Never yours - Banaszek Aleksandra - ebook + książka

Never yours ebook

Banaszek Aleksandra

4,2

Opis

Miłość bywa najlepszą zemstą

Karty dziennika Marietty przyjmowały wszystko – historie jej sukcesów i porażek, młodzieńcze fascynacje i wspomnienia przemocy szkolnej, której padła ofiarą. Jednak te czasy to już przeszłość. Teraz Mari jest dziennikarką poczytnego magazynu i sprawnie wspina się po szczeblach kariery, licząc na wymarzony awans. Jego cena będzie zaskakująco wysoka: przeprowadzenie wywiadu z unikającym mediów biznesmenem, który okazuje się… jej oprawcą z przeszłości. Mari doskonale zdaje sobie sprawę, że mimo buzującej w niej wściekłości musi zachować profesjonalizm. Przystojny i ubrany w nienagannie skrojony garnitur Jan Walter jest nadal tak samo irytującym i aroganckim człowiekiem, jakim go zapamiętała. I co najważniejsze – zupełnie jej nie kojarzy. W głowie Marietty rodzi się myśl o zemście na człowieku, który upokorzył ją lata temu. Nie podejrzewa, że wkrótce sytuacja całkowicie wymknie się spod kontroli, a w jej sercu zapanuje zamęt, jakiego wcześniej nie znała…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 477

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,2 (146 ocen)
76
36
25
7
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
marzena1980zwierz

Z braku laku…

Pomysł na książkę bardzo dobry ale napisana kiepsko. Jak dla mnie słaba książka 👎
21
m_rebala

Nie polecam

Słaba. Bardzo słaba. Nawet za bardzo nie ma co o niej napisać. Język na poziomie podstawówki. Nudna.
21
Klaudia34599

Dobrze spędzony czas

UWAGA MINI SPOILER! Ale jeśli już czytasz mój komentarz, przeczytaj go do końca!!! Moze zacznę od tego, że pomysł na książkę jest bardzo dobry i uważam że został odpowiednio wykorzystany. Nie przepadam za tym wydawnictwem i chyba nie mam jakiejkolwiek dobrej książki od nich, cóż, poza właśnie tą. W dużej mierzę żałuję, że jest to romans, a nie erotych oraz muszę wspomnieć o zakończeniu. Było banalne. Strasznie się na nim zawiodłam. Oczywiście od początku książki, kiedy to dziewczyny wpadły na ten znakomity plan czułam, że tak to może się skończyć. Ale mimo wszystko liczyłam, że autorka nie pójdzie wydeptanym schematem i doda tak dobre zakończenie jak dobra była ta książka. Bo była dobra. Głowni bohaterowie byli fajnie wykreowani, mieli osobowość. Główna bohaterka nie pozwoliła sobie wejść na głowę co bardzo doceniam. Przeczytałam ją w jeden wieczór i naprawdę mogę przyznać, że mi się podobała, tylko to zakończenie. Jeśli autorka kiedykolwiek przeczyta mój komentarz chciałabym dać mal...
22
za_czy_ta_na

Nie oderwiesz się od lektury

Marietta w okresie szkolnym nie miała łatwego życia. Skromna, cicha dziewczyna unikająca przyjaźni i poświęcająca całą swoją uwagę nauce stała się obiektem drwin i głupich żartów rówieśników. Szczególnie mocno dokuczał jej pewien chłopak, którego nienawistne zielone spojrzenie latami nawiedzało ją w koszmarach. Musiało minąć wiele czasu i kosztowało to Mariettę wiele pracy by pozbyć się traumy z tamtych lat. I choć bolesne wspomnienia zostały to można powiedzieć, że dziś Mari jest silną, pewną siebie i piękną kobietą. Pracuje jako dziennikarka i właśnie stoi przed szansą awansu, który zapewnić jej ma wywiad z pewnym biznesmenem. To zadanie wbrew pozorom łatwe nie będzie, gdyż mężczyzna jak ognia unika dziennikarzy. Mari jest jednak zdesperowana, w końcu od tego  zależy jej przyszła kariera zawodowa. Zwarta i gotowa jedzie na spotkanie z Janem Walterem. Jakież jest jej zaskoczenie, gdy rozpoznaje w nim swojego szkolnego oprawcę i wygląda na to, że on jej w ogóle nie kojarzy. Wspomnien...
11
Wasilewska83

Całkiem niezła

całkiem
00

Popularność



Podobne


Rozdział 1

Opierając się na jednej ręce na biurku, przeglądałam ze znudzeniem strony z portfolio. Miałam dzisiaj wyjątkowo paskudny nastrój, głowa pękała po wczorajszej imprezie, na której strumieniami lał się alkohol, a ja nie potrafiłam powiedzieć sobie „stop”, przez co teraz ledwo trzymałam się na nogach. Marzyłam, żeby zamknąć oczy i zdrzemnąć się przynajmniej na godzinę, ale było to wyłącznie moje pobożne życzenie. Dziś nie miałam czasu na odpoczynek, nawet chwilowy. Jakby na potwierdzenie tych słów rozbrzmiały kolejne powiadomienia na skrzynce pocztowej.

Zyskując pewność, że teczka z pracami dziewczyny, która starała się u nas o posadę, nie spodoba się Wiktorii, odłożyłam kartki na bok, oszczędzając czasu sobie i mojej szefowej. Sięgnęłam po stygnącą kawę na biurku i upiłam łyk, jednocześnie zerkając na wiszący na ścianie zegar. Miałam niecałe pięć minut do spotkania, które odbywało się przynajmniej raz w tygodniu w sali konferencyjnej. Omawialiśmy na nim pomysły i nowe rozwiązania, które chcieliśmy wprowadzić w magazynie.

Jak przystało na ambitną dziewczynę ze zwykłego domu, w którym nigdy się nie przelewało, doceniałam to, w jakim miejscu się znajdowałam. Pracowałam w wydawnictwie, odkąd skończyłam pierwszy rok studiów – najpierw jako stażystka, później już na etacie. Poświęcałam tej pracy znacznie więcej czasu niż każda inna nowo przyjęta osoba. Spędzałam w biurze wiele godzin. Nawet jeśli mój standardowy ośmiogodzinny dzień pracy dobiegał końca, to i tak często przesiadywałam w firmie do późnego wieczoru.

Wsunęłam na stopy niebotycznie wysokie, czarne szpilki w szpic i wstałam, wygładzając przy tym ołówkową, zieloną spódnicę. Nagle drzwi mojego gabinetu się otworzyły, a chwilę później do pomieszczenia wszedł mój dobry przyjaciel i współpracownik, Adam. Miał na sobie brązowe, dopasowane spodnie i ciemnozieloną, rozpiętą na kilka guzików koszulę, kontrastującą z jego błękitnymi oczami.

– Cześć, Mari – powitał mnie, skanując jednocześnie wzrokiem. – Wyglądasz dziś nieziemsko. – Zagwizdał.

Okręciłam się i wypchnęłam biodra, do których ciasno przylegała spódnica. – Starałam się – odpowiedziałam, drocząc się z nim.

Adam Stempski był moim partnerem – dosłownie i w przenośni. Pierwszego dnia naszego stażu dobrano nas w parę i szybko staliśmy się nierozłączni. Podczas gdy większość młodych studentów troszczyła się wyłącznie o zaliczenie praktyk czy stażu, my zgodnie przesiadywaliśmy do wieczora w biurze. W czasie gdy inni chłopcy biegali na imprezy, chowali się za konsolami gier, Adam wiernie studiował ze mną najnowsze pokazy mody z całego świata. Staliśmy się najlepszymi i – co najważniejsze – nierozłącznymi przyjaciółmi.

Uśmiechnął się do mnie, po czym oparł o framugę i zaczął objadać puddingiem ryżowym z mango. Wybór tej przekąski wydawał się najgorszym z możliwych, przynajmniej po nocy pełnej alkoholu, dlatego skrzywiłam się i rzuciłam mu niezrozumiałe spojrzenie.

– Jak w ogóle możesz cokolwiek przełknąć? – jęknęłam. – Czy ten pudding jest na bazie mleka? – dopytałam, biorąc butelkę z mineralną.

– Tak, a co w tym dziwnego? – Przewrócił oczami. – Właściwie też coś powinnaś zjeść. Wyglądasz, jakbyś żyła od pół roku na samej wodzie i sucharach – wytknął mi.

Pokazałam mu język i już zamierzałam się odgryźć, ale powstrzymałam się, widząc, jak odrobina mieszanki ryżowej spływa na jego idealnie wyprasowaną koszulę.

– Niech to szlag – wymamrotał, próbując zdjąć palcem kleks puddingu, który rozmazał się przez to jeszcze bardziej i już wsiąkał w ubranie.

Złapałam chusteczki stojące na biurku i podałam mu jedną, bo męczył się z doczyszczeniem plamy.

– Nie panikuj. Spierze się.

Chwyciłam tablet i telefon i zatrzasnęłam za nami drzwi.

– Gotowy? – Zerknęłam na mężczyznę, który zdążył wyrzucić do kosza resztki po swoim śniadaniu.

– Taaaa… Chodźmy zobaczyć się z tą wiedźmą. – Wyciągnął w moim kierunku ramię, które przyjęłam.

Szliśmy obok siebie, plotkując o ostatnim wieczorze, który spędziliśmy u naszego znajomego na parapetówce. Mieliśmy okazję wypić za dużo, co dzisiaj idealnie przekładało się na nasze samopoczucie i zapał do pracy. W sali konferencyjnej skierowaliśmy się ku wolnym krzesłom ustawionym na końcu stołu, usiedliśmy, następnie rozłożyliśmy na blacie nasze rzeczy. Zaraz do pomieszczenia wkroczyła Wiktoria. Zajęła miejsce obok mnie i poprosiła stażystę o zamknięcie drzwi. Adam zdążył przewrócić oczami, a ja próbowałam znaleźć odpowiednio wygodną pozycję, by skupić się wystarczająco podczas prezentacji.

– Kawa, Jacek! – warknęła.

Młody stażysta natychmiast się podniósł i ruszył w stronę stolika, na którym stał firmowy ekspres do kawy. Siedzieliśmy w ciszy, czekając na parujący kubek dla szefowej. Niektórzy przeglądali dokumenty, inni, znajdujący się dalej, plotkowali po cichu.

– W porządku. Numer na kolejny miesiąc – zaczęła Wiktoria, przeglądając dokumenty w teczce. Zdążyła otrzymać swój napój, na co mój przyjaciel siedzący obok skrzywił się znacznie. – Myślałam o sekcji kultury, w której mógłby pojawić się zapis na temat ostatnio wyprodukowanego rolls-royce’a – powiedziała nieco ochrypłym, ale i skrzeczącym głosem. – Adam, mógłbyś się tym zająć. – Nakierowała swoje błękitne tęczówki na mężczyznę. Mogłam przysiąc, że jej spojrzenie na dłużej zatrzymało się na plamie na jego koszuli. Widząc to, wyraźnie się spiął, ale na całe szczęście szefowa pozostawiła to bez komentarza.

Adam jedynie pokiwał głową, po czym uruchomił swój tablet i zaczął coś na nim zapisywać.

– Sekcja o najbliższych pokazach mody na październik. Ktoś powinien się tym zająć – rzuciła Alicja z działu mody. 

Wiktoria spojrzała na nią swoimi lodowatymi oczami, jednak się nie odezwała. 

– Właściwie to myślę, że mogłabym poprosić praktykantki – dodała po chwili dziewczyna, najwidoczniej przestraszona spojrzeniem żmii. 

Wszyscy przytaknęli, wystukując coś na swoich macbookach.

– A co z wywiadem? – zadałam w końcu pytanie. Zastanawiałam się, czy ktokolwiek jeszcze pamięta o głównym aspekcie naszego magazynu.

Wszystkie oczy skierowały się na mnie. Niektórzy ze znudzeniem wpatrywali się w moją nieco bladą twarz. Wczorajszy wieczór ani trochę mi się nie przysłużył. Inni spoglądali z widocznym zaciekawieniem, ponieważ Wiktoria okręciła się w moją stronę, jakby czekała, bym kontynuowała.

– A może by tak zorganizować spotkanie z tą znaną tenisistką? – odezwała się kobieta o jasnych włosach, której imienia nie pamiętałam. Pracowała tu od kilku tygodni i rzadko kiedy brała udział w spotkaniach.

– Wszyscy o niej piszą – westchnął ktoś. – To już nie na czasie.

Blondynka rzuciła mu złowrogie spojrzenie, jednak nie odezwała się, czekając zapewne na reakcję szefowej.

– Racja – oznajmiła Wiktoria. – Potrzebujemy czegoś nowego, czegoś, czego dawno nie było.

Ugryzłam nieprzytomnie koniec ołówka, zastanawiając się, czy mój pomysł jest wystarczająco dobry. Miałam to w głowie od dzisiejszego ranka i czułam, że to może być odpowiedni temat na wywiad. Rozejrzałam się po sali. Wszyscy przeglądali swoje tablety i rzucali pomysłami, które Wiktoria zaraz torpedowała.

– Przeprowadźmy rozmowę z kimś niesamowicie modnym, z kimś, kto potrafi świetnie wyglądać, a zapracował na wszystko sam – zaczęłam. – z osobą, która jest zdeterminowana, udało jej się osiągnąć niesamowity sukces, a przy tym ma świetny gust.

Szefowa posłała mi dziwne spojrzenie, ale jej oczy rozszerzyły się, jakby się wybudziła z jakiegoś letargu po ciszy, która na dłuższą chwilę zapadła w pomieszczeniu.

– Podoba mi się ten pomysł – powiedziała wolno. – Kto to może być?

Większość osób zastygła, czekając na mój ruch, ale przecież wcale nie myślałam o kimś konkretnym.

Po kilku długich sekundach odezwał się ktoś z końca stołu, proponując znaną tancerkę, która zajęła się prowadzeniem bloga o podróżach. W dodatku niedługo miała wyjść za mąż, co mogło jeszcze bardziej przyciągnąć media.

– To całkiem niezły plan. Jakieś inne pomysły? – zapytała Wiktoria.

– Wiem! – krzyknął nagle Adam. Okręciłam się w jego stronę, marszcząc brwi. Do tej pory siedział skupiony i zapisywał swoje pomysły dotyczące wyznaczonego projektu odnośnie do nowego modelu samochodu. Uśmiechnął się, ukazując rząd białych zębów, i rzucił pewne spojrzenie w stronę nas wszystkich. – Jan Walter!

Zmroziło mnie, gdy tylko usłyszałam to nazwisko. Kojarzyło mi się wyłącznie z własną przeszłością, do której już dawno nie zamierzałam wracać. Na pewno zwykła zbieżność nazwisk.

Usłyszałam pomruki, które z każdą chwilą robiły się coraz głośniejsze. Wszyscy żywo zaczęli dyskutować o osobie, którą zaproponował mój przyjaciel. Nie miałam pojęcia, o co cały ten szum. Byłam pewna, że wszyscy znają tego mężczyznę oprócz mnie.

– Kto to? – zapytałam, ściągając brwi i oczekując odpowiedzi od Adama.

– Naprawdę nie kojarzysz tego faceta? – zadał pytanie, choć nie pozwolił mi na nie odpowiedzieć. – Jan Walter to rekin biznesu, zajmuje się budownictwem, samymi ogromnymi inwestycjami i nieruchomościami w ścisłym centrum Warszawy, ale nie tylko. Stworzył swoją firmę od zera i stał się jednym z najmłodszych milionerów. Niedługo skończy trzydzieści lat. W dodatku wszystkie kobiety za nim szaleją… – Zatrzymał się na chwilę, zastanawiając się nad czymś. – Właściwie to nie mam pojęcia, dlaczego wszystkie tak piszczą, kiedy usłyszą jego nazwisko.

– Och, może dlatego, że jest seksowny jak diabli, wysoki, zawsze dobrze ubrany, a do tego nadal do wzięcia – dodała Klara.

Przewróciłam oczami na jej słowa, po czym wyprostowałam się na krześle, bo dotarło do mnie chrząknięcie Wiktorii, która w ten sposób próbowała nas uciszyć, co zawsze się jej udawało.

Była jedną z tych osób, którym wszyscy nadskakują i denerwują się przed każdym jej słowem. Została redaktorką naczelną już po kilku latach pracy, przez co większość pracowników spekulowała, że sypiała z szefem na długo przed propozycją awansu. Nikt tak naprawdę nie był pewny, czy to prawda i czy faktycznie miała z nim romans, dlatego temat porzucono. Od kiedy tu byłam, nie pamiętałam, by Wiktoria kiedykolwiek się uśmiechała, za to zawsze była niesamowicie poważna i restrykcyjna. Pilnowała, by wszyscy, którzy tu pracowali, znali swoje miejsce i zasady panujące w wydawnictwie. Nie przeszkadzało mi to jakoś specjalnie, od zawsze byłam ułożona i zdyscyplinowana, dlatego szybko udało mi się trafić do grona jej ulubieńców. Jeśli w ogóle można tu mówić o jakiejkolwiek sympatii ze strony Wiktorii wobec pracowników.

Zapisywałam temat i pytania, które zaczęłam przygotowywać dla osoby odpowiedzialnej za przeprowadzenie rozmowy z tym tajemniczym, bogatym mężczyzną, gdy nagle usłyszałam swoje imię.

– Tak? – zapytałam, odciągając wzrok od ekranu tabletu.

– Fantastycznie, że jednak choć próbujesz nas słuchać. – Wzrok Wiktorii wręcz emanował złością. – Chcę, byś to ty załatwiła zgodę na wywiad z Walterem i sama go przeprowadziła.

Zacisnęłam zęby, nabierając w płuca więcej powietrza.

– Jasne, że to załatwię. – Uśmiechnęłam się sztucznie i odłożyłam urządzenie na stół.

Większość osób kręciła się na krześle, cicho szepcząc do siebie, natomiast szefowa zerknęła na mnie zdumiona i nieco też rozbawiona, czego kompletnie nie zrozumiałam.

– Spotkanie zakończone. Możecie wracać do swoich obowiązków.

Współpracownicy wstali od stołu i powoli kierowali się w stronę wyjścia, uprzednio wypuszczając z pomieszczenia Wiktorię. Zagarnęłam swoje rzeczy i poczekałam razem z Adamem, aż wszyscy opuszczą pokój.

– Czy ty zdajesz sobie sprawę, że ta wredna jędza właśnie skazała twój pomysł na niepowodzenie? – powiedział konspiracyjnie do mojego ucha, rozglądając się, czy aby na pewno wszyscy zdążyli wyjść z sali. – Ten człowiek nie udziela wywiadów. A ona i każdy, kto go kojarzy, doskonale zdaje sobie z tego sprawę.

– Mówisz poważnie? – jęknęłam żałośnie, kiedy kierowaliśmy się w stronę gabinetów.

– Serio – odpowiedział, zatrzaskując za sobą drzwi. Oparł się o moje biurko. – To niewykonalne, on nie znosi rozgłosu, rzadko też gdziekolwiek się pokazuje.

Westchnęłam przeciągle, po czym energicznie usiadłam na krześle obrotowym. Dopiłam resztkę kawy, przyglądając się Adamowi.

– Załatwię to – powiedziałam pewnie. – Spróbuję zadzwonić do jego biura i jakoś umówić dogodny termin z jego sekretarką.

– Chyba nie do końca zrozumiałaś, o czym mówiłem. – Przewrócił oczami. – Ale cieszę się, że jesteś tak pozytywnie nastawiona.

Uśmiechnęłam się w jego stronę, kiedy pokazał mi uniesione kciuki. Potem wyszedł, zatrzaskując za sobą drzwi. Otworzyłam laptopa, złapałam butelkę z wodą i upiłam kilka łyków. Związałam włosy w wysoki kucyk i zabrałam się do poszukiwania numerów telefonów do osób z najbliższego otoczenia Waltera. Zamierzałam umówić się z nim na spotkanie. To nie mogło być przecież aż tak trudne. Szczególnie kiedy byłam bliska awansu. Wtedy mogłabym zajmować się samą sekcją wywiadów i nadzorować je bez zbędnej pomocy Wiktorii. Przeglądając stronę internetową, znalazłam kilka numerów. Wybrałam jeden z nich i szybko wystukałam cyfry na klawiaturze służbowego aparatu.

– Biuro pana Jana Waltera, w czym mogę pomóc? – Usłyszałam przyjemny głos młodej kobiety.

– Dzień dobry, nazywam się Marietta Szafrańska, zastanawiam się, czy pan Walter ma czas i byłby w stanie udzielić krótkiego wywia…

– Muszę pani przerwać w tym momencie. Pan Walter nie udziela wywiadów – przerwała mi. – Dziękuję za rozmowę, do widzenia.

Usłyszałam dźwięk świadczący o zakończonym połączeniu, po czym odłożyłam telefon i uniosłam oczy ku niebu. Przejechałam dłońmi po twarzy i znowu zabrałam się do poszukiwania jakiegoś innego kontaktu, który okaże się bardziej owocny. Nie zamierzałam tak łatwo rezygnować, co to, to nie. Znalazłam adres mailowy do firmy, a następnie napisałam obszerną wiadomość, w którym wyjaśniłam, co jest moim celem. Rozpisałam się też w samych superlatywach o firmie i jej właścicielu, choć nawet do końca nie wiedziałam, czym tak naprawdę się zajmują. Poprosiłam o szczery wywiad i krótką odpowiedź zwrotną.

Nie musiałam długo czekać. Wkrótce na moim ekranie pojawił się mail od jednego z pracowników pana Waltera. Odpisał, że bardzo dziękują za zainteresowanie, ale mimo wszystko się nie zgadzają.

Zagryzłam wargę, po czym westchnęłam i ponownie uniosłam oczy ku niebu. Nie mogłam powstrzymać się przed głośnym westchnieniem, kiedy uderzyłam czołem o biurko. Powtórzyłam to jeszcze kilka razy, ale nagle usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Adam zastał mnie w chwili, gdy moja głowa uderzała o blat mebla.

– Czyli jednak twój entuzjazm nieco opadł? – rzucił, drocząc się ze mną.

Uniosłam głowę, po czym wygładziłam wystające kosmyki włosów.

– Próbowałam już dzwonić i napisałam też maila z prośbą o kontakt – powiedziałam, patrząc na niego. – I nie uwierzysz. – Uśmiechnęłam się z trudem. – Mają mnie w dupie.

Zaśmiał się dźwięcznie, siadając na krześle. Rozłożył się wygodnie, przedramiona oparł o podłokietniki. Zsunął się nieco, głowę położył na oparciu i zapatrzył się w biały sufit.

– A tobie co? – zapytałam, zerkając na to, co wyprawia.

– A co ma być? – Spojrzał na mnie. – Próbuję się wygodnie ułożyć, zresztą to jedyne biuro, które nie jest przeszklone i mogę siadać, jak chcę.

Jęknęłam i zagłębiłam się w fotelu w podobny sposób. Nadąsana, z rękami skrzyżowanymi na piersiach.

– Myślę, że powinnaś pojawić się w jego firmie. – Usłyszałam. Podniosłam głowę, spoglądając na Adama. – Porozmawiaj z nim osobiście. Może uda ci się dostać do jego gabinetu.

Usiadłam, prostując plecy, i jęknęłam, rozważając tę podpowiedź przyjaciela.

– Naprawdę uważasz, że uda mi się z nim spotkać? Przecież na pewno pracuje dla niego stado ludzi. Wywalą mnie, zanim zdążę choćby przekroczyć próg tej firmy.

Wzruszył ramionami. Wstał i oparł się o ścianę.

– Myślę, że to jedyny sposób. Po prostu idź tam i spróbuj.

– Dobra. – Podpierając brodę na rękach, przyglądałam się, jak mężczyzna wychodzi. Miałam ochotę walić głową w stół, ale się powstrzymałam. Musiałam zrobić wszystko, by się tam dostać i porozmawiać z Walterem.

Rozdział 2

Podałam kierowcy taksówki kilka banknotów, po czym niezgrabnie próbowałam wysiąść z samochodu, przytrzymując dół sukienki, torebkę oraz kubek z parującą kawą. Zatrzasnęłam drzwi, chwyciłam mocniej napój i upiłam kilka łyków. Zaczęłam się rozglądać po rondzie Daszyńskiego, próbując odnaleźć firmę Waltera. Budynek przede mną wyglądał jak ten ze zdjęcia z mojego smartfona, więc nieśmiało skierowałam swoje kroki w stronę wejścia.

Słońce przyjemnie ogrzewało mój odsłonięty kark oraz szyję, gdy pokonywałam kolejne niskie schodki prowadzące do biurowca. Miałam na sobie ciemnoczerwoną sukienkę oraz niebotycznie wysokie, czarne szpilki. Na ramiona zarzuciłam jasny, bardzo cienki płaszcz, ochraniający przed chłodnym, wrześniowym powietrzem. Byłam bojowo nastawiona i czułam się pewna siebie bardziej niż wcześniej, dlatego zamierzałam tam wejść i dostać ten wywiad. Krocząc zdecydowanie, wyrzuciłam niemal pusty kubek do kosza i przeszłam przez rozsuwane, oszklone drzwi. Zsunęłam z nosa ciemne okulary i rozejrzałam się po nieskazitelnie sterylnym, biało-szarym wnętrzu.

Zbliżyłam się do recepcji, gdzie siedziała młoda blondynka i wystukiwała coś na klawiaturze komputera.

– Dzień dobry, w czym mogę pomóc? – zapytała, odrywając wzrok od monitora.

– Dzień dobry, chciałabym się zobaczyć z panem Walterem.

Spojrzała na mnie, marszcząc brwi.

– Proszę pani godność. – Cmoknęła, uśmiechając się fałszywie.

– Marietta Szafrańska.

Wpisała moje imię i nazwisko i od razu ponownie na mnie zerknęła z widocznym powątpiewaniem.

– Nie mam pani na liście. Proszę najpierw umówić się na spotkanie, a dopiero potem pojawić się u nas w firmie.

– Ale pani nie rozumie, ja muszę się z nim spotkać – jęknęłam zażenowana. Liczyłam w głębi duszy, że recepcjonistka o imieniu Alicja, przynajmniej tak wynikało z przypiętej do żakietu plakietki, okaże się miłą dziewczyną, która po prostu pomoże drugiej kobiecie. Ale teraz nic nie wskazywało na tak dobry scenariusz.

– Tak jak większość osób, która tu przychodzi – powiedziała drwiącym tonem. – Pan Walter nie spotyka się z każdą osobą, która poprosi go o spotkanie – wyjaśniła powoli, żebym zrozumiała, co mnie jeszcze bardziej rozsierdziło.

– Ale to dla mnie bardzo ważne. Na pewno jest jakiś wolny termin, kiedy pan Walter mógłby poświęcić mi piętnaście minut – powiedziałam błagalnie, nie spuszczając wzroku z dziewczyny stojącej przede mną.

– Cóż, jeśli pani tak bardzo zależy. – Skrzywiła się, wypowiadając te słowa. Jej uśmiech poszerzył się, kiedy odczytywała coś z monitora. – Może się pani u nas pojawić za siedem miesięcy. To będzie dwunasty marca, godzina dziewiąta trzydzieści.

Wzięłam głęboki oddech i zacisnęłam mocno wargi. Recepcjonistka uśmiechnęła się do mnie z wyższością, czekając, aż w końcu coś powiem.

– Dobrze, w takim razie niesamowicie pani dziękuję za pomoc, ale jednak nie skorzystam – powiedziałam sarkastycznie. Okręciłam się na pięcie i ruszyłam w stronę wyjścia.

Stanęłam przy krawężniku i przymknęłam na chwilę oczy. Byłam wściekła na recepcjonistkę, Waltera, a przede wszystkim na Wiktorię, która to właśnie mnie poleciła przeprowadzenie tego wywiadu. Westchnęłam żałośnie, biorąc w płuca jak najwięcej powietrza, by powoli je wypuścić. Musiałam się uspokoić i zastanowić, jak mam wyjaśnić szefowej, że nie zrobię tego wywiadu.

Wyjęłam z torebki paczkę cienkich papierosów i odpaliłam jednego. Zgubny nałóg, który trzymał się mnie od rozpoczęcia pracy w zawodzie dziennikarki. Stanęłam nieco dalej od wejścia i przypatrywałam się przechodniom. Zaciągając się dymem, zwróciłam uwagę na drobną szatynkę, która cała się trzęsła. Pogoda była naprawdę piękna, więc kompletnie nie rozumiałam, co mogło być tego przyczyną. Miała na sobie czarną, ołówkową spódnicę i białą koszulę, na ramionach jasny beżowy trencz. Włosy pozostawały w nieładzie przez silny wiatr, który od czasu do czasu też unosił liście i drobne śmieci z ulic. Kobieta w dłoni trzymała plik kartek, do których niemal cały czas zaglądała, by za chwilę tłumaczyć coś sobie pod nosem. Spojrzała na mnie i nieśmiało się uśmiechnęła w moim kierunku, przez co i ja odwzajemniłam uśmiech.

– Hej. – Usłyszałam, gdy tylko podeszła bliżej. – Poczęstowałabyś mnie papierosem? Zwykle nie palę, ale jestem tak bardzo podekscytowana, że nie potrafię spokojnie ustać. właściwie to nawet nie lubię smaku papierosów, ale są całkiem niezłym środkiem na uspokojenie się, przynajmniej zawsze tak było, jak próbowałam. – Uśmiechnęła się ponownie, zażenowana własnym monologiem. – Właściwie to jestem Ewelina, a ty?

– Marietta, ale możesz mi mówić Mari – odpowiedziałam, podając jej zapalniczkę i papierosy. Uniosłam kąciki ust, widząc, jak próbuje się zaciągnąć, po czym kaszle gwałtownie. – Ja też rzadko kiedy palę, a przynajmniej próbuję, ale to mój nie najlepszy dzień – wyjaśniłam.

– Och, jesteś już po rozmowie? – zapytała z zaciekawieniem, poprawiając przy tym torebkę, która zsunęła się z jej ramienia.

– Po rozmowie?

– No kwalifikacyjnej – mruknęła, rzuciła peta na chodnik i zdeptała go niezgrabnie. – Mówiłaś, że to słaby dzień, zrozumiałam, że już byłaś na rozmowie, która po prostu nie poszła zbyt dobrze.

Zmarszczyłam brwi i otworzyłam nieco usta. Miałam pewność, co powinnam zrobić.

– Och, tak, przepraszam, jestem dzisiaj jakaś otępiała – bąknęłam i przeczesałam włosy dłonią, na powrót zaczesując je do tyłu. – Jeszcze nie rozmawiałam z panem Walterem – wyjaśniłam. – A ty? O której masz rozmowę? – zapytałam, biorąc kobietę pod ramię.

– Właściwie to za chwilę – powiedziała cienkim głosem. – Nie mam pojęcia, czy sobie poradzę na tym stanowisku.

– Hm… Musisz być dobrej myśli. Właściwie z czego się przygotowywałaś? – zapytałam, próbując otrzymać odpowiedź, o jakie stanowisko chodzi.

– Przede wszystkim historia i aktualne inwestycje firmy. Główna asystentka powinna wiedzieć właśnie to, tak myślę – wyjaśniła, próbując przekonać mnie do swoich słów.

Kiwnęłam głową, ukazując zęby w uśmiechu. Ramię w ramię poszłyśmy w stronę windy. Nie odwracając się w stronę recepcji, błagałam w duchu, by recepcjonistka, z którą przed chwilą rozmawiałam, mnie nie zauważyła. Zmarszczyłam brwi i poczekałam, aż moja nowa znajoma naciśnie numer piętra. Byłam pewna, że została dokładnie poinstruowana, co ma robić i gdzie się udać. Nadjechała winda i wyszło z niej kilka blondynek, wyglądających niemal tak samo, oraz starszy, nieco siwy mężczyzna. Odetchnęłam głęboko, oparłam plecy o ścianę i wypuściłam powietrze z ust.

– A ty? Gdzie wcześniej pracowałaś? – Usłyszałam ciepły głos dziewczyny. Uchyliłam powieki, by na nią spojrzeć.

– Jako recepcjonistka w niewielkim hotelu – skłamałam zgrabnie i miałam nadzieję, że nie usłyszała niepewności w moim głosie. Ewelina jednak pokiwała tylko głową, po czym w ciszy wjechałyśmy na ostatnie piętro wieżowca.

Wysiadłam zaraz za nią i ruszyłam prosto w kierunku kolejnego biurka z urodziwą blondynką siedzącą przed monitorem komputera. Podeszłyśmy obie do recepcji i poczekałyśmy, aż kobieta skończy wystukiwać coś na klawiaturze i na nas w końcu spojrzy.

Rozejrzałam się po pomieszczeniu, w którym królowały biele i szarości. Wszędzie pełno było przeszklonych ścian, za którymi widać było ustawione biurka, gdzie teraz kilkoro ludzi żywo o czymś dyskutowało. Próbowałam wyglądać na pewną siebie i zdeterminowaną, a w głębi duszy jednak niemal błagałam, by żadna z osób nie zorientowała się, po co tu tak naprawdę przyszłam.

– W czym mogę paniom pomóc? – Usłyszałam głos recepcjonistki.

– Jesteśmy tu w sprawie pracy. – Moja nowa znajoma szybko odpowiedziała za nas obie.

– Och, no tak, dobrze, to w takim razie proszę, by jedna z pań usiadła, a druga udała się za mną – wyjaśniła nam uprzejmie, po czym wstała zza biurka i podeszła do nas.

Skorzystałam z okazji i ruszyłam z zawrotną prędkością do jednego z krzeseł. Usiadłam pospiesznie, nie dając kobiecie możliwości wyboru. Uśmiechnęłam się tylko do Eweliny i uniosłam kciuki, życząc jej powodzenia. Pożegnała mnie z bladym uśmiechem i nieco wystraszonym wyrazem twarzy.

Spędzając czas na skubaniu skórek przy paznokciach, zastanawiałam się, jak sprawić, by ten człowiek zgodził się odpowiedzieć na kilka pytań, które planowałam mu zadać. Otworzyłam niewielki dziennik, który zawsze nosiłam przy sobie, i przeczytałam przygotowane wcześniej pytania. Przejechałam palcem po stronie, dokładnie sprawdzając to, co na niej zapisałam. Notes służył mi nie tylko do notowania codziennych spraw, ale także do moich prywatnych rozmyślań i wylewania z siebie emocji. Nawet jeśli wydawało się to staroświeckie i już dawno niemodne, ja nadal wolałam korzystać z papierowych dzienników, a nie tych elektronicznych w tabletach czy smartfonach.

W międzyczasie napisałam wiadomość do Adama, że jednak udało mi się trafić przynajmniej na to samo piętro, na którym pracuje Walter.

Po kilkunastu minutach usłyszałam stukot obcasów recepcjonistki oraz mojej poprzedniczki Eweliny, która szła z nikłym uśmiechem w stronę windy. Pomachała mi na pożegnanie, po czym zniknęła za rozsuwanymi drzwiami.

– Proszę za mną. – Nad moją głową rozległ się głos farbowanej blondynki.

Nasze obcasy stukały głośno o podłogę, gdy szłyśmy długim korytarzem. Otarłam spocone dłonie o sukienkę, w chwili gdy dotarłyśmy do ogromnych mahoniowych drzwi na końcu naszej drogi. Kobieta szarpnęła za nie i weszła do środka.

– Panie Walter? – zaczęła. – Kolejna kandydatka w sprawie pracy.

– Wpuść ją. – Niski, chrapliwy głos zabrzmiał w oddali.

Z mocno bijącym sercem i bólem brzucha spowodowanym stresem przekroczyłam próg pomieszczenia. Wyprostowałam plecy i ramiona, wypięłam pierś. Nabrałam do płuc powietrza, po czym cichutko je wypuściłam. Uniosłam głowę i poprawiłam ostatni raz włosy.

Przede mną w fotelu, przed wielkim drewnianym biurkiem, na którym piętrzył się stos papierów i teczek, siedział młody mężczyzna. Miał na sobie ciemnogranatową marynarkę i błękitną koszulę zapiętą pod samą szyję. Pewność siebie, którą w sobie budowałam przez cały poranek i tę chwilę, którą spędziłam w tym miejscu, uleciała, gdy zielone oczy spoczęły na mojej sylwetce.

Podłoga zaczęła niebezpiecznie wirować, a kolana ugięły się pode mną, sprawiając, że musiałam przytrzymać się klamki. Brakowało mi tchu. Rozchyliłam usta, starając się złapać jak najwięcej potrzebnego mi w tej chwili powietrza. Serce zaczęło mi niebezpiecznie szybko bić, a ciśnienie buzowało w żyłach. Czułam, jak zimny pot oblał moje ciało, gdy tylko zorientowałam się, kogo mam przed sobą.

Nigdy, przenigdy, nawet w najgorszych koszmarach nie chciałam sobie tego wyobrażać. Spotkanie z tym mężczyzną wydawało się ostatnią rzeczą, o jakiej mogłam myśleć. Zadrżałam pod wpływem jego intensywnego spojrzenia i przygryzłam mocno wargę, prosząc, bym nie wydała z siebie żadnego dźwięku, a byłam niemal pewna, że zaraz się rozpłaczę. Stałam jak słup soli, nie potrafiąc oderwać stóp od podłoża. Przez dłuższą chwilę panowała pomiędzy nami całkowita cisza i byłam przekonana, że w gabinecie słychać wyłącznie mój urywany oddech. Wreszcie udało mi się zmusić do tego, by ponownie spojrzeć na osobę, którą miałam przed sobą.

Zmienił się. Wydoroślał. Jego rysy twarzy stały się bardziej wyraziste, ciemny zarost pokrywał szczękę, a usta zdawały się węższe, choć mogło to być wyłącznie moje odczucie. W końcu zaciskał je tak mocno, że przypominały teraz cienką linię. Za to oczy, zielone, były dokładnie tymi samymi oczami, które męczyły mnie w snach. Pamiętałam je. Znałam wręcz na pamięć. Nigdy bym ich nie pomyliła. To w końcu te same, które spotykały się z moimi, gdy jego usta wypowiadały najgorsze i najbardziej okrutne słowa. W końcu byłam dla niego nikim. Nic nieznaczącą szarą myszką, w jego mniemaniu wyłącznie popychadłem, na którym co rusz się wyżywał. Popychanie, podstawianie nóg, uprzykrzanie mi życia ciągłymi zaczepkami i wulgaryzmami… Wtedy była to moja codzienność. Nawet teraz, gdy o tym myślałam, mam ochotę po prostu rozpłynąć się w powietrzu.

Zacisnęłam dłonie w pięści i niepewnie skierowałam się w stronę biurka, przyglądając się mężczyźnie uważnie.

Już nie jestem tą samą dziewczyną co dawniej, powtarzałam sobie w myślach, próbując o tym pamiętać. Byłam dorosła i pewna siebie, znałam swoją wartość i nikt nie miał prawa złamać mnie po raz kolejny. Tak przynajmniej chciałam myśleć.

– Dzień dobry, usiądź, proszę – przywitał się pierwszy, ponieważ mój język chyba wciąż nie odnalazł odpowiedniego ruchu, by przypomnieć sobie, jak powinien działać. Walter wskazał dłonią krzesło. – Opowiedz mi coś o sobie. – zaproponował, odkładając jedną z teczek na bok biurka.

Wydawał się naturalny. Bez cienia wątpliwości, bez jakichkolwiek niepewnych uczuć w stosunku do mnie. Przyglądał mi się chwilę, ale jego mimika nie zdradzała wiele. Beznamiętny wyraz twarzy sugerował, jak bardzo obojętna mu byłam. W końcu zdałam sobie sprawę, że ten człowiek mnie nie pamiętał. Nie wiedział, kim jestem. Nie rozpoznał mnie. Co z jednej strony bardzo mnie zdziwiło, a z drugiej dało możliwość wykorzystania tego na moją korzyść. W głowie natychmiast pojawiła się męcząca myśl. Mogłam zdobyć ten wywiad. Pragnęłam się wykazać. A jeśli Walter mnie nie kojarzył, istniał cień szansy, że zgodzi się na krótką rozmowę. Przecież to oczywiste, że mógł o mnie zapomnieć. W końcu byłam dla niego wyłącznie jedną z wielu nic nieznaczących osób, które pojawiały się wokół niego na chwilę. Na odreagowanie emocji i goryczy, choć z tym swoim paskudnym charakterem sam musiał się mierzyć całe swoje życie.

Fakt, że mógł mnie nie pamiętać, wzbudzał we mnie mieszane uczucia. Czy naprawdę mogłam zmienić się aż tak bardzo, że ludzie z dawnych lat nie byli w stanie mnie rozpoznać?

Zebrałam do kupy wszystkie szare komórki. Nie byłam kobietą, która zapominała języka w gębie. A przynajmniej już nie.

 – Jestem Marietta Szafrańska, miło mi pana poznać, panie Walter – niemal warknęłam, po czym zacisnęłam mocno zęby. Pokusiłam się o niewielkie wygięcie ust ku górze, bo uśmiechem bym tego nie nazwała.

– Dlaczego chce pani u nas pracować? – dopytał, po czym podparł podbródek na zaciśniętej dłoni. Na jego lewej ręce widniał masywny srebrny rolex z dużą ciemną tarczą. Moje fachowe oko natychmiast rozpoznało, że garnitur, który miał na sobie, musiał być szyty na miarę, ponieważ leżał na nim zbyt dobrze, by być jedynie garniturem z wystawy sklepowej.

Zmrużyłam oczy i założyłam nogę na nogę. Przybrałam możliwie najbardziej pewny siebie wyraz twarzy. Poprawiłam kosmyk włosów, który zsunął mi się na oczy, i nerwowo zaplotłam dłonie na kolanie.

– Ależ ja nie chcę u pana pracować, panie Walter – rzuciłam nieco zachrypniętym głosem, po czym przygryzłam wargę ze zdenerwowania.

– To co pani tu robi? – Jego twarz przeciął cień zaskoczenia, kiedy usłyszał moją odpowiedź. Wyprostował się, następnie rozsiadł się wygodnie w fotelu. Rozpiął marynarkę i ułożył dłonie na podłokietnikach.

– Przyszłam zapytać, jak się pan miewa – powiedziałam pewnym głosem, próbując przy tym brzmieć jak najbardziej naturalnie.

– I pojawiła się tu pani, na ostatnim piętrze wieżowca, udając osobę ubiegającą się o pracę, tylko po to, by usłyszeć, czy u mnie wszystko w porządku? – Zmarszczył brwi, a na jego twarzy pojawił się szyderczy uśmiech.

– Och, po to i po odpowiedzi na kilka innych pytań.

Miałam ochotę go rozszarpać, ale wiedziałam, że sporo zależy od tej rozmowy. Chciałam w końcu samodzielnie zajmować się sekcją wywiadów i ustalać wszystko z własnym zespołem, dlatego musiałam spełnić wszelkie oczekiwania Wiktorii, a może nawet jeszcze więcej.

– To byłaś ty? – zapytał. – Wiem o ostatnich telefonach i mailach odnośnie do wywiadu – powiedział, patrząc mi prosto w oczy. Próbowałam zdusić w sobie zakłopotanie. Nie odrywałam od niego wzroku.

– Proszę się zgodzić – wychrypiałam rozkazującym tonem. Nienawidziłam go, to cud, że nadal siedziałam w tym samym pomieszczeniu co on.

Zaskoczyłam go, przez co uniósł wysoko brew. Na powrót oparł łokcie na biurku i złączył dłonie.

– Nie udzielam wywiadów.

Wzdrygnęłam się pod jego spojrzeniem, ale nie miałam zamiaru dać za wygraną.

– To jeden krótki wywiad, panie Walter. – Zamrugałam, powstrzymując się przed wypowiedzeniem słowa „proszę”.

– Może już pani wyjść – syknął. – A jeśli chodzi o pani wcześniejsze pytanie, cóż, czuję się znakomicie i wszystko u mnie świetnie. – Kpiący uśmiech zagościł na jego twarzy, a ja zaciskałam pięści coraz mocniej, by nie rzucić się na tego człowieka.

Wstałam od biurka, gapiąc się na całkiem przystojną gębę mężczyzny, którą jednak najchętniej bym podrapała. Zanim ruszyłam do wyjścia, pochyliłam się jeszcze nad dębowym blatem. Oparłam na nim dłonie i spojrzałam prosto w zielone tęczówki.

– Właściwie to nigdy nie chciałam przeprowadzać z panem wywiadu. – Po tych słowach zrobiłam przerwę na oddech. – Miałam zamiar pisać o kimś interesującym, pracowitym, o osobie, która dotarła na szczyt dzięki ciężkiej pracy, ale również ludziom, którzy jej w tym pomogli, bo nie osiągnął pan tego wszystkiego sam – syknęłam. – Chciałam zrobić dobry materiał o kimś, kto na to zasługuje, a pan jest po prostu nudnym, w dodatku niewychowanym bucem z wyższych sfer.

Pełen zadowolenia uśmiech pojawił się na moich ustach, kiedy się odwróciłam i ruszyłam w stronę wyjścia. Miałam pewność, że zostawiłam go z najbardziej zaskoczonym wyrazem twarzy, jaki byłam sobie w stanie wyobrazić. Szarpnęłam ciężkie drzwi, lecz te uchyliły się tylko nieznacznie. Pociągnęłam mocno w swoją stronę, jednak okazały się niesamowicie ciężkie. Sfrustrowana i zakłopotana szarpnęłam ponownie, ale przeszkodziła mi męska dłoń, która zatrzasnęła je tuż przed moim nosem. Moim ciałem wstrząsnął nieprzyjemny dreszcz.

– Będę w twoim biurze w środę o jedenastej. Nie chcę słyszeć pytań o rodzinę czy kobiety w moim życiu – warknął.

Puściłam klamkę, odsunęłam się gwałtownie i spojrzałam na Waltera. Stał wyprostowany z dłońmi w kieszeniach. Nie zdążyłam przyjrzeć się jego twarzy, bo otworzył drzwi i gestem zachęcił mnie do wyjścia. Nawet się nie zastanawiając, ruszyłam pospiesznie, nie oglądając się za siebie.

– Prześlij mi wszystkie informacje w mailu i nie każ na siebie czekać – oświadczył oschle, pozbawionym emocji głosem. – Nienawidzę czekać – dodał na koniec.

Dźwięk zamykanych za mną drzwi sprawił, że odetchnęłam głęboko. Szybko ruszyłam w stronę windy, pragnąc znaleźć się już w swoim mieszkaniu. Jadąc na parter, zdałam sobie sprawę, że przez cały ten czas wstrzymywałam oddech. Dłonie mi się trzęsły, a kolana miały problem, by utrzymać ciało w pionie. Oparłam się o metalową ścianę i opuściłam głowę, próbując unormować oddech.

Jakoś dotarłam do domu, po drodze ignorując telefony od Adama. Wiele razy mogłam się przekonać, że świat miał co do mnie wyjątkowe plany, a jednak to spotkanie wydawało się najgorszą kiepską komedią, w której miałam występować. Nie znając scenariusza, oczywiście. Sugestia Wiktorii, która sama zaproponowała, bym po spotkaniu z Janem Walterem wróciła do swojego mieszkania, okazał się najlepszym pomysłem od lat. Nie byłabym w stanie pojawić się w takim stanie w biurze, o tym byłam przekonana.

Cholera.

Jak przystało na racjonalną, odpowiedzialną, a przede wszystkim już dawno dorosłą osobę, której bliżej do trzydziestki niż młodzieńczych lat, trzasnęłam mocno drzwiami, ściągając szal z szyi z taką złością, o jaką do tej pory bym się nie podejrzewała.

Pełna frustracji chodziłam po całym mieszkaniu, głośno oddychając. Próbowałam po prostu oczyścić umysł. Zrzuciłam z siebie sukienkę oraz niewygodne szpilki i weszłam do sypialni, która była moją ulubioną częścią mieszkania. Przeszklone pomieszczenie dawało idealny widok na panoramę miasta. Każdy wschód słońca w tym miejscu sprawiał, że na chwilę zamierałam, wpatrując się w widok za oknem. Z westchnieniem spoglądałam na szereg wysokich budynków, w większości przeszklonych wieżowców, świadoma już dawno zapomnianych momentów z mojego życia.

Naga skierowałam się w stronę łazienki. Popołudnie zaczęłam od kąpieli. Chwyciłam lampkę wina i zanurzyłam ciało w niemal gorącej wodzie. Gdy tylko oparłam wygodnie głowę na puchowym ręczniku, moje spięte mięśnie rozluźniły się nieco, a uczucie błogości na powrót rozeszło po ciele. Upiłam łyk czerwonego wina i odstawiłam kieliszek na taboret stojący obok. Przymknęłam powieki i zanurzyłam się po samą brodę.

Obrazy w głowie zaczęły się same kształtować, przez co moje oczy natychmiast zwilgotniały. Próbowałam odciągnąć myśli od tych wszystkich wydarzeń, zapomnieć, skupić się na czymś teraźniejszym, ale nic to nie dawało. Nie potrafiłam wymazać tych wszystkich okropnych uczuć, które w sobie nosiłam tyle lat.

Spotkanie z mężczyzną, którego nigdy więcej nie chciałam widzieć, a wręcz marzyłam o tym, by coś mu się przytrafiło, przypomniało mi o każdej sytuacji, kiedy ze mnie kpili i mnie szykanowali. Każda obelga, każdy szyderczy uśmiech sprawiały, że miałam ochotę zniknąć. Zapaść się pod ziemię, uciec przed jakąkolwiek możliwością spotkania tego drania i każdego innego, który krzywdził mnie codziennie. Nie radziłam sobie z tym. Myślę, że nikt nie jest przygotowany na tak intensywną nienawiść ze strony innych ludzi. A ja byłam tylko szesnastoletnią dziewczyną, nieco grubszą od innych. Czy mój wygląd mógł im tak bardzo przeszkadzać? Czy to, że nie wyglądałam jak większość nastolatek ze szkoły, mnie skreślało? Bo nie byłam wystarczająco szczupła? A może tak bardzo przeszkadzał im fakt, że nie nosiłam najlepszych markowych ciuchów, bo po prostu nie było mnie na nie stać?

Wtedy zadawałam sobie te pytania codziennie i prosiłam rodziców o nową bluzkę czy lepszą torebkę. Teraz już wiedziałam, że nie chodziło wcale o to. To nie miało takiego znaczenia. Byłam po prostu za cicha, bałam się mówić, zawsze w kącie z książką. Stanowiłam po prostu łatwy cel, byłam kimś, za kim nikt nie stanie, kimś, kto się nie poskarży i będzie wszystko znosił w milczeniu. Pamiętam wszystkie te chwile, kiedy wracałam do domu z oczami pełnymi łez, często w zabrudzonych ubraniach, bo podstawiano mi nogi i popychano mnie.

Zaniosłam się płaczem, czując nadchodzący atak paniki. Nabrałam gwałtownie powietrza, by za chwilę je wypuścić i tak po raz kolejny, i kolejny. Złapałam za brzegi wanny i uniosłam ciało, by nie zachłysnąć się wodą. Oddychałam szybko, próbując unormować urywany oddech. Przysunęłam nogi do klatki piersiowej, ułożyłam brodę na kolanach. Z całych sił próbowałam się uspokoić i oddychać głęboko. Nagle otworzyłam szeroko oczy, rozkazując sobie natychmiast wziąć się w garść. Nie chciałam, by jakiekolwiek wspomnienia do mnie powróciły. To zamknięty rozdział, o którym nie chciałam pamiętać. Przysięgałam sobie, że nie wrócę do tego już nigdy więcej.

Odetchnęłam głęboko, na powrót układając głowę na brzegu wanny. Przymknęłam powieki, oczyszczając umysł. Myślenie o zarozumiałym, wrednym palancie było na końcu mojej listy zadań na dziś. Każda inna myśl okazywała się lepsza. Ciche dźwięki muzyki odbijały się od białych płytek w łazience, pomagając mi skupić się na czymkolwiek innym. W tym przypadku tekście randomowej piosenki.

Moczyłam się przez prawie godzinę, przez co moje palce się pomarszczyły. Potem włożyłam cienką bieliznę i swój ulubiony, za duży T-shirt, który sięgał mi do połowy ud. Chwyciłam kieliszek oraz butelkę wina i boso pomaszerowałam do salonu, gdzie przy oknie balkonowym stał duży, ciemnozielony fotel. Uwielbiałam przesiadywać w tym miejscu, kiedy zachodziło słońce. Z kubkiem ciepłej herbaty mogłam wtedy obserwować otaczający mnie świat. Po zmroku potrafiłam przesiedzieć tu nawet kilka godzin, spoglądając na przejeżdżające samochody i ludzi, którzy kręcili się po chodnikach, zazwyczaj biegnąc gdzieś szybko i nie zwracając na nic uwagi. Większość z nas była tak bardzo zabiegana i żyła w ciągłym pośpiechu, nie potrafiąc nawet na moment się zatrzymać w tym szalejącym świecie.

Nagle usłyszałam, jak drzwi się otwierają i odwróciłam głowę, choć dokładnie wiedziałam, kto mógł do mnie przyjść. Tylko jedna osoba miała klucze do mieszkania.

– Masz idealne wyczucie czasu, Iga – powiedziałam, unosząc kieliszek wypełniony alkoholem. Rzuciłam przy tym dziewczynie słaby uśmiech, na co uniosła jedną brew w konsternacji.

Moja najlepsza przyjaciółka postanowiła się dziś zjawić, tak jak zazwyczaj w czwartki. Chwyciłam siatki z chińskim jedzeniem, które przyniosła, i gestem dłoni poprosiłam, by się rozgościła. Moje niechlujne ruchy i to, że się potykałam w drodze do kuchni, nie mogły świadczyć o niczym dobrym. Alkohol nie sprawił, że zapomniałam o dzisiejszym spotkaniu, wręcz poczułam się jak jeszcze większe gówno. Szczególnie kiedy Iga posłała mi promienny uśmiech, który idealnie komponował się z jej nieskazitelnym wizerunkiem. Szpilki i eleganckie ubrania, których nie zmieniła po pracy, sprawiały, że czułam się w swojej wygniecionej koszulce niczym ostatni flejtuch.

 – Wiedziałam, kiedy powinnam się zjawić – skwitowała, rozlewając resztkę wina do naszykowanego kieliszka. Z zaciekawieniem przyglądała się mojemu sztucznemu uśmiechowi, a jej coraz bardziej niepewna mina sugerowała, że za chwilę zamierza przeprowadzić wnikliwe śledztwo. – Wyglądasz jak siedem nieszczęść.

Przewróciłam oczami na to niemiłe określenie.

– Dlaczego nie osiem? – zapytałam, patrząc spod przymrużonych powiek.

To pytanie musiało ją nieco zirytować, ponieważ bąknęła coś pod nosem i przewróciła oczami. Najwidoczniej drobne uszczypliwości nadawały sens mojemu życiu, sprawiając, że zapominałam, w jak beznadziejnej sytuacji się znalazłam.

– Możemy tak tu siedzieć bezczynnie, opróżniając kolejne kieliszki wina… – zaczęła, na co pewnie kiwnęłam głową – albo po prostu powiesz mi, co się stało. Widzę przecież, że coś jest nie tak.

– Dostałam wywiad – powiedziałam w końcu, podając jej sztućce do parującego makaronu. Blada uśmiechnęłam się lekko, ale nie można było się w tym dopatrzyć choć grama wesołości.

– To chyba dobrze?

– Sama nie wiem.

Iga usiadła na wysokim stołku barowym i przyglądała mi się w oczekiwaniu, a jej wysoko uniesiony kącik ust wskazywał na batalię, jaka w tej chwili rozgrywała się w jej głowie.

– Nie rozumiem – przyznała sceptycznie. – Przecież pragnęłaś tego wywiadu! Od kilku dni nie mówiłaś o niczym innym.

Fakt, to całkowita prawda. Szkoda tylko, że w głębi duszy byłam jednak blondynką. Może w erze Internetu mogłam po prostu odszukać zdjęcie rozmówcy, z którym przyjdzie mi przeprowadzać wywiad. Ale cóż, nie wpadłam na to, a nawet gdyby, to nie byłam przekonana, czy aby na pewno cokolwiek by to zmieniło.

– Bo widzisz robię ten wywiad z Janem Walterem – zaakcentowałam, oczekując, że naprowadzę przyjaciółkę na odpowiedni trop.

 – Czekaj, chwila, czy… – jęknęła, unosząc brew w zdziwieniu, ale przerwała natychmiast, dostrzegając moją minę.

– Tak, Iga, dokładnie ten Walter. Nie wiem, jak choćby przez chwilę mogłam nie pomyśleć, że to dokładnie ten człowiek.

Uniosłam oczy, wściekając się na otaczający mnie świat.

– Czekaj… – zaczęła. – Ale jak…? – Jej źrenice powiększyły się, gdy spojrzała na mnie ze zdumieniem. – Mówiłaś, że będziesz przeprowadzała wywiad z jakimś biznesmenem, który ma swoją firmę przy rondzie Daszyńskiego zajmującą się nieruchomościami. – Rzuciła mi powątpiewające spojrzenie, na co się automatycznie skrzywiłam.

– To on. To ta sama osoba, która ze swoją bandą goryli niszczyła mnie przez całą pierwszą klasę w szkole średniej – niemal warknęłam, bo buzująca we mnie złość rozrywała mnie od środka.

– Nadal nie mogę w to uwierzyć, Mari – wyszeptała Iga, spoglądając prosto w moje rozszerzone źrenice.

– Nie zastanawiałam się nad tym. Nie połączyłam kropek. Zresztą skąd mogłam wiedzieć, że ta nędzna imitacja człowieka osiągnie taki sukces? Byłam przekonana, że to po prostu czysty zbieg okoliczności, w końcu to dość powszechne nazwisko. – Skrzywiłam się, pocierając dłonią czoło. – Ale to on. Widziałam się z nim dzisiaj.

W kuchni zapanowała cisza, zupełnie jak ta sprzed pojawienia się Igi. Wypuściłam powietrze z ust, a po chwili poczułam na swoich ramionach drobne palce przyjaciółki. Była równie mocno zaskoczona jak ja w momencie, gdy pojawiłam się w biurze Waltera. Ułożyła głowę w zagłębieniu mojej szyi i objęła mnie w pasie.

– A wiesz, co jest w tym wszystkim najlepsze? – zadałam pytanie, odwracając głowę w jej kierunku. – Ten dupek mnie nie pamięta – syknęłam wściekle. – Właściwie nie jestem pewna. Albo nie pamięta, albo po prostu mnie nie rozpoznał…

Iga poruszyła się nieznacznie i odsunęła, rzucając mi zaskoczone spojrzenie.

– Wiesz… bardzo się zmieniłaś, to całkiem możliwe, że cię nie rozpoznał – odparła i przesunęła wzrokiem po mojej sylwetce.

Potaknęłam, doskonale rozumiejąc, że mogła mieć sporo racji. Czasem sama się dziwiłam, jak bardzo można się zmienić. Moje włosy były teraz ciemne i brązowe, a niegdyś niemal kasztanoworude i kręcone. Wtedy chowałam się nimi przed całym światem. Teraz doszła zgrabna sylwetka, wcięcie w talii i szczupłe, długie nogi – dzięki treningom i siłowni, którą tak bardzo polubiłam. Uwydatnione kości policzkowe i makijaż zaś sprawiały, że moja twarz była teraz znacznie szczuplejsza i bardziej wyrazista.

– Zrobisz ten wywiad? – Usłyszałam w końcu pytanie, które sama sobie zadawałam.

Jęknęłam żałośnie, chwyciłam dłoń przyjaciółki i ścisnęłam mocniej.

– Myślałam nad tym kilka godzin. Miałam nie wracać do tych momentów. Wiesz, że tylko dzięki tobie jestem w miejscu, w którym jestem – wyznałam, patrząc jej w oczy. – Gdyby nie twoja determinacja… – Przerwałam na chwilę. – Dziękuję ci – powiedziałam szczerze. Podniosłam się i przytuliłam Igę.

Uśmiechnęła się do mnie, odsuwając na wyciągnięcie ręki.

– Tak naprawdę dzięki samej sobie z tego wyszłaś.

Złapałam ją za dłoń i pociągnęłam w stronę sofy w salonie.

– Myślisz, że dasz radę? – zapytała po chwili, bawiąc się przy tym palcami. 

Przygryzłam paznokieć i usiadłam po turecku. Przełknęłam ślinę, choć dokładnie wiedziałam, co zrobię. Myślałam o tym wystarczająco długo i byłam pewna swojej decyzji. 

– Przeprowadzę ten wywiad – odparłam w końcu pewnym głosem. – Nie ma szans, że zrezygnuję z awansu przez tego przygłupa! – prychnęłam, skubiąc przy tym paznokieć. 

Iga oparła się o zagłówek kanapy i zaśmiała, pokazując przy tym białe zęby.

– Wiedziałam, że nie odpuścisz – przyznała i okryła nas beżową narzutą.

Odwzajemniłam jej uśmiech, po czym stuknęłyśmy się kieliszkami wina, odsuwając na chwilę na bok ten temat. Nawet nie wiem, w którym momencie odpaliła telewizor, mówiąc, że leci dzisiaj jej ulubiony film. Doskonale wiedziałam, że miała na myśli Pamiętnik na podstawie książki Nicholasa Sparksa. Kiwnęłam głową na znak, że nie mam nic przeciwko dzisiejszemu wyborowi, po czym odpłynęłam zrelaksowana, myśląc, jak bardzo się cieszę, że mam przy sobie taką osobę. Codziennie dziękowałam Bogu, że postawił Igę na mojej drodze. Ta dziewczyna, która przyczepiła się do mnie na pierwszym roku studiów i która chodziła za mną, dopóki nie zgodziłam się na wypicie z nią gorącej czekolady w jej ulubionej kawiarni, zmieniła całe moje życie. Iga tego nie wiedziała i nigdy nie rozumiała, kiedy jej za to dziękowałam. Myślę, że nie zdawała sobie sprawy z tego, jak wiele we mnie zmieniła, zaczynając od wyglądu. Ciągnęła mnie na wszystkie dostępne zajęcia fitness, basen czy niemal codzienne wieczorne bieganie. Dzięki niej zaczęłam wychodzić do ludzi, zrozumiałam, że nie wszyscy chcą mnie skrzywdzić, a wręcz większość to niesamowicie ciepłe i dobre osoby. To Iga pomogła mi się podnieść po śmierci mamy. Gdyby nie ona, ja i ojciec nie dalibyśmy rady. To był najgorszy czas w moim życiu – jedyna przyjaciółka i osoba, która pomagała mi radzić sobie z całym otaczającym mnie światem, odchodziła od nas. A ja nie mogłam nic z tym zrobić. Tylko siedzieć przy jej szpitalnym łóżku i trzymać ją za rękę, prosząc, by mnie nie zostawiała. Mama była moim wsparciem, najlepszym człowiekiem na Ziemi. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, jak mi ciężko i próbowała zrobić wszystko, by mi pomóc. Nawet nie pamiętam, kiedy się okazało, że ma nowotwór.

Wszystko działo się wtedy tak szybko. Właśnie skończyłam pisać egzaminy maturalne, rozglądałam się za pracą wakacyjną i składałam papiery na wybraną uczelnię, kiedy wyszło w badaniach, że jest poważnie chora. Na początku nikt nam nie powiedział, co jej dokładnie dolega, ale czułam całą sobą, że to nie skończy się na kilku dniach pobytu w szpitalu. Płakałam wtedy codziennie, nie potrafiłam się uspokoić. Wakacje były najgorszym czasem, jaki mogłam sobie na to wyobrazić. Pamiętam, kiedy mama jeszcze czuła się dobrze. Jak bardzo mnie uspokajała, tłumacząc, że wszystko będzie dobrze, a ja sama muszę być silna dla siebie i taty. Zawsze uważała mnie za silną osobę, taką, która tylko musi odnaleźć w sobie te pokłady energii na walkę o lepsze jutro.

To przyjaciółka siedząca teraz obok w tak bardzo beznadziejnym dla mnie czasie sprawiła, że potrafiłam dalej normalnie funkcjonować. To dzięki niej ja i tato dzisiaj cieszyliśmy się szczęśliwymi momentami. Zawdzięczałam jej całe moje teraźniejsze życie, choć ona dalej nie chciała mi wierzyć.

Ułożyłam głowę na jej ramieniu i wtuliłam w jej ciepłe ciało, skupiając się w końcu na ekranie telewizora. Mały uśmiech zagościł na mojej twarzy, kiedy Iga okryła mnie szczelniej kocem i zaczęła bawić się moimi włosami.

Rozdział 3

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji

Droga Czytelniczko,

serdecznie zapraszamy Cię do polubienia naszego profilu na Facebooku. Dzięki temu jako pierwsza dowiesz się o naszych nowościach wydawniczych, przeczytasz i posłuchasz fragmenty powieści, a także będziesz miała okazję wziąć udział w konkursach i promocjach.

Przyłącz się i buduj z nami społeczność, która uwielbia literaturę pełną emocji!

Zespół

Spis treści:

Okładka
Strona tytułowa
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23

Never yours

ISBN: 978-83-8313-710-0

© Aleksandra Banaszek i Wydawnictwo Amare 2023

Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu wymaga pisemnej zgody Wydawnictwa Novae Res.

REDAKCJA: Beata Kostrzewska

KOREKTA: Magdalena Brzezowska-Borcz

OKŁADKA: Izabela Surdykowska-Jurek

Wydawnictwo Amare należy do grupy wydawniczej Zaczytani.

Grupa Zaczytani sp. z o.o.

ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia

tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]

http://novaeres.pl

Publikacja dostępna jest na stronie zaczytani.pl.

Opracowanie ebooka Katarzyna Rek