14,99 zł
Maddy i Jack musieli użyć podstępu, żeby dostać się na karaibską wyspę, należącą do obsesyjnie podejrzliwego potentata Reynarda. Nikt nie mógł się dowiedzieć, że szukają uprowadzonej córki właściciela znanego koncernu. Wiedzą, że młoda dziewczyna jest przetrzymywana właśnie tam. Wcielają się w rolę kochanków z zapamiętaniem i namiętnością, i prawie zapominają o misji, prowadząc niebezpieczną grę ze sobą i z gangsterami.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 281
Tłumaczenie:
Wysoki, ciemnowłosy i wspaniale zbudowany Jack był niebezpiecznym mężczyzną. Maddy Guthrie zawsze podziwiała jego inteligencję, niesamowity refleks i umiejętność szybkiego podejmowania decyzji. Współpracowała z nim już wcześniej przy okazji nietypowych spraw, bo jako były agent CIA miał duże doświadczenie w pracy wywiadowczej. Teraz też rozpaczliwie potrzebowała pomocy, a Jack był jej jedyną nadzieją.
Zwilżyła językiem wyschnięte wargi.
– Nie znam cię na tyle, żeby się z tobą kochać – powiedziała.
– Przykro mi, ale od tej pory będzie to częścią twojej pracy – odpowiedział Jack spokojnym, pozbawionym emocji głosem.
Maddy poczuła dreszcz. Prawdę mówiąc, bała się, a jednocześnie pragnęła tego, co miało nastąpić.
Maddy i Jack współpracowali od czasu do czasu, ale jak dotąd ich znajomość była czysto służbowa. Nie powstrzymywało to jednak Maddy od snucia dzikich erotycznych fantazji z Jackiem w roli głównej. Nigdy nikomu o tym nie opowiadała, a Jack był ostatnią osobą, z którą chciałaby na ten temat rozmawiać.
Wyprostowała się.
– Chwileczkę. Przecież to ja jestem szefem ochrony Winstona i to ja proszę cię o współpracę w tej sprawie. A to chyba oznacza, że tutaj ja wydaję rozkazy – powiedziała.
– Jeżeli chcesz, żebym razem z tobą wziął udział w tej akcji, najpierw musisz iść ze mną do łóżka – odparł, lekko wzruszając ramionami.
Stał przed nią spokojny, swobodny, z opuszczonymi luźno rękami, a z wyrazu jego twarzy nie można było nic wyczytać. Dobrze znała tę pozę. Jack przybierał ją wtedy, kiedy maksymalnie skupiony czekał na ruch przeciwnika. Do tej pory zawsze stała u jego boku, a w tej chwili, po raz pierwszy w życiu, byli przeciwnikami.
Maddy poprawiła się w myślach. To nie tak. Nie byli przeciwnikami. Stali ciągle po tej samej stronie. Zmienił się tylko, i to szokująco, stopień jej osobistego zaangażowania.
Popatrzyła na niego, próbując przeniknąć maskę obojętności, którą przybrał od początku tej rozmowy. Czy zauważy choć cień skrywanych emocji? Coś, co zamierza przed nią ukryć? Chciała, żeby w tej sytuacji Jack też coś czuł, żeby był tak samo zakłopotany i onieśmielony jak ona.
Nagle uświadomiła sobie, że koncentruje się na fantazjach, zapominając, dlaczego znalazła się razem z Jackiem w tym luksusowym apartamencie: siedemnastoletnia dziewczyna miała bardzo poważne kłopoty i to ona, Maddy Guthrie, była za to odpowiedzialna.
– Mówiłem ci, żebyś przestała się obwiniać – odezwał się Jack, jakby czytał w jej myślach. – Córka Winstona dokładnie zaplanowała swoją ucieczkę. Dosypała ci do napoju silnego środka nasennego. W garażu czekała już spakowana walizka i kupiony wcześniej bilet na autobus do Nowego Jorku. Według mnie ktoś musiał jej pomóc. Ktoś z personelu Winstona.
– To niemożliwe – zaprzeczyła Maddy.
– Wydaje mi się, że nie masz racji – Jack wzruszył ramionami.
Maddy wzięła głęboki oddech. Jeżeli faktycznie ktoś pomógł dziewczynie w ucieczce, musi się dowiedzieć, kto to był. Ale tym zajmie się później. Teraz najważniejsze było odnalezienie i sprowadzenie Dawn z powrotem do domu.
– Stan Winston zaufał mi i powierzył ochronę swojej córki. A ona uciekła z domu wtedy, kiedy ja powinnam jej pilnować – mruknęła.
Pracuję w tym fachu od siedmiu lat i pierwszy raz nawaliłam, dodała w duchu.
Maddy była jeszcze studentką, gdy w czasie wakacji pomogła ojcu złapać jednego z dyrektorów przedsiębiorstwa, który wykradał tajemnice służbowe. Przyłapała go na fotografowaniu tajnych dokumentów i trzymając na muszce pistoletu, przyprowadziła do gabinetu ojca.
To wydarzenie było dla niej punktem zwrotnym i zdecydowało o wyborze przyszłego zawodu. Podjęła pracę w ochronie Fabryk Winstona, zapisała się na wykłady z kryminalistyki i metod dochodzeniowych oraz poszła na kurs samoobrony. Szybko awansowała, wspinając się po szczeblach kariery ochroniarskiej, a jej obecna ranga upoważniała ją do samodzielnego prowadzenia akcji. Tym razem jednak potrzebowała pomocy Jacka Connorsa.
Już do tej pory Jack zrobił więcej niż ona. Dopisało mu szczęście i dzięki swoim płatnym informatorom oraz przysługom, których różni ludzie nie mogli mu odmówić, dowiedział się, że dziewczyna była więziona przez Olivera Reynarda na Wyspie Orchidei na Karaibach. Reynard nienawidził Winstona od wielu lat, kiedy więc Dawn pojawiła się na Manhattanie, jego ludzie porwali ją i przewieźli do fortecy na Karaibach.
Trzymał ją tam już od pięciu dni, w ciągu których wszystko mogło się wydarzyć. Na samą myśl o tym ciałem Maddy wstrząsnął mimowolny dreszcz. Jack dostrzegł drżenie jej ramion i wyraz jego twarzy zmienił się.
Zauważyła to, wyprostowała się i spojrzała mu w oczy. Kiedy Jack zdobył wiadomość o miejscu pobytu córki Winstona, powiedział jej od razu, że operacja odbicia dziewczyny jest zbyt trudna, by sama dała radę ją przeprowadzić. Jednak Maddy upierała się przy swoim, czując, że jej obowiązkiem jest ratowanie Dawn.
– Wiem, że wyprawa na Wyspę Orchidei jest niebezpieczna i że będąc tam, musimy odgrywać dokładnie przemyślane role. Nie rozumiem jednak, dlaczego już teraz musimy posunąć się do tego? – zapytała, przezwyciężając ogarniające ją uczucie paniki. Musiało to zabrzmieć nieporadnie jak obrona nastolatki usiłującej ostudzić zapędy swojego chłopaka. – Chodzi mi o to, że przecież na wyspie nikt nie będzie wiedział, co robimy za zamkniętymi drzwiami naszej sypialni.
Pełne wargi Jacka wygięły się w szyderczym uśmiechu.
– Obawiam się, że nie możesz na to liczyć. Reynard ma obsesję na punkcie bezpieczeństwa. Kamery i podsłuchy umieszczono najprawdopodobniej nie tylko w apartamentach gościnnych, ale wszędzie, na całej wyspie – powiedział Jack.
– Filmowanie gości w zaciszu ich prywatnych pokoi jest... nielegalne... i niemoralne – wykrztusiła Maddy.
– Masz całkowitą rację. Te dwa słowa doskonale charakteryzują to, co się dzieje na Wyspie Orchidei. Jeżeli dodasz jeszcze zdradę, podstęp, ryzyko i zagrożenia, to masz już pełen obraz. Jadąc tam, wyrzekasz się nie tylko prywatności, ale też bezpieczeństwa.
Po odejściu z CIA Jack otworzył własną agencję ochrony. Miał dostęp do wszystkich tajnych informacji dotyczących wyspy, na której Reynard sprawował rządy absolutne jak okrutny, średniowieczny władca. Maddy mogła mieć tylko nadzieję, że wiedza Jacka wystarczy, by uwolnić córkę Winstona.
Jack znowu się odezwał. W jego głosie dźwięczała stal.
– Mężczyźni, którzy przybywają na Wyspę Orchidei, robią to z dwóch powodów. Albo chcą zrobić z Reynardem interes, albo zrelaksować się w otoczeniu, w którym nie obowiązują absolutnie żadne ograniczenia i zakazy. Czasami przyjeżdżają w towarzystwie swoich laleczek, chcąc się nimi pochwalić. Wieczorami obwieszają je biżuterią i stroją w seksowne kiecki, a w ciągu dnia ubierają w szorty i koszulki z najdroższych domów mody. Ci mężczyźni traktują kobiety jak drogocenne zdobycze i z dumą prezentują je pozostałym gościom. Jadąc tam, musimy się dostosować do oczekiwań gospodarza i zachowywać się tak jak reszta zaproszonych osób. Jeżeli Reynard zorientuje się, że naszym celem jest uwolnienie Dawn, zabije nas bez mrugnięcia okiem.
Maddy poczuła, że robi się jej zimno. Oczywiście zdawała sobie sprawę z niebezpieczeństw, jakie niosła ze sobą ta akcja. Jednak dopiero ostatnie słowa Jacka sprawiły, że dotarło do niej, jak daleko gotów jest się posunąć w tej grze.
– Prosiłaś mnie, bym pomógł ci dostać się na wyspę, i mogę to zrobić. Ale od chwili, kiedy się tam znajdziemy, musisz robić dokładnie to, co ci każę. Bez żadnych pytań. Od tego będzie zależało twoje życie. Nie masz innego wyjścia niż udowodnić mi, że nawet w najtrudniejszej sytuacji, jaką możesz sobie wyobrazić, potrafisz się tak właśnie zachować. Jeżeli mnie nie przekonasz, znajdę inną partnerkę, która będzie umiała to zrobić.
Robić dokładnie to, co jej każe. W najtrudniejszej sytuacji, jaką może sobie wyobrazić.
Czy to znaczyło, że Jack naprawdę chce, by poszła z nim do łóżka? Czy wyłącznie pod tym warunkiem mogła się dostać na wyspę Reynarda? A może on tylko sprawdzał, jak daleko jest skłonna się posunąć? Tak, na pewno chodzi o coś takiego. Będzie ją naciskał, a w ostatniej chwili wycofa się i przyzna, że tylko poddał ją próbie. Nie mógł przecież tak po prostu, na zimno i bez żadnych emocji, zaplanować że pójdzie z nią do łóżka, jakby seks stanowił jedynie element czekającego ich zadania.
W porządku. Była gotowa przyjąć to wyzwanie.
– Co mam robić? – zapytała, myśląc, że wciąż jeszcze może się wycofać.
– Chcę żebyś przyszła do sypialni – powiedział.
Odwrócił się i ruszył w stronę drzwi. Wydawał się całkowicie pewny, że ona pójdzie za nim. Poczuła, że uginają się pod nią kolana, ale wykonała polecenie. Sypialnia wyglądała jakby przeniesiono ją z jakiegoś luksusowego hotelu. Maddy widywała takie wnętrza przy okazji wizyt Winstona i jego rodziny w Nowym Jorku. Tym razem nie był to jednak hotel, tylko apartament gościnny na Manhattanie mieszczący się na najwyższym piętrze biurowca należącego do Fabryk Winstona. Bywała w nim już wcześniej przy okazji rutynowych kontroli systemów bezpieczeństwa, ale nigdy nie przypuszczała, że będzie z niego korzystała, i to w takich celach.
Pokój umeblowano stylowymi komodami i fotelami, a podłogę zaścielały orientalne dywany. Wzrok Maddy przyciągnęło ogromne łóżko z czterema kolumnami. Usłyszała, że Jack zamyka drzwi na klucz i zatrzymała się.
Przeszedł przez sypialnię i oparł się o duży wiktoriański kominek. Maddy opanowała potrzebę nerwowego paplania i zdusiła potok pytań cisnących się jej na usta. To było wszystko, na co mogła się zdobyć. Chciała go zapytać, czy zastanawiał się, kto mógł pomóc Dawn w ucieczce, i jak się wydostaną z Wyspy Orchidei, kiedy już uwolnią dziewczynę, ale nie odezwała się ani słowem. Obawiała się, że zachrypnięty i drżący głos zdradzi stan jej ducha. Liczne szkolenia i własna duma kazały jej ukryć przed Jackiem targające nią emocje. Milczała więc, stojąc z lekko rozchylonymi ustami i rękami opuszczonymi swobodnie wzdłuż ciała.
Kazał jej długo czekać, zanim się w końcu odezwał.
– Myślę, że zaczniemy od striptizu. Zdejmij spódnicę, bluzkę i rajstopy. Rozbieraj się tak, jakbyś miała zamiar mnie uwodzić. Ciuchy złóż starannie i połóż je tam – powiedział Jack, wskazując krzesło.
Maddy pracowała z Jackiem. Znała go i nieraz razem żartowali. Czuła głęboką więź, jaka ich łączyła, ale była granica, której żadne z nich nigdy nie przekroczyło. Oboje przestrzegali zasad, a zasada numer jeden mówiła, że nie umawia się na randki z osobą, z którą się pracuje. Osobiste zaangażowanie mogło utrudnić obiektywny osąd i chłodne, bezstronne rozumowanie. Mogło sprawić, że podejmie się zbyt duże ryzyko i przypłaci to własnym życiem.
Teraz Jack chciał złamać tę żelazną zasadę i ona też miała na to ochotę. Czuła, że będąc tu razem z nim, postępuje nie tylko wbrew wszystkim zasadom moralnym, ale także niezgodnie z instynktem samozachowawczym.
Kiedy marzyła o Jacku, w jej wyobraźni wszystko zaczynało się od romantycznej kolacji przy świecach, u niego albo u niej. Po kolacji kieliszek brandy, nastrojowa muzyka. Tańczą przytuleni. W końcu on zaczyna ją całować. Nie spodziewała się po nim delikatności. Oczekiwała raczej namiętności. Wyobrażała go sobie jako sprawnego i odważnego kochanka, takiego, który potrafi i brać, i dawać rozkosz.
Chciała, żeby ją pocałował, poczułaby się pewniej. Tak naprawdę, potrzebny był jej cały tradycyjnego wstęp, który tak wiele razy sobie wyobrażała.
– Chcesz się wycofać? – zapytał, a w jego głosie zabrzmiała szydercza nuta.
To wystarczyło, by Maddy zacisnęła zęby i podjęła decyzję. Jeżeli myśli, że ona nie zdobędzie się na takie przedstawienie, to bardzo się myli.
– Nie – rzuciła krótko i wbiła wzrok w obraz Renoira wiszący nad kominkiem.
Pomyślała, że musi to być oryginał, bo Stan Winston kochał rzeczy doskonałe, jedyne w swoim rodzaju, i absolutnie nie tolerował podróbek.
Powiedziała sobie, że ona też jest wyjątkowa, i sięgnęła do zapięcia bluzki. W końcu była wyszkolonym agentem ochrony i znała wszystkie niuanse swojego zawodu. Już wcześniej udawała kogoś innego i zdarzało się, że bywała w kłopotliwych sytuacjach, ale do tej pory zawsze wychodziła z nich zwycięsko.
Mimo to, kiedy zaczęła rozpinać guziki, miała wrażenie, że jej palce są z waty. Przez głowę przemknęła jej myśl, że bielizna w kolorze brzoskwini, którą włożyła tego dnia, doskonale podkreśla ciepłą barwę jej skóry i pasuje do blond włosów.
Wydawało się jej, że zanim zdjęła bluzkę, minęły całe wieki. Chcąc zająć czymś ręce, zacisnęła je na delikatnej tkaninie, po czym odwróciła się i ruszyła przez pokój w kierunku krzesła.
– Powiedziałem ci, żebyś starannie złożyła ciuchy – rzucił ostrym, nieznoszącym sprzeciwu głosem.
Maddy zamrugała i spojrzała na ściskaną w dłoniach bluzkę. Zgodnie z poleceniem czubkami palców starannie wygładziła miękki jedwab. Kątem oka spoglądała na Jacka, wiedząc, że dokładnie obserwuje każdy jej ruch.
Pomyślała, że ze spódnicą pójdzie o wiele łatwiej. Miała tylko jeden guzik i suwak. Sięgnęła rękami do zapięcia, ale znieruchomiała, słysząc kolejną rzuconą ostro komendę.
– Stań twarzą do mnie. Nie chcę oglądać twojej pupy, chociaż jest całkiem niezła. Kiedy sięgniesz do suwaka, chcę widzieć, jak twoje piersi wysuwają się przy tym ruchu w moim kierunku.
Taki obrazowy opis sprawił, że kiedy odwróciła się do niego, paliła ją twarz. Jack miał rację, rozpinając spódnicę, wysunie ku niemu piersi, jakby prosiła, by ją dotknął.
Starając się o niczym nie myśleć, szczególnie o tym, jak w tej chwili wygląda, ułożyła spódnicę na bluzce. Zsunęła z nóg pantofle i pochyliła się, by zdjąć rajstopy. Wciąż nie podnosząc wzroku, starannie umieściła je na złożonym ubraniu.
Uprzedzając kolejne polecenie, odwróciła się w jego stronę, ale nie mogła się zmusić, by spojrzeć mu w twarz. Miała na sobie tylko koronkową bieliznę i czuła się obnażona. Nie chciała widzieć jego oczu, dokładnie oceniających każdy szczegół jej ciała. Wystarczało, że czuła na sobie ich palące spojrzenie. Stwardniałe wypukłe sutki wprowadzały ją w nie mniejsze zakłopotanie niż to, że była prawie naga, podczas gdy on wciąż był całkowicie ubrany. Miał na sobie elegancką koszulę i krawat, świetnie uszyte szare spodnie i nieskazitelnie wyczyszczone czarne buty. Tylko granatowy blezer, który nosił wcześniej, gdzieś zniknął.
– Podejdź tu – polecił.
Dzieląca ich odległość kilku metrów dawała jej poczucie bezpieczeństwa, mimo to miała ochotę ją zmniejszyć. Postawiła niepewnie pierwszy krok i szła, nie odrywając wzroku od jego szerokich barów. Kiedy była już tylko o krok od niego, zatrzymała się.
Do tej pory udawało się jej zachować milczenie, ale w tej chwili słowa sprzeciwu same wyrwały się z ust.
– To nie w porządku. Nie powinniśmy tego robić. Wcale nie musimy posuwać się aż tak daleko – powiedziała.
– W normalnych warunkach miałabyś rację – przyznał Jack.
– Przecież wcale się nie znamy – broniła się Maddy.
– Od dwóch lat współpracujemy przy różnych okazjach.
– Ale jest tyle rzeczy, których o tobie nie wiem... – wciąż nie dawała za wygraną.
– Wieczorem możesz sobie przejrzeć moją teczkę. Jest tam między innymi życiorys.
– Nie chcę przeglądać dokumentów. Chcę, żebyśmy porozmawiali, żeby było normalnie – powiedziała, zdradzając przed nim swoją niepewność i strach.
– Nie zabiorę cię ze sobą na Wyspę Orchidei, jeżeli wcześniej nie pójdziesz ze mną do łóżka, więc przestań odwlekać to, co i tak musi się stać.
– Dlaczego musimy to zrobić? – zapytała cicho.
– Nasze życie będzie zależało od tego, czy potrafimy zachowywać się przekonująco. Nie możemy sprawiać wrażenia, że dopiero się poznajemy. Użyłem wszystkich swoich wpływów i wydałem mnóstwo pieniędzy Winstona, żeby zdobyć zaproszenie na przyjęcie, które Reynard wydaje u siebie za dwa dni. Jadę na wyspę, żeby złożyć Reynardowi propozycję, której nie zdoła się oprzeć. Będzie nas bacznie obserwował, by się upewnić, czy jestem tym, za kogo się podaję: obrzydliwie bogatym handlarzem narkotyków, który przywiózł ze sobą swoją ukochaną. Reynard i jego ochrona muszą być absolutnie przekonani, że od miesięcy jesteśmy kochankami.
– Ale przecież mogliśmy dopiero niedawno... zbliżyć się do siebie. Dlaczego musimy się zachowywać, jakbyśmy byli razem od jakiegoś czasu?
– Wszyscy muszą widzieć, że jesteśmy ze sobą silnie związani. Duchem i ciałem. Musi być widoczne, że mi na tobie zależy. Z tego, co słyszałem, Reynard lubi się zabawić z kobietami swoich gości, a w sypialni podobno zachowuje się brutalnie.
– Umiem sobie radzić z takimi facetami – zapewniła Maddy.
– Tylko że wtedy wypadniesz z roli mojego słodkiego cukiereczka, a to oznacza śmierć dla nas obojga. Maddy, ja naprawdę nie żartuję. Jeżeli cokolwiek pójdzie nie tak, on nas zabije.
Maddy oddychała z trudem.
Jack obrzucił ją taksującym spojrzeniem.
– Jeżeli po tym, co usłyszałaś, akcja wydaje ci się zbyt ryzykowna, możesz się wycofać. Znajdę inną agentkę. Taką, której doświadczenia seksualne pozwolą wykonać to zadanie.
– Nie musisz nikogo szukać. Mogę to zrobić – powiedziała odruchowo.
– W takim razie kontynuujmy. Rozbierz mnie – polecił Jack.
Maddy zacisnęła powieki. Przez krótką chwilę czuła przemożną chęć, żeby się wycofać. Przypomniała sobie jednak, że to ona pozwoliła wyślizgnąć się córce Winstona i była osobiście odpowiedzialna za kłopoty, w których dziewczyna się znalazła. Jeżeli w tej całej historii był jakiś decydujący czynnik, to właśnie ten.
– Otwórz oczy – zażądał. – Nie zachowuj się jak średniowieczna dziewica, czekająca aż mąż pozbawi ją cnoty. Patrz na mnie, jakbyś chciała sprawić mi przyjemność, jakby cię to podniecało.
Otworzyła oczy i skupiła wzrok na jego białej koszuli i pionowej linii krawata. Sięgnęła do węzła, starając się, by nie drżały jej ręce, ale kiedy zaczęła go poluzowywać, śliski materiał wymykał się jej z palców.
Kiedy uporała się z krawatem, zaczęła rozpinać guziki koszuli. Robiła to tak samo niezdarnie, jak zdejmowała swoją bluzkę. Przez cienki materiał czuła ciepło jego ciała. Rozsuwając koszulę, musnęła dłonią jego pierś pokrytą gęstymi czarnymi włosami. Nie poruszył się, ale usłyszała, że gwałtownie wciągnął powietrze. Po raz pierwszy błysnęła jej nadzieja, że nie było to wyłącznie zimne i wyrachowane przedstawienie.
Maddy nabrała trochę odwagi. Wyczuwała szybkie bicie jego serca. Szybkie i mocne. Mimo jego wydawanych ostrym głosem poleceń i strachu, który budziło w niej to, co miało nadejść, zrozumiała, że nie jest mu obojętna. W którymś momencie odgrywanej wspólnie sceny Jack się zaangażował.
Odnalazła jego małe sutki i zaczęła je pieścić palcami. Jęk, który wydobył się z jego gardła, sprawił, że poczuła się odważniejsza. Kiedy rozpinała mankiety i zdejmowała z niego koszulę, walczyła ze sobą, żeby się nie uśmiechnąć.
– Czy chcesz, żebym ją złożyła i położyła obok moich ciuchów? – zapytała słodkim głosikiem.
– Przejdźmy do meritum – rzucił ostro. – Rozbierz mnie do końca, żebym mógł czuć twoje nagie ciało, kiedy się do mnie przytulisz.
Było już za późno, żeby się wycofać. Posłusznie zaczęła wykonywać polecenie. Rozpięła pasek, ale zanim sięgnęła do suwaka, przesunęła dłonią po wypukłości jego spodni. Był podniecony. Jej dotyk sprawił mu taką przyjemność, że nie zdołał powstrzymać jęku rozkoszy.
Chciała wyszeptać jego imię, powiedzieć, że to co robią, wykracza poza minimum, którego od niej wymagał, ale nie odezwała się ani słowem. Nie umiała się przyznać do tego, o czym marzyła. Przyciskając dłoń do jego twardego członka, była coraz bardziej podniecona.
Cofnęła rękę i Jack jęknął na znak protestu. Zdawało się, że zapomniał o wydawaniu poleceń. Kiedy rozpięła mu spodnie, a potem zsunęła je razem z majtkami, nie odezwał się ani słowem.
W kilka sekund stał przed nią nagi. Miał piękne, wspaniale zbudowane ciało, a jego duży i twardy członek sterczał wyprężony w jej kierunku.
Chwycił Maddy w objęcia i mocno przyciągnął do siebie. Pochylił się, by dosięgnąć ust dziewczyny. Zaczął ją całować, a ona oddała głęboki pocałunek. Podczas gdy ich wargi i języki toczyły namiętną walkę, Jack rozpiął i zerwał z niej stanik. Zamknął dłonie na jej piersiach i zaczął je głaskać, nie przerywając pocałunku. Pieścił stwardniałe sutki, aż Maddy poczuła dreszcz rozkoszy.
Marząc o Jacku, Maddy wiele razy wyobrażała sobie tę chwilę. Była oszołomiona, bo rzeczywistość okazała się jeszcze bardziej ekscytująca niż jej fantazje.
Zdjął jej majteczki, a ona odrzuciła je kopnięciem. Stała teraz całkiem naga, a on wędrował wzrokiem od wyprężonych sutków po trójkąt jasnych włosów u zbiegu jej ud. Pogratulowała sobie długich godzin spędzanych na siłowni, dzięki którym była nie tylko u szczytu formy, ale miała też doskonale ukształtowane, silne i szczupłe ciało.
– Jesteś wspaniała – prawie jęknął Jack. – Wiedziałem, że tak właśnie będziesz wyglądała. Kobiece krągłości, a pod spodem stalowe mięśnie. Zawsze byłem ciekaw, czy jesteś naturalną blondynką – mruknął niewyraźnie gardłowym głosem.
– Wyobrażałeś sobie nas razem w łóżku?
– Mężczyźni zawsze myślą o tych rzeczach – Jack uciął dalszą dyskusję. – To całkiem naturalne.
Chciała usłyszeć, że o niej marzył, że pragnął jej i kochał się z nią w swoich fantazjach. Jednak on specjalnie dał jej do zrozumienia, iż jego słowom nie należy przypisywać żadnego ukrytego znaczenia, i nie dopuścił, by miała szansę jeszcze się odezwać. Poczuła jego dłoń między udami. Jack zaczął ją pieścić zdecydowanymi, pewnymi ruchami palców. Wstrząsnął nią spazm rozkoszy i krzyknęła.
Patrząc mu w oczy, zastanawiała się, co oznacza ich błysk. Czy była to wyłącznie męska satysfakcja? A może coś bardziej osobistego? Zanim zdołała zdecydować, Jack popchnął ją na łóżko i położył się na niej. Oparł się na łokciach i przez chwilę patrzyli sobie w oczy. Mogłaby przysiąc, że było to pełne żaru spojrzenie kochanków, którzy spotykają się po długiej rozłące.
Wszedł w nią głęboko, wypełniając ją do granic możliwości, a ona przyjęła go całego, unosząc biodra, by ułatwić mu wejście w siebie.
Było tak, jakby kochali się już setki razy, świetnie odnajdowali wspólny rytm. Jakby ich połączone ciała wykonały przedtem tysiące ruchów, podczas których jego członek wchodził w nią i wychodził, przynosząc jej kolejne fale rozkoszy.
Maddy wpatrywała się w napięte rysy jego twarzy. Wyciągnęła rękę i pieszczotliwie pogłaskała pociemniały od zarostu policzek, a potem delikatnie obrysowała palcem jego górną wargę. Chwycił ustami jej palec. Zaczął go ssać i przygryzać, podczas gdy ruchy jego bioder doprowadzały ją do szaleństwa.
Czuła, że Jack się powstrzymuje. Widziała, że kochając się z nią, obserwuje uważnie jej twarz i wsłuchuje się w odgłosy, które wydawała. Zrozumiała, że stara się odgadywać jej życzenia i spełniać je, chcąc jej sprawić jak największą rozkosz.
Dopiero wtedy, gdy jęczała wstrząsana orgazmem, Jack dołączył do niej i opadł na łóżko.
Po krótkiej chwili wstał. Zebrał swoje ciuchy z podłogi i ruszył do łazienki. Gdyby ją przytulił i pocałował, zbyt wielu rzeczy mogłaby się domyślić.
Nie mógł się jednak powstrzymać, by się obejrzeć i popatrzeć na leżącą na łóżku dziewczynę. Wyglądała na rozmarzoną, oszołomioną i całkowicie zaspokojoną.
Wiedział, że musi sprawić, by te uczucia znikły z jej twarzy.
– To było wspaniałe przedstawienie, ale zanim znajdziemy się na wyspie, czeka nas jeszcze wiele pracy. Możesz skorzystać z prysznica w łazience przy salonie. Ubierz się. Mamy do przejrzenia materiały na temat wyspy, które udało mi się zdobyć.
Widząc wyraz rozpaczy w jej oczach, Jack z trudem powstrzymał się, by nie wrócić do łóżka i nie wziąć jej w ramiona, zamiast to zrobić, tylko zacisnął pięści.
– Zamówiłem obiad, więc jeżeli nie chcesz, żeby kelner zobaczył cię nagą, pospiesz się z ubieraniem.
Szybko zniknął w łazience. Bał się, że może powiedzieć coś, czym dotknie ją jeszcze bardziej, i chciał tego uniknąć. Zamknął drzwi i oddychając z trudem, oparł się o nie plecami. Powoli zaczynało do niego docierać, co przed chwilą zrobił. Rzucił ciuchy na toaletkę i wszedł pod prysznic. Stojąc w strumieniach gorącej wody, ciągle czuł cudowny zapach jej skóry i starał się go z siebie zmyć.
Od chwili, gdy dwa lata temu zobaczył Maddy po raz pierwszy, pragnął jej do szaleństwa. Zawsze jednak ukrywał przed nią swoje uczucia, okazując jedynie podziw dla sposobu, w jaki wykonywała swoją pracę.
Dla Maddy praca była wszystkim. Tak ją wychowano i ten sposób na życie całkowicie jej odpowiadał. Aż do ubiegłego tygodnia, kiedy Dawn Winston uśpiła ją środkiem nasennym i uciekła z domu.
Kiedy Maddy zadzwoniła i wytłumaczyła, co zaszło, przekonywał ją, że nie może się obarczać winą za zniknięcie Dawn. Mała bardzo starannie przygotowała się do ucieczki i podstępnie wykorzystała jej przyjaźń. Ale jego słowa spływały po niej jak woda po gęsi. W oczach Maddy widział cierpienie i panikę i czuł, że ma obowiązek dać jej szansę, by mogła wszystko naprawić.
Dopiero potem ogarnęły go wątpliwości. Ostrzegał ją, wyliczając wszystkie czyhające na wyspie niebezpieczeństwa. Jednak odniósł wrażenie, że nie słucha go wystarczająco uważnie. Próbował przedstawić czekające ją zadanie z jak najgorszej strony, mając nadzieję, że sama się wycofa. Ale zamiast zrezygnować, zrobiła wszystko, czego zażądał, włączając w to uprawianie z nim seksu. No, nie do końca, poprawił się w myśli. Może gdy zaczynali, było to uprawianie seksu, ale skończyli, kochając się, ponieważ on nie umiał być z nią w żaden inny sposób.
Boże, właśnie spełniło się jego największe marzenie! Kochał się z Maddy Guthrie. Miał nadzieję, że okaże się namiętna i pełna ciepła, i była dokładnie taka, jak sobie wymarzył.
Jack wiedział jednak, że jego stary przyjaciel, bezwzględny szef ochrony Spike Guthrie, widziałby to wszystko całkiem inaczej i gdyby żył, goniłby go teraz z maczetą.
Spike znienawidziłby go za to, co zrobił. I Maddy też go znienawidzi. Jedyną jego szansą było utrzymanie ich wzajemnych stosunków na czysto służbowej, pozbawionej choćby cienia prywatności, płaszczyźnie. Maddy była córką swojego ojca. Tak samo jak Spike robiła wrażenie twardej i odpornej na wszystko, podczas gdy w głębi serca była wrażliwa i podatna na zranienie. Całą duszą oddała się pracy dla Winstona i kontynuowała zapoczątkowaną przez ojca tradycję.
Mimo wszystko nie mógł się powstrzymać, by trochę nie pomarzyć. Może kiedy zakończą tę sprawę, będą sobie mogli pozwolić na romans, jak zwykli ludzie.
Jack przywołał się do porządku. To niemożliwe. Nie wolno mu nawet o tym myśleć. Wielokrotnie się już nad tym zastanawiał i wiedział, że sypianie z agentem, z którym się współpracuje, jest niedopuszczalne.
Zakręcił wodę i sięgnął po ręcznik. Wiedział, że za chwilę stanie twarzą w twarz z Maddy, przybrał więc odpowiednio zimny i obojętny wyraz twarzy.
Tytuł oryginału: Body Contact
Redaktor serii: Grażyna Ordęga
Opracowanie redakcyjne: Katarzyna Leżeńska
Korekta: Joanna Habiera
© 2002 by Ruth Glick
© for the Polish edition by Harlequin Polska sp. z o. o. Warszawa 2004, 2013
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wydanie niniejsze zostało opublikowane w porozumieniu z Harlequin Enterprises II B.V.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Znak firmowy wydawnictwa Harlequin jest zastrzeżony.
Harlequin Polska sp. z o.o.
02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1 B lokal 24-25
www.harlequin.pl
ISBN 978-83-238-9320-2
Konwersja do formatu EPUB: Legimi Sp. z o.o.