Narzeczona na zamówienie: Szybki kurs miłości. Część I - Angelika Łabuda [ bossgirl ] - ebook

Narzeczona na zamówienie: Szybki kurs miłości. Część I ebook

Angelika Łabuda [ bossgirl ]

4,3
49,90 zł

-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Narzeczona na zamówienie powraca!

Poznaj historię Crystal Carver - przebojowej młodszej siostry Aarona Carvera

Crystal z zazdrością obserwuje nowe życie swojego brata, które ku jej zaskoczeniu ułożyło się znacznie lepiej, niż zakładała. Aaron w końcu znalazł wielką miłość, żeni się i wkrótce zostanie ojcem! Świetnie radzi sobie z prowadzeniem firmy, a dzięki czułej opiece żony coraz rzadziej wpada w kłopoty.

Tymczasem panna Carver stara się skupić na własnym związku z najlepszym przyjacielem brata, Maxem Sprayberrem. Pomimo wysiłków dziewczyny rodzice Maxa wciąż nie akceptują jej w roli wybranki syna. Aby zdobyć ich przychylność, Crystal postanawia się zmienić. Zwraca się również z prośbą do Hailey, by się dowiedzieć, jak zostać idealną kandydatką na narzeczoną. Może wtedy państwo Sprayberrowie zobaczą w niej przyszłą synową?

Jednak na drodze Crystal pojawią się nowe problemy, którym będzie musiała stawić czoła...

Czy można udawać kogoś, kim się nie jest, nie tracąc przy tym siebie? Czy miłość okaże się silniejsza od przeszkód? A może granie perfekcyjnej narzeczonej stanie się dla Crystal Carver początkiem zupełnie nowej, zaskakującej historii?

Książka dla czytelników powyżej szesnastego roku życia.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI
PDF

Liczba stron: 540

Oceny
4,3 (60 ocen)
35
12
10
2
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Paulina1603

Nie oderwiesz się od lektury

super książka. czekam na kontynuację z niecierpliwością
00
Anitatoja20000543

Nie oderwiesz się od lektury

Cudowna !
00
Panserkatt

Całkiem niezła

Pierwsza połowa rozbija bank dziur logicznych, absurdów i złotych myśli rodem z tylnej części ciała, ale później robi się lepiej.
00
aixdg

Całkiem niezła

nie podoba mi się
00
ewawojtowicz1982

Nie oderwiesz się od lektury

🥰🥰🥰
00

Popularność




Angelika Łabuda [_boss_girl]

Narzeczona na zamówienie: Szybki kurs miłości.

Część I

Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione. Wykonywanie kopii metodą kserograficzną, fotograficzną, a także kopiowanie książki na nośniku filmowym, magnetycznym lub innym powoduje naruszenie praw autorskich niniejszej publikacji.

Wszystkie znaki występujące w tekście są zastrzeżonymi znakami firmowymi bądź towarowymi ich właścicieli.

Niniejszy utwór jest fikcją literacką. Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci — żyjących obecnie lub w przeszłości — oraz do rzeczywistych zdarzeń losowych, miejsc czy przedsięwzięć jest czysto przypadkowe.

Redaktor prowadzący: Justyna Wydra

Grafikę na okładce wykorzystano za zgodą Shutterstock.

Helion S.A.

ul. Kościuszki 1c, 44-100 Gliwice

tel. 32 230 98 63

e-mail: [email protected]

WWW: https://beya.pl

Drogi Czytelniku!

Jeżeli chcesz ocenić tę książkę, zajrzyj pod adres:

https://beya.pl/user/opinie/narza2_ebook

Możesz tam wpisać swoje uwagi, spostrzeżenia, recenzję.

ISBN: 978-83-289-2070-5

Copyright © Angelika Socha 2024

Kup w wersji papierowejPoleć książkę na Facebook.comOceń książkę
Księgarnia internetowaLubię to! » Nasza społeczność

„Gdy się kogoś kocha, to kocha się całego człowieka, takiego, jaki jest, a nie takiego, jakim by się go mieć chciało”.

Lew Tołstoj

W trosce o Was informujemy, że w książce pojawiają się wątki takie jak: utrata bliskiej osoby, problemy rodzinne, przemoc, pozbawienie życia, działalność niezgodna z prawem, niecenzuralne słownictwo oraz przyjmowanie substancji odurzających, które mogą być nieodpowiednie dla osób wrażliwych bądź tych, które przeżyły traumę. Zalecamy ostrożność przy lekturze.

Pamiętajcie — jeśli zmagacie się z problemami, trudnym czasem, smutkiem, porozmawiajcie o tym z kimś bliskim lub zgłoście się po pomoc do specjalistów.

Dla każdego, kto nie miał czasu,

by się zastanowić nad tym, kim tak naprawdę jest, czego potrzebuje od życia i co go tak naprawdę uszczęśliwia. Może warto czasami pomyśleć o sobie?

Rozdział 1. Garść wspomnień

Crystal

Mój głupi starszy brat był naprawdę cholernym szczęściarzem.

Nie. Momencik.

Poprawka.

Był chodzącym, żywym dowodem na to, że cuda jednak na tym świecie się zdarzają.

No bo jak inaczej mogłabym to nazwać?

Aaron miał więcej szczęścia niż rozumu.

W ciągu niespełna roku odziedziczył po ojcu niemal w całości firmę, w której ja posiadałam niewielki udział. Całe kierowanie Carver Corporation spoczywało jednak na jego barkach, ponieważ ja nie miałam o tym zielonego pojęcia.

Na dodatek odnalazł miłość swojego życia.

Przeżył romantyczną historię miłosną, pełną wzlotów i upadków, dokładnie taką, jak opisywano w książkach lub przedstawiano w filmach. Cholernie mu tego zazdrościłam. Zawsze myślałam, że to ja doświadczę czegoś podobnego…

Jakby tego było mało, za tydzień miał się ożenić, a do mnie wciąż nie docierało, że ktoś taki jak on spotkał taką dziewczynę jak Hailey. Nie żebym mu źle życzyła — w końcu był moim bratem. Chciałam, by był szczęśliwy, życzyłam mu tego jak nikomu innemu, i to z całego serca.

Ale czasami wciąż nie mogłam pojąć, jak to możliwe, że jesteśmy spokrewnieni. Aaron był strasznie głupi, mało ogarnięty i niesamowicie arogancki; codziennie mnie w tym utwierdzał, a osiągnęło to apogeum, gdy ściągnął mnie z Asbury Ocean Club z New Jersey.

Pojechałam tam wraz z Hope, Yasemin i Silver, z którymi zorganizowałam wieczór panieński dla Hailey. Ze względu na jej wczesną ciążę, o której wiedziałyśmy tylko ja i jej najbliższa przyjaciółka, uznałyśmy, że to będzie bezpieczniejsza opcja niż maraton po klubach nocnych lub dalekie egzotyczne wyprawy.

Asbury Park było raptem lekko ponad godzinę drogi od naszego domu, a na dodatek spełniało oczekiwania panny młodej, która — delikatnie mówiąc — była sceptycznie nastawiona do jakiejkolwiek imprezy.

Jak w ogóle można mieć takie podejście? Dla mnie to było całkiem niezrozumiałe…

Hailey w kółko marudziła, że nie chce żadnego wieczoru panieńskiego, bo wolałaby ten czas spędzić w domu i skupić się na ostatnich przygotowaniach do ślubu, żeby wszystko przebiegło zgodnie z planem. Kupiła sobie nawet w tym celu ślubny organizer, a także zatrudniła wedding planerkę.

Byłam pewna, że dwa dni nikogo nie zbawią, więc może pozwolić sobie na chwilę wytchnienia. Zasługiwała na to jak mało kto. W końcu czekało ją całe życie u boku mojego brata.

Poza tym przecież każdy wiedział, że ja tak łatwo nie odpuszczę. Zwłaszcza że byłam ekspertką, jeśli chodzi o przygotowywanie niespodzianek, a na dodatek miałam po swojej stronie Hope, z którą świetnie się dogadywałam.

Nadawałyśmy na tych samych falach, więc było do przewidzenia, że nie pozwolimy Hailey zaprzepaścić ostatniego tygodnia wolności. Naszym zdaniem powinna świętować, a nie zamykać się w czterech ścianach i martwić się o to, w jakim kolorze będą serwetki.

Wspólnie obmyśliłyśmy wręcz idealny plan. Nic nie miało prawa go pokrzyżować.

Hope zabrała Hailey do Asbury Park pod pretekstem poszukiwań sukienki, a ja dotarłam tam wcześniej wraz z kuzynkami, Yasemin i Silver. W oczekiwaniu na przyjazd mojej przyszłej bratowej zdążyłyśmy udekorować apartament królewski oraz zapakować ostatnie prezenty, które — swoją drogą — przeszły moje najśmielsze oczekiwania.

Dziewczyny naprawdę się postarały. Gdy zobaczyłam ręcznie wykonany album ze zdjęciami od Hope, przyozdobiony sztucznymi białymi różyczkami, poczułam prawdziwą dumę. Hailey zasługiwała na wszystko, co najlepsze.

Wrażenie zrobiło na mnie również czarne koronkowe body z najnowszej kolekcji Versace, z kwiatowymi haftami. Zanim włożyłam je do ozdobnej torebki, musiałam mu zrobić zdjęcie, by potem sprawdzić, czy jest dostępne w różowym kolorze.

Mogłam śmiało powiedzieć, że niespodzianka nam się udała, a przyszła panna młoda była wniebowzięta. Oczywiście nie obyło się bez łez wzruszenia, ale byłam przygotowana i na taki scenariusz, dlatego zadbałam o odpowiednią ilość chusteczek w naszym apartamencie.

Wszystko przebiegało wręcz idealnie. Bezalkoholowe drinki, karaoke, tańce, spa, masaże, maseczki…

To był istny raj.

Aż do niedzielnego poranka i telefonu o szóstej rano, przez który musiałam wcześniej wracać do domu.

Gdy usłyszałam łamiący się głos mojego brata, od razu wiedziałam, że to nie jest jakiś kolejny głupi numer. Czym prędzej spakowałam swoje rzeczy, założyłam zwiewną sukienkę w kwiaty oraz wsunęłam na nos czarne okulary przeciwsłoneczne, które choć trochę zakrywały moje cienie pod oczami. Nie chciałam tracić czasu na makijaż i strojenie się, ponieważ nie wiedziałam, co zastanę w domu. Pośpiesznie wsiadłam do swojego mercedesa, oklejonego specjalnie na zamówienie folią w kolorze burgundowym, i wróciłam do Nowego Jorku.

Po dotarciu na miejsce gorzko pożałowałam, że jednak nie zostałam w hotelowym łóżku.

Aaron wpuścił mnie do środka i zamknął za mną drzwi, na których od wewnętrznej strony znajdował się wielki czerwony napis: WELCOME IN VEGAS.

Rozejrzałam się, mając nadzieję, że tylko śnię.

W powietrzu unosił się biały dym, a w korytarzu walały się dmuchane piłki i palmy. Przeszłam w głąb do salonu i zamarłam.

Z trudem przełknęłam ślinę, a nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Oparłam się bokiem o framugę i przyłożyłam dłoń do ust, by stłumić krzyk rozpaczy.

Przecież to, kurwa, niemożliwe, aby w tak krótkim czasie przemienić willę niczym z Dynastii w jakąś ruderę.

Popatrzyłam na wnętrze, a potem na brata. Miał na sobie czarne krótkie spodenki i biały, oversizowy T-shirt z napisem BAD BOY. Zmierzwione włosy, przekrwione oczy oraz zmęczona twarz sugerowały, że mało spał. Było też oczywiste, że sporo wypił minionej nocy, bo wciąż czuć było od niego alkohol.

— Aaron… Wiesz, że Hailey cię zabije, pod warunkiem że ja tego wcześniej nie zrobię — powiedziałam, patrząc na pobojowisko, jakie zostawili po sobie chłopcy. — Zostawiłyśmy was tylko na dwa dni. Rozumiesz? Dwa! — Wytknęłam w jego stronę palec wskazujący. — Tyle wam wystarczyło, aby doprowadzić to miejsce do całkowitej ruiny!

— Emm… — Aaron podrapał się po karku. — Impreza delikatnie wymknęła się nam spod kontroli.

Nasz luksusowy, elegancki salon zamienił się w kasyno, oświetlane niebiesko-czerwonymi światełkami. Pod ścianami ustawiono kilka automatów do gier, a na środku zamiast mebli stały dwa stoliki — jeden do pokera, drugi do rosyjskiej ruletki.

Po prawej stronie znajdował się bar, a raczej to, co po nim zostało, ponieważ puste butelki walały się dosłownie wszędzie. Na skórzanych kanapach leżały jakieś dwie półnagie dziewczyny, które wyglądały podobnie do balonów, z których uszło prawie całe powietrze i bezwładnie zwisały na żyłkach przytwierdzonych do sufitu.

Obok kanapy stała szisza, na szczycie której wciąż tlił się węgiel. Na wprost pod ścianą był dmuchany basen, a w nim kolorowe kulki.

— Wymknęła się spod kontroli? Serio? Nie zauważyłam… — mruknęłam pod nosem, wciąż nie wierząc w to, co widzę.

— Myślisz, że uda nam się to jakoś ogarnąć?

— Szczerze w to wątpię. — Pokręciłam głową z niedowierzaniem. — Kto normalny odtwarza Kac Vegas w prawdziwym życiu?! Czy tobie już całkiem odbiło?!

— To był pomysł Maxa! — zawołał Aaron, wskazując ręką na schody.

Odwróciłam się w tamtym kierunku, oparłam dłonie na biodrach i spojrzałam wyczekująco na mojego chłopaka. Miał na sobie tylko bokserki, a jego włosy sterczały w każdą możliwą stronę. Wyglądał, jakby dopiero wstał. Przetarł twarz, jakby nie wierzył, że naprawdę mnie widzi. Po chwili najwidoczniej dotarło do niego, że to nie sen, a ja faktycznie stoję na dole, niecierpliwie czekając na jakieś wyjaśnienia z jego stronny.

Niemal w mgnieniu oka znalazł się tuż przy Aaronie i szturchnął go w ramię.

— Stary, przecież sam mówiłeś, że chcesz… — powiedział teatralnym szeptem.

— Kurwa, zamknij się — wymamrotał Aaron, zaciskając mocno zęby i głupkowato się do mnie uśmiechając.

Idioci, no idioci. Boże, za jakie, kurwa, grzechy ty mnie tak karzesz?

— Nie wierzę w to, co słyszę, ani w to, co widzę… — Przycisnęłam jedną dłoń do czoła. — Aarona jestem jeszcze w stanie zrozumieć, nigdy nie grzeszył rozumem. Ale ty, Max? Myślałam, że jesteś bardziej odpowiedzialny.

— Ej, nie pozwalaj sobie, młoda — powiedział nagle Aaron.

Krew się we mnie zagotowała.

— Poczekajmy, aż Hailey wróci do domu. Ciekawa jestem, czy przy niej też będziesz taki odważny i wyszczekany.

— Dlatego musisz nam pomóc.

Oho. Chyba go już całkiem Bóg opuścił, jeśli myśli, że będę sprzątała ten bajzel.

— Po pierwsze, ja nic nie muszę. Po drugie, to wasz problem. Zadzwoń po Roya, Masona lub po panią Heather, pomogą wam ogarnąć ten chlew — zasugerowałam z przekąsem.

— Dałem wszystkim wolne.

— Wszystkim?!

— A co? Mieli nas tu niańczyć jak jakieś dzieci? — Brat przewrócił oczami z irytacją.

Na moment przysłoniłam twarz dłońmi.

— Niestety, dochodzę do wniosku, że wam potrzebna jest całodobowa opieka. Ani na chwilę nie można spuścić was z oczu — powiedziałam do dwóch stojących naprzeciwko mnie sprawców całego zamieszania.

Odwróciłam głowę i znów zerknęłam na salon. To było błędem, bo aż zachciało mi się płakać na widok tego wszystkiego.

Rozumiem, że każdy świętuje na swój sposób, ale to?

To była gruba przesada, nawet jak na mojego brata.

Niechętnie ruszyłam dalej, oglądając zniszczenia, które niestety nie miały końca.

Na widok roztrzaskanej kolekcji porcelanowych talerzy babci, leżących w kuchni na podłodze, pomiędzy orzeszkami i chipsami, moje serce zabiło mocniej. Przecież to była nasza rodzinna pamiątka…

Na blatach stały puste szklanki, plastikowe czerwone kubeczki oraz butelki z resztkami różnych trunków. Podniosłam jedną butelkę i powąchałam jej zawartość. Skrzywiłam się od ostrego zapachu i odstawiłam szkło na miejsce.

Cokolwiek to było, nie dziwiłam się już, że tak ich sponiewierało.

Miałam jeszcze nadzieję, że nie zniszczyli ogrodu ani kwiatów, które były oczkiem w głowie naszego świętej pamięci ojca. Przecież gdyby żył i zobaczył, co jego pierworodny zrobił z domem, dostałby zawału albo zapaści.

Z szybko bijącym sercem przemierzyłam korytarz prowadzący na tyły domu. W myślach błagałam Boga, by chociaż tam panował porządek. Niepewnie położyłam drżącą dłoń na klamce, po czym z impetem pociągnęłam ją do siebie.

W pierwszej chwili zamknęłam oczy z obawy przed tym, co zobaczę. Wzięłam głęboki wdech, powoli wypuściłam powietrze nosem i ostrożnie rozchyliłam powieki. Po kilku sekundach zaklęłam w myślach.

Kurwa, no nie wierzę.

To chyba jakiś żart. To na pewno musi być żart.

Oniemiałam. To, co zobaczyłam, chyba musiało być wytworem mojej bujnej wyobraźni.

Przecież to niemożliwe. To były na pewno jakieś halucynacje. Może wywołały je opary, których się nawdychałam, gdy sprawdzałam zawartość butelki w kuchni?

Szybko zatrzasnęłam drzwi i oparłam się o nie, przykładając dłoń do serca.

— Spokojnie, Crystal — powiedziałam sama do siebie drżącym głosem. — To nie tak, że zobaczyłaś tam… — Przerwałam na chwilę, wzdrygając się. — To na pewno tylko złudzenie, jakaś iluzja. Wdech i wydech.

Uniosłam dłonie i głęboko wciągnęłam powietrze, pozwalając, by rozeszło się po płucach. Dopiero po kilku minutach byłam w stanie odsunąć się od drzwi. Żwawym krokiem ruszyłam w kierunku Aarona i Maxa, którzy stali przy wejściu do salonu i ćwierkali jak dwie najlepsze przyjaciółeczki.

Ja się wam, kurwa, pośmieję! Już ja się wam pośmieję!

— I co, Einsteiny, wymyśliliście, jak ogarniecie dom, nim Hailey wróci? — zapytałam, mierząc obydwu surowym spojrzeniem.

— A o której ona dokładnie wraca?

— Planowo powinna być około drugiej. — Zerknęłam na zegarek. — Czyli za mniej niż sześć godzin — oznajmiłam chłodno.

— Co, kurwa?! — zawołał Aaron, nerwowo przeczesując włosy. — Przecież nie ogarniemy tego w tak krótkim czasie!

Rzadko to robiłam, ale niestety tym razem musiałam się z nim zgodzić.

Wysprzątanie domu do drugiej było niemożliwe, tym bardziej że żadne z nas od dawna nie trzymało w rękach miotły ani odkurzacza. Mieliśmy od tego pracowników. A teraz Aaron dał wolne również gosposi i ogrodnikowi.

Potrzebowaliśmy czasu. I to najwięcej, jak się da.

Co prawda wizja obserwowania brata kajającego się przed swoją narzeczoną była kusząca, ale musiałam mu jakoś pomóc. Jutro miała wkroczyć do domu wedding planerka z ekipą i dekoracjami. A jeśli Hailey zobaczyłaby, jak chłopaki zapuścili dom, skłonna byłaby jeszcze odwołać ślub. Ta wizja była mocno przerażająca, ale mogłaby się ziścić, bo Hailey targały ostatnio różne emocje, istna huśtawka. Była kłębkiem nerwów. Przejmowała się nie tylko organizacją ślubu, ale przede wszystkim tym, jak Aaron zareaguje na wieść, że zostanie ojcem. Trudno było za nią nadążyć. Raz szczęśliwa optymistka, raz skrajna pesymistka, nastawiona negatywnie dosłownie do wszystkiego.

— Rano, nim wyjechałam, obudziłam Hope — powiedziałam, przerywając pełną napięcia ciszę. — Powiedziałam, że wracam pilnie do domu, a ona ma czuwać przy telefonie, bo nie wiem, o co chodzi, ale to chyba coś poważnego.

— I co w związku z tym?

Zsunęłam z ramienia torebkę od Chanel i wyjęłam z niej telefon.

— Napiszę do niej zaraz wiadomość, by zatrzymała Hailey tyle, ile się da.

Szybko wystukałam SMS-a do przyjaciółki, modląc się w duchu, by go jak najszybciej odczytała.

Ja:

RED ALERT!!! Musisz zatrzymać Hailey tak długo, jak się da! Ona nie może wrócić do domu i zobaczyć, co z nim zrobili, bo jeszcze odwoła ślub!

— Przynajmniej zyskamy trochę czasu — mruknęłam, wciskając przycisk „Wyślij”.

— Myślisz, że się uda?

Spojrzałam znad ekranu na brata, po czym podeszłam do niego i poklepałam go w ramię.

— W twoim przypadku pozostają już tylko dwie opcje, Aaron: albo modlitwa o to, by udało się to posprzątać, albo łudzenie się, że Hailey jakimś cudem tego nie zauważy.

Chociaż TO COŚ wogrodzie ciężko byłoby przeoczyć.

— Bardzo zabawne.

Nie mogłam nie skorzystać z okazji, by trochę go pomęczyć. W końcu zasłużył na docinki z mojej strony. Zapobiegliwie odsunęłam się na bezpieczną odległość.

— W sumie do ślubu został jeszcze tydzień. Jakby tak się zastanowić, to ma jeszcze czas, by go odwołać. Nie zdziwiłabym się ani trochę, gdyby postanowiła nagle zwiać sprzed ołtarza.

— Dlaczego?

— Czekaj… Niech pomyślę… — Postukałam się palcem po podbródku. — Może dlatego, że zamieniłeś nasz dom w pieprzone kasyno, a ogródek w prowizoryczne schronisko dla jakiegoś tygrysa? Na miłość boską, skąd wy go w ogóle wytrzasnęliście?

— Tygrysa? — Aaron wytrzeszczył oczy ze zdziwienia.

— Jak to skąd? Z neta. — Wzruszył ramionami Max. — Taki jeden gościu organizuje wieczory kawalerskie w stylu popularnych filmów, zapewnia całą aranżację i animacje. Jak Kac Vegas, to Kac Vegas, bez tygrysa się nie liczy.

Spojrzałam na niego z ukosa, po czym przeszłam w głąb salonu. Przystanęłam przy kanapie, na której wciąż leżały półnagie kobiety, i wskazałam na nie palcem.

— Te dwie striptizerki nazywasz animacją?

— Wczoraj wydawały się żywsze — burknął pod nosem.

— Czyżby? — Nachyliłam się do nich, by sprawdzić, czy w ogóle oddychają. — Patrząc na ich obecny stan, śmiem w to wątpić. — Pociągnęłam nosem i poczułam nieprzyjemny, ostry, ziołowy zapach. — Czy one są zjarane?

— Może… — Aaron skrzyżował ramiona na klatce piersiowej, po czym obrócił się w stronę Maxa. — Chociaż… Nie jestem do końca pewny. Chase chyba coś przynosił, co nie?

— Jaraliście trawę?! — oburzyłam się, ruszając w kierunku chłopaków. — I to beze mnie?!

— Ja nawet nie pamiętam, kochanie. — Max wyciągnął do mnie ręce i starał się objąć mnie w talii, jednak odsunęłam się do tyłu, nie pozwalając mu na to. — Sporo wypiliśmy i w pewnym momencie film mi się urwał — wyznał.

— Daruj sobie. — Wyciągnęłam w jego stronę palec wskazujący. — Żadne „urwał mi się film” nie uchroni cię przed konsekwencjami tego wieczoru! Jestem na ciebie tak wściekła, że nawet sobie tego nie jesteś w stanie wyobrazić, ale w tej chwili bardziej się martwię o ślub mojego brata, który właśnie wisi na włosku — powiedziałam dużo ostrzej, niż się spodziewałam, a po chwili dodałam: — Więc wybacz, ale nasza rozmowa musi poczekać, lecz wierz mi, że nie będzie to ani krótka, ani miła pogawędka.

— Masz przejebane — szepnął w jego stronę mój brat. — Jak będę organizował twój wieczór kawalerski, upewnię się, że dziewczyny pojadą dalej niż do New Jersey i dłużej niż tylko na weekend.

Poczułam, jak zadrżała mi powieka. Musiałam działać, a nie wchodzić teraz w bezsensowne dyskusje, które i tak do niczego nas nie prowadziły. Puściłam zatem mimo uszu to, co udało mi się usłyszeć, i zerknęłam na telefon. Na wyświetlaczu pojawiło się nowe powiadomienie.

Hope:

Co oni, kurwa, znowu odwalili?

Uśmiechnęłam się mimowolnie i napisałam odpowiedź.

Ja:

Ciesz się, że tego pobojowiska na własne oczy nie widzisz. Kawalerski chłopaków wymknął im się spod kontroli, ale spokojnie, zrobię potrzebną dokumentację dla potomnych, ku przestrodze, nim ogarniemy dom przed przyjazdem Hailey.

Kliknęłam „Wyślij”, a po chwili na ekranie telefonu dostrzegłam trzy podskakujące kropeczki. Korzystając z okazji, że Hope jest dostępna, postanowiłam wymienić z nią kilka wiadomości, by mieć pewność, że przypilnuje Hailey i nie pozwoli jej wrócić za szybko.

Musiałam pomóc Aaronowi. Mieliśmy tylko siebie i powinniśmy się wspierać. Często doprowadzał mnie do białej gorączki, ale kochałam go i nie wyobrażałam sobie życia bez niego.

Hope:

Wydrukuję i oprawię sobie w ramkę, by mieć czarno na białym 🙂 Ejj, serio zamierzasz im pomagać sprzątać? Hailey wypytuje o ciebie. Co mam jej powiedzieć?

Serce zabiło mi mocniej. Szlag!

Ja:

Wymyśl coś, błagam. Nie wiem, powiedz, że musiałam pilnie wracać, bo Max się rozchorował. Cokolwiek, byle nie miało to nic wspólnego z Aaronem i domem.

Hope:

No luz… ale ona chce JUŻ wracać 🙁

Ja:

Może wróćcie tak, jak planowałyśmy, ale niech Will do ciebie zadzwoni w drodze i powie, że musicie jechać do twoich rodziców. Poprosisz Hailey, by zajęła się Eleną. Wiesz, jak bardzo ją kocha. Na pewno nie będzie miała serca ci odmówić 🙂

Hope:

Spróbuję, chociaż wiesz, jaka ona jest, już węszy kolejny spisek…

Ja:

Ona ma szósty zmysł czy co?

Hope:

Myślę, że to musi być coś w genach… Naturalnie nabrało mocy, gdy w jej życiu pojawił się twój brat 😉

Ja:

Nie dziwię się. Przy nim trzeba zachowywać wszystkie możliwe środki ostrożności. Kończę, jesteśmy w kontakcie 🙂

Wysłałam ostatnią wiadomość, zablokowałam telefon i wrzuciłam go do torebki.

— Będziecie tak stać i gadać czy weźmiecie się w końcu do roboty? — zwróciłam się do chłopaków. Znalazły się dwie papużki nierozłączki! Szkoda, że tak zawzięcie nie gawędzili o tym, o czym powinni. — Sama nie będę sprzątać waszego syfu — oznajmiłam stanowczo.

Aaron potarł dłonie o siebie.

— Dobra, to wy zacznijcie ogarniać dom, a ja pójdę się wykąpać, przebrać i pojadę do kwiaciarni.

— Po cholerę ci teraz kwiaty? — burknął Max.

— Stary, pomyśl logicznie. — Aaron postukał się palcem w skroń. — Jaka jest szansa, że Hailey się o tym nie dowie?

— No, całkiem znikoma.

— No właśnie, więc zaskoczę ją ogromnym bukietem róż, powiem, jak bardzo się za nią stęskniłem i jak bardzo ją kocham. Jak po czymś takim mogłaby się na mnie wkurzyć?

— Serio? — Max zmarszczył czoło. — Chcesz ją skruszyć zwykłym bukietem kwiatów?

— Twój tok myślenia nawet ma sens. — Zerknęłam na niego pobłażliwie. — Ale życzę powodzenia, braciszku, w realizacji tego arcygenialnego planu. Kwiaciarnie zamykają szybciej. Zapomniałeś, że dzisiaj mamy Dzień Niepodległości? Czwarty lipca?

— To dzisiaj?!

Jezu… Ion za niespełna osiem miesięcy miał zostać ojcem?

Już współczułam Hailey, która zamiast jednego dziecka do wychowania będzie miała dwójkę.

Przymknęłam powieki i zacisnęłam dwa palce na nasadzie nosa, głośno wzdychając.

— Ty serio zastanów się nad tym ślubem, nie dla swojego dobra, ale dla dobra Hailey! — wyrzuciłam z siebie. — Ile ty, do cholery, wlałeś w siebie alkoholu i ile zjarałeś blantów, żeby całkowicie zapomnieć o tym, jaki dzisiaj mamy dzień?

Aaron już szykował się na ciętą ripostę w swoim stylu, ale wtedy niespodziewanie dobiegł nas z góry głośny, męski okrzyk.

— Oooo!!!

Jak na komendę obróciliśmy się w tamtym kierunku i w osłupieniu patrzyliśmy na Chase’a przebranego za Alana Garnera. Miał nawet doczepioną brodę, która spokojnie dodawała mu dziesięć lat.

— Kogo my tu mamy? Wpadła do nas nasza kochana Crystal. — Pomachał rękami. — Chłopaki! Siema!

Dom wariatów. Przysięgam, to jest dom wariatów.

Pokręciłam z niedowierzaniem głową. Chase ledwo utrzymywał równowagę i w ostatniej chwili złapał się barierki.

Nie no, jeszcze brakuje tylko tego, by ktoś tu sobie kark skręcił.

— Ja tego nawet nie skomentuję. — Uniosłam dłonie w geście poddania.

Chase burknął coś pod nosem, a potem otworzył pierwsze drzwi po prawej stronie od balustrady, które prowadziły do łazienki. Obserwowałam, jak przytrzymuje się framugi i chybocze się w przód i w tył.

— Ej! Ludzie… — zaczął niepewnie, odwracając głowę w naszą stronę. — Co, do chuja, w łazience robi małpa? — Kątem oka zerknęłam z poirytowaniem na Aarona, a potem na Maxa. Już miałam powiedzieć, że się poddaję i nie zamierzam tu niczego tknąć nawet palcem, ale wtedy Chase parsknął śmiechem i stwierdził: — Sorry, fałszywy alarm! To tylko jakiś rudy kot przebrany w pluszowy kostium małpki.

Moje serce zamarło. Rudy kot? Brytyjczyk? Jezusie kochany, na śmierć o nim zapomniałam! Czym prędzej ruszyłam przed siebie, ale zdążyłam jeszcze usłyszeć krótką wymianę zdań pomiędzy chłopakami, nim wbiegłam na schody.

— Kurwa… Mamy przesrane — mruknął Aaron.

— Powiedz mi lepiej coś, czego nie wiem — zawtórował mu mój chłopak. — Już po nas, stary. Ona nas za to za jaja powiesi.

Akurat wtedy najmniej przejęłam się ich komentarzami, bo w głowie miałam tylko swojego ukochanego kotka, ale jednego mogli być pewni: tego to im do końca życia nie wybaczę, a zemsta będzie słodka.

— Brytyjczyk!

***

Wciąż nie wierzyłam, że udało się nam ściągnąć faceta odpowiedzialnego za zorganizowanie animacji oraz dekoracji. Przyjechał i zabrał automaty, stoły, balony, dziewczyny i tego nieszczęsnego tygrysa.

Z początku był niechętny, zasłaniał się świętem, ale po kilku moich groźbach oraz ciągu wulgaryzmów uległ namowom.

Dzięki temu było dużo mniej do ogarnięcia, niż z początku zakładałam. Na szczęście pani Heather wyposażyła nasz schowek w niezbędne środki czystości oraz odpowiedni sprzęt. Max odkurzał i zbierał śmieci, natomiast ja w tym czasie nastawiłam zmywarkę, poodkładałam nieuszkodzone elementy zastawy do szafek, a także umyłam podłogi i przetarłam okna, na których aż roiło się od odcisków palców.

Chase po zimnym prysznicu, który zafundował mu Aaron, szybko doszedł do siebie i także pomógł nam w sprzątaniu. W końcu też brał w tym udział, więc nie mogłam pozwolić, by siedział bezczynnie. Mój brat również wykazał się honorem, bo dopiero po około czterech godzinach pracy pojechał na poszukiwania kwiatów.

Po intensywnym sprzątaniu byłam tak zmęczona, że marzyłam już tylko o długiej, gorącej kąpieli. Z głośnym westchnieniem opadłam na kanapę, która wróciła na swoje pierwotne miejsce w salonie, i przeczesałam palcami włosy. Zostałam w domu sama. Max musiał pilnie wracać do siebie, gdyż jego ojciec chciał z nim porozmawiać, a po Chase’a przyjechał kumpel, z którym pojechali na kolejną imprezę, tym razem z okazji Dnia Niepodległości.

Ten to ma zdrowie.

Pokręciłam głową, po czym wzięłam do ręki telefon. Zaraz jednak wstałam raptownie z kanapy, gdy odczytałam SMS-a od Hope. Napisała mi, że Hailey wraca już do domu, więc niedługo powinna się zjawić. Pobiegłam szybko na górę do swojego pokoju, by się przebrać. Nie byłam w nim, odkąd przyjechałam, bo gdy uratowałam Brytyjczyka z tego paskudnego kostiumu małpki, zabrałam go ze sobą na dół. Wolałam mieć pewność, że nic mu więcej nie grozi i jest bezpieczny.

Mimo moich początkowych obaw w środku panował względny porządek i nic się nie zmieniło, odkąd wyjechałam. Przynajmniej tak mi się wydawało.

Po chwili doznałam jednak dziwnego wrażenia, że coś jest nie tak.

Odłożyłam telefon na białą toaletkę, która stała pod oknem, tuż obok mojego wielkiego łóżka. Założyłam ręce i oparłam się tyłem o blat. Rozejrzałam się dużo uważniej, skanując każdy milimetr mojej przestrzeni. Lekko różowe ściany mieniły się w promieniach słońcach wdzierających się przez zwiewne białe zasłony. Naprzeciwko mnie, obok wejścia, znajdowały się regały z książkami, głównie romansami — w końcu byłam niepoprawną romantyczką, więc musiałam posiadać odpowiednią dla siebie literaturę.

Po lewej stronie stał drapak Brytyjczyka w kształcie kwiatka, a obok niego, na jasnych włoskich panelach, leżało puchate legowisko, w którym dość często spał mój czworonożny przyjaciel. Po drugiej stronie pokoju znajdowały się dwie pary drzwi. Jedne prowadziły do łazienki, a drugie do przestronnej garderoby. Pomiędzy nimi ustawiłam szklany stolik, na którym leżał stos magazynów Vogue i Cosmopolitan oraz wazon z lekko już przyklapniętymi różowymi tulipanami.

Odetchnęłam z wyraźną ulgą, gdy nie dostrzegłam niczego niepokojącego.

Byłam chyba zbyt przewrażliwiona.

Odsunęłam od siebie wszystkie negatywne myśli i udałam się do garderoby, by się przebrać.

Włączyłam światło, a sporych rozmiarów przestrzeń rozświetliło dwadzieścia żarówek, umieszczonych w kryształowym żyrandolu. Pośrodku stała włochata, biała pufa, natomiast po prawej i lewej stronie znajdowały się wieszaki z wszystkimi moimi ubraniami.

Na wprost regały na buty, ułożone kolorystycznie od najjaśniejszych do najciemniejszych. Naprawdę kochałam modę, a ponieważ także nie mogłam narzekać na brak pieniędzy, nigdy nie odmawiałam sobie zakupu chociażby nowej pary szpilek. Wertując wieszaki z sukienkami, doszłam do wniosku, że zaczyna mi brakować miejsca, a to oznaczało tylko jedno. Wkrótce będę musiała zrobić porządek i część ubrań oddać fundacji pomagającej samotnym matkom z dziećmi.

Tata ciągle mi powtarzał, że mama zawsze wspierała innych charytatywnie i pomagała tak, jak potrafiła. Chciałam w jakiś sposób kontynuować jej działania, więc sumiennie kilka razy w roku robiłam selekcję i oddawałam część swoich ubrań tym, którzy potrzebowali ich dużo bardziej niż ja.

Z zamyślenia wyrwał mnie głośny dźwięk zatrzaskiwanych drzwi.

Wkońcu. To na pewno Aaron.

Szybko zgarnęłam pierwszy lepszy wieszak z jasnofioletową sukienką na cienkich ramiączkach i przebrałam się w nią, pamiętając o wrzuceniu brudnej do kosza na pranie stojącego przy wejściu.

Wychodząc z garderoby, zabrałam ze szklanego stolika gumkę do włosów i związałam je w wysokiego kucyka.

Zbiegłam po schodach, mijając się na nich z Brytyjczykiem. Robił długie susy, pokonując nieraz dwa stopnie jednocześnie. Nawet zwisający brzuszek mu w tym nie przeszkadzał. Gdy dobiegłam na dół, stanęłam jak wryta, tępo patrząc na bukiet trzymany w rękach przez Aarona.

— Mam nadzieję, że to jakiś… żart.

— O co ci chodzi? — zapytał lekko poirytowany.

— Czy ty naprawdę kupiłeś jej wiązankę pogrzebową w ramach przeprosin?

— A co, miałem wrócić z pustymi rękami? Tylko to im zostało — burknął z niezadowoleniem.

Zacisnęłam wargi w wąską linię i w osłupieniu patrzyłam na napis umieszczony na białej szarfie.

— I postanowiłeś jej kupić bukiet z napisem „Ostatnie pożegnanie”? — Parsknęłam głośno śmiechem, nie mogąc już wytrzymać. — Mogłeś już wybrać coś w stylu „Na zawsze w mojej pamięci”. Przynajmniej Hailey wiedziałaby, że o niej myślisz — zakpiłam.

— Przesadziłem, co nie?

— Do mnie wciąż nie dociera, co ona w tobie zobaczyła. — Pokręciłam głową i ruszyłam w kierunku brata.

— Jak to co? Mój urok osobisty, wrażliwość, empatyczność, poczucie humoru…

— No, wymieniaj dalej, zaczyna się robić coraz ciekawiej.

— Co ja mam teraz zrobić?

— Hailey zaraz będzie — powiedziałam spokojnym tonem, a następnie poklepałam brata po ramieniu. — Chodź, Romeo. To ostatnie, w czym ci dzisiaj pomogę. Przerobimy ten bukiet. — Niemal wyrwałam mu z ręki wiązankę i uważnie się jej przyjrzałam. Nie wyglądała najgorzej i można było jeszcze coś z tego uratować. — Dobrze, że chociaż róże w niej są żywe…

— A to? — Aaron chwycił za rąbek białej wstęgi.

— Szarfę zostawiamy, przyda mi się.

Zmarszczył brwi, bacznie mi się przyglądając.

— Po co?

— No… Jeśli Hailey cię rzuci, to przynajmniej będę miała co ci przewiesić przez ramię, bo to na pewno będzie ostatnie, co ci po niej zostanie.

Rozdział 2. Szczypta soli i sok z cytryny

Crystal

Dni do ślubu ciągnęły się niemiłosiernie, lecz gdy w końcu nadszedł ten długo wyczekiwany przez wszystkich dzień, obeszło się bez większych komplikacji. Dzięki temu mogłam odetchnąć z wielką ulgą, że napięta i stresująca atmosfera może odejść w zapomnienie.

Postarzałam się chyba o dziesięć lat z tych nerwów, a jeszcze nawet nie dobiłam do dwudziestki!

Nie wiem jak, ale udało nam się ukryć przed panną młodą prawdę o nieszczęsnym wieczorze kawalerskim w stylu Kac Vegas, a także przerobić wiązankę pogrzebową na piękny bukiet, z którego była bardzo zadowolona. Na szczęście w naszym ogrodzie rosło parę odmian roślin dekoracyjnych, które całkiem nieźle się komponowały z częścią róż z wiązanki.

Gdyby Hailey się dowiedziała, jak jej mąż spędził ostatnie dni wolności, i gdyby miała świadomość, że w tym samym miejscu, gdzie znajdował się jej wymarzony łuk kwiatowy, pod którym przysięgali sobie miłość, jeszcze tydzień wcześniej była klatka z tygrysem, to prawdopodobnie mój brat stałby teraz sam jak kołek na ślubnym kobiercu.

A tak, zamiast gorzkich łez smutku i rozpaczy, po jego twarzy spływały łzy wzruszenia oraz szczęścia.

Domyślałam się, że za jego zachowaniem kryje się znacznie więcej niż tylko przypieczętowanie ich związku. Jedyne, co przychodziło mi do głowy, to to, że Hailey wyjawiła mu tajemnicę o ciąży.

To tłumaczyłoby, dlaczego Aaron ciągle zerka na swoją żonę z niedowierzaniem, a także czule gładzi jej brzuszek, zupełnie jakby był zrobiony z najdelikatniejszego kruszcu. Ten obrazek na pewno długo pozostanie w mojej pamięci.

Patrząc na nich, tak szczęśliwych i dumnych, zrozumiałam, że to nie był zwykły przypadek, że ich drogi się skrzyżowały.

Aaron i Hailey byli sobie po prostu przeznaczeni. Gdzieś tam w gwiazdach zapisano ich historię, która może nie rozpoczęła się jak w bajce, ale wciąż trwała, a teraz rozpoczynał się jej zupełnie nowy rozdział. Miałam nadzieję, że będzie jeszcze piękniejszy, a przede wszystkim dużo spokojniejszy niż poprzedni.

Zamrugałam bardzo szybko kilka razy, by przegonić zbierające się w moich oczach łzy, i mocniej zacisnęłam dłoń na bukiecie kwiatów, a po chwili wcisnęłam się pod ramię Maxa.

Wzięłam głęboki oddech, czując nieprzyjemne ukłucie w sercu.

To był radosny dzień, ale brakowało tu dwóch bardzo ważnych osób: mamy i taty. Moim zdaniem byliby naprawdę dumni z tego, jak daleko zaszedł ich syn, i szczęśliwi, że odnalazł swoją własną definicję szczęścia w prawdziwej miłości.

Mam nadzieję, że nad nami czuwacie — pomyślałam, zerkając w błękitne niebo, na którym świeciło piękne letnie słońce.

Po całej ceremonii, pierwszym tańcu młodej pary do IDon’t Want to Miss aThing Aerosmith, przemówieniach świadków oraz torcie goście zaczęli rozpraszać się w różnych kierunkach.

Część z nich bawiła się na parkiecie, w tym niezawodny wujek Michael i ciocia Layla, rodzice Silver, którzy mieli własną firmę reklamową. Naprawdę byli znakomitymi tancerzami. Zachwycali swoim wykonaniem samby do tego stopnia, że zebrani wokół ludzie klaskali lub pogwizdywali z podziwu.

Byli też tacy, którzy przebywali we własnym świecie, jak na przykład Tyler, młodszy brat Hailey, który nie mógł oderwać nosa od ekranu telefonu. Ciągle rozmawiał przez FaceTime ze swoją dziewczyną Emily. Młoda, ambitna fotografka miała właśnie wystawę swoich prac w Barcelonie, przez co nie mogła pojawić się na ślubie. Tyler znalazł jednak sposób, by nie ominęły jej najważniejsze wydarzenia tego wyjątkowego dnia.

Wśród gości nie mogło również zabraknąć Christiana oraz Charlotte, rodziców Yasemin, którzy niedawno wrócili z rajskich wakacji na Karaibach. Oboje byli mocno zapracowani i na co dzień bardzo rzadko się widywaliśmy. Wujek prowadził jeden z największych banków inwestycyjnych na świecie, a ciocia miała swoją agencję modelek, która rozwijała się w zawrotnym tempie. Rodzinne imprezy były zatem idealną okazją, by w końcu się spotkać i porozmawiać.

Niektórych ludzi przybyłych na ślub mojego brata widziałam jednak pierwszy raz na oczy, ponieważ Aaron zaprosił kilku najbliższych współpracowników z firmy, którą rzadko odwiedzałam.

W pełni powierzyłam mu prowadzenie Carver Corporation po śmierci taty. Nie znałam się na tych wszystkich biurowych i papierkowych sprawach. Chcąc nie chcąc, musiałam przyznać, że on się w tym odnajdywał, bo firma rozwijała się na nowych międzynarodowych rynkach dużo lepiej niż kiedykolwiek.

Siedziałam przy okrągłym stole i z wielkim zdziwieniem wciąż wpatrywałam się w stojący w szklanym wazonie bukiet ślubny Hailey, składający się z pomarańczowych róż, który zdecydował się wpaść prosto w moje ręce. Rozmyślałam nad swoim związkiem.

Przesądy przesądami, ale na razie nie myśleliśmy z Maxem o ślubie. A przynajmniej ja nie myślałam, bo uważałam, że jest na to zdecydowanie za wcześnie. Nasza relacja dopiero nabierała tempa, poznawaliśmy się na zupełnie nowym gruncie, nie jako przyjaciele, ale jako para, chociaż nieraz ciężko było to rozdzielić. Być może wynikało to z tego, że znaliśmy się od dziecka i czasami Max zachowywał się wobec mnie tak, jakby nasza relacja od tamtego okresu wcale się nie zmieniła.

Coraz częściej zdarzały się nam też kłótnie i nieporozumienia, a przez to czułam, jakbyśmy się od siebie oddalali. Nim zaczęliśmy być razem, też się kłóciliśmy, przekomarzaliśmy, ale jakoś inaczej do tego podchodziłam, nie brałam tego tak bezpośrednio do siebie, bo wiedziałam, że Aaron i Max lubią mnie prowokować i denerwować, a ja oczywiście nie pozostawałam im dłużna. Zawsze im się odgryzałam, lecz teraz, w związku, nie wychodziło mi to tak jak kiedyś, bo patrzyłam na Maxa w zupełnie inny sposób niż wcześniej.

Świetnie się razem bawiliśmy i spędzaliśmy czas. Max okazał mi też wiele wsparcia i pomógł mi się podnieść po stracie taty, którą dość mocno przeżyłam. Wciąż miałam tacie za złe, że ukrył przed nami swoją chorobę. Nie umiałam mu tego wybaczyć. Gdybym tylko wiedziała, że ma raka i umiera na naszych oczach, z pewnością spędziłabym z nim więcej czasu. Nie zmarnowałabym ani jednej minuty, ani sekundy. Nie obarczałabym go swoimi problemami i zachciankami, nie kłóciłabym się z nim o jakieś głupstwa, które z perspektywy czasu nie miały najmniejszego sensu.

Przez pierwsze tygodnie po pogrzebie byłam wrakiem człowieka. Leżałam bezczynnie w łóżku i płakałam — nie nad stratą, ale nad tym, że nawet nie mogłam się z tatą odpowiednio pożegnać. Miałam mu tak wiele do powiedzenia… Nie zdążyłam mu powiedzieć, jak bardzo go kocham i jak bardzo jestem wdzięczna za to, co dla mnie robił, jak mnie chronił, kochał i wspierał. Nie zdążyłam mu powiedzieć, że zakochałam się w najlepszym przyjacielu brata, nie zdążyłam się z nim podzielić swoim szczęściem.

Max trwał przy mnie cały czas, nie pozwalając upaść i się załamać, nawet gdy nie miałam ochoty jeść, spać ani nawet ruszyć się z łóżka. Czasami po prostu siedział ze mną w zupełnej ciszy. Rozumiał, że cokolwiek by powiedział, to i tak niczego nie zmieni. Musiałam się z tym pogodzić. Potrzebowałam czasu, by w pełni nauczyć się na nowo żyć i wstawać, by jakoś przetrwać kolejny dzień.

Po odejściu mamy tata był w końcu całym moim światem. Nigdy nie pozwolił mi odczuć braku jednego rodzica, a teraz musiałam nauczyć się żyć bez nich obojga, co okazało się dużo trudniejsze, niż z początku zakładałam.

Gdyby nie wsparcie Aarona, nie wiem, co bym zrobiła.

Mogliśmy drzeć ze sobą koty, kłócić się i przekomarzać, ale nigdy nie zmieniło to faktu, że jesteśmy rodzeństwem, które stanie za sobą murem. Jedno chroniło drugie, mimo wszystko.

— O nie! Elena! Zostaw ten kieliszek!

Głośny pisk siedzącej obok mnie Hope oraz stukot kryształowego kieliszka o złotą zastawę wytrąciły mnie z zadumy. Odsunęłam się raptownie na bok, by uchronić swoją różową sukienkę od zachlapania, gdy pomarańczowy sok zaczął spływać po obrusie w dół i skapywać na równo przystrzyżony trawnik.

Świadkowa poderwała się, trzymając na rękach małą Elenę, której tiulowa spódniczka zmieniła kolor z białego na jasnopomarańczowy.

Wokół nas wciąż rozbrzmiewała muzyka i tylko osoby, które siedziały dość blisko naszego stolika, zerkały w naszym kierunku, by zorientować się, co się stało.

— Tylko nie to — westchnęła Hope, przyglądając się córeczce.

— Da-da-da — zagaworzyła, żwawo ruszając rączkami i nóżkami, jakby pragnęła się wyrwać z uścisku mamy.

Elena, no cóż… Była uroczym dzieckiem, w dużej mierze przez urodę odziedziczoną po tacie, który z pochodzenia był Australijczykiem. Miała ciemne blond włoski, lazurowe oczka i promienny uśmiech, który nie znikał z jej twarzy nawet wtedy, gdy narobiła szkody i hałasu. Nie było więc mowy o tym, by się na nią gniewać.

— Mam nadzieję, że twojej sukience nic się nie stało? — zapytała z przejęciem Hope. — Elena zaczyna wszystko chwytać do rąk, zwłaszcza błyszczące i połyskujące przedmioty. Przypilnowanie jej to nie lada wyzwanie.

— Nie martw się, to tylko sukienka. — Machnęłam ręką. — W razie czego mam jeszcze kilka innych na przebranie w sypialni. A ty wzięłaś coś dla małej?

— Tak szybko się pakowaliśmy, że zapomniałam z domu torby z ubrankami. Muszę iść to przeprać, nim zaschnie. Mogłabyś zostać z Eleną?

Cofnęłam się o krok, z trudem przełykając ślinę. Zamrugałam ze zdziwieniem, nerwowo ściskając końcówki loków, które opadały na moje piersi. Perspektywa pozostania z pięciomiesięcznym dzieckiem była przerażająca, zwłaszcza że wiedziałam, co ta mała potrafi.

— A Will? — zapytałam.

— Poszedł z Aaronem i Hailey odnieść prezenty do ich sypialni. Crystal, proszę cię, to zajmie raptem parę minut.

Boże, znikąd ratunku.

— Wiesz cooo… — powiedziałam przeciągle i w tym momencie mnie olśniło. — Mam lepszy pomysł. Daj mi, proszę, jej spódniczkę, postaram się ją doczyścić, a ty z nią zostań — zaproponowałam.

— Na pewno?

Usiadła z powrotem na swoim miejscu i zaczęła zdejmować brudne ubranko Eleny, jednocześnie bacznie mnie obserwując.

— Tak, wolę to niż zostanie sam na sam z tym małym diabełkiem w ciele uroczego aniołka wśród gości weselnych. — Uśmiechnęłam się delikatnie. — Pamiętasz, jak ostatnim razem zostawiłaś mnie z nią samą tylko na chwilę? Płakała bez przerwy przez kilkanaście minut i w żaden sposób nie mogłam jej uspokoić. Bałam się, że zrobiłam jej nieświadomie krzywdę.

— Nic jej nie zrobiłaś, to po prostu… — Hope spojrzała na córeczkę, która została w samym body — …kobieta z charakterem, do której trzeba mieć odpowiednie podejście. Prawda, mój ty cukiereczku? — Parsknęła śmiechem i połaskotała małą po brzuszku

— Da-da — odpowiedziała jej Elena, a jej błękitne oczka zalśniły.

— Mhm, na pewno… — mruknęłam pod nosem bez większego przekonania. — Dlatego ty zostajesz ze swoją damą z charakterkiem, a ja idę do łazienki wyczyścić spódniczkę.

— Wiesz chociaż, jak to zrobić? Może jednak pójdę z tobą?

— Spokojnie, to przecież nie może być aż takie trudne. Niedługo wrócę, a przy okazji może znajdę Maxa, bo dość długo już nie wraca i zaczynam się o niego martwić — powiedziałam. — A ty postaraj się niczego więcej nie rozlać, cukiereczku — zwróciłam się do małej i puściłam do niej oczko.

— Spróbuj polać plamę sokiem z cytryny i posypać solą! — zawołała jeszcze za mną Hope, gdy ruszyłam w kierunku domu.

Zacisnęłam mocniej palce na materiale.

Sól isok zcytryny, by doczyścić plamę?

Przecież ten zestaw pasuje tylko do jednego — do tequili.

Przy okazji nabrałam ochoty na kieliszeczek tego niezwykłego trunku, którego miałam przyjemność spróbować na zeszłorocznych wakacjach na Malediwach z okazji moich osiemnastych urodzin, które spędziłam w towarzystwie Yasemin i Silver.

Co to był za dwutygodniowy wyjazd…

Oczyma wyobraźni wróciłam do rajskich plaż oraz błękitnego oceanu na wyspie Maafushi, gdzie czas zdecydowanie płynął wolniej. Wtedy nie patrzyłam za siebie ani nie snułam planów na przyszłość, po prostu cieszyłam się tym, co mam i gdzie się znajduję.

Żałuję, że beztroski okres bycia nastolatką powoli dobiegał końca, zresztą tak samo jak moja roczna przerwa, w trakcie której miałam podjąć decyzję, co chcę robić w życiu i na jakie zamierzam pójść studia.

No cóż… Na razie byłam w kropce i kompletnie nie miałam na siebie pomysłu.

Westchnęłam i weszłam do domu, wciąż rozmyślając o swoim życiu. W środku było zdecydowanie chłodniej niż na dworze dzięki włączonej klimatyzacji. Przez to sporo ludzi kręciło się po kuchni i salonie, zapewne szukając ukojenia od panującej na dworze duchoty.

Minęłam po drodze kilka znajomych twarzy i udałam się do łazienki na parterze. Znajdowała się tuż obok gabinetu ojca, z którego teraz korzystał Aaron. Zgodnie ze swoją obietnicą niczego w nim nie zmieniał, aby uszanować pamięć o tacie, a przy okazji zachować namiastkę jego obecności w naszym życiu. Dodaliśmy do niego tylko jeden element, który zapewne spodobałby się również i jemu: wielki obraz przedstawiający naszą rodzinę w komplecie.

W chwili, gdy chciałam już wejść do łazienki, usłyszałam podniesiony znajomy głos dochodzący z gabinetu.

— Przecież zajmuję się firmą! Kancelaria świetnie prosperuje i ani razu niczego nie zawaliłem! Nowy oddział w Chicago również przynosi znakomite zyski.

Przystanęłam przy lekko uchylonych drzwiach, nie przekraczając progu, i ostrożnie zajrzałam do środka. Zobaczyłam wzburzonego Maxa, który chodził w kółko, nerwowo przeczesując swoje gęste, ciemne włosy. Naprzeciwko niego stali jego rodzice, z wymalowanym na twarzy niezadowoleniem.

Cudownie, znów kłócą się onasz związek.

W końcu pan Matthew i pani Margaret najchętniej wystrzeliliby mnie na Marsa w jedną stronę bez możliwości powrotu, bylebym tylko zniknęła z pola widzenia ich syna.

Ciągle im coś nie pasowało — a to mój styl ubierania, mówienia, a to moja bezpośredniość, szczerość oraz sposób bycia. Starałam się nie zwracać na to uwagi, ale bolało mnie to, że ludzie, którym powinno zależeć na szczęściu własnego dziecka, patrzą jedynie na kanon, w jakim oni sami zostali wychowani. Dla nich liczyły się tradycje, dobre imię i maniery, czego nie znajdywali w mojej osobie i mojej postawie.

— Wiem, synu, ale zarząd wyraził się jasno. Czas najwyższy, abyś się ustatkował, a Crystal… — Ojciec Maxa przerwał na chwilę, kręcąc głową na boki. — Niestety nie pasuje do naszego wizerunku. Nikt z członków zarządu nie podpisze dokumentów z pełnomocnictwem, dopóki z nią będziesz.

— A co im, do chuja, w niej nie pasuje?! — Max wyrzucił dłonie w powietrze. — I od kiedy to oni mają wybierać mi kandydatkę na żonę?! — Wymierzył w kierunku rodziców palec wskazujący, a jego twarz zapłonęła z wściekłości. — Nie wciskajcie mi kitu, bo wiem, że to wam ona się nie podoba. Członkowie zarządu raptem dwa razy widzieli ją na oczy, a od roku, odkąd prowadzę firmę, nie było żadnych niedociągnięć.

— Na miłość boską, język, młodzieńcze! — skarcił syna pan Sprayberr, ale nim zdążył dokończyć, do akcji wkroczyła jego żona.

Szybko podeszła do Maxa, ciągnąc po ziemi krótki tren od granatowej sukni.

— Kochanie, wiem, że znasz się z Carverami od dziecka. — Położyła dłoń na jego ramieniu. — Aaron jest dla ciebie jak brat. Rozumiem, że mogłeś się zbliżyć do jego siostry, która jest naprawdę piękną kobietą, ale to nie jest odpowiednia dziewczyna dla ciebie. Jest młoda, sama nie wie, czego chce od życia, a ty powinieneś się w końcu ustatkować z kimś w swoim wieku, odpowiedzialnym i…

Jej słowa mocno mnie dotknęły. Poczułam nieprzyjemne ukłucie w sercu, a do oczu mimowolnie napłynęły mi łzy. Musiałam w jakiś sposób rozładować rosnącą we mnie frustrację, więc zaczęłam mocniej ściskać tiulowy materiał, kompletnie nie zwracając uwagi na to, że go gniotę.

Naprawdę tak bardzo mnie nienawidzili? Chcieli, abym zniknęła zżycia Maxa?

— I spełniającym wasze oczekiwania — warknął mój chłopak.

— Max, proszę… — poprosiła łagodnym tonem kobieta.

— Czyli decyzja została już podjęta, prawda? Albo firma, albo Crystal? — Max spojrzał na rodziców z niedowierzaniem, marszcząc przy tym czoło.

— Zrozum nas, synku, ta firma to wszystko, co mamy, jest w naszej rodzinie od pokoleń. Nie możemy jej stracić.

— A moje szczęście się nie liczy?

— Oczywiście, że się liczy, syneczku. — Kobieta pogłaskała go czule po policzku. — Przecież wszystko, co robimy, jest dla twojego dobra. Dzisiaj może o tym nie myślisz, ale za pięć czy dziesięć lat zrozumiesz, że podjąłeś słuszną decyzję.

— To dlaczego chcecie mi odebrać kogoś, na kim mi zależy? — Max odsunął się do tyłu, a jego łamiący się głos sprawił, że moje serce pękło na pół, a po policzku spłynęły pierwsze łzy. — Mało wycierpiała?! Dopiero co straciła ojca, a teraz ma stracić również mnie?

— Daliśmy wam sporo czasu — oznajmił ostro jego ojciec, chowając dłonie do kieszeni czarnych spodni garniturowych.

— Nie poruszaliśmy tego tematu wcześniej, wiedząc, w jak trudnej sytuacji znajduje się Crystal — wtrąciła pani Sprayberr. — To naturalne, że potrzebowała twojego wsparcia, ale już przyszła pora, byś pomyślał o sobie i swojej przyszłości. Pamiętaj, że straci ciebie jako chłopaka, ale nie straci ciebie jako przyjaciela.

— Cały czas myślę o swojej przyszłości i to z Crystal chciałbym ją zbudować. Dlaczego po prostu jej nie zaakceptujecie?

— Próbowaliśmy. Zapomniałeś już, jak przyszliście do nas na rodzinną kolację? — przypomniała mu matka, na co od razu zmrużyłam oczy. Wiedziałam, że do końca życia będzie mi to wypominać, stara wiedźma. — Zachowywała się skandalicznie! Jak rozpuszczona nastolatka, której tylko fiu-bździu w głowie. Na dodatek jak ona wyglądała? Ten jej kostiumik niewiele zakrywał, a nasz dom pomylił się jej chyba z domem publicznym.

Co proszę?! Dom publiczny?! To był zestaw od samego Diora!

Kosztował fortunę, ana dodatek moim zdaniem był bardzo elegancki. Co prawda miał ekstrawaganckie rozcięcie na brzuchu, ale byłam zgrabna iszczupła, więc tylko podkreśliłam wten sposób swoją figurę.

Mama Maxa również nie miałaby się czego wstydzić. Niegdyś trenowała balet, a obecnie także nie można było zarzucić jej braku dbania o siebie, ponieważ wciąż ściśle przestrzegała diety. Skrupulatnie pilnowała posiłków, jakie serwowano w ich domu, wybierała tylko ekologiczne produkty od lokalnych producentów i ćwiczyła jogę.

Ale nawet to, że miała doskonałą sylwetkę, nie przekonywało jej do tego, że moda poszła z duchem czasu. Wciąż nosiła garsonki, żakiety i długie do ziemi suknie, zakrywające wszystkie kobiece atuty. Nawet o dekolcie w kształcie serduszka nie mogło być mowy, musiał być wyłącznie okrągły, najlepiej blisko szyi. Uważała, że kobieta nie powinna zwracać na siebie przesadnej uwagi, bo nie do tego została stworzona.

— Ojciec musiał brać leki na uspokojenie przed snem, bo tak mu podniosła ciśnienie, gdy opowiadała o swoich wyczynach na Malediwach. Picie alkoholu na umór? Tańczenie po stołach w samym stroju kąpielowym? Czy tak postępuje młoda dama?

Akiedy mam to robić, jak nie teraz? Żyje się tylko raz… Ach, no tak, zapomniałam, że pani Sprayberr nie toleruje żadnej zabawy ani wygłupów.

Teraz to ja na pewno potrzebuję kieliszka tequili.

Amoże dwóch?

— Ma dopiero dziewiętnaście lat, mamo. To naturalne, że chce korzystać z życia — stanął w mojej obronie Max.

Wierzchem dłoni wytarłam policzki i uśmiechnęłam się przez łzy. Słowa rodziców Maxa wciąż mnie bolały. Skoro tak o mnie myśleli, to jakie miałam szanse na to, że kiedykolwiek mnie zaakceptują? Byłam skazą w ich idealnym życiu, elementem niepasującym do układanki, kimś, kto nie spełnia ich oczekiwań.

— A ty, mój drogi, masz dwadzieścia sześć lat i czas najwyższy się ustatkować — przypomniał mu ojciec.

Reakcja Maxa była niemal natychmiastowa. Jego oświadczenie z jednej strony mocno mnie ucieszyło, ale z drugiej zmroziło mi krew w żyłach.

— Nie ma problemu! Nawet dzisiaj mogę się oświadczyć Crystal!

— Jeśli to zrobisz, stracisz wszystko, co masz — wycedził jego ojciec, nie odrywając od niego wzroku.

— To szantaż. Wiesz, jak ciężko pracowałem, by znaleźć się na tym stanowisku, oraz jak bardzo zależało dziadkowi, abym to ja był prezesem.

— Zarządu takie argumenty nie przekonają — oświadczył chłodno pan Sprayberr, a wzdłuż kręgosłupa przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz. — Jesteśmy firmą z tradycjami, a dziadek sam ci powiedział, jakie masz spełnić warunki, by otrzymać jego spuściznę. Crystal nie spełnia naszych oczekiwań, więc jeśli zdecydujesz się z nią zostać, tylko się pogrążysz. Naprawdę chcesz porzucić dorobek swojego życia dla nastoletniej dziewuchy?

— To moja dziewczyna, tato — syknął Max przez zaciśnięte zęby, a jego szczęka mocno się napięła.

— Dla twojego dobra lepiej, żeby już nią nie była. Ktoś taki jak ona nie pasuje do nas. Za tą rodziną ciągnie się za dużo skandali, byśmy zostali z nią powiązani.

Ostrożnie i po cichu odsunęłam się od drzwi, by nie zostać zauważoną. Domyślałam się, że rozmowa dobiegła końca. Ruszyłam do łazienki i zamknęłam za sobą drzwi. Wrzuciłam spódniczkę Eleny do marmurowego zlewu i odkręciłam wodę, która zaczęła wsiąkać w tiulowy materiał, gdy ja tępo wpatrywałam się w swoje odbicie w wielkim lustrze.

W mojej głowie zaczęło się pojawiać coraz to więcej pytań i wątpliwości. Oparłam dłonie po obu stronach umywalki i zagryzłam dolną wargę.

Co teraz z nami będzie? Czy Max ze mną zerwie? Posłucha się rodziców? Jeśli tak, to jak będzie wyglądać nasza relacja? Wciąż będziemy przyjaciółmi?

Jezu… Przecież Aaron go znienawidzi… Max obiecał mu, że nie złamie mi serca i nie skrzywdzi mnie w żaden sposób, ale… Ale nie miał innego wyjścia.

Firma, o którą tak zaciekle walczył po śmierci dziadka nie została mu w pełni powierzona, bo zarząd wciąż nie podpisał dokumentów z pełnym pełnomocnictwem. Na razie pracował tam w roli prezesa, lecz tylko tymczasowego. Do objęcia musiał uzyskać zgodę ludzi, którzy żyli tradycjami zapoczątkowanymi przez jego dziadka.

Kanon idealnej rodziny. Uczciwego, prawego mężczyzny oraz kobiety, która będzie z dumą i powagą trwać u boku swojego męża.

Niestety, ja nie pasowałam do tego idealnego świata, a nam kończył się czas. Wiedziałam, że rodzice Maxa nie odpuszczą. Zrobią wszystko, by nas rozdzielić, bo dla nich dobre imię firmy było ważniejsze niż szczęście jedynego syna.

Dali nam rok spokoju, ponieważ wiedzieli, w jak trudnej sytuacji się znajdowałam. Wiedzieli, że bez wsparcia Maxa nie podniosłabym się po śmierci ojca, bo tak wiele dla mnie znaczył.

Odsunęłam się, przyglądając się swoim ciemnym oczom, które w jednej chwili znów zaszły łzami.

Nie chcę go stracić. Nie mogę go stracić… Nie poradzę sobie bez Maxa.

— Co ja teraz zrobię? — zapytałam swoje odbicie, jakbym oczekiwała, że mi odpowie.

Rozdział 3. Nikt nie kupował kota w worku

Crystal

Tuż po przebudzeniu następnego dnia rano Max zachowywał się bardzo nietypowo. W zasadzie nie powinno mnie to ani trochę dziwić, ponieważ doskonale zdawałam sobie sprawę, co zaprząta jego myśli.

Nie wspomniał słowem o rozmowie z rodzicami. Nie poruszył ze mną tego tematu. Jeszcze. A to coraz bardziej mnie niepokoiło.

Ukradkiem obserwowałam, jak nerwowo chodzi po pokoju i szuka czystych ubrań, które zostawił w mojej garderobie ubiegłego wieczoru. Dopiero po paru minutach przycisnął dłoń do czoła, przeklął pod nosem i po cichu wszedł do pomieszczenia, by wyjść z niego ze spodenkami i czarną koszulką w rękach. Od razu udał się do łazienki, a po chwili dobiegł mnie szum wody spod prysznica.

Odwróciłam się na plecy, głośno wzdychając.

W nocy nie zmrużyłam oka.

Zastanawiałam się, czy Max powie mi prawdę i zechce przegadać ze mną sprawę związaną z warunkami, jakie postawił przed nim jego ojciec. W głowie mi szumiało, a na dodatek żołądek nieprzyjemnie zaciskał się za każdym razem, gdy przypominałam sobie o podsłuchanej rozmowie.

Sama już nie wiedziałam, czy to z nerwów, czy z nieprzyzwoitej jak dla mnie ilości tequili, którą w siebie wlałam, gdy Max zaczął mnie ignorować na weselu. Oddalał się ode mnie, ciągle szukał sobie zajęcia, byle tylko nie musieć zostawać ze mną sam na sam.

Unikał mnie, ale domyślałam się, dlaczego tak postępował.

Bał mi się spojrzeć w oczy, bo doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że nie mógłby ot tak udawać, że nic się nie wydarzyło. Kiepsko kłamał, więc prędzej czy później coś by mogło mu się wymsknąć.

Wiedziałam w głębi serca, że Max jest naprawdę wrażliwym mężczyzną.

Nigdy nie zaznał prawdziwej miłości ze strony rodziców. Oni oczekiwali od niego bycia dumą rodziny, kimś, kto sprosta ich wymaganiom. Starał się ich nie zawieść, a przez to zapominał często o sobie i o własnych potrzebach.

Czasami przypominał mi w tym Aarona, od którego tata wymagał tak wiele, nie zważając na to, czy jest szczęśliwy. Dlatego być może chłopaki już od dziecka złapali wspólny kontakt. Obaj uciekali przed tym, co im z góry narzucano. Zachowywali się czasami jak duże dzieci, bo nie mieli okazji nimi tak naprawdę być.

Byłam kłębkiem nerwów. Nie potrafiłam, tak dobrze jak inni ludzie, tłamsić i dusić w sobie emocji, bo czułam się jak tykająca bomba, która w każdej chwili może eksplodować. Musiałam wiedzieć, na czym stoimy i dokąd zmierza nasz związek. Prawda była dla mnie dużo ważniejsza niż mrzonki i złudzenia, że i z tym kryzysem damy sobie radę.

Tylko jak powinnam zacząć tę rozmowę? „Max, wiem o wszystkim”? Bez sensu. „Kochanie, przepraszam, ale słyszałam twoją kłótnię z rodzicami”? To brzmi jeszcze gorzej. „Max, musimy pogadać. Wiem o ultimatum jakie otrzymałeś od ojca. Zastanówmy się, co z tym zrobimy”? Niech mnie ktoś dobije, przecież to jakaś katastrofa.

Przyłożyłam dłoń do pulsującego czoła i zacisnęłam mocno szczęki, by nie krzyknąć z frustracji. Zamarłam ze strachu, gdy woda przestała nagle lecieć spod prysznica. Mój wzrok powędrował w kierunku drzwi od łazienki, zza których słychać było krzątanie. Cała moja pewność siebie i odwaga wyparowały w jednej sekundzie. Obróciłam się szybko na bok i zamknęłam oczy, udając, że śpię.

Nie potrafiłam jeszcze skonfrontować się z moim chłopakiem, co było dziwne, bo nigdy nie miałam z tym problemu. Tym razem sytuacja wyglądała zupełnie inaczej. Podświadomie bałam się tego, co od niego usłyszę. Zależało mi na nim, nie chciałam stracić osoby, która tak wiele wniosła do mojego życia.

Najrozsądniej byłoby odpowiednio się przygotować do tej rozmowy. Potrzebowałam planu działania, który zapewniłby nam wyjście z tej beznadziejnej sytuacji. Gdybym na niego tak po prostu naskoczyła, tylko wynikłaby z tego nikomu niepotrzebna kłótnia. Wolałabym tego uniknąć, zważywszy na to, że ostatnio sporo się sprzeczaliśmy, a wieczór kawalerski, który zorganizował razem z Aaronem, był tylko wierzchołkiem góry lodowej nawarstwiających się konfliktów.

Po paru minutach Max wyszedł z łazienki. Czułam na sobie jego spojrzenie, ale nie zdecydowałam się uchylić powiek ani na milimetr. Starałam się oddychać miarowo i spokojnie, by nie wzbudzić w nim podejrzeń. Liczyłam na jakiś krok z jego strony, ale nic takiego się nie wydarzyło. Bez pożegnania wyszedł z pokoju, przez co zrobiło mi się przykro. Nawet bardzo przykro.

Zazwyczaj kiedy myślał, że wciąż śpię, dawał mi chociaż buziaka w czubek głowy lub policzek. A dzisiaj? Dzisiaj ostrożnie, po cichu zamknął za sobą drzwi i po prostu wyszedł. Bez słowa, bez żadnego czułego gestu, jakby w jego duszy nie pozostała ani jedna emocja.

Podciągnęłam się raptownie na łóżku i oparłam o miękki zagłówek. Do oczu mimowolnie napłynęły mi łzy, a w sercu poczułam ból. Rozumiałam, dlaczego Max nie chce ze mną rozmawiać, ale nie mogłam pojąć, dlaczego dystansuje się ode mnie, gdy coś idzie nie tak.

Chwilę później dość niechętnie odgarnęłam na bok kołdrę i szybko wstałam z łóżka. To było ogromnym błędem, ponieważ zakręciło mi się w głowie, aż musiałam przysiąść na skraju materaca.

Tak, to na pewno przez tequilę.

Powoli, na drżących nogach, ruszyłam do łazienki. Odkręciłam wodę i zrzuciłam z siebie dwuczęściową piżamę w różowe serduszka. Weszłam pod gorący strumień, który w tamtej chwili był dla mnie zbawieniem. Napięcie z mięśni zeszło zaraz po tym, jak rozprowadziłam po ciele kremowy żel o zapachu pomarańczy i grejpfruta. Przyjemny aromat rozniósł się po pomieszczeniu, gdy spłukałam z siebie nadmiar białej piany.

Wychodząc spod prysznica, ciasno owinęłam się puchatym ręcznikiem, a drugim zabezpieczyłam mokre włosy. Przeszłam do garderoby, w której zaczęłam wertować wieszaki. Po kilkunastu minutach zdecydowałam się w końcu na subtelną, zwiewną, różową sukienkę w delikatną kratkę.

Wróciłam do łazienki, gdzie wycisnęłam włosy w ręcznik i wysuszyłam za pomocą suszarki. Wtarłam olejek zabezpieczający końcówki przed rozdwajaniem, po czym zrobiłam dwa małe warkoczyki z dłuższej grzywki i spięłam z tyłu ozdobną spinką z kryształkami. Nałożyłam delikatny makijaż, by zakryć pozostałe ślady zmęczenia na mojej twarzy.

Po porannej toalecie poszłam na dół po coś do picia, po drodze zgarniając swój telefon z szafki nocnej. Weszłam w grupowy czat na Instagramie, który utworzyłam razem z Yasemin i Silver, by być z nimi cały czas w kontakcie. Szybko napisałam krótką wiadomość, mając nadzieję, że już nie śpią. Potrzebowałam ich wsparcia jak nigdy wcześniej.

Ja:

RED ALERT!

Nie musiałam czekać nawet minuty na odpowiedź, a mój telefon zawibrował, sygnalizując nowe powiadomienia.

@yaseminhill:

Ogarnę się i będę do godziny 🙂

@silvercampbell:

Kończę jeść śniadanie i przyjadę

Niezawodne jak zawsze — pomyślałam, wyciągając wodę z lodówki. Wypiłam naraz niemal pół butelki, gasząc pragnienie po wczorajszym tequilowym szaleństwie.

— Nigdy więcej tequili — powiedziałam stanowczo sama do siebie.

— Ooo! — usłyszałam w korytarzu znajomy głos, a po chwili do kuchni niespodziewanie wszedł mój brat w szarych spodenkach do kolan i białej koszulce. — Nie śpisz już?

— Jak widać. — Odstawiłam butelkę na blat wyspy kuchennej. — Wstałam jakąś godzinę temu.

— A Max? — zapytał ze zmarszczonym czołem.

Ostatnie, czego bym chciała dzisiejszego dnia, to opowiadać starszemu bratu o swoich problemach emocjonalnych. Czasami wciąż traktował mnie jak małą, rozpuszczoną księżniczkę. Gdybym mu wyznała, czego byłam świadkiem ubiegłego wieczoru, mogłoby to się źle skończyć. Chłopacy przyjaźnili się od dziecka, ale Aaron twardo zaznaczył, gdy zaczęłam spotykać się z jego przyjacielem, co mu zrobi, jeśli mnie skrzywdzi. Celowo lub nie, i tak skończy się to źle dla Maxa.

— Pojechał do domu.

— Dlaczego? — Aaron przez chwilę przyglądał mi się uważnie, po czym podszedł do czajnika, nalał do niego wody i go uruchomił. — Myślałem, że zostanie z tobą przynajmniej do jutra.

— Miał coś do załatwienia w domu — odparłam naburmuszona, po czym spróbowałam zmienić temat: — No właśnie, a ty co tu robisz? Nie powinniście być z Hailey w drodze na lotnisko? Co z waszą podróżą poślubną?

— Aaa… — Potarł ręką kark, a na jego twarzy pojawił się grymas. — Hailey całą noc wymiotowała i odwołałem wycieczkę.

— Jak to?! Wszystko z nią w porządku?

Aaron otworzył drzwiczki górnej szafki, wyjął z niej biały kubek i wrzucił do niego saszetkę z herbatą, którą po minucie zalał gorącą wodą.

— Tak, śpi teraz, ale przyszedłem zaparzyć mięty na wszelki wypadek, gdyby znów zrobiło jej się niedobrze — oznajmił, po czym odwrócił się w moją stronę. — Chciałem wezwać w nocy lekarza, ale mi na to nie pozwoliła.

— No proszę, proszę… — Pokręciłam głową ze zdziwieniem. — Nie znałam cię od tej strony.

— Zejdź ze mnie, Crystal, po prostu się o nich martwię.

— Wow, już nawet zaimka „nich” używasz.

— Przeginasz, młoda. — Brat wymierzył we mnie palec wskazujący, a na mojej twarzy pojawił się łobuzerski uśmieszek.

— Wyluzuj, stary, tylko odrobinę się z tobą droczę, aby nie wyjść z wprawy — zażartowałam, dodając po krótkiej chwili milczenia: — Poza tym niedługo przyjadą tu Yasemin i Silver.

— Tylko bądźcie w miarę cicho, żeby nie obudzić Hailey. — Aaron przeniósł uwagę z trzymanego w dłoniach kubka na mnie. — Jeśli to w ogóle jest możliwe.

— O co ci znowu chodzi? — westchnęłam, wywracając przy tym oczami.

— O to, że waszej piszczącej trójki nawet święty by nie zdzierżył — oznajmił, po czym ruszył powoli przed siebie z kubkiem wypełnionym po same brzegi parującym ziołowym naparem.

— Ty się lepiej skup, bo za chwilę niczego nie doniesiesz do sypialni.

— Cicho bądź… — syknął, ani na sekundę nie odrywając wzroku od kubka.

— Żeby nie było, a nie mów…

— Crystal!

Zamilkłam.

Nie odezwałam się już ani jednym słowem, bo nie miało to sensu. Obserwowałam go uważnie jak jastrząb na polowaniu, mrużąc przy tym oczy. Wychyliłam się nawet z kuchni, by przyjrzeć się jego wspinaczce po schodach. Ręce mu drżały, a każdy krok stawiał bardzo ostrożnie. Zachwiał się już na drugim stopniu, a ja odruchowo zakryłam dłonią usta, by stłumić ciche piśnięcie, gdy część herbaty wylała mu się na ziemię.

No przecież! Anie mówiłam?

W czasie, gdy czekałam na Yasemin i Silver, zdążyłam posprzątać po Aaronie oraz przygotować lemoniadę. Korzystając z okazji, że miałam chwilę, dałam Brytyjczykowi parę przysmaczków, które chowałam w szufladzie mojej szafki nocnej obok łóżka. Rudy kotek nie ruszył się nawet ze swojego legowiska, odkąd wstałam. Przeciągał się ospale, a ożywił się dopiero na widok chrupiących poduszeczek wypełnionych kremowym nadzieniem dla dorosłych kotów.

Brytyjczyk miał już prawie cztery lata, a ja wciąż nie mogłam uwierzyć, że tyle czasu minęło, odkąd przywieźliśmy go do domu. Pamiętałam wciąż, jak bardzo się ucieszyłam na jego widok. Tata spełnił moje marzenie, ale Aaron był z tego powodu niezadowolony. Nie lubił kotów, dlatego większość czasu mój pupil spędzał w pokoju, w którym niczego mu nie brakowało. W drzwiach były zamontowane specjalne drzwiczki, by mógł wychodzić na zewnątrz oraz do kuwety, chociaż i tak najczęściej chadzał do pokoju Aarona, gdzie wylegiwał się na jego łóżku.

Może i lubił mojego brata, ale brat za to nie darzył go sympatią.

Podrapałam kota za uchem i uśmiechnęłam się do niego szeroko, gdy pałaszował swoje przysmaki. Potem przyniosłam do pokoju dzbanek wcześniej przygotowanej lemoniady z dodatkiem pomarańczy i rozlałam ją do trzech kryształowych kieliszków ustawionych na toaletce.

Ucieszyłam się, że i tym razem moje kuzynki, a zarazem najlepsze przyjaciółki, mnie nie zawiodły i przyjechały w niespełna godzinę. Nie chciałam być teraz sama, zwłaszcza że musiałam wytężyć umysł i poszukać jakiegoś rozwiązania, dzięki któremu rodzice Maxa mnie zaakceptują.

Jak to mówią, co dwie głowy to nie jedna, a nas była aż trójka, więc tym bardziej nie powinno być to aż tak trudne zadanie.

— Ja widzę tylko jedno sensowne wyjście z tej sytuacji — oznajmiła Silver po wysłuchaniu mojego sprawozdania na temat tego, czego się dowiedziałam ubiegłego wieczoru.

— Co proponujesz? — zapytała siedząca po turecku obok niej na łóżku Yasemin, która odgarnęła za ucho pasma opadających kosmyków włosów w kolorze jasnego blondu.

— Crystal jest dla niego za dobra, by cokolwiek w sobie zmieniać! — Silver zamachnęła się ręką w powietrzu, aż zadzwoniło kilka srebrnych bransoletek na jej nadgarstku. — Powinna go rzucić, kopnąć w tyłek i znaleźć sobie kogoś lepszego.

— Zależy mi na nim… — mruknęłam.

Siedziałam przed łóżkiem na miękkiej jasnofioletowej pufie, którą wysunęłam spod toaletki, i obserwowałam z zainteresowaniem poruszenie, jakie wywołałam w dziewczynach. Nie sądziłam, że aż tak bardzo skupią się na postawie Maxa, do której wcześniej nie przywiązywałam większej wagi. Sądziłam, że pomogą mi znaleźć wyjście z tej patowej sytuacji, ale one chciały, abym go po prostu zostawiła i znalazła sobie kogoś nowego.