła Natalie – nie chcę się dla niego wypinać.
– Rozumiem – mówię, starając się powściągnąć uśmiech. – Cóż, przynajmniej jesteś szczery.
– Nie lubię inaczej. – Sięga po pustą szklankę i nalewa sobie rumu z colą. – Odkryłem, że w dzisiejszych czasach taka sama liczba dziewczyn, jak i facetów, boi się zobowiązań. A jeśli jesteś od początku szczery, o wiele lepiej wyjdziesz na jednonocnych przygodach.
Kiwam głową, bawiąc się słomką. Nie ma mowy, żebym powiedziała to głośno, ale całkowicie się z nim zgadzam, a nawet uważam jego poglądy za nieco śmiałe. Nigdy wcześniej poważnie się nad tym nie zastanawiałam, ale chociaż nie chcę się pakować w żaden związek, to nie pogardziłabym jednonocną przygodą.
Tylko po prostu nie z nim. Ani z nikim z tego miejsca. Być może tchórzę przed przygodą na jedną noc, a drink zaczyna uderzać mi do głowy. Prawdą jest, że nigdy wcześniej czegoś takiego nie robiłam i nawet sama myśl o tym jest ekscytująca, ale i tak mnie przeraża. W życiu byłam tylko z dwoma facetami: z moją pierwszą miłością, Ianem Walshem, który zginął w wypadku samochodowym trzy miesiące po tym, gdy oddałam mu cnotę, a potem z Christianem Deeringiem, pocieszycielem po Ianie i kretynem, który mnie zdradził z jakąś rudą zdzirą. Cieszę się, że nigdy nie powiedziałam mu tych dwóch żenujących słów „kocham cię”, ponieważ miałam wrażenie, że kiedy on mi je mówił, tak naprawdę nie wiedział, o czym gada. Albo i wiedział, i dlatego po pięciu miesiącach umawiania się ze mną zaczął kręcić z inną; bo nie odwzajemniłam się tymi dwoma słowami.
Patrzę na barmana, który uśmiecha się, czekając cierpliwie, aż coś powiem. Jest dobry w tym, co robi, albo to naprawdę typ koleżeński. Ma nie więcej niż dwadzieścia pięć lat i ciepłe, brązowe oczy, które zaczynają się uśmiechać wcześniej niż usta. Jest naprawdę przystojny. Obcisły podkoszulek podkreśla doskonale umięśnione ramiona i klatkę piersiową. I jest opalony; z pewnością większość życia spędził w pobliżu oceanu.
Przestaję mu się przyglądać, kiedy zdaję sobie sprawę, że zaczynam się zastanawiać, jak wygląda w samych szortach.
– Jestem Blake – mówi. – Brat Roba.
Rob? Och, właściciel Undergroundu.
Wyciągam dłoń, a on delikatnie ją ściska.
– Camryn.
Słyszę Natalie przekrzykującą muzykę, zanim jeszcze zauważam ją w tłumie. Idzie do mnie, przepychając się przez grupę ludzi stojących przy parkiecie. Natychmiast dostrzega Blake’a, jej oczy zaczynają błyszczeć, rozpalając się razem z szerokim, płomiennym uśmiechem. Damon podąża za nią, nadal trzymając ją za rękę, też zauważa faceta, ale w jego oczach nie ma emocji. Przez moment mam jakieś dziwne przeczucie, ale szybko o nim zapominam, kiedy Natalie przyciska ramię do mojego.
– Co tu robisz? – pyta z wyraźnym wyrzutem. Kilka razy przenosi spojrzenie to na Blake’a, to na mnie i dopiero po chwili skupia uwagę na mnie.
– Piję drinka – odpowiadam. – Też przyszłaś się napić, czy raczej sprawdzasz, co się ze mną stało?
– Jedno i drugie! – odrywa się od Damona, stuka palcami o bar i uśmiecha do Blake’a. – Cokolwiek z wódką.
Blake przytakuje i spogląda na Damona.
– Dla mnie rum z colą.
Natalie przyciska usta do mojego policzka i czuję ciepło jej oddechu, kiedy szepcze mi do ucha:
– Cholera, Cam! Wiesz, kto to jest?
Widzę, jak wargi Blake’a delikatnie drgają; chyba ją usłyszał. Czuję, że twarz zaczyna mi płonąć ze wstydu:
– Tak, wiem, ma na imię Blake.
– To brat Roba! – syczy i znów zaczyna go lustrować wzrokiem.
Patrzę na Damona z nadzieją, że coś zaradzi i odciągnie ją, ale tym razem on udaje, że nie rozumie. Gdzie się podział Damon, którego znałam? Ten, który umiał mnie kryć, jeśli chodziło o Natalie?
Oho, najwyraźniej znów jest na nią wkurzony. Tak zachowuje się wyłącznie wtedy, gdy Natalie otwiera swoją niewyparzoną gębę albo gdy robi coś, co Damonowi się nie podoba. Ale przecież jesteśmy tu dopiero od trzydziestu minut. Co mogła wywinąć w tak krótkim czasie? A wtedy uzmysławiam sobie, że to przecież Natalie; jeśli ktokolwiek umie wkurzyć chłopaka w mniej niż godzinę, nawet o tym nie wiedząc, to z pewnością ona.
Zsuwam się ze stołka i odciągam ją za rękę od baru. Damon zostaje z tyłu wraz z Blakiem, prawdopodobnie domyślając się, co zamierzam zrobić.
Muzyka wydaje się coraz głośniejsza, kiedy zespół grający na żywo kończy jedną piosenkę i zaczyna następną.
– Co zrobiłaś? – Odwracam ją twarzą do siebie.
– Co masz na myśli? – Ledwo zwraca na mnie uwagę, jej ciało buja się w rytm muzyki.
– Nat, mówię poważnie.
W końcu przestaje się ruszać i patrzy na mnie, szukając na mojej twarzy odpowiedzi.
– Czym wkurzyłaś Damona? – pytam. – Wszystko było w porządku, kiedy wchodziliśmy.
Przez chwilę patrzy na swojego chłopaka popijającego drinka przy barze, a potem skonsternowana spogląda na mnie.
Nic nie zrobiłam… przynajmniej tak myślę. – Patrzy w górę, jakby chciała sobie przypomnieć, co mogła powiedzieć lub zrobić. W końcu opiera ręce na biodrach. – Dlaczego sądzisz, że on jest wkurzony?
– Widać to po nim – mówię, spoglądając na niego oraz Blake’a. – A ja nienawidzę, gdy się kłócicie, zwłaszcza że utknęłam z wami na noc i będę musiała wysłuchiwać dąsów, jak przy tym gównie rok temu.
Wyraz zdezorientowania na twarzy Natalie zmienia się w szelmowski uśmiech.
– Cóż, myślę, że masz paranoję albo próbujesz zmienić temat, żeby nie mówić, o co chodzi z tobą i Blakiem. – Jej spojrzenie staje się coraz bardziej figlarne i coraz mniej mi się to podoba.
– O nic, tylko rozmawialiśmy.
– Rozmowa jest pierwszym krokiem. Uśmiechałaś się do niego, bo właśnie to zobaczyłam, kiedy do ciebie podeszłam, a to jest już drugi krok. – Krzyżuje ramiona i wygina biodro. – Mogę się założyć, że zdążył cię już wypytać, a ty udzieliłaś kilku odpowiedzi, cholera, przecież znasz już jego imię.
– Jak na kogoś, kto chciał, żebym się dobrze bawiła i poznała faceta, naprawdę nie wiesz, kiedy się zamknąć, gdy rzeczy zaczynają iść po twojej myśli.
Natalie ponownie daje się porwać muzyce, unosząc ręce i poruszając uwodzicielsko biodrami. Ja po prostu stoję.
– Nic nie zaszło – mówię poważnie. – Masz, co chciałaś, rozmawiałam z kimś bez intencji informowania go, że mam chlamydię, więc proszę, nie rób scen.
Nat poddaje się z głośnym westchnieniem i przestaje tańczyć na tyle długo, by powiedzieć:
– Chyba masz rację. Zostawiam cię jemu, ale jeśli porwie cię na pięterko Roba, chcę poznać szczegóły. – Wskazuje na mnie, jakby strzelała z palca, mruży oko i zaciska usta.
– Dobra – oznajmiam tylko po to, by ze mnie zeszła ale nie napalaj się tak, bo to się nigdy nie wydarzy.
Godzinę i dwa drinki później jestem z Blakiem na „pięterku Roba”. Lekko szumi mi w głowie. Widzę wszystko wyraźnie i chodzę prosto, dlatego wiem, że nie jestem pijana. Ale jestem nazbyt szczęśliwa i trochę mnie to denerwuje. Kiedy Blake zasugerował „chwilową ucieczkę od hałasu”, moje syreny alarmowe zawyły, powodując chaos w umyśle. Nie rób tego w dyskotece po wypiciu kilku drinków z facetem, którego nie znasz. Nie rób tego, Cam. Nie jesteś głupią dziewuchą, więc nie pozwól, by alkohol uaktywnił głupotę.
Te myśli gorączkowo tłukły mi się po głowie. I skupiałam się na nich, dopóki szczery uśmiech Blake’a nie sprawił, że poczułam się swobodnie. Uspokoił mój wewnętrzny głosik i wyciszył syrenę alarmową na tyle, że już jej nie słyszałam.
– To jest właśnie to, co zwą „pięterkiem Roba”? – pytam, oglądając panoramę miasta, ponieważ znajdujemy się na dachu magazynu. Wszystkie budynki w mieście oświetlone są na biało, niebiesko albo zielono, a ulice toną w pomarańczowej poświacie setek lamp ulicznych.
– A czego się spodziewałaś? – mówi i bierze mnie za rękę. Denerwuję się, ale na zewnątrz pozostaję spokojna. – Puchatego pokoiku do seksu z lustrami na suficie?
Czekajcie... to jest dokładnie to, czego się spodziewałam – no, może nie dosłownie – w takim razie dlaczego, do diabła, zgodziłam się tu przyjść?
Dobra, chyba zaczynam panikować.
A może mimo wszystko jestem pijana, przecież normalnie myślałabym inaczej. To mnie tak przeraża, że prawie całkowicie trzeźwieję, bo do tej pory byłam święcie przekonana, że będę się trzymać z dala od „pokoików do seksu”, nawet w stanie upojenia. Czy to naprawdę alkohol powoduje, że głupieję, czy może jest coś we mnie, do czego istnienia nie chcę się przyznać?
Patrzę na metalowe drzwi w ceglanym murze i zauważam światło przesączające się wzdłuż nich. Zostawił je niezamknięte; to dobry znak.
Blake prowadzi mnie do drewnianego stolika piknikowego. Spięta siadam na blacie obok niego. Wiatr rozwiewa mi włosy, przyklejając kilka pasm do warg. Odgarniam je palcami.
– Dobrze, że to ja – mówi, patrząc na miasto z rękami opartymi na kolanach. Nogi postawił na ławce.
Siadam po turecku, łokcie kładę na nogach. Patrzę na niego pytająco.
– Dobrze, że to ja cię tutaj zabrałem – wyjaśnia. – Tak piękna dziewczyna jak ty mogła tu trafić z różnymi facetami. – Odwraca głowę i spogląda na mnie. Brązowe oczy błyszczą w ciemności. – Gdybym był kimś innym, mogłabyś skończyć jako ofiara gwałtu jak w filmie z kanału Lifetime.
Natychmiast trzeźwieję. Tak po prostu. W ciągu dwóch sekund wyparowuje ze mnie alkohol. Plecy prostują się i sztywnieją. Biorę głęboki, nerwowy oddech.
Co ja sobie, kurwa, myślałam?!
– Wszystko w porządku – uśmiecha się leciutko i obraca otwarte dłonie wnętrzem w górę. – Nigdy nie zmuszam dziewczyny do niczego, czego by nie chciała, nawet takiej, która wypiła za dużo i wydaje się jej, że wie, czego chce.
Ufff, uniknęłam śmiercionośnej kuli.
Lekko rozluźniam ramiona i czuję, że znów mogę oddychać. Oczywiście może mnie karmić bzdurami, żebym mu zaufała, ale instynkt mi podpowiada, że jest nieszkodliwy. Nadal jestem czujna, ale przynajmniej mogę nieco wyluzować. Gdyby chciał mnie wykorzystać, nie mówiłby o tym.
Śmieję się pod nosem.
– Co cię tak śmieszy?
– To, że wspomniałeś o Lifetime – odpowiadam nieco zażenowana. – Oglądasz takie filmy?
On również jest zmieszany.
– Nie. To było tylko porównanie.
– Naprawdę? – kpię. – Trudno uwierzyć. Jesteś pierwszym znanym mi facetem, któremu przyszło do głowy porównanie z Lifetime.
Rumieni się, a ja daję sobie mentalnego kopa za to, że mi się podoba.
– Ale nikomu o tym nie powiesz, dobrze?
Uśmiecham się do niego, a potem skupiam uwagę na światłach miasta, by rozwiać nadzieje i oczekiwania, jakie mogła w nim wzbudzić nasza krótka i zabawna wymiana zdań. Nie obchodzi mnie, że jest miły, czarujący, seksowny – nie jestem zainteresowana. Nie jestem gotowa na nic ponad tę niewinną, przyjacielską rozmowę, bez seksualnych podtekstów czy nacisku na związek. Cholernie trudno to wytłumaczyć większości facetów, ponieważ myślą, że zwykły uśmiech oznacza coś więcej.
– Zatem powiedz mi – prosi – dlaczego jesteś tu sama?
– Och, nie... – Kręcę głową i macham palcem. – Nie idziemy w tę stronę.
– Daj spokój, rzuć mi jakąś kość. To tylko rozmowa. – Odwraca się do mnie, podwija nogę i opiera na stole. – Naprawdę chcę wiedzieć. To nie jest podstęp.
– Podstęp?
– Tak, na przykład szukanie twoich słabych punktów, problemów, aby znaleźć coś, by móc udawać troskę i dzięki temu łatwiej się dobrać do twoich majtek. Jeśli chciałbym się tam dostać, to bym ci powiedział.
– Och, więc nie chcesz się dostać do moich majtek? – Patrzę na niego z krzywym uśmiechem.
– W końcu tak. Byłoby popieprzone, gdybym nie miał na to ochoty, ale jeśli to było wszystko, czego bym od ciebie chciał, i gdybym przyprowadził cię tu tylko po to, żeby się z tobą przespać, powiedziałbym ci o tym, zanim zgodziłaś się przyjść.
Doceniam szczerość i na pewno mam do niego większy szacunek, ale mój uśmiech nieco gaśnie, gdy mówi, że to nie wszystko, czego ode mnie chce. No bo czego innego może ode mnie chcieć? Randek, które doprowadzą do tego, że zaczniemy być parą? Hmm, nie.
– Słuchaj – mówię chłodno i staram się, by zauważył zmianę mojej postawy – ja też tego nie szukam, teraz już wiesz.
– Też nie szukasz czego? – I sekundę później wymyśla „czego”. Kręci głową. – W porządku. Też tak mam, naprawdę przyprowadziłem cię tu, by porozmawiać, jakkolwiek trudno w to uwierzyć.
Coś mi podpowiada, że jeśli chciałabym czegoś więcej, seksu albo randek, albo jednego i drugiego, Blake dałby mi to, jednak płynnie się wycofuje, nie wyglądając na odrzuconego.
– Odpowiadając na twoje pytanie – oznajmiam, litując się nad nim – jestem singlem, ponieważ miałam kilka okropnych doświadczeń, a teraz po prostu nie szukam żadnych zobowiązań.
Blake przytakuje.
– Już mówiłaś. – Patrzy gdzieś w dal i wiatr targa mu włosy, porywając mu grzywkę z czoła. – Zobowiązania generalnie są do dupy, przynajmniej na początku. Uczenie się siebie nawzajem jest koszmarem. – Patrzy na mnie. – Ale pozostając z kimś długo, przyzwyczajasz się, wiesz? To jest komfortowe. Kiedy już zadomowimy się w komforcie, a później próbujemy się z niego wydostać, nawet jeśli to piekielnie trudne i niezdrowe, to jest tak, jak byśmy starali się wywalić wielką kanapę z salonu, żeby mieć więcej przestrzeni życiowej. – Być może zdając sobie sprawę, że zbyt wcześnie zagłębił się w te rozważania, Blake poprawia nastrój: – Dopiero po trzech miesiącach mieszkania z Jen udało mi się w spokoju wysrać, gdy ona była w domu.
Cichoczę, a kiedy wreszcie mam odwagę, by na niego spojrzeć, dostrzegam, że też się uśmiecha.
Mam wrażenie, że nie jest do końca pogodzony z odejściem narzeczonej, choć bardzo stara się w to wierzyć. Próbuję zatem zrobić mu przysługę i zaczynam swój bolesny temat, zanim sobie uświadomi, że się oszukuje, i jego świat ponownie zacznie się rozpadać.
– Mój chłopak zginął – wyrzucam z siebie głównie ze względu na niego. – W wypadku samochodowym.
Blake’a smutnieje i patrzy na mnie, w jego oczach widzę skruchę.
– Przepraszam, nie chciałem… Podnoszę dłoń.
– Nie, wszystko w porządku, nie zrobiłeś nic złego. – Kiwa głową subtelnie i czeka, aż powiem coś więcej, więc kontynuuję: – To było tydzień przed maturą.
Kładzie mi rękę na kolanie, ale wiem, że to tylko pocieszenie.
Zbieram się, by mu wszystko opowiedzieć, gdy nagle słyszę głośne klaśnięcie. Blake spada ze stolika i rozpłaszcza się na dachu. To stało się tak szybko, że nie zauważyłam Damona pędzącego z boku ani nie słyszałam otwieranych metalowych drzwi, znajdujących się kilka metrów dalej.
– Damon! – wrzeszczę w chwili, gdy dopada Blake’a nadal leżącego na ziemi i zaczyna okładać go pięściami. – PRZESTAŃ! DAMON! O MÓJ BOŻE!
Kolejna seria ciosów spada na Blake’a, zanim otrząsam się z szoku i podbiegam do Damona, żeby go odciągnąć. Wskakuję mu na plecy, próbuję złapać za nadgarstki, ale Damon jest tak skupiony na biciu Blake’a, że czuję się, jakbym siedziała na grzbiecie mechanicznego byka. W końcu zostaję zrzucona i ciężko ląduję na betonie, kończąc na tyłku i podpierając się dłońmi.
Solidny cios w twarz Damona wystarcza, by Blake w końcu mógł się podnieść.
– O co ci, kurwa, chodzi, koleś?! – pyta. Jedną ręką rozciera szczękę, jakby próbował wpasować ją na miejsce. Z nosa cieknie mu krew, a górna warga zaczyna szybko puchnąć. Cała ta krew w ciemności wygląda na czarną.
– Wiesz, o co mi, kurwa, chodzi! – ryczy Damon i pędzi, by ponownie zaatakować, ale staję między nimi i robię, co mogę, aby nie dopuścić do bójki. Przykładam dłonie do twardej jak skała piersi Damona.
– Przestań! Tylko rozmawialiśmy! Co ci, do diabła, strzeliło do głowy? – krzyczę. Odwracam się, nie odrywając rąk od klatki Damona, i patrzę na Blake’a. – Przepraszam, Blake, ja… ja…
– Nie przejmuj się tym – mówi ostrym głosem. – Spadam stąd.
Odwraca się i zmierza do drzwi. Głośny stuk metalu unosi się w powietrzu, kiedy zatrzaskuje je za sobą. Odwracam się do Damona i najmocniej, jak mogę, walę go w pierś.
– Ty dupku! Nie mogę uwierzyć, że to zrobiłeś! – krzyczę kilka centymetrów od jego twarzy.
Warga Damona drży, kiedy ciężko oddycha po walce. Ciemne oczy są rozszerzone, wyglądają jak dzikie. Jakaś część mnie nie ufa mu, ale ta, która zna go od dwunastu lat, zagłusza wszelakie podejrzenia.
– A ty co tutaj robisz sama z kolesiem, którego dopiero, kurwa, poznałaś? Myślałem, że jesteś mądrzejsza, Cam, nawet pijana!
Odsuwam się i gniewnie krzyżuję ramiona.
– Nazywasz mnie głupią? Tylko rozmawialiśmy! – krzyczę, a włosy rozsypują się mi wokół twarzy. – Doskonale umiem odróżnić dupka od porządnego faceta, a właśnie teraz przed sobą widzę totalnego, pieprzonego dupka!
Wydaje się, że za mocno zaciśniętymi ustami zgrzyta zębami.
– Nazywaj mnie, jak chcesz, ale starałem się ciebie chronić – mówi zaskakująco spokojnie.
– Przed czym?! – krzyczę. – Przed kulawą rozmową? Przed facetem, który chciał tylko pogadać?
Damon uśmiecha się.
– Żaden facet nie chce tylko pogadać – mówi jak ekspert. – Żaden chłopak nie prowadzi dziewczyny wyglądającej jak ty na dach pieprzonego magazynu tylko po to, by w samotności pogadać. Jeszcze dziesięć minut i ściągnąłby twój śliczny, mały tyłeczek z tego stołu i zaczął się do ciebie dobierać. Nikt nie usłyszałby twojego krzyku, Cam.
Przełykam gulę, która urosła mi w gardle, ale na jej miejscu tworzy się nowa. Może Damon ma rację? Może dałam się nabrać na pozorną szczerość Blake’a i niepotrzebnie rozczulałam się nad tym, jak został skrzywdzony, poległam kompletnie pod wpływem taktyki, której do tej pory nie znałam. Jasne, że przewidywałam różne scenariusze, kilka wariantów rozwoju sytuacji znałam z telewizji, ale być może Blake próbował czegoś zupełnie innego… Nie, nie wierzę w to. Gdybym o to poprosiła, rozciągnąłby mnie na piknikowym stole, ale serce podpowiada mi, że w innym wypadku by tego nie zrobił.
Odwracam się plecami do Damona, nie chcąc, żeby wyczytał z mojej twarzy, że przez sekundę mu wierzyłam. Jestem na maksa wkurwiona, że w ten sposób to rozegrał, ale nie mogę się gniewać na niego w nieskończoność, ponieważ rzeczywiście się o mnie martwił. Bez wątpienia zachował się jak napędzany testosteronem samiec alfa, ale mimo wszystko tylko martwił się o mnie.
– Cam, spójrz na mnie, proszę.
Odczekuję jeszcze kilka sekund i odwracam się z nadal skrzyżowanymi ramionami.
Damon patrzy na mnie cieplej niż wcześniej.
– Przepraszam, ja tylko… – wzdycha i ucieka spojrzeniem w bok, jakby nie mógł jednocześnie mówić i patrzeć na mnie. – Camryn, nie mogę znieść myśli o tobie z innym facetem.
Teraz czuję, jakby ktoś walnął mnie w brzuch. Z przerażeniem w oczach nerwowo spoglądam na metalowe drzwi, a potem na niego.
– Gdzie Natalie? – Koniecznie muszę zmienić temat. Co on, do cholery, powiedział? Nie, nie mógł mieć na myśli tego, co zrozumiałam. Musiałam źle usłyszeć.
Tak, znów szumi mi w głowie i nie myślę jasno.
Damon podchodzi i łapie mnie za łokcie. Czuję, że muszę się odsunąć, ale jestem jak sparaliżowana, mogę poruszać jedynie oczami.
– Mówiłem poważnie – ścisza głos do szeptu. – Podobasz mi się od siódmej klasy.
I znowu cios w brzuch.
W końcu udaje mi się odsunąć od niego.
– Nie, nie. – Kręcę i potrząsam głową, próbując to zrozumieć. – Damon, jesteś pijany? Brałeś coś? Coś jest z tobą nie tak. – Rozkładam ramiona i podnoszę ręce. – Musimy znaleźć Natalie. Nie powtórzę jej tego, co mi powiedziałeś, bo i tak rano nie będziesz pamiętał, ale teraz naprawdę musimy już iść. Natychmiast.
Kieruję się do teraz na pewno zamkniętych metalowych drzwi, ale Damon zaciska dłoń wokół mojego ramienia. Odwraca mnie. Zamieram i nagle z pełną mocą powraca to dziwne uczucie niepewności, jakie miałam wcześniej, całkowicie wymazując lata, gdy mu ufałam. Patrzy na mnie jeszcze dzikszym wzrokiem niż poprzednio, ale nadal w jego oczach dostrzegam niesamowitą miękkość.
– Nie jestem pijany i od zeszłego tygodnia nie brałem koki.
To, że w ogóle bierze narkotyki, jest aż nadto wystarczającym powodem, bym nigdy się nim nie zainteresowała, ale zawsze był przyjacielem, więc przymykałam oczy na jego ćpanie. Jednak teraz mówi mi prawdę, a wiem to, ponieważ znam go bardzo długo.
Po raz pierwszy w życiu żałuję, że nie jest napruty, bo jutro nie pamiętałby o całej sprawie.
Patrzę na jego palce zaciśnięte wokół mojego ramienia i w końcu zaczynam czuć, jak mocno mnie trzyma. I to zaczyna mnie przerażać.
– Puść mnie, Damon, proszę.
Zamiast mnie puścić, zaciska palce jeszcze mocniej, więc próbuję się wyszarpnąć. Przyciąga mnie i zanim potrafię zareagować, zamyka mi usta swoimi. Drugą rękę owija wokół mojego karku, unieruchamiając głowę. Stara się wepchnąć mi język w usta, ale udaje mi się odchylić głowę na tyle, by walnąć go czołem. To go ogłusza – i mnie przy okazji – ale instynktownie mnie puszcza.
– Cam! Czekaj! – Słyszę, jak krzyczy za mną, gdy rzucam się, by otworzyć metalowe drzwi. Słyszę jego pośpieszne kroki na stalowych schodach, ale gubię go, kiedy wsiadam do starej windy, zatrzaskuję kratę i nerwowo uderzam kilka razy w przycisk.
Mijam w drzwiach tego samego ogra, który wpuszczał nas do klubu, muszę się obok niego przepchnąć, żeby wydostać się na zewnątrz.
– Spokojnie, mała! – krzyczy za mną, kiedy biegnę chodnikiem, byle dalej od magazynu.
Biegnę aż do stacji paliwowej Shell, a potem dzwonię po taksówkę.
Rano budzi mnie komórka. Słyszę, jak wibruje na szafce nocnej, tuż obok mojej głowy. NATALIE – wyświetla się napis na ekranie, poniżej roześmiana twarz. Całkowicie mnie to rozbudza, zrywam się, trzymam w ręce telefon, pozwalając mu przez parę sekund wibrować, aż w końcu zbieram się na odwagę i wciskam zielony przycisk.
– Gdzie byłaś? – krzyczy mi do ucha. – Mój Boże, Cam, zniknęłaś, a ja zaczęłam wariować i Damona nie było przez chwilę, a potem się pojawił, i widziałam Blake’a całego zakrwawionego, i wtedy dopiero uświadomiłam sobie, co mówiłaś o tym, że Damon był wkurzony… – W końcu bierze oddech. – I zaczęłam go pytać, czy coś powiedziałam, czy zrobiłam, czy może chodziło o to w restauracji w tamtym tygodniu, ale on mnie zignorował i powiedział, że już czas, by iść, a ja…
– Natalie – przerywam jej, moja głowa nie nadąża za potokiem jej słów – uspokój się na chwilę, dobrze?
Zrzucam kołdrę i z telefonem nadal przyciśniętym do ucha wychodzę z łóżka. Wiem, że muszę to zrobić, powiedzieć jej, co zrobił Damon. Po prostu muszę. Nie tylko dlatego, że ona nie wybaczyłaby mi nigdy, gdyby w końcu się dowiedziała, ale sama sobie też nigdy bym nie wybaczyła. Gdyby role się odwróciły, chciałabym, żeby mi powiedziała.
Ale nie przez telefon. To musi być rozmowa twarzą w twarz.
– Możemy się spotkać za godzinę na kawie?
Cisza.
– Uhm, jasne. Jesteś pewna, że wszystko w porządku? Martwiłam się. Myślałam, że zostałaś porwana czy coś.
– Natalie, tak, ze mną wszystko… – Ze mną totalnie NIE w porządku! – …wszystko dobrze. Po prostu spotkaj się ze mną za godzinę i proszę, przyjdź sama.
– Damon odleciał – mówi i wyczuwam uśmiech w jej głosie. – Dziewczyno, ostatniej nocy robił mi niewyobrażalne rzeczy.
Drżę, gdy słyszę te słowa. Ranią mnie jak ostrze noża, ale udaję, że to nic wielkiego.
– To znaczy, nie mogłam nawet myśleć o seksie, dopóki nie upewniłam się, że z tobą wszystko OK. Nie odbierałaś komórki, więc zadzwoniłam do twojej mamy około trzeciej, a ona powiedziała, że śpisz we własnym łóżku. Ale nadal się martwiłam, bo tak nagle zniknęłaś i…
– Za godzinę – przerywam, zanim znów zdąży się rozpędzić.
Rozłączam się i pierwsze, co robię, to sprawdzam listę nieodebranych połączeń. Sześć jest od Natalie, ale pozostałe dziewięć od Damona. Jedyną wiadomość głosową nagrała Natalie. Podejrzewam, że Damon nie chciał zostawiać żadnych obciążających go dowodów.
Nie to, żebym potrzebowała dowodów. Natalie i ja przyjaźnimy się, odkąd ta suka ukradła moją ulubioną lalkę Barbie, gdy byłyśmy na piżama-party.
Do czasu gdy zjawia się Natalie, wiercę się i wypijam pół latte. Pojawia się i opada na krzesło. Szkoda, że tak szeroko się uśmiecha, to tylko pogarsza sprawę.
– Wyglądasz okropnie, Cam.
– Wiem.
Mruga zaskoczona.
– Co? Żadnego sarkastycznego „dziękuję” zakończonego słynnym przewracaniem oczami?
Proszę, przestań się uśmiechać, Nat. Proszę, chociaż raz weź przykład ze mnie i bądź poważna.
Oczywiście tego nie robi.
– Słuchaj, mam zamiar po prostu to powiedzieć, dobrze?
No i proszę, uśmiech w końcu zaczyna znikać.
Przełykam i biorę głęboki oddech. Boże, nie mogę uwierzyć, że to się dzieje! Jeśli chodziłoby o jakiegoś przypadkowego faceta, z którym spotykała się podczas krótkich rozstań z Damonem, nie byłoby to takie trudne. Ale to przecież Damon. Jest z nim od pięciu lat, w jego ramiona wraca zaraz po tym, gdy się z nim pokłóci. Jest jedynym mężczyzną, w którym była szczerze zakochana.
– Cam, co się dzieje? – Zaczyna czuć, że chcę jej powiedzieć coś ważnego, i widzę w jej brązowych oczach, że kombinuje, jak poradzić sobie z czymś, czego nie będzie chciała słuchać. Chyba domyśla się, iż ma to związek z Damonem.
Przełyka nerwowo ślinę.
– Poprzedniej nocy poszłam z Blakiem na dach…
Na zaniepokojonej twarzy nagle pojawia się uśmiech. Dostrzega możliwość obrócenia w żart poważnej sytuacji. Ale przerywam jej, zanim zdąży cokolwiek powiedzieć.
– Po prostu posłuchaj mnie przez chwilę, dobrze? – W końcu mam, czego chciałam. Na jej twarzy nie ma już zwykłego figlarnego wyrazu. – Damon pomyślał, że Blake zabrał mnie na dach, żeby się do mnie dobrać. Wbiegł i rzucił się na niego, sprał go na miazgę. Blake się wkurwił i sobie poszedł, więc zostaliśmy sami z Damonem. Sam na sam.
Oczy Natalie już zdradzają jej obawy. Tak jakby wiedziała, co zamierzam powiedzieć, i zaczynała mnie za to nienawidzić.
– Damon siłą mnie przytulił, Nat. – Jej oczy stają się coraz większe. – Pocałował mnie i starał się wmówić, że czuje coś do mnie od siódmej klasy. – Po jej płytkim oddechu, wnioskuję, że jest zdenerwowana. – Chciałam ci powiedzieć…
– Ty kłamliwa zdziro.
Ponownie czuję uderzenie w brzuch, tyle że tym razem tracę oddech.
Natalie podrywa się z krzesła, zarzuca torebkę na ramię i gapi się na mnie ciemnymi oczami, otoczonymi równie ciemnymi włosami.
Nadal nie mogę się ruszyć, oszołomiona tym, co powiedziała.
– Chciałaś Damona dla siebie od chwili, gdy zaczęłam się z nim spotykać – syczy. – Myślisz, że przez te wszystkie lata nie widziałam, jak na niego patrzysz? – Jej usta zaciskają się w wąską linię. – Cholera, Camryn, zawsze opieprzasz mnie, że z nim jestem, gdy zaczynam sobie żartować na temat innych facetów. – Zaczyna mnie przedrzeźniać, energicznie gestykulując i przesadnie modulując głos: – Masz chłopaka, Nat… Nie zapominaj o Damonie, Nat… Powinnaś myśleć o Damonie, Nat. – Uderza dłońmi o blat, sprawiając, że stolik przez chwilę się kołysze. Nawet nie próbuję złapać kubka, nim kawa się rozleje, jednak się nie przewraca. – Odwal się ode mnie i od Damona – rzuca mi w twarz. – Albo klnę się na Boga, że nakopię ci do dupy.
Idzie wprost do szklanych drzwi, a kiedy je zamyka, dźwięk dzwoneczka zawieszonego nad nimi rozchodzi się w powietrzu. Gdy w końcu dochodzę do siebie, zauważam trzech gapiących się na mnie klientów. Nawet sprzedawczyni stojąca za ladą odwraca wzrok, kiedy krzyżuję z nią spojrzenie. Spuszczam oczy i niewidzącym wzrokiem śledzę słoje drewna na blacie stolika. Ukrywam twarz w dłoniach i siedzę nieruchomo przez bardzo długą chwilę.
Dwa razy mam ochotę do niej zadzwonić, ale zmuszam się, by tego nie robić, i odkładam komórkę na stół.
Jak to się mogło stać? Lata, kiedy byłyśmy jak papużki nierozłączki – na Boga, sprzątałam po tym, gdy rzygała – a ona wyrzuca mnie jak spleśniałe resztki? Staram się sobie wmówić, że jest po prostu zraniona. Jest teraz na etapie zaprzeczenia i muszę dać jej czas, aby dotarła do niej prawda. W końcu to zrozumie, rzuci tego dupka, przeprosi mnie i zaciągnie do Undergroundu, żeby znaleźć nam nowych chłopaków. Ale tak naprawdę nie wierzę w to albo raczej moja mniej racjonalna, zraniona część nie pozwala mi widzieć świata przez czerwień gniewu.
Jakiś klient, starszy pan w wymiętym garniturze, przechodzi obok mnie i rzuca ukradkowe spojrzenie, zanim przechodzi przez szklane drzwi. Jestem upokorzona. Spoglądam w górę i krzyżuję spojrzenie ze sprzedawczynią, tylko tym razem ja odwracam wzrok. Czuję, że mnie żałują. A ja nienawidzę, kiedy ktoś się nade mną lituje.
Łapię torebkę, która leży na podłodze, wciskam ją na ramię i wychodzę prawie tak samo oburzona jak Natalie.
Mija tydzień, a ja nie słyszałam od Natalie nawet słówka. Właściwie to się przełamałam i kilka razy próbowałam do niej zadzwonić, ale zawsze włączała się poczta. A ostatnim razem, kiedy dzwoniłam, usłyszałam, że zmieniła powitanie na sekretarce. Teraz brzmiało tak: „Hej, tu Nat. Jeśli jesteś przyjacielem, prawdziwym przyjacielem, to zostaw wiadomość, a oddzwonię. W innym wypadku nie będę sobie zawracać tym głowy”.
Gdybym mogła, to bym ją udusiła, ale zamiast tego rzuciłam komórką przez pokój. Na szczęście, razem z telefonem kupiłam ochronny futerał, ponieważ gdyby nie on, maszerowałabym już do sklepu Apple’a wydać kilka stówek.
Przełamałam się nawet na tyle, że próbowałam zadzwonić do Damona. Był ostatnią osobą na świecie, z którą chciałam rozmawiać, ale to on dzierżył klucz do mojej przyjaźni z Natalie. Niefortunne, ale najwidoczniej prawdziwe. I nie wiem, co sobie myślałam: że pójdzie do Natalie i wyzna jej prawdę? Akurat, zero szans.
Przestałam więc dzwonić. Celowo unikałam naszej ulubionej kawiarni i skazałam się na gównianą kawę z najbliższego sklepu spożywczego, nawet pojechałam okrężną drogą na rozmowę kwalifikacyjną do Dillard’s, tylko po to, żeby nie przejeżdżać obok mieszkania Natalie.
Dostałam pracę. Stanowisko asystentki kierownika – mama szepnęła słówko, bo pani Phillips, która mnie zatrudniała, była jej koleżanką – ale byłam podekscytowana pracą w domu towarowym tak samo jak piciem tej lurowatej kawy co rano.
I dotarło to do mnie, kiedy siedziałam przy kuchennym stole i obserwowałam, jak mama o utlenionych na blond włosach przegląda lodówkę: nie mam już planów na samodzielne życie i wyprowadzkę do przyjaciółki. Albo wynajmę mieszkanie, albo będę tu tkwiła z matką i czekała, aż Natalie pójdzie po rozum do głowy. Co może oznaczać – nigdy. Albo może trwać tak długo, że stanę się zrzędliwa i każę się jej odpieprzyć, gdy w końcu to zrobi.
Czuję, jakby pomieszczenie zaczęło się kołysać.
– Wychodzę wieczorem z Rogerem – oznajmia mama zza drzwi lodówki. Spogląda na mnie, a ja dostrzegam, że na powiekach ma zbyt dużo cienia. – Poznałaś Rogera, prawda?
– Tak, poznałam. – Być może tak, a może nie, ale jego imię może mi się mieszać z imionami pięciu ostatnich facetów, z jakimi umawiała się mama w poprzednim miesiącu. Ostatnio zapisała się na program szybkich randek. I szybko kończyła z poznanymi tam facetami, więc myślę, że nazewnictwo jest odpowiednie.
– Jest fajny, idę z nim na trzecią randkę.
Staram się uśmiechnąć. Chcę, by mama była szczęśliwa, nawet jeśli to oznacza, że znów wyjdzie za mąż, co mnie śmiertelnie przeraża. Kocham ojca – jestem córeczką tatusia – ale to, co zrobił mamie, jest niewybaczalne.
Odkąd rozwiedli się cztery miesiące temu, mama się zmieniła. Tylko czasami rozpoznaję w niej kobietę, którą znałam. Jakby otworzyła szuĆadę, która była zamknięta przez trzydzieści lat, i wyciągnęła z niej osobowość z czasów, kiedy chodziła na randki z tatą, zanim wyszła za niego za mąż i urodziła Cole’a i mnie. Tylko że już na nią nie pasuje, ale ona próbuje się w to wcisnąć na siłę.
– Mówił, że zamierza zabrać mnie w rejs. – Jej twarz rozjaśnia się, kiedy tylko o tym myśli.
Zamykam laptop.
– Nie uważasz, że trzecia randka to za wcześnie na rejs? Zaciska wargi i macha ręką.
– Nie, kochanie, jest w porządku. On ma mnóstwo pieniędzy, więc dla niego to nic niezwykłego, jakby zapraszał mnie na kolację.
Patrzę w dal i skubię kanapkę, którą sobie przygotowałam, chociaż nie byłam głodna. Mama kręci się po kuchni, udając, że sprząta. Zazwyczaj w środy przychodzi gospodyni, ale kiedy spodziewa się wizyty mężczyzny, mama stara się uporządkować naczynia i spryskuje dom odświeżaczem powietrza.
– Pamiętaj o sobocie – mówi, wkładając naczynia do zmywarki, co jest niespodzianką.
– Wiem, mamo – wzdycham i kręcę głową. – Pomyślałam tylko, że tym razem się wymigam.
Szybko prostuje się i patrzy na mnie.
– Kochanie, obiecałaś pójść – mówi rozpaczliwie, nerwowo stukając paznokciami o blat. – Wiesz, że nie lubię sama wchodzić do tego więzienia.
– To więzienie, mamo. – Od niechcenia skubię skórkę od chleba i wrzucam ją na talerz. – I nie mogą cię dorwać, oni wszyscy są zamknięci, tak samo jak Cole. Siedzą za swoje cholerne sprawki. – Mama pochyla głowę i ogromna gula poczucia winy ląduje w moim zaciskającym się żołądku. Wzdycham głęboko. – Przepraszam. Nie chciałam, żeby to tak zabrzmiało.
Dokładnie to miałam na myśli, tylko nie powinnam mówić tego głośno, ponieważ ją za każdym razem rani, gdy mówię o starszym bracie i jego pięcioletnim wyroku za zabicie człowieka podczas jazdy po pijanemu. To stało się zaledwie pół roku po tym, gdy Ian zginął w wypadku samochodowym. Czuję, jakbym wszystkich traciła…
Wstaję od stołu i podchodzę do zlewu, mama wraca do ładowania zmywarki.
– Pójdę z tobą, OK?
Obdarowuje mnie uśmiechem, nadal pokrytym cieniutką warstwą bólu, a potem przytakuje.
– Dziękuję, kochanie.
Żal mi jej. Pęka mi serce z powodu zdrady ojca po dwudziestu dwóch latach małżeństwa. Ale wszyscy się tego spodziewaliśmy.
I pomyśleć, że starali się odsunąć mnie od Iana, kiedy w wieku szesnastu lat zwierzyłam się mamie, że jesteśmy zakochani. Rodzice mają to dziwne przekonanie, że ktoś młodszy niż dwudziestolatek nie ma pojęcia, czym jest miłość, jakby wiek, w którym można się zakochać, był tak ustalony jak prawo do kupowania alkoholu. Uważają, że „rozwijający się emocjonalnie” umysł nastolatka nie jest w stanie ogarnąć miłości ani rozpoznać, czy jest prawdziwa.
To kompletna głupota.
Prawda jest taka, że dorośli kochają w inny sposób, a nie w jedyny. Kochałam Iana w teraźniejszości, za to, jak patrzył na mnie, jak sprawił, że motyle w brzuchu podrywały się do lotu, za to, że trzymał mi włosy, gdy rzygałam po zjedzeniu nieświeżej enchilady.
To jest miłość.
Uwielbiam rodziców, ale długo przed ich rozwodem, kiedy mama ostatni raz była chora, tata tylko przygotował jej lekarstwo i wychodząc, spytał, gdzie jest pilot. Ale nieważne. Myślę, że moi rodzice coś spieprzyli w moim wychowaniu, ponieważ niezależnie od tego, jak bardzo są dla mnie dobrzy, ile dla mnie zrobili i jak bardzo ich kocham, i tak dorastałam przerażona, że skończę jak oni. Nieszczęśliwa i tylko udająca wspaniałe życie z dwójką dzieci, psem i białym płotkiem. Ale w rzeczywistości wiem, że w łóżku spali odwróceni do siebie plecami. Wiem też, że mama często zastanawiała się, jakie byłoby jej życie, gdyby dała kolejną szansę chłopcu, którego w tajemnicy „kochała” w liceum (czytałam jej stary pamiętnik, wiem o nim wszystko). Wiem też, że tata długo przed tym, zanim zdradził z nią mamę, wiele rozmyślał o Rosannie Hartman, jego partnerce ze studniówki (i pierwszej miłości), która nadal mieszka na Wiltshire.
Jeśli ktokolwiek ma urojenia na temat tego, jak działa miłość i czym jest prawdziwe uczucie, to przede wszystkim dorośli.
Ian i ja nie uprawialiśmy seksu tej nocy, kiedy oddałam mu swoje dziewictwo; kochaliśmy się. I do tamtej chwili myślałam, że nigdy nie wypowiem słów „kochać się”, ponieważ to brzmiało banalnie, jakby było przeznaczone tylko dla dorosłych. Krzywiłam się, kiedy ktoś tak mówił albo gdy słyszałam w samochodowym radio taty piosenkę „Feel Like Makin’ Love”, którą każdego ranka puszczała stacja z klasykami.
Ale teraz mogę tak mówić, bo to jest dokładnie to, co robiliśmy.
I było magiczne, cudowne, niesamowite, i nic nigdy nie będzie się z tym równać. Nigdy.
W sobotę poszłam z mamą odwiedzić Cole’a w więzieniu. Ale jak zwykle niewiele mówiłam, a Cole i tak mnie ignorował. Nie, żeby mnie nie lubił, ale bał się odezwać, bo wie, że nadal jestem wkurzona, zraniona i rozczarowana tym, co zrobił. To nie była głupota, którą można zwalić na „nieszczęśliwy wypadek”. Cole stał się alkoholikiem, nim skończył osiemnaście lat. To on jest czarną owcą w rodzinie. Był małym łobuzem, który dorastając, sprawiał, że rodzice zamartwiali się na śmierć, gdy znikał od czasu do czasu na tydzień i robił, co chciał. Zawsze myślał tylko o sobie.
W następny poniedziałek zaczęłam pracę jako asystentka kierownika. Byłam wdzięczna, że ją dostałam, bo nie chciałam żyć za pieniądze ojca przez resztę życia, ale kiedy stawiłam się tam ubrana w eleganckie czarne spodnie, białą zapinaną bluzkę i szpilki, poczułam się całkowicie nie na miejscu. Niekoniecznie z powodu ubrania, ale… Ja tam po prostu nie pasowałam. Nic nie mogłam poradzić, że zarówno w poniedziałek, jak i w pozostałe dni tygodnia, gdy wstawałam, ubierałam się i szłam do sklepu, czułam jakiś cichy głos gdzieś w środku. Nie słyszałam dokładnie słów, ale było to coś jak: To twoje życie, Camryn Bennett. Takie właśnie jest twoje życie.
I patrzyłam na wchodzących i wychodzących klientów, i wszystko, co widziałam, było negatywne: snobistycznie zadarte nosy kobiet noszących drogie torebki, a w nich niepotrzebne, drogie produkty.
To wtedy uzmysłowiłam sobie, że wszystko, co robię, sprowadza się do jednego: To twoje życie, Camryn Bennett. Takie właśnie jest twoje życie.
J.A. Redmerski
Jest autorką bestsellera New YorkTimesa,
USA Today i Wall Street Journal
– The Edge of Never/Na krawrdzi nigdy.
Powstala takze druga część historii Camryn i Andrew, ktora zdobyla serca czytelnikow na calym swiecie
– The Edge of Always.
Niebawem ukaie si kolejna ksi4ika autorki
– Song of the Fireflies.
Autorka mieszka w North Little Rock (Arkansas) wraz z trojlq dzieci i psem maltanczykiem.
Lubi programy telewizyjne i książki,
ktore przekraczają granice,
jest też wiellką fanką serialu The Walking Dead.