Nie ten czas - Kowalska-Bojar Agnieszka - ebook + książka
BESTSELLER

Nie ten czas ebook

Kowalska-Bojar Agnieszka,

4,6

Opis

Książka zawiera sceny przemocy i treści kontrowersyjne, w tym przemocy seksualnej wobec dzieci. Czytasz ją na własną odpowiedzialność. Nie jest przeznaczona dla czytelników poniżej osiemnastego roku życia.

Uwaga! To nie jest romans mafijny!

Dla Nikolaja zemsta nie okazała się drogą do wybawienia. Przeciwnie, zaprowadziła go prosto do piekła. A skoro już tam się znalazł, wstąpił na służbę mocy piekielnych. Doskonale wyszkolony, bezlitosny, okrutny. W świecie pełnym przemocy, w świecie, w którym nie ma miejsca na miłość, a jedynie na seks. W świecie, w którym króluje wyłącznie zło, bo dobro jest zaledwie głupstwem.
I właśnie w ten świat wkracza Kamila, aby odkryć, kto jest odpowiedzialny za śmierć jej siostry. Nie do końca świadoma tego, co ją może spotkać, z jakimi ludźmi będzie miała do czynienia, podejmuje się zadania, które tak naprawdę przerasta jej siły. A kiedy spotyka Nikolaja, wszystko staje się jeszcze trudniejsze.
Bo kim on tak naprawdę jest?
Diabłem w ludzkiej skórze czy poharatanym psychicznie mężczyzną? Namiętnym kochankiem czy brutalnym wariatem? Zabójcą na usługach najgroźniejszej mafii świata czy zagubionym człowiekiem?
Niełatwo będzie odpowiedzieć na to pytanie. Niełatwo oprzeć się fascynacji. A najtrudniej oprzeć pożądaniu.
Ostatni tom serii zabierze was do świata, którego nie zrozumiecie. Do wnętrza umysłu szaleńca, który skradnie wasze serca, zgubi wasze dusze.
Bo on…
Nikogo się nie boi.
Nikogo o nic nie prosi.
Nikomu nie ufa.
Nikogo nie kocha.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 397

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,6 (402 oceny)
302
57
27
11
5
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
LadyEvil92

Nie oderwiesz się od lektury

Nie mogę się pozbierać po przeczytaniu tej książki. Wywołała u mnie wiele sprzecznych emocji, aby w końcu całkowicie pochłonąć.
140
Monikalimonka

Nie oderwiesz się od lektury

Ta książka była dla mnie mrocznym pocałunkiem na pożegnanie. Rozdzierającym serce porywczym końcem tej serii. Czytałam wiele powieści ale ta bardzo długo będzie tkwić w moim umyśle , jest jak piętno bo emocjonalnie wgryzła się we mnie na zawsze. Dalej bije mi mocno serce, żal rozchodzi się po trzewiach. Pewnie będę śnić o Nikolaju i Kamili o tym co by było gdyby ich los potoczł się inaczej. Wiedziałam ,że ich historia będzie smutna. Więc przygotowałam się psychicznie  na taki ciężar emocjonalny jaki dała mi Agnieszka. Ale było warto‼‼ Książka ma niesamowicie dobrze zarysowaną fabułę, jest bardzo dobrze napisana od strony merytorycznej co daje  spójną i logiczną całość . Naprawdę czytałam ciągiem z malutkimi przerwami, wprost nie dało się oderwać. Dramatyczne sceny  są bardzo realistyczne dając szaleństwo wyobraźni. Dlatego rozumiem przekaz ,że książka nie jest dla ludzi wrażliwych i od 18 roku życia. Agnieszka spowodowała ,że moja wewnętrzna empatyczna dusza zasysała wręcz b...
110
AnikaAnika
(edytowany)

Nie oderwiesz się od lektury

To zdecydowanie must have dla czytelniczek tego gatunku ale ostrzeżenie 18+ jest tu zdecydowanie na miejscu. Świetnie napisana, z ogromnym ładunkiem emocji, wstrząsającą. O tej książce trudno będzie zapomnieć. Jestem zdecydowanie fanką pióra Agnieszki Kowalskiej Bojar, a tą pozycją utwierdziła mnie w tym przekonaniu. Gorąco polecam.
70
nikulka

Dobrze spędzony czas

Autorka w swojej powieści wręcz po mistrzowsku żongluje naszymi emocjami i uczuciami. Kolejny drań, kolejne brutalne sceny, kolejne uczucie, które nie powinno zaistnieć. Tu nic nie jest czarno-białe i nawet główny bohater przesycony złem, ucieleśnienie potwora, gwałciciel i bezwzględny morderca, trafia na kobietę, która widzi w nim zagubionego człowieka i obdarza uczuciem. Książka z pewnością nie jest dla każdego. Tu sceny miłosne przeplatają się z gwałtem i drastycznymi wspomnieniami z przeszłości. Książka tak trudna w odbiorze, że aż piękna i nie sposób się od niej oderwać.
60
Kasiatydor

Nie oderwiesz się od lektury

Jak zawsze świetna!!! Ale ten koniec😔
40

Popularność




Nie

ten

czas

SERIA SEKSOWNI DRANIE

Agnieszka Kowalska-Bojar

Nie

ten

czas

www.motylewnosie.pl

Poznań 2021

Copyright © Agnieszka Kowalska-Bojar

Wydanie I

Poznań 2021

Książka ISBN 978-83-66821-08-8

Ebook pdf ISBN 978-83-66821-09-5

Ebook epub ISBN 978-83-66821-10-1

Ebook mobi ISBN 978-83-66821-11-8

Wszelkie prawa zastrzeżone. Rozpowszechnianie i kopiowanie całości lub części publikacji w jakiejkolwiek postaci zabronione bez wcześniejszej pisemnej zgody autora oraz wydawcy. Dotyczy to także fotokopii i mikrofilmów oraz rozpowszechniania za pomocą nośników elektronicznych.

Skład i łamanie

Wielogłoska Katarzyna Mróz-Jaskuła, www.wielogloska.pl

Wydawnictwo

motyleWnosie

[email protected]

Nasze ebooki i książki kupisz na stronie

www.motylewnosie.pl

www.sklep.motylewnosie.pl

Książka zawiera sceny przemocy, w tym przemocy seksualnej wobec dzieci oraz treści kontrowersyjne.

Czytasz ją na własną odpowiedzialność.

Nie jest przeznaczona dla czytelników poniżej osiemnastego roku życia.

Autorka nie popiera zachowań propagujących przemoc,

jedynie je opisuje.

Dla Ani Ignatowskiej,

zakażdy uśmiech i to, że zawsze mogę na Ciebie liczyć!

Dla Karoliny Kujawa-Leśko,

dobrego ducha tej książki, za nieocenioną pomoc i entuzjazm!

Dla moich wszystkich Czytelniczek,

prosto zserca, słowo dziękuję!

Dałeś mi milion powodów, abym odeszła.

Daj mi chociaż jeden, abym mogła zostać...

Prolog

Padało. Cały świat przysłoniła gęsta kurtyna deszczu, zatapiając go w miarowym szumie, otulając ciszą złożoną z tysięcy kropelek.

Skulonemu w cieniu mężczyźnie ani trochę to nie przeszkadzało.

Mrok rozmyty ulewą, muśnięty aurą obojętności, był mu sprzymierzeńcem. Sojusznikiem szaleństwa w jego głowie, najlepszym pomocnikiem, jakiego mógł sobie zażyczyć.

Dawał pewność, że w taką szarugę i o tej porze, nie zjawi się żaden przypadkowy świadek.

Mężczyzna zapalił papierosa, lecz zaraz potem odrzucił go ze wstrętem.

Poprawił kaptur naciągnięty na głowę i pochylił się, sięgając po leżącą u jego stóp łopatę oraz przybrudzoną płachtę, opasaną grubym sznurem.

Spalało go nie tylko szaleństwo, ale i tęsknota. Tęsknota za kobietą, którą kochał nad życie.

Ona od samego początku była całym jego światem. Obsesją, źródłem namiętności, ukojeniem.

Zacisnął zęby z taką siłą, aż uwydatniła się linia szczęki. Był zdecydowany wydrzeć śmierci to, co jego. Za wszelką cenę, bez względu na koszty. Nie licząc się ani z boskimi, ani z ludzkimi prawami. Nie licząc się z nikim i niczym.

Pochylił się, starając upodobnić do drżącego cienia. Przemykał pomiędzy nagrobkami, zdumiewając umarłych swą bezczelnością, bo w taką noc nikt nigdy nie ośmielał się zakłócać ich spokoju. Aż dotarł do świeżej mogiły, na której niewiele było kwiatów.

Upadł na kolana, czując dławiący go płacz. Lecz trwało to zaledwie kilka sekund, bo nie miał czasu na rozczulanie się nad sobą.

Przyszedł tu w jednym celu.

Po nią.

Najpierw zapalił niewielką lampę naftową, której migotliwy płomień nie zdołał pokonać panujących ciemności, ale przynajmniej nieco rozproszył mrok. Potem pełnym wściekłości ruchem odgarnął przywiędłe już kwiaty. Zepchnął je na bok, kopniakiem odrzucił w mrok.

I wbił trzonek łopaty w rozpulchnioną ziemię.

Nie zawahał się, nie zatrzymał. Pracował jak w amoku, ogarnięty tylko jednym pragnieniem. Aż do momentu, gdy napotkał przeszkodę, uderzając o wieko trumny.

Poczuł triumf i z jeszcze większym zapałem przystąpił do kopania. Aż w końcu mógł odrzucić łopatę.

I wtedy pojawiło się przerażenie. Zaczął dygotać, cały się trząsł. Palce drgały, kurczyły się i rozkurczały, niczym kawałki papieru skręcające się w żarze ognia. Dusił się, jakby to on sam leżał w drewnianym pudle, zakopanym pod ziemią. Na czole skroplił się pot, spływając po bladej twarzy razem z padającym deszczem.

Bał się tego, co może ujrzeć.

Lecz kiedy serce przestało łomotać jak oszalałe i oddech wrócił do normy, zmobilizował się.

Teraz już nie mógł i nie chciał się wycofać. Miał pewność, że jeśli tak postąpi, będzie tego żałował do końca swojego życia.

Z przybrudzonej płachty wyplątał solidnie wyglądający łom. Z determinacją podważył wieko trumny, a później uniósł je energicznym ruchem w górę.

Najpierw uderzył w niego zapach. Specyficzny, niepowtarzalny odór śmierci. Pozbawiony dramatyzmu, bo nie było nic wzniosłego czy przerażającego w wiotkim, kobiecym ciele. Później, gdy już nos przyzwyczaił się do niecodziennego aromatu zepsucia, prym przejęły inne zmysły. Mężczyzna ukląkł i delikatnie, jakby miał do czynienia z czymś niezwykle kruchym, uniósł bezwładne ciało trupa. Patrzył na bladą, nieruchomą twarz, na jasne włosy, które teraz mrok pozbawił blasku, na wysuszone wargi koloru popiołu. Patrzył, lecz widział zupełnie coś innego.

– Słoneczko… – wymamrotał. – Zabiorę cię do domu. Nie powinnaś tu leżeć, taka samotna i zimna. Nie ty.

Drżąca dłoń dotknęła zimnego policzka. Powędrowała w dół, muskając lodowatą skórę, spoczęła na pełnych piersiach. Wtedy wstrząsnął nim dreszcz, tym razem przypominający falę rozkoszy. Serce przyspieszyło, oddech znów stał się nierówny i spazmatyczny. Lecz dziwniejsze było to, jak na ten dotyk zareagowała jego męskość. Twardniała, ocierając się o szorstki materiał bielizny, doprowadzając go do szaleństwa.

– Później – wymamrotał, ale nie potrafił oprzeć się pokusie. Tracił nad sobą kontrolę, bo tak długo nie trzymał ukochanej w ramionach. Zacisnął palce na porcelanowobiałej łydce, później zaczął wędrować w górę, wzdłuż wewnętrznej strony ud. Kobieta miała na sobie skromną, czarną sukienkę, a pod nią żadnej bielizny. Dlatego jego dłoń bez problemu dotarła do zimnego łona. Na kilka sekund się zawahała, po czym zwinny palec wślizgnął się pomiędzy wargi sromowe.

Poczuł dreszcz spływający wzdłuż kręgosłupa, podczas gdy z zaciśniętych ust wydobył się głuchy jęk.

Paradoksalnie, to dźwięk własnego głosu pozwolił mu się opanować. Szybko wycofał dłoń, po czym wstał ze stęknięciem. Wyprostował się, trzymając w ramionach ukochaną, podczas gdy wiatr uderzał w niego kolejnymi falami padającego deszczu. Był szczęśliwy, bo znów miał ją przy sobie i podniecony, bo nie potrafił okiełznać własnego pożądania.

Musiał jednak zatrzeć za sobą ślady. Zakopać grób, przywracając go do poprzedniego stanu. Aby nikt nie trafił na jego trop.

Najpierw zaniósł trupa do samochodu. Delikatnie i z uczuciem położył na tylnym siedzeniu. Pod głowę wsadził poduszkę, otulił kocem. Ucałował martwe usta. Przez kolejną godzinę doprowadzał do porządku miejsce na cmentarzu. W końcu wyprostował się, otarł wilgoć z czoła i poczuł satysfakcję.

Tak, teraz było idealnie. Po prostu perfekcyjnie.

Tylko on i tylko ona, aż po wieczność.

Dokładnie tak, jak tego pragnął.

Z ciemności, które spowiły mieszkanie, wypełzło zło. Miało twarz wytatuowanego mężczyzny, czujne, pełne buty spojrzenie wyblakłych niebieskich oczu. Rozgościło się, z sadystyczną radością czekając na spektakl dwóch aktorów. Jeden z nich właśnie wszedł do niewielkiej sypialni, drugi skulił się pod kołdrą. Wiedział, co go czeka, lecz od dawna już nie protestował. Przywyknął. Zamykał się w sobie, akceptując cierpienie, godząc się z bólem i poniżeniem.

Na początku było inaczej. Krzyczał, a wtedy silna dłoń brutalnie tłumiła ten krzyk. I karała, chociaż czy kara mogła być dotkliwsza od tego, co go spotkało? Wyrywał się, ale w walce z kimś o wiele silniejszym nie miał szans. Niejednokrotnie torsje wstrząsały drobnym ciałem chłopca, niejeden raz krwawił tak mocno, że znajdował się na granicy życia i śmierci. Lecz oprawca nie zamierzał pozwolić mu umrzeć. Wtedy czule się nim opiekował, gładził po opuchniętej od razów twarzy, szeptał przesłodzone słówka.

Jakiś czas później traktował z jeszcze większym okrucieństwem.

Aż do dnia, gdy ofiara się zbuntowała.

Tej nocy świecił księżyc. Podłoga cicho skrzypiała, gdy mężczyzna wszedł do pokoju chłopca, masując twardniejącego penisa. Pochylił się nad nim i wtedy to dostrzegł. Srebrzysty promień odbił się od gładkiej powierzchni, aby sekundę później zabarwić się purpurą. Jeden ruch, celny, perfekcyjny. Tym razem to w bursztynowych oczach ukazała się satysfakcja. Lecz to nie dobro triumfowało. Jedno zło odeszło, a narodziło się nowe, gdy chude ramię wznosiło się i opadało.

Osiemdziesiąt siedem ciosów. Tyle razy, ile razy oprawca korzystał z jego ciała.

Tylko że zemsta nie okazała się drogą do wybawienia. Wręcz przeciwnie, wiodła prosto do piekła. A stamtąd nie było już powrotu. Więc skoro musiał w nim zostać, wstąpił na dobrze opłacaną służbę.

Diabeł w ludzkiej skórze, rasowy przedstawiciel mocy piekielnych.

Nikolaj.

Obecnie

Tego dnia niebo płakało razem z nią.

Pojedyncza róża, wirując wokół własnej osi, poszybowała w dół i uderzyła o wieko białej trumny. Wokół było słychać jedynie stłumione łkanie, a po chwili miarowe przesypywanie piasku.

Patrzyła na to wszystko suchymi oczyma, bo już dawno zabrakło jej łez. Siostra, z którą dzieliła całe życie, tyle cudownych momentów, tyle marzeń. Siostra, starsza od niej o trzy minuty, podobna niczym kropla wody.

Tak niewiele po niej zostało, prócz zdjęć i wspomnień, bo po tym, jak spłonął samochód, którym jechała, nie było co wkładać do trumny. To także bolało, bo musiała pożegnać się z ulotnym cieniem we własnym umyśle. Nie mogła pogładzić jej po zimnym policzku, uścisnąć sztywnych palców dłoni, poczuć chłodu bijącego od martwego ciała. Czy to przyniosłoby ulgę? Wierzyła, że tak, ale co z tego, skoro nie miała na to szansy.

Kilka lat temu ich drogi się rozeszły. Karolina wstąpiła do policji, ona wybrała lotnictwo. Obu im było ciężko, ale odziedziczyły waleczność i upór po przodkach, którzy przez dwa stulecia walczyli o swą wolność. Może dlatego żadna z nich się nie poddała.

Dwa lata temu Karolina zniknęła. Wysłała lakoniczny list, zapewniając, że wszystko jest w porządku, a ona wyjeżdża, aby odetchnąć i zastanowić się, co dalej z jej życiem. Potem przyszło jeszcze pięć takich listów. I zapadła cisza, która nie zwiastowała niczego dobrego.

Ponoć zginęła w wypadku samochodowym. Ponoć nie znaleziono winnego. Ponoć to był jedynie nieszczęśliwy zbieg okoliczności.

Kamila w to nie wierzyła.

Samochody nie palą się ot tak sobie. Ludzie nie uciekają bez powodu.

Uniosła głowę. Była sama. Reszta żałobników zgromadziła się przy bramie cmentarza, niektórzy już odjechali. Rozejrzała się dookoła i wtedy go spostrzegła. Samotny mężczyzna w długim, ciemnym płaszczu. Stał i patrzył. Z daleka niczym się nie wyróżniał, a jednak przyciągał wzrok, wzbudził niepokój.

Może dlatego ruszyła bez wahania w jego stronę? A on nie odwrócił się, nie uciekł, tylko czekał, ze spokojem paląc papierosa.

– Nie znam pana – powiedziała zamiast powitania.

– Marek Piotrowski, znajomy pani siostry. – On również nie bawił się w uprzejmości. – Zaskakujące, jak bardzo jesteście do siebie podobne.

– Kamila, i już nie pani. Dlaczego trzymasz się na uboczu?

– Bo teoretycznie przebywam w zupełnie innym miejscu. – Zaciągnął się dymem, po czym podał jej nieco przybrudzoną wizytówkę, na odwrocie której ktoś dopisał adres i godzinę. – Jeśli ciekawi cię, co działo się przez ostatnie lata z twoją siostrą, przyjdź. Później nie będziesz miała tej możliwości.

– Przyjdę. Punktualnie. – Zmrużyła oczy, przyglądając się mu podejrzliwie, chociaż nie miała ku temu żadnego powodu. Nieznajomy był postawny, przystojny, z seksownym zarostem i modnie ostrzyżonymi włosami. Tylko oczy miał tak jasne, że przy ciemnej karnacji wyglądało to niemal przerażająco. A może nie to było powodem, lecz pewna bezwzględność spojrzenia, zbyt ostre rysy twarzy, wyraziście zarysowane kości policzkowe? Tego nie umiała powiedzieć, chociaż nagle zyskała pewność, że musiało go łączyć z Karoliną coś więcej niż relacja służbowa.

– Dobrze – skinął głową, a później odwrócił się i odszedł bez pożegnania. Kamila patrzyła w milczeniu, jak znika za bramą cmentarza i dopiero wtedy się ocknęła. Wizytówkę schowała starannie do wewnętrznej kieszeni torebki. Na razie miała na głowie stypę, potem będzie mogła się zastanowić, czy spełnić obietnicę daną nieznajomemu.

Chociaż była pewna, że pójdzie na spotkanie.

Bo miała rację, ludzie nie znikają ot tak. Samochody też nie palą się bez powodu.

Łzy pojawiły się dopiero wieczorem, gdy już siedziała w pokoju należącym kiedyś do Karoliny i patrzała na porzucone na łóżku rzeczy osobiste, które zdołano ocalić i które, o dziwo, jej zwrócono. No tak, skoro stwierdzono, że był to wypadek, to nie było powodu, aby je zatrzymać. Ocalały połowicznie, bo większość ucierpiała od pożaru. Odruchowo chwyciła telefon i zaskoczona stwierdziła, że ten działa, chociaż poziom baterii był bardzo niski, a ekran nadpęknięty. Co dziwniejsze, napisy w nim były nie po polsku, ale po rosyjsku.

– Dlaczego? – zadała sobie samej pytanie. Obie z siostrą uwielbiały babcię, która pochodziła aż z dalekiej Syberii i która nauczyła wnuczki swego ojczystego języka. Robiła to z miłością i pasją, bo tęskniła do dawnego kraju. Zarówno Karolina, jak i Kamila władały językiem rosyjskim po mistrzowsku i nikt nie domyśliłby się, że nie jest to ich ojczysta mowa. Ale to nie tłumaczyło napisów w telefonie, a przede wszystkim kontaktów w menu. Same obce imiona. Ani jednego polskiego.

– Nie rozumiem. Może to nie jej komórka? – Weszła w galerię, ale nie było tam żadnych zdjęć. Dwie wiadomości zapraszały do wzięcia udziału w loterii. Pozycji wksiążce telefonicznej naliczyła zaledwie osiemnaście. Przeglądarka nie miała zapisanej żadnej historii. Profil na fb należący do Wiery Sorokin, zawierał kilka lakonicznych informacji i zdjęcie… Karoliny!

Kamila opadła na łóżko. Umysł wciąż miała zamroczony, czuła się też wewnętrznie rozbita, obolała, bo śmierć siostry spadła na nią niczym grom z jasnego nieba. Miały tylko siebie, chociaż przez ostatnie dwa lata w zasadzie w ogóle się nie kontaktowały. Czasami czuła z tego powodu nieuzasadnioną złość, ale ta szybko mijała.

Przytuliła telefon do piersi i wtedy wydarzyło się coś dziwnego.

Ktoś zadzwonił.

Kamila zdrętwiała. Komórka wydzwaniała skoczną melodię, a ona wpatrywała się z oszołomieniem w ekranik. „Polina Gurienkowa”, wyświetlił się napis. I nagle zdeterminacją nacisnęła na zieloną słuchawkę.

– Co tak długo? – Suchy, wyprany z emocji głos.

– Musiałam wygrzebać telefon z torebki – skłamała gładko.

– Wiera, dzwonię w ważnej sprawie. Koniec twojego urlopu i nawet jeśli nie załatwiłaś wszystkich rodzinnych spraw, musisz wrócić. Mamy tu małe kłopoty personalne – dokończyła z niesmakiem. – Te dwie nowe, co zaczęły pracę razem z tobą, zupełnie się nie sprawdziły.

– Muszę? – Głos, który wydobył się z jej ściśniętego gardła, był zmieniony, zabarwiony zaskoczeniem. Kobieta zwróciła się do niej per „Wiera”, uznając, że właśnie z nią rozmawia.

Nic dziwnego, ona i Karolina miały identyczne głosy.

– Tak. Dostaniesz specjalną premię.

– Nie ma mnie kto zastąpić?

– Nie. Wiem, że wzięłaś dłuższy urlop z powodów rodzinnych, ale najpóźniej za pięć dni masz być w Petersburgu. Inaczej obie będziemy miały kłopoty, nie wiem nawet, czy ty nie większe. Znasz zasady, prawda?

– Tak, znam – odparła powoli. WPetersburgu? Tego się nie spodziewała. – Znam doskonale.

– Pan Kuzniecow nie lubi, gdy sprawy domowe się komplikują. A wierz mi, bardzo się skomplikowały. W takim razie do zobaczenia.

– Do zobaczenia – powtórzyła odruchowo, a później się zamyśliła. Nie miała pojęcia, gdzie ma jechać, kto dzwonił i w co była uwikłana jej siostra. Sięgnęła po torebkę i wyjęła schowaną uprzednio wizytówkę. Na froncie były dane firmy wulkanizacyjnej, na odwrocie adres i godzina. Sprawdziła w necie i okazało się, że nieznajomy wyznaczył spotkanie wniewielkiej kawiarence, leżącej w samym centrum miasta.

Ta Polina, która zadzwoniła, była pewna, że rozmawia z niejaką Wierą. To samo imię z fotografią Karoliny znalazła na koncie społecznościowym.

Kamila była trzeźwą realistką. Nie wierzyła w przypadki, gdyż całe życie ciężko pracowała, aby znaleźć się tam, gdzie chciała. Udało jej się, bo była jedną z niewielu kobiet pilotów, kobietą, która wrandzie podporucznika służyła w lotnictwie. Chciała zostać wojskowym pilotem izostała. A od dwóch lat nieśmiało marzyła o czymś więcej, o czymś, do czego bała się przyznać nawet sama przed sobą.

Karolina też miała swoje marzenia. Często o nich rozmawiały. Ich kontakty osłabiła dopiero śmierć matki, bo ojciec zmarł już kilka lat wcześniej. Potem siostra zniknęła i wysyłała jedynie zdawkowe wiadomości, ani razu też nie zadzwoniła.

Czy powodem było to, że stała się Wierą Sorokin?

Zbyt wiele pytań bez odpowiedzi. Zbyt wiele żalu, wyrzutów sumienia, że jednak nie porozmawiała znią szczerze.

– Zaakceptowałam ten chłód, który wkradł się między nas – wyszeptała Kamila, czując, jak łzy spływają po gorących policzkach. – Ateraz nie mam już nikogo. Nikogo.

I chyba dlatego postanowiła, że pójdzie na jutrzejsze spotkanie.

– Nie byłem pewien, czy się zjawisz. – Ruchem dłoni wskazał miejsce naprzeciwko tego, które zajmował. – A ja mam niewiele czasu. Zresztą, tak dużo znowu nie wiem. Karo dzwoniła do mnie…

– Pracowałeś z nią?

– Kiedyś tak. Byliśmy też parą.

– Wierzę. – Zastanowiła się, czy to oznaczało, że też był policjantem. – Akurat tego się spodziewałam. Lubiła ognistych brunetów.

– Wiem – uśmiechnął się, wcale niespeszony jej słowami. – Niestety, rozstaliśmy się, ja awansowałem, ona się przeniosła. Potem kontakt urwał się na prawie dwa lata. W końcu do mnie zadzwoniła.

– Powiedziała coś ważnego?

– Wtedy nie. To była jedynie przyjacielska pogawędka.

– Apóźniej?

– Skontaktowała się ze mną dwa tygodnie temu. Była przerażona, chociaż to do niej niepodobne.

– Karola była przerażona? – Kamila zaskoczona uniosła brwi. Potem szybko zamówiła kawę u kelnerki, która zjawiła się przy stoliku. – Tak, to już jest dziwne.

– Może lepiej pasowałoby słowo „zdenerwowana”.

– Co powiedziała?

– Tylko tyle, że wysłała domnie list i żebym go koniecznie odebrał.

– Odebrałeś?

– Tak. – Sięgnął do kieszeni. – Proszę, oto on. Chciała, żebym go miał, chociaż nie wiem dlaczego. Dowiedziałem się jednak czegoś o ludziach zfotografii, które też były w kopercie – dodał, wyjmując kilka zdjęć i złożoną na pół kartkę.

– Uwikłała się w coś złego, nielegalnego?

– Może. Nie wiem.

– Czyli wiesz, kto jest na zdjęciach?

– Poniekąd. Ten tutaj – Marek podał jej fotografię wysokiego, szpakowatego mężczyzny, eleganckiego i wysportowanego, chociaż wyraźnie było widać, że już nie pierwszej młodości – to Siergiej Aleksandrowicz Kuzniecow. Wybrany miesiąc temu naojca chrzestnego rosyjskiej mafii.

– Istnieje coś takiego? – Zdumiona uniosła brwi. Na razie nie zdradziła też, że zna już to nazwisko.

– Mafia?

– Nie, ojciec chrzestny w rosyjskiej mafii.

– Istnieje – poświadczył poważnym głosem. – Akurat o nim wiem całkiem sporo. W wieku dwudziestu lat trafił za kratki, biorąc na siebie winę prawdziwego zabójcy. Tamten skończyłby z wyrokiem śmierci, lecz Kuzniecow był w ocenie sądu młody i reformowalny, chociaż już i tak działał wstrukturach przestępczych. Dostał dwanaście lat, ale to w obliczu zasług, jakie sobie wypracował swym czynem, było mało ważne. Po wyjściu z pierdla stał się złodziejem w prawie, kimś, z kim należało się już liczyć.

– Gdzieś słyszałam to określenie – powiedziała zamyślona Kamila. – To taki lepszy gangster, prawda?

– Dużo lepszy. Bratwa wydzieliła mu strefę wpływów, oddając pod kontrolę całkiem spory obszar.

– Bratwa? Czyli mafia?

– Powiedzmy. – Umilkł, bo pojawiła się kelnerka z zamówieniem. – Nie będę ci tutaj streszczał całego jego życiorysu, ale powiem, że w raptem dwa lata zbudował potężną bandycką grupę, która generowała milionowe zyski. I to nie tylko takie, czerpane znielegalnych interesów. To było jak rewers i awers; w nocy liczył zyski z handlu narkotykami, żywym towarem, z haraczy iprostytucji. W dzień inwestował w banki, nieruchomości, kulturę. Otaczał się gwiazdami sportu i estrady, wspierał je finansowo. Ale nie chełpił się tym, bo mafijny kodeks wymagał od niego pozostawania wcieniu.

– Skąd Karolina mogła mieć jego zdjęcie? Czy to wiąże się z jej pracą w policji?

– Nie, sądzę, że nie. Kuzniecow dwa lata temu był aresztowany, ale wypuszczono go zewzględu na brak dowodów. A miesiąc temu zorganizowano spotkanie na szczytach mafijnej władzy. Taki zjazd przywódców rosyjskiego półświatka.

– Itak po prostu wszyscy o tym wiedzą? – spytała z niedowierzaniem. – Gangsterzy się zebrali, urządzili sobie wybory i nic?

– Słabo znasz ten kraj – uśmiechnął się Marek. – O tym to nawet gazety pisały. Kuzniecow ze względu na swą smykałkę do interesów ikryminalną przeszłość, został numerem jeden. Ktoś musi nadzorować wspólne interesy, kontrolować strefy wpływów oraz fundusz, czy temperować przesadnie ambitnych. Co prawda do tego ostatniego to on woli mieć czyste ręce, ale ma kogoś, kto znakomicie sprawdza się w tej roli. – Położył przed nią kolejną fotografię, a Kamila aż się pochyliła, tak silnie podziałała na nią widoczna na zdjęciu twarz, którą złapał obiektyw aparatu.

– To jest ten od brudnej roboty?

– Tak. Pupil Kuzniecowa, jego prawa ręka i wyjątkowa kanalia. Nikolaj Arnautow.

– Kanalia? – powtórzyła jak echo Kamila. Szkoda, że mężczyzna patrzył winną stronę, bo chciałaby dostrzec jego oczy. Miała wrażenie, żedopełniłyby całości obrazu.

– Po co mi to pokazałeś?

– Ja? To jest zawartość koperty z listem od twojej siostry.

– Co jest na kartce? – Ujęła skrawek papieru i zamyśliła się. – Adres iciąg liczb.

– Spójrz na drugą stronę.

Tylko trzy słowa: „kocham cię, siora!”.

Tak zwracała się do niej tylko Karolina. Przytulała się wtedy i całując w policzek, żartobliwie mówiła „kocham cię, siora”.

Ból wrócił. Wytoczył najcięższe działa i Kamila się rozpłakała.

– Wiem, ja czuję podobnie, chociaż mi nie wypada. – Marek wgeście pocieszenia nakrył jej dłoń. A ona zadrżała, bo poczuła nieuzasadnioną, irracjonalną niechęć do tego mężczyzny. – Niewiele znaleziono na miejscu wypadku. Ocalał telefon, bo wypadł przy zderzeniu, ale nic wnim nie było. Kilka numerów i…

– Profil na portalu społecznościowym.

– Tak. Wiera Sorokin. Fałszywa tożsamość twojej siostry. Policyjny informatyk przebadał aparat, lecz nic więcej nie znalazł. A to – wskazał nanotatkę z kartki – adres posiadłości Kuzniecowa.

– Och! – Nagle wszystko zaczęło układać się w logiczny ciąg przyczyn i skutków. – Marek, muszę ci coś wyznać. Wczoraj odebrałam telefon Karoliny. Odruchowo, bez żadnego pomysłu. Odezwała się kobieta i kazała mi natychmiast wracać zurlopu do pracy. Powiedziała, że pan Kuzniecow nie lubi komplikacji. Czyli ona pracowała w jego domu. Prawdopodobnie jako pokojówka, nie wiem, może sprzątaczka? A ty mówisz mi teraz, że tomafia. Miałam rację – wyrzuciła z siebie podekscytowana. – Za wypadkiem Karoliny musi kryć się coś więcej! Powinnam pojechać za nią i...

– Zwariowałaś? – wybuchnął. – Jeśli to prawda, ryzyko wzrasta.

– Ryzyko? Jestem pilotem myśliwca bojowego. Codziennie podejmuję ryzyko – oświadczyła krnąbrnie.

– Posłuchaj! – Wzdrygnęła się, gdy zakleszczył w mocnym uścisku jej nadgarstki. – To nie jest świat dla ciebie. Zabraniam!

– Przecież będą myśleli, że jestem Wierą Sorokin.

– Tak, i to jest niebezpieczne.

– Pojadę tam na własnych dokumentach. W razie czego będzie mi łatwiej zniknąć.

– A jeśli ktoś wie, kim była Wiera? Jeśli właśnie z tego powodu zginęła?

– Zrobię to – powtórzyła z zaciętością. – Nie pieprz mi głupot o ryzyku. Pojadę tam sprzątać, w razie czego szybko się ewakuuję, wracając do swojej tożsamości, podczas gdy oni będą szukać Wiery Sorokin albo Karoliny Kuźmińskiej.

– Kamila, to zły pomysł.

– Ten numer musi coś znaczyć! – Pokazała palcem na ciąg liczb zapisanych na kartce. – I musi to być coś ważnego, skoro moja siostra to zapisała. Wezmę dwa tygodnie urlopu, załatwię sobie ekspresową wizę i polecę tam.

– Kompletne wariactwo. Nie pozwolę! Zatrzymają cię na granicy.

– Co cię to obchodzi? – warknęła poirytowana. – To ja ryzykuję. Skoro chcę to zrobić, dlaczego mi tego zabraniasz?

Nie odpowiedział od razu, milcząc bardzo długą chwilę.

– Dom Kuzniecowa to twierdza. Podwójne ogrodzenie, ochrona, psy. Wszystko jest w nim kuloodporne, poczynając od okien. Sercem jest gabinet, do którego prowadzą drzwi, jakich nie otworzysz. Są ustawione na jego rękę. Pancerne, pięciotonowe. W bankach instalują po dwa magnesy, u niego są cztery.

– Skąd to wiesz?

– Kuzniecow wcale tego nie ukrywa. Nawet chwalił się tym publicznie. Kamilo, zdajesz sobie sprawę, żemożesz nie wrócić?

– Wrócę.

– Twoja pewność siebie graniczy z zarozumialstwem – odparł z przekąsem.

– Miałam tylko siostrę, potem jest dalsza rodzina i znajomi. Zależy mi.

– No dobrze, ale jaki to ma sens? Czego niby chcesz się dowiedzieć?

– Może czegoś, może niczego.

– Coś ci powiem i to jako policjant. Widziałem wyniki śledztwa. Nie trwało długo, bo twoja siostra zginęła w wypadku. To nie było nic więcej.

– A jeśli się mylicie?

– To tym bardziej nie powinnaś jechać.

– Marek! – Tym razem to ona patrzyła na niego skupiona, pełna determinacji. – Wersja oficjalna brzmi, że samochód uderzył w drzewo i spłonął. Oboje wiemy, że to drugie wydaje się nieprawdopodobne. Dobrze, załóżmy, że macie rację. Wypadek. Tym bardziej pojadę, bo nie będzie żadnego ryzyka.

– Tym bardziej nie masz po co jechać.

Zapadła cisza. Kamila wiedziała, że jej upór jest głupi, może nawet dziecinny, ale pomysł, który zrodził się w głowie, wciąż w niej trwał. Na dwa lata Karolina zniknęła z jej życia. Teraz miała okazję dowiedzieć się dlaczego, nawet jeśli nie miało to wszystko najmniejszego sensu.

– Mogę pomóc w załatwieniu wizy – powiedział w końcu niechętnym głosem Marek. – Mam znajomego w ambasadzie, więc zajmie to dosłownie jeden dzień.

– Dziękuję! – Rozpromieniła się. – Zabiorę kartkę, zgoda? Mówię o liście, zdjęcia nie są mi potrzebne.

– Pomogę, o ile mnie wysłuchasz.

– Mów! – Niecierpliwość podrywała ją z miejsca, ale mógł powiedzieć coś ciekawego.

– Kamilo – zaczął poważnie. – Musisz zrozumieć, do jakiego świata trafisz. Musisz wbić sobie do głowy, że ten kraj jest inny, niby podobny do naszego, ale zupełnie inny.

– Byłam już w Rosji i to niejeden raz.

– Kilka lat temu, jako turystka, aletutaj będziesz miała do czynienia z ludźmi, dla których życie nie jest nic warte. Którzy strzelają bez ostrzeżenia, torturują, gwałcą i zabijają.

– To chyba jest dla mnie jasne?

– Nie jest, bo nie zdecydowałabyś się na ten krok tak bez namysłu. Pomogę ci z wizą, dostarczę materiały na temat Kuzniecowa, takie, jakie uda mi się zdobyć. Lecz resztę będziesz musiała załatwić całkiem sama. Uważać, abyś się nie zdemaskowała, zadawać pytania iodróżniać prawdę od fałszu. O Wierze Sorokin, fałszywej tożsamości twojej siostry, nie wiemy tak naprawdę nic, kompletnie nic.

– Myślę, że przesadzasz.

– A ty podchodzisz do tego zbyt lekkomyślnie.

– Może. Czy mogę zabrać list?

– List?

– To są ostatnie słowa siostry, które do mnie skierowała.

– Weź – skinął głową. – Jeszcze jedno pytanie. Co zrobisz, jak zażądają od ciebie dokumentów Wiery Sorokin? Nie masz ich, spłonęły.

– Powiem, że zgubiłam.

Prychnął z pogardą. Lecz Kamila dostrzegła, że chociaż ją ostrzegał przed ryzykiem, wyglądał jednocześnie na zadowolonego. To wrażenie było niezwykle ulotne i pozostawiło posobie nieuchwytny cień czegoś nieprzyjemnego. Szybko się go pozbyła, poczym wyszła z lokalu. Uderzyła w nią fala gorąca, bo koniec kwietnia w tym roku należał do wyjątkowo ciepłych. Kamila uniosła głowę i na horyzoncie dostrzegła burzowe chmury. Wstrząsnął nią dziwny dreszcz nieuzasadnionego niepokoju.

Chciała tam pojechać, nawet jeśli nie miało to najmniejszego sensu. Chciała i mogła to zrobić. Może to było głupie i nielogiczne, zwłaszcza dla niej, bo przez całe życie kierowała się rozsądkiem, ale pragnęła znaleźć się w miejscu, gdzie jeszcze kilkanaście dni temu przebywała Karolina.

Pragnęła tego wręcz destrukcyjnie i nagle poczuła, że nadchodzą zmiany. Nie umiała tylko powiedzieć, co ze sobą przyniosą.

Piwnica. Małe sanktuarium, do którego czasami sprowadzał swoje ofiary, gdy chciał się zabawić. Jego prywatne królestwo.

Wszedł do środka, podwijając rękawy. Panował tutaj specyficzny odór strachu i przerażenia, bo nikt nigdy nie wiedział, czego się po nim spodziewać.

Z lubością zaciągnął się tym zapachem, przymykając oczy. Uwielbiał to, uwielbiał się tym delektować. To był również zapach władzy, którą sprawował.

– Która? – spytał cicho, rozglądając się dookoła z uwagą.

Pośrodku pokoju stała grupa ludzi. Zgromadzono cały personel, jedynie gospodyni siedziała z boku, z kamienną twarzą obserwując przedstawienie, które przypominało jej tandetny remake starego filmu. Jej mąż i syn także pracowali dla Kuzniecowa, dlatego nie brała udziału w tych „szkoleniach”, które urządzał Nikolaj. Co nie oznaczało, że je pochwalała. Jednak nie ośmieliłaby się sprzeciwić, ani słowem, ani gestem, nawet grymasem twarzy.

Przed grupę wysunęła się jedna z dziewczyn. Niska, drobna, szczupła. Wyglądała prawie jak dziecko, zresztą nie skończyła jeszcze dwudziestu lat. Była daleką krewną poprzedniej kucharki i kiedy po krótkim okresie próbnym dostała tę pracę, wydawało się jej, że złapała szczęście za nogi. I chociaż ostrzegano ją, wczorajszego dnia postąpiła niezwykle głupio. Do końca nie zdawała sobie sprawy, u jakich ludzi pracuje, a już napewno nie rozumiała, kim jest mężczyzna, który trzy dni temu wrócił do domu.

Była w piżamie, gdyż Nikolaj bez zastanowienia wyciągnął ich wszystkich z łóżek o trzeciej nad ranem. Sam był ubrany, rozbudzony i przygotowany na doskonałą zabawę.

Bo tym dla niego było zabijanie.

– Szkoda – mruknął Nikolaj, podchodząc bliżej dziewczyny. Siergiej nie lubił zbytnio, gdy zabijał kogoś z personelu. – Trudno, wina równa się kara. Gdzie jest ten kretyn, który pozwolił, aby wpuściła dziennikarkę?

Jeden z mężczyzn, wysoki, postawny, wysunął się na przód. Minę miał ponurą, bo wiedział, że to wszystko może się dla niego skończyć bardzo źle. Nikolaj bez wahania sięgnął po broń. Strzelił tylko raz, prosto w pierś przeciwnika, a przez zgromadzony dookoła tłum przeszedł jakby jęk zachwytu.

– Ktoś taki nie jest mi potrzebny – oznajmił ze spokojem, chowając pistolet i zaraz potem wyjmując z kieszeni paczkę papierosów. – Nikt, kto łamie zasady, nie jest.

Pierwsze uderzenie, które wymierzył, było zaskoczeniem. Zaatakowana dziewczyna ugięła się pod wpływem ciosu, którego się przecież nie spodziewała. Po prostu stała w tłumie innych, a ta, która naprawdę zawiniła, tuż obok.

– Zasady mogę łamać tylko ja – powiedział Nikolaj, a potem chwycił ją za włosy i silnym pchnięciem wyrzucił na środek pomieszczenia. Lecz to nie był koniec, a zaledwie początek przedstawienia. Kolejnym posunięciem był mocny kopniak. Wtedy dziewczyna krzyknęła, zginając się z bólu. Z mroku wynurzyła się bestia i to jej pięść wylądowała teraz na karku ofiary, która łkając i pojękując, upadła na zabrudzoną podłogę.

– Jak któreś z was złamie zasady – uniósł głowę, mierząc ich pełnym satysfakcji spojrzeniem – odpowie za to ktoś inny, kogo wybiorę.

Kolejne ciosy wymierzane zaciśniętą pięścią były pełne furii. Z rozcięć i ran płynęła krew, a ofiarę było jedynie stać na to, aby zwinąć się w pozycji embrionalnej, chroniąc głowę. Nikolaj w końcu wstał, ale nie przestał katować dziewczyny. Zaczął kopać leżące u jego stóp ciało. Bez odrobiny litości, ogarnięty szałem, w który wpadał, gdy coś poszło nie po jego myśli.

Chociaż…

On to po prostu uwielbiał! Upajał się okrzykami bólu, słabnącymi jękami, widokiem czerwonej posoki, bezbronności i zbrukanej niewinności.

Doprowadzało go to do stanu, który mógł porównać z orgazmem.

W końcu przyklęknął i chwycił sklejone krwią włosy. Brutalnym szarpnięciem uniósł głowę ofiary.

– Piękna – wyszeptał, czując wręcz ekstazę. – Cudowna!

Dziewczyna miała opuchnięte, porozcinane wargi, wybite zęby, a twarz tak zmasakrowaną, że niemal nie szło rozpoznać w niej ludzkiego oblicza. Nikolaj powiódł opuszkiem palca po dolnej wardze, zbierając po drodze kropelki krwi.

– Bywa – stwierdził, uśmiechając się asymetrycznie, a później przystawił jej pistolet doskroni i strzelił. Któraś z kobiet nie wytrzymała i krzyknęła, inna zemdlała. Nic dziwnego, bo widok eksplodującej ludzkiej głowy, był wyjątkowo odrażający. Resztki mózgu rozprysły się intensywną czerwienią na przybrudzonej ścianie i zadeptanej podłodze, a Nikolaj spojrzał w dół, na swoją koszulę.

– Cholera, znowu do wywalenia, a szkoda, bo dobrze się ją nosiło. Niestety, zabijanie wymaga poświęceń – powiedział kpiąco, lekko poirytowany, ale też rozbawiony. – To teraz ty! – Wstał, ocierając dłonią zakrwawioną twarz, po czym wskazał na bladą jak ściana dziewczynę, która była główną przyczyną całego zajścia. – Przywiązać, przynieść mój sprzęt, ale jeszcze nie sprzątać. Na to przyjdzie pora później.

Zapaliwszy papierosa, obserwował swoją ofiarę zmrużonymi oczyma. Przed sobą nie musiał udawać, naprawdę to kochał. Bezbronność, strach w ich powiększonych źrenicach, łzy i w końcu ten moment, gdy zaczynały rozumieć, że to koniec.

On był ich końcem.

Nieważne, gdzie miały trafić po śmierci, bo za życia czekało je jeszcze piekło. Tortury nie trwały długo, ale starał się, aby były niezwykle wyrafinowane, pomysłowe i bolesne. Kto jak nie on mógł towiedzieć najlepiej?

Dziewczyna zawisła w powietrzu. Płakała z bólu. Błagała o litość, ale jej oprawca pozostawał na to obojętny. Była zbyt niska, by móc sięgnąć stopami ziemi, a Nikolaj kazał ją powiesić w ten sposób, aby od upragnionego celu dzieliły ją zaledwie milimetry. Wokół nadgarstków umocowano metalowe obręcze, dodatkowo raniące delikatną skórę. Wisiała więc na wykręconych ramionach, a jej kat stał naprzeciwko, zastanawiając się nad wyborem kary.

– Dobra, dziś okażę litość, będzie bez gwałtu – oznajmił wspaniałomyślnie. – Oleg, podaj bat. Nie, nie ten, idioto. Podaj „kota”.

Był to rodzaj bicza z dziewięcioma rozgałęzieniami czy jak kto wolał, „ogonami”. Na końcu każdego „ogona” zamocowano metalową kulkę z kolcami, które wyrywały kawałeczki ciała, sprawiając, że rany zadawane tym narzędziem były niezwykle bolesne i głębokie.

Normalna chłosta dotyczyła raczej pleców, ale Nikolaj nie lubił się ograniczać. Wziął narzędzie z rąk podwładnego, po czym spojrzał na tłum przerażonych twarzy. Kilkoro z nich było już świadkiem podobnych wydarzeń, ale tamte nie były aż tak brutalne. I zawsze kara spadała tylko na winnych.

– Prywatność rzecz święta – oznajmił Nikolaj, zapalając papierosa. – Widzę, że po pół roku mojej nieobecności zapanował tu nieporządek. Od jutra ustalamy – wskazał batem na bladą, nieruchomą Polinę – nowe zasady. Lekcja numer jeden i dwa już za nami. Teraz będzie lekcja numer trzy. Na końcu wszystko ładnie posprzątacie, przygotujecie mi śniadanie, a potem pojadę na solidne rżnięcie. Nic tak nie zaostrza apetytu na seks, jak zabijanie – uśmiechnął się szeroko, nawet nie starając ukryć okrucieństwa. Zaciągnął się dymem i uderzył po raz pierwszy. Powietrze przeszył świst bicza, potem głośny, pełen bólu krzyk. Kolejny i kolejny, bo Nikolaj sobie nie żałował. Krążył dookoła ofiary, wymierzając ciosy od przodu i od tyłu, patrząc jak delikatna skóra barwi się szkarłatem, jak krew zaczyna skapywać na podłogę. Przez tę krew, rozlewającą się nieregularnymi plamami, jego kroki brzmiały, jakby szedł po błocie. Aż w końcu przerwał na krótko, aby zapalić kolejnego papierosa.

– Tak właśnie kończy się niesubordynacja w tym domu – oświadczył z satysfakcją. Nikt nie ośmielił się zaprotestować, przerwać mu. Nikt nie ośmielił się nawet poruszyć. W oczach stojących nieopodal ludzi, widział jedynie czysty strach oraz obrzydzenie. Czyli dokładnie to, co chciał zobaczyć. Oleg i Andriej, oswojeni z takim zachowaniem szefa, patrzyli na wszystko z obojętnością. Oni widzieli dużo gorsze rzeczy.

Dziewczyna już nie krzyczała, nie miała siły. Była półprzytomna z bólu i przerażenia. Już nie prosiła, nie miała nawet nadziei na ratunek. W zamroczonym umyśle kołatała tylko jedna myśl – za chwilę umrze.

Nikolaj z niezwykłą ostrożnością położył na brzegu stołu zapalonego papierosa. Następnie podszedł do pojękującej ofiary i brutalnie zakleszczył jej podbródek w uścisku swoich palców. Potem pochylił się i czubkiem języka przesunął po otwartej ranie, delektując się smakiem krwi. Spojrzał prosto w zasnute cierpieniem oczy i wyciągnąwszy zza paska broń, strzelił prosto w brzuch dziewczyny.

– Pozbyć się ciała, posprzątać tu i przygotować kawę – rozkazał. Znów był znudzony, obojętny. Pokryty krwią ofiar, ale zupełnie mu to nie przeszkadzało. Ujął odłożonego papierosa, zaciągnął się nim, po czym rzucił na podłogę i wyszedł.

Dobrze było wrócić do domu.

Marek dotrzymał słowa i wizę dostała w przeciągu zaledwie jednego dnia. Kupiła walizkę podobną do tej, jaką miała Karolina, mając nadzieję, że nikt nie zwróci uwagi na nieznaczne różnice. Ta oryginalna była zbyt zniszczona. Postarała się też, aby jej odzież nie różniła się zbytnio od tego, co miała w bagażu siostra.

Zdecydowała się na podróż samolotem, bo ta pociągiem zabrałaby o wiele więcej czasu. Nie chciała go marnować, nie chciała też mieć go zbyt dużo na rozmyślania. Powoli do niej docierało, jak bezsensowną decyzję podjęła, lecz wrodzony upór nie pozwolił wycofać się wpołowie drogi.

Z lotniska wzięła taksówkę. Ze swojego telefonu wykasowała wszystko, co było zbędne, zmieniła również język na rosyjski. Dokumenty ukryła, chociaż zdawała sobie sprawę, jakie byłoby to nieskuteczne wprzypadku prawdziwej kontroli. Z drugiej strony, jeśli czegoś będą szukać, to raczej broni. Taką przynajmniej miała nadzieję.

Rezydencja mieściła się na obrzeżach Petersburga. Pierwszym, co rzucało się w oczy, był wysoki płot, prawie na trzy metry i solidna brama, przy której stał niewielki budynek, pewnie dla ochrony. Wyszło z niego dwóch osiłków, a jeden z nich ostentacyjnie trzymał broń.

Dopiero teraz do niej dotarło, że przyjechała tutaj jak na wycieczkę, a może zastać coś zupełnie innego. Tyle się słyszało o mafii, chociaż ona zawsze żyła jakby z daleka od takich rzeczy. Niezbyt ją interesowały, a może po prostu wzbudzały poczucie bezsilności, bo świat wcale nie był taki cudowny, jak wtedy, gdy patrzyła na niego z góry? Postąpiła nierozsądnie, wręcz głupio i teraz miała dwa wyjścia. Albo podejdzie i przedstawi się jako Wiera, albo odwróci i ruszy w przeciwnym kierunku. Pragnęła zrobić to drugie, ale zwyciężyła chęć ryzyka. Do diabła, co mogą jej zrobić? Skoro ta Polina do niej zadzwoniła, to oznacza, że nie wiedzą o śmierci pracownicy, a skoro nie wiedzą, to nie oni ją zabili. Chyba? Wszystko było jedną wielką niewiadomą i tylko do niej należała decyzja, jaką podejmie.

Kamila po raz ostatni obejrzała się za siebie. Dostrzegła tył taksówki, która ją tu przywiozła, a później zacisnęła zęby i ruszyła do przodu, w kierunku masywnej bramy.

Nie, nie podda się teraz. Wejdzie tam, rozejrzy, potem ucieknie pod byle pretekstem, jeśli zauważy coś podejrzanego. Do cholery, to nie powinno być trudne! Nie mogła być takim tchórzem, nie mogła się wycofać, gdy zabrnęła tak daleko.

Poznali ją. Nie musiała się przedstawiać. Ochroniarz kazał pokazać zawartość torebki, lecz ostatecznie nie wzbudziła jego zainteresowania. Później przejrzano także walizkę i obszukano samą Kamilę. Co dziwne, nikt nie zapytał o dokumenty, czyli widać dobrze znali Wierę Sorokin.

Została wpuszczona do środka. Szeroka, kręta droga zawiodła ją do kolejnego muru i kolejnej bramy. Kamila już wiedziała, że nocą wypuszczano kilka psów, które biegały luzem pomiędzy pierwszym a drugim ogrodzeniem. Zresztą, ten fakt nie był tak zaskakujący, jak widok samego budynku. Potężny, formą wzorowany na dawnych pałacykach. Dookoła morze zieleni, starannie przystrzyżone trawniki, kamery i kręcąca się ochrona z bronią.

Dopiero to uświadamiało, że nie trafiła do zwykłego domu jako całkiem zwyczajna pokojówka. Niestety moment, w którym mogła się wycofać, już minął. Z pewnością wzbudziłaby niezdrowe zaciekawienie, a w konsekwencji mogła sobie tylko zaszkodzić. Musiała więc grać powierzoną sobie rolę. Jeśli uzna, że powinna się wycofać, zrobi to, lecz w mniej spektakularny sposób.

– Wierka! – Na progu powitała ją niska, szczupła brunetka o czarnych, bystrych oczach. Młoda, na pewno młodsza od Kamili. – Jak dobrze, że wróciłaś.

– Podobno ktoś zrezygnował z pracy? – Pozwoliła się uściskać, zastanawiając, jak podstępem zdobyć informacje o imionach osób, które z pewnością doskonale ją znają.

– Zrezygnował? – Dziewczyna spojrzała na nią dziwnie. Nietrudno było dostrzec nagły, pełen strachu grymas na jej twarzy. – Można tak to ująć. Potem wszystko ci opowiem, bo wiele się zmieniło. On wrócił.

– Dobrze – potaknęła, chociaż nie miała bladego pojęcia, kim jest „on”? Czyżby chodziło o Kuzniecowa? – Aż tak wiele?

– Nie pytaj – westchnęła tamta, pomagając wnieść walizkę na górę. Kamila jakby przypadkiem pozwoliła jej prowadzić, bo nie miała bladego pojęcia, którędy powinna iść. Nie rozglądała się zbytnio, ale bacznie notowała każdy szczegół wnętrza. Przeszły z holu głównego, korytarzem w prawo i weszły schodami na drugie piętro. – Chociaż ty za krótko tu pracujesz, niewiele jeszcze widziałaś. Musisz się mieć na baczności, bo bestia wróciła.

– Bestia? – Czyżby to był ten drugi, o którym wspomniał Marek, a którego fotografia tak ją zaintrygowała?

– Nikolaj. Proszę! – Kira otworzyła szeroko jedne z drzwi na samej górze, prawie na poddaszu. – Przygotowałam wszystko na twój przyjazd. Gurienkowa kazała ci przekazać, że masz trzy godziny, aby wypocząć. Potem chce z tobą porozmawiać. Nie musisz się niczego obawiać, to raczej z tego powodu, że zmieniło się kilka zasad. Przestrzeganie ich jest uciążliwe, ale jednocześnie gwarantuje bezpieczeństwo.

Kamila została sama. Pokój nie grzeszył rozmiarami, chociaż miał własną łazienkę i okno wychodzące na ogród. Łóżko, szafa, komoda, wygodny fotel i gładki, puszysty dywan. Wszystko w stanie idealnym, prawie że pachnące nowością. To była zamierzona skromność, wysublimowana, i co zdołała zauważyć Kamila, charakterystyczna dla całego domu. Świeże ręczniki, kosmetyki, prawdopodobnie należące do jej siostry. Reszta ubrań oraz cały tuzin służbowych mundurków, czarnych, skromnych sukienek z białymi kołnierzykami i fartuszkami.

Stanęła pośrodku, zamknęła oczy i kilkukrotnie odetchnęła.

– Zabawę czas zacząć – powiedziała sama do siebie. Głos tylko nieznacznie jej drżał, chociaż nadal czuła się dziwnie roztrzęsiona, nieswoja. Jak przed pierwszym skokiem ze spadochronem, jak przed pierwszym lotem. Umiała więc pokonać tę słabość.

Nie zwlekała. Wypakowała się, wzięła szybki prysznic, po czym ubrała jeden ze służbowych uniformów. Włosy spięła w ciasny węzeł, na nogi wsunęła balerinki, proste, czarne, pierwsze z identycznych dziesięciu par.

Przygładziła spódnicę, posłała blady uśmiech swemu odbiciu, po czym zeszła na dół. Wolała na razie zbyt wiele nie myśleć, nie planować. Na to przyjdzie czas później. Teraz musiała być czujna, ostrożna, aby nie popełnić żadnego błędu. I zdobyć jak najwięcej informacji, żeby jej nie zdemaskowali. Chociaż niby jak mieliby to zrobić?

Wróciła tą samą drogą, którą poprzednio prowadziła ją tamta dziewczyna. Poruszała się ostrożnie, mając świadomość, że z góry przygląda jej się czujne oko kamery. Na szczęście, gdy znalazła się na parterze, podeszła do niej wysoka, szczupła kobieta o surowej twarzy.

– Jesteś już? – Zlustrowała ją na powitanie, a Kamila ze spokojem odwzajemniła to zimne spojrzenie. – Dobrze. Chodź za mną. Mamy pół godziny.

Znalazły się w niewielkim pokoju, który, jak przypuszczała Kamila, był chyba czymś w rodzaju biura. Ta kobieta to z pewnością osoba zarządzająca całym domem, wspomniana wcześniej Polina. Nic o niej nie wiedziała, więc na wszelki wypadek wolała milczeć.

– Jest was teraz pięcioro i każdy dostanie nowy zakres obowiązków. Ty będziesz sprzątać sypialnie na pierwszym piętrze. – Jej przewodniczka usiadła przy biurku, wskazując miejsce naprzeciwko. – Proszę, śmiało.

– Dziękuję.

– Resztę urlopu wykorzystasz później. Niestety, z waszej trójki, którą zatrudniłam prawie trzy miesiące temu, zostałaś tylko ty. Dobra i dyskretna służąca jest teraz na wagę złota, aone okazały się nie być dyskretne.

– Zrezygnowały?

– Zrezygnowały?! – Polina nawet nie pobladła, a zzieleniała. – Nie bądź naiwna, Wiero. Złamały pewne zasady, które od zawsze obowiązują osoby, jakie zatrudniamy. Wiesz jakie, dokładnie czytałaś umowę. Poza tym Nikolaj wrócił. Załatwił co miał za granicą, zabawił się, wykurował rany, aż pan Kuzniecow zarządził, że ma zjawić się tutaj.

– Czyżby jego powrót zmieniał tak wiele?

– To, co o nim słyszałaś, to była brutalna prawda. Wrócił on, wrócił stary porządek, Wiero.

– Czyli?

– Zakaz wstępu do jego sypialni, nawet gdyby się tam paliło. Żadnych wycieczek po parku, samowolnego oddalania się od domu. Pracujesz, wracasz do siebie i śpisz. Za wyjątkiem tego jednego dnia, gdy masz wychodne. Jeśli… – zawahała się, co nie uszło bystremu oku Kamili. – Jeśli on nabałagani, to sprzątanie ma być szybkie i dyskretne. Mam nadzieję, że nie mdlejesz na widok krwi?

– Nie.

– To dobrze. Gdybyś jednak miała z tym kłopoty, daj znać. Pan Kuzniecow należy do wymagających, ale i pobłażliwych pracodawców. Ten szaleniec nie. Masz na niego uważać, kobieto, bo możesz źle skończyć.

– Dobrze. – Poczuła się zaintrygowana tymi słowami. Co dziwne, zaintrygowana, nie przerażona. Chociaż może powinna czuć strach?

– Proszę, to twój grafik. – Polina podała niewielką kartkę. Ani słowem nie napomknęła, że sprowadziła ją w takim pośpiechu, bo tylko ona nie była świadkiem kary wymierzonej przez Nikolaja. Przedstawienie odbiło się szerokim echem, budząc przerażenie wśród pracujących w posiadłości osób. Co prawda pan Kuzniecow nie był zadowolony z postępowania swego protegowanego, ale co mógł zrobić? Skończyło się na głośnej rozmowie w gabinecie i niechętnie złożonej obietnicy, że bez wyraźnego pozwolenia, Nikolaj nie urządzi już takiej jatki.

Pojawił się jednak pewien kłopot. O ile posiłki spożywano w jadalni, o tyle podwieczorki były zanoszone tam, gdzie akurat przebywali domownicy. Tylko że żadna z dziewczyn nie chciała tego robić, a Polina w zasadzie im się nie dziwiła. Zdegustowana, wzięła na siebie ten obowiązek i zadzwoniła po Wierę, całkiem trafnie przewidując, że ta, nieobciążona bagażem doświadczeń, zachowa odrobinę zdrowego rozsądku.

– W tym miesiącu masz wolne wszystkie poniedziałki. Kira usługuje przy śniadaniu, Galina przy obiedzie, Tamara przy kolacji, a tobie przypadł podwieczorek. Prócz pana Kuzniecowa będziesz go dostarczać jego nowej partnerce oraz Nikolajowi.

– Tak. – Wolała nie wdawać się w dyskusje. Musiała sobie to wszystko uporządkować w głowie. Pocieszające było, że znała przynajmniej trzy imiona. To już coś.

– Obiad właśnie podano. Za godzinę zaniesiesz kawę i herbatę, dziś do gabinetu. Dla czterech osób, pana Kuzniecowa i jego gości.

– Dobrze. – Kamila wstała, chowając karteczkę w kieszeni sukienki.

– Idź do kuchni, zjedz coś. I pamiętaj. Masz być dyskretna, trzymać się zasad. To wystarczy.

– Będę – obiecała. Miała pójść do kuchni, lecz kiedy wyszła na korytarz, zrozumiała, iż nie ma pojęcia, gdzie jest ta kuchnia.

– Wierka! – Ktoś objął ją ramieniem i wycisnął na policzku mokrego buziaka. Dziewczyna, a w zasadzie już kobieta, była niezwykle wysoka i bardzo szczupła. Wręcz chuda, a przylizane, zaczesane do tyłu włosy jeszcze tę chudość uwypukliły. – Kira wspominała, że już wróciłaś – powiedziała, a Kamila skrzętnie zanotowała jedno imię dopasowane do konkretnej twarzy.

– Wróciłam – uśmiechnęła się, pozwalając prowadzić. Przynajmniej nie musiała szukać kolejnego pomieszczenia na własną rękę.

Kuchnia była naprawdę ogromna. Pośrodku stał stół, przy którym siedziało pół tuzina osób, pod oknem kolejny, gdzie dostrzegła osiłków z ochrony. Milczała i jadła, nie przyłączając się do rozmowy i skrzętnie wyławiając wszystkie cenne dla niej informacje. Brunetka to oczywiście Kira. Wysoka i chuda, Galina. Małomówna i oschła, o lekko już posiwiałych włosach, toTamara. Dalej był Anton, zajmujący się ogrodem, kucharz Aljosza, jego pomocnica Anja oraz Iwan Aleksandrowicz Gołowkin, starszy mężczyzna o nobliwym wyglądzie.

Wszyscy oni doskonale się znali, a jednak rozmowa przy stole nie kleiła się, wręcz kulała. Szybko zrozumiała dlaczego. Każdy z nich od czasu do czasu zerkał w stronę, gdzie obiad jadła ochrona. Ożywili się dopiero, gdy mężczyźni skończyli iwyszli.

– Wierka, pora na ciebie. – Kira lekko ją szturchnęła, wyrywając z zadumy. – Anja przygotuje tace, a ty je rozniesiesz. Jedna na górę, do sypialni obecnej pani domu – zadrwiła. – Nie znasz, przybłąkała się pięć dni temu. Jakie te baby są naiwne. Prędzej piekło zamarznie, niż szef się z którąś z nich ożeni. Ale bywa szczodry, obsypując co lepsze biżuterią i innymi prezentami, więc w sumie się nie dziwię. Łatwy zarobek – dodała cynicznie.

– Tu ściany mają uszy – mruknęła Galina. – Lepiej nie pyskuj.

– Nie pyskuję, stwierdzam fakty. – Kamila była pewna, że polubi tę dziewczynę. Żywiołową, szczerą, bezpośrednią. – Druga do gabinetu.

– Dobrze – odparła, podnosząc się ze spokojem. Znów poczuła strach, bo nie miała bladego pojęcia, gdzie jest ten gabinet. – Sypialnia na pierwszym piętrze?

– Tak. Dostała trzecią po prawej, bo ten dupek nie znosi towarzystwa.

– Dunienkowa! – Tym razem zareagowała sama gospodyni. – Niepotrzebne nam takie przedstawienie, jak to sprzed kilku dni. Chcesz skończyć jak one?

– Nie. – Dziewczyna mocno pobladła i Kamila dostrzegła też, jak zadygotały jej dłonie. O jakim przedstawieniu one mówiły? – Nie chcę.

Dostarczenie pierwszego podwieczorku nie było problemem. Elegancka, piękna kobieta nawet nie zareagowała na jej przyjście, pochłonięta rozmową przez telefon. Kamila wycofała się i wróciwszy po drugą tacę, ruszyła korytarzem w głąb domu. Teraz miała zobaczyć, jak prezentuje się ten osławiony gabinet.

– Wierka, zaczekaj, jeszcze cukierniczka. – Zdyszana Kira pojawiła się za jej plecami. – Zapukaj głośno, żeby usłyszeli, a ja przytrzymam ci drzwi. Na więcej nie licz – dodała. Kamilę znów zastanowił wyraz jej twarzy. Skąd w niej tyle strachu?

– Niby na co?

– Na pomoc, jak tylko wejdziesz do jaskini lwa. Proszę!

Ulga, jaką poczuła Kamila, nie musząc wybierać, które drzwi prowadziły do gabinetu, dodała jej odwagi. Nie zmieniły tego nawet słowa o jaskini lwa.

Był to elegancki pokój, w pełni pasował do swej nazwy. Kilka regałów, biurko, trzy wygodne fotele przy nim, niezwykły dywan na podłodze. Opuszczono nieco rolety, więc w środku panował może nie półmrok, ale pewne zaciemnienie. Ukrywało szczegóły, wzmagając jedynie atmosferę czegoś tajemniczego, zakazanego. Przy biurku siedział elegancki mężczyzna o posiwiałych na skroniach włosach, wymuskany i zadbany, chociaż musiał mieć już skończone pięćdziesiąt lat. Ten, którego znała ze zdjęcia. Drugi fotel zajmował ktoś o wiele młodszy, o aparycji nierzucającej się woczy i okularach w ciężkich, rogowych oprawkach. Trzeci typ nie tylko nie wzbudził jej zaufania, ale i wywołał odrazę. Tłusty, nalany, o czerwonej twarzy i świszczącym oddechu. On jeden zlustrował Kamilę wzrokiem, bo reszta zachowywała się, jakby nie dostrzegała jej obecności. Rozmawiali o interesach, chociaż nie rozumiała jakich. Zresztą, akurat w tej chwili nie było to ważne. Ze spokojem postawiła wszystko na biurku, tak jak poinstruowała ją Polina. Miała zamiar zebrać jeszcze brudne naczynia, wyjść i odetchnąć. Pochyliła się lekko, odruchowo wytarła spocone dłonie o gładki materiał spódnicy. A kiedy uniosła głowę, napotkała badawcze spojrzenie złocistych oczu. I wtedy zadrżała, bo dostrzegła w nich coś więcej niż zaciekawienie.

Mężczyzna, którego wcześniej nie zauważyła, mógł mieć z trzydzieści kilka, góra czterdzieści lat. Jego również widziała już na zdjęciu, chociaż nie odzwierciedlało ono rzeczywistości. Wysoki, wąski w biodrach i szeroki w ramionach, włosy miał ciemne, zaczesane pod górę i usztywnione żelem. Twarz pociągłą, smagłą, o regularnych rysach. Usta wąskie, nos lekko zakrzywiony, elegancki, krótko przystrzyżony zarost. Ubrany był dość niedbale, w zwykłą, czarną koszulę, wytarte dżinsowe spodnie i sfatygowane adidasy. Pod tym względem nie pasował do wymuskanego towarzystwa w eleganckich garniturach. Gdyby nie oczy w kolorze złocistego bursztynu, niczym nie wyróżniałby się z tłumu. To właśnie one przykuwały uwagę. Nie ze względu na kolor, ale ze względu na to, co dawało się dostrzec w ich głębi. Patrząc w nie, miało się wrażenie, jakby patrzyło się w oczy bestii, która lada chwila rzuci się do gardła, rozrywając zębami tętnicę. Jednak ta bestia potrafiła doskonale nad sobą panować, a teraz patrzyła prosto na zmieszaną, przerażoną Kamilę, zwłaszcza, że ta nagle zdała sobie sprawę, zkim ma do czynienia.

To musiał być ten, który tak wzbudzał strach.

Tylko że ona nie czuła na razie tego strachu. Może powinna, ale nie czuła. Odważnie odwzajemniła jego spojrzenie i wtedy lekko się uśmiechnął. Asymetrycznie, unosząc prawy kącik ust.

Sięgnęła po tacę z brudnymi filiżankami, chociaż czuła, jak drżą jej dłonie. Nie powinna była teraz tego robić, bo jeden z talerzyków zsunął się w dół i uderzył o marmurową posadzkę. Rozległ się brzdęk tłuczonego szkła, przykuwając uwagę pozostałych mężczyzn.

– Prze… przepraszam! – wyjąkała czerwona z zażenowania Kamila. Pochyliła się, alewtedy z tacy zsunęło się prawie wszystko. Z przerażeniem wpatrywała się w popękane skorupy. Chcąc jak najszybciej posprzątać dowód swej kompromitacji, chwyciła zbyt ostry kawałek. Jęknęła, czując jak rozcina delikatną skórę wnętrza dłoni. Lecz zanim zdążyła zareagować, na jej nadgarstku zacisnęły się smukłe palce.

To było jak dotknięcie nagiego przewodu wysokiego napięcia. Zadrżała i unosząc głowę, zatonęła w bursztynowych tęczówkach. Czuła go tak intensywnie, tak mocno, że było to wręcz przerażające. Zwykła, ciepła, nieco szorstka dłoń i cały wachlarz emocji. Zamarła w bezruchu, lecz nie odwróciła głowy, nie oderwała wzroku. Patrzyła i patrzyła, zafascynowana, zauroczona. Co dziwniejsze, on również trwał w bezruchu, odwzajemniając jej spojrzenie. Nietrudno było dostrzec zaskoczenie, chociaż znacznie trudniej odgadnąć jego powód.

– Nikolaj! – rozległ się zniecierpliwiony głos, co sprawiło, iż oboje gwałtownie drgnęli. – Dobra, kazałem ci zachowywać się przyzwoicie i nie pastwić nad służbą, ale po chuja od razu bawisz się w sprzątaczkę? Nie popadaj w skrajności.

Nie odpowiedział, jakby to było poniżej jego godności. Powoli się podniósł, wciąż patrząc w dół, na znieruchomiałą kobietę. Nie rozumiał tego, ale nie potrafił oderwać od niej spojrzenia. Nie tylko dlatego, że była piękna. Pięknych kobiet miał na pęczki. Inie dlatego, że nie spodziewał się jej tu zobaczyć. Było w niej coś takiego, czego nigdy wcześniej nie spotkał, zczym nie miał do czynienia, a co wbiło się wjego umysł niczym pocisk z broni, którą miał zatkniętą zapasek spodni.

– Lew właśnie przyjechał, idę go przywitać. A ty posprzątaj tutaj i przygotuj jeszcze dwie herbaty! – warknął Siergiej, nie zwróciwszy uwagi na dziwne zachowanie swego towarzysza. – Nikolaj, co się, kurwa, ociągasz?

– Idę – odpowiedział, chociaż najchętniej nie ruszałby się z miejsca. Ta kobieta mocno go zaintrygowała. Z wielu różnych powodów. Jeszcze raz obejrzał się w drzwiach, a potem zniknął i Kamila została z jednym z ochroniarzy. Wciąż klęczała nadywanie. Czuła niezwykły żar, który oblał jej ciało.

Nic ztego nie rozumiała. Wcześniej nie zdarzyło się, aby tak emocjonalnie reagowała na jakiegokolwiek człowieka.

– Co to było? – wyszeptała w osłupieniu, lecz zaraz potem się zreflektowała. Cała ta sytuacja była tak dziwna, tak nietypowa, że i ona mogła różnie reagować. Powinna wziąć się w garść, bo jeśli to był mężczyzna, którego tak wszyscy się bali, to i ona powinna. Tylko jak zmusić się do strachu, gdy czuła coś zupełnie przeciwnego?

– Głupia – mruknęła pod nosem, po czym szybko posprzątała i wróciła do kuchni.

– Wierka! – Przerażona Kira od razu sięgnęła po apteczkę. – Co się stało?

– Naczynia ześlizgnęły się z tacy – odparła, siląc się na spokój. – Pan Kuzniecow prosi o jeszcze dwie herbaty.

– Tak, wiemy, ma gościa.

– To cenna porcelana? – Wskazała na skorupy.

– Cenna, ale teraz tym się nie przejmuj. Daj, jeszcze zdezynfekuję. O, Anja! Przygotujesz herbatę?

– Co się stało? Zrobił jej krzywdę? – Druga z dziewczyn też była przerażona.

– Zrobił? – Teraz obie wpatrywały się w zaskoczoną Kamilę.

– Krzywdę? Nie, tylko dziwnie na mnie wszyscy spojrzeli, jak naczynia zjechały z tacy. Czy ten Nikolaj, przed którym tak mnie ostrzegacie, to wysoki brunet o bursztynowych oczach?

– Okropny, prawda?

– Okropny? – Kamila patrzyła na nie zaskoczona. – Nie, chyba tak bym go nie określiła. Raczej fascynu… Auć!

– Jaki fascynujący, oszalałaś? – Kira aż się zachłysnęła. – Wieczorem porozmawiamy, to wybiję ci z głowy tę fascynację. Cud, że cię nie zabił za kilka głupich filiżanek!

– Zabił? Raczej odniosłam wrażenie, żechciał pomóc.

Zawsze myślała, że określenie „zastygnąć jak słup soli” jest metaforą. Aż do dziś, bo obie dziewczyny właśnie tak wyglądały. Jak dwa żywe znaki zapytania, pulsujące niezdrową ciekawością.

– On… chciał… ci… pomóc? – wykrztusiła w końcu Kira.

– Tak jakby. – Zmieszała się, przypominając uczucia, których doświadczyła.

– To jakaś popieprzona, alternatywna rzeczywistość! – warknęła Kira. – Wierka, przepraszam że to powiem, ładna jesteś, alenie licz na cokolwiek. Miewał o wiele lepsze. Aktorki, celebrytki, córki miliarderów, polityków, co akurat wpadło mu w oko. Pracuję tu trzy lata, trochę się napatrzyłam. No i pamiętaj opunkcie piątym umowy. Żadnych kontaktów osobistych czy spoufalania się zdomownikami czy gośćmi. Poza tym to