Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
261 osób interesuje się tą książką
Gotów jest przyznać, że pragnie jej dla siebie, ale wie, że ona nigdy nie będzie jego
Giselle żyje nauką i pracuje nad doktoratem z fizyki. Jest inteligentna, ale ma pecha do mężczyzn. Jako świeżo upieczona singielka z małego miasteczka w Tennessee próbuje poradzić sobie ze złamanym sercem i potrzebuje świeżego startu. Nie spodziewa się jednak, że nowy rozdział jej życia rozpocznie się od… pożaru.
Devon Walsh, gwiazda NFL i playboy, przypadkowo pojawia się w życiu Giselle, ratując ją w kryzysowej chwili. Kiedy zgadza się pomóc jej znaleźć odpowiedniego faceta, szybko zaczyna odczuwać zazdrość. Z każdym kolejnym spotkaniem z potencjalnymi kandydatami na chłopaka, Devon zdaje sobie sprawę, że pragnie Giselle dla siebie. Nie wie jednak, jak to wyrazić, bo nie chce zrujnować dopiero co narodzonej między nimi przyjaźni.
Ta książka jest naprawdę SPICY. Sugerowany wiek: 18+
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 433
Rok wydania: 2025
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
4 sierpnia, wtorek
Ten wieczór jest jak wyrok śmierci. Wkrótce kat ściągnie mnie z barowego stołka i zaprowadzi prosto na gilotynę. Jestem tak zmęczona, że nawet nie będę stawiać oporu. Tylko zrób to szybko i bezboleśnie, powiem. Dostanę łyka z twojej piersiówki na pożegnanie?
Facet, z którym się tu umówiłam, ma na imię Charlie, ale nalegał, żebym zwracała się do niego per Rodeo. Jest niski, mierzy z metr sześćdziesiąt, wliczając w to kowbojski kapelusz. Lubi się bawić swoim paskiem u spodni i teraz też szarpie za niego od tyłu, sprawiając, że koń na złotej sprzączce podryguje. Obracające się klubowe światła padły na nią wcześniej, a ja nieomal oślepłam. Nie mam nic przeciwko niższym facetom czy stylówce country, ale ten gość gapi się na każdą dziewczynę w lokalu.
To kolejny gwóźdź do trumny jednego z najgorszych dni w moim życiu. Najpierw poranne włamanie do mojego samochodu, a później radosne oświadczenie uczelnianego doradcy, że nie, nie poleci mnie na studia za granicą. Rozczarowanie, ciężkie i gęste, uderza we mnie od nowa. Nieważna już ta rozbita szyba w samochodzie i beznadziejna próba odpalenia mojego auta przez złodzieja, ale żyłam dla szansy studiowania w Szwajcarii. Wszystko to, o czym marzyłam, na co czekałam z zapartym tchem, kręciło się wokół stypendium w CERN-ie, Europejskiej Organizacji Badań Jądrowych.
Nowy początek i od razu martwy.
Żegnajcie akceleratory cząstek! Witaj zniszczenie!
Boli mnie w klatce piersiowej, więc przyciskam ją ręką. Winę za ostatnich kilka dni zrzucam na klątwę urodzin. Złe rzeczy dzieją się właśnie w okolicach moich urodzin, a za pięć dni skończę dwadzieścia cztery lata. To zrozumiałe, że los drwi ze mnie dokładnie tak, jak lubi.
– Podobają ci się? – pyta Rodeo z leniwym południowym akcentem, prezentując swoje oliwkowozielone kowbojskie buty. – To aligator. Poleciałem po nie specjalnie do Miami. Wykonane na zamówienie przez prawdziwego projektanta. W mgnieniu oka zmieniają strój ze zwyczajnego w elegancki.
– Ach tak? Miło.
Jest całkiem przystojnym facetem, muszę mu to przyznać. Twarz. Zęby. Włosy. Ramiona. Nogi. Ale to podstępne, wredne spojrzenie jego ciemnych oczu mnie blokuje.
Wkrótce znajdę rozum i rozsądek, który dała mi mama, i jakoś się wydostanę z tej randki, ale teraz pragnę tylko dokończyć swoją whisky.
– Tekstura skóry jest zasługą młodych aligatorów, ponieważ ich brzuchy są bardziej miękkie. Bardziej plastyczne w procesie garbowania. Hodują je na farmie, a następnie zabijają i robią z nich buty. Fascynujący proces. Prawdę mówiąc, chciałbym to zobaczyć osobiście. Myślisz, że je usypiają, czy po prostu zabijają uderzeniem w głowę?
Mija sekunda. A może minuta. Wdycham powietrze.
– Nie chcę tego wiedzieć.
– Masz miękkie serce, kochana. – Macha ręką i zatrzymuje stopę z pół metra nad ziemią, a mnie aż korci, by go delikatnie popchnąć. – Nie wstydź się, pomacaj je. To może być twoja jedyna szansa, by poczuć prawdziwą jakość.
Jakość? Cóż, to gruba przesada, a ja naprawdę nisko dziś upadłam. Podrywa mnie facet, który chce zobaczyć, jak zabija się aligatory.
– Wolałabym tego nie robić – odpowiadam lodowatym głosem, choć nie sądzę, by zauważył.
– Są jak jedwab. – Zatrzymuje sugestywnie wzrok na moich nogach, podchodząc bliżej i lekko szarpiąc za swój pasek.
Z drugiej strony do baru podchodzi dziewczyna i zamawia drinka, a ja głośno wypuszczam powietrze, gdy pan Rodeo obmacuje ją wzrokiem. Facet jest tu, żeby zaliczyć. Rozumiem. Wybrałam go na aplikacji tylko dlatego, że obok niego na zdjęciu był ptak emu, a ja poczułam nostalgię. To królewskie, dziwne ptaki, które w wieku dojrzałym mierzą prawie dwa metry. Tata trzymał starszą parę emu na naszej farmie po tym, jak lokalne safari zostało zamknięte, a ptaki błąkały się po okolicy. Karmiłam je, głaskałam i patrzyłam na nie tęsknie, z miłością, zdumiona tym, jak szybko potrafią biegać (do pięćdziesięciu kilometrów na godzinę). Zdawały się patrzeć na mnie i widzieć, że jestem tak samo dziwaczna jak one: wysoka, chuda dziewczyna w za dużych okularach, z aparatem na zębach i bez przyjaciół. Tata, który wcześnie rozpoznał moje zamiłowanie do wyjątkowych rzeczy, zbudował im dwuakrową zagrodę przy stawie, aby patrzeć, jak bawią się w wodzie… Ogarnia mnie żal po stracie taty i emu.
Z perspektywy czasu zdaję sobie sprawę, że Rodeo musiał na czymś stać, może na skrzyni albo drabinie – kiedy ktoś cyknął mu to zdjęcie z ptakiem umieszczone na jego profilu.
Biorąc łyk drinka, mrużę oczy, próbując sobie wyobrazić nas uprawiających seks. Ja mam metr siedemdziesiąt pięć, więc jak to niby miałoby zadziałać? Bardzo lubię kontakt wzrokowy, a gdybyśmy uprawiali seks w stylu misjonarskim, jego głowa wylądowałaby gdzieś między moimi piersiami a brzuchem. Musiałby wyciągnąć szyję, żeby na mnie spojrzeć. Może kupię lalki Kena i Barbie, odetnę Kenowi nogi na odpowiedniej wysokości i to przetestuję. Cóż, nauka wymaga poświęceń. Kiedy nie masz pojęcia o końcowym rezultacie, testowanie jest ważne. Nie znoszę być nieprzygotowana. Moja ciekawość nie wynika z tego, że planuję uprawiać seks z panem Rodeo, co to, to nie, ja po prostu uwielbiam rozkminiać takie drobiazgi.
– Często przychodzisz do Razor? – pyta Rodeo, próbując nawiązać rozmowę, a ta druga dziewczyna odchodzi. Jego ciemne oczy łypią na mnie znad brzegu oszronionego kufla z piwem nalanym z kija.
Przynajmniej nie gapi się już na moje piersi. Zrezygnował, gdy włożyłam marynarkę i zapięłam ją aż po szyję. Strużka potu spływa mi po plecach. Jest sierpień i na zewnątrz panuje przeszło trzydziestostopniowy upał. Jeśli wkrótce nie wyjdę z tego klubu, to zemdleję.
– Nie. Nigdy wcześniej tu nie byłam. Nie wychodzę zbyt często. Jestem studentką i uczę się…
Kiwa głową i mi przerywa.
– Jest blisko mojego mieszkania. To dlatego je wybrałem. – Chwila przerwy. – Nie jest łatwo poznać kogoś online.
Na tę uwagę, która sugeruje, że może nie jest takim dupkiem, na jakiego wygląda, trochę się rozluźniam. Może po prostu paplał nerwowo o oglądaniu umierających aligatorów.
Wkładam w swój głos zainteresowanie i zadaję pytanie numer jeden, które później na pewno usłyszę od mamy, bo zawsze je zadaje, gdy wracam z randki.
– Jaką masz pracę?
Dotyka złotej klamry swojego paska i chichocze.
– Nie jest to praca za biurkiem jak w wypadku większości. Od trzech lat jestem niepokonanym mistrzem w kategorii „Ujeżdżaj je, aż padną”. W zeszłym roku zarobiłem na tym milion dolarów. Lubisz kowbojów?
– Cóż, kocham konie – odpowiadam, nie mogąc znaleźć między nami żadnych punktów wspólnych. – Dorastałam z dala od Nashville, w małym miasteczku Daisy…
– Baty, siodła, ostrogi, uzdy… Mam to wszystko w domu, jeśli lubisz takie klimaty – wtrąca chytrze, przechodząc od miłego do obleśnego w mgnieniu oka, a jego insynuacja sprawia, że wiercę się na stołku. Z jego ust wydobywa się mroczny chichot. – Wyglądasz na spiętą, ale założę się, że…
Nie szłabym w tym kierunku.
Spięta. Cóż, dostaje za to złotą gwiazdkę. Mój były narzeczony, Preston, zgodziłby się z nim.
Rodeo mówi dalej, odciągając mnie od ciemnej ścieżki, którą te myśli chcą mnie poprowadzić:
– Wiem, co sobie o mnie myślisz. Jestem niski. Większość dziewczyn na początku jedynie na to zwraca uwagę, ale tylko poczekaj, bo to, co mam w spodniach, to dar od Boga. Nie miałem ani jednej skargi, odkąd zacząłem ujeżdżać klaczki. Jeżdżę od dłuższego czasu i zawsze wracają po więcej tego, co mam do zaoferowania. – Opuszcza powieki i spogląda na swoje krocze uroczym, pełnym miłości spojrzeniem, jakby jego mała główka słyszała każde słowo.
Proszę bardzo.
Mój pierwszy instynkt był słuszny. Ta randka to wyrok śmierci. Muszę stąd uciec.
Gdy się od niego odwracam i zerkam w lustro po drugiej stronie baru, widzę, jak na moją twarz wpełza czerwień. Włosy mam zmierzwione, blond kosmyki, niegdyś upięte w elegancki kok, teraz wiszą mi u skroni, a drobniejsze włoski przyklejają się do wilgotnego czoła. Różowa szminka wyblakła, pod oczami widać rozmazany od upału tusz do rzęs.
Wsuwam na nos czarne okulary i ocieram z czoła kropelki potu. Dlaczego w ogóle noszę tę głupią marynarkę w środku najgorętszego lata w historii? Bawię się górnym guzikiem, rozluźniając go nieco.
Rodeo obserwuje moje palce i jego oczy rozpromieniają się w uśmiechu. Podchodzi bliżej i teraz jego koszula w kratę ociera się o moje piersi, a ja widzę drobne włoski na jego nosie. Czuję jego zapach. Jest ostry, męski, jakby skórzano-koński.
Odchylam się jeszcze bardziej, wyginając kręgosłup w łuk, aż wpadam na osobę obok mnie. Nie odwracając się, mamroczę przeprosiny i się prostuję.
Rodeo wskazuje na mój pusty kubek, a jego głos jest niski i ochrypły.
– Chcesz jeszcze jednego drinka? Twoja whisky już dawno się skończyła.
Naciskam stopą na dolną część baru i odsuwam się od niego. Sprawdzam telefon i marszczę brwi.
– Właściwie to robi się późno i muszę już iść…
– Hej, barman! Moja mała klaczka potrzebuje drinka – woła i macha kapeluszem do zapracowanych pracowników za barem.
Podchodzi do nas drobna barmanka. Na jej plakietce widnieje imię SELENA, a ja jej zazdroszczę pewnych siebie bioder w obcisłych dżinsach i ciemnoczerwonej szminki na ustach. Ciemne włosy ma przycięte przy skórze, w stylu chochlika, a oczy podkreśliła ciemnym eyelinerem. Jesteśmy jak dzień i noc. Z jednej strony ona, z drugiej ja, w wyblakłym makijażu, brązowej ołówkowej spódnicy i czółenkach na niskim obcasie.
Selena skupia wzrok na mnie, odrzucając atencję pana Rodeo.
– Na pewno chcesz jeszcze jednego drinka? – pyta, a jej oschły ton mówi: Dziewczyno, co ty z nim robisz?
Z mojej piersi wydobywa się długi wydech. Muszę się tylko go pozbyć i po prostu napić się dobrego burbona.
Kiwam jej szybko głową, nie spuszczając wzroku ze swojego towarzysza.
– To samo, co wcześniej? Woodford z lodem?
– Tak, poproszę – mówię, a Selena się odwraca i sięga do górnej półki, podczas gdy Rodeo gwiżdże pod nosem, obserwując jej zmysłową sylwetkę.
Kobieta się odwraca się, nalewa drinka i mi go podsuwa. Jej twarz jest opanowana i nie wyraża żadnych emocji. Musiała usłyszeć gwizd Rodeo, ale nie daje tego po sobie poznać. Jest wyluzowana. Ja też tak chcę. Może wtedy znajdę odpowiedniego faceta.
– Dziękuję – mówię i biorę łyk, podczas gdy Rodeo przygląda mi się z twarzą pełną namiętności, po czym wyciąga rękę i bawi się moim naszyjnikiem.
– A więc najwyraźniej mamy chemię. Jesteś seksowna. Ja też. Między nami aż iskrzy. Już wyobrażam sobie, jak mnie ujeżdżasz. Słyszałaś kiedyś o pozycji na odwróconą kowbojkę?
Odrywam jego ręce od swojego naszyjnika i odpycham, bo gniew we mnie wzbiera jak fala przypływu, zastępując wcześniejszą uprzejmość. Kiedy facet znajduje się w wystarczająco bezpiecznej odległości, biorę łyk drinka i stawiam go na barze. Chwilę grzebię w torbie z komputerem, znajduję portfel, wyciągam kilka dwudziestek i rzucam je na bar.
– Już wychodzisz, kochana? – W głosie mężczyzny słychać żałosne skomlenie.
Odwracam się do niego, zaciskając zęby.
– Tak, i wiem, co to jest odwrócona kowbojka. – Muszę odpowiedzieć na jego pytanie. – I nie, nie ma żadnej iskry. Twoje elektrony nie przyciągają moich protonów.
– Protony? Co, u licha?
– Poza tym, to niewiarygodnie niegrzeczne z twojej strony sugerować akty seksualne, gdy dopiero co mnie poznałeś…
– Jasna cholera, masz temperamencik. Muszę przyznać, że ostry seks jest moim ulubionym. Co ty na to, żebyśmy się stąd wynieśli?
– Śnij dalej…
– I może nawet pozwolę ci zostać na noc, a rano zrobię ci naleśniki, posypię je kawałkami czekolady lub organicznymi jagodami. Wyglądasz mi na typ panny, która lubi granolę.
To prawda, lubię organiczne jagody, ale…
– Umówiłam się z tobą tylko na drinka, napisałam ci o tym w wiadomości. I, na miłość boską, przestań nazywać mnie kochaną czy klaczką albo przysięgam, że wyleję to, co jeszcze zostało w tej szklance na twoją głowę.
Mój biust faluje po tym wybuchu. Właśnie zagroziłam komuś przemocą fizyczną. To do mnie niepodobne. Nigdy się nie złoszczę. Raz po raz pozwalam ludziom pastwić się nade mną.
Jego spojrzenie rozbłyskuje, gdy staję na nogi, potykając się nieco i opierając o osobę stojącą obok.
– Przepraszam – mruczę do tego gościa, chwytając się baru jak liny ratunkowej. Zerkam ostrożnie na swoją szklankę. Wypiłam jednego, zanim pojawił się Rodeo, a biorąc pod uwagę, że nie zjadłam wcześniej obiadu, owszem, jestem pijana.
– Giselle? – Dobiega mnie głęboki głos. Jest ciemny i zmysłowy, rozpoznawalny nawet przy głośnej muzyce.
Nie, to niemożliwe.
Serce mi podskakuje, a całe ciało oblewa się rumieńcem, gdy spoglądam na stojącego obok Rodeo wysokiego mężczyznę, który patrzy na mnie z pytającym wyrazem twarzy.
Zaciskam dłonie. Powinnam była przewidzieć, że go tu zobaczę. Po prostu założyłam, że nadal będzie trenował czy robił to, co zawodowi sportowcy robią wczesnym wieczorem. Moja siostra, Elena, wspomniała, że zazwyczaj wpada do swojego klubu w weekendy, ale nic więcej.
Devon Walsh, supergwiazda futbolu, unosi na mój widok ciemną brew, tę wykończoną srebrnym paskiem. Przebiegam w myślach swoją listę kontrolną. Uznany za najseksowniejszego mężczyznę w Nashville. Wybierany do pierwszego składu w krajowej lidze futbolu przez trzy lata z rzędu.
Najlepszy przyjaciel mojego nowego szwagra, Jacka. Właściciel klubu Razor. Niegrzeczne usta. Piękne, wytatuowane ciało. Diabelnie seksowny.
– Wszystko w porządku? – pyta, przesuwając po mnie spojrzeniem. Zaczyna od czubka moich na wpół rozpuszczonych, na wpół upiętych włosów i wędruje w dół, do moich czółenek.
Mrużę oczy i chociaż to niemożliwe w ciemnym klubie, czuję się tak, jakby skierował na mnie reflektor, badając każdy centymetr mojego ciała.
– W porządku – wołam, podnosząc rękę. – Nie mogło być lepiej! Dobrze cię widzieć! Pa!
Idź sobie, myślę w duchu. Nie chcę żadnych świadków tej porażki.
– Rozumiem. – Jego wnikliwe oczy przenoszą się na Rodeo, a ta szalona brew znów się unosi. – Jesteś tu na randce?
Moje ciało buntuje się na pytający, kpiący ton w jego głosie i cała sztywnieję. Myśli, że jestem tu z Rodeo. Spotkałam go tutaj, ale…
– Tak, jesteśmy na randce! – woła Rodeo i obejmuje mnie ramieniem, gdy niepewnie wyrywam się z jego uścisku.
Devon marszczy czoło, wkładając ręce do kieszeni swoich nisko zawieszonych, designerskich dżinsów. Chyba dostrzega, że jestem bliska omdlenia z powodu gorąca lub że mam zamiar zamordować jednego z jego klientów.
W środku czuję się jak galareta i ma to niewiele wspólnego z whisky, a więcej z Devonem, chociaż nie jestem nim zainteresowana w ten sposób, raczej ciekawa. Tak, wygląda na gorętszego niż palnik Bunsena, ale jesteśmy tylko przyjaciółmi. Cóż, nie prawdziwymi przyjaciółmi. Dobra, nieważne, za dużo o tym myślę, a mój mózg nie pracuje na pełnych obrotach. Jesteśmy znajomymi, jeśli naprawdę miałabym dzielić włos na czworo.
Kiedy tak na mnie patrzy, odnajduję się zdecydowanie w kategorii „siostra Eleny, która jest żoną mojego najlepszego przyjaciela, to dlatego jestem przyjazny”.
Nie przeszkadza mi to jednak w docenieniu jego rzeźbionej, ostrej linii szczęki i zielonych oczu otoczonych gęstymi czarnymi rzęsami. Przy wzroście metr dziewięćdziesiąt jego ciało jest perfekcyjnie wyrzeźbione. Widać po nim czas spędzony na siłowni. Ramiona ma umięśnione w obcisłej czarnej koszulce, klatka piersiowa zwęża się do wąskiej talii, a niżej widzę jego długie nogi w wyblakłych converse’ach na stopach. Nosi rolexa na jednym nadgarstku, a na drugim bransoletkę z czarnej skóry. Z jednej strony jest wygładzony, ale z drugiej to typowy bad boy z dekadencką nutą.
Jego skóra jest ładnie opalona, co wyraźnie kontrastuje z moją mleczną bladością. Ma gęste brązowe włosy z niebieskimi pasemkami. Górna część jest długa i zaczesana do tyłu, a boki są przycięte blisko skóry. Używa z pewnością więcej produktów do stylizacji włosów niż ja. Kiedy spotkałam go po raz pierwszy w lutym, nosił nażelowanego mohawka z fioletowymi końcówkami, ale ten facet zmienia fryzurę częściej niż jakakolwiek dziewczyna, którą znam.
Diamentowe ćwieki mrugają w jego uszach. To kolejny dowód na to, jak bardzo się różnimy. Ja pozwoliłam swoim dziurkom zarosnąć, gdy miałam osiemnaście lat, i nigdy nie kusiło mnie, by je znowu przebić. Na przedramionach ma wytatuowane pełne rękawy w róże wymieszane z kwiecistymi złoto-niebieskimi motylami. Podobają mi się. Bardzo. Zdenerwowana głaszczę perły na szyi.
– Giselle? – pyta.
Mój mózg się załącza, gdy dociera do mnie, że gapię się na niego. Jąkając się, szukam inteligentnej odpowiedzi. Daj spokój, Giselle, pracujesz nad doktoratem z fizyki; masz mnóstwo słów w swoim arsenale. Powiedz mu, że nie jesteś na randce z Rodeo!
Ale wszystko, o czym mogę myśleć, to ostatni raz, kiedy go widziałam – w sobotę na ślubie Eleny i Jacka. Był drużbą, a ja druhną. Miał na sobie dopasowany szary garnitur, a materiał był tak miękki, że przygryzłam wargę, gdy wziął mnie pod rękę. Czy jego palce pozostały na mojej dłoni dłużej niż to konieczne? Być może. Prawdopodobnie tego nie zauważył. Po prostu wykonywał swoje obowiązki jako drużba Jacka. Ale wpatrywał się we mnie spojrzeniem numer pięć, które obejmuje intensywny kontakt wzrokowy trwający dziesięć sekund. To oznacza albo gigantycznego pryszcza na nosie, albo że facetowi naprawdę podoba się to, co widzi. Zapytałam go, a właściwie szepnęłam, kiedy szliśmy alejką w kierunku Jacka i Eleny, czy źle się poczuł. Odparł opryskliwie, że czuje się dobrze, co było naprawdę dziwne, bo Devon nie jest humorzasty.
Później, kiedy byłam sama w mieszkaniu, przeanalizowałam ten moment i doszłam do wniosku, że gapił się na mnie tylko dlatego, że wyglądałam blado i niekorzystnie w srebrnej sukience bez ramiączek, którą wybrała dla mnie Elena. Powiedziałam jej, że nie mam biustu, by ją utrzymać na miejscu, ale ona się uparła.
Jednak w kościele, stojąc obok mojej siostry, gdy powtarzała przysięgę małżeńską, zagubiłam się w myślach o Devonie. Czy ja mu się podobam? Ja? To wydawało się niemożliwe.
Prawda stała się oczywista, gdy towarzysząca mu supermodelka pojawiła się na przyjęciu. Nigdy więcej na mnie nie spojrzał.
– Jasna cholera, ty jesteś… Devon Walsh, prawda? Jestem twoim wielkim fanem od czasów mistrzostwa stanu Ohio! Mam nawet twoją koszulkę na ścianie! – krzyczy Rodeo i przepycha się obok mnie, by dotrzeć do gwiazdy futbolu.
Uderzenie w ramię powoduje, że tracę przyczepność i się potykam, wpadając na faceta, który siedzi na stołku obok mnie. Robię to ponownie.
Odwraca się i spogląda na mnie z pogardą – chyba go znam – a potem jego butelka z piwem uderza mnie w policzek.
– Jezu! Nic ci nie jest?! – woła i próbuje mnie podtrzymać, ale jest już za późno.
– Cudownie – mruczę i się wycofuję, moje pięty chwieją się na śliskich kafelkach. Czas wydaje się stać w miejscu, podczas gdy zmagam się z równowagą. Ciało jest posłuszne prawom grawitacji – dzięki ci, Newtonie – i leci do przodu, a potem w dół. Z impetem uderzam kolanami o podłogę.
Tuż przed najseksowniejszym żyjącym mężczyzną w Nashville.
Niech cię jasny szlag, urodzinowa klątwo.
– Nie za zimne? – pyta Devon, przyciskając okład z lodu do mojej prawej kości policzkowej. Krzywię się i przykładam dłoń do twarzy, a nasze palce się stykają, gdy się odsuwa, bym mogła przytrzymać okład na miejscu. Motyle tańczą mi w brzuchu, a zakończenia nerwowe śpiewają w miejscu, w którym się dotknęliśmy. Przełykam to uczucie. On jest tylko superprzystojnym facetem. Nie pociągam go. Nie ma mowy.
– Jest w porządku – mówię wymuszonym radosnym tonem. Głowa mi pulsuje, ale nie jestem pewna, czy ma to związek z moją twarzą, czy po prostu z pustym żołądkiem.
Siedzę przy stoliku w klubie Razor w sali VIP, która znajduje się na tyłach lokalu i jest odgrodzona od pozostałej części sznurem. Prawie tu pusto, z wyjątkiem kilku facetów w rogu oglądających mecz. Wyobrażam sobie, że zrobi się tu tłoczno znacznie później. Na szczęście albo nie dociera tu muzyka z głębi klubu, albo w ogóle jest wyłączona.
Devon lekko przykuca, by spojrzeć mi w oczy, jakby chciał się upewnić, że jestem przytomna. Uderza mnie jego zapach – męski i mocny, z nutą morza i lata. To jakaś droga woda kolońska.
– Rąbnęłaś dość mocno o podłogę. Jak twoje dłonie i kolana? – Z tak bliska złote refleksy w jego tęczówkach migoczą jak świetliki, mieszając się z aksamitną leśną zielenią. Jego spojrzenie jest bujne, hipnotyzujące i głębokie…
Przestań już z tymi przymiotnikami o jego oczach, Giselle, napominam się w duchu. Racja.
– Dobrze, jestem tylko obolała od upadku.
– Jutro możesz mieć siniaka lub dwa. Chcesz więcej lodu?
– Nie, ale dzięki.
Chcę jedynie zapomnieć, że to kiedykolwiek się wydarzyło. Przede wszystkim czuję się zażenowana.
Przesuwa palcami po moim kolanie, nie zatrzymując się na nim dłużej niż to konieczne.
– Kiedy się na mnie rzuciłaś, myślałem, że mnie zaatakujesz – mruczy.
– Hej. Byłam tylko piłeczką ping-pongową między dwoma facetami i nie miałam gdzie się podziać.
Widzę ten obraz: ja na kolanach, z rękami na podłodze, aby nie upaść na twarz. Devon pomógł mi wstać, pamiętam jego uważne, silne dłonie na moich łokciach, a potem wysłał Aidena, swojego kolegę z drużyny, który siedział na stołku, do kuchni po okład z lodu. Następnie odprowadził mnie do sali VIP, przepychając się między tańczącymi ludźmi. Spodziewałam się, że mnie weźmie w ramiona jak w jednym z romansów.
– Jeśli to, co o tobie wypisują, jest prawdą, potrzeba czegoś więcej niż ja, by cię powalić na ziemię – mówię z lekkim śmiechem. – Gdybym chciała się z tobą zmierzyć, zaatakowałabym z ukrycia. Schowałabym się w ciemnościach w twojej szafie i wyskoczyła, kiedy najmniej byś się tego spodziewał. Otworzyłbyś drzwi, a ja w ohydnej masce kryłabym się między twoimi fantazyjnymi koszulami. – Uśmiecham się, ignorując ból twarzy. – Co sprawia, że podskakujesz z przerażenia? Pełzające gąsienice? Freddy Krueger? Michael Myers?
Devon śmieje się z niesmakiem.
– Rekiny. Ich zęby mnie przerażają. Obejrzałem Szczęki, kiedy byłem dzieckiem i chciało mi się wymiotować.
– Uważaj – mówię. – Wkrótce cię dopadnę.
– Najpierw musiałabyś się dostać do mojego apartamentu. Trudno to zrobić, bo jest tam prywatna winda.
Wybucham śmiechem.
– Nigdy nie lekceważ odwagi i determinacji południowej kobiety, która ma do zdobycia cel.
Wiem, gdzie mieszka. Nigdy tam wprawdzie nie byłam, ale… Jego ciało wojownika objawia się przede mną w pełnej krasie, gdy się prostuje.
– Proszę państwa, oto jestem. Można przede mną paść na kolana. Zwykle tak działam na kobiety.
Przewracam oczami tak mocno, że aż boli. Wspominałam już, że ten facet jest zarozumiały?
– Ale nie ty, prawda? – dodaje. – Nie, ty jesteś tak zdystansowana, jak to tylko możliwe.
Że niby co? Mam ściśnięte gardło, gdy próbuję rozszyfrować jego komentarz.
Widzę – naprawdę widzę – dokładnie to, co on myśli. Umieścił mnie w tym samym pudełku, co wszystkich innych. Nie powinno boleć, ale boli.
Przełykam z trudem.
– Cała ja. Zimna jak lód.
Marszczy czoło.
– Chwileczkę, nie o to mi chodziło…
– Naprawdę rozumiem. Wiem, co wszyscy myślą. Widzą we mnie pozbawioną emocji robotkę. Intelektualistkę. Nieświadomą, obojętną na seksownych mężczyzn.
Przekrzywia głowę, wypychając wargi, jakby nad czymś się zastanawiał, po czym wsuwa ręce do kieszeni dżinsów, co mi mówi, że czuje się niekomfortowo. Wiem o tym. Obserwuję go.
– Nie to miałem na myśli. Chodziło mi tylko o to, że nie jesteś jak inne dziewczyny… Ach, nieważne. – Zamyka usta, otwiera je i mówi: – A więc sądzisz, że jestem seksowny?
Prycham.
– Nie.
Odchrząkuje, a ja nie potrafię nic wyczytać z jego miny.
– To dobrze.
– Jesteś dla mnie za stary.
Wzdryga się, a ja nie mogę powstrzymać szczerego uśmiechu, gdy widzę jego zaskoczenie. O rany, mam go.
– Mam dwadzieścia osiem lat, do cholery. Jesteś młodsza o ile? O cztery lata?
Przeczesuje dłonią włosy, które wciąż opadają w seksownym nieładzie, a niebieskie pasemka błyszczą pośród ciemnego brązu. Cholera. Jest piękny bez żadnego wysiłku.
Zmuszam się do nonszalanckiego wzruszenia ramionami.
– Wiek nie ma znaczenia, o ile jesteś w moim typie. No wiesz, zagapiony w książki, ubrany w tweed i nieśmiały. Za to ty przypominasz gwiazdę rocka.
No i ma te usta. Mogłabym napisać cały poemat o jego ustach i ich delikatnym różowym kolorze. O tym, jak ich bujność kontrastuje z twardymi liniami jego szczęki, zbyt pełną dolną wargą, głębokim V górnej.
– Mądrze. Powinnaś trzymać się z dala od mężczyzn takich jak ja, ślicznotko. – Obdarza mnie jednym ze swoich charakterystycznych kpiących uśmiechów i tak, jesteśmy całkowicie w strefie przyjaciół. Nazywa wszystkich ślicznotkami, nawet mamę i ciocię Clarę.
– Mhm. – Kiwam głową.
– Czy ten kowboj jest tu z tobą? Został przy barze, kiedy cię tu przeniosłem, ale mogę kogoś po niego wysłać.
Odsuwa się ode mnie, jakby chciał to zrobić, a ja zaczynam jęczeć.
– Nie, proszę. Nie mogę z nim spędzić ani minuty dłużej.
Cofa się i schyla, zginając kolana jeszcze bardziej niż poprzednio. Cały się napina.
– Czy on ci coś zrobił?
Zagryzam wargi i spoglądam na swoje kolana, pozwalając, by otuliła mnie szczerość tego ochrypłego głosu. Och, Devon… Może i jest aroganckim rozgrywającym Nashville Tigers, ale tam, w środku, bije serce dobrego człowieka, więc kiedy mówi mi miłe rzeczy, wiem, że to nie z powodu mojej wyjątkowości. Pomógłby każdej dziewczynie.
– To jest… – Dupek, myślę, ale tego nie mówię. – Ktoś, kogo poznałam na apce. Pomyślałam, że skoro lubi emu, będziemy mieli o czym rozmawiać. – Podnoszę na niego wzrok, starając się, by zrozumiał moją logikę, ale on marszczy brwi. – Potem próbował majstrować przy moim naszyjniku, a nikt nie dotyka pereł babci. – Przekręcam sznurek, o którym mowa, podnosząc go na chwilkę do ust.
– Co jeszcze zrobił? – pyta szorstko, a jego wzrok ląduje na mojej szyi i na naszyjniku, który układam wokół niej. Potem patrzy na moje usta, a ja żałuję, że nie pomalowałam ich szminką.
Przykładam okład z lodu do twarzy i próbuję zmusić swoje serce, by zwolniło. Czy on słyszy, jak szybko bije?
– Wspomniał o pozycji na odwróconą kowbojkę, co brzmi całkiem fajnie z odpowiednią osobą, ale fuj, nie z nim…
Ups. Jest w Devonie coś, co sprawia, że mój język się rozluźnia, może to przez whisky. Niezależnie od tego, ta pozycja brzmi teraz seksownie. Wyobrażam sobie, że kobieta musi mieć silne mięśnie nóg. Biegam prawie codziennie, więc mogłabym dać radę. Gdzie trzymałabym ręce? Z tyłu, na jego biodrach, czy też, dla równowagi, przed sobą? Tak czy inaczej, byłabym odwrócona twarzą od mojego partnera, co pozwoliłoby pozbyć się zahamowań. Jeśli udałoby mi się uwolnić ręce, miałabym dostęp do własnej przyjemności. To już postanowione. Odwrócona kowbojka trafia na szczyt mojej listy pod tytułem „Jak Giselle wróciła do gry”.
– Jesteś cała czerwona, Giselle. Dobrze się czujesz?
Odchrząkuję, otrząsając się z tych obrazów.
– Gorąco tu.
– Zdejmij marynarkę – mówi. – Sprawiasz, że się pocę od samego patrzenia.
Odkładam na bok lód, rozpinam guziki marynarki i zsuwam ją z ramion, a potem rzucam na stół. Dopiero wtedy zauważam, jak wilgotna jest moja biała jedwabna bluzka. Koronkowy stanik wyraźnie przez nią prześwituje, ale chłodne powietrze przynosi mi ulgę. Rozpinam pierwsze trzy guziki bluzki i wachluję się delikatnymi klapami.
– Tak jest o wiele lepiej. – Jęczę, wyplątując wsuwki z włosów i układam z nich równą linię na stole. Masując skórę głowy, rozprostowuję długie pasma, wzdychając z ulgą. – Chris Hemsworth mógłby mi teraz wymasować stopy i dzięki temu ten dzień zrobiłby się znowu znośny. – Zdejmuję buty i poruszam palcami stóp.
– Czy on nie jest przypadkiem żonaty? – mruczy Devon.
Unoszę głowę z miejsca, opierając ją o krzesło i na niego spoglądam. Odsunął się o krok i pociera kark. Zatrzymuje wzrok na na mojej bluzce, a potem go opuszcza.
– Nie w alternatywnym wszechświecie – rzucam lekkim tonem. – Pewnego dnia opowiem ci o moich pomysłach na multiwersum. W jednym z nich istnieje świat, w którym jest całkiem możliwe, że on jest moim mężem i mamy dziesięcioro dzieci.
– Cholera. – Śmieje się, a ja się rozpływam.
– We wszechświecie Giselle i Chrisa on nie może oderwać ode mnie rąk i rozmnażamy się jak króliczki na Viagrze. Nie jest gwiazdą filmową, ale architektem i mieszkamy w willi, którą zbudował dla mnie we francuskich Alpach. Dni spędzam na badaniu ciemnej materii, pieczeniu ciasteczek i szydełkowaniu dziecięcych bucików. Noce poświęcam jemu.
Jego usta drgają.
– A gdzie jestem ja w tym wszechświecie?
Obejmuję ręką podbródek.
– Jesteś nastoletnią dziewczyną, która pracuje w Cinnabon, i masz zamiłowanie do bransoletek, gumy balonowej i różowych beretów. W weekendy ujawnia się twoja mroczna strona i wymykasz się przez okno sypialni, by malować sprayem sugestywne graffiti na billboardach.
Uśmiecha się do mnie szeroko, unosząc kąciki ust. Efekt jest oszałamiający, a ja łapię oddech.
– Masz niezłą wyobraźnię. Zadziwiasz mnie.
Rumienię się.
– Doprowadzam tym swoją rodzinę do szału. – Robię pauzę. – Nie mogę się zdecydować, czy jako nastolatka nazywasz się Cinnamon czy Pinky. Co wybierasz?
– Ani jedno, ani drugie. Mów mi Skurczybyk.
– Psujesz całą radochę.
Devon przygląda mi się uważnie.
– A wracając do randek z facetami poznanymi w sieci… Moja kuzynka Selena ledwo uciekła z samochodu, którym jechała z facetem poznanym w internecie. To niebezpieczne medium.
Wzdycham, żałując, że nasza luźna pogawędka dobiegła końca. Gdyby tylko wiedział, że w jednym z moich alternatywnych wszechświatów pieprzy mnie na blacie w łazience. On jest tym seksownym facetem z drgającymi nagimi mięśniami, a ja jakąś dziewczyną, którą zabrał z pobocza drogi, gdy uciekałam przed nikczemnym panem młodym. Mam długie różowe włosy, a na sobie zniszczoną białą suknię ślubną, ale i okulary, bo w każdym ze światów muszę wydawać się inteligentna. Pożąda mnie mocno od chwili, gdy wsiadam do jego maserati, i zabiera mnie do domu, a tam bierze w posiadanie.
Karcę się w duchu. Nic dziwnego, że nie nadążam na zajęciach. Za bardzo żyję we własnej głowie, by skupić się na faktach. Nie ma takiego wszechświata, w którym Devon i ja jesteśmy razem.
Winą za te sugestywne obrazy obarczam to, że jestem dziewicą. Dręczyło mnie to przez pięć miesięcy, odkąd Preston przyznał się do zdrady i powiedział mi na pożegnanie: „Czego się spodziewałaś, Giselle, skoro nie chcesz mi tego dać? Jesteś oziębła”.
Byłam jego narzeczoną (przez prawie miesiąc) i nadal nie potrafiłam… no cóż, go pragnąć. Po prostu zaczęłam się z nim spotykać, a potem przyjęłam jego oświadczyny. A teraz trafiłam tutaj, próbując udowodnić, że jestem normalna, i szukając miłości we wszystkich niewłaściwych miejscach. Brzmi jak tekst piosenki country.
– Wokół ciebie zawsze kręci się pełno kobiet, ale przeciętni ludzie nie mają tak łatwo – mówię dość ostro. – Upewniłam się, że nie będziemy sam na sam i nie zamierzałam z nim wychodzić. Miałam plan. Zawsze mam plan.
Robi krok w moją stronę z wyrazem oburzenia na twarzy.
– Zrobiłaś to więcej niż raz?
Ściągam brwi, bo jego niedowierzający ton mnie irytuje.
– Pierwszy facet, Albert, był przystojnym księgowym. Poznałam go w Starbucksie. Wszystko szło dobrze, dopóki nie pokazał mi zdjęcia swojej byłej na telefonie i nie zaczął płakać. Najwyraźniej chciała, żeby włożył jej pierścionek zaręczynowy na palec, a on ma problemy z zaangażowaniem. Poradziłam mu, żeby z nią porozmawiał.
– Ilu ich było, Giselle?
Wiercę się na krześle.
– Przez ciebie czuję się jak na dywaniku u dyrektora szkoły!
– Ilu?
Zaciskam ręce w pięści. Ależ on jest irytujący!
– Nie rozumiem, dlaczego musisz wiedzieć, ale umówiłam się z jeszcze tylko jednym. Miał na imię Barry i był bardzo gładki, zgodnie z opisem w apce magister chemii. Pomyślałam, że oboje lubimy nauki ścisłe, więc przesunęłam palcem w prawo. Okazało się, że chciał tylko, abym się zapisała do jakiegoś piramidalnego programu sprzedaży gadżetów kuchennych w stylu Pampered Chef, ale nie chciałam. Nie zdecydowałam się na fuchę przedstawiciela handlowego, ale ostatecznie kupiłam od niego jedną szpatułkę. – Wzdycham. – Zapłaciłam nawet za jego latte. Potem pojawił się Rodeo i miał tego uroczego emu…
– Giselle. – W jego głosie słychać dużą dawkę frustracji, co sprawia, że wyzywająco unoszę podbródek.
– Cóż, Devon, czasami trzeba przejść przez kilka nieudanych randek. Nie udawaj, że coś o tym wiesz. Co miesiąc masz nową dziewczynę. Kim była ta na weselu mojej siostry? Szkoda, że nie zostałam jej przedstawiona.
Wypuszcza długi, poirytowany oddech z szerokiej klatki.
– Z kim przyjechałaś tu dziś wieczorem?
– Bawimy się w teleturniej „Dziesięć pytań”?
Na jego ustach pojawia się nieznaczny uśmiech.
– Wiem, że musisz mi odpowiedzieć. Elena opowiedziała mi o twoim małym problemie z pytaniami.
– Ale z niej krówka – mówię, wypuszczając głośno powietrze. Elena spędza właśnie miesiąc miodowy na Hawajach z mężczyzną swoich marzeń, a ja czuję się tak, jakby była tuż obok. Moja piękna, słodka starsza siostra, z której cienia nigdy nie udało mi się uciec. Wzdycham. Przynajmniej jest szczęśliwa, a nikt nie zasługuje na to bardziej niż ona. Zanim poznała Jacka, zrujnowałam w zeszłym roku naszą relację, kiedy Preston, jej ówczesny chłopak, pocałował mnie tego okropnego dnia w swoim biurze, tuż przed jej wejściem. Czy to dziwne, że nie czułam się dobrze w tym związku? Był niewłaściwy, bo zaczął się źle.
Kula emocji zatyka mi krtań i zbieram się w sobie, próbując odepchnąć wspomnienia, a to wymaga wysiłku.
– Topher mnie podwiózł – mówię niechętnie. – Kiedy odstawiłam samochód do warsztatu w Daisy, poszłam do biblioteki, a on właśnie zamykał. Zawiózł mnie z powrotem do Nashville i nalegał, że wejdzie ze mną do środka, bo nigdy wcześniej nie umówiłam się z nieznajomym w barze.
Devon dopytuje mnie o samochód i opowiadam mu o tym, jak dziś rano prawie skradziono moją starą toyotę camry.
– Czy te randki mają na celu pogodzenie się z Prestonem? – pyta mnie ostrożnie.
Siada na przeciwko mnie.
– Najlepszym sposobem, by wyleczyć złamane serce jest znalezienie kogoś nowego.
Mija kilka chwil w ciszy, a powietrze wokół nas naładowane jest napięciem. Gdy to dociera do mojej świadomości, siadam wyprostowana i skupiona. Nie rozumiem, dlaczego tak się dzieje, ale niemal czuję elektryczne impulsy.
– Racja – mruczy Devon, jego oczy zatrzymują się na mojej bluzce, a potem docierają do twarzy. Nasze spojrzenia przylegają do siebie, aż odwraca wzrok i zaczyna pocierać szczękę. – Powinnaś poprosić przyjaciela, aby cię z kimś zapoznał.
– Świetnie. Ty jesteś moim przyjacielem. Prawda?
Marszczy brwi.
– Oczywiście. Dlaczego w ogóle pytasz?
No nie wiem, pomyślmy. Może dlatego, że w ogóle nie potrafię cię rozgryźć? Dlaczego obdarzyłeś mnie na weselu spojrzeniem numer pięć? Chodziło o brzydką sukienkę? Czy o mnie?
– Dobrze. Z kim, twoim zdaniem, powinnam się umówić? Musi być miły i dobry w łóżku… nie, zaczekaj, spektakularny w łóżku. Mówię o fajerwerkach, Devon, i to takich oszałamiających.
Wstaje i odsuwa się ode mnie.
– Czy ktoś powiedział „oszałamiające”? Jeśli tak, to właśnie przybyłem – mówi Aiden, wchodząc do środka. Podchodzi do naszego stolika. Ma metr dziewięćdziesiąt, krótkie brązowe włosy i błyszczące zimne niebieskie oczy. Chłopiec z farmy w Alabamie z megawatowym uśmiechem, który sprawia, że kobiety mdleją. Obecnie jest rezerwowym rozgrywającym Tigersów, ale jego cel to pozycja startowa Jacka.
Po zajęciu miejsca zwolnionego przez Devona, podaje mi szklankę wody, po którą pobiegł na jego polecenie.
– Słowo daję, mam doskonały słuch. To część moich nadludzkich umiejętności rozgrywającego. Możesz określić, ile orgazmów potrzebujesz? Wystarczy mi pięć dziennie i mam referencje.
Wybucham śmiechem, a on do mnie dołącza. Jest mniej więcej w moim wieku i nigdy nie widziałem go bez uśmiechu czy dziewczyny. Pojawił się na ślubie mojej siostry z dwiema. Były to zresztą bliźniaczki i tańczył z nimi obiema w tym samym czasie. Powoli, jedna z przodu, z ramionami wokół jego szyi, a druga za nim, z rękoma owiniętymi wokół jego talii. Wychodziło im lepiej, niż się spodziewałam.
– Jesteś zabawny – mówię, bo naprawdę przypomina mi szczeniaczka. Takiego słodkiego i rozbrykanego, błagającego właściciela o rzucenie piłki w ciągu dnia, a w nocy zwijającego się obok niego w kłębek.
Za to Devon jest panterą. W jednej chwili myślisz, że leniuchuje w słońcu, podrygując ogonem, a w następnej emanuje ledwo tłumioną siłą. Tak jak teraz, gdy spogląda z pogardą na Aidena. O co mu chodzi?
Futboliści przez cały czas żartują sobie ze mnie.
Aiden patrzy, jak opróżniam szklankę.
– Nie chciałem cię walnąć butelką w twarz. Przepraszam, Giselle. Nawet nie zdawałem sobie sprawy, że to ty, dopóki nie wylądowałaś na podłodze.
Spoglądam na Devona, który zrobił kilka kroków w tył i oparł się o ścianę. Wyjął telefon i wygląda na to, że o mnie zapomniał. To dobrze.
– Ja też nie rozpoznałam, że to ty – mruczę pod nosem.
Pochyla się bliżej.
– Słuchaj, ten twój kowboj wyszedł z jakąś brunetką. Mam nadzieję, że nie wiązałaś z nim nadziei miłosnych.
Śmieję się.
– Chyba znalazł sobie wreszcie małą klaczkę i zabrał ją do domu – mówię. – Powiedział, że pozwoli mi się pobawić jego uzdą i ostrogami. Spodziewałam się, że wyciągnie… bat.
Aiden ryczy ze śmiechu, gdy mu opowiadam o randce, recytując słowa Rodeo od tych o jego talencie danym przez Boga i sugestii ostrego seksu, aż do propozycji umieszczenia organicznych jagód w naleśnikach.
Kiedy kończę, ociera łzę z oka.
– Co za palant.
– Poznała go za pomocą jakiejś aplikacji – warczy Devon, chowając telefon w kieszeni dżinsów.
– Całkowicie zrozumiałe – odpowiadam chłodno.
– Stać cię na więcej.
– Niestety, nie jestem najseksowniejszą kobietą w Nashville!
– Nie jesteś nieatrakcyjna! – Wpatruje się we mnie.
Cóż. Wypuszczam powietrze.
Na kilka chwil zapada cisza; Aiden spogląda na niego, a potem z powrotem na mnie, z zamyślonym wyrazem twarzy. Stuka palcami o blat stolika, jakby podejmował decyzję.
– Więc co do tych fajerwerków. Co powiesz na…
Devon odsuwa się od ściany i zaczyna poruszać się szybciej, niż wydawało się to możliwe. Kładzie ciężką dłoń na szerokich ramionach Aidena.
– Daj sobie spokój, Alabama. Ona jest poza zasięgiem.
Prostuję kręgosłup. Poza zasięgiem?
W lutym, kiedy byłam zaręczona, może, ale teraz, gdy znowu jestem singielką?
Aiden odsuwa dłoń Devona i uśmiecha się do mnie szeroko, jakby policzki miały mu pęknąć. Kiedy się odzywa, jego słowa są skierowane do Devona, ale patrzy na mnie jak pies na smaczną kość.
– Jeśli myślisz, że obchodzi mnie to, co Jack Hawke sądzi o tym, z kim rozmawiam, to pomyśl jeszcze raz. Byłem pierwszym wyborem Tigersów podczas rekrutacji do drużyny – mówi.
– Nie jesteś taki wyjątkowy, pieseczku – warczy Devon.
– I nikt, nawet kapitan drużyny, nie będzie mi dyktował, z kim mogę rozmawiać – dodaje Aiden. – Nawet go tu nie ma. Trwa obóz treningowy, a on jest na plaży.
– Wróci tu, dupku, i cię uderzy, choćby zoperowanym ramieniem – warczy Devon. – Albo ja zaraz zrobię to za niego.
Sportowcy wyczynowi. Tak. Dużo. Testosteronu. Kłócą się, a potem wychylają piwo za piwem, jakby nigdy nic.
– Powiesz mi coś więcej o tym dekrecie Jacka, zgodnie z którym jestem poza zasięgiem? – pytam Aidena najspokojniejszym głosem, próbując ukryć narastający gniew.
Obdarza mnie rozbrajającym uśmiechem. Pod urokiem wiejskiego chłopaka jest gładki jak jedwab.
– Nie denerwuj się, ale jakiś czas temu Jack wygłosił drużynie przemowę. „Trzymajcie swoje mięsiste łapy z dala od siostry Eleny albo wam na nowo poustawiam kości”. Tak to mniej więcej szło.
Szybko dodaję dwa do dwóch. Bez wątpienia Elena powiedziała Jackowi, że jestem dziewicą. Wystarczy dorzucić zerwane zaręczyny i bingo, Jack próbuje mnie chronić. Doceniam jego troskę… ale czy jestem aż tak delikatna, do cholery?
O Jezusie, a jeśli powiedział całej drużynie, że jestem dziewicą? Nie, nie powiedziałby im tego, prawda? Jeśli tak, to… Cała się napinam, potrząsam głową i odrzucam tę myśl. Wyciągam zbyt pochopne wnioski.
– Jestem dużą dziewczynką, Aiden. Zaufaj swojemu instynktowi. Czy nie tak robią wielcy zawodnicy? – Trzepoczę rzęsami.
Aiden rzuca mi zaskoczone spojrzenie, które staje się coraz bardziej gorące, a ja się uśmiecham, bo tak, ten facet zdecydowanie wie, jak flirtować.
– Aiden – ostrzega go Devon.
– Co? – odpowiada, patrząc na mnie.
– Przestań ją pieprzyć wzrokiem.
– Zamknij się, Dev. Zawsze tak patrzę. Mamy tu swoją chwilę.
– Czyżby? – pytam suchym tonem.
Aiden przytrzymuje moje spojrzenie.
– O tak, do diabła. – Devon odchrząkuje na dźwięk swojego telefonu.
Nie chcę na niego patrzeć. Częściowo się bawię naciskaniem jego przycisków. Rozumiem, że jest rzecznikiem Jacka, ale sama myśl o grupie mężczyzn dyskutujących za moimi plecami o moim życiu miłosnym sprawia, że mam ochotę rzucić stołem albo futbolistą.
Aiden chwyta mój telefon, prosi o kod dostępu, a kiedy go otrzymuje, wpisuje do kontaktów swój numer.
– To moje cyfry. Zadzwoń do mnie. Możemy odtworzyć dzień Czwartego Lipca. – Mruga porozumiewawczo. – Albo obejrzeć jakiś dobry horror. Wybór należy do kobiety.
– Uwielbiam horrory, ale wolę sci-fi.
Jego niebieskie oczy błyszczą.
– Sci-fi i fajerwerki w filmie. Myślisz o tym, co ja?
Zajmuje mi to dwie sekundy.
– Dzień Niepodległości z Willem Smithem?
– Podobasz mi się. – Uderza mnie lekko pięścią zwiniętą w żółwika. – Uwielbiam ten film. Zróbmy to.
Pozwalam mu myśleć, że w to wchodzę, ale mówię, co myślę, łagodząc to uśmiechem.
– Widzę, co robisz. Myślisz, że zadzierając ze mną, spieprzysz Jackowi sezon jako rozgrywającemu. Naprawdę zrobiłbyś wszystko, żeby dostać miejsce w pierwszym składzie, prawda?
Powolny rumieniec wpełza po jego szyi na twarz.
– Tak, chcę tej pozycji i pewnego dnia będzie moja… – Krzywi się.
– Nieprędko – warczy Devon. – Jack jest w szczytowej formie. Jego ramię będzie w pełni zregenerowane już za kilka tygodni.
Aiden go odtrąca, nawet na niego nie spoglądając.
– Poza tym uważam, że jesteś cholernie seksowna.
Unoszę brwi. Jestem wysoką, chudą dziewczyną bez piersi, a mój zdecydowanie za długi nos nie dodaje mi urody. Może mam ładne kości policzkowe i niebieskie oczy, ale do tego tendencję do ubierania się jak moja matka. Najseksowniejsze ubrania, jakie posiadam, to para postrzępionych dżinsowych szortów i różowe stringi, które kupiłam pod wpływem impulsu. Ani jedno, ani drugie nie pasuje do poważnej studentki.
– Tak, ja i ty – mówi cicho Aiden i spogląda na mnie swoim najbardziej intensywnym, hipnotyzującym spojrzeniem.
Devon podnosi ręce do góry.
– Ja pitolę, co za gadka.
– Idź sprawdzić, co z kelnerami, Dev. Kilku dziś brakuje – odzywa się Aiden.
– A co z tymi bliźniaczkami z wesela? Nie wkurzą się? – pytam Aidena. Oboje ignorujemy Devona.
Aiden chwyta mnie za rękę.
– Ledwo pamiętam ich imiona.
Kręcę głową, śmiejąc się, i wyplątuję z jego uścisku palce.
– Uwielbiam cię, ale powiedz to komuś, kto w to uwierzy.
Aiden chwyta się za serce.
– Daj spokój, nie traktujesz mnie poważnie. Byłaś zaręczona, kiedy się poznaliśmy, ale teraz mam szansę. Uznaj to za miłe spotkanie i budujmy na tym. – Robi pauzę i poważnieje. – W przyszłym tygodniu mam imprezę w centrum handlowym. Coś, co zorganizował mój agent. Naprawdę nienawidzę chodzić na takie eventy sam. Nie uwierzyłabyś, jakie kobiety się na mnie rzucają.
– Brzmi okropnie – odpowiadam.
– Chcesz iść ze mną?
– Walczyć z rzucającymi majtkami fankami w środku śmierdzącego sklepu sportowego w centrum handlowym? – Teraz ja robię pauzę. – Można mnie przekonać jedzeniem i dobrym cabernetem.
– Wystarczy! – woła Devon i podchodzi do mnie, przeskakując między nami wzrokiem, jakby mierzył odległość między naszymi twarzami.
Aiden chichocze i odchyla się na krześle.
– Czy ty aby nie przesadzasz?
– Co masz na myśli? – cedzi Devon.
Aiden mruży oczy i czuję, że ma coś na końcu języka.
– Wypluj to z siebie, Alabama – mruczy Devon.
Wydaje się, że dzielą się długim spojrzeniem, które coś znaczy, choć ja nie mam o tym pojęcia. Zapewne wiąże się to z faktem, że chociaż całą trójką są przyjaciółmi, Devon i Jack mają za sobą długą przeszłość, a Aiden jest nowym facetem w drużynie, do tego ambitnym jak cholera. Chce być gwiazdą rozgrywającą, a Jack mu w tym przeszkadza.
– Nic, człowieku, nic – brzmi odpowiedź Aidena.
Devon krzyżuje ręce.
– Powiedziałeś, że impreza u ciebie zaczyna się o dziewiątej. Miałeś dostarczyć piwo. Zgaduję, że jeszcze tego nie załatwiłeś. Może powinieneś.
Aiden się wzdryga.
– Mam mnóstwo czasu. – Spogląda na mnie. – Jadłaś już kolację?
– Nie.
– Chcesz coś przekąsić? – Umieram wprawdzie z głodu, ale… – Ekhm… cóż, pozwól, że cię…
– Zje kolację ze mną – mówi Devon, a ja z trudem powstrzymuję się przed otwarciem ust.
– No, no – mruczy Aiden, patrząc na Devona. Z subtelnym wzruszeniem ramion odwraca się do mnie i kręci z dezaprobatą głową. – Może następnym razem, Giselle.
Devon ciągnie go za ramię.
– Dla mnie Guinness. Ty pijesz Bud Light, a Hollis lubi Fat Tire. To brzmi jak dużo piwa. Najlepiej je załatw.
– Impreza? – pytam.
Aiden wzrusza ramionami.
– Oglądamy walkę MMA. Obawiam się, że to tylko dla facetów, bo inaczej na pewno zostałabyś zaproszona.
Następnie kieruje na Devona długie spojrzenie pod tytułem; „tylko spróbuj mnie powstrzymać” i pochyla się, by pocałować mnie w policzek. Omija go z uśmiechem i na odchodnym macha do mnie ręką, mówiąc bezgłośnie „zadzwoń do mnie”.
Z głupim wyrazem twarzy patrzę, jak wychodzi. Oczywiście, że do niego nie zadzwonię. Jest zabawny, słodki i uwielbia flirtować, ale nie czuję żadnego przyciągania. Z nim jest inaczej niż z kimś, kogo znam, a kto naprawdę mnie wkurza.
Na telefonie widzę SMS-a od Tophera z pytaniem, czy czegoś nie potrzebuję i przeprosinami, że spławił mnie w barze. Wyjaśnia, że jest na zewnątrz i rozmawia ze współpracownikiem, który miał nagły wypadek. Odpisuję mu krótko, wyjaśniając, że moja randka okazała się niewypałem.
Przez cały czas w pokoju rozbrzmiewa cisza. Pulsuje mi w uszach i narasta, a ja czuję na sobie wzrok Devona, zanim się jeszcze poruszę. Po odłożeniu telefonu z powrotem do torby podnoszę się z miejsca i staję naprzeciwko, a nasze spojrzenia się krzyżują.
Raz, dwa, trzy, cztery, pięć… W końcu pęka i się odzywa, patrząc gdzieś ponad moim ramieniem.
– Niby kolacja?
– Nie manipuluj mną więcej w ten sposób, Devon. Poradzę sobie z Aidenem.
Topher czeka na mnie na zewnątrz.
– Proszę bardzo.
A więc nawet nie mówił poważnie o kolacji! Zaciskam pięści, a on wzdycha.
– Giselle… Jeśli potrzebujesz kogoś, z kim mogłabyś porozmawiać o randkach… – Z trudem wymawia to słowo, zbliżając do mnie to swoje muskularne ciało, a potem nagle się zatrzymuje, jakby nie chciał podejść zbyt blisko. – Słuchaj, nie chcę się wtrącać, ale Aiden nie jest kimś, z kim powinnaś… – Przeciąga palcami po cieniu zarostu na linii szczęki.
Gdybym nie była zirytowana, byłoby mi go żal. Jest jasne jak słońce, że ten człowiek nie wie, co ze mną zrobić.
– Lubi grać Jackowi na nerwach, łapię, niemniej zrozum, Devon, że dziewczyna ma swoje potrzeby…
Rozchyla usta.
– Giselle…
Tym razem ja mu przerywam.
– Dziękuję za okład z lodu i odciągnięcie mnie od Rodeo, ale koniec z dyktowaniem mi, z kim mogę się spotykać i w jaki sposób. Jestem dorosłą kobietą.
– Chwileczkę – mówi, gdy ruszam z miejsca, by go wyminąć. Chwyta mnie za łokieć, a ja drżę, bo czuję, jak przechodzi przeze mnie w tym miejscu ogień. Głupie ramię. Powinnam je odrąbać. Dlaczego tak na niego reaguje?
– Giselle. – Patrzy na moje usta.
Sposób, w jaki wypowiada moje imię, niskim głosem, chrapliwie, sprawia, że oddech więźnie mi w gardle. Zatrzymuję się w pół kroku.
– Wiem, że jesteś kobietą… – Zachowuje się, jakby szukał odpowiednich słów, dopóki nie dostrzeże własnej dłoni na moim ramieniu. Wtedy mnie puszcza i cofa się o krok. Z piersi wydobywa mu się długi wydech. – Przepraszam.
Zachowuje się tak dziwnie. Wcześniej, podczas ślubu i wesela, a teraz to.
Nerwy mi puszczają, gdy zastanawiam się nad kolejnymi słowami.
– Kiedy Jack powiedział, że żaden z zawodników ma się ze mną nie umawiać, podał jakiś cholerny powód?
– Jack niedawno został twoim szwagrem i jest opiekuńczy. Nie ufa nam. – Devon zawiesza głos. – Nie bądź na niego zła.
– Pozwól, że sama zadecyduję. Więc nie powiedział nic więcej o mnie osobiście?
Twarz Devona się zamyka, jego ciało sztywnieje. Wsuwa ręce do kieszeni.
– Devon?
Przymyka powieki nad zielonymi tęczówkami.
– Możemy porozmawiać później? Miałem dziś ciężki dzień i muszę się zbierać.
A więc mnie odpycha.
Serce wali mi jak młot, a myśli kłębią się w głowie. Nie powinnam się wstydzić tego, że jestem dziewicą. Nie dotyczy to tylko mnie. To nie tak, że nie jestem sensualna. Potrafię napisać tak gorącą scenę między wysokim, seksownym wojownikiem z obcej planety i jego ziemską dziewczyną, że oblewa mnie szkarłat, ale nadal pozostaje myśl, że może jestem…
– Nie jestem oziębła – mruczę.
Devon zastyga. Przeczesywał sobie właśnie włosy palcami.
– Co to ma wspólnego z czymkolwiek? Nie miałem na myśli tego, co powiedziałem wcześniej. Źle to zinterpretowałaś.
– Jestem dziewicą!
Każda mijająca sekunda, kiedy nic nie mówi, tylko gapi się na mnie, jakbym uderzyła go dwururką, jest przesiąknięta napięciem.
Wypuszcza gwałtownie powietrze i przeklina. W dodatku kilka razy.
– Wy, na zewnątrz – mówi, wskazując palcem drzwi ludziom z tyłu sali.
Rzucają mu jedno spojrzenie, chwytają swoje drinki i posłusznie wychodzą.
Obserwuję to wszystko z zapartym tchem.
– Powiedział ci o tym, prawda? – szepczę.
– Giselle…
– Zadałam ci pytanie. Uprzejmość wymaga, byś mi odpowiedział.
Zaciskam dłonie, czekając, czekając…
Wyciera usta, a następnie zsuwa dłoń niżej, by potrzeć zarost na brodzie.
– Tak.
No i proszę. Cicha Giselle Riley rzuciła się na głęboką wodę.
W dziewięćdziesięciu dziewięciu przypadkach na sto ta dziewczyna jest cała poukładana i poprawna, od małego palca stopy po czubek głowy. Nic jej nie rusza. Nawet gdy ten dupek Preston ją zdradził, nie powiedziała o nim jednego złego słowa. Nigdy dotąd nie słyszałem, żeby przeklinała ani nie widziałem jej z rozpuszczonymi włosami.
A teraz? Jasnozłote pasma lśnią i spływają jej po plecach blond wodospadem, a ich koniuszki wiją się na szczupłych ramionach. To taki rodzaj włosów, jakie mężczyzna chciałby owinąć sobie wokół dłoni. Nic więc dziwnego, że nie mogę przestać się gapić. Kim, u licha, jest dziewczyna, którą teraz widzę przed sobą?
Jej policzki są zaróżowione, a srebrzystoniebieskie oczy błyszczą, gdy przemierza salę boso. Wsuwa okulary na czoło, po czym się odwraca, idzie z powrotem i zatrzymuje przede mną. Oddycha szybko, a jej wilgotna bluzka przyciąga mój wzrok. Sutki przebijają się przez koronkowy stanik, gdy jej biust faluje. Ma małe cycki, ale dla mnie wystarczająco duże, gdy tak na nie spoglądam. Na końcu języka mam sugestię, by włożyła z powrotem żakiet. W końcu mnie spoliczkuje.
Prawie mam na to ochotę. Może w końcu przestanę gapić się na nią jak jakiś idiota.
Jack się wścieknie, kiedy wyjdzie na jaw, że nie trzymałem języka za zębami, ale może się odpieprzyć. Jest w podróży poślubnej, podczas gdy ja zajmuję się jego nieco szaloną rodzinką. Nie ma co.
– Wiedziałam! – woła Giselle. – Zachowywałeś się nienaturalnie przez cały czas, a teraz uważasz, że jestem jeszcze bardziej nudna i dziwna, niż myślałeś wcześniej. Uduszę go, gdy wróci z Hawajów! – Łapie się rękoma sugestywnie za szyję. – Mam nadzieję, że rekin odgryzie mu rękę.
Chryste, co z nią?
– Nigdy nie myślałem, że jesteś dziwna! – Dlaczego teraz ja krzyczę? – No i jesteś najmniej nudną osobą, jaką znam! – dodaję.
Rzuca wzrokiem błyskawice.
– Wyobrażam to sobie teraz. Jack opowiada wam w szatni o biednej, niewinnej Giselle i o tym, jak to nikt jej jeszcze nie… – Jej pełna dolna warga drży przez pół sekundy, a potem dziewczyna się prostuje i zaciska usta. – Tak się nie robi. To prywatna sprawa.
Wyrzucam przed siebie ręce.
– Hej, tego nie zdradził wszystkim. Tę część znam tylko ja.
Zatrzymuje się w miejscu.
– Tylko ty?
Dalsza część rozdziału dostępna w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
TYTUł ORYGINAłU:
Not My Match. Game Changers #2
Redaktorka prowadząca: Ewelina Kapelewska
Wydawczyni: Joanna Pawłowska
Redakcja: Magdalena Kawka
Korekta: Anna Burger
Projekt okładki: Kamil Pruszyński
Zdjęcie na okładce: © SKIMP Art / Stock.Adobe.com
Copyright © 2021 by Ilsa Madden-Mills
All rights reserved.
Copyright © 2025 for the Polish edition by Papierowe Serca an imprint
of Wydawnictwo Kobiece Agnieszka Stankiewicz-Kierus sp.k.
Copyright © for the Polish translation by Milena Halska, 2025
Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.
Wydanie elektroniczne
Białystok 2025
ISBN 978-83-8371-853-8
Grupa Wydawnictwo Kobiece | www.WydawnictwoKobiece.pl
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Angelika Kuler-Duchnik