Na przekór przeszłości - Maja Kotwicka - ebook
NOWOŚĆ

Na przekór przeszłości ebook

Maja Kotwicka

4,0

24 osoby interesują się tą książką

Opis

Malutkie miasteczko w Teksasie, gdzie stetson jest obowiązkowym elementem ubioru, a rodeo największą lokalną rozrywką, to dobre miejsce, żeby zacząć od nowa.

Isabella, ku zaskoczeniu wszystkich, postanawia zerwać zaręczyny, odejść z pracy i przeprowadzić się do Roaring Springs. Tam szybko wpada w kłopoty, które kończą się bójką dwóch kowbojów. Jeden z nich, David, już dawno zrezygnował z zawodowego ujeżdżania byków, lecz w tym sezonie został zmuszony do powrotu na arenę. Isabella nie ma pojęcia, że łączą ich pewne wydarzenia sprzed lat.

Roaring Springs skrywa rodzinne tajemnice. Kiedy wyjdą na jaw, pozostanie jedno pytanie: czy na przekór przeszłości można się zakochać i odnaleźć dom?

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 99

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (1 ocena)
0
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



1

– Już za moment w pojedynku z nieokiełznanym Mad Eyes stanie powracający w tym roku do gry nieustraszony David Turneeer! – Głos komentatora aż zadźwięczał mi wuszach.

Jeszcze nie zagłębiłam się w zasady ujeżdżania byków i nazwiska osób biorących udział w tych zawodach. Sądząc jednak po okrzykach, jakie się wzniosły, przyszła pora na gwiazdę wieczoru. A to z kolei oznaczało chwilę spokoju w budce, którą obsługiwałam. Nikt nie chciał przegapić najważniejszegostarcia.

Podałam ostatniemu klientowi piwo i oparłam się o kontuar. W kieszeni moich spodni zawibrował telefon. Znałam treść kilku wiadomości, jeszcze zanim je odczytałam. Tata i moi znajomi z Florydy namawiali mnie do powrotu do domu. Ten pierwszy sądził, że popełniłam ogromny błąd, a drudzy – że oszalałam, bo zerwałam zaręczyny i przeprowadziłam się do Teksasu, gdzie rozpoczęłam dorywczą pracę narodeo.

– Pewien przystojniak mnie o ciebie pytał. W dodatku zawodnik! – Emma pojawiła się obok i sprawiła, że przestałam się zastanawiać, co imodpisać.

– Tak? – zapytałam, sama nie wiedziałam, czy mnie tocieszy.

– No, totalnie genialna informacja! Gdybyś tylko bardziej zwracała uwagę na otoczenie, sama byś zauważyła, że cię obserwował. Opowiedziałam mu o tobie same boskie rzeczy – paplała podekscytowana. – Później zajrzy do naszego stoiska. Ma na imię Nathaniel, ładnie, prawda?

– Emma, ja raczej nie szukam chłopaka – wtrąciłam szybko, gdy nabierałatchu.

– Oj, Isabella, sądzisz tak tylko dlatego, że jeszcze nie zobaczyłaś z bliska naszych boskich ujeżdżaczybyków.

Znałam ją od tygodnia, ale już zdążyłam się przekonać, że kiedy sobie coś wymyśli, jest jej to równie trudno wyperswadować, jak przerwać słowotok dziewczyny. W ciągu następnych kilku minut dowiedziałam się całkiem sporo o Nathanielu i przyznaję, sama zaczęłam być nim odrobinę zainteresowana. Zwłaszcza po zobaczeniu jegozdjęć.

Wkrótce znowu miałyśmy z Emmą pełne ręce roboty. Sprzedałyśmy morze napojów i przekąsek. Choć zdecydowałam się na tę pracę, bo nie miałam innego wyboru, to ją polubiłam. Jako fotograf nie znalazłabym w tej okolicy wielu zleceń. Rodeo w Lubbock odbywało się raz w tygodniu i tylko przez miesiąc, ale lepsze to niż nic. Dostawałam tu wysokie napiwki, a atmosfera dzikiego zachodu była nie dopodrobienia.

Gdy zbliżała się godzina zamknięcia, poszłam na tyły areny, by wyrzucić śmieci. Tuż przy kontenerach usłyszałam za sobą kroki. Odwróciłam się i dostrzegłam zmierzającego w moją stronę mężczyznę. Dawno zapadł już zmrok, a w dodatku nie było tutaj nikogo innego. Nieco zaalarmowana wrzuciłam worki do śmietnika i ruszyłam w drogę powrotną. W świetle kilku lamp widziałam, że nieznajomy ma na sobie typowy dla ujeżdżaczy bykówstrój.

Kiedy już prawie się minęliśmy, niespodziewanie złapał mnie za ramię. Gwałtownie się cofnęłam i wyrwałam z jego lekkiegochwytu.

– Isabella? – zapytał.

Twarz mężczyzny kryła się w cieniu stetsona, który nosił, ale mimo to byłam pewna, że jest miobcy.

– Nie sądzę, że sięznamy.

– No tak, gdzie moje maniery. NathanielJohnson.

Uścisnęłam jego wyciągniętą rękę. Mógł podejść do naszej budki, a nie czaić się na mnie w odludnymmiejscu.

– Isabella, ale to już wiesz. Wybacz, spieszę się, zarazzamykamy.

Chciałam go minąć, ale stanął mi nadrodze.

– Obserwowałem cię caływieczór.

W ustach Emmy brzmiało to pochlebnie, w jego – złowieszczo.

– Tak, słyszałam odkoleżanki.

– Naprawdę? – zapytał zzadowoleniem.

Ponownie spróbowałam przejść obok, ale mi niepozwolił.

– Przepuśćmnie.

– Jesteś taka śliczna – kontynuował, nic nie robił sobie z mojego polecenia. – Chodź, skoczymy domnie.

– Nie – odpowiedziałam już słabszym ze strachugłosem.

Nim się spostrzegłam, popchnął mnie i przyparł do ściany areny. Nawet nie krzyknęłam. Panika ścisnęła migardło.

– Kotku, wiem, że tego pragniesz – wyszeptał i przesunął kciukiem po moimpoliczku.

Chciał jeszcze coś dodać, ale wtedy ktoś go ode mnieodciągnął.

– Pani powiedziała „nie”.

Szeroko otwartymi oczami wpatrywałam się, jak nieznajomy wymierza Nathanielowi cios. Niestety na tym się nie skończyło, bo ten nie pozostał mudłużny.

Nigdy nie sądziłam, że z mojego powodu pobije się dwóch kowbojów. Obaj byli wysocy i silni, a do tego zwinni. Nie potrafiłam stwierdzić, który z nich ma przewagę. Mój wybawca wydawał się niepokojąco spokojny, skupiony na każdym ruchu przeciwnika. Nathaniel w tym czasie obrzucał wyzwiskami nas oboje. Jego agresja i złość kojarzyły mi się z bykami, które zawodowo ujeżdżał. Z nosa zaczęła mu się sączyć krew, ale on zdawał się tym nie przejmować albo nawet tego niezauważać.

Przecież jeśli zaraz tego nie przerwę, oni siępozabijają.

Krzyknęłam najgłośniej, jakpotrafiłam:

– Dość!!!

Ten, który stanął w mojej obronie, na moment na mnie spojrzał. To kosztowało go uderzenie w twarz. Skrzywiłam się, musiało naprawdę zaboleć. W końcu zamieszanie zwróciło uwagę trzech pracowników areny. Rozdzielili kowbojów, a po krótkich wyjaśnieniach wyprowadziliNathaniela.

Drugi z mężczyzn podniósł z ziemi swój kapelusz. Otrzepał go i wsunął na głowę. Miał rozciętą dolną wargę. Wyglądał tak… mrocznie. Może to dlatego, że od stetsona po czubki kowbojek był ubrany na czarno. Do tego dochodziły ciemny zarost i uważne spojrzenie zielonych oczu, którym mnieobrzucił.

– Dobrze się czujesz? – zapytał. – Jesteś śmiertelnieblada.

– Chyba tak. – Przyłożyłam dłoń do piersi, jakbym sprawdzała, czy wciąż bije mi serce. Mój wzrok padł na jego rozchełstaną po walce koszulę. – Czy coś cię boli? Potrzebujesz czegoś? Możeapteczki?

– Nie – rzuciłkrótko.

– Dziękuję. – Wyciągnęłam do niego rękę. – Mam na imięIsabella.

– David. – Przytrzymał moją dłoń nieco dłużej, niż to konieczne. – Nie jesteś stąd, co?

– Nie do końca. Muszę wreszcie kupić kapelusz, by aż tak się niewyróżniać.

– Nie masz stetsona? – zdziwiłsię.

Pokręciłamgłową.

– Kowbojek teżnie.

Zrobił taką minę, że nie mogłam się nie uśmiechnąć. Moje braki w garderobie wywołały w nimniepokój.

– Isabello, co ci tyle schodzi z tymi śmieciami? – Emma znalazła się obok i uważnie mi się przyjrzała. – Co jej zrobiłeś, David? – zapytałaoskarżycielsko.

Najwidoczniej wciąż musiałam wyglądać naprzestraszoną.

– Ja? Nic.

– Jakoś ci nie wierzę. – Chwyciła mnie pod rękę. – Nie przejmuj się nim. Jestgburem.

– Wyjaśnię ci wszystko, ale czy możemy już iść? – poprosiłam. Pragnęłam się znaleźć w swoim łóżku, w bezpiecznym domu ciotkiJoe.

Emma pokiwałagłową.

– Jeszcze raz dziękuję zapomoc.

Kowboj już mi nie odpowiedział. Odwrócił się i poszedł w swojąstronę.

Zabrałyśmy z Emmą torebki i skierowałyśmy się na parking. Wciąż pod wpływem silnych emocji opowiedziałam jej o spotkaniu z przeklętym Nathanielem. Bardzo się przejęła. Zaczęła zapewniać, że nie słyszała o nim podobnychhistorii.

– Czuję się winna. Próbowałam was ze sobą umówić. – Ukryła twarz wdłoniach.

– O nie. Ani ty, ani ja nie zrobiłyśmy nic złego. To on jest kretynem, który nie rozumie słowa „nie” – odpowiedziałam zzawziętością.

– Masz rację. Na pewno jesteścała?

– Tak. Powinnyśmy już wracać. Obie nas czeka długa droga dodomu.

– W razie czegodzwoń.

Emma mnie objęła, a potem wsiadła do samochodu i ruszyła. Dobrze było mieć w tym jeszcze obcym miejscukoleżankę.

Wyszukałam w telefonie moją ulubioną playlistę i dopiero wtedy wyjechałam na drogę. Odetchnęłam głęboko i wsłuchałam się w pełen pozytywnego przekazu tekst pierwszej z piosenek. Nie chciałam teraz myśleć o tym, jak mógłby się potoczyć wieczór, gdyby nie pomoc Davida. Najpierw musiałam dotrzeć dodomu.

2

Przez kilka następnych dni rozpamiętywałam to, co się wydarzyło. Ostatecznie Nathaniel nic mi nie zrobił i nie wiadomo, czy do czegokolwiek by się posunął, ale i tak śnił mi się każdejnocy.

Byłam pewna, że jeszcze zobaczę go na arenie. Miałam jednak nadzieję, że więcej się do mnie nie zbliży. Przez moment rozważałam odejście z pracy, ale wszystko buntowało się we mnie przeciwko takiejdecyzji.

Dlaczego to ja miałabym ponosićkonsekwencje?

To ten parszywy dupek powinien dostać zakaz pojawiania się na rodeo. Do czego oczywiście nie dojdzie. Był zawodnikiem, nie skrzywdził mnie fizycznie, a cała sytuacja sprowadzała się do jego słowa przeciwkomojemu.

I bądź tukobietą.

Takie ponure rozmyślania do mnie nie pasowały. Zazwyczaj byłam pełna pozytywnej energii. Dlatego też poszłam się poszwendać z aparatem po Roaring Springs. Szukanie nowych kadrów należało do moich ulubionych zajęć. Liczyłam, że poprawi minastrój.

Tak też się stało. Czułam się lepiej z każdym zrobionym zdjęciem. Panował tu niepodrabialny klimat małego teksańskiego miasteczka. Naprawdę małego, bo z zaledwie dwustoma kilkoma mieszkańcami. W niecałą godzinę obeszłam niemal wszystko: domy, parę sklepików, kościół baptystów, posterunek policji, kawiarnię, porzucony budynek liceum oraz niewielki hotel. Ten ostatni należał do mojej ciotki Joe, więc przy okazji wypiłam z niąkawę.

Później przypomniałam sobie o jednym miejscu, którego jeszcze nigdy nie widziałam. Prawdopodobnie najważniejszym w okolicy, a przynajmniej dawniej dla mojejrodziny.

Wróciłam do domu, chwyciłam kluczyki od samochodu, stare zdjęcie i dziesięć minut później wjechałam do Matador. Miasteczko było niewiele większe od Roaring Springs. Mimo to nie znalazłam swojego celu od razu. Nie miałam dokładnego adresu, a przez przeszło trzydzieści lat od zrobienia zdjęcia wiele się tuzmieniło.

Gdy już chciałam się poddać i zadzwonić do ciotki po pomoc, coś w mijanym ranczu zwróciło moją uwagę. Zatrzymałam się na poboczu i wysiadłam. Wyciągnęłam przed siebie fotografię, która przedstawiała mojego tatę ubranego w typowy kowbojski strój, z koniem u boku na terenie jego rodzinnej ziemi. Nazwa gospodarstwa się zmieniła i dosłownie wszystko wyglądało inaczej, ale czułam, że to właśnie tomiejsce.

Sięgnęłam po aparat. Na drodze pojawił się samochód. Zatrzymał się tuż przymnie.

– To teren prywatny, wolałbym, żeby schowała pani kamerę – powiedział przez opuszczoną szybę starszy mężczyzna w białymstetsonie.

– Oczywiście, przepraszam. Ranczo należało kiedyś do mojej rodziny, stąd to zainteresowanie. Nazywam się Isabella Morgan – dodałam, by ostatecznie goprzekonać.

Rozpromieniłsię.

– Od JackaMorgana?

– Jestem jegocórką.

– W takim razie witaj, Isabello. – Wyciągnął do mnie rękę. – Tom Harrison. Twój ojciec nie popełnił błędu, sprzedając mi ranczo. Jedź za mną, pokażę ci, co z nimzrobiłem.

– Naprawdę? – ucieszyłamsię.

– Oczywiście, oprowadzę cię poterenie.

Posłałam mu szeroki uśmiech i pobiegłam do swojego auta. Uwielbiałam teksańską gościnność. Wjechałam za Tomem kilka kilometrów w głąb posesji. Zatrzymaliśmy się przed domem. Był ogromny i naprawdę piękny, choć dośćstary.

– Nie zburzyliśmy go, tylko wyremontowaliśmy – wyjaśniłTom.

Tym razem pozwolił mi zrobić zdjęcia. Chciałam wysłać je tacie, mimo że nie wiedziałam, jak na nie zareaguje. Dwadzieścia dziewięć lat temu opuścił Teksas i od tego czasu ani razu go nie odwiedził. Miał wielkie ambicje, które nie obejmowały prowadzenia odziedziczonego po zmarłych rodzicach zadłużonegorancza.

Część mnie od zawsze wyrywała się do tego miejsca. Żałowałam, że nigdy mi go nie pokazał. Tu były moje korzenie, które chciałampoznać.

Tom zabrał mnie do stajni, a wtedy zadzwoniła jegokomórka.

– Przepraszam, Isabello, ale muszę coś pilnie załatwić – powiedział, gdy skończył rozmowę. – Nie możemy dalejspacerować.

Spojrzałam na ślicznego kasztanowego konia, który właśnie trącił mnie łbem. Zdecydowanie nudziło mu się w boksie. Wpadłam napomysł.

– A może przejechałabym się po ranczu konno? – zapytałam niepewnie. Nie chciałam nadużywać już i tak ogromnejgościnności.

– Nie ma problemu. Baw siędobrze.

– Bardzodziękuję!

Nie wierzyłam we własne szczęście. Mój tata mógł porzucić kowbojski kapelusz, ale nauczył mnie jeździć konno, i to nie byle jak. Niedługo później mknęłam galopem po gęstych trawach pastwisk. Śmiałam się głośno, a wiatr targał moimi włosami. Czułam sięwolna.

Zatrzymałam się w cieniu dębu, żeby koń mógł złapać oddech, i wtedy zauważyłam kogoś na sąsiadującej działce. Pewien kowboj naprawiał liche ogrodzenie, które oddzielało od siebie rancza. Umięśnionymi ramionami podniósł zawaloną część i wbił ją w ziemię. Musiała mu doskwierać wysoka temperatura, bo ściągnął kapelusz i otarł pot z czoła. Jednak na tym nie poprzestał. Jednym ruchem pozbył się swojejkoszulki.

OChryste…

Był teraz w samych dżinsach podtrzymywanych paskiem z dużą charakterystyczną klamrą, no i w kowbojkach. Miał opaloną skórę i wspaniale zaznaczone mięśnie. Odruchowo sięgnęłam po aparat, a mój palec jakoś tak omsknął się na przycisk migawki. Mężczyzna wyglądał jak senne marzenie i patrzył… prosto na mnie! Czy widział, że zrobiłam muzdjęcie?!

– Hej! – zawołał, a ja w panice pociągnęłam zalejce.

Chyba jednak przeceniłam swoje dżokejskie umiejętności. Koń stanął dęba. W ostatniej chwili udało mi się go objąć za szyję i dzięki temu nie zlecieć. Gdy już opadł na cztery nogi, tuż przy nas znalazł się nikt inny jak obiekt moich nowychfantazji.

– Uważaj na niego – rzuciłbeznamiętnie.

Pogłaskał uspokajająco konia po głowie. Przyjrzałam się twarzy kowboja i rozpoznałam w nim mężczyznę, który pomógł mi z przeklętymNathanielem.

– David? – wydukałamzaskoczona.

Przytaknął.

– Pracujesztu?

– Mieszkam. To moje ranczo. – Wskazał kciukiem zasiebie.

Wzrok zjechał mi na jego biceps. Zaczęło mi być bardzo, ale to bardzo gorąco. Usiłowałam się skupić na słowach mężczyzny. Pewnie nie powinno mnie dziwić, że go spotkałam. Taki urok malutkichmiasteczek.

Koń cicho parsknął i przyjaźnie trącił gołbem.

– Lubi cię – zauważyłam zuśmiechem.

David mruknął coś pod nosem. Emma mi ostatnio mówiła, że za nim nie przepada, bo mają skrajnie różne charaktery. Zaczynałam todostrzegać.

– Wiesz, w innych okolicznościach bylibyśmy sąsiadami – powiedziałam wesoło. – Stoisz na ziemi, która lata temu należała do mojejrodziny.

Zmarszczyłbrwi.

– Jak masz na nazwisko? – zainteresował sięniespodziewanie.

– Morgan.

Nic na to nie odpowiedział, ale po jego twarzy przemknął grymas.

Rozmowa z nim mnie męczyła. Wydawał się ponury i małomówny. Może i ostatnio mi pomógł, ale raczej na tym zakończymy znajomość. A szkoda, bo tociało…

Boże, o czym ja w ogólerozmyślałam.

– Muszę już wracać. Pa, David.

Posłałam mu wymuszony uśmiech. Miałam nadzieję, że już więcej na siebie niewpadniemy.

Wróciłam do stajni i po pożegnaniu z Tomem opuściłam ranczo. Zatrzymałam się na moment w sklepie, a potem wjechałam na podjazd ogromnego domu ciotki Joe. Z tego, co się orientowałam, otrzymała go po rozwodzie z pierwszym mężem, natomiast trzeci małżonek go ładnie wyremontował. Budynek już z zewnątrz robił wrażenie, a w środku był cudownie przytulny. Bardzo dobrze się w nimczułam.

Przed moją przeprowadzką do Teksasu nie miałyśmy z ciotką zbyt zażyłych relacji. Przyjeżdżała do nas rzadko, a my do niej wcale. Mimo to po moim płaczliwym telefonie, kiedy wyżaliłam się jej, że nie chcę już tak żyć, przyjęła mnie z otwartymiramionami.

Tak samo zrobiła, gdy po wejściu do kuchni pomachałam jej butelką zwinem.

– Isabella, no nareszcie. Jesteśmy na końcu świata, a ty zniknęłaś na pół dnia. Nie potrafiłam wymyślić, gdzie siępodziałaś.

Porwała z mojej ręki butelkę i rozlała alkohol. Pyszny zapach przyciągnął mnie do kuchenki. Nałożyłam sobie sporą porcję chilli con carne. Teksańskie dania przypadły mi do gustu. Pewnie dlatego, że miały w sobie wiele z kuchnimeksykańskiej.

– Odwiedziłam wasze dawne ranczo wMatador.

– Naprawdę?

– Tak, poznałam Toma Harrisona. Był bardzo gościnny. Pożyczył mi nawetkonia.

Usiadłyśmy na tarasie. Zachodzące słońce odgrywało na niebie najcudowniejszy spektakl. Do tego otaczała nas cudownie kojąca cisza, a delikatny wiatr przynosił ochłodę. To wszystko w połączeniu z pysznym posiłkiem i kieliszkiem wina wspaniale mnierelaksowało.

– Cieszę się, że mój rodzinny dom trafił w jego ręce. Chociaż czasami tego żałuję. – Ciotka w zamyśleniu spojrzała na ogród. – Mój ówczesny mąż Josh przekonał mnie, że zatrzymanie rancza byłoby nieopłacalne. Stwierdził wręcz, że to miejsce nas zrujnuje. Tymczasem trzy dekady później Tom dzięki tej ziemi jest jednym z najbogatszych ludzi w okolicy. Za to do ruiny doprowadził nasze ówczesne finanse oraz nasz związek uprawiający hazardJosh.

Uwielbiałam słuchać jej historii miłosnych. Można by na ich podstawie nakręcić wiele filmów i w każdym nie zabrakłoby zwrotów akcji. Ciotka była bardzo kochliwa, ale i znała swoją wartość. Niejednego mężczyznę wyrzuciła zadrzwi.

– Przynajmniej w tym domu nie masz, ciociu, żadnych męczących sąsiadów – zauważyłam, bo moje myśli, jakoś tak przez cały czas wracały do pewnegokowboja.

Spojrzała na mnieuważnie.

– O których sąsiadachmówisz?

– Ma na imię David. Nie znamnazwiska.

– Młody Turner. Uważaj naniego.

Zmarszczyłam czoło. Sądziłam, że był, zgodnie ze słowami Emmy, gburem, ale powaga w głosie ciotki trochę mi do tego osądu niepasowała.

– Dlaczego? – zapytałam.

– Nie lubiłam jegoojca.

Wyprostowałam się gwałtownie, niemal wylewając przy tymwino.

– Zaraz, czy ty wyszłaś za jego tatę zamąż?

Ciotka parsknęłaśmiechem.

– Sensowne pytanie, ale nie. Zaprosił mnie raz czy dwa na tańce, jednak to by było na tyle. Nie patrz na mnie tak sceptycznie – oburzyła się, chociaż wciąż wyglądała narozbawioną.

Z nią to nigdy niewiadomo.

– Jak tu pięknie – westchnęłam po chwili, gdy ostatnie promienie zachodzącego słońca znikały zahoryzontem.

– Powtarzasz to codziennie – zauważyła ciotka, ale sama również się odwróciła, bypopatrzeć.

– I chyba mi się nie znudzi. To miejsce wygrywa nawet z widokami zplaży.

– Niech cię tylko twój tata usłyszy. Przerazi się, co twoje rodzinne strony z tobą zrobiły. – Rozpromieniła się. – Wiem, sama mu o tympowiem.

3

W sobotni wieczór arena w Lubbock przeżywała prawdziwy najazd miłośników rodeo. Do budki z napojami i przekąskami ustawiła się długa kolejka, ale to nie powstrzymało mnie przed obserwowaniem otoczenia. Wolałam być gotowa, w razie gdyby pojawił się Nathaniel, chociaż Emma sądziła, że po bójce odpuści. Tak czy siak, na wszelki wypadek trzymałyśmy się razem, a przynajmniej dopóki ona z tajemniczą miną gdzieś niezniknęła.

Wróciła piętnaście minut później z dwoma mężczyznami uboku.

– Nie uwierzysz, co udało mi się załatwić – powiedziała piskliwie. Nawet nie czekała na moją odpowiedź. – Andrew i Malcolm nas zastąpią. Możemy iść obejrzećzawody!

– Naprawdę?! – krzyknęłam i z radością rzuciłam się jej naszyję.

– Znam ich od dziecka, a poza tym mam urodziny – szepnęła izachichotała.

Byłam podekscytowana. Nie widziałam jeszcze ujeżdżania byków na żywo. Za to wiele o nimsłyszałam.

Emma poprowadziła mnie na trybuny. Minęłyśmy wszystkie rzędy miejsc. W porównaniu z tym, co się tu działo, przy naszej budce wcale nie było głośno. Ludzie wpatrywali się w nas z zazdrością, gdy zostałyśmy wpuszczone przejściem dla pracowników i zawodników. Znajdowałyśmy się teraz najbliżej centrumwydarzeń.

– Przeżyję teraz prawdziwy chrzest, co? – zapytałamEmmę.

Roześmiałasię.

– A żebyświedziała!

Teren był duży i porządnie ogrodzony. Na środku suchego podłoża wierzgał byk, na którego grzbiecie usilnie próbował się utrzymać mężczyzna. Zwierzę było ogromne i wściekłe. Rzucało się tak bardzo, że zakryłam usta dłonią. W pobliżu kręciło się trzechkowbojów.

Cała scena trwała zaledwie moment. Ten czas odmierzał wielki stoper z czerwonymi cyframi zawieszony całkiem wysoko, tuż przy miejscu komentatorów. Głośny sygnał, od którego zabolały mnie uszy, obwieścił upłynięcie ośmiu sekund. Zawodnik zeskoczył z byka w dość mało elegancki sposób i na pewno cały się przy tym poobijał, ale nie dało sięinaczej.

Zwierzę natychmiast ruszyło na niego, ale jeden z kowbojów odwrócił jego uwagę. Mężczyzna zerwał się z ziemi i pobiegł za ogrodzenie. Zrobił to w ostatniejchwili.

Emma wznosiła razem z tłumem radosne okrzyki, jednak ja stałam jakwmurowana.

Wyobrażałam sobie to wszystko mniej… brutalnie. Może było to z mojej strony naiwne, ale naprawdę sądziłam, że to bezpieczniejszy sport. Tymczasem zawodnicy ryzykowaliżycie.

– Spójrz na wynik! – Emma ścisnęła moje ramię i aż podskoczyła. – Pięknie! Sędziowie dobrze goocenili.

W trakcie dwóch kolejnych występów tłumaczyła mi zasady. Najważniejsza z nich głosiła, że zawodnik musi się utrzymać na byku osiem sekund. Dopiero wtedy są mu przyznawane punkty od sędziów. Rodeo w Lubbock było lokalne i wyniki nie liczyły się w rankingu, który prowadził do wyłonienia światowego mistrza, ale ten, kto dzisiaj wygra, zgarnie nagrodępieniężną.

– Zniknął z areny na kilka lat, lecz wrócił i na pewno marzy o zwycięstwie! – zagrzmiał komentator. – Panie i panowie, David Turner na grzbiecie SmokeCityyy!

Wbiłam spojrzenie w zamknięty jeszcze boks, ponad którym było widać siedzącego na byku mężczyznę. Miał na głowie kask przypominający te noszone przezhokeistów.

– Emma, czy to ten David, o którymmyślę?

– Ten sam. Nie wiedziałaś, że jestzawodowcem?

Westchnęłam.

– Powinnam była siędomyślić.

Podczas pracy wiele razy słyszałam to imię i nazwisko, padły nawet z ust ciotki Joe, ale jakoś nie połączyłamfaktów.

– Występuje jako ostatni. Szybko posprzątamy i możemy jechać domnie.

Uśmiechnęłam się. Wychodziłyśmy do baru świętować dwudzieste trzecie urodzinyEmmy.

– Nie mogę się doczekać – odpowiedziałamwesoło.

Potem zamilkłyśmy, bo David dał znak, by otworzyć boks. Byk zachowywał się jeszcze bardziej dziko niż poprzednie. David, tak jak należało, trzymał się go jedną ręką. Raz miałam wrażenie, że spadnie, ale jakimś cudem udało mu się utrzymać. Zakryłam twarz dłońmi i podglądałam przez palce. To było najdłuższe osiem sekund w moimżyciu.

Tłum wiwatował, a David bezpiecznie uciekł za ogrodzenie. Miał na sobie ciemną koszulę, a na niej charakterystyczną dla ujeżdżaczy skórzaną, w jego wypadku czerwoną, kamizelkę. Dżinsy przykrywały dopasowane materiałem i kolorem do kamizelki osłony z długimi frędzlami ciągnącymi się wzdłuż nogawek. Na stopy włożył, jakżeby inaczej, kowbojki.

Żałowałam, że nie miałam na czym usiąść, bo nogi zrobiły mi się jak z waty. Oczywiście z powodu jego emocjonującejjazdy.

– Ale się przejęłaś – zaśmiała się Emma. – Chodź, bo utkniemy w korku dowyjścia.

Szybko przemknęłyśmy przez trybuny. W rekordowym czasie ogarnęłyśmy rozgardiasz w budce i już nas nie było. Pojechałyśmy osobnymi autami do mieszkania Emmy, aby tam się przygotować dowyjścia.

Doceniałam to, że udało mi się tak prędko znaleźć koleżankę. Może i Emma była ode mnie o siedem lat młodsza, ale zazwyczaj nawet tego nie odczuwałam. Za to Teksas od razu bardziej przypominałdom.

Coraz rzadziej myślałam o powrocie na Florydę. W pierwszych dniach tutaj zdarzało mi się to dość często. Pewnie musiałam się przyzwyczaić i odnaleźć w nowym otoczeniu. Nie wiem, co takiego było w tym stanie, ale pierwszy raz czułam się na swoimmiejscu.

Nawet gdy Emma załamywała nade mną ręce, bo żaden z jej stetsonów na mnie nie pasował. Najwyraźniej miałam mniejszą od niejgłowę.

– Nie możesz tak pójść. Każdy rozpozna, że kapelusz źle leży – biadoliła.

– Mówiłam ci już, że mogę iść bez. – Podeszłam do lustra i poprawiłam połyskującą, obcisłąspódniczkę.

– Kup sobie w końcu jeden, a najlepiej kilka w różnych kolorach – rozkazała.

– Tak jest! – Zasalutowałam, a ona wystawiła mijęzyk.

Dzięki prostownicy zapanowałam nad moimi nieco napuszonymi włosami. Naturalnie były w odcieniu ciemny blond, ale przez całe życie słońce malowało mi w nichrefleksy.

Emma tym razem kręciła nosem na moje sandałki na obcasie. Sama do różowej sukienki wybrała kowbojki. Koniec końców odpuściła, ale ostrzegła mnie, że będę sięwyróżniać.

Miała rację. Po wejściu do baru wiele osób się we mnie wpatrywało. Niespecjalnie się tym przejęłam. Tak samo zignorowałam leciutki ból głowy. Tęskniłam za podobnymi wypadami i chciałam miło spędzićczas.

Kilkoro znajomych Emmy już na nas czekało. Zamówiłam bezalkoholowego drinka i wciągnęłam się w rozmowę. Pomimo że bar pękał w szwach i tak powstało miejsce do tańczenia. Parsknęłam pod nosem śmiechem, gdy ktoś podgłośnił piosenkęcountry.

– Isabella, chodź! – Olivia wyciągnęła mnie i inne dziewczyny na umownyparkiet.

Naprawdę dobrze mi się tańczyło do takiej muzyki. Każdy wokół nosił kapelusz i kowbojki, często koszulę w kratę i ozdobną klamrę przy pasku spodni. Nigdy nie byłam na podobnej imprezie. Przyszła kolej na taniec liniowy, nie znałam kroków, ale i tak próbowałam. Bawiłam sięcudownie.

Potem każda z nas została poproszona do tańca. Przez to, że wyróżniałam się ubiorem, okazałam się najbardziej rozchwytywaną partnerką. Cóż, tańczenie z kowbojami również nie należało do mojejcodzienności.

W pewnym momencie tknięta przeczuciem, rozejrzałam się po pomieszczeniu. Moje spojrzenie padło na mężczyznę w czarnym stetsonie. Opierał się o bar i patrzył prosto na mnie. Rozpoznałam w nimDavida.

Wspomnienie jego półnagiego ciała momentalnie mnie ożywiło, a zainteresowanie, jakie wzbudzałam na parkiecie, dodało pewności siebie. Moje ruchy stały się bardziej sensualne. Wciąż tańczyłam z innym mężczyzną, ale już nie zwracałam na niego uwagi. Nie przerywając kontaktu wzrokowego z Davidem, wsunęłam dłonie pod włosy i poruszyłambiodrami.

Mój partner musiał zauważyć zmianę w moim zachowaniu, bo przysunął się bliżej. Objął mnie w talii i dopasował ruchy do moich. Spuściłam Davida z oka jedynie na chwilę, a on już był przy nas i goodciągał.

– Spadaj – rzucił.

Ten początkowo wyglądał, jakby chciał zaprotestować, ale David nad nim górował i przybrał groźną minę, więc bez słowa się ulotnił. Zanim jakkolwiek na to zareagowałam, znowu miałam przy sobie męskie ciało. David zaczął ze mną tańczyć. Dotykał mnie bardziej zdecydowanie i odważniej niż jegopoprzednik.

Jezu, w głowie mi szumiało, chociaż nie wypiłam alkoholu, i byłam podniecona. Nie myślałam jasno, gdy go wcześniej prowokowałam ani gdy teraz bezwstydnie obróciłam się w jego ramionach i o niego otarłam. Straciłam nad sobąkontrolę.

Usta Davida znalazły się na mojej szyi, dłonie nacisnęły na biodra, ale narastające pulsowanie w prawej skroni zaczęło przywracać mnie do rzeczywistości. Głośna muzyka nie wpłynęła pozytywnie na mój, jeszcze niedawno znośny, bólgłowy.

Co ja najlepszegowyprawiałam?

Wysunęłam się z jego objęć. Nie patrząc mu w twarz, wymamrotałam przeprosiny, których na pewno nie usłyszał, iuciekłam.

Chciałam pójść do toalety, ale po drodze stwierdziłam, że spokojniej niż tam będzie na zewnątrz. Chłodne powietrze na dobre mnie ocuciło, a cisza przyniosła ulgęgłowie.

Czy ja kompletnie postradałam zmysły? Takie zachowanie nie było w moim stylu. Nigdy nie wyprawiałam podobnych rzeczy z praktycznie obcym mężczyzną. Przecież nawet go nie lubiłam i on mnie na pewno teżnie.

Skrzywiłam się na widok świateł mijającego mnie samochodu. Rozpoznawałam objawy. Nadchodziła migrena. Kolejny powód, żeby natychmiast wrócić dodomu.

– Jak siębawisz?

Odwróciłam się na dźwięk nieznanegogłosu.

– Nathaniel – wyszeptałam, a potem odchrząknęłam. – Czego chcesz? – Starałam się brzmieć głośniej ipewniej.

Nie mógł sobie wybrać gorszego momentu na pojawienie się obok. Tyle dobrego, że nie byliśmy sami. Nieopodal grupka osób paliła papierosy, ale i tak miałam ochotęuciekać.

– Porozmawiać, Isabello.

– A ja nie chcę rozmawiać z tobą, więc daj mi świętyspokój.

Chwiał się na nogach. Musiał byćpijany.

– Dla niego nie jesteś taka niemiła – wybełkotał. – To jego wolisz, ale jeszcze coś na niegoznajdę.

Nie wiedziałam, o czym on mówił. Od tych bzdur tylko bardziej rozbolała mniegłowa.

– Idź stąd – rozkazałam.

Tuż za nim pojawił się David. Wyglądał na wytrąconego zrównowagi.

– Radziłbym jej posłuchać – ostrzegł złowróżbnie spokojnymtonem.

Nathaniel uniósł uspokajająco ręce i zatoczył się dotyłu.

– Nie szukamkłopotów.

Wycofał się z powrotem do środka, po drodze na kogośwpadając.

– Czy to jedyny bar w okolicy, skoro spotykam tu was obu? – Czułam, że zadałam pytanieretoryczne.

– Właściwie totak.

Nie patrzyłam na niego. Choć starałam się skupić na czymś innym, moje myśli odlatywały do wydarzeń z parkietu. Zarumieniłam się, a to sprawiło, że zapragnęłam się zapaść pod ziemię. Zapadła niezręcznacisza.

Niespodziewanie dopadła mnie tak silna fala bólu głowy, że się skrzywiłam i zamknęłam oczy. Pomasowałamskronie.

– Isabello, co siędzieje?

– Mam migrenę – wymamrotałam.

David chwycił mnie pod ramię, a ja nie miałam siły protestować ani pytać, dokąd mnieprowadzi.

– Usiądź – poleciłszorstko.

Opadłam na ławkę. Musiałam się dostać do leków, które trzymam w szafce nocnej. Dawno nie męczyła mnie migrena, dlatego nie nosiłam ich ze sobą. Wygrzebałam z torebkikluczyki.

– Co robisz? – David stał nade mną z założonymi na piersiachrękami.

– Jadę do domu. – Przez mój zamroczony umysł przemknęła myśl, że o czymś zapomniałam. Albo raczej o kimś. – Emma. Muszę jej powiedzieć, że wychodzę zimprezy.

– Chyba sobie żartujesz – odpowiedział ze złością. – Nie będzieszprowadzić.

Chciałam zaprotestować, ale gdy otworzyłam usta, znowu mocniej rozbolała mnie głowa. David miał rację. Sięgnęłam po komórkę i wysłałam do Emmy wiadomość z pytaniem, czy może tutaj do mnie przyjść. Dość szybko ją odczytała i spełniła mojąprośbę.

– Załatwię trzeźwego znajomego, który podrzuci cię do domu – obiecała, kiedy do mnie dołączyła i wszystko wyjaśniłam. – Na taksówkę czekałybyśmywieki.

– Ja cię odwiozę – odezwał się David. – Niepiłem.

Obie spojrzałyśmy na niego zdziwione. Dwa razy stanął w mojej obronie, obściskiwał się ze mną na parkiecie, teraz oferował mi pomoc, a tymczasem na ranczu nie dało się z nim porozmawiać. Nie rozumiałam tegofaceta.

– A jak sam wrócisz? – zapytałam.

– Twoim autem. O ile nie przeszkadza ci, że oddam jerano.

– W porządku – odpowiedziałam i wstałam z ławki. Pewnie podjęłam złą decyzję, ale chciałam już się znaleźć w domu, bo wiedziałam, że z moją głową będzie jedynie gorzej. – Tylko postaraj się nie byćburkliwy.

Podałam mu kluczyki i pożegnałam się z Emmą. W samochodzie oparłam głowę o zagłówek i zamknęłam oczy. Nie życzyłam napadu migreny nawet największemuwrogowi.

Większość drogi upłynęła nam w zupełnej ciszy. Gdy fala bólu na moment odpuściła, zerknęłam na Davida. W świetle mijanej latarni zauważyłam, że prawy nadgarstek miał owinięty bandażem. Zastanawiałam się, czy to aby nie pamiątka po dzisiejszejkonkurencji.

– Widziałam cię, jak ujeżdżałeś byka – wymsknęło misię.

Mruknął coś w odpowiedzi. Sądziłam, że nic więcej nie powie, więc ponownie przymknęłamoczy.

– Za tydzień też będziesz kibicować? – zapytał pochwili.

– Nie, drugi raz się z Emmą nie wymkniemy z budki. – Zacisnęłam zęby, kiedy tępe pulsowanie znowu się wzmogło. – To niebezpieczny sport, prawda? – dodałam. Może odwracanie uwagi od bólu sprawi, że szybciej dotrzemy na miejsce. Dlaczego w Teksasie wszędzie było takdaleko?

– Prawda. Ludzie, którzy robią to zawodowo, muszą być uzależnieni od adrenaliny iszaleni.

– Widzę, że masz same wspaniałe cechy – powiedziałamironicznie.

– Ja akurat jeżdżę na rodeo, bo nie mam innegowyjścia.

Chciałam zapytać dlaczego, ale ugryzłam się w język. To wydało mi się zbyt osobistąsprawą.

– Komentator wspomniał dzisiaj, że miałeś kilkuletnią przerwę od zawodów – zagadnęłam zamiast tego. – Skąd takadecyzja?

Skrzywiłsię.

– Dziesięć lat temu, gdy byłem młody, głupi i sądziłem, że nieśmiertelny, po jednym z występów trafiłem doszpitala.

Otworzyłam szerokooczy.

– Co sięstało?

David zacisnął mocniej dłonie nakierownicy.

– Byk wbił mi róg w klatkę piersiową. Cudemprzeżyłem.

Na moment zapomniałam o migrenie. Z pewnością nie polubię się zrodeo.

– Tostraszne.

– Dopiero wtedy zrozumiałem, że nie warto ryzykować życie na arenie – przyznał.

– A teraz coś cię zmusiło, żebyś na niąwrócił.

Nie odpowiedział. Atmosfera zrobiła się ciężka, ale właśnie zatrzymaliśmy się przed domem ciotkiJoe.

– Dziękuję, David.

Pokiwał głową. Zabrałam torebkę iwysiadłam.

– Wolę, gdy jesteś nieznośnie wesoła, mała – usłyszałam przez otwartą szybę, nimodjechał.

Zamarłam. Czy nowym objawem migreny były omamysłuchowe?

Na przekór przeszłości

Copyright © Maja Kotwicka

Copyright © Wydawnictwo Inanna

Copyright © MORGANA Katarzyna Wolszczak

Copyright © for the translation by Marcin A. Dobkowski

Copyright © for the inside art by Serperm73 |Adobe Stock

Wszelkie prawa zastrzeżone. All rightsreserved.

Wydanie pierwsze, Bydgoszcz 2025r.

ebook ISBN 978-83-7995-838-2

Redaktor prowadzący: Marcin A. Dobkowski

Redakcja: Paulina Kalinowska

Korekta: Joanna Błakita

Projekt i adiustacja autorska wydania: Marcin A. Dobkowski

Projekt okładki: Ewelina Nawara

Skład i typografia: proAutor.pl

Książka ani żadna jej część nie może być przedrukowywana ani w jakikolwiek inny sposób reprodukowana czy powielana mechanicznie, fotooptycznie, zapisywana elektronicznie lub magnetycznie, ani odczytywana w środkach publicznego przekazu bez pisemnej zgodywydawcy.

MORGANA Katarzyna Wolszczak

ul. Kormoranów 126/31

85-432 Bydgoszcz

[email protected]

www.inanna.pl

Najtaniej kupisz na: MadBooks.pl